nr (66) 2014 - ludzka sprawa

Transkrypt

nr (66) 2014 - ludzka sprawa
Nr(66)2014
Ewa Płaksej
Doświadczanie
świata
Program aktywności
społecznej i twórczej
PRZENIKANIE
PRZENIKANIE
Tym razem młodzież biorąca udział w warsztatach odbywających sie w ramach projektu odwiedziła Wrocławskie Targi
Dobrych Książek we Wrocławiu.
PRZENIKANIE
To program skierowany do dzieci i młodzieży zagrożonych wykluczeniem społecznym.
PRZENIKANIE
To promowanie aktywnych postaw obywatelskich wśród młodzieży.
PRZENIKANIE
To lekcja solidarności i tolerancji oraz wzajemnego zrozumienia.
PRZENIKANIE
To zdobywanie wiedzy o prawach i obowiązkach obywateli wobec prawa oraz siebie nawzajem ułatwiające poruszanie się
po instytucjach, w których samodzielnie będą potrafili załatwić ważne dla siebie sprawy.
PRZENIKANIE
To dofinansowany przez FUNDUSZ INICJATYW OBYWATELSKICH program prowadzony przez stowarzyszenie JEST CZŁOWIEK.
3
4 Doświadczanie świata
Gazeta dofinansowana
przez Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu
Szanowni Państwo,
kolejny już numer „Ludzkiej Sprawy” trafia
w Wasze ręce. Mamy nadzieję, że trafia
również do Waszych serc. Warto przeczytać
rozmowę miesiąca, dziś dyrektorka Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego
przy ul. Parkowej we Wrocławiu opowiada
o sobie i swojej pracy. Sala doświadczania
świata to jedna z nowoczesnych metod terapii. W tym numerze dużo o pracy z dziećmi,
między innymi tekst zatytułowany „Drama
– czyli okazja do zadawania pytań” i tekst
o tym, jak pomóc dziecku w rozwijaniu samodyscypliny, odpowiedzialności i dobrego
zachowania. Ciekawy i smutny jest tekst
„Przeszłość doświadczeniem przyszłości”
przysłany do nas z jednego z zakładów karnych w Polsce. Polecamy dobrą lekturę i jak
zwykle spacer po Wrocławiu. Zapraszamy
do polubienia nas na facebooku https://
www.facebook.com/LudzkaSprawa.
Redakcja
Redaktor naczelny:
Anna Morawiecka
Redaguje zespół
Projekt okładki: anief
Korekta: Dobromiła Jankowska
Skład: Jacek Budziszewski
Wydawca:
Stowarzyszenie NASZE MIASTO WROCŁAW
Adres do korespondencji:
50-540 Wrocław, ul. Orzechowa 42/14
e-mail: [email protected]
www.ludzkasprawa.pl
Dystrybucja: Janusz Ogrodnik
e-mail: [email protected]
Na okładce: Ewa Płaksej
6
8
9
W Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym
Drama
Okazja do zadawania pytań
Dorośli?
Niedorośli…
Powrót z ciemnej strony mocy
Konkurs skierowany do młodzieży
10 Przeszłość
Doświadczeniem przyszłości
11 Pozytywna dyscyplina
W praktyce
13 Przepisy Joli
Bułeczki i papryczki
14 Profesor Stoner
15 Odkrywamy Wrocław
cka
acja Lu
Inform
Ten numer „Ludzkiej Sprawy” ukazał się m.in. dzięki Ośrodkowi Kultury
i Sztuki (instytucji kulturalnej Samorządu Województwa Dolnośląskiego),
Funduszowi Inicjatyw Obywatelskich i Wrocławskiemu Klubowi ANIMA.
Można nas znaleźć w instytucjach i urzędach (Marszałkowskim, Miejskim, MOPS, Urzędzie Pracy,
Centrum Informacji Kulturalnej, Centrum Informacji i Rozwoju Społecznego. Ponadto jesteśmy
w publicznych i niepublicznych placówkach służby zdrowia. Bieżące i archiwalne numery „Ludzkiej
Sprawy” dostępne są na naszej stronie internetowej www.ludzkasprawa.pl
Nasz adres mailowy: [email protected], adres do korespondencji: 50-540 Wrocław,
ul. Orzechowa 42/14.
https://www.facebook.com/LudzkaSprawa
4
Rozmowa miesiąca
LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 ludzkasprawa.pl
Doświadczanie
świata
Z Ewą Płaksej, dyrektorką Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego,
rozmawia Anna Morawiecka
Anna Morawiecka: Jak trafiła Pani do tej
szkoły?
Ewa Płaksej: Na stanowisko dyrektora, czy
w ogóle do szkoły specjalnej? (śmiech)
Pytam oczywiście o rodzaj szkoły.
Skończyłam psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pracowałam w zakładzie wychowawczym dla chłopców.
W tamtych czasach, aby dostać pracę
w poradni, trzeba było mieć co najmniej
trzyletni staż w szkole. Takich prosto ze
studiów nie brali do doradzania, bo co taki
absolwent umie? Teraz młodzi po studiach
mądrzejsi od telewizji… Ale wracając do
pytania. Po trzech latach przeniosłam
się do szkoły specjalnej w Skawinie pod
Krakowem, gdzie przez kolejne jedenaście
lat pracowałam jako psycholog, potem
zostałam dyrektorem. Stamtąd przeniosłam się do Wrocławia i pracowałam
w Kuratorium Oświaty jako wizytator
do spraw szkolnictwa specjalnego. Mój
plan życiowy był prosty: chciałam po
dwudziestu pięciu latach pracy przejść na
emeryturę (takie możliwości dawała praca
w szkolnictwie specjalnym), ale przesadziłam. W samym Kuratorium pracowałam
dziesięć lat i chyba jako pierwsza w historii
tej instytucji odeszłam z niej na własną
prośbę. Stanęłam do konkursu na dyrektora obecnej placówki, wygrałam i jestem
już trzecią kadencję, czyli trzynasty rok.
Tak więc całe moje 35-letnie życie zawodowe koncentruje się wokół szkolnictwa
specjalnego.
Nie jest to łatwa praca.
No tak, czasy są trudne, ale nie beznadziejne (śmiech). Udało mi się tu kilka
rzeczy zrobić. Kiedy zaczynałam, miałam średnią nadzieję, że się uda, a tu
nagle po iluś latach pewne rzeczy jak
Filip z konopi powyskakiwały. Na przykład wyremontowanie sali sportowej
czy auli. Nasze dzieci czują się przez to
docenione, bo nie wszystkie szkoły mają
takie piękne sale ze sceną i widownią…
A w tym roku dostaliśmy się do projektu
o wdzięcznej nazwie Kawka, z którego
środki unijne przeznaczone są na wdrażanie projektów ekologicznych, i udało
nam się zmienić ogrzewanie z olejowego
na centralne z sieci miejskiej.
Ostatnim waszym osiągnięciem jest
tworzenie w Ośrodku przy ul. Parkowej
we Wrocławiu sali doświadczania świata
– co to takiego?
To sala, w której świat prezentowany
jest w formie dźwięków, świateł, ściany
wodnej, puf dopasowujących się do ciała, na których można robić wszystko…
W skrócie można powiedzieć, że to sala
doznaniowo-relaksacyjna.
Kto z niej korzysta?
Sala przeznaczona jest dla dzieci z głębszym upośledzeniem, mających różne
problemy. Do niektórych bodźce zewnętrzne docierają „przesterowane”,
czyli za mocne, nieadekwatne do faktycznej emisji. Na przykład ja mówię
cicho, a dziecko słyszy wrzask. Inne są
na przykład nadmiernie pobudzone.
Dla nich mamy specjalnie zaprogramowaną muzykę, która potrafi uspokajać,
wyciszać. Innym odwrotnie, trzeba
przekazać bodźce pobudzające, bo są
zbyt spowolniałe. Cała sala sterowana
jest komputerowo, a dzieci dobiera się
grupami dostosowanymi do ich potrzeb.
Po takiej sesji dziecko wychodzi pełne
wrażeń, bo samo pomieszczenie to jest
również wielka atrakcja.
Czy metody takie są stosowane od dawna?
Nie, jest to jeden z nowocześniejszych
sposobów prowadzenia terapii. To
rodzaj drogiej „zabawki” – nie bez powodu używam tu cudzysłowu (śmiech)
-– dość mało popularnej. Niewielu jest
też w Polsce specjalistów, którzy potrafią
wyposażyć, obsłużyć i konserwować
urządzenia stosowane w sali doświadczania świata.
Ale to nie jedyna w Ośrodku metoda służąca terapii i pomocy dzieciom z problemami.
