Boisko w zieleń wkomponowane

Transkrypt

Boisko w zieleń wkomponowane
REKLAMA
nr 13 (112) 2013 ISSN 1734-7076
NOWE
Życie
(8.07-22.07. 2013)
NAKŁAD 25 000
Olsztyna
BEZPŁATNY Dwutygodnik z Warmii i Mazur
REKLAMA
Jak zaplanować
udany urlop
str.18
14
str.
Świat dziecka
Tylko w tym numerze aż osiem stron poświęconych tematyce dzieci i młodzieży
strony 9-16
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013
Za śmieci
płacimy bez
wezwania
Od 1 lipca obowiązki odbioru odpadów komunalnych od wszystkich właścicieli nieruchomości przejęła gmina Olsztyn. I to jej musimy zapłacić za usługi firm
odbierających odpady – wg
wcześniejszych
deklaracji.
W tym celu utworzono specjalne konto: 26 1030 1218
0000 0000 9040 1599.
Płatności należy dokonywać bez wezwania, faktur,
decyzji administracyjnych do
15. dnia miesiąca następującego po miesiącu, którego dotyczyła usługa, czyli opłaty za
lipiec należy dokonywać do
15 sierpnia. Mieszkańcy budynków
wielorodzinnych
płacą za odpady zarządcy
nieruchomości lub spółdzielni w wyliczonym czynszu.
No to się porobiło, wszak to
wakacje!
administracja, e-edukacja, e-zdrowie i e-bezpieczeństwo.
będą dodatkowo kursowały
w soboty, niedziele i święta.
ZKM już się nie boi, że znów
będzie krytykowany, bo został… zlikwidowany.
System
zarządzania
ruchem
Nowy urząd
Olsztyńska firma Sprint
S.A. rozpocznie budowę (za
54 mln zł) zintegrowanego systemu zarządzania ruchem. System nazywany jest
też inteligentnym systemem
transportowym (ang. Intelligent Transportation System, w skrócie ITS), składa się m.in. z: centrum
zarządzania ruchem,
monitoringu wizyjnego na skrzyżowaniach oraz
1 lipca rozpoczął pracę Zarząd Dróg, Zieleni
i Transportu w Olsztynie (powstał z połączenia
Zarządu Ko-
Widmo
obwodnicy
Widmo obwodnicy Olsztyna krąży między resortami.
Chodzi o załącznik nr 6 do
rządowego programu budowy dróg, w tym obwodnic 10
miast. Na razie Olsztyn jest na
tej liście. Potem dokumentem
zajmie się Komitet Stały Rady
Ministrów, a dopiero na końcu rząd. Pieniądze na budowę mają pochodzić z nowego
budżetu UE na lata 2014-2020.
Czyli – na dwoje babka wróżyła, bo nic nie jest jeszcze
przesądzone. Trzeba naciskać
na rząd bardziej skutecznymi
metodami niż gadanie.
Ciepło dla
miasta
Toczy się postępowanie
na wybór partnera prywatnego w celu świadczenia dostaw ciepła do miejskiej sieci ciepłowniczej w Olsztynie. Zgłosiło się osiem firm,
pięć dopuszczono do dalszych negocjacji. Są to: POSCO Enginering& Construction Co. Ltd, Abeinsa Ingenieria y Construction Industrial S.A., Konsorcjum: NDI
S.A., NDI Hotel Management
Sp. z o.o., Besix Group S.A.,
Strabag Sp. z o.o., Konsorcjum: Dalkia Term S.A., Dalkia Poznań S.A., Dalkia Poznań Zespół Elektrociepłowni S.A. Zakończenie procedury planowane jest na kwiecień
2014 roku.
Olsztyński Budżet
Obywatelski
w czterech krokach
Korekta
w autobusach
munikacji Miejskiej, Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów
oraz Zarządu Zieleni Miejskiej). Nowa instytucja przejmie prawa i obowiązki jednostek, które weszły w jej skład.
Główna siedziba ZDZiT znajduje się przy ul. Knosały 3/5
B. Na parterze jest Biuro Obsługi Klienta i Biuro Podawcze. Nowa jednostka posiada numery NIP i REGON Zarządu Komunikacji Miejskiej:
739-385-11-86 oraz 281358034.
Numer konta bankowego:
43 1030 1218 0000 0000 9049
8002. A więc jakieś zmiany
w Olsztynie są. Czy dobre,
czas pokaże.
Internet dla
szkół i szpitali
Miasto podpisało umowę
z konsorcjum COMP/NGE
na zakup, dostawę i konfigurację sprzętu komputerowego wraz z oprogramowaniem dla Olsztyna w ramach
projektu „Budowa infrastruktury sieci miejskiej obejmują-
cej jednostki publiczne na terenie miasta Olsztyn”. Projekt o wartości prawie 6 mln
zł jest w 85% dofinansowany z Unii Europejskiej. Tym
samym zwiększy się dostęp
do publicznej szerokopasmowej infrastruktury telekomunikacyjnej w kilkudziesięciu
instytucjach (42): szkołach,
placówkach MOPS, Miejskim
Szpitalu Zespolonym, Wojewódzkiej Przychodni Specjalistycznej i Parku Naukowo-Technologicznym. Umożliwi
to rozwój e-usług, takich jak e-
podsystemów: sterowania sygnalizacją świetlną (priorytet dla pojazdów transportu publicznego), monitorowania ruchu pojazdów, rejestracji przejazdu na czerwonym świetle oraz prędkości
chwilowej pojazdów, sterowania ruchem na liniach autobusowych i tramwajowych,
informacji pasażerskiej w in-
Życie
NOWE
Od 1 lipca zmieniły się
godziny odjazdów autobusów linii 82 i 88 w „Dni robocze wolne od nauki szkolnej”.
Nie będzie też można korzystać z przystanku Jagiellońska-Ogrody 2 (kursy w kierunku „Reymonta” za przystankiem
Słupy/Kieźliny).
Zlikwidowano też linię 89 łączącą Bartążek i Ruś z Bartągiem. Na okres wakacji akademickich zawieszono linie
22, 32 i 33, linia 30 będzie kursować tylko w dni robocze,
a na linii nr 9 zmniejszono
częstotliwość odjazdów w soboty. Z kolei autobusy nr 27
ternecie oraz na przystankach
i w pojazdach, informacji meteo, kontroli rozpływu strumieni ruchu w układzie komunikacyjnym. Ponadto bilet
elektroniczny (karta miejska)
wraz z systemem ładowania
oraz urządzeniami pokładowymi w tramwajach i autobusach. Ufff, nie możemy się
doczekać tej nowoczesności.
Olsztyna
Miasto rozpoczęło kampanię wprowadzającą Olsztyński Budżet Obywatelski.
Na stronie internetowej urzędu ujęto ją w czterech krokach. Projekty mogą dotyczyć
wszystkich zadań własnych
i zleconych gminy. Mieszkańcy najpierw dyskutują o potrzebach, potem przygotowują własne projekty: ogólnomiejskie (do około miliona zł)
i osiedlowe (do 50 tysięcy zł)
i w głosowaniu decydują, który projekt ma zostać zrealizowany. Swoją decyzję przekazują prezydentowi i radnym,
którzy zobowiązują się projekt przyjąć i zrealizować. Czego mogą dotyczyć projekty?
W zasadzie wszystkiego, ale
czasu jest mało. Więcej na stronie
www.decydujemy.olsztyn.pl
Wybrał i skomentował
JJP
Wydawca: Agencja Reklamowo-Wydawnicza
INNA PERSPEKTYWA” Paweł Lik, 10-686
“
Olsztyn,
ul. Boenigka 28/12
redaktor naczelny: Leszek Lik, redaktor wydania bezpłatnego: Paweł Lik,
[email protected]; sekretarz redakcji: Olga Ropiak; dziennikarze: Andrzej
Zb. Brzozowski, Olga Ropiak, Jacek Panas, Jerzy Pantak, Mirosław Rogalski, Mariusz
Wadas; korekta: Irena Robak, Olga Ropiak; współpraca: Krzysztof Rzymski
fot. okładka: Photos.com, Biuro promocji i reklamy: tel. 505 129 273;
(r) – materiał reklamowy lub powierzony, ar- archiwum redakcji. Redakcja nie
odpowiada za treœæ i formê powierzonych materia³ów, zastrzega sobie prawo
adiustacji powierzonych tekstów. Druk: Express Media Sp. z o.o.
Nakład
25 000
Ślady przeszłości
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013
Jak Pawełek historię
Olsztyna poznaje
Pewnego dnia przyszedł do mnie mój stryjek Ryszard. Rzadko mnie odwiedza, więc byłem bardzo ciekawy, co go sprowadza. Najpierw obejrzał moje mieszkanie. Bardzo mu się podobał
wystrój, który w dużej mierze jest zasługą mojej wspaniałej towarzyszki życia – Ilony. Siedliśmy przy stoliku na wprost akwarium, popijając kwas chlebowy i rozpoczęliśmy rozmowę. Nie
wiedziałem, że wujek jest fanem naszej historycznej rubryki.
W
iesz
–
powiedział – znam Jacka
Panasa bardzo długo,
a nie wiedziałem, że
pasjonuje się historią
Olsztyna. Te historie
nawiązujące do widokówek i starych zdjęć
są bardzo interesujące. Niektórych rzeczy,
nawet ja, osoba długo
mieszkająca w Olsztynie, nie wiedziałem. Nie zastanawiałeś się, dlaczego cię
odwiedziłem? To jest
związane z waszymi
artykułami. Nie miałem ostatnio kontaktu
z Jackiem. Widziałem
go ostatni raz w Hiszpanii, gdzie razem
wypoczywaliśmy
w Alicante. Bardzo lubiłem, leżąc na piachu nad morzem, słuchać, jak opowiadał
o przygodach ze swoich wojaży po świecie. Były zabawne. Zastanawiałem się,
czy rzeczywiście je przeżył,
czy zmyślił? Ale to, co opowiada o Olsztynie, to raczej
prawda, bo niektóre rzeczy
sprawdziłem.
o rzeczy! – stryj
otworzył
teczkę
i wyciągnął z niej fotografię.
– Wiem, że w Olsztynie kursowały tramwaje, ale tego
miejsca ze starej pocztówki
nie mogę zlokalizować. Poproś Jacka. Może on coś ciekawego opowie.
ten sposób kolejny raz trafiłem do
Jacka Panasa. – Oj, Pawełku!
– od tego zaczął spotkanie nasz redakcyjny historyk amator. – Znowu masz
fotografię i chcesz, abym
o niej opowiedział. Czy nie
możesz do mnie przychodzić zamiast ze zdjęciami, to
z ciekawymi pytaniami? Podobno moimi historyjkami
zainteresował się pan Jarek
ze Stawigudy. Gdyby chciał
się ze mną skontaktować, to
podaj mój email: [email protected]. Telefon mam
zepsuty i nie będę go na razie naprawiał, bo jest mi niepotrzebny. No, pokaż tę fotkę – pan Jacek wziął zdjęcie przekazane przez wujka
i przyjrzał się mu uważnie.
– Pawełku! Powiedz Ryśko-
D
W
waje, ostatni przystanek trasy nr 1
znajdował się na
Targu Końskim. Na
zdjęciu uchwycono
właśnie ten tramwaj.
Z prawej strony widać rzeźbę Chrystusa Upadającego pod
Krzyżem, zwaną też
Bożą Męką. Prawdopodobnie wykonano
ją w 1710 r. zaraz
po epidemii dżumy.
W
wi, że nie miał prawa zlokalizować przedstawionego na
zdjęciu miejsca, bo w takim
kształcie ono już nie istnieje.
Gdy przyjechałem do Olsztyna w latach 50. ubiegłego wieku, to w użyciu była
jeszcze nazwa Koński Targ.
Nie handlowało się już tam
zwierzętami, ale można było
kupić za to motocykl czy jakiś inny pojazd. Mimo to pamiętam końskie łajno i rozrzuconą na bruku słomę. Tu
również zdawało się egzamin na motocyklowe prawo jazdy. O samochodowym nawet się nie marzyło, bo takich pojazdów prawie nie było. Zainteresowanie nimi było znikome, chyba że ktoś znalazł w stodole
poniemieckie auto.
Oficjalna powojenna
nazwa tego miejsca,
to plac Franklina
Roosevelta, na cześć
prezydenta Stanów
Zjednoczonych Ameryki. Plac miał
w przybliżeniu
kształt trójkąta.
W miejscu, gdzie
obecnie zorganizowano parking, stały
parterowe domki.
W
jednym z nich znajdował się sklep z firanami i tkaninami. W pobliżu biegła wąska uliczka
oddzielająca zielony skwer
z ławkami od ulicy Mochnackiego, która krzyżowała się
z Osińskiego, Niepodległo-
ści i Pieniężnego. Tutaj także dochodziła ulica Orkana
i tu był właśnie wjazd na Koński Targ. W tym miejscu między innymi zaczynała się trasa autobusu nr 5, który jechał
do Dajtek i do Likus. Ten cały obszar nazywamy placem
Roosevelta, chociaż właściwy
plac to tak naprawdę tylko
okolice skrzyżowania. Przy
ulicy Pieniężnego, tuż przy
placu stały kamienice, pawilony handlowe, sklepik spożywczy i stacja benzynowa.
Gdy budowano nową ulicę Niepodległości, wszystkie
domy rozebrano. Stoi tam teraz McDonald’s.
Wróćmy do fotografii. Gdy w Olsztynie
uruchomiono tram-
1937 r. niemieckie
władze przeniosły
ją do skwerku przy skrzyżowaniu ulic Warszawskiej
z Jagiellończyka, gdzie stoi
do dziś.
I jeszcze jedna ciekawostka z tego rejonu miasta. Po II
wojnie światowej przy ulicy
Mochnackiego istniała dzielnica żydowska, z bardzo znanym zakładem rymarskim,
który mieścił się „domku Abrahama” efektownie przebudowanym w 1904 r. przez Żyda Abrahama Brünna. Nieco
później w pobliżu był jedyny
w mieście zakład, gdzie można
było naładować akumulator
i poniklować np. ramę do roweru. Na koniec mojej opowieści powiem ci, Pawełku, że tam,
gdzie teraz sprzedają auta, kiedyś wytwarzano wozy konne,
dorożki, a także montowano
automobile. To było dawno temu, ani ciebie, ani mnie nie było jeszcze na świecie!
Opowieści Jacka Panasa
wysłuchał Pawełek
4
“Nowe Życie Olsztyna” nr 12 (111) 2013
Przygody Jacusia Wędrowniczka
nzo-260x43-300dpi-cmyk-druk.pdf 1 2013-06-19 11:29:36
kto ma rację?
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013
5
C
M
Y
CM
MY
CY
CMY
K
Wodne
Redaktor Jacek Panas ma rację, kiedy pisze, że wszystko się zmieniło. Chociaż może nie
wszystko, ale na pewno dużo, także w temacie własności. I to tyle, jeśli chodzi o nasze
wspólne poglądy na sprawę. Tak, drogi Jacku, prawo własności prywatnej jest jednym z naważnieszych praw, czy to się komuś podoba, czy nie.
Prywatne,
bezprawie czyli wspólne?
Bardzo dawno temu jezioro Ukiel (Krzywe) w Olsztynie, które leży w obrębie granic miasta, można było obejść wzdłuż brzegu, co jakiś czas zażywając kąpieli na małych, urokliwych plażach.
C
zasy się zmieniły,
mamy demokrację.
Mocne prawo własności, dużych pieniędzy oraz
niepisanego, ale bardzo popularnego powiedzonka „wolnoć Tomku w swoim domku”. Jako zatwardziały wodniak pływałem, pływam i niestety nie wiem, czy będę jeszcze pływał po warmińskich
i mazurskich jeziorach. Kiedyś
można było dobijać do brzegu w każdym miejscu. Wszyscy mieli prawo korzystać
z pomostów. Niestety wiele
się zmieniło.
o jeziorze można pływać, ale jest tyle ograniczeń i nakazów, że nie odczuwa się z tego większej przyjemności. Nie wiem, co będzie za
rok albo dwa, bo władze miejskie uwielbiają wprowadzać
zakazy. Prawdziwych plaż
już nie ma. Jedyna w remoncie, klubów sportowych otwartych dla wszystkich jak na lekarstwo, a najgorsze jest to, że
utrudniono dostęp do wody.
