nr (66) 2014 - ludzka sprawa
Transkrypt
nr (66) 2014 - ludzka sprawa
Nr(66)2014 Ewa Płaksej Doświadczanie świata Program aktywności społecznej i twórczej PRZENIKANIE PRZENIKANIE Tym razem młodzież biorąca udział w warsztatach odbywających sie w ramach projektu odwiedziła Wrocławskie Targi Dobrych Książek we Wrocławiu. PRZENIKANIE To program skierowany do dzieci i młodzieży zagrożonych wykluczeniem społecznym. PRZENIKANIE To promowanie aktywnych postaw obywatelskich wśród młodzieży. PRZENIKANIE To lekcja solidarności i tolerancji oraz wzajemnego zrozumienia. PRZENIKANIE To zdobywanie wiedzy o prawach i obowiązkach obywateli wobec prawa oraz siebie nawzajem ułatwiające poruszanie się po instytucjach, w których samodzielnie będą potrafili załatwić ważne dla siebie sprawy. PRZENIKANIE To dofinansowany przez FUNDUSZ INICJATYW OBYWATELSKICH program prowadzony przez stowarzyszenie JEST CZŁOWIEK. 3 4 Doświadczanie świata Gazeta dofinansowana przez Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu Szanowni Państwo, kolejny już numer „Ludzkiej Sprawy” trafia w Wasze ręce. Mamy nadzieję, że trafia również do Waszych serc. Warto przeczytać rozmowę miesiąca, dziś dyrektorka Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego przy ul. Parkowej we Wrocławiu opowiada o sobie i swojej pracy. Sala doświadczania świata to jedna z nowoczesnych metod terapii. W tym numerze dużo o pracy z dziećmi, między innymi tekst zatytułowany „Drama – czyli okazja do zadawania pytań” i tekst o tym, jak pomóc dziecku w rozwijaniu samodyscypliny, odpowiedzialności i dobrego zachowania. Ciekawy i smutny jest tekst „Przeszłość doświadczeniem przyszłości” przysłany do nas z jednego z zakładów karnych w Polsce. Polecamy dobrą lekturę i jak zwykle spacer po Wrocławiu. Zapraszamy do polubienia nas na facebooku https:// www.facebook.com/LudzkaSprawa. Redakcja Redaktor naczelny: Anna Morawiecka Redaguje zespół Projekt okładki: anief Korekta: Dobromiła Jankowska Skład: Jacek Budziszewski Wydawca: Stowarzyszenie NASZE MIASTO WROCŁAW Adres do korespondencji: 50-540 Wrocław, ul. Orzechowa 42/14 e-mail: [email protected] www.ludzkasprawa.pl Dystrybucja: Janusz Ogrodnik e-mail: [email protected] Na okładce: Ewa Płaksej 6 8 9 W Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym Drama Okazja do zadawania pytań Dorośli? Niedorośli… Powrót z ciemnej strony mocy Konkurs skierowany do młodzieży 10 Przeszłość Doświadczeniem przyszłości 11 Pozytywna dyscyplina W praktyce 13 Przepisy Joli Bułeczki i papryczki 14 Profesor Stoner 15 Odkrywamy Wrocław cka acja Lu Inform Ten numer „Ludzkiej Sprawy” ukazał się m.in. dzięki Ośrodkowi Kultury i Sztuki (instytucji kulturalnej Samorządu Województwa Dolnośląskiego), Funduszowi Inicjatyw Obywatelskich i Wrocławskiemu Klubowi ANIMA. Można nas znaleźć w instytucjach i urzędach (Marszałkowskim, Miejskim, MOPS, Urzędzie Pracy, Centrum Informacji Kulturalnej, Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego. Ponadto jesteśmy w publicznych i niepublicznych placówkach służby zdrowia. Bieżące i archiwalne numery „Ludzkiej Sprawy” dostępne są na naszej stronie internetowej www.ludzkasprawa.pl Nasz adres mailowy: [email protected], adres do korespondencji: 50-540 Wrocław, ul. Orzechowa 42/14. https://www.facebook.com/LudzkaSprawa 4 Rozmowa miesiąca LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 ludzkasprawa.pl Doświadczanie świata Z Ewą Płaksej, dyrektorką Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego, rozmawia Anna Morawiecka Anna Morawiecka: Jak trafiła Pani do tej szkoły? Ewa Płaksej: Na stanowisko dyrektora, czy w ogóle do szkoły specjalnej? (śmiech) Pytam oczywiście o rodzaj szkoły. Skończyłam psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pracowałam w zakładzie wychowawczym dla chłopców. W tamtych czasach, aby dostać pracę w poradni, trzeba było mieć co najmniej trzyletni staż w szkole. Takich prosto ze studiów nie brali do doradzania, bo co taki absolwent umie? Teraz młodzi po studiach mądrzejsi od telewizji… Ale wracając do pytania. Po trzech latach przeniosłam się do szkoły specjalnej w Skawinie pod Krakowem, gdzie przez kolejne jedenaście lat pracowałam jako psycholog, potem zostałam dyrektorem. Stamtąd przeniosłam się do Wrocławia i pracowałam w Kuratorium Oświaty jako wizytator do spraw szkolnictwa specjalnego. Mój plan życiowy był prosty: chciałam po dwudziestu pięciu latach pracy przejść na emeryturę (takie możliwości dawała praca w szkolnictwie specjalnym), ale przesadziłam. W samym Kuratorium pracowałam dziesięć lat i chyba jako pierwsza w historii tej instytucji odeszłam z niej na własną prośbę. Stanęłam do konkursu na dyrektora obecnej placówki, wygrałam i jestem już trzecią kadencję, czyli trzynasty rok. Tak więc całe moje 35-letnie życie zawodowe koncentruje się wokół szkolnictwa specjalnego. Nie jest to łatwa praca. No tak, czasy są trudne, ale nie beznadziejne (śmiech). Udało mi się tu kilka rzeczy zrobić. Kiedy zaczynałam, miałam średnią nadzieję, że się uda, a tu nagle po iluś latach pewne rzeczy jak Filip z konopi powyskakiwały. Na przykład wyremontowanie sali sportowej czy auli. Nasze dzieci czują się przez to docenione, bo nie wszystkie szkoły mają takie piękne sale ze sceną i widownią… A w tym roku dostaliśmy się do projektu o wdzięcznej nazwie Kawka, z którego środki unijne przeznaczone są na wdrażanie projektów ekologicznych, i udało nam się zmienić ogrzewanie z olejowego na centralne z sieci miejskiej. Ostatnim waszym osiągnięciem jest tworzenie w Ośrodku przy ul. Parkowej we Wrocławiu sali doświadczania świata – co to takiego? To sala, w której świat prezentowany jest w formie dźwięków, świateł, ściany wodnej, puf dopasowujących się do ciała, na których można robić wszystko… W skrócie można powiedzieć, że to sala doznaniowo-relaksacyjna. Kto z niej korzysta? Sala przeznaczona jest dla dzieci z głębszym upośledzeniem, mających różne problemy. Do niektórych bodźce zewnętrzne docierają „przesterowane”, czyli za mocne, nieadekwatne do faktycznej emisji. Na przykład ja mówię cicho, a dziecko słyszy wrzask. Inne są na przykład nadmiernie pobudzone. Dla nich mamy specjalnie zaprogramowaną muzykę, która potrafi uspokajać, wyciszać. Innym odwrotnie, trzeba przekazać bodźce pobudzające, bo są zbyt spowolniałe. Cała sala sterowana jest komputerowo, a dzieci dobiera się grupami dostosowanymi do ich potrzeb. Po takiej sesji dziecko wychodzi pełne wrażeń, bo samo pomieszczenie to jest również wielka atrakcja. Czy metody takie są stosowane od dawna? Nie, jest to jeden z nowocześniejszych sposobów prowadzenia terapii. To rodzaj drogiej „zabawki” – nie bez powodu używam tu cudzysłowu (śmiech) -– dość mało popularnej. Niewielu jest też w Polsce specjalistów, którzy potrafią wyposażyć, obsłużyć i konserwować urządzenia stosowane w sali doświadczania świata. Ale to nie jedyna w Ośrodku metoda służąca terapii