Llosa__kto_zabil_dodruk cyfrowy 2012.indd

Transkrypt

Llosa__kto_zabil_dodruk cyfrowy 2012.indd
Mario Vargas Llosa (ur. w 1936 roku w Peru), jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy, autor wielu powieści, opowiadań, sztuk teatralnych, publicysta i polityk.
Jest laureatem wielu prestiżowych nagród literackich i jednym z poważniejszych kandydatów do Nagrody Nobla.
Wśród jego najlepszych powieści znajdują się między innymi: Rozmowa w „Katedrze”, Ciotka Julia i skryba, Wojna końca
świata, Miasto i psy, Święto kozła oraz Pantaleon i wizytantki,
a także najnowszy tytuł – Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki.
U Vargasa Llosy kryminalna fabuła udowadnia, że nasze koncepcje prawa i sprawiedliwości, symbolizowane tu przez rozwiązanie zagadki, nie wystarczają do podjęcia rozważań
na temat prawdziwej natury zła.
„The New York Times”
Cena detal. 29 zł
Vargas Llosa
Kiedy w makabryczny sposób zostaje
zamordowany młodziutki śpiewak boler,
tropem zbrodniczej zagadki podąża dwójka
nietypowych policjantów. Silva, mistrz dedukcji,
który potrafi skłonić do mówienia najbardziej opornych milczków, oraz Lituma, poznający arkana policyjnej
sztuki asystent o bogatej wyobraźni. Wszystko wskazuje
na to, że morderstwo popełniono z namiętności. Cóż jednak
może wobec siły miłości, szaleństwa i pasji uczynić Silva, sam
ogarnięty obsesją, której ucieleśnieniem jest znacznie od niego
starsza mężatka o rubensowskich kształtach?
Kto zabił Palomina Molero? jest nietypową powieścią detektywistyczną, w której zapadłe mieściny Peru tętnią namiętnością, zakazana
miłość prowadzi do zbrodni, a rozwiązywanie zagadki to subtelnie
poprowadzona dyskusja o istocie zła i kłębowisku uczuć.
Mario
VargasLlosa
Kto zabił
PalominaMolero?
więcej na: www.mariovargasllosa.pl
ISBN 978-83-240-0864-3
9 788324 008643
Llosa_Kto zabil Palomino_okleina_cyfra.indd 1
2012-08-02 12:01:03
SU]HNïDG(QULTXH3RUFHO2UWHJD
:\GDZQLFWZR=QDN..UDNöZ
I
– Kurewstwo nie z tej ziemi! – wybełkotał Lituma, czując, że
będzie wymiotował. – Ale cię urządzili, chudzielcu.
Chłopak był jednocześnie powieszony i przybity do starego
drzewa chleba świętojańskiego w pozycji tak absurdalnej, że przypominał bardziej stracha na wróble lub przerażoną kukłę niż trupa.
Przed albo po zabiciu rozerwano go na strzępy z bezgranicznym
okrucieństwem: usta miał rozcięte, nozdrza rozerwane, skrzepy
zaschniętej krwi, siniaki i rozdarte rany na całym ciele, ślady po
oparzeniach papierosami i jakby tego było mało, próbowano go
wykastrować, ponieważ jego jądra zwisały prawie do połowy uda.
Był bosy, nagi od pasa w dół, w postrzępionym podkoszulku.
Młody brunet, szczupły i kościsty. W roju much, które krążyły
wokół jego twarzy, błyszczały czarne, kędzierzawe włosy. Kozy
małego chłopca kręciły się dookoła, ryjąc między kamieniami
w poszukiwaniu jedzenia, i Litumie wydawało się, że w każdej
chwili mogą ugryźć nogi trupa.
– Który skurwysyn to zrobił? – wyjąkał, powstrzymując
wymioty.
7
– Skąd mam wiedzieć? – odpowiedział chłopak. – Dlaczego
ma pan do mnie pretensje? To nie moja sprawa. Raczej powinien
pan podziękować za to, że przyszedłem pana zawiadomić.
– Ja cię nie opieprzam, chłopaczku – mruknął Lituma. – Klnę,
bo wydaje mi się nieprawdopodobne, aby byli na świecie aż tak
okrutni ludzie.
Tego ranka chłopak na pewno przeżył największy strach
w swoim życiu, kiedy przechodząc z kozami kamienną ścieżką,
natknął się na ten przerażający widok. Chłopak zachował się jak
przykładny obywatel. Zostawił stado pasące się na kamieniach
obok trupa i pobiegł do Talary, do komisariatu, aby o tym poinformować. Zasługiwał na nagrodę, bo Talara znajdowała się
co najmniej o godzinę drogi stąd. Lituma przypomniał sobie
jego spoconą twarzyczkę i przerażony głos, kiedy pokazał się
w drzwiach posterunku:
– Zabili jakiegoś faceta, tam, przy drodze do Lobitos. Jeśli
chcecie, mogę was zaprowadzić, ale natychmiast. Zostawiłem
moje kozy i ktoś może je ukraść.
