TWórCa amazona następcą steve`a Jobsa

Transkrypt

TWórCa amazona następcą steve`a Jobsa
Grupa Copernicus
numer 7/2012
str. 10
ACTA
w Polsce
Wolny biznes
w internecie, czyli czego
potrzebują rodzime firmy?
str. 24
Święć się imię
Twoje, enter!
Kościół podatny
na nowe technologie
Jeff
Bezos
Twórca Amazona
następcą Steve’a Jobsa
edytorial
Na plusie
Fot. na okładce: Corbis; fot.: materiały prasowe Grupy Copernicus
W
itam Państwa w 2012 r.
i zapraszam do lektury kolejnego numeru
magazynu „%”. Poprzedni edytorial pisałem 2 grudnia 2011 r. – WIG20 zamknął się wtedy na poziomie 2257,90 pkt. Wczoraj, czyli 20 lutego, zamknięcie było na poziomie 2348,92 pkt
– a zatem nastąpił wzrost o 4 proc. Niedużo, jeśli wziąć pod uwagę, jak dobry był
styczeń. W tym okresie kluczowe okazało się aktywne zarządzanie środkami finansowymi – nasi zarządzający podnieśli wartość FIO Akcji Dywidendowych o…
26,3 proc. Całkiem nieźle, prawda? Nasz fundusz obligacji korporacyjnych też ma
się dobrze i w każdym kwartale jest na podium. Zachęceni sukcesem tego produktu
(sporo ponad 200 mln zł zgromadzonych aktywów) uruchamiamy trzy kolejne produkty inwestujące w dług. Po szczegóły zapraszam na naszą stronę WWW.
Co jeszcze znajdą Państwo w tym numerze?
Przyglądamy się zagadnieniu wiary w dzisiejszych
czasach. Jak się okazuje, nawet ona poddaje się tendencjom rynku, którym rządzą nowe technologie
i sprzedaż. Wykorzystują to nie tylko biznesmeni,
ale i artyści, jak przedstawiony na naszych łamach
David LaChapelle. Rewolucyjnie myśli też bohater z okładki – Jeff Bezos, o którym już jest głośno
w środowisku polskich wydawców i będzie jeszcze
głośniej, kiedy Amazon wejdzie na polski rynek. To
właśnie jego twórca udowodnił światu, że książki
nie tylko można kupować inaczej, ale i wypada je
inaczej czytać.
Wczorajszej nocy została zawarta historyczna (szczególna w krótkiej historii Unii Europejskiej) umowa dotycząca restrukturyzacji długu greckiego. Prywatni wierzyciele zgodzili się na odpisanie dużej części swoich pożyczek i rozłożenie reszty na raty,
a Unia Europejska dorzuci sporo gotówki, żeby Grecja nie wypadła ze strefy euro. Czy
to ma sens? I tak, i nie. Argumentem za jest to, że sytuacja Grecji została przez inwestorów i media rozdmuchana do granic możliwości i warto by tę grecką tragedię skończyć
albo choćby na chwilę przerwać. Argumentem przeciw jest to, że w kolejce czekają inne
kraje – robi się coraz cieplej, może więc pojechać do… Włoch.
Życzę Państwu miłej lektury!
W świetle wydarzeń związanych z krajami peryferyjnymi kibicuję byłemu wiceprezesowi
NBP, który zapowiedział, że będzie zarządzał pieniędzmi i grał na zniżkę wywołaną przez
kryzys w Europie. Wreszcie będzie można ocenić jego wypowiedzi przez pryzmat wyników zarządzania, a nie krasomówstwa. Do dzieła!
Marcin Billewicz
Prezes Zarządu Copernicus Securities SA
% | 7/2012
1
spis treści
Finanse&Biznes
Zarabianie pieniędzy jest ekscytujące
temat
kwartału:
WIara
obyczaje
30
coaching
36
ostatnie słowo
Święć się imię Twoje, enter!
26
Postać
David z bogatej kaplicy
Finanse&Biznes
2
Wiara, czyli dostaję od losu najlepsze rozdanie
Jakub Żulczyk próbuje uwierzyć
Po godzinach
4
% z kwarTału
20
% na mapie
5
Subiektywnie o finansach
22
W drodze
6
% z wydarzeń
32
kadr na smak
8
Rozmowy o pieniądzach
34
klub gentlemana
Co słychać w Grupie Copernicus?
Maciej Samcik: Kusząca niepubliczność
Rynek obligacji przedsiębiorstw w górę,
dług państwowy w dół
Najmłodsze dziecko Copernicus Capital
Subfundusz Płynnościowy Plus
w pytaniach i odpowiedziach
10
biznes w polsce
12
z branży
Wiosna pełna wydarzeń
Imperium zmysłów
Od wesela do wesela
Pod prąd, czyli cztery koła z klasą
Wolny biznes w internecie,
czyli czego potrzebują polskie firmy
Wojna na patenty.
O co sądzą się Apple, Samsung oraz Google?
14
lider
16
półka z książkami
18
gadające głowy
E-cesarz: Jeff Bezos
Nie tylko o inwestowaniu
Co wiedzą o sztuce dyplomacji?
% | 7/2012
Magazyn „%”; Właściciel: Grupa Copernicus,
Salzburg Center, ul. Grójecka 5, 02-019 Warszawa, tel.: +48 22 44 00 100
Redakcja, projekt graficzny, reklama, produkcja:
Novimedia Sp. z o.o.
(Novimedia jest częścią Grupy Wydawniczej Zwierciadło)
www.novimedia.pl
[Zespół - Dyrektor Wydawniczy: Leszek Mielczarek, Szef Redakcji: Angelika Kucińska,
Wydawca: Basia Starecka, Szef Studia Graficznego: Diana Borowska,
Senior Art Graphic: Paweł Rygol, Korekta: Elżbieta Woźniak, Fotoedycja: Piotr W. Bartoszek, Produkcja: Michał Seredin, Administracja: Barbara ZIĘCIK, Reklama: Tomasz
KACPRZAK – [email protected]]
Jeśli nie chcą Państwo znajdować się na liście dystrybucyjnej magazynu „%”,
prosimy o informację zwrotną na adres: [email protected].
Fot.: Shutterstock.com, materiały promocyjne, East News; rys. Paweł Rygol/Novimedia
24
30
E-cesarz
Jeff Bezos
ACTA
w Polsce
wojna
patentowa
%
z wydarzeń
Twórca Amazona
następcą
Steve’a Jobsa
Wolny biznes w internecie,
czyli czego potrzebują
rodzime firmy?
O co się spiera
Apple z Samsungiem,
a Nokia z Apple?
Rynek obligacji
przedsiębiorstw w górę,
dług państwowy w dół
% z kwartału
subiektywnie o finansach
Copernicus Capital TFI
w ofercie firm Expander i Pa-Co-Bank
Kusząca
niepubliczność
Wyniki finansowe Grupy Copernicus
po IV kwartale 2011 roku
Po czterech kwartałach 2011 r. grupa kapitałowa Copernicus odnotowała skonsolidowane przychody na poziomie około 31 mln zł, co oznacza
wzrost o 29 proc. w stosunku do przychodów osiągniętych w analogicznym okresie roku ubiegłego. Raportowany zysk netto za IV kwartał 2011
r. wyniósł 7,4 mln zł, o 50 proc. więcej niż w roku ubiegłym.
W ostatnich miesiącach wszystkie fundusze zarządzane przez
Copernicus Capital TFI cieszyły
się zainteresowaniem klientów
oraz uznaniem mediów. Zajmowały czołowe miejsca w rankingach dotyczących wypracowanych stóp zwrotu. Wkrótce oferta
Copernicus Capital TFI poszerzy
się o kolejne fundusze w ramach
parasola Copernicus FIO.
Kopernik
Expander Advisors Sp. z o.o.
to druga największa firma doradztwa finansowego w Polsce. Jej misją jest dostarczanie
klientom najlepszych rozwiązań w dziedzinie finansów osobistych. W ofercie Expandera
znajduje się ponad 95 proc.
wszystkich ofert kredytów hipotecznych dostępnych na rynku, ponadto mieszczą się w niej
setki funduszy i produktów inwestycyjnych. Expander nie jest
powiązany z żadną grupą bankową w Polsce, przez co może
świadczyć faktycznie niezależne
usługi doradztwa finansowego.
Firma działa na rynku od 2001 r.
Bank Spółdzielczy Pa-Co-Bank
jest jedną z najstarszych instytucji finansowych tego typu w Polsce. Działa na terenie województwa łódzkiego.
– Akademicki FIZ, nowe
możliwości rozwoju nauki
i szkolnictwa wyższego
W IV kwartale 2011 r. Grupa Copernicus osiągnęła przychody ze sprzedaży
o wartości 7,5 mln zł. Zysk netto za 2011 r. wyniósł 2,2 mln zł. Na koniec
roku łączna wartość aktywów znajdujących się w aktywnym zarządzaniu
przekroczyła kwotę 212 mln zł, z czego 192 mln zł przypadło na aktywa
Copernicus FIO Subfundusz Papierów Dłużnych Korporacyjnych.
Łączna kwota wszystkich aktywów zarządzanych przez Copernicus Capital
TFI SA przekroczyła 6 mld zł, z czego 5,2 mld zł stanowiły fundusze inwestycyjne zamknięte, a 0,8 mld zł – fundusze sekurytyzacyjne.
W 2011 r. Dom Maklerski Copernicus Securities SA zrealizował projekty
w zakresie emisji akcji na kwotę około 25 mln zł. Przeprowadził również
58 emisji obligacji korporacyjnych na łączną wartość 815 mln zł.
Długo oczekiwane strukturalne inwestycje
strategiczne prywatnego kapitału w rozwój
nauki i szkolnictwa wyższego w Polsce stają się faktem. Copernicus Capital TFI powołał pierwszy w Polsce fundusz, którego
strategia inwestycyjna obejmuje lokowanie
środków w imieniu inwestorów w niepublicznych uczelniach wyższych, ośrodkach
naukowych i badawczo-rozwojowych oraz
instytucjach wspomagających i działających na rzecz nauki.
Jednym ze strategicznych celów Akademickiego Funduszu Inwestycyjnego Zamkniętego „Kopernik” jest utworzenie efektywnego
i prestiżowego Krajowego Konsorcjum Uczelni Niepublicznych, które zaoferuje unikatowe
warunki studiowania. Copernicus Capital TFI
w imieniu współpracujących z nim inwestorów powołał fundusz, aby inwestować w rozwój edukacji i nauki w Polsce. Fundusz będzie
się koncentrować na najbardziej atrakcyjnych
4
% | 7/2012
Bloger finansowy,
dziennikarz „Gazety
Wyborczej”
Od
podmiotach związanych z edukacją i szkolnictwem wyższym w kraju. Jego zadaniem będzie udoskonalanie podległych mu ośrodków
akademickich zarówno pod względem kadr,
jak i poziomu nauczania oraz oferty programowej studiów. Dzięki takiemu rozwiązaniu
znacząco wzrośnie efektywność funkcjonowania podmiotów akademickich skupionych
w konsorcjum. W tym celu fundusz zamierza
ściśle współpracować z przedstawicielami
sektora gospodarczego i biznesowego. Tak zostanie wypracowane praktyczne porozumienie służące zarówno jakości kształcenia, jak
i przedsiębiorcom, którzy otrzymają wysoko
wykwalifikowanych kandydatów do pracy.
Fundusz został założony pod koniec ub.r.,
obecnie prowadzi rozmowy dotyczące różnych form współpracy i inwestycji z wieloma
podmiotami i instytucjami na terenie całego
kraju. W najbliższym czasie zaprezentowane
zostaną pierwsze podmioty, w które fundusz
zainwestował. lat na różnych łamach – najczęściej na
stronach mojej macierzystej „Gazety
Wyborczej” – marudziłem, że polskie
fundusze inwestycyjne dają swoim
klientom zbyt mikre możliwości inwestowania pieniędzy na tle ich zagranicznych
odpowiedników. W ofertach większości TFI można było zobaczyć przede wszystkim
fundusze akcji, obligacji, pieniężne oraz różnej maści fundusze mieszane.
Dziś paletę urozmaicają zwykle fundusze inwestujące za granicą (ale zazwyczaj ograniczające się do Europy Środkowej czy krajów BRIC), czasem zdarzy się jakiś fundusz
sektorowy albo surowcowy, taki, który inwestuje w obligacje korporacyjne, fundusz
grający „na krótko” (czyli zarabiający na spadkach) albo inwestujący według strategii
typu hedge (czyli równolegle grających na rynkach akcji, walutowych, surowcowych,
niestroniących od inwestycji w tzw. instrumenty pochodne, czyli opcje).
Nie ulega wątpliwości, że klienci funduszy mają coraz więcej możliwości niuansowania swoich portfeli. Nie są skazani na tkwienie bez końca w funduszach akcji, których zmiany wartości pokrywają się w zasadzie z indeksem WIG20. Nie muszą też
ograniczać się do wędrówki między rynkiem akcji a rynkiem papierów dłużnych czy
pieniężnym – do wyboru mają fundusze oferujące dostęp do inwestycji słabo skorelowanych z rynkiem akcji. Na rynku jest oferta, która pozwala powiernikom powalczyć
o względy ciułaczy niezależnie od koniunktury giełdowej. To cenne.
Prawdziwe bogactwo jednak kryje się w tej części funduszowego rynku, do której wrota, z punktu widzenia małych inwestorów, są jeszcze mocno przymknięte, ale która
Fot.: Shutterstock.com, archiwum prywatne
Copernicus Capital TFI zdobył
kolejnych partnerów biznesowych, którzy poszerzyli swoją
ofertę o fundusze Copernicus.
Subfundusze zarządzane przez
Grupę Copernicus są już dostępne w 49 oddziałach firmy doradczej Expander, a także w oddziałach Banku Spółdzielczego
Towarzystwa Oszczędnościowo-Pożyczkowego Pa-Co-Bank.
Maciej Samcik
Z danych firmy Analizy
Online wynika, że fundusze
aktywów niepublicznych
w ciągu zaledwie dwóch ostatnich lat
wyrosły na jedne z największych na rynku
w ostatnich dwóch latach przyciągnęła gigantyczne
pieniądze inwestorów ze średniej i wyższej półki.
To fundusze aktywów niepublicznych, czyli takie,
które okazji do zarabiania szukają poza giełdami.
Mają też większą swobodę w inwestowaniu pieniędzy niż „zwykłe” fundusze i nie muszą się trzymać
sztywnych limitów różnicowania portfeli.
Z danych firmy Analizy Online wynika, że fundusze aktywów niepublicznych w ciągu zaledwie
dwóch ostatnich lat wyrosły na jedne z największych na rynku. Jeszcze pod koniec 2010 r. ich
udział w rynku nie przekraczał 12 proc., a teraz
wynosi już 18,8 proc. W funduszach aktywów niepublicznych jest już 21,5 mld zł. Więcej pieniędzy
zebrały tylko fundusze akcji i fundusze mieszane.
Z tym że one budowały swoją potęgę przez kilkanaście lat, a fundusze aktywów niepublicznych wyrosły na niekwestionowaną gwiazdę rynku w ciągu
zaledwie trzech-czterech ostatnich lat.
Wśród takich funduszy niepublicznych, które pokazały lwi pazur, jest choćby fundusz wierzytelności, który odkupuje od banków za ułamek wartości
przeterminowane długi i wynajmuje windykatorów, by je egzekwowali. Tylko w zeszłym roku ten
fundusz zarobił dla swoich klientów 67 proc. Pojawiło się kilka funduszy typu venture capital, czyli
inwestujących w start-upy albo spółki we wczesnej
fazie rozwoju.
Pojawił się fundusz lokujący pieniądze swoich
uczestników w prywatne szpitale. Jest też taki, który inwestuje na rynku sztuki (inna sprawa, że ten
akurat na razie nic nadzwyczajnego nie pokazał).
Najnowszy pomysł to fundusz, który zajmie się
inwestowaniem w... prywatne uczelnie. Ma z nich
powstać ogólnopolskie konsorcjum oferujące usługi edukacyjne możliwie najwyższej jakości. Aby
do niego wejść, trzeba wyłożyć co najmniej milion
złotych i zablokować pieniądze na co najmniej
20 lat – taki okres działalności przewiduje fundusz.
Z jednej strony wielki sukces funduszy aktywów
niepublicznych świadczy o dojrzewaniu inwestorów, którzy coraz liczniej zauważają, że świat inwestowania pieniędzy nie kończy się na giełdzie akcji
i obligacjach. Z drugiej strony dowodzi rosnącej ciekawości świata u zarządzających funduszami i ich
właścicieli. To dobrze rokuje, bo na odkrywaniu nowego świata zwykle zarabia się najwięcej.
% | 7/2012
5
% Z WYDARZEŃ
% Z WYDARZEŃ
Rynek obligacji przedsiębiorstw w górę,
P
ierwszym
z
pozytywnych sygnałów są
statystyki
opisujące,
jak szybko rynek ten
rozwijał się dotychczas. Na koniec
2011 r. agencja ratingowa Fitch wyliczyła wartość polskich papierów
dłużnych nieskarbowych, czyli wyemitowanych łącznie przez banki,
przedsiębiorstwa i samorządy, na
97,5 mld zł. To o 45 proc. więcej niż
przed rokiem. A już w styczniu 2012
r. wartość rynku obligacji nieskarbowych sięgnęła 100 mld zł. Przy tym
zadłużenie przedsiębiorstw z tytułu
obligacji o zapadalności dłuższej niż
rok przekroczyło na koniec 2011 r.
24 mld zł, co oznacza wzrost w skali
roku o ponad 37 proc.
dług państwowy w dół
Rynek obligacji korporacyjnych w Polsce ma duży potencjał rozwoju
– tę opinię słyszymy coraz częściej. Jak jednak zmierzyć skalę oczekiwanego wzrostu?
