Echo Jordanowa nr 91
Transkrypt
Echo Jordanowa nr 91
ISSN 1507-7020 nr PAŃSKA ŁAWA F O T O : WA C Ł AW B E D N A R Z KWARTALNIK SAMORZĄDU I TOWARZYSTWA MIŁOŚNIKÓW ZIEMI JORDANOWSKIEJ 91 kwiecień - maj - czerwiec 2010 • DZIAŁANIA RATOWNICZE PROWADZONE PRZEZ OSP JORDANÓW PODCZAS POWODZI W MAJU I CZERWCU............. 2 • WIADOMOŚCI Z RATUSZA ....................... 3 • KILKA UWAG W SPRAWIE NIEPOKOJU WOKÓŁ SPRZEDAŻY ................................. 6 • PARKINGOWY KLINCZ .............................. 9 • CZARNA CHMURA NAD EUROPĄ .......... 10 • OSZPECONE DRZEWA TO OSZPECONE MIASTO........................ 12 • ZASMARKANA JOLANTA I MŚCIWA ZOŚKA .................................... 13 • TRAKTAT O TEGOROCZNEJ POWODZI ................................................ 15 • DARY DLA POWODZIAN......................... 18 • WODA ODESZŁA POZOSTAŁY PROBLEMY... ................... 19 • PIEKIELNE UPAŁY I BIAŁY SZKWAŁ ....... 20 • ODESZŁO SERCE MARII… ...................... 21 • „MŁODOŚCI ! TY NAD POZIOMY WYLATUJ…” ............................................ 21 • ELA ZNÓW NAJLEPSZA W POLSCE!!! ... 23 • PARAFIALNY ZESPÓŁ CARITAS „BARKA” .................................. 23 • ROZWÓJ SIECI KOMUNIKACYJNEJ JORDANOWA W XVI XIX W. ................. 25 • DZIAŁALNOŚĆ ŁOWIECKA W JORDANOWIE..................................... 26 • … A TERAZ BABIA GÓRA ........................ 28 • CHÓR BEL CANTO ORGANIZACJĄ POŻYTKU PUBLICZNEGO! ...................... 29 • SZMUGLERZY, SZPIEDZY I TERRORYŚCI… 5 .................................. 30 • JORDANOWSKIE SZLAKI I KARCZMY .... 32 • GDZIE PRZODKÓW SĄ GROBY… CZ. II .. 33 • Z JORDANOWA RODEM ......................... 35 • WIERNOŚĆ CHRYSTUSA, WIERNOŚĆ KAPŁANA............................. 35 • POEZJA BOŻENA SANDULSKA ............ 40 • „UCZESANE MYŚLI PEDAGOGA” ........... 41 • WYSTAWA SENTYMENTALNA ............... 41 • … I TAK SIĘ TRUDNO ROZSTAĆ …PAMIĄTKI PO PRL U ............................ 43 • Z NASZEGO ARCHIWUM........................ 44 echo Jordanowa DZ I A Ł A N I A R ATOW N I C Z E P ROWA DZO N E P R Z E Z O S P J O R DA N ÓW P O D C Z A S P OWO DZ I W M A J U I C Z E R WC U nych budynków przy ulicy Malejowskie, 3-go Maja oraz Piłsudskiego. W kolejnym dniu również pompowano wodę z pomieszczeń Ujęcia wody pitnej, Zakładu PPH „Jordan” oraz budynku mieszkalnego przy ulicy Piłsudskiego. W dniach 20 i 21 maj br. przeprowadzono po jednym pompowaniu wody z pomieszczeń budynków mieszkalnych przy ulicy Malejowskie oraz Zagrody Malejowskie. W dniu 24 maja br. przeprowadzono pompowanie z 2 studni wody pitnej na ulicy Zagrody Malejowskie. W dniu 4 czerwca br. zabezpieczano podmywany most w Łętowni oraz pompowano wodę z pomieszczeń Ujęcia wody pitnej, oraz ze studni wody pitnej oraz pomieszczeń przy ulicy Malejowskiej, Przemysłowej, Piłsudskiego, Zagrody Malejowskie i 3-Maja. Pod sumując łącznie w okresie od 16 maja do 4 czerwca br. przeprowadzono 32 działania związku z powodzią na terenie miasta Jordanowa. Samochody OSP łącznie wyjeżdżały 35 razy (w trzech zdarzeniach po 2 samochody). W działaniach udział wzięło łącznie 154 strażaków. Ochotnicza Straż Pożarna w Jordanowie jest w Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym i z tego powodu uczestniczyła w akcjach poza granicami miasta udzielając następującej pomocy: - w dniu 17 maja br. samochód SLBus wraz z zastępem 6 osób brał udział w pompowaniu wody z zalanych pomieszczeń zakładu w Makowie Podhalańskim. - w dniach od 20 do 24 maja br. samochód SLBus wraz zastępem ludzi (łącznie 12 osób) brało udział w pompowaniu wody z zalanych terenów w miejscowości Skwidzyń pow. oświęcimski, - w dniach 21-22 maja br. 5 członków OSP Jordanów brało udział w budowaniu wałów ochronnych w miejscowości Suchy Grunt w pow. dąbrowsko tarnowskim, - w dnia 5-6 czerwca br. Samochód SLBus brał udział w pompowaniu wody w powiecie gorlickim. Członkowie ochotniczej Straży Pożarnej w Jordanowie działania ratownicze podczas powodzi rozpoczęli w dniu 16 maja br. W tym dniu pompowali wodę z piwnicy domu mieszkalnego przy ulicy Malejowskie, natomiast w godzinach nocnych przetykali przepust pod drogą na osiedlu Wrzosy. Najwięcej pracy wykonywali w dniu 17 maja br. gdzie: - na ulicy Przemysłowej budowali wał ochronny z worków z piaskiem oraz pompowali wodę z budynku mieszkalnego, - ewakuowali 5-cio osobową rodzinę z zalewanego budynku mieszkalnego na ulicy Zagrody Malejowskie, - usuwali gałęzie tamujące przepływ wody pod mostem koło restauracji Strumyk przy ulicy Piłsudskiego - pompowali wodę z zalanych pomieszczeń w JFA Valvex, Ujecie wody pitnej, PPH „Drew-Pol” oraz budynków mieszkalnych przy ul. 3-go Maja, Kolejowej oraz Leśnej W tym dniu działania rozpoczęły się o godz. 2.00 a zakończyły około godz.21.00. W następnym dniu tj. 18 maja br. pompowano wodę z zala- 2 echo Jordanowa G R AT U L AC J E Zarząd Towarzystwa Miłośników Ziemi Jordanowskiej ma zaszczyt i przyjemność złożyć Panu Podinspektorowi Kazimierzowi Kani, członkowi TMZJ, mieszkańcowi miasta Jordanowa, serdeczne gratulacje w związku z objęciem odpowiedzialnego stanowiska Zastępcy Powiatowego Komendanta Policji w Nowym Targu. W latach 2002-2006 pełnił funkcję Zastępcy Przewodniczącego Rady Miasta Jordanowa. Pracę rozpoczął 20 lat temu w Komisariacie Policji w Jordanowie. Tutaj awansował na komendanta Komisariatu. Następnie podjął pracę w Powiatowym Komisariacie Policji w Suchej Beskidzkiej. W Komendzie Powiatowej w Nowym Targu pracował początkowo jako specjalista Wydziału Do- chodzeniowego Śledczego. Następnie pełnił funkcję Naczelnika Sekcji Ruchu Drogowego. Nowo mianowanemu Zastępcy Komendanta Policji w Nowym Targu życzymy sukcesów w pracy zawodowej dla dobra społeczeństwa Podhala oraz wszelkiej pomyślności w życiu rodzinnym. Zarząd TMZJ WIADOMOŚCI Z R AT U S Z A U C H WA Ł A N R X X X I/268/2010 R A D Y M I A S TA J O R D A N O WA Z D N I A 11 M A R C A 2010 R . w sprawie zatwierdzenia taryf dla zbiorowego zaopatrzenia w wodę i zbiorowego odprowadzania ścieków dla Gminy Miasta Jordanowa. b) cena ne o za 1 m3 odprowadzanych ścieków - 6,19 zł c) stawka ne o opłaty za przyłączenie do urządzenia wodociągowego - 176,89 zł d) stawka ne o opłaty za przyłączenie do urządzenia kanalizacyjnego - 159,00 zł e) stawka ne o opłaty za przyłączenie do urządzenia wodociągowego i kanalizacyjnego - 276,63 zł f) miesięczna opłata abonamentowa od każdego przyłącza dla wszystkich odbiorców w kwocie ne o - 2,50 zł. 2. Do podanych w ust. 1 cen ne o doliczony będzie podatek VAT wynikający z obowiązujących przepisów. 3. Ceny i stawki opłat uchwala się na okres od 01 maja 2010 r. do 30 kwietnia 2011 r. §2 Wykonanie uchwały powierza Burmistrzowi Miasta Jordanowa. §3 Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia z mocą obowiązująca od 01 maja 2010 r. Na podstawie art. 18 ust. 2 pkt 15 ustawy z dnia 08 marca 1990 r. o samorządzie gminnym /t.j.: Dz. U. z 2001 r. nr 142 poz. 1591, z póź. zm./, w związku z art. 24 ustawy z dnia 07 czerwca 2001 r. o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków /t.j.:Dz. U. z 2006 r. nr 123, poz. 858, z póź. zm./ oraz § 3 i 5 Rozporządzenia Ministra Budownictwa z dnia 28 czerwca 2006 r. w sprawie określenia taryf, wzoru wniosku o zatwierdzenie taryf oraz warunków rozliczeń za zbiorowe zaopatrzenie w wodę i zbiorowe odprowadzenie ścieków (Dz. U. z 2006 r. nr 127 poz. 886) - Rada Miasta Jordanowa uchwala co następuje. 1. §1 Zatwierdza taryfy dla zbiorowego zaopatrzenia w wodę i zbiorowego odprowadzania ścieków, wykonywanego na terenie Miasta Jordanowa przez Referat Komunalny Urzędu Miasta Jordanowa w następujących wysokościach: a) cena ne o za 1 m3 dostarczanej wody - 3,97 zł 3 echo Jordanowa U C H W A Ł A N R X X X I/269/2010 R A D Y M I A S TA J O R D A N O WA Z D N I A 11 M A R C A 2010 R O K U w sprawie ustalenia dopłaty do taryfy za zbiorowe zaopatrzenie w wodę i zbiorowe odprowadzanie ścieków. 2. Do podanej w ust. 1 dopłaty doliczony będzie podatek VAT w wysokości wynikającej z obowiązujących przepisów. 3. Dopłatę ustala się na okres od 01 maja 2010 r. do 30 kwietnia 2011 r. §2 Dopłata będzie przekazywana do Urzędu Miasta Jordanowa w oparciu o kwartalne zestawienie ilości dostarczanej wody dla istniejącej grupy taryfowej odbiorców usług i odebranych ścieków dla istniejącej grupy taryfowej odbiorców usług podłączonych do kanalizacji sanitarnej. §3 Wykonanie uchwały powierza się Burmistrzowi Miasta Jordanowa. §4 Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia. Na podstawie art. 18 ust. 2 pkt 15 ustawy z dnia 08 marca 1990 r. o samorządzie gminnym /t.j. Dz. U. z 2001 r. nr 142 poz. 1591, z póź. zm./, w związku z art. 24 ust. 6 ustawy z dnia 07 czerwca 2001 r. o zbiorowym zaopatrzeniu w wodę i zbiorowym odprowadzaniu ścieków /Dz. U. z 2006 r. nr 123, poz. 858, z póź. zm./ - Rada Miasta Jordanowa u c h w a l a, co następuje: §1 1. Ustala się dopłaty z budżetu Gminy Miasta Jordanów do ceny: a) 1 m3 dostarczanej wody dla istniejącej grupy taryfowej odbiorców usług w wysokości – 0,17 zł ne o, b) 1 m3 odprowadzanych ścieków dla istniejącej grupy taryfowej odbiorców usług wysokości – 1,49 zł ne o. U C H W A Ł A N R X X X I/270/2010 R A D Y M I A S TA J O R D A N O WA Z D N I A 11 M A R C A 2010 R . w sprawie zmiany uchwały budżetowej w 2010 roku. Na podstawie art. 212 ustawy z dnia 27 sierpnia 2009 r. o finansach publicznych (Dz. U. nr 157, poz. 1240), w związku z art. 121 ustawy z dnia 27 sierpnia 2009 r. – Przepisy wprowadzające ustawę o finansach publicznych (Dz. U. nr 157, poz. 1241) oraz art. 18 ust. 2 pkt 4 ) ustawy z dnia 08 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (Dz. U. z 2001 r. nr 142, poz. 1591 z późn. zm.) - Rada Miasta Jordanowa u c h w a l a, co następuje: §1 1. Zwiększa się plan dochodów budżetu Miasta Jordanowa na rok 2010 o kwotę 341.017,00 zł, (w całości dochody bieżące ) oraz dokonuje się zmian w planie dochodów – zgodnie z załącznikiem nr 1 do uchwały. Planowane dochody po zmianach wynosić będą 11.782.804,95 zł. 2. Zwiększa się plan wydatków budżetu Miasta Jordanowa na rok 2010 o kwotę 1.364.017,00 zł oraz dokonuje się zmian w planie wydatków – zgodnie z załącznikiem nr 2 do uchwały. Planowane wydatki po zmianach wynosić będą 12.532.718,57 zł. 3. Wydatki budżetu obejmują zwiększenie planu wydatków majątkowych o kwotę: 325.000,00 zł - zgodnie z załącznikiem nr 2.1. do uchwały. Planowane wydatki majątkowe po zmianach wynosić będą 693.700,00 zł. 4. Zwiększa się przychody budżetu Miasta przez wprowadzenie do budżetu wolnych środków w wysokości 1.023.000,00 zł. Deficyt budżetu Miasta po zmianie wynosić będzie 749.913,62 zł. 4 - zgodnie z załącznikiem nr 3 do uchwały. 5. Zwiększa się kwoty dotacji dla gminnych instytucji kultury o kwotę 30.000,00 zł. Dotacje dla gminnych instytucji kultury po zmianie wynosić będą 347.000,00 zł. - zgodnie z załącznikiem nr 4 do uchwały. 6. Zmniejsza się dotację celową na zadania zlecone z zakresu administracji rządowej o kwotę 6.900,00 zł – zgodnie z załącznikiem nr 5 do uchwały. Planowane dotacje na zadania zlecone z zakresu administracji rządowej po zmianach wynosić będą 1.253.993,00 zł. 7. Zmniejsza się wydatki na realizację zadań zleconych z zakresu administracji rządowej o kwotę 6.900,00 zł – zgodnie z załącznikiem nr 6 do uchwały. echo Planowane wydatki na realizację zadań zleconych z zakresu administracji rządowej po zmianach wynosić będą 1.253.993,00 zł. 8. W wyniku powyższych zmian „Prognoza kwoty długu Miasta Jordano- wa na lata 2010 – 2019”, przyjmuje kształt zgodnie z załącznikiem nr 7 do uchwały. §2 Wykonanie uchwały powierza się Burmistrzowi Miasta Jordanowa. Jordanowa §3 Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia oraz podlega ogłoszeniu w Dzienniku Urzędowym Województwa Małopolskiego. U C H W A Ł A N R X X X I/271/2010 R A D Y M I A S TA J O R D A N O WA Z D N I A 11 M A R C A 2010 R O K U w sprawie zmiany uchwały nr XIII/121/2008 Rady Miasta Jordanowa z dnia 25 lutego 2008 roku w sprawie porozumienia z Gminą Jordanów. Na podstawie art. 18 ust. 2 pkt 12 i art. 74 ustawy z dnia 8 marca 1990 roku o samorządzie gminnym /t. jedn. Dz.U. nr 142, poz.1591 z 2001 r. z póź. zm./ - Rada Miasta Jordanowa u c h w a l a, co następuje: §1 Dokonuje się zmiany porozumienia stanowiącego załącznik do uchwały nr XIII/121/2008 Rady Miasta Jordanowa z dnia 25 lutego 2008 roku w sprawie porozumienia z Gminą Jordanów – o treści jak w załączniku do niniejszej uchwały. §2 Wykonanie uchwały powierza Burmistrzowi Miasta Jordanowa. §3 Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia. ZAŁĄCZNIK DO UCHWAŁY NR XXXI/271/2010 RADY MIASTA JORDANOWA Z DNIA 11 MARCA 2010 R. POROZUMIENIE zanych z doprowadzeniem sieci wodociągowej od SUW do punktu będącego jednocześnie początkiem budowy sieci, o której mowa w § 1. 2. Gmina Jordanów przyjmuje zadanie, tj. wykonanie głównej sieci wodociągowej, o którym mowa w § 1, będące przedmiotem niniejszego porozumienia, zobowiązując się do zrealizowania niniejszego przedmiotu porozumienia w oparciu o ustawę z dnia 29 stycznia 2004 r. Prawo zamówień publicznych (tj. Dz. U. z 2007 r. Nr 233. poz. 1655). 3. Kwes e formalno-prawne związane z realizacją inwestycji oraz udzielenia zamówienia publicznego przez Gminę Jordanów będą przedmiotem odrębnego dokumentu (porozumienia) stanowiącego integralną część niniejszego porozumienia. §3 1. Po wykonaniu zadania będącego przedmiotem niniejszego porozumienia, o którym mowa w § 1, Miasto Jordanów będzie dostarczać odpłatnie wodę pitną Gminie Jordanów, na teren wsi Naprawa. 2. Kwes e formalno-prawne związane z dostawą wody pitnej będą przedmiotem odrębnego dokumentu (porozumienia) stanowiącego integralną część niniejszego porozumienia. §4 Dokumenty wymienione w niniejszym porozumieniu szczegółowo określające realizację przedmiotu porozumienia zostaną opracowane przez upoważnionych przedstawicieli stron. zawarte w dniu …………………… 2010 r. pomiędzy Gminą Miasto Jordanów, z siedzibą 34-240 Jordanów, Rynek 1, reprezentowaną przez: 1. mgr Zbigniewa Koleckiego - Burmistrza Miasta a Gminą Jordanów, Jordanów z siedzibą 34-240 Jordanów, Rynek 2, reprezentowaną przez: 1. mgr inż. Stanisława Pudo - Wójta Gminy o następującej treści: §1 1. Przedmiotem niniejszego porozumienia jest zaopatrzenie w wodę sołectwa Naprawa z wodociągu miejskiego w Jordanowie. 2. Warunkiem porozumienia jest wykonanie zadań przez Gminę Jordanów:, tj. głównej sieci wodociągowej PE 160 mm na terenie Miasta Jordanowa (w oparciu o posiadany przez Miasto Jordanów projekt budowlany, zatwierdzony decyzją pozwolenia na budowę) oraz dostawy przez Miasto Jordanów wody pitnej ze Stacji Uzdatniania Wody w Jordanowie dla wsi Naprawa. 3. Warunkiem realizacji zadania polegającego na dostawie wody pitnej dla wsi Naprawa na terenie Gminy Jordanów jest wykonanie przez Gminę Jordanów sieci wodociągowej do opomiarowanego punktu odbioru na terenie Wsi Naprawa. §2 1. Gmina Jordanów wykona do końca 2013 roku na własny koszt główną sieć wodociągową i przekaże ją Miastu Jordanów tytułem rekompensaty dotychczas wykonanych przez Miasto Jordanów prac i poniesionych kosztów zwią- 5 echo Jordanowa §9 Ewentualne spory wynikłe z realizacji porozumienia rozstrzygane będą w drodze mediacji a ostatecznie przez właściwy sąd powszechny. § 10 Niniejsze porozumienie podlega ogłoszeniu w Dzienniku Urzędowym Województwa Małopolskiego. §5 Wszelkie zmiany niniejszego porozumienia będą wymagały formy pisemnej pod rygorem nieważności. §6 Porozumienie sporządzono w czterech jednobrzmiących egzemplarzach, po dwa dla każdej ze Stron. §7 Porozumienie zawiera się na czas nieokreślony. §8 Porozumienie może zostać rozwiązane przez każdą ze stron za 3 miesięcznym wypowiedzeniem. Miasto Jordanów Burmistrz Miasta – Zbigniew Kolecki Gmina Jordanów Wójt Gminy - Stanisław Pudo U C H W A Ł A N R X X X I/277/2010 R A D Y M I A S TA J O R D A N O WA Z D N I A 11 M A R C A 2010 R . zmieniająca uchwałę nr VII/53/2007 Rady Miasta Jordanowa z dnia 27 kwietnia 2007 r. w sprawie przyjęcia nowego Statutu Stowarzyszenia pod nową nazwą „Samorządowe Centrum Przedsiębiorczości i Rozwoju” oraz wyboru przedstawiciela do tego Stowarzyszenia. przedstawiciela do tego Stowarzyszenia w brzmieniu: „2. Wybiera się na przedstawiciela reprezentującego Gminę Miasto Jordanów w Stowarzyszeniu „Samorządowe Centrum Przedsiębiorczości i Rozwoju”: Pana Zbigniewa KOLECKIEGO – Burmistrza Miasta Jordanowa §2 Wykonanie uchwały powierza się Burmistrzowi Miasta. §3 Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia. Na podstawie art. 84 ust. 2 ustawy z dnia 08 marca 1990 r. o samorządzie gminnym /t. j. z 2001 r. Dz. U. Nr 142, poz. 1591, z póź. zm./ - Rada Miasta Jordanowa u c h w a l a, co następuje: §1 Dokonuje się zmiany ust. 2 w § 1 uchwały nr VII/53/2007 Rady Miasta Jordanowa z dnia 27 kwietnia 2007 r. w sprawie przyjęcia nowego Statutu Stowarzyszenia pod nową nazwą „Samorządowe Centrum Przedsiębiorczości i Rozwoju” oraz wyboru K I L K A U WAG W S P R AW I E N I E P O KOJ U WO KÓ Ł S P R Z E DA Ż Y Zbigniew Kolecki W ostatnim numerze „Echa” Pan Burmistrz Kołat wyraził swój niepokój spowodowany m.in. moimi działaniami, działaniami obecnej Rady Miasta i mojego poprzednika Pana Posła Kazimierza Hajdy. Proszę zatem pozwolić mi w obecności czytelników „ECHA”, wydawanego i finansowego z budżetu miasta, odnieść się do tego niepokoju. jąc z Burmistrzem Hajdą, a mając na to trzy lata, niewiele dla miasta zaproponowało. Realizując Uchwałę Rady Miasta Jordanowa, w grudniu 2009 roku ogłosiłem konkurs na projekt architektoniczno-urbanistyczny Rynku i terenu jemu przyległego oraz przygotowałem konkurs na zaktualizowanie programu rewitalizacji, ograniczając go do Rynku i terenu jemu przyległego, czyli tak zwanego „Manha anu” oraz działek leżących poniżej, aż do potoku Strącze. Wyłączono z projektu kilka atrakcyjnych działek budowlanych, które już nie są własnością miasta, gdyż w czasie kadencji Pana Burmistrza Kołata zostały zamienione, a następnie przekazane w formie darowizny. A. REWITALIZACA Program Rewitalizacji Miasta Jordanowa rozpoczął Pan Burmistrz Kazimierz Hajda i prace swoje doprowadził do opracowania programu i złożenia go w Urzędzie Marszałkowskim w Krakowie. Program ten obejmował dużą część naszego miasta i jego wykonanie szacowano na ok. 40 milionów złotych. Program został pozytywnie oceniony, jednak nie wykonano dla niego projektu architektoniczno-urbanistycznego. Po objęciu urzędu Burmistrza zaprzestałem współpracy z jednym z krakowskich biur projektowych, które współpracu- 6 echo Nikt nie zamierzał i nie zamierza krzywdzić najemców pawilonów handlowych na wspomnianym „Manha anie”, z którymi umowy podpisywał Burmistrz Kołat i skutkują one do 2014 roku. Projekt zakłada koncepcję, która realizowana może być w następnych latach. Nawiasem mówiąc, ciekawe wydaje się, dlaczego Pan Burmistrz Kołat nie wykorzystał bardzo atrakcyjnej koncepcji zagospodarowania całego tego terenu, którą pozostawili po sobie w roku 1992 ówczesny Burmistrz śp. Stanisław Szczęśniak i Rada Miasta Jordanowa, której miałem wtedy zaszczyt przewodniczyć, a w zamian za to stworzył tzw. „Manha an”? Na te dwa w/w Konkursy Rada Miasta zapisała w budżecie na rok 2010 – 350 tys. złotych, a realizacja całego projektu rewitalizacji kosztować miała 5 milionów złotych, z czego 3,5 miliona otrzymać mieliśmy z Urzędu Marszałkowskiego w Krakowie. Wspomniany konkurs, do którego przystąpiło pięć pracowni projektowych, rozstrzygnięty został w marcu br. Mając na uwadze uchwałę Zarządu Województwa Małopolskiego z września 2009 roku o terminie II naboru Programów na Rewitalizację Miast (lipiec 2010), byliśmy do tego naboru merytorycznie i finansowo przygotowani. Natomiast ten sam Zarząd Województwa, w dniu 18 marca 2010 r. podjął decyzję o wycofaniu się z drugiego naboru, twierdząc, że nie ma wystarczających środków na dofinansowanie gmin i miast w rewitalizacji. Tylko ten fakt, a nic innego, spowodował, że musieliśmy od tego zadania odstąpić. Jestem jednak przekonany i radni tej kadencji również, że nie odstępujemy od programu rewitalizacji na zawsze, a jedynie czasowo go zawieszamy, gdyż wierzymy, że w następnym rozdaniu funduszy unijnych Zarząd Województwa Małopolskiego ogłosi ponownie nabór. Wtedy to, posiadając pięć ciekawych projektów wyglądu naszego Rynku i bogatsi o zdobytą z tych projektów wiedzę, będziemy gotowi, aby w wystarczająco krótkim czasie ogłosić kolejny konkurs i złożyć kompletny wniosek w Urzędzie Marszałkowskim już w pierwszym terminie. Obecny konkurs kosztował miasto 5 tysięcy złotych, które przeznaczone zostały na nagrody dla dwóch najciekawszych koncepcji. Natomiast wykupienie jednej z nich kosztowałoby miasto blisko 300 tysięcy złotych, a realizacji projektu i tak by nie było z uwagi na zaniechanie naboru (o czym wyżej pisałem). Gdyby Pan Burmistrz Kołat zostawił po sobie gotowy program rewitalizacji i gotowy projekt architektoniczno-urbanistyczny, to już Burmistrz Hajda mógłby go złożyć w pierwszym naborze, a mnie przyszłoby go tylko zrealizować. Wtedy mógłbym z satysfakcją mówić o systematycznym kontynuowaniu działań w naszym mieście. Jednak w tym konkretnym przypadku stwierdzić tego nie mogę. Jordanowa Obejmując urząd Burmistrza Miasta przyszło mi zrealizować Uchwalę Rady Miasta z dnia 5 czerwca 2009 roku w sprawie „ustalenia strefy płatnego parkowania, sposobu poboru opłat i ustaleniu wysokości stawek opłat za parkowanie pojazdów samochodowych na drogach publicznych w strefie płatnego parkowania”. Uchwała wprowadzała zasady funkcjonowania strefy oraz określiła 6-cio miesięczny okres próbny jej obowiązywania. Byłem uczestnikiem wspomnianego przez Pana Burmistrza Kołata spotkania w Urzędzie. Przekonałem się wtedy, że fatycznie da się zauważyć opór części mieszkańców. Jednak po objęciu urzędu dużo na temat wprowadzenia SPP rozmyślałem analizując bilans zysków i strat (niektórzy ostrzegali mnie, że to rok wyborczy i dlatego nie warto się narażać). W końcu zdecydowałem się zaryzykować, twierdząc, że może warto zacząć kontynuować rozpoczęte przez mojego poprzednika zadanie. Tak się też stało i mocno zaangażowałem się w prace i działania mające doprowadzić do wprowadzenia strefy. W dniu 7 kwietnia br. zaczęliśmy pobierać opłaty, grzecznie upominając tych, którzy zapominali o ich uiszczaniu oraz instruując nie mogących z początku poradzić sobie z parkometrami. Dziś stwierdzam z całą odpowiedzialnością: udało się! Udało się z dwóch powodów. Pierwszy to ten, że osoby parkujące w Rynku chwalą sobie, iż w końcu jest porządek i miejsce do parkowania. Drugi ekonomiczny. Po trzech miesiącach obowiązywania strefy nakłady poniesione na jej uruchomienie nie tylko zwróciły się, ale zaczęły przynosić dochody. Wprowadzenie SPP kosztowało budżet miasta 64.090,73 zł, a dochody na koniec czerwca, szacujemy już na 71.115, 50 zł. Wynika z tego jasno, że SPP zaczęła już przynosić dochody dla budżetu miasta a pozostały jeszcze przecież 3 miesiące jej obowiązywania. Pytanie zatem, czy strefa przyniesie korzyści wydaje się być lakoniczne i nie trafione. Nie mam też sygnałów od osób prowadzących działalność gospodarczą w Rynku, aby ich dochody spadały w związku z wprowadzeniem SPP. Co do parkujących na innych ulicach, to nie ma problemu z tymi pojazdami, które zatrzymują się tam, gdzie jest to możliwe. Parkujący na zakazach sami ponoszą ryzyko i strefa nie ma z tym nic wspólnego. Dlatego uspakajam Pana Burmistrza Kołata – jest dobrze. Jest dobrze, że zadanie, rozpoczęte przez mojego poprzednika, a które kontynuuję ma sens i przynosi miastu korzyści. C. PODATKI. Co do wysokich podatków w naszym mieście, powiem tak. Ja tych podatków na mieszkańców miasta nie nakładałem. Urzęduję 9 miesięcy i za mojej kilkumiesięcznej kadencji Rada Miasta na mój wniosek zrewaloryzowała dotychczasowe stawki podatków opłat lokalnych tylko o wskaźnik inflacji. Sposób obliczania taryfikatora opłat za wodę i ścieki jest ściśle określony w przepisach prawa (Rozporządzenie Ministra Budownictwa z dnia 28 czerwca 2006 r.) i ja tego zmienić nie mogę. To co mogę, to zaproponować Radzie Miasta dopłaty do uchwalonych stawek, i tak też się stało w roku bieżącym. B. STREFA PŁATNEGO PARKOWANIA. Pan Burmistrz pyta w swoim artykule: „Czy wprowadzenie opłat za parkowanie w rynku przyniesie spodziewane korzyści w takiej wysokości, że zrekompensują one protesty mieszkańców, których można być pewnym, o czym się naocznie przekonaliśmy na zebraniu w Urzędzie Miasta?” Odpowiadam. 