Na szczęście nie skradziono żadnej. Kiedy dotarli na miejsce,
policjant, wstrząśnięty widokiem trupa, zauważył, że chłopak liczy
stado, i usłyszał, jak westchnął z ulgą: „Są wszystkie!”.
– Najświętsza Matko Boska! – wykrzyknął taksówkarz stojący
za jego plecami. – Ale, ale, co to jest?
Po drodze chłopak opisał im mniej więcej, jak wyglądał trup,
ale czym innym było wyobrazić go sobie, a czym innym zobaczyć
i powąchać, bo cuchnął okropnie. Tym bardziej w takim słońcu,
które wydawało się wypalać kamienie i mózgi. Zapewne bardzo
szybko zaczął się rozkładać.
– Pomoże mi pan go zdjąć? – spytał Lituma.
8
– Co mi pozostało? – warknął taksówkarz, żegnając się.
Splunął w stronę drzewa chleba świętojańskiego. – Gdyby mi
powiedzieli, do czego będzie służyć ten ford, nie wziąłbym go
nawet za darmo. Pan i porucznik wykorzystujecie mnie, uważacie,
że jestem uległy.
Don Jerónimo był jedynym taksówkarzem w Talarze. Jego
stary gruchot, czarny i duży jak karawan, mógł przejechać tyle
razy, ile chciał, przestrzeń dzielącą miasteczko od zastrzeżonej
strefy, w której znajdowały się biura i domy gringos z International
Petroleum Company. Porucznik Silva i Lituma korzystali z taksówki za każdym razem, gdy musieli przebyć odległość zbyt
dużą dla koni i roweru, jedynych środków transportu, którymi
dysponowali na posterunku. Za każdym razem, kiedy wołali
taksówkarza, ten wzbraniał się i protestował, mówiąc, że traci
pieniądze, mimo że porucznik płacił mu za benzynę.
– Niech pan zaczeka, don Jerónimo, coś sobie przypomniałem – powiedział Lituma, kiedy już mieli zabrać nieboszczyka. –
Nie możemy go dotknąć, dopóki nie zjawi się sędzia i nie dokona
oględzin.
– Czy to oznacza, że będę musiał przyjechać jeszcze raz? –
burknął stary. – Ostrzegam pana, że sędzia ma mi zapłacić za kurs,
albo niech poszuka sobie innego frajera. – I prawie natychmiast
stuknął się w czoło. Otwierając szeroko oczy, zbliżył twarz do
trupa. – Ależ, ja go znam! – wykrzyknął.
– Kto to jest?
– Jeden z rekrutów, którzy przybyli ostatnio do bazy lotniczej – ożywił się stary. – To on. Ten z Piury, śpiewał bolera.
II
– Śpiewał bolera? Więc musi być tym, o którym ci powiedziałem, bracie – stwierdził Mono.
– Tak – zgodził się Lituma. – Sprawdziliśmy: to Palomino
Molero, z Castilli. Ale to nie rozwiązuje zagadki jego śmierci.
Siedzieli w knajpce Chungi, koło stadionu, gdzie prawdopodobnie odbywał się mecz bokserski, bo krzyki kibiców docierały
do nich bardzo wyraźnie. Policjant przyjechał do Piury, wykorzystując swój wolny dzień; kierowca ciężarówki z International
zabrał go rano i o północy odwiózł z powrotem do Talary. Zawsze kiedy przyjeżdżał do Piury, tracił czas ze swoimi kuzynami
León – José i Mono, oraz z Josefino, kolegą z dzielnicy La Gallinacera. Lituma i bracia León byli z La Mangacheríi. Między
dzielnicami istniała ostra rywalizacja, ale przyjaźń tych czterech
pokonała tę barierę. Byli nierozłącznymi przyjaciółmi, mieli swój
hymn i uważali się za niezwyciężonych.
– Rozwiąż to, a awansują cię na generała, Lituma – żartował
Mono.
– To będzie trudne. Nikt nic nie wie, nikt nic nie widział, a co
najgorsze, władza nie współpracuje z nami.
10
– Czy pan, kolego, nie sprawuje władzy tam, w Talarze? – zdziwił się Josefino.
– Porucznik Silva i ja jesteśmy policjantami. Władze lotnicze
nie chcą z nami współpracować. Chudzielec był ich żołnierzem.
