Echo Jordanowa nr 91

Transkrypt

Echo Jordanowa nr 91
ISSN 1507-7020
nr
PAŃSKA ŁAWA F O T O : WA C Ł AW B E D N A R Z
KWARTALNIK SAMORZĄDU I TOWARZYSTWA MIŁOŚNIKÓW ZIEMI JORDANOWSKIEJ
91
kwiecień - maj - czerwiec 2010
• DZIAŁANIA RATOWNICZE PROWADZONE
PRZEZ OSP JORDANÓW PODCZAS
POWODZI W MAJU I CZERWCU............. 2
• WIADOMOŚCI Z RATUSZA ....................... 3
• KILKA UWAG W SPRAWIE NIEPOKOJU
WOKÓŁ SPRZEDAŻY ................................. 6
• PARKINGOWY KLINCZ .............................. 9
• CZARNA CHMURA NAD EUROPĄ .......... 10
• OSZPECONE DRZEWA
TO OSZPECONE MIASTO........................ 12
• ZASMARKANA JOLANTA
I MŚCIWA ZOŚKA .................................... 13
• TRAKTAT O TEGOROCZNEJ
POWODZI ................................................ 15
• DARY DLA POWODZIAN......................... 18
• WODA ODESZŁA
POZOSTAŁY PROBLEMY... ................... 19
• PIEKIELNE UPAŁY I BIAŁY SZKWAŁ ....... 20
• ODESZŁO SERCE MARII… ...................... 21
• „MŁODOŚCI ! TY NAD POZIOMY
WYLATUJ…” ............................................ 21
• ELA ZNÓW NAJLEPSZA W POLSCE!!! ... 23
• PARAFIALNY ZESPÓŁ
CARITAS „BARKA” .................................. 23
• ROZWÓJ SIECI KOMUNIKACYJNEJ
JORDANOWA W XVI XIX W. ................. 25
• DZIAŁALNOŚĆ ŁOWIECKA
W JORDANOWIE..................................... 26
• … A TERAZ BABIA GÓRA ........................ 28
• CHÓR BEL CANTO ORGANIZACJĄ
POŻYTKU PUBLICZNEGO! ...................... 29
• SZMUGLERZY, SZPIEDZY
I TERRORYŚCI… 5 .................................. 30
• JORDANOWSKIE SZLAKI I KARCZMY .... 32
• GDZIE PRZODKÓW SĄ GROBY… CZ. II .. 33
• Z JORDANOWA RODEM ......................... 35
• WIERNOŚĆ CHRYSTUSA,
WIERNOŚĆ KAPŁANA............................. 35
• POEZJA BOŻENA SANDULSKA ............ 40
• „UCZESANE MYŚLI PEDAGOGA” ........... 41
• WYSTAWA SENTYMENTALNA ............... 41
• … I TAK SIĘ TRUDNO ROZSTAĆ
…PAMIĄTKI PO PRL U ............................ 43
• Z NASZEGO ARCHIWUM........................ 44
echo
Jordanowa
DZ I A Ł A N I A R ATOW N I C Z E P ROWA DZO N E
P R Z E Z O S P J O R DA N ÓW
P O D C Z A S P OWO DZ I W M A J U I C Z E R WC U
nych budynków przy ulicy Malejowskie, 3-go Maja oraz Piłsudskiego. W kolejnym dniu również pompowano wodę z pomieszczeń Ujęcia wody pitnej, Zakładu PPH „Jordan” oraz budynku
mieszkalnego przy ulicy Piłsudskiego. W dniach 20 i 21 maj br.
przeprowadzono po jednym pompowaniu wody z pomieszczeń budynków mieszkalnych przy ulicy Malejowskie oraz Zagrody Malejowskie. W dniu 24 maja br. przeprowadzono pompowanie z 2 studni wody pitnej na ulicy Zagrody Malejowskie.
W dniu 4 czerwca br. zabezpieczano podmywany most
w Łętowni oraz pompowano wodę z pomieszczeń Ujęcia wody
pitnej, oraz ze studni wody pitnej oraz pomieszczeń przy ulicy
Malejowskiej, Przemysłowej, Piłsudskiego, Zagrody Malejowskie i 3-Maja.
Pod sumując łącznie w okresie od 16 maja do 4 czerwca br.
przeprowadzono 32 działania związku z powodzią na terenie
miasta Jordanowa. Samochody OSP łącznie wyjeżdżały 35 razy
(w trzech zdarzeniach po 2 samochody). W działaniach udział
wzięło łącznie 154 strażaków.
Ochotnicza Straż Pożarna w Jordanowie jest w Krajowym
Systemie Ratowniczo-Gaśniczym i z tego powodu uczestniczyła w akcjach poza granicami miasta udzielając następującej
pomocy:
- w dniu 17 maja br. samochód SLBus wraz z zastępem
6 osób brał udział w pompowaniu wody z zalanych pomieszczeń zakładu w Makowie Podhalańskim.
- w dniach od 20 do 24 maja br. samochód SLBus wraz zastępem ludzi (łącznie 12 osób) brało udział w pompowaniu
wody z zalanych terenów w miejscowości Skwidzyń pow.
oświęcimski,
- w dniach 21-22 maja br. 5 członków OSP Jordanów brało
udział w budowaniu wałów ochronnych w miejscowości
Suchy Grunt w pow. dąbrowsko tarnowskim,
- w dnia 5-6 czerwca br. Samochód SLBus brał udział w pompowaniu wody w powiecie gorlickim.
Członkowie ochotniczej Straży Pożarnej w Jordanowie działania ratownicze podczas powodzi rozpoczęli w dniu 16 maja br.
W tym dniu pompowali wodę z piwnicy domu mieszkalnego przy
ulicy Malejowskie, natomiast w godzinach nocnych przetykali
przepust pod drogą na osiedlu Wrzosy.
Najwięcej pracy wykonywali w dniu 17 maja br. gdzie:
- na ulicy Przemysłowej budowali wał ochronny z worków
z piaskiem oraz pompowali wodę z budynku mieszkalnego,
- ewakuowali 5-cio osobową rodzinę z zalewanego budynku
mieszkalnego na ulicy Zagrody Malejowskie,
- usuwali gałęzie tamujące przepływ wody pod mostem koło
restauracji Strumyk przy ulicy Piłsudskiego
- pompowali wodę z zalanych pomieszczeń w JFA Valvex, Ujecie wody pitnej, PPH „Drew-Pol” oraz budynków mieszkalnych przy ul. 3-go Maja, Kolejowej oraz Leśnej
W tym dniu działania rozpoczęły się o godz. 2.00 a zakończyły
około godz.21.00.
W następnym dniu tj. 18 maja br. pompowano wodę z zala-
2
echo
Jordanowa
G R AT U L AC J E
Zarząd Towarzystwa Miłośników Ziemi Jordanowskiej ma zaszczyt i przyjemność złożyć Panu Podinspektorowi Kazimierzowi Kani, członkowi TMZJ, mieszkańcowi miasta Jordanowa, serdeczne gratulacje w związku z objęciem odpowiedzialnego stanowiska Zastępcy Powiatowego Komendanta
Policji w Nowym Targu.
W latach 2002-2006 pełnił funkcję
Zastępcy Przewodniczącego Rady Miasta Jordanowa. Pracę rozpoczął 20 lat
temu w Komisariacie Policji w Jordanowie. Tutaj awansował na komendanta
Komisariatu. Następnie podjął pracę
w Powiatowym Komisariacie Policji
w Suchej Beskidzkiej. W Komendzie Powiatowej w Nowym Targu pracował początkowo jako specjalista Wydziału Do-
chodzeniowego Śledczego. Następnie
pełnił funkcję Naczelnika Sekcji Ruchu
Drogowego.
Nowo mianowanemu Zastępcy Komendanta Policji w Nowym Targu życzymy sukcesów w pracy zawodowej
dla dobra społeczeństwa Podhala oraz
wszelkiej pomyślności w życiu rodzinnym.
Zarząd TMZJ
WIADOMOŚCI
Z R AT U S Z A
U C H WA Ł A N R X X X I/268/2010
R A D Y M I A S TA J O R D A N O WA
Z D N I A 11 M A R C A 2010 R .
w sprawie zatwierdzenia taryf dla zbiorowego zaopatrzenia w wodę
i zbiorowego odprowadzania ścieków dla Gminy Miasta Jordanowa.
b) cena ne o za 1 m3 odprowadzanych ścieków - 6,19 zł
c) stawka ne o opłaty za przyłączenie do urządzenia wodociągowego - 176,89 zł
d) stawka ne o opłaty za przyłączenie do urządzenia kanalizacyjnego - 159,00 zł
e) stawka ne o opłaty za przyłączenie do urządzenia wodociągowego i kanalizacyjnego - 276,63 zł
f) miesięczna opłata abonamentowa od każdego przyłącza dla wszystkich odbiorców w kwocie ne o - 2,50 zł.
2. Do podanych w ust. 1 cen ne o doliczony będzie podatek VAT wynikający z obowiązujących przepisów.
3. Ceny i stawki opłat uchwala się na okres od 01 maja 2010
r. do 30 kwietnia 2011 r.
§2
Wykonanie uchwały powierza Burmistrzowi Miasta Jordanowa.
§3
Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia z mocą obowiązująca od 01 maja 2010 r.
Na podstawie art. 18 ust. 2 pkt 15 ustawy z dnia 08 marca
1990 r. o samorządzie gminnym /t.j.: Dz. U. z 2001 r. nr 142
poz. 1591, z póź. zm./, w związku z art. 24 ustawy z dnia
07 czerwca 2001 r. o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków /t.j.:Dz. U. z 2006 r. nr 123,
poz. 858, z póź. zm./ oraz § 3 i 5 Rozporządzenia Ministra Budownictwa z dnia 28 czerwca 2006 r. w sprawie określenia
taryf, wzoru wniosku o zatwierdzenie taryf oraz warunków
rozliczeń za zbiorowe zaopatrzenie w wodę i zbiorowe odprowadzenie ścieków (Dz. U. z 2006 r. nr 127 poz. 886) - Rada
Miasta Jordanowa
uchwala co następuje.
1.
§1
Zatwierdza taryfy dla zbiorowego zaopatrzenia w wodę
i zbiorowego odprowadzania ścieków, wykonywanego na
terenie Miasta Jordanowa przez Referat Komunalny Urzędu Miasta Jordanowa w następujących wysokościach:
a) cena ne o za 1 m3 dostarczanej wody - 3,97 zł
3
echo
Jordanowa
U C H W A Ł A N R X X X I/269/2010
R A D Y M I A S TA J O R D A N O WA
Z D N I A 11 M A R C A 2010 R O K U
w sprawie ustalenia dopłaty do taryfy za zbiorowe zaopatrzenie
w wodę i zbiorowe odprowadzanie ścieków.
2. Do podanej w ust. 1 dopłaty doliczony będzie podatek
VAT w wysokości wynikającej z obowiązujących przepisów.
3. Dopłatę ustala się na okres od 01 maja 2010 r. do 30 kwietnia 2011 r.
§2
Dopłata będzie przekazywana do Urzędu Miasta Jordanowa w oparciu o kwartalne zestawienie ilości dostarczanej wody dla istniejącej grupy taryfowej odbiorców usług
i odebranych ścieków dla istniejącej grupy taryfowej odbiorców usług podłączonych do kanalizacji sanitarnej.
§3
Wykonanie uchwały powierza się Burmistrzowi Miasta Jordanowa.
§4
Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia.
Na podstawie art. 18 ust. 2 pkt 15 ustawy z dnia 08 marca
1990 r. o samorządzie gminnym /t.j. Dz. U. z 2001 r. nr 142
poz. 1591, z póź. zm./, w związku z art. 24 ust. 6 ustawy z
dnia 07 czerwca 2001 r. o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę
i zbiorowym odprowadzaniu ścieków /Dz. U. z 2006 r. nr 123,
poz. 858, z póź. zm./ - Rada Miasta Jordanowa
u c h w a l a, co następuje:
§1
1. Ustala się dopłaty z budżetu Gminy Miasta Jordanów do
ceny:
a) 1 m3 dostarczanej wody dla istniejącej grupy taryfowej odbiorców usług w wysokości – 0,17 zł ne o,
b) 1 m3 odprowadzanych ścieków dla istniejącej grupy
taryfowej odbiorców usług wysokości – 1,49 zł ne o.
U C H W A Ł A N R X X X I/270/2010
R A D Y M I A S TA J O R D A N O WA
Z D N I A 11 M A R C A 2010 R .
w sprawie zmiany uchwały budżetowej w 2010 roku.
Na podstawie art. 212 ustawy z dnia 27
sierpnia 2009 r. o finansach publicznych
(Dz. U. nr 157, poz. 1240), w związku
z art. 121 ustawy z dnia 27 sierpnia
2009 r. – Przepisy wprowadzające ustawę o finansach publicznych (Dz. U. nr
157, poz. 1241) oraz art. 18 ust. 2 pkt
4 ) ustawy z dnia 08 marca 1990 r. o samorządzie gminnym
(Dz. U. z 2001 r. nr 142, poz. 1591
z późn. zm.) - Rada Miasta Jordanowa
u c h w a l a, co następuje:
§1
1. Zwiększa się plan dochodów budżetu Miasta Jordanowa na rok 2010 o
kwotę 341.017,00 zł, (w całości dochody bieżące ) oraz dokonuje się
zmian w planie dochodów – zgodnie z załącznikiem nr 1 do uchwały.
Planowane dochody po zmianach
wynosić będą 11.782.804,95 zł.
2. Zwiększa się plan wydatków budżetu Miasta Jordanowa na rok 2010
o kwotę 1.364.017,00 zł oraz dokonuje się zmian w planie wydatków
– zgodnie z załącznikiem nr 2 do
uchwały.
Planowane wydatki po zmianach
wynosić będą 12.532.718,57 zł.
3. Wydatki budżetu obejmują zwiększenie planu wydatków majątkowych o kwotę: 325.000,00 zł
- zgodnie z załącznikiem nr 2.1. do
uchwały.
Planowane wydatki majątkowe po
zmianach wynosić będą 693.700,00
zł.
4. Zwiększa się przychody budżetu
Miasta przez wprowadzenie do budżetu wolnych środków w wysokości 1.023.000,00 zł.
Deficyt budżetu Miasta po zmianie wynosić będzie 749.913,62 zł.
4
- zgodnie z załącznikiem nr 3 do
uchwały.
5. Zwiększa się kwoty dotacji dla
gminnych instytucji kultury o kwotę
30.000,00 zł. Dotacje dla gminnych
instytucji kultury po zmianie wynosić będą 347.000,00 zł. - zgodnie
z załącznikiem nr 4 do uchwały.
6. Zmniejsza się dotację celową na
zadania zlecone z zakresu administracji rządowej o kwotę 6.900,00
zł – zgodnie z załącznikiem nr 5 do
uchwały.
Planowane dotacje na zadania zlecone z zakresu administracji rządowej po zmianach wynosić będą
1.253.993,00 zł.
7. Zmniejsza się wydatki na realizację
zadań zleconych z zakresu administracji rządowej o kwotę 6.900,00
zł – zgodnie z załącznikiem nr 6 do
uchwały.
echo
Planowane wydatki na realizację zadań zleconych z zakresu administracji rządowej po zmianach wynosić
będą 1.253.993,00 zł.
8. W wyniku powyższych zmian „Prognoza kwoty długu Miasta Jordano-
wa na lata 2010 – 2019”, przyjmuje
kształt zgodnie z załącznikiem nr 7
do uchwały.
§2
Wykonanie uchwały powierza się Burmistrzowi Miasta Jordanowa.
Jordanowa
§3
Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia oraz podlega ogłoszeniu w Dzienniku Urzędowym Województwa Małopolskiego.
U C H W A Ł A N R X X X I/271/2010
R A D Y M I A S TA J O R D A N O WA
Z D N I A 11 M A R C A 2010 R O K U
w sprawie zmiany uchwały nr XIII/121/2008 Rady Miasta Jordanowa
z dnia 25 lutego 2008 roku w sprawie porozumienia z Gminą Jordanów.
Na podstawie art. 18 ust. 2 pkt 12 i art.
74 ustawy z dnia 8 marca 1990 roku
o samorządzie gminnym /t. jedn. Dz.U. nr
142, poz.1591 z 2001 r. z póź. zm./ - Rada
Miasta Jordanowa
u c h w a l a, co następuje:
§1
Dokonuje się zmiany porozumienia stanowiącego załącznik do uchwały nr
XIII/121/2008 Rady Miasta Jordanowa
z dnia 25 lutego 2008 roku w sprawie porozumienia z Gminą Jordanów – o treści
jak w załączniku do niniejszej uchwały.
§2
Wykonanie uchwały powierza Burmistrzowi Miasta Jordanowa.
§3
Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia.
ZAŁĄCZNIK DO UCHWAŁY NR XXXI/271/2010
RADY MIASTA JORDANOWA
Z DNIA 11 MARCA 2010 R.
POROZUMIENIE
zanych z doprowadzeniem sieci wodociągowej od SUW do
punktu będącego jednocześnie początkiem budowy sieci,
o której mowa w § 1.
2. Gmina Jordanów przyjmuje zadanie, tj. wykonanie głównej sieci wodociągowej, o którym mowa w § 1, będące
przedmiotem niniejszego porozumienia, zobowiązując się
do zrealizowania niniejszego przedmiotu porozumienia
w oparciu o ustawę z dnia 29 stycznia 2004 r. Prawo zamówień publicznych (tj. Dz. U. z 2007 r. Nr 233. poz. 1655).
3. Kwes e formalno-prawne związane z realizacją inwestycji
oraz udzielenia zamówienia publicznego przez Gminę Jordanów będą przedmiotem odrębnego dokumentu (porozumienia) stanowiącego integralną część niniejszego porozumienia.
§3
1. Po wykonaniu zadania będącego przedmiotem niniejszego porozumienia, o którym mowa w § 1, Miasto Jordanów
będzie dostarczać odpłatnie wodę pitną Gminie Jordanów, na teren wsi Naprawa.
2. Kwes e formalno-prawne związane z dostawą wody pitnej będą przedmiotem odrębnego dokumentu (porozumienia) stanowiącego integralną część niniejszego porozumienia.
§4
Dokumenty wymienione w niniejszym porozumieniu szczegółowo określające realizację przedmiotu porozumienia zostaną
opracowane przez upoważnionych przedstawicieli stron.
zawarte w dniu …………………… 2010 r. pomiędzy Gminą Miasto Jordanów, z siedzibą 34-240 Jordanów, Rynek 1, reprezentowaną przez: 1. mgr Zbigniewa Koleckiego - Burmistrza Miasta a Gminą Jordanów, Jordanów z siedzibą 34-240 Jordanów,
Rynek 2, reprezentowaną przez: 1. mgr inż. Stanisława Pudo
- Wójta Gminy o następującej treści:
§1
1. Przedmiotem niniejszego porozumienia jest zaopatrzenie
w wodę sołectwa Naprawa z wodociągu miejskiego w Jordanowie.
2. Warunkiem porozumienia jest wykonanie zadań przez
Gminę Jordanów:, tj. głównej sieci wodociągowej PE 160
mm na terenie Miasta Jordanowa (w oparciu o posiadany
przez Miasto Jordanów projekt budowlany, zatwierdzony decyzją pozwolenia na budowę) oraz dostawy przez
Miasto Jordanów wody pitnej ze Stacji Uzdatniania Wody
w Jordanowie dla wsi Naprawa.
3. Warunkiem realizacji zadania polegającego na dostawie
wody pitnej dla wsi Naprawa na terenie Gminy Jordanów
jest wykonanie przez Gminę Jordanów sieci wodociągowej do opomiarowanego punktu odbioru na terenie Wsi
Naprawa.
§2
1. Gmina Jordanów wykona do końca 2013 roku na własny
koszt główną sieć wodociągową i przekaże ją Miastu Jordanów tytułem rekompensaty dotychczas wykonanych
przez Miasto Jordanów prac i poniesionych kosztów zwią-
5
echo
Jordanowa
§9
Ewentualne spory wynikłe z realizacji porozumienia rozstrzygane będą w drodze mediacji a ostatecznie przez właściwy
sąd powszechny.
§ 10
Niniejsze porozumienie podlega ogłoszeniu w Dzienniku
Urzędowym Województwa Małopolskiego.
§5
Wszelkie zmiany niniejszego porozumienia będą wymagały
formy pisemnej pod rygorem nieważności.
§6
Porozumienie sporządzono w czterech jednobrzmiących egzemplarzach, po dwa dla każdej ze Stron.
§7
Porozumienie zawiera się na czas nieokreślony.
§8
Porozumienie może zostać rozwiązane przez każdą ze stron za
3 miesięcznym wypowiedzeniem.
Miasto Jordanów
Burmistrz Miasta – Zbigniew Kolecki
Gmina Jordanów
Wójt Gminy - Stanisław Pudo
U C H W A Ł A N R X X X I/277/2010
R A D Y M I A S TA J O R D A N O WA
Z D N I A 11 M A R C A 2010 R .
zmieniająca uchwałę nr VII/53/2007 Rady Miasta Jordanowa z dnia 27 kwietnia 2007 r.
w sprawie przyjęcia nowego Statutu Stowarzyszenia
pod nową nazwą „Samorządowe Centrum Przedsiębiorczości i Rozwoju”
oraz wyboru przedstawiciela do tego Stowarzyszenia.
przedstawiciela do tego Stowarzyszenia w brzmieniu:
„2. Wybiera się na przedstawiciela reprezentującego Gminę
Miasto Jordanów w Stowarzyszeniu „Samorządowe Centrum
Przedsiębiorczości i Rozwoju”: Pana Zbigniewa KOLECKIEGO –
Burmistrza Miasta Jordanowa
§2
Wykonanie uchwały powierza się Burmistrzowi Miasta.
§3
Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia.
Na podstawie art. 84 ust. 2 ustawy z dnia 08 marca 1990 r.
o samorządzie gminnym /t. j. z 2001 r. Dz. U. Nr 142, poz.
1591, z póź. zm./ - Rada Miasta Jordanowa
u c h w a l a, co następuje:
§1
Dokonuje się zmiany ust. 2 w § 1 uchwały nr VII/53/2007 Rady
Miasta Jordanowa z dnia 27 kwietnia 2007 r. w sprawie przyjęcia nowego Statutu Stowarzyszenia pod nową nazwą „Samorządowe Centrum Przedsiębiorczości i Rozwoju” oraz wyboru
K I L K A U WAG W S P R AW I E N I E P O KOJ U
WO KÓ Ł S P R Z E DA Ż Y
Zbigniew Kolecki
W ostatnim numerze „Echa” Pan Burmistrz Kołat wyraził swój niepokój spowodowany m.in. moimi
działaniami, działaniami obecnej Rady Miasta i mojego poprzednika Pana Posła Kazimierza Hajdy.
Proszę zatem pozwolić mi w obecności czytelników „ECHA”, wydawanego i finansowego z budżetu miasta, odnieść się do tego niepokoju.
jąc z Burmistrzem Hajdą, a mając na to trzy lata, niewiele dla
miasta zaproponowało.
Realizując Uchwałę Rady Miasta Jordanowa, w grudniu
2009 roku ogłosiłem konkurs na projekt architektoniczno-urbanistyczny Rynku i terenu jemu przyległego oraz przygotowałem konkurs na zaktualizowanie programu rewitalizacji,
ograniczając go do Rynku i terenu jemu przyległego, czyli tak
zwanego „Manha anu” oraz działek leżących poniżej, aż do
potoku Strącze. Wyłączono z projektu kilka atrakcyjnych działek budowlanych, które już nie są własnością miasta, gdyż
w czasie kadencji Pana Burmistrza Kołata zostały zamienione,
a następnie przekazane w formie darowizny.
A. REWITALIZACA
Program Rewitalizacji Miasta Jordanowa rozpoczął Pan
Burmistrz Kazimierz Hajda i prace swoje doprowadził do opracowania programu i złożenia go w Urzędzie Marszałkowskim
w Krakowie. Program ten obejmował dużą część naszego miasta i jego wykonanie szacowano na ok. 40 milionów złotych.
Program został pozytywnie oceniony, jednak nie wykonano dla niego projektu architektoniczno-urbanistycznego.
Po objęciu urzędu Burmistrza zaprzestałem współpracy
z jednym z krakowskich biur projektowych, które współpracu-
6
echo
Nikt nie zamierzał i nie zamierza krzywdzić najemców
pawilonów handlowych na wspomnianym „Manha anie”,
z którymi umowy podpisywał Burmistrz Kołat i skutkują one
do 2014 roku. Projekt zakłada koncepcję, która realizowana
może być w następnych latach.
Nawiasem mówiąc, ciekawe wydaje się, dlaczego Pan
Burmistrz Kołat nie wykorzystał bardzo atrakcyjnej koncepcji
zagospodarowania całego tego terenu, którą pozostawili po
sobie w roku 1992 ówczesny Burmistrz śp. Stanisław Szczęśniak i Rada Miasta Jordanowa, której miałem wtedy zaszczyt
przewodniczyć, a w zamian za to stworzył tzw. „Manha an”?
Na te dwa w/w Konkursy Rada Miasta zapisała w budżecie na rok 2010 – 350 tys. złotych, a realizacja całego projektu rewitalizacji kosztować miała 5 milionów złotych, z czego
3,5 miliona otrzymać mieliśmy z Urzędu Marszałkowskiego
w Krakowie.
Wspomniany konkurs, do którego przystąpiło pięć pracowni projektowych, rozstrzygnięty został w marcu br.
Mając na uwadze uchwałę Zarządu Województwa Małopolskiego z września 2009 roku o terminie II naboru Programów na Rewitalizację Miast (lipiec 2010), byliśmy do tego
naboru merytorycznie i finansowo przygotowani.
Natomiast ten sam Zarząd Województwa, w dniu 18 marca 2010 r. podjął decyzję o wycofaniu się z drugiego naboru,
twierdząc, że nie ma wystarczających środków na dofinansowanie gmin i miast w rewitalizacji.
Tylko ten fakt, a nic innego, spowodował, że musieliśmy
od tego zadania odstąpić.
Jestem jednak przekonany i radni tej kadencji również, że
nie odstępujemy od programu rewitalizacji na zawsze, a jedynie czasowo go zawieszamy, gdyż wierzymy, że w następnym
rozdaniu funduszy unijnych Zarząd Województwa Małopolskiego ogłosi ponownie nabór.
Wtedy to, posiadając pięć ciekawych projektów wyglądu
naszego Rynku i bogatsi o zdobytą z tych projektów wiedzę,
będziemy gotowi, aby w wystarczająco krótkim czasie ogłosić
kolejny konkurs i złożyć kompletny wniosek w Urzędzie Marszałkowskim już w pierwszym terminie.
Obecny konkurs kosztował miasto 5 tysięcy złotych, które
przeznaczone zostały na nagrody dla dwóch najciekawszych
koncepcji. Natomiast wykupienie jednej z nich kosztowałoby
miasto blisko 300 tysięcy złotych, a realizacji projektu i tak by
nie było z uwagi na zaniechanie naboru (o czym wyżej pisałem).
Gdyby Pan Burmistrz Kołat zostawił po sobie gotowy program rewitalizacji i gotowy projekt architektoniczno-urbanistyczny, to już Burmistrz Hajda mógłby go złożyć w pierwszym
naborze, a mnie przyszłoby go tylko zrealizować.
Wtedy mógłbym z satysfakcją mówić o systematycznym
kontynuowaniu działań w naszym mieście. Jednak w tym konkretnym przypadku stwierdzić tego nie mogę.
Jordanowa
Obejmując urząd Burmistrza Miasta przyszło mi zrealizować Uchwalę Rady Miasta z dnia 5 czerwca 2009 roku
w sprawie „ustalenia strefy płatnego parkowania, sposobu
poboru opłat i ustaleniu wysokości stawek opłat za parkowanie pojazdów samochodowych na drogach publicznych
w strefie płatnego parkowania”.
Uchwała wprowadzała zasady funkcjonowania strefy oraz
określiła 6-cio miesięczny okres próbny jej obowiązywania.
Byłem uczestnikiem wspomnianego przez Pana Burmistrza Kołata spotkania w Urzędzie.
Przekonałem się wtedy, że fatycznie da się zauważyć opór
części mieszkańców. Jednak po objęciu urzędu dużo na temat wprowadzenia SPP rozmyślałem analizując bilans zysków
i strat (niektórzy ostrzegali mnie, że to rok wyborczy i dlatego
nie warto się narażać). W końcu zdecydowałem się zaryzykować, twierdząc, że może warto zacząć kontynuować rozpoczęte przez mojego poprzednika zadanie. Tak się też stało
i mocno zaangażowałem się w prace i działania mające doprowadzić do wprowadzenia strefy.
W dniu 7 kwietnia br. zaczęliśmy pobierać opłaty, grzecznie upominając tych, którzy zapominali o ich uiszczaniu oraz
instruując nie mogących z początku poradzić sobie z parkometrami.
Dziś stwierdzam z całą odpowiedzialnością: udało się!
Udało się z dwóch powodów. Pierwszy to ten, że osoby parkujące w Rynku chwalą sobie, iż w końcu jest porządek i miejsce do parkowania. Drugi ekonomiczny. Po trzech miesiącach
obowiązywania strefy nakłady poniesione na jej uruchomienie nie tylko zwróciły się, ale zaczęły przynosić dochody.
Wprowadzenie SPP kosztowało budżet miasta 64.090,73 zł,
a dochody na koniec czerwca, szacujemy już na 71.115, 50 zł.
Wynika z tego jasno, że SPP zaczęła już przynosić dochody
dla budżetu miasta a pozostały jeszcze przecież 3 miesiące jej
obowiązywania.
Pytanie zatem, czy strefa przyniesie korzyści wydaje się
być lakoniczne i nie trafione.
Nie mam też sygnałów od osób prowadzących działalność
gospodarczą w Rynku, aby ich dochody spadały w związku
z wprowadzeniem SPP.
Co do parkujących na innych ulicach, to nie ma problemu
z tymi pojazdami, które zatrzymują się tam, gdzie jest to możliwe. Parkujący na zakazach sami ponoszą ryzyko i strefa nie
ma z tym nic wspólnego.
Dlatego uspakajam Pana Burmistrza Kołata – jest dobrze. Jest dobrze, że zadanie, rozpoczęte przez mojego poprzednika, a które kontynuuję ma sens i przynosi miastu
korzyści.
C. PODATKI.
Co do wysokich podatków w naszym mieście, powiem
tak. Ja tych podatków na mieszkańców miasta nie nakładałem. Urzęduję 9 miesięcy i za mojej kilkumiesięcznej kadencji
Rada Miasta na mój wniosek zrewaloryzowała dotychczasowe stawki podatków opłat lokalnych tylko o wskaźnik inflacji.
Sposób obliczania taryfikatora opłat za wodę i ścieki jest
ściśle określony w przepisach prawa (Rozporządzenie Ministra
Budownictwa z dnia 28 czerwca 2006 r.) i ja tego zmienić nie
mogę. To co mogę, to zaproponować Radzie Miasta dopłaty
do uchwalonych stawek, i tak też się stało w roku bieżącym.
B. STREFA PŁATNEGO PARKOWANIA.
Pan Burmistrz pyta w swoim artykule: „Czy wprowadzenie
opłat za parkowanie w rynku przyniesie spodziewane korzyści
w takiej wysokości, że zrekompensują one protesty mieszkańców, których można być pewnym, o czym się naocznie przekonaliśmy na zebraniu w Urzędzie Miasta?”
Odpowiadam.
7
echo
Jordanowa
mierzamy rozpocząć wymianę poszycia dachowego na budynku szkoły wraz z remontem elewacji.
Proszę zapytać Panią Dyrektor naszego Publicznego
Przedszkola o jej potrzeby. Okna bezpośrednio zagrażają bezpieczeństwu dzieci. Tarasy, drzwi, ocieplenie itd. – można powiedzieć studnia bez dna.
Wspomina Pan ośrodek zdrowia. Kto zatem dokonywał
kapitalnego wzmocnienia dachu na ośrodku pod koniec ubiegłego roku, bo dach groził zawaleniem? Ano ja, albo inaczej
budżet naszego miasta.
Budynek na boisku sportowym. Warto zaprosić do niego
chociażby kibiców, może oni sami albo działacze czy piłkarze
powiedzą czy jest się czym pochwalić.
Zbiornik na Hajdówce i lecący na nim, a wymagający natychmiastowego remontu dach, czy zbiornik koagulacyjny na
ujęciu wody pitnej dla mieszkańców nie remontowany i nie
czyszczony od początku swego istnienia, co jest powodem, że
ludzie piją tak niedobrą wodę. To też sprawy do pokornego
zastanowienia się. Będę je naprawiał, choć wiem, że nie będzie łatwo. Wiem natomiast, że Radni mi pomogą.
To właśnie wraz z Radnymi tej kadencji podjęliśmy się
wymiany oświetlenia ulicznego na energooszczędne. Oprócz
tego – uzupełnienia istniejącej sieci oświetleniowej i instalacji nowych punktów świetlnych. Z satysfakcją będę te zadana
wykonywał. A mogliśmy i Radni i ja mieć je już za sobą.
Proszę popatrzeć teraz na nasz Ratusz. Czy pamięta Pan,
w jakim stanie Pan go zostawiał. Burmistrz Hajda rozpoczął
jego remont z zewnątrz. I znów cieszę się, że po nim kontynuuję dalsze prace i remonty z zewnątrz i wewnątrz, łącznie
z salą obrad.
Pisze też Pan o drogach i pozyskiwaniu środków na nie.
Udało mi się, co nie było trudne, przekonać Radę Miasta
o przyznaniu po raz pierwszy środków z budżetu miasta na remont ulicy Mickiewicza głównej. Ta wizytówka miastu chluby
nie przynosiła. Wszyscy o tym mówili, działań było brak.
Jak wspomniałem urzęduję tylko 9 miesięcy. W tym czasie
postarałem się już pozyskać 900 tysięcy złotych z tzw. środków na usuwanie skutków powodzi. Przy udziale środków
z budżetu miasta jest to kwota 1.296.000,00 zł. Z tych środków zostanie odnowionych szereg dróg i ulic w naszym mieście. Niebawem prace się rozpoczną.
Jesteśmy już po części przetargów i podpisaniu umów.
