Pobierz PDF - Ebookpoint

Transkrypt

Pobierz PDF - Ebookpoint
Jolanta Maria Kaleta
„Duchy Inków”
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok, 2014
Copyright © by Jolanta Maria Kaleta, 2014
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji
nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana
w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Skład: Jacek Antoniewski
Projekt okładki: Anna Pereświet – Sołtan, [email protected]
ISBN: 978‑83‑7900‑187‑3
Wydawnictwo Psychoskok
ul. Chopina 9, pok. 23, 62‑507 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom. 665‑955‑131
http://wydawnictwo.psychoskok.pl
e‑mail: [email protected]
Spis treści
Słownik pojęć . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 5
Zaginiona kronika – prolog . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 11
Zamek Dunajecz . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .21
Operacja Kondor . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34
Zamkowa legenda . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .53
Komandante Eduardo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .75
Mama Ocllo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 86
Orle gniazdo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 103
Niedźwiedzica z Doliny Jarząbczej . . . . . . . . . . . . . . . 116
Deklaracja współpracy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 129
Osobowe źródła informacji . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 135
Szósty palec . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 142
Życie pod przykrywką . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 153
Zaklęcie boga Słońca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 165
Kondor z kaplicy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 173
Księga parafialna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 185
Melodia śmierci . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 197
Portret kobiety . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 208
Krypta . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 218
Intymny sekret . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 229
Dwie pożółkłe kartki . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 236
Fałszywy trop . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 242
Skrytki operacyjne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 250
World Press Photo . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 256
Inskrypcja . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 261
Ruiny Czorsztyna . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 265
3
Pozew rozwodowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 274
Wszystko jasne . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .279
Dziób kondora . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 283
Przez długi, ciemny tunel . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 293
Śniadanie w „Orlim Gnieździe” . . . . . . . . . . . . . . . . . 303
Święto Inti Raymi . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 307
Mgły Kasprowego Wierchu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 324
Puma polująca na królika . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 337
Konstelacja Vultur Volans . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 345
Sztylet Tupakamarysty . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 353
Zemsta kondora . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 356
Purpura zachodzącego słońca . . . . . . . . . . . . . . . . . . 364
Wyspa słońca . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .368
4
SŁOWNIK POJĘĆ
Atahualpa – w języku keczua Szczęśliwy Ptak, trzynasty władca
imperium Inków. Uwięziony podstępnie przez Francisca Pizar‑
ra. Mimo dostarczenia ogromnego okupu w postaci 6 ton zło‑
ta i 11 ton srebra, został postawiony przed sądem. Oskarżono go
o kazirodztwo, poligamię oraz pogańskie praktyki i skazano na
śmierć przez uduszenie. Wyrok wykonano w 1533 roku w Caja‑
marca (czyt. Kachamarka)
Chinkana (czyt. Czinkana) – legendarna święta skała na Wyspie
Słońca na Jeziorze Titikaka, związana z inkaską legendą narodzin
boga Viracocha (czyt. Wirakocza).
Coricancha (czyt. korikancza) – w języku keczua Złota Zagroda
(Dziedziniec) w Świątyni Słońca w Cuzco w Peru.
Cuzco (czyt. Kuzko) – miasto w Peru, w języku keczua Pępek
Świata, stolica imperium Inków, założone przez pierwszego wład‑
cę Manco Capaca w XII wieku, zdobyte przez Pizarra w 1533 roku.
Czorsztyn – wieś w województwie małopolskim, znana z ruin
zamku z XIV wieku, położonego na wzgórzu nad Dunajcem.
Inti – zwany także Tayta Inti, w języku keczua Ojciec Słońce, in‑
kaski bóg Słońca, syn boga stwórcy Viracochy.
5
Inti Raymi – w języku keczua Święto Słońca. Najważniejsze świę‑
to religijne i państwowe w dawnym Imperium Inków, obchodzo‑
ne w dniu przesilenia letniego, ku czci powrotu słońca. Ponieważ
niektóre elementy obrzędu łudząco przypominały katolicki sa‑
krament Eucharystii (władca spożywał kęs placka i dzielił się nim
z rodziną i wiernymi oraz wypijał łyk piwa z kielicha), święto było
zaciekle zwalczane przez Hiszpanów i kler katolicki. Mimo to kult
Inti, boga Słońca, przetrwał do dnia dzisiejszego.
Jezioro Czorsztyńskie – zbiornik retencyjny o powierzchni ponad
1300 hektarów powstały dzięki zbudowaniu zapory na Dunajcu
w okolicach Czorsztyna i Niedzicy. Jest wykorzystywany głównie
do celów przeciwpowodziowych, energetycznych i rekreacyjnych.
Budowę rozpoczęto w 1976 roku, a ostatecznie całą inwestycję za‑
kończono w 1995 roku. Na potrzeby powieści, autorka „przyśpie‑
szyła” napełnienie zbiornika wodą o kilka lat.
Język keczua – język rozpowszechniony wśród Indian andyjskich
Keczua i Ajmara, był językiem urzędowym w imperium Inków.
