Principessa i inni

Transkrypt

Principessa i inni
Principessa i inni
Widziałem księżniczkę. Prawdziwą. Przy obiedzie siedziała naprzeciwko mnie księżniczka
Maria Elettra Elena Anna Marconi-Giovanelli. Nie – nie otwieramy tutaj kroniki dworskiej.
Nazwisko panieńskie księżniczki Elettry sugeruje ścisły związek z telekomunikacją – jej
ojcem był Guglielmo Marconi, wynalazca radia. Skąd jednak ja na tych progach? Szwajcarski
oddział IEEE http://www.ieee.ch/ wraz z Fondation Marconi http://www.fondationmarconi.ch zorganizował uroczyste odsłonięcie tablicy upamiętniającej pierwsze próby
Marconiego z transmisją bezprzewodową w górskiej wiosce Salvan w kantonie Valais
(program: http://www.ieee.ch/milestone_agenda.htm, zdjęcia na stronie Fundacji). Zgłosić cię
mógł każdy, a jedynym warunkiem spożycia obiadu w tym szacownym gronie było wyłożenie
50 franków.
Zdradzę przyczynę pewnej ironii tego tekstu. Wiadomo było, że impreza ma charakter
głównie przyjemnościowo towarzyski, lecz zdarzył się tego dnia jednak pewien zgrzyt.
Profesor Fred Gardiol, inicjator imprezy, wygłosił referat o badaniach nad
elektromagnetyzmem przed eksperymentami Marconiego. Mówił o Maxwellu i Hertzu, nawet
o Popowie i innych, którzy byli bliscy wynalazku, lecz albo traktowali te zjawiska jako
pozbawioną praktycznego znaczenia ciekawostkę, albo myśleli, że podobnie jak w przypadku
światła, konieczny jest dla transmisji kontakt wizualny, co ograniczałoby zakres zastosowań,
albo w końcu nie mieli dość zdecydowania lub środków. Zacytował też informację (?) z
Internetu, że radia nie można było wynaleźć, najwyżej odkryć, bo fale zawsze były.
Skomentował to, że fale oczywiście zawsze były, ale co innego fale, a co innego działająca
aparatura. Cykl referatów zamknęła księżniczka. Pojawiły się aparaty fotograficzne i kamery,
bo nawet w trzecim tysiącleciu ważniejsze jest noszenie właściwych genów, niż konkretne
osiągnięcia – więc niech nas nie dziwi kult świętych i respekt dla tronu! Principessa
podziękowała za wspaniałe prezentacje, po czym stwierdziła, że obraził (sic!) ją referat prof.
Gardiola podający w wątpliwość wynalazek jej ojca. W Rosji była dittatura, więc głosili, że
wynalazcą radia był Popow, ale wszędzie jej ojcu okazywany jest należny szacunek. Potem
wystąpił jej syn, Guglielmo junior i – choć spodziewałem się dyplomatycznego złagodzenia –
nie powtarzając słów, poparł matkę. Tja... trochę wszystkim poopadały szczęki, ale jakoś
zostało to wygładzone, a raczej zakitowane.
Zdarzenie to nieco mnie schłodziło. Pomyślałem, ile osób tu świeci światłem odbitym, a
zwłaszcza rodzina, która nosi nazwisko, jak ja noszę plecak, jeździ i zaszczyca obecnością –
następne na trasie są Nowy Jork i Rio. Nie jest to istotne finansowo – już Marconi senior nie
był ubogi, oto jego „dacza”, Villa Griffone, gdzie dziś się mieści muzeum i mauzoleum
http://www.radiomarconi.com/marconi/mausoleo.html, sam już posiadał Palazzo Maruscelli
na via Condotti, gdzie znajduje się Antico Caffè Greco i takie sklepy, jak Bulgari, Gucci, czy
Ferragamo.
A dzięki schłodzeniu chłodniej obserwowałem resztę uroczystości. Ciekawe były mowy przy
odsłonięciu tablicy. Przypominało to słonia opisywanego przez niewidomych – zdarzenie niby
to samo, a każdy widział je z innej strony:
Jan Śliwa
Principessa i inni (28.9.2003)
1
o mer gminy podkreślał ówczesne znaczenie turystyczne wioski i otwartość
miejscowego chłopca do pomocy gościowi z dziwną aparaturą
o amabasador Włoch widział w tym zdarzeniu paralelę między Kolumbem, który
Amerykę odkrył, a Marconim, który ją radiową komunikacją zbliżył do Europy, co w
obu wypadkach było przejawem włoskiego odkrywczego ducha
o Ray Findlay, były prezydent IEEE, akcentował rolę jego organizacji dla środowiska
inżynierskiego
o dla principessy było ważne, co zdziałał il suo padre – i to nie dla interesu, lecz dla
dobra ludzkości, co było skądinąd pierwszym krokiem do powstania telefonów
komórkowych
Całość zakończył błyskotliwą mową prezydent Pascal Couchepin, bez kartki i nawiązując do
usłyszanych przed chwilą wypowiedzi. Ponieważ Valais jest m.in krainą wina, panie w
ludowach strojach serwowały hojnie białe i czerwone. Oficjele zmieszali się z
kilkudziesięcioosobowym tłumem, również prezydent. Tu uwaga: wioska nie została
zamknięta na tydzień przed imprezą, w kawiarniach siedzieli normalni goście, a nie tajni
agenci (chyba że dobrze ucharakteryzowani), nikt mi nie sprawdzał dokumentów, nie
przeszedłem przez detektor metalu. W grupę wmieszani byli tylko młodzi ludzie w czarnych
okularach, o wiele mniej muskularni od przyszłego gubernatora Kaliforni, lecz zdecydowanie
nie wyglądający ani na dyplomatów, ani na inżynierów, ani na arystokratów. Jest jeszcze taki
kraj!
W końcu wszyscy byli zadowoleni, również ja: porozmawiałem z księżniczką (jest 1:1 – ją
chrzcił przyszły Papież Pius XII, mojej żonie udzielił bierzmowania przyszły Papież Jan
Paweł II), uścisnąłem rękę prezydentowi, albo on mi, zależnie od punktu widzenia. Był
piękny, pewnie ostatni słoneczny dzień tego lata, widok na Alpy wspaniały.
Poza tym high life, bon ton. Ale z księżniczkami radzę uważać.
Więcej o księżniczce:
http://www.marconicalling.com/museum/html/people/people-i=32.html
Jan Śliwa
Principessa i inni (28.9.2003)
2