Piszę świadomie – części, gdyż dalej o te środki zabiegam
i mam pewne zapewnienia, że na tym nie koniec. Tylko wczoraj otrzymałem promesę na kolejne 200 tysięcy złotych.
Proszę też nie zapominać o „subtelnej” różnicy pomiędzy
okresami, w których przyszło nam urzędować. Ja w myśl zapisów ustawy o finansach publicznych, do każdej kwoty dotacji
pozyskanej z urzędu bądź „wyjeżdżonej” na zewnątrz muszę
dołożyć 20 % ze skromnego budżet miasta. Pan takiej konieczności nie miał.
D. SPRZEDAŻ I BOISKO.
Pisze Pan Burmistrz Kołat, że nie tylko niewiele rocznie
sprzedawał mienia komunalnego, ale przede wszystkim je
pozyskiwał, podając przykład boiska sportowego przy ul. Kolejowej.
Tu niestety muszę zarzucić Panu kłamstwo.
Otóż boisko sportowe przy ulicy Kolejowej do dnia dzisiejszego nie jest własnością miasta, a jest własnością skarbu
państwa. Podjąłem w ostatnim czasie starania, aby je dla miasta nieodpłatnie pozyskać. Wszystko wskazuje na to, że na sesji Rady Miasta w dniu 30 czerwca br. podjęta zostanie przez
Radę stosowna uchwała wyrażająca zgodę na przekształcenie
prawa użytkowania wieczystego na prawo własności. Uchwała ta wraz z wymaganymi innymi dokumentami z naszej strony trafi do Pana Starosty Suskiego, który sporządzi odpowiedni wniosek w tej sprawie do Wojewody Małopolskiego.
Ten ostatni w bezpośredniej rozmowie ze mną zapewnił,
że jeżeli tylko taki wniosek trafi na jego biurko, od razu go
podpisze. Dopiero wtedy, Panie Burmistrzu, będziemy mogli
odpowiedzialnie powiedzieć, że pozyskaliśmy naprawdę spory obszar dla potrzeb miasta. I to bezpłatnie.
Pytam zatem, kto tego dokonał – Pan, Panie Burmistrzu,
czy obecna Rada Miasta i urzędujący Burmistrz?
Pan Burmistrz Kołat w tej chwili jest Prezesem OSP w Jordanowie. Pytam czy kiedykolwiek nie występowaliśmy jako
Miasto, żeby wspomóc naszą OSP i strażaków, zarówno jeżeli
chodzi o ich działalność bojową jak i kulturalną?
Dzisiaj można się cieszyć z tego, że Dom Strażaka w Jordanowie jest jednym z ładniejszych ośrodków w Powiecie,
a nie tylko, że sprzęt, który posiada OSP jest najbardziej nowoczesnym sprzętem wśród OSP w Powiecie Suskim. Może
więc nie patrzmy kategoriami rozliczania się nawzajem tylko
wspierania.
Proszę nam zatem podpowiedzieć, w jaki sposób rozwiązać problem budynku poczty ? Jak na powrót przywrócić zapisy umowy, którą zawierał nieżyjący Burmistrz Szczęśniak,
a która była bardziej korzystna dla miasta od tej, którą zawarł
Pan, nakładając na miasto obowiązek utrzymywania budynku
Gminy Jordanów i całkowicie zwalniając ją z konieczności remontów i modernizacji.
Co do pozostałych Pana osiągnięć, to prawda, że wybudował Pan Gimnazjum, szkoda tylko, że nie według pozostawionego przez Pana Szczęśniaka projektu, za który przecież
miasto zapłaciło, a który odłożył Pan do szuflady. Tylko, że
salę gimnastyczną już po 4 latach jej użytkowania Powiatowy
Inspektor Nadzoru Budowlanego zamknął z uwagi na niebezpieczeństwo katastrofy budowlanej. Kto musiał tę „żabę” po
Panu zjeść. Ano Burmistrz Hajda, dalej ja, a przede wszystkim
budżet miasta.
Dzieci, owszem, uczą się krócej, ale w jakich dotąd warunkach to czyniły, jeżeli chodzi o Szkołę Podstawową? Od
początku istnienia nie remontowana (nie licząc tzw. „przybudówki” ). Rada tej kadencji z Burmistrzem Hajdą podjęła się
częściowo tego zadania. Remontowi i rozbudowie poddaliśmy salę gimnastyczną wraz z zapleczem, w którym mieści się
nowa sala do gimnastyki korekcyjnej.
W dniu jutrzejszym dokonany zostanie jej odbiór przez
Powiatowy Inspektorat Nadzoru budowlanego. Jesienią za-
Na koniec powrócę do sprzedanych: Zakładu Komunalnego i Ośrodka „ASTRA”.
Za pozyskane z tych sprzedaży środki wraz z Radą Miasta
przeprowadziliśmy:
1. Modernizację sali gimnastycznej i jej zaplecza w szkole
podstawowej; wymieniliśmy grzejniki i naprawiliśmy kominy w szkole podstawowej – 600 tysięcy zł.
2. Usuwanie skutków klęsk żywiołowych – wkład własny
8
echo
Jordanowa
nowie (Program Operacyjny Kapitał Ludzki działanie 7.3.
Inicjatywy lokalne na rzecz aktywnej integracji).
w kwocie 230 tysięcy (ul.3 Maja, Mickiewicza - boczne, Bat.
Chłopskich, Zakopiańska - boczna, Nad Skawą – boczna).
3. Remont i konserwację elewacji wraz z wymiana stolarki
okiennej budynku ratusza, prace w otoczeniu ratusza,
przebudowa poddasza i przyłącza energetycznego – 550
tysięcy.
4. Remont obiektów komunalnej (drogowej) infrastruktury
technicznej w Jordanowie, zniszczonych lub uszkodzonych w wyniku powodzi mającej miejsce w 2007 roku –
391 tysięcy, to zabezpieczony wkład własny w roku 2010.
Do końca roku aplikować będziemy jeszcze o wsparcie:
1. Wniosek o dofinansowanie przedsięwzięcia w ramach
programu priorytetowego NFOS i GW:
- czyszczenie i remont zbiornika koagulacyjnego na stacji uzdatniania wody
- zakup samochodu wielofunkcyjnego.
2. Wniosek w ramach działania 7.3 Gospodarka odpadami
(Małopolski Regionalny Program Operacyjny, Oś Priorytetowa 7. Infrastruktura ochrony środowiska).
3. Wniosek o wyposażenie w sprzęt szkolny i pomoce dydaktyczne pomieszczeń do nauki, tj. sala gimnastyczna, sala
sportowo-rekreacyjna w Szkole Podstawowej (Ministerstwo Edukacji Narodowej).
4. Wniosek o wyposażenie w sprzęt szkolny i pomoce dydaktyczne pomieszczeń do nauki, tj. sala informatyczna
w Gimnazjum (Ministerstwo Edukacji Narodowej).
5. Prace konserwatorskie i roboty budowlane związane z zabytkami (Ratusz, Rynek 2) - Program MKiDN Dziedzictwo
Kulturowe „Priorytet 1 „Ochrona zabytków” oraz Program
Ochrona zabytków Małopolski UMWM.
Poza tym w roku bieżącym złożyliśmy następujące wnioski:
1. Remont i modernizacja pomieszczeń Biblioteki Miejskiej
w Jordanowie (Program Infrastruktura Bibliotek – MKiDN).
2. Rozwój usług publicznych opartych na ICT w Gminie Miasto Jordanów (Małopolski Regionalny Program Operacyjny na lata 2007 – 2013, działanie 1.2. Rozwój społeczeństwa informacyjnego).
3. Ograniczenie zużycia energii w obiektach szkolnych
w Gminie Miasto Jordanów, poprzez wykorzystanie rozwiązań pro środowiskowych (Małopolski Regionalny
Program Operacyjny na lata 2007 - 2013, działanie 7.2
Poprawa jakości powietrza i zwiększenie wykorzystania
odnawialnych źródeł energii).
4. ”WYGRAJMY PRZYSZŁOŚĆ” (Program Operacyjny Kapitał
Ludzki, działanie 9.1.2. Wyrównywanie szans edukacyjnych uczniów grupy o utrudnionym dostępie do edukacji
oraz zmniejszenie różnic w jakości usług edukacyjnych).
5. Integracja podmiotów środowiska lokalnego na rzecz
przeciwdziałania przemocy w rodzinie w Mieście Jorda-
Wiem, że łatwo jest krytykować i oceniać. Proszę tylko zważyć – ja mam swój czas dany na rok, z czego pracuję
9 miesięcy. Pan miał aż 12 lat.
Miejmy zatem w sobie trochę pokory.
Chciałbym dostać szansę na rozliczanie mnie po takim
okresie czasu.
PA R K I N G OW Y K L I N C Z
Robert K. Leśniakiewicz
No i się doczekaliśmy. Za parkowanie na Rynku trzeba płacić 1,- PLN/h. Dziwię się, że dopiero teraz
ktoś na to wpadł. Powinno to być już od dawna, bo kasa miejska nie pokazywałaby pustego dna
i odetchnąłby sam Rynek. Pojazdy to kurz wzbijany ich kołami, smród spalin wyemitowanych przez
ich silniki, a nade wszystko wszechobecny hałas.
Wszystkie wymienione tu czynniki
są nad wyraz męczące dla mieszkańców naszego miasta. A co dopiero bę-
dzie, kiedy wytniemy wszystkie wysokie
drzewa, które porastają nasze Planty?
Wszak drzewa – a szczególnie liściaste
9
– są naturalnymi wytwórniami tlenu,
a poza tym ich listowie jest doskonałym
pochłaniaczem hałasu, no i daje przyjemny cień w upalne dni, co nie jest bez
znaczenia wiosna i w lecie. Więc prośba
do Pana Burmistrza – niech się Pan zastanowi, zanim coś Pan każe wyciachać.
A na miejscu wyciętego drzewa niech
zostanie posadzone nowe! Nie muszę
Panu przypominać o tym, że nasze Planty, to jednak unikat w skali kraju…
Niestety – obok plusów są i minusy. Najwięcej i najgorsze mają miejsce
w poniedziałki, kiedy to na połowie
Rynku odbywa się jarmark, a samochody parkowane są na ulicach. Mniej
więcej do godziny 14. ma tam miejsce
echo
Jordanowa
w okolicy Rynku, albo o kompleksowym
rozwiązaniu całego problemu poprzez
przeniesienie jarmarku gdzie indziej –
tylko gdzie???
I jeszcze jedno – byłoby dobrze, gdyby nasza policja drogowa w poniedziałki
zajęła się regulacją ruchu w szczególnie
newralgicznych i niebezpiecznych miejscach Rynku: przy wylocie w kierunku ul. Mickiewicza i 3. Maja oraz Gen.
Maczka, gdzie w poniedziałki przemieszcza się najwięcej ludzi i pojazdów
i stwarza to wiele sytuacji kolizyjnych,
a nic tak nie działa uspokajająco na kierowców, jak widok patrolu drogówki...
komunikacyjny horror. Mieszkam przy
ul. Mickiewicza, która jest stosunkowo
wąska. Samochody klientów jarmarcznych stawiane są po obu stronach ulicy, co zwęża ją jeszcze bardziej do ok. 3
metrów. Dwa samochody osobowe są
w stanie się wyminąć, ale kiedy wymijają się autobusy czy ciężarówki, to zaczynają się problemy. Ulica się korkuje
na amen, a co bardziej krewcy kierowcy wymieniają słowa nie nadające się
do druku. Tak jest w lecie, a co będzie,
kiedy spadnie śnieg i utworzy bandy po
obu stronach ulicy? Wtedy ulice zostaną zakorkowane na amen.
A zatem uważam, że trzeba będzie
na serio pomyśleć albo o parkingach
na jakichś niewykorzystanych terenach
Jordanów, 2010-05-12
C Z A R N A C H M U R A N A D E U RO PĄ
Robert K. Leśniakiewicz
W dniu 20 marca 2010 roku, na dalekiej Islandii wybuchnął wulkan Eyjafjallajökull (Eyjafjoell).
Eyjafjallajökull to szósty pod względem wielkości lodowiec Islandii. Jego powierzchnia wynosi 107
km². Pod lodowcem znajduje się wulkan, czynny między 1821 a 1823 i wcześniej w 1612 roku.
Średnica krateru wulkanu wynosi 3-4 km.
Lawa wydobywająca się z niego topi wielkie masy śniegu zalegające na górze i powoduje powodzie. Obawy są tym większe, że Katla budził się dotychczas średnio raz na pół wieku.
Ostatni jego wybuch zdarzył się jednak niemal przed stu laty,
w 1918 roku. Dlatego teraz służby sejsmologiczne bardzo czujnie obserwują rozwój sytuacji i przygotowują na najgorsze.
Ze względu na szczególne położenie geologiczne, na granicy
płyt tektonicznych, Islandię cechuje wysoka aktywność wulkaniczna. Na wyspie oraz mniejszych sąsiednich wysepkach
znajduje się około 130 wulkanów, z tego 18 czynnych było
w czasach historycznych, tj. od czasów zasiedlenia Islandii
w 874. Szacuje się, że w ciągu ostatnich 500 lat z islandzkich
wulkanów wydostała się ilość lawy równa połowie ilości lawy
ze wszystkich innych erupcji w tym okresie na całym świecie.
OGIEŃ POD LODEM
Pomiędzy 3 i 5 marca 2010 r. nastąpiło około 3000 słabych trzęsień ziemi z epicentrum w okolicy wulkanu. Niektóre drgania były odnotowane w pobliskich miastach. Wybuch
wulkanu nastąpił 20 marca - miasta Fljótshlí? i Markarfljót
zostały ewakuowane. Trzęsienie nie spowodowało ofiar
w ludziach. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że była to
erupcja podlodowa i masy wody zmieszanej z popiołami wulkanicznymi spłynęły w dolinę niszcząc wszystko, co stanęło jej
na drodze. Islandczycy z niepokojem obserwują zwiększającą
się aktywność wulkaniczną na wyspie. Teraz boją się, że po
przebudzeniu się wulkanu Eyja allajökull może obudzić się
kolejny - położony na wschód od niego potężny wulkan Katla.
Wulkan Eyja allajökull obudził się po 187 latach, co ludzie
miejscowi uważają za najgorszy omen, bowiem dotychczas
bowiem aktywność Eyja allajökulla poprzedzała wybuchy
innego wulkanu, znacznie od niego groźniejszego - Katla.
(Wikipedia)
Według belgijskiego wulkanologa Hurona Tazieffa – islandzkie wulkany należą do najbardziej niebezpiecznych
w tym rejonie świata. Do najgorszych należą erupcje wulkanów takich, jak: Askja w 1875, Kraka ndur w 1913, Hekla
w latach 1845 i 1947, Katla w 1918, Laki (Skraptarjökull)
w 1783 w czasie którego doszło do pęknięcia skorupy ziemskiej na długości 25 km, co spowodowało wylew lawy i ulot
ekshalacji wulkanicznych, które spowodowały śmierć 10.000
ludzi i setek tysięcy zwierząt, Grimsvötn (Grimsvaten) w 2009
oraz Öræfajökull w latach 1727 i 1783. Do tego należy dodać
spektakularny wybuch wulkanu Eldfell na wyspie Heymæy
w 1973 roku oraz o dziesięć lat wcześniejszą erupcje wulkanu
podmorskiego, wskutek której powstała wyspa Surtsey.
(H. Tazieff – Kratery w płomieniach, Warszawa 1958)
10
echo
Jordanowa
BARWNE CHMURY
W dniu 15 kwietnia nagłówki doniesień ze świata głosiły:
Ruch lotniczy w Europie Północnej sparaliżowany przez wulkan. Chmura popiołów z islandzkiego wulkanu Eyja oell paraliżuje ruch lotniczy w Europie północnej, zwłaszcza w Wielkiej
Brytanii i krajach skandynawskich. Niebo dla ruchu lotniczego
zostało zablokowane niemal nad całą Europą!
W dniu 16 kwietnia, od godziny 10. zamknięta przestrzeń
powietrzna nad całą Polską aż do dnia 19 kwietnia, kiedy to
ruch lotniczy został częściowo odblokowany nad północą
i centrum kraju.
Nad całą Europą było anulowanych 5000 połączeń lotniczych, a to oznaczało wielki korek powietrzny. Popiół wulkaniczny jest groźny dla silników odrzutowych i poszycia kadłubów samolotów, a ponadto może poważnie ograniczać
widoczność. Tymczasem aktywność islandzkiego wulkanu Eyja oell nie słabnie. Kolumna dymu i popiołu, bijąca w niebo
z krateru, osiąga 11 tysięcy metrów. Podobnie jak poprzedniego dnia, wiatr niesie popioły w kierunku wschodnim,
w stronę kontynentu europejskiego.
Z niecierpliwością czekaliśmy na zakończenie dnia 17
kwietnia. Miałem nadzieję, że pyły w atmosferze utworzą
wspaniałe efekty optyczne, jakie już kilka razy miałem okazję obserwować po wybuchu wulkanu Kasatochi na Aleutach - h p://www.youtube.com/watch?v=XVdTdqLGKhA oraz
Kluczewska Sopka na Kamczatce - h p://www.youtube.com/
watch?v=c-TsVqxfL-s w 2009 roku. Niestety, zawiodłem się.
Pogoda tego dnia była piękna - na niebie ani chmurki,
żadnych smug kondensacyjnych od odrzutowców - zapylenie
atmosfery ma także swe plusy. Jeszcze żadnego ranka nie było
tak cicho o zmierzchu! Jednakże na wykonanych przeze mnie
zdjęciach widać pylisty woal wokół Słońca. Był on jednakowoż zbyt nisko - na wysokości od 6 do 12 km nad Ziemią, by
dać jakieś efekty. Wulkan Kasatochi czy Kluczewska Sopka wystrzeliły pyły na wysokość co najmniej 20 – 25 tys. m i to dopiero dało tak wspaniałe efekty barwne. W przypadku czarnej
chmury nad Europą tego nie było...
Zdjęcia, które tutaj prezentuję wykonałem przy pomocy
aparatu fotograficznego z włączonym filtrem wzmacniającym
czerwoną część widma. Jak widać, nawet mimo tego tej czerwieni jest niewiele, co potwierdza tylko, że chmura pyłu nie
wisi nad Polską zbyt wysoko. Czekamy zatem na dalszy rozwój
wypadków i aktywność wulkanu Eyja allajökull, który może
obudzić jeszcze większe zagrożenie - wulkan Katla... Liczę
jednak na to, że Eyja allajökull działa tutaj jak wentyl bezpieczeństwa i do wybuchu Katli jednak nie dojdzie. Tym niemniej
trzeba uważać - wulkany potrafią być wyjątkowo nieprzewidywalne. Jak na razie skalę erupcji Eyja allajökull islandzcy
wulkanolodzy oceniają na 1-2°VEI.
PYLISTY BLOG
A jak to wyglądało u nas? Założyłem, że pyły poniżej 6.000
m będą widoczne jako ciemne chmury, a te powyżej 11.000 m
będą widoczne jako Cirrusy, które będą w stanie zmienić kolor
światła słonecznego. Niestety - przeszkadza zachmurzenie...
W Jordanowie smoliście czarne chmury pojawiły się już
w czwartek - 15 kwietnia, po godzinie 17-tej. Ich wygląd nie
wróżył niczego dobrego. Ich kolor był czarny i były bardzo gęste. Ściemniło się tak, jak przed ciężką burzą. Nasłuchiwaliśmy
pilnie, czy nie usłyszymy grzmotów, ale nie - poza normalnymi odgłosami miasta nie słychać było niczego nietypowego.
Chmury przesuwały się z kierunku pn. – zach. na pd. – wsch.,
ale inne chmury - już bardziej „normalne” przemieszczały się
w tym samym czasie ze wschodu na zachód! Z tych czarnych
chmur nawet szurnęło deszczem, ale był to w miarę czysty
deszcz - woda nie była mętna, była przeźroczysta, bez smaku
i zapachu. Spadło jej 12,9 l/m²/24 h. W tym dniu ciśnienie wynosiło 1006 hPa i miało tendencję wzrostową.
16 kwietnia pogoda była w miarę dobra, trochę popadało - 12,5 l/m²/24 h, ale nie zauważyliśmy żadnych sensacji,
poza kilkoma pasmami chmur, które miały nietypowy kolor
i kształt. Być może to właśnie były te smugi popiołów z wulkanu, ale nie jestem tego pewien. Ciśnienie atmosferyczne
zaczęło rosnąć i z 1009 wzrosło do 1011 hPa.
17 kwietnia - rano znów kilka efektownych chmur
o wschodzie słońca, zorza poranna normalna, w nocy słabo
popadało - 4,3 mm deszczu. I jak w poprzednich przypadkach
zero jakichkolwiek pyłów w wodzie. Potem dzień niemal bezchmurny z chmurami pięknej pogody - i wspaniałym słońcem! Ciśnienie atmosferyczne ustabilizowało się na 1017 hPa.
Na niebie ani jednej smugi kondensacyjnej. Atmosfera przypomina oczekiwanie na chmurę radioaktywną, od której zginęli bohaterowie Ostatniego brzegu Nevila Shute’a. Czekamy
na zorzę wieczorną - jeżeli pyły są w atmosferze, to powinna
być taka, jak po erupcji wulkanu Kasatochi albo Kluczewskiej
Sopki. Jeżeli nie - będzie normalna. Tymczasem BBC podaje,
że aktywność wulkanu wzrasta, a zatem można oczekiwać
wszystkiego, co najgorsze...
WSTĘP DO KOŃCA ŚWIATA?
Wydarzenia z kwietnia 2010 roku mogą stanowić przygrywkę do tego, co stanie się na północnej półkuli Ziemi po
wybuchu Superwulkanu Yellowstone. Ale i nie tylko, bo Europa może ucierpieć wskutek szykującego się wybuchu Wezuwiusza, którego możliwość włoscy wulkanolodzy oceniają na
BARDZO WYSOKĄ! Przypominam, że wybuch, który zniszczył
Herculaneum, Pompeję i Stabiae w 79 r. miał średni indeks
eksplozywności - 5°VEI. Wybuch Laki to 6°VEI podobnie jak
11
echo
Jordanowa
racji wyż nad Morzem Śródziemnym - niż nad Morzem Bałtyckim - chmury pylistej tefry zostaną przepompowane nad nasz
kraj. Grozi nam w takim przypadku rok bez lata - a nawet kilka
lat, w zależności od długości erupcji tych wulkanów...
To, co się wydarzyło w Europie w ostatnich dniach można odebrać tylko jako BARDZO POWAŻNE OSTRZEŻENIE i lekcję pokory wobec Natury, która po raz kolejny pokazała nam
dowody swej potęgi i naszą nicość wobec materialnych sił
Wszechświata. Napisałem to wiele razy i powtórzę raz jeszcze: Przyroda będzie istniała bez nas, ale my bez Niej jesteśmy
nikim. Kto tego nie zrozumie - zginie.
wybuch Krakatau w 1883 roku, wybuch Tambora w 1815 po
którym nastąpił tzw. „rok bez lata” to było 7°VEI. Najpotężniejszym wybuchem było wybuch Lake Toba 70.000 lat temu,
którego moc wyniosła 8°VEI. Wszystkie te wybuchy poniosły
za sobą poważne zaburzenia klimatyczne. Ale powróćmy do
Wezuwiusza.
Poza nim istnieje jeszcze dla nas jedno zagrożenie - na
dnie Morza Tyrreńskiego czai się potężna struktura wulkaniczna - podwodny wulkan Marsili, który także zaczyna przejawiać aktywność i może wybuchnąć wraz z Wezuwiuszem...
Jak pokazuje przykład wulkanu Eyja allajökull - jego emisje
wulkaniczne są w stanie zasypać ogromne obszary Europy,
a przy niesprzyjającym rozkładzie pola barycznego w konfigu-
Jordanów, 2010-04-18
O S Z P EC O N E D R Z E WA
TO O S Z P EC O N E M I A STO...
Oto kolejne oszpecone zabytkowe drzewa w centrum Jordanowa. Chciałbym zapytać PT Władz Odnośnych i kogo trzeba: czy takie barbarzyńskie traktowanie jakby nie było żywych istot jest zgodne
zasadami naszej religii, w której co drugie słowo to „miłość” odmieniana we wszystkim możliwych
przypadkach? Te drzewa żyją i obcinanie ich gałęzi w okresie wegetacyjnym można porównać do
wiwisekcji. Drzewo to żywa istota - nie mówi, nie krzyczy, nie skarży się - ale czuje. To jest tak,
jakby człowiekowi wycięto na żywca część płuc i żołądka. Proszę o tym pomyśleć.
Kolejna sprawa: czy taki stan miejskiej zieleni jest wizytówką naszego
miasta? Dla obcokrajowców przybywających do Polski jest to dowód na
głupotę Polaków. A potem się dziwimy,
że dla Amerykanina słowo Polak jest
synonimem rozmodlonego, brudnego,
zapijaczonego idioty, o którym można opowiadać okrutne „Polish jockes”.
Nie dziwię się im. Proszę sobie obejrzeć
zdjęcia z miast Zachodu, gdzie o każde
stare drzewo się dba, bo jest świadkiem
historii Małej Ojczyzny. Na razie pod
tym względem jeszcze jesteśmy gdzieś
na Białorusi...
Jeżeli nie jest to wizytówka naszego
miasta, to czy jest to wstęp do wycięcia tych drzew? Jak znam życie i realia
w tym mieście, to odpowiedź na te
pytanie jest twierdząca. Komuś się już
opatrzyły te dęby i lipy? Żeby choć na
ich miejsce posadzono jakieś dekoracyjne drzewa - nie jakiś śródziemnomorsko-niemiecki chłam w którym kochają
się niektórzy ludzie z tzw. świecznika.
Polska to nie Włochy czy Portugalia,
12
gdzie nasadza się masowo tuje, cyprysiki czy żywotniki. Polska to jednak
Środkowa Europa, gdzie wprowadzanie
nowych gatunków stanowi zagrożenie
dla ekosystemu i dla naszego zdrowia,
m.in. ze względu na alergie.
A zatem proszę PT Władze Odnośne
- przestańcie szpecić to miasto! Przestańcie szkodzić tym resztkom zieleni,
bo źle na tym wyjdziecie - mniej więcej
jak Zabłoski na mydle, albo jak Stańczyk
na grzybach...
Robert K. Leśniakiewicz
echo
Jordanowa
Z A S M A R K A N A J O L A N TA I M Ś C I WA ZO Ś K A
Robert K. Leśniakiewicz
Maj ogarnęło deszczowe szaleństwo. Pada właściwie przez całą pierwszą dekadę, z wyjątkiem
przerw, które mają co najwyżej 12-15 godzin. Może dzięki temu uniknęliśmy przymrozków, które
w ubiegłych latach atakowały nas w okolicach 1 Maja oraz w dniach 12. (Pankracego), 13. (Serwacego), 14. (Bonifacego) oraz 15 maja (Zofii). Przymrozków nie było, ale z nieba lały się strumienie
wody. I tak:
11/12.V. popadało niewiele, bo 4,5 l/m²/24h,
12/13.V. spadło aż 47,3 mm/24h deszczu – więcej spadło tylko
w Rokicinach Podhalańskich – tam było 48 l/m²/24h,
13/14.V. trochę ulgi – 4,2 mm/24h, za to…
14/15.V. spadło znowu 15,5 mm/24h,
15/16.V. znowu lejba - 27,52 mm/24h wody z pochmurnego
nieba…
A do tego wszystkiego ogromna wilgotność powietrza
w granicach 80 – 95% i niskie ciśnienie w granicach 1005 – 990
hPa. To wszystko przekładało się na złe samopoczucie i kłopoty
z układem krążenia i dolegliwościami reumatycznymi.
14 maja na Polskę ruszył nad Półwyspu Apenińskiego deszczowy niż genueński nazwany Jolanta.
15 maja. W Europie Południowej zaczęły się opady rzędu
100 – 150 mm/24h. Rzeki Słowacji i Węgier osiągają stany alarmowe, które rychło zostają przekroczone.
W Polsce zaczyna spadać temperatura, a z zachodu nadciągają paskudne chmury… Zimna Zośka zaczyna brać odwet! Na
Islandii wciąż dymi wulkan Eyla oell. To m.in. jego pyły wyrzucone na wysokość 6 – 12 km powodują te opady…
16. maja. Fatalna pogoda na południu Polski – pisze Onet.
pl. - A najcieplej w Suwałkach. Niestety, sprawdzają się długoterminowe prognozy pogody z zeszłego tygodnia. Przez cały tydzień padało praktycznie codziennie, a dziś i jutro opady będą
szczególnie intensywne.
Najgorzej jest na południu Polski. Mieszkańcy Dolnego Śląska i Opolszczyzny od kilku dni przygotowują się na powódź.
Rozpadało się w nocy i ma padać przez cały dzień. Najbardziej
niepewna sytuacja jest w powiatach raciborskim, żywieckim,
pszczyńskim, bielskim, cieszyńskim i wodzisławskim. Tam ogłoszono pogotowie przeciwpowodziowe. Od piątku natomiast
stan pogotowia obowiązuje w czterech powiatach województwa opolskiego, w jednym powiecie Małopolski i w jednym na
Śląsku. W Małopolsce stan ostrzegawczy rzek jest przekroczony
w dziewięciu miejscach.
Dziś (16.V) mapa pogody stanowi lustrzane odbicie tej,
którą oglądamy najczęściej. W najcieplejszych w kraju regionach południowo-zachodnich będzie (wyłączając Zakopane)
najchłodniej - 10 stopni we Wrocławiu, 7 w Opolu. W Tatrach
natomiast może padać deszcz ze śniegiem, a temperatura wyniesie tylko 2 stopnie powyżej zera. Deszcz prawie w całej Polsce, w miarę sucho będzie na północno-zachodnich krańcach
- w Gorzowie, Szczecinie i w Trójmieście.
Za to najcieplej dziś będzie w Suwałkach. Wyjdzie słońce,
padać nie powinno, a temperatura sięgnie nawet 20 stopni.
Prognozy na najbliższe dni nie napawają optymizmem.
Będzie dużo deszczu, trochę burz, a dzisiejsze śnieg w Tatrach
może nie okazać się jednorazowym wybrykiem.
U nas rano termometr pokazał tylko +4,5°C, a ciśnienie
ustabilizowało się na poziomie 998 hPa.
Na Słowacji i na Węgrzech powódź. Jak to wygląda – moż-
na zobaczyć na załączonym filmiku zrobionym ze zdjęć wykonanych przez Panie Noemi Tooth i Jozsefine Magyar a nadesłane przez Panią Marię Hodobay z Klubu Miłośników Grzybów
w Miszkolcu zamieszczonym na stronie internetowej - h p://
aniagrzybyija.blog.onet.pl/Zasmarkana-Jolanta-i-msciwa-Zo,2,ID406668105,n. Mgr Stanisław Bednarz twierdzi, że jest to
największa powódź majowa od 1940 roku. Moi korespondenci
twierdzą, że po stumilimetrowych opadach wylały wszystkie
rzeki i Dunaj. W Tatrach spadł śnieg.
17 maja. O godzinie 06:00 wykonuję pomiar ilości opadów
– w ciągu doby spadło 95,46 l/m²/24h wody. Podkarpacie podtopione. W Małopolsce alarm powodziowy w powiecie wadowickim i w Krakowie. Red. Andrzej Zalewski twierdzi, że stacja
telemetryczna w Makowie Podhalańskim – Bogdanówce zasygnalizowała opad 170 mm/24h! Skawa wylała. OSP jest cały
czas w pogotowiu. Wóz techniczny i bojowy stoi pod remizą
w każdej chwili gotowy do akcji…
Pogoda nadal bez zmian – pada deszcz, i wieje zimny, przenikliwy wiatr z NW. Temperatura o godzinie 06:00 wynosiła tylko +6°C, a ciśnienie 1001 hPa.
Nad Europą Zachodnią znowu zawisa chmura wulkanicznego pyłu. Lotniska na razie zamykają Wielka Brytania, Irlandia
i Holandia.
Mgr Bednarz podaje mi, że Skawa w nocy osiągnęła maksimum 418 cm i toczyła swe wody w ilości 94.5 m³/s. O godzinie 09:00 poziom wreszcie zaczął spadać i mierzył 405 cm,
a przepływ wody spadł do 83,9 m³/s. Średnio w naszym powiecie spadło 104,2 mm/24h deszczu. Rekordowe ilości spadły na
Leskowcu – 171,2 mm i Bogdanówce – 186,2 mm. U nas zostały
zalane przez Skawę domy przy ul. Przemysłowej – gdzie broniła
ich nasza OSP, Rapaczówce i Na Podlaskach. Ten wylew Skawy jest porównywalny z tym z 1997 i 2001 roku. Jednakowoż
była ona nieco mniejsza, bowiem w roku 2001 na wodowskazie
w Jordanowie poziom osiągnął 480 cm, zaś w roku 1997 była
zdecydowanie mniejsza i odczyt wynosił 378 cm. Podczas
tej powodzi stan 418 cm został osiągnięty o godzinie 06:30,
a potem już woda powoli opadała i w dniu 17 maja, o godzinie 20:00 wskaźnik wskazywał 320 cm, czyli 30 cm poniżej stanu alarmowego. Przy czym w masywie Przykca spadło chyba
mniej, bowiem potok Strącze nie wezbrał tak bardzo, jak powinien przy tych opadach.
W Tatrach sypie śniegiem – śnieg pojawił się na Babiej Górze – 1725 m n.p.m. i na Policy – 1367 m oraz na Hali Krupowej
– 1152 m. Temperatura w Jordanowie spadła do +4°C. Czekamy, co przyniesie nam jutro…
18 maja. Deszcz ciągle pada - za dobę 17/18.V. spadło u nas
55,7 mm/24h. Pisze Onet.pl:
Opady większe niż w 1997 roku. „Nie zwlekajmy z ewakuacją”
- Dzisiaj najtrudniejsza sytuacja jest na Podbeskidziu. Ten
piękny zakątek jest bardzo niebezpieczny. Ilość opadów jest
13
echo
Jordanowa
okolica. Poziom rzeki w tym rejonie mierzy 766 cm przy stanie
alarmowym ustalonym 480. Równie dramatyczny poziom pokazuje wodowskaz w Zatorze. Wisła liczy tam 827 cm. W tej
miejscowości woda zalewa oczyszczalnię ścieków.