Tekst: Marek Kwiatkowski
W USA liczą
w trylionach dolarów
Jednocześnie nadal można mówić, że
popularność obligacji w porównaniu
z kredytami korporacyjnymi nie jest
jednak popatrzymy tylko na banki
i przedsiębiorstwa, to wyemitowane
przez nie obligacje były warte około
61 mld zł, czyli mniej niż 10 proc.
łącznej wyceny spółek z warszawskiej giełdy.
Rośnie zainteresowanie
emitentów
Zdaniem ekspertów popularność
długu korporacyjnego w Polsce może
rosnąć jeszcze przez dłuższy okres.
Przyczynia się do tego m.in. sytuacja
banków w Europie i w naszym kraju. Kłopoty strefy euro sprawiają, że
bankowcy uważnie kalkulują każdą
złotówkę, która mogłaby zostać przeznaczona na kredyty dla przedsiębiorców. Zaostrzają też kryteria przyznawania kredytów. Polskie firmy coraz
częściej interesują się finansowaniem
z rynku obligacji również dlatego, że
obserwują pozytywne doświadczenia
emitentów, którzy zaistnieli na rynku
długu firm w ostatnim czasie.
widoczne w nadchodzących miesiącach – uważa Tomasz Glinicki.
Deklaruje ponadto, że Copernicus
Capital będzie zwiększać swoją rolę
na Catalyst w roli animatora rynku.
Nie bez znaczenia jest też rosnące
zainteresowanie inwestorów, którzy
coraz bardziej cenią obligacje firm,
w przeciwieństwie do tracących
na zaufaniu obligacji skarbowych
niektórych państw. – Sytuacja makroekonomiczna w Polsce jest na
tyle stabilna, nawet w porównaniu
z najbardziej stabilnymi gospodarkami UE, że nie spodziewałbym się
ryzyka fali bankructw wśród firm
czy problemów z wykupem obligacji przez firmy będące emitentami
– wyjaśnia Glinicki. Zastrzega, że
dewizą zarządzających funduszami Copernicus jest uwzględnianie
w portfelach wyłącznie obligacji
korporacyjnych, które dają najwyższy stopień zabezpieczenia przed
ryzykiem.
Inwestorzy coraz bardziej cenią
obligacje przedsiębiorstw.
Fot.: Shutterstock.com
Nie tracą one na wiarygodności, tak jak ostatnio papiery skarbowe części europejskich państw, a jednocześnie dają dużo bardziej atrakcyjną stopę zwrotu
6
% | 7/2012
znacząca. Jak dużo mamy pod tym
względem do nadrobienia, pokazuje porównanie krajowego rynku
z najbardziej rozwiniętym na świecie rynkiem długu korporacyjnego
– tym w Stanach Zjednoczonych.
Według danych SIFMA (Securities
Industry and Financial Markets Association – stowarzyszenie przemysłu papierów wartościowych oraz
rynków finansowych) wartość obligacji korporacyjnych (tych emitowanych przez przedsiębiorstwa i banki)
w obiegu w USA w połowie 2011 r.
wyniosła 7,7 tryliona dolarów. Ta
kwota stanowi przeszło 40 proc. kapitalizacji amerykańskich giełd, jeśli
uwzględnimy jednocześnie NYSE
i NASDAQ. A jak ta proporcja wygląda w Polsce? Przy założeniu, że cały
rynek obligacji nieskarbowych jest
wart wspomniane już wcześniej 100
mld zł, stanowi on 15,5 proc. łącznej
wyceny spółek notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych (według danych za styczeń kapitalizacja
GPW wyniosła 645,7 mld zł). Jeśli
Jak wyjaśnia Tomasz Glinicki, Zastępca Dyrektora Departamentu
Zarządzania Aktywami Copernicus
Capital TFI, na to, że rynek obligacji
przedsiębiorstw będzie się rozwijał,
wskazuje też np. zainteresowanie
zgłaszane przez emitentów z zagranicy. Ofertę swoich obligacji na polskim rynku przygotowuje ukraiński
producent węgla Coal Energy. Wcześniej o planach emisji w Polsce papierów dłużnych informowała inna
spółka z Ukrainy – Industrial Milk
Company (IMC).
Catalyst ożywia rynek
Dużo dla rozwoju rynku papierów
dłużnych firm w Polsce znaczy rosnąca popularność Catalyst jako alternatywnej platformy obrotu GPW.
Dotychczas dominująca strategia inwestorów polegała na kupnie obligacji
przedsiębiorstw w ofercie i trzymaniu
ich do samego momentu wykupu.
– Coraz wyraźniej widać, że rynek
wtórny zaczyna się u nas dynamizować, i myślę, że będzie to szczególnie
Rynek długu
skarbowego stawia
znaki zapytania
Agencja Fitch regularnie analizuje
sytuację na rynku obligacji przedsiębiorstw, a jednocześnie bada, jak mają
się sprawy z zadłużeniem państw. I tu
sytuacja nie przedstawia się zbyt optymistycznie. Z kwartalnego badania
przeprowadzonego przez Fitch Ratings wśród inwestorów z rynku fixed
income (obejmuje papiery o stałym
oprocentowaniu) wynika, że oczekiwane jest przeciągnięcie się kryzysu
strefy euro na cały obecny rok. Aż
48 proc. uczestników ankiety, której
wyniki opublikowano w połowie lutego, oczekiwało, że kryzys zadłużenia
będzie widoczny w 2012 r. w takim
samym stopniu jak wcześniej.
znajdzie się na jego skraju jeszcze
niejednokrotnie. Wypłata każdej kolejnej transzy pomocy jest zagrożona,
ponieważ Grekom nie udaje się na czas
wprowadzać i pogłębiać ustalonych
reform. Co gorsza, cięcia proponowane przez tamtejszy rząd z jednej strony nie satysfakcjonują reszty Europy,
a z drugiej – wywołują gwałtowne protesty wśród greckiego społeczeństwa.
Znany ekonomista Nouriel Roubini,
który jako jeden z niewielu ostrzegał
przed globalnym załamaniem finansowym w 2008 r., obecnie również
wypowiada się w bardzo pesymistycznym tonie. To zresztą znak firmowy,
któremu Roubini zawdzięcza przydomek „Doktor Zagłada”. – Strefa euro to
rozpadający się w spowolnionym tempie wrak pociągu. Nie tylko Grecja jest
dotknięta niewypłacalnością. Myślę,
że Grecy opuszczą strefę euro w ciągu
najbliższych dwunastu miesięcy, a po
nich zrobi to Portugalia – powiedział
cytowany przez „The Daily Telegraph”
profesor Roubini podczas corocznego
Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. Jego zdaniem ryzyko, że
strefa wspólnej waluty rozpadnie się
w ciągu najbliższych trzech-pięciu lat,
wynosi 50 proc.
– To już nie wygląda jak świat, w którym dominuje grupa G-20 (19 najbogatszych gospodarek świata plus Unia
Europejska), tylko „G-Zero”. Nie ma
porozumienia w sprawie globalnej
nierównowagi ani tego, jak zmienić
międzynarodowy system walutowy,
handel, regulacje sektora bankowego
czy jakiekolwiek inne fundamentalne
zagadnienia – grzmiał Roubini.
Jego opinie, chociaż traktowane przez
niektórych ekspertów z przymrużeniem oka, tym razem odzwierciedlają
obawy kształtujące obraz europejskiego rynku długu. Wcześniej widzieliśmy na nim, jak spadają oceny – i rosną rentowności – obligacji
Grecji, Portugalii, Włoch i Hiszpanii.
Ale później obniżono również ratingi
krajów o nieposzlakowanej wcześniej
opinii, czyli Francji i Austrii. W tej
sytuacji obligacje krajów takich jak
Polska, o relatywnie korzystnej sytuacji makroekonomicznej, znajdują
się pod presją spadku cen (czyli wzrostów rentowności), a przynajmniej
wzmożonej zmienności.
Grecki ból głowy
w eurostrefie
Analizy ekspertów Fitch zdają się potwierdzać informacje płynące z Grecji. Kraj już kilka razy stawał na granicy bankructwa i prawdopodobnie
% | 7/2012
7
rozmowy o pieniądzach
rozmowy o pieniądzach
Najmłodsze dziecko Copernicus Capital:
C
opernicus
Capital
TFI uruchamia obecnie nowy subfundusz
w ramach parasola
Copernicus FIO. Dołączył Pan do
Zespołu Zarządzających niemal
w tym samym momencie, gdy Towarzystwo rozpoczęło starania
o jego rejestrację. I to właśnie Panu
powierzono zarządzanie nowym
funduszem. Co dzisiaj o nim wiadomo?
Powstający właśnie subfundusz nazwaliśmy Płynnościowy Plus. Jest
on czwartym produktem wchodzącym w skład parasola Copernicus
FIO. Do znanych już dobrze klientom trzech dotychczasowych subfunduszy, czyli Dłużnych Papierów
Korporacyjnych, Akcji i Akcji Dywidendowych, dołączamy typowy
fundusz rynku pieniężnego.
Subfundusz
Płynnościowy Plus
w pytaniach
i odpowiedziach
Co skłoniło Towarzystwo do jego
utworzenia?
Główny cel, którym się kierujemy,
to chęć uzupełnienia i rozszerzenia
naszej oferty o produkt charakteryzujący się niższym poziomem
ryzyka niż bardzo popularny Subfundusz Dłużnych Papierów Korporacyjnych. Utworzenie tego nowego podmiotu jest odpowiedzią na
zainteresowanie zgłaszane głównie
przez inwestorów instytucjonalnych.
Chcemy też zaproponować Subfundusz Płynnościowy Plus osobom
fizycznym o większych oszczędnościach. Podsumowując – zainteresuje on tych inwestorów, którym zależy
na stabilnym wzroście wartości jednostki przy jednoczesnym zachowaniu najwyższego bezpieczeństwa,
czyli po prostu ochronie zgromadzonego kapitału.
Z miesiąca na miesiąc krajowi inwestorzy tracą zainteresowanie gromadzeniem
pieniędzy w funduszach akcyjnych i mieszanych. Ich uwagę przyciągają bezpieczne
formy ochrony i pomnażania oszczędności, czyli fundusze pieniężne i gotówkowe.
W odpowiedzi na rynkowe tendencje Copernicus Capital TFI uruchamia nowy
Subfundusz Płynnościowy Plus. Spytaliśmy zarządzającego nim, czym najnowszy produkt
wyróżnia się na tle ofert konkurencji. Oprócz tradycyjnych atutów funduszy pieniężnych będzie
on miał wbudowany dodatkowy bonus. Jego źródłem jest sektor, w którym Copernicus
ma już udokumentowane sukcesy – chodzi o rynek obligacji przedsiębiorstw
Z Tomaszem Glinickim, Zastępcą Dyrektora Departamentu Zarządzania Aktywami Copernicus Capital TFI, rozmawia Halina Białokozowicz
8
% | 7/2012
Fot.: Piotr W. Bartoszek
Tomasz Glinicki
Zastępca Dyrektora Departamentu
Zarządzania Aktywami
Copernicus Capital TFI
Jaki jest benchmark Subfunduszu
Płynnościowego Plus?
Już wcześniej zadeklarowaliśmy, że
fundusz ten będzie celował w stopę zwrotu w przedziale 6-6,5 proc.
rocznie. Dodatkowo tworzymy grupę porównawczą, w której znajdą się
inne fundusze rynku pieniężnego
obecne na rynku. Chcemy przedstawiać ofertę na podstawie analizy
poczynań konkurencji. Dla pełni
obrazu mogę jeszcze dodać, że zamierzamy porównywać zyskowność
subfunduszu z oprocentowaniem
lokat terminowych oferowanych
przez pierwszoligowe banki. Przy
czym zakładamy, że mamy szansę
na uzyskanie wyników lepszych niż
te, które dziś można osiągnąć, deponując środki na lokacie. Z kolei horyzont inwestycji w przypadku funduszy pieniężnych może być dużo
krótszy niż w przypadku lokat.
Wiemy już, że realna wartość pieniędzy wpłacanych do Subfunduszu Płynnościowego Plus będzie
dobrze zabezpieczona. Czy taki
profil ryzyka można porównać
z tym, na który inwestorzy liczą,
odkładając środki na lokatach?
Fundusze rynku pieniężnego należą do najmniej ryzykownych
korporacyjne pierwszorzędnych emitentów. Wszystkie te papiery będą denominowane w złotych, podobnie jak
w innych subfunduszach Copernicus
FIO. Inwestowania za granicą obecnie nie planujemy.
Aż 40 proc. obligacji korporacyjnych w funduszu pieniężnym? Jeśli
spojrzeć na sytuację polskich TFI
w ostatnich miesiącach, wyraźnie
widać, że łączenie różnych klas
aktywów w jednym funduszu nie
zawsze się sprawdza...
Proszę jednak pamiętać, że my w tym
przypadku proponujemy połączenie
instrumentów pieniężnych z najbezpieczniejszymi instrumentami
korporacyjnymi, jakie są dostępne
Opłata za zarządzanie
będzie niższa niż w przypadku
innych subfunduszy
Copernicus Capital TFI
– wyniesie 1 proc. i będzie jedną z najniższych
na rynku. Potrącona zostanie też opłata
manipulacyjna. Za to w przeciwieństwie
do innych subfunduszy nie przewidzieliśmy
opłaty za sukces
i z założenia są „buforem bezpieczeństwa”. Można je wręcz określić jako
zamiennik dla lokat. Przy czym ich
przewaga nad produktami bankowymi polega na tym, że fundusze pieniężne obracają najbardziej płynnymi
z dłużnych papierów wartościowych
o terminie zapadalności nieprzekraczającym jednego roku – bonami
i obligacjami skarbowymi czy certyfikatami depozytowymi. Subfundusz
pieniężny jest wrażliwy głównie na
ryzyko stopy procentowej.
Jak przedstawia się zakładana
struktura portfela subfunduszu
pieniężnego autorstwa Copernicus
Capital?
Zgodnie z naszym założeniem instrumenty rynku pieniężnego będą
miały 60 proc. udziału w jego strukturze, a 40 proc. zajmą obligacje
Subfundusz Płynnościowy Plus zainteresuje
tych inwestorów,
na krajowym rynku. Chodzi o obligacje wielkich emisji o pierwszorzędnych zabezpieczeniach. W grę
wchodzą np. papiery dłużne drogowe, które emituje Bank Gospodarstwa Krajowego, czy te, których plasowanie zakłada Polskie Górnictwo
Naftowe i Gazownictwo (PGNiG).
Obligacje tego typu mają najwyższe
oceny bezpieczeństwa, zbliżone do
długu skarbowego. A jednocześnie
pozwalają zarobić lepiej niż instrumenty skarbowe. Chcemy, by właśnie na tej dodatkowej rentowności
zyskiwał nasz najnowszy produkt.
Nie sposób pominąć fakt, że Copernicus Capital TFI, wchodząc
w segment funduszy pieniężnych,
wkracza do ligi działającej już od
wielu lat. Żeby wykroić dla siebie
kawałek tego tortu i przyciągnąć
uwagę klientów, trzeba dziś odróżnić się od konkurentów. W czym
Subfundusz Płynnościowy Plus będzie lepszy od innych, o zbliżonym
profilu?
Tworzymy własną, autorską metodę
zarządzania funduszem rynku pieniężnego. Do naszych atutów należy
też szeroka praktyka w zarządzaniu
funduszami. Co więcej, mogę zadeklarować, że i ja sam jako zarządzający dołożę wszelkich starań, by
z sukcesem wykorzystać doświadczenie, z którym przyszedłem do
Copernicusa.
Jakie opłaty za zarządzanie aktywami w ramach tego subfunduszu
przewidziało Towarzystwo?
Opłata za zarządzanie będzie niższa niż w przypadku innych subfunduszy Copernicus Capital TFI
i wyniesie 1 proc. i będzie jedną
z najniższych na rynku. Potrącona
zostanie też opłata manipulacyjna.
Za to w przeciwieństwie do innych
subfunduszy nie przewidzieliśmy
opłaty za sukces.
Ile wynoszą minimalne wpłaty,
których trzeba dokonać, żeby kupić
jednostki uczestnictwa w Subfunduszu Płynnościowym Plus?
Minimalna wpłata wyniesie 500 zł,
czyli tyle, ile w innych naszych FIO.
Wartość aktywów netto zgromadzonych w Copernicus FIO przekracza obecnie 200 mln zł. To
w ogromnej mierze efekt zainteresowania subfunduszem papierów
dłużnych przedsiębiorstw. Czy sądzi Pan, że fundusz rynku pieniężnego zgromadzi środki na podobną
skalę?
Sądzę, że istnieje spora szansa, by
Subfundusz Płynnościowy Plus
wzbudził podobne zainteresowanie
jak nasza oferta zarabiania na obligacjach emitowanych przez firmy.
Działalność funduszy pieniężnych
z założenia wiąże się z dużymi wolumenami. Podstawową jednostką
transakcyjną na tym rynku jest
5 mln zł. W obrocie nie spotyka się
mniejszych transakcji, co pokazuje,
jaka jest skala aktywności na rynku
długu.
Dziękuję za rozmowę.
którym zależy na stabilnym wzroście wartości jednostki przy
jednoczesnym zachowaniu najwyższego bezpieczeństwa, czyli po
prostu ochronie zgromadzonego kapitału
% | 7/2012
9
biznes w polsce
biznes w polsce
Wolny biznes
w internecie,
C
ieszymy się, że premier posłuchał głosu
przedstawicieli biznesu. Ostrzegaliśmy, że
umowa nie zabezpiecza interesów
ogromnej grupy przedsiębiorców
prowadzących działalność w środowisku cyfrowym. Nie była też konsultowana z pracodawcami – stwierdzili eksperci Polskiej Konfederacji
Pracodawców Prywatnych Lewiatan.
