Maciej Stasiowski Fotofonia. Interaktywne i
Transkrypt
Maciej Stasiowski Fotofonia. Interaktywne i
Maciej Stasiowski Fotofonia. Interaktywne i pełnometrażowe teledyski Reinterpretacja Sound and Vision Davida Bowiego zrealizowana przez Becka i Chrisa Milka wywołuje zawrót głowy. Sfilmowana specjalną kamerą, zabiera siedzącego przed monitorem widza w 10-minutową podróż dookoła sali koncertowej. Ruchami myszki można zmieniać jej pozycję, przepuszczać obraz przez anamorficzne soczewki, przeskakiwać zza pleców muzyka do zgromadzonej wokół sceny orkiestry, chóru, baterii gitar i laptopów. Nigdy nie obejrzymy dwukrotnie tego samego teledysku. Każda powtórka odsłoni coś nowego. Chris Milk należy do czołowych twórców interaktywnych wideoklipów, w których możemy wybierać własną aranżację kompozycji i zakończenie klipu bądź poruszać obiektami znajdującymi się na ekranie. Stworzone przez niego teledyski i multimedialne projekty świadczą o tym, jaką drogę przeszliśmy od czasów, gdy oprawa wizualna narzucana była przez stacje muzyczne i wytwórnie płytowe. Współczesny pluralizm platform medialnych pozwala wybrać jakość, źródło oraz ścieżkę narracji dla ilustracji utworu muzycznego. Powodzenie serwisów takich jak YouTube i Vimeo zmusiło wytwórnie i artystów do obrania alternatywnej metody rozpowszechniania towarzyszących muzyce form wizualnych. Wraz z eleganckimi edycjami limitowanymi albumów w ręce słuchaczy trafia box set uzupełniony o książkę ze zdjęciami, kartki z autografami, a nawet pełnometrażowy film. Dokumenty z sesji nagraniowych już nieco spowszedniały. Obecnie album traktowany jest jako multiplatformowy projekt realizowany we współpracy z artystami sztuk wizualnych. Materiał wideo, jaki wchodzi w skład pakietu, to nie do końca teledysk; nie całkiem też filmem fabularnym. To hybrydyczny twór zakorzeniony w tradycji klipu, choć zarazem dryfujący ku eksperymentalnym technikom, cyfrowym aplikacjom i próbom zanurzenia słuchacza w wykreowanym przez artystów środowisku audiowizualnym. Tele-dysk? Manewrując wirtualną kamerą umieszczoną na wózku, zmienia się nie tylko perspektywę, ale i odległość od źródeł dźwięku. W eksperymencie Milka i Becka użytkownikowi zapewniona została wirtualna swoboda ruchów, jakiej nie doświadczy publiczność zgromadzona w auli. „Pływa” on po pomieszczeniu, zatapiając się w gęstej sonicznej substancji, przy czym wzrok zajęty jest w niemniejszym stopniu niż słuch. Dotychczas, podczas odtwarzania płyt, słuchacz mógł studiować informacje znajdujące się we wkładce do płyty, lekturę tekstów piosenek, poznanie biografii kompozytora czy wykonawcy. Dzięki ingerencji sztuk plastycznych w projekt okładki wydawnictwa coraz bardziej angażowały odbiorcę i pobudzały jego wyobraźnię. Nieraz płyta długogrająca nie wystarczała by zakomunikować fabułę. Stąd filmy takie jak: A Hard Day’s Night (1964, R. Lester), Żółta łódź podwodna (1968, G. Dunning), a nieco później Quadrophenia (1979, F. Roddam) i Ściana (1982, A. Parker). W krótkich formach przeważały sfilmowane występy. Jednak grający w studiu zespół trudno pomylić z kinem przygodowym. Konwencję przełamał dopiero klip promocyjny do Strawberry Fields Forever (1967) The Beatles, zrealizowany w psychodelicznej kolorystyce i ukazujący członków zespołu biegających wokół „wyrastających” z drzewa organów. Zabawa wizerunkiem artysty, szczątkowa fabuła oraz stosowanie wizualnych tricków wytyczyły ścieżkę rozwoju współczesnych wideoklipów. Właściwy rozwój medium nastąpił wraz z pojawieniem się warunków do masowej realizacji klipów oraz platformy dystrybucyjnej w postaci MTV. Wyświetlane w niej teledyski są w pierwszej kolejności narzędziem promocji muzyki: ilustrują singiel i