Joanna Błazenek z oświęcimskiego centrum zarządzania
kryzysowego powiedziała, że zalane są drogi, między innymi
dojazd do dzielnicy Dwory II w Oświęcimiu, a także szlak łączący Oświęcim z Bobrkiem.
W powiecie Sucha Beskidzka po spokojnej nocy znów intensywnie pada deszcz. Szef miejscowe straży Tadeusz Mikołajek
powiedział, ze telefony ponownie zaczęły się urywać. - Woda
zalewa piwnice, udrażniamy przepusty - powiedział.
Jak widać z powyższego, mści się lekceważenie Przyrody
i Jej praw. Mści się obłędny wyrąb lasów, mści się melioracja,
mści się likwidacja małej retencji… Nade wszystko mści się
brak realizacji wniosków po Wielkiej Wodzie w latach 1997
i 2001. Ciekawy jestem, gdzie wyparowały pieniądze przeznaczone na budowę i naprawę wałów przeciwpowodziowych?
Kto przywłaszczył sobie pieniądze na sprzęt do walki z nadmiarem wody? Jak to może być, żeby Straż Pożarna nie była w stanie walczyć z zalewem, bo nie ma worków z piaskiem? Jak to
w ogóle jest możliwe, że strażacy nie mają takiego zwyczajnego
środka łączności jakim jest radio CB do współpracy z wolontariuszami, którzy na pewno poświęciliby swój czas i sprzęt na
pomoc w walce z zagrożeniem? W większości normalnych krajów właśnie w tego rodzaju akcjach poszukiwawczych i ratowniczych używa się łączności CB – właśnie po to ją stworzono,
a nie przed ostrzeganiem się przed stojacymi na poboczach
dróg „misiaczkami” czy „pieczarkami” – ale oczywiście nie w
Polsce. A przecież najprostszy zestaw CB do samochodu kosztuje ok. 500,- PLN razem z montażem i anteną. Czy to są aż takie
wielkie pieniądze? Więcej idzie na wszelkiego rodzaju uroczystości i czynności nie mające z PSP czy OSP niczego wspólnego.
Kolejna sprawa, która wychodzi przy każdym tego rodzaju
zagrożeniu – sprawa likwidacji szpitalika w Jordanowie. Zlikwidowano go nieopatrznie, jedną głupią i nieprzemyślaną decyzją
w imię oszczędności i ratowania zadłużonego po uszy suskiego molocha. A teraz wyobraźmy sobie, gdyby wylała Skawa
i Raba jednocześnie. Taki scenariusz jest – niestety możliwy przy
intensywnych opadach >120 mm/24h. I co? I to, że Jordanów
jest w takim przypadku całkowicie odcięty od świata. No i jak
dowiezie się ciężko chorego czy uczestnika jakiegoś wypadku
do szpitala w Suchej, Rabce czy Nowym Targu? Helikopterem?
To jest dobre na hollywoodzkich filmach, którymi bez przerwy
karmi nas nasza TV, ale w przypadku polskiej prowincji się to
jakoś nie sprawdza. O czymś takim możemy sobie pomarzyć.
Całkowity brak wyobraźni i realizmu może kosztować niejedno
ludzkie życie. Ale kogo obchodzi ludzkie życie, kiedy liczą się
słupki notowań i przedwyborczy fes wal obiecanek-cacanek!?
Szkoda gadać…
A deszcz wciąż pada.
19 maja. Za dobę spadło 30,1 mm deszczu. Jest wciąż pochmurno i zimno – o 06:00 mieliśmy tylko +5°C. Ciśnienie atmosferyczne rośnie – w tej chwili osiąga ono 1012 hPa. Kraków zalany, zamknięte mosty przez Wisłę. Fala powodziowa
idzie w dół rzek. Czeka na nią Wrocław i inne miasta Dolnego
Śląska. Powtarza się historia z Powodzi Tysiąclecia w 1997
roku, choć władze przyznają to bardzo niechętnie. Tymczasem wczoraj na północnym-wschodzie naszego kraju…
Trąba powietrzna nad Suwalszczyzną
Pozrywane dachy, połamane drzewa i zerwane linie energetyczne - to efekt trąby powietrznej, która we wtorek po
większa niż w 1997 roku - poinformował minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller.
Minister podkreśla, że możliwość rozłożenia fali powodziowej niestety się skończyła. Dodaje także, że wszystkie służby
zdają egzamin, strażacy z Państwowej Straży Pożarnej i z oddziałów ochotniczych oraz policja, która pilnuje mieszkań i dobytków tych którzy musieli się ewakuować. - Nikt nie zawiódł
- wyjaśnił Miller.
- Te opady są tak intensywne, że Czesi i Słowacy nie dali
rady, a teraz my zdajemy egzamin - powiedział minister.
Jerzy Miller zaapelował także, aby nie zwlekać z ewakuacją.
- Uwierzmy, że policja zajmie się naszym dobytkiem, zabierzmy
najważniejsze rzeczy i przejdźmy do tych bezpiecznych, wyznaczonych miejsc.
Nadal intensywnie pada; „pomoc strażaków nie wystarcza”
Nad Podbeskidziem znów intensywnie pada. W wielu miejscach, po chwilowej stabilizacji, znów zaczęło przybywać wody
w rzekach. Według synoptyków z IMiGW intensywnie będzie
padać do południa. Później opady osłabną, ale nie zanikną.
W rejonie Bielsko-Biała najtrudniejsza sytuacja panuje
w Czechowicach-Dziedzicach. Nie ma już połączenia drogowego miasta z Zabrzegiem. Ewakuowani są mieszkańcy z kolejnych
domów w Czechowicach-Dziedzicach, Kaniowie, Dankowicach.
Zdaniem rzecznik bielskiej straży pożarnej Patrycji Pokrzywy
w Bielsku-Białej trudna sytuacja panuje na drodze wylotowej
w kierunku Żywca. Woda praktycznie ją zmyła.
W Czechowicach-Dziedzicach rzeka Iłownica pozalewała
domy wielu mieszkańcom. Woda wdarła się o 2 w nocy z niedzieli na poniedziałek. To tę okolicę odwiedził szef MSWiA Jerzy Miller. Mieszkańcy nie kryją zdenerwowania. Twierdzą, że
w krytycznych chwilach pomoc strażaków nie była wystarczająca. - Mama siedziała w domu i nie wiedziała, co robić, bo
strażacy przynieśli nam tylko jeden worek z piaskiem. O drugiej
w nocy woda weszła. Nie było nikogo, kto by pomógł. To jest
masakra - mówiła jedna z mieszkanek zalanego rejonu miasta.
Rzecznik śląskich strażaków Jarosław Wojtasik tłumaczy, że
sytuacja jest wyjątkowa, a żywioł z ogromną siłą pojawił się
w wielu regionach. - Mamy 3 tysiące strażaków i więcej ich nie
będzie w ciągu doby - wyjaśniał.
Na Śląsku Cieszyńskim w Skoczowie w nocy sytuacja powoli
stabilizowała się. Dorota Kochman z biura promocji i informacji
magistratu powiedziała, że „miasto czeka wielkie sprzątanie,
choć służby wciąż trzymają rękę na pulsie”. W Skoczowie nieprzejezdna jest droga krajowa 81 popularnie zwana „wiślanką”.
Na skrzyżowaniu stoi policyjny radiowóz, który kieruje wszystkie samochody na objazd przez Cieszyn w stronę Pawłowic.
W Zebrzydowicach pod wodą znalazł się cmentarz.
Na Żywiecczyźnie wieczorem przestało padać i woda w rzekach opadła. W nocy deszcz znów stał się intensywny. Strażacy mówią, że w ciągu 2-, 3 godzin poziom wody w potokach
i rzekach prawdopodobnie poważnie wzrośnie. Najpoważniejsza sytuacja jest w Jeleśni.
W rejonie Wadowic w Małopolsce sytuacja jest bardzo
ciężka. Strażacy informują, że najpoważniej jest w Woźnikach,
gdzie lokalna rzeczka przerwała wał. Ratownicy starają się ocalić domy przed zalaniem. Strażacy starają się także uratować
wał na Wiśle w Spytkowicach. - W oczach rośnie Choczenka
w Wadowicach. Jeszcze ze 30 minut i będziemy ją mieli na ulicach - powiedział oficer dyżurny wadowickiej straży pożarnej.
W powiecie oświęcimskim (Małopolska) najpoważniejsze
zagrożenie w nocy wystąpiło w Broszkowicach. Tam groziło, że
Wisła przerwie wał. Strażacy walczą, by nie została zalana cała
14
echo
południu przeszła nad gminą Rutka Tartak na Suwalszczyźnie
(woj. podlaskie).
Trąba powietrzna przeszła przez wsie Pobondzie, Rowele
i Kadaryszki w gminie Rutka Tartak. Ich mieszkańcy mówią, że
trąba powietrzna trwała kilka, może kilkanaście sekund.
Jak informuje straż pożarna w Suwałkach, uszkodzonych
zostało sześć domów mieszkalnych i 11 obiektów gospodarczych. W akcji bierze udział 50 strażaków. - Są duże straty,
niektóre budynki są całkowicie zniszczone. Na kolejnych są
zwalone dachy - powiedział komendant suwalskiej straży pożarnej Krzysztof Hawrus, który przyjechał na miejsce zdarzenia.
Według strażaków, dotąd nie ma sygnałów, by ucierpieli
ludzie. Akcja pomocy poszkodowanym będzie trwała do późnych godzin nocnych. Jak poinformowała rzecznik wojewody
podlaskiego Jolanta Gadek, na miejsce zdarzenia przyjechał
wojewoda podlaski, Maciej Żywno. Wojewoda zadeklarował
pomoc poszkodowanym - albo ze środków wojewódzkich,
albo centralnych. (Interia.pl)
Przerażające efekty ludzkiej bezmyślności i braku wyprzedzającego myślenia. W obu przypadkach winę ponoszą ci,
którzy dla zysku rąbią lasy całymi hektarami. To jest miejsce
narodzin każdej tego rodzaju biedy, każdego kataklizmu!
W dniu wczorajszym (18.V.) przez Jordanów przejeżdżał Komendant Główny SP gen. Wiesław Leśniakiewicz z premierem
Tuskiem. Ten ostatni na widok tego, co się dzieje w Małopolsce
wydalił z siebie zdanie: „Nie będzie litości za złe decyzje”. To
znaczy, że co? – że będzie wsadzał swoich kolegów partyjnych?
Jordanowa
Wkładam to pomiędzy bajki. Jak Polska Polską, po 1989 roku
za to nikt nikogo nie wsadził. Po Wielkiej Powodzi 1997 roku
zmienił się rząd i to była jedyna zmiana, reszta pozostała bez
zmian, quod erat demonstrandum…
Co pokazała ta powódź? To, co zawsze pokazuje się w naszym kraju w chwilach próby: bohaterstwo ludzi walczących
z bezlitosnym żywiołem i ich determinację w tej walce. I niestety – ten przesłodzony obrazek psuje to, co doprowadza
zazwyczaj do takich sytuacji: brak wyobraźni urzędników państwowych i samorządowych, brak zdolności organizacyjnych,
korupcja, braki w sprzęcie, i w całej inra- i ultrastrukturze przeciwpowodziowej, co odbiło się przede wszystkim na ludziach
i ich dobytku – dokładnie tak, jak w 1997 roku – a nawet jeszcze
gorzej. I jak widać, okrutne lekcje powodzi z lat 1997 i 2001
nikogo i niczego nie nauczyły. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że jak się okazuje, na ochronę przeciwpowodziową
pieniądze były – dotacje rządowe i z UE. I jakimś cudem… wyparowały, czy może mówiąc wprost i bez ogródek, wypłynęły
w czyjeś kieszenie. Albo, jak to się mówi w dzisiejszej nowomowie – zostały wyprowadzone (to taki eufemizm stanowiący zamiennik słowa „kradzież” – wszak żyjemy w kraju, gdzie
nazwanie złodzieja złodziejem obraża… złodzieja!). Ślimacząca
się ponad 28 lat budowa zapory w Świnnej Porębie stanowi
wymowny przykład na powyższe – gdyby ktoś pytał o dowody.
Myślę, że tym przede wszystkim powinny zająć się odpowiednie służby CBŚ i nade wszystko CBA! Może ta ostatnia
wreszcie na coś się przyda i udowodni, że jest do czegoś potrzebna!
T R A K TAT O T EG O RO C Z N E J P OWO DZ I
Stanisław Bednarz
Jest już 13 czerwca. Właśnie tej nocy przeszła gwałtowna nawałnica z atakiem, na szczęście krótkim,
huraganowego wiatru, że aż drzewami gięło a niebo rozświetlały upiorne błyskawice. Chodzę po lesie
i sprawdzam, co połamało. Potężna osika leży złamana. Rozmyślam nad wszystkimi wydarzeniami, które dotknęły nas w ciągu ostatnich 40 dni. Czy faktycznie karze nas Bóg za nasze grzechy, jak powiadają
księża, czy ziszcza się proroctwo profesor Haliny Lorentz z IMGW, która mówiła o nasileniu gwałtownych zjawisk przedzielonych okresami afrykańskich upałów w związku z trwałą przebudową układów
barycznych. Obserwuję z lękiem i trwogą wszystkie te zdarzenia, począwszy od połowy maja. Postaram
się podzielić z czytelnikami moimi obserwacjami i przemyśleniami chronologicznie dzień po dniu .
Tak się złożyło że okres od 1 do 9
maja spędziłem poza granicami kraju.
Gdy przyjechałem, okazało się, że do dnia
9 maja spadło już 100 mm deszczu, przy
czym przez sam długi weekend 1-4 spadło 78 mm. Jest to ilość zbliżona do nor-
my całego maja, a dopiero jest dziewiąty.
Obserwuję pierwsze obrywy brzegowe
w Toporzysku i myślę sobie, co będzie dalej, jeśli już stateczność skarp się obniża.
Od 9 do 12 maja niejakie uspokojenie, ale
coś tam popaduje codziennie. Najgorsze
przed nami.
12 maja
Po południu przeszła gwałtowna burza od wschodu. W dzieciństwie zawsze
straszono mnie burzami od Lubonia;
twierdzono, że są gorsze od tych z zachodu, zwłaszcza jeśli idzie o nawodnienie.
Nie było frontu, nie było wichru, po prostu zagrzmiało parę razy, ale spadło aż 47
mm deszczu w ciągu niecałych 2 godzin.
Boję się cały czas o osuwiska, gdyż suma
od początku maja zbliża się do 150 mm
15
w dość krótkim odstępie. Na razie tylko
o te płytkie wietrzelinowe, bo ilość opadów na razie nie upoważnia do lęku o te
głębokie skalne. Ale wszystko przed nami
– co się odwlecze to nie uciecze.
14 maja
Prognozy wieją zgrozą. Ponoć zbliża
się niż genueński – największy sprawca
powodzi w Karpatach. Wieje grozą, gdyż
taki układ baryczny wywołał m.in. powódź 1997 i wiele innych. Dlaczego tak
się dzieje? Winny jest paradoksalnie wyż
azorski, który zamiast siedzieć jak nazwa
mówi na archipelagiem Azorów zawędrował daleko na północ. Niże atlantyckie
nie mogą iść na Wielką Brytanię i dalej
na zachód, tylko skręcają na Hiszpanię,
potem nad Majorkę, tam pompują wodę
echo
w niesamowitych ilościach z nagrzanego
Morza Śródziemnego. Idą dalej na Genuę, przechodzą nad Austrią i kierują się
na Bramę Morawską. Zbliżając się nad
Karpaty ochładzają się powietrzem z północy i spuszczają wodę w monstrualnych
ilościach nad Jesoniki w Czechach, Beskid
Śląski, Żywiecki i Makowski. Zachowaj nas
Panie! Do tego codziennie coś tam popaduje. Kropla do kropli.
15 maja
Nadszedł w godzinach wieczornych.
Meteorolodzy nadają mu wdzięczne imię
Jolanta. Tak się składa, że cyklonalne niże
w Europie otrzymują imiona żeńskie,
a pogodne stacjonarne wyże imiona męskie. Żona protestuje, ja się drażnię, że
podkreślają przewrotność natury kobiecej. Ale nie pora na żarty. Cała noc z 15 na
16 leje na razie umiarkowanie (27,5 mm).
Siła niżu na razie wyżywa się na Węgrzech
i Słowacji. Na nas przyjdzie pora.
16 maja
Zgroza leje cały dzień i całą noc nieprzerwanymi strugami zimnego deszczu.
W Tatrach śnieżyce. Deszczowi towarzyszy silny wiatr i potęgujący chłód. Rzeki
przybierają w oczach, wieczór są już powyżej alarmowych. Leje nie tylko nad gó-
rami, ale też nad Pogórzem i Krakowem.
Gminy i powiaty zachodniej Małopolski,
w tym powiat suski, w nocy z 16 na 17
ogłaszają alarm przeciwpowodziowy. Jak
to wygląda na Skawie w Jordanowie?
Stan ostrzegawczy 270 przekroczony już
o 12 w południe, stan alarmowy 350 około 2-giej w nocy.
Siedzę przy danych z radaru opadowego; nie ma nadziei, chmury kotłują się
w miejscu.
17 maja
Najbardziej krytyczny dzień. Rano
o 8 godzinie Skawa osiągnęła dawno nie
notowany poziom 418 cm. Wtedy zalewa boisko i domy w stronę Toporzyska.
Ostatni raz poziom 400 Skawa osiągnęła
w 2001 roku – było 480 cm. Spadły niesamowite ilości deszczu i podobnie jak
w 1970 i w 2001 uformowały się centra
opadowe na Leskowcu, gdzie za dobę
spadło 171 mm i w Bogdanówce, gdzie
spadło 186 mm. W Beskidzie Śląskim
również 180 mm. Średnio w dorzeczu
Skawy spadło średnio 104 mm, a w Jordanowie 94 mm. Powódź na razie oszczędza zlewnie Dunajca, dalej na wschód
i Tatry, ale ich też dopadnie – kwes a czasu. To są ilości anormalne nawet dla lipca,
a co dopiero dla maja. Próbuję odgrzebać
z notatek kwes e powodzi majowych.
Ostatnia wielka powódź majowa z podwójną kulminacją miała miejsce w 1940;
była wtedy okupacja, były ważniejsze
problemy; zatarła się w pamięci ludzkiej.
W 1987 około 23 maja lało w Jordanowie
przez 72 godziny; Skawa osiągnęła 402.
Spłynęło szybko, bo nie było poprzedzone wcześniejszymi opadami, woda nie
wkroczyła na boisko, tylko w Toporzysku
utopił się człowiek. Teraz Skawa wylewa
na łąki na Międzywodach i w obrębie
meandrów między Jordanowem a Bystrą.
W sumie to zbawienne – prąd wyhamowuje, poziom się obniża i do Osielca fala
przychodzi spłaszczona. Są to naturalne
foldery chroniące niżej położone obszary
zabudowane. Pewni „uczeni” chcą takie
odcinki prostować. Szczególnie prostowanie rzek upodobał sobie w zaborze
pruskim cesarz Wilhelm. Według niego
musiał być „Ordnung”, rzeka musiała płynąć prosto, według rozkazu czynić pożytek i nie wyczyniać żadnych brewerii. Nasi
decydenci w RZGW myślą techniczną są
w XIX wieku, podczas gdy współcześni
Niemcy preferują biologiczną zabudowę,
nasi robili do niedawna betonowe koryta.
Efekty widziałem jadąc rano ze strwożonym sercem do Suchej. Pomiędzy Suchą,
a Makowem dopływy ujęte w betonowe
koryta zatkały się rumoszem, ominęły wą-
16
Jordanowa
skie przepusty pod drogą krajową i rozlały
się jak chciały na drogę, domostwa. Nie
założono łapaczy przeciwrumoszowych,
a woda ujęta w betonowe koryta nie wlekła, a niosła piekielnym tempem rumowisko. W Suchej wpadłem w wir sztabu
przeciwpowodziowego. Złe informacje
o mostach. Uszkodziło most na Skawie
w Zembrzycach, uszkodziło mosty w Marcówce i Targoszowie, dziesiątki podmyć,
nieśmiało pojawiają się zwiastuny pierwszych na razie płytkich osuwisk, m.in.
przy drodze krajowej obok kamieniołomu
w Suchej.
18 maja
Horroru dzień drugi. Przez chwilę nie
padało, co pozwoliło wodzie w Jordanowie opaść o 5 rano do poziomu 282, lecz
znów zaczęło intensywnie lać. Lało jak
z cebra do 14, poziom Skawy w Jordanowie znów osiągnął 340 cm. Fala kulminacyjna doszła do Krakowa. Byłaby większa, gdyby zapora w Świnnej Porębie,
jeszcze nie ukończona, samoistnie nie
zaczęła napełniać zbiornika. Zamknięto
most Dębnicki, gdyż poziom wody podniósł się do poziomu nie notowanego od
1970 roku: przepływa w ciągu sekundy
2300 m3. W opisywanym wcześniej maju
1940 przepływało 2100 m3. Aby tę ilość
sobie wyobrazić, wspomnijmy, że na
Skawie przy maksymalnych stanach powyżej 400 cm płynie na sekundę 87m3.
Gdzieś tam oczywiście przerwało wały
w Płaszowie. Na kopcu Piłsudskiego zeszło osuwisko, rzadkość dla Krakowa.
Z peryferyjnego osiedla Bace pomiędzy
Suchą ,a Zembrzycami płynie niepokojący
sygnał – osuwa się stok, zagraża budynkom, pękają drzewa. Spadło mniej opadu
w Jordanowie 55 mm, na Leskowcu znów
78 mm. W niektórych miejscach poziom
miesięczny zbliża się do nigdy nie notowanego stanu około 400 mmm.
19 maja
Horror hydrologiczny nieco zelżał,
Skawa w Jordanowie opadła poniżej
ostrzegawczego. Spadło w Jordanowie
tylko około 30 mm. Ale rodzi się nowy kataklizm. Zewsząd w Karpatach ujawniają
się osuwiska. Najgorsze w Lanckoronie
i w okolicach Limanowej. Przy progu opadowym ponad 400 mm, gdy opad jest
w krótkim czasie, naukowcy stwierdzają
sucho: „następuje powszechna utrata
stateczności stoków”. I stało się! - Złe wieści płyną nawet z okolic Gdowa, z korony
jezior zaporowych: łącznie już około 130
osuwisk. Część z nich uruchomiana została wskutek poślizgu na warstwie namokniętych łupków ilastych, które wtedy
działają jak smar, ale tam, gdzie wystę-
echo
pują tylko gliny wietrzelinowe, następuje
upłynnienie glin. Niekiedy za dużo rurek
drenarskich; odpływy z przydomowych
oczyszczalni mają wyloty w nieprzepuszczalnych glinach. Powódź dotarła dopiero na Orawę, którą pierwszy atak nie
dotknął, rozwścieczony Syhlec przyniósł
z Babiej takie ilości wody, że rozlał się na
całą wieś. Obrona mostu Dębnickiego
trwa.
20 maja
Nieco ulgi, spadło poniżej 15 mm.
Powódź dochodzi Wisłą do Ziemi Sandomierskiej. Ujawniają się pierwsze,
na razie nieznaczne pęknięcia na stoku
w Tarnawie Dolnej w powiecie suskim.
Jeszcze o niej usłyszymy. Na ziemi sandomierskiej tworzą się wskutek pęknięcia
wałów wielkie rozlewiska o rozmiarach
jeziora Śniardwy, cmentarze stoją zatopione po czubki krzyży. Wszędzie bura
woda koloru „cappuccino”.
21 maja
U nas po raz pierwszy ukazał się rąbek słońca. Horror zbliżył się do Warszawy. Bronią wałów; takiej wody nie było
tam od 1844 roku. Jak niewiele trzeba,
by zalać całą Polskę, bo i w dorzeczu odry
i Warty nie jest wesoło. Zalało i nie pytało
się o zgodę polityków. Niektórzy ministrowie, zamiast przeprowadzić merytoryczna analizę sytuacji, krzyczą, by strzelać do
bobrów, które to podobno niszczą wały.
Pewnemu ministrowi osobliwie bobry
pomyliły się z kretami, które faktycznie
ryją w wałach. Najrozsądniej zachowali
się myśliwi – nie będą strzelać, bo jest to
odwracanie uwagi od odpowiedzialnych
za wały i pieniędzy przeznaczonych na ich
ochronę.
22 maja
W Warszawie stan najwyższej gotowości.
23 maja
Zielone Święta. Słonecznie. Spacer
nad Skawę w okolice „Pańskiej ławy” przy
szlaku czerwonym do Bystrej. Ławy nie
ma, zerwana, widać to na okładce naszego czasopisma. Toczą się bure podniesione wody, bo znów w nocy spadło około
20 mm, końca nie ma. Nad rzeką masa
spiętrzonych drzew przyniesionych przez
powódź i śmieci, które zatrzymały się na
tych zaporach.
26 maja
Ponieważ nie ma dnia, żeby coś
tam nie popadało, pogarsza się sytuacja
w Tarnawie Dolnej koło Zembrzyc. Szczeliny powiększają się, osuwisko zaczyna
przeć na drogę powiatową. Może stanie.
27 maja
Dla mnie kolejny horror. Wieczór
przechodziła nad Jordanowem niewielka
burza, spadło gdzieś może 10 mm. Ale
około 22 obserwuję dane telemetryczne
z posterunków wodowskazowych i stwierdzam, że nad Tarnawą i Błądzonką koło
Suchej przechodzi oberwanie chmury.
Stryszawka momentalnie w ciągu godziny
przekracza o 1,5 m stan alarmowy. Myśląc, że to błąd odczytu, dzwonię mimo
godziny 23do kolegi ze Suchej. Mówi mi,
że gdzieś nad górą Żurawnica przeszło
oberwanie chmury, spadło może ponad
50 mm. -Nie bój się, powiedział mi, to już
przeszło, ale przewrotnie dodaje: chcesz
się naprawdę bać, to powiem ci – niedługo nadejdzie nowy niż z południa i będzie
powtórka z powodzi. Nie spałem całą noc
przeklinając internet i to, że gdyby nie on,
spałbym spokojnie.
28 maja
Sytuacja na osuwisku w Tarnawie
w powiecie suskim pogarsza się. Wody
pierwszej powodzi osiągnęły Bałtyk czyniąc po drodze bezmiar szkód.
29 maja
Pierwszy dzień w maju, gdy w ogóle
nie padało. W jakich annałach to zapisać?
1 czerwca
Znów groza, nadszedł drugi niż z południa, tym razem ochrzczony imieniem
Bertholda. Imię mniej wdzięczne od
Jolanty. Od północy leje. Rzeki wzbierają. Deszcz ciągły pada również całą noc
z 1 na 2czerwca. Suma opadów za maj w
Jordanowie około 478 mm. Ilości niewyobrażalne. Do tej pory najwyższa średnia
miesięczna wynosiła około 300-350 mm,
i to w powodziowe lipce. Do tego czerwiec dokłada swoje.
2 czerwca.
Na Skawie i w Jordanowie średnio
spadło około 50 mm, ale Na Markowych
Szczawinach 94 mm. Skawica wali jak
oszalała. Skawa osiągnęła 348 cm zbliżając się do stanu alarmowego. Znów plaga
osuwisk w Karpatach. Wieczorem pięknie
się rozpogodziło, ale synoptycy mówią, że
to nie koniec – najgorsze przed nami.
17
Jordanowa
3 czerwca
Boże Ciało. Procesja w promieniach
słońca. Proboszcz dziękuje za słońce,
mówi, że potrzeba go dużo. Synoptycy
straszą: najbliższej w nocy zaleje Małopolskę.
4 czerwca
Straszliwa noc, chyba takiej jeszcze
nie przeżyłem. Od Lwowa w kierunku naszym około godziny 14 3 czerwca ruszył
front burzowy ze straszliwymi ilościami
opadu. Około 20 był już na pograniczu
województw podkarpackiego i małopolskiego; około 20 stanął na chwilę nad
Nowym Sączem i Muszyną czyniąc tak
straszliwe spustoszenia, jakich pierwsza
fala nie dokonała. Około 22 śledziłem postęp tego potwornego frontu w Internecie na radarze, patrząc przy tym, w jakim
tempie wzrasta poziom w rzekach. Około
23 zbliżył się do Jordanowa rozpoczynając
opad. Od północy do 5-tej rano rozpoczął
się straszliwy opad nad Jordanowem,
front około 6 rano dotarł do linii Babia
Góra-Kraków i nie posunął się dalej, gdyż
blokował go wyż. Front rozpoczął więc
powtórną wędrówkę do Lwowa znów
około 9-tej rano zalewając Jordanów z powrotem. Spadło w Jordanowie podczas
tej nocy około 50 mm deszczu doprowadzając do osiągnięcia przez Skawę poziomu 398 cm; na szczęście nie zalało boiska.
Podczas tej nocy, gdy tylko usiłowałem
zasnąć, co chwile budziły mnie telefony
z zarządzania kryzysowego informujące o
szkodach. Tym razem ucierpiała Zawoja,
gdyż na Markowych Szczawinach znów
spadło około 100mm. Skawica osiągnęła
najwyższy poziom. Znów alarm przeciwpowodziowy. Paradoksalnie najmniej
ucierpiały rejony Leskowca i zachodnich
krańców powiatu suskiego oraz żywiecczyzna, które tak bardzo dotknęła pierwsza fala, bo front tam nie dotarł. Najwięcej ucierpiał Nowy Sącz i Muszyna i Jasło.
echo
Wszystko zalane, zerwało nawet olbrzymi
stary nitowany most kolejowy. Ostatecznie w Jordanowie padać przestało około
10-tej i największy horror zakończył się.
Zaczęła się formować druga fala powodziowa na Wiśle.
5 czerwca
Znów zaktywizowało się osuwisko
w Tarnawie Dolnej. Okoliczne domy położone w pobliżu kościoła zaczęły niebezpiecznie pękać. Nastało 5 minut dla
geologów, którzy wyrwani zza biurek
i mieszkań krakowskich blokowisk zaczęli zabawiać się w panów ludzkich losów,
tych którzy zamieszkują stoki. Proboszcz
w Tarnawie wzniósł do nieba suplikacje.
Geolodzy jednego nie wzięli pod uwagę. Stoki w niektórych miejscowościach
są już zasiedlone blisko 500 –lat i jest to
naturalny proces osadniczy. Nie da się
ludzi całkowicie wygonić ze stoków równocześnie zabraniając budować się im
w terenach zalewowych. Przecież myśląc tak należałoby wieś gdzieś przenieść
w koszalińskie. Zadam przewrotne pytanie będąc równocześnie też geologiem,
ale żyjącym tu wśród ludzi, nie w hermetycznym świecie prognozowań i dociekań
– czy wysiedla się San Francisco, które
leży na uskoku św. Andrzeja i kiedyś może
całkowicie ulec potędze okrutnego trzęsienia ziemi? Przecież skala zagrożeń jest
nieporównywalna. Jasne jest, jeśli dom
jest w obrębie osuwiska, nic z niego nie
będzie, ale jeśli będziemy rozszerzać kołnierz bezpieczeństwa na każde zarysowanie się ściany konstrukcyjnej, to uniemożliwimy ludziom życie. Owszem proces
z pewną dozą prawdopodobieństwa
może się rozwinąć, ale też z taką samą
dozą prawdopodobieństwa na kilkanaście lat zatrzymać.
5 czerwca
Rozpoczął się okres pięknej wyżowej
pogody. Fala powodziowa od nowa pustoszy środkową Wisłę.
8 czerwca
Pośród pięknej pogody, gdy prawie
w całym powiecie nie spadła kropla
deszczu, nad Jordanowem, Toporzyskiem
uformowała się komórka burzowa i w ciągu godziny spadło 30 mm. Paradoks nikomu niepotrzebny. Zaczynają ciąć komary.
Jordanowa
8-12 czerwca
Okres afrykańskich upałów z temperaturą ponad 30 stopni. Fala powodziowa
mija Warszawę, jest niższa od poprzedniej. 14 czerwca fala osiągnie Bałtyk.
Oznaki stabilizacji hydrologicznej i stokowej.
12 czerwca
Około 23.45 straszliwa wichura
poprzedzająca burzę tak szalała przez
5 minut, że była obawa o dachy i drzewa.
Biły też silne pioruny. Na szczęście straty
w drzewostanie były sporadyczne. Co innego okolice Sandomierza, które nie wyschły jeszcze po powodziach. Padał grad
wielkości kurzych jaj i drzewa waliły się
na potęgę. To już było całkiem niepotrzebne. Tak powoli dobiega koniec tego
serialu grozy. Wprawdzie meteorolodzy
wieszczą w środę 15 jakieś ciągłe opady,
ale tym razem postanawiam myśleć pozytywnie i nie wierzyć im. Obym nigdy
takich kronik nie musiał spisywać.
Przyroda pokazała że nie będzie
słuchać ani PIS ani PO ani innych konstytucyjnych i pozakonstytucyjnych
ośrodków władzy. Decydentom pozostaje zwalać winę na bobry i ekologów.
Pocieszające jest to, że mimo progu
opadowego około 500 mm, w ciągu 40
dni straty w obszarze okolic Jordanowa
na tle innych regionów możemy uznać
za umiarkowane.
DA RY D L A P OWO DZ I A N
Z inicjatywy ludzi dobrej woli przy osobistym zaangażowaniu Burmistrza Miasta Zbigniewa KOLECKIEGO w dniach 27 maja do 2 czerwca 20010 roku zorganizowano i przeprowadzono zbiórkę darów dla
powodzian. Postanowiono zebrać produkty żywnościowe, chemii gospodarczej, narzędzia i inne oraz
przekazać je poszkodowanym powodzianom w miejscowości Jawiszowice, gmina Brzeszcze, powiat
Oświęcim. Po uzgodnieniu z właścicielami dużych sieci handlowych rozłożono pojemniki w następujących miejscach i pawilonach handlowych: RAPACZ, GMINNA SPÓŁDZIELNIA, RAJSKI, CENTRUM, POLAŃSKI oraz SALI OBRAD w miejskim ratuszu. Po zakończeniu akcji, zebrane w niemałej ilości produkty
i towary dostarczyła na miejsce firma USŁUBI TRANSPORTOWE Państwa Kowalskich z Jordanowa.