Wcześniej alarmowali, że umowa
ACTA, chociaż ma na celu walkę
z piractwem i podróbkami, w żaden
sposób nie chroni np. pośredników
usług internetowych. Mogłaby mocno
podwyższyć koszty działalności wielu
firm, m.in. ze względu na konieczność
zatrudnienia dodatkowych osób do
monitorowania poczynań użytkowników sieci. Z drugiej strony brak
przejrzystych reguł gry utrudnia działalność gospodarczą, nie tylko tę prowadzoną z wykorzystaniem internetu.
czyli czego potrzebują
polskie firmy
Tekst: Tomasz Domagalski
10
% | 7/2012
Fot.: Shutterstock.com
Polscy przedsiębiorcy wiedzą obecnie tyle, że do końca 2012 r. rząd nie podejmie
działań prowadzących do ratyfikacji międzynarodowej umowy ACTA,
czyli Anti-Counterfeiting Trade Agreement. Decyzja o zawieszeniu przygotowań
do wprowadzenia w życie kontrowersyjnych przepisów została przez wielu
Polaków odebrana z ulgą
Zabrakło
przejrzystości
Burza rozpętała się na dobre w drugiej
połowie stycznia. W mediach pojawiły się wówczas informacje, że 26 stycznia Polska, podobnie jak 21 innych
państw członkowskich Unii Europejskiej, podpisze w Tokio dokument,
o którego istnieniu i potencjalnych
skutkach wiedziało dotychczas dość
wąskie grono. Brak publicznej wiedzy
o tym, co może się wydarzyć, wywołał
obawy o próbę zamachu na wolność
w internecie i oburzył użytkowników
– szczególnie młodych ludzi.
W tych samych dniach, gdy atmosfera
u nas zaczynała gęstnieć, w Stanach
Zjednoczonych trwała już głośna debata o regulacjach SOPA (Stop Online
Piracy Act) i PIPA (Protect IP Act),
które były jeszcze bardziej restrykcyjne niż ACTA. Amerykańskie władze
ostatecznie uznały, że proponowane
regulacje za mocno ingerują w prywatność internautów i zawiesiły prace nad
ustawami. Ale wkrótce okazało się, że
nawet bez nowych przepisów władzom
nie brak narzędzi do walki z piractwem. Amerykańskie służby zamknęły witrynę Megaupload, która służyła
do wymiany plików, m.in. muzyki, filmów i gier. Pod zarzutem naruszania
praw autorskich władze aresztowały
szefów portalu, z kontrowersyjnym
Kimem Dotcomem na czele.
Na skraju cyberwojny
W Polsce wówczas zawrzało. „Czy
po przyjęciu ACTA w imię walki
z piractwem również w Polsce możliwe będą aresztowania, a publikacja nieodpowiednich treści będzie
blokowana? To zakrawałoby na
cenzurę!” – od takich głosów zaczęły się u nas ataki hakerskie, pod
którymi podpisała się grupa Anonymous. Przestały działać strony
internetowe Sejmu, rządu i kilku
ministerstw. O podobnych formach
sprzeciwu było też słychać w sąsiednich krajach.
Premier Donald Tusk stwierdził
wówczas, że polskie władze nie
dadzą się szantażować, i podtrzymał decyzję o podpisaniu
ACTA. Trzeba jednak zaznaczyć, że samo podpisanie
umowy nie wprowadza jeszcze
zmian w krajowym systemie prawnym. To tylko jeden z etapów
pracy.
Umowa
zaczęłaby obowiązywać, gdyby ratyfikował
ją parlament.
W Sejmie potrzeba do tego
dwóch trzecich głosów.
spowodował, że na temat umowy pojawiło się wiele nieprecyzyjnych, czasem
nieprawdziwych informacji. W ten
sposób narosły podejrzenia, że za pracami nad projektem stoją tajemnicze
międzynarodowe korporacje, a krajowe firmy mogą się znaleźć w kłopotach. Nie wiadomo bowiem do końca,
w jaki sposób np. małe czy średnie
przedsiębiorstwa miałyby realizować
zapis umowy mówiący o zapewnieniu
„doraźnych środków zapobiegających
naruszeniom”. Czy w praktyce oznaczałoby to nałożenie na pośredników
internetowych obowiązku filtrowania danych? Firmy będące dostawcami internetu pytały
także, czy miałyby ponosić
odpowiedzialność, gdy ich
klienci udostępnią w sieci
pirackie treści.
Odrębnym wątkiem
w dyskusji stała
się wynikająca
z ACTA ochrona praw intelektua lnych
w dziedzinach
niezwiązanych
z internetem.
Ani
człon-
Jak Unia Europejska
uzasadniła poparcie dla ACTA:
„Umowa ta rozszerza obowiązujące
w UE wysokie standardy ochrony
własności intelektualnej na inne kraje
świata i chroni miejsca pracy
w Europie. UE traci 8 mld euro
rocznie przez podrobione towary
zalewające jej rynek”
Merytoryczne uwagi do
projektu
Kiedy okazało się, że na ostateczne
decyzje jest jeszcze czas, emocje wokół ACTA zaczęły stopniowo opadać
i pojawiła się potrzeba rzeczowej dyskusji. Rząd ujawnił część dokumentów wykorzystanych podczas negocjacji warunków umowy.
Jakie były wówczas wnioski przedsiębiorców? To brak rzetelnych i szerokich konsultacji w sprawie ACTA
kowie rządu, ani eksperci na razie nie
rozwiali wątpliwości przedsiębiorców
co do potencjalnych utrudnień w produkcji leków czy części zamiennych
do samochodów. Zapisy ACTA w tej
dziedzinie są na tyle ogólne, że przy
ich skrajnej interpretacji zamienniki do aut mogłyby zostać objęte
taką samą ochroną jak np. muzyka
czy oprogramowanie komputerowe.
W efekcie realna byłaby sytuacja, że
części samochodowe sprzedawaliby
tylko autoryzowani dystrybutorzy
(dzisiaj można wprowadzać do obrotu
tańsze odpowiedniki poszczególnych
elementów auta, zakazane jest tylko
umieszczanie na nich logo koncernów
samochodowych, do których nie ma się
praw).
Czego więc potrzeba
przedsiębiorcom?
Środowiska biznesowe popierają ideę
wzmocnienia ochrony praw autorskich w naszym kraju. Jednak diabeł
tkwi w szczegółach i wszyscy boją się
przewidzianych w ACTA zatrzymań
już w przypadku samego podejrzenia
o naruszenie przepisów. Jednocześnie
przedsiębiorcy, głównie dostawcy internetu i właściciele stron internetowych,
postulują, że nie chcieliby odpowiadać
za monitorowanie aktywności swoich
użytkowników i przechowywanie tych
danych na potrzeby administracji.
I wreszcie przy okazji tej debaty
przedsiębiorcy podnoszą sprawę,
o której mówią od lat: podczas prac
nad nowymi przepisami Polacy,
a w szczególności przedsiębiorcy, nie
mogą być pomijani. Inaczej powstają ustawy, które utrudniają, zamiast
ułatwiać prowadzenie biznesu.
Niestety, zewnętrzne badania potwierdzają, że w Polsce z jakością
stanowionego prawa nie jest najlepiej.
W ostatniej edycji publikowanego co
roku przez Bank Światowy badania
„Doing Business” pozycja naszego
kraju pogorszyła się o trzy pozycje
– spadliśmy na 62. miejsce wśród
183 ocenionych państw. Niższa nota
oznacza, że warunki gospodarowania
są u nas z roku na rok gorsze.
Jest szansa na poprawę?
Nieprzypadkowo tuż po wybuchu
„wojny o ACTA”, czyli na początku
lutego, Ministerstwo Gospodarki zapowiedziało, że w 2013 r. uruchomi
pilotażowy program konsultacji on-line. Będzie on polegał na tym, że zainteresowane strony będą mogły przez
internet zgłaszać swoje uwagi i sugestie do projektowanych przepisów. Ten
pomysł został przez środowiska biznesowe przyjęty pozytywnie. Przedstawiciele organizacji Pracodawcy RP
zauważyli, że elektronizacja administracji jest konieczna i nieunikniona.
Przypomnieli, że na szczeblu UE projekty prawa już dziś są konsultowane
za pośrednictwem internetu, a od
kwietnia na portalu Komisji obywatele
Unii będą mogli również zgłaszać inicjatywy ustawodawcze.
% | 7/2012
11
z branży
z branży
Opatentowani
to niejedyny cel ataków – pracownicy
Apple’a najwidoczniej zamierzają
dokończyć krucjatę Jobsa, który – co
przyznał w biografii – chciał „zniszczyć Androida”. Dostało się więc również HTC – Apple próbuje wstrzymać, oczywiście pod pretekstem
naruszenia własności intelektualnej,
sprzedaż wszystkich urządzeń tego
producenta.
W kwietniu 2011 r. wybuchła wojna. Śmiało można nazwać ją światową,
jej rozstrzygnięcia bowiem, o ile kiedykolwiek nastąpią, będą zapewne
odczuwalne na całym globie. W tej wojnie jednak na linii frontu stanęli nie żołnierze,
a prawnicy, a ciężką artylerią okazały się patenty
Kto patentem wojuje…
Tekst: Piotr Kowalski / Novimedia
Patent kołem się toczy
Ktoś mógłby powiedzieć, że z prawnego
punktu widzenia opatentować można
wszystko, nawet najbardziej absurdalną ideę… I miałby rację. W 2001 r.
australijski prawnik John Keogh, chcąc
zdemaskować nieudolność australijskiego prawa patentowego, bez trudu
zgromadził komplet dokumentów
umożliwiających mu pozyskanie patentu… na koło. Na szczęście pomysłowy Australijczyk nie zamierzał pozywać wszystkich, którzy „wykorzystują
jego patent” (producenci samochodów
odetchnęli z ulgą). Skrupułów nie miał
za to Apple, który w 2011 r. ogłosił, że
wymyślił… czarny prostokąt. To właśnie m.in. o kształt i kolor chodziło
w pozwie, jaki złożył w amerykańskim
12
% | 7/2012
sądzie przeciwko Samsungowi. Zdaniem prawników od (wówczas) Jobsa
koreański producent, wprowadzając
na rynek tablet Samsung Galaxy Tab,
skopiował pomysły z konceptu iPada.
Zdaniem Apple’a wykorzystano nie
tylko wspomniany wcześniej kształt
i kolor, ale i pomysł, by umieścić ekran
na środku urządzenia, kolor ramek wokół ekranu, sposób odblokowywania
urządzenia, kształt ikonek, zaokrąglenia… Prócz tego Apple zarzucił
Samsungowi, że cała linia smartfonów
Galaxy została oparta na koncepcjach
wykorzystanych w iPhonie. Samsung
na swoją obronę przywołał film „2001:
Odyseja kosmiczna” z 1968 r., w którym
w jednej ze scen bohaterowie korzystają
z tabletopodobnych urządzeń o prostokątnym kształcie. Czyżby więc to Jobs
kopiował Kubricka?
Łowca Androida
Spór między Samsungiem a Apple’em
stał się areną emocjonującej walki,
a atmosferę podgrzewa fakt, że każdy
tydzień przynosi kolejny zwrot akcji.
Najpierw sąd przychylił się do zdania Apple’a, czego efektem był zakaz
sprzedaży Samsunga Galaxy Tab 10.1
na rynku niemieckim, a następnie australijskim. Przez moment wydawało
się nawet, że Koreańczycy otrzymają
zakaz sprzedaży wszystkich produktów z linii Galaxy na niemal całym
europejskim rynku. Ostatnie rozstrzygnięcia sądu cofnęły zakazy, jednak prawnicy Tima Cooka przygotowali kolejne pozwy. Koreańska marka
międzynarodowa wojna patentowa wywołana przez Apple
Motorola złożyła w sądzie pozew o to, że producent
iPhone’a wykorzystał w swoich urządzeniach
nienależący do niego patent
Decyzją sądu Apple,
prócz odszkodowania,
musi również uiszczać
Nokii opłatę licencyjną od
każdego sprzedanego
smartfona
Kodak sugeruje,
że w modelach Apple’a
wykorzystano należącą do
niego technologię transmisji
i podglądu zdjęć
Najbardziej emocjonującą
areną walki wciąż jest spór
z Samsungiem. Czy faktycznie
skopiowali czarny prostokąt?
2011 r. należał do Apple’a,
a właściwie do jego prawników
składających pozwy przeciwko
rzekomym plagiatorom
Dostało się również HTC – Apple próbuje
wstrzymać, pod pretekstem naruszenia
własności intelektualnej, sprzedaż
wszystkich urządzeń tego producenta
Fot.: materiały promocyjne, Shutterstock.com
C
hoć o patentowych wojnach zrobiło się głośno
w zeszłym roku, głównie
za sprawą konfliktu na
linii Apple – Samsung, walka w imię
obrony własności intelektualnej już
nieraz wpływała na bieg historii. Najlepszym tego przykładem jest bój, jaki
ponad 100 lat temu stoczyli bracia Wrightowie – Orville i Wilbur. Konstruktorzy pierwszej pilotowanej maszyny
latającej wiedzieli, że na ich wynalazku
zechcą zbić kapitał inni. Złożyli więc
wniosek o patent, który rzecz jasna został im przyznany. Wkrótce wszyscy,
którzy chcieli wzbić się w powietrze dowolną maszyną, musieli zapłacić Wrightom stosowną kwotę, co nie spodobało się amerykańskim lobbystom.
Sprawa skończyła się w sądzie, a ten po
ciągnących się latami procesach orzekł,
że przyznanie patentu Wrightom przyniosło amerykańskiej gospodarce więcej szkody niż pożytku. Faktycznie,
dziś historycy są zgodni, że to z powodu
walki o patenty i uporu Wrightów amerykańskie lotnictwo zaczęło się rozwijać dopiero po II wojnie światowej.
Microsoft,
zamiast walczyć
z Google’em,
postanowił na
nim zarobić.
Zamiast armii
prawników
do firm wysyła
mediatorów
Patrząc przez pryzmat zaledwie jednego roku, trudno nie odnieść wrażenia,
że producentowi urządzeń z nadgryzionym jabłkiem wojny patentowe odbiły się bardzo mocną czkawką. Wydał
na nie kilkaset milionów dolarów, a dotychczas nie odniósł żadnego poważnego zwycięstwa. Za to naraził się innym
producentom urządzeń mobilnych,
w odwecie dostając liczne, czasem dość
bolesne ciosy. Przykładem może być
Motorola, która złożyła w niemieckim sądzie pozew o to, że producent
iPhone’a wykorzystał w swoich urządzeniach nienależący do niego patent
związany z obsługą pakietów danych
wysyłanych z telefonu (GPRS). Pod
koniec stycznia br. niemiecki sąd przyznał rację Motoroli, czego skutkiem był
zakaz sprzedaży na terenie Niemiec
niemal wszystkich urządzeń amerykańskiego producenta! Na szczęście
Apple szybko porozumiał się z Motorolą. Jaka była cena ugody? Tego nie
wiadomo. Motorola zażyczyła sobie
2,25 proc. z zysków ze sprzedaży każdego urządzenia wykorzystującego
ich technologię. W firmę Jobsa uderzyła także przygaszona nieco Nokia,
oskarżając o naruszenie należących
do niej patentów. Decyzją sądu Apple,
prócz odszkodowania, musi również
uiszczać Nokii opłatę licencyjną od
każdego sprzedanego smartfona. Na
dokładkę firmę Jobsa do sądu pozwał
bankrutujący Kodak, sugerując, że
w modelach Apple’a wykorzystano należącą do niego technologię transmisji
i podglądu zdjęć. Najbardziej zaskakujący i bezprecedensowy cios nadszedł
jednak z Chin. W 2000 r. niewielka firma Proview Technology zarejestrowała na tamtejszym rynku nazwę „Ipad”.
Kilka lat później niczego nieświadomy
Apple próbował wprowadzić w Państwie Środka swoje urządzenie… i się
zdziwił. Chiński sąd przyjął pozew
Proview Technology, zakazując firmie
z Cupertino sprzedaży flagowego produktu pod obecną nazwą, a dodatkowo
poparł wniosek o odszkodowanie dla
lokalnego producenta w wysokości
1,5 mld dolarów!
Microsoft podpisał
porozumienia
patentowe m.in.
z jednymi z największych
producentów
podzespołów
komputerowych na
świecie, produkujących
komponenty dla Della,
HP, Toshiby czy
urządzeń Kindle Fire.
A więc na produkcie
Amazona Microsoft
również będzie
zarabiał
Microsoft
kontroluje
ponad
55 proc.
rynku
smartfonów
z Androidem
Do skarbony Microsoftu
wpływają obecnie udziały ze sprzedaży 55 proc. smartfonów
z Androidem. W ten sposób Microsoft na konkurencyjnym
systemie zarabia więcej niż na własnym – i to nawet pięciokrotnie!
Kupujesz u Bezosa,
płacisz Ballmerowi
Kompletnie odmienną strategię
wykorzystywania patentów obrał
Microsoft – jak czas pokazał, znacznie skuteczniejszą. Steve Ballmer,
zamiast walczyć z Google’em, postanowił na nim zarobić. Zamiast
armii prawników do firm wysyła
mediatorów. Efekt? Obecnie Microsoft kontroluje ponad 55 proc. rynku smartfonów z Androidem, a ze
sprzedaży każdego urządzenia HTC
z Androidem firma Ballmera dostaje
5 dolarów, dzięki czemu na tym jednym producencie mógł zarobić nawet
150 mld dolarów. Podobna ugoda została podpisana z Samsungiem. Kwota, jaką Microsoft kasuje od Koreańczyków, nie jest oficjalnie znana, ale
spekuluje się, że może to być nawet
15 dolarów od każdego smartfona.