Oczywiście, że nie. Stosujemy na przykład biofeedback, który przyszedł do
nas z USA. NASA przy jego pomocy
przygotowuje astronautów do przebywania w kosmosie.
Na czym polega ta metoda? Mam wrażenie, że staje się modna, można przeczytać ogłoszenia, że coraz więcej gabinetów psychologicznych ją stosuje.
Biofeedback to takie specyficzne EEG, rodzaj stymulacji mózgu. Przy pomocy podłączonych elektrod dostarcza się pacjentowi informacji zwrotnej o zmianach stanu
fizjologicznego jego organizmu, dzięki
czemu może on nauczyć się świadomie
modyfikować funkcje, które normalnie
nie są kontrolowane: na przykład fale mózgowe, opór elektryczny skóry, napięcie
mięśni. Biofeedback uczy panowania nad
własnymi reakcjami, pomaga odpowiednio się relaksować, a tym samym radzić
sobie nawet w najbardziej ekstremalnych
warunkach. Krótko mówiąc, to trening
mózgu, który, wykonywany systematycznie, pozwala pacjentowi utrwalić
odpowiednie zachowania, poprawia koncentrację, ułatwia zapamiętywanie, naukę.
Czy to jest bezpieczne?
Oczywiście, stosowanie tej metody nie
niesie ze sobą żadnego niebezpieczeństwa. Ważne jest, aby ćwiczenia wykonywane były systematycznie. Musi być
co najmniej dziesięć sesji w odstępie nie
dłuższym niż tydzień, żeby mózg nie
zapomniał, czego się uczy.
Ciekawe. Nie można jednak powiedzieć,
że po takich dziesięciu sesjach wszystkie problemy znikają?
No nie. Nie jest to tabletka, którą się połyka i głowa przestaje boleć. Nic pracy
LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 Rozmowa miesiąca
ludzkasprawa.pl
i woli nie zastąpi, biofeedback pomaga,
ale nie wyręcza.
Jedna sprawa to inwestycje, a druga –
kadra. Musi Pani mieć tu świetnych nauczycieli z powołania.
Jeśli komuś go brakuje, to w szkole specjalnej długo miejsca nie zagrzeje. Tego
się nie da nauczyć. Trzeba w sobie mieć
to coś… bo inaczej dzieci nie słuchają,
z rodzicami się nie można dogadać . Tu
muszą pracować ludzie, którzy mają
serce na właściwym miejscu. Nie może
być to człowiek, który nad wszystkimi
się lituje, bo ani dzieci, ani ich rodzice
litości nie potrzebują. Przeciwnie: potrzebują, żeby traktować ich normalnie,
stawiać wymagania, a jeśli je spełniają,
to są dumni i zadowoleni. Tylko że te
wymagania muszą być skrojone na ich
miarę. Nie mogą być takie, żeby dziecko
nie dało rady im sprostać. A tę miarę
nauczyciel musi mieć w oczach i głowie.
Jakie dzieci chodzą do tej szkoły i jakie
po jej skończeniu stąd wychodzą?
Przedział wiekowy od sześciu do
dwudziestu czterech lat. Są takie, które
przychodzą do pierwszej klasy szkoły
podstawowej, kończą tu gimnazjum
i zasadniczą szkołę zawodową i wychodzą z certyfikatem w dwóch językach
(po polsku i po angielsku) po zdaniu egzaminu zewnętrznego. Dzieci z lekkim
upośledzeniem umysłowym – a taka
tu jest przeważająca większość, mają
podstawy programowe takie same jak
dzieci w innych szkołach. Oczywiście
mamy tu inne metody pracy, są one
dostosowane do możliwości naszych
uczniów. Ale podstawy są te same
i warto to podkreślić.
Ciekawe, myślałam, że takie szkoły mają
inny program.
No właśnie, tak myśli większość ludzi,
również rodziców. Często odbija się to
potem na dalszym życiu dzieci na siłę
umieszczanych w szkołach tak zwanych normalnych.
Jakie są kryteria przyjmowania dzieci do
szkoły specjalnej?
Podstawą jest badanie w poradni
psychologiczno-pedagogicznej, która
wydaje orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego. Reszta to decyzja
rodzica, który po takim badaniu wie,
że jego dziecko będzie miało trudności
z przyswajaniem wiedzy, myśleniem
abstrakcyjnym i nie zawsze będzie
mogło sprostać wymogom szkoły masowej. Niemniej jednak rodzice mogą
zdecydować się na posłanie takiego
dziecka do szkoły „normalnej”. Tam
też, przynajmniej teoretycznie, nauczyciele są zobowiązani do dostosowania
materiału do potrzeb dziecka z lekkim
upośledzeniem. Mówię „teoretycznie”,
bo w praktyce jest to bardzo trudne.
Kolejnym wyborem rodzica może być
szkoła integracyjna albo nasza. Powiem
jednak, że naprawdę są dzieci, które
potrzebują szkoły specjalnej.
Często jednak rodzice boją się takiego
wyboru, uważają, że ich dziecko po takiej szkole będzie miało mniejsze szanse w dorosłym życiu.
Często jednak jest to bardziej strach
przed tym, co powiedzą sąsiedzi…
A dzisiejsza szkoła specjalna to nie jest
szkoła taka, jak kiedyś, może lepiej
byłoby używać słowa specjalistyczna,
a nie specjalna. Oprócz normalnych
podstaw programowych te dzieci maja
specjalną opiekę psychologa, pedagoga,
logopedy, różnego rodzaju specjalistów
wyposażonych w narzędzia do terapii.
Małe klasy (od dziesięciu do szesnastu
osób), jeśli chodzi o dzieci lekko upośledzone, natomiast dla tych upośledzonych w stopniu umiarkowanym
bądź znacznym, norma jest od sześciu
do ośmiu. Z taką grupą pracuje się łatwiej. Mogę powiedzieć, że szkoła jest
naprawdę na dobrym poziomie i nie jest
ona specjalna w sensie takim, że izoluje.
Niestety zbyt mało ludzi zdaje sobie
z tego sprawę. W ubiegłym roku zaprosiliśmy wszystkie wrocławskie poradnie psychologiczno-pedagogiczne,
okazało się, że niemała część pracowników, czyli specjalistów od doradzania,
w ogóle nie wiedziała o istnieniu takiej
szkoły jak nasza. Kiedy zobaczyli – bo
mogli poobserwować lekcje, zajęcia pozaszkolne, to wtedy dopiero otworzyły
im się oczy. Smutne jest to, że dopiero
teraz, bo ile dzieci trafiło do tak zwanych
normalnych szkół, w których nie
dawały sobie rady i przeżywały traumę?
Chciałam jeszcze powiedzieć, że u nas
również, jak w innych szkołach, jest
egzamin po ukończeniu podstawówki,
egzamin po gimnazjum i certyfikat
ukończenia szkoły zawodowej i zdania
egzaminu zewnętrznego, na którym
nie ma już słowa o szkole specjalnej.
Wychodzą stąd młodzi ludzie doskonale
przygotowani do zawodu, którego się
u nas nauczyli.
Do jakich zawodów przygotowuje szkoła?
Fryzjer, murarz-tynkarz, pracownik pomocniczy obsługi hotelowej. To dobry
zawód i dla chłopców, i dla dziewcząt.
Na tym kierunku są zajęcia z gotowania, pielęgnacji ogrodów, konserwacji sprzętów, sprzątania z użyciem
wszystkich nowoczesnych środków
i urządzeń. Jesteśmy też w programie
unijnym Modernizacja kształcenia zawodowego na Dolnym Śląsku, w związku
z tym mamy też liczne kursy dla naszej
młodzieży (barmana, baristy, zdobienia
paznokci itd.) i dzieciaki naprawdę
dość łatwo znajdują pracę.
Proszę mi jeszcze powiedzieć, z czego Pani
jest dumna w swojej pracy i czy są jakieś
porażki, które nie dają Pani spokoju. Chodzi mi oczywiście o młodzież…
Porażek jakichś spektakularnych nie
pamiętam. Jestem natomiast zadowolona, jeśli dziecko przyjdzie i wyjdzie
stąd jako porządny, dający sobie radę
w życiu człowiek. To jest największa
radość. Nie tylko dla mnie, również
dla całego grona pedagogicznego. Mam
tu naprawdę fantastycznych ludzi.
Mądrych i dobrych. Choć praca czasem nie jest łatwa, dzieciaki są bardzo
fajne. Nawet te sprawiające trudności.
Jesteśmy tu po to, aby ułatwić im
start w dorosłość, nauczyć
życia.