Burmistrz Miasta pragnie złożyć
serdeczne podziękowania, szczególne
mieszkańcom miasta za zrozumienie
zaistniałej sytuacji - klęski powodziowej
oraz okazałą pomoc w czasie zbiórki.
Podziękowania składa również:
- pracownikom
placówek
handlowych; Delikatesy Rapacz, Supermarketu Rajski, Delikatesom
Centrum, Pawilonu Handlowego
Polański, Sklep Ogrodniczy Stachura
oraz sklepom nr 3, 4 i 11 Gminnej
Spółdzielni „SCH” w Jordanowie,
- właścicielom wymienionych wyżej
18
-
-
sieci handlowych za udostępnienie
powierzchni oraz przekazanie swojego towaru na akcję humanitarną,
szczególnie Państwu Kindze i Pawłowi Papacz oraz Annie i Grzegorzowi
Stachura,
Andrzejowi Kowalskiemu za bezpłatne przetransportowanie zebranych darów z Jordanowa do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej
w Brzeszczach,
pracownikom Urzędu Miasta za
zorganizowanie i przeprowadzenie
zbiórki.
echo
Jordanowa
WO DA O D ES Z Ł A P OZO STA Ł Y P RO B L E M Y...
Robert K. Leśniakiewicz
Beskidy: woda opada, ale są kolejne osuwiska. Na Podbeskidziu zagrożenie powodziowe jest bardzo małe, a największe niebezpieczeństwo stwarzają osuwiska. Najpoważniejsza sytuacja występuje
w Międzybrodziu Bialskim (Śląskie), Lanckoronie (Małopolskie) i Szczepanowicach niedaleko Tarnowa. W Międzybrodziu Bialskim zagrożonych zawaleniem jest 150 budynków, głównie letniskowych.
Domy są popękane. O centymetr na godzinę osuwa się tam zbocze góry Żar. Ludzie zostali ewakuowani, a policja zabezpieczyła cały teren.
wy, co nie dołożyło sie do wód idących teraz przez Kraków, Sandomierz i Warszawę. Ten zbiornik jest budowany od ponad 20
lat!!! Jak jest ważny i potrzebny, to wychodzi przy okazji każdej
powodzi. Władze centralne zawsze przypominają go sobie wtedy, kiedy nadchodzi Wielka Woda. Ale kiedy mija - sprawa Świnnej Poręby odchodzi w urzędniczy niebyt. Teraz, by go skończyć
w jakimś realnym terminie potrzeba 1.000.000.000,- PLN - a prace powinny zakończyć się w 2013 lub 2014 roku. Premier Tusk
i kandydat na prezydenta Komorowski odwiedzili plac budowy
i obiecali to co zawsze - to znaczy jej zakończenie. Do następnej
powodzi? A następna powódź może się pojawić w każdej chwili. A pieniądze pójdą tam, gdzie zawsze w Rzeczpospolitej nr III
i 1/2 - na bzdurne pomniki kontrowersyjnych postaci, czyjeś centra myśli nieuczesanych czy najnowszy pomysł jednej z par i rządzących tym krajem - elektrownie jądrowe. Kiedy patrzę na to,
co się wyrabia w kraju, to ogarnia mnie śmiech pusty, a potem
litość i trwoga - mówiąc słowami wieszcza. Jak oni chcą budować te elektrownie, gdzie precyzja wykonania sięga tysięcznych
części milimetra, w kraju - w którym ludzie nie potrafią sobie
poradzić z prawidłową budową wałów przeciwpowodziowych?
A przecież za te pieniądze wyrzucone w błoto można wybudować elektrownie wodne - czyste i bezpieczniejsze od atomowych! No i zatrzymujących nadmiar wody opadowej.
Kiedyś postulowałem utworzenie Jordanowskiego Jeziora
Zaporowego. Ma to głęboki sens, bowiem zabezpieczyłoby teren
całego powiatu suskiego przed powodzią oraz zgromadziłoby
zapasy wody na okresy suszy. Poza tym JJZ byłoby doskonałym
miejscem do rekreacji i wypoczynku w lecie, co dałoby bodziec
do rozwoju infra- i ultrastruktury turystycznej na Jordanowszczyźnie - i nie tylko. Jordanów stałby się wreszcie miejscowością
wczasowo-letniskową w pełnym tego słowa znaczeniu i przywróciłoby mu to taki status, jaki miał w okresie międzywojennym.
Oczywiście na to potrzeba niemałych pieniędzy, ale przecież
mamy swoich ludzi w Sejmie, więc może się wreszcie wykażą
tym, że są w stanie zrobić wreszcie coś dobrego dla Jordanowa?
Uważam, że rzecz jest do zrobienia, tylko trzeba chcieć.
Ale jest to wołanie na puszczy...
W gminie Lanckorona ziemia wciąż się osuwa, choć już wolniej niż jeszcze dwa dni temu. Strażacy z Wadowic poinformowali, że ratownicy starają się ratować zagrożoną okolice. Między
innymi kopią rowy, by odwodnić teren. „Cały czas jest jednak
bardzo grząsko, ziemia się osuwa, choć już nie tak szybko” - powiedział oficer dyżurny powiatowej straży pożarnej w Wadowicach.
W miejscowości Podchybie, Izdebnik, Łaśnica i Skalinki
w gminie Lanckorona ewakuowano kilkaset osób. Zawaliły się
tam już trzy domy, uszkodzonych jest 60, z czego aż 34 w Łaśnicy.
[...]
Tyle podaje Onet.pl. Tymczasem „Gazeta Krakowska” w wydaniu 22-23.V.2010 r. podaje, że w Beskidach dewastacji wskutek
działania osuwisk uległo już 165 domów, i kilkanaście innych jest
poważnie zagrożonych.
Przerażająca w tym wszystkim jest ludzka bezmyślność.
Kiedy ogląda się skutki majowego kataklizmu deszczowego, to
pierwszą rzeczą jaka się rzuca w oczy jest to, że wszystkie zagrożone domy i te, które mu uległy znajdują się na stokach, które
pozbawiono drzew. Niby to jest oczywiste, ale jak się okazuje nie
dla wszystkich. Drzewa, a raczej ich korzenie stanowią jedyną podkreślam - JEDYNĄ naturalną kotwicą dla gleby, która nasiąknięta wodą zamienia się w wodny żel, koloid, który spływa grawitacyjnie w najniżej położone miejsca morderczym laharem... Ale
czy dociera to do ludzi, którzy z maniackim uporem tną wszystkie
drzewa, wygalają stoki do zera i potem płaczą, kiedy tysiące
ton ziemi niszczy ich domy i dobytek? Oczywiście nie, bo w
przeciwnym przypadku nie robiliby tego.
Beskidy mają to do siebie, ze są górami bardzo wodonośnymi i osuwiska zdarzają się często. W pobliżu Jordanowa
mamy potężne osuwisko, które miało miejsce 5000 lat temu
– można je sobie obejrzeć na stoku Grapy od strony Osielca.
Coś takiego może się zdarzyć u nas w każdej chwili po opadach
>300 mm – czyli takich, jakie mieliśmy w maju 2010 roku.
Kolejna sprawa - pisze w sobotnio-niedzielnym „Dzienniku
Polskim” na temat zbiornika w Świnnej Porębie. Pisze się, że
niby nieukończony, ale zatrzymał miliony litrów wody ze Ska-
Jordanów, dn. 2010-05-23
19
echo
Jordanowa
P I E K I E L N E U PA Ł Y I B I A Ł Y S Z KWA Ł
Robert K. Leśniakiewicz
Po dwóch uderzeniach wód powodziowych, czerwiec przyniósł
nam falę wielkich upałów, które skomplikowały i tak już trudną sytuację w kraju. Tereny zdewastowane przez wodę teraz
zaroiły się od komarów, podwyższone temperatury przyśpieszyły procesy gnilne i zakwit wód morskich, które w Zatoce
Gdańskiej, Zatoce Pomorskiej, Zalewie Szczecińskim i Zalewie
Wiślanym. Skażone wody utworzyły jasnobrązową plamę na
wodach południowego Bałtyku, co widoczne było doskonale
z kosmosu…
Tak wygląda wykres opadów w dniach 1 – 15.VI.2010 r.
OPADY W I POŁOWIE CZERWCA 2010 R.
nad Polskę zimne powietrze z okolic Morza Norweskiego. Temperatura spadła od razu o 10-12˚C, a przejściu frontu towarzyszyła silna burza elektryczna i niewielki opad deszczu – wszystkiego 5,16 l/m². Niestety – był także bardzo silny wiatr – który
u nas przybrał formę „białego szkwału”. Na szczęście połamało
tylko kilka drzew i zwaliło świeżo postawiony murek na jednej
z budów w Jordanowie. (Fot. 3 i 4) I tu rzecz bardzo ciekawa –
z odczytów ciśnienia wynika, że w zasadzie u nas nie mieliśmy
jakichś karkołomnych skoków ciśnienia w górę czy dół, co wynika
z poniższego wykresu:
WYKRES ZMIAN CIŚNIENIA ATMOSFERYCZNEGO
W I POŁOWIE CZERWCA 2010 R.
Należy przy tym zaznaczyć, że pierwszy pik wykresu stanowi
opad, który spowodował drugą falę powodzi i był kontynuacją
opadów z maja. Drugi – jeszcze wyższy pik – to opad burzowy.
Trzeci – na szczęście mniejszy – też był opadem burzowym i nie
miał już większego znaczenia.
Po wielkich deszczach zapanowały potężne upały spowodowane przez napływ nad Europę silnie wygrzanego powietrza
zwrotnikowego znad Afryki i upały stały się iście afrykańskie, jak
można to zobaczyć na poniższym wykresie:
WYKRES TEMPERATUR W I POŁOWIE CZERWCA 2010 R.
Za atak „białego szkwału” odpowiada obniżenie się ciśnienia
związane z przejściem chłodnego frontu w dniach 12/13.VI. Towarzyszyła temu szybka burza z wyładowaniami elektrycznymi
i wściekłym wiatrem. Niektórzy widzieli w nocnej pomroce białe
chmury szelfowe na szczytach gór Pasma Babiogórskiego.
Niestety, dalsze prognozy są nadal bardzo pesymistyczne,
bowiem synoptycy już zgodnym chórem twierdzą, że mechanizm pogody całego świata został rozregulowany i najbliższa
przyszłość maluje się w ciemnych barwach. Będą nam towarzyszyły tego lata krótkotrwałe, ale bardzo silne i niebezpieczne
zjawiska pogodowe, które będą przedzielone okresami dusznych
upałów. W tej chwili powtarzają to zgodnie wszystkie media.
Równowaga w ziemskiej atmosferze została naruszona do tego
stopnia, że możemy jedynie dyskutować nad tym, czy grozi nam
kolejne zlodowacenie czy efekt cieplarniany. I problemu tego nie
dostrzegają tylko chorzy psychicznie, którym jest wszystko jedno, albo ludzie o złej woli, którzy swe nazwiska, tytuły i stopnie
naukowe sprzedali tym, którzy odpowiadają za taki stan rzeczy…
Z ciekawszych rzeczy należy wymienić takie, że na
niebie znowu pojawiły się dziwnie kolorowe chmury – podobnie
jak w kwietniu br., ale tym razem spowodowane one były przez
pyły niesione wiatrem południowo-wschodnim aż z…Izraela,
gdzie na pustyni Negev miała miejsce potężna burza piaskowa
– co podaję za red. Andrzejem Zalewskim z EKO Radio. (Fot. 2)
Poza tym na koszmarnie przyciętą lipę koło kościoła przyleciały dwa bociany białe. Jednakże obsmyczone barbarzyńsko
drzewo nie przypadło im do gustu i po dwóch godzinach odleciały… (Fot. 1)
No i każde upały muszą się kiedyś skończyć, tak te skończyły
się także. Znad Atlantyku przyszedł niż, który zaczął pompować
Jordanów, dn. 2010-06-14
20
echo
Jordanowa
O D ES Z Ł O S E R C E M A R I I…
W S P O M N I E N I E PA N I M A R I I D U R E K
W dniu 12 maja 2010 roku, odeszła od nas na zawsze jedna z najznamienitszych mieszkanek naszego miasta, wieloletnia nauczycielka Szkoły Podstawowej – Pani Maria Durkowa. Miała 95 lat.
Nie była członkiem Towarzystwa Miłośników Ziemi Jordanowskiej, ale była żoną jego zasłużonego
członka i jednego z Nestorów naszego miasta, więc to wspomnienie Jej też się i od nas należy.
95 lat - piękny to wiek. Piękny wiek
i piękne życie. Mógłbym pisać na Jej cześć
peany i zapewne zdecydowana większość
współmieszkańców naszego miasta przyznałaby mi rację. Mógłbym się rozwodzić
nad Jej zaletami i też zapewne uzyskałoby
to uznanie zdecydowanej większości. Ale
powiem tak w krótkich, żołnierskich słowach: była wspaniałą nauczycielką, żoną,
matką dzieciom – a dla mnie sąsiadką,
u której przesiadywało się w długie zimowe wieczory (w te mroźne, śnieżne zimy
lat 60.!), nauczycielką, która udzielała korepetycji nie tylko z polskiego, nieocenionym wsparciem i pomocą, kiedy śmiertelna choroba zajrzała do naszego domu…
To w takich właśnie chwilach poznaje się prawdziwą wartość ludzi – nie
w szumnych i górnolotnych deklaracjach,
ale właśnie w chwilach próby, kiedy ma
się wszystkiego dosyć i ręce opadają,
a w oczach kręcą się łzy ze smutku, bólu,
frustracji i bezsilności. I za tą pomoc, za
okazane serce chciałbym Jej teraz podziękować. Nie na wyrost nazwano Ją Serce
Marii poprzez analogię do Serca Matki
Chrystusa – dobrego i czułego, do którego można się przytulić w chwili cierpienia
czy zwątpienia.
Dla mnie pozostanie Ona na zawsze
kierowniczką półkolonii prowadzonej
w czasie wakacji w latach 60., kiedy to
i wreszcie miasta… Była ona także wieloletnim skarbnikiem Związku Emerytów
i Rencistów, udzielała się także w chórze
seniorów.
Odeszła i świat bez Niej już nie będzie
taki sam. Jak zwykle, kiedy odchodzi ktoś,
kto był jak szewc Kopernika – obok Niej
działy się rzeczy wielkie, ale bez Jej pracy
by poszły o wiele gorzej, albo wcale. Pozostanie na zawsze w naszej wdzięcznej
pamięci jako osoba, o której powiedział
Jezus: „Błogosławieni cisi i pokornego
serca, bowiem oni na własność Ziemię
posiądą”. A Trzecie Błogosławieństwo odnosi się do ludzi, którzy są szarzy i niepozorni, nie pchają się na afisz i nie sięgają
po splendory, ale cichą, codzienną i wytrwałą pracą wypełniają wolę Boga:
młodzież wychowywano na starych, dobrych i sprawdzonych wzorach, w poszanowaniu ludzi starszych i ziemi ojczystej,
a także tradycji i – mimo państwa ateistycznego – również wyznawanej religii.
U Niej – jak u mało kogo – przekładało się
to na życie osobiste.
Nie wiem, jakim Ona była pedagogiem, bo mnie nie uczyła, ale z tego, co
wiem, to była odznaczona Orderem Odrodzenia Polski, który nadaje się za całokształt działalności zawodowej i społecznej. To też jest pewien miernik wartości
człowieka i obywatela – kraju, regionu
Jeszcze chwila,
a nie będzie przestępcy:
spojrzysz na jego miejsce,
a już go nie będzie.
Natomiast pokorni posiądą ziemię
i będą się rozkoszować
wielkim pokojem
(Psalm 37,10-11)
To są właśnie Ludzie w Bieli.
Tacy jak Ona…
Robert K. Leśniakiewicz
„M Ł O D O Ś C I ! T Y N A D P OZ I O M Y W Y L AT UJ…”
S U K C E S Y U C Z N I Ó W Z J O R D A N O W S K I E G O KO Ł Ł ĄTA J A
Tak to już jest w zawodzie nauczyciela, że swoje sukcesy mierzy sukcesami swoich uczniów, a ich porażki również traktuje jak własne. Na co dzień cieszymy się z najdrobniejszych osiągnięć wszystkich młodych ludzi, których edukacja została nam powierzona, raduje nas to jak dorastają, zdobywają wiedzę,
doświadczenie, stają się mądrzejsi, odważniejsi, silniejsi duchowo. Zdarzają się jednak sukcesy bardziej spektakularne, które napełniają nas dumą, a co za tym idzie pragnieniem, aby się nimi pochwalić.
którzy jeszcze nie znają wyników matury to mają już indeksy
w kieszeni.
Do takich osób należy Magdalena Żegleń, która jako finalistka Centralnej Olimpiady Wiedzy Ekologicznej 2007/2008
w Międzyzdrojach zdobyła indeks umożliwiający studio-
Osiągnięcia naszych uczniów przyczyniają sie do żywej
i konkretnej promocji szkoły. Tym samym świadczą o dużym
zaangażowaniu, poświęceniu nauczycieli w przygotowanie
uczniów do konkretnych przedsięwziąć. Absolwenci naszej
szkoły mogą juz poszczycić się swoimi sukcesami, choć nie-
21
echo
wanie na wielu uczelniach, m.in. na Uniwersytecie Jagiellońskim- kierunek : biologia. Otrzymała także wyróżnienie
w Ogólnopolskim Konkursie Przyrodniczym „Z NATURĄ 2000
ZA PAN BRAT” 2008/2009. W roku szkolnym 2009/2010 praca badawcza Magdy uzyskała wyróżnienie na Olimpiadzie
Biologicznej i została zakwalifikowana do Konkursu Młodych
Naukowców Unii Europejskiej. Jest to praca pt. „Wpływ wybranych warunków atmosferycznych na wydajność miodową roślin na terenie Jordanowa”. Również w tym roku szkolnym nasza absolwentka jest finalistką etapu wojewódzkiego
Olimpiady Wiedzy Ekologicznej.
Karolina Dańkowska to kolejna absolwentka, która jest
chlubą naszej szkoły, bo uzyskała jako laureatka I stopnia
III Ogólnopolskiej Olimpiady „Diamentowy Indeks AGH”
w dziedzinie geografii i geologii.
Sylwia Żegleń jest laureatką Międzyszkolnych Zawodów
Matematycznych etapu wojewódzkiego. Ponadto zajęła
I miejsce wraz z innymi koleżankami z klas III w II Maratonie
Matematycznym organizowanym w powiecie suskim.
Nie oznacza to, iż wśród pozostałych uczniów nie brakuje zwycięzców różnorakich konkursów przedmiotowych.
Do takich należą: Katarzyna Stopka z klasy IIa, która zajęła I miejsce w Małopolskim Konkursie poświęconym Juliuszowi Słowackiemu „Bo to jest wieszcza najjaśniejsza chwała”. Drugie miejsce, również w tym konkursie, zajęła Marta
Piwowarczyk – absolwentka naszej szkoły, a także finalistka
III Ogólnopolskiego Konkursu na Felieton.
Karolina Chuda z klasy IIe zajęła III miejsce w Małopolskim Konkursie Czytelniczym: Bohaterowie lektur szkolnych
- „Zbrodnia i kara” Fiodora Dostojewskiego.
Najlepszy w powiatowych eliminacjach 55 Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego w kategorii poezja śpiewana był Michał Mroszczak z klasy IIa. Natomiast Dominika Feiglewicz otrzymała wyróżnienie w eliminacjach rejonowych
tegoż konkursu.
Dwóch uczniów naszej szkoły: Ewelina Topór i Andrzej
Marszałek zakwalifikowało się do II etapu konkursu z języka angielskiego „College Challenge”. Był to konkurs o indeks
Uniwersytetu Jagiellońskiego – organizowany przez Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Suchej Beskidzkiej.
Jordanowa
W Polsko-Ukraińskim Konkursie Fizycznym „Lwiątko”
2010 Michał Popielarz z klasy I b uzyskał tytuł TAON, co przekłada się na zdobycie trzeciego miejsca.
Nasi uczniowie uzyskali bardzo dobre wyniki w Ogólnopolskim Konkursie Eko-Planeta. W 2008/2009 była to Joanna Misiewicz, a w 2009/2010 Patryk Starowicz.
Należy podkreślić również wyróżnienia dla trójki naszych
uczniów: M. Piwowarczyk, M. Gierat, M. Włoch w Małopolskim Konkursie Recytatorskim Poezji Niemieckojęzycznej.
Ponadto nasza szkoła może się poszczycić osiągnięciami sportowymi. W bieżącym roku szkolnym Agnieszka Spytkowska zajęła II miejsce w kolarstwie górskim, w zawodach
wojewódzkich.
Efekty twórczej i wszechstronnej pracy nad rozwojem
dydaktyczno-wychowawczym naszych uczniów pokazują
rankingi liceów małopolskich. Ranking ten przeprowadza
się w oparciu o dane uzyskane z OKE w Krakowie. Jednym
z kryteriów rankingu jest średni wynik kompetencji egzaminu gimnazjalnego i wynik maturalny. W tym roku uplasowaliśmy się na 43 miejscu wśród 124 liceów.
Średni wynik ubiegłorocznej matury to 80,96%. Absolwenci, którzy uzyskali powyższy wynik zostali przyjęci do
naszej szkoły ze średnią z kompetencji gimnazjalnych 62,2%.
Jak widać osiągnięty przyrost wiedzy wynosi około 19%.
Cyfry te mówią same za siebie, osiągnięte wyniki cieszą
i mobilizują do dalszej pracy. Zwłaszcza, że średnia uzyskana
z egzaminu maturalnego z geografii to 95, 25%, co umiejscowiło nas na 3 miejscu wśród małopolskich liceów. Przed
nami jest V LO w Krakowie i Katolickie Liceum Ogólnokształcące Pijarów, również z Krakowa.
Na uwagę zasługuje działalność znanego nie tylko w powiecie, a także w województwie, co więcej w Polsce- chóru
Bel Canto. W ciągu dziesięciu lat swojego istnienia zdobył
wiele znaczących nagród i wyróżnień. Do takich należą:
I miejsce w eliminacjach wojewódzkich w Krakowie do XXVII
Ogólnopolskiego Konkursu Chórów A’ Cappella Dzieci i Młodzieży w Bydgoszczy w 2007 roku. Nagroda Złoty Kamerton,
nagroda Dyrektora TVP Bydgoszcz, a także Dyrektora Pałacu
Młodzieży w Bydgoszczy w 2007 roku. I miejsce w II Małopolskim Przeglądzie Kolęd i Pastorałek w Akademii Muzycznej w Krakowie w 2008. III miejsce w XVII Ogólnopolskim
Myślenickim Fes walu Pieśni Chóralnej Kolędy i Pastorałki
w Myślenicach w 2008 roku. W 2009 chór zdobył Złotą Strunę w XI Małopolskim Konkursie Chórów. I miejsce w eliminacjach wojewódzkich w Krakowie do XXX Ogólnopolskiego
Konkursu Chórów A’Cappella Dzieci i Młodzieży w Bydgoszczy w 2010 roku.
Czy to już wszystkie osiągnięcia naszych uczniów? Pewnie można by jeszcze wiele nieco pomniejszych wymienić,
ale i to co zostało przedstawione, świadczy o tym,że możemy z nadzieją patrzeć w przyszłość i liczyć na to, że wiadomości o dalszych sukcesach wychowanków „ Kołłątaja”
dotrą do nas już z murów wyższych uczelni. Na zakończenie
przywołajmy słowa, którymi mobilizujemy uczniów do nauki
i pracy: Marzenie to początek sukcesu. Myślenie jest świadectwem dojrzałości. Działanie to preludium do zwycięstwa.
Zapraszam do korzystania ze strony internetowej naszej szkoły: www.zskjordanow.iap.pl, na której znajdują się
wszystkie informacje o szkole i sukcesach naszych uczniów.
Monika Hopciaś
nauczyciel języka polskiego w Zespole Szkół
im. Hugona Kołłątaja w Jordanowie
22
echo
Jordanowa
E L A Z N ÓW N A J L E P S Z A W P O L S C E!!!
Po niedawnym sukcesie w Turnieju Wiedzy i Umiejętności Handlowo-Menedżerskich absolwentka Technikum Ekonomicznego w ZS im. bł. ks. P. Dańkowskiego – Elżbieta Korbel znów uzyskała pierwsze miejsce w Polsce w kolejnej olimpiadzie.
Tym razem były to centralne eliminacje Olimpiady Wiedzy i Umiejętności
Rolniczych.
W olimpiadzie tej uczniowie startowali w kilku blokach, jak np.:
- Produkcja roślinna
- Produkcja zwierzęca
- Ogrodnictwo
- Agrobiznes
- Leśnictwo
W bloku „Agrobiznes” uczestniczyło
dwoje naszych absolwentów: Elżbieta
Korbel oraz Krzysztof Kubowicz. Obydwoje zostali laureatami olimpiady, przy czym
Ela zajęła 1 miejsce, Krzysiek miał trochę
pecha i uplasował się na dalszej pozycji.
Tegoroczne centralne eliminacje odbywały się w Zespole Szkół w Bolesławowie (pod Gdańskiem) w dniach: 27 – 29
maja 2010.
Eliminacje, jak zwykle, składały się
z dwóch części:
W pierwszym dniu – 27.05. (czwartek) uczestnicy zjeżdżali się i rejestrowali
– były to przecież eliminacje centralne –
większość uczestników przybywała z odległych zakątków kraju – my na przykład
jechaliśmy od rana i przejechaliśmy prawie całą Polskę.
W następnym dniu (piątek) do południa odbyły się eliminacje pisemne sprawdzające wiedzę uczestników.
W przypadku bloku „Agrobiznes” była to
wiedza z wszystkich przedmiotów ekonomicznych wzbogacona o orientację
z zakresu rolnictwa, a po południu uczniowie wykonywali zadania praktyczne –
z podobnego zakresu.
Patronat honorowy nad olimpiadą
sprawowali:
- Minister Edukacji Narodowej – Katarzyna Hall
- Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi –
Marek Sawicki
- Wojewoda pomorski – Roman Zaborowski
- Marszałek województwa pomorskiego – Mieczysław Struk
- Pomorski kurator oświaty – Zdzisław
Szudrowicz
- Starosta powiatu starogardzkiego –
Leszek Burczyk
Komitetowi Organizacyjnemu przewodniczyła dr hab. inż. Ewa Jendrzejczak
– prof. nadzw. Uniwersytetu Techniczno
Przyrodniczego w Bydgoszczy.
W czasie gdy uczestnicy zmagali się
z zadaniami – organizatorzy zadbali o
opiekunów i zorganizowali im wycieczkę
do Gdańska i Sopotu.
Również młodzież miała okazję zobaczyć polskie morze – wieczorem po zakończeniu etapu praktycznego uczestnicy
olimpiady wyjechali „zwiedzać Gdańsk
nocą” – a po powrocie do Bolesławowi
(około północy) czekała ich jeszcze jedna
atrakcja – „pokaz tańców z ogniami”.
W ostatnim dniu (sobota) miało miejsce zakończenie olimpiady, a w jego ramach:
- Spotkanie Komitetu Głównego Olimpiady z nauczycielami – opiekunami
- Program artystyczny
- I najważniejsza część, na którą wszyscy czekali – ogłoszenie wyników
I znów nasza Ela okazała się najlepsza
w kraju – zajęła pierwsze miejsce w bloku
„Agrobiznes” uzyskując 112 punktów i był
to najwyższy wynik uzyskany we wszystkich blokach (na ponad 300 uczestników).
Jedną z nagród (laptopa) wręczał Eli
sam Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi –
Pan Marek Sawicki. Również opiekunowie laureatów otrzymali upominki (skórzane teczki) ufundowane przez Minister
Edukacji Narodowej – Panią Katarzynę
Hall.
Drugi nasz uczestnik - Krzysiek Kubowicz – pomimo iż nie uplasował się w ścisłej czołówce uzyskał tytuł laureata – co
jest wielkim osiągnięciem.
Mam nadzieję, że w następnym roku
znajdą się uczniowie, którzy będą chcieli
powtórzyć ich osiągnięcia.
A. Mironiuk
PA R A F I A L N Y Z ES P Ó Ł C A R I TA S „BA R K A”
„ZA KAŻDYM RAZEM, KIEDY KTOŚ SPEŁNIA DOBRY UCZYNEK,
ANIOŁ UŚMIECHA SIĘ W NIEBIOSACH”
W dniu 2 marca 2010 r. powołany został Parafialny Zespół Caritas „Barka”, po uprzednim wyrażeniu zgody przez ks. Prałata Bolesława Wawaka – Proboszcza Parafii Rzymskokatolickiej p. w. Przenajświętszej Trójcy w Jordanowie. Inicjatorem powstania PZC „Barka” był ks. Wojciech Dzioboń,
który objął funkcję Przewodniczącego, także za zgodą ks. Proboszcza.
23
echo
Siedziba „Barki” mieści się w dolnej
części plebanii. Zaadoptowane pomieszczenia przeznaczone na powyższy cel
zostały wyremontowane przez około 10
osób w ciągu dwóch tygodni. Usługa malarska jak i sprzątanie zostały wykonana
w formie ofiary z potrzeby serca przez
Wolontariuszy. Remont wymagał nakładów finansowych. Nie otrzymaliśmy
z nikąd środków finansowych na zakup
materiałów na remont ani na niezbędne
wyposażenie magazynów i biura. Termin
był krótki na załatwienie formalności
w Caritasie Archidiecezji Krakowskiej,
a pierwsza par a towaru została przywieziona przez nas już 13 marca br.
PZC „Barka” uczestniczy w Europejskim Programie Pomocy Żywnościowej
Dla Najuboższej Ludności Unii Europejskiej PEAD 2010, za pośrednictwem Caritas Archidiecezji Krakowskiej. Ruszyła
dystrybucja produktów żywnościowych
dla miejscowości: Jordanów, Naprawa, Wysoka, Toporzysko, Sidzina, Bystra i Osielec. Wszystkie osoby zgłaszające się do nas z
wnioskiem, otrzymują pomoc po jego rozpatrzeniu i rozeznaniu
faktycznej sytuacji rodzinnej. Pod wniosek jest wymagane zaświadczenie o dochodach z MOPS albo GOPS lub potwierdzenie
przez Proboszcza z dalej Parafii o trudnej sytuacji rodziny. Dary
są sukcesywnie wydawane dla osób objętych pomocą PEAD.
W miesiącu marcu żywność otrzymały 523 osoby, natomiast
w kwietniu 568 osób. W maju i czerwcu zwiększyła się liczba
otrzymujących pomoc PAED, którą udzieliliśmy dla 598 osób. Z takiej formy pomocy korzystają przeważnie osoby o bardzo niskich
dochodach. Nowe wnioski są donoszone i na bieżąco rozpatrywane. Dla 17 osób udzielono jednorazowej (doraźnej) pomocy,
ponieważ nie zdążyły one donieść dokumentów i nie były objęte
pomocą w ramach PEAD. Ze względu na tragiczną powódź jaka
nawiedziła również Archidiecezję Krakowską, planowany majowy
termin odbioru żywności PEAD został przesunięty na koniec miesiąca. Równocześnie dowieźliśmy czerwcową żywność. Dwoma
samochodami dostawczymi (sześć kursów) łącznie przywieźliśmy
w maju i czerwcu 13.820 kg. Dzięki zaangażowaniu księdza Wojciecha jak i około 20 Wolontariuszy, została udzielona pomoc tak
wielu osobom.
Należy się wyjaśnienie dla Mieszkańców dot. Programu
PEAD. Otóż żywność otrzymujemy za darmo, ale za jej transport
sami uiszczamy płatności. Koszt jednego przewozu to kilkaset złotych. Owszem, w miesiącu marcu br. był „zryw społeczeństwa”
i dokonywano wpłat na uruchomione konto przez PZC „Barka”.
Są nawet dwie panie, które przez dwa kolejne miesiące przekazują ofiary drogą elektroniczną. Bierzmy z nich przykład. Niestety
obecnie jest coraz gorzej. Nie pomagają rozdawane ulotki. Kondycja finansowa PZC „Barki” jest fatalna.
Przeprowadzona została akcja związana z przygotowaniem
paczek na Święta Wielkanocne. Działania „Barki” wsparli właściciele sklepów, którzy przywozili dary bezpośrednio do siedziby,
podobnie jak to robili od wielu lat. Podczas zbiórki żywności do
koszy w wyznaczonych sklepach, osoby indywidualne tradycyjnie
przeznaczały zakupiony przez siebie towar w takim stopniu, na
jakim ich było stać. Wsparcia finansowego udzielali darczyńcy do
skarbon „jałmużna wielkopostna” lub wpłacając bezpośrednio na
konto bankowe założone w Banku Spółdzielczym w Jordanowie.
Z tych funduszy została zakupiona żywność dla 124 osób – według
Jordanowa
naszego rozeznania - najbardziej potrzebujących pomocy. Wśród nich przeważają
rodziny o bardzo niskich dochodach, jak
i rodziny wielodzietne. Paczki otrzymały
także osoby starsze, schorowane, samotne i niepełnosprawne oraz samotne matki
z dziećmi. W przygotowanie paczek zaangażowały się cztery Wolontariuszki.
Ofiara ze sprzedaży baranków wielkanocnych w kwocie 1 500 zł. została przekazana na Caritas Archidiecezji Krakowskiej, a resztę przeznaczono na rzecz PZC
„Barka”. W akcję zaangażowała się młodzież szkolna przy współudziale dyrekcji
Zespołu Szkół im. Hugona Kołłątaja oraz
dzieci ze Szkoły Podstawowej w Jordanowie. Należą się podziękowania za wykonanie palm przez młodzież Zespołu Szkół
im. ks. Piotra Dańkowskiego, za które były
również składane ofiary. Wszystkim darczyńcom, którzy zechcieli wesprzeć osoby
dotknięte kryzysem w rodzinach, serdecznie dziękujemy. Najwięcej podziękowań tą drogą przesyłamy
dzieciom ze Szkoły Podstawowej w Jordanowie, które do „skarbonki dzieci” wrzucały swoje drobne oszczędności.
W święto patronalne „Caritas”, które ustalone jest na Niedzielę Miłosierdzia, została przeprowadzona kwesta do specjalnie oznakowanych puszek. Akcja ta została przeprowadzona przez
Wolontariuszy, którzy posiadali identyfikatory PZC „Barka”. Zbiórki datków do puszek odbywały się po każdej Mszy św. w Naprawie, Bystrej, Sidzinie i na Wysokiej.