i pomocy dzieciom z problemami. Oczywiście, że nie. Stosujemy na przykład biofeedback, który przyszedł do nas z USA. NASA przy jego pomocy przygotowuje astronautów do przebywania w kosmosie. Na czym polega ta metoda? Mam wrażenie, że staje się modna, można przeczytać ogłoszenia, że coraz więcej gabinetów psychologicznych ją stosuje. Biofeedback to takie specyficzne EEG, rodzaj stymulacji mózgu. Przy pomocy podłączonych elektrod dostarcza się pacjentowi informacji zwrotnej o zmianach stanu fizjologicznego jego organizmu, dzięki czemu może on nauczyć się świadomie modyfikować funkcje, które normalnie nie są kontrolowane: na przykład fale mózgowe, opór elektryczny skóry, napięcie mięśni. Biofeedback uczy panowania nad własnymi reakcjami, pomaga odpowiednio się relaksować, a tym samym radzić sobie nawet w najbardziej ekstremalnych warunkach. Krótko mówiąc, to trening mózgu, który, wykonywany systematycznie, pozwala pacjentowi utrwalić odpowiednie zachowania, poprawia koncentrację, ułatwia zapamiętywanie, naukę. Czy to jest bezpieczne? Oczywiście, stosowanie tej metody nie niesie ze sobą żadnego niebezpieczeństwa. Ważne jest, aby ćwiczenia wykonywane były systematycznie. Musi być co najmniej dziesięć sesji w odstępie nie dłuższym niż tydzień, żeby mózg nie zapomniał, czego się uczy. Ciekawe. Nie można jednak powiedzieć, że po takich dziesięciu sesjach wszystkie problemy znikają? No nie. Nie jest to tabletka, którą się połyka i głowa przestaje boleć. Nic pracy LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 Rozmowa miesiąca ludzkasprawa.pl i woli nie zastąpi, biofeedback pomaga, ale nie wyręcza. Jedna sprawa to inwestycje, a druga – kadra. Musi Pani mieć tu świetnych nauczycieli z powołania. Jeśli komuś go brakuje, to w szkole specjalnej długo miejsca nie zagrzeje. Tego się nie da nauczyć. Trzeba w sobie mieć to coś… bo inaczej dzieci nie słuchają, z rodzicami się nie można dogadać . Tu muszą pracować ludzie, którzy mają serce na właściwym miejscu. Nie może być to człowiek, który nad wszystkimi się lituje, bo ani dzieci, ani ich rodzice litości nie potrzebują. Przeciwnie: potrzebują, żeby traktować ich normalnie, stawiać wymagania, a jeśli je spełniają, to są dumni i zadowoleni. Tylko że te wymagania muszą być skrojone na ich miarę. Nie mogą być takie, żeby dziecko nie dało rady im sprostać. A tę miarę nauczyciel musi mieć w oczach i głowie. Jakie dzieci chodzą do tej szkoły i jakie po jej skończeniu stąd wychodzą? Przedział wiekowy od sześciu do dwudziestu czterech lat. Są takie, które przychodzą do pierwszej klasy szkoły podstawowej, kończą tu gimnazjum i zasadniczą szkołę zawodową i wychodzą z certyfikatem w dwóch językach (po polsku i po angielsku) po zdaniu egzaminu zewnętrznego. Dzieci z lekkim upośledzeniem umysłowym – a taka tu jest przeważająca większość, mają podstawy programowe takie same jak dzieci w innych szkołach. Oczywiście mamy tu inne metody pracy, są one dostosowane do możliwości naszych uczniów. Ale podstawy są te same i warto to podkreślić. Ciekawe, myślałam, że takie szkoły mają inny program. No właśnie, tak myśli większość ludzi, również rodziców. Często odbija się to potem na dalszym życiu dzieci na siłę umieszczanych w szkołach tak zwanych normalnych. Jakie są kryteria przyjmowania dzieci do szkoły specjalnej? Podstawą jest badanie w poradni psychologiczno-pedagogicznej, która wydaje orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego. Reszta to decyzja rodzica, który po takim badaniu wie, że jego dziecko będzie miało trudności z przyswajaniem wiedzy, myśleniem abstrakcyjnym i nie zawsze będzie mogło sprostać wymogom szkoły masowej. Niemniej jednak rodzice mogą zdecydować się na posłanie takiego dziecka do szkoły „normalnej”. Tam też, przynajmniej teoretycznie, nauczyciele są zobowiązani do dostosowania materiału do potrzeb dziecka z lekkim upośledzeniem. Mówię „teoretycznie”, bo w praktyce jest to bardzo trudne. Kolejnym wyborem rodzica może być szkoła integracyjna albo nasza. Powiem jednak, że naprawdę są dzieci, które potrzebują szkoły specjalnej. Często jednak rodzice boją się takiego wyboru, uważają, że ich dziecko po takiej szkole będzie miało mniejsze szanse w dorosłym życiu. Często jednak jest to bardziej strach przed tym, co powiedzą sąsiedzi… A dzisiejsza szkoła specjalna to nie jest szkoła taka, jak kiedyś, może lepiej byłoby używać słowa specjalistyczna, a nie specjalna. Oprócz normalnych podstaw programowych te dzieci maja specjalną opiekę psychologa, pedagoga, logopedy, różnego rodzaju specjalistów wyposażonych w narzędzia do terapii. Małe klasy (od dziesięciu do szesnastu osób), jeśli chodzi o dzieci lekko upośledzone, natomiast dla tych upośledzonych w stopniu umiarkowanym bądź znacznym, norma jest od sześciu do ośmiu. Z taką grupą pracuje się łatwiej. Mogę powiedzieć, że szkoła jest naprawdę na dobrym poziomie i nie jest ona specjalna w sensie takim, że izoluje. Niestety zbyt mało ludzi zdaje sobie z tego sprawę. W ubiegłym roku zaprosiliśmy wszystkie wrocławskie poradnie psychologiczno-pedagogiczne, okazało się, że niemała część pracowników, czyli specjalistów od doradzania, w ogóle nie wiedziała o istnieniu takiej szkoły jak nasza. Kiedy zobaczyli – bo mogli poobserwować lekcje, zajęcia pozaszkolne, to wtedy dopiero otworzyły im się oczy. Smutne jest to, że dopiero teraz, bo ile dzieci trafiło do tak zwanych normalnych szkół, w których nie dawały sobie rady i przeżywały traumę? Chciałam jeszcze powiedzieć, że u nas również, jak w innych szkołach, jest egzamin po ukończeniu podstawówki, egzamin po gimnazjum i certyfikat ukończenia szkoły zawodowej i zdania egzaminu zewnętrznego, na którym nie ma już słowa o szkole specjalnej. Wychodzą stąd młodzi ludzie doskonale przygotowani do zawodu, którego się u nas nauczyli. Do jakich zawodów przygotowuje szkoła? Fryzjer, murarz-tynkarz, pracownik pomocniczy obsługi hotelowej. To dobry zawód i dla chłopców, i dla dziewcząt. Na tym kierunku są zajęcia z gotowania, pielęgnacji ogrodów, konserwacji sprzętów, sprzątania z użyciem wszystkich nowoczesnych środków i urządzeń. Jesteśmy też w programie unijnym Modernizacja kształcenia zawodowego na Dolnym Śląsku, w związku z tym mamy też liczne kursy dla naszej młodzieży (barmana, baristy, zdobienia paznokci itd.) i dzieciaki naprawdę dość łatwo znajdują pracę. Proszę mi jeszcze powiedzieć, z czego Pani jest dumna w swojej pracy i czy są jakieś porażki, które nie dają Pani spokoju. Chodzi mi oczywiście o młodzież… Porażek jakichś spektakularnych nie pamiętam. Jestem natomiast zadowolona, jeśli dziecko przyjdzie i wyjdzie stąd jako porządny, dający sobie radę w życiu człowiek. To jest największa radość. Nie tylko dla mnie, również dla całego grona pedagogicznego. Mam tu naprawdę fantastycznych ludzi. Mądrych i dobrych. Choć praca czasem nie jest łatwa, dzieciaki są bardzo fajne. Nawet te sprawiające trudności. Jesteśmy tu po to, aby ułatwić im start w dorosłość, nauczyć życia. 