5
6
Warto wiedzieć
LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 ludzkasprawa.pl
DRAMA
okazja do zadawania pytań
Drama stwarza okazję do zadawania
pytań, rozwiązywania problemów. Po
określeniu przez nauczyciela sytuacji
wyjściowej następuje swobodne rzucanie pomysłów, ustalenie scenariusza
działań, ich ocena i analiza. Jest to cecha
charakterystyczna dla postaw twórczych,
o kształtowanie których upominają się
współczesne koncepcje edukacyjne.
Dzięki ćwiczeniom sprawności komunikacyjnych uczniowie stają się otwarci
w kontaktach z innymi ludźmi. Analiza
postaci trudnych i konfliktowych sprzyja
zdobywaniu podstaw ocen moralnych.
Drama daje nauczycielowi możliwości
niezwykłego kontaktu z dzieckiem, motywowania go do pracy nad rozwojem
całej osobowości.
Wielkim atutem dramy jest fakt
odwoływania się do indywidualności
każdego dziecka, co sprzyja zaspokajaniu jego osobistych pragnień. Drama
wdraża do samodzielności i aktywności, kształtuje sprawność językową, roz-
wija wyobraźnię, fantazję oraz plastykę
ciała. Współczesna szkoła powinna
świadomie i konsekwentnie organizować takie działania, które rozbudzą
naturalną aktywność i postawę twórczą
w każdym dziecku. Staje się to szczególnie ważne, gdy mamy do czynienia
z małymi dziećmi. Są one bowiem
spontaniczne, otwarte, nieobciążone
stereotypami nauczania, obawą przez
zbyt częstą represyjnością szkoły. Będą
więc szybko wchłaniać przekazywane
treści. Potrzeba komunikowania się jest
na tym etapie niezwykłym elementem
rozwoju dziecka. Stanowi warunek jakichkolwiek rezultatów jego działalności. Nie może być bowiem efektów bez
porozumiewania się i przekazywania
informacji. Komunikacja staje się tym
bardziej niezbędna , kiedy dziecko w ramach zespołu zmierza do osiągnięcia
wytyczonych, wspólnych celów.
W dramie można wyróżnić cztery
podstawowe grupy zajęć. Są to według
Gavina Boltona:
– proste doświadczenia, wprawki
dramowe, ćwiczenia dramowe, gry
i inne formy artystyczne;
– gry dramowe;
– teatr;
– drama właściwa.
W pracy z dziećmi na etapie edukacji
wczesnoszkolnej szczególnie przydatne są:
Proste ćwiczenia – rozwijające wrażliwość zmysłów: słuchu, wzroku,
dotyku, węchu i smaku, doskonalące
refleks, polegające np. na rozpoznawaniu dźwięków, uważnym obserwowaniu otoczenia, naśladowaniu ruchów,
rozpoznawaniu obiektów za pomocą
dotyku, a pokarmów za pomocą węchu
i smaku.
Wprawki dramowe – podczas których
dzieci przypominają sobie wrażenia wzrokowe, słuchowe, smakowe,
węchowe i dotykowe i swoje doświadczenia wykorzystują w nowych
LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 Warto wiedzieć
ludzkasprawa.pl
sytuacjach (rozwijanie wyobraźni).
W tej grupie mieszczą się ćwiczenia
intonacyjne, językowe (np. powiedz tak
jak człowiek zdenerwowany, wesoły,
smutny), ruchowe (np. chodzimy jak
małpki, wspinamy się na stromą górę),
mimiczne (np.wyrażanie za pomocą
mimiki różnych uczuć: strach, radości,
złości, itd.).
Ćwiczenia dramowe – zwykle dotyczą
sytuacji, w których dochodzi do konfliktu. Wśród nich są ćwiczenia typu:
„Dokończ opowiadanie” (np. nauczyciel lub dziecko rozpoczyna opowiadanie, dzieci kolejno rozwijają je, dodając
po jednym zdaniu), „Zmień zakończenie opowiadania”, praca w parach (np.
wywiad z bohaterem opowiadania),
scenki i sytuacje improwizowane (np.
odtwarzanie sytuacji konfliktowej
w sklepie, próba rozwiązania konfliktu
w grupie rówieśniczej), inscenizacje
improwizowane (uczniowie wchodzą
w role bohaterów utworu, prezentują
tekst własnymi słowami, ale zachowują
się zgodnie z jego treścią).
Gry – rozwijają sprawność fizyczną
i intelektualną, doskonalą refleks,
koncentrację, aktywność dziecka oraz
sprzyjają harmonijnemu rozwojowi.
Jako wstępne ćwiczenia dramowe wykorzystywane są:
– gry z wyobrażonymi przedmiotami
(dzieci bawią się przedmiotami,
które sobie jedynie wyobrażają np.
piłką, skakanką);
– gry w wyobrażonych sytuacjach
(dzieci prezentują swoją reakcję na
dowolny przedmiot zgodnie z poleceniem nauczyciela, np. zachwycasz
się nim, uważaj, parzy!);
– gry w wyobrażonej przestrzeni
(dzieci za pomocą gestów i mimiki
prezentują sytuację nakreśloną
przez nauczyciela, np. zabłądziłeś
w górach, szukasz drogi do domu,
słyszysz czyjeś kroki: kto to może
być?);
– gry typu „powstawanie z niczego”
(np. wyobraź sobie, że jesteś nasionkiem, kiełkujesz, rośniesz i wyrasta
z ciebie kwiat);
– gry matematyczne sprzyjające utrwalaniu pojęć matematycznych.
Osoba prowadząca zajęcia nie narzuca
dzieciom sposobów realizowania zadań,
ale pomaga rozwijać i wzbogacać ich
własne umiejętności. Podstawowym
elementem, na którym opiera się drama,
jest temat. Musi on być jasno określony
i nie powinien być zbyt zawiły... Drama
jest metodą pedagogiczną, która, dzięki
odwoływaniu się do indywidualności,
sprzyja wydobywaniu i rozwijaniu najbardziej pożądanych cech osobowości
człowieka. Wykorzystuje naturalną
skłonność dziecka do naśladownictwa i zabawy. Poprzez dramę można
również rozwiązywać sytuacje, sporne
i konfliktowe. Dzięki dramie dzieci obserwują różne zachowania, dochodzą
samodzielnie do najlepszych rozwiązań,
a tym samym uczą się unikać błędów
w życiu.
Brian Way tak ujmuje istotę dramy:
„Odpowiedź na wiele prostych pytań
może przyjąć jedną z dwu form: albo
informacji, albo też bezpośredniego
doświadczenia. Pierwszy typ odpowie-
dzi przynależy do kategorii kształcenia
akademickiego, drugi właściwy jest
dramie. Niech to będzie na przykład pytanie: Kto to jest osoba niewidoma? Odpowiedzią może być: Osoba niewidoma
jest osobą niemogącą widzieć. Alternatywna odpowiedź to: Zamknij oczy i nie
otwierając ich, spróbuj znaleźć wyjście
z pokoju. Pierwsza odpowiedź zawiera
zwięzłą i ścisłą informację. Intelekt jest
być może usatysfakcjonowany. Jednak
druga odpowiedź dostarcza pytającemu momentów bezpośredniego doświadczenia, przekraczającego zwykłą
wiedzę, wzbogacającego wyobraźnię,
prawdopodobnie poruszającego serce
i duszę tak samo, jak umysł. Taka jest
w dużym uproszczeniu właściwa funkcja dramy”.
Opracowanie:
Violetta Malarczyk
Literatura
1. A. Matelska, Zabawy dramowe w edukacji wczesnoszkolnej, ODN, Poznań 2001.
2. B. Way, Drama, WSIP, Warszawa 1997.
3. K. Pankowska, Edukacja przez dramę, WSIP 1997.
4. K. Pankowska, Pedagogika dramy, Wydawnictwo Akademickie „Żak”, Warszawa 2000.
5. A. Dziedzic, J. Pichalska, E. Świderka, Drama na lekcjach języka polskiego, Warszawa 1995.
6. B. Mineyko, Improwizacje w klasach I-III, Warszawa 1986.
7. E. Grodzka-Mazur, Zabawy parateatralne w klasach I-III jako stymulatory rozwoju
możliwości dziecka, Cieszyn 1996.
8. L. Rybotycka, Gry dramatyczne. Teatr młodzieży, Warszawa 1986.
9. B. Przybylska-Matula, G. Muszyńska, B. Kotulska, B. Pocwa, Dramowa interpretacja lektur szkolnych, Warszawa 2004.
10. B. Sikorka-Żyrek, Drama w edukacji wczesnoszkolnej, Życie Szkoły nr 2/1997.
7
8
Spojrzenia
LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 ludzkasprawa.pl
Niedorośli dorośli?
Trzydziestolatkowie na garnuszku mamusi – wygoda i lenistwo, czy przykra konieczność?