W niektórych sklepach wystawiono puszki ”Caritas” dla powodzian. W akcję zaangażowała się młodzież szkolna przy współudziale dyrekcji (Zespół Szkół im. Hugona Kołłątaja). Od 7 czerwca
do 21 czerwca br. zorganizowano zbiórkę żywności długoterminowej i nowych rzeczy dla powodzian. W chwili zamykania tego
numeru Echa, zbiórka jeszcze trwa.
Zajrzyj do wnętrza swojego serca i jeżeli Ty będziesz mógł
przekazać ofiarę, możesz ją wpłacić bezpośrednio do kasy w Banku Spółdzielczym w Jordanowie lub drogą elektroniczną na:
Parafialny Zespół Caritas „Barka”
przy Parafii Rzymskokatolickiej p. w. Przenajświętszej Trójcy,
ul. Kolejowa 8, 34-240 Jordanów
Konto bankowe:
BS Jordanów 71 8799 0001 0000 0006 8622 0001
Dalsze informacje dot. działalności PZC „Barka”:
Strona internetowa: www.barka.jordanow.caritas.pl
Poczta elektroniczna: e-mail: [email protected]
Tel. 517 355 645
Dyżury: poniedziałek 14:00-16,30; wtorek 7:30-9:00, 13:0015:00; środa 15:00-17:00; czwartek 14:00-17:00; piątek 15:0019:00; sobota 8:00-10:00.
PZC „Barka” współpracuje ze wspólnotami tj. z Kręgiem Biblijnym i z Grupą Modlitewną im. Jana Pawła II. W maju obchodziliśmy 5. rocznicę ich powstania. Założycielem obu wspólnot był ks.
Dariusz Głuszko a obecnym naszym opiekunem jest ks. Wojciech
Dzioboń. Ksiądz prowadzący Krąg Biblijny analizuje z nami Ewangelie, natomiast na Grupie Modlitewnej przybliża nauczanie Jana
Pawła II. Nie zapomnieliśmy o 90. rocznicy urodzin Karola Wojtyły
i o 5. rocznicy śmierci Papieża Jana Pawła II, gdy w 2005 roku miliony ludzi na całym świecie żegnały Wielkiego Polaka. Nieustannie modlimy się o beatyfikację Sługi Bożego Jana Pawła II.
Maria Nowak
24
echo
Jordanowa
S T R E S Z C Z E N I E R E F E R AT U D O T YC Z Ą C E G O
ROZ WOJ U S I EC I KO M U N I K AC YJ N E J
J O R DA N OWA W X V I X I X W.
WYGŁOSZONY W DNIU 16.05.2010 ROKU W MOK
PRELEGENT PAN MGR INŻ. STANISŁAW BEDNARZ
chowej studzienki zlokalizowana była kolejna karczma. Wspominają o niej najstarsi m mieszkańcy Jordanowa.
Gdy w roku 1772 Austria wcieliła nasze ziemie do swojego
państwa okazało się, że standard dróg w Austrii przeważnie brukowanych jest o wiele wyższy niż na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej. Skutkowało to między innymi brakiem odpowiednich
połączeń pomiędzy Wiedniem, a miastami Galicji. Dlatego jedną z pierwszych inicjatyw drogowych dworu austriackiego była
budowa już w latach osiemdziesiątych XVIII wieku pierwszego
cesarskiego gościńca. Z Białej przez
Izdebnik. Myślenice, Bochnie, Tarnów do Lwowa. Jak na te czasy była
to dość nowoczesna droga utwardzona kamieniem wapiennym niestety wzbijającym kurz. Po drodze
tej kursowały dyliżanse pocztowe
przewożące pocztę jak i podróżnych. Dlatego nieraz trakt ten nosił
nazwę pierwszej głównej cesarskiej
drogi pocztowo- handlowej.
W rejonie Jordanowa do roku
1818 nie wykonywano większych inwestycji drogowych. Podczas trwania
kampanii napoleońskiej w roku 1809
wojska austriackie z powodu zalania doliny Skawy podczas powodzi
zmuszone były do przeciągania ciężkich dział przez Żarnówke, Wieprzec gdyż nie dało się korzystać
z brodów. Te wojskowe aspekty przesądziły na decyzji cesarza
Franciszka I o budowie II szosy cesarskiej inaczej zwanej traktem podkarpackim z Białej przez Żywiec, Sucha, Jordanów, Limanową, Nowy Sącz, Jasło, Krosno, Sanok do Lwowa. Droga ta
pokrywa się w większej części z dzisiejsza droga krajową nr 28.
Budowę ukończono w roku 1823 i ten sposób wreszcie Jordanów otrzymał drogą z prawdziwego jak na tamte lata zdarzenia. Wykonanie traktu poprzedził starannie wykonany projekt
wykonawczy. Wzniesiono wiele trwałych obiektów inżynieryjnych jak przepusty sklepione, mosty, mury oporowe. Jako
Zanim w XIX wieku ukształtowały się zręby w miarę funkcjonalnej sieci komunikacyjnej musimy cofnąć się do czasów
Polski przedrozbiorowej. W tych latach stan dróg w Małopolsce
przedstawiał się bardzo ubogo. Drogi były wyłącznie gruntowe,
brak było z nielicznymi wyjątkami mostów. W Europie utarło
się niezbyt chlubne przysłowie „Polskie mosty, niemieckie posty, włoskie nabożeństwo, francuskie małżeństwo istne błazeństwo”. Z Krakowa wychodziła kilka traktów głównych zwanych
królewskimi m.in. na Ruś, Węgry, Śląsk, Warszawę. Dla naszych
rozważań dotyczących Jordanowa
najistotniejsze znaczenie przedstawia tzw. trakt solny służący do
wywozu soli z kopalni Wieliczka
i Bochnia na Orawę i dalej na Węgry. Początkowo trasa ta omijała Jordanów gdyż przywilej króla
Kazimierza Wielkiego ustanawiał
prawo składu soli w Nowym Targu
i wszyscy kupcy musieli zajeżdżać
do tego miasta opłacać składowe
i po tym drugi raz w Twardoszynie.
Z czasem w XVI wieku Thurzonowie właściciele zamku orawskiego
ustanowili konkurencyjny skład
soli w Jabłonce już na terytorium
węgierskim, co pozwalało kupcom
uniknąć podwójnej opłaty. Pomimo
zakazów królewskich kupcy solni zaczęli poszukiwać dróg bezpośrednio do Jabłonki z ominięciem Nowego Targu. Trasa taka
musiała prowadzić przez Jordanów i w ten sposób nasze miasto znalazło się na trasie szlaku solnego. Transport soli odbywał
się przy pomocy czterokonnych zaprzęgów przewożących dwie
wielkie bryły soli twardej „tzw. bałwany słowackie”. Przy trakcie
solnym biegnący od strony Łętowni do Spytowic zlokalizowane
były dwie karczmy. Jedna na miejscu tzw. „Poczekaja” (gdyż
sam „Poczekaj” jest budowla nieco późniejszą) i jedna w pobliżu dzisiejszej stacji kolejowej tzw. „Uciekaj”. Naprawy tego
traktu solnego odbywały się doraźnie zwoływano miejscowych
chłopów i w ramach tzw. szarwarku sypano w błoto kamienie
lub pale drzewne.
Analiza map z XVIII wieku okolic Jordanowa pokazuje,
że oprócz wspomnianego traktu solnego istniała inna droga
w kierunku Osielca i Lanckorony, a także przez Malejową w
kierunku Nowego Targu. Ale biegła inna trasa niż dzisiaj m.in.
z ominięciem zakrętów. Interesującym faktem jest istnienie już
wtedy kapliczki, która do dzisiaj jest zlokalizowana przy ulicy
3-go maja. Innym najbardziej interesującym szczegółem jest
istnienie trwałej drogi gruntowej biegnącej od Łetowni przez
teren folwarku Chrobocze, masyw Przykca, przysiółek Przykiec
do Osielca. Przy drodze tej w masywie Przykca obok tzw. La-
25
echo
Jordanowa
się zaczynać w Zwardoniu i przez Żywiec Jordanów-Nowy Sącz
–Zagórz zdążać do rosyjskiej granicy. Przewidywano wybudowanie 555 km nowej linii oraz odgałęzienia Sucha – Skawina
i Oświęcim- Skawina łącząc kolej transwersalną z istniejącymi
liniami. W roku 1882 ogłoszono przetarg. Wygrała go firma
Karl Baron von Schwarz Knaur & Gross Litwenfelds Company
za cenę 22 milionów guldenów. Kolej transwersalna w swych
założeniach miała być koleją państwową konkurencyjna dla
prywatnych towarzystw kolejowych Dla naszych rozważań
najistotniejszym odcinkiem był odcinek Żywiec- Nowy Sącz,
który był otwarty w błyskawicznym tempie 16 grudnia 1884
roku. Nie ustrzeż ono się usterek zastosowano oszczędnościowe podkłady sosnowe nie impregnowane, które niedługo trzeba było wymieniać na dębowe. Dodatkowo powódź
w czerwcu 1884 rozmyła nasypy utrudniając roboty. Zatrudniano robotników włoskich. Jednym z kluczowych odcinków
był odcinek Sucha – Chabówka długości 35 km. Charakteryzował się dużymi różnicami wysokości między stacją w Suchej a Chabówka około 144 m, łuki były wąski o promieniu
nie przekraczającym 250 m, na odcinku Sucha – Chabówka
skoncentrowana była największa ilość mostów na całej kolei
transwersalnej aż 9 z tego na krótkim odcinku Osielec –Jordanów kolej aż pięciokrotnie przechodziła Skawę stalowymi
mostami. Na interesującym odcinku Sucha – Chabówka zbudowano stacje Sucha (węzłowa), Maków, Osielec, Jordanów,
Chabówka. Nie było początkowo małych przystanków osobowych. Chabówka aż do 1903 była stacja przelotową gdyż linie
do Zakopanego tak oczekiwaną uruchomiono dopiero wtedy.
Pociągi powolne prowadzone archaicznymi parowozami serii 2 i 73 jeździły powoli trasę z Suchej do Chabówki pokonywały w 1 i kwadrans godzinę. Nie było połączeń bezpośrednich z Krakowem (konieczność przesiadki w Suchej) za to były
aż do Stryja, Stanisławowa i Żywca. Początkowe opory mieszkańców (np. że pociągi będą płoszyć bydło) co do odstąpienia
gruntów pod kolej zostały przełamane. Kolej stała się dobrodziejstwem dowożącym letników i pozwalającym wyjeżdżać
handlarzom z płodami rolnymi w dalsze strony. Dziś kolej
w sposób urągający zasadom utrzymywania infrastruktury
ulega celowemu zniszczeniu i dewastacji.
podbudowy i bruku używano miejscowych piaskowców, które
nie wzniecały kurzu. Większe wzniesienia jak Góra Osielecka,
wzgórze Jordanowa pokonywano serpentynami. Istniejące dziś
tzw.„zakręty” powstały dopiero wtedy. Również przy ulicy
3-go Maja powyżej zakrętów pod drogą ukryty jest misternie
wykonany przepust sklepiony dziś zakryty. Podczas budowy
tego traktu zatrudniano robotników włoskich, którzy korzystali
również z pomocy osłów z Sardynii. W roku 1851, gdy cesarz
Franciszek Józef wizytował Jordanów przemieszczał się powozem po tej drodze. W trakcie budowy tej trasy wykonano również fragment odcinka Skomielna -Nowy Targ. W cesarstwie
austriackim w Galicji drogi dzieliły się na cesarskie, krajowe
(czyli galicyjskie) oraz powiatowe i gminne. W drugiej połowie
XIX wieku z inicjatywy proboszcza łętowskiego przeprowadzono modernizacje drogi powiatowej Pcim –Jordanów. Kierownikiem budowy był właściciel majątku Tokarnia, który posiadał
takie uprawnienia rządowe. Warto również wspomnieć, że
w 1865 roku w karczmie w Lubniu zainstalował się sztab inżynierów drogowych, którzy przystąpili do budowy drogi brukowanej Lubień – Skomielna, której przebieg był nieco odmienny
od dzisiejszej drogi. Ułatwiło to przejazd do Zakopanego, ale
nie do końca gdyż odcinek Stróża- Lubień był bardzo trudny do
przejazdu pełen brodów przez zmieniającą swe koryto Rabę.
W drugiej połowie XIX w porównaniu do pierwszej połowy zaznacza się regres inwestycji drogowych w związku z faktem ze
priorytetem komunikacyjnym stała się kolej.
Kolej na ziemie jordanowska w stosunku do innych obszarów Galicji dotarła stosunkowo późno, bo dopiero 1884.
Nadmienić trzeba że pierwszą koleją na ziemiach obecnie
polskich była kolej Wrocław –Oława 1842, kolej Kraków –Mysłowice oraz kolej warszawsko- wiedeńska 1846, kolej Karola
Ludwika z Krakowa do Lwowa 1851-1856. W roku 1866 podczas wojny austriacko- pruskiej prusacy zajęli stacje kolejową
w Oświęcimiu i ten sposób Wiedeń utracił połączenia Krakowem i Lwowem. Dodatkowo po kongresie berlińskim w roku
1879 nastąpiły napięcia miedzy Austria i Rosją. Obawiając się
napięć wojennych w roku 1878 cesarz Franciszek Józef wydał dekret o budowie tzw. kolei transwersalnej (poprzecznej)
równoległej do linii Mysłowice-Kraków – Lwów. Kolej miała
DZ I A Ł A L N O Ś Ć Ł OW I EC K A
W J O R DA N OW I E
Inspiracją do napisania tego artykułu były moje obserwacje terenu podczas wędrówek o różnych
porach roku. Wczesną wiosną zauważyłam nową ambonę. To stanowisko myśliwskie ułatwia obserwację zwierzyny, która nie zwietrzy myśliwego znajdującego się na pewnej wysokości. W okresie zimy śledziłam uzupełnianie karmy w paśnikach. W tym trudnym okresie dla zwierząt, kiedy
gruba warstwa śniegu uniemożliwia zdobycie żeru, zwierzyna jest skazana wyłącznie na człowieka
co poda jej w paśniku. Zadałam sobie pytanie, kto tym się zajmuje?
Cofnijmy się do historii. Spytek Jordan założył Jordanów na swoich terenach łowieckich na bazie wsi Malejowa.
Tradycja łowiecka sięga odległych czasów. W tamtych czasach polowano dla
zdobycia pożywienia i trofeów.
Koło Łowieckie „Jeleń” w Jordano-
wie powstało w 1923 r. Założycielem był
ówczesny Burmistrz Józef Kukla. Wtedy
koło obejmowało bardzo rozległe tereny: od południa pod Orawę, od wschodu od Mszany Dolnej łącznie z Luboniem
Wielkim pod Myślenice, od zachodu
pod Żarnówkę i Maków Podhalański aż
26
pod Babią Górę. W czasie II Wojny Światowej działalność koła została zawieszona. Po wojnie koło odtworzył Jego syn
Michał Kukla. Członkami byli między
innymi: Józef Zduń, Mieczysław Totoś,
Bolesław Oleksy, Adam Święchowicz,
Bolesław Sutor i wiele innych, którzy
echo
polowali przed wojną. W kronice koła
umieszczone są fotografie z polowań
z 1925 r. i 1928 r., także założycieli koła
i dokumenty ich członków (pozwolenie
na broń, karty łowieckie, prawo łowieckie). Ważnym dokumentem jest ksero
Statutu zatwierdzonego reskryptem
Cesarsko–Królewskiego Namiestnictwa
we Lwowie z dnia 31 stycznia 1904 r.
Koło posiada wycinki z gazety „Łowiec
Polski” z lat 1956 – 1958. Korespondentem w kole był Zbigniew Papużyński
i pisał artykuły do w/w gazety. Dla mnie
ciekawostką jest, że przez okres istnienia koła polowało czterech księży. Koło
uczestniczyło w organizowaniu wystaw
łowieckich. Na nich były prezentowane
trofea łowieckie, zdobyte przez myśliwych. Długoletnim Prezesem Koła (32
lata) był Michał Kukla.
W 1961 r. Koło Łowieckie „Jeleń”
podzieliło się. Część członków w tym
właśnie roku założyła Koło Łowieckie
„Szarak” w Jordanowie. Inna grupa myśliwych założyła w 1969 r. Koło Łowieckie „Knieja” też w Jordanowie.
Z okazji święta myśliwych, tradycyjnie 3 listopada na Dzień Świętego
Huberta, rano myśliwi uczestniczą we
Mszy św., potem idą na „polowanie
hubertowskie” a po nim wraz z małżonkami odbywa się spotkanie biesiadne.
Myśliwi zapraszani są przez kolegów
z sąsiednich kół na uroczystości jubileuszowe. Nie zapominają także o nieżyjących już kolegach, uczestnicząc w Ich
pogrzebach. Od 2002 r. koło występuje
na uroczystościach z własnym sztandarem, ufundowanym przez myśliwych.
Sztandar był ufundowany z okazji
rocznicy 80-lecia istnienia koła, który poświęcił ks. Proboszcz Bolesław
Wawak w naszym kościele w dniu
19.10.2002 r. Sztandar przekazał i odznaczył złotym medalem łowieckim –
Łowczy Okręgowy z Bielska Białej Pan
Michał Jordan (potomek Spytka Jordana założyciela Jordanowa). Przemarsz
gości i członków koła prowadziła do
kościoła orkiestra strażacka. Po uroczystej Mszy św. koncelebrowanej przez
księży myśliwych, odbyło się spotkanie
w Domu Strażaka. Tam były odznaczenia i uroczysty obiad.
W roku 1997 na nadzwyczajnym zebraniu Prezesem Koła Łowieckiego „Jeleń” w Jordanowie został wybrany Pan
Franciszek Palacz. Po upływie 5-letniej
kadencji nadal jest wybierany na Prezesa przez swoich kolegów myśliwych.
W 2000 r. po podziale administracyjnym (zmiana powiatów) koło weszło
w skład Beskidzkiego Okręgu Łowieckiego w Bielsku Białej z siedzibą w Jordanowie, która jest nadal aktualna.
Koło wybudowało kapliczkę św. Huberta w łowisku Zembolowa w Łętowni,
w miejscu zbiórek i towarzyskich spotkań myśliwych. W dniu 4 października
2000 r. po Mszy św. kapliczka została
poświęcona przez ks. Kanonika Aleksandra Woźniczkę (długoletniego Proboszcza parafii Łętownia), a homilię do
myśliwych wygłosił ks. Kanonik Marian
Juraszek - członek koła i zarazem Kapelan Koła Łowieckiego „Jeleń”.
Koło gospodaruje na dwóch obwodach. Jeden posiadający nr 188 – leśny
obejmuje gminy: Jordanów, Lubień i Tokarnia, na powierzchni około 4 tys. ha.
Drugi obwód nr 230 – polny w całości
mieści się w gminie Jabłonka. Obejmuje miejscowości Podwilk i Zubrzycę,
a jego powierzchnia wynosi 3.200 ha
powierzchni. Koło planuje do pozyskania zwierzynę grubą i drobną, na podstawie inwentaryzacji sporządzanej
w miesiącu lutym i całorocznej obserwacji. Ogólnie na obu obwodach do
pozyskania jest: 6 jeleni, 30 saren (łącznie), 12 dzików, 80 lisów, 4 borsuki, 15
zajęcy szaraków, 15 dzikich kaczek, 20
gołębi dzikich „grzywaczy”. Roczny plan
opracowany jest do wykonania na okres
od 1 kwietnia do 30 marca następnego
roku. Z tego okresu wyłączone są okresy ochronne zwierzyny, inne dla każdego zwierzęcia.
Oprócz pozyskania, koło prowadzi gospodarkę łowiecką, przez dokarmianie i ochronę zwierzyny przed
kłusownictwem. Na dokarmianie składają się zagospodarowane łąki śródleśne
i przyleśne poletka łowieckie, obsiane
zbożem i zasadzone ziemniakami. Koło
wykłada rocznie sól do lizawek w ilości
dwóch ton, karmę objętościową suchą
(siano i koniczynę) w ilości dwóch ton
oraz trzy tony pasz treściwych (zboże i kukurydzę). Nieuniknione jest, że
zwierzęta aby zaspokoić głód, sięgają
po korę drzew najchętniej liściastych
albo spałują młode pędy. W sezonie
2009/2010 koszty poniesione na gospodarkę łowiecką opiewają na kwotę
9 tys. zł, w tym wypłacono odszkodowań łowieckich na kwotę 6 tys. zł.
Upolowaną zwierzynę myśliwi
mogą sprzedać w wyznaczonym punkcie skupu albo kupić na użytek własny.
27
Jordanowa
Za pozyskane pieniądze wpłacone do
banku, kupują paszę dla zwierząt a także opłacają dzierżawę terenów łowieckich.
Na terenie objętym gospodarką łowiecką, oprócz zwierzyny łownej występują gatunki prawnie chronione takie
jak: wilk, ryś, głuszec i niedźwiedź, który sporadycznie odwiedza nasze tereny
i w minionych latach wyrządził szkody
w pasiekach. Jest mało bażantów i one
raczej nie występuje, natomiast jest
kilka par czarnych bocianów i głuszec,
który też jest pod prawną ochroną. Inwentaryzacja tych gatunków odbywa
się poprzez tropienie i obserwację terenu, na którym jest domniemanie, że
mogą występować poszczególne gatunki zwierząt i ptaków.
Najwięcej szkody w łowiectwie
może wyrządzić człowiek poprzez kłusownictwo, zakładanie sideł i wnyków
oraz niszczenie gniazd. Duże szkody
wyrządzają wałęsające się psy. Są one
groźne dla zwierzyny drobnej, która
żyje w warstwie runa leśnego. Plagą na
obsługiwanym terenie jest szerzenie się
kłusownictwa. W kronice znajdują się
zdjęcia sideł i wnyków oraz zwierzynę
spętaną drutami. Na moje pytanie co
stało się z zającami, że ich populacja
zmalała, uzyskałam od prezesa odpowiedź, że powodem mogła być zaraza
i zaatakowały je choroby oraz polujące
na nie dzikie psy i koty.
Myśliwi w ramach tradycji posługują się gwarą łowiecką. Młodzi adepci myślistwa zdają egzamin również
z gwary łowieckiej. Ślubowanie młodych myśliwych odbywa się przy sztandarze.
Wzmianki o kołach jordanowskich
są opublikowane w książce pt. „Beskidzki Okręg Łowiecki”. Jest to publikacja
pod redakcją Marka Piotra Krzemienia
i pod patronatem Zarządu Okręgowego
Polskiego Związku Łowieckiego w Bielsku Białej.
Powyższe informacje opracowane
zostały na podstawie wywiadu przeprowadzonego z Prezesem Koła Łowieckiego „Jeleń” w Jordanowie z Panem Franciszkiem Palaczem oraz na podstawie
znajdujących się w kole dokumentów.
Pan Franciszek swoją pasją „zaraził”
także żonę. Pani Stanisława na prośbę
męża ha uje obrazy o tematyce myśliwskiej, które są wyeksponowane
w siedzibie koła
Maria Nowak
echo
Jordanowa
… A TERAZ BABIA GÓRA
Od dawna członów grupy turystyki górskiej istniejącej przy jordanowskim MOK-u interesowało wyjście na ośnieżoną Królową Beskidów Zachodnich – Babią Górę (1725 m n.p.m.). Taka okazja nadarzyła się
w ostatnią sobotę kwietnia – 24.04.br. Warunki pogodowe idealne na tego typu wędrówkę. Niebo prawie
bezchmurne, temperatura niezbyt wysoka, z jordanowskiego rynku w oddali widnieje charakterystyczna
sylwetka „Diablaka” – a więc zarzucamy plecaki, kijki w dłonie i spotykamy się pod „Basztą”. Czekamy
„studenckie 15 minut”, wykonujemy kilka telefonów do stałych uczestników i wyjeżdżamy w kierunku
Zawoi. Jazda przebiega szybko – bo tematów i humoru nie brakuje, wspominamy ciekawsze epizody
z poprzednich wycieczek i nawet się nie obejrzeliśmy jak znaleźliśmy się na parkingu w pobliżu Przełęczy
Krowiarki (zwanej również Przełęczą Lipnicką - 1012 m n.p.m.). Wysiadka. Jest super – rześkie powietrze,
pogoda idealna, mało samochodów na parkingu, a więc nie będzie tłoku na szlaku – o to chodzi!
Zatrzymujemy się na chwilę na Przełęczy, gdzie kilka istotnych informacji o miejscu przekazuje nam nasz stały przewodnik
Andrzej Bulanda. Następnie podchodzimy do tablicy upamiętniającej ostatnią górską wycieczkę Karola Wojtyły (9 września
1978 r.) oraz pod symboliczny grób prof. Zenona Klemensiewicza – wybitnego polskiego językoznawcy (zginął w katastrofie
lotniczej pod Policą w 1969 r. ). Na Przełęczy znajduje się również
punkt informacji Babiogórskiego Parku Narodowego, w którym
pobierane są opłaty za wejście na szlaki BPN. Dla naszej grupy
jednak wyjątek – wejście gra s. Czyżby specjalne względy, znajomości? Nie, nic z tego – po prostu opłaty są pobierane od 01.05.–
30.09. każdego roku – a my jesteśmy z tygodniowym wyprzedzeniem i dlatego specjalny bonus. Jeszcze tylko kilka wspólnych
fotek, łyk herbaty i na szlak. Mamy do wyboru kilka wariantów:
czerwony na szczyt Babiej Góry (przez Sokolicę, Kępę, Gówniak)
lub niebieski zwany Górnym Płajem do schroniska na Markowych Szczawinach a stąd na szczyt szlakiem czerwonym (przez
Przełęcz Bronę). Zwycięża wariant pierwszy, idziemy szlakiem
czerwonym. Różnica wzniesień wynosi ok. 700 m.. Uważamy, że
lepiej wychodzić „ostrzejszym” podejściem a relaksować się spacerowym zejściem – czyli szlakiem niebieskim. A ponadto słońce
świeci nam prosto w twarz wybierając szlak czerwony i to również był argument – jeżeli chcemy wrócić przynajmniej trochę
opaleni.
Na pierwszym odcinku do Sokolicy dawał znać o sobie tzw.
„dług tlenowy”, a więc nasza niewielka grupa to rozciągała się, to
zwężała. Wiedzieliśmy, że to efekt przestoju zimowego wpływającego na osłabienie kondycyjne u niektórych, ale solidarnie nie
wypowiadaliśmy się na ten temat. Kto wie czy za kilka kilometrów dług tlenowy nie pojawi się u mnie ? Szlak z wiosennego,
w miarę pokonywania metrów, zamieniał się w lekko zimowy.
Zaliczamy jakby dwie pory roku. No i wreszcie Sokolica (1367 m
n.p.m.) a stąd piękny widok na Babią Górę, Pasmo Jałowieckie,
Pasmo Polic oraz Zawoję. Nie jesteśmy tu przecież pierwszy raz
a miejsce to kolejny raz urzeka. A w dodatku wyjątkowa pogoda
i ta widoczność. W pierwszej chwili zapominamy o zmęczeniu
i wpatrujemy się w otaczającą panoramę. Dopiero po chwili już
zrelaksowani przypominamy sobie o takich prozaicznych sprawach jak mały posiłek czy łyk kawy, herbaty. Jeżeli ktoś nie ma
kawy – nie ma problemu, zawsze ktoś drugi zaproponuje. W miarę upływu czasu i drogi – co kto ma, tym częstuje pozostałych.
To stało się już normą. Takie zwyczaje panują w naszej grupie
i nie tylko. To tylko taka mała solidarność ludzi na „szlaku”. Wokół
nas pojawiło się już trochę innych grup i pojedynczych turystów,
a więc trzeba zrobić miejsca innym i rozleniwieni ruszamy dalej
przez Kępę (1521 m n.p.m), Gówniak (1617 m n.p.m. – nazwa
nieprzypadkowa, bo wzięła się od odchodów pasących się tutaj do końca XIX wieku wołów) w kierunku szczytu. Scenariusz
w miarę pokonywania wysokości przybiera barwy zimowe.
W miarę zbliżania się do szczytu zauważamy też zwiększony ruch
turystów na szlaku. Przekrój wiekowy różny, ale kultura pełna.
Praktycznie nie ma przypadku abyśmy się wzajemnie nie pozdrawiali. I tak jest w górach. Tych niższych i wyższych. Czyżby
panowała zasada, że im bliżej nieba tym bardziej się szanujemy ?
Chyba tak – bo na „dole” bywa z tym różnie.
Jeszcze kilkadziesiąt kroków i cel będzie osiągnięty. Trochę po śniegu, trochę po wystających głazach i gęsiego wchodzimy na „Diablak” (1725 m n.p.m.). Zrzucamy z siebie plecaki
i chowamy się za kamienny murek, osłaniający turystów od
wszędobylskiego wiatru. Każdy znajduje swoje wgłębienie
w skałkach i zabieramy się do „kanapkowego obiadu”. Odpoczywamy trochę dłużej i podziwiamy panoramę rozpościerającą się
ze szczytu. Widoczność nie jest idealna, ale i tak widać pasma Beskidu Śląskiego, Makowskiego, Wyspowego, Gorc, Kotlinę Orawsko-Nowotarską i zamglone Tatry. Przechodzimy na południe, na
stronę słowacką aby nie ominąć ważnego punktu tuż pod szczytem, a mianowicie: kamiennego obelisku z pamiątkową tablicą,
poświęconego papieżowi Janowi Pawłowi II.
28
echo
Jordanowa
Hugona Zapałowicza. Nowy obiekt jest ciekawie zaprojektowany, posiada około 40 miejsc noclegowych i funkcjonuje w
oparciu o urządzenia przyjazne dla środowiska. Zastąpił on stary, wysłużony obiekt założony przez dr Zapałowicza (botanika,
podróżnika) w roku 1906. Właściwie to przyszliśmy tu o jeden
dzień za wcześnie, ponieważ w następny dzień – tj. 25 maja br.
odbyło się tutaj uroczyste, ponowne otwarcie nowego schroniska przy udziale licznych gości i odprawiona była uroczysta
Msza Św. w intencji turystów i gospodarzy obiektu.
Pogoda na Polanie wspaniała, więc po obowiązkowym zapoznaniu się z nowym schroniskiem – czas na relaks, opalanie
się, posiłek a następnie krótkie zwiedzanie niewielkiego Muzeum Turystyki Górskiej założonego w 1966 r.. Obok schroniska
znajduje się także dyżurka GOPR. Trudno jest nam się zmobilizować w dalszą drogę, a przed nami przynajmniej 2 godziny marszu. Rozsądek bierze jednak górę i zarzucamy plecaki.
Trasa, która nas czeka to szlak niebieski długości ok. 6 km w
kierunku Przełęczy Krowiarki. Szlak ten prowadzi po części tzw.
„Górnego Płaju” – starej drogi myśliwskiej wybudowanej w II
połowie XIX wieku przez Habsburgów żywieckich (właścicieli
lasów babiogórskich). Jest łatwy turystycznie, prowadzi przez
naturalny las świerkowo – bukowy, wzdłuż którego znajduje
się kilka jeziorek, z których największe to Mokry Stawek o pow.
450 m2 i głębokości 2,5 metra. Na chwilę zatrzymujemy się
przy nim. Wcześniej jeszcze mijaliśmy początek szlaku żółtego
-„Perci Akademików”, a następnie początek szlaku zielonego –
„Perci Przyrodników”. Nawet nie wiadomo kiedy docieramy do
miejsca, z którego rozpoczęliśmy dzisiejszą wędrówkę – Przełęcz Krowiarki. Powoli dochodzimy do parkingu, niechętnie
wsiadamy do samochodów i ruszamy w kierunku Jordanowa
przez Zubrzycę, Sidzinę i Bystrą. W trakcie jazdy krystalizuje się
stopniowo cel następnej wyprawy (Małe Pieniny), o ile pogoda
nie pokrzyżuje planów i o ile pozostali uczestnicy zaakceptują
tę propozycję. Dobre warunki na drodze, pogoda, zgrane towarzystwo i tematów nowych przybyło -więc szybko dojeżdżamy na miejsce. Na dzisiaj wystarczy relaksu, więc wysiadamy,
żegnamy się i odruchowo spoglądamy w kierunku zachodnim.
W oddali widniała odległa, ale majestatyczna sylwetka naszej
dzisiejszej wędrówki – Babia Góra.
Obelisk ten został ufundowany przez mieszkańców czterech orawskich wsi: Półgóry, Rabczy, Rabczyc i Sihelnego na
pamiątkę papieskich pielgrzymek na Słowację i odsłonięty 17
sierpnia 1996 roku.
Tradycyjne kilka słów, które sprowadziły się do kilkunastominutowego opowiadania, na temat historii
schronisk na Babiej Górze, szlaków i otaczających pasm
górskich przekazuje nam nasz Przewodnik.
Między innymi o nieistniejącym już schronisku wybudowanym w latach 1904-1905 przez niemiecki związek turystyczny
Beskiden-Verein, który był solą w oku wielu polskich działaczy
turystycznych i samych polskich turystów. Schronisko przestało
istnieć ostatecznie w 1949 r. w wyniku pożaru. Obecnie pozostały po nim resztki fundamentów.
Ruszamy dalej szlakiem czerwonym przez Przełęcz Bronę
(1408 m n.p.m.) w kierunku schroniska PTTK na Markowych
Szczawinach. Zejście przypominało raczej zjazd, trochę na butach, trochę na czym kto może. Schodzimy północną stroną,
gdzie przeważa lód ze śniegiem. Stopniowo warunki się jednak
poprawiają i dochodzimy na Polanę Markowe Szczawiny (1180
m n.p.m.). Większość z nas już wielokrotnie tu bywała, ale po
raz pierwszy zobaczyliśmy nowe oblicze schroniska PTTK im.
Zbigniew Godyń
C H Ó R B E L C A N TO
O R G A N I Z AC JĄ P OŻ Y T KU P U B L I C Z N EG O!
W Ż YC I U N A S Z E G O C H Ó R U N A S TĄ P I Ł Y WA Ż N E Z M I A N Y !