7 echo Jordanowa mierzamy rozpocząć wymianę poszycia dachowego na budynku szkoły wraz z remontem elewacji. Proszę zapytać Panią Dyrektor naszego Publicznego Przedszkola o jej potrzeby. Okna bezpośrednio zagrażają bezpieczeństwu dzieci. Tarasy, drzwi, ocieplenie itd. – można powiedzieć studnia bez dna. Wspomina Pan ośrodek zdrowia. Kto zatem dokonywał kapitalnego wzmocnienia dachu na ośrodku pod koniec ubiegłego roku, bo dach groził zawaleniem? Ano ja, albo inaczej budżet naszego miasta. Budynek na boisku sportowym. Warto zaprosić do niego chociażby kibiców, może oni sami albo działacze czy piłkarze powiedzą czy jest się czym pochwalić. Zbiornik na Hajdówce i lecący na nim, a wymagający natychmiastowego remontu dach, czy zbiornik koagulacyjny na ujęciu wody pitnej dla mieszkańców nie remontowany i nie czyszczony od początku swego istnienia, co jest powodem, że ludzie piją tak niedobrą wodę. To też sprawy do pokornego zastanowienia się. Będę je naprawiał, choć wiem, że nie będzie łatwo. Wiem natomiast, że Radni mi pomogą. To właśnie wraz z Radnymi tej kadencji podjęliśmy się wymiany oświetlenia ulicznego na energooszczędne. Oprócz tego – uzupełnienia istniejącej sieci oświetleniowej i instalacji nowych punktów świetlnych. Z satysfakcją będę te zadana wykonywał. A mogliśmy i Radni i ja mieć je już za sobą. Proszę popatrzeć teraz na nasz Ratusz. Czy pamięta Pan, w jakim stanie Pan go zostawiał. Burmistrz Hajda rozpoczął jego remont z zewnątrz. I znów cieszę się, że po nim kontynuuję dalsze prace i remonty z zewnątrz i wewnątrz, łącznie z salą obrad. Pisze też Pan o drogach i pozyskiwaniu środków na nie. Udało mi się, co nie było trudne, przekonać Radę Miasta o przyznaniu po raz pierwszy środków z budżetu miasta na remont ulicy Mickiewicza głównej. Ta wizytówka miastu chluby nie przynosiła. Wszyscy o tym mówili, działań było brak. Jak wspomniałem urzęduję tylko 9 miesięcy. W tym czasie postarałem się już pozyskać 900 tysięcy złotych z tzw. środków na usuwanie skutków powodzi. Przy udziale środków z budżetu miasta jest to kwota 1.296.000,00 zł. Z tych środków zostanie odnowionych szereg dróg i ulic w naszym mieście. Niebawem prace się rozpoczną. Jesteśmy już po części przetargów i podpisaniu umów. Piszę świadomie – części, gdyż dalej o te środki zabiegam i mam pewne zapewnienia, że na tym nie koniec. Tylko wczoraj otrzymałem promesę na kolejne 200 tysięcy złotych. Proszę też nie zapominać o „subtelnej” różnicy pomiędzy okresami, w których przyszło nam urzędować. Ja w myśl zapisów ustawy o finansach publicznych, do każdej kwoty dotacji pozyskanej z urzędu bądź „wyjeżdżonej” na zewnątrz muszę dołożyć 20 % ze skromnego budżet miasta. Pan takiej konieczności nie miał. D. SPRZEDAŻ I BOISKO. Pisze Pan Burmistrz Kołat, że nie tylko niewiele rocznie sprzedawał mienia komunalnego, ale przede wszystkim je pozyskiwał, podając przykład boiska sportowego przy ul. Kolejowej. Tu niestety muszę zarzucić Panu kłamstwo. Otóż boisko sportowe przy ulicy Kolejowej do dnia dzisiejszego nie jest własnością miasta, a jest własnością skarbu państwa. Podjąłem w ostatnim czasie starania, aby je dla miasta nieodpłatnie pozyskać. Wszystko wskazuje na to, że na sesji Rady Miasta w dniu 30 czerwca br. podjęta zostanie przez Radę stosowna uchwała wyrażająca zgodę na przekształcenie prawa użytkowania wieczystego na prawo własności. Uchwała ta wraz z wymaganymi innymi dokumentami z naszej strony trafi do Pana Starosty Suskiego, który sporządzi odpowiedni wniosek w tej sprawie do Wojewody Małopolskiego. Ten ostatni w bezpośredniej rozmowie ze mną zapewnił, że jeżeli tylko taki wniosek trafi na jego biurko, od razu go podpisze. Dopiero wtedy, Panie Burmistrzu, będziemy mogli odpowiedzialnie powiedzieć, że pozyskaliśmy naprawdę spory obszar dla potrzeb miasta. I to bezpłatnie. Pytam zatem, kto tego dokonał – Pan, Panie Burmistrzu, czy obecna Rada Miasta i urzędujący Burmistrz? Pan Burmistrz Kołat w tej chwili jest Prezesem OSP w Jordanowie. Pytam czy kiedykolwiek nie występowaliśmy jako Miasto, żeby wspomóc naszą OSP i strażaków, zarówno jeżeli chodzi o ich działalność bojową jak i kulturalną? Dzisiaj można się cieszyć z tego, że Dom Strażaka w Jordanowie jest jednym z ładniejszych ośrodków w Powiecie, a nie tylko, że sprzęt, który posiada OSP jest najbardziej nowoczesnym sprzętem wśród OSP w Powiecie Suskim. Może więc nie patrzmy kategoriami rozliczania się nawzajem tylko wspierania. Proszę nam zatem podpowiedzieć, w jaki sposób rozwiązać problem budynku poczty ? Jak na powrót przywrócić zapisy umowy, którą zawierał nieżyjący Burmistrz Szczęśniak, a która była bardziej korzystna dla miasta od tej, którą zawarł Pan, nakładając na miasto obowiązek utrzymywania budynku Gminy Jordanów i całkowicie zwalniając ją z konieczności remontów i modernizacji. Co do pozostałych Pana osiągnięć, to prawda, że wybudował Pan Gimnazjum, szkoda tylko, że nie według pozostawionego przez Pana Szczęśniaka projektu, za który przecież miasto zapłaciło, a który odłożył Pan do szuflady. Tylko, że salę gimnastyczną już po 4 latach jej użytkowania Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego zamknął z uwagi na niebezpieczeństwo katastrofy budowlanej. Kto musiał tę „żabę” po Panu zjeść. Ano Burmistrz Hajda, dalej ja, a przede wszystkim budżet miasta. Dzieci, owszem, uczą się krócej, ale w jakich dotąd warunkach to czyniły, jeżeli chodzi o Szkołę Podstawową? Od początku istnienia nie remontowana (nie licząc tzw. „przybudówki” ). Rada tej kadencji z Burmistrzem Hajdą podjęła się częściowo tego zadania. Remontowi i rozbudowie poddaliśmy salę gimnastyczną wraz z zapleczem, w którym mieści się nowa sala do gimnastyki korekcyjnej. W dniu jutrzejszym dokonany zostanie jej odbiór przez Powiatowy Inspektorat Nadzoru budowlanego. Jesienią za- Na koniec powrócę do sprzedanych: Zakładu Komunalnego i Ośrodka „ASTRA”. Za pozyskane z tych sprzedaży środki wraz z Radą Miasta przeprowadziliśmy: 1. Modernizację sali gimnastycznej i jej zaplecza w szkole podstawowej; wymieniliśmy grzejniki i naprawiliśmy kominy w szkole podstawowej – 600 tysięcy zł. 2. Usuwanie skutków klęsk żywiołowych – wkład własny 8 echo Jordanowa nowie (Program Operacyjny Kapitał Ludzki działanie 7.3. Inicjatywy lokalne na rzecz aktywnej integracji). w kwocie 230 tysięcy (ul.3 Maja, Mickiewicza - boczne, Bat. Chłopskich, Zakopiańska - boczna, Nad Skawą – boczna). 3. Remont i konserwację elewacji wraz z wymiana stolarki okiennej budynku ratusza, prace w otoczeniu ratusza, przebudowa poddasza i przyłącza energetycznego – 550 tysięcy. 4. Remont obiektów komunalnej (drogowej) infrastruktury technicznej w Jordanowie, zniszczonych lub uszkodzonych w wyniku powodzi mającej miejsce w 2007 roku – 391 tysięcy, to zabezpieczony wkład własny w roku 2010. Do końca roku aplikować będziemy jeszcze o wsparcie: 1. Wniosek o dofinansowanie przedsięwzięcia w ramach programu priorytetowego NFOS i GW: - czyszczenie i remont zbiornika koagulacyjnego na stacji uzdatniania wody - zakup samochodu wielofunkcyjnego. 2. Wniosek w ramach działania 7.3 Gospodarka odpadami (Małopolski Regionalny Program Operacyjny, Oś Priorytetowa 7. Infrastruktura ochrony środowiska). 3. Wniosek o wyposażenie w sprzęt szkolny i pomoce dydaktyczne pomieszczeń do nauki, tj. sala gimnastyczna, sala sportowo-rekreacyjna w Szkole Podstawowej (Ministerstwo Edukacji Narodowej). 4. Wniosek o wyposażenie w sprzęt szkolny i pomoce dydaktyczne pomieszczeń do nauki, tj. sala informatyczna w Gimnazjum (Ministerstwo Edukacji Narodowej). 5. Prace konserwatorskie i roboty budowlane związane z zabytkami (Ratusz, Rynek 2) - Program MKiDN Dziedzictwo Kulturowe „Priorytet 1 „Ochrona zabytków” oraz Program Ochrona zabytków Małopolski UMWM. Poza tym w roku bieżącym złożyliśmy następujące wnioski: 1. Remont i modernizacja pomieszczeń Biblioteki Miejskiej w Jordanowie (Program Infrastruktura Bibliotek – MKiDN). 2. Rozwój usług publicznych opartych na ICT w Gminie Miasto Jordanów (Małopolski Regionalny Program Operacyjny na lata 2007 – 2013, działanie 1.2. Rozwój społeczeństwa informacyjnego). 3. Ograniczenie zużycia energii w obiektach szkolnych w Gminie Miasto Jordanów, poprzez wykorzystanie rozwiązań pro środowiskowych (Małopolski Regionalny Program Operacyjny na lata 2007 - 2013, działanie 7.2 Poprawa jakości powietrza i zwiększenie wykorzystania odnawialnych źródeł energii). 4. ”WYGRAJMY PRZYSZŁOŚĆ” (Program Operacyjny Kapitał Ludzki, działanie 9.1.2. Wyrównywanie szans edukacyjnych uczniów grupy o utrudnionym dostępie do edukacji oraz zmniejszenie różnic w jakości usług edukacyjnych). 5. Integracja podmiotów środowiska lokalnego na rzecz przeciwdziałania przemocy w rodzinie w Mieście Jorda- Wiem, że łatwo jest krytykować i oceniać. Proszę tylko zważyć – ja mam swój czas dany na rok, z czego pracuję 9 miesięcy. Pan miał aż 12 lat. Miejmy zatem w sobie trochę pokory. Chciałbym dostać szansę na rozliczanie mnie po takim okresie czasu. PA R K I N G OW Y K L I N C Z Robert K. Leśniakiewicz No i się doczekaliśmy. Za parkowanie na Rynku trzeba płacić 1,- PLN/h. Dziwię się, że dopiero teraz ktoś na to wpadł. Powinno to być już od dawna, bo kasa miejska nie pokazywałaby pustego dna i odetchnąłby sam Rynek. Pojazdy to kurz wzbijany ich kołami, smród spalin wyemitowanych przez ich silniki, a nade wszystko wszechobecny hałas. Wszystkie wymienione tu czynniki są nad wyraz męczące dla mieszkańców naszego miasta. A co dopiero bę- dzie, kiedy wytniemy wszystkie wysokie drzewa, które porastają nasze Planty? Wszak drzewa – a szczególnie liściaste 9 – są naturalnymi wytwórniami tlenu, a poza tym ich listowie jest doskonałym pochłaniaczem hałasu, no i daje przyjemny cień w upalne dni, co nie jest bez znaczenia wiosna i w lecie. Więc prośba do Pana Burmistrza – niech się Pan zastanowi, zanim coś Pan każe wyciachać. A na miejscu wyciętego drzewa niech zostanie posadzone nowe! Nie muszę Panu przypominać o tym, że nasze Planty, to jednak unikat w skali kraju… Niestety – obok plusów są i minusy. Najwięcej i najgorsze mają miejsce w poniedziałki, kiedy to na połowie Rynku odbywa się jarmark, a samochody parkowane są na ulicach. Mniej więcej do godziny 14. ma tam miejsce echo Jordanowa w okolicy Rynku, albo o kompleksowym rozwiązaniu całego problemu poprzez przeniesienie jarmarku gdzie indziej – tylko gdzie??? I jeszcze jedno – byłoby dobrze, gdyby nasza policja drogowa w poniedziałki zajęła się regulacją ruchu w szczególnie newralgicznych i niebezpiecznych miejscach Rynku: przy wylocie w kierunku ul. Mickiewicza i 3. Maja oraz Gen. Maczka, gdzie w poniedziałki przemieszcza się najwięcej ludzi i pojazdów i stwarza to wiele sytuacji kolizyjnych, a nic tak nie działa uspokajająco na kierowców, jak widok patrolu drogówki... komunikacyjny horror. Mieszkam przy ul. Mickiewicza, która jest stosunkowo wąska. Samochody klientów jarmarcznych stawiane są po obu stronach ulicy, co zwęża ją jeszcze bardziej do ok. 3 metrów. Dwa samochody osobowe są w stanie się wyminąć, ale kiedy wymijają się autobusy czy ciężarówki, to zaczynają się problemy. Ulica się korkuje na amen, a co bardziej krewcy kierowcy wymieniają słowa nie nadające się do druku. Tak jest w lecie, a co będzie, kiedy spadnie śnieg i utworzy bandy po obu stronach ulicy? Wtedy ulice zostaną zakorkowane na amen. A zatem uważam, że trzeba będzie na serio pomyśleć albo o parkingach na jakichś niewykorzystanych terenach Jordanów, 2010-05-12 C Z A R N A C H M U R A N A D E U RO PĄ Robert K. Leśniakiewicz W dniu 20 marca 2010 roku, na dalekiej Islandii wybuchnął wulkan Eyjafjallajökull (Eyjafjoell). Eyjafjallajökull to szósty pod względem wielkości lodowiec Islandii. Jego powierzchnia wynosi 107 km². Pod lodowcem znajduje się wulkan, czynny między 1821 a 1823 i wcześniej w 1612 roku. Średnica krateru wulkanu wynosi 3-4 km. Lawa wydobywająca się z niego topi wielkie masy śniegu zalegające na górze i powoduje powodzie. Obawy są tym większe, że Katla budził się dotychczas średnio raz na pół wieku. Ostatni jego wybuch zdarzył się jednak niemal przed stu laty, w 1918 roku. Dlatego teraz służby sejsmologiczne bardzo czujnie obserwują rozwój sytuacji i przygotowują na najgorsze. Ze względu na szczególne położenie geologiczne, na granicy płyt tektonicznych, Islandię cechuje wysoka aktywność wulkaniczna. Na wyspie oraz mniejszych sąsiednich wysepkach znajduje się około 130 wulkanów, z tego 18 czynnych było w czasach historycznych, tj. od czasów zasiedlenia Islandii w 874. Szacuje się, że w ciągu ostatnich 500 lat z islandzkich wulkanów wydostała się ilość lawy równa połowie ilości lawy ze wszystkich innych erupcji w tym okresie na całym świecie. OGIEŃ POD LODEM Pomiędzy 3 i 5 marca 2010 r. nastąpiło około 3000 słabych trzęsień ziemi z epicentrum w okolicy wulkanu. Niektóre drgania były odnotowane w pobliskich miastach. Wybuch wulkanu nastąpił 20 marca - miasta Fljótshlí? i Markarfljót zostały ewakuowane. Trzęsienie nie spowodowało ofiar w ludziach. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że była to erupcja podlodowa i masy wody zmieszanej z popiołami wulkanicznymi spłynęły w dolinę niszcząc wszystko, co stanęło jej na drodze. Islandczycy z niepokojem obserwują zwiększającą się aktywność wulkaniczną na wyspie. Teraz boją się, że po przebudzeniu się wulkanu Eyja allajökull może obudzić się kolejny - położony na wschód od niego potężny wulkan Katla. Wulkan Eyja allajökull obudził się po 187 latach, co ludzie miejscowi uważają za najgorszy omen, bowiem dotychczas bowiem aktywność Eyja allajökulla poprzedzała wybuchy innego wulkanu, znacznie od niego groźniejszego - Katla. (Wikipedia) Według belgijskiego wulkanologa Hurona Tazieffa – islandzkie wulkany należą do najbardziej niebezpiecznych w tym rejonie świata. Do najgorszych należą erupcje wulkanów takich, jak: Askja w 1875, Kraka ndur w 1913, Hekla w latach 1845 i 1947, Katla w 1918, Laki (Skraptarjökull) w 1783 w czasie którego doszło do pęknięcia skorupy ziemskiej na długości 25 km, co spowodowało wylew lawy i ulot ekshalacji wulkanicznych, które spowodowały śmierć 10.000 ludzi i setek tysięcy zwierząt, Grimsvötn (Grimsvaten) w 2009 oraz Öræfajökull w latach 1727 i 1783. Do tego należy dodać spektakularny wybuch wulkanu Eldfell na wyspie Heymæy w 1973 roku oraz o dziesięć lat wcześniejszą erupcje wulkanu podmorskiego, wskutek której powstała wyspa Surtsey. (H. Tazieff – Kratery w płomieniach, Warszawa 1958) 10 echo Jordanowa BARWNE CHMURY W dniu 15 kwietnia nagłówki doniesień ze świata głosiły: Ruch lotniczy w Europie Północnej sparaliżowany przez wulkan. Chmura popiołów z islandzkiego wulkanu Eyja oell paraliżuje ruch lotniczy w Europie północnej, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii i krajach skandynawskich. Niebo dla ruchu lotniczego zostało zablokowane niemal nad całą Europą! W dniu 16 kwietnia, od godziny 10. zamknięta przestrzeń powietrzna nad całą Polską aż do dnia 19 kwietnia, kiedy to ruch lotniczy został częściowo odblokowany nad północą i centrum kraju. Nad całą Europą było anulowanych 5000 połączeń lotniczych, a to oznaczało wielki korek powietrzny. Popiół wulkaniczny jest groźny dla silników odrzutowych i poszycia kadłubów samolotów, a ponadto może poważnie ograniczać widoczność. Tymczasem aktywność islandzkiego wulkanu Eyja oell nie słabnie. Kolumna dymu i popiołu, bijąca w niebo z krateru, osiąga 11 tysięcy metrów. Podobnie jak poprzedniego dnia, wiatr niesie popioły w kierunku wschodnim, w stronę kontynentu europejskiego. Z niecierpliwością czekaliśmy na zakończenie dnia 17 kwietnia. Miałem nadzieję, że pyły w atmosferze utworzą wspaniałe efekty optyczne, jakie już kilka razy miałem okazję obserwować po wybuchu wulkanu Kasatochi na Aleutach - h p://www.youtube.com/watch?v=XVdTdqLGKhA oraz Kluczewska Sopka na Kamczatce - h p://www.youtube.com/ watch?v=c-TsVqxfL-s w 2009 roku. Niestety, zawiodłem się. Pogoda tego dnia była piękna - na niebie ani chmurki, żadnych smug kondensacyjnych od odrzutowców - zapylenie atmosfery ma także swe plusy. Jeszcze żadnego ranka nie było tak cicho o zmierzchu! Jednakże na wykonanych przeze mnie zdjęciach widać pylisty woal wokół Słońca. Był on jednakowoż zbyt nisko - na wysokości od 6 do 12 km nad Ziemią, by dać jakieś efekty. Wulkan Kasatochi czy Kluczewska Sopka wystrzeliły pyły na wysokość co najmniej 20 – 25 tys. m i to dopiero dało tak wspaniałe efekty barwne. W przypadku czarnej chmury nad Europą tego nie było... Zdjęcia, które tutaj prezentuję wykonałem przy pomocy aparatu fotograficznego z włączonym filtrem wzmacniającym czerwoną część widma. Jak widać, nawet mimo tego tej czerwieni jest niewiele, co potwierdza tylko, że chmura pyłu nie wisi nad Polską zbyt wysoko. Czekamy zatem na dalszy rozwój wypadków i aktywność wulkanu Eyja allajökull, który może obudzić jeszcze większe zagrożenie - wulkan Katla... Liczę jednak na to, że Eyja allajökull działa tutaj jak wentyl bezpieczeństwa i do wybuchu Katli jednak nie dojdzie. Tym niemniej trzeba uważać - wulkany potrafią być wyjątkowo nieprzewidywalne. Jak na razie skalę erupcji Eyja allajökull islandzcy wulkanolodzy oceniają na 1-2°VEI. PYLISTY BLOG A jak to wyglądało u nas? Założyłem, że pyły poniżej 6.000 m będą widoczne jako ciemne chmury, a te powyżej 11.000 m będą widoczne jako Cirrusy, które będą w stanie zmienić kolor światła słonecznego. Niestety - przeszkadza zachmurzenie... W Jordanowie smoliście czarne chmury pojawiły się już w czwartek - 15 kwietnia, po godzinie 17-tej. Ich wygląd nie wróżył niczego dobrego. Ich kolor był czarny i były bardzo gęste. Ściemniło się tak, jak przed ciężką burzą. Nasłuchiwaliśmy pilnie, czy nie usłyszymy grzmotów, ale nie - poza normalnymi odgłosami miasta nie słychać było niczego nietypowego. Chmury przesuwały się z kierunku pn. – zach. na pd. – wsch., ale inne chmury - już bardziej „normalne” przemieszczały się w tym samym czasie ze wschodu na zachód! Z tych czarnych chmur nawet szurnęło deszczem, ale był to w miarę czysty deszcz - woda nie była mętna, była przeźroczysta, bez smaku i zapachu. Spadło jej 12,9 l/m²/24 h. W tym dniu ciśnienie wynosiło 1006 hPa i miało tendencję wzrostową. 16 kwietnia pogoda była w miarę dobra, trochę popadało - 12,5 l/m²/24 h, ale nie zauważyliśmy żadnych sensacji, poza kilkoma pasmami chmur, które miały nietypowy kolor i kształt. Być może to właśnie były te smugi popiołów z wulkanu, ale nie jestem tego pewien. Ciśnienie atmosferyczne zaczęło rosnąć i z 1009 wzrosło do 1011 hPa. 17 kwietnia - rano znów kilka efektownych chmur o wschodzie słońca, zorza poranna normalna, w nocy słabo popadało - 4,3 mm deszczu. I jak w poprzednich przypadkach zero jakichkolwiek pyłów w wodzie. Potem dzień niemal bezchmurny z chmurami pięknej pogody - i wspaniałym słońcem! Ciśnienie atmosferyczne ustabilizowało się na 1017 hPa. Na niebie ani jednej smugi kondensacyjnej. Atmosfera przypomina oczekiwanie na chmurę radioaktywną, od której zginęli bohaterowie Ostatniego brzegu Nevila Shute’a. Czekamy na zorzę wieczorną - jeżeli pyły są w atmosferze, to powinna być taka, jak po erupcji wulkanu Kasatochi albo Kluczewskiej Sopki. Jeżeli nie - będzie normalna. Tymczasem BBC podaje, że aktywność wulkanu wzrasta, a zatem można oczekiwać wszystkiego, co najgorsze... WSTĘP DO KOŃCA ŚWIATA? Wydarzenia z kwietnia 2010 roku mogą stanowić przygrywkę do tego, co stanie się na północnej półkuli Ziemi po wybuchu Superwulkanu Yellowstone. Ale i nie tylko, bo Europa może ucierpieć wskutek szykującego się wybuchu Wezuwiusza, którego możliwość włoscy wulkanolodzy oceniają na BARDZO WYSOKĄ! Przypominam, że wybuch, który zniszczył Herculaneum, Pompeję i Stabiae w 79 r. miał średni indeks eksplozywności - 5°VEI. Wybuch Laki to 6°VEI podobnie jak 11 echo Jordanowa racji wyż nad Morzem Śródziemnym - niż nad Morzem Bałtyckim - chmury pylistej tefry zostaną przepompowane nad nasz kraj. Grozi nam w takim przypadku rok bez lata - a nawet kilka lat, w zależności od długości erupcji tych wulkanów... To, co się wydarzyło w Europie w ostatnich dniach można odebrać tylko jako BARDZO POWAŻNE OSTRZEŻENIE i lekcję pokory wobec Natury, która po raz kolejny pokazała nam dowody swej potęgi i naszą nicość wobec materialnych sił Wszechświata. Napisałem to wiele razy i powtórzę raz jeszcze: Przyroda będzie istniała bez nas, ale my bez Niej jesteśmy nikim. Kto tego nie zrozumie - zginie. wybuch Krakatau w 1883 roku, wybuch Tambora w 1815 po którym nastąpił tzw. „rok bez lata” to było 7°VEI. Najpotężniejszym wybuchem było wybuch Lake Toba 70.000 lat temu, którego moc wyniosła 8°VEI. Wszystkie te wybuchy poniosły za sobą poważne zaburzenia klimatyczne. Ale powróćmy do Wezuwiusza. Poza nim istnieje jeszcze dla nas jedno zagrożenie - na dnie Morza Tyrreńskiego czai się potężna struktura wulkaniczna - podwodny wulkan Marsili, który także zaczyna przejawiać aktywność i może wybuchnąć wraz z Wezuwiuszem... Jak pokazuje przykład wulkanu Eyja allajökull - jego emisje wulkaniczne są w stanie zasypać ogromne obszary Europy, a przy niesprzyjającym rozkładzie pola barycznego w konfigu- Jordanów, 2010-04-18 O S Z P EC O N E D R Z E WA TO O S Z P EC O N E M I A STO... Oto kolejne oszpecone zabytkowe drzewa w centrum Jordanowa. Chciałbym zapytać PT Władz Odnośnych i kogo trzeba: czy takie barbarzyńskie traktowanie jakby nie było żywych istot jest zgodne zasadami naszej religii, w której co drugie słowo to „miłość” odmieniana we wszystkim możliwych przypadkach? Te drzewa żyją i obcinanie ich gałęzi w okresie wegetacyjnym można porównać do wiwisekcji. Drzewo to żywa istota - nie mówi, nie krzyczy, nie skarży się - ale czuje. To jest tak, jakby człowiekowi wycięto na żywca część płuc i żołądka. Proszę o tym pomyśleć. Kolejna sprawa: czy taki stan miejskiej zieleni jest wizytówką naszego miasta? Dla obcokrajowców przybywających do Polski jest to dowód na głupotę Polaków. A potem się dziwimy, że dla Amerykanina słowo Polak jest synonimem rozmodlonego, brudnego, zapijaczonego idioty, o którym można opowiadać okrutne „Polish jockes”. Nie dziwię się im. Proszę sobie obejrzeć zdjęcia z miast Zachodu, gdzie o każde stare drzewo się dba, bo jest świadkiem historii Małej Ojczyzny. Na razie pod tym względem jeszcze jesteśmy gdzieś na Białorusi... Jeżeli nie jest to wizytówka naszego miasta, to czy jest to wstęp do wycięcia tych drzew? Jak znam życie i realia w tym mieście, to odpowiedź na te pytanie jest twierdząca. Komuś się już opatrzyły te dęby i lipy? Żeby choć na ich miejsce posadzono jakieś dekoracyjne drzewa - nie jakiś śródziemnomorsko-niemiecki chłam w którym kochają się niektórzy ludzie z tzw. świecznika. Polska to nie Włochy czy Portugalia, 12 gdzie nasadza się masowo tuje, cyprysiki czy żywotniki. Polska to jednak Środkowa Europa, gdzie wprowadzanie nowych gatunków stanowi zagrożenie dla ekosystemu i dla naszego zdrowia, m.in. ze względu na alergie. A zatem proszę PT Władze Odnośne - przestańcie szpecić to miasto! Przestańcie szkodzić tym resztkom zieleni, bo źle na tym wyjdziecie - mniej więcej jak Zabłoski na mydle, albo jak Stańczyk na grzybach... Robert K. Leśniakiewicz echo Jordanowa Z A S M A R K A N A J O L A N TA I M Ś C I WA ZO Ś K A Robert K. Leśniakiewicz Maj ogarnęło deszczowe szaleństwo. Pada właściwie przez całą pierwszą dekadę, z wyjątkiem przerw, które mają co najwyżej 12-15 godzin. Może dzięki temu uniknęliśmy przymrozków, które w ubiegłych latach atakowały nas w okolicach 1 Maja oraz w dniach 12. (Pankracego), 13. (Serwacego), 14. (Bonifacego) oraz 15 maja (Zofii). Przymrozków nie było, ale z nieba lały się strumienie wody. I tak: 11/12.V. popadało niewiele, bo 4,5 l/m²/24h, 12/13.V. spadło aż 47,3 mm/24h deszczu – więcej spadło tylko w Rokicinach Podhalańskich – tam było 48 l/m²/24h, 13/14.V. trochę ulgi – 4,2 mm/24h, za to… 14/15.V. spadło znowu 15,5 mm/24h, 15/16.V. znowu lejba - 27,52 mm/24h wody z pochmurnego nieba… A do tego wszystkiego ogromna wilgotność powietrza w granicach 80 – 95% i niskie ciśnienie w granicach 1005 – 990 hPa. To wszystko przekładało się na złe samopoczucie i kłopoty z układem krążenia i dolegliwościami reumatycznymi. 14 maja na Polskę ruszył nad Półwyspu Apenińskiego deszczowy niż genueński nazwany Jolanta. 15 maja. W Europie Południowej zaczęły się opady rzędu 100 – 150 mm/24h. Rzeki Słowacji i Węgier osiągają stany alarmowe, które rychło zostają przekroczone. W Polsce zaczyna spadać temperatura, a z zachodu nadciągają paskudne chmury… Zimna Zośka zaczyna brać odwet! Na Islandii wciąż dymi wulkan Eyla oell. To m.in. jego pyły wyrzucone na wysokość 6 – 12 km powodują te opady… 16. maja. Fatalna pogoda na południu Polski – pisze Onet. pl. - A najcieplej w Suwałkach. Niestety, sprawdzają się długoterminowe prognozy pogody z zeszłego tygodnia. Przez cały tydzień padało praktycznie codziennie, a dziś i jutro opady będą szczególnie intensywne. Najgorzej jest na południu Polski. Mieszkańcy Dolnego Śląska i Opolszczyzny od kilku dni przygotowują się na powódź. Rozpadało się w nocy i ma padać przez cały dzień. Najbardziej niepewna sytuacja jest w powiatach raciborskim, żywieckim, pszczyńskim, bielskim, cieszyńskim i wodzisławskim. Tam ogłoszono pogotowie przeciwpowodziowe. Od piątku natomiast stan pogotowia obowiązuje w czterech powiatach województwa opolskiego, w jednym powiecie Małopolski i w jednym na Śląsku. W Małopolsce stan ostrzegawczy rzek jest przekroczony w dziewięciu miejscach. Dziś (16.V) mapa pogody stanowi lustrzane odbicie tej, którą oglądamy najczęściej. W najcieplejszych w kraju regionach południowo-zachodnich będzie (wyłączając Zakopane) najchłodniej - 10 stopni we Wrocławiu, 7 w Opolu. W Tatrach natomiast może padać deszcz ze śniegiem, a temperatura wyniesie tylko 2 stopnie powyżej zera. Deszcz prawie w całej Polsce, w miarę sucho będzie na północno-zachodnich krańcach - w Gorzowie, Szczecinie i w Trójmieście. Za to najcieplej dziś będzie w Suwałkach. Wyjdzie słońce, padać nie powinno, a temperatura sięgnie nawet 20 stopni. Prognozy na najbliższe dni nie napawają optymizmem. Będzie dużo deszczu, trochę burz, a dzisiejsze śnieg w Tatrach może nie okazać się jednorazowym wybrykiem. U nas rano termometr pokazał tylko +4,5°C, a ciśnienie ustabilizowało się na poziomie 998 hPa. Na Słowacji i na Węgrzech powódź. Jak to wygląda – moż- na zobaczyć na załączonym filmiku zrobionym ze zdjęć wykonanych przez Panie Noemi Tooth i Jozsefine Magyar a nadesłane przez Panią Marię Hodobay z Klubu Miłośników Grzybów w Miszkolcu zamieszczonym na stronie internetowej - h p:// aniagrzybyija.blog.onet.pl/Zasmarkana-Jolanta-i-msciwa-Zo,2,ID406668105,n. Mgr Stanisław Bednarz twierdzi, że jest to największa powódź majowa od 1940 roku. Moi korespondenci twierdzą, że po stumilimetrowych opadach wylały wszystkie rzeki i Dunaj. W Tatrach spadł śnieg. 