5 6 Warto wiedzieć LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 ludzkasprawa.pl DRAMA okazja do zadawania pytań Drama stwarza okazję do zadawania pytań, rozwiązywania problemów. Po określeniu przez nauczyciela sytuacji wyjściowej następuje swobodne rzucanie pomysłów, ustalenie scenariusza działań, ich ocena i analiza. Jest to cecha charakterystyczna dla postaw twórczych, o kształtowanie których upominają się współczesne koncepcje edukacyjne. Dzięki ćwiczeniom sprawności komunikacyjnych uczniowie stają się otwarci w kontaktach z innymi ludźmi. Analiza postaci trudnych i konfliktowych sprzyja zdobywaniu podstaw ocen moralnych. Drama daje nauczycielowi możliwości niezwykłego kontaktu z dzieckiem, motywowania go do pracy nad rozwojem całej osobowości. Wielkim atutem dramy jest fakt odwoływania się do indywidualności każdego dziecka, co sprzyja zaspokajaniu jego osobistych pragnień. Drama wdraża do samodzielności i aktywności, kształtuje sprawność językową, roz- wija wyobraźnię, fantazję oraz plastykę ciała. Współczesna szkoła powinna świadomie i konsekwentnie organizować takie działania, które rozbudzą naturalną aktywność i postawę twórczą w każdym dziecku. Staje się to szczególnie ważne, gdy mamy do czynienia z małymi dziećmi. Są one bowiem spontaniczne, otwarte, nieobciążone stereotypami nauczania, obawą przez zbyt częstą represyjnością szkoły. Będą więc szybko wchłaniać przekazywane treści. Potrzeba komunikowania się jest na tym etapie niezwykłym elementem rozwoju dziecka. Stanowi warunek jakichkolwiek rezultatów jego działalności. Nie może być bowiem efektów bez porozumiewania się i przekazywania informacji. Komunikacja staje się tym bardziej niezbędna , kiedy dziecko w ramach zespołu zmierza do osiągnięcia wytyczonych, wspólnych celów. W dramie można wyróżnić cztery podstawowe grupy zajęć. Są to według Gavina Boltona: – proste doświadczenia, wprawki dramowe, ćwiczenia dramowe, gry i inne formy artystyczne; – gry dramowe; – teatr; – drama właściwa. W pracy z dziećmi na etapie edukacji wczesnoszkolnej szczególnie przydatne są: Proste ćwiczenia – rozwijające wrażliwość zmysłów: słuchu, wzroku, dotyku, węchu i smaku, doskonalące refleks, polegające np. na rozpoznawaniu dźwięków, uważnym obserwowaniu otoczenia, naśladowaniu ruchów, rozpoznawaniu obiektów za pomocą dotyku, a pokarmów za pomocą węchu i smaku. Wprawki dramowe – podczas których dzieci przypominają sobie wrażenia wzrokowe, słuchowe, smakowe, węchowe i dotykowe i swoje doświadczenia wykorzystują w nowych LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 Warto wiedzieć ludzkasprawa.pl sytuacjach (rozwijanie wyobraźni). W tej grupie mieszczą się ćwiczenia intonacyjne, językowe (np. powiedz tak jak człowiek zdenerwowany, wesoły, smutny), ruchowe (np. chodzimy jak małpki, wspinamy się na stromą górę), mimiczne (np.wyrażanie za pomocą mimiki różnych uczuć: strach, radości, złości, itd.). Ćwiczenia dramowe – zwykle dotyczą sytuacji, w których dochodzi do konfliktu. Wśród nich są ćwiczenia typu: „Dokończ opowiadanie” (np. nauczyciel lub dziecko rozpoczyna opowiadanie, dzieci kolejno rozwijają je, dodając po jednym zdaniu), „Zmień zakończenie opowiadania”, praca w parach (np. wywiad z bohaterem opowiadania), scenki i sytuacje improwizowane (np. odtwarzanie sytuacji konfliktowej w sklepie, próba rozwiązania konfliktu w grupie rówieśniczej), inscenizacje improwizowane (uczniowie wchodzą w role bohaterów utworu, prezentują tekst własnymi słowami, ale zachowują się zgodnie z jego treścią). Gry – rozwijają sprawność fizyczną i intelektualną, doskonalą refleks, koncentrację, aktywność dziecka oraz sprzyjają harmonijnemu rozwojowi. Jako wstępne ćwiczenia dramowe wykorzystywane są: – gry z wyobrażonymi przedmiotami (dzieci bawią się przedmiotami, które sobie jedynie wyobrażają np. piłką, skakanką); – gry w wyobrażonych sytuacjach (dzieci prezentują swoją reakcję na dowolny przedmiot zgodnie z poleceniem nauczyciela, np. zachwycasz się nim, uważaj, parzy!); – gry w wyobrażonej przestrzeni (dzieci za pomocą gestów i mimiki prezentują sytuację nakreśloną przez nauczyciela, np. zabłądziłeś w górach, szukasz drogi do domu, słyszysz czyjeś kroki: kto to może być?); – gry typu „powstawanie z niczego” (np. wyobraź sobie, że jesteś nasionkiem, kiełkujesz, rośniesz i wyrasta z ciebie kwiat); – gry matematyczne sprzyjające utrwalaniu pojęć matematycznych. Osoba prowadząca zajęcia nie narzuca dzieciom sposobów realizowania zadań, ale pomaga rozwijać i wzbogacać ich własne umiejętności. Podstawowym elementem, na którym opiera się drama, jest temat. Musi on być jasno określony i nie powinien być zbyt zawiły... Drama jest metodą pedagogiczną, która, dzięki odwoływaniu się do indywidualności, sprzyja wydobywaniu i rozwijaniu najbardziej pożądanych cech osobowości człowieka. Wykorzystuje naturalną skłonność dziecka do naśladownictwa i zabawy. Poprzez dramę można również rozwiązywać sytuacje, sporne i konfliktowe. Dzięki dramie dzieci obserwują różne zachowania, dochodzą samodzielnie do najlepszych rozwiązań, a tym samym uczą się unikać błędów w życiu. Brian Way tak ujmuje istotę dramy: „Odpowiedź na wiele prostych pytań może przyjąć jedną z dwu form: albo informacji, albo też bezpośredniego doświadczenia. Pierwszy typ odpowie- dzi przynależy do kategorii kształcenia akademickiego, drugi właściwy jest dramie. Niech to będzie na przykład pytanie: Kto to jest osoba niewidoma? Odpowiedzią może być: Osoba niewidoma jest osobą niemogącą widzieć. Alternatywna odpowiedź to: Zamknij oczy i nie otwierając ich, spróbuj znaleźć wyjście z pokoju. Pierwsza odpowiedź zawiera zwięzłą i ścisłą informację. Intelekt jest być może usatysfakcjonowany. Jednak druga odpowiedź dostarcza pytającemu momentów bezpośredniego doświadczenia, przekraczającego zwykłą wiedzę, wzbogacającego wyobraźnię, prawdopodobnie poruszającego serce i duszę tak samo, jak umysł. Taka jest w dużym uproszczeniu właściwa funkcja dramy”. Opracowanie: Violetta Malarczyk Literatura 1. A. Matelska, Zabawy dramowe w edukacji wczesnoszkolnej, ODN, Poznań 2001. 2. B. Way, Drama, WSIP, Warszawa 1997. 3. K. Pankowska, Edukacja przez dramę, WSIP 1997. 4. K. Pankowska, Pedagogika dramy, Wydawnictwo Akademickie „Żak”, Warszawa 2000. 5. A. Dziedzic, J. Pichalska, E. Świderka, Drama na lekcjach języka polskiego, Warszawa 1995. 6. B. Mineyko, Improwizacje w klasach I-III, Warszawa 1986. 7. E. Grodzka-Mazur, Zabawy parateatralne w klasach I-III jako stymulatory rozwoju możliwości dziecka, Cieszyn 1996. 8. L. Rybotycka, Gry dramatyczne. Teatr młodzieży, Warszawa 1986. 9. B. Przybylska-Matula, G. Muszyńska, B. Kotulska, B. Pocwa, Dramowa interpretacja lektur szkolnych, Warszawa 2004. 10. B. Sikorka-Żyrek, Drama w edukacji wczesnoszkolnej, Życie Szkoły nr 2/1997. 