Pojawia się coraz więcej płotów, znaków informujących
o prawie własności oraz różnego rodzaju lokali, które zagrodziły dostęp do jeziora. Nikt
w Olsztynie nie szanuje obo-
P
wiązującego w Polsce prawa,
stanowiącego o tym, że brzeg
jeziora powinien być dostępny
dla wszystkich.
soby, które mi nie dowierzają, mogą pojechać na ulicę Jeziorną, do
Łupsztychu,
Likus czy też
do
Gutkowa. O plażowaniu należy
zapomnieć,
bo do wody
bardzo trudno się dostać. Właściciele pensjonatów i hoteli
zagrodzili dostęp do wody, uzurpując sobie prawo własności brzegu jeziora. Na całym świecie
brzegiem jezior czy mórz
można spacerować do woli
– w Olsztynie tylko po ulicach.
estem pewny, że czytający dokładnie mój wywód redaktor Andrzej Brzozowski napisze, że własność
prywatna jest najważniejsza
O
J
i co komu do tego, że brzeg
jeziora jest niedostępny,
a pomost, który często wybudowany został nielegalnie, ma służyć tylko mnie!!!
To paranoja, panie Andrzeju. W naszym kraju lasy
i woda są generalnie dobrem
państwowym, czyli naszym
wspólnym, każdy ma prawo
z nich korzystać! Jak na razie,
bo może się to zmienić.
Jacek Panas
N
ie po to ktoś inwestuje swoje własne
pieniądze, wykupując działkę, żeby była wspólną własnością. Zwłaszcza że
nie są to małe kwoty, w końcu chodzi o atrakcyjne tereny
tuż nad wodą. Oczywiście rozumiem, że w sporadycznych
sytuacjach (np. zagrożenie ży-
cia) każdy ma prawo podpłynąć i skorzystać z prywatnego pomostu czy brzegu blisko
prywatnej posesji. Poza tym to
chyba dobrze, że powstają nad
jeziorami hotele i pensjonaty,
bo nie każdy ma możliwość
i ochotę na wyprawę z kocem
nad wodę. Niektórzy wolą zapłacić, aby mieć trochę luksusu, bezpieczeństwo i możliwość wyboru.
ak, wiem, że dzikie plaże to swoboda i obcowanie z naturą w najprostszej
postaci. Ale czy zawsze jest to
przyjemne? Służę przykładem.
Parę lat temu wraz
z rodziną i grupą przyjaciół wybrałem się pewnego upalnego dnia
nad jezioro Żbik.
Długo tam nie zabawiliśmy, ponieważ trudno nam
było przedrzeć się
do wody. Utrudniały to rozstawione nad brzegiem
grille i biegające
dookoła psy. Urok
dzikiej plaży. Nie
był to teren prywatny, więc brzeg tym
bardziej należał do
wszystkich.
prawy legalności
stawiania pomostów zostawiam odpowiednim urzędom, ale jeżeli już
ktoś postawił sobie taki pomost zgodnie z prawem, to
zapewne nie jako keję, czyli
miejsce do cumowania oko-
T
S
licznych łódek czy jachtów.
Chyba że jest na to zgoda właściciela.
yłem kiedyś zaproszony przez przyjaciół do
ich domku letniskowego położonego nad Jeziorem Wulpińskim w pobliskich Mojdach. Ku mojemu zdziwieniu w pewnym momencie
do brzegu posesji podpłynęła łódka, z której wysiadło
kilku młodych ludzi. Część z
nich rozpaliła grilla, część poszła na znajdujący się w obrębie działki pomost i łowiła ryby. Na zwróconą uwagę
zareagowali stwierdzeniem,
że brzeg należy do jeziora, a
nie do właścicieli gruntu. Jeżeli nawet zezwala na to prawo, drogi Jacku, to moim zdaniem powinno być zmienione.
ie wiem, czy wiesz,
ale jeżeli ktoś ukradnie Ci samochód, to może się
tłumaczyć tym, że chciał się
tylko przejechać. To nie jest
przestępstwo. Takie mamy
prawo. A co byś powiedział,
gdyby ktoś wziął Twoją ulubioną łódkę, żeby sobie popływać? Bez Twojej wiedzy.
Już widzę Twoją minę. Oczywiście żartuję, bo jak Ciebie
znam, to nikt nie potrafiłby
jej uruchomić. Bo to w końcu
Twoja własność.
Andrzej Zb. Brzozowski
B
N
6
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013
samorząd województwa
Nadrabiamy zaległości
i patrzymy w przyszłość
W ostatnich dniach sejmik województwa większością głosów udzielił zarządowi absolutorium z wykonania budżetu za 2012 rok, a także przyjął strategię rozwoju społeczno-gospodarczego regionu do roku 2025. Strategia jest kluczowym, planistycznym dokumentem decydującym o przyszłości województwa. O tym, na jakim etapie rozwoju są teraz Warmia i Mazury i co
nas czeka w przyszłości, rozmawiamy z marszałkiem Jackiem Protasem.
o samą turystykę tu chodzi.
Także o produkcję jachtów,
z której słyniemy, i różnorodne usługi związane z tymi branżami. Po drugie żywność wysokiej jakości – specjalizacja bazująca na tradycyjnej, silnej pozycji rolnictwa na Warmii i Mazurach.
Wreszcie po trzecie jest drewno i meblarstwo – ta specjalizacja również jest solidnie
osadzona w tradycji regionu
i oparta o silny sektor meblarski oraz szerokie wykorzystanie drewna.
Panie marszałku, w zasadzie kończy się już
Regionalny Program
Operacyjny Warmia
i Mazury na lata 2007-2013. Ile tak naprawdę pieniędzy wpłynęło
do regionu dzięki temu
programowi?
– Na realizację tego programu pierwotnie wynegocjowaliśmy 1,036 mld euro. Ale dzięki dobremu kontraktowaniu środków otrzymaliśmy z krajowej rezerwy
wykonania dodatkowo prawie 25 mln euro, a na dostosowanie techniczne kolejne
10 mln euro. Brzmi to dość
technicznie, a więc przekładając na namacalne efekty:
podpisaliśmy blisko 1900
umów o łącznej wartości ponad 6,5 mld zł.
Które z wykonanych zadań uważa Pan za najważniejsze z punktu
widzenia gospodarza
regionu?
– Najważniejsze zrealizowane inwestycje, oprócz
oczywiście ciągle trwających
przedsięwzięć komunikacyjnych, to modernizacja i doposażenie szpitali, jak również budowa sieci sanitarnych i innych urządzeń służących poprawie stanu środowiska. Nie mniej ważnie
okazały się budowa bazy turystycznej, w tym także ekomarin, rozwój szerokopasmowej sieci oraz inwestycje
w przedsiębiorczość i instytucje otoczenia biznesu.
To – ogólnie mówiąc
– infrastruktura, ale
dzięki funduszom europejskim mieliśmy środki także na realizację
tak zwanych inwestycji
miękkich, czyli inwestycji w człowieka…
– Tak, chodzi o Program
Operacyjny Kapitał Ludzki. Region pierwotnie dostał 312 mln euro i także
w tym programie zasłużyliśmy na nagrodę z krajowej
rezerwy wykonania, dzięki
Na koniec – jakie najważniejsze i najtrudniejsze wyzwania czekają region?
– Najważniejsze wyzwania to dokończenie inwestycji, które poprawią dostępność komunikacyjną regionu – mówi marszałek Jacek Protas
czemu mamy teraz łącznie
397 mln euro. W tym programie podpisaliśmy już
1900 umów o łącznej wartości 1,5 mld zł.
Co ważnego udało się
zrobić?
– Te środki zainwestowaliśmy w kompleksowe wsparcie osób bezrobotnych i nieaktywnych zawodowo, poprawę dostępu do rynku pracy,
rozwój ekonomii społecznej,
zwiększenie potencjału pracowników przedsiębiorstw
i zmniejszanie nierówności
w edukacji.
Panie marszałku, czy samorząd województwa inwestuje też w wieś?
– Tak, w obecnej perspektywie finansowej realizujemy także Program Rozwoju
Obszarów Wiejskich, w którym zawarliśmy ponad 1700
umów o łącznej wartości ponad 800 mln zł. Dzięki temu
programowi udaje nam się
aktywizować społeczności lokalne, zapobiegać wykluczeniu społecznemu na obsza-
rach wiejskich i angażować je
w lokalne życie, kultywować
tradycje i dziedzictwo regionalne poprzez odnowę i rozwój wsi, a także zabezpieczać
podstawowe usługi dla ludności wiejskiej.
Jak zauważyliśmy, te
środki zostały już
w większości spożytkowane. Co dalej? Na co
teraz możemy liczyć?
– Wstępna propozycja podziału środków w przyszłej
perspektywie UE, ogłoszona podczas Konwentu Marszałków Województw RP
w województwie podlaskim,
zakładała, że Warmia i Mazury dostaną nieco ponad
1,1 mld euro, czyli niewiele
więcej niż w obecnych latach.
Nie mogliśmy się na to zgodzić.
W wyniku naszych działań
i prowadzonych rozmów
obecnie wynegocjowana kwota to 1,549 mld euro.
Ale Komisja Europejska
stawia przed nami nowe wymagania i preferuje innowacje, tymcza-
sem nam ciągle brakuje
choćby dobrych dróg.
– Tak, zmieniła się filozofia wydatkowania funduszy europejskich i musimy się
do tych zmian przygotować.
Temu służy zaktualizowana
strategia. Z jednej strony rozumiemy, że Unia Europejska musi stać się konkurencyjna i innowacyjna, aby zachować pozycję największej
globalnej gospodarki. Z drugiej strony problemem wielu
polskich regionów pozostaje
stan infrastruktury. Zaproponowany przez Ministerstwo
Rozwoju Regionalnego podział funduszy na poszczególne krajowe programy operacyjne: „Infrastruktura i Środowisko”, „Inteligentny Rozwój”, „Wiedza, Edukacja,
Rozwój”, „Polska Cyfrowa”,
„Polska Wschodnia” oraz na
programy regionalne wydaje nam się dobrym kompromisem między potrzebą dalszego nadrabiania zaległości
infrastrukturalnych a wizją
rozwoju opartą na coraz lepszej współpracy świata nauki i biznesu.
Ciągle podkreśla Pan rolę strategii rozwoju województwa. Dlaczego ten
dokument jest taki ważny?
– Strategia uchwalona na
czerwcowej sesji sejmiku województwa określa nasze cele na przyszły okres programowania. Ponieważ naszym
głównym celem strategicznym jest spójność ekonomiczna, społeczna i przestrzenna
Warmii i Mazur z regionami
Europy, a także wzrost konkurencyjności
gospodarki,
z naszego punktu widzenia
najważniejsze było określenie
trzech inteligentnych specjalizacji województwa warmińsko-mazurskiego, bazując na
mocnych stronach regionu,
jego konkurencyjności i potencjale rozwojowym, a także
w oparciu o dowody, czyli badania, analizy.
Jakie to specjalizacje?
– Po pierwsze ekonomia
wody. Ta specjalizacja bazuje na największych w Polsce
zasobach wód powierzchniowych, wokół których rozwinęła się turystyka, ale nie
– Najważniejsze wyzwania to dokończenie inwestycji, które poprawią dostępność komunikacyjną regionu,
a tym samym zlikwidują
główną barierę naszego rozwoju, czyli drogi i lotnisko.
Jeśli chodzi o drogi, to większość jest realizowana, choć
z pewnym opóźnieniem wynikającym z ustalaniem decyzji środowiskowych. Na lotnisku zaś funkcjonuje teraz nowa spółka, której zależy na
czasie. Decyzję środowiskową już mamy, mamy także
projekt terminalu, trwają prace na budowie linii kolejowej
do Szczytna i Szyman, chcemy
oddać te inwestycje na czas.
A jeśli chodzi o te nowe
ponad 1,5 mld euro na
lata 2014-2020?
– Nasz główny cel to spełnienie nowego, niezwykle
ciężkiego warunku postawionego przez Komisję Europejską. Otóż 50 proc. dostępnych środków musimy przeznaczyć na odnawialne źródła energii, innowacje oraz badania i rozwój. Zważywszy że
dziedziny te nie cieszyły się
wielkim powodzeniem w tej
perspektywie finansowej, powiązanie biznesu ze światem
nauki będzie dla nas ogromnym wyzwaniem i to są najważniejsze cele do osiągnięcia.
(r)
region
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013
7
Dobre Miasto,
dobre imprezy
Rozpoczęły się wakacje i za nami pierwsze koncerty
pod chmurką. Jedna z lepszych imprez odbyła się 5 i 6 lipca w Dobrym Mieście. Chodzi o Dobremiastock Festival.
Każdy miał tu szansę usłyszeć muzykę, którą lubi, bo przekrój był ogromny – od reggae przez hip hop, ska, rap, na rocku kończąc. Wszystkie koncerty były darmowe dla publiczności, a sam dobór wykonawców był nieprzypadkowy: zaproszono artystów, którzy niosą ze sobą pozytywne przesłanie i podkreślają szacunek do człowieka. Częścią festiwalu
był Ogólnopolski Festiwal Muzyki Alternatywnej. Zgłoszeń
było co niemiara. Zgłosiło się ponad osiemdziesiąt zespołów z całej Polski, pragnących wystąpić na scenie w Dobrym Mieście. Nie było to jednak proste. Spośród wszystkich
zgłoszeń tylko sześć kapel otrzymało wejściówki na scenę,
w tym dwie z naszego regionu. Największym zmartwieniem
organizatorów było pozyskanie funduszy na dwudniową imprezę, ale i z tym Stowarzyszenie Druga Strona Ognia dało sobie radę, m.in. dzięki pomocy samorządu Dobrego Miasta. Impreza stała się jednym z najważniejszych wakacyjnych wydarzeń na Warmii i Mazurach. Jak widać nie tylko duże miasta
mogą robić dobre imprezy.
W ostatnią sobotę czerwca mieszkańcy Olsztynka obchodzili dni swojego miasta. Świętowanie zaczęło się od
zorganizowanego z rozmachem przemarszu pod ratusz,
gdzie odbyła się uroczystość przekazania władzy mieszkańcom przez burmistrza Artura Wrochnę. Parada ruszyła
w stronę skansenu. Na czele orszaku stanęła orkiestra dęta OSP
z Lidzbarka Welskiego, za nią kolejne grupy – a to kluby sportowe, a to szkoły. Stawkę zamykała miejscowa straż pożarna,
przez którą Dni Olsztynka zostały przesunięte na późniejszą
godzinę. Jeden ze strażaków bowiem – jak to ujmuje cytat kultowej polskiej komedii – zakładał właśnie podstawową komórkę społeczną. Solidarni koledzy na niego poczekali, ba – cały Olsztynek poczekał. Parada ruszyła po ślubie strażaka. Tak
to jest w honorowych miasteczkach, że jeden za wszystkich,
wszyscy za jednego.
Młodzi stypendyści
w Olsztynie
Kraków, Warszawa, Gdańsk to tylko niektóre z miast,
w których stypendyści Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia
spędzali wakacje. Tym razem padło na Olsztyn. Od 5 do 18
lipca około 1200 dzieci pochodzących z ubogich rodzin z całego kraju, a wspieranych przez fundację, poznaje stolicę naszego regionu. Obóz rozpoczął się mszą w katedrze. Po tym młodzież, bo głównie to uczniowie gimnazjów i liceów, zamieszkała w Kortowie. Młodzi urlopowicze zapoznają się z historią, tradycjami i zabytkami Warmii i Mazur. Podobno bardzo
im się tu podoba, a Olsztyn zwiedzają również dzięki naszym
mieszkańcom. W ich programie przewidziana jest wycieczka
do Fromborka i pielgrzymka do sanktuarium w Gietrzwałdzie. Życzymy dzieciakom dobrej zabawy w naszym pięknym Olsztynie!
fot. Adam Pietrzak, rzecznik RDLP w Olsztynie
fot. Powiat-olsztynski.pl
Wielka heca
w Olsztynku
Siatkarze i leśnicy
w jednej osobie
Jeżeli rzucimy hasło „Stare Jabłonki”, to co pierwsze
przychodzi nam na myśl? Oczywiście, że mistrzostwa świata w siatkówce plażowej! I każdy, kto tak odpowie, ma rację,
ale w cieniu tej imprezy odbywają się jeszcze inne wydarzenia. Turystyczne, kulinarne, rekreacyjne, ale również… ekologiczne. Otóż kilku zawodników mistrzostw, w tym utytułowany Brazylijczyk Emanuel Rego, jak i działaczy federacji plażowej piłki siatkowej z Polski i świata, przyłożyli łopatkę do zasadzenia drzew w regionie. To nie jest metafora.