Jeśli oni nie pomogą, to któż, do cholery, nam pomoże? – Lituma
zdmuchnął pianę ze swojego kufla i wypił piwo, otwierając usta
jak krokodyl. – Skurwysyny. Gdybyście zobaczyli, jak go urządzili,
nie bylibyście tak uszczęśliwieni zamiarem pójścia do burdelu.
I zrozumielibyście, że nie mogę myśleć o niczym innym.
– Rozumiemy – powiedział Josefino. – Ale to nudne cały czas
mówić o trupie. Nie zawracaj już więcej głowy, Lituma.
– Męczy cię to, ponieważ zostałeś gliną – powiedział José. – Powinieneś się uodpornić. Poza tym nie nadajesz się do tego. Gliniarz
musi mieć serce z kamienia, a jak trzeba, musi być skurczybykiem.
Ty jesteś raczej sentymentalnym zasrańcem.
– To prawda, jestem – zgodził się Lituma przygnębiony. – Nie
mogę pozbyć się myśli o tym chudzielcu. Mam koszmary, wydaje
mi się, że ciągną mnie za jaja jak jego. Biedaczek, zwisały mu
prawie do kolan i były zgniecione jak jajka sadzone.
– Czy dotykałeś ich, bracie? – zaśmiał się Mono.
– À propos jaj, czy porucznik Silva już przeleciał grubą? – zapytał José.
– Ten numer wszystkich trzyma w napięciu – dodał Josefino. – Czy już przeleciał?
– Jak dalej będzie tak zwlekał, nie przeleci jej do śmierci – westchnął Lituma.
José wstał od stołu.
– No dobra, idziemy do kina, żeby przeczekać do północy.
Teraz w burdelu jest stypa. W Variedades grają meksykański film
z Rositą Quintana. Oczywiście gliniarz zaprasza.
11
– Nie mam pieniędzy nawet na to piwo – powiedział Lituma. – Dasz mi na kredyt, nie, Chunguita?
– Niech ci da na kredyt ta, którą już znasz – odparła zza lady
znudzona Chunga.
– Wiedziałem, co odpowiesz – stwierdził Lituma. – Chciałem
ci tylko dokuczyć.
– Dokuczaj tej, którą już znasz – ziewnęła Chunga.
– Dwa zero dla Chungi – zażartował Mono. – Prowadzi
Chunga.
– Nie denerwuj się, Chunguita – powiedział Lituma. – Masz
tu, ile ci się należy. I nie mieszaj w to mojej matki, biedna, nie
żyje, jest pochowana w Simbili.
Chunga, kobieta wysoka i niewrażliwa, w nieokreślonym
wieku, wzięła banknoty, przeliczyła je i wydała resztę, kiedy
policjant i pozostali już wychodzili.
– Jedno pytanie, Chunguita – zawołał ją Josefino. – Czy
jeszcze żaden klient nie rozbił butelki na twojej głowie za takie
aroganckie odpowiedzi?
– Od kiedy jesteś taki ciekawy? – odparła kobieta, nawet na
niego nie spojrzawszy.
– Więc pewnego dnia ktoś rozbije ją na twojej głowie za to, że
jesteś tak sympatyczna.
– Założę się, że to nie będziesz ty – ziewnęła Chunga, znowu
oparta o ladę, utworzoną ze stojących w szeregu baryłek, na
których położono deskę.
Czterej niepokonani szli przez piaszczysty teren aż do szosy,
przeszli przed klubem „śmietanki” towarzyskiej z Piury i udali się
w kierunku pomnika ku czci Grau. Wieczór był spokojny, ciepły
i gwiaździsty. Pachniało chlebem świętojańskim, kozami, oślimi
ekskrementami i frytkami. Lituma nie mógł zapomnieć obrazu
12
zmasakrowanego Palomina Molero. Pytał sam siebie, czy żałuje,
że został gliniarzem, zamiast żyć sobie jako niepokonany. Nie, nie
żałował. Choć to ciężka praca, teraz codziennie ma coś do jedzenia
i jego życie pozbawione jest uczucia niepewności, które kiedyś mu
towarzyszyło. José, Mono i Josefino gwizdali melodię walca, tworząc
kontrapunkt. Lituma próbował sobie wyobrazić sentymentalną
melodię bolera, które, według wszystkich, śpiewał chudzielec.
Przy wejściu do Variedades pożegnał się ze swoimi kuzynami i Josefino. Okłamał ich, że kierowca ciężarówki z Internationalu wraca
do Talary wcześniej, a on nie chce zostać bez środka lokomocji.