Warto przypomnieć, że Microsoft ma
też własny system mobilny, Windows
Mobile, ale na systemie Google’a zarabia… pięć razy więcej. Oprócz tego
Microsoft podpisał porozumienia
patentowe m.in. z Quantom i Compalem – jednymi z największych
producentów podzespołów komputerowych na świecie, produkujących
komponenty dla Della, HP, Toshiby
czy urządzeń Kindle Fire. A więc na
produkcie Amazona Microsoft również będzie zarabiał.
Niegdyś patent był narzędziem ochrony własności intelektualnej. Dziś łatwo
odnieść wrażenie, że służy on przede
wszystkim do niszczenia konkurencji,
blokowania lub spowolnienia sprzedaży jej produktów i generowania dodatkowych, czasem sporych dochodów.
Jak obliczyli specjaliści od Google’a,
w najnowszych smartfonach zostało
wykorzystanych nawet 250 tys. patentów. Wojna będzie więc długa.
Czerwony – raz, dwa, trzy – zamawiam!
Wojny patentowe toczą się nie tylko w świecie telefonii komórkowej.
W kwietniu 2011 r. Christian Louboutin złożył w sądzie pozew przeciwko
marce Yves Saint-Laurent. Pozew dotyczył... czerwonej podeszwy charakterystycznej dla butów projektowanych przez Louboutina, którą rzekomo
Yves Saint-Laurent splagiatował. Amerykański sąd uznał jednak, że kolor
nie może być przedmiotem patentu. Wcześniej podobne pozwy kierowały
Deutsche Telekom (chciał zarejestrować magentę) oraz Kraft Food, producent czekolady Milka, który chciał pozyskać patent na barwę liliową.
% | 7/2012
13
E-cesarz
lider
i inżyniera, i to on dał Bezosowi nazwisko. Rodzina lubiła opowiadać,
że już jako małe dziecko Jeff fascynował się skomplikowaną technologią,
automatami, maszynami, układami
scalonymi, a elektronicznym alarmem sprytnie przeganiał z pokoju
młodsze rodzeństwo. Bezosowie
przenieśli się do Miami, gdy pierworodny akurat zaczynał naukę w liceum. To tam nastąpiło przełomowe,
definiujące przyszłość wydarzenie:
Jeff zobaczył komputer.
Jeff Bezos ukończył prestiżowy uniwersytet Princeton (miał studiować
fizykę, zdobył dyplom inżyniera informatyki) i zaraz po szkole dostał
pracę na Wall Street – jako specjalista w dziale IT. Zmieniał posady
kilkakrotnie, budował na zlecenie
różnych marek międzynarodowe sieci handlowe, wreszcie w jednej z firm
dopracował się stanowiska wiceprezesa, w innej poznał przyszłą żonę
i… rzucił wszystko, w tym sprzyjający szybkiej karierze Manhattan (nie
rzucił tylko żony). Wyjechał do Seattle, smutnego miasta drwali i amerykańskiej stolicy muzyki alternatywnej. I dopiero tam rozwinął skrzydła.
Lepszego biznesu w internecie
nie zrobił nawet ten wygadany
małolat od najpopularniejszej
społecznościówki w historii
człowieka. Jeff Bezos pokazał
światu, że książki nie tylko
można kupować inaczej,
ale i że wypada je inaczej
czytać. Z natury prekursor,
z zamiłowania filantrop,
z konieczności miliarder.
Z konieczności, bo skoro
myśli się tak przełomowo,
to wyjścia nie ma
KLIENT NASZ FAN
Tekst: Angelika Kucińska
/ Novimedia
Firma Amazon.com powstała w garażu. Internet, taki jaki znamy dzisiaj, jeszcze nie istniał. Owszem,
amerykański departament obrony
narodowej zbudował już międzynarodową sieć komputerową, która
służyła do dystrybucji informacji
i ich ochrony przed atakiem wrogiego najeźdźcy. To prawda, korzystali
z niej pracownicy administracji państwowej i akademicy – by magazynować i wymieniać dane. Nie było
jednak e-commerce, czyli mówiąc
najprościej: nikt w internecie nie
zarabiał. Szczególnie stymulująco
podziałały na wyobraźnię Bezosa
statystyki – internet notował imponujący wzrost popularności, o ponad
2 tys. proc. w skali roku. To oznaczało, że po drugiej stronie monitorów
na całym świecie zbierał się tłum potencjalnych klientów.
Fokus na klienta był priorytetem,
gdy Jeff Bezos otwierał pierwszy
KOWBOJ I KOMPUTERY
Z czym kojarzy się Teksas? Właśnie
– głównie z pewnym skompromitowanym prezydentem. Ale kiedy
jeden kowboj pogrążał Amerykę,
drugi konsekwentnie dowodził, że to
kraj nieograniczonych możliwości,
i potajemnie budował system tanich
i komfortowych lotów w kosmos.
14
% | 7/2012
Zanim jednak Jeff Bezos porwał się
na łączność z resztą galaktyki, połączył świat – w wielką sieć dla lubiących szybkie i proste zakupy. To
prawda, że największe sukcesy odniósł po przeprowadzce do Seattle,
gdzie dziś mieszka, wywodzi się jednak z rodziny ziemskich włodarzy
z Teksasu. Wakacje spędzał regularnie na gigantycznym ranczu dziadka, któremu pomagał w codziennej
pracy. Matka Bezosa urodziła go, gdy
była jeszcze nastolatką, a przymusowe małżeństwo z ojcem chłopaka nie
przetrwało nawet roku. Gdy dzieciak
miał cztery lata, ponownie wyszła
za mąż – za kubańskiego imigranta
Fot.: Xxxxxxx
W
listopadzie ubiegłego roku „Forbes”
wycenił firmę Bezosa na 19 mld dolarów z niewielkim hakiem, a roczne
zarobki 48-letniego potentata – na
dużo ponad 1,5 mln dolarów. Taki
wynik sprawia, że Bezos plasuje się
w pierwszej trzydziestce światowych
miliarderów i w czterdziestce najbardziej wpływowych ludzi na świecie.
Na czym tak widowiskowo zbijał
fortunę? Na apetycie na rewolucje.
Wizjonerskie koncepty i odwaga
działania ewidentnie popłacają. Kiedy zaczynał, nie było niczego. Bezos
nie tyle zmienił, ile stworzył rynek
sprzedaży internetowej.
internetowy sklep z książkami:
– Byłem absolutnie klientocentryczny. Chciałem stworzyć miejsce,
w którym każdy będzie mógł kupić
wszystko online. Zasada nie zmieniła się, gdy dodawał do oferty kolejne
produkty. Kiedy tworzył Amazon.
com, wiedział, że niczego podobnego jeszcze nie wymyślono, a książek
nie sprzedaje się nawet w katalogach
wysyłkowych – o samym przemyśle księgarskim jednak nie wiedział
nic, jego specyfikę pojął na jednej
konwencji, na którą udał się do Los
Angeles. Analitycy rynku przyjęli
inicjatywę Bezosa z dużą rezerwą,
podważając zasadność pomysłu. Bo
po co internetowa księgarnia, jeśli
te fizyczne rozrosły się w łańcuchy
o globalnym zasięgu? Ha, chodziło nie tyle o sam produkt, ile o jego
łatwą dostępność. Bezos wiedział, że
internet to wygoda, a człowiek z natury jest leniwy. Wersję beta testowało 300 znajomych. 16 lipca 1995 r.
odbyła się premiera Amazon.com,
300 testerów puściło informację do
kolejnych 300 i po miesiącu księgarnia sprzedawała książki w 50 stanach
i 45 krajach. Po kolejnym miesiącu
jej obroty utrzymywały się na poziomie 20 tys. dolarów tygodniowo.
KOSMICZNE AMBICJE
Bezos konsekwentnie rozbudowywał
ofertę sklepu – o multimedia, płyty,
zabawki, ubrania, elektronikę, meble – i jego funkcjonalności. Dodał
możliwość błyskawicznych zakupów
(Buy now), recenzje klientów, spersonalizowane rekomendacje i dobry
obyczaj weryfikacji i potwierdzania
zamówienia. Ci sami specjaliści od
prognoz, którzy wcześniej kwestionowali potrzebę istnienia Amazon.
com, równie nierozsądnie stwierdzili, że Bezos rozwija swój sklep za
szybko i zbyt intensywnie i najprawdopodobniej czeka go rychła klęska.
Jeffa nie przerażały złe wróżby ekspertów, przeciwnie – celował coraz
wyżej, coraz dalej. Na początku
nowego tysiąclecia powołał Blue
Origin – program wsparcia dla idei
i technologii przyszłości, które miały umożliwić niedrogie i bezpieczne
BEZOS KONTRA KRYZYS
Jeff Bezos powoli rezygnuje z propagandy wiecznego sukcesu, bo do
muru przyparły go ostatnie wyniki. Czwarty kwartał ubiegłego roku
zamykał z marnym zyskiem w wysokości 177 mln dolarów, mimo że
Amerykanie dali się ponieść przedświątecznej zakupowej rozpuście.
Optymistycznie nie przedstawiają się również prognozy na pierwsze
trzy kwartały tego roku. Wszystko przez rosnącą konkurencję. Jak Jeff
Bezos poradzi sobie z kryzysem? Ostatnio zastosował politykę bezwzględnej jawności i publicznie opowiadał o finansowej sytuacji firmy,
nie tracąc lojalnych, przywiązanych do sklepu klientów. Ze słabszej
kondycji Amazon.com na pewno ucieszą się polskie firmy działające
w e-handlu. Wejście giganta na nasz rynek mogłoby nim poważnie
zatrząść. I zatrzęsie, tyle że kilkanaście miesięcy później.
loty kosmiczne. Przebieg prac był
tajny, dopóki jedna z eksperymentalnych rakiet się nie rozbiła (sierpień
2011 r.). Bezos jednak odgraża się, że
nie spocznie i jeszcze wyśle człowieka poza orbitę.
Można mu wierzyć, w końcu wyszedł
naprzeciw potrzebom nowoczesnego konsumenta wielokrotnie. Poza
Amazonem stworzył A9, internetową
wyszukiwarkę firm z rynku e-commerce, i Kindle, tablet do czytania
e-booków. Wypuścił go pięć lat temu,
zagarniając tym samym 95 proc.
udziałów w rynku elektronicznych
wydań książek. Gdy trzy lata później
Gdy Apple pokazał światu iPada, Bezos
bez skrupułów obniżył cenę Kindle’a
do poziomu dumpingowego, by uniknąć rozgromienia
przez konkurencję
Apple pokazał światu iPada, Bezos
bez skrupułów obniżył cenę Kindle’a
do poziomu dumpingowego, by uniknąć rozgromienia przez konkurencję.
Niedocenionym wizjonerem okazał
się również, podpisując kontrowersyjną umowę z Wylie Agency, kancelarią prawną reprezentującą wielu
pisarzy, która odsprzedała Bezosowi
prawa autorskie do cyfrowej dystrybucji ich książek, dzięki czemu mógł
sprzedawać e-wydania dużo taniej
niż papierowe. Oburzyli się wydawcy,
załkali wykorzystani autorzy – koniec
końców okazało się, że dzięki niższym
cenom wzrosła sprzedaż e-booków
i na transakcji nikt nie stracił. A już
na pewno nie sam Bezos… Oddajmy
jednak sprawiedliwość – CEO największego sklepu w internecie lubi
wydawać to, co zarobi, i wspólnie
z żoną chętnie angażuje się w działalność charytatywną. Bo jak sam mówi:
„Rozdawanie pieniędzy wymaga takiego samego zaangażowania jak budowanie silnej firmy”. % | 7/2012
15
Przeczytał i zrecenzował: Jerzy Jezierowicz
półka z książkami
Benjamin Graham
Inteligentny inwestor
Linda Polman
Karawana kryzysu.
Za kulisami przemysłu
pomocy humanitarnej
Studio EMKA, 2010
Zachowuj się jak właściciel,
a nie jak gracz. To podręcznik
dla tych, którzy są zainteresowani inwestowaniem w giełdowe spółki, a nie spekulacją. Bo
jak przekonuje Graham – na
giełdzie wygrywają inwestorzy
Wydawnictwo Czarne, 2011
P
L
inda Polman była w miejscach, gdzie pomoc humanitarna świadczona przez organizacje pozarządowe nie tylko dawała
nadzieję potrzebującym, ale i przynosiła
zyski ich oprawcom. Hutu zarabiali na obozach w Gomie, w Liberii organizacje humanitarne musiały płacić
lokalnym watażkom, a w Afganistanie nawet jedna
trzecia przekazywanej żywności trafiała w ręce talibów. Jeśli zaś jakaś organizacja humanitarna próbuje
się wyłamać, jej miejsce zajmują nowe, żądne grantów
przyznawanych przez międzynarodową społeczność.
O wspólnym froncie wobec „opodatkowania” pomocy niesionej ludności cywilnej nie ma mowy. Broń na
pokładach samolotów z żywnością, handel dziećmi
z obozów dla uchodźców, przymykanie oczu na działalność kryminalną w tych obozach – ta przerażająca
książka pokazuje, jak coraz większy i – paradoksalnie
– coraz gorzej skoordynowany strumień pieniędzy
wypacza ideę pomocy humanitarnej. Na naszej półce
znajdziesz lektury
według klucza
16
% | 7/2012
Robert G. Hagstrom
Na sposób Warrena Buffetta
MT Biznes, 2007
To książka zrodzona z fascynacji najbardziej znanym inwestorem naszych
czasów. Co istotne,
napisana przez człowieka, który sam
próbował inwestować jak Buffett
I
nwestuj w firmy, a nie w akcje – to dewiza Benjamina Grahama, powtarzana i rozwinięta przez Warrena Buffetta. Hagstrom w swojej książce prezentuje jego historię,
intelektualnych przewodników po świecie finansów i przede wszystkim – sposoby na
poradzenie sobie na rynku. Czyli: jak dobrać firmy, które mają przed sobą przyszłość,
których działalność inwestor jest w stanie dobrze zrozumieć (Buffett np. nie inwestuje w spółki
informatyczne) i których akcje są tanie. Ponadto Hagstrom pisze o inwestowaniu długoterminowym i niepoddawaniu się zmiennym nastrojom rynku. Dodaje też interesujący opis psychologicznych czynników utrudniających racjonalne podejmowanie decyzji inwestycyjnych.
Jednak największą wartością książki jest posłowie, w którym autor opisuje, jak sam próbował
stosować wszystkie przedstawione zasady. To świetna lektura – nie tylko pozwala poznać metody Buffetta, ale i pokazuje, jak uniknąć błędu przy wprowadzaniu ich w czyn.
W godzinach szczytu – warto spóźnić się na spotkanie, by ją przeczytać, wartościowa, dobra lektura
Po lunchu – w sam raz do popołudniowej kawy, nie trzeba się spieszyć, ale też nie należy czekać z lekturą do wieczora
Do poduszki – skutecznie usypia i wycisza umysł, polecamy jedynie jako środek nasenny
Fot.: materiały prasowe
Na świecie działa 37 tys.
organizacji humanitarnych,
a dotacje przekraczają
120 mld dolarów rocznie.
Instytucje zajmujące się
niesieniem pomocy to piąta
potęga ekonomiczna na
świecie. Czy to dobrze?
olecam zacząć lekturę od końca, czyli od dodatków prezentujących wyniki osiągane za pomocą metod Grahama. Początek książki bowiem trudno uznać za zachęcający. Ani na Wall Street, ani nigdzie indziej nie ma łatwych i pewnych dróg do
bogactwa –
­ pisze Graham. Na przykładach pokazuje, że roczne zyski z inwestycji
mogą wynosić zaledwie kilka procent – a ich osiągnięcie wcale nie musi być proste. Sednem
metody Grahama jest osiąganie stabilnych zysków – unikanie pułapek, niepodążanie owczym
pędem i spokojne realizowanie bezpiecznej polityki inwestycyjnej. Takiej, która zakłada dokładną analizę kondycji spółki oraz ceny jej akcji, bo jak przekonuje Graham, największym
błędem inwestora jest zakup akcji po zbyt wysokiej cenie. Na uważną lekturę zasługują też
komentarze do rozdziałów napisane przez amerykańskiego publicystę Jasona Zweiga, aktualizujące przykłady podawane przez Grahama. Co istotne – to właśnie przykłady wymagały
aktualizacji, sama metoda wydaje się ponadczasowa.
gadające głowy
Po godzinach
Sztuka dyplomacji
Tym razem nieco więcej o sztuce dyplomacji i mediacji.
I o tym, jak dyplomatyczną porażkę przekuć w dyplomatyczny sukces
Życie toczy się gdzie indziej
Tekst: Jerzy Jezierowicz
Michał Boni,
minister administracji
i cyfryzacji:
To wielka lekcja dla
ludzi pracujących w
administracji, nie dziwię
się wybuchowi społecznemu, dla młodych
ludzi najważniejszym
obszarem wolności jest
ich komputer
Donald Tusk, premier
RP: Gdybyśmy postawili łagodniejsze warunki, uzyskalibyśmy mniej,
nikt nikogo nie pokonał
Najwyraźniej protestujący też doszli
do wniosku, że to sprawa ponadpolityczna. I Palikota zwyczajnie…
przegonili. Wygląda na to, że Janusz
Palikot, w ubiegłym roku uznany za
najbardziej nowoczesnego polityka,
w 2012 r. przestał nadążać za rzeczywistością.
A Jarosław Kaczyński mówił cokolwiek, byle uderzyć w rząd.
Dodał również, że ma poczucie
winy z powodu braku konsultacji
w sprawie ACTA. Jak rozumiem,
tym samym powinniśmy zapomnieć
o stwierdzeniu, jakie padło z jego ust
kilka dni wcześniej, gdy powiedział,
że wprawdzie podpisaliśmy ACTA,
ale przecież „świat się na tym nie
kończy”.