Statystyki podają, że ponad czterdzieści
procent młodych ludzi w wieku 25-34
lata mieszka razem z rodzicami, a na ich
całkowitym lub częściowym utrzymaniu
pozostaje prawie jedna trzecia z nich. Ci,
którzy mieszkają osobno, również nie
są niezależni finansowo, wcale niemała
część z nich dostaje regularne kieszonkowe. Największą liczbę gniazdowników
oprócz Polski zanotowano w Słowacji
i Bułgarii, gdzie ponad połowa młodych
ludzi nie wyprowadza się z rodzinnego
domu. Europejska średnia to prawie
trzydzieści procent.
Wyniki statystyk są nie tylko przygnębiające, ale i alarmujące, bo w porównaniu
do lat wcześniejszych liczba polskich dorosłych dzieci nieopuszczających rodzinnego domu stale rośnie. Czy to wygoda
i lenistwo, czy przykra konieczność?
Agnieszka ma dwadzieścia osiem lat
i nigdy jeszcze nie mieszkała sama. Skończyła studia, ale od dwóch lat nie może
znaleźć stałej pracy. Jak mówi, chwyta co
rusz jakieś zlecenia, ale jest ich za mało i są za
mało płatne, żeby coś sobie wynająć. Zatrudniana jest na podstawie tzw. śmieciówek,
które nie dają ani gwarancji stałości pracy,
ani ubezpieczenia. – Staram się w miarę
zdrowo odżywiać, żeby nie chorować, bo na
prywatne wizyty u lekarza mnie nie stać. Jak
wyobraża sobie przyszłość? – Nie wiem.
Liczę na to, że w końcu trafi się jakaś normalna
praca, przecież nie po to kończyłam studia, żeby
zasuwać na kasie. Zresztą nawet z tego nie
można się utrzymać. Jakbym chciała wynająć
mieszkanie, musiałabym przeznaczyć na to
całą moją pensję. Za co miałabym żyć? – pyta
z rozgoryczeniem.
Na szczęście Agnieszka ma tolerancyjnych rodziców. – Nie robią mi wyrzutów, że
się nie usamodzielniłam, bo sami doskonale widzą, co się dzieje na rynku pracy. Mama co rusz
się modli, żeby jej nie zwolnili przed emeryturą,
a ojciec, chociaż ma swoją firmę, ostatnio coraz
gorzej przędzie. Nie ma klientów, a pracować
do kogoś nie pójdzie, bo kto go przyjmie tylko
po technikum i z jego latami? Agnieszka mogłaby, co prawda, wynająć pokój, ale, jak
twierdzi, byłoby to zupełnie nieopłacalne.
– Pokój mam u rodziców, i to za darmo. Dlaczego
miałabym płacić za takie same warunki?
Robert dobiega czterdziestki. Też jest po
studiach, też nie ma stałej pracy ani własnego mieszkania. W pogoni za zarobkiem
dwa razy wyjeżdżał do Wielkiej Brytanii.
Za pierwszym razem zwróciły mu się
pieniądze za bilet i koszty utrzymania na
miejscu, za drugim raz nie dość, że znów
nic nie zarobił, to jeszcze wrócił z długami.
Mieszka tylko z mamą, która podobnie jak
on uważa, że „to wszystko wina państwa,
że nic dla młodych nie robi, ani mieszkań
nie daje, ani pracy, za którą można byłoby godnie przeżyć”. Sama ma prywatny
gabinet lekarski, więc utrzymanie syna nie
jest dla niej zbyt wielkim obciążeniem. –
On nie jest leniem, posprząta w domu, śmieci
wyniesie, zakupy zrobi. Nie jego wina przecież,
że wybrał taki nieprzyszłościowy kierunek.
Radziłam, żeby na medycynę szedł, ale to go
nie interesowało – opowiada. Robert nie ma
stałej partnerki. – Wszystko jest ok, dopóki
nie powiem, że mieszkam z mamą, wtedy odwracają się na pięcie i już nie chcą się spotykać
– mówi o swoich randkach. Czas spędza
najchętniej przy komputerze, od czasu
do czasu pójdzie „gdzieś z kumplami na
miasto”. Co będzie dalej? Nie ma ochoty
odpowiadać.
Marta również mieszka z rodzicami.
Pracuje na stoisku w galerii handlowej. –
Nie stać mnie na osobne mieszkanie – mówi.
– Staram się coś odłożyć, ale marnie to idzie.
Życie jest drogie, a przecież muszę jakoś wyglądać, ubrać się, mieć na kosmetyki, jakieś
kino, czasem restaurację. Jej marzenie to
otworzyć własny sklep, uważa, że ma do
tego kwalifikacje, bo skończyła marketing
i zarządzanie. – Może za parę lat – myśli
głośno. I pociesza się, że ma jeszcze czas,
miesiąc temu skończyła dopiero 26 lat.
Trudno osądzać, czy to niedojrzałość
emocjonalna młodych ludzi, ich egoizm,
brak perspektywicznego myślenia, czy też
wina leży po stronie warunków społeczno-ekonomicznych, w których żyją.
Młodzi Polacy, którzy pracują na
podstawie umów cywilnoprawnych
(zwanych „śmieciówkami”), zaliczani są
do tzw. prekariuszy (osób bez perspektyw na przyszłość – dop.red), którzy ze
względu na niestabilne warunki pracy
i płacy pozostają bez szans na stabilizację
życiową. Drugą grupę, która boryka się
z podobnymi problemami, zalicza się
do tzw. pracujących biednych. To ludzie
zatrudnieni w sektorze usług, na niskoopłacanych stanowiskach. Nierzadko
mają gwarancję zatrudnienia, natomiast
ich dochody są zbyt niskie, aby samodzielnie się utrzymać. Można narzekać na system, albo próbować się w nim odnaleźć,
pomimo wszystko. Zawsze można też
emigrować, choć jest to słaby argument
w przypadku młodych, którym po prostu
wygodniej siedzieć na garnuszku mamusi
i narzekać na „tę Polskę”.
Magda Wieteska
Zastanawiam się, czy w Polsce rzeczywiście nie ma perspektyw dla młodych ludzi, czy jest to
kwestia ich lenistwa, czy naszego ich wychowania? Refleksja nasuwa mi się smutna. Uważam
bowiem, że winę za taki stan rzeczy ponosimy w dużej mierze my, rodzice. Z jednej strony
zabiegani, bez czasu dla naszych pociech, robiący wszystko za nich, bo lepiej, bo szybciej, bo
bez stresu. Z drugiej strony z poczuciem winy za ten brak czasu, uważamy, że nadrobić zaległości możemy, dając, wyręczając, kupując, nie wymagając. Z trzeciej strony z jakiegoś powodu
uważamy, że nasze dzieci muszą mieć lepiej niż my i nie ustajemy w spełnianiu ich zachcianek.
Hodujemy w ten sposób kaleki niezaradne życiowo, z pretensjami do świata i społeczeństwa.
Pół biedy, jeśli nasze nieprzystosowane dziecko w którymś momencie powie „dość”, weźmie
przysłowiowego byka za rogi, zechce spróbować dorosłego życia i nie podda się po pierwszej
porażce. Gorzej, jeśli przeszkody okażą się nie do pokonania. Wtedy nasze biedne dorosłe dzieci
wracają do rodzinnych gniazdek, w przekonaniu, że to wina systemu. A my, rodzice z wyrzutami
sumienia, za ten brak czasu, za to, że nie nauczyliśmy naszych pociech odpowiedzialności,
dorosłości i pracy, zastanawiamy się, jak im pomóc i do głowy nam nie przychodzi, że robimy
im kolejną krzywdę. Bo nie jest tak, drodzy rodzice, że w naszym kraju nie da się żyć. Żyjemy
w nim sami, żyli tu nasi rodzice, pozwólmy żyć w nim naszym dzieciom.
Anna Morawiecka
LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 Konkurs
ludzkasprawa.pl
IV Konkurs na reportaż o charakterze społecznym
„POWRÓT Z CIEMNEJ STRONY MOCY…”
Już po raz trzeci wspólnie z Wrocławskim Centrum Kultury Anima ogłaszamy konkurs skierowany do młodzieży ze szkół
gimnazjalnych i licealistów. W dzisiejszym skomercjalizowanym świecie trudno czasami oprzeć się pozornie łatwej drodze
prowadzącej na manowce wszelkiego rodzaju uzależnień. Z drogi tej nie zawsze łatwo jest zawrócić. Niektórym mimo
wielokrotnych prób się to nie udaje. Inni mają więcej szczęścia i pokonując wiele trudności, wracają z ciemnej strony mocy.
Jeśli macie za sobą takie doświadczenia, jeśli historia taka przytrafiła się twoim bliskim, weź udział w konkursie, napisz.