Chór Bel Canto powstał 2000 roku, a od roku 2006 funkcjonuje jako stowarzyszenie. W bieżącym roku udało się nadać naszemu stowarzyszeniu status organizacji pożytku publicznego. Podjęliśmy działania uzyskania 1% podatku od osób nam życzliwych. Jak zwykle pomagał nam aktywnie
Pan Rafał Rapacz – dyrektor Zespołu Szkół im. H. Kołłątaja w Jordanowie.
Chór Bel Canto prowadzi stale aktywną działalność koncertową.
W styczniu obchodziliśmy jubileusz
X-lecia, o którym pisała na łamach Echa
p. Maria Nowak, kolędowaliśmy również
w Rabie Wyżnej.
W lutym zorganizowaliśmy warsztaty
wokalne, które poprowadził dziekan Wydziału Wokalnego Akademii Muzycznej
w Krakowie prof. Adam Korzeniowski.
10 marca wzięliśmy udział w eliminacjach wojewódzkich do XXX Ogólnopolskiego Konkursu chórów A’Cappella
Dzieci i Młodzieży w Bydgoszczy. Elimi-
29
nacje miały miejsce w Domu Kultury im.
J. Korczaka. Po miesiącu oczekiwania na
wyniki kolejnego etapu (konkurs ma trzy
etapy) otrzymaliśmy miłą informację –
w tym roku ponownie zakwalifikowaliśmy się do konkursu w Bydgoszczy,
gdzie na scenie Filharmonii Pomorskiej
echo
będziemy reprezentować województwo
małopolskie. Jest to dla nas duży sukces
– w konkursie tym uczestniczą bardzo dobre chóry z całego kraju.
28 marca zorganizowaliśmy Koncert
Pieśni Wielkopostnych „Stabat Mater” w
Kościele Parafialnym w Naprawie. Współorganizatorami był Gminny Ośrodek Kultury w Jordanowie, Starostwo Powiatowe
i Parafia pw. Siostry Faustyny Kowalskiej.
W koncercie wzięły zespoły zaproszone
przez Stowarzyszenie kulturalne Chór Bel
Canto: Chór Kantylena i Watra z Raby
Wyżnej pod kierunkiem Kingi Brandys Wójciak, chór Vox Alitosona z Osielca pod
kierunkiem Marka Brynkusa, Chór Zespołu Szkół w Naprawie pod kierunkiem
Ewy Dyrdy, połączone schole z Naprawy
i Łętowni. Par e solowe w koncercie wykonali zaproszeni artyści – Marcin Wolak,
Dobromiła Lubiecka – Brynkus oraz nasza
chórzystka Sylwia Ziętara. Na organach
solistom i chórom towarzyszył Marcin
Augustyn, student IV roku Akademii Muzycznej w Krakowie. Na zakończenie koncertu połączone chóry Watra, Kantylena
i Bel Canto wykonały kompozycję „Oto
drzewo krzyża” Stanisława Moniuszki.
Wszyscy uczestnicy koncertu otrzymali
pamiątkowe dyplomy i niespodzianki,
a dyrygenci i soliści kwiaty. Koncert dedykowaliśmy pamięci Ojca Świętego Jana
Pawła II, a więc nie mogło zabraknąć jego
ulubionej pieśni „Barki”, którą zaśpiewaliśmy na zakończenie wspólnie z publicznością. Organizując te koncerty pragniemy aktywizować i integrować środowisko
Jordanowa
amatorskich zespołów muzycznych. Naszym celem jest umożliwienie zespołom
prezentacji swoich umiejętności i talentów szerszemu kręgu odbiorców.
16 kwietnia uczestniczyliśmy w Mszy
Św. żałobnej organizowanej przez Starostwo Powiatowe w Suchej Beskidzkiej.
Msza odprawiana była w intencji ofiar
katastrofy w Smoleńsku, miała miejsce
w Kościele Parafialnym Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Suchej Beskidzkiej.
29 kwietnia wystąpiliśmy podczas
Konferencji Naukowo-Szkoleniowej pt.
„Profilaktyka raka piersi” na Zamku w Suchej Beskidzkiej.
22 maja śpiewaliśmy na - kolejnym
już! - ślubie naszej chórzystki Iwonki
Bochnak w Rabie Wyżnej. Ach, jak ten
czas szybko biegnie!
Przed nami kolejne koncerty i fes wale, ale o tym następnym razem....Pozdrawiamy. Chórzyści Bel Canto i Ksenia
Miskiewicz
SZMUGLERZY, SZPIEDZY I TERRORYŚCI… 5
Zamachy terrorystyczne w Watykanie i Szwecji spowodowały zwiększoną czujność WOP na granicach i w przejściach granicznych. Porwania samolotów na lotniska w RFN czy Austrii, tak modne w latach 70. i 80. spowodowały, że na granicę zaczęto patrzyć jako na zaporę chroniącą przed potencjalnym atakiem terrorystów.
Sprawa uprowadzenia włoskiego liniowca m/s Achille Lauro
(3 - 9.X.1985) oraz próba uprowadzenia jednego z polskich wodolotów typu Kometa (chodziło bodaj czy nie o hf/v Adriana)
w latach na początku lat 80. XX wieku, tylko zaostrzyły czujność
naszych służb. Oczywiście samoloty porywano nadal i hasło reklamowe „LOT-em bliżej… Tempelhof” stało się wizytówką naszego krajowego przewoźnika. Było to zjawisko, nad którym trudno
było zapanować. Samolot to nie autobus czy nawet statek, a akcje komandosów zmierzające do odbicia zakładników są dobre
tylko na filmach ze Stevenem Seagalem, Kurtem Russellem czy
naszym Bronisławem Cieślakiem. W praktyce przede wszystkim
liczyło się życie i zdrowie pasażerów i załogi. Oczywiście można
było powtórzyć to, co miało miejsce w Entebbe czy Mogadiszu,
ale byłoby to bardzo trudne do zrealizowania na polskich lotniskach. Kto wie, czy słynna katastrofa pod Zawoją w dniu 2 kwietnia 1969 roku też nie była próbą porwania samolotu An-24 przez
nieznanego sprawcę… Jak dotąd nie ma na to żadnego dowodu,
a sama katastrofa owiana jest mgłą tajemnicy.
Terroryzm stał się w Polsce problemem pod koniec lat 70.,
od kiedy zdefiniowano zjawisko określone jako głód broni dla
podziemia przestępczego. Głód broni polegał na tym, że grupy przestępcze usiłowały wejść w posiadanie broni palnej, by
móc skutecznie dokonywać przestępstw. Szczególnie chodziło
o wymuszenia rozbójnicze i mordy. W latach 80. doszła do tego
jeszcze opozycyjna, antykomunistyczna działalność skrajnych,
radykalnych i szowinistyczno-narodowych odłamów „Solidarności”, którym marzyło się kolejne powstanie narodowe. Była to
ewidentna głupota, ale w latach 80. ludzie uwierzyli w to, że są
w stanie zrobić wszystko, więc powstanie też powinno się udać.
Na szczęście wprowadzenie stanu wojennego i przytomność
umysłu kard. Glempa, który wezwał ludzi do zachowania spokoju
zapobiegło straszliwemu rozlewowi krwi, a odebrało Rosjanom
okazję do zrobienia z Polski drugiego Afganistanu. Głód broni został zaspokojony dopiero w latach 1989-93, kiedy to wyjeżdżające z kraju jednostki radzieckie pozostawiły w Polsce cały arsenał.
Makarowa czy kałasznika z wiadrem amunicji można było kupić
od Rosjan za marne 2.000.000 ówczesnych złotych (200,- PLN)
na bazarze.
Oczywiście Zwiad WOP a potem służby operacyjne SG meldowały o tym zjawisku. W realiach politycznych tych czasów było
to wołanie na puszczy, bo nikt nie zajmował się takimi sprawami.
Sejm i Senat zajmował się aborcją nie zważając na to, że podziemie przestępcze urządzało eutanazję obywatelom Polski. Niejakie opamiętanie przyszło dopiero po oblężeniu w Magdalence, kiedy to dwóch doskonale uzbrojonych bandytów trzymało
w szachu przez kilka godzin pluton doskonale wyszkolonych antyterrorystów…
Strzelanina w Magdalence – akcja policyjna w Magdalence
(województwo mazowieckie), w wyniku której zginęło dwóch
antyterrorystów i dwóch napastników, a siedemnastu policjantów zostało rannych. Akcja została przeprowadzona w nocy
z 5 marca na 6 marca 2003 r. Jej celem było zatrzymanie zaliczanych do najgroźniejszych przestępców w Polsce - Roberta Cieślaka i Białorusina Igora Pikusa, członków tzw. gangu „Mutantów”
z podwarszawskiego Piastowa. Grupa ta miała związek z zabójstwem policjanta w Parolach w marcu 2002 r. i przynajmniej
kilkunastoma innymi morderstwami osób powiązanych z działalnością grup przestępczych jak i członków gangu pruszkowskiego, mokotowskiego, piaseczyńskiego i wołomińskiego na Mazowszu. W trakcie próby zatrzymania poszczególnych członków
30
echo
gangu zginęło kilka osób, w tym członek gangu, były warszawski
antyterrorysta używający pseudonimu „Fragles”. Jedna z najgłośniejszych mafijnych egzekucji dokonana została przez „Mutantów” w szpitalu MSWiA w Warszawie, gdzie zamachowiec
przebrał się za księdza. Inne zabójstwa dokonane zostały przez
„Mutantów” w Pruszkowie, Walendowie pod Nadarzynem,
Warszawie i okolicach podstołecznego Piastowa. Grupa piastowska, zwana też gangiem „Mutantów”, zrzeszająca czołowych stołecznych zawodowych morderców i złodziei samochodów, do
której należeli Igor Pikus (znany także jako Aleksander Wołodin)
i Robert Cieślak, próbowała przejąć wpływy grup przestępczych
z Pruszkowa, Raszyna, Janek, Ożarowa Mazowieckiego, Wołomina, Ząbek, Marek, Wyszkowa, Góry Kalwarii i poszczególnych
dzielnic Warszawy. Efektem działalności gangu z Piastowa była
także śmierć trzech funkcjonariuszy Policji i trwały uszczerbek na
zdrowiu kilkunastu innych adeptów wydziałów realizacyjnych AT
stołecznej Policji. Białorusin Igor Pikus vel Aleksander Wołodin
i Robert Cieślak używający pseudonimu „Cieluś” vel „Ciolo” za
pomocą fugasów, min, granatów i innych ładunków wybuchowych zaminowali ogród przy domu w Magdalence przy ul. Środkowej, w którym się ukrywali. Podczas akcji ładunki wybuchowe
eksplodowały w pobliżu policjantów, zabijając jednego na miejscu. Przestępcy praktycznie cały czas prowadzili ostrzał z blisko
trzydziestu jednostek broni, w tym krótkiej, długiej, automatycznej i maszynowej. Kilku policjantów po akcji w Magdalence
w wyniku szoku rozstało się na zawsze ze służbą w formacjach
policyjnych. Na skutek wymiany ognia budynek częściowo się zawalił, spłonął, a obaj przestępcy zginęli prawdopodobnie wysadzając się granatem. Była to pierwsza tego typu akcja w dziejach
polskiej policji. Tyle podaje na ten temat Wikipedia i widzieliśmy
to w naszej TV.
A to jest tylko jedna akcja! Ostatnio policja robiła kolejny
gang działający na Podhalu, który dostarczał polskim grupom
przestępczym broń i inne środki bojowe. Wszystko to było i jest
pokłosiem niefrasobliwości polskiego parlamentu z lat 19891994.
Wróćmy jeszcze do lat 80. XX wieku i niektórych dziwnych
aktów terroru – tym razem politycznego o podłożu kryminalnym
i wywiadowczym. Na ich początku wypłynął na powierzchnię życia politycznego w PRL ks. Jerzy Popiełuszko. W swych kazaniach
nawoływał wprost do obalenia władzy, czego żadna władza nie
lubiła i nie lubi. Był „sumieniem narodu”, „głosem Solidarności
walczącej”, itd. itp. Zamordowano go w październiku 1984 roku,
a zrobili to „komunistyczni zbrodniarze z SB”. Tyle oficjalna hagiografia.
Pozwolę sobie mieć odmienne zdanie. Popiełuszkę zamordowało SB, a w jego życiorysie znajdują się pewne dziwne okoliczności. No bo czyż nie jest to dziwne, że ks. Popiełuszko w latach 70. wyjeżdża dwukrotnie do USA? Przypominam, że to było
w czasach „prześladowania Kościoła” w Polsce, kiedy normalny
obywatel nie mógł wyjechać za granicę bez podpisania zobowiązania o współpracy z SB. To pierwsza osobliwa rzecz, ale nie
ostatnia.
Ks. Popiełuszką interesowali się bardzo ponurzy towarzysze
z Łubianki lub Chodynki. Niezorientowanym wyjaśniam, że na
moskiewskiej Łubiance znajduje się siedziba osławionego KGB
(dzisiaj FSB), a na Chodynce – na przedmieściach Moskwy – znajduje się siedziba wojskowego wywiadu GRU. Ciekawe, co takiego KGB (albo GRU) mogło mieć do polskiego księdza? To właśnie
jest dziwne i niepokojące. Szczególnie, kiedy zajmował się tym
GRU – wywiad wojskowy zajmujący się głównie zdobywaniem
informacji naukowo-technicznych, nowych technologii, itp. oraz
Jordanowa
oczywiście informacjami o celach wojskowych. Czyżby mordercy
ks. Popiełuszki o tym nie wiedzieli, a raczej dowiedzieli się i chcieli się dowiedzieć – dlaczego? To wreszcie wyjaśnia, dlaczego ks.
Popiełuszkę torturowano przed śmiercią. Podejrzewam zresztą,
że chodziło o to, by wydobyć z niego to, dla kogo on NAPRAWDĘ pracował, poza Kościołem katolickim. Dla KGB/GRU, CIA czy
obydwu tych instytucji naraz – co wcale nie jest aż takie dziwne
zważywszy, że w walce wywiadów, która szalała w PRL i stanowiła lwią część działań Zimnej Wojny ks. Popiełuszko był pionkiem,
którym usiłowano rozegrać pewną grę przeciwko PRL. A dokładniej chciano podłożyć świnię gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu
i kard. prymasowi Józefowi Glempowi. I podłożono. Kogoś bardzo, ale to bardzo niepokoiła stabilizująca się sytuacja w Polsce.
Nie pasowała do jego planów zakładających, że w polskim piekiełku będzie wciąż wrzało. A Polska była kluczowym krajem
w rozgrywce pomiędzy dwoma Supermocarstwami. Zabicie znanego i popularnego księdza, trybuna „Solidarności” powinno być
– w jego założeniach – wyzwalaczem niepokojów społecznych na
tle religijnym i politycznym, co miałoby doprowadzić do kolejnego wybuchu niezadowolenia i w rezultacie do zbrojnych starć,
czy nawet do wojny domowej. A kto mógł na niej skorzystać? Tylko ZSRR i USA. Dokładnie w tej kolejności. ZSRR miałby wreszcie
wymarzony pretekst, by wejść do Polski i przeprowadzić w niej
krwawą pacyfikację. Przy okazji przyłączając jej terytorium jako
następną 17. republikę Rad. I nie byłoby już żadnego gadania o
tym, że się na to nie zgadzamy – bo byłaby powtórka z Katynia,
masowe wywózki na Syberię itp. restrykcje okupacyjne. W Polsce potem nie byłoby już ani jednego Polaka.
A Ameryka miałaby guzik do gadania, bo nie zaryzykowałaby globalnego konfliktu w obronie Polaków. To matematyczny
pewnik. Rozgrywałaby swoją par ę szachów przeciwko ZSRR.
USA miałyby z głowy problem polski. Oczywiście wszystkie propagandowe szczekaczki dalej nadawałyby propagandową sieczkę dla Polaków i innych „narodów zniewolonych”, ale to byłoby
uspokajanie sumienia. Wymierną korzyścią dla Amerykanów
byłoby to, że miałyby wygodny pretekst do uderzenia na ZSRR
w innym punkcie zapalnym świata – powtórkę z nieudanej Opera on Polonia, która była niemal kalką operacji przeciwko rządowi prezydenta Salvatora Allende w Chile, gdzie przeciwko rządowi podpuszczono związki zawodowe, można było zrobić gdzieś
indziej, w innym zakątku świata. Ale czy nawet taki fanatyczny
antykomunista jak Ronald Reagan odważyłby się na taki krok?
Wątpię – Polska to nie Grenada, wejść do niej w ciągu jednego
dnia się nie da. Poza tym w Polsce znajdowały się siły Północnej
Grupy Wojsk Radzieckich w Polsce – czyli około dwóch milionów
żołnierzy plus cała infrastruktura. W przypadku skrajnym III Wojna Światowa rozegrałaby się głównie na ziemiach Polski, przy
użyciu wszystkich rodzajów BMR. Polacy byli spisani na straty od
samego początku zarówno przez jedną, jak i drugą stronę. Dlatego właśnie ks. Popiełuszką interesowali się towarzysze z Łubianki
czy Chodynki. Miał on podsycać nastroje społecznego niezadowolenia. I dlatego właśnie płk Jerzy Kukliński zdecydował się na
zdradę planów Układu Warszawskiego – oszczędził Polakom atomowego Holocaustu. I chwała mu za to.
Czy ks. Popiełuszko współpracował świadomie z KGB/GRU
lub CIA albo i jednymi i drugimi? – nie sądzę, bo był na to człowiekiem i kapłanem zbyt prawym. Był on tylko ukierunkowywany przez agentów tych służb. Był człowiekiem prostodusznym
i prostolinijnym – idealnym materiałem na agenta wpływu. Taki
nie robi niczego dla kasy – ma swoją wizję i motywację do jej
realizacji. I tacy ludzie nadają się idealnie do tego rodzaju roboty.
W jego otoczeniu znajdowali się kadrowi pracownicy amerykań-
31
echo
skiego i radzieckiego wywiadu, którzy grając na jego patriotyzmie i fanatyzmie religijnym odpowiednio go ukierunkowywali.
Resztę robił on sam i tłumy, które go słuchały. Mało kto wie, że
w kwietniu 1984 roku światu groziła wojna i że trwały przygotowania do niej – m.in. ćwiczenia dowódczo-sztabowe, których
celem było rozpętanie i wygranie III Wojny Światowej w Europie.
A przecież na tym zależało przede wszystkim Stanom Zjednoczonym, które czuły się wciąż zagrożone przez samo tylko istnienie
wrogiego ideologicznie Supermocarstwa. Zgodnie więc z zasadą
is fecit cui bono, is fecit cui prodest te korzyści odnieśli by wszy-
Jordanowa
scy, z wyjątkiem Polaków… O tym jeszcze napiszę w dalszym ciągu moich wspomnień.
A co ma z tym wspólnego terroryzm? Zaraz powiem. Terroryzm miał za zadanie oczyścić przedpole do działań militarnych,
które byłyby poprzedzone kampanią polityczną. Jednym z takich
terrorystów, którymi posługiwała się CIA w rozgrywce przeciwko ZSRR był Osama bin-Laden. Ten sam, który 11 września 2001
roku wbił Ameryce nóż w plecy.
CDN.
Robert K. Leśniakiewicz
J O R DA N OW S K I E S Z L A K I I K A R C Z M Y
Robert K. Leśniakiewicz
W piątek, dnia 16 kwietnia 2010 roku, odbyło się kolejne spotkanie z cyklu spotkań z historią
naszego miasta i regionu, które było zatytułowane „Rozwój sieci drogowej i kolejowej na Ziemi
Jordanowskiej w XVI – XIX wieku”, a które poświęcone było przede wszystkim transportowi kołowemu i kolejowemu do roku 1900. Prelekcję na ten temat wygłosił mgr inż. Stanisław Bednarz,
którzy szczególny nacisk położył na rozwój kolejnictwa na terenie Ziemi Jordanowskiej i – niestety
– jego powolnemu upadkowi w okresie po 1989 roku, nad czym wszyscy bolejemy.
Niszczejący tabor, stacje – widma
straszące podróżnych, zły stan mostów
i przepustów – to wszystko budzi nasze
uzasadnione niepokoje i sprzeciw przeciwko marnotrawstwu i jawnej niegospodarności, która powoduje, że kolej
popada w coraz większą ruinę. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że transport
kolejowy wróci do łask w momencie
załamania się opłacalności transportu
samochodowego wskutek szybującym
w górę cenom benzyn i ropy, i osobiście
uważam że przed koleją w Polsce są jeszcze najlepsze lata!
Powróćmy jednak do historii, o której tak interesująco mówił nasz prelegent. Szczególnie zainteresowała mnie
jego opowieść o Szlaku Solnym wiodącym z Wieliczki i jej żup solnych na Węgry, które były jej znacznym importerem.
Jedna z odnóg tegoż Szlaku wiodła przez
Jordanów. Odnoga ta biegła na dzisiejszą
słowacką Orawę, gdzie znajdowała się
komora celna – w Jabłonce. Umożliwiało to przewożenie soli z pominięciem
komory celnej w Nowym Targu. Trasa,
którą musiano pokonać z Naprawy poprzez Malejową biegła przez dzisiejszą
ul. Generała Maczka i Skotnicę pod
Przykcem i wychodziła na Mąkacz, (inna
wersja mówi o Osielskiej Górze) skąd
biegła dalej do Bystrej Podhalańskiej
i Sidziny, a dalej na Orawę. Był to skrót,
ale właśnie ktoś wykorzystał tą sytuację
do wzbogacenia się i postawił karczmę
na tym szlaku, koło Lachowej Studzien-
ki. Do dziś dnia znajdują się tam resztki
jej fundamentów. Ciekawy jestem, czy
jest jeszcze ktoś, kto ją pamięta – a raczej przekazy o niej od naszych Czcigodnych Przodków?
Odnośnie szlaku do Sidziny, to zbierając informacje na temat sztucznych
konstrukcji do naszej książki o Księżycowej Jaskini w górach Pasma Babiogórskiego, właśnie w Sidzinie natknąłem się
na ciekawą opowieść o tym, jak to w XVI
czy XVII wieku – w każdym razie wtedy,
kiedy już istniał szlak na węgierską Orawę – gdzieś w jednym z grzbietów górskich okalających Sidzinę od południa
wykuto w skałach tunel wiodący na
Orawę, do Podwilka. I co najciekawsze
– konstrukcja ta miała zostać wykonana
przez gwarków czyli ówczesnych górników z Wielickiej Żupy Solnej. Jej celem
było z jednej strony skrócenie podróży
do Węgier, a z drugiej – ochrona kupieckich karawan przed rozbójnikami, którzy
czyhali na nich na drodze… Ile w tym
prawdy? – tego nie wiem. Jak dotąd nie
znaleziono tego tunelu i jego dokumentacji, ale wbrew pozorom rzecz nie jest
taka nieprawdopodobna, jakby się to
wydawało, bowiem w tych górach może
istnieć cały system jaskiniowy, który jest
tak rozległy, że umożliwiałby komunikację pomiędzy miejscowościami leżącymi
po przeciwległych stronach tych gór,
i zamiast kopać tunel w litej skale wystarczyłoby przebić krótkie tunele łącznikowe… Dokumenty mogły zostać
32
zniszczone w toku dziejów.
Nawiasem mówiąc, to coś podobnego ponoć istniało ponoć pomiędzy
Zamkiem Dunajec w polskich Pieninach
a Levoczskim Hradem po słowackiej
stronie, a odległość ta wynosi ponad
40 km! Sądzę zatem, że jest to tylko legenda, ale bardzo ciekawa. Nawiasem
mówiąc – to tego rodzaju opowieści
o jaskiniach pełnych skarbów i tunelach
bitych w skalnych wnętrzach gór stanowią trwały element tutejszego folkloru.
Szczególnie w miejscowościach przyległych do Babiej Góry. Kto wie, czy tych
właśnie obiektów nie szukali Niemcy
a potem Rosjanie w czasie i krótko po
II Wojnie Światowej? Notabene – Niemcy do dziś dnia interesują się naszymi
górami, w których poszukują właśnie
śladów po niemieckich pracach nad
tajnymi broniami, reakcją jądrową i
termojądrową, projektach związanych
z przemieszczaniem się w czasie oraz
innymi zwariowanymi pomysłami Hitlera, Goeringa, Himmlera i jego akolitów
z Czarnego Zakonu SS.
I jeszcze jedna ciekawa sprawa, która wiąże się z karczmą Poczekaj. Wszyscy mieszkańcy Jordanowa znają opowieść, zacytowaną przez mgr Wiktorię
Leśniakiewicz w jej pracy pt. „Legendy
przydrożnych kapliczek i krzyży Ziemi
Jordanowskiej”. Otóż opowieść ta dotyczy właśnie Poczekaja i zbójców, którzy
stamtąd pogonieni przez straż miejską
uciekali w stronę Toporzyska i Wysokiej.
echo
Jeden z nich, straszny niezguła nie mógł
za nimi nadążyć i krzyczał „poczekaj, poczekaj!”, a oni krzyczeli mu „uciekaj!” –
zainteresowanych szczegółami tych wydarzeń odsyłam do tej zacnej publikacji.
Natomiast właśnie stąd właśnie wzięły
się te dziwne nazwy – Poczekaj i Uciekaj.
Gdzie jest Poczekaj - ① na mapce – wie
każdy. Ale gdzie jest Uciekaj? Tego nikt
nie wie na pewno.
Pytałem o to moich dziadków i rodziców. Mój dziadek – Bolesław Leśniakiewicz opowiedział mi, że owszem – karczma o nazwie Uciekaj stała mniej więcej
tam, gdzie dawniej mieścił się „Zryw”,
nad brzegiem Skawy - ② na mapce.
Z kolei mój ojciec Adam Leśniakiewicz
twierdzi, że w okolicach stacji kolejowej
w Jordanowie stały dawniej dwie karczmy: karczma Uciekaj na skarpie pomiędzy torem kolejowym a ulicą Św. Anny,
w punkcie ③. Zaś druga znajdowała się
niemal vis-à-vis stacji w miejscu, gdzie
dzisiaj jest skład opałowy GS w punkcie
④ na mapce. A to oznaczałoby, że faktycznie zgadzają się relacje historyczne
o trzech karczmach malejowskich, z których dwie znajdowały się w okolicach
Jordanowa
stacji kolejowej w Jordanowie. Na drodze z Jordanowa na Wysoką.
Jeżeli Czytelniku interesują cię dzieje
ziemi – tej ziemi, na której mieszkamy,
to zapraszamy serdecznie na kolejne
wykłady historyczne do jordanowskiego ośrodka kultury w każdy drugi piątek miesiąca. Naprawdę jest warto tam
przyjść i posłuchać! I kto wie, czy nie
przypomni ci się coś, o czym słyszałeś
od swoich dziadków, pradziadków czy
rodziców, a co możesz dorzucić do tematów, które tam są poruszane.
Zapraszamy!
G DZ I E P R ZO D KÓW SĄ G RO BY… C Z. I I
Marcin Maciążka
Epidemie cholery, które wystąpiły w XIX wieku w Jordanowie i Malejowej zabierały niekiedy
kilku członków jednej rodziny. Np. 20 czerwca 1849 roku umierają dwaj synowie (4 i 9 lat) Antoniego i Marianny Łacek. Także w czerwcu tego samego roku umiera osiemdziesięcioletnia Katarzyna
Mrugacz. Trzy dni później umiera jej córka, Katarzyna. W październiku 1855 roku umiera dwójka
dzieci Stanisława i Katarzyny Łazarskich. Wnikliwa analiza podobnych informacji zamieszczonych
zarówno w pierwszej jak i drugiej części artykułu pt. Gdzie przodków są groby..., choć trochę
uświadamia nam w jak trudnych czasach przyszło żyć naszym przodkom. Jednak zarówno przeprowadzenie analizy jak i wyciągnięcie wniosków pozostawiam czytelnikom.
Wśród zmarłych na cholerę w XIX wieku w Jordanowie znalazło się 30 żołnierzy.
Najmłodszy z nich liczył zaledwie 20 lat.
Większość nie przekroczyła 30 roku życia.
Swój krótki żywot kończyli w nieludzkich
warunkach, mieszkając często pod gołym niebem, niedożywieni, osamotnieni,
z dala od domu rodzinnego. Dziś pamięta
o nich tylko kryjąca ich ziemia. W samym
1849 roku w Jordanowie zmarło 23 żołnierzy. Stacjonował tu wówczas oddział
armii rosyjskiej. O tym wydarzeniu wspomina w kronice parafii w Łętowni ksiądz
Emeryk Kromer. Wiosną 1849 roku car
Mikołaj I jako sprzymierzeniec cesarstwa
austriackiego, wysłał część swojej armii do
stłumienia powstania na Węgrzech. Od 9
do 12 maja w Jordanowie stacjonowało
prawie 20000 rosyjskich żołnierzy. Armia
ta, 13 maja, przemieściła się do Spytkowic, gdzie obozowała 14 dni, a następnie
z powodu deszczu wróciła do ,,…okolicy
Jordanowa, gdzie jako i też w pobliskich
wsiach zakwaterowali się, wszelako i pod
dachami”1. Ksiądz Kromer twierdzi, że to
żołnierze rosyjscy przynieśli z obozu do
Jordanowa cholerę. Na marginesie jednej z
kart kroniki znajduje się dopisek zawierający zaskakującą wiadomość: ,,W Malejowej
jest przeszło 1700 Rosyan pochowanych na
Roli Flakowej”2. Informacja ta nie znajduje
potwierdzenia w księgach metrykalnych
i niestety nie można stwierdzić, czy jest
ona prawdziwa. Liber mortuorum in oppido Jordanów informuje, że w roku 1849 w
Jordanowie na cholerę zmarło 23 żołnierzy.
Dlaczego jednak duszpasterz jordanowski
wpisał dość dokładnie dane zmarłych żołnierzy, a nie zamieścił w metrykach choćby
krótkiej informacji o 1700 rosyjskich żołnierzach pochowanych na Flakówce? Być
może piszący łętowską kronikę przesadził
z liczbą lub może po prostu się pomylił.
A może duszpasterz jordanowski uznał, że
do ksiąg należy zapisać tylko chrześcijan?
W poprzednim numerze naszego jordanowskiego kwartalnika zamieściłem listę wszystkich zmarłych na cholerę w XIX
wieku mieszkańców Malejowej, a także
zmarłych na tę chorobę w 1831 roku jordanowian.
W tym numerze Echa Jordanowa zamieszczam wykaz zmarłych na cholerę z
Jordanowa w latach: 1844, 1849, 1855,
1859, 1863, 1865, 1866, 1869, 1870, 1871
i 1873.
Są to już wszyscy zmarli na cholerę
w XIX wieku (wg. Ksiąg metrykalnych)
1 Kronika parafii Łętownia t. I, s.16, Archiwum
Parafii Łętownia.
2 Kronika parafii Łętownia t. I, s.16, Archiwum
Parafii Łętownia.
33
mieszkańcy Jordanowa, Malejowej
i Chrobaczego. Nie zapominajmy o tych
naszych przodkach, którzy stali się ofiarą
straszliwej epidemii cholery. A nasza pamięć niech się wyraża w modlitwie i trosce o miejsce gdzie są pochowani.
Rok 1844:
1. Solowski Józef, wdowiec po Reginie
Godawa, lat 81, zmarł 28 V 1844.
Rok 1849:
2. Bocheńska Katarzyna, córka Wincentego i Katarzyny z domu Majerska, lat
4, zmarła 19 VI 1849 roku.
3. Bogdał Marianna ze Spytkowic, córka
Stanisława i Katarzyny z domu Tomala, lat 3, zmarła 28 VI 1849.
4. Bryzek Józef, strażnik finansowy pochodzący z Kęt, lat 29, zmarł 28 VI
1849.
5. Cepak Regina z Żarnówki, lat 17,
zmarła 24 VI 1849.
6. Czech Antoni, strażnik finansowy
z Myślenic, lat 30, zmarł 19 VI 1849.
7. Czerny Antoni, lat 59, zmarł 6 VII
1849.
8. Czerwińska Józefa, wdowa po Maksymilianie Suzwikowskim, lat 46, zmarła
14 VI 1849.
9. Dańko Anna z Osielca, córka Wawrzyńca i Agnieszki z domu Skłaniak, lat
28, zmarła 26 VI 1849.
echo
10. Dudzik Józef, żebrak z Osielca, lat 46,
zmarł 7 VI 1849.
11. Działek Jan, żebrak z Osielca, lat 89,
przybył do Jordanowa, aby żebrać
i zmarł koło domu Józefa Antolaka 5
VI 1849.
12. Fuliński Piotr, wdowiec po Mariannie
Wójtowicz, lat 65, zmarł 4 VII 1849.
13. Gacek Rozalia ze Skomielnej Białej,
córka Walentego i Katarzyny z domu
Padura, lat 23, zmarła 29 VI 1849.
14. Guzik Agata, wdowa po Stanisławie,
córka Franciszka Niemiec, lat 53,
zmarła 2 VI 1849.
15. Hajda Stanisław, wdowiec po Katarzynie Maciąga, syn Wojciecha Hajdy, lat
54, zmarł 19 VI 1849.
16. Jarosz Marianna, córka Jana i Anny
z domu Mrugacz, zmarła 21 VIII 1849
w piątym dniu życia.
17. Kreutzmann Erazm, chirurg wojskowy, lat 35, zmarł 1 VII 1849.
18. Leśniakiewicz Tekla, córka Stanisława i Marianny z domu Święchowicz,
zmarła 28 VI 1849 w czwartym miesiącu życia.
19. Łacek Leopold, syn Antoniego i Marianny z domu Majerska, lat 9, zmarł
20 VI 1849.
20. Łacek Stanisław, syn Antoniego i Marianny z domu Majerska, lat 4, zmarł
20 VI 1849.
21. Maciąga Józef, syn Jana i Zuzanny
z domu Konikiewicz, lat 11, zmarł 26
VI 1849.
22. Maciąga Wawrzyniec, wdowiec po
Mariannie z domu Leśniakiewicz, syn
Jana Maciągi, lat 28, zmarł 21 VI 1849.
23. Marfiak Helena, wdowa po Wawrzyńcu, córka Andrzeja Gałuszki, lat 29,
zmarła 11 VI 1849.
24. Marszałek Walenty, wdowiec po Reginie Skorupskiej, lat 73, zmarł 14 VI
1849.
25. Michałek Anna, córka Stanisława
i Katarzyny z domu Marszałek, lat 12,
zmarła 22 VI 1849.