Dosłownie – wzięli oni udział w projekcie „Las mistrzów”.
Zawodnicy i działacze sadzili dęby w nadleśnictwie Stare Jabłonki. Po tej promującej zieleń akcji otrzymali certyfikaty świadczące o tym, że przyczynili się do lesistości Polski. Miejmy nadzieję, że takie gwiazdy jak Rego dalej będą
wspierać działania mające na celu zwiększenie liczby drzew.
Bo gdzie na świecie będą mogli grać w takich warunkach
i z takimi widokami jak nie u nas?
8
rozmaitości
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (113) 2013
Kino
zaprasza
„UNIWERSYTET POTWORNY”
03.07.2013
Zanim trafili do spółki, chodzili do szkółki! Ulubieńcy kinowej publiczności, James P. Sullivan i Mike Wazowski, powracają na duży ekran w filmie „Uniwersytet Potworny” – kolejnej części oscarowego hitu „Potwory i spółka”. Film przenosi widzów w czasy, kiedy Sully i Mike – studenci Uniwersytetu Potwornego – dopiero zgłębiali tajniki potwornego fachu.
Zabawne perypetie bohaterów z okresu studiów, wypełnionego szalonymi imprezami w akademiku, pokazują, jak pomimo
wielu dzielących ich różnic zostali najlepszymi przyjaciółmi.
„Uniwersytet Potworny” to pełen humoru film o narodzinach
prawdziwej przyjaźni.
ZGARNIJ bilety
Wyślij do nas maila o treści „Kino” na adres KONKURSY@ŻYCIEOLSZTYNA.PL, a może jeden
z ośmiu biletów na dowolny film 2D trafi właśnie do Ciebie!
To nic nie kosztuje!
„MINIONKI ROZRABIAJĄ”
12.07.2013
W domku na przedmieściu mieszka sobie Gru wraz z córeczkami i całą gromadką Minionków. Gru nie jest już superprzestępcą, lecz wytwórcą dżemów i żelek. Minionki dzielnie
pomagają mu w pracy, objadając się galaretkami i innymi słodkościami. Ale pewien tajemniczy złoczyńca chce je wykorzystać,
by podbić świat. Specjalny eliksir zmienia dobre Minionki w paskudne fioletowe Minionki-Demonki, które są w stanie pożreć
wszystko, co im stanie na drodze. Gru rusza do akcji, by ocalić swoich żółtych przyjaciół. Musi znaleźć sposób, by MinionkiDemonki wróciły do dawnej postaci. Na drodze staną mu tresowana kura obronna, laserowe zasieki i wiele innych przeszkód.
BARAN 21 III - 20 IV
Mimo że pojawią się interesujące pomysły, na razie
niewiele z nich wyjdzie. Nie
warto się upierać. Możesz za
to liczyć na czyjeś zainteresowanie. Na szczęście nie będzie to Izba Skarbowa.
BYK 21 IV - 20 V
Być może powrócą sprawy, które uznałeś definitywnie za zakończone. Z kolei te,
które ciągną się od dłuższego czasu, mają szansę znaleźć
szczęśliwy finał. Taki już los
adwokata.
BLIŹNIĘTA 21 V - 21 VI
Zmysł
organizacyjny
sprawi, że dasz sobie radę
ze wszystkimi obowiązkami.
Tylko się nie śpiesz. Zwłaszcza na drodze. Niewykluczone są także ciche dni, zwłaszcza po wizycie u laryngologa.
RAK 22 VI - 22 VII
Spotkasz się z ludźmi,
których dawno nie widziałeś.
Niewykluczone, że przyjdzie
Ci powrócić do miejsc, z którymi wiążą się barwne wspomnienia. Przyjaźń z wojska
wiąże na całe życie.
LEW 23 VII - 23 VIII
Najbliższe dni toczyć się
będą leniwej, lecz nie narze-
kaj na brak sukcesów. Brak
wieści…to dobre wieści. Liczą się drobne gesty, serdeczne uśmiechy. Wiesz przecież,
jak szef to lubi i docenia.
PANNA 24 VIII - 23 IX
Niektórzy widząc Twoje poczynania, będą patrzeć
na Ciebie wilkiem. To chyba
dostateczny powód, żeby zakończyć niektóre znajomości,
co w Twoim przypadku oznacza koniec pracy.
WAGA 24 IX - 23 X
Nie zamykaj się w domu. To dobry czas na spotkanie kogoś szczególnego.
Nadchodzi uczucie, które
może doprowadzić Cię aż
do ołtarza. Na wszelki wypadek sprawdź swoją linię
kredytową.
SKORPION 24 X - 22 XI
Raz na wozie, raz pod
wozem. Najlepiej będzie, jak
w końcu zmienisz samochód.
W związku z tym przed Tobą ważne decyzje, nie tylko finansowe. Dlatego Ci nie zazdroszczę. Będzie dobrze.
STRZELEC 23 XI - 21 XII
Być może spotkasz kogoś
pełnego energii, kto pomoże
Ci zrealizować Twój wymarzony cel. Pamiętaj jednak, że
wspólne wypełnianie kuponu lotto to również wspólna
ewentualna wygrana.
KOZIOROŻEC 22 XII - 20 I
W najbliższym czasie
w Twoim życiu nie zanosi się
na większe zmiany. Możesz
więc spokojnie wybrać się na
wypoczynek. Po powrocie zastaniesz swój świat taki, jak
przed urlopem.
WODNIK 21 I - 19 II
Masz świetną passę twórczą, mnóstwo energii, a czyjaś pomocna dłoń i optymizm
pomogą Ci bardziej niż myślisz. Przed Tobą ważne decyzje i finansowe powodzenie. Startuj w wyborach.
RYBY 20 II - 20 III
Niestety ani świat, ani Ty
nie możecie obejść się bez pieniędzy. Na spadek jednak nie
możesz liczyć, musisz więc je
zarobić. Jedyny możliwy spadek to tylko ten dotyczący akcji na giełdzie.
Redakcja zastrzega sobie
prawo do unieważnienia horoskopu, bez podania przyczyn!
AZB
Świat dziecka
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013
9
Gdy dziecko nie chce jeść
Brak apetytu u dziecka jest powodem do zmartwień co trzeciej mamy. Maluchy wybrzydzają i wypluwają jedzenie. Prawie
niczego nie lubią. Trudno je nakłonić do spróbowania nowych potraw. Przymusem niewiele wskóramy. Co zrobić, by niejadek zaczął jeść więcej i chętniej?
Większość
dzieci w wieku od 2 do 12
lat marudzi przy jedzeniu. Jako niemowlęta
jadły chętnie, a gdy tylko stanęły na nogach,
wszystko stało się „bleee”. Pomysłowi rodzice
znają sposoby, by niejadka przekabacić do
zjedzenia posiłku.
O czym trzeba
pamiętać
Dzieciom bez apetytu należy nakładać na
talerz małe porcje, aby
nie zniechęciły się ilością jedzenia. Radzi się
unikać wmuszania pokarmu szantażem emocjonalnym typu „zjedz,
jeśli kochasz mamusię”
albo groźbami: „nie
wstaniesz od stołu, dopóki nie zjesz”. Błędem jest
też żądanie od malca, by jadł
to, co go naprawdę obrzydza
lub nakazywanie dokończenia
posiłku, gdy dziecko się upiera, że już nie chce.
Najważniejsze to sprawić,
by pora posiłku kojarzyła się
niejadkowi pozytywnie. Warto przyrządzać to, co przynajmniej toleruje. Pozostałe
produkty, które muszą znaleźć się w menu wybrednego
szkraba, dobrze mu ciekawie
podać. Jeśli dziecko nie chce
jeść mięsa, to może zmieni
zdanie, jak zobaczy miniparówki dla dzieci. Twarożek
szybciej zniknie z talerza, gdy
będzie na nim namalowane
miodem słoneczko. Podobnie
warzywa okażą się zjadliwe,
jak będą drobno pokrojone
i zapieczone z makaronem
i serem. Nie ma drogi na skróty – rodzice niejadka muszą
wykazać się kreatywnością.
Sądzimy, że malec nie lubi
rosołu. Może po prostu obrzydzają go pływające w zupie
farfocle, czyli pietruszka. Pewnie dziecko chętniej zjadłoby
żurek, gdyby nie było w nim
rozbełtanego jajka, może też
by piło ciepłe mleko, jeśliby
tylko podgrzać do temperatury, w której nie zrobi się kożuch? Jak nie pójdziemy dziecku na rękę, nigdy go nie przekonamy, by nam potem uwierzyło, że coś jest smaczne.
Sposoby rodziców
Dążmy do tego, aby jedzenie jawiło się niejadkowi
przyjemnie. Wiele mam osiąga ten cel poprzez zabawę.
Na przykład: rodzic przyznaje dziecku punkt za każdy
ładnie zjedzony posiłek, by za
określoną sumę punktów była słodka nagroda. Jeśli u syna
lub córki jest koleżanka czy
kolega, to niech wspólnie jedzą na przysłowiowy medal.
Jak zjedzą mało, to brązowy
medal, więcej – srebrny, najwięcej – złoty, czyściutki talerz to diamenty. Więcej zjedzą i się będą dobrze bawić.
Kolejnym sposobem przechytrzenia niejadka jest zabawa w kuchnię. Będzie pomagał w przygotowaniu posiłku. Na kolację sam zdecyduje,
które pokrojone mięska, sery
czy jarzyny położy na kanapkę. Gdy dziecko będzie czuło się twórcą dania, prędzej
stwierdzi, że jest smaczne.
Poza tym zyska pewność, że
w posiłku nie ma ukrytej cebuli, pietruszki, tłustego i innych rzeczy, których nie lubi.
Z kolei dziecko odmawiające posiłku na przekór rodzicom da się skłonić do jedzenia, udając, że wcale nam nie
zależy, by zjadło. Wyobraźmy sobie sytuację: dziecko ma
na talerzu obiad, ale nie chce
go spróbować. Sprytne mamy
wyjadają maluchowi z tale-
rza i głośno się delektują, by
wzbudzić zainteresowanie.
Gdy dziecko poczuje, że mu
się zabierze, to zechce spróbować dania razem z mamą.
Kiedy do lekarza?
Najczęściej bycie niejadkiem nie wiąże się z poważnymi przyczynami, to typowe dla maluchów. Powód do
niepokoju i zabrania dziecka
do lekarza jest wówczas, gdy:
– zaczyna być mało energiczne i nieciekawe otaczającego je świata;
– jest tak zniechęcone do
jedzenia, że nie przyjmuje
określonych grup pokarmów
zawierających składniki od-
żywcze niezbędne do
rozwoju (gdy np. w
żadnej postaci nie toleruje mięsa lub białka);
– po zjedzeniu
niektórych
pokarmów ma problemy
trawienne.
Zdarza się, że
dzieci odmawiają jedzenia, bo okazują
się uczulone na pewne produkty. Pokarm
kojarzy się malcowi
z
dyskomfortem,
a więc unika jedzenia.
Tak samo postępuje,
jeśli ma kłopoty z wypróżnianiem. Mogą
one wynikać z tego, że
dziecko boi się iść do
łazienki, bo jest ponaglane albo już wcześniej nie mogło się załatwić i obawia się, że
znowu będzie bolało. Jeżeli
malec ma częste zaparcia, to
po posiłku czuje ból brzucha,
więc stara się jeść jak najmniej.
Lekarz może zlecić przeprowadzenie analizy krwi,
z której wyniknie, jakich elementów dziecko ma mało
w diecie. Choć to zaskakujące, nawet przy niepokojących
objawach często się okazuje,
że malec jest zdrowy jak ryba. Utrapionym rodzicom pozostanie cierpliwie czekać, aż
niejadek zacznie dojrzewać.
Wtedy wreszcie będzie miał
wilczy apetyt!
Olga Ropiak
Dietetyk Dorota Jesiołowska prowadzi poradnię Dietic przy ulicy
św. Wojciecha 3/3a lok. 20 w Olsztynie, tel. 508 916 837. www.dietic.pl
Moje dziecko
waży za dużo
Zanim zaczniesz zastanawiać się, czy dziecko ma otyłość
w genach, pomyśl nad zmianą jego diety i aktywności fizycznej. Często nieprawidłowe przyzwyczajenia (również rodziców) powodują nadmiar masy ciała.
N
ajwiększą pokusą, a jednocześnie
wrogiem szczupłej sylwetki dziecka, są słodkości. Warto nauczyć dziecko dysponować słodyczami
i pokazać, że nie jest to produkt do codziennego spożywania. Dobrym sposobem jest
ustalenie przez pociechę 2 dni
w tygodniu, kiedy będzie mogła pozwolić sobie np. na loda lub batonika. Innym sposobem jest kupienie dziecku
ulubionej przekąski i ustalenie, że paczuszka ma wystarczyć na tydzień. Jeżeli dziecko
zje wszystko pierwszego dnia,
to trudno, dostanie kolejną
w przyszłym tygodniu.
Mnóstwo cukru znajduje się też w napojach dla dzieci. Wybierając coś do picia,
zwróćmy uwagę na nazwę
i skład. Woda służy do zaspokajania pragnienia i to ona powinna być głównym napojem
w ciągu dnia. Uwaga na wody smakowe! Wystarczy obrócić butelkę, żeby dostrzec
informację: „napój o smaku”,
a w składzie znaleźć cukier.
Pomocne w uregulowaniu ilości zjadanego jedze-
nia będą regularne posiłki
4-5 razy dziennie, bez podjadania między nimi. Dieta
dziecka powinna obfitować
w warzywa i owoce, produkty pełnoziarniste, nabiał,
chude mięso i ryby. Uważajmy na słodkie serki – lepiej
dorzucić kilka owoców do
naturalnego jogurtu.
Dziecko powinno być aktywne codziennie. Czasami
ciężko mu jednak ruszyć się
z domu, jeżeli rodzice cały czas siedzą na kanapie.
Wspólne zabawy są nie tylko motywacją do ruchu, ale
świetnie budują więzi. Może
warto spróbować?
Dorota Jesiołowska
10
Świat dziecka
“Nowe Życie Olsztyna” 13 (112) 2013
Daj mi mleka, mamo!
Coraz więcej kobiet decyduje się, by po urodzeniu dziecka jak najszybciej wrócić do pracy. Już sama ciąża oraz pierwsze kilka miesięcy po narodzinach były naprawdę dużą przerwą w karierze kobiety biznesu. Organizacje stojące na straży zdrowia i rozwoju promują wśród matek karmienie piersią. Wybór należy jednak do kobiety. O czym powinna wiedzieć mama, która
zamierza podawać dziecku sztuczny pokarm?
Najpewniej kobieta chcąca karmić dziecko sztucznym
pokarmem odczuje dezaprobatę ze strony otoczenia. Lepiej, by jej powody były naprawdę racjonalne. Pragnienie szybkiego powrotu do
pracy albo niechęć do samego
aktu karmienia to mało przekonujące powody. Od matki oczekuje się, by kierowała
się przecież dobrem dziecka.
Wczesne odstawienie oseska
od piersi jest więc postrzegane jako szokująca fanaberia,
zwłaszcza gdy udowodniono, że to mleko matki najlepiej służy rozwojowi dziecka.