17 maja. O godzinie 06:00 wykonuję pomiar ilości opadów – w ciągu doby spadło 95,46 l/m²/24h wody. Podkarpacie podtopione. W Małopolsce alarm powodziowy w powiecie wadowickim i w Krakowie. Red. Andrzej Zalewski twierdzi, że stacja telemetryczna w Makowie Podhalańskim – Bogdanówce zasygnalizowała opad 170 mm/24h! Skawa wylała. OSP jest cały czas w pogotowiu. Wóz techniczny i bojowy stoi pod remizą w każdej chwili gotowy do akcji… Pogoda nadal bez zmian – pada deszcz, i wieje zimny, przenikliwy wiatr z NW. Temperatura o godzinie 06:00 wynosiła tylko +6°C, a ciśnienie 1001 hPa. Nad Europą Zachodnią znowu zawisa chmura wulkanicznego pyłu. Lotniska na razie zamykają Wielka Brytania, Irlandia i Holandia. Mgr Bednarz podaje mi, że Skawa w nocy osiągnęła maksimum 418 cm i toczyła swe wody w ilości 94.5 m³/s. O godzinie 09:00 poziom wreszcie zaczął spadać i mierzył 405 cm, a przepływ wody spadł do 83,9 m³/s. Średnio w naszym powiecie spadło 104,2 mm/24h deszczu. Rekordowe ilości spadły na Leskowcu – 171,2 mm i Bogdanówce – 186,2 mm. U nas zostały zalane przez Skawę domy przy ul. Przemysłowej – gdzie broniła ich nasza OSP, Rapaczówce i Na Podlaskach. Ten wylew Skawy jest porównywalny z tym z 1997 i 2001 roku. Jednakowoż była ona nieco mniejsza, bowiem w roku 2001 na wodowskazie w Jordanowie poziom osiągnął 480 cm, zaś w roku 1997 była zdecydowanie mniejsza i odczyt wynosił 378 cm. Podczas tej powodzi stan 418 cm został osiągnięty o godzinie 06:30, a potem już woda powoli opadała i w dniu 17 maja, o godzinie 20:00 wskaźnik wskazywał 320 cm, czyli 30 cm poniżej stanu alarmowego. Przy czym w masywie Przykca spadło chyba mniej, bowiem potok Strącze nie wezbrał tak bardzo, jak powinien przy tych opadach. W Tatrach sypie śniegiem – śnieg pojawił się na Babiej Górze – 1725 m n.p.m. i na Policy – 1367 m oraz na Hali Krupowej – 1152 m. Temperatura w Jordanowie spadła do +4°C. Czekamy, co przyniesie nam jutro… 18 maja. Deszcz ciągle pada - za dobę 17/18.V. spadło u nas 55,7 mm/24h. Pisze Onet.pl: Opady większe niż w 1997 roku. „Nie zwlekajmy z ewakuacją” - Dzisiaj najtrudniejsza sytuacja jest na Podbeskidziu. Ten piękny zakątek jest bardzo niebezpieczny. Ilość opadów jest 13 echo Jordanowa okolica. Poziom rzeki w tym rejonie mierzy 766 cm przy stanie alarmowym ustalonym 480. Równie dramatyczny poziom pokazuje wodowskaz w Zatorze. Wisła liczy tam 827 cm. W tej miejscowości woda zalewa oczyszczalnię ścieków. Joanna Błazenek z oświęcimskiego centrum zarządzania kryzysowego powiedziała, że zalane są drogi, między innymi dojazd do dzielnicy Dwory II w Oświęcimiu, a także szlak łączący Oświęcim z Bobrkiem. W powiecie Sucha Beskidzka po spokojnej nocy znów intensywnie pada deszcz. Szef miejscowe straży Tadeusz Mikołajek powiedział, ze telefony ponownie zaczęły się urywać. - Woda zalewa piwnice, udrażniamy przepusty - powiedział. Jak widać z powyższego, mści się lekceważenie Przyrody i Jej praw. Mści się obłędny wyrąb lasów, mści się melioracja, mści się likwidacja małej retencji… Nade wszystko mści się brak realizacji wniosków po Wielkiej Wodzie w latach 1997 i 2001. Ciekawy jestem, gdzie wyparowały pieniądze przeznaczone na budowę i naprawę wałów przeciwpowodziowych? Kto przywłaszczył sobie pieniądze na sprzęt do walki z nadmiarem wody? Jak to może być, żeby Straż Pożarna nie była w stanie walczyć z zalewem, bo nie ma worków z piaskiem? Jak to w ogóle jest możliwe, że strażacy nie mają takiego zwyczajnego środka łączności jakim jest radio CB do współpracy z wolontariuszami, którzy na pewno poświęciliby swój czas i sprzęt na pomoc w walce z zagrożeniem? W większości normalnych krajów właśnie w tego rodzaju akcjach poszukiwawczych i ratowniczych używa się łączności CB – właśnie po to ją stworzono, a nie przed ostrzeganiem się przed stojacymi na poboczach dróg „misiaczkami” czy „pieczarkami” – ale oczywiście nie w Polsce. A przecież najprostszy zestaw CB do samochodu kosztuje ok. 500,- PLN razem z montażem i anteną. Czy to są aż takie wielkie pieniądze? Więcej idzie na wszelkiego rodzaju uroczystości i czynności nie mające z PSP czy OSP niczego wspólnego. Kolejna sprawa, która wychodzi przy każdym tego rodzaju zagrożeniu – sprawa likwidacji szpitalika w Jordanowie. Zlikwidowano go nieopatrznie, jedną głupią i nieprzemyślaną decyzją w imię oszczędności i ratowania zadłużonego po uszy suskiego molocha. A teraz wyobraźmy sobie, gdyby wylała Skawa i Raba jednocześnie. Taki scenariusz jest – niestety możliwy przy intensywnych opadach >120 mm/24h. I co? I to, że Jordanów jest w takim przypadku całkowicie odcięty od świata. No i jak dowiezie się ciężko chorego czy uczestnika jakiegoś wypadku do szpitala w Suchej, Rabce czy Nowym Targu? Helikopterem? To jest dobre na hollywoodzkich filmach, którymi bez przerwy karmi nas nasza TV, ale w przypadku polskiej prowincji się to jakoś nie sprawdza. O czymś takim możemy sobie pomarzyć. Całkowity brak wyobraźni i realizmu może kosztować niejedno ludzkie życie. Ale kogo obchodzi ludzkie życie, kiedy liczą się słupki notowań i przedwyborczy fes wal obiecanek-cacanek!? Szkoda gadać… A deszcz wciąż pada. 19 maja. Za dobę spadło 30,1 mm deszczu. Jest wciąż pochmurno i zimno – o 06:00 mieliśmy tylko +5°C. Ciśnienie atmosferyczne rośnie – w tej chwili osiąga ono 1012 hPa. Kraków zalany, zamknięte mosty przez Wisłę. Fala powodziowa idzie w dół rzek. Czeka na nią Wrocław i inne miasta Dolnego Śląska. Powtarza się historia z Powodzi Tysiąclecia w 1997 roku, choć władze przyznają to bardzo niechętnie. Tymczasem wczoraj na północnym-wschodzie naszego kraju… Trąba powietrzna nad Suwalszczyzną Pozrywane dachy, połamane drzewa i zerwane linie energetyczne - to efekt trąby powietrznej, która we wtorek po większa niż w 1997 roku - poinformował minister spraw wewnętrznych i administracji Jerzy Miller. Minister podkreśla, że możliwość rozłożenia fali powodziowej niestety się skończyła. Dodaje także, że wszystkie służby zdają egzamin, strażacy z Państwowej Straży Pożarnej i z oddziałów ochotniczych oraz policja, która pilnuje mieszkań i dobytków tych którzy musieli się ewakuować. - Nikt nie zawiódł - wyjaśnił Miller. - Te opady są tak intensywne, że Czesi i Słowacy nie dali rady, a teraz my zdajemy egzamin - powiedział minister. Jerzy Miller zaapelował także, aby nie zwlekać z ewakuacją. - Uwierzmy, że policja zajmie się naszym dobytkiem, zabierzmy najważniejsze rzeczy i przejdźmy do tych bezpiecznych, wyznaczonych miejsc. Nadal intensywnie pada; „pomoc strażaków nie wystarcza” Nad Podbeskidziem znów intensywnie pada. W wielu miejscach, po chwilowej stabilizacji, znów zaczęło przybywać wody w rzekach. Według synoptyków z IMiGW intensywnie będzie padać do południa. Później opady osłabną, ale nie zanikną. W rejonie Bielsko-Biała najtrudniejsza sytuacja panuje w Czechowicach-Dziedzicach. Nie ma już połączenia drogowego miasta z Zabrzegiem. Ewakuowani są mieszkańcy z kolejnych domów w Czechowicach-Dziedzicach, Kaniowie, Dankowicach. Zdaniem rzecznik bielskiej straży pożarnej Patrycji Pokrzywy w Bielsku-Białej trudna sytuacja panuje na drodze wylotowej w kierunku Żywca. Woda praktycznie ją zmyła. W Czechowicach-Dziedzicach rzeka Iłownica pozalewała domy wielu mieszkańcom. Woda wdarła się o 2 w nocy z niedzieli na poniedziałek. To tę okolicę odwiedził szef MSWiA Jerzy Miller. Mieszkańcy nie kryją zdenerwowania. Twierdzą, że w krytycznych chwilach pomoc strażaków nie była wystarczająca. - Mama siedziała w domu i nie wiedziała, co robić, bo strażacy przynieśli nam tylko jeden worek z piaskiem. O drugiej w nocy woda weszła. Nie było nikogo, kto by pomógł. To jest masakra - mówiła jedna z mieszkanek zalanego rejonu miasta. Rzecznik śląskich strażaków Jarosław Wojtasik tłumaczy, że sytuacja jest wyjątkowa, a żywioł z ogromną siłą pojawił się w wielu regionach. - Mamy 3 tysiące strażaków i więcej ich nie będzie w ciągu doby - wyjaśniał. Na Śląsku Cieszyńskim w Skoczowie w nocy sytuacja powoli stabilizowała się. Dorota Kochman z biura promocji i informacji magistratu powiedziała, że „miasto czeka wielkie sprzątanie, choć służby wciąż trzymają rękę na pulsie”. W Skoczowie nieprzejezdna jest droga krajowa 81 popularnie zwana „wiślanką”. Na skrzyżowaniu stoi policyjny radiowóz, który kieruje wszystkie samochody na objazd przez Cieszyn w stronę Pawłowic. W Zebrzydowicach pod wodą znalazł się cmentarz. Na Żywiecczyźnie wieczorem przestało padać i woda w rzekach opadła. W nocy deszcz znów stał się intensywny. Strażacy mówią, że w ciągu 2-, 3 godzin poziom wody w potokach i rzekach prawdopodobnie poważnie wzrośnie. Najpoważniejsza sytuacja jest w Jeleśni. W rejonie Wadowic w Małopolsce sytuacja jest bardzo ciężka. Strażacy informują, że najpoważniej jest w Woźnikach, gdzie lokalna rzeczka przerwała wał. Ratownicy starają się ocalić domy przed zalaniem. Strażacy starają się także uratować wał na Wiśle w Spytkowicach. - W oczach rośnie Choczenka w Wadowicach. Jeszcze ze 30 minut i będziemy ją mieli na ulicach - powiedział oficer dyżurny wadowickiej straży pożarnej. W powiecie oświęcimskim (Małopolska) najpoważniejsze zagrożenie w nocy wystąpiło w Broszkowicach. Tam groziło, że Wisła przerwie wał. Strażacy walczą, by nie została zalana cała 14 echo południu przeszła nad gminą Rutka Tartak na Suwalszczyźnie (woj. podlaskie). Trąba powietrzna przeszła przez wsie Pobondzie, Rowele i Kadaryszki w gminie Rutka Tartak. Ich mieszkańcy mówią, że trąba powietrzna trwała kilka, może kilkanaście sekund. Jak informuje straż pożarna w Suwałkach, uszkodzonych zostało sześć domów mieszkalnych i 11 obiektów gospodarczych. W akcji bierze udział 50 strażaków. - Są duże straty, niektóre budynki są całkowicie zniszczone. Na kolejnych są zwalone dachy - powiedział komendant suwalskiej straży pożarnej Krzysztof Hawrus, który przyjechał na miejsce zdarzenia. Według strażaków, dotąd nie ma sygnałów, by ucierpieli ludzie. Akcja pomocy poszkodowanym będzie trwała do późnych godzin nocnych. Jak poinformowała rzecznik wojewody podlaskiego Jolanta Gadek, na miejsce zdarzenia przyjechał wojewoda podlaski, Maciej Żywno. Wojewoda zadeklarował pomoc poszkodowanym - albo ze środków wojewódzkich, albo centralnych. (Interia.pl) Przerażające efekty ludzkiej bezmyślności i braku wyprzedzającego myślenia. W obu przypadkach winę ponoszą ci, którzy dla zysku rąbią lasy całymi hektarami. To jest miejsce narodzin każdej tego rodzaju biedy, każdego kataklizmu! W dniu wczorajszym (18.V.) przez Jordanów przejeżdżał Komendant Główny SP gen. Wiesław Leśniakiewicz z premierem Tuskiem. Ten ostatni na widok tego, co się dzieje w Małopolsce wydalił z siebie zdanie: „Nie będzie litości za złe decyzje”. To znaczy, że co? – że będzie wsadzał swoich kolegów partyjnych? Jordanowa Wkładam to pomiędzy bajki. Jak Polska Polską, po 1989 roku za to nikt nikogo nie wsadził. Po Wielkiej Powodzi 1997 roku zmienił się rząd i to była jedyna zmiana, reszta pozostała bez zmian, quod erat demonstrandum… Co pokazała ta powódź? To, co zawsze pokazuje się w naszym kraju w chwilach próby: bohaterstwo ludzi walczących z bezlitosnym żywiołem i ich determinację w tej walce. I niestety – ten przesłodzony obrazek psuje to, co doprowadza zazwyczaj do takich sytuacji: brak wyobraźni urzędników państwowych i samorządowych, brak zdolności organizacyjnych, korupcja, braki w sprzęcie, i w całej inra- i ultrastrukturze przeciwpowodziowej, co odbiło się przede wszystkim na ludziach i ich dobytku – dokładnie tak, jak w 1997 roku – a nawet jeszcze gorzej. I jak widać, okrutne lekcje powodzi z lat 1997 i 2001 nikogo i niczego nie nauczyły. A najciekawsze w tym wszystkim jest to, że jak się okazuje, na ochronę przeciwpowodziową pieniądze były – dotacje rządowe i z UE. I jakimś cudem… wyparowały, czy może mówiąc wprost i bez ogródek, wypłynęły w czyjeś kieszenie. Albo, jak to się mówi w dzisiejszej nowomowie – zostały wyprowadzone (to taki eufemizm stanowiący zamiennik słowa „kradzież” – wszak żyjemy w kraju, gdzie nazwanie złodzieja złodziejem obraża… złodzieja!). Ślimacząca się ponad 28 lat budowa zapory w Świnnej Porębie stanowi wymowny przykład na powyższe – gdyby ktoś pytał o dowody. Myślę, że tym przede wszystkim powinny zająć się odpowiednie służby CBŚ i nade wszystko CBA! Może ta ostatnia wreszcie na coś się przyda i udowodni, że jest do czegoś potrzebna! T R A K TAT O T EG O RO C Z N E J P OWO DZ I Stanisław Bednarz Jest już 13 czerwca. Właśnie tej nocy przeszła gwałtowna nawałnica z atakiem, na szczęście krótkim, huraganowego wiatru, że aż drzewami gięło a niebo rozświetlały upiorne błyskawice. Chodzę po lesie i sprawdzam, co połamało. Potężna osika leży złamana. Rozmyślam nad wszystkimi wydarzeniami, które dotknęły nas w ciągu ostatnich 40 dni. Czy faktycznie karze nas Bóg za nasze grzechy, jak powiadają księża, czy ziszcza się proroctwo profesor Haliny Lorentz z IMGW, która mówiła o nasileniu gwałtownych zjawisk przedzielonych okresami afrykańskich upałów w związku z trwałą przebudową układów barycznych. Obserwuję z lękiem i trwogą wszystkie te zdarzenia, począwszy od połowy maja. Postaram się podzielić z czytelnikami moimi obserwacjami i przemyśleniami chronologicznie dzień po dniu . Tak się złożyło że okres od 1 do 9 maja spędziłem poza granicami kraju. Gdy przyjechałem, okazało się, że do dnia 9 maja spadło już 100 mm deszczu, przy czym przez sam długi weekend 1-4 spadło 78 mm. Jest to ilość zbliżona do nor- my całego maja, a dopiero jest dziewiąty. Obserwuję pierwsze obrywy brzegowe w Toporzysku i myślę sobie, co będzie dalej, jeśli już stateczność skarp się obniża. Od 9 do 12 maja niejakie uspokojenie, ale coś tam popaduje codziennie. Najgorsze przed nami. 12 maja Po południu przeszła gwałtowna burza od wschodu. W dzieciństwie zawsze straszono mnie burzami od Lubonia; twierdzono, że są gorsze od tych z zachodu, zwłaszcza jeśli idzie o nawodnienie. Nie było frontu, nie było wichru, po prostu zagrzmiało parę razy, ale spadło aż 47 mm deszczu w ciągu niecałych 2 godzin. Boję się cały czas o osuwiska, gdyż suma od początku maja zbliża się do 150 mm 15 w dość krótkim odstępie. Na razie tylko o te płytkie wietrzelinowe, bo ilość opadów na razie nie upoważnia do lęku o te głębokie skalne. Ale wszystko przed nami – co się odwlecze to nie uciecze. 14 maja Prognozy wieją zgrozą. Ponoć zbliża się niż genueński – największy sprawca powodzi w Karpatach. Wieje grozą, gdyż taki układ baryczny wywołał m.in. powódź 1997 i wiele innych. Dlaczego tak się dzieje? Winny jest paradoksalnie wyż azorski, który zamiast siedzieć jak nazwa mówi na archipelagiem Azorów zawędrował daleko na północ. Niże atlantyckie nie mogą iść na Wielką Brytanię i dalej na zachód, tylko skręcają na Hiszpanię, potem nad Majorkę, tam pompują wodę echo w niesamowitych ilościach z nagrzanego Morza Śródziemnego. Idą dalej na Genuę, przechodzą nad Austrią i kierują się na Bramę Morawską. Zbliżając się nad Karpaty ochładzają się powietrzem z północy i spuszczają wodę w monstrualnych ilościach nad Jesoniki w Czechach, Beskid Śląski, Żywiecki i Makowski. Zachowaj nas Panie! Do tego codziennie coś tam popaduje. Kropla do kropli. 15 maja Nadszedł w godzinach wieczornych. Meteorolodzy nadają mu wdzięczne imię Jolanta. Tak się składa, że cyklonalne niże w Europie otrzymują imiona żeńskie, a pogodne stacjonarne wyże imiona męskie. Żona protestuje, ja się drażnię, że podkreślają przewrotność natury kobiecej. Ale nie pora na żarty. Cała noc z 15 na 16 leje na razie umiarkowanie (27,5 mm). Siła niżu na razie wyżywa się na Węgrzech i Słowacji. Na nas przyjdzie pora. 16 maja Zgroza leje cały dzień i całą noc nieprzerwanymi strugami zimnego deszczu. W Tatrach śnieżyce. Deszczowi towarzyszy silny wiatr i potęgujący chłód. Rzeki przybierają w oczach, wieczór są już powyżej alarmowych. Leje nie tylko nad gó- rami, ale też nad Pogórzem i Krakowem. Gminy i powiaty zachodniej Małopolski, w tym powiat suski, w nocy z 16 na 17 ogłaszają alarm przeciwpowodziowy. Jak to wygląda na Skawie w Jordanowie? Stan ostrzegawczy 270 przekroczony już o 12 w południe, stan alarmowy 350 około 2-giej w nocy. Siedzę przy danych z radaru opadowego; nie ma nadziei, chmury kotłują się w miejscu. 17 maja Najbardziej krytyczny dzień. Rano o 8 godzinie Skawa osiągnęła dawno nie notowany poziom 418 cm. Wtedy zalewa boisko i domy w stronę Toporzyska. Ostatni raz poziom 400 Skawa osiągnęła w 2001 roku – było 480 cm. Spadły niesamowite ilości deszczu i podobnie jak w 1970 i w 2001 uformowały się centra opadowe na Leskowcu, gdzie za dobę spadło 171 mm i w Bogdanówce, gdzie spadło 186 mm. W Beskidzie Śląskim również 180 mm. Średnio w dorzeczu Skawy spadło średnio 104 mm, a w Jordanowie 94 mm. Powódź na razie oszczędza zlewnie Dunajca, dalej na wschód i Tatry, ale ich też dopadnie – kwes a czasu. To są ilości anormalne nawet dla lipca, a co dopiero dla maja. Próbuję odgrzebać z notatek kwes e powodzi majowych. Ostatnia wielka powódź majowa z podwójną kulminacją miała miejsce w 1940; była wtedy okupacja, były ważniejsze problemy; zatarła się w pamięci ludzkiej. W 1987 około 23 maja lało w Jordanowie przez 72 godziny; Skawa osiągnęła 402. Spłynęło szybko, bo nie było poprzedzone wcześniejszymi opadami, woda nie wkroczyła na boisko, tylko w Toporzysku utopił się człowiek. Teraz Skawa wylewa na łąki na Międzywodach i w obrębie meandrów między Jordanowem a Bystrą. W sumie to zbawienne – prąd wyhamowuje, poziom się obniża i do Osielca fala przychodzi spłaszczona. Są to naturalne foldery chroniące niżej położone obszary zabudowane. Pewni „uczeni” chcą takie odcinki prostować. Szczególnie prostowanie rzek upodobał sobie w zaborze pruskim cesarz Wilhelm. Według niego musiał być „Ordnung”, rzeka musiała płynąć prosto, według rozkazu czynić pożytek i nie wyczyniać żadnych brewerii. Nasi decydenci w RZGW myślą techniczną są w XIX wieku, podczas gdy współcześni Niemcy preferują biologiczną zabudowę, nasi robili do niedawna betonowe koryta. Efekty widziałem jadąc rano ze strwożonym sercem do Suchej. Pomiędzy Suchą, a Makowem dopływy ujęte w betonowe koryta zatkały się rumoszem, ominęły wą- 16 Jordanowa skie przepusty pod drogą krajową i rozlały się jak chciały na drogę, domostwa. Nie założono łapaczy przeciwrumoszowych, a woda ujęta w betonowe koryta nie wlekła, a niosła piekielnym tempem rumowisko. W Suchej wpadłem w wir sztabu przeciwpowodziowego. Złe informacje o mostach. Uszkodziło most na Skawie w Zembrzycach, uszkodziło mosty w Marcówce i Targoszowie, dziesiątki podmyć, nieśmiało pojawiają się zwiastuny pierwszych na razie płytkich osuwisk, m.in. przy drodze krajowej obok kamieniołomu w Suchej. 18 maja Horroru dzień drugi. Przez chwilę nie padało, co pozwoliło wodzie w Jordanowie opaść o 5 rano do poziomu 282, lecz znów zaczęło intensywnie lać. Lało jak z cebra do 14, poziom Skawy w Jordanowie znów osiągnął 340 cm. Fala kulminacyjna doszła do Krakowa. Byłaby większa, gdyby zapora w Świnnej Porębie, jeszcze nie ukończona, samoistnie nie zaczęła napełniać zbiornika. Zamknięto most Dębnicki, gdyż poziom wody podniósł się do poziomu nie notowanego od 1970 roku: przepływa w ciągu sekundy 2300 m3. W opisywanym wcześniej maju 1940 przepływało 2100 m3. Aby tę ilość sobie wyobrazić, wspomnijmy, że na Skawie przy maksymalnych stanach powyżej 400 cm płynie na sekundę 87m3. Gdzieś tam oczywiście przerwało wały w Płaszowie. Na kopcu Piłsudskiego zeszło osuwisko, rzadkość dla Krakowa. Z peryferyjnego osiedla Bace pomiędzy Suchą ,a Zembrzycami płynie niepokojący sygnał – osuwa się stok, zagraża budynkom, pękają drzewa. Spadło mniej opadu w Jordanowie 55 mm, na Leskowcu znów 78 mm. W niektórych miejscach poziom miesięczny zbliża się do nigdy nie notowanego stanu około 400 mmm. 19 maja Horror hydrologiczny nieco zelżał, Skawa w Jordanowie opadła poniżej ostrzegawczego. Spadło w Jordanowie tylko około 30 mm. Ale rodzi się nowy kataklizm. Zewsząd w Karpatach ujawniają się osuwiska. Najgorsze w Lanckoronie i w okolicach Limanowej. Przy progu opadowym ponad 400 mm, gdy opad jest w krótkim czasie, naukowcy stwierdzają sucho: „następuje powszechna utrata stateczności stoków”. I stało się! - Złe wieści płyną nawet z okolic Gdowa, z korony jezior zaporowych: łącznie już około 130 osuwisk. Część z nich uruchomiana została wskutek poślizgu na warstwie namokniętych łupków ilastych, które wtedy działają jak smar, ale tam, gdzie wystę- echo pują tylko gliny wietrzelinowe, następuje upłynnienie glin. Niekiedy za dużo rurek drenarskich; odpływy z przydomowych oczyszczalni mają wyloty w nieprzepuszczalnych glinach. Powódź dotarła dopiero na Orawę, którą pierwszy atak nie dotknął, rozwścieczony Syhlec przyniósł z Babiej takie ilości wody, że rozlał się na całą wieś. Obrona mostu Dębnickiego trwa. 20 maja Nieco ulgi, spadło poniżej 15 mm. Powódź dochodzi Wisłą do Ziemi Sandomierskiej. Ujawniają się pierwsze, na razie nieznaczne pęknięcia na stoku w Tarnawie Dolnej w powiecie suskim. Jeszcze o niej usłyszymy. Na ziemi sandomierskiej tworzą się wskutek pęknięcia wałów wielkie rozlewiska o rozmiarach jeziora Śniardwy, cmentarze stoją zatopione po czubki krzyży. Wszędzie bura woda koloru „cappuccino”. 21 maja U nas po raz pierwszy ukazał się rąbek słońca. Horror zbliżył się do Warszawy. Bronią wałów; takiej wody nie było tam od 1844 roku. Jak niewiele trzeba, by zalać całą Polskę, bo i w dorzeczu odry i Warty nie jest wesoło. Zalało i nie pytało się o zgodę polityków. Niektórzy ministrowie, zamiast przeprowadzić merytoryczna analizę sytuacji, krzyczą, by strzelać do bobrów, które to podobno niszczą wały. Pewnemu ministrowi osobliwie bobry pomyliły się z kretami, które faktycznie ryją w wałach. Najrozsądniej zachowali się myśliwi – nie będą strzelać, bo jest to odwracanie uwagi od odpowiedzialnych za wały i pieniędzy przeznaczonych na ich ochronę. 22 maja W Warszawie stan najwyższej gotowości. 23 maja Zielone Święta. Słonecznie. Spacer nad Skawę w okolice „Pańskiej ławy” przy szlaku czerwonym do Bystrej. Ławy nie ma, zerwana, widać to na okładce naszego czasopisma. Toczą się bure podniesione wody, bo znów w nocy spadło około 20 mm, końca nie ma. Nad rzeką masa spiętrzonych drzew przyniesionych przez powódź i śmieci, które zatrzymały się na tych zaporach. 26 maja Ponieważ nie ma dnia, żeby coś tam nie popadało, pogarsza się sytuacja w Tarnawie Dolnej koło Zembrzyc. Szczeliny powiększają się, osuwisko zaczyna przeć na drogę powiatową. Może stanie. 27 maja Dla mnie kolejny horror. Wieczór przechodziła nad Jordanowem niewielka burza, spadło gdzieś może 10 mm. Ale około 22 obserwuję dane telemetryczne z posterunków wodowskazowych i stwierdzam, że nad Tarnawą i Błądzonką koło Suchej przechodzi oberwanie chmury. Stryszawka momentalnie w ciągu godziny przekracza o 1,5 m stan alarmowy. Myśląc, że to błąd odczytu, dzwonię mimo godziny 23do kolegi ze Suchej. Mówi mi, że gdzieś nad górą Żurawnica przeszło oberwanie chmury, spadło może ponad 50 mm. -Nie bój się, powiedział mi, to już przeszło, ale przewrotnie dodaje: chcesz się naprawdę bać, to powiem ci – niedługo nadejdzie nowy niż z południa i będzie powtórka z powodzi. Nie spałem całą noc przeklinając internet i to, że gdyby nie on, spałbym spokojnie. 28 maja Sytuacja na osuwisku w Tarnawie w powiecie suskim pogarsza się. Wody pierwszej powodzi osiągnęły Bałtyk czyniąc po drodze bezmiar szkód. 29 maja Pierwszy dzień w maju, gdy w ogóle nie padało. W jakich annałach to zapisać? 1 czerwca Znów groza, nadszedł drugi niż z południa, tym razem ochrzczony imieniem Bertholda. Imię mniej wdzięczne od Jolanty. Od północy leje. Rzeki wzbierają. Deszcz ciągły pada również całą noc z 1 na 2czerwca. Suma opadów za maj w Jordanowie około 478 mm. Ilości niewyobrażalne. Do tej pory najwyższa średnia miesięczna wynosiła około 300-350 mm, i to w powodziowe lipce. Do tego czerwiec dokłada swoje. 2 czerwca. Na Skawie i w Jordanowie średnio spadło około 50 mm, ale Na Markowych Szczawinach 94 mm. Skawica wali jak oszalała. Skawa osiągnęła 348 cm zbliżając się do stanu alarmowego. Znów plaga osuwisk w Karpatach. Wieczorem pięknie się rozpogodziło, ale synoptycy mówią, że to nie koniec – najgorsze przed nami. 17 Jordanowa 3 czerwca Boże Ciało. Procesja w promieniach słońca. Proboszcz dziękuje za słońce, mówi, że potrzeba go dużo. Synoptycy straszą: najbliższej w nocy zaleje Małopolskę. 4 czerwca Straszliwa noc, chyba takiej jeszcze nie przeżyłem. Od Lwowa w kierunku naszym około godziny 14 3 czerwca ruszył front burzowy ze straszliwymi ilościami opadu. Około 20 był już na pograniczu województw podkarpackiego i małopolskiego; około 20 stanął na chwilę nad Nowym Sączem i Muszyną czyniąc tak straszliwe spustoszenia, jakich pierwsza fala nie dokonała. Około 22 śledziłem postęp tego potwornego frontu w Internecie na radarze, patrząc przy tym, w jakim tempie wzrasta poziom w rzekach. Około 23 zbliżył się do Jordanowa rozpoczynając opad. Od północy do 5-tej rano rozpoczął się straszliwy opad nad Jordanowem, front około 6 rano dotarł do linii Babia Góra-Kraków i nie posunął się dalej, gdyż blokował go wyż. Front rozpoczął więc powtórną wędrówkę do Lwowa znów około 9-tej rano zalewając Jordanów z powrotem. Spadło w Jordanowie podczas tej nocy około 50 mm deszczu doprowadzając do osiągnięcia przez Skawę poziomu 398 cm; na szczęście nie zalało boiska. Podczas tej nocy, gdy tylko usiłowałem zasnąć, co chwile budziły mnie telefony z zarządzania kryzysowego informujące o szkodach. Tym razem ucierpiała Zawoja, gdyż na Markowych Szczawinach znów spadło około 100mm. Skawica osiągnęła najwyższy poziom. Znów alarm przeciwpowodziowy. Paradoksalnie najmniej ucierpiały rejony Leskowca i zachodnich krańców powiatu suskiego oraz żywiecczyzna, które tak bardzo dotknęła pierwsza fala, bo front tam nie dotarł. Najwięcej ucierpiał Nowy Sącz i Muszyna i Jasło. echo Wszystko zalane, zerwało nawet olbrzymi stary nitowany most kolejowy. Ostatecznie w Jordanowie padać przestało około 10-tej i największy horror zakończył się. Zaczęła się formować druga fala powodziowa na Wiśle. 5 czerwca Znów zaktywizowało się osuwisko w Tarnawie Dolnej. Okoliczne domy położone w pobliżu kościoła zaczęły niebezpiecznie pękać. Nastało 5 minut dla geologów, którzy wyrwani zza biurek i mieszkań krakowskich blokowisk zaczęli zabawiać się w panów ludzkich losów, tych którzy zamieszkują stoki. Proboszcz w Tarnawie wzniósł do nieba suplikacje. Geolodzy jednego nie wzięli pod uwagę. Stoki w niektórych miejscowościach są już zasiedlone blisko 500 –lat i jest to naturalny proces osadniczy. Nie da się ludzi całkowicie wygonić ze stoków równocześnie zabraniając budować się im w terenach zalewowych. Przecież myśląc tak należałoby wieś gdzieś przenieść w koszalińskie. Zadam przewrotne pytanie będąc równocześnie też geologiem, ale żyjącym tu wśród ludzi, nie w hermetycznym świecie prognozowań i dociekań – czy wysiedla się San Francisco, które leży na uskoku św. Andrzeja i kiedyś może całkowicie ulec potędze okrutnego trzęsienia ziemi? Przecież skala zagrożeń jest nieporównywalna. Jasne jest, jeśli dom jest w obrębie osuwiska, nic z niego nie będzie, ale jeśli będziemy rozszerzać kołnierz bezpieczeństwa na każde zarysowanie się ściany konstrukcyjnej, to uniemożliwimy ludziom życie. Owszem proces z pewną dozą prawdopodobieństwa może się rozwinąć, ale też z taką samą dozą prawdopodobieństwa na kilkanaście lat zatrzymać. 5 czerwca Rozpoczął się okres pięknej wyżowej pogody. Fala powodziowa od nowa pustoszy środkową Wisłę. 8 czerwca Pośród pięknej pogody, gdy prawie w całym powiecie nie spadła kropla deszczu, nad Jordanowem, Toporzyskiem uformowała się komórka burzowa i w ciągu godziny spadło 30 mm. Paradoks nikomu niepotrzebny. Zaczynają ciąć komary. Jordanowa 8-12 czerwca Okres afrykańskich upałów z temperaturą ponad 30 stopni. Fala powodziowa mija Warszawę, jest niższa od poprzedniej. 14 czerwca fala osiągnie Bałtyk. Oznaki stabilizacji hydrologicznej i stokowej. 