Chcieli od niego wyciągnąć jakąś forsę, ale nie dał im ani grosza.
Ruszył w kierunku głównego rynku. Na jednym z rogów
zauważył poetę Joaquína Ramosa. W oku miał monokl i ciągnął
kozę, którą nazywał gazelą. Rynek pełen był ludzi, jakby miał się
tam odbyć koncert orkiestry wojskowej. Lituma nie zwrócił uwagi
na pieszych i pospiesznie, jak ktoś idący na randkę, przeszedł
przez stary most w kierunku Castilli. Pomysł nabrał realnego
kształtu, gdy pił piwo u Chungi. A jeśli nie będzie tej kobiety?
A jeśli ona, aby zapomnieć o swoim nieszczęściu, przeniosła się
do innego miasta?
Spotkał ją jednak w drzwiach domu, siedziała na ławeczce,
wdychając świeże powietrze wieczoru i łuskając kolby kukurydzy.
Przez otwarte drzwi glinianego domku, w pokoju oświetlonym
lampą naftową, widać było ubogie umeblowanie: krzesła ze słomy,
niektóre podziurawione, stół, kilka naczyń z tykwy, skrzynię,
która pewnie służyła za kredens, i jakieś kolorowane zdjęcie.
Chudzielec, pomyślał.
– Dobry wieczór – powiedział, zatrzymując się przed kobietą.
Zauważył, że była boso i w tej samej czarnej sukience, którą miała
na sobie tego ranka w komisariacie w Talarze.
13
Mruknęła „dobry wieczór” i spojrzała na niego, ale nie rozpoznała go. Wokół kilka chudych psów obwąchiwało się, warcząc.
W oddali słychać było dźwięki gitar.
– Czy mógłbym chwilkę porozmawiać, doño Asunto? – zapytał głosem pełnym szacunku. – O pani synku Palomino.
W półmroku Lituma zdołał zauważyć jej pomarszczoną twarz
i małe oczka prawie zupełnie zakryte nabrzmiałymi powiekami,
spoglądające na niego podejrzliwie i nieufnie. Czyżby zawsze
miała takie oczy, czy spuchły jej od częstego płaczu w ciągu
ostatnich dni?
– Nie poznaje mnie pani? Policjant Lituma z posterunku
w Talarze. Byłem przy tym, kiedy porucznik Silva spisywał pani
zeznania.
Kobieta przeżegnała się, mrucząc coś niezrozumiałego, i Lituma zauważył, że z trudem wstawała. Weszła do domu, zabierając ze sobą półmisek pełen ziaren kukurydzy i ławeczkę. On
wszedł za nią. Jak tylko przekroczył próg, zdjął czapkę. Był pod
wrażeniem myśli, że to dom chudzielca. Rozmowa z tą kobietą
była jego własnym pomysłem. Miał nadzieję, że nie będzie
kłopotów.
– Czy znaleziono ją? – wyszeptała kobieta tak samo drżącym
głosem jak w Talarze, kiedy składała zeznania. Usiadła na krześle,
a ponieważ Lituma patrzył na nią, nic nie rozumiejąc, podniosła
głos: – Gitarę mojego syna. Czy znaleziono ją?
– Jeszcze nie – odrzekł, przypominając sobie, o co chodzi.
Doña Asunta bardzo nalegała, aby oddano jej gitarę, szlochała
i jednocześnie odpowiadała na pytania porucznika Silvy. Ale po
jej wyjściu ani on, ani porucznik nie pamiętali o prośbie. – Proszę
się nie martwić. Prędzej czy później znajdziemy ją i osobiście ją
pani przyniosę.
14
Ponownie przeżegnała się i Litumie wydawało się, że wypędza z niego diabła. Przypominam jej o nieszczęściu, pomyślał.
– Chciał zostawić ją tutaj, a ja powiedziałam mu: zabierz ją,
zabierz – słuchał monotonnej mowy wydobywającej się z warg,
za którymi ledwie można było zobaczyć jeden lub dwa spróchniałe zęby. – Nie, mamusiu, w bazie nie będę miał czasu grać,
nie wiem, czy będzie jakaś szafa, aby ją schować. Niech zostanie
tutaj, zagram, kiedy będę w Piurze. Nie, nie, synku, zabierz ją,
żebyś się trochę rozerwał, żebyś mógł sobie akompaniować, kiedy
będziesz śpiewać. Nie pozbawiaj się jej, przecież tak bardzo ją
lubisz, Palomino. Ach! Ach! Ach! Biedny mój synek.