26. Mirek Franciszek, żebrak z Sieniawy,
lat 58, przybył do Jordanowa i umarł
koło domu Józefa Arendarczyka 6 VI
1849.
27. Mrugacz Katarzyna, wdowa po Ignacym, lat 80, zmarła 11 VI 1849.
28. Mrugacz Katarzyna, córka Ignacego
i Katarzyny z domu Godawa, lat 25,
zmarła 14 VI 1849.
29. Oleksy Anna, z domu Szczupły, wdowa po Franciszku, lat 62, zmarła 3 VII
1849.
30. Oprzędkiewicz Marcin, wdowiec po
Rozalii, lat 68, zmarł 30 VI 1849.
31. Płaszcz Teresa, wdowa po Stanisła-
wie, córka Józefa Antolaka, lat 43,
zmarła 16 VI 1849.
32. Podstawski Stanisław, syn Stanisława
Podstawskiego, lat 30, zmarł 13 VI
1849.
33. Przybyś Antoni, syn Marcina i Katarzyny, lat 30, zmarł 2 VI 1849.
34. Siepak Andrzej, wdowiec po Mariannie z domu Urbańska, lat 42, zmarł 2
VIII 1849.
35. Sikorska Tekla, wdowa po Andrzeju,
miejscowa żebraczka, lat 59, zmarła
11 VI 1849.
36. Skowal Franciszka, pochodziła z Żywca, wdowa po Ferdynandzie Gasner,
lat 36, zmarła 18 VI 1849.
37. Solowska Marianna, córka Ignacego
Mrugacz, lat 40, zmarła 26 VI 1849.
38. Sołtys Michał, syn Wawrzyńca i Agnieszki z domu Skorupska, lat 2, zmarł 17 VI
1849.
39. Stasik Wiktoria, wdowa po Michale,
pochodziła z Juszczyna, lat 16, zmarła
17 VI 1849.
40. Syska Agnieszka, służąca ze Spytkowic, lat 26, zmarła 4 VIII 1849.
41. Świder Stanisław, syn Jana i Anny
z domu Gruczyńska, lat 18, zmarł 18
VI 1849.
42. Suzwikowski Aleksander, syn Maksymiliana i Józefy Czerwińskiej, lat 8,
zmarł 11 VI 1849.
43. Święchowicz Antoni, wdowiec po
Mariannie, syn Sebas ana, lat 66,
zmarł 21 VI 1849.
44. Wicherek Agnieszka, lat 40, zmarła 6
VII 1849.
45. Więcek Anna, córka Franciszki Hanus,
lat 72, zmarła 28 VI 1849.
46. Więcek Józef, żebrak z miejscowego
szpitala, lat 60, zmarł 8 VI 1849.
47. Wiktoria, z nazwiska nieznana, pochodząca z Makowa, lat około 60,
zmarła 28 VIII 1849.
48. Witek Marianna, wdowa po Stanisławie Witku, krawcu, córka Wawrzyńca
Knapczyk, lat 46, zmarła 30 V 1849.
Rok 1855:
1. Dańkowski Błażej, syn Michała i Marianny z domu Rogowska, zmarł 12 X
1855 roku w trzecim roku życia.
2. Kacper, niewidomy żebrak pochodzący z Sieniawy, lat 20, zmarł 2 IX 1855.
3. Kołat Katarzyna, córka Stanisława
(krawca) i Marianny z domu Maciąszkiewicz, zmarła 24 VII 1855.
4. Kubica Wojciech, pochodzący z Buczkowic w parafii Łodygowice, lat 32,
zmarł 3 X 1855.
5. Łazarski Józef, syn Stanisława i Katarzyny z domu Kołat, lat 3, zmarł 9 X
1855.
34
Jordanowa
6. Łazarski Wawrzyniec, syn Stanisława
i Katarzyny z domu Kołat, zmarł 10 X
1855 roku w drugim roku życia.
7. Łazarski Józef, syn Wawrzyńca i Zofii
z domu Leśniak, lat 12, zmarł 10 X
1855.
8. Maciąga Marianna, wdowa po Albercie (szewcu), z domu Mrugacz, lat 46,
zmarła 29 VIII 1855.
9. Maciąga Stanisław, syn Alberta i Marianny z domu Mrugacz, lat 10, zmarł
30 VIII 1855.
10. Marianna, rodem z Osielca, służąca
u Stanisława Świderskiego, lat 16,
zmarła 16 VIII 1855.
11. Mrugacz Józef (strażnik finansowy),
syn Kazimierza i Zofii z domu Łazarska, lat 27, zmarł 7 VIII 1855 roku.
12. Oleaczek Jan, syn Stanisława i Katarzyny z domu Łacek, zmarł 1 VIII 1855
roku w siódmym tygodniu życia.
13. Strzelczyk Stanisław z Toporzyska, syn
Wojciecha i Anny z domu Smoła, lat
10 zmarł 17 VIII 1855.
14. Supergan Błażej, wyróżniony złotym
medalem za zasługi, wdowiec po Rozalii z domu Zawisza, lat 64, zmarł 31
VIII 1855.
15. Supergan Jan, wdowiec ze Spytkowic,
lat 55, zmarł 17 VIII 1855.
Rok 1859:
1. Łacek Ludwik, syn Stanisława i Marianny z domu Skwarek, zmarł 13 VIII
1859 roku w piątym miesiącu życia.
Rok 1863:
1. Jeleń Ludwik, syn Mikołaja i Marianny
z domu Maciąga, zmarł 21 VIII 1863
roku w pierwszym miesiącu życia.
Rok 1865:
1. Jancarczyk Kazimierz, syn Józefa i Marianny z domu Woylewicz, zmarł 25
VIII 1865 roku w czwartym miesiącu
życia.
Rok 1866:
1. Marfiak Franciszek, syn Józefa i Rozalii z domu Łazarska, zmarł 10 X 1866
roku.
Rok 1869:
1. Solowski Wincenty, syn Stanisława
i Anny z domu Oleaczek, zmarł 17 X
1869 roku w jedenastym miesiącu
życia.
2.
Rok 1870:
1. Solowski Józef, syn Ludwika i Anny
z domu Maciąszkiewcz, zmarł 4 VIII
1870 roku w trzecim miesiącu życia.
Rok 1871:
1. Łacek Marianna, córka Stanisława
i Marianny z domu Skwarek, zmarła
5 V 1871 roku w czwartym miesiącu
życia.
echo
Rok 1873:
1. Streit Joanna, wdowa po Wincentym
(sprzedawcy), lat 39, zmarła 18 X
1873 roku.
Żołnierze:
1. Antoni, pochodzący z Tyńca, żołnierz
z regimentu Fürstenwärther, lat 37,
zmarł 18 VI 1849.
2. Bandura Jan, pochodzący z cyrkułu
Sambor. żołnierz z regimentu Nugent,
lat 24, zmarł 4 VII 1849.
3. Be dier Emeryk, żołnierz z regimentu
Nugent, lat 21, zmarł 19 VIII 1849.
4. Borowski Wiktor, żołnierz moskiewski z regimentu Siebenbürger, lat 31,
zmarł 12 VIII 1849.
5. Bönel Ludwik, żołnierz, lat 21, zmarł
17 sierpnia 1855.
6. Bräu gam Antoni, żołnierz pochodzący z Czech, lat 28, zmarł 12 VIII 1855.
7. Drosło Antoni, żołnierz pochodzący
z Czech, lat 29, zmarł 12 VIII 1855.
8. Galinik Wasil, żołnierz moskiewski
z regimentu Siebenbürger, lat 20,
zmarł 17 VIII 1849.
9. Hadki Jakub, żołnierz rodem z Czech,
lat 30 zmarł 9 VIII 1855 roku.
10. Hierassimoff Agafan, żołnierz, zmarł 5
IX 1849.
11. Horalek Jakub, żołnierz, lat 29 zmarł 9
VIII 1855 roku.
12. Jabuż Franciszek, żołnierz rodem
z Czech, lat 30, zmarł 9 VIII 1855 roku.
13. Jaśko Jakub, żołnierz z regimentu Fürstenwärther, wiek nieznany, zmarł 28
VI 1849.
14. Krzepczyk Jan, żołnierz, lat 22, zmarł
20 VIII 1855.
15. Kudaszof Iwan, żołnierz, wiek nieznany, zmarł 31 VII 1849.
16. Liebl, żołnierz pochodzący z Pilzna, lat
25, zmarł 10 VIII 1855 roku.
17. Mastalek Jan, żołnierz, wiek nieznany,
zmarł 5 IX 1849.
18. Michajlof Iwan, żołnierz artylerzysta,
lat 40, zmarł 21 VIII 1849.
19. Nikonoroff, żołnierz, lat 25, zmarł 23
VIII 1849.
20. Raskovanyi Michał, żołnierz pochodzący z Transylwanii, lat 28 zmarł 17
VIII 1855.
21. Safanoff Demian, żołnierz moskiewski
Jordanowa
z regimentu Murowski, lat 24, zmarł 9
VIII 1849.
22. Skocznoff Iwan, żołnierz artylerzysta,
wiek nieznany, zmarł 9 IX 1849.
23. Sochwistoroff Mikołaj, żołnierz moskiewski z regimentu Murowski, lat
35, zmarł 16 VIII 1849.
24. Sülö Grzegorz, żołnierz rodem z Czech,
lat 23, zmarł 20 VIII 1855.
25. Tymosejew Konstanty, żołnierz moskiewski z regimentu Murowski, lat
20, zmarł 3 VIII 1849.
26. Walter Karol, żołnierz pochodzący
z Hayd w Czechach, lat 28, zmarł 10
sierpnia 1855.
27. Wasilieff Fiedor, żołnierz, wiek nieznany, zmarł 9 IX 1849.
28. Wiesielof Michał, żołnierz artylerzysta, lat 39, zmarł 31 VII 1849.
29. Wistopil Piotr, pochodzący z cyrkułu
Sambor, żołnierz z regimentu Nugent,
lat 29, zmarł 9 VII 1849.
30. Zekoro Iwan, żołnierz moskiewski
z regimentu Połtowski, lat 45, zmarł
14 VIII 1849.
31. 45, zmarł 14 VIII 1849.
Z J O R DA N OWA RO D E M
Wkrótce nadejdzie 125. rocznica śmierci ks. Wawrzyńca Gwiazdonia – kapłana wybitnego, nietuzinkowego. Zmarł tak dawno, że nie sposób domagać się kultywowania jego pamięci; co nie
znaczy jednak, iżby zasłużył na zapomnienie. Przywołajmy go więc…
Wawrzyniec Gwiazdoń urodził się
w Jordanowie 13 maja 1822 r. Na miejsce
nauki wybrał Podoliniec – miejscowość
w dolinie Popradu, na północnej Słowacji:
w tamtejszym kolegium pijarskim ukończył szkołę średnią i odbył studia filozoficzne – tam też najprawdopodobniej przyjął
w 1845 r. święcenia kapłańskie.
Rozmiłowany w nauce, nie poprzestał
na wykształceniu seminaryjnym i między
1846 a 1850 r. studiował teologię w Krakowie i Wiedniu. Po zakończeniu edukacji
objął na krótko posadę wikariusza w Rychwałdzie – i już po kilku miesiącach został powołany do Wyższego Seminarium
Duchownego w Tarnowie. Przez 16 lat
wykładał tam historię Kościoła, patrologię
(nauka ta zajmuje się życiem i dorobkiem
literackim Ojców Kościoła) oraz prawo kanoniczne. Jego gorliwość w wypełnianiu
obowiązków kapłańskich i naukowych została dostrzeżona i doceniona – w 1863 r.
otrzymał godność szambelana papieskiego, w 1866 został kanonikiem tarnowskiej
kapituły katedralnej, a w 1880 jej prepozytem (czyli przewodniczącym) i zarazem
proboszczem parafii kolegiackiej. Wraz
z nominacją na prepozyta uzyskał godność
infułata.
Przez wiele lat zasiadał w Sądzie Biskupim – zajmował się w nim m.in. sprawą
ochrony małżeństw – w ostatnim roku życia został powołany na stanowisko rządcy
(czyli administratora, powoływanego na
czas interregnum pomiędzy odejściem
jednego ordynariusza a ingresem nowego)
diecezji tarnowskiej. Nastąpiło to po śmierci biskupa Józefa Alojzego Pukalskiego.
Funkcję tę pełnił jednak tylko kilka
miesięcy: 23 października 1885 r. zmarł.
Spoczął na Starym Cmentarzu w Tarnowie
w kaplicy Radzikowskich, ufundowanej
w 1805 r. pod wezwaniem św. Józefa przez
komisarza hrabstwa książąt Sanguszków,
Ignacego Radzikowskiego dla młodo zmarłej żony. Kiedy pamięć o wielkiej miłości
męża przeminęła, kaplicy nadano funkcję
domu pogrzebowego. Wtedy też w jej
krypcie zaczęto składać doczesne szczątki
wybitnych duchownych.
(wald)
WIERNOŚĆ CHRYSTUSA, WIERNOŚĆ KAPŁANA
Marcin Maciążka
Dobiega końca przeżywany w Kościele katolickim Rok Kapłański. W tym czasie szczególnej modlitwie polecano kapłanów, organizowano pielgrzymki do miejsca gdzie pracował słynny proboszcz
– św. Jan Maria Vianey, przybliżano postaci rozmaitych pasterzy.
35
echo
W Wyższym Seminarium Duchownym Archidiecezji Krakowskiej w listopadzie 2009 roku miała miejsce studencka sesja naukowa na temat kapłaństwa. Każdej z pięciu sekcji sympozjum
towarzyszyli pracownicy naukowi Uniwersytetu Papieskiego
Jana Pawła II w Krakowie. Wśród prelegentów znaleźli się studenci nie tylko wspomnianego już uniwersytetu, lecz także Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Śląskiego oraz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
W ostatniej sekcji, biblijno – patrystyczno – hagiograficznej,
miałem okazję zaprezentować postać jordanowianina, błogosławionego księdza Piotra Dańkowskiego. W związku z tym postanowiłem zamieścić w naszym jordanowskim kwartalniku tekst
mojego wystąpienia.
Jordanowa
– ksiądz Stanisław Pyrtek, pochodzący z Bystrej Podhalańskiej,
która wówczas należała do parafii w Jordanowie. Mimo tego,
że dzieliło ich 5 lat różnicy wieku (starszy był ksiądz Piotr), to na
pewno spotkali się, i to nie jeden raz. Młodszy patrzył na to, jak
do kapłaństwa wzrasta starszy, by kiedyś pójść jego śladem. Oboje ochrzczeni przy tej samej chrzcielnicy, chodzili do tego samego
kościoła, klękali przed cudownym obrazem Matki Bożej czczonym w Jordanowie od początku XVII wieku. Dwie biografie rozpisane na 34 i 29 lat. Służba kapłańska przez 11 lub niecałe 2 lata.
Dwa płomienie zgaszone tak przedwcześnie i gwałtownie. Lecz
obydwa z jednego ołtarza. ,,To jedynie z tego miejsca można pojąć, to, co po ludzku jest nie do zrozumienia. Wszak pójść za Chrystusem, znaczy także wielbić Go – jak pisał do Filipian Apostoł
Narodów - ,,…czy to przez życie, czy przez śmierć”(Flp 1, 20).” 3
Jedyny wyniesiony na ołtarze absolwent Krakowskiego Seminarium Duchownego, urodził się w Jordanowie w 1908 roku.
Po ukończeniu miejscowej szkoły podstawowej i Gimnazjum
w Nowym Targu został przyjęty do Seminarium Duchownego
w Krakowie.
Jesienią 1929 roku zaczął pisać dzienniczek. Notował w nim
postanowienia ze spowiedzi, prośby do Boga i własne refleksje.
Dzienniczek jest świadectwem intensywnej wewnętrznej pracy
księdza Piotra. Systematyczne notatki prowadzone w latach seminaryjnych pokazują go jako człowieka, który gorąco pragnął
świętości. Już kilka dni po rozpoczęciu pisania dzienniczka zadał
sobie pytanie: Dlaczego ja piszę ten dziennik? Odpowiedzi udzielił sobie sam: ,,Dlatego, że jak będę świętym, to będą to czytali”4. W tym momencie wyszła na jaw także jego pokora, pisał:
,,Nawet wstyd mi, że taka podła intencja mi przyszła”5. Innym
razem zapisał: ,,Chciałbym pracować nad sobą by być świętym.
Jezu dla Ciebie i z miłości ku Tobie”6. Wiedział, że aby być dobrym
kapłanem trzeba być dobrym klerykiem. Seminarium nazywał
Nazaretem. Nie obce mu były umartwienia. Niektóre z nich
śmiało można nazwać oryginalnymi. W środę 11 grudnia 1929
roku postanowił ,,…przez jutro, piątek i sobotę nie rozmawiać
ze Stanisławem Bajerem, bo go bardzo lubię”7. W rachunkach
sumienia uwzględniał wszystko nawet sprawy przypadkowe, na
które niejeden nie zwróciłby uwagi. Np. ,,Nie wiedziałem, która godzina i źle mówiłem drugiemu; Wziąłem bułkę koledze na
pauzie i zjedliśmy ją, a on był głodny; podczas gry w ping-ponga
uderzyłem lekkomyślnie kolegę w oko”8. Dzienniczek zawiera także mnóstwo informacji na temat życia seminaryjnego, przełożonych i kleryków.
Kleryk Piotr był świadomy swoich słabości i grzechów. Rozważając słowa Jezusa: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię
nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi
plon obfity, pisał: ,,O Jezu, tak! Obumrzeć swoim namiętnościom,
a iść za Tobą, to mój cel i szczęście. Błogosław mi w tym głębokim
przekonaniu się o swojej nędzy, o swych namiętnościach”9. Prosił
Boga o upokorzenia, ale i o łaskę do zniesienia ich. Bał się swojej
pychy i nieposłuszeństwa. Udawał się na nocne adoracje Pana Jezusa bez pozwolenia przełożonych. W dniu kiedy po raz pierwszy
otworzył drzwiczki tabernakulum, napisał: ,,Zaszczyt to dla mnie,
wspomnienie mych grzechów, Twej dobroci i miłości”10. Nie pragnął kapłaństwa łatwego. Był gotowy do poświęceń. Wiedział,
KAPŁAŃSTWO JAKO OFIARA NA PRZYKŁADZIE ŻYCIA
BŁOGOSŁAWIONEGO KS. PIOTRA DAŃKOWSKIEGO1
Ci, którzy widzieli wojnę, nigdy jej nie zapomną. Może niektórzy z nich słyszą jeszcze w ciszy nocy krzyki rozstrzeliwanych,
bitych, umierających z głodu i zimna. Krzyki najeźdźców i niewolonych. W najstraszniejszej wojnie XX wieku miliony ludzi padło
ofiarą przemocy, nienawiści, pychy, systemu i kultu rasy. Ginęli
na polu walki, w nazistowskich obozach koncentracyjnych, sowieckich łagrach, katyńskim lesie i w wielu innych miejscach.
Wspomnienie tych okrutnych czasów napawa grozą. Czasem
jednak warto uprzytomnić sobie te bes alskie czasy, aby móc
z nich wyłowić jakąś iskrę człowieczeństwa. Przez ciemną noc
zła przebijają się punkty świetliste, które właśnie przezwyciężają
ten niepojęty mrok. Jedna świeca nie jest w stanie wystarczająco oświetlić ciemnego pomieszczenia. Lecz, gdy tych świec
jest więcej, mogą one rozjaśnić nawet najciemniejsze wnętrza.
W czasach II wojny światowej nie zabrakło tych małych płomieni. Oświetlały one nie tylko przestrzeń wyznaczoną drutem kolczastym, lecz także – co najważniejsze - rozpalały ludzkie serca
do wytrwania w nadziei, do walki o przetrwanie. Nie zabrakło
tych, którzy poświęcili swe życie Bogu, Bliźniemu i Ojczyźnie.
Tymi, słabymi ognikami byli także kapłani, którzy w nieludzkich
warunkach upodobnili się najbardziej jak tylko było to możliwe
do swojego mistrza, do Chrystusa cierpiącego. To wtedy stali się
w sposób dosłowny Alter Christus.
W Wielki Piątek, 3 kwietnia 1942 roku, w obozie koncentracyjnym Auschwitz – Birkenau, z kłodą na ramionach umiera
młody kapłan. W czasie, gdy Kościół wspominał drogę Chrystusa
na Golgotę, ksiądz Piotr Dańkowski niósł razem ze Zbawicielem
krzyż swojego męczeństwa na Kalwaryjską Górę. W dosłowny
sposób wypełnił on Chrystusowe słowa: Jeśli kto chce pójść za
Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój
i niech Mnie naśladuje, Mt 16, 24. Ofiara jego życia dopełniła się.
Zrodziła się ona z serca nawykłego do wyrzeczeń, jakby w naturalnym odruchu posługi kapłańskiej. Wszak kapłan jest alter Christus, który stał się żertwą ofiarną za zbawienie ludzi. Wypełniło
się wówczas pragnienie księdza Piotra, które wyraził przed subdiakonatem: ,,Jezu wspieraj mię teraz, bym przy wierze wytrwał
do końca życia i za nią gotów był bardziej śmierć ponieść niż – nie
daj Boże – miał kiedyś od niej odpaść”2.
13 czerwca 1999 roku w Warszawie papież Jan Paweł II ogłosił księdza Piotra Dańkowskiego błogosławionym. Ksiądz Piotr
znalazł się w gronie 108 męczenników II wojny światowej wyniesionych na ołtarze. W gronie tym jest także rodak księdza Piotra
3 Kracik J., Jordanowska modlitwa wieków, Kraków 1994, s. 63.
4 Ks. Piotr Dańkowski, Dziennik, red. Jan Machniak, Kraków 2004, s. 18.
5 Tamże, s. 18.
6 Tamże, s. 53.
7 Tamże, s. 34.
8 Tamże, s. 160, 161, 163.
9 Tamże, s. 28.
10 Tamże, s. 103.
1 Całość wystąpienia ukazała się drukiem w: Z wami jestem
chrześcijaninem, Studencka sesja naukowa na temat kapłaństwa –
Materiały konferencyjne, Kraków 2010, s. 178 – 187.
2 Ks. Piotr Dańkowski, Dziennik, red. Jan Machniak, Kraków 2004, s. 9.
36
echo
że w posługę kapłańską wpisana jest ofiara. Pisał: ,,Całkowicie
się oddaję Tobie, mój Boże – ciałem i duszą dla Ciebie i dla dusz,
które mnie czekają, żebym samego siebie i one zbawił”11. Kleryk
Piotr był świadomy odpowiedzialności jaka ciąży na kapłanach.
Pragnął być świadkiem, który swoim życiem ukazuje moc Boga.
Ojcem duchownym alumna Piotra był ksiądz Czesław Lewandowski, który był kierownikiem duchowym Brata Alberta
i Bernardyny Jabłońskiej.
1 lutego 1931 roku w kolegiacie świętej Anny w Krakowie
diakon Piotr przyjął święcenia kapłańskie z rąk abpa. Adama Stefana Sapiehy. Dzień później odprawił w rodzinnym Jordanowie
prymicje. Kazanie wygłosił ksiądz Oleksy, inspektor szkół salezjańskich z Warszawy. Nawiązał w kazaniu do tragicznej śmierci
stryja księdza Piotra, dominikanina, który będąc misjonarzem
w Brazylii został zamordowany podczas odprawiania mszy świętej. Na miesiąc przed prymicjami diakon Piotr zapisał w dzienniczku ,,O żeby tylko ten okres prymicji przeszedł jak najprędzej,
tzn. te uroczystości zewnętrzne, bo wewnętrzne daj Boże, by
trwały jak najdłużej”12.
Jako wikariusz pracował w Pobiedrzu, Suchej Beskidzkiej
i Zakopanym. Już w pierwszych dwóch parafiach wypełniły się
jego seminaryjne pragnienia całkowitego poświęcenia się Bogu
i ludziom. Ksiądz Piotr w Pobiedrzu spełniał zwykłe kapłańskie
obowiązki (spowiedź, msze święte, kazania) z tym, że proboszcz
prawie w ogóle nie spowiadał, kazań nie mówił, a mszę świętą zazwyczaj odprawiał sam, bez ludu. Młodego wikarego bardzo irytował taki stan rzeczy, pisał: ,,Nigdy nic ksiądz kanonik
nie pomoże spowiadać, choćbym do południa miał spowiadać,
to muszę, a nie przyjdzie, chyba ku końcowi, wyspowiada paru
i idzie do domu. Nigdzie chyba tak nie ma. Nawet wody nie poświęci. Wszystkie sumy – ja, wszystkie nieszpory, Gorzkie Żale,
stowarzyszenie, a On w domu Kuryera lub książki czyta i nic”13.
Po półtorarocznej pracy w Pobiedrzu ksiądz Piotr został zamianowany wikariuszem w Suchej Beskidzkiej. Tam trafił na proboszcza, który nie mógł dojść do zgody z żadnym wikarym. W ciągu
4 lat jego proboszczowania, ksiądz Dańkowski był już 5 wikarym,
i jeżeli nie wytrzymałby z proboszczem, metropolita zastrzegł, że
będzie ostatnim. Na kartach dzienniczka ksiądz Piotr zawarł opis
swojego proboszcza. Pisał, że ksiądz Sławiński jest bardzo pracowity, zdolny, mówi świetne kazania, prowadzi bractwa i stowarzyszenia. Jest bardzo oddany kościołowi. Jednak z drugiej strony
jest to człowiek dumny, szukający uznania i chwały u ludzi. ,,Lubi,
gdyby się z nim ktoś kłócił, względnie procesował. Uważa mnie
za sługę, powiedzmy parobka. Prawie nie ma obiadu czy kolacji
wspólnej, by nie robił mi awantur, nie pił krwi. Z drobnych rzeczy,
które można by łagodnie powiedzieć robi tragedię, rzuca się”14.
Wszystko to ksiądz Piotr znosił w cierpliwości. Przed posiłkiem,
na którym spodziewał się awantury, modlił się o cichość i cierpliwość. Mimo przykrości, jakie sprawiał mu proboszcz, ksiądz Piotr
zapisał w dzienniczku: ,,cenię go bardzo, szanuję, a nawet kocham”15. W kwietniu 1935 roku ksiądz Piotr znalazł się na leczeniu
w Sidzinie koło Jordanowa. Powodem był spór z proboszczem.
Młody wikary został wciągnięty w intrygi między proboszczem
i organistą. Było to powodem tego, że proboszcz mówił do wikarego listami, nie jadał z nim posiłków. Ksiądz Piotr dostał jakiegoś
ataku. Ksiądz katecheta udzielił mu ostatniego namaszczenia.
Na wieść o tym proboszcz natychmiast wrócił z urlopu. Księża
Jordanowa
przeprosili się nawzajem, ksiądz Piotr pocałował proboszcza
w rękę. Gdy po Suchej krążyły opowieści na temat zaszłej na plebanii sytuacji, ksiądz Piotr wyszedł w niedzielę na ambonę, by
zamknąć ludziom usta. Po kilkunastu dniach ksiądz Piotr został
przeniesiony do Zakopanego. Co ciekawe ówczesny proboszcz
z Suchej, ksiądz Józef Sławiński, w 1938 roku został proboszczem
w rodzinnej parafii księdza Piotra. Odegrał on niemałą rolę w wychowaniu religijnym księdza Stanisława Pyrtka, także męczennika i błogosławionego.
,,W parafii zakopiańskiej ks. Piotr dał się poznać jako niezwykle gorliwy kapłan, zaangażowany również w działalność
społeczną. W dowód uznania dla jego pracy duszpasterskiej
i szacunku, jakim się cieszył w parafii było wysunięcie jego kandydatury na radnego w wyborach do Rady Miejskiej przez Chrześcijański Związek Gospodarczy.”16
W Zakopanem zastała księdza Piotra wojna. Już w styczniu
1940 r. wstąpił do tajnej organizacji podziemnej (Obwód Związku Wa1ki Zbrojnej w Zakopanem), przyjmując pseudonim «Jordan». W swoim mieszkaniu posiadał aparat radiowy i prowadził
nasłuch sporządzał komunikaty, zajmował się również kolportażem prasy konspiracyjnej. Jednocześnie pomagał wszystkim
tym, którzy przez Zakopane próbowali przedostać się na Zachód
(przez Słowację, Węgry, Rumunię). Czynił to między innymi wypisując świadectwa chrztu, na podstawie których wyrabiano
niemieckie dokumenty tożsamości. Był ostrzegany i mógł uciec
z zagrożonego terenu Podhala. ,,Nie skorzystał jednak z możliwości uratowania swojego życia, świadomie decydując się na
pozostanie i dzielenie losu współbraci.”17
10 maja 1941 r. ksiądz Piotr Dańkowski został aresztowany
przez gestapowców i osadzony w więzieniu Palace — katowni
Podhala. Był przesłuchiwany i torturowy. Dzielił się swoją sutanną, która służyła współwięźniom jako okrycie w zimne noce.
Z Zakopanego księdza Piotra przewieziono do więzienia
w Tarnowie, a w grudniu 1941 r. został deportowany do Auschwitz. W styczniu następnego roku do Auschwitz przywieziono
w kolejnych transportach wielu kapłanów, a wśród nich kolegę
księdza Piotra, księdza Władysława Puczkę. W relacji spisanej
bezpośrednio po drugiej wojnie światowej podał on niezwykle
cenne informacje na temat księdza Dańkowskiego oraz o sytuacji
panującej w obozie.
W komandzie «Bunawerke» ksiądz Puczka i ksiądz Piotr pracowali razem przy kopaniu rowów kanalizacyjnych. Ksiądz Piotr
pomimo trudów pracy zachowywał optymizm, dodawał innym
otuchy, nucił pieśni religijne. ,,Niskiego wzrostu, szczupły, wycieńczony pracą ponad siły i słabym odżywianiem nie radził sobie
i szybko zyskał <względy> kapo Hansa, który wyzwiskami i biciem
popędzał go do pracy. Pewnego wieczoru ks. Piotr zwierzył się
księdzu Puczce, że kapo kazał mu kopać grób dla siebie oraz bił
go tylko za to, iż jest księdzem.”18 Dzięki lekarzom z Zakopanego przebywającym w obozie ksiądz Piotr został zapisany na listę
chorych i umieszczony w bloku szpitalnym
14 marca 1942 r. starszy blokowy wyczytał numery więźniów,
którzy mieli się przenieść do obozu w Rajsku - filii Oświęcimia.
Do tego komanda, zwanego «Komando Rajsko», trafiło wówczas
wielu kapłanów i więźniów chorych. Komando Rajsko dało początek obozowi koncentracyjnemu w Brzezince. ,,Warunki życia
w obozie były okropne: drewniane baraki, brak sanitariatów,
brud i wszy. Poranna pobudka polegała na tym, iż kapo wpadał
11 Tamże, s. 101.
12 Tamże, s. 112.
13 Ks. Piotr Dańkowski, Dziennik, red. Jan Machniak, Kraków 2004, s.
131.
14 Tamże, s. 140 – 141.
15 Tamże, s. 141.
16 J. Machniak, Sługa Boży Ks. Piotr Dańkowski 1908 – 1942, Kraków
1994, s. 15.
17 Tamże, s. 18.
18 Tamże, s. 22.
37
echo
do baraku z kijem wrzeszcząc i bijąc kogo popadło.”19 Brak pożywienia, tyfus, dur brzuszny i ciężka praca ponad siły sprawiały, że
więźniowie umierali setkami. W Birkenau dopełnił się los księdza
Piotra.
,,W «komandzie Rajsko» znalazł się również kapo Hans. Pewnego poranka po apelu porannym kapo przyprowadził ks. Piotra
do Arbeitsdiens uhrera z oskarżeniem, że nie chce udać się do
pracy. Bił go, kopiąc z wściekłością po brzuchu i głowie.”20 W niedzielę Palmową ksiądz Piotr zwierzył się księdzu Puczce, że nie
ma nawet siły zjeść swojej porcji chleba. W Niedzielę Palmową
przyszedł do księdza Piotra kapo i zapowiedział mu Drogę Krzyżową na Wielki Tydzień. ,,W Wieki Piątek przed apelem porannym
ksiądz Puczka poszedł do baraku, by odwiedzić ks. Piotra. Udzielił mu absolucji i usłyszał od niego ostatnie słowa: Do widzenia
w niebie.”21
Święty Paweł w liście do Galatów pisał: …razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje
we mnie Chrystus.(Ga 2, 19 – 20a)
Sacerdos et Hos a. Kapłan i Ofiara. Czy może być kapłaństwo bez Ofiary? Czy może być Ofiara bez Kapłaństwa? Pójście
za Chrystusem jest związane z naśladowaniem Go. A zatem także z ofiarą, z dźwiganiem krzyża. Wszak sam Mistrz z Nazaretu
powiedział: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego
siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16,
24). Każdy kapłan, prawdziwy uczeń Chrystusa chcąc iść za Nim,
musi upodobnić się do Niego i w pracy, i w śmierci. Świadomość
tej prawdy w umysłach Apostołów i ich następców sprawiła, że
,,…wokół krzyża Chrystusowego stanął wieniec krzyży”22. Jednak
żaden z nich nie stanął wyżej niż drzewo przenajszlachetniejsze.
Ofiara Chrystusa, ofiara odkupieńcza już się dokonała, raz na zawsze, jednak uobecnia się w Ofierze Eucharystycznej Kościoła.