12 czerwca Około 23.45 straszliwa wichura poprzedzająca burzę tak szalała przez 5 minut, że była obawa o dachy i drzewa. Biły też silne pioruny. Na szczęście straty w drzewostanie były sporadyczne. Co innego okolice Sandomierza, które nie wyschły jeszcze po powodziach. Padał grad wielkości kurzych jaj i drzewa waliły się na potęgę. To już było całkiem niepotrzebne. Tak powoli dobiega koniec tego serialu grozy. Wprawdzie meteorolodzy wieszczą w środę 15 jakieś ciągłe opady, ale tym razem postanawiam myśleć pozytywnie i nie wierzyć im. Obym nigdy takich kronik nie musiał spisywać. Przyroda pokazała że nie będzie słuchać ani PIS ani PO ani innych konstytucyjnych i pozakonstytucyjnych ośrodków władzy. Decydentom pozostaje zwalać winę na bobry i ekologów. Pocieszające jest to, że mimo progu opadowego około 500 mm, w ciągu 40 dni straty w obszarze okolic Jordanowa na tle innych regionów możemy uznać za umiarkowane. DA RY D L A P OWO DZ I A N Z inicjatywy ludzi dobrej woli przy osobistym zaangażowaniu Burmistrza Miasta Zbigniewa KOLECKIEGO w dniach 27 maja do 2 czerwca 20010 roku zorganizowano i przeprowadzono zbiórkę darów dla powodzian. Postanowiono zebrać produkty żywnościowe, chemii gospodarczej, narzędzia i inne oraz przekazać je poszkodowanym powodzianom w miejscowości Jawiszowice, gmina Brzeszcze, powiat Oświęcim. Po uzgodnieniu z właścicielami dużych sieci handlowych rozłożono pojemniki w następujących miejscach i pawilonach handlowych: RAPACZ, GMINNA SPÓŁDZIELNIA, RAJSKI, CENTRUM, POLAŃSKI oraz SALI OBRAD w miejskim ratuszu. Po zakończeniu akcji, zebrane w niemałej ilości produkty i towary dostarczyła na miejsce firma USŁUBI TRANSPORTOWE Państwa Kowalskich z Jordanowa. Burmistrz Miasta pragnie złożyć serdeczne podziękowania, szczególne mieszkańcom miasta za zrozumienie zaistniałej sytuacji - klęski powodziowej oraz okazałą pomoc w czasie zbiórki. Podziękowania składa również: - pracownikom placówek handlowych; Delikatesy Rapacz, Supermarketu Rajski, Delikatesom Centrum, Pawilonu Handlowego Polański, Sklep Ogrodniczy Stachura oraz sklepom nr 3, 4 i 11 Gminnej Spółdzielni „SCH” w Jordanowie, - właścicielom wymienionych wyżej 18 - - sieci handlowych za udostępnienie powierzchni oraz przekazanie swojego towaru na akcję humanitarną, szczególnie Państwu Kindze i Pawłowi Papacz oraz Annie i Grzegorzowi Stachura, Andrzejowi Kowalskiemu za bezpłatne przetransportowanie zebranych darów z Jordanowa do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Brzeszczach, pracownikom Urzędu Miasta za zorganizowanie i przeprowadzenie zbiórki. echo Jordanowa WO DA O D ES Z Ł A P OZO STA Ł Y P RO B L E M Y... Robert K. Leśniakiewicz Beskidy: woda opada, ale są kolejne osuwiska. Na Podbeskidziu zagrożenie powodziowe jest bardzo małe, a największe niebezpieczeństwo stwarzają osuwiska. Najpoważniejsza sytuacja występuje w Międzybrodziu Bialskim (Śląskie), Lanckoronie (Małopolskie) i Szczepanowicach niedaleko Tarnowa. W Międzybrodziu Bialskim zagrożonych zawaleniem jest 150 budynków, głównie letniskowych. Domy są popękane. O centymetr na godzinę osuwa się tam zbocze góry Żar. Ludzie zostali ewakuowani, a policja zabezpieczyła cały teren. wy, co nie dołożyło sie do wód idących teraz przez Kraków, Sandomierz i Warszawę. Ten zbiornik jest budowany od ponad 20 lat!!! Jak jest ważny i potrzebny, to wychodzi przy okazji każdej powodzi. Władze centralne zawsze przypominają go sobie wtedy, kiedy nadchodzi Wielka Woda. Ale kiedy mija - sprawa Świnnej Poręby odchodzi w urzędniczy niebyt. Teraz, by go skończyć w jakimś realnym terminie potrzeba 1.000.000.000,- PLN - a prace powinny zakończyć się w 2013 lub 2014 roku. Premier Tusk i kandydat na prezydenta Komorowski odwiedzili plac budowy i obiecali to co zawsze - to znaczy jej zakończenie. Do następnej powodzi? A następna powódź może się pojawić w każdej chwili. A pieniądze pójdą tam, gdzie zawsze w Rzeczpospolitej nr III i 1/2 - na bzdurne pomniki kontrowersyjnych postaci, czyjeś centra myśli nieuczesanych czy najnowszy pomysł jednej z par i rządzących tym krajem - elektrownie jądrowe. Kiedy patrzę na to, co się wyrabia w kraju, to ogarnia mnie śmiech pusty, a potem litość i trwoga - mówiąc słowami wieszcza. Jak oni chcą budować te elektrownie, gdzie precyzja wykonania sięga tysięcznych części milimetra, w kraju - w którym ludzie nie potrafią sobie poradzić z prawidłową budową wałów przeciwpowodziowych? A przecież za te pieniądze wyrzucone w błoto można wybudować elektrownie wodne - czyste i bezpieczniejsze od atomowych! No i zatrzymujących nadmiar wody opadowej. Kiedyś postulowałem utworzenie Jordanowskiego Jeziora Zaporowego. Ma to głęboki sens, bowiem zabezpieczyłoby teren całego powiatu suskiego przed powodzią oraz zgromadziłoby zapasy wody na okresy suszy. Poza tym JJZ byłoby doskonałym miejscem do rekreacji i wypoczynku w lecie, co dałoby bodziec do rozwoju infra- i ultrastruktury turystycznej na Jordanowszczyźnie - i nie tylko. Jordanów stałby się wreszcie miejscowością wczasowo-letniskową w pełnym tego słowa znaczeniu i przywróciłoby mu to taki status, jaki miał w okresie międzywojennym. Oczywiście na to potrzeba niemałych pieniędzy, ale przecież mamy swoich ludzi w Sejmie, więc może się wreszcie wykażą tym, że są w stanie zrobić wreszcie coś dobrego dla Jordanowa? Uważam, że rzecz jest do zrobienia, tylko trzeba chcieć. Ale jest to wołanie na puszczy... W gminie Lanckorona ziemia wciąż się osuwa, choć już wolniej niż jeszcze dwa dni temu. Strażacy z Wadowic poinformowali, że ratownicy starają się ratować zagrożoną okolice. Między innymi kopią rowy, by odwodnić teren. „Cały czas jest jednak bardzo grząsko, ziemia się osuwa, choć już nie tak szybko” - powiedział oficer dyżurny powiatowej straży pożarnej w Wadowicach. W miejscowości Podchybie, Izdebnik, Łaśnica i Skalinki w gminie Lanckorona ewakuowano kilkaset osób. Zawaliły się tam już trzy domy, uszkodzonych jest 60, z czego aż 34 w Łaśnicy. [...] Tyle podaje Onet.pl. Tymczasem „Gazeta Krakowska” w wydaniu 22-23.V.2010 r. podaje, że w Beskidach dewastacji wskutek działania osuwisk uległo już 165 domów, i kilkanaście innych jest poważnie zagrożonych. Przerażająca w tym wszystkim jest ludzka bezmyślność. Kiedy ogląda się skutki majowego kataklizmu deszczowego, to pierwszą rzeczą jaka się rzuca w oczy jest to, że wszystkie zagrożone domy i te, które mu uległy znajdują się na stokach, które pozbawiono drzew. Niby to jest oczywiste, ale jak się okazuje nie dla wszystkich. Drzewa, a raczej ich korzenie stanowią jedyną podkreślam - JEDYNĄ naturalną kotwicą dla gleby, która nasiąknięta wodą zamienia się w wodny żel, koloid, który spływa grawitacyjnie w najniżej położone miejsca morderczym laharem... Ale czy dociera to do ludzi, którzy z maniackim uporem tną wszystkie drzewa, wygalają stoki do zera i potem płaczą, kiedy tysiące ton ziemi niszczy ich domy i dobytek? Oczywiście nie, bo w przeciwnym przypadku nie robiliby tego. Beskidy mają to do siebie, ze są górami bardzo wodonośnymi i osuwiska zdarzają się często. W pobliżu Jordanowa mamy potężne osuwisko, które miało miejsce 5000 lat temu – można je sobie obejrzeć na stoku Grapy od strony Osielca. Coś takiego może się zdarzyć u nas w każdej chwili po opadach >300 mm – czyli takich, jakie mieliśmy w maju 2010 roku. Kolejna sprawa - pisze w sobotnio-niedzielnym „Dzienniku Polskim” na temat zbiornika w Świnnej Porębie. Pisze się, że niby nieukończony, ale zatrzymał miliony litrów wody ze Ska- Jordanów, dn. 2010-05-23 19 echo Jordanowa P I E K I E L N E U PA Ł Y I B I A Ł Y S Z KWA Ł Robert K. Leśniakiewicz Po dwóch uderzeniach wód powodziowych, czerwiec przyniósł nam falę wielkich upałów, które skomplikowały i tak już trudną sytuację w kraju. Tereny zdewastowane przez wodę teraz zaroiły się od komarów, podwyższone temperatury przyśpieszyły procesy gnilne i zakwit wód morskich, które w Zatoce Gdańskiej, Zatoce Pomorskiej, Zalewie Szczecińskim i Zalewie Wiślanym. Skażone wody utworzyły jasnobrązową plamę na wodach południowego Bałtyku, co widoczne było doskonale z kosmosu… Tak wygląda wykres opadów w dniach 1 – 15.VI.2010 r. OPADY W I POŁOWIE CZERWCA 2010 R. nad Polskę zimne powietrze z okolic Morza Norweskiego. Temperatura spadła od razu o 10-12˚C, a przejściu frontu towarzyszyła silna burza elektryczna i niewielki opad deszczu – wszystkiego 5,16 l/m². Niestety – był także bardzo silny wiatr – który u nas przybrał formę „białego szkwału”. Na szczęście połamało tylko kilka drzew i zwaliło świeżo postawiony murek na jednej z budów w Jordanowie. (Fot. 3 i 4) I tu rzecz bardzo ciekawa – z odczytów ciśnienia wynika, że w zasadzie u nas nie mieliśmy jakichś karkołomnych skoków ciśnienia w górę czy dół, co wynika z poniższego wykresu: WYKRES ZMIAN CIŚNIENIA ATMOSFERYCZNEGO W I POŁOWIE CZERWCA 2010 R. Należy przy tym zaznaczyć, że pierwszy pik wykresu stanowi opad, który spowodował drugą falę powodzi i był kontynuacją opadów z maja. Drugi – jeszcze wyższy pik – to opad burzowy. Trzeci – na szczęście mniejszy – też był opadem burzowym i nie miał już większego znaczenia. Po wielkich deszczach zapanowały potężne upały spowodowane przez napływ nad Europę silnie wygrzanego powietrza zwrotnikowego znad Afryki i upały stały się iście afrykańskie, jak można to zobaczyć na poniższym wykresie: WYKRES TEMPERATUR W I POŁOWIE CZERWCA 2010 R. Za atak „białego szkwału” odpowiada obniżenie się ciśnienia związane z przejściem chłodnego frontu w dniach 12/13.VI. Towarzyszyła temu szybka burza z wyładowaniami elektrycznymi i wściekłym wiatrem. Niektórzy widzieli w nocnej pomroce białe chmury szelfowe na szczytach gór Pasma Babiogórskiego. Niestety, dalsze prognozy są nadal bardzo pesymistyczne, bowiem synoptycy już zgodnym chórem twierdzą, że mechanizm pogody całego świata został rozregulowany i najbliższa przyszłość maluje się w ciemnych barwach. Będą nam towarzyszyły tego lata krótkotrwałe, ale bardzo silne i niebezpieczne zjawiska pogodowe, które będą przedzielone okresami dusznych upałów. W tej chwili powtarzają to zgodnie wszystkie media. Równowaga w ziemskiej atmosferze została naruszona do tego stopnia, że możemy jedynie dyskutować nad tym, czy grozi nam kolejne zlodowacenie czy efekt cieplarniany. I problemu tego nie dostrzegają tylko chorzy psychicznie, którym jest wszystko jedno, albo ludzie o złej woli, którzy swe nazwiska, tytuły i stopnie naukowe sprzedali tym, którzy odpowiadają za taki stan rzeczy… Z ciekawszych rzeczy należy wymienić takie, że na niebie znowu pojawiły się dziwnie kolorowe chmury – podobnie jak w kwietniu br., ale tym razem spowodowane one były przez pyły niesione wiatrem południowo-wschodnim aż z…Izraela, gdzie na pustyni Negev miała miejsce potężna burza piaskowa – co podaję za red. Andrzejem Zalewskim z EKO Radio. (Fot. 2) Poza tym na koszmarnie przyciętą lipę koło kościoła przyleciały dwa bociany białe. Jednakże obsmyczone barbarzyńsko drzewo nie przypadło im do gustu i po dwóch godzinach odleciały… (Fot. 1) No i każde upały muszą się kiedyś skończyć, tak te skończyły się także. Znad Atlantyku przyszedł niż, który zaczął pompować Jordanów, dn. 2010-06-14 20 echo Jordanowa O D ES Z Ł O S E R C E M A R I I… W S P O M N I E N I E PA N I M A R I I D U R E K W dniu 12 maja 2010 roku, odeszła od nas na zawsze jedna z najznamienitszych mieszkanek naszego miasta, wieloletnia nauczycielka Szkoły Podstawowej – Pani Maria Durkowa. Miała 95 lat. Nie była członkiem Towarzystwa Miłośników Ziemi Jordanowskiej, ale była żoną jego zasłużonego członka i jednego z Nestorów naszego miasta, więc to wspomnienie Jej też się i od nas należy. 95 lat - piękny to wiek. Piękny wiek i piękne życie. Mógłbym pisać na Jej cześć peany i zapewne zdecydowana większość współmieszkańców naszego miasta przyznałaby mi rację. Mógłbym się rozwodzić nad Jej zaletami i też zapewne uzyskałoby to uznanie zdecydowanej większości. Ale powiem tak w krótkich, żołnierskich słowach: była wspaniałą nauczycielką, żoną, matką dzieciom – a dla mnie sąsiadką, u której przesiadywało się w długie zimowe wieczory (w te mroźne, śnieżne zimy lat 60.!), nauczycielką, która udzielała korepetycji nie tylko z polskiego, nieocenionym wsparciem i pomocą, kiedy śmiertelna choroba zajrzała do naszego domu… To w takich właśnie chwilach poznaje się prawdziwą wartość ludzi – nie w szumnych i górnolotnych deklaracjach, ale właśnie w chwilach próby, kiedy ma się wszystkiego dosyć i ręce opadają, a w oczach kręcą się łzy ze smutku, bólu, frustracji i bezsilności. I za tą pomoc, za okazane serce chciałbym Jej teraz podziękować. Nie na wyrost nazwano Ją Serce Marii poprzez analogię do Serca Matki Chrystusa – dobrego i czułego, do którego można się przytulić w chwili cierpienia czy zwątpienia. Dla mnie pozostanie Ona na zawsze kierowniczką półkolonii prowadzonej w czasie wakacji w latach 60., kiedy to i wreszcie miasta… Była ona także wieloletnim skarbnikiem Związku Emerytów i Rencistów, udzielała się także w chórze seniorów. Odeszła i świat bez Niej już nie będzie taki sam. Jak zwykle, kiedy odchodzi ktoś, kto był jak szewc Kopernika – obok Niej działy się rzeczy wielkie, ale bez Jej pracy by poszły o wiele gorzej, albo wcale. Pozostanie na zawsze w naszej wdzięcznej pamięci jako osoba, o której powiedział Jezus: „Błogosławieni cisi i pokornego serca, bowiem oni na własność Ziemię posiądą”. A Trzecie Błogosławieństwo odnosi się do ludzi, którzy są szarzy i niepozorni, nie pchają się na afisz i nie sięgają po splendory, ale cichą, codzienną i wytrwałą pracą wypełniają wolę Boga: młodzież wychowywano na starych, dobrych i sprawdzonych wzorach, w poszanowaniu ludzi starszych i ziemi ojczystej, a także tradycji i – mimo państwa ateistycznego – również wyznawanej religii. U Niej – jak u mało kogo – przekładało się to na życie osobiste. Nie wiem, jakim Ona była pedagogiem, bo mnie nie uczyła, ale z tego, co wiem, to była odznaczona Orderem Odrodzenia Polski, który nadaje się za całokształt działalności zawodowej i społecznej. To też jest pewien miernik wartości człowieka i obywatela – kraju, regionu Jeszcze chwila, a nie będzie przestępcy: spojrzysz na jego miejsce, a już go nie będzie. Natomiast pokorni posiądą ziemię i będą się rozkoszować wielkim pokojem (Psalm 37,10-11) To są właśnie Ludzie w Bieli. Tacy jak Ona… Robert K. Leśniakiewicz „M Ł O D O Ś C I ! T Y N A D P OZ I O M Y W Y L AT UJ…” S U K C E S Y U C Z N I Ó W Z J O R D A N O W S K I E G O KO Ł Ł ĄTA J A Tak to już jest w zawodzie nauczyciela, że swoje sukcesy mierzy sukcesami swoich uczniów, a ich porażki również traktuje jak własne. Na co dzień cieszymy się z najdrobniejszych osiągnięć wszystkich młodych ludzi, których edukacja została nam powierzona, raduje nas to jak dorastają, zdobywają wiedzę, doświadczenie, stają się mądrzejsi, odważniejsi, silniejsi duchowo. Zdarzają się jednak sukcesy bardziej spektakularne, które napełniają nas dumą, a co za tym idzie pragnieniem, aby się nimi pochwalić. którzy jeszcze nie znają wyników matury to mają już indeksy w kieszeni. Do takich osób należy Magdalena Żegleń, która jako finalistka Centralnej Olimpiady Wiedzy Ekologicznej 2007/2008 w Międzyzdrojach zdobyła indeks umożliwiający studio- Osiągnięcia naszych uczniów przyczyniają sie do żywej i konkretnej promocji szkoły. Tym samym świadczą o dużym zaangażowaniu, poświęceniu nauczycieli w przygotowanie uczniów do konkretnych przedsięwziąć. Absolwenci naszej szkoły mogą juz poszczycić się swoimi sukcesami, choć nie- 21 echo wanie na wielu uczelniach, m.in. na Uniwersytecie Jagiellońskim- kierunek : biologia. Otrzymała także wyróżnienie w Ogólnopolskim Konkursie Przyrodniczym „Z NATURĄ 2000 ZA PAN BRAT” 2008/2009. W roku szkolnym 2009/2010 praca badawcza Magdy uzyskała wyróżnienie na Olimpiadzie Biologicznej i została zakwalifikowana do Konkursu Młodych Naukowców Unii Europejskiej. Jest to praca pt. „Wpływ wybranych warunków atmosferycznych na wydajność miodową roślin na terenie Jordanowa”. Również w tym roku szkolnym nasza absolwentka jest finalistką etapu wojewódzkiego Olimpiady Wiedzy Ekologicznej. Karolina Dańkowska to kolejna absolwentka, która jest chlubą naszej szkoły, bo uzyskała jako laureatka I stopnia III Ogólnopolskiej Olimpiady „Diamentowy Indeks AGH” w dziedzinie geografii i geologii. Sylwia Żegleń jest laureatką Międzyszkolnych Zawodów Matematycznych etapu wojewódzkiego. Ponadto zajęła I miejsce wraz z innymi koleżankami z klas III w II Maratonie Matematycznym organizowanym w powiecie suskim. Nie oznacza to, iż wśród pozostałych uczniów nie brakuje zwycięzców różnorakich konkursów przedmiotowych. Do takich należą: Katarzyna Stopka z klasy IIa, która zajęła I miejsce w Małopolskim Konkursie poświęconym Juliuszowi Słowackiemu „Bo to jest wieszcza najjaśniejsza chwała”. Drugie miejsce, również w tym konkursie, zajęła Marta Piwowarczyk – absolwentka naszej szkoły, a także finalistka III Ogólnopolskiego Konkursu na Felieton. Karolina Chuda z klasy IIe zajęła III miejsce w Małopolskim Konkursie Czytelniczym: Bohaterowie lektur szkolnych - „Zbrodnia i kara” Fiodora Dostojewskiego. Najlepszy w powiatowych eliminacjach 55 Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego w kategorii poezja śpiewana był Michał Mroszczak z klasy IIa. Natomiast Dominika Feiglewicz otrzymała wyróżnienie w eliminacjach rejonowych tegoż konkursu. Dwóch uczniów naszej szkoły: Ewelina Topór i Andrzej Marszałek zakwalifikowało się do II etapu konkursu z języka angielskiego „College Challenge”. Był to konkurs o indeks Uniwersytetu Jagiellońskiego – organizowany przez Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Suchej Beskidzkiej. Jordanowa W Polsko-Ukraińskim Konkursie Fizycznym „Lwiątko” 2010 Michał Popielarz z klasy I b uzyskał tytuł TAON, co przekłada się na zdobycie trzeciego miejsca. Nasi uczniowie uzyskali bardzo dobre wyniki w Ogólnopolskim Konkursie Eko-Planeta. W 2008/2009 była to Joanna Misiewicz, a w 2009/2010 Patryk Starowicz. Należy podkreślić również wyróżnienia dla trójki naszych uczniów: M. Piwowarczyk, M. Gierat, M. Włoch w Małopolskim Konkursie Recytatorskim Poezji Niemieckojęzycznej. Ponadto nasza szkoła może się poszczycić osiągnięciami sportowymi. W bieżącym roku szkolnym Agnieszka Spytkowska zajęła II miejsce w kolarstwie górskim, w zawodach wojewódzkich. Efekty twórczej i wszechstronnej pracy nad rozwojem dydaktyczno-wychowawczym naszych uczniów pokazują rankingi liceów małopolskich. Ranking ten przeprowadza się w oparciu o dane uzyskane z OKE w Krakowie. Jednym z kryteriów rankingu jest średni wynik kompetencji egzaminu gimnazjalnego i wynik maturalny. W tym roku uplasowaliśmy się na 43 miejscu wśród 124 liceów. Średni wynik ubiegłorocznej matury to 80,96%. Absolwenci, którzy uzyskali powyższy wynik zostali przyjęci do naszej szkoły ze średnią z kompetencji gimnazjalnych 62,2%. Jak widać osiągnięty przyrost wiedzy wynosi około 19%. Cyfry te mówią same za siebie, osiągnięte wyniki cieszą i mobilizują do dalszej pracy. Zwłaszcza, że średnia uzyskana z egzaminu maturalnego z geografii to 95, 25%, co umiejscowiło nas na 3 miejscu wśród małopolskich liceów. Przed nami jest V LO w Krakowie i Katolickie Liceum Ogólnokształcące Pijarów, również z Krakowa. Na uwagę zasługuje działalność znanego nie tylko w powiecie, a także w województwie, co więcej w Polsce- chóru Bel Canto. W ciągu dziesięciu lat swojego istnienia zdobył wiele znaczących nagród i wyróżnień. Do takich należą: I miejsce w eliminacjach wojewódzkich w Krakowie do XXVII Ogólnopolskiego Konkursu Chórów A’ Cappella Dzieci i Młodzieży w Bydgoszczy w 2007 roku. Nagroda Złoty Kamerton, nagroda Dyrektora TVP Bydgoszcz, a także Dyrektora Pałacu Młodzieży w Bydgoszczy w 2007 roku. I miejsce w II Małopolskim Przeglądzie Kolęd i Pastorałek w Akademii Muzycznej w Krakowie w 2008. III miejsce w XVII Ogólnopolskim Myślenickim Fes walu Pieśni Chóralnej Kolędy i Pastorałki w Myślenicach w 2008 roku. W 2009 chór zdobył Złotą Strunę w XI Małopolskim Konkursie Chórów. I miejsce w eliminacjach wojewódzkich w Krakowie do XXX Ogólnopolskiego Konkursu Chórów A’Cappella Dzieci i Młodzieży w Bydgoszczy w 2010 roku. Czy to już wszystkie osiągnięcia naszych uczniów? Pewnie można by jeszcze wiele nieco pomniejszych wymienić, ale i to co zostało przedstawione, świadczy o tym,że możemy z nadzieją patrzeć w przyszłość i liczyć na to, że wiadomości o dalszych sukcesach wychowanków „ Kołłątaja” dotrą do nas już z murów wyższych uczelni. Na zakończenie przywołajmy słowa, którymi mobilizujemy uczniów do nauki i pracy: Marzenie to początek sukcesu. Myślenie jest świadectwem dojrzałości. Działanie to preludium do zwycięstwa. Zapraszam do korzystania ze strony internetowej naszej szkoły: www.zskjordanow.iap.pl, na której znajdują się wszystkie informacje o szkole i sukcesach naszych uczniów. Monika Hopciaś nauczyciel języka polskiego w Zespole Szkół im. Hugona Kołłątaja w Jordanowie 22 echo Jordanowa E L A Z N ÓW N A J L E P S Z A W P O L S C E!!! Po niedawnym sukcesie w Turnieju Wiedzy i Umiejętności Handlowo-Menedżerskich absolwentka Technikum Ekonomicznego w ZS im. bł. ks. P. Dańkowskiego – Elżbieta Korbel znów uzyskała pierwsze miejsce w Polsce w kolejnej olimpiadzie. Tym razem były to centralne eliminacje Olimpiady Wiedzy i Umiejętności Rolniczych. W olimpiadzie tej uczniowie startowali w kilku blokach, jak np.: - Produkcja roślinna - Produkcja zwierzęca - Ogrodnictwo - Agrobiznes - Leśnictwo W bloku „Agrobiznes” uczestniczyło dwoje naszych absolwentów: Elżbieta Korbel oraz Krzysztof Kubowicz. Obydwoje zostali laureatami olimpiady, przy czym Ela zajęła 1 miejsce, Krzysiek miał trochę pecha i uplasował się na dalszej pozycji. Tegoroczne centralne eliminacje odbywały się w Zespole Szkół w Bolesławowie (pod Gdańskiem) w dniach: 27 – 29 maja 2010. Eliminacje, jak zwykle, składały się z dwóch części: W pierwszym dniu – 27.05. (czwartek) uczestnicy zjeżdżali się i rejestrowali – były to przecież eliminacje centralne – większość uczestników przybywała z odległych zakątków kraju – my na przykład jechaliśmy od rana i przejechaliśmy prawie całą Polskę. W następnym dniu (piątek) do południa odbyły się eliminacje pisemne sprawdzające wiedzę uczestników. W przypadku bloku „Agrobiznes” była to wiedza z wszystkich przedmiotów ekonomicznych wzbogacona o orientację z zakresu rolnictwa, a po południu uczniowie wykonywali zadania praktyczne – z podobnego zakresu. Patronat honorowy nad olimpiadą sprawowali: - Minister Edukacji Narodowej – Katarzyna Hall - Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi – Marek Sawicki - Wojewoda pomorski – Roman Zaborowski - Marszałek województwa pomorskiego – Mieczysław Struk - Pomorski kurator oświaty – Zdzisław Szudrowicz - Starosta powiatu starogardzkiego – Leszek Burczyk Komitetowi Organizacyjnemu przewodniczyła dr hab. inż. Ewa Jendrzejczak – prof. nadzw. Uniwersytetu Techniczno Przyrodniczego w Bydgoszczy. W czasie gdy uczestnicy zmagali się z zadaniami – organizatorzy zadbali o opiekunów i zorganizowali im wycieczkę do Gdańska i Sopotu. Również młodzież miała okazję zobaczyć polskie morze – wieczorem po zakończeniu etapu praktycznego uczestnicy olimpiady wyjechali „zwiedzać Gdańsk nocą” – a po powrocie do Bolesławowi (około północy) czekała ich jeszcze jedna atrakcja – „pokaz tańców z ogniami”. W ostatnim dniu (sobota) miało miejsce zakończenie olimpiady, a w jego ramach: - Spotkanie Komitetu Głównego Olimpiady z nauczycielami – opiekunami - Program artystyczny - I najważniejsza część, na którą wszyscy czekali – ogłoszenie wyników I znów nasza Ela okazała się najlepsza w kraju – zajęła pierwsze miejsce w bloku „Agrobiznes” uzyskując 112 punktów i był to najwyższy wynik uzyskany we wszystkich blokach (na ponad 300 uczestników). Jedną z nagród (laptopa) wręczał Eli sam Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi – Pan Marek Sawicki. Również opiekunowie laureatów otrzymali upominki (skórzane teczki) ufundowane przez Minister Edukacji Narodowej – Panią Katarzynę Hall. Drugi nasz uczestnik - Krzysiek Kubowicz – pomimo iż nie uplasował się w ścisłej czołówce uzyskał tytuł laureata – co jest wielkim osiągnięciem. Mam nadzieję, że w następnym roku znajdą się uczniowie, którzy będą chcieli powtórzyć ich osiągnięcia. A. Mironiuk PA R A F I A L N Y Z ES P Ó Ł C A R I TA S „BA R K A” „ZA KAŻDYM RAZEM, KIEDY KTOŚ SPEŁNIA DOBRY UCZYNEK, ANIOŁ UŚMIECHA SIĘ W NIEBIOSACH” W dniu 2 marca 2010 r. powołany został Parafialny Zespół Caritas „Barka”, po uprzednim wyrażeniu zgody przez ks. Prałata Bolesława Wawaka – Proboszcza Parafii Rzymskokatolickiej p. w. Przenajświętszej Trójcy w Jordanowie. Inicjatorem powstania PZC „Barka” był ks. Wojciech Dzioboń, który objął funkcję Przewodniczącego, także za zgodą ks. Proboszcza. 23 echo Siedziba „Barki” mieści się w dolnej części plebanii. Zaadoptowane pomieszczenia przeznaczone na powyższy cel zostały wyremontowane przez około 10 osób w ciągu dwóch tygodni. Usługa malarska jak i sprzątanie zostały wykonana w formie ofiary z potrzeby serca przez Wolontariuszy. Remont wymagał nakładów finansowych. Nie otrzymaliśmy z nikąd środków finansowych na zakup materiałów na remont ani na niezbędne wyposażenie magazynów i biura. Termin był krótki na załatwienie formalności w Caritasie Archidiecezji Krakowskiej, a pierwsza par a towaru została przywieziona przez nas już 13 marca br. PZC „Barka” uczestniczy w Europejskim Programie Pomocy Żywnościowej Dla Najuboższej Ludności Unii Europejskiej PEAD 2010, za pośrednictwem Caritas Archidiecezji Krakowskiej. Ruszyła dystrybucja produktów żywnościowych dla miejscowości: Jordanów, Naprawa, Wysoka, Toporzysko, Sidzina, Bystra i Osielec. Wszystkie osoby zgłaszające się do nas z wnioskiem, otrzymują pomoc po jego rozpatrzeniu i rozeznaniu faktycznej sytuacji rodzinnej. Pod wniosek jest wymagane zaświadczenie o dochodach z MOPS albo GOPS lub potwierdzenie przez Proboszcza z dalej Parafii o trudnej sytuacji rodziny. Dary są sukcesywnie wydawane dla osób objętych pomocą PEAD. W miesiącu marcu żywność otrzymały 523 osoby, natomiast w kwietniu 568 osób. W maju i czerwcu zwiększyła się liczba otrzymujących pomoc PAED, którą udzieliliśmy dla 598 osób. Z takiej formy pomocy korzystają przeważnie osoby o bardzo niskich dochodach. Nowe wnioski są donoszone i na bieżąco rozpatrywane. Dla 17 osób udzielono jednorazowej (doraźnej) pomocy, ponieważ nie zdążyły one donieść dokumentów i nie były objęte pomocą w ramach PEAD. Ze względu na tragiczną powódź jaka nawiedziła również Archidiecezję Krakowską, planowany majowy termin odbioru żywności PEAD został przesunięty na koniec miesiąca. Równocześnie dowieźliśmy czerwcową żywność. Dwoma samochodami dostawczymi (sześć kursów) łącznie przywieźliśmy w maju i czerwcu 13.820 kg. Dzięki zaangażowaniu księdza Wojciecha jak i około 20 Wolontariuszy, została udzielona pomoc tak wielu osobom. Należy się wyjaśnienie dla Mieszkańców dot. Programu PEAD. Otóż żywność otrzymujemy za darmo, ale za jej transport sami uiszczamy płatności. Koszt jednego przewozu to kilkaset złotych. Owszem, w miesiącu marcu br. był „zryw społeczeństwa” i dokonywano wpłat na uruchomione konto przez PZC „Barka”. Są nawet dwie panie, które przez dwa kolejne miesiące przekazują ofiary drogą elektroniczną. Bierzmy z nich przykład. Niestety obecnie jest coraz gorzej. Nie pomagają rozdawane ulotki. Kondycja finansowa PZC „Barki” jest fatalna. Przeprowadzona została akcja związana z przygotowaniem paczek na Święta Wielkanocne. Działania „Barki” wsparli właściciele sklepów, którzy przywozili dary bezpośrednio do siedziby, podobnie jak to robili od wielu lat. Podczas zbiórki żywności do koszy w wyznaczonych sklepach, osoby indywidualne tradycyjnie przeznaczały zakupiony przez siebie towar w takim stopniu, na jakim ich było stać. Wsparcia finansowego udzielali darczyńcy do skarbon „jałmużna wielkopostna” lub wpłacając bezpośrednio na konto bankowe założone w Banku Spółdzielczym w Jordanowie. Z tych funduszy została zakupiona żywność dla 124 osób – według Jordanowa naszego rozeznania - najbardziej potrzebujących pomocy. Wśród nich przeważają rodziny o bardzo niskich dochodach, jak i rodziny wielodzietne. Paczki otrzymały także osoby starsze, schorowane, samotne i niepełnosprawne oraz samotne matki z dziećmi. W przygotowanie paczek zaangażowały się cztery Wolontariuszki. Ofiara ze sprzedaży baranków wielkanocnych w kwocie 1 500 zł. została przekazana na Caritas Archidiecezji Krakowskiej, a resztę przeznaczono na rzecz PZC „Barka”. W akcję zaangażowała się młodzież szkolna przy współudziale dyrekcji Zespołu Szkół im. Hugona Kołłątaja oraz dzieci ze Szkoły Podstawowej w Jordanowie. Należą się podziękowania za wykonanie palm przez młodzież Zespołu Szkół im. ks. Piotra Dańkowskiego, za które były również składane ofiary. Wszystkim darczyńcom, którzy zechcieli wesprzeć osoby dotknięte kryzysem w rodzinach, serdecznie dziękujemy. Najwięcej podziękowań tą drogą przesyłamy