Niezłym mediatorem okazał się
natomiast minister administracji
i cyfryzacji Michał Boni w czasie
dyskusji o porozumieniu ACTA.
18
% | 7/2012
Na tym tle bardzo blado wypadli
politycy opozycji. Zwłaszcza Janusz
Palikot, który zjawił się na jednym
z protestów przeciwko ACTA.
Jarosław Kaczyński,
prezes PIS:
Kontrowersyjne jest to
wszystko, co prowadzi do daleko idącej
kontroli internetu.
To była wielka sfera
wolności. To jest krok,
by tę wolność ograniczać. Mamy do czynienia z kontynuacją
procesu nazywanego
oligarchizacją. My
takiego świata nie
chcemy
A ja odetchnąłem, bo teraz wiem, że
za wszystko odpowiadają ci źli oligarchowie. Nie muszę się już zastanawiać, jak w globalnej wiosce podchodzić do spraw ochrony własności
intelektualnej i czy taka własność ma
jeszcze uzasadnienie, a jeśli tak, to
jak traktować tych, którzy z niej bezprawnie korzystają. Nie. To wszystko wina oligarchów. Wprawdzie
w 2010 r. eurodeputowani PiS w Parlamencie Europejskim zaakceptowali
ACTA, ale teraz prezes przyznaje,
że to był błąd, wynikający wyłącznie z faktu, że rezolucja krytykująca
ACTA była projektem… „komunistyczno-socjalistycznym”. PiS ochronił nas więc przed socjalistycznymi
komunistami, teraz ochroni przed
oligarchami. A jeśli chodzi o własnych europosłów – Jarosław Kaczyński „wyciągnie konsekwencje”.
Szkoda, że nie wnioski. Imperium
zmysłów
Japończycy zamiast zaszywać
się w domowej sypialni,
wychodzą do hotelu miłości
Ilustracje: MIA, Paweł Rygol/Novimedia, Fot.: Shutterstock.com, materiały promocyjne
M
istrzem dyplomacji
w sprawie unijnego
paktu
fiskalnego
okazał się premier
Donald Tusk. Przed szczytem zapowiadał, że Polska zablokuje jego
podpisanie, o ile kraje spoza strefy
euro nie zostaną dopuszczone do
spotkań państw eurolandu. Jedyne,
co uzyskał, to obietnica, że państwa
spoza strefy powinny uczestniczyć
w jej szczytach oraz że spotkania
eurolandu będą poprzedzane spotkaniami całej Unii, chyba że zajdą
„nadzwyczajne okoliczności”. Po
powrocie do Polski szef naszego
rządu uznał, że to właściwie sukces.
Choć entuzjazmu porównywalnego
ze słynnym „Yes, yes, yes!” Kazimierza Marcinkiewicza w jego głosie nie było słychać.
Janusz Palikot, przewodniczący partii
Ruch Palikota: To jest sprawa ponadpolityczna.
Powinna połączyć ludzi z różnymi poglądami,
nie dajmy się podzielić
david
z bogatej kaplicy
Święć się
imię twoje, enter!
%
na mapie
Święci finansowe
i artystyczne
triumfy
Strony religijne
odwiedza ponad 2 mln
internautów
Majówka wśród
celebrytów
w oparach benzyny
% na mapie
% na mapie
30.03-1.04
Ólafur Arnalds
21.01- 9.04
David Hockney RA:
A Bigger Picture
19.03, Hipnoza, Katowice
20.03, Blue Note, Poznań
21.03, Impart, Wrocław
15.03
II FUND FORUM
ANALIZY ONLINE
Hotel Westin, Warszawa
Fund Forum Analizy Online to profesjonalna platforma wymiany doświadczeń
i informacji na temat inwestowania, w tym za pośrednictwem funduszy inwestycyjnych. Podczas tegorocznej edycji dowiemy się m.in.:
• jak się przygotować na nadejście hossy
• psychologia decyzji inwestycyjnych
• co warto wiedzieć o długu korporacyjnym
• jak wykorzystać Ratingi Analiz Online w codziennej pracy
• jak wygląda komitet inwestycyjny od środka
• czy strategia „kup i trzymaj” się zdewaluowała
• r ynki wschodzące oczami lokalnych zarządzających.
To targi odpowiedzialnej konsumpcji. Nie, nie chodzi o rezygnowanie z prowadzenia samochodu po spożyciu alkoholu, ale o świadomość konsumencką, która skutkuje wyborem
produktów eko i fair trade. Na największych we Włoszech targach odpowiedzialnego stylu życia będzie można kupić zdrową
żywność, wziąć udział w warsztatach i posłuchać prelekcji.
4.04
20
% | 7/2012
8.05
Foster the
People
Palladium,
Warszawa
21-25.03
Techno-Classica
Essen
W paszporcie ma egzotyczne nazwisko: Nika Roza Danilova i nieprzyzwoity rok
urodzenia: 1989. Amerykanka o rosyjskich korzeniach mimo młodego wieku zyskała już niezłą reputację w branży muzycznej. Wydała trzy płyty, z czego trzecia
przyniosła jej zasłużone uznanie fanów muzyki, powiedzmy, dziwnej. Zola Jesus
nieprzewidywalnie miksuje inspiracje gotycką, zimną elektroniką z patosem muzyki klasycznej. Wszystko jest duże i zamaszyste – od refrenów po emocje. Również
te wywoływane u słuchaczy. Zola Jesus zagrała dobrze przyjęty koncert w ramach
festiwalu Electronic Beats. Występ w warszawskim klubie Hydrozagadka będzie jej
pierwszym samodzielnym występem w Polsce.
Essen, Niemcy
Próbowano różnych określeń: alternatywny pop, taneczna muzyka gitarowa, electro cokolwiek. Pudło. Nie ma co licytować się na terminy, bo fenomen Foster the People najlepiej wyraża się w stwierdzeniu, że zespół gra
po prostu piosenki. Piekielnie przebojowe piosenki. Faktycznie, bardziej na
parkiety niż do kontemplacji. Zaczynali typowo – od hitu w internecie, potem efektownie awansowali na playlisty najbardziej liczących się rozgłośni
radiowych. Dziś są jednym z najpopularniejszych młodych zespołów.
27.05
Grand Prix Monaco
Monte Carlo,
Monako
7.04
Chris Botti
Sala Kongresowa, Warszawa
Hal wypełnionych
klasykami jest
w Essen aż 20
Nie dajcie się zwieść nazwie – to nie jest odpowiednik Love Parade przy dźwiękach muzyki Bacha. Techno-Classica to impreza,
na której spotykają się pasjonaci old- i youngtimerów. Każdy, kto
kocha samochody z duszą, a kształty klasyków zaprojektowanych z rozmachem, bez ingerencji księgowych, przyprawiają go
o szybsze bicie serca, powinien odwiedzić wystawę w Zagłębiu
Ruhry. Na 130 tys. mkw. zaprezentuje się ponad 1200 wystawców z 30 krajów. W zeszłym roku Techno-Classica przyciągnęła
178 300 odwiedzających z 41 krajów. Jeśli mimo wszystko wystawa nie przypadnie wam do gustu, to w Essen i jego okolicach nie
można narzekać na nudę, wszak postindustrialne miasto w 2010
r. było Europejską Stolicą Kultury.
Fot.: Shutterstock.com, materiały promocyjne
Premiera opery w reżyserii Mariusza Trelińskiego ze scenografią Borisa
Kudlički. To duet skazany na sukces. „Mam nadzieję, że powstanie intrygujący, nowoczesny spektakl, a ja wrócę do moich wcześniejszych fascynacji muzycznych. Wagner był bowiem moją przepustką do opery” – mówi
Mariusz Treliński w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”.
Klopsiki z Ikea
pozwalają przetrwać
mężczyznom koszmar
zakupów
9 tys. użytkowników na Facebooku ma nadzieję na powtórzenie brytyjskiego pidżama
party, którego uczestnikom Ikea udostępniła swoje sklepowe aranżacje. Jeśli jesteś fanem
szwedzkich klopsików i gruszkowego piwa, koniecznie wpisz się na listę. Polski oddział
koncernu jeszcze nie ustosunkował się do pomysłu internautów, ale organizatorzy wierzą
w sukces pomysłu i poczucie humoru marketingowców.
Hydrozagadka, Warszawa
16.03
Teatr Wielki,
Warszawa
Opera Narodowa, Warsza
ul. Malborska 51,
Warszawa
Zola Jesus
Człowiek, który postanowił obalić stereotyp, że muzyka klasyczna to muzyka hermetyczna – i wygrał. Islandzki multiinstrumentalista specjalizuje się w popowych
symfoniach rozpisanych na smyczki i pianino. Tworzy przystępne melodie z dyskretną aranżacją i niepowtarzalnym efektem. Trzy polskie koncerty Arnaldsa odbędą się w ramach trasy promującej nowy album artysty – „…and they have escaped
the weight of darkness”. Głównym sponsorem jest Grupa Copernicus
Latający
Holender
Domówka
w Ikea
Fieramilanocity, Mediolan
Royal Academy of Art, Londyn
David Hockney to niezwykle ważna i kolorowa postać brytyjskiego pop-artu. Po latach pracy twórczej w Kalifornii malarz wraca na
Wyspy – dosłownie i poprzez sztukę. Wystawa prezentuje jego barwne, wielkoformatowe obrazy, szkice i filmy inspirowane pejzażem
hrabstwa Yorkshire – okolicą, w której spędził młodość. To wielki
triumf jednego z najważniejszych współczesnych artystów, który zasłynął odrzuceniem szlachectwa nadanego mu przez królową i propozycji namalowania jej portretu. 14.04
Fa’la
Cosa Giusta
Regularnie nominują go do prestiżowych
nagród, a jego albumy niezmiennie okupują jazzowe notowania. Grał na ważnych scenach i imprezach, w tym na ceremonii wręczenia Nagród Nobla. To najpopularniejszy
trębacz swojego pokolenia, uwielbiany
przez fanki, również polskie. Lubi do nas
wracać, my lubimy, kiedy wraca. Kolejny
polski koncert Chrisa Bottiego odbędzie się
w Sali Kongresowej w Warszawie. Jeśli muzyka nie jest wystarczającym argumentem,
mamy jeszcze jeden – według magazynu
„People” muzyk jest jednym z pięćdziesięciu najpiękniejszych ludzi na świecie.
Przystojny, ale czy
utalentowany? Sprawdźcie
sami 7 kwietnia w Warszawie
Wyścigi na torach ulicznych mają swój niepowtarzalny charakter,
a perłą wśród nich jest ten w Monako. Wyścigowy weekend w Monte
Carlo gromadzi nie tylko zapaleńców, których oglądanie nieznośnie
hałaśliwych bolidów przyprawia niemal o ekstazę. Rywalizacja kierowców na ulicach księstwa przyciąga także wielu celebrytów, bogaczy, polityków, słowem – tych, których na co dzień oglądamy w telewizji albo w prasie. Poza tym w maju Sebastian Vettel raczej nie
będzie pewny mistrzostwa, więc nie będzie to wyścig o pietruszkę,
a jeśli pogoda będzie łaskawa i… spadnie deszcz.
% | 7/2012
21
w drodze
Fot.: Shutterstock.com, Corbis
w drodze
Imperium
lub filmów („Imperium miłości”,
„Imperium zmysłów”), i nie narzuca
surowych wymogów moralnych czy
religijnych ograniczających np. seks
przedmałżeński, to o stopniu intymnego poznania drugiej osoby decyduje…
ekonomia. Młodzi ludzie mieszkają
z rodzicami w mieszkaniach o ekstremalnie cienkich ścianach. Pomyślmy:
to prowadzi do powstania co najmniej
dwóch grup społecznych, dla których
seks poza domem byłby wskazany:
dzieci i rodziców... Byłoby nieroztropnością tego nie wykorzystać... Jak grzyby po deszczu wyrosły więc przybytki
łączące amerykańską tradycję hoteli
na godziny i estetykę prosto z Las Vegas (gdzie podobne miejsca również
zostały udokumentowane przez fotoreporterów niemogących się nadziwić
sztucznym drzewom na środku pokoju
i innym tego typu dekoracjom) z japońską funkcjonalnością i dyskrecją, ale
przede wszystkim ze słynną erotyczną fantazją mieszkańców Japonii.
To, gdzie Japończycy chcą się dać porwać zmysłom, zależy od kobiety, która
tradycyjnie wybiera pokój. A wybiera
z katalogu niezwykłych – nawet jak na
Japonię – fantazji erotycznych. Są oczywiście standardowe pomieszczenia
zmysłów
W jednym z najbardziej pruderyjnych
krajów świata – gdzie na ulicach
nawet dziś nie spotkamy całujących
się par – narodziło się absolutnie
unikalne zjawisko. Japończycy
– przed ślubem, po ślubie, wiarołomni
i wierni, żyjący w parze jednoalbo dwupłciowej – żeby spędzić
ze sobą słodkie godziny,
nie zaszywają się w domowej
sypialni, lecz wychodzą z domu.
Do hotelu miłości
Tekst: Aga Kozak
22
% | 7/2012
R
abu hoteru – tak Japończycy wymawiają angielską nazwę „love hotels”
– to nie jest zjawisko
marginalne: w całym kraju funkcjonuje około 40 tys. takich przybytków,
a ich liczba ciągle rośnie. Na temat rabu
hoteru powstały już doktoraty, projekty
fotograficzne (w tym nagradzany cykl
Petera Marlowe’a ze słynnej agencji
Magnum), przyglądali im się socjologowie oraz specjaliści sporządzający
raport dla firmy Durex – jak to się
dzieje, że w kraju, którego mieszkańcy
deklarują brak satysfakcji seksualnej
i zajmują ostatnie miejsca w rankingach oceniających sexual performance,
powstają takie przybytki? Jakim sposobem Japończycy – a zwłaszcza uległe Japonki – nauczeni przez kulturę, by nie
okazywać uczuć, ekscytacji, podniecenia (słynni panowie w metrze, którzy
Romantyczny różowy pokoik
czy może loch z wyposażeniem,
psia klatka z miską, akwarium,
sala lekcyjna a może popularne
gabinety ginekologiczne
czy dentystyczne?
z kamiennymi twarzami przeglądają
erotyczne komiksy), powściągliwi do
granic możliwości (nawet małżeństwa
na ulicy nie chodzą za rękę ani się nie
całują, a żegnają się ze sobą oficjalnymi
formułkami) nie mają problemu z wynajęciem pokoju „na godziny”? Choć
kultura obfituje w tradycje seksualne,
które znamy z niezwykłej sztuki: literatury erotycznej („Kwiaty śliwy w złotym wazonie”), rycin i drzeworytów
symulujące romantyczny weekend
w Wenecji czy Paryżu, są kawaii, różowe pokoiki bez dodatkowych udogodnień, ale można też wybrać sobie loch
z wyposażeniem (kajdanki są nawet
w pokojach z Hello Kitty!), klatkę z psią
miską, akwarium, klasę szkolną, przedziwne komiksowe dekoracje – z wielkim upodobaniem do fluorescencyjnych ozdób – oraz popularne gabinety
ginekologiczne czy dentystyczne.
Jak korzystać
z love hotel?
Rabu hoteru są zazwyczaj bardzo dobrze oznaczone (oprócz nazwy „love
hotel” trafiają się: „leisure hotel”, „boutique hotel”, „couples hotel”, „fashion
hotel” czy „theme hotel”), jeśli jednak
nie jesteśmy pewni, czy znajdujemy
się w dobrym miejscu, to pamiętajmy:
hotele miłości są zazwyczaj położone
blisko autostrad lub większych stacji
kolejowych – tak aby dojazd do nich
był łatwy. W miastach te najciekawsze
znajdują się zazwyczaj w najmłodszych i najmodniejszych dzielnicach
– spełniają wtedy wymogi (i fantazje)
najwytrawniejszej klienteli (poleca
się szczególnie te w dzielnicy Shibuya). A charakteryzuje je – również
z zewnątrz – niezwykły kicz. „Jeśli
natkniemy się w Tokio na budynek
przypominający siedzibę Ludwika
Bawarskiego albo wenecki Pałac Dożów, wycieczkowy statek zacumowany
między domami albo futurystyczny
zamek z atrapami okien, wariację
na temat »pałacu księżniczki« albo
swojski kształt gotyckiego kościoła,
jest duże prawdopodobieństwo, że
właśnie mamy do czynienia z »hotelem miłości«” – pisała Joanna Bator,
która przebywała w Tokio na stypendium i swoje wrażenia z pobytu ujęła
w książce „Japoński wachlarz”. „Odróżniające się od otoczenia architekturą »hotele miłości« znajdują się jednak
w sąsiedztwie domów mieszkalnych,
barów i sklepów, o krok od codziennego życia, które w Tokio zawsze z kolei
o krok jest od fantazji”. Te, do których
można podjechać, zapewniają niezwykłą dyskrecję: już wjazd do garażu
chroni – zazwyczaj różowa – zasłonka,
powieszona po to, by nie było widać,
czy w środku nie stoi przypadkiem
zaparkowany samochód „zapracowanego” współmałżonka. W niektórych
hotelach zapewnia się też specjalne
nakładki na tablice rejestracyjne,
a w większości z nich do pokoju można się dostać prosto z parkingu... Najpierw trzeba jednak wybrać (pamiętajmy, że wybiera dama): czy wolimy
SM Hello Kitty, czy może szkolną
salę z mundurkiem uczennicy prosto
z pralni? Wszystkie opcje dostępne
w hotelu wyświetlają się na wielkiej
tablicy. Jeśli zdjęcie jest podświetlone,
możemy spokojnie wynająć sanktuarium miłości. Około 5 tys. jenów za
„odpoczynek” i około 10 tys. za całą
noc – płacimy również dyskretnie i po
usłudze; opłatę pobiera czyjaś ręka,
konsjerż jest schowany za wielką szybą
z przydymionego szkła. Jeśli poprosimy o doniesienie napoju, znajdziemy
go w specjalnej szafeczce, do której
obsługa włoży zamówienie, tak by zapewnić nam maksimum prywatności.