zapowiadają nowy longplay. Krótka historia długich form Pełnometrażowe (bądź też mające długość płyty długogrającej) teledyski pojawiły się wraz z rozwojem wideo. Nie była to jednak forma hybrydowa, którą reprezentują dzisiejsze produkcje w rodzaju Linear (2009, A. Corbijn) lub Further (2010, A. Smith i M. Lyal). Bliżej im bądź do tradycyjnych, ubarwionych ujęciami grającego zespołu filmów (White City: The Music Movie [1985, R. Lowenstein]), bądź do powiązanych w fabularną całość klipów (Infected [1987, T. Pope, P. Christopherson, M. Romanek, A. McIlwain]. Ściana oraz Tommy (1975, K. Russell) to klasyczne już przykłady projektów filmowych, które powstały na długo po ukazaniu się albumów i próbowały niejako przedłużyć okres ich sławy. Tommy w tamtym czasie grany był już od lat na koncertach The Who i wystawiany w operze. Ściana, zrealizowana dwa lata po wydaniu albumu Pink Floydów, także przeszła szereg zmian z uwagi na ewolucję konceptu Rogera Watersa, pracującego wówczas nad The Final Cut. Format telewizyjny nie wymagał dużego nakładu finansowego, a telewizje muzyczne oswoiły publiczność z formą semifabularyzowanych produkcji, takich jak Infected (1987, T. Pope, P. Christopherson, M. Romanek, A. McIlwain) The The i White City (1985, R. Lowenstein ) Pete’a Townshenda. Drugi z nich powstał w oparciu o scenariusz Townshenda. Film opowiadał o konfliktach rodzących się w przestrzeni powojennego osiedla mieszkaniowego, tytułowego „białego miasta”. Fabuła ma społeczno-polityczny wymiar, który choć zawarty jest w zaangażowanych tekstach (White City Fighting), w pełni zrozumiany może być dopiero w zestawieniu z wizerunkiem osiedla. Z kolei w Infected Matt Johnson zabiera nas w podróż dookoła świata, odsłaniając zaułki Ameryki i przedstawiając produkcję pożądania jako chorobę kapitalizmu. W Boliwii (utwór tytułowy) przypięty pasami do krzesła elektrycznego Johnson wyraża swoją globalistyczną frustrację, śpiewając o AIDS, biedzie, hipokryzji i nadciagającej zimnowojennej zagładzie. W Ameryce błąka się po ulicach, wyśpiewując tekst piosenki Out of the Blue (Into the Fire). Przestrzeń wykonania nie została oddzielona od przestrzeni, w której rozgrywa się fabuła. W ilustracjach do innych kompozycji sceneria staje się już abstrakcyjna, metaforyczna (jak zestawienie tekstu Slow Train to Dawn, traktującego o pożądaniu, ze stylizowanymi na czarny realizm ujęciami rozpędzonej lokomotywy, torów kolejowych i przywiązanej do nich „damy w opałach”). W odróżnieniu od White City: The Music Movie, z audiowizualnego projektu Johnsona wykrojono teledyski do promocji albumu w telewizji, jednak w całości Infected wciąż pokazywany był na objazdowym tournée zespołu The The. W kolejnych latach, wraz z rozwojem DVD, czyli medium, które mogło pomieścić filmy przy zachowaniu wysokiej jakości obrazu, muzycy coraz częściej przejmowali kontrolę nad oprawą wizualną albumów, zapraszając do współpracy zaprzyjaźnionych artystów. Przykładem Karl Hyde i Rick Smith z formacji Underworld, którzy od początku współpracowali z kolektywem Tomato (reklamy, teledyski, animacje i typografia do filmów). W czasach obowiązkowego już niemal dodatku pod postacią płyty DVD Underworld zrealizował wraz z reżyserami z grupy serię teledysków do płyty Barking (2010). Każda z kompozycji została zilustrowana w odmienny sposób: historią błąkającego się po mieście futrzaka (Diamond Jigsaw), poklatkowych zdjęć rozkładających się kwiatów (Bird 1) bądź pokazem tańca współczesnego na pionowo przedzielonym ekranie (Moon in Water). Jednak pełnometrażowe teledyski nie zawsze muszą sprowadzać się do kompilacji specjalnie przygotowanych na tę okazję wideoklipów. Zmiana warunków dystrybucji i