Może twoja historia pomoże tym, którzy znaleźli się na życiowym zakręcie, może sprawi, że nigdy się na nim nie znajdą.
Redakcja
REGULAMIN
Organizatorzy:
Wrocławski Klub ANIMA
tel. (71) 351 12 71
www.klubanima.pl
ul. Pilczycka 47
54-150 Wrocław
Magazyn
„LUDZKA SPRAWA”
tel. 605-406-208
[email protected]
www.ludzkasprawa.pl
1. Idea i cel konkursu
Współczesna cywilizacja wciąż boryka się z problemami
ubóstwa i wykluczenia społecznego. Jednym z elementów
prowadzących do wykluczenia i degradacji człowieka są
uzależnienia.
Celem konkursu na reportaż o charakterze społecznym:
„POWRÓT Z CIEMNEJ STRONY MOCY…” jest zwrócenie
uwagi młodych ludzi na ten właśnie problem. Co robić, gdy
w szponach nałogu znajduje się ktoś z rodziny lub przyjaciół?
Jak radzić sobie z własnymi słabościami?
Jak być asertywnym, gdy namawiają cię do złego?
Jak żyć?
To pytania, na które odpowiedzi powinny znaleźć się w ogłoszonym przez nas konkursie.
Opisz swoje doświadczenia, opisz doświadczenia Twoich
bliskich.
2. Terminy
Teksty nie dłuższe niż 6,5 tysiąca znaków w formie
elektronicznej należy wysyłać na adres mailowy:
[email protected] do 15 marca 2015 r.
Rozstrzygnięcie konkursu nastąpi 31 marca 2015 r. i tego
dnia na stronach internetowych Wrocławskiego Klubu ANIMA i magazynu „Ludzka Sprawa” zostanie ogłoszona lista
laureatów i podany termin oraz miejsce wręczenia nagród.
3. Kategorie wiekowe
Gimnazja
Szkoły ponadgimnazjalne
4. Nagrody
Przewiduje się przyznanie trzech nagród (I, II i III miejsce)
w każdej kategorii wiekowej.
Nagrodzone teksty zostaną wydrukowane w kolejnych
numerach (począwszy od maja 2015) magazynu „Ludzka
Sprawa”. Ponadto zwycięzcy (I miejsce w konkursie) otrzymają w nagrodę czytniki e-booków.
Reportaż, który zajmie I miejsce, znajdzie się w majowym
wydaniu magazynu „Ludzka Sprawa”.
Jury ma prawo do przyznania wyróżnień.
Decyzja jury jest ostateczna i niepodważalna.
UWAGA
Przysłanie tekstu na konkurs jest równoznaczne z wyrażeniem zgody na publikację przez Organizatora zdjęć oraz
zapisów wideo z konkursu w mediach.
Dane osobowe uczestników będą wykorzystane wyłącznie
w celu wyłonienia zwycięzcy i przyznania nagrody. Poprzez
podanie danych osobowych uczestnik i reprezentowana
przez niego instytucja wyrażają zgodę na opublikowanie jego
nazwiska w materiałach pokonkursowych i na stronach internetowych Organizatorów i w magazynie „Ludzka Sprawa”.
Organizator zastrzega sobie prawo do zmian i poprawek
w niniejszym regulaminie.
W sprawach spornych ostateczna interpretacja regulaminu
należy do Organizatorów.
IV Konkurs na reportaż
o charakterze społecznym
POWRÓT
Z CIEMNEJ
STRONY MOCY…
Zgłoszenia do 15 marca 2015 r.
na adres:
[email protected]
Regulamin konkursu na
www.klubanima.pl
i www.ludzkasprawa.pl
9
10 Nasze losy
LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 ludzkasprawa.pl
Przeszłość
doświadczeniem przyszłości
Od drugiego roku życia przez dziewiętnaście lat przebywałem w placówkach
opiekuńczo-wychowawczych (np. domy
dziecka – w sumie w siedmiu). W domach tych szukałem miłości takiej, jaką
mógłbym dostać od swoich rodziców,
których bardzo mi brakowało. Niestety
nie znalazłem jej i nie mogłem jej znaleźć,
gdyż byłem przerzucany z placówki do
placówki. Było to uwarunkowane np.
wiekiem, chorobą skóry oraz wykryciem
lekkiego upośledzenia. W tych domach
nie czułem się bezpiecznie – pod żadnym
względem – psychicznym, fizycznym,
emocjonalnym. Zawsze chciałem być zauważany, być w centrum uwagi. Kiedy do
wychowanków przyjeżdżali np. rodzice
czy inne osoby, wówczas marzyłem, aby
ktoś przygarnął mnie na stałe do siebie. Po
usamodzielnieniu się dowiedziałem się,
że byłem zgłoszony do adopcji międzynarodowej i krajowej we Wrocławskim
Ośrodku Adopcyjnym. Bardzo lubiłem,
jak ktoś brał mnie na święta czy weekend,
bo miałem także nadzieję, że któregoś razu
już nie wrócę do domu dziecka. Takie
wyjazdy sprawiały mi ogromną radość,
bo czułem rodzinną i domową atmosferę.
Przez swoich rówieśników byłem
poniżany, wyśmiewany, wykorzystywany, m.in. z powodu choroby skóry.
Chodziłem często w strachu i niepokoju.
Te rzeczy pamiętam od ok. dwunastego
roku życia, wcześniejszego dzieciństwa
dobrze nie pamiętam. Była taka sytuacja,
że bardzo cieszyłem się, jak rówieśnicy
z jednego domu wyjeżdżali do drugiego,
bo cieszyłem się, że w końcu ich już nie
spotkam i będę miał od nich spokój. Niestety, po ok. dwóch miesiącach, i ja do nich
dołączyłem – niestety! Z natury jestem
taki, że pomagam innym, a zwłaszcza,
jak ktoś wie w jaki sposób to wykorzystać.
I była taka sytuacja, kiedy i ja dołączyłem
do chłopaków w nowym domu dziecka,
pani wychowawczyni przydzieliła mi
jednego wychowanka, aby pilnował,
bym nie rozdał wszystkich otrzymanych
na pożegnanie w poprzednim domu
dziecka słodyczy, bo taki też byłem, że
wszystko, co miałem, to rozdawałem, jak
ktoś mnie o coś poprosił. Koledzy to wykorzystywali. W domach tych nie miałem
osoby zaufanej, takiej, z którą mógłbym
o wszystkim porozmawiać, przytulić się,
przez którą czułbym się akceptowany.
O bardzo wielu rzeczach pracownikom
domów dziecka nie potrafiłem mówić,
nie tylko z powyższych powodów, ale
także dlatego, że byłem zastraszany
przez rówieśników. Z niektórymi z nich
mieszkałem przez wiele lat. W ostatniej
placówce byłem również wyśmiewany
przez pracowników domu dziecka. Jak już
wspomniałem, byłem uległy wobec wychowanków, a jak nie byłem im posłuszny,
to mnie zastraszali, abym zrobił coś, na
co akurat nie miałem ochoty lub, abym
nikomu nic nie mówił (np. pracownikom
domów dziecka). Ostatni dom dziecka
był kameralny, bo liczył dwudziestu
wychowanków (samych chłopców). Przebywałem w nim przez osiem lat, a przez
trzynaście lat (w sumie) zamieszkiwałem
w placówkach tylko z chłopakami. Niestety od ok. dwunastego roku życia, przez
kilka lat byłem wykorzystywany seksualnie przez chłopaków w w/w placówce.
Czynili to umiejętnie, tak, abym nikomu
nie mówił, myślałem wówczas, że na tym
polega również miłość, ale dziś już wiem,
że była to FAŁSZYWA I ZŁA MIŁOŚĆ!!!!!
Niestety, te powyższe doświadczenia – począwszy od braku macierzyńskiej opieki
od narodzin, do wykorzystywania mnie
seksualnie, odbiły się na mojej przyszłości
bardzo negatywnie i miało to wszystko
wpływ na to, że skrzywdziłem bardzo
(przez duże B) wiele osób, czego efektem
jest obecny pobyt w więzieniu. Jestem zły
na to, że w taki oto sposób skończyłem,
a co najważniejsze, skrzywdziłem wiele
osób (bezpośrednio i pośrednio) i tego
bardzo żałuję. Wiem, że nie cofnę czasu.