7 8 Spojrzenia LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 ludzkasprawa.pl Niedorośli dorośli? Trzydziestolatkowie na garnuszku mamusi – wygoda i lenistwo, czy przykra konieczność? Statystyki podają, że ponad czterdzieści procent młodych ludzi w wieku 25-34 lata mieszka razem z rodzicami, a na ich całkowitym lub częściowym utrzymaniu pozostaje prawie jedna trzecia z nich. Ci, którzy mieszkają osobno, również nie są niezależni finansowo, wcale niemała część z nich dostaje regularne kieszonkowe. Największą liczbę gniazdowników oprócz Polski zanotowano w Słowacji i Bułgarii, gdzie ponad połowa młodych ludzi nie wyprowadza się z rodzinnego domu. Europejska średnia to prawie trzydzieści procent. Wyniki statystyk są nie tylko przygnębiające, ale i alarmujące, bo w porównaniu do lat wcześniejszych liczba polskich dorosłych dzieci nieopuszczających rodzinnego domu stale rośnie. Czy to wygoda i lenistwo, czy przykra konieczność? Agnieszka ma dwadzieścia osiem lat i nigdy jeszcze nie mieszkała sama. Skończyła studia, ale od dwóch lat nie może znaleźć stałej pracy. Jak mówi, chwyta co rusz jakieś zlecenia, ale jest ich za mało i są za mało płatne, żeby coś sobie wynająć. Zatrudniana jest na podstawie tzw. śmieciówek, które nie dają ani gwarancji stałości pracy, ani ubezpieczenia. – Staram się w miarę zdrowo odżywiać, żeby nie chorować, bo na prywatne wizyty u lekarza mnie nie stać. Jak wyobraża sobie przyszłość? – Nie wiem. Liczę na to, że w końcu trafi się jakaś normalna praca, przecież nie po to kończyłam studia, żeby zasuwać na kasie. Zresztą nawet z tego nie można się utrzymać. Jakbym chciała wynająć mieszkanie, musiałabym przeznaczyć na to całą moją pensję. Za co miałabym żyć? – pyta z rozgoryczeniem. Na szczęście Agnieszka ma tolerancyjnych rodziców. – Nie robią mi wyrzutów, że się nie usamodzielniłam, bo sami doskonale widzą, co się dzieje na rynku pracy. Mama co rusz się modli, żeby jej nie zwolnili przed emeryturą, a ojciec, chociaż ma swoją firmę, ostatnio coraz gorzej przędzie. Nie ma klientów, a pracować do kogoś nie pójdzie, bo kto go przyjmie tylko po technikum i z jego latami? Agnieszka mogłaby, co prawda, wynająć pokój, ale, jak twierdzi, byłoby to zupełnie nieopłacalne. – Pokój mam u rodziców, i to za darmo. Dlaczego miałabym płacić za takie same warunki? Robert dobiega czterdziestki. Też jest po studiach, też nie ma stałej pracy ani własnego mieszkania. W pogoni za zarobkiem dwa razy wyjeżdżał do Wielkiej Brytanii. Za pierwszym razem zwróciły mu się pieniądze za bilet i koszty utrzymania na miejscu, za drugim raz nie dość, że znów nic nie zarobił, to jeszcze wrócił z długami. Mieszka tylko z mamą, która podobnie jak on uważa, że „to wszystko wina państwa, że nic dla młodych nie robi, ani mieszkań nie daje, ani pracy, za którą można byłoby godnie przeżyć”. Sama ma prywatny gabinet lekarski, więc utrzymanie syna nie jest dla niej zbyt wielkim obciążeniem. – On nie jest leniem, posprząta w domu, śmieci wyniesie, zakupy zrobi. Nie jego wina przecież, że wybrał taki nieprzyszłościowy kierunek. Radziłam, żeby na medycynę szedł, ale to go nie interesowało – opowiada. Robert nie ma stałej partnerki. – Wszystko jest ok, dopóki nie powiem, że mieszkam z mamą, wtedy odwracają się na pięcie i już nie chcą się spotykać – mówi o swoich randkach. Czas spędza najchętniej przy komputerze, od czasu do czasu pójdzie „gdzieś z kumplami na miasto”. Co będzie dalej? Nie ma ochoty odpowiadać. Marta również mieszka z rodzicami. Pracuje na stoisku w galerii handlowej. – Nie stać mnie na osobne mieszkanie – mówi. – Staram się coś odłożyć, ale marnie to idzie. Życie jest drogie, a przecież muszę jakoś wyglądać, ubrać się, mieć na kosmetyki, jakieś kino, czasem restaurację. Jej marzenie to otworzyć własny sklep, uważa, że ma do tego kwalifikacje, bo skończyła marketing i zarządzanie. – Może za parę lat – myśli głośno. I pociesza się, że ma jeszcze czas, miesiąc temu skończyła dopiero 26 lat. Trudno osądzać, czy to niedojrzałość emocjonalna młodych ludzi, ich egoizm, brak perspektywicznego myślenia, czy też wina leży po stronie warunków społeczno-ekonomicznych, w których żyją. Młodzi Polacy, którzy pracują na podstawie umów cywilnoprawnych (zwanych „śmieciówkami”), zaliczani są do tzw. prekariuszy (osób bez perspektyw na przyszłość – dop.red), którzy ze względu na niestabilne warunki pracy i płacy pozostają bez szans na stabilizację życiową. Drugą grupę, która boryka się z podobnymi problemami, zalicza się do tzw. pracujących biednych. To ludzie zatrudnieni w sektorze usług, na niskoopłacanych stanowiskach. Nierzadko mają gwarancję zatrudnienia, natomiast ich dochody są zbyt niskie, aby samodzielnie się utrzymać. Można narzekać na system, albo próbować się w nim odnaleźć, pomimo wszystko. Zawsze można też emigrować, choć jest to słaby argument w przypadku młodych, którym po prostu wygodniej siedzieć na garnuszku mamusi i narzekać na „tę Polskę”. Magda Wieteska Zastanawiam się, czy w Polsce rzeczywiście nie ma perspektyw dla młodych ludzi, czy jest to kwestia ich lenistwa, czy naszego ich wychowania? Refleksja nasuwa mi się smutna. Uważam bowiem, że winę za taki stan rzeczy ponosimy w dużej mierze my, rodzice. Z jednej strony zabiegani, bez czasu dla naszych pociech, robiący wszystko za nich, bo lepiej, bo szybciej, bo bez stresu. Z drugiej strony z poczuciem winy za ten brak czasu, uważamy, że nadrobić zaległości możemy, dając, wyręczając, kupując, nie wymagając. Z trzeciej strony z jakiegoś powodu uważamy, że nasze dzieci muszą mieć lepiej niż my i nie ustajemy w spełnianiu ich zachcianek. Hodujemy w ten sposób kaleki niezaradne życiowo, z pretensjami do świata i społeczeństwa. Pół biedy, jeśli nasze nieprzystosowane dziecko w którymś momencie powie „dość”, weźmie przysłowiowego byka za rogi, zechce spróbować dorosłego życia i nie podda się po pierwszej porażce. Gorzej, jeśli przeszkody okażą się nie do pokonania. Wtedy nasze biedne dorosłe dzieci wracają do rodzinnych gniazdek, w przekonaniu, że to wina systemu. A my, rodzice z wyrzutami sumienia, za ten brak czasu, za to, że nie nauczyliśmy naszych pociech odpowiedzialności, dorosłości i pracy, zastanawiamy się, jak im pomóc i do głowy nam nie przychodzi, że robimy im kolejną krzywdę. Bo nie jest tak, drodzy rodzice, że w naszym kraju nie da się żyć. Żyjemy w nim sami, żyli tu nasi rodzice, pozwólmy żyć w nim naszym dzieciom. Anna Morawiecka LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 Konkurs ludzkasprawa.pl IV Konkurs na reportaż o charakterze społecznym „POWRÓT Z CIEMNEJ STRONY MOCY…” Już po raz trzeci wspólnie z Wrocławskim Centrum Kultury Anima ogłaszamy konkurs skierowany do młodzieży ze szkół gimnazjalnych i licealistów. W dzisiejszym skomercjalizowanym świecie trudno czasami oprzeć się pozornie łatwej drodze prowadzącej na manowce wszelkiego rodzaju uzależnień. Z drogi tej nie zawsze łatwo jest