dzieciom ze Szkoły Podstawowej w Jordanowie, które do „skarbonki dzieci” wrzucały swoje drobne oszczędności. W święto patronalne „Caritas”, które ustalone jest na Niedzielę Miłosierdzia, została przeprowadzona kwesta do specjalnie oznakowanych puszek. Akcja ta została przeprowadzona przez Wolontariuszy, którzy posiadali identyfikatory PZC „Barka”. Zbiórki datków do puszek odbywały się po każdej Mszy św. w Naprawie, Bystrej, Sidzinie i na Wysokiej. W niektórych sklepach wystawiono puszki ”Caritas” dla powodzian. W akcję zaangażowała się młodzież szkolna przy współudziale dyrekcji (Zespół Szkół im. Hugona Kołłątaja). Od 7 czerwca do 21 czerwca br. zorganizowano zbiórkę żywności długoterminowej i nowych rzeczy dla powodzian. W chwili zamykania tego numeru Echa, zbiórka jeszcze trwa. Zajrzyj do wnętrza swojego serca i jeżeli Ty będziesz mógł przekazać ofiarę, możesz ją wpłacić bezpośrednio do kasy w Banku Spółdzielczym w Jordanowie lub drogą elektroniczną na: Parafialny Zespół Caritas „Barka” przy Parafii Rzymskokatolickiej p. w. Przenajświętszej Trójcy, ul. Kolejowa 8, 34-240 Jordanów Konto bankowe: BS Jordanów 71 8799 0001 0000 0006 8622 0001 Dalsze informacje dot. działalności PZC „Barka”: Strona internetowa: www.barka.jordanow.caritas.pl Poczta elektroniczna: e-mail: [email protected] Tel. 517 355 645 Dyżury: poniedziałek 14:00-16,30; wtorek 7:30-9:00, 13:0015:00; środa 15:00-17:00; czwartek 14:00-17:00; piątek 15:0019:00; sobota 8:00-10:00. PZC „Barka” współpracuje ze wspólnotami tj. z Kręgiem Biblijnym i z Grupą Modlitewną im. Jana Pawła II. W maju obchodziliśmy 5. rocznicę ich powstania. Założycielem obu wspólnot był ks. Dariusz Głuszko a obecnym naszym opiekunem jest ks. Wojciech Dzioboń. Ksiądz prowadzący Krąg Biblijny analizuje z nami Ewangelie, natomiast na Grupie Modlitewnej przybliża nauczanie Jana Pawła II. Nie zapomnieliśmy o 90. rocznicy urodzin Karola Wojtyły i o 5. rocznicy śmierci Papieża Jana Pawła II, gdy w 2005 roku miliony ludzi na całym świecie żegnały Wielkiego Polaka. Nieustannie modlimy się o beatyfikację Sługi Bożego Jana Pawła II. Maria Nowak 24 echo Jordanowa S T R E S Z C Z E N I E R E F E R AT U D O T YC Z Ą C E G O ROZ WOJ U S I EC I KO M U N I K AC YJ N E J J O R DA N OWA W X V I X I X W. WYGŁOSZONY W DNIU 16.05.2010 ROKU W MOK PRELEGENT PAN MGR INŻ. STANISŁAW BEDNARZ chowej studzienki zlokalizowana była kolejna karczma. Wspominają o niej najstarsi m mieszkańcy Jordanowa. Gdy w roku 1772 Austria wcieliła nasze ziemie do swojego państwa okazało się, że standard dróg w Austrii przeważnie brukowanych jest o wiele wyższy niż na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej. Skutkowało to między innymi brakiem odpowiednich połączeń pomiędzy Wiedniem, a miastami Galicji. Dlatego jedną z pierwszych inicjatyw drogowych dworu austriackiego była budowa już w latach osiemdziesiątych XVIII wieku pierwszego cesarskiego gościńca. Z Białej przez Izdebnik. Myślenice, Bochnie, Tarnów do Lwowa. Jak na te czasy była to dość nowoczesna droga utwardzona kamieniem wapiennym niestety wzbijającym kurz. Po drodze tej kursowały dyliżanse pocztowe przewożące pocztę jak i podróżnych. Dlatego nieraz trakt ten nosił nazwę pierwszej głównej cesarskiej drogi pocztowo- handlowej. W rejonie Jordanowa do roku 1818 nie wykonywano większych inwestycji drogowych. Podczas trwania kampanii napoleońskiej w roku 1809 wojska austriackie z powodu zalania doliny Skawy podczas powodzi zmuszone były do przeciągania ciężkich dział przez Żarnówke, Wieprzec gdyż nie dało się korzystać z brodów. Te wojskowe aspekty przesądziły na decyzji cesarza Franciszka I o budowie II szosy cesarskiej inaczej zwanej traktem podkarpackim z Białej przez Żywiec, Sucha, Jordanów, Limanową, Nowy Sącz, Jasło, Krosno, Sanok do Lwowa. Droga ta pokrywa się w większej części z dzisiejsza droga krajową nr 28. Budowę ukończono w roku 1823 i ten sposób wreszcie Jordanów otrzymał drogą z prawdziwego jak na tamte lata zdarzenia. Wykonanie traktu poprzedził starannie wykonany projekt wykonawczy. Wzniesiono wiele trwałych obiektów inżynieryjnych jak przepusty sklepione, mosty, mury oporowe. Jako Zanim w XIX wieku ukształtowały się zręby w miarę funkcjonalnej sieci komunikacyjnej musimy cofnąć się do czasów Polski przedrozbiorowej. W tych latach stan dróg w Małopolsce przedstawiał się bardzo ubogo. Drogi były wyłącznie gruntowe, brak było z nielicznymi wyjątkami mostów. W Europie utarło się niezbyt chlubne przysłowie „Polskie mosty, niemieckie posty, włoskie nabożeństwo, francuskie małżeństwo istne błazeństwo”. Z Krakowa wychodziła kilka traktów głównych zwanych królewskimi m.in. na Ruś, Węgry, Śląsk, Warszawę. Dla naszych rozważań dotyczących Jordanowa najistotniejsze znaczenie przedstawia tzw. trakt solny służący do wywozu soli z kopalni Wieliczka i Bochnia na Orawę i dalej na Węgry. Początkowo trasa ta omijała Jordanów gdyż przywilej króla Kazimierza Wielkiego ustanawiał prawo składu soli w Nowym Targu i wszyscy kupcy musieli zajeżdżać do tego miasta opłacać składowe i po tym drugi raz w Twardoszynie. Z czasem w XVI wieku Thurzonowie właściciele zamku orawskiego ustanowili konkurencyjny skład soli w Jabłonce już na terytorium węgierskim, co pozwalało kupcom uniknąć podwójnej opłaty. Pomimo zakazów królewskich kupcy solni zaczęli poszukiwać dróg bezpośrednio do Jabłonki z ominięciem Nowego Targu. Trasa taka musiała prowadzić przez Jordanów i w ten sposób nasze miasto znalazło się na trasie szlaku solnego. Transport soli odbywał się przy pomocy czterokonnych zaprzęgów przewożących dwie wielkie bryły soli twardej „tzw. bałwany słowackie”. Przy trakcie solnym biegnący od strony Łętowni do Spytowic zlokalizowane były dwie karczmy. Jedna na miejscu tzw. „Poczekaja” (gdyż sam „Poczekaj” jest budowla nieco późniejszą) i jedna w pobliżu dzisiejszej stacji kolejowej tzw. „Uciekaj”. Naprawy tego traktu solnego odbywały się doraźnie zwoływano miejscowych chłopów i w ramach tzw. szarwarku sypano w błoto kamienie lub pale drzewne. Analiza map z XVIII wieku okolic Jordanowa pokazuje, że oprócz wspomnianego traktu solnego istniała inna droga w kierunku Osielca i Lanckorony, a także przez Malejową w kierunku Nowego Targu. Ale biegła inna trasa niż dzisiaj m.in. z ominięciem zakrętów. Interesującym faktem jest istnienie już wtedy kapliczki, która do dzisiaj jest zlokalizowana przy ulicy 3-go maja. Innym najbardziej interesującym szczegółem jest istnienie trwałej drogi gruntowej biegnącej od Łetowni przez teren folwarku Chrobocze, masyw Przykca, przysiółek Przykiec do Osielca. Przy drodze tej w masywie Przykca obok tzw. La- 25 echo Jordanowa się zaczynać w Zwardoniu i przez Żywiec Jordanów-Nowy Sącz –Zagórz zdążać do rosyjskiej granicy. Przewidywano wybudowanie 555 km nowej linii oraz odgałęzienia Sucha – Skawina i Oświęcim- Skawina łącząc kolej transwersalną z istniejącymi liniami. W roku 1882 ogłoszono przetarg. Wygrała go firma Karl Baron von Schwarz Knaur & Gross Litwenfelds Company za cenę 22 milionów guldenów. Kolej transwersalna w swych założeniach miała być koleją państwową konkurencyjna dla prywatnych towarzystw kolejowych Dla naszych rozważań najistotniejszym odcinkiem był odcinek Żywiec- Nowy Sącz, który był otwarty w błyskawicznym tempie 16 grudnia 1884 roku. Nie ustrzeż ono się usterek zastosowano oszczędnościowe podkłady sosnowe nie impregnowane, które niedługo trzeba było wymieniać na dębowe. Dodatkowo powódź w czerwcu 1884 rozmyła nasypy utrudniając roboty. Zatrudniano robotników włoskich. Jednym z kluczowych odcinków był odcinek Sucha – Chabówka długości 35 km. Charakteryzował się dużymi różnicami wysokości między stacją w Suchej a Chabówka około 144 m, łuki były wąski o promieniu nie przekraczającym 250 m, na odcinku Sucha – Chabówka skoncentrowana była największa ilość mostów na całej kolei transwersalnej aż 9 z tego na krótkim odcinku Osielec –Jordanów kolej aż pięciokrotnie przechodziła Skawę stalowymi mostami. Na interesującym odcinku Sucha – Chabówka zbudowano stacje Sucha (węzłowa), Maków, Osielec, Jordanów, Chabówka. Nie było początkowo małych przystanków osobowych. Chabówka aż do 1903 była stacja przelotową gdyż linie do Zakopanego tak oczekiwaną uruchomiono dopiero wtedy. Pociągi powolne prowadzone archaicznymi parowozami serii 2 i 73 jeździły powoli trasę z Suchej do Chabówki pokonywały w 1 i kwadrans godzinę. Nie było połączeń bezpośrednich z Krakowem (konieczność przesiadki w Suchej) za to były aż do Stryja, Stanisławowa i Żywca. Początkowe opory mieszkańców (np. że pociągi będą płoszyć bydło) co do odstąpienia gruntów pod kolej zostały przełamane. Kolej stała się dobrodziejstwem dowożącym letników i pozwalającym wyjeżdżać handlarzom z płodami rolnymi w dalsze strony. Dziś kolej w sposób urągający zasadom utrzymywania infrastruktury ulega celowemu zniszczeniu i dewastacji. podbudowy i bruku używano miejscowych piaskowców, które nie wzniecały kurzu. Większe wzniesienia jak Góra Osielecka, wzgórze Jordanowa pokonywano serpentynami. Istniejące dziś tzw.„zakręty” powstały dopiero wtedy. Również przy ulicy 3-go Maja powyżej zakrętów pod drogą ukryty jest misternie wykonany przepust sklepiony dziś zakryty. Podczas budowy tego traktu zatrudniano robotników włoskich, którzy korzystali również z pomocy osłów z Sardynii. W roku 1851, gdy cesarz Franciszek Józef wizytował Jordanów przemieszczał się powozem po tej drodze. W trakcie budowy tej trasy wykonano również fragment odcinka Skomielna -Nowy Targ. W cesarstwie austriackim w Galicji drogi dzieliły się na cesarskie, krajowe (czyli galicyjskie) oraz powiatowe i gminne. W drugiej połowie XIX wieku z inicjatywy proboszcza łętowskiego przeprowadzono modernizacje drogi powiatowej Pcim –Jordanów. Kierownikiem budowy był właściciel majątku Tokarnia, który posiadał takie uprawnienia rządowe. Warto również wspomnieć, że w 1865 roku w karczmie w Lubniu zainstalował się sztab inżynierów drogowych, którzy przystąpili do budowy drogi brukowanej Lubień – Skomielna, której przebieg był nieco odmienny od dzisiejszej drogi. Ułatwiło to przejazd do Zakopanego, ale nie do końca gdyż odcinek Stróża- Lubień był bardzo trudny do przejazdu pełen brodów przez zmieniającą swe koryto Rabę. W drugiej połowie XIX w porównaniu do pierwszej połowy zaznacza się regres inwestycji drogowych w związku z faktem ze priorytetem komunikacyjnym stała się kolej. Kolej na ziemie jordanowska w stosunku do innych obszarów Galicji dotarła stosunkowo późno, bo dopiero 1884. Nadmienić trzeba że pierwszą koleją na ziemiach obecnie polskich była kolej Wrocław –Oława 1842, kolej Kraków –Mysłowice oraz kolej warszawsko- wiedeńska 1846, kolej Karola Ludwika z Krakowa do Lwowa 1851-1856. W roku 1866 podczas wojny austriacko- pruskiej prusacy zajęli stacje kolejową w Oświęcimiu i ten sposób Wiedeń utracił połączenia Krakowem i Lwowem. Dodatkowo po kongresie berlińskim w roku 1879 nastąpiły napięcia miedzy Austria i Rosją. Obawiając się napięć wojennych w roku 1878 cesarz Franciszek Józef wydał dekret o budowie tzw. kolei transwersalnej (poprzecznej) równoległej do linii Mysłowice-Kraków – Lwów. Kolej miała DZ I A Ł A L N O Ś Ć Ł OW I EC K A W J O R DA N OW I E Inspiracją do napisania tego artykułu były moje obserwacje terenu podczas wędrówek o różnych porach roku. Wczesną wiosną zauważyłam nową ambonę. To stanowisko myśliwskie ułatwia obserwację zwierzyny, która nie zwietrzy myśliwego znajdującego się na pewnej wysokości. W okresie zimy śledziłam uzupełnianie karmy w paśnikach. W tym trudnym okresie dla zwierząt, kiedy gruba warstwa śniegu uniemożliwia zdobycie żeru, zwierzyna jest skazana wyłącznie na człowieka co poda jej w paśniku. Zadałam sobie pytanie, kto tym się zajmuje? Cofnijmy się do historii. Spytek Jordan założył Jordanów na swoich terenach łowieckich na bazie wsi Malejowa. Tradycja łowiecka sięga odległych czasów. W tamtych czasach polowano dla zdobycia pożywienia i trofeów. Koło Łowieckie „Jeleń” w Jordano- wie powstało w 1923 r. Założycielem był ówczesny Burmistrz Józef Kukla. Wtedy koło obejmowało bardzo rozległe tereny: od południa pod Orawę, od wschodu od Mszany Dolnej łącznie z Luboniem Wielkim pod Myślenice, od zachodu pod Żarnówkę i Maków Podhalański aż 26 pod Babią Górę. W czasie II Wojny Światowej działalność koła została zawieszona. Po wojnie koło odtworzył Jego syn Michał Kukla. Członkami byli między innymi: Józef Zduń, Mieczysław Totoś, Bolesław Oleksy, Adam Święchowicz, Bolesław Sutor i wiele innych, którzy echo polowali przed wojną. W kronice koła umieszczone są fotografie z polowań z 1925 r. i 1928 r., także założycieli koła i dokumenty ich członków (pozwolenie na broń, karty łowieckie, prawo łowieckie). Ważnym dokumentem jest ksero Statutu zatwierdzonego reskryptem Cesarsko–Królewskiego Namiestnictwa we Lwowie z dnia 31 stycznia 1904 r. Koło posiada wycinki z gazety „Łowiec Polski” z lat 1956 – 1958. Korespondentem w kole był Zbigniew Papużyński i pisał artykuły do w/w gazety. Dla mnie ciekawostką jest, że przez okres istnienia koła polowało czterech księży. Koło uczestniczyło w organizowaniu wystaw łowieckich. Na nich były prezentowane trofea łowieckie, zdobyte przez myśliwych. Długoletnim Prezesem Koła (32 lata) był Michał Kukla. W 1961 r. Koło Łowieckie „Jeleń” podzieliło się. Część członków w tym właśnie roku założyła Koło Łowieckie „Szarak” w Jordanowie. Inna grupa myśliwych założyła w 1969 r. Koło Łowieckie „Knieja” też w Jordanowie. Z okazji święta myśliwych, tradycyjnie 3 listopada na Dzień Świętego Huberta, rano myśliwi uczestniczą we Mszy św., potem idą na „polowanie hubertowskie” a po nim wraz z małżonkami odbywa się spotkanie biesiadne. Myśliwi zapraszani są przez kolegów z sąsiednich kół na uroczystości jubileuszowe. Nie zapominają także o nieżyjących już kolegach, uczestnicząc w Ich pogrzebach. Od 2002 r. koło występuje na uroczystościach z własnym sztandarem, ufundowanym przez myśliwych. Sztandar był ufundowany z okazji rocznicy 80-lecia istnienia koła, który poświęcił ks. Proboszcz Bolesław Wawak w naszym kościele w dniu 19.10.2002 r. Sztandar przekazał i odznaczył złotym medalem łowieckim – Łowczy Okręgowy z Bielska Białej Pan Michał Jordan (potomek Spytka Jordana założyciela Jordanowa). Przemarsz gości i członków koła prowadziła do kościoła orkiestra strażacka. Po uroczystej Mszy św. koncelebrowanej przez księży myśliwych, odbyło się spotkanie w Domu Strażaka. Tam były odznaczenia i uroczysty obiad. W roku 1997 na nadzwyczajnym zebraniu Prezesem Koła Łowieckiego „Jeleń” w Jordanowie został wybrany Pan Franciszek Palacz. Po upływie 5-letniej kadencji nadal jest wybierany na Prezesa przez swoich kolegów myśliwych. W 2000 r. po podziale administracyjnym (zmiana powiatów) koło weszło w skład Beskidzkiego Okręgu Łowieckiego w Bielsku Białej z siedzibą w Jordanowie, która jest nadal aktualna. Koło wybudowało kapliczkę św. Huberta w łowisku Zembolowa w Łętowni, w miejscu zbiórek i towarzyskich spotkań myśliwych. W dniu 4 października 2000 r. po Mszy św. kapliczka została poświęcona przez ks. Kanonika Aleksandra Woźniczkę (długoletniego Proboszcza parafii Łętownia), a homilię do myśliwych wygłosił ks. Kanonik Marian Juraszek - członek koła i zarazem Kapelan Koła Łowieckiego „Jeleń”. Koło gospodaruje na dwóch obwodach. Jeden posiadający nr 188 – leśny obejmuje gminy: Jordanów, Lubień i Tokarnia, na powierzchni około 4 tys. ha. Drugi obwód nr 230 – polny w całości mieści się w gminie Jabłonka. Obejmuje miejscowości Podwilk i Zubrzycę, a jego powierzchnia wynosi 3.200 ha powierzchni. Koło planuje do pozyskania zwierzynę grubą i drobną, na podstawie inwentaryzacji sporządzanej w miesiącu lutym i całorocznej obserwacji. Ogólnie na obu obwodach do pozyskania jest: 6 jeleni, 30 saren (łącznie), 12 dzików, 80 lisów, 4 borsuki, 15 zajęcy szaraków, 15 dzikich kaczek, 20 gołębi dzikich „grzywaczy”. Roczny plan opracowany jest do wykonania na okres od 1 kwietnia do 30 marca następnego roku. Z tego okresu wyłączone są okresy ochronne zwierzyny, inne dla każdego zwierzęcia. Oprócz pozyskania, koło prowadzi gospodarkę łowiecką, przez dokarmianie i ochronę zwierzyny przed kłusownictwem. Na dokarmianie składają się zagospodarowane łąki śródleśne i przyleśne poletka łowieckie, obsiane zbożem i zasadzone ziemniakami. Koło wykłada rocznie sól do lizawek w ilości dwóch ton, karmę objętościową suchą (siano i koniczynę) w ilości dwóch ton oraz trzy tony pasz treściwych (zboże i kukurydzę). Nieuniknione jest, że zwierzęta aby zaspokoić głód, sięgają po korę drzew najchętniej liściastych albo spałują młode pędy. W sezonie 2009/2010 koszty poniesione na gospodarkę łowiecką opiewają na kwotę 9 tys. zł, w tym wypłacono odszkodowań łowieckich na kwotę 6 tys. zł. Upolowaną zwierzynę myśliwi mogą sprzedać w wyznaczonym punkcie skupu albo kupić na użytek własny. 27 Jordanowa Za pozyskane pieniądze wpłacone do banku, kupują paszę dla zwierząt a także opłacają dzierżawę terenów łowieckich. Na terenie objętym gospodarką łowiecką, oprócz zwierzyny łownej występują gatunki prawnie chronione takie jak: wilk, ryś, głuszec i niedźwiedź, który sporadycznie odwiedza nasze tereny i w minionych latach wyrządził szkody w pasiekach. Jest mało bażantów i one raczej nie występuje, natomiast jest kilka par czarnych bocianów i głuszec, który też jest pod prawną ochroną. Inwentaryzacja tych gatunków odbywa się poprzez tropienie i obserwację terenu, na którym jest domniemanie, że mogą występować poszczególne gatunki zwierząt i ptaków. Najwięcej szkody w łowiectwie może wyrządzić człowiek poprzez kłusownictwo, zakładanie sideł i wnyków oraz niszczenie gniazd. Duże szkody wyrządzają wałęsające się psy. Są one groźne dla zwierzyny drobnej, która żyje w warstwie runa leśnego. Plagą na obsługiwanym terenie jest szerzenie się kłusownictwa. W kronice znajdują się zdjęcia sideł i wnyków oraz zwierzynę spętaną drutami. Na moje pytanie co stało się z zającami, że ich populacja zmalała, uzyskałam od prezesa odpowiedź, że powodem mogła być zaraza i zaatakowały je choroby oraz polujące na nie dzikie psy i koty. Myśliwi w ramach tradycji posługują się gwarą łowiecką. Młodzi adepci myślistwa zdają egzamin również z gwary łowieckiej. Ślubowanie młodych myśliwych odbywa się przy sztandarze. Wzmianki o kołach jordanowskich są opublikowane w książce pt. „Beskidzki Okręg Łowiecki”. Jest to publikacja pod redakcją Marka Piotra Krzemienia i pod patronatem Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Bielsku Białej. Powyższe informacje opracowane zostały na podstawie wywiadu przeprowadzonego z Prezesem Koła Łowieckiego „Jeleń” w Jordanowie z Panem Franciszkiem Palaczem oraz na podstawie znajdujących się w kole dokumentów. Pan Franciszek swoją pasją „zaraził” także żonę. Pani Stanisława na prośbę męża ha uje obrazy o tematyce myśliwskiej, które są wyeksponowane w siedzibie koła Maria Nowak echo Jordanowa … A TERAZ BABIA GÓRA Od dawna członów grupy turystyki górskiej istniejącej przy jordanowskim MOK-u interesowało wyjście na ośnieżoną Królową Beskidów Zachodnich – Babią Górę (1725 m n.p.m.). Taka okazja nadarzyła się w ostatnią sobotę kwietnia – 24.04.br. Warunki pogodowe idealne na tego typu wędrówkę. Niebo prawie bezchmurne, temperatura niezbyt wysoka, z jordanowskiego rynku w oddali widnieje charakterystyczna sylwetka „Diablaka” – a więc zarzucamy plecaki, kijki w dłonie i spotykamy się pod „Basztą”. Czekamy „studenckie 15 minut”, wykonujemy kilka telefonów do stałych uczestników i wyjeżdżamy w kierunku Zawoi. Jazda przebiega szybko – bo tematów i humoru nie brakuje, wspominamy ciekawsze epizody z poprzednich wycieczek i nawet się nie obejrzeliśmy jak znaleźliśmy się na parkingu w pobliżu Przełęczy Krowiarki (zwanej również Przełęczą Lipnicką - 1012 m n.p.m.). Wysiadka. Jest super – rześkie powietrze, pogoda idealna, mało samochodów na parkingu, a więc nie będzie tłoku na szlaku – o to chodzi! Zatrzymujemy się na chwilę na Przełęczy, gdzie kilka istotnych informacji o miejscu przekazuje nam nasz stały przewodnik Andrzej Bulanda. Następnie podchodzimy do tablicy upamiętniającej ostatnią górską wycieczkę Karola Wojtyły (9 września 1978 r.) oraz pod symboliczny grób prof. Zenona Klemensiewicza – wybitnego polskiego językoznawcy (zginął w katastrofie lotniczej pod Policą w 1969 r. ). Na Przełęczy znajduje się również punkt informacji Babiogórskiego Parku Narodowego, w którym pobierane są opłaty za wejście na szlaki BPN. Dla naszej grupy jednak wyjątek – wejście gra s. Czyżby specjalne względy, znajomości? Nie, nic z tego – po prostu opłaty są pobierane od 01.05.– 30.09. każdego roku – a my jesteśmy z tygodniowym wyprzedzeniem i dlatego specjalny bonus. Jeszcze tylko kilka wspólnych fotek, łyk herbaty i na szlak. Mamy do wyboru kilka wariantów: czerwony na szczyt Babiej Góry (przez Sokolicę, Kępę, Gówniak) lub niebieski zwany Górnym Płajem do schroniska na Markowych Szczawinach a stąd na szczyt szlakiem czerwonym (przez Przełęcz Bronę). Zwycięża wariant pierwszy, idziemy szlakiem czerwonym. Różnica wzniesień wynosi ok. 700 m.. Uważamy, że lepiej wychodzić „ostrzejszym” podejściem a relaksować się spacerowym zejściem – czyli szlakiem niebieskim. A ponadto słońce świeci nam prosto w twarz wybierając szlak czerwony i to również był argument – jeżeli chcemy wrócić przynajmniej trochę opaleni. Na pierwszym odcinku do Sokolicy dawał znać o sobie tzw. „dług tlenowy”, a więc nasza niewielka grupa to rozciągała się, to zwężała. Wiedzieliśmy, że to efekt przestoju zimowego wpływającego na osłabienie kondycyjne u niektórych, ale solidarnie nie wypowiadaliśmy się na ten temat. Kto wie czy za kilka kilometrów dług tlenowy nie pojawi się u mnie ? Szlak z wiosennego, w miarę pokonywania metrów, zamieniał się w lekko zimowy. Zaliczamy jakby dwie pory roku. No i wreszcie Sokolica (1367 m n.p.m.) a stąd piękny widok na Babią Górę, Pasmo Jałowieckie, Pasmo Polic oraz Zawoję. Nie jesteśmy tu przecież pierwszy raz a miejsce to kolejny raz urzeka. A w dodatku wyjątkowa pogoda i ta widoczność. W pierwszej chwili zapominamy o zmęczeniu i wpatrujemy się w otaczającą panoramę. Dopiero po chwili już zrelaksowani przypominamy sobie o takich prozaicznych sprawach jak mały posiłek czy łyk kawy, herbaty. Jeżeli ktoś nie ma kawy – nie ma problemu, zawsze ktoś drugi zaproponuje. W miarę upływu czasu i drogi – co kto ma, tym częstuje pozostałych. To stało się już normą. Takie zwyczaje panują w naszej grupie i nie tylko. To tylko taka mała solidarność ludzi na „szlaku”. Wokół nas pojawiło się już trochę innych grup i pojedynczych turystów, a więc trzeba zrobić miejsca innym i rozleniwieni ruszamy dalej przez Kępę (1521 m n.p.m), Gówniak (1617 m n.p.m. – nazwa nieprzypadkowa, bo wzięła się od odchodów pasących się tutaj do końca XIX wieku wołów) w kierunku szczytu. Scenariusz w miarę pokonywania wysokości przybiera barwy zimowe. W miarę zbliżania się do szczytu zauważamy też zwiększony ruch turystów na szlaku. Przekrój wiekowy różny, ale kultura pełna. Praktycznie nie ma przypadku abyśmy się wzajemnie nie pozdrawiali. I tak jest w górach. Tych niższych i wyższych. Czyżby panowała zasada, że im bliżej nieba tym bardziej się szanujemy ? Chyba tak – bo na „dole” bywa z tym różnie. Jeszcze kilkadziesiąt kroków i cel będzie osiągnięty. Trochę po śniegu, trochę po wystających głazach i gęsiego wchodzimy na „Diablak” (1725 m n.p.m.). Zrzucamy z siebie plecaki i chowamy się za kamienny murek, osłaniający turystów od wszędobylskiego wiatru. Każdy znajduje swoje wgłębienie w skałkach i zabieramy się do „kanapkowego obiadu”. Odpoczywamy trochę dłużej i podziwiamy panoramę rozpościerającą się ze szczytu. Widoczność nie jest idealna, ale i tak widać pasma Beskidu Śląskiego, Makowskiego, Wyspowego, Gorc, Kotlinę Orawsko-Nowotarską i zamglone Tatry. Przechodzimy na południe, na stronę słowacką aby nie ominąć ważnego punktu tuż pod szczytem, a mianowicie: kamiennego obelisku z pamiątkową tablicą, poświęconego papieżowi Janowi Pawłowi II. 28 echo Jordanowa Hugona Zapałowicza. Nowy obiekt jest ciekawie zaprojektowany, posiada około 40 miejsc noclegowych i funkcjonuje w oparciu o urządzenia przyjazne dla środowiska. Zastąpił on stary, wysłużony obiekt założony przez dr Zapałowicza (botanika, podróżnika) w roku 1906. Właściwie to przyszliśmy tu o jeden dzień za wcześnie, ponieważ w następny dzień – tj. 25 maja br. odbyło się tutaj uroczyste, ponowne otwarcie nowego schroniska przy udziale licznych gości i odprawiona była uroczysta Msza Św. w intencji turystów i gospodarzy obiektu. Pogoda na Polanie wspaniała, więc po obowiązkowym zapoznaniu się z nowym schroniskiem – czas na relaks, opalanie się, posiłek a następnie krótkie zwiedzanie niewielkiego Muzeum Turystyki Górskiej założonego w 1966 r.. Obok schroniska znajduje się także dyżurka GOPR. Trudno jest nam się zmobilizować w dalszą drogę, a przed nami przynajmniej 2 godziny marszu. Rozsądek bierze jednak górę i zarzucamy plecaki. Trasa, która nas czeka to szlak niebieski długości ok. 6 km w kierunku Przełęczy Krowiarki. Szlak ten prowadzi po części tzw. „Górnego Płaju” – starej drogi myśliwskiej wybudowanej w II połowie XIX wieku przez Habsburgów żywieckich (właścicieli lasów babiogórskich). Jest łatwy turystycznie, prowadzi przez naturalny las świerkowo – bukowy, wzdłuż którego znajduje się kilka jeziorek, z których największe to Mokry Stawek o pow. 450 m2 i głębokości 2,5 metra. Na chwilę zatrzymujemy się przy nim. Wcześniej jeszcze mijaliśmy początek szlaku żółtego -„Perci Akademików”, a następnie początek szlaku zielonego – „Perci Przyrodników”. Nawet nie wiadomo kiedy docieramy do miejsca, z którego rozpoczęliśmy dzisiejszą wędrówkę – Przełęcz Krowiarki. Powoli dochodzimy do parkingu, niechętnie wsiadamy do samochodów i ruszamy w kierunku Jordanowa przez Zubrzycę, Sidzinę i Bystrą. W trakcie jazdy krystalizuje się stopniowo cel następnej wyprawy (Małe Pieniny), o ile pogoda nie pokrzyżuje planów i o ile pozostali uczestnicy zaakceptują tę propozycję. Dobre warunki na drodze, pogoda, zgrane towarzystwo i tematów nowych przybyło -więc szybko dojeżdżamy na miejsce. Na dzisiaj wystarczy relaksu, więc wysiadamy, żegnamy się i odruchowo spoglądamy w kierunku zachodnim. W oddali widniała odległa, ale majestatyczna sylwetka naszej dzisiejszej wędrówki – Babia Góra. Obelisk ten został ufundowany przez mieszkańców czterech orawskich wsi: Półgóry, Rabczy, Rabczyc i Sihelnego na pamiątkę papieskich pielgrzymek na Słowację i odsłonięty 17 sierpnia 1996 roku. Tradycyjne kilka słów, które sprowadziły się do kilkunastominutowego opowiadania, na temat historii schronisk na Babiej Górze, szlaków i otaczających pasm górskich przekazuje nam nasz Przewodnik. Między innymi o nieistniejącym już schronisku wybudowanym w latach 1904-1905 przez niemiecki związek turystyczny Beskiden-Verein, który był solą w oku wielu polskich działaczy turystycznych i samych polskich turystów. Schronisko przestało istnieć ostatecznie w 1949 r. w wyniku pożaru. Obecnie pozostały po nim resztki fundamentów. Ruszamy dalej szlakiem czerwonym przez Przełęcz Bronę (1408 m n.p.m.) w kierunku schroniska PTTK na Markowych Szczawinach. Zejście przypominało raczej zjazd, trochę na butach, trochę na czym kto może. Schodzimy północną stroną, gdzie przeważa lód ze śniegiem. Stopniowo warunki się jednak poprawiają i dochodzimy na Polanę Markowe Szczawiny (1180 m n.p.m.). Większość z nas już wielokrotnie tu bywała, ale po raz pierwszy zobaczyliśmy nowe oblicze schroniska PTTK im. Zbigniew Godyń C H Ó R B E L C A N TO O R G A N I Z AC JĄ P OŻ Y T KU P U B L I C Z N EG O! W Ż YC I U N A S Z E G O C H Ó R U N A S TĄ P I Ł Y WA Ż N E Z M I A N Y ! Chór Bel Canto powstał 2000 roku, a od roku 2006 funkcjonuje jako stowarzyszenie. W bieżącym roku udało się nadać naszemu stowarzyszeniu status organizacji pożytku publicznego. Podjęliśmy działania uzyskania 1% podatku od osób nam życzliwych. Jak zwykle pomagał nam aktywnie Pan Rafał Rapacz – dyrektor Zespołu Szkół im. H. Kołłątaja w Jordanowie. Chór Bel Canto prowadzi stale aktywną działalność koncertową. W styczniu obchodziliśmy jubileusz X-lecia, o którym pisała na łamach Echa p. Maria Nowak, kolędowaliśmy również w Rabie Wyżnej. W lutym zorganizowaliśmy warsztaty wokalne, które poprowadził dziekan Wydziału Wokalnego Akademii Muzycznej w Krakowie prof. Adam Korzeniowski. 