Chrześcijaństwo musi przegrać

Transkrypt

Chrześcijaństwo musi przegrać
Chrześcijaństwo musi przegrać
Kazimierz Bem* i Jarosław Makowski**
2011-04-23, ostatnia aktualizacja 2011-04-20 20:24
Więcej...
http://wyborcza.pl/1,76498,9474414,Chrzescijanstwo_musi_przegrac.html#ixzz1KQ5e67Su
Jerzy Nowosielski, ''Mandylion'', rok 1987, olej na płótnie
Parafia Prawosławna w Krakowie jest właścicielem praw autorskich do wszystkich dzieł
Jerzego Nowosielskiego o tematyce sakralnej
Wywiad z Tomaszem Terlikowskim. Polska ustami Boga (17-04-11, 14:00)
•
•
•
•
•
•
•
•
•
Bóg jest anarchistą (20-02-11, 22:35)
Rozmowa, którą przerwała śmierć (14-02-11, 03:31)
Stań się niczym stajnia (29-12-10, 01:00)
Katolik w mniejszości (11-07-10, 23:09)
Twarzą w twarz (28-06-10, 00:03)
Wojna i Bóg (20-09-09, 23:00)
O zabawach w Pana Boga (12-06-09, 01:00)
Wielki ślad Boga (15-03-08, 19:59)
Anioły in vitro (05-01-08, 14:56)
W świecie rzymskiej kultury liderzy wjeżdżali majestatycznie na rumakach do miasta, by oznajmiać
ludowi o swoim przybyciu. Byli mistrzami w wielkich procesjach, których triumfy, czyli uroczyste
powroty do Rzymu po wygranych kampaniach wojennych, były prawdziwym show ówczesnych
czasów, porównywalnym dziś tylko z show, jakie oglądamy przy okazji wręczania Oscarów.
Tymczasem historia kilku ostatnich dni życia Jezusa z Nazaretu to pasmo spektakularnych porażek.
Król, którego namaszcza prostytutka, lider, który jest zdradzony przez swojego ucznia, wreszcie
prorok, który milczy w swojej obronie, gdy zarzuca się mu czyny, których nie popełnił.
Co więcej, nawet niedzielny poranek wielkanocny to kolejny dowód na to, że i po zmartwychwstaniu
Chrystus niewiele zrozumiał z logiki, jaka rządziła rzymskim światem - oto ukazuje się kobietom, a
więc istotom, które według ówczesnego prawa nie miały podmiotowości prawnej, a ich świadectwo
było w sądach bezużyteczne.
Czy naprawdę nie było w całej Jerozolimie nawet jednego mężczyzny kapłana z nieposzlakowanym
kapłańskim rodowodem, któremu Chrystus mógłby się ukazać zaraz po zmartwychwstaniu? Czy
koniecznie musimy polegać na świadectwie kobiety, i to powiedzmy sobie szczerze, kobiety, której
obce były tradycyjne wartości rodzinne?
Trzeba powiedzieć wprost: z punktu widzenia siły, władzy i prestiżu misja Jezusa okazała się
katastrofą. To wielka porażka człowieka, który głosząc, że jest wyzwolicielem ludzi z opresji i tyranii,
ostatecznie kończy jak zwykły szumowina z rąk tyrana.
A jeśli tak, to nic nie zrozumiemy z historii wydarzeń wielkanocnych, jeśli nie weźmiemy za dobrą
monetę słów Marcina Lutra wygłoszonych pięćset lat temu: "Bóg jest bogiem pokornych,
odrzuconych, dręczonych, uciśnionych, zdesperowanych i tych, którzy zostali zredukowani do
niczego". Albo, jeśli nie zrozumiemy, że - jak to już w XX wieku mówił Gustavo Gutiérrez, lider teologii
wyzwolenia - "Bóg jest Bogiem, który ma preferencyjną opcję dla ubogich".
Czy poddanie się przez Jezusa męczeńskiej śmierci na krzyżu to nagła zmiana w jego zachowaniu? Czy
to po prostu przypadek, fatalny zbieg okoliczności, że ten Król, który chciał władać ludzkimi sercami i
umysłami, ostatecznie zawisł na krzyżu jak zwykły opryszek?
Przeciwnie, od samego początku swojej misji Jezus pokazuje zgoła odmienną logikę działania - logikę,
która szczególnie dziś budzi brak zrozumienia, a nawet radykalny sprzeciw poprzez praktykę
działania, w tym samych Kościołów chrześcijańskich i ich przywódców.
Dla Jezusa liczy się nie tyle przemoc, ile niemoc, nie tyle władza, ile służba, nie tyle prawda, ile dobro,
nie tyle sukces, ile pokora... Tak, szczególnie ta pokora, która ma znamiona porażki, ta kompletnie
niepojęta "przegrana Boga", jak mówi włoski badacz Biblii Sergio Quinzio, jest godna pożałowania.
Ale i czyż chrześcijańskie Kościoły nie odrzucają logiki porażki Jezusa, chcąc za wszelką cenę być po
stronie zwycięzców? Czyż nie chcą być po stronie tych, którzy tu i teraz mają rację, tu i teraz chcą
praw i przywilejów, tu i teraz chcą cieszyć się uznaniem i prestiżem, tu i teraz żądni są bogactwa?
Tymczasem Jezus odrzuca wartości, którym schlebiają bogacze i mocodawcy. Scena nakarmienia
pięciu tysięcy głodnych ludzi jest poprzedzona historią, jak to podczas uczty wydanej przez Heroda
Antypasa dla rozrywki bogatych i zblazowanych gości ścięto głowę Jana Chrzciciela. Z jednej strony
nadmiar jedzenia, bogactwa i władzy prowadzący do kończącej się śmiercią zabawy. Z drugiej skromność, która daje życie i pożywienie dla tysięcy, gdy tylko ludzie zdobywają się na solidarność i