zawrócić. Niektórym mimo wielokrotnych prób się to nie udaje. Inni mają więcej szczęścia i pokonując wiele trudności, wracają z ciemnej strony mocy. Jeśli macie za sobą takie doświadczenia, jeśli historia taka przytrafiła się twoim bliskim, weź udział w konkursie, napisz. Może twoja historia pomoże tym, którzy znaleźli się na życiowym zakręcie, może sprawi, że nigdy się na nim nie znajdą. Redakcja REGULAMIN Organizatorzy: Wrocławski Klub ANIMA tel. (71) 351 12 71 www.klubanima.pl ul. Pilczycka 47 54-150 Wrocław Magazyn „LUDZKA SPRAWA” tel. 605-406-208 [email protected] www.ludzkasprawa.pl 1. Idea i cel konkursu Współczesna cywilizacja wciąż boryka się z problemami ubóstwa i wykluczenia społecznego. Jednym z elementów prowadzących do wykluczenia i degradacji człowieka są uzależnienia. Celem konkursu na reportaż o charakterze społecznym: „POWRÓT Z CIEMNEJ STRONY MOCY…” jest zwrócenie uwagi młodych ludzi na ten właśnie problem. Co robić, gdy w szponach nałogu znajduje się ktoś z rodziny lub przyjaciół? Jak radzić sobie z własnymi słabościami? Jak być asertywnym, gdy namawiają cię do złego? Jak żyć? To pytania, na które odpowiedzi powinny znaleźć się w ogłoszonym przez nas konkursie. Opisz swoje doświadczenia, opisz doświadczenia Twoich bliskich. 2. Terminy Teksty nie dłuższe niż 6,5 tysiąca znaków w formie elektronicznej należy wysyłać na adres mailowy: [email protected] do 15 marca 2015 r. Rozstrzygnięcie konkursu nastąpi 31 marca 2015 r. i tego dnia na stronach internetowych Wrocławskiego Klubu ANIMA i magazynu „Ludzka Sprawa” zostanie ogłoszona lista laureatów i podany termin oraz miejsce wręczenia nagród. 3. Kategorie wiekowe Gimnazja Szkoły ponadgimnazjalne 4. Nagrody Przewiduje się przyznanie trzech nagród (I, II i III miejsce) w każdej kategorii wiekowej. Nagrodzone teksty zostaną wydrukowane w kolejnych numerach (począwszy od maja 2015) magazynu „Ludzka Sprawa”. Ponadto zwycięzcy (I miejsce w konkursie) otrzymają w nagrodę czytniki e-booków. Reportaż, który zajmie I miejsce, znajdzie się w majowym wydaniu magazynu „Ludzka Sprawa”. Jury ma prawo do przyznania wyróżnień. Decyzja jury jest ostateczna i niepodważalna. UWAGA Przysłanie tekstu na konkurs jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na publikację przez Organizatora zdjęć oraz zapisów wideo z konkursu w mediach. Dane osobowe uczestników będą wykorzystane wyłącznie w celu wyłonienia zwycięzcy i przyznania nagrody. Poprzez podanie danych osobowych uczestnik i reprezentowana przez niego instytucja wyrażają zgodę na opublikowanie jego nazwiska w materiałach pokonkursowych i na stronach internetowych Organizatorów i w magazynie „Ludzka Sprawa”. Organizator zastrzega sobie prawo do zmian i poprawek w niniejszym regulaminie. W sprawach spornych ostateczna interpretacja regulaminu należy do Organizatorów. IV Konkurs na reportaż o charakterze społecznym POWRÓT Z CIEMNEJ STRONY MOCY… Zgłoszenia do 15 marca 2015 r. na adres: [email protected] Regulamin konkursu na www.klubanima.pl i www.ludzkasprawa.pl 9 10 Nasze losy LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 ludzkasprawa.pl Przeszłość doświadczeniem przyszłości Od drugiego roku życia przez dziewiętnaście lat przebywałem w placówkach opiekuńczo-wychowawczych (np. domy dziecka – w sumie w siedmiu). W domach tych szukałem miłości takiej, jaką mógłbym dostać od swoich rodziców, których bardzo mi brakowało. Niestety nie znalazłem jej i nie mogłem jej znaleźć, gdyż byłem przerzucany z placówki do placówki. Było to uwarunkowane np. wiekiem, chorobą skóry oraz wykryciem lekkiego upośledzenia. W tych domach nie czułem się bezpiecznie – pod żadnym względem – psychicznym, fizycznym, emocjonalnym. Zawsze chciałem być zauważany, być w centrum uwagi. Kiedy do wychowanków przyjeżdżali np. rodzice czy inne osoby, wówczas marzyłem, aby ktoś przygarnął mnie na stałe do siebie. Po usamodzielnieniu się dowiedziałem się, że byłem zgłoszony do adopcji międzynarodowej i krajowej we Wrocławskim Ośrodku Adopcyjnym. Bardzo lubiłem, jak ktoś brał mnie na święta czy weekend, bo miałem także nadzieję, że któregoś razu już nie wrócę do domu dziecka. Takie wyjazdy sprawiały mi ogromną radość, bo czułem rodzinną i domową atmosferę. Przez swoich rówieśników byłem poniżany, wyśmiewany, wykorzystywany, m.in. z powodu choroby skóry. Chodziłem często w strachu i niepokoju. Te rzeczy pamiętam od ok. dwunastego roku życia, wcześniejszego dzieciństwa dobrze nie pamiętam. Była taka sytuacja, że bardzo cieszyłem się, jak rówieśnicy z jednego domu wyjeżdżali do drugiego, bo cieszyłem się, że w końcu ich już nie spotkam i będę miał od nich spokój. Niestety, po ok. dwóch miesiącach, i ja do nich dołączyłem – niestety! Z natury jestem taki, że pomagam innym, a zwłaszcza, jak ktoś wie w jaki sposób to wykorzystać. I była taka sytuacja, kiedy i ja dołączyłem do chłopaków w nowym domu dziecka, pani wychowawczyni przydzieliła mi jednego wychowanka, aby pilnował, bym nie rozdał wszystkich otrzymanych na pożegnanie w poprzednim domu dziecka słodyczy, bo taki też byłem, że wszystko, co miałem, to rozdawałem, jak ktoś mnie o coś poprosił. Koledzy to wykorzystywali. W domach tych nie miałem osoby zaufanej, takiej, z którą mógłbym o wszystkim porozmawiać, przytulić się, przez którą czułbym się akceptowany. O bardzo wielu rzeczach pracownikom domów dziecka nie potrafiłem mówić, nie tylko z powyższych powodów, ale także dlatego, że byłem zastraszany przez rówieśników. Z niektórymi z nich mieszkałem przez wiele lat. W ostatniej placówce byłem również wyśmiewany przez pracowników domu dziecka. Jak już wspomniałem, byłem uległy wobec wychowanków, a jak nie byłem im posłuszny, to mnie zastraszali, abym zrobił coś, na co akurat nie miałem ochoty lub, abym nikomu nic nie mówił (np. pracownikom domów dziecka). Ostatni dom dziecka był kameralny, bo liczył dwudziestu wychowanków (samych chłopców). Przebywałem w nim przez osiem lat, a przez trzynaście lat (w sumie) zamieszkiwałem w placówkach tylko z chłopakami. Niestety od ok. dwunastego roku życia, przez kilka lat byłem wykorzystywany seksualnie przez chłopaków w w/w placówce. Czynili to umiejętnie, tak, abym nikomu nie mówił, myślałem wówczas, że na tym polega również miłość, ale dziś już wiem, że była to FAŁSZYWA I ZŁA MIŁOŚĆ!!!!! Niestety, te powyższe doświadczenia – począwszy od braku macierzyńskiej opieki od narodzin, do wykorzystywania mnie seksualnie, odbiły się na mojej przyszłości bardzo negatywnie i miało to wszystko wpływ na to, że skrzywdziłem bardzo (przez duże B) wiele osób, czego efektem jest obecny pobyt w więzieniu. Jestem zły na to, że w taki oto sposób skończyłem, a co najważniejsze, skrzywdziłem wiele osób (bezpośrednio i pośrednio) i tego bardzo żałuję. Wiem, że nie cofnę czasu. Niestety, ani w domach dziecka, ani później nie otrzymałem od nikogo konkretnej pomocy (np. polecając mi jakąś potrzebną terapię