Teraz czeka już tylko prezerwatywa na
poduszce zamiast tradycyjnej hotelowej czekoladki oraz setka udogodnień:
zacznijmy od wyboru erotycznego
akcesorium z vending machine przypominającej tę sprzedającą słodycze.
Jednorazowe kajdanki, kulki, kolorowe dildo? Wszystko można kupić na
miejscu. Chcemy się wykąpać? Jacuzzi
lub wanna często mieści się w pokoju.
Obejrzeć coś? Standardem jest plazma,
ale zdarzają się też ekrany kinowe na
suficie. No i japoński klasyk: zestaw
do miłosnego karaoke. Potem należy
sprawdzić kanały muzyczne – w wielu
hotelach można wybrać sobie ścieżkę
dźwiękową pod miłosne jęki, a nawet
pobierać lekcje angielskiego... Cała
reszta zależy od naszej wyobraźni.
To, gdzie Japończycy chcą się
dać porwać zmysłom, zależy od
kobiety, która tradycyjnie wybiera
pokój. A wybiera z katalogu
niezwykłych – nawet jak na
Japonię – fantazji erotycznych
Najsłynniejsze love hotels
Dostępne przewodniki – np. ten napisany przez Takako
Imafuku, niezwykle popularny w Japonii – są niestety
tylko po japońsku. Love hotels nie mają też raczej – nawet
angielskojęzycznych – stron internetowych, a ich nazwy
rzadko pozwalają się czegoś domyślić (Elmer, Carrot, Charm, Princess,
Chrystal). Najlepiej więc zdać się na polecenie znajomych lub wybrać
„w ciemno”, w końcu na miejscu będziemy mieli do czynienia z obrazkowym menu.
Alpha In – fotografowany przez Nathalie Daoust, specjalistkę od hoteli,
jest największym hotelem SM, w którym można zamówić sobie m.in.
bycie skrępowaną przez shibari master, czyli specjalistę od wiązania
bandażami, co możemy oglądać np. na zdjęciach Arakiego.
Gallery Hotel – największy hotel w dzielnicy ambasad Meguro, jeden
z najbardziej ekskluzywnych w Tokio, każdy pokój jest tu inny.
The Rock – hotel zainspirowany filmem z Seanem Connerym stara się
wiernie odtworzyć wnętrza twierdzy z pewnymi udogodnieniami, np.
stalowe drzwi otwierają się tu automatycznie... Hotel należy do drogich,
ma jacuzzi, plazmy i mikrofalówki w pokojach…
% | 7/2012
23
obyczaje
obyczaje
Święć się imię Twoje,
Z badań Megapanel PBI/Gemius wynika,
że w Polsce strony religijne
odwiedza ponad 2 mln internautów
enter!
i spędza na nich 800 tys. godz. miesięcznie.
Tylko w styczniu br. internauci wpisywali w Google
„spowiedź online” ponad 9900 razy; „msza online” – 6600 razy
4 mln internautów, a prawie 40 tys. go
subskrybuje. Warto dodać, że „Vatican” uruchomił też specjalny kanał
poświęcony beatyfikacji Jana Pawła II
jako user o nazwie GiovanniPaoloII.
Wyświetleń: 520 tys., subskrypcji: 6100.
Został także utworzony „Special page
dedicated to the Beatification of Pope
John Paul II” – 69 tys. osób lubi to!
Owieczki z jabłkiem
Tekst: Piotr Kowalski / Novimedia
P
rzez wiele lat Kościół
bronił się przed daleko idącym postępem
technologicznym,
zwłaszcza internetem, który nazywał siedliskiem zła, satanizmu,
zgorszenia i pornografii. Jednak
z czasem głos ten powoli się wyciszał, ustępując miejsca akceptacji
i poparciu. Dalej widział zło i zgorszenie, ale odkrywał też pozytywne strony technologii. Kościół zdał
24
% | 7/2012
sobie sprawę z tego, że dla kolejnego pokolenia komputer i internet,
a następnie telefony, smartfony, na
tabletach (na razie) kończąc, to elementy codziennego życia. Nie ma
cię tam – nie ma cię wcale. Dziś więc
duchowieństwo stara się mówić językiem XXI w. Obecnie 80 proc. parafii ma swoje strony internetowe,
księża aktywnie blogują, SMS-ują
z wiernymi oraz korzystają z GG
i Facebooka. W 1997 r. Papieska
Rada ds. Środków Społecznego
Przekazu wybrała nawet patrona internautów i internetu – został nim
św. Izydor.
Oto wiszę
na profilu i kołaczę
Obecnie największym orędownikiem
korzystania z internetowych zasobów
jest… Benedykt XVI. Papież upatruje
w tym ogromną szansę dla Kościoła
na dotarcie do „młodzieży z cyfrowego
kontynentu”. „Dzięki nowym mediom
Bóg może spacerować ulicami naszych
miast i stając na progu naszych domów
i naszych serc, powiedzieć raz jeszcze:
»Oto stoję u drzwi i kołaczę«” – napisał. Sam także przyjął rolę pasterza
owiec na cybernetycznym pastwisku
– 28 czerwca 2011 r. po raz pierwszy
„ćwierknął” do wiernych słowami:
„Drodzy Przyjaciele, właśnie uruchomiłem portal News.va. Niech pochwalony będzie nasz Pan, Jezus Chrystus!
Fot.: Shutterstock.com; amateriały promocyjne
Kwestie religii, wiary, wyznania to najbardziej drażliwy i konserwatywny obszar ludzkiej
egzystencji. Mimo to, jak się okazuje, nawet Kościół jest podatny na najnowsze technologie
– i bynajmniej nie chodzi o nieistniejącą już sieć telefonii komórkowej rezolutnego ojca z Torunia
Z błogosławieństwem, Benedykt XVI”.
Czasem wysyła też SMS-y do wiernych,
podpisując się „BXVI”. W 2007 r. na
YouTube został uruchomiony kanał
watykański „Vatican”. Wierni znajdą
na nim oczywiście filmiki z papieżem,
jego przemówienia, informacje z watykańskiej telewizji (CTV) i radia (VR),
a także livestreaming – możliwość
oglądania mszy pod przewodnictwem
Benedykta XVI w czasie rzeczywistym.
Dotychczas kanał odwiedziły prawie
Kontakty z e-wiernymi za pośrednictwem mediów społecznościowych
powoli stają się dla duchownych chlebem powszednim (sic!). Nie oznacza
to jednak, że obce są im bardziej niestandardowe rozwiązania na miarę
XXI w. Na początku lutego 2011 r.
firma Little i Apps wypuściła na rynek
przeznaczoną na iPhone’y aplikację
„Confession: A Roman Catholic App”.
Za niecałe dwa dolary można zrobić
rachunek sumienia, zaznaczyć swoje
grzechy, a następnie podczas spowiedzi (tej „analogowej”) odczytać je
księdzu. O dziwo, Kościół katolicki…
zaakceptował aplikację, podkreślając, że to tylko na potrzeby lepszego
przygotowania do sakramentu. To
nie pierwszy przypadek, gdy Kościół
docenia zalety iUrządzeń. W 2008 r.
włoski duchowny Don Paolo Padrini
stworzył aplikację iBreviary – modlitewnik dla owieczek korzystających
z iPhone’a. Dostępna za niecałego
dolara aplikacja to wirtualna księga
modlitw. Również w tym przypadku
Stolica Apostolska nie dość, że dała
aplikacji swoje błogosławieństwo,
to jeszcze zatrudniła Padriniego na
stanowisku konsultanta watykańskiej
Papieskiej Rady ds. Środków Społecznego Przekazu. Dwa lata po premierze
iBrewiarza, który pobrano dotychczas
z AppStore’a ponad 200 tys. razy, Padrini wypuścił nową aplikację – tym
razem na iPada. Aplikacja ma umożliwić duchownym prowadzenie mszy
w podróży oraz w warunkach terenowych. Wirtualny mszał szybko znalazł
praktyczne zastosowanie – w lipcu
2010 r. we włoskim Gramolazzo ksiądz
Don Michele Bigi odprawił mszę świętą przy użyciu iPada – zamiast z Biblii
korzystał ze wspomnianej aplikacji
i plików wrzuconych na tablet w formacie pdf.
Facebóg
W Polsce na palcach jednej ręki można
wymienić konsekwentnie prowadzone
działania skierowane do e-wiernych.
Co prawda na Facebooku znajdziemy
całkiem sporo grup i fanpage’ów jednoczących w Panu, ale zdecydowana
większość z nich to inicjatywy oddolne. Coraz więcej parafii ma np. profil
na Facebooku, jednak rzadko aktualizowany, a liczba użytkowników w zdecydowanej większości nie przekracza
100. Na popularnym portalu można
znaleźć też np. stronę „Kościół katolicki”, którą polubiło 5 tys. osób. Dużo?
Polski Kościół Latającego Potwora
Spaghetti polubiło ponad 7 tys.! Prócz
tego swoje profile mają m.in.: „Tygodnik Powszechny” (15 600 fanów), Religia.tv (2900), Jezuici.pl (1050), Wiara.
pl (3100), „Gość Niedzielny” (6500).
Jest nawet sam Jezus Chrystus, którego
polubiło 3100 osób – niewiele, zwłaszcza jeśli skonfrontować to z grupą Nie
Wstydzę Się Jezusa skupiającą aż 27 tys.
osób (więc albo jednak się wstydzą,
albo ten Jezus jest udawany). W 2010
r. ciekawą inicjatywę na Facebooku
prowadzili jezuici. Przez dwa tygodnie
na profilu „Brzytwą po schematach
– prawdopodobnie pierwsze rekolekcje
na fb” przygotowywali wiernych, dzień
po dniu, na nadejście Pana. Towarzyszyło im w tym 8500 osób.
Kochanie, zawołaj
mnie na „Ojcze nasz”
Stosunkowo niewielkie zaangażowanie rodzimego duchowieństwa w social media nie oznacza, że polscy księża
nie lubią technologicznych nowinek.
W coraz większej liczbie kościołów
montowane są plazmowe ekrany,
elektroniczne rzutniki i sterujące
wszystkim komputery. Niektórzy jednak idą jeszcze dalej. Parafia Dobrego
Pasterza w Lublinie wprowadziła możliwość uczestnictwa w mszy… online,
na dodatek w 3D HD. Ma być to ukłon
w stronę tych, którzy nie mogą osobiście uczestniczyć w nabożeństwie.
W przyszłości parafia chce wprowadzić możliwość wyboru kamery, z której obraz wierny chce oglądać, a nawet
możliwość sterowania nimi. Z kolei
proboszcz wadowickiej Bazyliki Ofiarowania NMP zainstalował w kościołach… zagłuszacz sygnału GSM, eliminując tym samym problem komórek
dzwoniących w czasie mszy.
Zapal dla babci [*]
Na razie do żadnego z sakramentów
online przystąpić nie można. Wyznawcy e-wiary mogą zamiast tego
uczestniczyć w pielgrzymce (pielgrzymki.opoka.org.pl), przy okazji
klikając przy wybranej intencji guzik
„Modlę się!”. Mogą, korzystając z nawigatora (także w wersji mobilnej),
znaleźć najbliższy kościół (msze.pl).
Mogą znaleźć bratnią duszę, dla której religijne wartości są równie ważne
(przeznaczeni.pl). Mogą nawet na wirtualnym cmentarzu pochować bliską
osobę i regularnie zapalać na jej grobie
wirtualny znicz (ale kupiony za niewirtualne pieniądze – 11 zł miesięcznie, 25 zł za pół roku, 61 zł na wieki
wieków). Pewien internauta, który na
e-cmentarzu pochował żonę, podczas
odwiedzin napisał: „Kochana, wybacz,
że tak długo cię nie odwiedzałem, ale
miałem kłopot z internetem”.
Modlitwa
do św. Izydora
Wszechmogący wieczny Boże,
który stworzyłeś nas na swój
obraz i podobieństwo i nakazałeś nam poszukiwać dobra,
prawdy i piękna, zwłaszcza
w świętej osobie Twego Jednorodzonego Syna, naszego
Pana Jezusa Chrystusa, Ciebie
prosimy, racz sprawić za wstawiennictwem świętego Izydora, biskupa i doktora, abyśmy
w naszych podróżach po internecie kierowali się tylko do
stron zgodnych z Twoją wolą
i traktowali wszelkie napotkane dusze z miłosierdziem
i cierpliwością. Przez Pana
naszego Jezusa Chrystusa.
Amen.
% | 7/2012
25
postać
David
Fot.: materiały promocyjne
z bogatej kaplicy
26
% | 7/2012
Ma aparat, Photoshopa i komórkę z listą kontaktów do celebrytów.
Z tych materiałów tworzy niezwykłą sztukę, w której niby-religijne obrazy sąsiadują
z takimi, które, oględnie mówiąc, obok zeszytu do religii nigdy nie leżały. David
LaChapelle święci finansowe i artystyczne triumfy
Tekst: Anna Theiss
% | 7/2012
27
postać
postać
Każde zdjęcie to sporo wysiłku scenografów, rekwizytorów, kostiumografów. Dopiero wspólna praca składa się
na energię, która zmienia dmuchanego hot-doga w dzieło sztuki. Obok: David LaChapelle, zawiadowca kadrów
– ucharakteryzowana na Matkę Boską
Love wznosi oczy ku górze, trzymając
na kolanach ciało mężczyzny. Inne
fotograficzno-religijne wizje, które
LaChapelle montuje w komputerze,
są jeszcze bardziej obrazoburcze, jak
„The Kingdom Come” (2009) – przedstawienie papieża siedzącego na stosie
skarbów i dzieł sztuki, u którego podstawy leżą młodzi mężczyźni przypominający zdjętych z krzyża. Auć.
Oleodruk rodem z mieszczańskiego saloniku czy żart z Piety
Leonarda da Vinci? Fotograficzne
wizje LaChapelle’a to
nieskończona radość dla tych,
którzy lubią tropić źródła
Yuan za tysiące
dolarów
28
% | 7/2012
Przed La Chapelle’em
współczesna fotografia
maskowała użycie nowych mediów,
on z manipulacji zrobił jej główny temat
dziennikarzom znad Sekwany: – Telewizja sprzedaje nam apokalipsę.
Tak, apokalipsę.
Matka Boska
Courtney Love
Nieźle jak na osobę, która z języka wideoklipów czerpie garściami, a wizje
z Nowego Testamentu przekłada na
mocny, fotograficzny język. Wystarczy
spojrzeć na jedną z najbardziej znanych prac LaChapelle’a – „Heaven to
hell” (2006), kadr, do którego amerykańskiemu mistrzowi pozowała
Courtney Love, kontrowersyjna piosenkarka, modelka i wdowa po Kurcie Cobainie. W przestrzeni udającej
mały dziecięcy pokój zaaranżowano
przedstawienie niczym ze średniowiecznego malarstwa tablicowego
Kontynuator Warhola
Multiplikowanie postaci, kultura
masowa, odbijanie obrazów jak z szablonu, fascynacja pieniądzem – to już
było, prawda? David LaChapelle nie
ukrywa fascynacji dorobkiem mistrza, który go namaścił. Andy’ego
Warhola poznał w latach 80., kiedy
bywali w nowojorskim klubie 54.
Magia zdjęć LaChapelle’a to również magia
nazwisk jego modeli. Na zdjęciu: Amanda Lepore,
gwiazda i ikona środowisk LGBT
Dla ścisłości – bywał w nim Warhol,
a LaChapelle pracował jako odźwierny, chłopak na posyłki, podpatrywał
celebrytów i przygotowywał swoje
pierwsze autorskie wystawy fotografii
w alternatywnych galeriach Nowego
Jorku. Warholowi młody chłopak,
który nie wahał się podkreślać masowości, a jednocześnie ekskluzywności
fotografii, spodobał się tak bardzo, że
polecił go w piśmie „Interview Magazine”, w którym LaChapelle zaczepił
się jako etatowy pstrykacz. Później
był włoski i francuski „Vogue”, „Vanity Fair”, „GQ” i „Rolling Stone”.
David opuścił kaplicę i wypłynął na
szerokie wody fotograficznej kariery.
Rihanna płaci
Fot.: materiały promocyjne
L
a chapelle” oznacza po
francusku kaplicę. Ta
kaplica jest wyjątkowo
modna i od ponad 20 lat
pozostaje w centrum światowych
trendów fotografii. David LaChapelle, urodzony w Fairfield w Connecticut, mimo pięćdziesiątki na karku
jest ikoną nowego surrealistycznego
języka sztuki. Takiego, w którym
równą rolę odgrywają i wizja artysty,
i praca stylisty, i komputerowe programy do obróbki obrazów. Fotograf
uwielbia mocne oświadczenia i styl,
powiedzmy, grubej kreski – zarówno w sztuce, jak i mówieniu o niej,
a także w swoim własnym image’u.
W 2009 r., przy okazji wielkiej monograficznej retrospektywy w Monnaie de Paris, ubrany w skórzaną
kurtkę i czapkę z daszkiem mówił
Jednak LaChapelle nie jest po prostu
tanim skandalistą z dobrym obiektywem. To człowiek, od którego zaczęła
się fotograficzna rewolucja. Przed LaChapelle’em współczesna fotografia
maskowała użycie nowych mediów, on
z manipulacji zrobił jej główny temat.
Manipuluje zresztą nie tylko suwakami i narzędziami Photoshopa, równie
chętnie wpływa na swoją publiczność,
dotykając najbardziej kontrowersyjnych, ale pozornie oswojonych przez
kulturę masową obszarów. Obok motywów religijnych podejmuje tematy
przemocy i seksu, każąc swoim modelom przechadzać się z pejczami i w maskach po brytyjskich kurortach (cykl
„Didn’t we have a lovely time”, 2008).