Niestety, ani w domach dziecka, ani później nie otrzymałem od nikogo konkretnej
pomocy (np. polecając mi jakąś potrzebną
terapię itp.). Dziś, dzięki temu, że jestem
w więzieniu, okazało się, kto tak naprawdę
jest moim przyjacielem (dobrym znajomym), a kto udawał (np. litując się nade
mną, bo jestem z domu dziecka). Dziś
mam niewielu przyjaciół, którzy pamiętają
o mnie na różne sposoby (np. widzenia,
listy, modlitwa itp. i jestem im bardzo za to
wdzięczny. Poprzez tę sytuację – przykrą
- mam już osobę, która mnie rozumie, a co
najważniejsze pomaga mi i chce pomagać
mi dalej oraz zna moje problemy.
Kiedyś poznałem swoją siostrę przyrodnią i jej rodzinę, mam z nią dobry
kontakt i cieszę się, że mnie nie odrzucili,
ale przyjęli mnie do swej rodziny. Później
udało mi się znaleźć mojego ojca, którego
w życiu widziałem przez trzy godziny, bo
wkrótce zmarł. Jeszcze później poznałem
także swoją mamę, której starałem się
pomagać (do czasu aresztowania).
W więzieniu jestem w trakcie terapii
psychologicznej, o którą poprosiłem w sądzie i jestem z tego bardzo zadowolony,
bo już przynosi efekty i wierzę, że dzięki
niej i Bogu w przyszłości będę potrafił
poradzić sobie ze swoimi problemami i,
co najważniejsze, nikogo już więcej nie
skrzywdzę!!! Wiem, że tak naprawdę
proces uzdrowienia dopiero się zaczął
i będzie trwał jakiś czas. Muszę pilnować
się i być czujnym cały czas, do końca życia,
aby żyć normalnie. Wiem, że tylko swoim
codziennym życiem i pracą nad sobą
mogę normalnie żyć i nikogo już więcej
nie skrzywdzić! Więzienie jest czasem
błogosławionym i dziękuję Bogu za ten
czas. Modlę się codziennie do Boga Ojca
o pomoc i abym już więcej nikogo nie
skrzywdził! Obecnie najważniejsze jest dla
mnie, aby maksymalnie wykorzystać czas
więzienia na pracę nad sobą, pod okiem
pani psycholog, a nie – jak dla niektórych
osadzonych – jak najszybciej wyjść na
wolność na warunkowe zwolnienie, bo
i tak na nie nie zasługują.
Drogi czytelniku i Ciebie proszę o modlitwę za mnie.
Przepraszam wszystkich tych, których skrzywdziłem oraz niech Bóg was
błogosławi.
A.
Od redakcji: Uznaliśmy, że w liście należy
zachować oryginalną pisownię. Imię i nazwisko autora do wiadomości redakcji.
LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 Warto wiedzieć 11
ludzkasprawa.pl
Pozytywna
dyscyplina
w praktyce
Jak pomóc dziecku w rozwijaniu samodyscypliny, odpowiedzialności
i dobrego zachowania.
Dziecko, które zachowuje się niewłaściwie, pragnie:
1. zwrócić na siebie uwagę, chociaż sytuacja
tego nie wymaga;
2. zakomunikować, iż ma poczucie przynależności tylko wtedy, gdy wygrywa,
kontroluje sytuację albo przynajmniej
nie pozwala dorosłym wygrać;
3. powiedzieć, iż czuje się zranione i dlatego
będzie raniło innych; ma poczucie,że nikt
go nie kocha, nie lubi;
4. nie wierzy w swoje możliwości, uważa, że
jest beznadziejne, niezdolne i poddaje się.
Wielu nauczycieli i rodziców odczuwa dziś frustrację, ponieważ dzieci nie
zachowują się właściwie, są mniej odpowiedzialne i ambitne niż niegdyś. Teoretycy sugerują, iż przyczyną tego są rozbite rodziny, za dużo telewizji, gier
komputerowych. Bardziej pośredni związek z problemami wychowawczymi
mają zmiany społeczne, jakie zaszły w ostatnich latach. W dzisiejszym społeczeństwie często dzieci mają mniej okazji, żeby nauczyć się odpowiedzialności
i motywacji. Rodzice dają dzieciom zbyt wiele w imię miłości, nie wymagając
w zamian żadnego wysiłku. Z powodu nawału zajęć nie mają czasu nauczyć
dzieci dawania, nie dają im szansy wzięcia udziału w codziennym życiu.
Ani nadmierna surowość i kontrola ze strony rodziców i nauczycieli, ani
też zbytnia pobłażliwość nie sprzyjają rozwijaniu poczucia odpowiedzialności
u dzieci. Znacznie korzystniejsza jest atmosfera uprzejmości, stanowczości
i szacunku, czyli pozytywna dyscyplina, która opiera się na zasadach Alfreda
Adlera. Polega ona na traktowaniu ludzi z szacunkiem, postrzeganiu niegrzecznego dziecka jako dziecka zniechęconego, wspieraniu i uczeniu umiejętności
życiowych.
Należy podkreślić, iż rezygnacja z kar nie oznacza pozwalania dzieciom na
wszystko. Powinniśmy umożliwić dzieciom doświadczenie bezpośredniego
związku odpowiedzialności z przywilejami, którymi się cieszą. W przeciwnym
przypadku staną się pozbawionymi samodzielności biorcami przekonanymi,
że przynależność i znaczenie mogą osiągnąć, jedynie manipulując ludźmi tak,
aby im służyli.
Niezwykle ważne jest, aby zrozumieć, co
Pozytywna dyscyplina pozwala uniknąć zarówno nadmiernej kontroli, jak
i nadmiernej pobłażliwości, a jednocześnie wpoić dzieciom zasady samodyscypliny, odpowiedzialności i współpracy w rozwiązywaniu problemów. Przede
wszystkim nie jest upokarzająca ani dla dzieci, ani dla dorosłych. Jedna z najważniejszych zasad pozytywnej dyscypliny mówi, że dzieci chętniej przestrzegają
reguł, które pomagały ustalić. Pierwszym krokiem rodziców i nauczycieli borykających się z brakiem dyscypliny u dzieci powinno być zrozumienie, dlaczego
dzieci zachowują się niewłaściwie.
Rudolf Dreikurs powtarzał ,,Dziecko niegrzeczne to dziecko zniechęcone”.
Badając zasady rządzące zachowaniem dzieci, wyodrębnił cele, które przyjmują
dzieci za podstawę złego zachowania. Źródłem zniechęcenia jest poczucie braku
przynależności i znaczenia.
2. Staraj się poświęcać dziecku więcej uwa-
Anna Chemij
wychowawca SOS-W Nr 10 ul. Parkowa
7. Zaangażuj dzieci w układanie planu
tak naprawdę kryje się za niegrzecznością dziecka. Kiedy dorośli zrozumieją, że
dziecko jest niegrzeczne, ponieważ jest
zniechęcone, chętnie pracują nad udzieleniem wsparcia i zachęcaniem go, gdyż
jest to najskuteczniejszy sposób poprawy
zachowania. Dziecko, które czuje wsparcie
dorosłego, nie musi się źle zachowywać.
Uniwersalny sposób radzenia sobie ze złym
zachowaniem nie istnieje. Wszystkie metody
są skuteczne tylko wtedy, gdy wprowadza
się je w życie zgodnie z zasadami zachęcania,
zrozumienia i wzajemnego szacunku.
W przypadku złego zachowania
dziecka postępuj zgodnie z podanymi niżej zasadami:
1. Zmień cel zachowania dziecka na udział
w życiu społecznym. Daj mu zadanie,
dzięki któremu będzie mogło zwrócić
na siebie uwagę, daj mu szansę bycia
użytecznym.
gi, przynajmniej raz na jakiś czas.
3. Daj do zrozumienia dziecku, że w nie wierzysz, że wierzysz, że sobie samo poradzi.
4. Wykorzystaj moment, kiedy dziecko jest
w dobrym nastroju, aby pokazać mu
inne sposoby zachowania, np. spokojna
rozmowa może zastąpić krzyk.
5. Nie mów nic, działaj – uprzejmie, ale
stanowczo.
6. Przyznaj, że nie możesz dziecka do
niczego zmusić i poproś, aby znalazło
rozwiązanie dla was obojga.
działania
8. Zaoferuj ograniczony wybór.
9. Okaż zainteresowanie i zachętę.
10.Stwarzaj możliwości odnoszenia małych
Bibliografia
Jane Nelsen, Pozytywna dyscyplina, Rebis, Poznań 2000.
Benjamin Spock, Rodzicom o dzieciach, Rebis, Poznań 1999.
sukcesów.
11.Doceniaj każdy pozytywny zamiar.