recepcji Film – kinowy bądź telewizyjny – w latach 70. i 80. stanowił dla dłuższych teledysków naczelną opcję dystrybucyjną. Wraz z wprowadzeniem w 1981 roku płyty kompaktowej zwiększyła się pojemność nośnika (74 minuty), pojawiła się też możliwość kodowania na jednej płycie zarówno dźwięku, jak i obrazu. Naddatek miejsca można było przeznaczyć na tzw. enhanced portion (wzbogaconą zawartość) płyty. Przeglądana na komputerze zawierała ona zazwyczaj zakodowany w formacie QuickTime (mov) klip. W ten sposób dystrybuowano np. The Soul Cages (1991) Stinga i Gettin’ High on Your Own Supply (1999) Apollo Four Forty. Nieco dalej poszli Laurie Anderson z The Puppet Motel (1994) i Peter Gabriel z Eve (1997) i Xplora1 (1993), w miejsce teledysków zamieszczając gry na „interaktywnym” CDROM-ie. W XXI wieku pojawił się nieprzewidziany stymulant – cyfrowe piractwo i praktyka internetowego rozprowadzania albumów muzycznych. Utwory nie wiążą się już z sobą w postaci żłobień na powierzchni czarnej płyty gramofonowej bądź spodzie srebrnego krążka; uległy ponownej dematerializacji. Wytwórnie z przerażeniem patrzyły na ten proces odbierający im klientów oraz zmuszający artystów do inkasowania większych kwot z występów na żywo niż ze sprzedaży płyt. Jedynym ratunkiem było ponowne „zabutelkowanie” efemerycznego produktu, którego realizacja (sesje nagraniowe, miks, mastering) nie była przecież darmowa. W tym czasie serwisy takie jak iTunes (uruchomiony w 2001 roku) i YouTube (od 2005) stworzyły nowe platformy dystrybucyjne dla muzyki i wideoklipów. Nie jest prawdą, 2że to Internet zabił muzyczną telewizję. Rozpad nastąpił wcześniej, w czasach gdy wytwórnie zażądały od MTV opłaty za pokazywanie teledysków, a strategia marketingowa lat 90., zakładająca kosztowną trasę koncertową i wydanie szeregu singli zilustrowanych klipami, przynosiła więcej strat niż zysków. Muzyczne telewizje, idąc za przykładem MTV, poświęcały mniej czasu na prezentowanie nowych singli, w zamian grając stare szlagiery. Wolały inwestować w programy młodzieżowe własnej produkcji (por. David Byrne, How Music Works, s. 268) niż komercyjnie wątpliwe single. Wraz ze zmianą cyklu wydawniczego albumów oraz funkcjonowania wielu zespołów w szaleńczym rytmie trasa-album-trasa przedsięwzięcia tak ambitne jak Infected zamieniły się w – rozplanowane na kilkanaście miesięcy – multiplatformowe projekty. Teledysk nie został całkowicie porzucony. Forma ta pasowała przecież do nowego kanału dystrybucji, a biegli w konwencjach MTV użytkownicy nie czuli się zagubieni w kontakcie z wideoklipami w Internecie, potrafili też sprawnie odczytywać przez nie historię kina. Nowe kino w latach 90. i w XXI wieku było tworzone już przez reżyserów mających za sobą doświadczenie w realizacji teledysków. W tę stronę wyewoluowała filmowa dramaturgia, coraz częściej wykorzystująca skrótowe, a tym samym bardziej dynamiczne formy narracji. Wielu z tych twórców związanych było z produkującą teledyski i reklamy – założoną w 1983 roku przez Steve’a Golina i Sigurjóna Sighvatssona – Propaganda Films. Pod jej egidą powstały kultowe teledyski Davida Finchera, Spike’a Jonze’a, Michela Gondry’ego, Marka Romanka, Samuela Bayera i wielu innych. (Artykuł na temat ewolucji formy teledysku w latach 80. i 90. oraz roli Propaganda Films w tym procesie można znaleźć na stronie internetowej magazynu „EKRANy”). Również reżyserzy realizujący teledyski spoza Propaganda Films poszerzali słownik filmowy za sprawą coraz bardziej złożonych wideoklipów. O ich jakości świadczyła pomysłowość twórców takich jak Chris Cunningham, którego futurystyczne produkcje (All Is Full of Love Björk, Come to Daddy Aphexa Twina, Frozen Madonny) bliższe