Podobnie gorącym motywem jest dla
niego celebrytyzacja – przyzwolenie
na masowe, niemal religijne uwielbienie dla osób, które znane są z tego, że
są znane. Dlatego fotograficzny świat
LaChapelle’a zaludniają takie postaci
jak Naomi Campbell, Michael Jackson czy transseksualna piosenkarka
Amanda Lepore. Kolejny temat to pieniądz i jego siła. Oczywiście, przedstawiane w zdekonstruowany sposób, bo
LaChapelle nigdy niczego nie mówi
wprost. W 2009 r. w Paryżu pokazał
wystawę, na którą złożyły się zdjęcia
chińskich yuanów – mocno sfatygowanych banknotów przepuszczonych
przez kolorowe filtry. Widzowie oglądali fioletowego 1 yuana, brązowe
20 yuanów, niebieskie 100 yuanów
– wszystkie z portretem Hu Jintao,
przywódcy Chińskiej Republiki Ludowej. Na aukcji w nowojorskim domu
aukcyjnym Phillips de Pury uzyskały
ceny od 60 do 80 tys. dolarów za sztukę.
Z Warholem łączy go nie tylko podobny język sztuki, ale też zamiłowanie do luksusu i smykałka do biznesu. Chodzi o umiejętność takiego
odnalezienia się na rynku sztuki, że
nawet w kryzysie prace LaChapelle’a sprzedają się za 70 tys. dolarów,
a także o to, że wszystko, czego dotyka się fotograf celebryta i fotograf
celebrytów, zamienia się w złoto.
Wszystko,
czego
dotyka się
fotograf
celebryta i fotograf
celebrytów,
zmienia
się w złoto
W 2010 r. artysta sprzedał swój trzypokojowy dom w Los Angeles za
1,65 mln dolarów, a w 2011 r. brytyjskie media obiegła wiadomość, że
Rihanna zgodziła się zapłacić milion
dolarów w ramach ugody po tym,
jak LaChapelle oskarżył ją o zbytnie inspirowanie się jego zdjęciami
w teledyskach. Cóż, multiplikowanie
uchodzi fotografom, inni muszą za
nie słono płacić.
% | 7/2012
29
coaching
coaching
em
św iadomo ś ć a
ag
wiara Fot.: Shutterstock.com, materiały prasowe Wydawnictwa Czarna Owca
w
Quest mówi o tym, że dzieje się wiele dobrego, gdy potrafimy obdarzać
wiarą innych, np. dzieci. Ale nie jest
to łatwe.
Wiara w innych bierze się z wiary w siebie. Aby więc obdarzyć kogoś wiarą w
jego możliwości i w jego los, musimy
najpierw uwierzyć w siebie. Jeśli kiedyś
uwierzyliśmy w siebie i dzięki temu
osiągnęliśmy coś ważnego, coś, co
od
% | 7/2012
Czy zdolność do przeciwstawienia się
okolicznościom to miara naszej wiary?
Przeciwstawianie się prowadzi na ogół
do bicia głową w mur. Miarą naszej
wiary jest raczej zdolność do postępowania zgodnego z okolicznościami.
Czasami lepiej obejść przeszkodę czy
chwilowo zmienić kierunek, by nie
A czy możemy się pomylić, a nasza
wiara może się zamienić w ośli upór?
W życiu każdego z nas są pewne
ograniczenia. Każdy jest w jakimś
stopniu zdeterminowany: płcią,
miejscem urodzenia, uzdolnieniami,
wyglądem, poziomem sprawności
i wydolności organizmu itp. Dobrze
jest w porę dostrzec, które bramki
w naszym życiu są definitywnie zamknięte, i zamiast tracić czas i energię na walenie głową w mur, wykorzystać te w pełni otwarte bramy. Na
tym etapie wiara jest nam potrzebna,
by uwierzyć, że zamknięte bramki
odcinają dostęp do tego, co już nie
a
30
A więc po pierwsze: nie straszmy się.
Tak abyśmy w sytuacji, gdy coś trudnego się wydarzy, umieli się tym zająć i wiedzieli, co robić. Wtedy najlepiej z wiarą i determinacją nadal
zmierzać do celu. Jak żeglarz, który
mimo sztormu trzyma kurs i robi
wszystko, by nie zgubić kierunku,
choć bierze pod uwagę trudne okoliczności i zmienia żagle na mniejsze.
zj
Ł
atwo jest wierzyć, kiedy
wszystko idzie dobrze.
Ale gdy, mówiąc językiem Biblii, Bóg wystawia nas na próbę jak Hioba, nie jest
to już takie proste.
Nieszczęść czy hiobowych wieści
możemy się spodziewać w każdym
momencie życia. Nie znaczy to jednak, że powinniśmy się ich zawczasu
obawiać, myśleć o nich, a tym bardziej
ich wyczekiwać. Trzymajmy się zasady
– koncentruję się na tym, co się dzieje
teraz. Zajmowanie się tym, co było lub
być może będzie, albo tym, co by było,
gdyby, sprawi, że staniemy się napięci,
zdekoncentrowani i nieuważni. A więc
– niezdolni do skutecznego, zgodnego
z okolicznościami i konstruktywnego
A jeśli dochodzi do katastrofy naszych życiowych planów?
Jeśli mamy w sobie takie kompetencje
jak pokora, autonomia i wizja, czyli
trzy pierwsze cnoty Questu, to byle
przeszkoda nas nie złamie. Oczywiście, są też przeszkody nie do pokonania. Na przykład bezpłodność.
Współczesna medycyna daje pewne
możliwości przekraczania tego ograniczenia, ale z doświadczenia wielu
ludzi wiem, że warto przyjąć zasadę:
do trzech razy sztuka. W przeciwnym
razie los, nawet jeśli ustąpi w sprawie
bezpłodności, może nam zabrać inne
dobre karty z naszego rozdania, np.
świetne relacje małżeńskie lub bezproblemowe wychowanie dziecka in
vitro. Czy warto walczyć z losem aż
tak bardzo, by uporem zniszczyć życie swoje i partnera? Trzeba odpuścić,
zdecydować się na adopcję albo uruchomić energię twórczą w inny sposób. Można rodzić idee, rozwiązania
techniczne, domy, nowe miasta. Tyle
jest do zrobienia, urodzenia.
k
i
działania tu i teraz. A wtedy sami ściągniemy na siebie trudne konsekwencje
zaniechania i zaniedbań.
walczyć z rzeczami, na które nie mamy
wpływu. Ale ponieważ wiara jest córką wizji, to klarowna wizja kierunku,
w którym zmierzamy, świadomość
naszej życiowej legendy i misji – zrodzona z właściwego zrozumienia własnych marzeń, snów, tęsknot – stanie
się mocnym fundamentem naszej wiary. Wtedy sztormy, mury i przeciwności nie zawrócą nas z drogi.
Ale jest cierpienie, po którym nie
chcemy żyć. Tracimy nadzieję.
W jednej z questowych przypowieści do mnicha przychodzi wieśniak,
który stracił bliskich i dom. Oczekuje współczucia i pomocy, a dostaje tylko jedno słowo: „uważaj!”.
Mnich z tej przypowieści wiedział
ponad wszelką wątpliwość, że istnieje wymiar życia przekraczający
najtragiczniejsze wydarzenia i straty,
tylko trzeba go dostrzec, odkryć. On
go odkrył i dlatego odważył się pogrążonemu w skrajnej rozpaczy człowiekowi odpowiedzieć tylko jednym
słowem – „uważaj!”. Pewnie ani ja,
ani ty nie moglibyśmy tego zrobić.
Ale mnich mógł, bo całym sobą
wiedział, o czym mówi. Tylko wtedy, gdy mamy wiarę – niezachwianą
i opartą na żywym doświadczeniu
prawdy – możemy uratować kogoś,
kto jest w skrajnej rozpaczy.
po
t ia
a u to n o mi a Rozmawiała: Beata Pawłowicz
lecz rozegrać
rozdanie, jakie dał
nam los, najlepiej,
jak się da. Przyjąć,
że spotyka nas
to, co dla nas
najwłaściwsze,
i starać się
wykorzystać cały
dostępny nam
potencjał
pa
w
Ale my często nie lubimy i nie chcemy uznawać żadnych ograniczeń.
Kultura konsumpcyjna wmawia
nam też, że wszystko jest w zasięgu
ręki. Wystarczy chcieć.
Są ludzie, którzy nie mogą zaakceptować nawet własnej płci i podejmują
z nią walkę, wykorzystując zdobycze
współczesnej medycyny. A jeszcze
kilkadziesiąt lat temu nie było to
możliwe. Więc co wtedy mieli robić
ci, którzy nie byli w stanie zaakceptować swojej płci? Szukali jakiegoś
sposobu na takie życie, jakie im było
dane, i zapewne próbowali mimo
wszystko realizować swój potencjał.
Wiara ma moc przenoszenia poza
ograniczenia losu, ciała i zdarzeń
do sfery, w której potencjał naszego
życia, duszy realizuje się mimo to.
To wiara we własny los. Jak mówią
chrześcijanie – w boski plan. Jeśli
tylko nie damy się złapać w pułapkę
chciwości lub rozżalenia: „dlaczego
inni mają lepiej?”, „dlaczego właśnie
mnie to spotkało?” itp., wiara pozwoli nam w każdej sytuacji znaleźć
to, co sprzyja rozwojowi potencjału,
duszy.
wo l n o ś ć Według programu rozwoju wewnętrznego Quest wiara jest
kolejną cnotą, którą należy w sobie rozwinąć, by móc
realizować plany i marzenia. Czym jest wiara – potrzebna
nawet ateistom – jak ją w sobie wzmocnić, wyjaśnia współtwórca
Questu Wojciech Eichelberger
Wierzyć to
nie znaczy
bić głową
w mur,
a
czyli dostaję od losu
najlepsze rozdanie
or
Wiara,
nakarmi i nie rozwinie naszej duszy.
Tak więc wierzyć to nie znaczy bić
głową w mur, lecz rozegrać rozdanie,
jakie dał nam los, najlepiej, jak się
da. Nie ulec złudzeniu, że jesteśmy
jego ofiarą. Przyjąć, że spotyka nas
to, co dla nas najwłaściwsze, i starać
się wykorzystać cały dostępny nam
potencjał.
Koło etapów/cnót Questu
wcześniej wydawało nam się nieosiągalne, wiemy, że „skoro ja tak mogłem,
to znaczy, że inni też mogą”. I wiedząc
to, sprawiamy, że inni także zaczynają
wierzyć w siebie. W relacjach z dziećmi możemy dzięki temu odpuścić nadmiar kontroli i pomocy. W ten sposób
pokażemy im wiarę w ich możliwości,
szacunek do nich i zaufanie: „Wiem, że
sobie poradzisz, choć przywykłeś, że
rodzice dbali o twoje bezpieczeństwo
i jedzenie i usuwali ci spod nóg wszelkie przeszkody. Teraz to się kończy, ale
nie dlatego, żeby ci zrobić przykrość
czy ukarać, lecz po to, żebyś zobaczył,
że wierzymy w ciebie, że dasz radę”.
Rodzice, którzy kochają swoje dzieci,
stwarzając taką sytuację, przekazują
im dar wiary, szacunku i miłości.
Co może nam jeszcze przeszkadzać
w budowaniu w sobie cnoty wiary?
Pesymizm będący wynikiem fałszywego przekonania, że świat jest przeciwko nam. Nie ma więc co ryzykować
i zamiast próbować realizować swoje
ważne potrzeby, lepiej szukać bezpieczeństwa i komfortu. I w ten sposób
zaczynamy wszystko, co się dzieje
w naszym życiu, nadmiernie planować
i kontrolować. Grać z życiem bardzo
asekurancko, o małe stawki. Wpadamy w stagnację, letarg i nudę. Nadmiar
bezpieczeństwa,
przewidywalności
i wygody mogą jednak uzależnić jak
narkotyk i nasza zrealizowana wizja
szczęścia stanie się wówczas – nieoczekiwanie – wygodnym więzieniem. Bo
im więcej mamy, tym bardziej boimy
się to stracić. Ci, którzy nie chcą lub
nie potrafią zbudować w sobie wiary,
boją się odważnie żyć. A to wiara jest
matką odwagi. Rodzi przekonanie, że
rozdanie, które trzymamy w ręku, to
najlepsze atuty, jakie mogliśmy dostać
od losu, i że jest w nim ogromny, najwłaściwszy dla nas potencjał. Dopiero
wyposażeni w taką wiarę będziemy
w stanie realizować marzenia i zamiary,
osiągać najważniejsze życiowe cele.
Wojciech Eichelberger
psychoterapeuta, trener
i doradca biznesowy
% | 7/2012
31
kadr na smak
kadr na smak
Od wesela do wesela
Cztery wesela i pogrzeb
Zakochani mają nadzieję, że romantyczna uroczystość ślubna wprowadzi ich
w szczęśliwe, usłane różami wspólne życie. Przeważnie jednak wesela kończą się
mniej romantycznie. Wypite hektolitry wódki, przejedzenie, boląca głowa i kredyt do
spłacenia szybko sprowadzają nowożeńców na ziemię
Tekst: Piotr Bruś-Klepacki
Klasyczne angielskie śniadanie
2 kapelusze dużych pieczarek
2 surowe cienkie białe kiełbaski, opcjonalnie kawałek
pasztetowej (white pudding) lub kaszanki (black pudding)
1 jajko
pomidor
2 cienkie plastry boczku
fasolka w pomidorach (może być z puszki)
patelnia z grubym dnem
patelnia grillowa
rondelek
P
odróżując po obrzeżach polskich miast, można zauważyć wyrastające jak
grzyby po deszczu domy weselne z ofertą kompleksowej obsługi kateringowej oraz noclegowej. Przyklejone do nich restauracje próbują ściągnąć
klientów wymyślnymi daniami ze stekiem ze strusia na czele. Mimo że
wiele z nich ma już zarezerwowane przyszłoroczne terminy, da się zauważyć pewne
zjawisko: odwrót zakochanych od tradycji w jej najbardziej siermiężnym wydaniu.
Młode pary rezygnują z hucznych spędów z podrygującym na parkiecie dalekim kuzynostwem. Klasyczna oferta z rosołem, pieczonym kurczakiem i wódką odchodzi
powoli w zapomnienie. Wraz ze wzrostem świadomości i ewolucją gustów kulinarnych na weselnych stołach pojawiają się potrawy zdrowe i nowoczesne. Imprezy organizuje się w kameralnych, eleganckich restauracjach.
Choć z jednej strony otwieramy się na nowoczesność, z drugiej, paradoksalnie, zazdrościmy innym nacjom ich przywiązania do tradycji. Jak wyglądają ich weselne stoły? Oto
smaczna mieszanka greckiej tradycji, amerykańskiego liberalizmu i aromatu konserwatywnego angielskiego śniadania!
„Cztery wesela i pogrzeb” (1994 r.) to jedna z najlepszych i najpopularniejszych angielskich
komedii. U boku Hugh Granta wystąpiły takie gwiazdy jak Kristin Scott Thomas czy Rowan
Atkinson. Miłość w filmie jest potraktowana z przymrużeniem oka i dużą dozą ironii. Lekko
do uczucia podchodzi zwłaszcza zatwardziały kawaler Charles, dla którego ślub to ostatnia
rzecz na liście „do zrobienia”. Tymczasem właśnie on uświadamia sobie siłę romantycznego
uczucia, choć akurat poślubia nie tę kobietę… Duże znaczenie w filmie ma jedzone przez niego
prawdziwe angielskie śniadanie.
Cupcakes Annie
(10 porcji)
Wolno pieczone gicze jagnięce
2 udźce jagnięce
6 ząbków czosnku
łyżka świeżego rozmarynu
łyżka świeżego tymianku
oliwa z oliwek
1 cebula posiekana w piórka
1 marchewka pokrojona w plasterki
3 pomidory obrane ze skóry i pokrojone w kostkę
150 ml wytrawnego czerwonego wina
1 łyżeczka kuminu
łyżka natki pietruszki
sól i pieprz
Tak zatytułowana filmowa historia trzydziestoletniej Touli Portokalos, prowadzącej wraz
ze swoimi rodzicami tradycyjną grecką restaurację „Tańczący Zorba” w Chicago, powstała
na podstawie autobiograficznego monodramu Nii Vardos. Pewnego dnia zobaczył go Tom
Hanks i zauroczony atmosferą greckiego wesela postanowił nakręcić o nim film.
Perypetie miłosne Touli i jej narzeczonego Iana Millera to z początku romantyczna historia zakochanych mimo barier kulturowych Greczynki i Amerykanina. Najciekawsze nieporozumienia zdarzają się na płaszczyźnie kulinarnej. Wesele to konfrontacja zajadającej
się codziennie jagnięcą musaką rodziny Touli z wegetariańską rodziną Iana. Zwycięża na
szczęście miłość, a nie kuchnia.
32
% | 7/2012
Ciasto:
1,5 szklanki mąki
1 łyżeczka soli
½ łyżeczki proszku do pieczenia
110 g masła
1 szklanka cukru
2 jajka
110 ml mleka
foremki do cupcakes
rękaw cukierniczy
Fot.: Shutterstock.com; materiały promocyjne
Moje wielkie greckie wesele
Najpierw robimy marynatę do mięsa. W misce mieszamy
rozmaryn i dwa posiekane ząbki czosnku. Udźce solimy
i pieprzymy, a następnie nacieramy marynatą. Odstawiamy
do lodówki na 24 godz. Pomidory, marchewkę, kumin i pozostały czosnek wkładamy na dno do naczynia żaroodpornego i dodajemy wino. Na dużej patelni podgrzewamy oliwę
i obsmażamy udźce z każdej strony, po czym przekładamy
je do naczynia żaroodpornego. Udźce pieczemy około
3 godz. w temperaturze 130°C, co jakiś czas polewając mięso
sosem z dna naczynia. Gdy będą miękkie, wyjmujemy je
i przekładamy do innego naczynia. Sos pozostały w naczyniu przelewamy do rondelka, dodajemy natkę i miksujemy
na gładką masę. Udźce najlepiej podawać z ciecierzycą
i sosem pieczeniowym.