12 Warto wiedzieć
LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 ludzkasprawa.pl
Profilaktyka i rozpoznawanie
nowotworów u dzieci
W Polsce u dzieci odnotowuje się
rocznie około tysiąca trzystu nowych
zachorowań na nowotwory. Połowę
stanowią białaczki i chłoniaki, a pozostałe część guzy lite. Większość
nowotworów u dzieci, wykrytych we
wczesnym stadium stała się uleczalna
Niestety u prawie siedemdziesięciu
procent z nich rak rozpoznawalny
jest w III i IV stopniu zaawansowania, co drastycznie zmniejsza szanse
na wyleczenie dziecka. Rozpoznanie
często jest opóźnione, bowiem nowotwory rozwijają się z zasady podstępnie i nawet w zaawansowanym
procesie często stan ogólny dziecka
jest dobry. Wymaga to zachowania
czujności onkologicznej przez lekarzy
pierwszego kontaktu, rodziców dziecka i wreszcie przez samo dziecko.
Wczesne rozpoznawanie nowotworów u dzieci wiąże się z czujnością
rodziców. Niezbędne są staranne
badania okresowe, fizykalne, obejmujące całego małego pacjenta.
Niedopuszczalne jest rozpoznawanie
guzów zlokalizowanych w jamie
brzusznej, dopiero gdy powodują
deformację brzucha i są widoczne
gołym okiem, rozpoznawanie guzów
zlokalizowanych w śródpiersiu, gdy
dochodzi do objawów uciskowych
itp. Profilaktyka nowotworowa jest
szansą na całkowite wyleczenie.
Objawami nowotworu u dziecka
mogą być:
– guz w jakiejkolwiek okolicy ciała,
– ból – nieuzasadniony – nawet jeśli
niczego nie widać,
– nieuzasadniona gorączka,
– kaszel (niezapalny, niealergiczny),
– czarne znamię na skórze – wypukłe
i owłosione,
– objawy neurologiczne: utrata świadomości, drgawki, porażenia,
– nieprawidłowe oddawanie moczu,
– nieprawidłowe oddawanie stolca,
– osłabienie,
– gwałtowna utrata wagi.
Nowotwór powstaje z naszej własnej
komórki, która wskutek dewiacji genetycznej niekontrolowanie namnaża
się. Niestety tej dewiacji często spowodowanej czynnikami środowiskowymi
może ulec każda komórka. Ważna jest
profilaktyka: prawidłowe żywienie,
czyste środowisko, spokojny tryb życia
i szczepienia.
WCZESNE ROZPOZNANIE = WYLECZENIE!
NIE PRZEGAP ŻADNYCH OBJAWÓW U SWOJEGO DZIECKA – OD TEGO ZALEŻY JEGO ŻYCIE.
Na pomoc Tymusiowi!
Nasz 4-letni Synek – Tymuś Sołtys – choruje na ostrą białaczkę szpikową,
która wymaga długotrwałego leczenia. Z pieniędzy zgromadzonych na
imiennym koncie Tymusia w Fundacji „Na ratunek dzieciom z chorobą nowotworową” są kupowane leki potrzebne w Jego leczeniu. Prosimy o pomoc
w powrocie do zdrowia Tymusia.
Jak to uczynić?
Przekazujemy 1% swojego podatku na rzecz Fundacji „Na ratunek dzieciom
z chorobą nowotworową”, składając roczne zeznanie podatkowe.
W zeznaniu podatkowym proszę podać:
– w rubryce – Numer KRS: 0000086210
– w rubryce – Cel szczegółowy 1%: Tymoteusz Sołtys
Bardzo dziękujemy za okazaną pomoc. Rodzice Tymusia: Gosia i Łukasz
LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 ludzkasprawa.pl
BUŁKI Z KRUSZONKĄ
I DŻEMEM Z CZARNEJ PORZECZKI
Składniki na bułki:
20 gram świeżych drożdży
4 łyżki wody
3 łyżki cukru
4 jajka
3 szklanki mąki pszennej
8 łyżek masła (w temperaturze pokojowej)
dżem z czarnej porzeczki
szczypta soli
Kruszonka:
4 łyżki masła
4 łyżki cukru pudru
3 łyżki mąki pszennej
Kącik smakosza 13
do zmiksowanych białek, następnie wsypałam resztę mąki,
żółtka, dodałam masło i wszystko wymieszałam mikserem.
Kiedy składniki się połączyły, skończyłam wyrabiać ręcznie.
Ciasto odstawiłam w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
W tym czasie przygotowałam kruszonkę. Do miseczki
wsypałam cukier puder, mąkę i dodałam masło. Wszystkie
składniki dokładnie wymieszałam, aż powstała kruszonka.
Kiedy moje ciasto wyrosło, powiększając znacznie swoją
objętość, odrywałam po kawałku i układałam na papierze
do pieczenia. Każdy kawałek rozpłaszczałam i smarowałam
dżemem i posypywałam kruszonką.
Bułki piekłam 25 minut w piekarniku nagrzanym do 180
stopni.
Wykonanie:
Na początku zrobiłam rozczyn. Wymieszałam drożdże, cukier, wodę i odstawiłam na 20 minut. Białka oddzieliłam od
żółtek. Do białek dodałam szczyptę soli i ubiłam mikserem na
sztywną pianę. Do ubitych białek dodałam 0,5 szklanki mąki
i zmiksowałam. Kiedy mój rozczyn był gotowy, dodałam go
PAPRYKA FASZEROWANA
Składniki:
3 duże czerwone papryki
1 cebula
1 woreczek ryżu
30 dag mięsa mielonego
10-15 dag sera gouda
2 łyżki masła (lub innego tłuszczu)
pieprz
sól
majeranek
pęczek natki pietruszki (drobno pokrojonej)
Tak przygotowanym farszem napełniałam papryki.
Każdą paprykę przykryłam ściętym wierzchem z papryki.
Naczynie żaroodporne posmarowałam lekko masłem (samo
dno). Wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 200 stopni
i pod przykryciem piekłam około 30 minut. Po tym czasie
zdjęłam przykrycie z naczynia żaroodpornego i jeszcze bez
przykrycia piekłam przez 10 minut.
Wykonanie:
Paprykę opłukałam, osuszyłam, ścięłam wierzch i wybrałam gniazda nasienne. Ryż zaparzyłam (al dente). Cebulę
obrałam, pokroiłam w kostkę i zeszkliłam na maśle. Do podsmażonej cebuli dodałam mielone mięso i chwilę smażyłam.
Następnie do miski wsypałam ugotowany ryż, dodałam
podsmażone mięso z cebulą, sól, pieprz, majeranek, pokrojoną natkę pietruszki i starty ser gouda. Wszystko dokładnie
wymieszałam.
Specjalnie dla naszych Czytelników Jola Caputa dzieli się swoimi przepisami. Dla tych Państwa, którzy lubią gotować, albo dla
tych z Państwa, którzy muszą gotować, mamy dobrą wiadomość: przepisy Joli znajdziecie teraz w każdym numerze „Ludzkiej
Sprawy”, na naszej stronie internetowej i Facebooku. Więcej przepisów na www.przepisyJoli.pl
14 Polecamy
LUDZKA SPRAWA Nr 3(66)2014 John Williams
Profesor Stoner
Sonia Draga
„Profesor Stoner” to książka, która
otrzymała nowe życie. Powieść wydaną
w 1965 roku, zdawało się zapomnianą
przez czytelników, przypomniało wydawnictwo Sonia Draga. Jej autor, John
Williams, uniwersytecki wykładowca,
zmarł w 1994 roku. Fabuła pozbawiona
jest spektakularnych zwrotów akcji
oraz suspensu, bo to linearna opowieść
o życiu przeciętnego, by nie rzec nudnego profesora literatury. William
Stoner pochodzi z ubogiej farmerskiej
rodziny, studiuje rolnictwo, by przejąć
w przyszłości gospodarstwo rodziców.
Typowy los! Jako sześciolatek doił kościste
krowy, nosił pomyje świniom do chlewa
przy domu i podbierał małe jajka patykowatym kurom (…) W siedemnastym roku
życia zaczął się już garbić, przytłoczony
ciężarem rozlicznych zajęć.
Stoner porzuca jednak studia agrarne,
bo jego pasją stała się literatura. Lektura
sonetu 73 Szekspira sprawiła, że czytanie
przynosiło mu „ulgę i spełnienie”.
Gdy jego umysł oddawał się ulubionemu
zajęciu, siłując się z potęgą literatury,
UWAGA
którą poznawał, by zrozumieć jej naturę, Stoner miał świadomość zachodzącej
w nim nieustannie zmiany, a im bardziej
był tej zmiany świadom, tym bardziej
się otwierał na ograniczający go świat.