Karmienie piersią
promują światowe
organizacje UNICEF
i WHO, a za nimi
szpitale niemal całego
globu.
Jeśli nie planujesz dawać piersi, to powinnaś poinformować o tym swojego
ginekologa i położną jeszcze przed porodem. Będą
cię odwodzić od tego wyboru. Decydujesz jednak sama
i nikt nie ma prawa ci niczego narzucić.
Korzystniejsze
co naturalne
Co do tego nie ma wątpliwości, że karmienie dziecka
piersią
jest najkorzystniejszym
rozwiązaniem. Wyłączając przypadki ciężko chorych matek, mleko rodzicielki lepiej wpływa na jej
dziecko od pokarmu
sztucznego, nawet najlepszego. Zaleca się, by
karmienie piersią trwało nie krócej niż rok, gdyż
w mleku matki znajdują się
wszystkie składniki potrzebne oseskowi, a także przeciwciała, których niewykształcony organizm nie jest w stanie samodzielnie wyprodukować. Absolutnym minimum jest dawanie dziecku
piersi przez pierwsze pół roku, bo ono wtedy szczególnie
potrzebuje pokarmu dostosowanego do potrzeb.
To udowodnione, że
dziecko karmione piersią wykazuje mniejszą podatność na
niektóre schorzenia i choroby,
w tym alergiczne. Mleko matki pomaga wcześniakom nadgonić w rozwoju psychicznym i fizycznym swoich prawie rówieśników. Matka natomiast, karmiąc piersią,
pozbywa się zapasów
energetycznych,
które zgromadziła podczas ciąży specjalnie
na okazję
porodu
i lakta-
*
*
*
*
*
CENKCYJNE
Y!
UBRANKA DLA NIEMOWLĄT
ŚLICZNE KOMPLETY DO CHRZTU
ZABAWKI
* ŁÓŻECZKA
BUJACZKI * KSIĄŻECZKI
AKCESORIA * I WIELE WIĘCEJ
OLSZTYN,
UL. PROSTA 12 /14 LOK. 6
(STARE MIASTO)
TEL. 888 344 441
Czy rzeczywiście
mleko matki wywiera
wpływ na inteligencję
malucha? Jeśli nawet,
to specjaliści wciąż
się zastanawiają,
czy kluczowy jest tu
pokarm matki, czy jej
częsty i bliski kontakt
z dzieckiem.
Kobiety
odstawiają dziecko od piersi,
bo męczy je ciągłe
uważa-
cji.
Poza tym
w ten sposób kobieta
zmniejsza ryzyko zachorowania na niektóre
choroby, m.in. nowotwory piersi.
Jak długo
karmić piersią?
Lekarze radzą, by zabrać
dziecku pierś, gdy będzie
miało dwa latka. To wiek, w
którym maluch ma układ pokarmowy przygotowany do
przyjęcia produktów spożywczych wybranych przez
roztropnych rodziców. Nieczęsto się zdarza, by matka karmiła piersią aż trzy lata. Jeśli się na to decyduje, to
ATR
A
z przekonania, że tak długie
karmienie przyczyni się do
lepszego rozwoju intelektualnego dziecka. Trudno jednak o niezbite dowody na potwierdzenie tej tezy.
nie na to, co się je i pije. A tak
naprawdę nie powinny popadać w przesadę, szczególnie
gdy dziecko ma już ponad rok.
Należy uważać przede wszystkim z lekami, zawsze ich wybór konsultować z lekarzem,
informując, że karmimy piersią. Unikamy alkoholu, tytoniu, pożywienia ciężkostrawnego, niezdrowego, ostrego,
kawy i mocnej herbaty – po
prostu tego, co szkodzi i nam.
Dbając o własną dietę, nie zrobimy dziecku krzywdy.
A gdy karmisz
sztucznie?
Mleko prosto z piersi,
choć hołubione przez pediatrów, nie jest jedynym pokarmem, jaki może przyjmować
noworodek. Jeśli podjęłaś
decyzję, że malec będzie
karmiony od początku
z butelki, to będziesz mu podawać tak zwane
mleko początkowe.
Na
oddziałach noworodkowych są różne odmiany tego mleka i pediatra
już po kilku dniach obserwacji dziecka jest w stanie wskazać, którym mlekiem należy
je karmić.
Matka karmiąca butelką
musi dokładnie przestrzegać
instrukcji dostępnej na opakowaniu: stosować się do sugerowanych proporcji, ilości i częstości podawanego pokarmu.
Przed przygotowaniem pokarmu trzeba starannie umyć rę-
ce, systematycznie parzyć
smoczki oraz
butelki. Smoczek musi być
wypełniony mlekiem, nigdy powietrzem. Mleko ma płynąć ze smoczka swobodnie, nie za szybko, by dziecko się nie krztusiło ani nie dostawało bolesnych kolek po jedzeniu. Unikajmy podawania
maluchowi mleka z poprzedniego posiłku, bo prawdopodobnie jest w nim sporo śliny
malucha, co stanowi podłoże
dla bakterii.
Dzieci niekarmione piersią są podatniejsze na alergie i infekcje, więc rodzice muszą szczególnie dbać o higienę podczas przygotowywania
pokarmu. Wadą nienaturalnego karmienia jest częstsze występowanie u maluchów wzdęć
i bólów brzucha. Są na szczęście i zalety butelki. Łatwo zobaczyć, ile dziecko zjadło, a karmić może również tatuś. Nierzadko przerażony, więc przyda mu się to doświadczenie
w budowaniu relacji z maluchem. A mama? Jak wynagrodzi rezygnację z tak bliskiego i wyjątkowego kontaktu, jakim jest naturalne karmienie?
Nie powinniśmy jej wpędzać
w poczucie winy ani sugerować, że ponieważ z jakiegoś powodu nie żywi piersią, to jest
gorszą matką. Kto jak kocha
swoje dziecko okazuje się nie
w sposobie karmienia malucha,
ale w ciągu reszty jego życia.
Olga Ropiak
Świat młodzieży
11
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013
Psychologia na wesoło
Jak się
Prawdziwy motywować?
przyjaciel
Moja znajoma, księgowa, dokonała ostatnio przerażającego odkrycia. Zdemaskowała prawdziwą twarz koleżanek z pracy.
O mało nie pękła im żyłka w oku, gdy dowiedziały się, że księgowa dostała awans. Ot, przyjaciółki.
Kiedy srogi szef docenił profesjonalizm księgowej i dał jej zasłużony
awans, niewiele osób cieszyło się szczęściem wyróżnionej. Współpracownice były z nią, kiedy obrywała za cudze winy, a to
w ich firmie jest na porządku dziennym. Wtedy pocieszały ją, służyły chusteczką i miłym słowem. Podwyżka księgowej pokazała, że prawdziwych przyjaciół wcale nie poznaje się
w biedzie, a wręcz przeciwnie – w pomyślności.
Trzymanie kogoś za rękę podczas biurowych dramatów to żaden problem.
Wielu ludzi znakomicie
czuje się w roli współczującego pocieszyciela. Doradzając znajomym, chwalą
siebie w duchu, że potrafią
słuchać i rozwiązywać różne problemy, z którymi żaląca się osoba nie może sobie poradzić. Czują się wtedy ważni, mądrzy i niezastąpieni. Każdy z nas szuka takiego sposobu, który
pozwoli niewielkim nakładem sił podnieść samoocenę. Dzielenie z kimś przysłowiowej biedy niewiele
kosztuje biurowe przyjaciółki, a jest jedną z dróg do dobrego myślenia o sobie.
Sytuacja komplikuje
się, kiedy niedoceniana
osoba zaczyna odnosić
sukcesy.
Księgowa nie mogła zrozumieć, dlaczego współpracowniczkom tak trudno przełknąć jej awans. Przecież same
powtarzały, że na niego zasługuje, bo perfekcyjnie wykonuje swoją robotę i pomaga wszystkim dookoła. Dlaczego więc te same koleżanki,
które pocieszały ją w chwilach zwątpienia, odwróciły
się od niej, gdy zapragnęła
otworzyć szampana? Zrozpa-
jej biurowym
towarzyszkom.
Mistrzyni rachunków
od miesiąca bierze lekcje
samby. Jeśli wystartowałaby w zawodach, to wszystkie by jej kibicowały. Ten
sukces nie popsułby samopoczucia paniom z biura, bo one nie mają tanecznych ambicji. Za to chętnie mówiłyby o niesamowitej przyjaciółce, która
w dzień siedzi nad papierami, a wieczorami szaleje na parkiecie. Powołanie
się na ciekawą znajomość
jest okazją do niewinnego
uszczknięcia cudzego sukcesu. Nasuwa wniosek, że
skoro otaczamy się tak nietuzinkowymi osobami, to
sami jesteśmy wyjątkowi.
Prawdziwych
przyjaciół poznaje się
po tym, jak próbują
cieszyć się cudzym
sukcesem. Szczególnie
takim, o którym sami
marzą.
czona księgowa wzięła dwa
kieliszki i pobiegła do czarującego kolegi, który zawsze jej
wszystko wyjaśni.
Według uroczego znawcy
psychologicznych pułapek,
koleżankami nie powoduje zwykła zawiść. Mają głębszy problem. Dotyka każdego
z nas, jeśli tylko znajoma osoba zaczyna błyszczeć w dziedzinie, na której nam zależy
bardzo mocno.
Współpracownice księgowej opierają własną samoocenę na sukcesach zawodowych, więc awans tej, która
do tej pory jechała z nimi na
tym samym wózku, naprawdę je ukuł. Zrodził obawy.
Przecież od lat wszystkie siedzą w jednym pokoju. Robią
prawie to samo, co księgowa.
Skoro ona zdołała się wyka-
zać, czemu im się to nie udało? Czyżby były gorsze? Porównując się do wyróżnionej,
każda czuje się kiepsko. Wiedzą, że przy niej wypadają
dość marnie. Dlatego ta znajomość przestaje być dla nich
przyjemna.
Byłoby zupełnie
inaczej, gdyby
księgowa zabłysła
w sferze, na której
w ogóle nie zależy
Czarujący kolega nie
jest zazdrosny o awans księgowej. To nie praca służy mu
do określenia własnej wartości, lecz jego wysportowane
ciało. Dlatego błyskawicznie
zauważył, że od brazylijskiej
samby księgowa zeszczuplała. W oku pękły mu wszystkie żyłki.
Olga Ropiak
Jutro masz egzamin: zawodowy, na prawo jazdy, poprawkowy – obojętnie. Ważne, że na razie umiesz tylko połowę materiału. Co przekona cię do opanowania drugiej połowy? To,
że zostało już tak niewiele do nauczenia? A może to, że tak
dużo już umiesz? Psychologowie polecają obie techniki motywacji, ale tylko w określonych sytuacjach.
Skupienie się na opanowanym już materiale sprawdza się wtedy, gdy jesteśmy
zniechęceni lub zmęczeni. Jeśli ktoś nienawidzi tematyki,
której akurat się uczy, powinien przewertować materiały
i zobaczyć, jak wiele już umie!
To doda mu otuchy do dalszej nauki. Zachęci go wniosek, że dużo pracy za nim,
więc wystarczy postarać się
jeszcze trochę i będzie dobrze. Skoro tyle drogi już
za mną, szkoda to zmarnować – pomyśli osoba marząca o zaliczeniu trudnego egzeminu.
Z kolei skupienie się na
nienauczonych
jeszcze
partiach materiału jest
skuteczne, gdy zależy nam na… piątce z egzaminu! Do
pochłonięcia drugiej połowy materiału zachęci
nas wniosek, że
w sumie niewiele już nam zostało. Skoro jestem
tak blisko celu, lepiej douczę
się do końca – pomyśli osoba bardzo
ambitna. Wizja tego, czego
jeszcze nie umie, jest dla niej
bardziej motywująca od tego,
co już ma w głowie. Bo naprawdę zależy jej na sukcesie.
A Ty, Czytelniku – którą
technikę mobilizowania się
stosujesz?
Olga Ropiak
12
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013
Świat młodzieży
Zagrożenia wakacji
Z pewnością większość dzieci i młodzieży z utęsknieniem wyczekiwała upragnionych wakacji. Są już w pełni, czas wolny od szkoły młodzi wykorzystują więc w różny sposób, niekoniecznie właściwy… Zbytnia wolność i swoboda niosą za sobą pewna zagrożenia.
Każdemu należy się odpoczynek, szczególnie tym,
którzy z uporem walczyli
o jak najlepsze stopnie na
świadectwie. Nie wspominając o tegorocznych gimnazjalistach czy maturzystach.
W nagrodę niektórzy rodzice sponsorują swoim nastoletnim pociechom obóz albo kolonie pod opieką kadry
pedagogicznej. Jednak mimo dozoru dorosłych zdarzają się podczas tego typu wyjazdów sytuacje, które – delikatnie ujmując – nie nastrajają
optymistycznie.
– Żaden opiekun nie ma
zbytnio kontroli nad wychowankami. Tak naprawdę to
my się bawimy po swojemu,
oni po swojemu, szczególnie
wieczorami – wyjaśnia piętnastoletni Rafał, gimnazjalista. – Nie pamiętam, ile razy
już byłem na koloniach. Kiedyś mnie nie interesowało,
co robią opiekunowie, z wiekiem zaczęło. Pierwsze piwo
wypiłem właśnie w ich towarzystwie, tylko że oni nawet
tego nie zauważyli, bo sami
byli wstawieni. A scenariusz
co roku jest podobny – twierdzi nastolatek.
Na domiar złego…
– Kolonie to przede
wszystkim dobra impreza.
Opiekunowie myślą, że śpisz,
a ty nocą się wykradasz, że-
Młodzież pragnie akceptacji i zrozumienia, a jeśli nie
znajduje tego w domu, to szuka wśród kolegów. Samotne dzieci są łatwym łupem
dla osób, które chcą je wykorzystać. Padają ofiarą ludzi
o niecnych zamiarach. Groźne jest, gdy nastoletnie dziecko znika bez słowa na cały dzień z domu i nie możemy nawiązać z nim kontaktu. Wtedy pozostaje się domyślać, czy już zostało zwerbowane przez podejrzane środowisko, czy może samo szuka do „kolegów” kontaktu.
Bardzo ważne
są rozmowy
by się spotkać z chłopakiem –
śmieje się siedemnastoletnia
Marta, licealistka. – Nawet
można zabrać go do domku,
w którym niby osobno mieszkają chłopacy i dziewczyny,
i tak nikt tego nie zauważy.
Przecież nocne naloty wychowawców to mit.
Młody człowiek
po powrocie do
domu zbytnio się
nie chwali rodzicom, jakie miał
przygody. Bo
po co?
Z pewnością taka opowieść spotkałaby się z natychmiastową krytyką i bezapelacyjnym zakazem wyjazdu
w następnym roku. A przecież każde wakacje to inne
doświadczenia i z reguły zawieranie nowych znajomości.
Młodzież często właśnie po to
jeździ na obozy.
Niestety, rodzice nie są
w stanie kontrolować zachowań dzieci ani oceniać pracy opiekunów, skoro są kilkaset kilometrów od nich.
A niepokojące sytuacje są
wszędzie tam, gdzie dzieci
i młodzież są pozostawione
same sobie. W wielu głowach
rodzą się pomysły, które zwy-
kle są sprzeczne z regulaminem kolonii. Inaczej byłoby
nudno i podobnie jak w szkole,
a przecież od niej dzieciaki mają wolne. Dlatego nie
bez znaczenia jest rola wychowawców. To oni powinni czuwać nad dziećmi i dbać,
by sprawowana opieka była staranniejsza niż w szkole.
W końcu przez te kilka tygodni odpowiadają za zdrowie
i bezpieczeństwo młodych ludzi, nie zawsze świadomych
czyhających wokół zagrożeń.
Wśród blokowisk
Nie każde dziecko wyjeżdża. Większość albo z braku pieniędzy, albo ze zwykłej niechęci rezygnuje z tego typu atrakcji. Młodzież
często za to spędza wakacje na osiedlowych podwórkach, leniwie kopiąc piłkę
lub ukradkiem pijąc piwo.