10 marca wzięliśmy udział w eliminacjach wojewódzkich do XXX Ogólnopolskiego Konkursu chórów A’Cappella Dzieci i Młodzieży w Bydgoszczy. Elimi- 29 nacje miały miejsce w Domu Kultury im. J. Korczaka. Po miesiącu oczekiwania na wyniki kolejnego etapu (konkurs ma trzy etapy) otrzymaliśmy miłą informację – w tym roku ponownie zakwalifikowaliśmy się do konkursu w Bydgoszczy, gdzie na scenie Filharmonii Pomorskiej echo będziemy reprezentować województwo małopolskie. Jest to dla nas duży sukces – w konkursie tym uczestniczą bardzo dobre chóry z całego kraju. 28 marca zorganizowaliśmy Koncert Pieśni Wielkopostnych „Stabat Mater” w Kościele Parafialnym w Naprawie. Współorganizatorami był Gminny Ośrodek Kultury w Jordanowie, Starostwo Powiatowe i Parafia pw. Siostry Faustyny Kowalskiej. W koncercie wzięły zespoły zaproszone przez Stowarzyszenie kulturalne Chór Bel Canto: Chór Kantylena i Watra z Raby Wyżnej pod kierunkiem Kingi Brandys Wójciak, chór Vox Alitosona z Osielca pod kierunkiem Marka Brynkusa, Chór Zespołu Szkół w Naprawie pod kierunkiem Ewy Dyrdy, połączone schole z Naprawy i Łętowni. Par e solowe w koncercie wykonali zaproszeni artyści – Marcin Wolak, Dobromiła Lubiecka – Brynkus oraz nasza chórzystka Sylwia Ziętara. Na organach solistom i chórom towarzyszył Marcin Augustyn, student IV roku Akademii Muzycznej w Krakowie. Na zakończenie koncertu połączone chóry Watra, Kantylena i Bel Canto wykonały kompozycję „Oto drzewo krzyża” Stanisława Moniuszki. Wszyscy uczestnicy koncertu otrzymali pamiątkowe dyplomy i niespodzianki, a dyrygenci i soliści kwiaty. Koncert dedykowaliśmy pamięci Ojca Świętego Jana Pawła II, a więc nie mogło zabraknąć jego ulubionej pieśni „Barki”, którą zaśpiewaliśmy na zakończenie wspólnie z publicznością. Organizując te koncerty pragniemy aktywizować i integrować środowisko Jordanowa amatorskich zespołów muzycznych. Naszym celem jest umożliwienie zespołom prezentacji swoich umiejętności i talentów szerszemu kręgu odbiorców. 16 kwietnia uczestniczyliśmy w Mszy Św. żałobnej organizowanej przez Starostwo Powiatowe w Suchej Beskidzkiej. Msza odprawiana była w intencji ofiar katastrofy w Smoleńsku, miała miejsce w Kościele Parafialnym Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Suchej Beskidzkiej. 29 kwietnia wystąpiliśmy podczas Konferencji Naukowo-Szkoleniowej pt. „Profilaktyka raka piersi” na Zamku w Suchej Beskidzkiej. 22 maja śpiewaliśmy na - kolejnym już! - ślubie naszej chórzystki Iwonki Bochnak w Rabie Wyżnej. Ach, jak ten czas szybko biegnie! Przed nami kolejne koncerty i fes wale, ale o tym następnym razem....Pozdrawiamy. Chórzyści Bel Canto i Ksenia Miskiewicz SZMUGLERZY, SZPIEDZY I TERRORYŚCI… 5 Zamachy terrorystyczne w Watykanie i Szwecji spowodowały zwiększoną czujność WOP na granicach i w przejściach granicznych. Porwania samolotów na lotniska w RFN czy Austrii, tak modne w latach 70. i 80. spowodowały, że na granicę zaczęto patrzyć jako na zaporę chroniącą przed potencjalnym atakiem terrorystów. Sprawa uprowadzenia włoskiego liniowca m/s Achille Lauro (3 - 9.X.1985) oraz próba uprowadzenia jednego z polskich wodolotów typu Kometa (chodziło bodaj czy nie o hf/v Adriana) w latach na początku lat 80. XX wieku, tylko zaostrzyły czujność naszych służb. Oczywiście samoloty porywano nadal i hasło reklamowe „LOT-em bliżej… Tempelhof” stało się wizytówką naszego krajowego przewoźnika. Było to zjawisko, nad którym trudno było zapanować. Samolot to nie autobus czy nawet statek, a akcje komandosów zmierzające do odbicia zakładników są dobre tylko na filmach ze Stevenem Seagalem, Kurtem Russellem czy naszym Bronisławem Cieślakiem. W praktyce przede wszystkim liczyło się życie i zdrowie pasażerów i załogi. Oczywiście można było powtórzyć to, co miało miejsce w Entebbe czy Mogadiszu, ale byłoby to bardzo trudne do zrealizowania na polskich lotniskach. Kto wie, czy słynna katastrofa pod Zawoją w dniu 2 kwietnia 1969 roku też nie była próbą porwania samolotu An-24 przez nieznanego sprawcę… Jak dotąd nie ma na to żadnego dowodu, a sama katastrofa owiana jest mgłą tajemnicy. Terroryzm stał się w Polsce problemem pod koniec lat 70., od kiedy zdefiniowano zjawisko określone jako głód broni dla podziemia przestępczego. Głód broni polegał na tym, że grupy przestępcze usiłowały wejść w posiadanie broni palnej, by móc skutecznie dokonywać przestępstw. Szczególnie chodziło o wymuszenia rozbójnicze i mordy. W latach 80. doszła do tego jeszcze opozycyjna, antykomunistyczna działalność skrajnych, radykalnych i szowinistyczno-narodowych odłamów „Solidarności”, którym marzyło się kolejne powstanie narodowe. Była to ewidentna głupota, ale w latach 80. ludzie uwierzyli w to, że są w stanie zrobić wszystko, więc powstanie też powinno się udać. Na szczęście wprowadzenie stanu wojennego i przytomność umysłu kard. Glempa, który wezwał ludzi do zachowania spokoju zapobiegło straszliwemu rozlewowi krwi, a odebrało Rosjanom okazję do zrobienia z Polski drugiego Afganistanu. Głód broni został zaspokojony dopiero w latach 1989-93, kiedy to wyjeżdżające z kraju jednostki radzieckie pozostawiły w Polsce cały arsenał. Makarowa czy kałasznika z wiadrem amunicji można było kupić od Rosjan za marne 2.000.000 ówczesnych złotych (200,- PLN) na bazarze. Oczywiście Zwiad WOP a potem służby operacyjne SG meldowały o tym zjawisku. W realiach politycznych tych czasów było to wołanie na puszczy, bo nikt nie zajmował się takimi sprawami. Sejm i Senat zajmował się aborcją nie zważając na to, że podziemie przestępcze urządzało eutanazję obywatelom Polski. Niejakie opamiętanie przyszło dopiero po oblężeniu w Magdalence, kiedy to dwóch doskonale uzbrojonych bandytów trzymało w szachu przez kilka godzin pluton doskonale wyszkolonych antyterrorystów… Strzelanina w Magdalence – akcja policyjna w Magdalence (województwo mazowieckie), w wyniku której zginęło dwóch antyterrorystów i dwóch napastników, a siedemnastu policjantów zostało rannych. Akcja została przeprowadzona w nocy z 5 marca na 6 marca 2003 r. Jej celem było zatrzymanie zaliczanych do najgroźniejszych przestępców w Polsce - Roberta Cieślaka i Białorusina Igora Pikusa, członków tzw. gangu „Mutantów” z podwarszawskiego Piastowa. Grupa ta miała związek z zabójstwem policjanta w Parolach w marcu 2002 r. i przynajmniej kilkunastoma innymi morderstwami osób powiązanych z działalnością grup przestępczych jak i członków gangu pruszkowskiego, mokotowskiego, piaseczyńskiego i wołomińskiego na Mazowszu. W trakcie próby zatrzymania poszczególnych członków 30 echo gangu zginęło kilka osób, w tym członek gangu, były warszawski antyterrorysta używający pseudonimu „Fragles”. Jedna z najgłośniejszych mafijnych egzekucji dokonana została przez „Mutantów” w szpitalu MSWiA w Warszawie, gdzie zamachowiec przebrał się za księdza. Inne zabójstwa dokonane zostały przez „Mutantów” w Pruszkowie, Walendowie pod Nadarzynem, Warszawie i okolicach podstołecznego Piastowa. Grupa piastowska, zwana też gangiem „Mutantów”, zrzeszająca czołowych stołecznych zawodowych morderców i złodziei samochodów, do której należeli Igor Pikus (znany także jako Aleksander Wołodin) i Robert Cieślak, próbowała przejąć wpływy grup przestępczych z Pruszkowa, Raszyna, Janek, Ożarowa Mazowieckiego, Wołomina, Ząbek, Marek, Wyszkowa, Góry Kalwarii i poszczególnych dzielnic Warszawy. Efektem działalności gangu z Piastowa była także śmierć trzech funkcjonariuszy Policji i trwały uszczerbek na zdrowiu kilkunastu innych adeptów wydziałów realizacyjnych AT stołecznej Policji. Białorusin Igor Pikus vel Aleksander Wołodin i Robert Cieślak używający pseudonimu „Cieluś” vel „Ciolo” za pomocą fugasów, min, granatów i innych ładunków wybuchowych zaminowali ogród przy domu w Magdalence przy ul. Środkowej, w którym się ukrywali. Podczas akcji ładunki wybuchowe eksplodowały w pobliżu policjantów, zabijając jednego na miejscu. Przestępcy praktycznie cały czas prowadzili ostrzał z blisko trzydziestu jednostek broni, w tym krótkiej, długiej, automatycznej i maszynowej. Kilku policjantów po akcji w Magdalence w wyniku szoku rozstało się na zawsze ze służbą w formacjach policyjnych. Na skutek wymiany ognia budynek częściowo się zawalił, spłonął, a obaj przestępcy zginęli prawdopodobnie wysadzając się granatem. Była to pierwsza tego typu akcja w dziejach polskiej policji. Tyle podaje na ten temat Wikipedia i widzieliśmy to w naszej TV. A to jest tylko jedna akcja! Ostatnio policja robiła kolejny gang działający na Podhalu, który dostarczał polskim grupom przestępczym broń i inne środki bojowe. Wszystko to było i jest pokłosiem niefrasobliwości polskiego parlamentu z lat 19891994. Wróćmy jeszcze do lat 80. XX wieku i niektórych dziwnych aktów terroru – tym razem politycznego o podłożu kryminalnym i wywiadowczym. Na ich początku wypłynął na powierzchnię życia politycznego w PRL ks. Jerzy Popiełuszko. W swych kazaniach nawoływał wprost do obalenia władzy, czego żadna władza nie lubiła i nie lubi. Był „sumieniem narodu”, „głosem Solidarności walczącej”, itd. itp. Zamordowano go w październiku 1984 roku, a zrobili to „komunistyczni zbrodniarze z SB”. Tyle oficjalna hagiografia. Pozwolę sobie mieć odmienne zdanie. Popiełuszkę zamordowało SB, a w jego życiorysie znajdują się pewne dziwne okoliczności. No bo czyż nie jest to dziwne, że ks. Popiełuszko w latach 70. wyjeżdża dwukrotnie do USA? Przypominam, że to było w czasach „prześladowania Kościoła” w Polsce, kiedy normalny obywatel nie mógł wyjechać za granicę bez podpisania zobowiązania o współpracy z SB. To pierwsza osobliwa rzecz, ale nie ostatnia. Ks. Popiełuszką interesowali się bardzo ponurzy towarzysze z Łubianki lub Chodynki. Niezorientowanym wyjaśniam, że na moskiewskiej Łubiance znajduje się siedziba osławionego KGB (dzisiaj FSB), a na Chodynce – na przedmieściach Moskwy – znajduje się siedziba wojskowego wywiadu GRU. Ciekawe, co takiego KGB (albo GRU) mogło mieć do polskiego księdza? To właśnie jest dziwne i niepokojące. Szczególnie, kiedy zajmował się tym GRU – wywiad wojskowy zajmujący się głównie zdobywaniem informacji naukowo-technicznych, nowych technologii, itp. oraz Jordanowa oczywiście informacjami o celach wojskowych. Czyżby mordercy ks. Popiełuszki o tym nie wiedzieli, a raczej dowiedzieli się i chcieli się dowiedzieć – dlaczego? To wreszcie wyjaśnia, dlaczego ks. Popiełuszkę torturowano przed śmiercią. Podejrzewam zresztą, że chodziło o to, by wydobyć z niego to, dla kogo on NAPRAWDĘ pracował, poza Kościołem katolickim. Dla KGB/GRU, CIA czy obydwu tych instytucji naraz – co wcale nie jest aż takie dziwne zważywszy, że w walce wywiadów, która szalała w PRL i stanowiła lwią część działań Zimnej Wojny ks. Popiełuszko był pionkiem, którym usiłowano rozegrać pewną grę przeciwko PRL. A dokładniej chciano podłożyć świnię gen. Wojciechowi Jaruzelskiemu i kard. prymasowi Józefowi Glempowi. I podłożono. Kogoś bardzo, ale to bardzo niepokoiła stabilizująca się sytuacja w Polsce. Nie pasowała do jego planów zakładających, że w polskim piekiełku będzie wciąż wrzało. A Polska była kluczowym krajem w rozgrywce pomiędzy dwoma Supermocarstwami. Zabicie znanego i popularnego księdza, trybuna „Solidarności” powinno być – w jego założeniach – wyzwalaczem niepokojów społecznych na tle religijnym i politycznym, co miałoby doprowadzić do kolejnego wybuchu niezadowolenia i w rezultacie do zbrojnych starć, czy nawet do wojny domowej. A kto mógł na niej skorzystać? Tylko ZSRR i USA. Dokładnie w tej kolejności. ZSRR miałby wreszcie wymarzony pretekst, by wejść do Polski i przeprowadzić w niej krwawą pacyfikację. Przy okazji przyłączając jej terytorium jako następną 17. republikę Rad. I nie byłoby już żadnego gadania o tym, że się na to nie zgadzamy – bo byłaby powtórka z Katynia, masowe wywózki na Syberię itp. restrykcje okupacyjne. W Polsce potem nie byłoby już ani jednego Polaka. A Ameryka miałaby guzik do gadania, bo nie zaryzykowałaby globalnego konfliktu w obronie Polaków. To matematyczny pewnik. Rozgrywałaby swoją par ę szachów przeciwko ZSRR. USA miałyby z głowy problem polski. Oczywiście wszystkie propagandowe szczekaczki dalej nadawałyby propagandową sieczkę dla Polaków i innych „narodów zniewolonych”, ale to byłoby uspokajanie sumienia. Wymierną korzyścią dla Amerykanów byłoby to, że miałyby wygodny pretekst do uderzenia na ZSRR w innym punkcie zapalnym świata – powtórkę z nieudanej Opera on Polonia, która była niemal kalką operacji przeciwko rządowi prezydenta Salvatora Allende w Chile, gdzie przeciwko rządowi podpuszczono związki zawodowe, można było zrobić gdzieś indziej, w innym zakątku świata. Ale czy nawet taki fanatyczny antykomunista jak Ronald Reagan odważyłby się na taki krok? Wątpię – Polska to nie Grenada, wejść do niej w ciągu jednego dnia się nie da. Poza tym w Polsce znajdowały się siły Północnej Grupy Wojsk Radzieckich w Polsce – czyli około dwóch milionów żołnierzy plus cała infrastruktura. W przypadku skrajnym III Wojna Światowa rozegrałaby się głównie na ziemiach Polski, przy użyciu wszystkich rodzajów BMR. Polacy byli spisani na straty od samego początku zarówno przez jedną, jak i drugą stronę. Dlatego właśnie ks. Popiełuszką interesowali się towarzysze z Łubianki czy Chodynki. Miał on podsycać nastroje społecznego niezadowolenia. I dlatego właśnie płk Jerzy Kukliński zdecydował się na zdradę planów Układu Warszawskiego – oszczędził Polakom atomowego Holocaustu. I chwała mu za to. Czy ks. Popiełuszko współpracował świadomie z KGB/GRU lub CIA albo i jednymi i drugimi? – nie sądzę, bo był na to człowiekiem i kapłanem zbyt prawym. Był on tylko ukierunkowywany przez agentów tych służb. Był człowiekiem prostodusznym i prostolinijnym – idealnym materiałem na agenta wpływu. Taki nie robi niczego dla kasy – ma swoją wizję i motywację do jej realizacji. I tacy ludzie nadają się idealnie do tego rodzaju roboty. W jego otoczeniu znajdowali się kadrowi pracownicy amerykań- 31 echo skiego i radzieckiego wywiadu, którzy grając na jego patriotyzmie i fanatyzmie religijnym odpowiednio go ukierunkowywali. Resztę robił on sam i tłumy, które go słuchały. Mało kto wie, że w kwietniu 1984 roku światu groziła wojna i że trwały przygotowania do niej – m.in. ćwiczenia dowódczo-sztabowe, których celem było rozpętanie i wygranie III Wojny Światowej w Europie. A przecież na tym zależało przede wszystkim Stanom Zjednoczonym, które czuły się wciąż zagrożone przez samo tylko istnienie wrogiego ideologicznie Supermocarstwa. Zgodnie więc z zasadą is fecit cui bono, is fecit cui prodest te korzyści odnieśli by wszy- Jordanowa scy, z wyjątkiem Polaków… O tym jeszcze napiszę w dalszym ciągu moich wspomnień. A co ma z tym wspólnego terroryzm? Zaraz powiem. Terroryzm miał za zadanie oczyścić przedpole do działań militarnych, które byłyby poprzedzone kampanią polityczną. Jednym z takich terrorystów, którymi posługiwała się CIA w rozgrywce przeciwko ZSRR był Osama bin-Laden. Ten sam, który 11 września 2001 roku wbił Ameryce nóż w plecy. CDN. Robert K. Leśniakiewicz J O R DA N OW S K I E S Z L A K I I K A R C Z M Y Robert K. Leśniakiewicz W piątek, dnia 16 kwietnia 2010 roku, odbyło się kolejne spotkanie z cyklu spotkań z historią naszego miasta i regionu, które było zatytułowane „Rozwój sieci drogowej i kolejowej na Ziemi Jordanowskiej w XVI – XIX wieku”, a które poświęcone było przede wszystkim transportowi kołowemu i kolejowemu do roku 1900. Prelekcję na ten temat wygłosił mgr inż. Stanisław Bednarz, którzy szczególny nacisk położył na rozwój kolejnictwa na terenie Ziemi Jordanowskiej i – niestety – jego powolnemu upadkowi w okresie po 1989 roku, nad czym wszyscy bolejemy. Niszczejący tabor, stacje – widma straszące podróżnych, zły stan mostów i przepustów – to wszystko budzi nasze uzasadnione niepokoje i sprzeciw przeciwko marnotrawstwu i jawnej niegospodarności, która powoduje, że kolej popada w coraz większą ruinę. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że transport kolejowy wróci do łask w momencie załamania się opłacalności transportu samochodowego wskutek szybującym w górę cenom benzyn i ropy, i osobiście uważam że przed koleją w Polsce są jeszcze najlepsze lata! Powróćmy jednak do historii, o której tak interesująco mówił nasz prelegent. Szczególnie zainteresowała mnie jego opowieść o Szlaku Solnym wiodącym z Wieliczki i jej żup solnych na Węgry, które były jej znacznym importerem. Jedna z odnóg tegoż Szlaku wiodła przez Jordanów. Odnoga ta biegła na dzisiejszą słowacką Orawę, gdzie znajdowała się komora celna – w Jabłonce. Umożliwiało to przewożenie soli z pominięciem komory celnej w Nowym Targu. Trasa, którą musiano pokonać z Naprawy poprzez Malejową biegła przez dzisiejszą ul. Generała Maczka i Skotnicę pod Przykcem i wychodziła na Mąkacz, (inna wersja mówi o Osielskiej Górze) skąd biegła dalej do Bystrej Podhalańskiej i Sidziny, a dalej na Orawę. Był to skrót, ale właśnie ktoś wykorzystał tą sytuację do wzbogacenia się i postawił karczmę na tym szlaku, koło Lachowej Studzien- ki. Do dziś dnia znajdują się tam resztki jej fundamentów. Ciekawy jestem, czy jest jeszcze ktoś, kto ją pamięta – a raczej przekazy o niej od naszych Czcigodnych Przodków? Odnośnie szlaku do Sidziny, to zbierając informacje na temat sztucznych konstrukcji do naszej książki o Księżycowej Jaskini w górach Pasma Babiogórskiego, właśnie w Sidzinie natknąłem się na ciekawą opowieść o tym, jak to w XVI czy XVII wieku – w każdym razie wtedy, kiedy już istniał szlak na węgierską Orawę – gdzieś w jednym z grzbietów górskich okalających Sidzinę od południa wykuto w skałach tunel wiodący na Orawę, do Podwilka. I co najciekawsze – konstrukcja ta miała zostać wykonana przez gwarków czyli ówczesnych górników z Wielickiej Żupy Solnej. Jej celem było z jednej strony skrócenie podróży do Węgier, a z drugiej – ochrona kupieckich karawan przed rozbójnikami, którzy czyhali na nich na drodze… Ile w tym prawdy? – tego nie wiem. Jak dotąd nie znaleziono tego tunelu i jego dokumentacji, ale wbrew pozorom rzecz nie jest taka nieprawdopodobna, jakby się to wydawało, bowiem w tych górach może istnieć cały system jaskiniowy, który jest tak rozległy, że umożliwiałby komunikację pomiędzy miejscowościami leżącymi po przeciwległych stronach tych gór, i zamiast kopać tunel w litej skale wystarczyłoby przebić krótkie tunele łącznikowe… Dokumenty mogły zostać 32 zniszczone w toku dziejów. Nawiasem mówiąc, to coś podobnego ponoć istniało ponoć pomiędzy Zamkiem Dunajec w polskich Pieninach a Levoczskim Hradem po słowackiej stronie, a odległość ta wynosi ponad 40 km! Sądzę zatem, że jest to tylko legenda, ale bardzo ciekawa. Nawiasem mówiąc – to tego rodzaju opowieści o jaskiniach pełnych skarbów i tunelach bitych w skalnych wnętrzach gór stanowią trwały element tutejszego folkloru. Szczególnie w miejscowościach przyległych do Babiej Góry. Kto wie, czy tych właśnie obiektów nie szukali Niemcy a potem Rosjanie w czasie i krótko po II Wojnie Światowej? Notabene – Niemcy do dziś dnia interesują się naszymi górami, w których poszukują właśnie śladów po niemieckich pracach nad tajnymi broniami, reakcją jądrową i termojądrową, projektach związanych z przemieszczaniem się w czasie oraz innymi zwariowanymi pomysłami Hitlera, Goeringa, Himmlera i jego akolitów z Czarnego Zakonu SS. I jeszcze jedna ciekawa sprawa, która wiąże się z karczmą Poczekaj. Wszyscy mieszkańcy Jordanowa znają opowieść, zacytowaną przez mgr Wiktorię Leśniakiewicz w jej pracy pt. „Legendy przydrożnych kapliczek i krzyży Ziemi Jordanowskiej”. Otóż opowieść ta dotyczy właśnie Poczekaja i zbójców, którzy stamtąd pogonieni przez straż miejską uciekali w stronę Toporzyska i Wysokiej. echo Jeden z nich, straszny niezguła nie mógł za nimi nadążyć i krzyczał „poczekaj, poczekaj!”, a oni krzyczeli mu „uciekaj!” – zainteresowanych szczegółami tych wydarzeń odsyłam do tej zacnej publikacji. Natomiast właśnie stąd właśnie wzięły się te dziwne nazwy – Poczekaj i Uciekaj. Gdzie jest Poczekaj - ① na mapce – wie każdy. Ale gdzie jest Uciekaj? Tego nikt nie wie na pewno. Pytałem o to moich dziadków i rodziców. Mój dziadek – Bolesław Leśniakiewicz opowiedział mi, że owszem – karczma o nazwie Uciekaj stała mniej więcej tam, gdzie dawniej mieścił się „Zryw”, nad brzegiem Skawy - ② na mapce. Z kolei mój ojciec Adam Leśniakiewicz twierdzi, że w okolicach stacji kolejowej w Jordanowie stały dawniej dwie karczmy: karczma Uciekaj na skarpie pomiędzy torem kolejowym a ulicą Św. Anny, w punkcie ③. Zaś druga znajdowała się niemal vis-à-vis stacji w miejscu, gdzie dzisiaj jest skład opałowy GS w punkcie ④ na mapce. A to oznaczałoby, że faktycznie zgadzają się relacje historyczne o trzech karczmach malejowskich, z których dwie znajdowały się w okolicach Jordanowa stacji kolejowej w Jordanowie. Na drodze z Jordanowa na Wysoką. Jeżeli Czytelniku interesują cię dzieje ziemi – tej ziemi, na której mieszkamy, to zapraszamy serdecznie na kolejne wykłady historyczne do jordanowskiego ośrodka kultury w każdy drugi piątek miesiąca. Naprawdę jest warto tam przyjść i posłuchać! I kto wie, czy nie przypomni ci się coś, o czym słyszałeś od swoich dziadków, pradziadków czy rodziców, a co możesz dorzucić do tematów, które tam są poruszane. Zapraszamy! G DZ I E P R ZO D KÓW SĄ G RO BY… C Z. I I Marcin Maciążka Epidemie cholery, które wystąpiły w XIX wieku w Jordanowie i Malejowej zabierały niekiedy kilku członków jednej rodziny. Np. 20 czerwca 1849 roku umierają dwaj synowie (4 i 9 lat) Antoniego i Marianny Łacek. Także w czerwcu tego samego roku umiera osiemdziesięcioletnia Katarzyna Mrugacz. Trzy dni później umiera jej córka, Katarzyna. W październiku 1855 roku umiera dwójka dzieci Stanisława i Katarzyny Łazarskich. Wnikliwa analiza podobnych informacji zamieszczonych zarówno w pierwszej jak i drugiej części artykułu pt. Gdzie przodków są groby..., choć trochę uświadamia nam w jak trudnych czasach przyszło żyć naszym przodkom. Jednak zarówno przeprowadzenie analizy jak i wyciągnięcie wniosków pozostawiam czytelnikom. Wśród zmarłych na cholerę w XIX wieku w Jordanowie znalazło się 30 żołnierzy. Najmłodszy z nich liczył zaledwie 20 lat. Większość nie przekroczyła 30 roku życia. Swój krótki żywot kończyli w nieludzkich warunkach, mieszkając często pod gołym niebem, niedożywieni, osamotnieni, z dala od domu rodzinnego. Dziś pamięta o nich tylko kryjąca ich ziemia. W samym 1849 roku w Jordanowie zmarło 23 żołnierzy. Stacjonował tu wówczas oddział armii rosyjskiej. O tym wydarzeniu wspomina w kronice parafii w Łętowni ksiądz Emeryk Kromer. Wiosną 1849 roku car Mikołaj I jako sprzymierzeniec cesarstwa austriackiego, wysłał część swojej armii do stłumienia powstania na Węgrzech. Od 9 do 12 maja w Jordanowie stacjonowało prawie 20000 rosyjskich żołnierzy. Armia ta, 13 maja, przemieściła się do Spytkowic, gdzie obozowała 14 dni, a następnie z powodu deszczu wróciła do ,,…okolicy Jordanowa, gdzie jako i też w pobliskich wsiach zakwaterowali się, wszelako i pod dachami”1. Ksiądz Kromer twierdzi, że to żołnierze rosyjscy przynieśli z obozu do Jordanowa cholerę. Na marginesie jednej z kart kroniki znajduje się dopisek zawierający zaskakującą wiadomość: ,,W Malejowej jest przeszło 1700 Rosyan pochowanych na Roli Flakowej”2. Informacja ta nie znajduje potwierdzenia w księgach metrykalnych i niestety nie można stwierdzić, czy jest ona prawdziwa. Liber mortuorum in oppido Jordanów informuje, że w roku 1849 w Jordanowie na cholerę zmarło 23 żołnierzy. Dlaczego jednak duszpasterz jordanowski wpisał dość dokładnie dane zmarłych żołnierzy, a nie zamieścił w metrykach choćby krótkiej informacji o 1700 rosyjskich żołnierzach pochowanych na Flakówce? Być może piszący łętowską kronikę przesadził z liczbą lub może po prostu się pomylił. A może duszpasterz jordanowski uznał, że do ksiąg należy zapisać tylko chrześcijan? W poprzednim numerze naszego jordanowskiego kwartalnika zamieściłem listę wszystkich zmarłych na cholerę w XIX wieku mieszkańców Malejowej, a także zmarłych na tę chorobę w 1831 roku jordanowian. W tym numerze Echa Jordanowa zamieszczam wykaz zmarłych na cholerę z Jordanowa w latach: 1844, 1849, 1855, 1859, 1863, 1865, 1866, 1869, 1870, 1871 i 1873. Są to już wszyscy zmarli na cholerę w XIX wieku (wg. Ksiąg metrykalnych) 1 Kronika parafii Łętownia t. I, s.16, Archiwum Parafii Łętownia. 2 Kronika parafii Łętownia t. I, s.16, Archiwum Parafii Łętownia. 33 mieszkańcy Jordanowa, Malejowej i Chrobaczego. Nie zapominajmy o tych naszych przodkach, którzy stali się ofiarą straszliwej epidemii cholery. A nasza pamięć niech się wyraża w modlitwie i trosce o miejsce gdzie są pochowani. Rok 1844: 1. Solowski Józef, wdowiec po Reginie Godawa, lat 81, zmarł 28 V 1844. Rok 1849: 2. Bocheńska Katarzyna, córka Wincentego i Katarzyny z domu Majerska, lat 4, zmarła 19 VI 1849 roku. 3. Bogdał Marianna ze Spytkowic, córka Stanisława i Katarzyny z domu Tomala, lat 3, zmarła 28 VI 1849. 4. Bryzek Józef, strażnik finansowy pochodzący z Kęt, lat 29, zmarł 28 VI 1849. 5. Cepak Regina z Żarnówki, lat 17, zmarła 24 VI 1849. 6. Czech Antoni, strażnik finansowy z Myślenic, lat 30, zmarł 19 VI 1849. 7. Czerny Antoni, lat 59, zmarł 6 VII 1849. 8. Czerwińska Józefa, wdowa po Maksymilianie Suzwikowskim, lat 46, zmarła 14 VI 1849. 9. Dańko Anna z Osielca, córka Wawrzyńca i Agnieszki z domu Skłaniak, lat 28, zmarła 26 VI 1849. echo 10. Dudzik Józef, żebrak z Osielca, lat 46, zmarł 7 VI 1849. 11. Działek Jan, żebrak z Osielca, lat 89, przybył do Jordanowa, aby żebrać i zmarł koło domu Józefa Antolaka 5 VI 1849. 12. Fuliński Piotr, wdowiec po Mariannie Wójtowicz, lat 65, zmarł 4 VII 1849. 13. Gacek Rozalia ze Skomielnej Białej, córka Walentego i Katarzyny z domu Padura, lat 23, zmarła 29 VI 1849. 