dzielą tym, co mają.
W co gra ten Jezus? O co mu tak naprawdę chodzi, jeśli nie o królowanie? Czy mimo wszystko jego
historia nie kończy się ostatecznie jak dobry amerykański film happy endem zmartwychwstania? Czyż
chrześcijanie nie mogą powiedzieć, że jednak zwyciężyliśmy, nasz Bóg pokonał śmierć, a więc my
mamy rację?
Nie - nic z tych rzeczy! Bóg robi rzecz zgoła skandaliczną: wypiera się istoty swojego powołania,
królowania i siły właśnie, przyjmuje postać sługi, wybiera uniżenie i bezbronność zamiast hołdowanie
niezaspokojonym apetytom władzy.
Ten kenotyczny, pełen cierpienia gest Jezusa jest posunięty do ostateczności - do krzyża, na którym
Bóg daje siebie bez granic, by stanąć po stronie biednych i uciskanych. Bóg, pisze przenikliwie
teolożka feministyczna Sallie MacFaque, odrzuca władzę absolutną i imperializm na rzecz innej drogi drogi pokory i służby. Stąd życie chrześcijańskie oznacza życie krzyża, naśladowanie Jezusowego
dawania siebie innym. Co za odwrócenie triumfalnych, imperialnych wierzeń współczesnego
chrześcijaństwa!
Albo, jak z innej perspektywy dodaje katolicka teolożka feministyczna z Harvardu Elisabeth Schüssler
Fiorenza: "Podczas gdy męscy uczniowie nie rozumieją cierpiącego bycia Mesjaszem Jezusa,
odrzucają je, i w końcu porzucają go, kobiety uczennice (...) jawią się nagle jako prawdziwi uczniowie
(akoluothein): one zrozumiały, że jego posługa to nie władza i chwała panowania, ale diakonia służba".
Czyż jednak ten rodzaj praktyki, jaki proponuje Mistrz z Nazaretu, nie jest aby dla świętych, a nie dla
zwykłych śmiertelników. Czyżby? Przywoływana już Sallie MacFague opowiada, że prowadziła kurs
duchowej autobiografii. Bohaterami jej wykładów byli tacy ludzie, jak Teresa z Ávila, Dietrich
Bonhoeffer, Simone Weil, Mahatma K. Gandhi, Jean Vanier, Martin Luther King jr czy Dorothy Day.
Choć bohaterowie jej wykładów byli tak różni pod względem płci, koloru skóry, a nawet wyznania, to
łączyło ich jedno: żyli życiem szaleńczej miłości do i dla innych, zwłaszcza słabych i bezbronnych.
Praktykowali szokującą z dzisiejszej perspektywy rozbuchanego kapitalizmu i niepohamowanego
pragnienia władzy "politykę kenozy".
Kiedy nasze Kościoły zrozumieją, że ich jedyną polityką godną Ewangelii jest właśnie polityka
samouniżenia? Że w życiu chrześcijańskim nie chodzi o żaden sukces, żadną władzę, żadne przywileje,
żadne bogactwa, żadne poważanie - tylko o zbawienie, do którego droga prowadzi poprzez służbę
innym, obcym, wykluczonym...
Tym bardziej że od samego początku swojej misji Chrystus głosił coś, co teolog reformowany William
Placher nazwał "narracją bezbronnego Boga". To nowe Królestwo Boże, gdzie niemoc pokonuje
przemoc, gdzie siła bezsilnych pokonuje moc silnych, odrodzi się w nas dopiero wtedy, gdy odrzucimy
logikę władzy i prestiżu. Wszystko to, czym wabi nas świat, wszystko to, co cenimy i co kultura
współczesna wmawia nam, że ma wartość i cenę, wszystko to Chrystus odrzuca, mówiąc: "To nie
tak".
Skoro nie tak, Cieślo z Nazaretu, to jak? W tej nowej wspólnocie, którą Jezus swoim
zmartwychwstaniem chce powołać do życia, nie może zabraknąć przede wszystkim miejsca dla
ubogich, płaczących, łaknących sprawiedliwości, szukających pokoju - a więc tych wszystkich, którzy
dziś zostają zepchnięci na margines życia społecznego i publicznego. W owym "Jezusowym
królestwie" z piedestału strąceni zostają liderzy religijni dbający o poprawność form i czystość
moralną, liderzy, którzy zostają określeni nie tylko mianem "grobów pobielanych", ale zostają wręcz
ostrzeżeni: "Biada wam!".
Jeśli zatem Kościoły chcą pozostać wierne Jezusowi Zmartwychwstałemu, de facto muszą przegrać wyrzekając się siły, odrzucając pokusę władzy i dominacji, ignorując bogactwo i prestiż. Muszą
przegrać w oczach świata, by wygrać w oczach tych "najmniejszych i najsłabszych", do których w
pierwszej kolejności należy Królestwo Boże. Ale - co kluczowe - tylko przegrywając w oczach świata,
Kościoły zwyciężają w oczach Boga.
Czy stać je jeszcze na takie zwycięskie zmartwychwstanie?
* KAZIMIERZ BEM prawnik, protestancki publicysta, współpracownik Instytutu Obywatelskiego.
Przygotowuje się do zostania pastorem ewangelicko-reformowanym w USA, gdzie obecnie mieszka
** JAROSŁAW MAKOWSKI publicysta, filozof i teolog, szef związanego z PO Instytutu Obywatelskiego
Źródło: Gazeta Wyborcza
Więcej... http://wyborcza.pl/1,76498,9474414,Chrzescijanstwo_musi_przegrac.html#ixzz1KQ5xEuCM

Podobne dokumenty