Do rondelka wkładamy fasolkę i podgrzewamy. Obydwie
patelnie stawiamy na ogniu. Na płaską patelnię nalewamy
odrobinę oleju, a gdy się rozgrzeje, kładziemy plastry
boczku, obok wbijamy jajko. Na patelnię grillową kładziemy kiełbaski/pasztetową/kaszankę. Gdy się zrumienią,
dokładamy kapelusze pieczarek i pomidora przekrojonego
na pół. Wszystkie składniki wykładamy na talerz. Do tak
przygotowanego śniadania najlepiej podać tosty i herbatę.
Masło z cukrem miksujemy, aż się połączą. Następnie dodajemy jajka.
W osobnym naczyniu mieszamy mąkę z solą, proszkiem do pieczenia i mlekiem. Po czym, cały czas miksując, dodajemy tę mieszankę do ucieranej
masy z masła, cukru i jajek. Foremki do ciastek smarujemy masłem, obsypujemy mąką i napełniamy ciastem do połowy wysokości. Cupcakes pieczemy
około 20 minut w temperaturze 180°C.
Lukier:
150 g masła w temperaturze pokojowej
500 g cukru pudru
5 łyżek mleka
Masło ucieramy z cukrem pudrem. Następnie dodajemy mleko. Jeśli masa jest
zbyt gęsta, dolewamy więcej mleka. Lukier nakładamy do rękawa cukierniczego i dekorujemy cupcakes. To baza do każdego rodzaju cupcakes. Dodając
naturalne barwniki, możemy uzyskać kolorowy lukier – ograniczeniem może
być tylko nasza wyobraźnia!
Druhny
„Druhny” to film, który z założenia powinien się nie udać. Bo jak stworzyć
damską wersję „kumpelskiej”, nieco szowinistycznej komedii typu „Kac
Vegas”? (Za reżyserię odpowiada ten sam człowiek – Judd Apatow). A jednak… Jest to historia grupy przyjaciółek, które przygotowują się do ślubu
jednej z nich. Spotykają się, jedzą i planują w najdrobniejszych szczegółach
wspólny wypad na wieczór panieński do Las Vegas. W tym czasie zdążą
poradzić sobie z mięsem na szpadach w brazylijskiej restauracji, całą stertą
ciast oraz małymi słodkimi arcydziełami w formie cupcake, których pieczenie jest pasją głównej bohaterki filmu.
% | 7/2012
33
klub gentlemana
klub gentlemana
Pod prąd
W
edług powszechnego wyobrażenia
samochód prezesa
czy biznesmena to
duża, najczęściej niemiecka limuzyna. Na szczęście stereotypy można
łamać, stąd nasze alternatywne propozycje dla tych, którzy lubią sami
prowadzić, a także dla tych, którzy
wolą mieć szofera.
Byt określa świadomość – można pomyśleć, patrząc na polskie drogi i zachowania
kierowców uzależnione od tego, w czym siedzą. Jak się w tym odnaleźć i czym się
poruszać, niekoniecznie pod prąd, jeśli to świadomość ma określać nasz byt?
Skośnookie pociski
Youngtimer taki jak Lancia Delta
Integrale to świetny sposób,
by z klasą demonstrować swój
gust (więcej klasyków w ramce
na sąsiedniej stronie)
Z czego oni wysiadają?
Fot.: Shutterstock.com; materiały promocyjne
Tekst: Rafał Rezler
Subaru Impreza STI i Mitsubishi Lancer Evolution to japońskie propozycje
dla tych, którzy czerpią frajdę z każdego kilometra za kierownicą samochodu i z niecierpliwością wyczekują
kolejnego zakrętu. Te auta mogą wyglądać jak zwyczajne kompaktowe
sedany, a pod maską mieć nawet
300 KM (Impreza) lub 350 KM (Lancer). Seryjny napęd na cztery koła zapewnia znakomitą trakcję i mnóstwo
zabawy w zakrętach. W razie potrzeby
na tylnej kanapie spokojnie zmieszczą
się dwa foteliki, a do kufra wejdzie
sporo bagażu – słowem, rodzinny sedan z osiągami samochodów Porsche.
Nie polecamy tym, którzy mają wrażliwe kręgosłupy – zawieszenia mają
niewiele litości.
Biuro na kołach
To oczywiście idealne rozwiązanie dla
tych, którzy dużo czasu spędzają w podróży i wolą być wtedy wożeni. W przestronnym vanie pojadą nawet cztery
osoby, każda na osobnym fotelu. Do
dyspozycji są rozkładane stoliki i wiele
innych udogodnień pozwalających zamienić podróż w naradę z pracownikami lub partnerami biznesowymi. Taki
samochód można znaleźć w salonach
Mercedes-Benz (Viano) lub, w nieco
bardziej budżetowej wersji, w punktach
Volkswagena (Multivan).
Ojciec chrzestny
Włosi sprzedają już piątą generację
Maserati Quattroporte – luksusowej
limuzyny, wyczynowego sportowca,
który swoje muskuły skrywa pod najlepszym garniturem. Może ustępować
konkurentom mocą czy komfortem,
ale ma coś, czego na próżno szukać
w BMW, Audi czy Mercedesie – włoski
styl i charakter wyrażający pogardę dla
lansu i zachęcający do smakowania la
dolce vita. Maserati, podobnie jak Alfę
Romeo, można pokochać albo znienawidzić, ale jedno jest pewne – nie
sposób przejść obok niego obojętnie.
Dźwięk silnika V8 sprawi, że zapragniesz spotykać na swojej drodze jak
najwięcej tuneli. Jeśli nie pokochasz
Quattroporte, to może przypadną ci
do gustu Brytyjczycy – Aston Martin
Rapide lub Bentley w wersji Mulsanne
albo Continental Flying Spur.
Gentleman w bojówkach
Moda na SUV-y sprawiła, że klasyczne,
prawdziwe, surowe terenówki stały się,
nomen omen, wysublimowaną alternatywą dla bulwarowych 4×4. Terenowy twardziel nigdy nie będzie tak
komfortowy jak luksusowy SUV, ale
idealnie nadaje się dla kogoś, kto nad
wizerunek przedkłada szczerą użyteczność. Te samochody nie udają terenowych, one nimi są. Nie udają także
sportowych, bo nimi nie są. Brud i błoto dodają im uroku i charakteru, nawet
jeśli parkują akurat przed operą. Wjadą niemal wszędzie, pociągną każdą
przyczepę,
więc z pewnością
A może klasyk?
Oldtimer to świetny sposób, by z klasą demonstrować swój gust, jednak
50-letni wóz nie zawsze nadaje się do jazdy na co dzień. Rozwiązaniem
będzie nieco młodszy youngtimer. Oczywiście, by móc polegać na swoim
przyjacielu sprzed lat, trzeba będzie go wcześniej gruntownie wyremontować, ale… czego nie robi się dla przyjaciół. Do podróży w czasie i przestrzeni świetnie nadadzą się:
• Saab 900
• Mercedes SL (R107, R129)
• Citroën CX
• Volvo 780
• Audi Quattro
• Porsche 968
• BMW 8 (E31)
• BMW 6 (E24)
• Range Rover
• Lancia Delta Integrale
Mercedes SL
Dla wielu Polaków
samochód spełnia nie tylko funkcję
komunikacyjną, lecz także reprezentacyjną,
przy czym czasami można odnieść
wrażenie, że ta druga bywa ważniejsza
nadążą za aktywnym trybem życia
swojego właściciela. Szukaj ich w salonach Jeepa (Wrangler), Land Rovera
(Defender) i Mercedesa (Klasa G).
Kompakt na gorąco
To alternatywa dla tych, którzy na co
dzień wolą być wożeni limuzyną, ale
od czasu do czasu lubią poczuć frajdę
z prowadzenia, oraz dla tych, którzy
lubią emocje za kółkiem, ale niekoniecznie chcą się afiszować drogim
wozem. Zwinny i niewielki sprawdzi się również w mieście. Może być
przy tym dyskretny, jak Alfa Giulietta
czy VW Golf R, lub bardziej rozpoznawalny, jak Citroën DS3, MINI
Cooper S czy Renault Megane RS. Na
zwolenników tylnego napędu czeka
340-konne BMW M1.
Sprawdziliśmy, w jakich samochodach można przy odrobinie szczęścia zobaczyć znanych tego świata.
Piłkarzy z założenia pomijamy, ponieważ wielu z nich ma więcej samochodów, niż tydzień ma dni.
bill gates
(porsche)
Brytyjski producent
telewizyjny i łowca
talentów wybrał dla
siebie techniczny majstersztyk, do niedawna
najszybszy seryjny
samochód świata
– Bugatti Veyron.
Założyciel Microsoftu może sobie pozwolić na
jazdę czymś tak unikatowym jak Porsche 959,
wyprodukowane w liczbie zaledwie 345 sztuk.
34
% | 7/2012
Szef Apple’a poruszał się srebrnym Mercedesem SL 55 AMG,
którym w majestacie prawa jeździł
bez tablic rejestracyjnych. Luka
w prawie stanowym Kalifornii
daje właścicielowi aż pół roku na
zarejestrowanie nowego auta,
więc Jobs co pół roku kupował
nowy egzemplarz.
Simon cowell
(bugatti)
Barack Obama
(chrysler)
Po objęciu urzędu Obama musiał
rozstać się ze swoim ulubionym
Blackberry, a także z Chryslerem
300C. Przesiadki chyba jednak
nie żałuje – w końcu wożą go
opancerzonym Cadillakiem.
steve Jobs
(mercedes)
Ralph Lauren
(porsche)
Człowiek, który zna się na
modzie jak mało kto na
świecie, także w przypadku
samochodów wykazuje
świetny gust. W jego kolekcji są warte fortunę klasyki,
takie jak Ferrari 250 GTO,
Porsche 550 Spyder czy
Bugatti Type 57 SC Atlantic.
Jay Leno
(general motors)
Kolekcja amerykańskiego
komika liczy sobie około
100 pojazdów. Leno nie
stroni jednak od nowych
technologii i na co dzień
porusza się stworzonym
we współpracy z GM prototypem EcoJet.
% | 7/2012
35
OSTATNIE SŁOWO
I want
to believe
Pisarz, autor m.in.
„Zrób mi jakąś krzywdę”,
„Zmorojewa” i „Świątyni”.
Publicysta „Wprost”,
„Elle”, „Exklusiva”
i „Machiny”. Wbrew temu
co mówią, miły i młody
człowiek
M
am podejrzenie, że żyjemy w świecie, który jest w stanie zagwarantować nam spełnienie większości naszych potrzeb. Podkreślam – potrzeb, nie fantazji, ponieważ
pragnienie posiadania stajni bentleyów, haremu modelek i jachtu zacumowanego na
Lazurowym Wybrzeżu nie jest potrzebą, a jedynie fantazją. Jemy zróżnicowane i wysokokaloryczne posiłki, mamy powszechny dostęp do kultury i informacji, ciepłych
kalesonów, dobrej opieki medycznej. Jak słusznie zauważył na swojej ostatniej płycie
polski raper Wini, żyjemy w najlepszym z możliwych czasów – inkarnować się choćby zaledwie 200 lat temu, kiedy tak fundamentalne dla normalnego funkcjonowania
sprawy jak bieżąca ciepła woda i znieczulenie dentystyczne były, delikatnie mówiąc,
w powijakach, nie byłoby zbyt wesoło.
Właśnie – inkarnować. Użyłem tego słowa nie bez powodu. Nam, sytym, okazjonalnie tylko wściekłym, owszem, siedzącym okrakiem na bombach kredytowych, ale mogącym prowadzić codzienne, ciepłe życie członków cywilizacji Zachodu, współczesność gwarantuje
prawie wszystko, poza wiarą z prawdziwego zdarzenia. To stwierdzenie nie jest oczywiście
niczym nowym, co więcej, nie chcę, aby prowadziło do dywagacji o odwrotach wiernych od
Kościoła i cywilizacji śmierci. Chodzi raczej o to, że świat przeciętnego mieszkańca Europy
jest wyzbyty metafizyki, a chybotliwość jego fundamentów staje się na tyle odczuwalna,
że człowiek mógłby uwierzyć we wszystko, co pozwoli mu choć na chwilę ukoić lęki związane zarówno z życiem doczesnym, jak i tym ewentualnym, przyszłym.
Żywimy nadzieję, że świat
ma w sobie jeszcze jakąś
tajemnicę, jakieś sacrum
i chcemy w to sacrum uwierzyć, podskórnie
czując, że wycieczki do Carrefoura, oferty
last minute i nowe odcinki „House’a” nas
do niego nie zbliżą
36
% | 7/2012
Prawdziwa wiara oznacza niezachwianą pewność,
niewymagającą konkretnych, logicznych dowodów
na istnienie tego, w co wierzymy. Chrześcijanie mówią o łasce wiary, większość z nas jednak owej wiary
autentycznie nie odczuwa, pragnąc jej zarazem tak
usilnie, jak skacowany łaknie paracetamolu i zimnej butelki piwka. Swoją drogą Fox Mulder, bohater
odświeżanego właśnie przeze mnie znakomitego serialu „Z Archiwum X”, jawi mi się ze swoim hasłem
„I want to believe” jako wspaniały spersonifikowany symbol postmilenijnych gorączek. Rozogniony
w swoich poszukiwaniach, traktujący mainstreamowe rytuały religijne jako pusty i czerstwy obowiązek
zachodni everyman rzuci się we wszystko – spiskowe
teorie, wizerunki Jezusa na tostach, miejskie legendy
o nawiedzonych domach, buddyzm Diamentowej
Drogi itd. – aby tylko wypełnić w sobie to swędzące
puste miejsce. Wiele z dróg tych poszukiwań ociera
się o wesołą ludyczność, vide: transmisja z kanału
Ezo TV, wróżbici oferujący tarota lub wróżby z ryb
czy artykuły w „Fakcie” o porwaniach macior przez
latające spodki. Takie poszukiwania są również domeną osób, dla których pismo „Fakt” nie stanowi wysokokalorycznej, umysłowej strawy. Wielu młodych,
oczytanych ludzi przechodzi na islam, nawet nie dlatego, że objawia im się niewidoczny Allach we własnej
osobie, ale dlatego, że dogmatyczna surowizna tej religii porządkuje życie na każdym poziomie, od sposobu jedzenia kanapki po najbardziej zawiłe meandry
duchowości. Zastępy wielkomiejskich „wykształciuchów” chodzą na jogę, na której między jednym
a drugim łamaniem kręgosłupa odkarmione soczewicą, krótko ostrzyżone dziewoje z pełną powagą na
licu opowiadają o kosmicznej energii i wydłużających
się kościach. Bardzo racjonalni na co dzień ludzie,
których znam osobiście, potrafią całkiem serio perorować o egzorcyzmach i objawieniach duchów. Szymon Hołownia, sprzedający wiarę katolicką w wersji
ultra light, z lukrem i wazeliną gratis, jest jednym
z najpoczytniejszych autorów w Polsce.
Reasumując – żywimy nadzieję, że świat ma w sobie
jeszcze jakąś tajemnicę, jakieś sacrum i chcemy w to
sacrum uwierzyć, podskórnie czując, że wycieczki
do Carrefoura, oferty last minute i nowe odcinki
„House’a” nas do niego nie zbliżą. Próbujący zaś
zalać tę wyrwę handlarze watą czają się na każdym
kroku i sprzedają nam metafizyczne oparcie tak
samo, jak żebrzący na ulicach sprzedają nam dobre
samopoczucie i przekonanie o własnej dobroci. Że ta
tajemnica gdzieś istnieje, zapewne gdzie indziej, niż
rzeczeni handlarze próbują nam wmówić – przyznaję, jak Fox Mulder bardzo chciałbym wierzyć. Ale to
już temat na zupełnie inny felieton. Fot.: Zbigniew Szarzyński/Novimedia
Jakub Żulczyk
Ostatni etap ekskluzywnych apartamentów
przy Polu Mokotowskim
Biuro Sprzedaży Eko-Park Chodkiewicza 11, 02-525 Warszawa
www.ekopark.pl
Tel:
22 513 01 00
Więcej znajdziesz na www.porsche.pl
Parametry można zmierzyć w tunelu aerodynamicznym.
Emocje poczujesz tylko na drodze.
Nowe Porsche 911 Carrera S Cabriolet.
Porsche Centrum Warszawa
Porsche Centrum Sopot
Porsche Centrum Katowice
Porsche Centrum Poznań
ul. Połczyńska 111
01-303 Warszawa
tel.: (22) 532 41 10
tel. kom.: 604 911 565
e-mail: [email protected]
www.warszawa.porsche.pl
al. Niepodległości 956
81-861 Sopot
tel.: (58) 550 91 10
tel. kom.: 602 312 777
e-mail: [email protected]
www.sopot.porsche.pl
ul. Kochłowicka 103
40-818 Katowice
tel.: (32) 39 911 00
tel. kom.: 607 997 530
e-mail: [email protected]
www.katowice.porsche.pl
ul. Warszawska 67
61-028 Poznań
tel.: (61) 84 911 22-23
tel. kom.: 604 911 383
e-mail: [email protected]
www.poznan.porsche.pl
Spalanie: cykl miejski 12,4 l/100 km, cykl pozamiejski 6,9 l/100 km, cykl mieszany 8,9 l/100 km. Emisja CO2: 210 g/km.