były tradycji filmów awangardowych, choć realizowanych za pomocą technologii znanej z wysokobudżetowych produkcji. W pierwszym z nich oglądamy akt seksualny z udziałem dwóch składanych na stole montażowym androidów. W klipie, przypominająca mleko emulsja obmywa części ich korpusów. W procesie obróbki ubytkowej substancja ta służy do obniżania temperatury i wypłukiwania odpadów. Promocja w przemyśle fonograficznym także spełnia zarazem kilka funkcji. Artystyczny walor teledysku doceniany jest jednak dopiero po spełnieniu wymogu lapidarności – dostosowania formy do kanału dystrybucji. Mając do dyspozycji płytę DVD albo miejsce na serwerze, nie mogło nie dojść do kolejnej transformacji medium. Współczesny wybór: serwisy internetowe czy HD? W swojej książce How Music Works David Byrne pyta, w jakich miejscach słucha się dziś muzyki. Przenieśmy to pytanie na grunt teledysków: gdzie je obecnie oglądamy? Czy są przeznaczone do indywidualnej konsumpcji i czy czasy wspólnego odtwarzania świeżo zakupionych płyt winylowych w gronie przyjaciół bezpowrotnie odeszły? Artyści tacy jak Chris Milk i Anton Corbijn najprawdopodobniej udzieliliby odpowiedzi twierdzącej. Idąc tym tropem, Corbijn podczas realizacji Linear nie miał na celu stworzenia filmu fabularnego czy też klipu, ale sekwencję ruchomych obrazów – tło dla muzyki z albumu No Line on the Horizon (2009) grupy U2. Według niego, modelowy nabywca płyty iPoda nosi w kieszeni, zaś film ogląda na podręcznym wyświetlaczu. W kontrze do poprzedniej ery pojawiło się zjawisko „zdigitalizowanego” ascetyzmu, wymierzone niejako w megalomanię Warner Bros., Sony i innych wytwórni odpowiedzialnych za wielomilionowe budżety teledysków (Scream Michaela i Janet Jacksonów w reżyserii Marka Romanka kosztował 7 milionów dolarów). Reakcję obronną stanowi estetyka lo-fi Vincenta Moona, chociaż podobny zachwyt nad „chałupnictwem” występuje już u Gondry’ego i Jonze’a. Czasy niskich transmisji i niespotykanego streamingu już minęły. Obecnie całe festiwale ogląda się z domu, na żywo i w HD. Czynnikiem pozwalającym wybrać między zanurzeniem się w obraz o wysokiej rozdzielczości a zabawą z teledyskiem jest nasza aktywność. I. Inercja Z jednej strony mamy więc high quality i oglądanie/słuchanie albumów w domowym zaciszu, z drugiej – natychmiastowy dostęp do kanałów typu YouTube (również w wysokiej rozdzielczości, jednak niedorównującej jakości DVD). Albumy kupuje się też przez iTunes pod postacią plików cyfrowych uzupełnionych o zapisaną w PDF-ie okładkę albumu lub w formie zadbanego, fizycznego artefaktu, w limitowanej edycji oferującej dodatkowo inne akcesoria uatrakcyjniające wydawnictwo. Ostatni album studyjny U2 ukazał się w postaci plików do ściągnięcia ze strony zespołu, standardowej i nieco rozbudowanej edycji na CD i płycie winylowej, jak również box setu zawierającego na osobnym DVD wspomniany film Corbijna. Bono śpiewa na nim, że czas nie jest linearny. Przeczy temu wydawnictwo, ponieważ to właśnie linearyzm zapewnia albumowi sekwencyjną dramaturgię, dynamikę oraz ciągłość rytmicznomelodyczną. Linear, zamiast utworem tytułowym (jak No Line…) rozpoczyna się ujęciem Placu Gwiazdy nocą i nagraniami ptasich pieśni, jakie trafiły na Unknown Caller. A zatem to, co usłyszymy, nie będzie tym, co zobaczymy. Mimo planów Corbijn nie uniknął formy klasycznego teledysku, interesująco bawiąc się odmiennymi „sceneriami” – przestrzeni występu i fabularyzowanej historii. W filmie pojawiają się jedynie dwa stricte klipowe kawałki: Magnificent, w którym bohater ogląda w telewizji występ zespołu (akcja przenosi się ze studia, gdzie gra U2, do lokalu, w którym siedzi bohater), oraz Get On Your Boots, przypominający