itp.). Dziś, dzięki temu, że jestem w więzieniu, okazało się, kto tak naprawdę jest moim przyjacielem (dobrym znajomym), a kto udawał (np. litując się nade mną, bo jestem z domu dziecka). Dziś mam niewielu przyjaciół, którzy pamiętają o mnie na różne sposoby (np. widzenia, listy, modlitwa itp. i jestem im bardzo za to wdzięczny. Poprzez tę sytuację – przykrą - mam już osobę, która mnie rozumie, a co najważniejsze pomaga mi i chce pomagać mi dalej oraz zna moje problemy. Kiedyś poznałem swoją siostrę przyrodnią i jej rodzinę, mam z nią dobry kontakt i cieszę się, że mnie nie odrzucili, ale przyjęli mnie do swej rodziny. Później udało mi się znaleźć mojego ojca, którego w życiu widziałem przez trzy godziny, bo wkrótce zmarł. Jeszcze później poznałem także swoją mamę, której starałem się pomagać (do czasu aresztowania). W więzieniu jestem w trakcie terapii psychologicznej, o którą poprosiłem w sądzie i jestem z tego bardzo zadowolony, bo już przynosi efekty i wierzę, że dzięki niej i Bogu w przyszłości będę potrafił poradzić sobie ze swoimi problemami i, co najważniejsze, nikogo już więcej nie skrzywdzę!!! Wiem, że tak naprawdę proces uzdrowienia dopiero się zaczął i będzie trwał jakiś czas. Muszę pilnować się i być czujnym cały czas, do końca życia, aby żyć normalnie. Wiem, że tylko swoim codziennym życiem i pracą nad sobą mogę normalnie żyć i nikogo już więcej nie skrzywdzić! Więzienie jest czasem błogosławionym i dziękuję Bogu za ten czas. Modlę się codziennie do Boga Ojca o pomoc i abym już więcej nikogo nie skrzywdził! Obecnie najważniejsze jest dla mnie, aby maksymalnie wykorzystać czas więzienia na pracę nad sobą, pod okiem pani psycholog, a nie – jak dla niektórych osadzonych – jak najszybciej wyjść na wolność na warunkowe zwolnienie, bo i tak na nie nie zasługują. Drogi czytelniku i Ciebie proszę o modlitwę za mnie. Przepraszam wszystkich tych, których skrzywdziłem oraz niech Bóg was błogosławi. A. Od redakcji: Uznaliśmy, że w liście należy zachować oryginalną pisownię. Imię i nazwisko autora do wiadomości redakcji. LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 Warto wiedzieć 11 ludzkasprawa.pl Pozytywna dyscyplina w praktyce Jak pomóc dziecku w rozwijaniu samodyscypliny, odpowiedzialności i dobrego zachowania. Dziecko, które zachowuje się niewłaściwie, pragnie: 1. zwrócić na siebie uwagę, chociaż sytuacja tego nie wymaga; 2. zakomunikować, iż ma poczucie przynależności tylko wtedy, gdy wygrywa, kontroluje sytuację albo przynajmniej nie pozwala dorosłym wygrać; 3. powiedzieć, iż czuje się zranione i dlatego będzie raniło innych; ma poczucie,że nikt go nie kocha, nie lubi; 4. nie wierzy w swoje możliwości, uważa, że jest beznadziejne, niezdolne i poddaje się. Wielu nauczycieli i rodziców odczuwa dziś frustrację, ponieważ dzieci nie zachowują się właściwie, są mniej odpowiedzialne i ambitne niż niegdyś. Teoretycy sugerują, iż przyczyną tego są rozbite rodziny, za dużo telewizji, gier komputerowych. Bardziej pośredni związek z problemami wychowawczymi mają zmiany społeczne, jakie zaszły w ostatnich latach. W dzisiejszym społeczeństwie często dzieci mają mniej okazji, żeby nauczyć się odpowiedzialności i motywacji. Rodzice dają dzieciom zbyt wiele w imię miłości, nie wymagając w zamian żadnego wysiłku. Z powodu nawału zajęć nie mają czasu nauczyć dzieci dawania, nie dają im szansy wzięcia udziału w codziennym życiu. Ani nadmierna surowość i kontrola ze strony rodziców i nauczycieli, ani też zbytnia pobłażliwość nie sprzyjają rozwijaniu poczucia odpowiedzialności u dzieci. Znacznie korzystniejsza jest atmosfera uprzejmości, stanowczości i szacunku, czyli pozytywna dyscyplina, która opiera się na zasadach Alfreda Adlera. Polega ona na traktowaniu ludzi z szacunkiem, postrzeganiu niegrzecznego dziecka jako dziecka zniechęconego, wspieraniu i uczeniu umiejętności życiowych. Należy podkreślić, iż rezygnacja z kar nie oznacza pozwalania dzieciom na wszystko. Powinniśmy umożliwić dzieciom doświadczenie bezpośredniego związku odpowiedzialności z przywilejami, którymi się cieszą. W przeciwnym przypadku staną się pozbawionymi samodzielności biorcami przekonanymi, że przynależność i znaczenie mogą osiągnąć, jedynie manipulując ludźmi tak, aby im służyli. Niezwykle ważne jest, aby zrozumieć, co Pozytywna dyscyplina pozwala uniknąć zarówno nadmiernej kontroli, jak i nadmiernej pobłażliwości, a jednocześnie wpoić dzieciom zasady samodyscypliny, odpowiedzialności i współpracy w rozwiązywaniu problemów. Przede wszystkim nie jest upokarzająca ani dla dzieci, ani dla dorosłych. Jedna z najważniejszych zasad pozytywnej dyscypliny mówi, że dzieci chętniej przestrzegają reguł, które pomagały ustalić. Pierwszym krokiem rodziców i nauczycieli borykających się z brakiem dyscypliny u dzieci powinno być zrozumienie, dlaczego dzieci zachowują się niewłaściwie. Rudolf Dreikurs powtarzał ,,Dziecko niegrzeczne to dziecko zniechęcone”. Badając zasady rządzące zachowaniem dzieci, wyodrębnił cele, które przyjmują dzieci za podstawę złego zachowania. Źródłem zniechęcenia jest poczucie braku przynależności i znaczenia. 2. Staraj się poświęcać dziecku więcej uwa- Anna Chemij wychowawca SOS-W Nr 10 ul. Parkowa 7. Zaangażuj dzieci w układanie planu tak naprawdę kryje się za niegrzecznością dziecka. Kiedy dorośli zrozumieją, że dziecko jest niegrzeczne, ponieważ jest zniechęcone, chętnie pracują nad udzieleniem wsparcia i zachęcaniem go, gdyż jest to najskuteczniejszy sposób poprawy zachowania. Dziecko, które czuje wsparcie dorosłego, nie musi się źle zachowywać. Uniwersalny sposób radzenia sobie ze złym zachowaniem nie istnieje. Wszystkie metody są skuteczne tylko wtedy, gdy wprowadza się je w życie zgodnie z zasadami zachęcania, zrozumienia i wzajemnego szacunku. W przypadku złego zachowania dziecka postępuj zgodnie z podanymi niżej zasadami: 1. Zmień cel zachowania dziecka na udział w życiu społecznym. Daj mu zadanie, dzięki któremu będzie mogło zwrócić na siebie uwagę, daj mu szansę bycia użytecznym. gi, przynajmniej raz na jakiś czas. 3. Daj do zrozumienia dziecku, że w nie wierzysz, że wierzysz, że sobie samo poradzi. 4. Wykorzystaj moment, kiedy dziecko jest w dobrym nastroju, aby pokazać mu inne sposoby zachowania, np. spokojna rozmowa może zastąpić krzyk. 5. Nie mów nic, działaj – uprzejmie, ale stanowczo. 6. Przyznaj, że nie możesz dziecka do niczego zmusić i poproś, aby znalazło rozwiązanie dla was obojga. działania 8. Zaoferuj ograniczony wybór. 9. Okaż zainteresowanie i zachętę. 10.Stwarzaj możliwości odnoszenia małych Bibliografia Jane Nelsen, Pozytywna dyscyplina, Rebis, Poznań 2000. Benjamin Spock, Rodzicom o dzieciach, Rebis, Poznań 1999. sukcesów. 11.Doceniaj każdy pozytywny zamiar. 