W zależności od warunków
i atmosfery, jakie panują
w domu, młody człowiek
będzie szukał zrozumienia
w grupie rówieśniczej. Żeby zyskać jej uznanie i szacunek, z pewnością postara
się zaimponować grupie i nie
odstępować od zasad, jakie
w niej panują. Jeżeli więc
przeważająca część będzie
paliła papierosy, piła alkohol
czy rozwalała ławki, to nasz
małolat nie będzie wychylał
się z szeregu i prawdopodobnie postąpi podobnie.
Przeważnie każdy rodzic
chce uchronić swoje dziecko przed niebezpieczeństwami tego świata. Stworzyć niewidoczny klosz bezpieczeństwa. Nie sztuką jest trzymać
syna czy córkę pod kluczem,
bo i tak wyfrunie z gniazda.
Lepiej stworzyć nić porozumienia i wzajemnego zaufania oraz wytworzyć w dzieciach przeświadczenie, że
z każdym problem mogą
zwrócić się do rodzica. Zostaną wówczas wysłuchane,
a nie skarcone.
Mimo że wakacje
to czas, w którym
młodzież jest przepełniona ciekawością poznania i odkrycia rzeczy zakazanych, to z pomocą odpowiedzialnych
dorosłych może nie
wpaść w wakacyjne
pułapki.
Ważne są rozmowy. Nawet o rzeczach mało istotnych, ale też o potrzebach czy
pragnieniach naszego nastolatka. Dobrze jest zainspirować go do aktywnego działania podczas wakacji. Nie należy pozostawiać go samemu sobie. Trzeba zapewnić
mu bezpieczeństwo i akceptację. Nie bać się rozmów na
tematy społecznie uznawane za wstydliwe, np. dotyczące seksu. Nie chodzi oczywiście o zbytnie spoufalanie
się i przekraczanie granic rodzic – dziecko, a o wyrobienie
w nim poczucia, że jest dla
nas bardzo ważne i może na
nas liczyć. Wówczas owa wakacyjna wolność i swoboda
nie będą tak kusić…
Dorota Przeborowska
Świat dziecka
13
“Nowe Życie Olsztyna” nr 12 (111) 2013
Czy tańczyć każdy może?
Dzięki takim programom jak „Taniec z gwiazdami”, „You Can Dance” czy „Got To Dance” taniec zdecydowanie zyskał na popularności. Wiele osób zarówno dorosłych, jak i dzieci masowo oblegało studia taneczne w całej Polsce, chcąc iść w ślady telewizyjnych idoli. Rynek taneczny, również w naszym mieście, rozrasta się w szybkim tempie, a nowo powstałe studia tańca prześcigają
się w osiągnięciach. Co determinuje tę eksplozję tańca w Polsce i w Olsztynie? Czy naprawdę tak łatwo zostać tancerzem? Jakie wymogi trzeba spełnić, by się nim stać i osiągnąć sukces?
T
alent! - bez wątpienia
ta odpowiedź padnie
jako pierwsza. Aby
tańczyć, trzeba mieć do tego
talent. Prawda czy mit? Talent jest bez wątpienia czymś
cennym, co bardzo pomaga w rozwoju tancerza. Jednak wbrew pozorom nie jest
on najważniejszy. Określa bowiem jedynie potencjał tancerza, nie zaś to, co rzeczywiście
osiągnie.
a pewno nie raz, nie
dwa, stojąc przed dylematem wzięcia udziału
w zajęciach tanecznych, wielu z nas powtarzało sobie
w głowie: „Nie, to nie dla
mnie, nie mam do tego talentu”. Takim rozumowaniem –
jak się okazuje – wyrządzamy
sobie krzywdę.
N
„Możesz tańczyć
wszędzie, jeżeli
tańczysz sercem”
– poucza nas
anonimowa sentencja.
W tych słowach kryje się
wiele prawdy. Ostatecznie to
nie talent a pasja kreują najwybitniejszych tancerzy.
Nie bez powodu mówi
się, że na sukces składa się tylko 10% talentu, a 90% pracy.
Każdy instruktor tańca przyzna, że zdecydowanie większe
szanse na sukces ma ten, kto
wykazuje się pracowitością,
dyscypliną i jest odpowiednio
zdeterminowany, niż ten, który ma talent i tylko talent.
ielu z nas chciałoby spróbować swych
sił na parkiecie, ale niestety sami jesteśmy sobie przeszkodą. Mnożymy przed sobą wymówki, tłumacząc się
brakiem czasu. Jednak chcieć
znaczy móc! Liczne przykłady potwierdzają, że można
łączyć pasję z pracą i dalej robić to bardzo dobrze! Przywołajmy tutaj choćby Rafała Milcewicza – nauczyciela języka
polskiego w Gimnazjum nr 12
w Olsztynie, który poza pracą w szkole odnosi liczne sukcesy jako tancerz i choreograf.
Mieliśmy okazję oglądać go
już na deskach filharmonii (jako Księcia w głośnym ostatnio spektaklu „Dziadek do
Orzechów”), w programach
„You Can Dance” oraz w „Got
To Dance”, gdzie występował
W
w towarzystwie swoich tancerzy z grupy RDS Furiaci. Osoby takie jak Rafał są przykładem na to, że taniec nie przeszkadza w życiu codziennym.
Nie zamyka przed nami żadnych drzwi, a wręcz przeciwnie – otwiera nowe.
ieświadomi tego rodzice niejednokrotnie
N
stają na drodze rozwoju swoich dzieci, mówiąc, że zamiast
tracić czas na taniec, powinny
się skupić na szkole. Badania
tymczasem dowodzą, że aktywność fizyczna w znaczący
sposób poprawia pracę mózgu i wspomaga jego lateralizację, a dzieci, które mają więcej obowiązków, są lepiej zor-
ganizowane i zdyscyplinowane. Czy więc aby na pewno powinniśmy odmawiać
naszym pociechom tej przyjemności?
aniec to dziś niezwykły przywilej. Zwłaszcza w czasach, gdy ludzka egzystencja staje się wyścigiem
szczurów i nieświadomie po-
T
zbawiamy się w życiu małych
przyjemności. „Nietzsche powiedział, że czasem dochodzimy do momentu, w którym robi się tak źle, że można
uczynić tylko jedno z dwojga
– śmiać się albo oszaleć. Dzisiaj trzecią możliwością jest
taniec.” (Jonathan Caroll)
Tańczmy więc!
14
“Nowe Życie Olsztyna” 13 (112) 2013
Świat dziecka
Nie cenzurujmy
świata dziecka
Zwykle o potrzebach naszych dzieci przypominamy sobie z okazji ich urodzin, imienin albo początku wakacji. Tabunami gnamy po sklepach, polując na atrakcyjne upominki. Coraz trudniej zaspokoić wymagania pociechy. Kiedyś wystarczyła lalka, resorak, kolejka, zabawny ciuszek, a nawet bajki do czytania lub obejrzenia. Dziś już nie…
Współczesne
dzieciaki wolą na prezent gry, odjazdowe ubrania czy ekstrasprzęt audio-video i sportowy. Bywa, że pragnieniem
nastolatka jest kurs prawa
jazdy oraz własny samochód. Trudno o trafiony prezent dla dziecka. A może…
książka? Tylko jaka jest dla
dziecka odpowiednia?
Córki obcinają sobie pięty
Pierwsze, co przychodzi
do głowy, to zakup baśni i bajek, choć nawet tu pojawiają
się spory. Rzecz dotyczy treści danej opowieści. Coraz częściej
wydawcy
próbują w nie ingerować. Zwłaszcza
polscy usiłują tworzyć parasol ochronny nad dziećmi. Dlatego w znanych skądinąd baśniach wilk nie
połyka babci i Czerwonego Kapturka, a BabaJaga nie ląduje w piecu. Ugrzecznione wersje przewidują, że wilk
wpycha babcię do szafy,
a Czerwony Kapturek ucieka,
zaś Małgosia zamyka Babę-Jagę w klatce.
Wielu rodziców przystaje
na to rozwiązanie, gdyż wydaje się, że stare bajki są zbyt
straszne, by proponować je
dzieciom. Jest więc zgoda na
ingerencję wydawców rezygnujących z podobnego okropieństwa, jak to kiedy ołowiany żołnierzyk z baśni Andersena ginie w ogniu. Nawet historia z „Kopciuszka” Charlesa Perraulta, w której córki
macochy obcinają sobie pięty,
by wcisnąć stopy w pantofelek, wydaje się rodzicom
zbyt makabryczna. Po
co narażać pociechę na
tak przykre wyobrażenia? – argumentują.
Straszne przestrogi
– może warto?
Psychologowie twierdzą
jednak, że izolowanie dziecka od fikcyjnego strachu nie
jest dobrą metodą wychowawczą. Strach serwowany
w baśniach staje się
bowiem edukacyjną
przestrogą. Przecież
niektórzy rodzce czasem sami gorzej straszą dzieci słowami typu „jak nie zjesz zupki,
to ci się przyśnią cygany”
lub „jeśli będziesz niegrzeczny, to cię sprzedam”. Natomiast
bajki spełniały zawsze dosyć istotną rolę: pokazywały w zakamuflowanej formie,
czego malec ma
unikać i jak się
zachowywać,
by nie spotka-
ła go krzywda. Uczyły postaw moralnych, odróżniania
dobra od zła.
Porządnie
nastraszone
dziecko
miało
wyciągnąć wnioski i powstrzymać się od podążania za złym przykładem.
Konfrontowanie pociech ze
strasznymi historiami miało
też wyrabiać w nich odwagę.
Jednak od niedawna zmieniły się metody wychowawcze. Zamiast pozwolić dzieciom na samodzielne pokonywanie strachu, zaczęto po
prostu usuwać jego źródła
i na potęgę roztaczać ochronny parasol. Zwolennicy takiego rozwiązania twierdzą,
że nawet pojedyncze, przerażające doświadczenie zostawia trwały ślad w psychice dziecka, zaś świadome straszenie nie przynosi korzyści, a wręcz
szkodzi.
Zło ma kły
i pazury
Czy warto zatem
straszyć
swe pociechy?
Teraz
specjaliści uważają, że tra-
dycyjne baśnie nie tylko stanowią przestrogę i wyrabiają odwagę, ale też pozwalają dzieciom na zrozumienie głębszej istoty świata
i – co zaskakujące – stwarzają poczucie bezpieczeństwa.
W opowieściach dla dzieci
przecież zło najczęściej zostaje ukarane. Są oczywiście
wyjątki: w baśniach braci
Grimm czy Andersena często nie ma podziału na zło
i dobro, a bohaterowie kończą smutno niezależnie od
swoich zalet.
Mimo to znany amerykański ekspert od wychowania Bruno Bettelheim stwierdził, że już samo rozróżnienie na dobro i zło ściągamy
z bajek, gdzie w jasny sposób następuje ten podział.
Zło jest tam realne, ma kły
i pazury, a dobro ujawnia
się jako jasne oraz uduchowione. Według Bettelheima
dzieciom takie klasyfikacje są potrzebne. Tak rozumiane bajki nie tylko nie są
niebezpieczne dla dziecięcej
psychiki, ale wręcz kojące.
Mogą też pomóc w uleczeniu codziennych, zwykłych
strachów.
Dziś bajkoterapia to technika stosowana w leczeniu
niektórych zaburzeń emocjonalnych. Dzieci wiedzą,
że bajka to tylko bajka i – co
paradoksalne – bardzo lubią
się trochę bać. Rolą rodziców
ma być towarzyszenie pociechom w ich strachu, przytulanie czy zakrywanie im oczu,
kiedy jest tego potrzeba, bo
strach ma wielkie oczy…
i dobrze byśmy byli na niego
uodpornieni. Warto o tym pamiętać i kupić oryginalną bajkę, zamiast jej ugrzecznionej
wersji przypominającej przeżutą papkę.
ar
region
15
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013
rzymski
Boisko w
zieleń
wkomponowane
Miłośnicy sportu i rekreacji w gminie Dywity mają nowy obiekt sportowy. Kompleks boiskowy Orlik został otwarty w miejscowości Kieźliny. Z tego prezentu najbardziej ucieszyli się
uczniowie, którzy rozpoczęli wakacje. Teraz będą mieli gdzie grać.
Z
godnie z koncepcją
upowszechniania
sportu i rekreacji
powstał plan budowy kompleksu boisk w każdej gminie. Dywity dość długo czekały na swój obiekt. Wreszcie 26 czerwca wójt gminy Jacek Szydło uroczyście przeciął wstęgę. Orlik został oficjalnie otwarty.
– Warto było trochę poczekać – powiedział wójt Szydło
– chcieliśmy, żeby to boisko
służyło wszystkim mieszkańcom gminy przez długie lata. Dlatego z rozwagą wybraliśmy na nie odpowiednie
miejsce, ogłosiliśmy przetarg
na budowę i zgromadziliśmy
odpowiednie fundusze. Teraz
możemy korzystać z Orlika
do woli – dodał.
powstanie
tego
sportowego kompleksu gmina włożyła wiele trudu. Pomysł na jego budowę wykluł się dość dawno.
Drobnymi krokami czyniono
kolejne przygotowania do realizacji inwestycji.
– Chcieliśmy, żeby obiekt
był dostępny dla każdego
mieszkańca gminy, dlatego
tak wiele pracy włożyliśmy
w poszukiwanie odpowiedniej lokalizacji – poinformowała Renata Kaszubska, przewodnicząca Rady Gminy Dywity. – Odwiedziliśmy kilkanaście miejsc zgłoszonych
przez poszczególne miejscowości naszej gminy. Wybór padł na Kieźliny. Miejsce inwestycji jest urokliwe,
a pozyskaliśmy je od Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej.
W pobliżu znajdują się las
oraz staw. Zaletą tego położenia jest również to, że do najbliższych domów jest dość
daleko, więc gwar czy oświetlenie boisk nie będą przeszkadzały
mieszkańcom.
A Kieźliny są dobrze skomunikowane z innymi miejscowościami gminy, więc o dojazd nie ma co się martwić
– wyjaśniła Renata Kaszubska.
rlik w Kieźlinach
spełnia wymogi nowoczesności. Znajduje się tutaj boisko do piłki nożnej oraz
wielofunkcyjne z możliwością gry w siatkówkę i koszykówkę. Uzupełnieniem jest
budynek, w którym mieszczą
się szatnie oraz sanitariaty.
Obiekt jest oświetlony, więc
można z niego korzystać po
zachodzie słońca.
– Budowa kompleksu
pochłonęła kwotę 1,49 mln
złotych – oświadczył wójt.
– Po 333 tysiące otrzymaliśmy od samorządu województwa oraz Ministerstwa
Sportu i Turystyki. Kolejne
300 tys. pozyskaliśmy z unijnego Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, które pomogła nam zdobyć Lokalna
Grupa Działania „Warmiński Zakątek”. Pozostała kwota pochodzi z budżetu gminy.
Na uroczystość otwarcia
Orlika przybyli przedstawiciele gminy i wielu zaproszo-
– stwierdziła Beata Czepanko, mieszkanka Kieźlin.
adowoleni z nowych boisk byli także chłopcy, którzy rozegrali pokazowy mecz piłkarski.
– Boisko jest bardzo dobrze
zrobione. Wspaniale się na
nim gra. Wreszcie nie musimy jeździć do Olsztyna. Tutaj
w wolnym czasie będzie
przychodziło ponad dwudziestu chłopaków – dodał
Arkadiusz Kulas, uczeń Zespołu Szkół w Dywitach.
mina Dywity realizuje swój pomysł na
miejsce przyjazne mieszkańcom. Priorytetem jest zapewnienie społeczności jak najlepszych warunków egzystencji. Coraz większe na-
Z
G
W
O
kę nożną. Już widzę, jak
po szkole rzuca tornister
w kąt i biegnie na Orlika.
Poza tym widzę tutaj duże możliwości integracji
środowiska. Obok boisk są
placyk, scena, gdzie można
nych gości, którzy przyczynili się do powstania obiektu.