14. Guzik Agata, wdowa po Stanisławie, córka Franciszka Niemiec, lat 53, zmarła 2 VI 1849. 15. Hajda Stanisław, wdowiec po Katarzynie Maciąga, syn Wojciecha Hajdy, lat 54, zmarł 19 VI 1849. 16. Jarosz Marianna, córka Jana i Anny z domu Mrugacz, zmarła 21 VIII 1849 w piątym dniu życia. 17. Kreutzmann Erazm, chirurg wojskowy, lat 35, zmarł 1 VII 1849. 18. Leśniakiewicz Tekla, córka Stanisława i Marianny z domu Święchowicz, zmarła 28 VI 1849 w czwartym miesiącu życia. 19. Łacek Leopold, syn Antoniego i Marianny z domu Majerska, lat 9, zmarł 20 VI 1849. 20. Łacek Stanisław, syn Antoniego i Marianny z domu Majerska, lat 4, zmarł 20 VI 1849. 21. Maciąga Józef, syn Jana i Zuzanny z domu Konikiewicz, lat 11, zmarł 26 VI 1849. 22. Maciąga Wawrzyniec, wdowiec po Mariannie z domu Leśniakiewicz, syn Jana Maciągi, lat 28, zmarł 21 VI 1849. 23. Marfiak Helena, wdowa po Wawrzyńcu, córka Andrzeja Gałuszki, lat 29, zmarła 11 VI 1849. 24. Marszałek Walenty, wdowiec po Reginie Skorupskiej, lat 73, zmarł 14 VI 1849. 25. Michałek Anna, córka Stanisława i Katarzyny z domu Marszałek, lat 12, zmarła 22 VI 1849. 26. Mirek Franciszek, żebrak z Sieniawy, lat 58, przybył do Jordanowa i umarł koło domu Józefa Arendarczyka 6 VI 1849. 27. Mrugacz Katarzyna, wdowa po Ignacym, lat 80, zmarła 11 VI 1849. 28. Mrugacz Katarzyna, córka Ignacego i Katarzyny z domu Godawa, lat 25, zmarła 14 VI 1849. 29. Oleksy Anna, z domu Szczupły, wdowa po Franciszku, lat 62, zmarła 3 VII 1849. 30. Oprzędkiewicz Marcin, wdowiec po Rozalii, lat 68, zmarł 30 VI 1849. 31. Płaszcz Teresa, wdowa po Stanisła- wie, córka Józefa Antolaka, lat 43, zmarła 16 VI 1849. 32. Podstawski Stanisław, syn Stanisława Podstawskiego, lat 30, zmarł 13 VI 1849. 33. Przybyś Antoni, syn Marcina i Katarzyny, lat 30, zmarł 2 VI 1849. 34. Siepak Andrzej, wdowiec po Mariannie z domu Urbańska, lat 42, zmarł 2 VIII 1849. 35. Sikorska Tekla, wdowa po Andrzeju, miejscowa żebraczka, lat 59, zmarła 11 VI 1849. 36. Skowal Franciszka, pochodziła z Żywca, wdowa po Ferdynandzie Gasner, lat 36, zmarła 18 VI 1849. 37. Solowska Marianna, córka Ignacego Mrugacz, lat 40, zmarła 26 VI 1849. 38. Sołtys Michał, syn Wawrzyńca i Agnieszki z domu Skorupska, lat 2, zmarł 17 VI 1849. 39. Stasik Wiktoria, wdowa po Michale, pochodziła z Juszczyna, lat 16, zmarła 17 VI 1849. 40. Syska Agnieszka, służąca ze Spytkowic, lat 26, zmarła 4 VIII 1849. 41. Świder Stanisław, syn Jana i Anny z domu Gruczyńska, lat 18, zmarł 18 VI 1849. 42. Suzwikowski Aleksander, syn Maksymiliana i Józefy Czerwińskiej, lat 8, zmarł 11 VI 1849. 43. Święchowicz Antoni, wdowiec po Mariannie, syn Sebas ana, lat 66, zmarł 21 VI 1849. 44. Wicherek Agnieszka, lat 40, zmarła 6 VII 1849. 45. Więcek Anna, córka Franciszki Hanus, lat 72, zmarła 28 VI 1849. 46. Więcek Józef, żebrak z miejscowego szpitala, lat 60, zmarł 8 VI 1849. 47. Wiktoria, z nazwiska nieznana, pochodząca z Makowa, lat około 60, zmarła 28 VIII 1849. 48. Witek Marianna, wdowa po Stanisławie Witku, krawcu, córka Wawrzyńca Knapczyk, lat 46, zmarła 30 V 1849. Rok 1855: 1. Dańkowski Błażej, syn Michała i Marianny z domu Rogowska, zmarł 12 X 1855 roku w trzecim roku życia. 2. Kacper, niewidomy żebrak pochodzący z Sieniawy, lat 20, zmarł 2 IX 1855. 3. Kołat Katarzyna, córka Stanisława (krawca) i Marianny z domu Maciąszkiewicz, zmarła 24 VII 1855. 4. Kubica Wojciech, pochodzący z Buczkowic w parafii Łodygowice, lat 32, zmarł 3 X 1855. 5. Łazarski Józef, syn Stanisława i Katarzyny z domu Kołat, lat 3, zmarł 9 X 1855. 34 Jordanowa 6. Łazarski Wawrzyniec, syn Stanisława i Katarzyny z domu Kołat, zmarł 10 X 1855 roku w drugim roku życia. 7. Łazarski Józef, syn Wawrzyńca i Zofii z domu Leśniak, lat 12, zmarł 10 X 1855. 8. Maciąga Marianna, wdowa po Albercie (szewcu), z domu Mrugacz, lat 46, zmarła 29 VIII 1855. 9. Maciąga Stanisław, syn Alberta i Marianny z domu Mrugacz, lat 10, zmarł 30 VIII 1855. 10. Marianna, rodem z Osielca, służąca u Stanisława Świderskiego, lat 16, zmarła 16 VIII 1855. 11. Mrugacz Józef (strażnik finansowy), syn Kazimierza i Zofii z domu Łazarska, lat 27, zmarł 7 VIII 1855 roku. 12. Oleaczek Jan, syn Stanisława i Katarzyny z domu Łacek, zmarł 1 VIII 1855 roku w siódmym tygodniu życia. 13. Strzelczyk Stanisław z Toporzyska, syn Wojciecha i Anny z domu Smoła, lat 10 zmarł 17 VIII 1855. 14. Supergan Błażej, wyróżniony złotym medalem za zasługi, wdowiec po Rozalii z domu Zawisza, lat 64, zmarł 31 VIII 1855. 15. Supergan Jan, wdowiec ze Spytkowic, lat 55, zmarł 17 VIII 1855. Rok 1859: 1. Łacek Ludwik, syn Stanisława i Marianny z domu Skwarek, zmarł 13 VIII 1859 roku w piątym miesiącu życia. Rok 1863: 1. Jeleń Ludwik, syn Mikołaja i Marianny z domu Maciąga, zmarł 21 VIII 1863 roku w pierwszym miesiącu życia. Rok 1865: 1. Jancarczyk Kazimierz, syn Józefa i Marianny z domu Woylewicz, zmarł 25 VIII 1865 roku w czwartym miesiącu życia. Rok 1866: 1. Marfiak Franciszek, syn Józefa i Rozalii z domu Łazarska, zmarł 10 X 1866 roku. Rok 1869: 1. Solowski Wincenty, syn Stanisława i Anny z domu Oleaczek, zmarł 17 X 1869 roku w jedenastym miesiącu życia. 2. Rok 1870: 1. Solowski Józef, syn Ludwika i Anny z domu Maciąszkiewcz, zmarł 4 VIII 1870 roku w trzecim miesiącu życia. Rok 1871: 1. Łacek Marianna, córka Stanisława i Marianny z domu Skwarek, zmarła 5 V 1871 roku w czwartym miesiącu życia. echo Rok 1873: 1. Streit Joanna, wdowa po Wincentym (sprzedawcy), lat 39, zmarła 18 X 1873 roku. Żołnierze: 1. Antoni, pochodzący z Tyńca, żołnierz z regimentu Fürstenwärther, lat 37, zmarł 18 VI 1849. 2. Bandura Jan, pochodzący z cyrkułu Sambor. żołnierz z regimentu Nugent, lat 24, zmarł 4 VII 1849. 3. Be dier Emeryk, żołnierz z regimentu Nugent, lat 21, zmarł 19 VIII 1849. 4. Borowski Wiktor, żołnierz moskiewski z regimentu Siebenbürger, lat 31, zmarł 12 VIII 1849. 5. Bönel Ludwik, żołnierz, lat 21, zmarł 17 sierpnia 1855. 6. Bräu gam Antoni, żołnierz pochodzący z Czech, lat 28, zmarł 12 VIII 1855. 7. Drosło Antoni, żołnierz pochodzący z Czech, lat 29, zmarł 12 VIII 1855. 8. Galinik Wasil, żołnierz moskiewski z regimentu Siebenbürger, lat 20, zmarł 17 VIII 1849. 9. Hadki Jakub, żołnierz rodem z Czech, lat 30 zmarł 9 VIII 1855 roku. 10. Hierassimoff Agafan, żołnierz, zmarł 5 IX 1849. 11. Horalek Jakub, żołnierz, lat 29 zmarł 9 VIII 1855 roku. 12. Jabuż Franciszek, żołnierz rodem z Czech, lat 30, zmarł 9 VIII 1855 roku. 13. Jaśko Jakub, żołnierz z regimentu Fürstenwärther, wiek nieznany, zmarł 28 VI 1849. 14. Krzepczyk Jan, żołnierz, lat 22, zmarł 20 VIII 1855. 15. Kudaszof Iwan, żołnierz, wiek nieznany, zmarł 31 VII 1849. 16. Liebl, żołnierz pochodzący z Pilzna, lat 25, zmarł 10 VIII 1855 roku. 17. Mastalek Jan, żołnierz, wiek nieznany, zmarł 5 IX 1849. 18. Michajlof Iwan, żołnierz artylerzysta, lat 40, zmarł 21 VIII 1849. 19. Nikonoroff, żołnierz, lat 25, zmarł 23 VIII 1849. 20. Raskovanyi Michał, żołnierz pochodzący z Transylwanii, lat 28 zmarł 17 VIII 1855. 21. Safanoff Demian, żołnierz moskiewski Jordanowa z regimentu Murowski, lat 24, zmarł 9 VIII 1849. 22. Skocznoff Iwan, żołnierz artylerzysta, wiek nieznany, zmarł 9 IX 1849. 23. Sochwistoroff Mikołaj, żołnierz moskiewski z regimentu Murowski, lat 35, zmarł 16 VIII 1849. 24. Sülö Grzegorz, żołnierz rodem z Czech, lat 23, zmarł 20 VIII 1855. 25. Tymosejew Konstanty, żołnierz moskiewski z regimentu Murowski, lat 20, zmarł 3 VIII 1849. 26. Walter Karol, żołnierz pochodzący z Hayd w Czechach, lat 28, zmarł 10 sierpnia 1855. 27. Wasilieff Fiedor, żołnierz, wiek nieznany, zmarł 9 IX 1849. 28. Wiesielof Michał, żołnierz artylerzysta, lat 39, zmarł 31 VII 1849. 29. Wistopil Piotr, pochodzący z cyrkułu Sambor, żołnierz z regimentu Nugent, lat 29, zmarł 9 VII 1849. 30. Zekoro Iwan, żołnierz moskiewski z regimentu Połtowski, lat 45, zmarł 14 VIII 1849. 31. 45, zmarł 14 VIII 1849. Z J O R DA N OWA RO D E M Wkrótce nadejdzie 125. rocznica śmierci ks. Wawrzyńca Gwiazdonia – kapłana wybitnego, nietuzinkowego. Zmarł tak dawno, że nie sposób domagać się kultywowania jego pamięci; co nie znaczy jednak, iżby zasłużył na zapomnienie. Przywołajmy go więc… Wawrzyniec Gwiazdoń urodził się w Jordanowie 13 maja 1822 r. Na miejsce nauki wybrał Podoliniec – miejscowość w dolinie Popradu, na północnej Słowacji: w tamtejszym kolegium pijarskim ukończył szkołę średnią i odbył studia filozoficzne – tam też najprawdopodobniej przyjął w 1845 r. święcenia kapłańskie. Rozmiłowany w nauce, nie poprzestał na wykształceniu seminaryjnym i między 1846 a 1850 r. studiował teologię w Krakowie i Wiedniu. Po zakończeniu edukacji objął na krótko posadę wikariusza w Rychwałdzie – i już po kilku miesiącach został powołany do Wyższego Seminarium Duchownego w Tarnowie. Przez 16 lat wykładał tam historię Kościoła, patrologię (nauka ta zajmuje się życiem i dorobkiem literackim Ojców Kościoła) oraz prawo kanoniczne. Jego gorliwość w wypełnianiu obowiązków kapłańskich i naukowych została dostrzeżona i doceniona – w 1863 r. otrzymał godność szambelana papieskiego, w 1866 został kanonikiem tarnowskiej kapituły katedralnej, a w 1880 jej prepozytem (czyli przewodniczącym) i zarazem proboszczem parafii kolegiackiej. Wraz z nominacją na prepozyta uzyskał godność infułata. Przez wiele lat zasiadał w Sądzie Biskupim – zajmował się w nim m.in. sprawą ochrony małżeństw – w ostatnim roku życia został powołany na stanowisko rządcy (czyli administratora, powoływanego na czas interregnum pomiędzy odejściem jednego ordynariusza a ingresem nowego) diecezji tarnowskiej. Nastąpiło to po śmierci biskupa Józefa Alojzego Pukalskiego. Funkcję tę pełnił jednak tylko kilka miesięcy: 23 października 1885 r. zmarł. Spoczął na Starym Cmentarzu w Tarnowie w kaplicy Radzikowskich, ufundowanej w 1805 r. pod wezwaniem św. Józefa przez komisarza hrabstwa książąt Sanguszków, Ignacego Radzikowskiego dla młodo zmarłej żony. Kiedy pamięć o wielkiej miłości męża przeminęła, kaplicy nadano funkcję domu pogrzebowego. Wtedy też w jej krypcie zaczęto składać doczesne szczątki wybitnych duchownych. (wald) WIERNOŚĆ CHRYSTUSA, WIERNOŚĆ KAPŁANA Marcin Maciążka Dobiega końca przeżywany w Kościele katolickim Rok Kapłański. W tym czasie szczególnej modlitwie polecano kapłanów, organizowano pielgrzymki do miejsca gdzie pracował słynny proboszcz – św. Jan Maria Vianey, przybliżano postaci rozmaitych pasterzy. 35 echo W Wyższym Seminarium Duchownym Archidiecezji Krakowskiej w listopadzie 2009 roku miała miejsce studencka sesja naukowa na temat kapłaństwa. Każdej z pięciu sekcji sympozjum towarzyszyli pracownicy naukowi Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Wśród prelegentów znaleźli się studenci nie tylko wspomnianego już uniwersytetu, lecz także Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Śląskiego oraz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. W ostatniej sekcji, biblijno – patrystyczno – hagiograficznej, miałem okazję zaprezentować postać jordanowianina, błogosławionego księdza Piotra Dańkowskiego. W związku z tym postanowiłem zamieścić w naszym jordanowskim kwartalniku tekst mojego wystąpienia. Jordanowa – ksiądz Stanisław Pyrtek, pochodzący z Bystrej Podhalańskiej, która wówczas należała do parafii w Jordanowie. Mimo tego, że dzieliło ich 5 lat różnicy wieku (starszy był ksiądz Piotr), to na pewno spotkali się, i to nie jeden raz. Młodszy patrzył na to, jak do kapłaństwa wzrasta starszy, by kiedyś pójść jego śladem. Oboje ochrzczeni przy tej samej chrzcielnicy, chodzili do tego samego kościoła, klękali przed cudownym obrazem Matki Bożej czczonym w Jordanowie od początku XVII wieku. Dwie biografie rozpisane na 34 i 29 lat. Służba kapłańska przez 11 lub niecałe 2 lata. Dwa płomienie zgaszone tak przedwcześnie i gwałtownie. Lecz obydwa z jednego ołtarza. ,,To jedynie z tego miejsca można pojąć, to, co po ludzku jest nie do zrozumienia. Wszak pójść za Chrystusem, znaczy także wielbić Go – jak pisał do Filipian Apostoł Narodów - ,,…czy to przez życie, czy przez śmierć”(Flp 1, 20).” 3 Jedyny wyniesiony na ołtarze absolwent Krakowskiego Seminarium Duchownego, urodził się w Jordanowie w 1908 roku. Po ukończeniu miejscowej szkoły podstawowej i Gimnazjum w Nowym Targu został przyjęty do Seminarium Duchownego w Krakowie. Jesienią 1929 roku zaczął pisać dzienniczek. Notował w nim postanowienia ze spowiedzi, prośby do Boga i własne refleksje. Dzienniczek jest świadectwem intensywnej wewnętrznej pracy księdza Piotra. Systematyczne notatki prowadzone w latach seminaryjnych pokazują go jako człowieka, który gorąco pragnął świętości. Już kilka dni po rozpoczęciu pisania dzienniczka zadał sobie pytanie: Dlaczego ja piszę ten dziennik? Odpowiedzi udzielił sobie sam: ,,Dlatego, że jak będę świętym, to będą to czytali”4. W tym momencie wyszła na jaw także jego pokora, pisał: ,,Nawet wstyd mi, że taka podła intencja mi przyszła”5. Innym razem zapisał: ,,Chciałbym pracować nad sobą by być świętym. Jezu dla Ciebie i z miłości ku Tobie”6. Wiedział, że aby być dobrym kapłanem trzeba być dobrym klerykiem. Seminarium nazywał Nazaretem. Nie obce mu były umartwienia. Niektóre z nich śmiało można nazwać oryginalnymi. W środę 11 grudnia 1929 roku postanowił ,,…przez jutro, piątek i sobotę nie rozmawiać ze Stanisławem Bajerem, bo go bardzo lubię”7. W rachunkach sumienia uwzględniał wszystko nawet sprawy przypadkowe, na które niejeden nie zwróciłby uwagi. Np. ,,Nie wiedziałem, która godzina i źle mówiłem drugiemu; Wziąłem bułkę koledze na pauzie i zjedliśmy ją, a on był głodny; podczas gry w ping-ponga uderzyłem lekkomyślnie kolegę w oko”8. Dzienniczek zawiera także mnóstwo informacji na temat życia seminaryjnego, przełożonych i kleryków. Kleryk Piotr był świadomy swoich słabości i grzechów. Rozważając słowa Jezusa: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity, pisał: ,,O Jezu, tak! Obumrzeć swoim namiętnościom, a iść za Tobą, to mój cel i szczęście. Błogosław mi w tym głębokim przekonaniu się o swojej nędzy, o swych namiętnościach”9. Prosił Boga o upokorzenia, ale i o łaskę do zniesienia ich. Bał się swojej pychy i nieposłuszeństwa. Udawał się na nocne adoracje Pana Jezusa bez pozwolenia przełożonych. W dniu kiedy po raz pierwszy otworzył drzwiczki tabernakulum, napisał: ,,Zaszczyt to dla mnie, wspomnienie mych grzechów, Twej dobroci i miłości”10. Nie pragnął kapłaństwa łatwego. Był gotowy do poświęceń. Wiedział, KAPŁAŃSTWO JAKO OFIARA NA PRZYKŁADZIE ŻYCIA BŁOGOSŁAWIONEGO KS. PIOTRA DAŃKOWSKIEGO1 Ci, którzy widzieli wojnę, nigdy jej nie zapomną. Może niektórzy z nich słyszą jeszcze w ciszy nocy krzyki rozstrzeliwanych, bitych, umierających z głodu i zimna. Krzyki najeźdźców i niewolonych. W najstraszniejszej wojnie XX wieku miliony ludzi padło ofiarą przemocy, nienawiści, pychy, systemu i kultu rasy. Ginęli na polu walki, w nazistowskich obozach koncentracyjnych, sowieckich łagrach, katyńskim lesie i w wielu innych miejscach. Wspomnienie tych okrutnych czasów napawa grozą. Czasem jednak warto uprzytomnić sobie te bes alskie czasy, aby móc z nich wyłowić jakąś iskrę człowieczeństwa. Przez ciemną noc zła przebijają się punkty świetliste, które właśnie przezwyciężają ten niepojęty mrok. Jedna świeca nie jest w stanie wystarczająco oświetlić ciemnego pomieszczenia. Lecz, gdy tych świec jest więcej, mogą one rozjaśnić nawet najciemniejsze wnętrza. W czasach II wojny światowej nie zabrakło tych małych płomieni. Oświetlały one nie tylko przestrzeń wyznaczoną drutem kolczastym, lecz także – co najważniejsze - rozpalały ludzkie serca do wytrwania w nadziei, do walki o przetrwanie. Nie zabrakło tych, którzy poświęcili swe życie Bogu, Bliźniemu i Ojczyźnie. Tymi, słabymi ognikami byli także kapłani, którzy w nieludzkich warunkach upodobnili się najbardziej jak tylko było to możliwe do swojego mistrza, do Chrystusa cierpiącego. To wtedy stali się w sposób dosłowny Alter Christus. W Wielki Piątek, 3 kwietnia 1942 roku, w obozie koncentracyjnym Auschwitz – Birkenau, z kłodą na ramionach umiera młody kapłan. W czasie, gdy Kościół wspominał drogę Chrystusa na Golgotę, ksiądz Piotr Dańkowski niósł razem ze Zbawicielem krzyż swojego męczeństwa na Kalwaryjską Górę. W dosłowny sposób wypełnił on Chrystusowe słowa: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje, Mt 16, 24. Ofiara jego życia dopełniła się. Zrodziła się ona z serca nawykłego do wyrzeczeń, jakby w naturalnym odruchu posługi kapłańskiej. Wszak kapłan jest alter Christus, który stał się żertwą ofiarną za zbawienie ludzi. Wypełniło się wówczas pragnienie księdza Piotra, które wyraził przed subdiakonatem: ,,Jezu wspieraj mię teraz, bym przy wierze wytrwał do końca życia i za nią gotów był bardziej śmierć ponieść niż – nie daj Boże – miał kiedyś od niej odpaść”2. 13 czerwca 1999 roku w Warszawie papież Jan Paweł II ogłosił księdza Piotra Dańkowskiego błogosławionym. Ksiądz Piotr znalazł się w gronie 108 męczenników II wojny światowej wyniesionych na ołtarze. W gronie tym jest także rodak księdza Piotra 3 Kracik J., Jordanowska modlitwa wieków, Kraków 1994, s. 63. 4 Ks. Piotr Dańkowski, Dziennik, red. Jan Machniak, Kraków 2004, s. 18. 5 Tamże, s. 18. 6 Tamże, s. 53. 7 Tamże, s. 34. 8 Tamże, s. 160, 161, 163. 9 Tamże, s. 28. 10 Tamże, s. 103. 1 Całość wystąpienia ukazała się drukiem w: Z wami jestem chrześcijaninem, Studencka sesja naukowa na temat kapłaństwa – Materiały konferencyjne, Kraków 2010, s. 178 – 187. 2 Ks. Piotr Dańkowski, Dziennik, red. Jan Machniak, Kraków 2004, s. 9. 36 echo że w posługę kapłańską wpisana jest ofiara. Pisał: ,,Całkowicie się oddaję Tobie, mój Boże – ciałem i duszą dla Ciebie i dla dusz, które mnie czekają, żebym samego siebie i one zbawił”11. Kleryk Piotr był świadomy odpowiedzialności jaka ciąży na kapłanach. Pragnął być świadkiem, który swoim życiem ukazuje moc Boga. Ojcem duchownym alumna Piotra był ksiądz Czesław Lewandowski, który był kierownikiem duchowym Brata Alberta i Bernardyny Jabłońskiej. 1 lutego 1931 roku w kolegiacie świętej Anny w Krakowie diakon Piotr przyjął święcenia kapłańskie z rąk abpa. Adama Stefana Sapiehy. Dzień później odprawił w rodzinnym Jordanowie prymicje. Kazanie wygłosił ksiądz Oleksy, inspektor szkół salezjańskich z Warszawy. Nawiązał w kazaniu do tragicznej śmierci stryja księdza Piotra, dominikanina, który będąc misjonarzem w Brazylii został zamordowany podczas odprawiania mszy świętej. Na miesiąc przed prymicjami diakon Piotr zapisał w dzienniczku ,,O żeby tylko ten okres prymicji przeszedł jak najprędzej, tzn. te uroczystości zewnętrzne, bo wewnętrzne daj Boże, by trwały jak najdłużej”12. Jako wikariusz pracował w Pobiedrzu, Suchej Beskidzkiej i Zakopanym. Już w pierwszych dwóch parafiach wypełniły się jego seminaryjne pragnienia całkowitego poświęcenia się Bogu i ludziom. Ksiądz Piotr w Pobiedrzu spełniał zwykłe kapłańskie obowiązki (spowiedź, msze święte, kazania) z tym, że proboszcz prawie w ogóle nie spowiadał, kazań nie mówił, a mszę świętą zazwyczaj odprawiał sam, bez ludu. Młodego wikarego bardzo irytował taki stan rzeczy, pisał: ,,Nigdy nic ksiądz kanonik nie pomoże spowiadać, choćbym do południa miał spowiadać, to muszę, a nie przyjdzie, chyba ku końcowi, wyspowiada paru i idzie do domu. Nigdzie chyba tak nie ma. Nawet wody nie poświęci. Wszystkie sumy – ja, wszystkie nieszpory, Gorzkie Żale, stowarzyszenie, a On w domu Kuryera lub książki czyta i nic”13. Po półtorarocznej pracy w Pobiedrzu ksiądz Piotr został zamianowany wikariuszem w Suchej Beskidzkiej. Tam trafił na proboszcza, który nie mógł dojść do zgody z żadnym wikarym. W ciągu 4 lat jego proboszczowania, ksiądz Dańkowski był już 5 wikarym, i jeżeli nie wytrzymałby z proboszczem, metropolita zastrzegł, że będzie ostatnim. Na kartach dzienniczka ksiądz Piotr zawarł opis swojego proboszcza. Pisał, że ksiądz Sławiński jest bardzo pracowity, zdolny, mówi świetne kazania, prowadzi bractwa i stowarzyszenia. Jest bardzo oddany kościołowi. Jednak z drugiej strony jest to człowiek dumny, szukający uznania i chwały u ludzi. ,,Lubi, gdyby się z nim ktoś kłócił, względnie procesował. Uważa mnie za sługę, powiedzmy parobka. Prawie nie ma obiadu czy kolacji wspólnej, by nie robił mi awantur, nie pił krwi. Z drobnych rzeczy, które można by łagodnie powiedzieć robi tragedię, rzuca się”14. Wszystko to ksiądz Piotr znosił w cierpliwości. Przed posiłkiem, na którym spodziewał się awantury, modlił się o cichość i cierpliwość. Mimo przykrości, jakie sprawiał mu proboszcz, ksiądz Piotr zapisał w dzienniczku: ,,cenię go bardzo, szanuję, a nawet kocham”15. W kwietniu 1935 roku ksiądz Piotr znalazł się na leczeniu w Sidzinie koło Jordanowa. Powodem był spór z proboszczem. Młody wikary został wciągnięty w intrygi między proboszczem i organistą. Było to powodem tego, że proboszcz mówił do wikarego listami, nie jadał z nim posiłków. Ksiądz Piotr dostał jakiegoś ataku. Ksiądz katecheta udzielił mu ostatniego namaszczenia. Na wieść o tym proboszcz natychmiast wrócił z urlopu. Księża Jordanowa przeprosili się nawzajem, ksiądz Piotr pocałował proboszcza w rękę. Gdy po Suchej krążyły opowieści na temat zaszłej na plebanii sytuacji, ksiądz Piotr wyszedł w niedzielę na ambonę, by zamknąć ludziom usta. Po kilkunastu dniach ksiądz Piotr został przeniesiony do Zakopanego. Co ciekawe ówczesny proboszcz z Suchej, ksiądz Józef Sławiński, w 1938 roku został proboszczem w rodzinnej parafii księdza Piotra. Odegrał on niemałą rolę w wychowaniu religijnym księdza Stanisława Pyrtka, także męczennika i błogosławionego. ,,W parafii zakopiańskiej ks. Piotr dał się poznać jako niezwykle gorliwy kapłan, zaangażowany również w działalność społeczną. W dowód uznania dla jego pracy duszpasterskiej i szacunku, jakim się cieszył w parafii było wysunięcie jego kandydatury na radnego w wyborach do Rady Miejskiej przez Chrześcijański Związek Gospodarczy.”16 W Zakopanem zastała księdza Piotra wojna. Już w styczniu 1940 r. wstąpił do tajnej organizacji podziemnej (Obwód Związku Wa1ki Zbrojnej w Zakopanem), przyjmując pseudonim «Jordan». W swoim mieszkaniu posiadał aparat radiowy i prowadził nasłuch sporządzał komunikaty, zajmował się również kolportażem prasy konspiracyjnej. Jednocześnie pomagał wszystkim tym, którzy przez Zakopane próbowali przedostać się na Zachód (przez Słowację, Węgry, Rumunię). Czynił to między innymi wypisując świadectwa chrztu, na podstawie których wyrabiano niemieckie dokumenty tożsamości. Był ostrzegany i mógł uciec z zagrożonego terenu Podhala. ,,Nie skorzystał jednak z możliwości uratowania swojego życia, świadomie decydując się na pozostanie i dzielenie losu współbraci.”17 10 maja 1941 r. ksiądz Piotr Dańkowski został aresztowany przez gestapowców i osadzony w więzieniu Palace — katowni Podhala. Był przesłuchiwany i torturowy. Dzielił się swoją sutanną, która służyła współwięźniom jako okrycie w zimne noce. Z Zakopanego księdza Piotra przewieziono do więzienia w Tarnowie, a w grudniu 1941 r. został deportowany do Auschwitz. W styczniu następnego roku do Auschwitz przywieziono w kolejnych transportach wielu kapłanów, a wśród nich kolegę księdza Piotra, księdza Władysława Puczkę. W relacji spisanej bezpośrednio po drugiej wojnie światowej podał on niezwykle cenne informacje na temat księdza Dańkowskiego oraz o sytuacji panującej w obozie. W komandzie «Bunawerke» ksiądz Puczka i ksiądz Piotr pracowali razem przy kopaniu rowów kanalizacyjnych. Ksiądz Piotr pomimo trudów pracy zachowywał optymizm, dodawał innym otuchy, nucił pieśni religijne. ,,Niskiego wzrostu, szczupły, wycieńczony pracą ponad siły i słabym odżywianiem nie radził sobie i szybko zyskał <względy> kapo Hansa, który wyzwiskami i biciem popędzał go do pracy. Pewnego wieczoru ks. Piotr zwierzył się księdzu Puczce, że kapo kazał mu kopać grób dla siebie oraz bił go tylko za to, iż jest księdzem.”18 Dzięki lekarzom z Zakopanego przebywającym w obozie ksiądz Piotr został zapisany na listę chorych i umieszczony w bloku szpitalnym 14 marca 1942 r. starszy blokowy wyczytał numery więźniów, którzy mieli się przenieść do obozu w Rajsku - filii Oświęcimia. Do tego komanda, zwanego «Komando Rajsko», trafiło wówczas wielu kapłanów i więźniów chorych. Komando Rajsko dało początek obozowi koncentracyjnemu w Brzezince. ,,Warunki życia w obozie były okropne: drewniane baraki, brak sanitariatów, brud i wszy. Poranna pobudka polegała na tym, iż kapo wpadał 11 Tamże, s. 101. 12 Tamże, s. 112. 13 Ks. Piotr Dańkowski, Dziennik, red. Jan Machniak, Kraków 2004, s. 131. 14 Tamże, s. 140 – 141. 15 Tamże, s. 141. 16 J. Machniak, Sługa Boży Ks. Piotr Dańkowski 1908 – 1942, Kraków 1994, s. 15. 17 Tamże, s. 18. 18 Tamże, s. 22. 37 echo do baraku z kijem wrzeszcząc i bijąc kogo popadło.”19 Brak pożywienia, tyfus, dur brzuszny i ciężka praca ponad siły sprawiały, że więźniowie umierali setkami. W Birkenau dopełnił się los księdza Piotra. ,,W «komandzie Rajsko» znalazł się również kapo Hans. Pewnego poranka po apelu porannym kapo przyprowadził ks. Piotra do Arbeitsdiens uhrera z oskarżeniem, że nie chce udać się do pracy. Bił go, kopiąc z wściekłością po brzuchu i głowie.”20 W niedzielę Palmową ksiądz Piotr zwierzył się księdzu Puczce, że nie ma nawet siły zjeść swojej porcji chleba. W Niedzielę Palmową przyszedł do księdza Piotra kapo i zapowiedział mu Drogę Krzyżową na Wielki Tydzień. ,,W Wieki Piątek przed apelem porannym ksiądz Puczka poszedł do baraku, by odwiedzić ks. Piotra. Udzielił mu absolucji i usłyszał od niego ostatnie słowa: Do widzenia w niebie.”21 Święty Paweł w liście do Galatów pisał: …razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.(Ga 2, 19 – 20a) Sacerdos et Hos a. Kapłan i Ofiara. Czy może być kapłaństwo bez Ofiary? Czy może być Ofiara bez Kapłaństwa? Pójście za Chrystusem jest związane z naśladowaniem Go. A zatem także z ofiarą, z dźwiganiem krzyża. Wszak sam Mistrz z Nazaretu powiedział: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24). Każdy kapłan, prawdziwy uczeń Chrystusa chcąc iść za Nim, musi upodobnić się do Niego i w pracy, i w śmierci. Świadomość tej prawdy w umysłach Apostołów i ich następców sprawiła, że ,,…wokół krzyża Chrystusowego stanął wieniec krzyży”22. Jednak żaden z nich nie stanął wyżej niż drzewo przenajszlachetniejsze. Ofiara Chrystusa, ofiara odkupieńcza już się dokonała, raz na zawsze, jednak uobecnia się w Ofierze Eucharystycznej Kościoła. Tak samo jedyne kapłaństwo Chrystusa uobecnia się przez kapłaństwo służebne. To przecież kapłan w czasie Mszy św. wypowiada w imieniu Zbawiciela Jego słowa: „To jest Ciało moje... To jest Krew moja”. Zatem kapłan ofiarowuje Ojcu Niebieskiemu nie tylko Chrystusowe ciało i krew, lecz także własne ciało, własną krew, życie, prace, cierpienia, prześladowania, udręki zadawane przez innych, nie tylko za siebie, ale i za lud. Zjednoczenie prezbitera z Chrystusem jako Ofiarą to powinność, która obowiązuje każdego kapłana. 