12 Warto wiedzieć LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 ludzkasprawa.pl Profilaktyka i rozpoznawanie nowotworów u dzieci W Polsce u dzieci odnotowuje się rocznie około tysiąca trzystu nowych zachorowań na nowotwory. Połowę stanowią białaczki i chłoniaki, a pozostałe część guzy lite. Większość nowotworów u dzieci, wykrytych we wczesnym stadium stała się uleczalna Niestety u prawie siedemdziesięciu procent z nich rak rozpoznawalny jest w III i IV stopniu zaawansowania, co drastycznie zmniejsza szanse na wyleczenie dziecka. Rozpoznanie często jest opóźnione, bowiem nowotwory rozwijają się z zasady podstępnie i nawet w zaawansowanym procesie często stan ogólny dziecka jest dobry. Wymaga to zachowania czujności onkologicznej przez lekarzy pierwszego kontaktu, rodziców dziecka i wreszcie przez samo dziecko. Wczesne rozpoznawanie nowotworów u dzieci wiąże się z czujnością rodziców. Niezbędne są staranne badania okresowe, fizykalne, obejmujące całego małego pacjenta. Niedopuszczalne jest rozpoznawanie guzów zlokalizowanych w jamie brzusznej, dopiero gdy powodują deformację brzucha i są widoczne gołym okiem, rozpoznawanie guzów zlokalizowanych w śródpiersiu, gdy dochodzi do objawów uciskowych itp. Profilaktyka nowotworowa jest szansą na całkowite wyleczenie. Objawami nowotworu u dziecka mogą być: – guz w jakiejkolwiek okolicy ciała, – ból – nieuzasadniony – nawet jeśli niczego nie widać, – nieuzasadniona gorączka, – kaszel (niezapalny, niealergiczny), – czarne znamię na skórze – wypukłe i owłosione, – objawy neurologiczne: utrata świadomości, drgawki, porażenia, – nieprawidłowe oddawanie moczu, – nieprawidłowe oddawanie stolca, – osłabienie, – gwałtowna utrata wagi. Nowotwór powstaje z naszej własnej komórki, która wskutek dewiacji genetycznej niekontrolowanie namnaża się. Niestety tej dewiacji często spowodowanej czynnikami środowiskowymi może ulec każda komórka. Ważna jest profilaktyka: prawidłowe żywienie, czyste środowisko, spokojny tryb życia i szczepienia. WCZESNE ROZPOZNANIE = WYLECZENIE! NIE PRZEGAP ŻADNYCH OBJAWÓW U SWOJEGO DZIECKA – OD TEGO ZALEŻY JEGO ŻYCIE. Na pomoc Tymusiowi! Nasz 4-letni Synek – Tymuś Sołtys – choruje na ostrą białaczkę szpikową, która wymaga długotrwałego leczenia. Z pieniędzy zgromadzonych na imiennym koncie Tymusia w Fundacji „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” są kupowane leki potrzebne w Jego leczeniu. Prosimy o pomoc w powrocie do zdrowia Tymusia. Jak to uczynić? Przekazujemy 1% swojego podatku na rzecz Fundacji „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową”, składając roczne zeznanie podatkowe. W zeznaniu podatkowym proszę podać: – w rubryce – Numer KRS: 0000086210 – w rubryce – Cel szczegółowy 1%: Tymoteusz Sołtys Bardzo dziękujemy za okazaną pomoc. Rodzice Tymusia: Gosia i Łukasz LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 ludzkasprawa.pl BUŁKI Z KRUSZONKĄ I DŻEMEM Z CZARNEJ PORZECZKI Składniki na bułki: 20 gram świeżych drożdży 4 łyżki wody 3 łyżki cukru 4 jajka 3 szklanki mąki pszennej 8 łyżek masła (w temperaturze pokojowej) dżem z czarnej porzeczki szczypta soli Kruszonka: 4 łyżki masła 4 łyżki cukru pudru 3 łyżki mąki pszennej Kącik smakosza 13 do zmiksowanych białek, następnie wsypałam resztę mąki, żółtka, dodałam masło i wszystko wymieszałam mikserem. Kiedy składniki się połączyły, skończyłam wyrabiać ręcznie. Ciasto odstawiłam w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. W tym czasie przygotowałam kruszonkę. Do miseczki wsypałam cukier puder, mąkę i dodałam masło. Wszystkie składniki dokładnie wymieszałam, aż powstała kruszonka. Kiedy moje ciasto wyrosło, powiększając znacznie swoją objętość, odrywałam po kawałku i układałam na papierze do pieczenia. Każdy kawałek rozpłaszczałam i smarowałam dżemem i posypywałam kruszonką. Bułki piekłam 25 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Wykonanie: Na początku zrobiłam rozczyn. Wymieszałam drożdże, cukier, wodę i odstawiłam na 20 minut. Białka oddzieliłam od żółtek. Do białek dodałam szczyptę soli i ubiłam mikserem na sztywną pianę. Do ubitych białek dodałam 0,5 szklanki mąki i zmiksowałam. Kiedy mój rozczyn był gotowy, dodałam go PAPRYKA FASZEROWANA Składniki: 3 duże czerwone papryki 1 cebula 1 woreczek ryżu 30 dag mięsa mielonego 10-15 dag sera gouda 2 łyżki masła (lub innego tłuszczu) pieprz sól majeranek pęczek natki pietruszki (drobno pokrojonej) Tak przygotowanym farszem napełniałam papryki. Każdą paprykę przykryłam ściętym wierzchem z papryki. Naczynie żaroodporne posmarowałam lekko masłem (samo dno). Wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i pod przykryciem piekłam około 30 minut. Po tym czasie zdjęłam przykrycie z naczynia żaroodpornego i jeszcze bez przykrycia piekłam przez 10 minut. Wykonanie: Paprykę opłukałam, osuszyłam, ścięłam wierzch i wybrałam gniazda nasienne. Ryż zaparzyłam (al dente). Cebulę obrałam, pokroiłam w kostkę i zeszkliłam na maśle. Do podsmażonej cebuli dodałam mielone mięso i chwilę smażyłam. Następnie do miski wsypałam ugotowany ryż, dodałam podsmażone mięso z cebulą, sól, pieprz, majeranek, pokrojoną natkę pietruszki i starty ser gouda. Wszystko dokładnie wymieszałam. Specjalnie dla naszych Czytelników Jola Caputa dzieli się swoimi przepisami. Dla tych Państwa, którzy lubią gotować, albo dla tych z Państwa, którzy muszą gotować, mamy dobrą wiadomość: przepisy Joli znajdziecie teraz w każdym numerze „Ludzkiej Sprawy”, na naszej stronie internetowej i Facebooku. Więcej przepisów na www.przepisyJoli.pl 14 Polecamy LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 John Williams Profesor Stoner Sonia Draga „Profesor Stoner” to książka, która otrzymała nowe życie. Powieść wydaną w 1965 roku, zdawało się zapomnianą przez czytelników, przypomniało wydawnictwo Sonia Draga. Jej autor, John Williams, uniwersytecki wykładowca, zmarł w 1994 roku. Fabuła pozbawiona jest spektakularnych zwrotów akcji oraz suspensu, bo to linearna opowieść o życiu przeciętnego, by nie rzec nudnego profesora literatury. William Stoner pochodzi z ubogiej farmerskiej rodziny, studiuje rolnictwo, by przejąć w przyszłości gospodarstwo rodziców. Typowy los! Jako sześciolatek doił kościste krowy, nosił pomyje świniom do chlewa przy domu i podbierał małe jajka patykowatym kurom (…) W siedemnastym roku życia zaczął się już garbić, przytłoczony ciężarem rozlicznych zajęć. Stoner porzuca jednak studia agrarne, bo jego pasją stała się literatura. Lektura sonetu 73 Szekspira sprawiła, że czytanie przynosiło mu „ulgę i spełnienie”. Gdy jego umysł oddawał się ulubionemu zajęciu, siłując się z potęgą literatury, UWAGA którą poznawał, by zrozumieć jej naturę, Stoner miał świadomość zachodzącej w nim nieustannie zmiany, a im bardziej był tej zmiany świadom, tym bardziej się otwierał na ograniczający go świat. Zostaje na uczelni, sam wykłada… Nie radzi sobie jednak w życiu – traci kontakt z własnymi rodzicami, awans społeczny nie przynosi mu satysfakcji, tkwi w nieudanym małżeństwie, jego relacje z córką pozostawiają wiele do życzenia, nie