Zaczęła płakać. Lituma pożałował, że przyjechał i przywołał złe wspomnienia. Drapiąc się po karku, wymamrotał
kilka pocieszających słów. Żeby coś robić, usiadł. Tak, zdjęcie
przedstawiało chudzielca przyjmującego komunię. Przez dłuższą chwilę spoglądał na wydłużoną, spiczastą twarz brunatnego
chłopczyka, ze starannie ułożonymi włosami. Ubrany na biało,
ze świecą w prawej ręce i modlitewnikiem w lewej, szkaplerz na
piersi. Fotograf podkolorował na czerwono jego wargi i policzki.
Wyglądał na chorowitego chłopca. Twarzyczka pełna zachwytu,
jakby spoglądał na Dzieciątko Jezus.
– Już wtedy bardzo pięknie śpiewał – szlochała doña Asunta,
wskazując na zdjęcie. – Ojciec García pozwolił mu śpiewać solo
w chórze i podczas mszy oklaskiwano go.
– Wszyscy mówią, że miał piękny głos – skomentował Lituma. – Mógłby być artystą, jednym z tych, którzy śpiewają w radio i dają koncerty. Wszyscy to mówią. Artyści nie powinni służyć
w wojsku, powinni być zwolnieni.
– Palomino nie miał służyć w wojsku – powiedziała doña
Asunta. – Był zwolniony.
15
Lituma szukał jej spojrzenia. Kobieta przeżegnała się i znowu
zaczęła płakać.
Słuchając jej płaczu, policjant obserwował owady, które latały
wokół lampy. Były ich dziesiątki, brzęcząc, rzucały się na szkło
raz i drugi, próbując dosięgnąć płomienia. Chciały popełnić
samobójstwo, głupie.
– Czarownik powiedział, że kiedy ją znajdą, odszukają również
ich – szlochała doña Asunta. – Ci, którzy mają jego gitarę, są
zabójcami. Mordercy! Mordercy!
Lituma przytaknął. Miał ochotę zapalić, ale zapalenie papierosa wobec bólu tej kobiety wydało mu się brakiem szacunku.
– Pani synek był zwolniony z wojska? – zapytał nieśmiało.
– Jedyny syn matki wdowy – wyrecytowała doña Asunta. –
Palomino był jedyny, gdyż pozostali dwaj zmarli. Takie jest
prawo.
– To prawda, popełnia się wiele nadużyć. – Lituma ponownie
podrapał się po karku, przekonany, że kobieta znowu zacznie
płakać. – To znaczy, że nie powinni zabrać go do wojska? Ależ to
pogwałcenie prawa! Gdyby go nie wzięli, na pewno by żył.
Doña Asunta zaprzeczyła, wycierając oczy rąbkiem spódnicy.
W oddali wciąż słychać było dźwięki gitary, a Litumie przyszła
do głowy fantastyczna myśl, że tym, kto gra tam, w ciemnościach,
nad brzegiem rzeki, patrząc w księżyc, jest chudzielec.
– Nie zabrali go, poszedł jako ochotnik – szlochała doña
Asunta. – Nikt go nie zmuszał. Został żołnierzem, bo tak chciał.
Sam szukał nieszczęścia.
Lituma obserwował ją w milczeniu. Była tak niska, że gdy
siedziała, jej bose stopy zaledwie dotykały podłogi.
– Wsiadł do autobusu, pojechał do Talary, zgłosił się do bazy
i powiedział, że chce odbywać służbę w lotnictwie. Biedaczek!
16
Szukał śmierci, proszę pana. On sam, on sam! Biedny Palomino!
– Dlaczego nie powiedziała pani o tym porucznikowi Silvie,
tam, w Talarze? – spytał Lituma.
– Przecież mnie o to nie pytał. Powiedziałam wszystko, o co
mnie pytano.
To była prawda. Czy Palomino miał wrogów, czy ktoś mu
groził, czy słyszała, że z kimś się kłócił lub bił, czy znała kogoś,
kto miałby jakiś powód, by go skrzywdzić, czy powiedział pani,
że ma zamiar uciec z bazy? Kobieta odpowiadała spokojnie na te
wszystkie pytania: nie, nikt, nigdy. Ale było prawdą, że porucznikowi nie przyszło do głowy zapytać ją, czy chudzielec poszedł
do wojska dlatego, że dostał wezwanie, czy jako ochotnik.
– To znaczy, że podobało mu się wojskowe życie? – zdziwił
się Lituma. Wyobrażenie, jakie sobie stworzył o tym pieśniarzu,
było więc fałszywe.