Kompleks sportowy poświęcił miejscowy proboszcz Piotr
Gryz. Po oficjalnych przemówieniach odbył się krótki występ artystyczny dzieci z przedszkoli gminy Dywity, a następnie pokaz sztuk
walki i mecz piłkarski, w którym zmierzyły się drużyny Zespołów Szkół w Dywitach i Tuławkach. Wśród gości znalazł się znakomity zawodnik MMA Mamed Chalidow, który od pewnego czasu jest mieszkańcem Kieźlin.
– To wspaniała i potrzebna inwestycja – powiedział o Orliku – dzięki temu mieszkańcy gminy bę-
dą mieli gdzie aktywnie
spędzać wolny czas. Ja
do Orlika mam kilkaset
metrów. Jak go zobaczyłem, to aż chciało mi się
zagrać, chociaż za piłką
nożną nie przepadam.
Może rozegramy tu
mecz między zawodnikami MMA a mieszkańcami Kieźlin? Na macie
nie daliby nam rady, ale
na boisku mogą nam dokopać – dodał z uśmiechem Chalidow.
a uroczystości
otwarcia Orlika
pojawiło się także wielu
mieszkańców gminy. Nie
ukrywali zadowolenia z prezentu, jaki otrzymali.
N
– Wreszcie dzieci będą miały gdzie grać. Mam
syna, który uwielbia pił-
organizować festyny, pikniki i wszystko połączyć
z zawodami sportowymi
kłady idą na rozwój edukacji
oraz sportu i rekreacji.
– Powiększyliśmy obiekty przedszkolne. W gminie mamy trzy przedszkola publiczne i jedno prywatne. Rozwijamy bazę szkół.
Staramy się powiększać infrastrukturę sportową. Orlik jest jednym z przykładów naszych działań. Dysponujemy kompleksem boiskowym przy Zespole Szkół
w Dywitach, stadionem lekkoatletycznym, który zamierzamy zmodernizować, i trawiastymi boiskami w prawie
każdej miejscowości. Co roku wspieramy gminne stowarzyszenia, w tym sportowe, kwotą 300 tys. złotych.
Organizujemy zawody sportowo-rekreacyjne oraz wiele
innych imprez mających na
celu integrację mieszkańców
naszej gminy – powiedział
Jacek Szydło.
WAD (r)
16
świat dziecka
“Nowe Życie Olsztyna” 12 (111) 2013
Janusz Korczak i dzieci
C
hociaż nie
są to czasy
odległe, dokładna data
urodzenia Henryka
Goldszmita – bo tak
brzmi jego prawdziwe imię i nazwisko
– jest trudna do ustalenia. Winny tego zamieszania jest ojciec,
który zaniedbał sprawy metrykalne. Tak
więc Janusz Korczak
przyszedł na świat
22 lipca 1878 lub 1879
roku w warszawskiej
rodzinie zamożnego
adwokata pochodzenia żydowskiego.
Uczeń
korepetytor
Jego dzieciństwo
przebiegało początkowo spokojnie, lecz
dramatyczny zwrot
nastąpił po śmierci ojca. Trudne warunki materialne spowodowały, że już jako uczeń gimnazjum udzielał korepetycji,
aby pomóc swojej rodzinie.
Być może to było powodem
jego zainteresowania warunkami bytowymi dzieci z ubogich rodzin. Zaczął działać
społecznie w Warszawskim
Towarzystwie Dobroczynności. Po skończeniu medycyny
na Uniwersytecie Warszawskim pracował jako pediatra
w szpitalu dziecięcym. Zasłynął z tego, że biednych leczył
za darmo.
Żadne dziecko
nie jest sierotą
Już w czasie studiów Janusz Korczak współpracował z licznymi czasopismami i zaczął pisać swoją
pierwszą powieść zatytułowaną „Dzieci ulicy”. Wziął
udział w konkursie na sztukę teatralną, podpisując się
jako Janasz Korczak. Błąd zecera,
który zamienił imię
Janasz na Janusz,
spowodował, że tak
właśnie brzmi jego pseudonim, którym
posługiwał
się do końca życia.
Współpracował też
z Polskim Radiem,
w którym wygłaszał pogadanki dla
dzieci i czytał swoje
prace literackie.
Po siedmiu latach pracy w szpitalu
zrezygnował
z posady, a został
dyrektorem
Domu Sierot w Warszawie i zamieszkał
z dziećmi. Miał wtedy 34 lata. Ta praca
pomogła mu w badaniach nad psychiką dzieci
i pozwoliła
wypracować autorski system wychowawczy. W październiku 1926 roku założył „Mały
Przegląd”,
jedno
z pierwszych (prawdopodobnie
na
świecie) pism dla
dzieci i młodzieży,
redagowane przez
młodych czytelników. Było ono bezpłatne i ukazywało się do wybuchu drugiej wojny
światowej.
Nie opuszczę
getta bez nich
We
wrześniu
1939 roku Janusz
Korczak miał już ponad 60 lat. Nie został
powołany do wojska, ale włączył się
fot. Wikipedia.org (3)
Gdy mowa o osobie, która szczególnie kochała dzieci i może uchodzić za ich patrona, od razu na usta ciśnie się postać Janusza Korczaka. W pamięci wielu z nas pozostał jako autor jednej z najpiękniejszych książek dla najmłodszych „Król Maciuś Pierwszy”. Ale nie tylko dlatego poruszył nasze serce.
do cywilnej obrony Warszawy i opiekował się sierotami wojennymi. W okupowanej stolicy nosił cały czas polski mundur i nie nałożył opaski z gwiazdą Dawida. Był
za to aresztowany i uwięzio-
ny. Po kilku miesiącach został
wykupiony przez byłych wychowanków.
Kiedy Dom Sierot przeniesiono do getta, walczył
o finanse na jego utrzymanie. Często było to możliwe tylko poprzez
jałmużnę. Pomimo
wszystko organizował tajne nauczanie
i nie zaniedbywał
działalności
kulturalno-oświatowej, organizując na
przykład inscenizacje bajek dla dzieci.
Znajomi i przyjaciele wielokrotnie próbowali wyprowadzić Korczaka poza mury getta.
Nigdy jednak nie
zgodził się na zostawienie tam swoich podopiecznych.
Zastanawiał się za
to nad popełnieniem samobójstwa
lub nad bardziej
humanitarną śmiercią niż komora gazowa dla małoletnich dzieci oraz
osób
starszych.
W rocznicę jego
urodzin, 22 lipca 1942 roku,
rozpoczęła się akcja likwidacji warszawskiego getta.
Warto wiedzieć
Nasza
ostatnia droga
Niecałe dwa tygodnie
później hitlerowcy wyprowadzili z getta wszystkich
współpracowników i wychowanków Domu Sierot. Razem ponad dwieście
osób. Pochód, na którego
czele szedł Janusz Korczak
z najmłodszym dzieckiem
na rękach, udał się na rampę kolejową, skąd w wagonach bydlęcych wywieziono
wszystkich do obozu zagłady w Treblince. Każde dziecko zabrało ze sobą ulubioną
zabawkę lub książkę. Jedno
z dzieci grało na skrzypcach,
inne niosło flagę Króla Maciusia Pierwszego (bohatera
jednej z powieści Korczaka)
– zielony sztandar nadziei.
Z analizy historyków wynika, że niektóre z nich mogły
być świadome swojego losu
i w ten sposób godnie szły
na śmierć.
Dla upamiętnienia ich
męczeńskiej śmierci na terenie byłego obozu w Treblince stoi pamiątkowy kamień z napisem „Janusz
Korczak (Henryk Goldszmit) I DZIECI”.
Andrzej Zb. Brzozowski
– Janusz Korczak był znany jako Stary Doktor lub Pan Doktor. Był także pionierem w resocjalizacji nieletnich i opieki nad
dziećmi trudnymi.
– Andrzej Wajda zrealizował w 1990 roku film „Korczak”,
poświęcony losom i działalności Janusza Korczaka.
– Sekretarzem i współpracownikiem Janusza Korczaka był
późniejszy znany pisarz Igor Newerly.
– W 1979 roku została ufundowana Międzynarodowa Nagroda Literacka im. Janusza Korczaka za twórczość literacką
dla dzieci i prace pedagogiczne.
– W Olsztynie mamy ulicę poświęconą Januszowi Korczakowi, leży ona na osiedlu Podgrodzie i łączy ulicę Walentego
Barczewskiego z ulicą Mariana Gotowca.
Kurtyna w górę
17
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (113) 2013
Mirosław Dublan
– osobiście nie lubię coverów
ART ROCK to legendarny olsztyński zespół rockowy, założony w 1980 roku przez studentów Akademii Rolniczo-Technicznej. Był jednym z czołowych przedstawicieli nurtu Muzyki Młodej
Generacji. Utwory zespołu trafiały na listy przebojów „Polskiego Radia”, „Lata z Radiem” i „Panoramy”. Po latach przerwy, ku uciesze fanów ART ROCK powrócił na rockową scenę.
O historii i planach grupy rozmawiam z jej charyzmatycznym wokalistą.
Dla fanów muzyki
swojego pokolenia
jesteście żywą legendą olsztyńskiego rocka. Czy do
dzisiejszej młodzieży przemawia taka
muzyka?
Nie mieliśmy możliwości zaprezentowania się młodzieży. Staraliśmy się o zagranie
koncertu na ,,Kortowiadzie”, ale organizator
nie przyjął naszej propozycji. To trochę przykre, że odmówiono nam
(milczeniem) występu
w miejscu najważniejszym dla nas. Jestem trochę
sceptycznie ustawiony do pochwał adresowanych pod naszym adresem. Liczą się fakty. Faktem jest spontaniczny odbiór naszych dźwięków
właśnie przez młodych ludzi
na koncercie w ,,Grawitacji”.
Odnotował to reportaż internetowej TV Kortowo.
W nazwie ART Rock zawiera się tylko nazwa
dawnej uczelni czy może nazwa ta jest także wyznacznikiem popularnego
gatunku muzyki rockowej?
Tak właśnie się zaczęło.
Pierwsze poszukiwania oparte tylko o muzykę instrumentalną zahaczały o kierunek
art i jazz rock. Kiedyś po wykładzie w auli Gotowca usiadłem do stojącego tam pianina i coś zaśpiewałem. Za
ścianą była kanciapa zespołu ART ROCK. Usłyszał mnie
Leszek Domagała, perkusista i menadżer zespołu. Walił
w ścianę i wołał, żebym został tam, gdzie jestem. Zaprosił mnie na próbę i już wiedzieliśmy, co mamy grać. Tak
z kierunku art został tylko
skrót uczelni. Chcieliśmy to
zmienić, ale było za późno,
byliśmy już rozpoznawalni.
W latach 80. byliście
jednym z czołowych zespołów tzw. Muzyki Młodej Generacji, jednak
nie doczekaliście się
wydania płyty w tamtych
czasach?
Tak jak wiele innych zespołów. Dzisiaj to się w gło-
Jest to nowe
brzmienie czy sięgacie do początków,
swoich korzeni?
wie nie mieści, ale wtedy
w Polsce była tylko jedna wytwórnia płyt. Dzisiaj słowo
,,wytwórnia” brzmi archaicznie. Studio nagraniowe może być u pana Edzia w piwnicy. W tym względzie jest
wolność i technologia. Wtedy przed wejściem do studia
teksty przechodziły albo nie
przechodziły przez cenzora.
Co było powodem zakończenia tak wspaniale
zapowiadającej się kariery zespołu?
Na to pytanie powinni odpowiedzieć moi koledzy, ponieważ ja opuściłem
zespół zaraz po ukończeniu studiów. Rynek muzyczny działał spontanicznie, co
w rzeczywistości oznacza: chaotycznie. Założyłem rodzinę
i musiałem na nią zarabiać. To
była piękna przygoda w okresie studiów. ART ROCK dzia-
łał jeszcze jakiś czas, ale mnie
tam nie było. W latach dziewięćdziesiątych przypomnieliśmy o sobie i z dystansu czasu zaczęliśmy doceniać te niezwykłe zdarzenia, jakie nas
wtedy spotkały.
W 2010 roku zespół
wznowił działalność.
Kto wpadł na pomysł
ponownego wspólnego
grania?
Zawdzięczamy to Marcinowi Jakobsonowi oraz wytwórni płyt Metal Mind Productions. Marcin zrobił naprawdę wiele, żeby ocalić od
zapomnienia Muzykę Młodej Generacji. Mury komuny były drążone ze wszystkich stron i MMG miała
w tym swój udział. Po ukazaniu się płyty postanowiliśmy zagrać koncert. Przygotowywaliśmy się do niego
przez cały rok.
Gramy w większości stare utwory na instrumentach nieosiągalnych
w tamtym czasie.
Brzmienie określają możliwości technologiczne. Wtedy
podłoga dla gitarzysty oznaczała deski,
na których stał, dzisiaj to słowo oznacza zupełnie coś innego. Staramy się zachować klimat tych
utworów, nie chcemy rozczarować naszych fanów, którzy oczekują wspomnienia tamtego klimatu.
Jak przyjęła Was publiczność po tylu latach
przerwy?
Pierwszy koncert odbył
się w Klubie ,, Grawitacja”
28 grudnia 2010 r. Na dworze -24 stopnie mrozu, a klub
wypełniony po brzegi. Przyjęto na fantastycznie. Dla nas
był to piękny dzień. Na koncercie były takie giganty rocka jak Piotr Wiwczarek – VADER i Krzysiek Jaworski
– HARLEM.
Kto aktualnie gra w ART
Rocku, bo chyba nie
udało się powrócić do
oryginalnego składu?
W składzie miejsce perkusisty Leszka Domagały
wypełnił Adam Grzelak. Jest
to młody, w pełni profesjonalny, wykształcony w tym
kierunku muzyk. Pozostały
skład bez zmian, a więc Krzysiek Zawistowski gitara, Andrzej Dondalski bas i Mirek
Dublan wokal.
Wydana w 2008 roku
płyta „Upiorne tango”
zawiera archiwalne nagrania ART Rocka. Czy
planujecie wydać jakiś
nowy materiał?
Materiał jest już gotowy.
Jest to jedenaście utworów
nagranych w Radio Olsztyn.
Są to utwory z lat 80. uzupełnione kompozycjami powstałymi w późniejszym czasie.
Teksty do tych utworów napisałem teraz.
Dzisiejsza rockowa młodzież, co słychać w olsztyńskich pubach, często
sięga po covery. Czy tak
trudno jest napisać oryginalny, przebojowy rockowy numer, bo Wam
się to udawało?
Osobiście nie lubię coverów, ale czasem jesteśmy
zmuszeni do ich przygotowania, np. przez organizatora koncertu. W tej zabawie, bo
tak traktujemy naszą obecność
i aktywność artystyczną, tworzenie i pisanie nowych utworów to największa frajda i radocha. Już nie mogę doczekać
się nowych projektów.
Dziękuję za rozmowę
Andrzej Zb. Brzozowski
18
“Nowe Życie Olsztyna” 13 (113) 2013
turystyka
Jak zaplanować udany urlop
Pierwsze i najważniejsze kryterium to cena imprezy. To tu pojawia się pytanie: być czy mieć? Za małe pieniądze dostaniemy małą ofertę. Jeśli wybieramy ją świadomie, to wyrażamy na
to zgodę. Jeżeli jednak chcemy się pławić w luksusie, to musimy za to zapłacić stosownie dużo.
Planując zwiedzanie, wybieramy BB
(pobyt ze śniadaniem)
lub HB (pobyt, śniadanie i obiadokolacja). Jedzenie kupujemy po drodze w trakcie wycieczek. To także szansa na poznanie
kuchni regionalnych.
Nie wszyscy są zapalonymi podróżnikami, dlatego pozostali,
szczególnie ci oczekujący pięknego słońca,
ciepłej wody i plażowania, powinni zdecydować się na opcję
all inclusive. To oznacza posiłki w restauracji hotelowej, napoje alkoholowe i bezalkoholowe w cenie imprezy. W krajach południowych,
nawet
jak mamy wykupione all inclusive, to proponuję przyzwyczaić się do dawania napiwków, taki tam
zwyczaj. Wtedy kelner znajdzie dla nas najlepsze napoje
i przekąski.