ilustrację autorstwa Stéphane’a Sednaoui do Discothèque. Jak twierdzi Corbijn, Linear nie jest „czystym” teledyskiem, ale „nowym sposobem na słuchanie albumu”. Obraz nie stara się „reagować” na przejścia w utworze, ignoruje jego wersyfikację. Mimo to eksperyment Corbijna działa. To ruchoma tapeta, na której zaznaczają się dźwięki z albumu. Linear był zwartą całością. PJ Harvey podążyła z kolei za przykładem Matta Johnsona, wykorzystując film do zaostrzenia politycznego przesłania albumu Let England Shake (2011). Propozycją artystki było przygotowanie raz na jakiś czas nowego wideoklipu do kolejnych kompozycji z albumu. Wystawa prac fotograficznych A Darkness Visible: Afghanistan, autorstwa Seamusa Murphy’ego, zwróciła uwagę Harvey i skłoniła ją do zatrudnienia artysty w funkcji reżysera filmików. Miał on także wpływ na inscenizację protest songów, rozpoczynając każdy z klipów recytacją tekstu przez „zwykłego obywatela” – od mechanika samochodowego, przez starszego mężczyznę, po Pakistańczyka w kawiarni. The Last Living Rose i The Words That Maketh Murder otwierają obrazy z prób PJ Harvey i zespołu. Pojawiają się także fotografie Murphy’ego, ukazujące obok angielskich pejzaży – bezdroża Afganistanu, a także fragmenty wojennych gier wideo. Bitmapowy skrawek nieba z jednej z nich wypełnia ekran. Rozpikselizowane krajobrazy przestały nam już przeszkadzać. II. Interakcja Nie zapomniano też o odbiorcach, którzy wolą pozostać w sieci. Barokową forpocztą interaktywnych wideoklipów jest dzieło Milka i Becka, jednak kilka ostatnich lat należało do artystów eksplorujących możliwości nowego medium bardziej zachowawczo. Mianem „interaktywnych” można więc określić propozycje Iggy’ego Popa (King of the Dogs), Arcade Fire (We Used to Wait i Mountains Beyond Mountains), Red Hot Chili Peppers (Look Around). W każdej z nich dopuszcza się pewną dozę interaktywności, rozumianej jako zabawa z elementami składowymi teledysku. King of the Dogs daje użytkownikowi możliwość wyboru jednej z trzech postaci, z perspektywy której będziemy oglądać wideoklip. W trakcie Mountains Beyond Mountains kamera w monitorze sczytuje nasze ruchy, tak by widniejąca na ekranie postać mogła nas „przedrzeźniać”. W Look Around impreza toczy się w czterech rozłożonych wokół osi pokojach, a my wybieramy, do którego w danej chwili chcemy trafić. Prawdziwa rewolucja dokonała się w zakresie kontroli. Wraz z wydaniem podwójnego albumu Ghosts I–IV Trent Reznor uznał, że kręcenie klipów powierzy fanom, co też miało być „eksperymentem we współpracy i szansą wejścia w interakcję wykraczającą poza jednokierunkowy układ artysta–fan”. Valtari Mystery Film Experiment kwartetu Sigur Rós działał na podobnej zasadzie, choć zamiast fanom budżet oddany został w ręce kilkunastu zawodowych reżyserów. O ile jednak projekt Nine Inch Nails nie został nigdy oficjalnie domknięty, Valtari… w pierwszej połowie 2013 roku wydano na płycie DVD, a każdy utwór doczekał się dwóch osobnych ilustracji filmowych. Dla Islandczyków była to możliwość wysondowania jak też inni artyści odbierają ich muzykę. Trudno o większe poczucie interaktywności niż opcja „zrób to sam” – artysta narzuca koncept, przedstawia muzykę, zaś osobiste impresje i graficzne skojarzenia leżą już w gestii słuchacza/fana. W wypadku islandzkiego zespołu słuchacze zdążyli jednak przyswoić już ikonografię, tempo i nastrój pejzaży, jakimi „należy” ilustrować kompozycje grupy, więc i duża część klipów z Valtari... przypomina stare teledyski Sigur Rós. A może obrazy te rzeczywiście „rzeźbi” muzyka? Projekty te wykraczają poza ramy formy filmowej, zakładając ingerencję w przedstawienie i współtworzenie oprawy wizualnej, niekiedy odtwarzając