Tak samo jedyne kapłaństwo Chrystusa uobecnia się przez kapłaństwo służebne. To przecież kapłan w czasie Mszy św. wypowiada w imieniu Zbawiciela Jego słowa: „To jest Ciało moje... To
jest Krew moja”. Zatem kapłan ofiarowuje Ojcu Niebieskiemu nie
tylko Chrystusowe ciało i krew, lecz także własne ciało, własną
krew, życie, prace, cierpienia, prześladowania, udręki zadawane
przez innych, nie tylko za siebie, ale i za lud. Zjednoczenie prezbitera z Chrystusem jako Ofiarą to powinność, która obowiązuje
każdego kapłana. 23
Swoją ofiarą na krzyżu Chrystus pokazał, że kapłaństwa nie
można oddzielić od ofiary. Ofiara, żertwa jest nieodłączna od
kapłana. Z tym, że tylko Chrystus jest równocześnie Sacerdos et
hos a. Sługa Chrystusa, prezbiter, przez którego uobecnia się
kapłaństwo Chrystusa, Sacerdos na mocy sakramentu, jest ,,…
ciągle wezwany do tego, by stawał się również hos a, to znaczy, aby ożywiało go to samo dążenie, które było w Chrystusie
Jezusie (Por. Flp 2, 5)”. Ta nierozdzielna więź między kapłanem
a żertwą, między kapłaństwem a eucharys ą, decyduje o skuteczności wszelkiej ewangelizacji.”24 Chrystus mówi: Ja jestem
krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja
w nim, ten przynosi owoc obfity (J 15, 4). Kapłan nie może zająć miejsca Chrystusa, lecz ma w Nim szukać oparcia, a Chrystus
Jordanowa
będzie działał w kapłanie i przez niego. ,,Prezbiter jest powołany
do tego, aby był żywym obrazem Jezusa Chrystusa Oblubieńca
Kościoła, a zatem do tego, aby składał za Kościół ofiarę z całego
swego życia.”
Kapłaństwo jest ofiarą. Wskazał na to Najwyższy wieczny
Kapłan. Każdy przygotowujący się do kapłaństwa, każdy kapłan
musi być świadomy tej prawdy. Musi być świadomy, że to utożsamienie się kapłana z ofiarą powinno być się nie tylko podczas
Eucharys i, lecz także w całym życiu kapłańskim.
,,Zaszczyt powołania do służby kapłańskiej kosztuje życie. To
nie jest jednak <poświęcenie życia>, to jest raczej dobrowolne
oddanie życia. Cierpienie jest zawsze świadectwem miłości.”25
Prymas tysiąclecia pisał, że kapłan jest jak lekarz, ,,…który ratując
chorego, sam niekiedy zaraża się chorobą. Jest jak pielęgniarz,
który dźwigając na ramionach rannych, tak często sam na sobie
nosi ślady ich krwi i ran.”26
Tak kapłaństwo rozumiał Święty Stanisław, Maksymilian Kolbe, błogosławiony Piotr Dańkowski i wielu innych prezbiterów.
15 czerwca 1999, dwa dni po beatyfikacji 108 męczenników
II wojny światowej, na krakowskich błoniach Kardynał Franciszek
Macharski odczytał homilię Jana Pawła II. Ojciec Święty pisał
w niej o tym, co wspólnota Kościoła Krakowskiego w ciągu 1000
lat swego istnienia wniosła do dorobku całego Kościoła. Papież
wspominał, tych którzy z szczególnego mandatu Bożego byli
pasterzami tego Ludu; wymienił tutaj: Świętego Stanisława, bł.
Wincentego Kadłubka, Jana Kantego i Piotra Dańkowskiego. 27
Błogosławiony Ksiądz Piotr Dańkowski jest patronem powołań kapłańskich w Archidiecezji Krakowskiej. Szkoda, że ci którym
patronuje, zazwyczaj o tym nie wiedzą.
Pragnę zakończyć słowami prymasa tysiąclecia: ,,Ilekroć podnoszę, dnia każdego, przed oczy Ojcowskie patenę z hos ą, złoże
na niej swoją mękę i trud kapłański, łzy i cierpienia grzesznego
ludu, i prosić będę, by miłosierny Bóg przyjął ciężar dnia i upalenia
wraz z Ciałem Syna umiłowanego jako dopełnienie udręk Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół.”28
Bibliografia:
Ks. Piotr Dańkowski, Dziennik, red. Jan Machniak, Kraków 2004.
Grudniok F., Służyć Panu, Kraków 1983.
Jan Paweł II, Dar i tajemnica, Kraków 1996.
Jan Paweł II, Polska 1999, Przemówienia i homilie, Michalineum.
Kongregacja ds. duchowieństwa, Kapłan głosiciel Słowa, szafarz
sakramentów i przewodnik wspólnoty w drodze do trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa, Watykan 1999.
Kongregacja ds. duchowieństwa, Dyrektorium o posłudze i życiu
kapłanów, Kraków 1994.
Kracik J., Jordanowska modlitwa wieków, Kraków 1994.
Machniak J., Sługa Boży Ks. Piotr Dańkowski 1908 – 1942, Kraków
1994.
Paweł VI, Kapłaństwo dzisiaj, wybór przemówień, Pallo num
1978.
Śliwa P., Kapłan – pasterz w oczach Bożych, Warszawa 1984.
Warzeszak J., U podstaw gorliwości kapłańskiej w nauczaniu Jana
Pawła II, Warszawa 1989.
Wyszyński S., List do moich kapłanów, cz. III, Paryż 1969.
Verlinde J.M., Duchowość kapłańska w nauczaniu Jana Pawła II,
Warszawa 2004.
19 Tamże, s. 24.
20 J. Machniak, Sługa Boży Ks. Piotr Dańkowski 1908 – 1942, Kraków
1994, s., s. 24.
21 Tamże, s. 25.
22 S. Wyszyński, List do moich kapłanów, cz. III, Paryż 1969, s. 139.
23 Por. P. Śliwa, Kapłan – pasterz w oczach Bożych, Warszawa 1984, s.
116 – 117.
24 Kongregacja ds. duchowieństwa, Kapłan głosiciel Słowa, szafarz
sakramentów i przewodnik wspólnoty w drodze do trzeciego
tysiąclecia chrześcijaństwa, Watykan 1999, s. 33.
25 S. Wyszyński, List do moich kapłanów, cz. III, Paryż 1969, s. 140.
26 Tamże, s. 140.
27 Por. Jan Paweł II, Polska 1999, Przemówienia i homilie, Michalineum,
s. 205 – 214.
28 S. Wyszyński, List do moich kapłanów, cz. III, Paryż 1969, s. 155; por.
Kol 1, 24.
38
echo
Jordanowa
O P OW I EŚ C I Z ES Ł A Ń CÓW
Północny Kazachstan. Rejon tajynszyński. Równo ułożone domki wzdłuż ulic,
przecinających się jak pola szachownicy. Niektóre z nich pamiętają 1936 rok.
Wioski rozrzucone od siebie bez jakiegoś szczególnego porządku geometrycznego, ale w przyzwoitej odległości. „Za czasów komendantury 1” było to bez znaczenia. Nie wolno było oddalać się. Nowi osiedleńcy, dla pewności ich własnej
rzekomej radości z przebywania w nowym miejscu i „wiary” w słuszność politycznego posunięcia, byli trzymani pod strażą. Choć czy jakikolwiek mur ludzki,
czy jakakolwiek straż jest konieczna wobec straży bezkresnego stepu?
1
Do 1956 roku zesłańcy byli zobowiązani do meldowania się u komendanta i nie wolno im było opuszczać, bez specjalnego pozwolenia, miejsca zamieszkania.
Wioski już poważnie przerzedzone z liczebności i życia, które
kwitło tu mimo ciężkich warunków, w których żyć przyszło. Wszyscy wyjeżdżają, a ci, którzy nie wyjeżdżają, chcą wyjechać. Towarzyszą nam głównie starsze i bardzo miłe kobiety. Starsze kobiety,
które pamiętają. W nich ciągle widać wesołość małych dziewczynek. Patrząc na nie mam wrażenie, że ktoś założył im tylko chustki
na głowę i ufarbował na siwo kosmyki włosów. Patrzą na nas jak
na przybyszów z innego świata. Jesteśmy dla nich tą Polską, która
może czasami nie za bardzo się o nich troszczy. Która ich nie zabiera do siebie. Tylko może jeszcze w nich jest ta dziecięca naiwność, która wyobraża sobie, że Polska (czy może polska Ukraina?)
Zabierze ich na swoje kolana i zaopiekuje się nimi, czując wyrzut,
że kiedyś pozwoliła im odejść. A jaki będzie powrót? I czy to będzie
powrót? I gdzie? I z kim? Ich dzieci, wnuki się odnajdą, przywykną,
nauczą się żyć w nowym środowisku, ale one same? Wychodząc
z nowego mieszkania nie zobaczą sąsiadki, którą widywali każdego
dnia przez dziesiątki lat. A może to jest właśnie „ojczyznowość”
ojczyzn. To, co widzą całe życie, jakie by nie było, to ich swojskość,
„swojość” jakaś. I wyrywać ich z tego znowu i „przysiedlać” na powrót. Może wyobrażają sobie, że “powrócą ich na ojczyzny łono”
całymi wioskami. Te same toczki2 znajdą się wśród nich, ale nie
w bezkresnym stepie, tylko między wierzbami, w sielskiej krainie,
o której tyle się dobrego nasłuchali.
Jedziemy ciepłym, wygodnym samochodem. Dookoła białość i pustość, pustość bezkresna i doskonała białość. Lekki metel3 dźwiga ją z ziemi i upodabnia do nieba. Kiedy pomyślę o tym,
jak oni jechali na wozach i ciężarówkach w swoje nieznane, które
dla jednych było przekleństwem wysiedlenia z rodzinnych miejsc,
a dla innych rzekomym rajem obiecanym, może powinienem czuć
wyrzuty sumienia. I kiedy słucham zwierzeń o martyrologii ludzi,
których nawet przynależność językową trudno jest określić, zwracam uwagę na detale, które demitologizują rzeczywistość, mającą
pretensje do tego by być jedynie ciężką i straszną. “Kiedyś klub był,
chodzili, młodzież, i tańcowali, a nie było kluba, z pierwszy roki, my
popod chaty zbieralis i grali, tańcowali, wsio. Tu klub był, choć
nie było za co, kino było kak raz”- wspomina pan Jan Kula, jeden
z pierwszych przybyszów, jeden z pierwszych mieszkańców wioski Oziornoje. Jednej z najbardziej „polskich” wiosek. Gdzie do tej
pory ludzie mówią po polsku.
Patrzę na nich, na ich przeszłe życie, które nie starło wrodzonej dobroci i uśmiechów z twarzy. Oni są racją mojego bycia tutaj.
2
3
F O T. H E L E N A D R U C Z Y N I N A
Z P R Z E S I A D Y WA N I A Z P R Z E S I E D L E Ń C A M I
Poznania zatartej czasem i pogmatwanymi kolejami losu prawdy
o ich życiu, którego przebieg został wybrany nie przez nich samych.
Przypominania im i ich dzieciom, i wnukom, przez język i kulturę,
że są Polakami. I że Polska o nich nie zapomniała.
Choć od zarania dziejów naszej kultury katolicyzm i polskość
współistnieją nierozerwalnie, jak barszcz z krokietem, niektóre
znaki na ziemi (kazachstańskiej) wskazują na to, że, paradoksalnie,
katolicyzm czasami wyklucza się wzajemnie z polskością. Babcie
z wioski Biełojarka z ciepłym rozczuleniem wspominają, jak młody
ksiądz męczył się z “ruskim”, a one by tak chętnie posłuchały nabożeństwa po polsku, a one by tak chętnie posłuchały “po polsku”.
Przecież język ten przetrwał u nich dzięki modlitewnikom i modlitwom, które znały od swoich matek i babć, które nosiły w sobie
przez te wszystkie “złe czasy”, kiedy zbierając się na modlitwy zasłaniały okna i szeptały po cichu. I z tych tajnych religijnych schadzek wychodziły pojedynczo, bo w tej dziedzinie życia nie mogło
być “kolektywnie”. Bo tej dziedziny życia miało nie być. Bo przecież „oni” mówili, że Boga nie ma. I wzruszająca jest buńczuczność
i zwięzła mądrość pani Wandy Bartosiewicz z Tajynszy, która jednemu z „owych” odpowiadała przewrotnie: „To ja nie powiem na
pewno czy on jest, a ty powiesz na pewno, że go nie ma?”
Interes Kościoła jest bardziej globalny niż interesy narodowe,
a dla młodych ludzi w Kazachstanie język rosyjski jest językiem naturalnym, stąd ten polsko-katolicki rozbrat domniemany. Mimo
wszystko (znaczy liturgicznie językowo rosyjsko) to głównie kościoły skupiają wokół siebie środowiska polskie (czyli katolickie). Nasi
rodacy pamiętają o tym, kim są - polsko-katolicko.
Po chwili niepewności i nieśmiałości moje rozmówczynie uruchamiają swoje głosy, które nie zawsze mogły wyrażać to, co ich
głowy myślą, i zaczynają śpiewać, kolędować- czystą polszczyzną.
Na twarzach i w opowieściach ludzi, którzy pamiętają dwa
światy - przed i po wysiedleniu, przed i po deportacji, bezwolnej
zmianie portów - i cumowanie w portach u morza stepów kazachstańskich, widać jakąś ulgę i radość, że udało się wszystko
przeżyć i siebie nie stracić. Choć tak trudno im „przykleić się”
do pojęć, które ludzkości dają względną trwałość. Do pojęć „mój
kraj”, „mój naród”. Kiedy opowiadają, czasami widzę jak znajdują miejsce w opowieści, nie pojmowalne, dla kogoś, kto w ich
świecie nie tkwił, dla kogoś, kto w ich czasach nie tkwił. I mają
dla nas wesoły uśmiech pobłażania. Dla nas z „lepszych czasów”.
Nigdy historia tak bardzo nie zbliżyła się do mnie i czuję dziwny żal
i bezsilność, że, mimo wszystko, nigdy jej tak naprawdę nie pojmę.
Toczka- punkt z numerem, na kołku wbitym w ziemię, w bezkresnym
stepie, miejsce, do którego zostali przywiezieni zesłańcy, i w którym
własnymi siłami budowali ziemianki, do dzisiaj istniejące jako wioski
z nazwami.
Metel – wiatr wiejący w stepie.
Krzysztof Wojdyło
Artykuł pierwotnie ukazał się w Kwartalniku Polonijnym „Głos Polski”,
wydawanym w Kazachstanie, Nr 15 kwiecień- maj- czerwiec 2006.
Tekst zredagowany i opatrzony przypisami dla potrzeb polskiego czytelnika.
39
echo
Już pora!
Wszystko Ci dzisiaj mówi „dzień dobry”
Pierwiosnek – zawilce – sasanki
W majowym deszczu – promieniach słońca
Budzi się nowe jutro.
Wolne od wczoraj – błędów przeszłości
Wolne od wspomnień złych – trosk
Potrzebuje wolności przestrzeni
By zbudzić wszystko, co dobre – prawe.
Ludzie z chaosu – nocy bezsennych
Wyzwólcie się! – by spojrzeć trzeźwo
Na piękno świata, co nas otacza
Ale nie oglądajcie się w przeszłość.
Bo tu i teraz możesz zaczynać!
Wszystko – tak jak przyroda
Po zimie budzi życie – nadzieję
A my z nią ponieść się damy.
Możemy próbować stale od początku
Swe „domki z piasku” budować
Nie bać się marzeń – wyjść im naprzeciw
Zamiary – słowa – urzeczywistnić.
Niechaj ta rada i myśl nam świeci
By dziś – jutro – pojutrze stały się inne
Tak jak ta wiosna – która się budzi
Dając nam wszystkim przykład odnowy!
04.05.2010 r.
Wakacyjna miłość!!!
Kiedy nadejdzie czas na rozstanie
Nikt płakać nie powinien
Całusa dasz mi na pożegnanie
I znikniesz w ludzi tłumie!
Nie będę nosił żalu do Ciebie
Że mogło być inaczej
Na dnie swego serca zachowam
Dobre wspomnienie
I ciepło Twoich ust
Lecz póki co, niech słońce świeci
A ptaki niechaj śpiewają
W zielonym gaju nad modrym strumieniem
One świadkami naszej miłości
Miłości czystej i bajecznie pięknej
6.VI.2010 r.
OSTATNI ŚPIEW – MYŚLI
Po co mi mówisz o pięknie świata
Gdy w sercu moim pustka
Złorzeczę tym, którzy przyjacielską
Dłoń chcieliby wyciągnąć
Nie dla mnie śpiew, tańce, przyjemności wszelkie
Jam jako zwiędły liść czy śniegowe płatki
Podczas zawieruchy i wichury, sztormu
Z sercem lodem skutym.
To nie jest życie, to Golgoty skały
Na które pnie się mrówka
Lecz do mrowiska drogi zapomniawszy
Szamoce się i krwią żywą tryska
Jestem samotny
jak żagiel...
Jestem samotny jak żagiel na morzu
Jak człowiek w ludzi tłumie
Jak ptak w złotej klatce zamknięty
Którego wypuścić nie umiem!
Wszystko wydaje się takie dalekie
Takie jak gwiazd roje
Nie czekam cudu ani współczucia
Bo dla mnie kiedy!...
Jordanowa
B OŻ E N A
SA N D U L S K A
Ktoś Ty…?
Może ktoś, kiedyś wspomni – zapłacze
Że by ktoś taki
Samotny żeglarz – co w morskiej toni
Zagubił największą wartość
Wiara – Nadzieja – Miłość
ŻYCIE!!!
Nie umiesz się śmiać
Z głębi duszy
Nie umiesz też płakać
Łez gorzkich strumieniem
Jestem jak zagubiony wędrowiec
Na drogach tego świata
Który kiedyś zszedł –
Sam nie wie kiedy
- ze szlaku.
Czy strach przed nowymi
Razami codzienności – życia
Paraliżuje Twoje normalne
Odruchy dla szczęścia lub bólu
Odnaleźć nie ma ochoty
Bo czyż warte jest jego zachodu
To, co się i tak bezpowrotnie
Straciło
Życie jak wolność – więzień docenia
Nie martwi się tym, co było
On kroczy naprzód ciągle –
Wytrwale
Wolność swą z sobą niesie.
Nie płacze wcale w czas niepogody
Nie myśli, co będzie dalej
A ja wędrowcem pozostać
Pragnę
Choć nie mam już tego szlaku
I po bezdrożach podążę naprzód
Dopóki starczy mi sił
- życia
Jordanów, 10.VI.2010 r.
W KAŻDYM MAJU!
Jej oczy – pełne troski
Jej serce – ciągle w trwodze
Jej usta – pełne słów miłości
Jej ręce – zawsze gotowe
Któż to taki – niejeden zapyta
Nie znam – nie wiem!?
Ktoś inny odpowie
O kimż tak można się wyrażać?
Więc – wróćcie się do lat dzieciństwa
Wy „wspaniali” córki – synowie!
Może wspomnienia przywrócą wam pamięć!
O Niej – o Matce
Że była lub jeszcze istnieje
Ona Jedyna – Jedyna na świecie
Która oddała nam całą siebie
Dobre słowo jej nie wystarczy
By pokryć rany głębokie
Prosić już nie ma ochoty o pomoc
I godzi się ze swym losem
26 Maja – Święto Matki – niechaj każdy pamięta
I pochylmy czoła z szacunkiem i czcią!
Choć serce krwawi i oczy łzawią
Ucieka w nicość, by się zagubić
Zapomnieć wszystko, wszystko co dobre
I odejść, odejść donikąd!
Bo tu o dary – nie chodzi
Tylko o serce prawdziwe – które dziecko jest
winne
Za Jej drogowskaz – na całe życie
I proste słowo – DZIĘKUJĘ!!!
19.05.2010 r.
40
BYĆ MOŻE?
A jeśli tak – to kim lub czym
Naprawdę Jesteś?, ni to człowiekiem
Ni zwierzem, tylko – strachem, buntem, gniewem
Którego wyzbyć się nie możesz
ISTOTO!
Bo człowiek – umie płakać
Śmiać się umie z serca
Zwierzę albo mruczy z radości
Albo gryzie w złości – obronie
A TY ISTOTO-ROBOCIE!
Pozbawiony jesteś tego szczęścia
Myślisz lecz o Innych
Pod ich dyktando sterowany
Pod ich zachcianki podporządkowany
DLACZEGO
Przecież – czy to obchodzi kogo
Co Ty odczuwasz? Co myślisz?
Jak płaczesz bezgłośnie gdy cierpisz
NIE!
Mojej Matce
10.04.2010 r.
DLACZEGO?
Bo Oni to zatwardziali egoiści-nadludzie
WALCZ
O Siebie – dla Siebie!!!
Powiedz dość – dość – dość
Przecież Ty też jesteś, istniejesz!
Żyj!
Serce jedyne to ostatnie z bezinteresownych
Które kocha dziecko swe - tylko dlatego, ze jest
Jak „ciało z ciała - z ducha duch”
Matczyne serce - tak wielkie w swej miłości
Choć płacze czasem w kąciku cicho
Nad owocem swego życia
Wystarczy spojrzeć w jej oczy - a zgadniesz
Że przebaczenie i troska rozkwita
Ona zaś kocha ze zdwojoną siłą
walczy do końca jak lwica
Bo „marnotrawny syn kiedyś powróci”
Nadzieję pokłada w Panu
Życzenia dzisiaj ślę do wszystkich Matek
co tyle serca nam dają
Niech żyją w zdrowiu - bez trosk i bólu
Przez długi, długi czas!!!
echo
Jordanowa
„U C Z ESA N E
M YŚ L I P E DAG O G A”
Profesor Andrzej Walas
Trudne sprawy życia lepiej znosi się z dystansem do świata.
W życiu człowieka najważniejsze jest, zdaje się, nieczynienie
zła i dążenie do prawdy.
Cierpienie jest ciężarem życia, który może nas niszczyć albo
wzbogacać.
Im bardziej wgłębiasz się w istotę śmierci, tym lepiej dostrzegasz wartość życia.
Śmierć człowieka pozwala dostrzec u niego te wartości, których za życia nie zauważano.
Czasem pycha może przesłaniać autentyczne zasługi człowieka.
Obecnie trzeba wykrzyczeć potrzebę dobra wspólnego; od
tego będzie zależeć szacunek dla nas samych.
Polakom mało znany jest patriotyzm twórczej pracy, dobra
wspólnego, poszanowania własności i szacunku dla ziemi.
Współżycie między ludźmi winno wspierać się na szacunku
człowieka do drugiego człowieka.
Człowiek najpiękniejszy jest wtedy, gdy spontanicznie przychodzi drugiemu z pomocą.
W YSTAWA S E N T Y M E N TA L N A
F E L I E T O N K R Y T YC Z N Y
Robert K. Leśniakiewicz
Na Ratuszu otwarto właśnie niezwykle ciekawą ekspozycję pod hasłem „..i tak się trudno rozstać…
- PAMIĄTKI PO PRL-u”, na której pokazano rzeczy wyprodukowane i używane w okresie Polskiej
Rzeczpospolitej Ludowej – to jest w latach 1945 - 1989. Twórcami tej ekspozycji są: MOK Jordanów
i Pan Arkadiusz Piszczek, którzy włożyli w nią wiele trudu i inwencji.
Wystawa jest bardzo ciekawa, bo ukazuje obok elementów ideologiczno-politycznych – jak np. exempla druków
propagandowych i książek, broszur i in. materiałów poligraficznych (doprawdy szkoda, że nie znalazły się tam także
wypracowania takich ludzi, jak Leszek Moczulski czy Maciej
Giertych) sławiących przewodnią rolę par i i jej przywódców
– także dorobek materialny tego okresu historii naszego kraju.
Z niejakim zdziwieniem stwierdziłem, że obok wyrobów
Kasprzaka, ELWRO czy Unitra Diora wyeksponowano tam…
- żelazka z duszą, maselnice, beczki i antałki, prasy do sera,
itd. itp. produkty myśli technicznej rodem z XIX wieku. Nie
wiem, o co chodziło tutaj twórcom tej ekspozycji, ale jeżeli
chcieli pokazać prymitywizm i zacofanie technologiczne PRL,
to trafili kulą w płot. Osiągnęli efekt dokładnie odwrotny od
zamierzonego!
Dlaczego? Zaraz powiem.
To właśnie w PRL dokonał się zasadniczy skok technologiczny i cywilizacyjny, bo z ciemnego, technicznie zacofanego za rządów II Rzeczpospolitej (tak dzisiaj gloryfikowanej
przez prawicowych polityków) rolniczego kraju Polska stała
się krajem przemysłowo-rolniczym. To właśnie za PRL-u podźwignięto kraj ze straszliwych zniszczeń po II Wojnie Światowej, czego nie chcą pamiętać prawicowi politycy (a co jest
oczywiste, boż właśnie nieudolni przywódcy II Rzeczpospolitej doprowadzili ją do upadku i uciekli do Londynu, gdzie
dalej „walczyli” – głównie przy kawce i brandy). To właśnie
w PRL-u zelektryfikowano całkowicie kraj i zlikwidowano anal-
41
echo
fabetyzm. To właśnie dzięki PRL-owi powstały nowe miasta
i rozwinęły się stare, a ludność wiejska miała szansę na rozwój
w aglomeracjach miejskich. I wreszcie PRL wyrównał szanse
startu młodych ludzi w dorosłe życie – niejeden z dzisiejszych
„polityków” krytykujących PRL i ustrój w niej panujący zapomniało już, że to właśnie dzięki możliwości kształcenia się za
darmo mógł zostać tym, kim jest. Krótko mówiąc – kształcił
się za komusze pieniądze i gdyby nie komuna, to pasałby krowy i świnie u pana ze dworu czy rzępolił na skrzypeczkach
w żydowskiej karczmie. A w niedzielę zasuwałby „w bosu”
i jednej koszulinie na grzbiecie do kościoła na mszę. No i nie
zapominajmy o jeszcze jednej rzeczy, a mianowicie – w tym
ateistycznym PRL-u, w tym tak „straszliwie prześladującym
Kościół państwie bezwyznaniowym” wybudowano więcej kościołów, niż kiedykolwiek indziej w historii Polski, o czym kler
chciałby jak najszybciej zapomnieć, bo to jest bardzo boląca
prawda!
Nie zamierzam gloryfikować tu Polski Ludowej, ale nie
ścierpię kłamstw i kalumnii rzucanych na ten okres przez rozmaitych dyspozycyjnych, usłużnych i nawiedzonych „historyków” z Bożej łaski i zawsze oraz wszędzie dam im zdecydowany odpór.
Wystawa ta pokazuje również jeszcze jeden ciekawy
aspekt rozwoju technologicznego naszego kraju. W czasach
PRL mieliśmy wiele własnych, oryginalnych pomysłów i rozwiązań technicznych, które wdrażano w życie powoli, z mozołem,
ale wdrażano. Inwentyka u nas była na niskim poziomie, ale
była i tego się nie da pominąć. Nasze rozwiązania techniczne
były naprawdę dobre i produkty polskiej elektroniki utrzymywały się na średnim europejskim i wysokim wschodnioeuropejskim poziomie. Mało kto pamięta, że polskie radia, gramofony, magnetofony (na licencji Grundiga i rodzime), pralki,
lodówki, zmywarki czy telewizory były artykułami luksusowymi
w ZSRR czy Mongolii, a także w innych krajach socjalistycznych
i Trzeciego Świata, gdzie były sprzedawane za konkretne pieniądze. Nie były znów tak złe i śmiało mogły konkurować z chińską czy tajlandzką tandetą. Były mocniejsze, trwalsze i bardziej
wytrzymałe na warunki zewnętrzne. Mój magnetofon kasetowy stereo M-531S, który kupiłem w październiku 1979 roku
padł mi dopiero na początku 2000 roku po ponad 20 latach
wiernej służby! Tandetne „jamniki” made in Tajwan padają po
dwóch-trzech latach użytkowania i się je po prostu wyrzuca na
śmietnik, a o innych produktach azjatyckich „tygrysów” nawet
nie wspomnę, bo i nie ma czego… - a polskie rzeczy warto było
naprawiać. Po prostu były opłacalne.
Taniość azjatyckich podróbek znanych marek wykończyła
dobre, solidne produkty rodzime. Co najgorsze – zabiła także
inwencję polskich inżynierów i techników. W tej chwili w Polsce nie produkuje się żadnych tego rodzaju produktów, które
miałyby oryginalny polski design! Są za to montownie firm japońskich, koreańskich, włoskich, gdzie Polacy są tylko tanią siłą
roboczą…
Dam na to prosty przykład, najbardziej mi familiarny, bo
z mojego zawodowego podwórka. Polscy politycy skamlają
u Amerykanów o przeciwlotnicze rakiety Patriot i przeciwpociski obrony przeciwbalistycznej. Zachowują się oni tak, jakby
zapomnieli, że polscy naukowcy w latach 70. i 80. mieli nie-
Jordanowa
prawdopodobne wprost osiągnięcia w budowie małych rakiet,
które zaniepokoiły wszystkich – Amerykanów, NATO i Rosjan.
Doszło do tego, że Polsce zakazano ich budowy i dalszych badań, a poligon w Łebie zamknięto na polecenie z Moskwy…
Było tak, jak z prof. dr hab. inż. gen. dyw. Sylwestrem Kaliskim,
któremu swego czasu zabroniono prac nad wysokoenergetyczną plazmą i laserami, czy inż. Jackiem Karpińskim pracującym
nad mikrokomputerami K-202 i dalszymi. Głupota władz komunistycznych na całe lata skazała Polskę na regres w tych dziedzinach. Polska byłaby wiodącym krajem w tych dziedzinach
i mielibyśmy własny CERN czy Silicon Valley…
Ale nie cieszmy się, bo po 1989 roku nie zmieniło się dosłownie nic. Od ponad 20 lat żyjemy w (podobno) wolnej Polsce. I teraz zamiast wykorzystać zgromadzoną wiedzę i stworzyć
własny program badań i budowy własnych systemów broni
przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, antysatelitarnej, a nawet
posiadać własny niezależny program kosmiczny, płaszczymy się
przed Amerykanami i żebrzemy u nich o Patrioty, które dostaliśmy w wersji… szkoleniowej, czyli nieuzbrojone (w przypadku
konfliktu są one równie pożyteczne, jak pusta puszka po szprotach). No cóż – takie programy byłyby kołem zamachowym polskiej gospodarki, ale przecież po co? Lepiej skamlać i krygować
się u pańskich drzwi, niż robić coś po swojemu. Takie mamy
„polityczne myślenie” naszych obecnych decydentów. Jedyną
polską specjalnością, w której nie mamy sobie równych, jest
marnowanie szans danych nam przez los czy przez Boga!
Okresu PRL nie da się przekreślić, obśmiać i zapomnieć –
jakby tego chcieli niektórzy z Bożej łaski politycy wywodzący się
z tzw. „solidarnościowej” opozycji. Ta wystawa wywiera wręcz
odwrotny skutek – przypomina nam o tym, że kiedyś w Polsce
produkowano naprawdę dobre i solidne rzeczy, które dotrwały
do naszych czasów – ba! – są używane jeszcze do dziś dnia!
I chciałbym na marginesie tej wystawy właśnie zadać przewrotne pytanie: a gdzie są te zakłady, w których je produkowano?
Co się z nimi stało? Komu je sprzedano i za jakie pieniądze? Kto
dopuścił do ich zmarnowania i rujnacji?
Politycy prawicy chcą rozliczać okres PRL i skazać go na zapomnienie. A ja chciałbym im tylko powiedzieć jedno – mam nadzieję panowie, że ktoś was rozliczy za to, co zrobiono z najcenniejszym dobrem tego kraju – z umysłami polskich inżynierów
i techników, którzy teraz oddają swe usługi Niemcom, Brytyjczykom, Amerykanom i in., a mogliby pracować dla Polski – na Jej
moc i chwałę. To jest coś niewybaczalnego, to niewyobrażalne
marnotrawstwo wiedzy i umiejętności, to jest sabotaż na skalę
niespotykaną w świecie, co wymaga jak najsurowszego ukarania. To jest po prostu zdrada stanu i powinno być sądzone jak
zdrada stanu. I bardzo mnie to cieszy, bo ta wystawa ta stanowi
dowód rzeczowy w tej sprawie! Dowód oskarżenia!
I za to jej Twórcom bardzo dziękuję. W wystawie partycypowali: PP. Arkadiusz Piszczek, Teresa i Zygmunt Majdowie, Marta
Durek, Halina i Krzysztof Maleszkowie, Edyta Kurańda, Anna
Gruszowska, MOK Jordanów i Biblioteka Publiczna w Jordanowie oraz Towarzystwo Miłośników Ziemi Jordanowskiej.
Jordanów, 2010-06-25
[Opinie prezentowane na łamach Echa Jordanowa
są prywatnymi opiniami naszych Autorów]
42
echo
Jordanowa
Z A P RO S Z E N I E
ORGANIZATORZY WYSTAWY:
… I TA K S I Ę T R U D N O R O Z S TA Ć …
PA M I ĄT K I P O P R L U
Zapraszają na otwartą z okazji 20 rocznicy powstania Samorządów Lokalnych wystawę zorganizowaną w Urzędzie Miasta Jordanowa. Ekspozycję można zwiedzać codziennie w godzinach pracy Urzędu do dnia 06-08-2010 r., oraz w soboty
w godzinach południowych.
43
echo
Jordanowa
Z N A S Z EG O A R C H I W U M
Z racji tego, że bieżący numer Echa Jordanowa poświęcony jest powodziom, prezentujemy ciekawe
ujęcia z powodzi z dnia 18 lipca 1970 roku. Była to największa powódź w okresie powojennym, lecz
w przeciwieństwie do obecnej trwała tylko 2 dni. Wodowskaz pokazał wtedy 490 cm, zaś podczas tej
powodzi 418 cm. Doszło wówczas do ogromnego zalania boiska i terenu Zakładów Muzycznych, co
pokazują prezentowane zdjęcia.
Stanisław Bednarz
44

Podobne dokumenty

Echo Jordanowa nr 87

Echo Jordanowa nr 87 - – zgodnie z załącznikiem nr 1 do uchwały. Planowane dochody po zmianach wynosić będą 12.927.112,64 zł. 2. Zwiększa się plan wydatków budżetu Miasta Jordanowa na rok 2009 o kwotę 422.981,72 zł ora...

Bardziej szczegółowo

Jubileusz 50-lecia

Jubileusz 50-lecia Wniosek o dofinansowanie ze środków budżetu Województwa Małopolskiego zadania „Remont drogi dojazdowej do gruntów rolnych położonych na Zagrodach” złożony do Urzędu Marszałkowskiego uzyskał pozytyw...

Bardziej szczegółowo

Echo Jordanowa nr 84

Echo Jordanowa nr 84 1. Zakończenie działalności likwidowanego SP ZOZ nastąpi w terminie nie krótszym niż 3 miesiące licząc od dnia podjęcia niniejszej uchwały. 2. Zakończenie czynności likwidacyjnych SP ZOZ nastąpi do...

Bardziej szczegółowo