Przeczytajmy uważnie ofertę, którą
chcemy kupić. Często turyści nawet
nie wiedzą, do jakiego hotelu jadą, co
w cenie pobytu im
się należy.
i nie będą dostosowywać się do naszych wymagań. Wśród trzyi czterogwiazdkowych
znajdziemy dobre oferty, lecz uważajmy na
najtańsze opcje. Hotele
pięciogwiazdkowe dają nam gwarancję znakomitej oferty i w tym
przypadku mamy dwa
rodzaje pokoi: standardowe i lepsze, na przykład z widokiem na morze lub góry.
Podczas wyjazdu sylwestrowego do Berlina turyści
nastawili się na zwiedzanie
muzeów i miasta, a nie na zabawę. A w ofercie organizator
zaznaczył: „w miarę możliwości dla chętnych zwiedzanie muzeów”. Jeśli chcemy
zwiedzać, to trzeba wybrać
wycieczkę, w której jest napisane konkretnie „zwiedzanie z przewodnikiem”. Ceny
wycieczek z przewodnikiem
lokalnym są wyższe od standardowych. W większości
zabytkowych miejsc w Pol-
sce i na świecie jest obowiązek zwiedzania z przewodnikiem lokalnym, a oprowadzanie bez uprawnień kosztuje wysoki mandat, nawet
utratę licencji pilota.
Najlepiej razem z towarzyszem wycieczki
odpowiedzieć sobie:
czy zgadzamy się na
kiepskie warunki lokalowe i żywieniowe,
ponieważ odpowiada
nam cena?
Kiedy w tym samym regionie mamy do wyboru kilka hoteli o podobnym standardzie, wtedy możemy
przypuszczać, że jest coś
na rzeczy z tymi oferującymi niższą cenę. Stare hotele są najtańsze, po remoncie cena jest średnia, a za nowe najwyższa. Jedzenie zwykle okazuje się dostosowane
do poziomu danego ośrodka. W tych słabych pracownicy i właściciele wiedzą, że
cena za pobyt jest adekwatna do oferowanych usług
W wyborze wycieczki warto też
wziąć pod uwagę,
jak właściwie usytuowany jest hotel. Młodzi potrzebują lokum w centrum lub tuż obok
dyskotek, klubów,
restauracji czy barów. Starsi, pragnący spokoju szukają hoteli leżących
na uboczu.
Niestety i jedni, i drudzy zapominają to sprawdzić, potem składają reklamacje do biur, że było za cicho lub za głośno. Musimy
wiedzieć, że hotele położone
w centrum miasteczek albo
tuż przy plaży będą narażone na odgłosy z pobliskich
barów, dyskotek albo prze-
jeżdżających samochodów.
Hotele leżące na stokach gór
dają nam zimą możliwość
szybkiego znalezienia się
na wyciągu, ale mają najczęściej utrudnioną drogę dojazdu lub są zupełnie odcięte
od sklepów, barów i innych
atrakcji. Jeśli są to hotele najmniej czterogwiazdkowe, to
mamy szansę na wieczorne animacje, basen, saunę.
W hotelach tanich, czyli
dwu- i trzygwiazdkowych,
możemy tylko wcześnie
chodzić spać lub pograć ze
znajomymi w karty. I to tylko gdy je ze sobą mamy.
Ubezpieczenia,
które
proponują nam biura podróży, są podstawową, najtańszą ofertą. Warto na każdy
wyjazd zabierać ze sobą europejską kartę NFZ, jest ona
honorowana w krajach Unii
Europejskiej. Dobrze też wykupić dodatkowe ubezpieczenia, ich wybór jest duży.
Zimą czy latem – zawsze jesteśmy narażeni na jakieś
dolegliwości albo wypadki.
Potrzebne jest jeszcze ubezpieczenie OC od odpowiedzialności cywilnej. Przecież
w każdej chwili my komuś
lub ktoś nam może wyrządzić jakąś szkodę, miejmy zatem zagwarantowaną ochronę i wsparcie prawników.
Izabella Fraszczyk
Przygody Jacusia Wędrowniczka
19
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013
Kukułeczka kuka, czyli
nasza wyprawa na Ukrainę
Kukułeczka kuka, gniazdka sobie szuka – to słowa bardzo popularnej piosenki ludowej z repertuaru znanego polskiego zespołu „Mazowsze”, zaś ja, jeżdżąc po drogach Krymu, nuciłem
sobie co jakiś czas tę piękną melodię. To bardzo denerwowało moje towarzyszki podróży: żonę Anię i naszą koleżankę Tereskę.
– Co tak kukasz i kukasz?!
Już byś nucił coś innego, na
przykład: „Hej przyleciał
ptaszek” – ironizowały. A ja,
śmiejąc się, odpowiedziałem:
pojedziemy do Jaskółczego
Gniazda.
– A co to w Polsce nie mamy jaskółek? – dalej nabijały
się ze mnie. Spokojnie im wtedy wyjaśniłem, że to jest piękny zameczek stojący na skalnym urwisku. Bardzo urokliwy. Ta efektownie położona i oryginalnie wykonana
budowla jest architektonicznym symbolem Krymu, choć
przez niektórych uważana za
marny kicz.
Jaskółcze Gniazdo
pełne uroku
Zameczek został zaprojektowany i zbudowany
w 1912 roku w stylu neogotyckim na zamówienie bakijskiego przemysłowca barona Sztiejngelja. Zafundował
go swojej ukochanej, a przebywał w nim prawdopodobnie tylko pół roku. Potem budowlę sprzedał i Zamek Miłości (pierwotna nazwa) został
zmieniony w restaurację, która do tej pory mieści się w jego wnętrzu. Można też wynająć pokój, ale jest bardzo drogo. My odwiedziliśmy Jaskółcze Gniazdo, bo leży w miejscowości Gaspara niedaleko
Jałty, celu naszej podróży.
Opowiadając o tej unikalnej konstrukcji moim towarzyszkom, skręciłem z głównej drogi na boczną, prowadzącą do nadmorskiego kurortu. Podążając krętą górską drogą, ledwie widzieliśmy piękny zameczek przyklejony do skalnej ściany właśnie niczym jaskółcze gniazdo. Sam się zacząłem zastanawiać, jak on został na tym
urwisku wybudowany. Byłem bardzo mądry, bo przed
wyprawą na Krym poczytałem trochę przewodników
i książek historycznych,
w których opisano dzieje oraz najciekawsze zabytki
tej pięknej krainy. Na przykład dowiedziałem się, że
krymscy Tatarzy najeżdżali polskie ziemie, że Rosjanie
zdobyli Krym, a w 1954 roku
władza radziecka wspaniałomyślnie przekazała Krym
Ukraińskiej Republice Ludowej. Tak rozmawiając o dziejach tego miejsca oraz Jaskółczego Gniazda, dojechaliśmy
do parkingu, na którym mogliśmy zostawić samochód
i pójść spacerkiem do tej pięknej budowli.
Tylko dla wybrańców
Było bardzo gorąco. Temperatura dochodziła do 40
stopni w cieniu, a na słońcu było chyba z 60. Niemalże
nie mieliśmy czym oddychać,
bo wiatru jak na lekarstwo.
Jak patrzyliśmy z parkingu,
to wydawało nam się, że do
pałacyku jest bardzo blisko.
Oczywiście w linii prostej tak
było, ale lądem w taki upał to
była droga przez mękę. Okazało się, że mamy do pokonania ponad 450 schodów
w dół i około 200 w górę. Gdy
na początku szliśmy chodnikiem obok kawiarenek i straganów, nie było najgorzej. Jedliśmy lody i piliśmy zimną
wodę mineralną.
Na zameczek dotarliśmy lekko zgrzani po godzinie, bo więcej stopni prowadziło w dół niż w górę. Widok był piękny, a pałacyk jak
z bajki. Filigranowy, nieduży. Na parterze dwa saloniki i na górze chyba dwie sypialnie. Z tarasów wspania-
ły widok na Morze Czarne
oraz skały urwiska. Kubatura
tego niespotykanego obiektu, sprawiającego wrażenie
bardzo bogatego, nie większa niż średniej wielkości wilii. Przyglądając się skale, na
której stał zameczek, zauważyłem, że jest on przyklejony
do lądu potężną betonową
plombą. Dowiedziałem się,
że podczas wielkiego trzęsienia ziemi w 1927 roku dostęp
do zamku został odcięty, zawaliła się część skały, a także
dekoracyjne blanki czy szpice budowli, ale na szczęście
udało się urwisko skleić ze
skalistym nabrzeżem. Obejrzeliśmy przez okno wnętrze
ekskluzywnej restauracji, jednak na posiłek w jej pięknych
wnętrzach nie mieliśmy pie-
niędzy. Na przykład w przełożeniu na nasze pieniądze
najtańsza kawa kosztowałaby 18 złotych. Zapytałem
kelnerów, kto tu się stołuje.
Śmiejąc się, odpowiedzieli,
że rosyjscy biznesmeni.
Nie ma odwrotu
Po zrobieniu kilku zdjęć
postanowiliśmy wrócić do samochodu. Z góry zeszliśmy
bez problemu, chociaż upał
wyciskał z nas siódme poty. Gorzej było na schodach
wiodących pod górę. W połowie drogi nie mieliśmy już
sił, ale najgorsze przyszło po
następnych 50 stopniach. Na
podeście Tereska zachwiała się i osunęła na gorącą kamienną posadzkę. Zapomniałem o zmęczeniu. Wspólnie
z Anią przenieśliśmy koleżankę na stojącą w cieniu ławkę,
a sam prawie biegiem pokonałem schody. Na górze kupiłem pięciolitrową butlę wody
mineralnej. Zbiegłem do kobiet. Zrobiłem Teresce kompres na kark i głowę. Przy
okazji sobie i Anusi. Po kilku
minutach Tereska odzyskała przytomność. Posiedzieliśmy jeszcze kilka minut, popijając chłodną wodę i robiąc sobie kompresy. Potem zmoczyliśmy głowy i powoli zaczęliśmy wspinać się na górę.
Namęczyliśmy się, ale było warto, bo chociaż architekci traktują Jaskółcze Gniazdo jak kicz, to naprawdę jest
ono piękne i warte obejrzenia. Żeby nie narażać się na
drogę przez mękę, proponuję do podnóża skały dopłynąć
statkiem z Jałty, bo z portu na
szczyt jest już niedaleko.
Jacek Panas
20
prawo
“Nowe Życie Olsztyna” 13 (112) 2013
Stronę przygotował Mirosław Rogalski
fot. Sxc.hu
Kto daje
i odbiera...
Wysokie płoty
tato grodził…
W
tej
sprawie
wielkie znaczenie ma sąsiedzka zgoda. Doświadczenie
podpowiada, że dobrze jest,
gdy odbywa się za obopólnym porozumieniem. Jeszcze lepiej, gdy stawiamy płot
wspólnie i zgodnie partycypujemy w kosztach, unikając argumentu, że ogrodzenie oszpeciło otoczenie. Płot
bowiem – w myśl prawa –
jest wspólną własnością sąsiadów. Oznacza to, że obie
strony są zobowiązane do
utrzymania ogrodzenia w należytym stanie i wspólnie ponosić tego koszty. Jeśli zgody nie ma? Tylko ten właściciel, który sam się wykosztował, sam płot wybudował
i o niego dbał, ma prawo
do jego rozebrania. Druga strona nie ma wówczas nic do gadania. A zatem nie da się ukryć, że zgoda i porozumienie są bardziej opłacalne od wędrówki
po sądach.
O
dbierający darowiznę nie musi trafić do piekła,
ale do sądu... czemu nie? Dotyczy to różnych sytuacji życiowych. Oto jedno z rodziców przepisało jedynemu synowi mieszkanie w darowiźnie za dożywotnią pomoc
i opiekę. Syn jednak po czasie przestał spełniać warunki
umowy. Czy można w tej sytuacji cofnąć podjętą decyzję?
Można, pamiętając o pewnych zasadach. Otóż obdarowanemu wypada to oficjalnie uświadomić. W tym celu
należy na piśmie poinformo-
wać o podjętym zamierzeniu
i wskazać przyczynę cofnięcia darowizny. Najlepiej uczynić to listem poleconym za
zwrotnym potwierdzeniem
odbioru. Samo pismo sprawy nie załatwia. Następnym
krokiem powinna być wizyta
z obdarowanym u notariusza
i oficjalne przeniesienie prawa
własności. Jeśli obdarowany
nie zechce stawić się w kancelarii notarialnej i dobrowolnie
zwrócić darowizny, to pozostaje droga sądowa. To wszystko może potrwać i spowodować mniejsze lub większe
tarapaty...
Etat na emeryturze
S
ą szczęśliwcy, którym
pracodawca proponuje, by po
osiągnięciu wieku emerytalnego nadal u niego pracowali. W świetle obowiązujących u nas zasad jest to możliwe po spełnieniu pewnych
warunków: trzeba rozwiązać umowę o pracę, uzyskać
w ZUS-ie prawo do emerytalnego świadczenia, przejść na
emeryturę (choćby na jeden
dzień) i dopiero wówczas ponownie zatrudnić się u byłego
pracodawcy. Nowa umowa
o pracę może różnić się od poprzedniej, tej sprzed emerytury. Ważne są szczegóły, które
wypada, najlepiej wcześniej,
uzgodnić pomiędzy pracodawcą, a nadal mającym zamiar pracować emerytem.
naczej sprawy mają
się u osób, które przeszły na wcześniejszą emeryturę. Wówczas obowiązuje limit
średniego miesięcznego wynagrodzenia. Jego przekroczenie
skutkuje zawieszeniem emerytury. Trzeba wówczas rozważyć, co się bardziej opłaca.
I
Płacz
i mandat płać
M
andat to nie
jest przyjemna sprawa. Nie
wypada jednak wrzucać go
do szuflady i o nim zapominać. Niezapłacenie kary może mieć konsekwencje. Odmowa przyjęcia mandatu
(jeśli uważamy, że jesteśmy
niewinni) lub odmowa podpisania go (w sytuacji kiedy przyznajemy się do naruszenia przepisów ruchu drogowego, a nie zgadzamy się
z wysokością kary wymierzonej przez policjanta) powoduje rozstrzyganie sprawy przez sąd. Proces może
potrwać, a zasądzona kara
może być wyższa od wymierzonej przez funkcjonariusza. Do tego dochodzą koszty postępowania sądowego.
Dlatego odmawiamy przyjęcia mandatu tylko wtedy, gdy
jesteśmy pewni swej racji.
andat, z którym się
zgadzamy opłacamy w ciągu 7 dni. Jeżeli tak się
nie stanie, grozi nam postępowanie egzekucyjne. Sprawę
przejmuje Urząd Skarbowy
i może w tym celu skorzy-
M
stać z różnych możliwości.
Zazwyczaj ściąga grzywnę
z nadpłaty podatku dochodowego osoby, która popełniła
wykroczenie lub zajmuje inne źródła dochodu – zasiłek,
rentę, emeryturę lub część
pensji. W najgorszym przypadku istnieje możliwość zajęcia środków znajdujących
się na koncie.
rząd skarbowy nie
ma obowiązku informowania o zajęciu środków, może więc swą decyzją nas zaskoczyć. Środkiem
ostatecznym jest wysłanie do
ukaranego obywatela poborcy podatkowego. Zaproponuje polubowne załatwienie
sprawy (opłacenie mandatu
i kosztów egzekucji) lub okaże upoważnienie do zajęcia
mienia – samochodu, dzieł
sztuki, telewizora lub komputera. Nie ma co liczyć na
przedawnienie i uniknięcie
kary. Takie sytuacje zdarzają
się niezwykle rzadko. Urząd
na wszelkie czynności ma 3 lata i terminów zwykle pilnuje.
U
dom
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013
21
Niebawem koniec
ulgi budowlanej
Rząd planuje uchylić ustawę o zwrocie osobom fizycznym niektórych wydatków związanych z budownictwem mieszkaniowym. Ulga ta polega na zwrocie części podatku VAT zapłaconego
za materiały budowlane. Ustawa 29 sierpnia 2005 roku miała łagodzić skutki zwiększenia stawek podatkowych VAT z 7 do 22% (obecnie z 8 do 23%) po wejściu Polski do Unii Europejskiej.