wrażenie obecności na koncercie (Sound and Vision). Innym osiągnięciem Chrisa Milka było The Wilderness Downtown – teledysk wykorzystujący dane użytkownika pobrane z serwisów Google Tele Atlas, Google Street View i DigitalGlobe. Po zlokalizowaniu miejsca, w którym się dorastało, na ekranie wyskakują okienka: pierwsze z biegnącym, zakapturzonym chłopcem, drugie z rojem ptaków. Kolejne zostały już spersonalizowane pod użytkownika, a więc pokazują mapę okolicy, którą wcześniej wskazaliśmy programowi, tak by zasypywał nas widokami znajomych ulic i skwerów, przeplatając muzykę z jakąś uniwersalną metaforą wiecznego uciekania w nostalgię. Nowy klej Wydaje się, że słuchacze także podzielili się na dwie frakcje: tych, którym muzyka służy za ścieżkę dźwiękową codziennych zajęć i ma być przede wszystkim towarzyszką podróży – na iPodzie, discmanie bądź telefonie komórkowym, oraz audiofili-domatorów, którzy wolą kontemplować muzykę w warunkach stwarzanych przez kino domowe. O taką wizualizację dźwięku chodziło Corbijnowi. Reżyser chciał ponownie przyciągnąć całą uwagę słuchacza/widza, a z albumu stworzyć „przeżycie totalne”. Śmierć longplaya nie pociągnęła za sobą śmierci teledysku, jednak poprzez zmianę sposobu dystrybucji, a przede wszystkim słuchania (już nie albumy, ale single), klasyczna struktura albumu winylowego oraz płyty CD uległa dezintegracji. Zmienić musiały się także praktyki promocyjne. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że DVD z pełnometrażowym wideoklipem dołączone do płyty ma za zadanie ponownie skonsolidować pofragmentowaną przez iTunesa płytę. Skleić ją na nowo w fabularną bądź rytmiczno-wizualną „narrację”. Wciąż są to produkcje artystyczne, może nawet w większym wymiarze niż kiedyś, ponieważ pozostają nieograniczone uwarunkowaniami czasowymi singli i komercyjnej telewizji (klip do Escape Velocity z Further trwa 12 minut), a jedynie kreatywnością artysty i jego doświadczenia. Coraz więcej albumów wydawanych jest w ten sposób, a oprawa wizualna piosenek nie jest już ani ciekawostką, ani zaledwie promocyjnym ekscesem. Rozwija za to pierwotną myśl artysty, która nierzadko leżała już u podstaw albumu studyjnego. Wraz z premierą do słuchacza trafia teraz bogaty pakiet audiowizualny – pakiet startowy, gdyż podróż tę zazwyczaj można kontynuować, sprawdzając aktualizacje na stronie internetowej artysty. Stworzenie własnej wersji klipu poprzez manipulowanie jego elementami stało się formą aktywnego słuchania albumu. Realizacja teledysku – zarówno jego krótkiej, jak i długiej odmiany – do dziś pozostała wyzwaniem nieuregulowanym przez sztywne zasady. Nawet nie zawsze zaczyna się od piosenki. Zawodowcy o rozwiniętej wyobraźni wizualnej, tacy jak Chris Cunningham, potrafią sypnąć z rękawa wizualnymi prefabrykatami, dopasowując je do kompozycji. Milk wydaje się z kolei opracowywać nową technikę specjalnie po to, by przetestować ją później w jakimś utworze. Niegrzecznie jest wplątywać czyjeś nazwisko w gry słowne, ale w przypadku nowatorów pokroju Cunninghama i Milka przyszłość teledysku faktycznie wydaje się zależeć jedynie od tych dwóch paradygmatów. Każde zlecenie to nowy problem, do którego rozwiązania potrzeba „mleka” i sprytu… Propozycje lektur David Byrne, How Music Works, Canongate Books, London–Edinburgh 2012. Andrew Goodwin, Dancing in the Distraction Factory: Music Television and Popular Culture, Routledge, London–New York 1993. Matt Hanson, Reinventing Music Video: Next-Generation Directors, Their Inspiration and Work, Focal Press, Oxford 2006. Rewind, Play, Fast Forward: The Past, Present and Future of the Music Video, red. Henry Keazor, Thorsten Wübbena, Transcript Verlag, Bielefeld 2010.