23 Swoją ofiarą na krzyżu Chrystus pokazał, że kapłaństwa nie można oddzielić od ofiary. Ofiara, żertwa jest nieodłączna od kapłana. Z tym, że tylko Chrystus jest równocześnie Sacerdos et hos a. Sługa Chrystusa, prezbiter, przez którego uobecnia się kapłaństwo Chrystusa, Sacerdos na mocy sakramentu, jest ,,… ciągle wezwany do tego, by stawał się również hos a, to znaczy, aby ożywiało go to samo dążenie, które było w Chrystusie Jezusie (Por. Flp 2, 5)”. Ta nierozdzielna więź między kapłanem a żertwą, między kapłaństwem a eucharys ą, decyduje o skuteczności wszelkiej ewangelizacji.”24 Chrystus mówi: Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity (J 15, 4). Kapłan nie może zająć miejsca Chrystusa, lecz ma w Nim szukać oparcia, a Chrystus Jordanowa będzie działał w kapłanie i przez niego. ,,Prezbiter jest powołany do tego, aby był żywym obrazem Jezusa Chrystusa Oblubieńca Kościoła, a zatem do tego, aby składał za Kościół ofiarę z całego swego życia.” Kapłaństwo jest ofiarą. Wskazał na to Najwyższy wieczny Kapłan. Każdy przygotowujący się do kapłaństwa, każdy kapłan musi być świadomy tej prawdy. Musi być świadomy, że to utożsamienie się kapłana z ofiarą powinno być się nie tylko podczas Eucharys i, lecz także w całym życiu kapłańskim. ,,Zaszczyt powołania do służby kapłańskiej kosztuje życie. To nie jest jednak <poświęcenie życia>, to jest raczej dobrowolne oddanie życia. Cierpienie jest zawsze świadectwem miłości.”25 Prymas tysiąclecia pisał, że kapłan jest jak lekarz, ,,…który ratując chorego, sam niekiedy zaraża się chorobą. Jest jak pielęgniarz, który dźwigając na ramionach rannych, tak często sam na sobie nosi ślady ich krwi i ran.”26 Tak kapłaństwo rozumiał Święty Stanisław, Maksymilian Kolbe, błogosławiony Piotr Dańkowski i wielu innych prezbiterów. 15 czerwca 1999, dwa dni po beatyfikacji 108 męczenników II wojny światowej, na krakowskich błoniach Kardynał Franciszek Macharski odczytał homilię Jana Pawła II. Ojciec Święty pisał w niej o tym, co wspólnota Kościoła Krakowskiego w ciągu 1000 lat swego istnienia wniosła do dorobku całego Kościoła. Papież wspominał, tych którzy z szczególnego mandatu Bożego byli pasterzami tego Ludu; wymienił tutaj: Świętego Stanisława, bł. Wincentego Kadłubka, Jana Kantego i Piotra Dańkowskiego. 27 Błogosławiony Ksiądz Piotr Dańkowski jest patronem powołań kapłańskich w Archidiecezji Krakowskiej. Szkoda, że ci którym patronuje, zazwyczaj o tym nie wiedzą. Pragnę zakończyć słowami prymasa tysiąclecia: ,,Ilekroć podnoszę, dnia każdego, przed oczy Ojcowskie patenę z hos ą, złoże na niej swoją mękę i trud kapłański, łzy i cierpienia grzesznego ludu, i prosić będę, by miłosierny Bóg przyjął ciężar dnia i upalenia wraz z Ciałem Syna umiłowanego jako dopełnienie udręk Chrystusa w moim ciele dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół.”28 Bibliografia: Ks. Piotr Dańkowski, Dziennik, red. Jan Machniak, Kraków 2004. Grudniok F., Służyć Panu, Kraków 1983. Jan Paweł II, Dar i tajemnica, Kraków 1996. Jan Paweł II, Polska 1999, Przemówienia i homilie, Michalineum. Kongregacja ds. duchowieństwa, Kapłan głosiciel Słowa, szafarz sakramentów i przewodnik wspólnoty w drodze do trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa, Watykan 1999. Kongregacja ds. duchowieństwa, Dyrektorium o posłudze i życiu kapłanów, Kraków 1994. Kracik J., Jordanowska modlitwa wieków, Kraków 1994. Machniak J., Sługa Boży Ks. Piotr Dańkowski 1908 – 1942, Kraków 1994. Paweł VI, Kapłaństwo dzisiaj, wybór przemówień, Pallo num 1978. Śliwa P., Kapłan – pasterz w oczach Bożych, Warszawa 1984. Warzeszak J., U podstaw gorliwości kapłańskiej w nauczaniu Jana Pawła II, Warszawa 1989. Wyszyński S., List do moich kapłanów, cz. III, Paryż 1969. Verlinde J.M., Duchowość kapłańska w nauczaniu Jana Pawła II, Warszawa 2004. 19 Tamże, s. 24. 20 J. Machniak, Sługa Boży Ks. Piotr Dańkowski 1908 – 1942, Kraków 1994, s., s. 24. 21 Tamże, s. 25. 22 S. Wyszyński, List do moich kapłanów, cz. III, Paryż 1969, s. 139. 23 Por. P. Śliwa, Kapłan – pasterz w oczach Bożych, Warszawa 1984, s. 116 – 117. 24 Kongregacja ds. duchowieństwa, Kapłan głosiciel Słowa, szafarz sakramentów i przewodnik wspólnoty w drodze do trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa, Watykan 1999, s. 33. 25 S. Wyszyński, List do moich kapłanów, cz. III, Paryż 1969, s. 140. 26 Tamże, s. 140. 27 Por. Jan Paweł II, Polska 1999, Przemówienia i homilie, Michalineum, s. 205 – 214. 28 S. Wyszyński, List do moich kapłanów, cz. III, Paryż 1969, s. 155; por. Kol 1, 24. 38 echo Jordanowa O P OW I EŚ C I Z ES Ł A Ń CÓW Północny Kazachstan. Rejon tajynszyński. Równo ułożone domki wzdłuż ulic, przecinających się jak pola szachownicy. Niektóre z nich pamiętają 1936 rok. Wioski rozrzucone od siebie bez jakiegoś szczególnego porządku geometrycznego, ale w przyzwoitej odległości. „Za czasów komendantury 1” było to bez znaczenia. Nie wolno było oddalać się. Nowi osiedleńcy, dla pewności ich własnej rzekomej radości z przebywania w nowym miejscu i „wiary” w słuszność politycznego posunięcia, byli trzymani pod strażą. Choć czy jakikolwiek mur ludzki, czy jakakolwiek straż jest konieczna wobec straży bezkresnego stepu? 1 Do 1956 roku zesłańcy byli zobowiązani do meldowania się u komendanta i nie wolno im było opuszczać, bez specjalnego pozwolenia, miejsca zamieszkania. Wioski już poważnie przerzedzone z liczebności i życia, które kwitło tu mimo ciężkich warunków, w których żyć przyszło. Wszyscy wyjeżdżają, a ci, którzy nie wyjeżdżają, chcą wyjechać. Towarzyszą nam głównie starsze i bardzo miłe kobiety. Starsze kobiety, które pamiętają. W nich ciągle widać wesołość małych dziewczynek. Patrząc na nie mam wrażenie, że ktoś założył im tylko chustki na głowę i ufarbował na siwo kosmyki włosów. Patrzą na nas jak na przybyszów z innego świata. Jesteśmy dla nich tą Polską, która może czasami nie za bardzo się o nich troszczy. Która ich nie zabiera do siebie. Tylko może jeszcze w nich jest ta dziecięca naiwność, która wyobraża sobie, że Polska (czy może polska Ukraina?) Zabierze ich na swoje kolana i zaopiekuje się nimi, czując wyrzut, że kiedyś pozwoliła im odejść. A jaki będzie powrót? I czy to będzie powrót? I gdzie? I z kim? Ich dzieci, wnuki się odnajdą, przywykną, nauczą się żyć w nowym środowisku, ale one same? Wychodząc z nowego mieszkania nie zobaczą sąsiadki, którą widywali każdego dnia przez dziesiątki lat. A może to jest właśnie „ojczyznowość” ojczyzn. To, co widzą całe życie, jakie by nie było, to ich swojskość, „swojość” jakaś. I wyrywać ich z tego znowu i „przysiedlać” na powrót. Może wyobrażają sobie, że “powrócą ich na ojczyzny łono” całymi wioskami. Te same toczki2 znajdą się wśród nich, ale nie w bezkresnym stepie, tylko między wierzbami, w sielskiej krainie, o której tyle się dobrego nasłuchali. Jedziemy ciepłym, wygodnym samochodem. Dookoła białość i pustość, pustość bezkresna i doskonała białość. Lekki metel3 dźwiga ją z ziemi i upodabnia do nieba. Kiedy pomyślę o tym, jak oni jechali na wozach i ciężarówkach w swoje nieznane, które dla jednych było przekleństwem wysiedlenia z rodzinnych miejsc, a dla innych rzekomym rajem obiecanym, może powinienem czuć wyrzuty sumienia. I kiedy słucham zwierzeń o martyrologii ludzi, których nawet przynależność językową trudno jest określić, zwracam uwagę na detale, które demitologizują rzeczywistość, mającą pretensje do tego by być jedynie ciężką i straszną. “Kiedyś klub był, chodzili, młodzież, i tańcowali, a nie było kluba, z pierwszy roki, my popod chaty zbieralis i grali, tańcowali, wsio. Tu klub był, choć nie było za co, kino było kak raz”- wspomina pan Jan Kula, jeden z pierwszych przybyszów, jeden z pierwszych mieszkańców wioski Oziornoje. Jednej z najbardziej „polskich” wiosek. Gdzie do tej pory ludzie mówią po polsku. Patrzę na nich, na ich przeszłe życie, które nie starło wrodzonej dobroci i uśmiechów z twarzy. Oni są racją mojego bycia tutaj. 2 3 F O T. H E L E N A D R U C Z Y N I N A Z P R Z E S I A D Y WA N I A Z P R Z E S I E D L E Ń C A M I Poznania zatartej czasem i pogmatwanymi kolejami losu prawdy o ich życiu, którego przebieg został wybrany nie przez nich samych. Przypominania im i ich dzieciom, i wnukom, przez język i kulturę, że są Polakami. I że Polska o nich nie zapomniała. Choć od zarania dziejów naszej kultury katolicyzm i polskość współistnieją nierozerwalnie, jak barszcz z krokietem, niektóre znaki na ziemi (kazachstańskiej) wskazują na to, że, paradoksalnie, katolicyzm czasami wyklucza się wzajemnie z polskością. Babcie z wioski Biełojarka z ciepłym rozczuleniem wspominają, jak młody ksiądz męczył się z “ruskim”, a one by tak chętnie posłuchały nabożeństwa po polsku, a one by tak chętnie posłuchały “po polsku”. Przecież język ten przetrwał u nich dzięki modlitewnikom i modlitwom, które znały od swoich matek i babć, które nosiły w sobie przez te wszystkie “złe czasy”, kiedy zbierając się na modlitwy zasłaniały okna i szeptały po cichu. I z tych tajnych religijnych schadzek wychodziły pojedynczo, bo w tej dziedzinie życia nie mogło być “kolektywnie”. Bo tej dziedziny życia miało nie być. Bo przecież „oni” mówili, że Boga nie ma. I wzruszająca jest buńczuczność i zwięzła mądrość pani Wandy Bartosiewicz z Tajynszy, która jednemu z „owych” odpowiadała przewrotnie: „To ja nie powiem na pewno czy on jest, a ty powiesz na pewno, że go nie ma?” Interes Kościoła jest bardziej globalny niż interesy narodowe, a dla młodych ludzi w Kazachstanie język rosyjski jest językiem naturalnym, stąd ten polsko-katolicki rozbrat domniemany. Mimo wszystko (znaczy liturgicznie językowo rosyjsko) to głównie kościoły skupiają wokół siebie środowiska polskie (czyli katolickie). Nasi rodacy pamiętają o tym, kim są - polsko-katolicko. Po chwili niepewności i nieśmiałości moje rozmówczynie uruchamiają swoje głosy, które nie zawsze mogły wyrażać to, co ich głowy myślą, i zaczynają śpiewać, kolędować- czystą polszczyzną. Na twarzach i w opowieściach ludzi, którzy pamiętają dwa światy - przed i po wysiedleniu, przed i po deportacji, bezwolnej zmianie portów - i cumowanie w portach u morza stepów kazachstańskich, widać jakąś ulgę i radość, że udało się wszystko przeżyć i siebie nie stracić. Choć tak trudno im „przykleić się” do pojęć, które ludzkości dają względną trwałość. Do pojęć „mój kraj”, „mój naród”. Kiedy opowiadają, czasami widzę jak znajdują miejsce w opowieści, nie pojmowalne, dla kogoś, kto w ich świecie nie tkwił, dla kogoś, kto w ich czasach nie tkwił. I mają dla nas wesoły uśmiech pobłażania. Dla nas z „lepszych czasów”. Nigdy historia tak bardzo nie zbliżyła się do mnie i czuję dziwny żal i bezsilność, że, mimo wszystko, nigdy jej tak naprawdę nie pojmę. Toczka- punkt z numerem, na kołku wbitym w ziemię, w bezkresnym stepie, miejsce, do którego zostali przywiezieni zesłańcy, i w którym własnymi siłami budowali ziemianki, do dzisiaj istniejące jako wioski z nazwami. Metel – wiatr wiejący w stepie. Krzysztof Wojdyło Artykuł pierwotnie ukazał się w Kwartalniku Polonijnym „Głos Polski”, wydawanym w Kazachstanie, Nr 15 kwiecień- maj- czerwiec 2006. Tekst zredagowany i opatrzony przypisami dla potrzeb polskiego czytelnika. 39 echo Już pora! Wszystko Ci dzisiaj mówi „dzień dobry” Pierwiosnek – zawilce – sasanki W majowym deszczu – promieniach słońca Budzi się nowe jutro. Wolne od wczoraj – błędów przeszłości Wolne od wspomnień złych – trosk Potrzebuje wolności przestrzeni By zbudzić wszystko, co dobre – prawe. Ludzie z chaosu – nocy bezsennych Wyzwólcie się! – by spojrzeć trzeźwo Na piękno świata, co nas otacza Ale nie oglądajcie się w przeszłość. Bo tu i teraz możesz zaczynać! Wszystko – tak jak przyroda Po zimie budzi życie – nadzieję A my z nią ponieść się damy. Możemy próbować stale od początku Swe „domki z piasku” budować Nie bać się marzeń – wyjść im naprzeciw Zamiary – słowa – urzeczywistnić. Niechaj ta rada i myśl nam świeci By dziś – jutro – pojutrze stały się inne Tak jak ta wiosna – która się budzi Dając nam wszystkim przykład odnowy! 04.05.2010 r. Wakacyjna miłość!!! Kiedy nadejdzie czas na rozstanie Nikt płakać nie powinien Całusa dasz mi na pożegnanie I znikniesz w ludzi tłumie! Nie będę nosił żalu do Ciebie Że mogło być inaczej Na dnie swego serca zachowam Dobre wspomnienie I ciepło Twoich ust Lecz póki co, niech słońce świeci A ptaki niechaj śpiewają W zielonym gaju nad modrym strumieniem One świadkami naszej miłości Miłości czystej i bajecznie pięknej 6.VI.2010 r. OSTATNI ŚPIEW – MYŚLI Po co mi mówisz o pięknie świata Gdy w sercu moim pustka Złorzeczę tym, którzy przyjacielską Dłoń chcieliby wyciągnąć Nie dla mnie śpiew, tańce, przyjemności wszelkie Jam jako zwiędły liść czy śniegowe płatki Podczas zawieruchy i wichury, sztormu Z sercem lodem skutym. To nie jest życie, to Golgoty skały Na które pnie się mrówka Lecz do mrowiska drogi zapomniawszy Szamoce się i krwią żywą tryska Jestem samotny jak żagiel... Jestem samotny jak żagiel na morzu Jak człowiek w ludzi tłumie Jak ptak w złotej klatce zamknięty Którego wypuścić nie umiem! Wszystko wydaje się takie dalekie Takie jak gwiazd roje Nie czekam cudu ani współczucia Bo dla mnie kiedy!... Jordanowa B OŻ E N A SA N D U L S K A Ktoś Ty…? Może ktoś, kiedyś wspomni – zapłacze Że by ktoś taki Samotny żeglarz – co w morskiej toni Zagubił największą wartość Wiara – Nadzieja – Miłość ŻYCIE!!! Nie umiesz się śmiać Z głębi duszy Nie umiesz też płakać Łez gorzkich strumieniem Jestem jak zagubiony wędrowiec Na drogach tego świata Który kiedyś zszedł – Sam nie wie kiedy - ze szlaku. Czy strach przed nowymi Razami codzienności – życia Paraliżuje Twoje normalne Odruchy dla szczęścia lub bólu Odnaleźć nie ma ochoty Bo czyż warte jest jego zachodu To, co się i tak bezpowrotnie Straciło Życie jak wolność – więzień docenia Nie martwi się tym, co było On kroczy naprzód ciągle – Wytrwale Wolność swą z sobą niesie. Nie płacze wcale w czas niepogody Nie myśli, co będzie dalej A ja wędrowcem pozostać Pragnę Choć nie mam już tego szlaku I po bezdrożach podążę naprzód Dopóki starczy mi sił - życia Jordanów, 10.VI.2010 r. W KAŻDYM MAJU! Jej oczy – pełne troski Jej serce – ciągle w trwodze Jej usta – pełne słów miłości Jej ręce – zawsze gotowe Któż to taki – niejeden zapyta Nie znam – nie wiem!? Ktoś inny odpowie O kimż tak można się wyrażać? Więc – wróćcie się do lat dzieciństwa Wy „wspaniali” córki – synowie! Może wspomnienia przywrócą wam pamięć! O Niej – o Matce Że była lub jeszcze istnieje Ona Jedyna – Jedyna na świecie Która oddała nam całą siebie Dobre słowo jej nie wystarczy By pokryć rany głębokie Prosić już nie ma ochoty o pomoc I godzi się ze swym losem 26 Maja – Święto Matki – niechaj każdy pamięta I pochylmy czoła z szacunkiem i czcią! Choć serce krwawi i oczy łzawią Ucieka w nicość, by się zagubić Zapomnieć wszystko, wszystko co dobre I odejść, odejść donikąd! Bo tu o dary – nie chodzi Tylko o serce prawdziwe – które dziecko jest winne Za Jej drogowskaz – na całe życie I proste słowo – DZIĘKUJĘ!!! 19.05.2010 r. 40 BYĆ MOŻE? A jeśli tak – to kim lub czym Naprawdę Jesteś?, ni to człowiekiem Ni zwierzem, tylko – strachem, buntem, gniewem Którego wyzbyć się nie możesz ISTOTO! Bo człowiek – umie płakać Śmiać się umie z serca Zwierzę albo mruczy z radości Albo gryzie w złości – obronie A TY ISTOTO-ROBOCIE! Pozbawiony jesteś tego szczęścia Myślisz lecz o Innych Pod ich dyktando sterowany Pod ich zachcianki podporządkowany DLACZEGO Przecież – czy to obchodzi kogo Co Ty odczuwasz? Co myślisz? Jak płaczesz bezgłośnie gdy cierpisz NIE! Mojej Matce 10.04.2010 r. DLACZEGO? Bo Oni to zatwardziali egoiści-nadludzie WALCZ O Siebie – dla Siebie!!! Powiedz dość – dość – dość Przecież Ty też jesteś, istniejesz! Żyj! Serce jedyne to ostatnie z bezinteresownych Które kocha dziecko swe - tylko dlatego, ze jest Jak „ciało z ciała - z ducha duch” Matczyne serce - tak wielkie w swej miłości Choć płacze czasem w kąciku cicho Nad owocem swego życia Wystarczy spojrzeć w jej oczy - a zgadniesz Że przebaczenie i troska rozkwita Ona zaś kocha ze zdwojoną siłą walczy do końca jak lwica Bo „marnotrawny syn kiedyś powróci” Nadzieję pokłada w Panu Życzenia dzisiaj ślę do wszystkich Matek co tyle serca nam dają Niech żyją w zdrowiu - bez trosk i bólu Przez długi, długi czas!!! echo Jordanowa „U C Z ESA N E M YŚ L I P E DAG O G A” Profesor Andrzej Walas Trudne sprawy życia lepiej znosi się z dystansem do świata. W życiu człowieka najważniejsze jest, zdaje się, nieczynienie zła i dążenie do prawdy. Cierpienie jest ciężarem życia, który może nas niszczyć albo wzbogacać. Im bardziej wgłębiasz się w istotę śmierci, tym lepiej dostrzegasz wartość życia. Śmierć człowieka pozwala dostrzec u niego te wartości, których za życia nie zauważano. Czasem pycha może przesłaniać autentyczne zasługi człowieka. Obecnie trzeba wykrzyczeć potrzebę dobra wspólnego; od tego będzie zależeć szacunek dla nas samych. Polakom mało znany jest patriotyzm twórczej pracy, dobra wspólnego, poszanowania własności i szacunku dla ziemi. Współżycie między ludźmi winno wspierać się na szacunku człowieka do drugiego człowieka. Człowiek najpiękniejszy jest wtedy, gdy spontanicznie przychodzi drugiemu z pomocą. W YSTAWA S E N T Y M E N TA L N A F E L I E T O N K R Y T YC Z N Y Robert K. Leśniakiewicz Na Ratuszu otwarto właśnie niezwykle ciekawą ekspozycję pod hasłem „..i tak się trudno rozstać… - PAMIĄTKI PO PRL-u”, na której pokazano rzeczy wyprodukowane i używane w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej – to jest w latach 1945 - 1989. Twórcami tej ekspozycji są: MOK Jordanów i Pan Arkadiusz Piszczek, którzy włożyli w nią wiele trudu i inwencji. Wystawa jest bardzo ciekawa, bo ukazuje obok elementów ideologiczno-politycznych – jak np. exempla druków propagandowych i książek, broszur i in. materiałów poligraficznych (doprawdy szkoda, że nie znalazły się tam także wypracowania takich ludzi, jak Leszek Moczulski czy Maciej Giertych) sławiących przewodnią rolę par i i jej przywódców – także dorobek materialny tego okresu historii naszego kraju. Z niejakim zdziwieniem stwierdziłem, że obok wyrobów Kasprzaka, ELWRO czy Unitra Diora wyeksponowano tam… - żelazka z duszą, maselnice, beczki i antałki, prasy do sera, itd. itp. produkty myśli technicznej rodem z XIX wieku. Nie wiem, o co chodziło tutaj twórcom tej ekspozycji, ale jeżeli chcieli pokazać prymitywizm i zacofanie technologiczne PRL, to trafili kulą w płot. Osiągnęli efekt dokładnie odwrotny od zamierzonego! Dlaczego? Zaraz powiem. To właśnie w PRL dokonał się zasadniczy skok technologiczny i cywilizacyjny, bo z ciemnego, technicznie zacofanego za rządów II Rzeczpospolitej (tak dzisiaj gloryfikowanej przez prawicowych polityków) rolniczego kraju Polska stała się krajem przemysłowo-rolniczym. To właśnie za PRL-u podźwignięto kraj ze straszliwych zniszczeń po II Wojnie Światowej, czego nie chcą pamiętać prawicowi politycy (a co jest oczywiste, boż właśnie nieudolni przywódcy II Rzeczpospolitej doprowadzili ją do upadku i uciekli do Londynu, gdzie dalej „walczyli” – głównie przy kawce i brandy). To właśnie w PRL-u zelektryfikowano całkowicie kraj i zlikwidowano anal- 41 echo fabetyzm. To właśnie dzięki PRL-owi powstały nowe miasta i rozwinęły się stare, a ludność wiejska miała szansę na rozwój w aglomeracjach miejskich. I wreszcie PRL wyrównał szanse startu młodych ludzi w dorosłe życie – niejeden z dzisiejszych „polityków” krytykujących PRL i ustrój w niej panujący zapomniało już, że to właśnie dzięki możliwości kształcenia się za darmo mógł zostać tym, kim jest. Krótko mówiąc – kształcił się za komusze pieniądze i gdyby nie komuna, to pasałby krowy i świnie u pana ze dworu czy rzępolił na skrzypeczkach w żydowskiej karczmie. A w niedzielę zasuwałby „w bosu” i jednej koszulinie na grzbiecie do kościoła na mszę. No i nie zapominajmy o jeszcze jednej rzeczy, a mianowicie – w tym ateistycznym PRL-u, w tym tak „straszliwie prześladującym Kościół państwie bezwyznaniowym” wybudowano więcej kościołów, niż kiedykolwiek indziej w historii Polski, o czym kler chciałby jak najszybciej zapomnieć, bo to jest bardzo boląca prawda! Nie zamierzam gloryfikować tu Polski Ludowej, ale nie ścierpię kłamstw i kalumnii rzucanych na ten okres przez rozmaitych dyspozycyjnych, usłużnych i nawiedzonych „historyków” z Bożej łaski i zawsze oraz wszędzie dam im zdecydowany odpór. Wystawa ta pokazuje również jeszcze jeden ciekawy aspekt rozwoju technologicznego naszego kraju. W czasach PRL mieliśmy wiele własnych, oryginalnych pomysłów i rozwiązań technicznych, które wdrażano w życie powoli, z mozołem, ale wdrażano. Inwentyka u nas była na niskim poziomie, ale była i tego się nie da pominąć. Nasze rozwiązania techniczne były naprawdę dobre i produkty polskiej elektroniki utrzymywały się na średnim europejskim i wysokim wschodnioeuropejskim poziomie. Mało kto pamięta, że polskie radia, gramofony, magnetofony (na licencji Grundiga i rodzime), pralki, lodówki, zmywarki czy telewizory były artykułami luksusowymi w ZSRR czy Mongolii, a także w innych krajach socjalistycznych i Trzeciego Świata, gdzie były sprzedawane za konkretne pieniądze. Nie były znów tak złe i śmiało mogły konkurować z chińską czy tajlandzką tandetą. Były mocniejsze, trwalsze i bardziej wytrzymałe na warunki zewnętrzne. Mój magnetofon kasetowy stereo M-531S, który kupiłem w październiku 1979 roku padł mi dopiero na początku 2000 roku po ponad 20 latach wiernej służby! Tandetne „jamniki” made in Tajwan padają po dwóch-trzech latach użytkowania i się je po prostu wyrzuca na śmietnik, a o innych produktach azjatyckich „tygrysów” nawet nie wspomnę, bo i nie ma czego… - a polskie rzeczy warto było naprawiać. Po prostu były opłacalne. Taniość azjatyckich podróbek znanych marek wykończyła dobre, solidne produkty rodzime. Co najgorsze – zabiła także inwencję polskich inżynierów i techników. W tej chwili w Polsce nie produkuje się żadnych tego rodzaju produktów, które miałyby oryginalny polski design! Są za to montownie firm japońskich, koreańskich, włoskich, gdzie Polacy są tylko tanią siłą roboczą… Dam na to prosty przykład, najbardziej mi familiarny, bo z mojego zawodowego podwórka. Polscy politycy skamlają u Amerykanów o przeciwlotnicze rakiety Patriot i przeciwpociski obrony przeciwbalistycznej. Zachowują się oni tak, jakby zapomnieli, że polscy naukowcy w latach 70. i 80. mieli nie- Jordanowa prawdopodobne wprost osiągnięcia w budowie małych rakiet, które zaniepokoiły wszystkich – Amerykanów, NATO i Rosjan. Doszło do tego, że Polsce zakazano ich budowy i dalszych badań, a poligon w Łebie zamknięto na polecenie z Moskwy… Było tak, jak z prof. dr hab. inż. gen. dyw. Sylwestrem Kaliskim, któremu swego czasu zabroniono prac nad wysokoenergetyczną plazmą i laserami, czy inż. Jackiem Karpińskim pracującym nad mikrokomputerami K-202 i dalszymi. Głupota władz komunistycznych na całe lata skazała Polskę na regres w tych dziedzinach. Polska byłaby wiodącym krajem w tych dziedzinach i mielibyśmy własny CERN czy Silicon Valley… Ale nie cieszmy się, bo po 1989 roku nie zmieniło się dosłownie nic. Od ponad 20 lat żyjemy w (podobno) wolnej Polsce. I teraz zamiast wykorzystać zgromadzoną wiedzę i stworzyć własny program badań i budowy własnych systemów broni przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, antysatelitarnej, a nawet posiadać własny niezależny program kosmiczny, płaszczymy się przed Amerykanami i żebrzemy u nich o Patrioty, które dostaliśmy w wersji… szkoleniowej, czyli nieuzbrojone (w przypadku konfliktu są one równie pożyteczne, jak pusta puszka po szprotach). No cóż – takie programy byłyby kołem zamachowym polskiej gospodarki, ale przecież po co? Lepiej skamlać i krygować się u pańskich drzwi, niż robić coś po swojemu. Takie mamy „polityczne myślenie” naszych obecnych decydentów. Jedyną polską specjalnością, w której nie mamy sobie równych, jest marnowanie szans danych nam przez los czy przez Boga! Okresu PRL nie da się przekreślić, obśmiać i zapomnieć – jakby tego chcieli niektórzy z Bożej łaski politycy wywodzący się z tzw. „solidarnościowej” opozycji. Ta wystawa wywiera wręcz odwrotny skutek – przypomina nam o tym, że kiedyś w Polsce produkowano naprawdę dobre i solidne rzeczy, które dotrwały do naszych czasów – ba! – są używane jeszcze do dziś dnia! I chciałbym na marginesie tej wystawy właśnie zadać przewrotne pytanie: a gdzie są te zakłady, w których je produkowano? Co się z nimi stało? Komu je sprzedano i za jakie pieniądze? Kto dopuścił do ich zmarnowania i rujnacji? Politycy prawicy chcą rozliczać okres PRL i skazać go na zapomnienie. A ja chciałbym im tylko powiedzieć jedno – mam nadzieję panowie, że ktoś was rozliczy za to, co zrobiono z najcenniejszym dobrem tego kraju – z umysłami polskich inżynierów i techników, którzy teraz oddają swe usługi Niemcom, Brytyjczykom, Amerykanom i in., a mogliby pracować dla Polski – na Jej moc i chwałę. To jest coś niewybaczalnego, to niewyobrażalne marnotrawstwo wiedzy i umiejętności, to jest sabotaż na skalę niespotykaną w świecie, co wymaga jak najsurowszego ukarania. To jest po prostu zdrada stanu i powinno być sądzone jak zdrada stanu. I bardzo mnie to cieszy, bo ta wystawa ta stanowi dowód rzeczowy w tej sprawie! Dowód oskarżenia! I za to jej Twórcom bardzo dziękuję. W wystawie partycypowali: PP. Arkadiusz Piszczek, Teresa i Zygmunt Majdowie, Marta Durek, Halina i Krzysztof Maleszkowie, Edyta Kurańda, Anna Gruszowska, MOK Jordanów i Biblioteka Publiczna w Jordanowie oraz Towarzystwo Miłośników Ziemi Jordanowskiej. Jordanów, 2010-06-25 [Opinie prezentowane na łamach Echa Jordanowa są prywatnymi opiniami naszych Autorów] 42 echo Jordanowa Z A P RO S Z E N I E ORGANIZATORZY WYSTAWY: … I TA K S I Ę T R U D N O R O Z S TA Ć … PA M I ĄT K I P O P R L U Zapraszają na otwartą z okazji 20 rocznicy powstania Samorządów Lokalnych wystawę zorganizowaną w Urzędzie Miasta Jordanowa. Ekspozycję można zwiedzać codziennie w godzinach pracy Urzędu do dnia 06-08-2010 r., oraz w soboty w godzinach południowych. 43 echo Jordanowa Z N A S Z EG O A R C H I W U M Z racji tego, że bieżący numer Echa Jordanowa poświęcony jest powodziom, prezentujemy ciekawe ujęcia z powodzi z dnia 18 lipca 1970 roku. Była to największa powódź w okresie powojennym, lecz w przeciwieństwie do obecnej trwała tylko 2 dni. Wodowskaz pokazał wtedy 490 cm, zaś podczas tej powodzi 418 cm. Doszło wówczas do ogromnego zalania boiska i terenu Zakładów Muzycznych, co pokazują prezentowane zdjęcia. Stanisław Bednarz 44
Podobne dokumenty
Echo Jordanowa nr 87
- – zgodnie z załącznikiem nr 1 do uchwały. Planowane dochody po zmianach wynosić będą 12.927.112,64 zł. 2. Zwiększa się plan wydatków budżetu Miasta Jordanowa na rok 2009 o kwotę 422.981,72 zł ora...
Bardziej szczegółowoJubileusz 50-lecia
Wniosek o dofinansowanie ze środków budżetu Województwa Małopolskiego zadania „Remont drogi dojazdowej do gruntów rolnych położonych na Zagrodach” złożony do Urzędu Marszałkowskiego uzyskał pozytyw...
Bardziej szczegółowoEcho Jordanowa nr 84
1. Zakończenie działalności likwidowanego SP ZOZ nastąpi w terminie nie krótszym niż 3 miesiące licząc od dnia podjęcia niniejszej uchwały. 2. Zakończenie czynności likwidacyjnych SP ZOZ nastąpi do...
Bardziej szczegółowo