Zostaje na uczelni, sam wykłada…
Nie radzi sobie jednak w życiu – traci
kontakt z własnymi rodzicami, awans
społeczny nie przynosi mu satysfakcji,
tkwi w nieudanym małżeństwie, jego
relacje z córką pozostawiają wiele do
życzenia, nie ma zbyt wielu przyjaciół,
jest samotnikiem, przeżywa nieudany
romans. Prowadzi przeciętne życie, rzec
by można pozbawione ambicji, jednak
aprobuje los z godnością. Stoner nie
jest dobrym przykładem spełnienia
amerykańskiego mitu. Denerwujący
przeciętny nieudacznik – cóż to za bohater literacki? Takie skojarzenie byłoby
zbyt proste!
Williams potrafi nakreślić poruszający portret psychologiczny. Szukanie
sensu i godzenie się z losem, bezsilność
i przemijanie – pytania i sprawy uniwersalne, które każdego z nas zajmują,
ludzkasprawa.pl
czasem dręczą. Profesor William Stoner
na pozór tylko jest „człowiekiem bez
właściwości”, ponieważ stara się żyć
zgodnie z zasadami, które wyznaje. To
człowiek przyzwoity. Stoik – z wrodzoną subtelnością i uporem podąża
własną drogą, podejmuje wysiłek, bez
względu na konsekwencje. Czytelnik
podczas lektury może mieć skojarzenia
z twórczością Faulknera, Fitzgeralda,
Steinbecka. Nastrój powieści każe
przywołać egzystencjalistów. John
Williams potrafi przykuć naszą uwagę eleganckim stylem i konstrukcją
swojej opowieści. Beata Stasińska,
rekomendując te książkę, powiedziała
że to „re-discovered classic” niezauważona
przez polskich recenzentów, a przez wielu
wydawców i czytelników na świecie traktowana jako wielkie odkrycie (…) Bohater
mówi rzecz pozornie osobistą i banalną,
ale dziś już trochę zapomnianą: że w życiu
ważne są dwie rzeczy – umysł i zmysły. Bo
umysł pozwala nam pracować z sensem,
a zmysły pozwalają nam kochać. Autor potrafi stworzyć interesujące charaktery,
ciekawe sceny i obrazy. Mimo że akcja
powieści rozgrywa się w środowisku
uniwersyteckim, autor doskonale oddaje tło historyczne i obyczajowe Ameryki
końca XIX wieku aż do lat pięćdziesiątych XX wieku. Narracja jest rzeczowa,
a jednocześnie niezwykle refleksyjna
i wnikliwa. Diagnozy autora są precyzyjne i niezwykle celne. Momentami
lektura bywa przykra, by nie rzec
bolesna… budzi jednak emocje, które
świadczą o tym, że obcujemy z dobrą
i ważną literaturą, a co najcenniejsze,
poruszającą i zapadającą w pamięć.
Anna Molska
Od dnia 2 stycznia 2015 r. Telefon Zaufania Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej we Wrocławiu: 512 198 939,
będzie czynny od poniedziałku do piątku, w godzinach od 8.00 do 20.00.
1.Telefon Zaufania to doraźna pomoc dla osób, które doświadczają problemów natury materialnej, psychologicznej, społecznej, ale z różnych powodów nie chcą lub nie mogą się nimi podzielić z rodziną, przyjaciółmi lub przedstawicielami instytucji
publicznych.
2.Dyżurni w Telefonie Zaufania świadczą pomoc poprzez:
– uważne wysłuchanie i rozmowę z wszystkimi, którzy zapragną oparcia w sytuacjach kryzysowych;
– na prośbę telefonującego kierują do odpowiednich służb i instytucji oraz informują o istniejących możliwościach wyjścia
z kryzysu.
3.Gwarantujemy:
– dostęp do Telefonu Zaufania od poniedziałku do piątku, w godzinach od 8.00 do 20.00;
– wysłuchanie i życzliwość;
– anonimowość rozmówcy i dyskrecję.
Odkrywamy Wrocław
Pod Zieloną Dynią
i Dwoma Polakami
Ulica Kuźnicza zamieniła się w deptak, warto więc przyjrzeć się budynkom,
które tworzą jej historię. Dziś opiszemy okazałą kamienicę, która stanowi akcent
urbanistyczny narożnika Kuźniczej i Uniwersyteckiej.
Wzniesiona została w 1910 roku według
projektu Karla Grossera, syna znanego
snycerza (rzemieślnika rzeźbiącego
w drewnie) – Carla Grossera. W latach
1877-94 wraz z Heinrichem Brostem
prowadził działalność architektoniczno-budowlaną pod szyldem Brost&Grosser.
Ich realizacje to m.in. dom handlowy
i hotel „Monopol”, nieistniejące Śląskie
Muzeum Sztuk Pięknych przy placu Muzealnym i wiele budynków mieszkalnych
w prestiżowych lokalizacjach.
Po śmierci wspólnika projektował
samodzielnie. Na jego desce kreślarskiej
powstał projekt domu handlowego Paula
Schottländera (na rogu ul. Świdnickiej
i placu Teatralnego), budynek biurowy
przy ul. Rzeźniczej (obecnie własność
Verity Development), czy dawny szpital
Krajowego Zakładu Ubezpieczeń przy
placu Hirszfelda (Centrum Onkologii).
Poza Wrocławiem projektował w Świeradowie Zdroju (kompleks zdrojowy
– 1897), Jeleniej Górze (pałac Paulinum
– 1904, Muzeum Sudeckie – 1914) i Kowarach (sanatorium – 1900). Kamienica,
będąca główną bohaterką dzisiejszego
odcinka, została wzniesiona dla arystokraty z rodu śląskich magnatów – Hennckel von Donnersmarck.
Budynek ma pięć kondygnacji od
strony ulicy Kuźniczej i cztery od ulicy
Uniwersyteckiej. Został wybudowany
w miejscu dwóch mniejszych barokowych kamienic: „Pod Zieloną Dynią”
i „Pod Dwoma Polakami”, których godła
wkomponowano w elewację nowego
budynku. Tuż po II wojnie światowej
w 1945 r. uruchomiono tu Café-Dancing
Bristol. Budynek ten odróżniać należy od
dwóch innych o podobnych nazwach –
kamienicy „Pod Zieloną Dynią” (Rynek
23) oraz od kamienicy „Pod Trzema
Polakami” (Kotlarska 25).
Nakryty jest wysokim dachem z lukarnami, a wewnątrz znajduje się kwadratowy, niezadaszony dziedziniec, na który
prowadzą dwie bramy z piaskowcowymi
portalami. Pierwotnie na parterze mieściły się dwie restauracje i dziesięć sklepów
z osobnymi wejściami, przedzielonymi
licowanymi trawertynem pilastrami. Jest
to o tyle istotne, że taki sposób organizacji
handlu pozytywnie służy ulicy – w prze-
.
ciwieństwie do systemu znanego współcześnie z galerii handlowych, których
dwa-trzy wejścia zasysają przechodniów
z kilku punktów, zostawiając martwe
witryny bez wejść wzdłuż ulic.
Ponad witrynami w parterze kamienicy zaplanowano w elewacji przestrzeń
pokrytą czarnym marmurem, przeznaczoną na szyldy. Tutaj znów mamy przykład nowatorskiego myślenia o handlu
i reklamie, które po stu latach okazuje
się wciąż niedoceniane. Uporządkowanie
przestrzeni przeznaczonej na identyfikację wizualną już na etapie projektu to
rzecz niecodzienna w dzisiejszym chaosie
reklamowych szyldów, przypadkowych
banerów, zaklejonych okien i ogólnej
samowolki reklamowej.
Obecnie w kamienicy znajduje się
restauracja koreańska (niegdyś bar „Żaczek”), antykwariat naukowy, szkoła
językowa, centrum niderlandystyki
Uniwersytetu Wrocławskiego, a na
pierwszym piętrze w latach 1952-2003
mieściła się siedziba Katedry i Zakładu
Stomatologii Zachowawczej i Dziecięcej
(obecnie przy ulicy Krakowskiej 26). Część
pomieszczeń zajmuje szkoła językowa,
która szpeci budynek swoją reklamą,
oklejającą szyby okien całego pierwszego
piętra. Nad nimi znajdują się mieszkania,
które w momencie powstania cechowały
się wysokim standardem wykończenia.
Pod płaskorzeźbą przedstawiająca
dwóch Polaków znajduje się płyta upamiętniająca wybitnego chemika Antoniego Grabowskiego, który w latach 1879-81
mieszkał we wcześniejszym domu „Pod
Dwoma Polakami”. Był on współtwórcą
polskiej terminologii chemicznej i ojcem
poezji Esperanto.
Wojciech Prastowski
Kamienica przy ulicy Kuźniczej 43/45 i Uniwersyteckiej 27/28
Zielona dynia umieszczona w narożniku nowej
kamienicy
www.tuwroclaw.com/
wiadomosci,odkrywcy,odk.html

Podobne dokumenty