ma zbyt wielu przyjaciół, jest samotnikiem, przeżywa nieudany romans. Prowadzi przeciętne życie, rzec by można pozbawione ambicji, jednak aprobuje los z godnością. Stoner nie jest dobrym przykładem spełnienia amerykańskiego mitu. Denerwujący przeciętny nieudacznik – cóż to za bohater literacki? Takie skojarzenie byłoby zbyt proste! Williams potrafi nakreślić poruszający portret psychologiczny. Szukanie sensu i godzenie się z losem, bezsilność i przemijanie – pytania i sprawy uniwersalne, które każdego z nas zajmują, ludzkasprawa.pl czasem dręczą. Profesor William Stoner na pozór tylko jest „człowiekiem bez właściwości”, ponieważ stara się żyć zgodnie z zasadami, które wyznaje. To człowiek przyzwoity. Stoik – z wrodzoną subtelnością i uporem podąża własną drogą, podejmuje wysiłek, bez względu na konsekwencje. Czytelnik podczas lektury może mieć skojarzenia z twórczością Faulknera, Fitzgeralda, Steinbecka. Nastrój powieści każe przywołać egzystencjalistów. John Williams potrafi przykuć naszą uwagę eleganckim stylem i konstrukcją swojej opowieści. Beata Stasińska, rekomendując te książkę, powiedziała że to „re-discovered classic” niezauważona przez polskich recenzentów, a przez wielu wydawców i czytelników na świecie traktowana jako wielkie odkrycie (…) Bohater mówi rzecz pozornie osobistą i banalną, ale dziś już trochę zapomnianą: że w życiu ważne są dwie rzeczy – umysł i zmysły. Bo umysł pozwala nam pracować z sensem, a zmysły pozwalają nam kochać. Autor potrafi stworzyć interesujące charaktery, ciekawe sceny i obrazy. Mimo że akcja powieści rozgrywa się w środowisku uniwersyteckim, autor doskonale oddaje tło historyczne i obyczajowe Ameryki końca XIX wieku aż do lat pięćdziesiątych XX wieku. Narracja jest rzeczowa, a jednocześnie niezwykle refleksyjna i wnikliwa. Diagnozy autora są precyzyjne i niezwykle celne. Momentami lektura bywa przykra, by nie rzec bolesna… budzi jednak emocje, które świadczą o tym, że obcujemy z dobrą i ważną literaturą, a co najcenniejsze, poruszającą i zapadającą w pamięć. Anna Molska Od dnia 2 stycznia 2015 r. Telefon Zaufania Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrocławiu: 512 198 939, będzie czynny od poniedziałku do piątku, w godzinach od 8.00 do 20.00. 1.Telefon Zaufania to doraźna pomoc dla osób, które doświadczają problemów natury materialnej, psychologicznej, społecznej, ale z różnych powodów nie chcą lub nie mogą się nimi podzielić z rodziną, przyjaciółmi lub przedstawicielami instytucji publicznych. 2.Dyżurni w Telefonie Zaufania świadczą pomoc poprzez: – uważne wysłuchanie i rozmowę z wszystkimi, którzy zapragną oparcia w sytuacjach kryzysowych; – na prośbę telefonującego kierują do odpowiednich służb i instytucji oraz informują o istniejących możliwościach wyjścia z kryzysu. 3.Gwarantujemy: – dostęp do Telefonu Zaufania od poniedziałku do piątku, w godzinach od 8.00 do 20.00; – wysłuchanie i życzliwość; – anonimowość rozmówcy i dyskrecję. Odkrywamy Wrocław Pod Zieloną Dynią i Dwoma Polakami Ulica Kuźnicza zamieniła się w deptak, warto więc przyjrzeć się budynkom, które tworzą jej historię. Dziś opiszemy okazałą kamienicę, która stanowi akcent urbanistyczny narożnika Kuźniczej i Uniwersyteckiej. Wzniesiona została w 1910 roku według projektu Karla Grossera, syna znanego snycerza (rzemieślnika rzeźbiącego w drewnie) – Carla Grossera. W latach 1877-94 wraz z Heinrichem Brostem prowadził działalność architektoniczno-budowlaną pod szyldem Brost&Grosser. Ich realizacje to m.in. dom handlowy i hotel „Monopol”, nieistniejące Śląskie Muzeum Sztuk Pięknych przy placu Muzealnym i wiele budynków mieszkalnych w prestiżowych lokalizacjach. Po śmierci wspólnika projektował samodzielnie. Na jego desce kreślarskiej powstał projekt domu handlowego Paula Schottländera (na rogu ul. Świdnickiej i placu Teatralnego), budynek biurowy przy ul. Rzeźniczej (obecnie własność Verity Development), czy dawny szpital Krajowego Zakładu Ubezpieczeń przy placu Hirszfelda (Centrum Onkologii). Poza Wrocławiem projektował w Świeradowie Zdroju (kompleks zdrojowy – 1897), Jeleniej Górze (pałac Paulinum – 1904, Muzeum Sudeckie – 1914) i Kowarach (sanatorium – 1900). Kamienica, będąca główną bohaterką dzisiejszego odcinka, została wzniesiona dla arystokraty z rodu śląskich magnatów – Hennckel von Donnersmarck. Budynek ma pięć kondygnacji od strony ulicy Kuźniczej i cztery od ulicy Uniwersyteckiej. Został wybudowany w miejscu dwóch mniejszych barokowych kamienic: „Pod Zieloną Dynią” i „Pod Dwoma Polakami”, których godła wkomponowano w elewację nowego budynku. Tuż po II wojnie światowej w 1945 r. uruchomiono tu Café-Dancing Bristol. Budynek ten odróżniać należy od dwóch innych o podobnych nazwach – kamienicy „Pod Zieloną Dynią” (Rynek 23) oraz od kamienicy „Pod Trzema Polakami” (Kotlarska 25). Nakryty jest wysokim dachem z lukarnami, a wewnątrz znajduje się kwadratowy, niezadaszony dziedziniec, na który prowadzą dwie bramy z piaskowcowymi portalami. Pierwotnie na parterze mieściły się dwie restauracje i dziesięć sklepów z osobnymi wejściami, przedzielonymi licowanymi trawertynem pilastrami. Jest to o tyle istotne, że taki sposób organizacji handlu pozytywnie służy ulicy – w prze- . ciwieństwie do systemu znanego współcześnie z galerii handlowych, których dwa-trzy wejścia zasysają przechodniów z kilku punktów, zostawiając martwe witryny bez wejść wzdłuż ulic. Ponad witrynami w parterze kamienicy zaplanowano w elewacji przestrzeń pokrytą czarnym marmurem, przeznaczoną na szyldy. Tutaj znów mamy przykład nowatorskiego myślenia o handlu i reklamie, które po stu latach okazuje się wciąż niedoceniane. Uporządkowanie przestrzeni przeznaczonej na identyfikację wizualną już na etapie projektu to rzecz niecodzienna w dzisiejszym chaosie reklamowych szyldów, przypadkowych banerów, zaklejonych okien i ogólnej samowolki reklamowej. Obecnie w kamienicy znajduje się restauracja koreańska (niegdyś bar „Żaczek”), antykwariat naukowy, szkoła językowa, centrum niderlandystyki Uniwersytetu Wrocławskiego, a na pierwszym piętrze w latach 1952-2003 mieściła się siedziba Katedry i Zakładu Stomatologii Zachowawczej i Dziecięcej (obecnie przy ulicy Krakowskiej 26). Część pomieszczeń zajmuje szkoła językowa, która szpeci budynek swoją reklamą, oklejającą szyby okien całego pierwszego piętra. Nad nimi znajdują się mieszkania, które w momencie powstania cechowały się wysokim standardem wykończenia. Pod płaskorzeźbą przedstawiająca dwóch Polaków znajduje się płyta upamiętniająca wybitnego chemika Antoniego Grabowskiego, który w latach 1879-81 mieszkał we wcześniejszym domu „Pod Dwoma Polakami”. Był on współtwórcą polskiej terminologii chemicznej i ojcem poezji Esperanto. Wojciech Prastowski Kamienica przy ulicy Kuźniczej 43/45 i Uniwersyteckiej 27/28 Zielona dynia umieszczona w narożniku nowej kamienicy www.tuwroclaw.com/ wiadomosci,odkrywcy,odk.html