– Tego właśnie nie rozumiem! – szlochała doña Asunta. – Dlaczego to zrobiłeś, synku? Ty jako żołnierz? Ty! Ty! I to tam, w Talarze? Samoloty spadają, chcesz, żebym umarła ze strachu? Jak
mogłeś zrobić coś takiego bez porozumienia ze mną? Gdybym
poprosił o radę, powiedziałabyś nie, mamusiu. Więc dlaczego,
Palomino? Bo muszę jechać do Talary. Bo jest to sprawa życia
i śmierci, mamusiu.
Raczej śmierci, pomyślał Lituma.
– Dlaczego wyjazd do Talary był dla pani syna kwestią życia
i śmierci?
– Tego nigdy się nie dowiedziałam. – Doña Asunta przeżegnała się po raz czwarty czy piąty. – Nie chciał mi o tym nic
powiedzieć i zabrał swoją tajemnicę do nieba. Ach! Ach! Dlaczego
mi to zrobiłeś, Palomino?
17
Szare koźlątko w białe cętki wsadziło głowę do pokoju i patrzyło na kobietę swoimi litościwymi, dużymi oczyma. Jakiś
człowiek je zabrał, pociągając za sznur, na którym było uwiązane.
– Po krótkim czasie na pewno pożałował swojej decyzji – odezwał się Lituma. – Kiedy odkrył, że życie wojskowe to nie sielanka
i dużo okazji do podrywania dziewczynek, tak jak sobie wyobrażał,
lecz coś bardzo, bardzo ciężkiego. Być może dlatego zdezerterował. To przynajmniej rozumiem. Nie jest natomiast zrozumiałe,
dlaczego go zabili. I to w tak okrutny sposób.
Głośno myślał, ale wydawało się, że doña Asunta tego nie
zauważyła.
To znaczy, że poszedł do wojska, aby wyjechać z Piury, bo
to było dla niego sprawą życia lub śmierci. Ktoś mu groził, tutaj
w mieście, i chudzielec myślał, że będzie bezpieczny w Talarze,
na terenie bazy lotniczej. Ale nie mógł wytrzymać wojskowego
życia i zdezerterował. Ten albo ci, przed którymi uciekał, znaleźli
go i zabili. Ale dlaczego w taki sposób? Trzeba być szaleńcem lub
potworem, by torturować tak chłopaka, który dopiero co przestał
być dzieckiem. Wielu wstąpiło do wojska z powodu nieszczęśliwej miłości. To także mógł być zawód miłosny. Może zakochał
się w jakiejś dziewczynie, która dała mu kosza lub oszukała go,
i rozgoryczony, zdecydował się wyjechać. Dokąd? Do Talary. Jak?
Zgłaszając się jako rekrut. Wydawało się to możliwe i jednocześnie
niemożliwe. Zdenerwowany ponownie podrapał się w kark.
– Po co pan przyszedł do mojego domu? – zapytała nagle
szorstko doña Asunta.
Poczuł, że jest na przegranej pozycji. Więc po co przyszedł?
Po nic, przez zwykłą, niezdrową ciekawość.
– Żeby poprosić panią o wskazanie jakiegoś śladu – wybełkotał.
18
Doña Asunta patrzyła na niego z niesmakiem, a policjant
pomyślał: Ona zdaje sobie sprawę, że kłamię.
– Czy nie zabrali mnie tam na trzy godziny i czy nie powiedziałam tego, co wiedziałam? – wyszeptała, odrętwiała z bólu. – Czego
jeszcze chcecie? Czego jeszcze, czego jeszcze? Czy sądzicie, że
wiem, kto zabił mojego syna?
– Niech się pani nie denerwuje – poprosił Lituma. – Nie chcę
pani przeszkadzać, już idę. Dziękuję za gościnę. Poinformujemy
panią, jeśli się czegoś dowiemy.
Wstał, powiedział szeptem „dobranoc” i wyszedł bez podania
ręki, bo obawiał się, że doña Asunta nie odwzajemni tego gestu.
Włożył czapkę byle jak. Idąc piaszczystą ulicą z Castilli, pod
jasnymi, niezliczonymi gwiazdami, uspokoił się. Już nie było słychać odległej gitary, tylko krzykliwe głosy dzieciaków, które biły
się czy bawiły, rodzinne gadanie przy drzwiach domów i jakieś
szczekanie. Co ci jest? pomyślał. Dlaczego jesteś taki niespokojny?
Biedny chudzielec. Lituma już nie był tak naiwny jak przedtem,
odkąd zrozumiał, jak okrutni mogą być ludzie na tym świecie.
Przede wszystkim, rozważając z różnych stron, ofiarą wydawał się
dobry chłopak, niezdolny skrzywdzić nawet muchy.