Pierwotnie miała obowiązywać przez pierwsze dwa lata, ale obowiązuje nadal. Przewiduje się jej wygaszenie z końcem bieżącego roku. Oszczędności z tego tytułu zasilą kolejny program
wsparcia budownictwa – Mieszkanie dla Młodych.
W
ciąż
jeszcze
obowiązujący program jest
skierowany do osób remontujących własne mieszkanie lub
budujących dom. Obejmuje jedynie osoby fizyczne mające prawo do nieruchomości. Chcąc ubiegać się o zwrot
VAT, musimy posiadać faktury. Uldze podlegają materiały, które przed wejściem Polski do Unii Eu-
ropejskiej
były objęte niższym
podatkiem
VAT, a po wejściu
podniesiono podatek do 22% (obecnie do
23%). To na przykład drzwi,
okna, dachówki, tapety, wapno, cement, płytki ceramiczne, ale zwrot nie obejmuje już
np. farb, lakierów, gwoździ.
Szczegółowy wykaz materiałów, za które możemy otrzymać zwrot części podatku
VAT, znajdziemy na stronie
www.transport.gov.pl.
Jak to się ma w praktyce?
W przypadku remontu moż-
na odzyskać nawet 15 000 złotych zapłaconego podatku.
W przypadku budowy domów jest to kwota znacznie
wyższa i sięga sumy około
35 000 złotych. Gra jest więc
warta świeczki. Limity do
zwrotu podatku VAT określa
się na podstawie ceny 1 m2 powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego, ogłaszanej
przez prezesa GUS. Co kwartał są one inne, obecnie coraz
niższe. Nie ma konieczności
występowania o zwrot jednorazowo. Można wnioskować
wielokrotnie,
przy czym nie częściej niż raz na rok.
Limity przysługują do wykorzystania
w ciągu
5 lat od złożenia wniosku. Po
5 latach ponownie można złożyć wniosek i przez kolejne 5
lat korzystać z odliczeń.
By móc jeszcze skorzystać z ulgi, należy złożyć w swoim
urzędzie skarbowym
wniosek VZM-1. Po
złożeniu tego dokumentu w 2013 roku
mamy prawo do
odliczeń do końca
2018 roku.
Ci, którzy złożyli wniosek np. w 2011 roku, mają
prawo do odliczeń do 2017
roku. Wszyscy, którzy złożyli stosowne wnioski do urzędu skarbowego, przez kolejne
5 lat korzystają z prawa nabytego i mogą odliczyć podatek
VAT. Najlepiej więc zastanowić się, czy warto jeszcze skorzystać z dopłat. Należy przeanalizować własne potrzeby
remontowe i budowlane,
ponieważ taka szansa na
ulgi może się już nie
powtórzyć. Wybór jest prosty: dziś drzwi kosztują np.
500 złotych, ale dla niektórych mogą kosztować tylko
ok. 430 złotych (po uwzględnieniu ulgi).
Ulga ta miała spełniać
wyłącznie rolę łagodnego przejścia związanego ze
wzrostem podatku VAT na
materiały budowlane. Jeste-
śmy już ponad 9 lat w Unii
Europejskiej i ustawa obowiązuje od 7 lat. To wystarczająco długi czas, by
ustawa spełniła swoje cele.
Z drugiej strony beneficjentami ustawy był szeroki profil społeczeństwa. Ustawodawcy argumentują wygaszenie tej ustawy koniecznością wprowadzenia kolejnego systemu dopłat – Miesz-
kanie dla Młodych. Jakby
jednak nie patrzeć, MdM będzie programem skierowanym do znacznie węższej
grupy społecznej.
Istnieje jeszcze nadzieja, że ulga budowlana zostanie
z nami na kolejne lata – w czerwcu
2013 roku odbyła
się debata na temat
wprowadzenia nowego programu i wygaszenia ulgi.
W kuluarach mówi się,
że rząd nie znajdzie w sejmie
większości, która poprze likwidację programu zwrotu
części VAT. Zobaczymy.
Krzysztof Rzymski
22
“Nowe Życie Olsztyna” 13 (112) 2013
drinki świata
Dziś w swoich morskich podróżach chciałbym zabrać miłe Panie na grecką wyspę Mykonos. To urocze miejsce jest położone na Morzu Egejskim i należy do archipelagu Cyklady. Czeka tu
na turystów wiele atrakcji, rozwinięta baza hotelowa i oczywiście pyszne kawy, których sekret przyrządzania chętnie Państwu zdradzę.
Kelner! Kawę na ochłodę
Tyle dla ducha i oka, teraz coś dla ciała. Skoro mowa o gorącej Grecji, to chciałbym polecić coś na ochłodę.
Tradycją grecką stało się picie w ciągu dnia dużych ilości mrożonej kawy, przyrządzanej obecnie na bazie kawy rozpuszczalnej. Typową
kawę frappe Grecy przygotowują w wysokiej szklance,
wsypując 1 łyżeczkę kawy i 2
cukru, dodają około 30-50 ml
zimnej wody i pienią przy
pomocy małego miksera. Po
uzyskaniu gęstej piany dopełniają szklankę do połowy
zimną wodą, po czym uzupełniają równie schłodzonym
mlekiem.
Picie kawy w zwyczajach
greckich jest uzależnione od
pory dnia: rano pija się małą
mocną, podobną do włoskiej
espresso, z mnóstwem cukru. Popołudniami po godz.
17 można zamówić każdy
rodzaj kawy: espresso, doppio, cappuccino… na co tylko
przyjdzie nam ochota. Próbując zamówić popołudniem
kawę na gorąco, bądźmy
pewni, że każdy Grek popuka się w głowę i zaproponuje nam kawę mrożoną. Wieczorem jednak warto spróbować pysznej gorącej greckiej kawy.
Jak przyrządzić
kawę po grecku?
fot. Wikipedia.org
Podpływając do brzegu,
już z daleka widzimy robiące
niesamowite wrażenie domy,
które w pełnym słońcu oślepiają swoją bielą, dając poczucie czystości i świeżości,
a w zestawieniu z błękitem
wody tworzą bajkowe obrazki. Każdy, kto tu trafi, od
pierwszych chwil poczuje niepowtarzalną atmosferę miejsca, w którym będzie nie jak
turysta przybywający z obcego kraju, ale jak mieszkaniec
wyspy. Lokalni Grecy są zwolennikami kosmopolityzmu
ponad wszelkimi podziałami
kulturowymi.
Aby przygotować gorącą kawę po grecku dla czterech osób, należy wziąć na
każdą porcję łyżeczkę grubo zmielonej kawy, wymieszać z taką samą ilością cukru i wlać odpowiednią ilość
wody do czterech małych filiżanek. Tygielek umieszczamy na małym ogniu, nie mieszając, gotujemy, raz po raz
zestawiamy z ognia, tak by
nie dopuścić do wrzenia. Po
trzecim razie zbieramy łyżką
pianę i przekładamy do kolejnych filiżanek. Po zamieszaniu napełniamy filiżanki kawą. Kilka kropel zimnej wody wlanych łyżeczką
do filiżanki sprawi, że fusy
opadną na dno.
Prawdziwa kawa na gorąco jest po grecku przyrządzana podobnie jak kawa
po turecku: w mosiężnych
lub miedzianych tygielkach
z długą rączką, które mają po-
jemność czterech małych filiżanek. Kawę podaje się spienioną i bardzo słodką, często
z dodatkiem ciasteczek lub
owoców, np. słodkich pomarańczy czy winogron.
Miłym Paniom pozostającym w Olsztynie w gorące dni polecam kawę mrożoną. Można przygotować
ją na wiele sposobów, między innymi z lodami waniliowymi, bitą śmietaną
i puree malinowym. A zwolenniczkom aromatycznych
likierów polecam dodatek,
np. migdałowe Amaretto lub
pomarańczowe Grand Marnier. Powiedzcie, miłe Panie,
czy w upalny dzień można
oprzeć się dobrej, aromatycznej schłodzonej kawie?
ar
SPORT
“Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013
Stomil przed startem I ligi
Okno transferowe
wciąż otwarte
Piłkarze zakończyli krótkie wakacje. Stomil rozpoczął przygotowania do nowego sezonu w I lidze. Obóz przygotowawczy
i mecze sparingowe wypełnią czas do inauguracji rozgrywek, która nastąpi 27 lipca.
W
Zaczniemy od złych
wieści, czyli kogo
w barwach Stomilu
już nie zobaczymy.
Z gry w olsztyńskiej
ekipie zrezygnowali (bądź klub nie był
graczami zainteresowany) m.in. Łukasz
Suchocki (Olimpia
Grudziądz),
Paweł Kaczmarek
(Wisła Płock), Paweł
Baranowski,
Andrzej Niewulis,
Michał Glanowski,
Tomasz Strzelec.
N
ic więc dziwnego,
że trener olsztynian
Zbigniew Kaczmarek (przedłużony kontrakt na następny sezon) szuka zmienników. Od początku przygotowań przez zespół przewinęło
się kilkunastu potencjalnych
fot. Stomilolsztyn.com
szyscy mamy
w pamięci zakończony sezon. Stomil w dobrym stylu obronił się przed spadkiem do II ligi. Co zatem czeka olsztyńskich kibiców w sezonie 2013/2014? Czy Stomil
będzie bronił się przed spadkiem, czy powalczy o środek
tabeli, a może pokusi się o powrót do elity? O tym ostatnim
możemy zapomnieć. Natomiast dwie pierwsze kwestie
będą przez wiele miesięcy zaprzątały głowę olsztyńskim
kibicom.
Okno transferowe jest wciąż otwarte. Olsztyński klub sprawdza kolejnych zawodników. Którzy z nich mają szansę pojawić się
przed olsztyńską publicznością? Trudno powiedzieć.
graczy. Na razie zarząd klubu nie chce zdradzić tajemnicy i powiedzieć, kto uzupełni
skład drużyny przed nowym
sezonem.
– Testujemy wielu piłkarzy zarówno z naszego regionu, jak i z kraju. Na razie za wcześnie na mówienie
o konkretnych nazwiskach.
Na szczęście trzon zespołu nie
został zbyt mocno naruszony.
Na pewno pozostaną: Janusz
Bucholc, Kamil Hempel, Arkadiusz Koprucki, Łukasz Jegliński, Grzegorz Lech i kilku
innych piłkarzy – poinformował Andrzej Biedrzycki, dyrektor sportowy Stomilu.
Okno transferowe jest
wciąż otwarte. Olsztyński klub
sprawdza kolejnych zawodni-
ków. Którzy z nich mają szansę pojawić się przed olsztyńską
publicznością? Trudno powiedzieć, lecz kilka nazwisk można wymienić. W ostatnich sparingach na pokazanie swoich
umiejętności szansę otrzymali
m.in. Dawid Szwagra (Szczakowianka Jaworzno), Jakub
Zejglic (Olimpia Elbląg), Piotr
Darmochwał (Okocimski Brzesko), Bartosz Papka (Korona
Kielce), Piotr Głowacki i Tomasz Kolibowski (obaj Start
Działdowo). Wciąż nie wiadomo, czy w Stomilu pozostaną
Paweł Łukasik i Paweł Piceluk.
O wszystkim zdecydują mecze
kontrolne. Ponadto nie wygasł
projekt sprowadzenia do ekipy
Tomasza Zahorskiego.
P
rzed inauguracją rozgrywek
ligowych
olsztynianie rozegrają mecz
pierwszej rundy Pucharu
Polski (24 lipca). Ich rywalem może być jedna z wymienionych drużyn: Hetman
Zamość, Chełmianka Chełm,
MKS Oława, Rozwój Katowice lub Świt Nowy Dwór
Mazowiecki. Rozgrywki I ligi rozpoczynają się 27 lipca. Pierwszy mecz olsztynianie rozegrają w Ostródzie,
a ich rywalem będzie Arka
Gdynia. Kolejne dwa spotkania Stomil zagra na stadionie
przy al. Piłsudskiego w Olsztynie z Energetykiem ROW
Rybnik i Dolcanem Ząbki.
WAD
23
Pełny skład
Indykpolu
AZS Olsztyn
Stało się to, czego oczekiwali sympatycy siatkówki
w Olsztynie. Indykpol AZS skompletował skład na sezon
2013/2014. Z ubiegłorocznego składu w ekipie pozostało...
(tylko albo aż) pięciu zawodników.
Po nieudanym sezonie (drugim z kolei, w którym olsztynianie zajęli ostatnie miejsce w PlusLidze) zarząd klubu przeprowadził
czystkę. Zawieszono prezesa Mariusza Szyszko, do dymisji poddał się prof. Władysław Kordan, przewodniczący
Rady Nadzorczej Piłki Siatkowej AZS UWM S.A. Klub nie
przedłużył także kontraktu
z trenerem Radosławem Panasem. Ponadto z olsztyńskiej
ekipy odeszło kilku zawodników m.in. Wojciech Ferens
(ZAKSA Kędzierzyn-Koźle).
Obecnie szefem Rady Nadzorczej ponownie
jest prof. Andrzej Koncicki. Trenerem drużyny został Krzysztof Stelmach. Po
kilku tygodniach działań na
rynku transferowym w składzie ekipy pozostało jedynie
pięciu siatkarzy, którzy grali w tym zespole w ubiegłym
sezonie. Są to Piotr Hain
i Wojciech Sobala (środkowi), przyjmujący Piotr Łukasik, atakujący Bartosz Krzysiek oraz libero Michał Żurek. Skład uzupełnili rozgrywający Maciej Dobrowolski
i Grzegorz Pająk, przyjmujący Pablo Bengolea (Argen-
tyna), Rafał Buszek i Piotr
Łuka, atakujący Tomasz Józefacki oraz środkowy Mati
Oivanen (Finlandia). Ponadto do szerokiej kadry zespołu dołączy kilku zawodników z drugiej drużyny oraz
z ekipy juniorów.
Sezon PlusLigi (powiększonej o dwa kluby RCS
Czarni Radom i BBTS Bielsko-Biała) rozpocznie się
12 października. W pierwszym meczu olsztyńscy akademicy zmierzą się na wyjeździe z brązowym medalistą
poprzednich rozgrywek Jastrzębskim Węglem. Tydzień
później w „Uranii” pojawi
się wicemistrz Polski ZAKSA
Kędzierzyn-Koźle.
WAD
Warmińsko-Mazurskie
Centrum Słuchu i Mowy
„MEDINCUS”
> Profilaktyka, diagnostyka i leczenie chorób uszu, nosa, gardła i krtani
u dzieci i osób dorosłych, w oparciu o najnowocześniejszy sprzęt diagnostyczny,
> Konsultacje lekarskie: otolaryngologiczne oraz logopedyczne,
> Rehabilitacja zaburzeń głosu i mowy,
> Inhalacje górnych dróg oddechowych, leczenie zaburzeń trąbek słuchowych
(AMSA),
> Protetyka słuchu i sprzedaż aparatów słuchowych,
> Poradnictwo i szkolenia.
> Usługi w ramach kontraktu z NFZ oraz prywatnie
Nasi specjaliści udzielają konsultacji, wykonują niezbędne badania
oraz rozwiązują wszelkie problemy dotyczące słuchu, głosu i mowy.
Kontakt:
Olsztyn, ul. Obrońców Tobruku 1/1, tel. + 48 89 523 50 22
e-mail: [email protected], www.csim.pl

Podobne dokumenty

Jak Pawełek historię Olsztyna poznaje

Jak Pawełek historię Olsztyna poznaje Ledwie zakończyła się budowa buspasów, a znów olsztyńscy kierowcy utknęli w korkach. Tym razem powodem są rozkopane ulice pod budowę linii tramwajowej. Nie dość, że olsztynianie byli podzieleni co ...

Bardziej szczegółowo

Lato w gminie Dywity

Lato w gminie Dywity hałasu w jednym miejscu. Bo większość imprez będzie, jak zwykle, w centrum. Wybrał i skomentował JJP

Bardziej szczegółowo