Dotarł do starego mostu i zamiast przejść po nim, by wrócić
do miasta, wszedł do knajpy Ríobar, którą zbudowano z drewna
przy tym najstarszym w mieście moście, łączącym oba brzegi rzeki
Piury. Miał gardło jak papier ścierny. W knajpie było pusto.
Zaledwie usiadł na taborecie, podszedł do niego Moisés,
właściciel i barman, o uszach wielkich jak dzwony. Nazywali go
Dumbo.
– Nie mogę przyzwyczaić się do twojego munduru, Lituma –
zakpił, podając mu sok ze śliwek. – Wyglądasz na przebierańca.
A gdzie niepokonani?
19
– Poszli oglądać meksykański film – powiedział Lituma, pijąc
łapczywie. – Muszę zaraz wracać do Talary.
– Fatalna sprawa z tym Molero – rzekł Moisés, częstując papierosem. – Czy to prawda, że ucięli mu jaja?
– Nie ucięli, lecz rozerwali jednym szarpnięciem – wymruczał
zły Lituma. To była pierwsza rzecz, o którą wszyscy pytali. Teraz
także Moisés zacznie żartować na temat jaj chudzielca.
– No dobrze, to to samo. – Dumbo poruszył swoimi ogromnymi uszami, jakby to były skrzydła wielkiego owada. Miał duży
nos i bujną bródkę. Osobliwa postać.
– Znałeś tego chłopaka? – zapytał Lituma.
– Ty także, jestem pewny. Nie przypominasz go sobie? Ci
z wyższych sfer angażowali go do wykonywania serenad. Namawiali go, by śpiewał podczas fiest, na procesjach, w klubie Grau.
Śpiewał jak Leo Marini, przysięgam ci. Musiałeś go znać.
– Wszyscy mi to mówią. Leonowie i Josefino opowiadają, że
byliśmy razem pewnego wieczoru, kiedy poprosili go, aby zaśpiewał u Chungi. Ale ja nic sobie nie przypominam.
Zacisnął powieki i jeszcze raz wyobraził sobie te wszystkie noce,
tak podobne do siebie, które spędził przy drewnianym stoliku
pełnym butelek, w dymie, który gryzł w oczy, wśród oparów alkoholu, głosów pijaków, zamazanych postaci, gitary wygrywającej
melodie peruwiańskich walców. Czy w tym zamęcie wieczorów
potrafi odróżnić ten pieszczotliwy, barwny i młodzieńczy głos,
który zachęcał do tańca, do objęcia kobiety i do szeptania jej
do ucha pięknych słów? Nie, nie potrafił odnaleźć go w swojej
pamięci. Jego kuzyni i Josefino mylili się. Nie było go tam, nigdy
nie słyszał, jak śpiewa Palomino Molero.
– Czy już wiecie, kim są mordercy? – spytał Moisés, wypuszczając dym nosem i ustami.
20
– Jeszcze nie – odpowiedział policjant. – Byłeś jego przyjacielem?
– Czasami przychodził, by napić się soku – odparł barman. –
Nie byliśmy przyjaciółmi, ale rozmawialiśmy ze sobą.
– Był wesoły, rozmowny, czy raczej poważny i antypatyczny?
– Milczący i nieśmiały – odrzekł Moisés. – Romantyk, typ
poety. Szkoda, że wzięli go do wojska, musiał cierpieć z powodu
koszarowego rygoru.
– Nie zabrali go, był zwolniony ze służby – powiedział Lituma,
smakując ostatnie krople soku ze śliwek. – Zgłosił się jako ochotnik. Jego matka nie rozumie tego. I ja także.
– Takie rzeczy robią rozczarowani kochankowie. – Dumbo
poruszył uszami.
– I ja tak myślę – zgodził się Lituma. – Ale to nie wyjaśnia,
kto go zabił ani dlaczego.
Grupa ludzi weszła do baru i Moisés poszedł ich obsłużyć.
Był już czas, żeby poszukać kierowcy ciężarówki z Internationalu, który zabierze go z powrotem do Talary, ale Lituma czuł,
że ogarnia go wielkie lenistwo. Nie poruszył się. Wyobrażał
sobie chudzielca, jak stroi gitarę, widział go w cieniu ulic, gdzie
mieszkali biali z Piury, u stóp okratowanych okien i balkonów
ich narzeczonych i dziewczyn. Czarował je swoim pięknym
głosem. Widział go potem przyjmującego napiwek za wykonaną
serenadę. Czy za pieniądze zebrane w ciągu wielu miesięcy kupił
sobie gitarę? Dlaczego wyjazd do Piury był dla niego sprawą życia
lub śmierci?
– Teraz sobie przypominam – powiedział Moisés, szybko
poruszając uszami.
– Co? – Lituma położył na ladzie pieniądze za sok.
21
– Że był po uszy zakochany, po uszy. Opowiadał mi trochę
o tym. Niespełniona miłość. Powiedział mi to.
– Jakaś mężatka?
– Skąd mam wiedzieć, Lituma! Jest wiele niedostępnych kobiet.
Na przykład zakochać się w zakonnicy. Ale przypominam sobie
dokładnie, że pewnego dnia słyszałem, jak to mówił. Dlaczego
masz tak zgorzkniałą minę, chudy śpiewaku? „Ponieważ jestem
zakochany, Moisés”, odpowiedział, „a moja miłość jest niespełniona”. Z tego więc powodu zgłosił się do wojska.
– Nie powiedział ci, dlaczego jego miłość była niespełniona?
W kim się zakochał?
Moisés zaprzeczył jednocześnie ruchem głowy i uszu.
– Tylko że spotykał się z nią po kryjomu. I że wieczorami
z daleka śpiewał jej serenady.
– Już to widzę – powiedział Lituma. Wyobraził sobie chudzielca uciekającego z Piury ze strachu przed zazdrosnym mężem,
który groził mu śmiercią. – Gdybyśmy wiedzieli, w kim był zakochany, dlaczego jego miłość była niespełniona, to by nam wiele
wyjaśniło. Być może to okrucieństwo, z którym go masakrowali,
ma swoje wytłumaczenie: wściekłość zazdrosnego męża.
– Jeśli to coś da, mogę ci powiedzieć, że jego ukochana mieszka
w pobliżu lotniska – dodał Moisés.
– W pobliżu lotniska?
– Pewnego wieczoru rozmawialiśmy tutaj, Palomino Molero
siedział tam, gdzie ty teraz. Usłyszał, że mój kolega jedzie do
Chiclayo, i zapytał go, czy mógłby zabrać go na lotnisko. „I co
będziesz robił o tej porze na lotnisku, chudy śpiewaku?” „Zaśpiewam serenadę dla mojej ukochanej, Moisés”. To znaczy, że ona
mieszka tam w okolicy.
22
– Ale tam nikt nie mieszka, tam jest tylko piasek i drzewa
chlebowe, Moisés.
– Pomyśl trochę, Lituma. – Dumbo poruszył uszami. – Szukaj,
szukaj.
– To prawda. – Policjant podrapał się w kark. – W pobliżu
jest baza lotnicza, domy lotników.
Mario Vargas Llosa (ur. w 1936 roku w Peru), jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy, autor wielu powieści, opowiadań, sztuk teatralnych, publicysta i polityk.
Jest laureatem wielu prestiżowych nagród literackich i jednym z poważniejszych kandydatów do Nagrody Nobla.
Wśród jego najlepszych powieści znajdują się między innymi: Rozmowa w „Katedrze”, Ciotka Julia i skryba, Wojna końca
świata, Miasto i psy, Święto kozła oraz Pantaleon i wizytantki,
a także najnowszy tytuł – Szelmostwa niegrzecznej dziewczynki.
U Vargasa Llosy kryminalna fabuła udowadnia, że nasze koncepcje prawa i sprawiedliwości, symbolizowane tu przez rozwiązanie zagadki, nie wystarczają do podjęcia rozważań
na temat prawdziwej natury zła.
„The New York Times”
Cena detal. 29 zł
Vargas Llosa
Kiedy w makabryczny sposób zostaje
zamordowany młodziutki śpiewak boler,
tropem zbrodniczej zagadki podąża dwójka
nietypowych policjantów. Silva, mistrz dedukcji,
który potrafi skłonić do mówienia najbardziej opornych milczków, oraz Lituma, poznający arkana policyjnej
sztuki asystent o bogatej wyobraźni. Wszystko wskazuje
na to, że morderstwo popełniono z namiętności. Cóż jednak
może wobec siły miłości, szaleństwa i pasji uczynić Silva, sam
ogarnięty obsesją, której ucieleśnieniem jest znacznie od niego
starsza mężatka o rubensowskich kształtach?
Kto zabił Palomina Molero? jest nietypową powieścią detektywistyczną, w której zapadłe mieściny Peru tętnią namiętnością, zakazana
miłość prowadzi do zbrodni, a rozwiązywanie zagadki to subtelnie
poprowadzona dyskusja o istocie zła i kłębowisku uczuć.
Mario
VargasLlosa
Kto zabił
PalominaMolero?
więcej na: www.mariovargasllosa.pl
ISBN 978-83-240-0864-3
9 788324 008643
Llosa_Kto zabil Palomino_okleina_cyfra.indd 1
2012-08-02 12:01:03