Do dziś obok hiszpańskiego, obowiązujący w Peru i Boliwii.
Kipu – w języku keczua „węzeł”, rodzaj pisma trójwymiarowego,
potocznie zwanego pismem węzełkowym, którym posługiwali
się Indianie Ameryki Południowej w okresie prekolumbijskim.
Służyło do zapamiętywania liczb. Ostatnie badania wskazują, że
mogło przechowywać także inne dane.
Konkwista – w języku hiszpańskim podbój, zdobycie. Wypra‑
wy zbrojne organizowane od końca XV wieku przez Hiszpanów
w celu podboju nowo odkrytych terytoriów zamorskich, głów‑
nie Ameryki.
6
Kondor – duży ptak padlinożerny zamieszkujący Andy. Długość
ciała 125–135 cm, rozpiętość skrzydeł 310 cm, waga do 17 kg.
Kontakt Operacyjny – osoba zarejestrowana przez Służbę Bez‑
pieczeństwa w okresie PRL jako osobowe źródło informacji. KO
był świadomym współpracownikiem, choć nie otrzymywał na
ogół wynagrodzenia pieniężnego, lecz nagrody rzeczowe np. al‑
kohol czy kosmetyki, choć mogła być to też szynka w okresie
przedświątecznym.
Mama Ocllo – bogini płodności, córka boga Słońca Inti, siostra
i żona pierwszego władcy Inków Manco Capaca.
Manco Capac (czyt. Manko Kapak) – pierwszy legendarny wład‑
ca Inków, założyciel królewskiej dynastii i pierwszej stolicy w Cuz‑
co, według legendy był synem boga Słońca, Inti.
Niedzica – wieś w województwie małopolskim, znana z XIV‑
‑wiecznego zamku Dunajecz, położonego na wysokim wzgórzu,
nad zbiornikiem czorsztyńskim. Z zamkiem związana jest legenda
o skarbie Inków, wywiezionym z Peru w XVIII wieku, na potrzeby
powstania antyhiszpańskiego i ukrytym jakoby na terenie zamku
przez inkaską księżniczkę Uminę.
Pedro Cieza de Leon – hiszpański konkwistador i kronikarz, żyją‑
cy w latach 1518 (20?) – 1554 (6?), autor dzieła „Cronica del Peru”,
którego pierwszy tom wydano za jego życia w 1553 r.
Pizarro Francisco – hiszpański konkwistador, dokonał podboju
imperium Inków, zginął z rąk Diego El Mozo w 1541 roku.
7
Rewolucyjny Ruch imienia Tupaca Amaru – marksistowska, ter‑
rorystyczna organizacja utworzona w Peru na początku lat osiem‑
dziesiątych, skonfliktowana ze Świetlistym Szlakiem, zwalczająca
własny rząd; dziś kojarzona z alterglobalistami.
RPZ (erpezet) – ruchomy punkt zakryty, w terminologii Służby
Bezpieczeństwa PRL pełnił rolę skrytki (np. samochód), w której
wywiadowca dokonywał obserwacji i/lub filmowania osoby bę‑
dącej w kręgu zainteresowań milicji czy SB.
Tajny Współpracownik – w okresie PRL‑u osoba świadomie i do‑
browolnie, za wynagrodzeniem, współpracująca ze służbami spe‑
cjalnymi. Często współpraca ta była jednak wymuszana poprzez
szantaż i groźby.
Tiahuanaco – (w języku keczua) lub Tiwanaku (w języku ayma‑
ra), największy ośrodek kultury andyjskiej, położony na wysokości
3800 m n.p.m., w pobliżu Jeziora Titicaca. Nie do końca znane są
źródła powstania ani przyczyny upadku tego miasta. Zachowały się
ruiny monumentalnych budowli, wśród których najbardziej znana
jest tak zwana Brama Słońca – konstrukcja wysoka na 273 cm, wyko‑
nana z bloków andezytu grubości około pół metra. Bramę zdobi fryz,
w którego centrum umieszczona jest podobizna boga Wirakoczy.
Titicaca (czyt. Titikaka) – jezioro w Ameryce Południowej na te‑
renie Peru i Boliwii, położone na wysokości ponad 3800 m n.p.m.
Maksymalna głębokość 280 metrów, jest pozostałością dawnego,
śródlądowego morza zwanego Lago Ballivian.
Tupac Amaru II – właściwie nazywał się Jose Gabriel Con‑
dorcanqui y Noguera, przywódca powstania Indian przeciwko
8
Hiszpanom, które wybuchło w Peru w 1780 roku. Stanął na cze‑
le 10 tysięcy zwolenników. Schwytany i skazany na śmierć. Wy‑
rok wykonano w 1781 roku w Cuzco. Wraz z nim zamordowano
jego najbliższą rodzinę. Represje hiszpańskie dotknęły inkaską
szlachtę, instytucje i tradycję.
Umina – jak podaje legenda związana z zamkiem Dunajecz w Nie‑
dzicy, była córką węgierskiego szlachcica Sebastiana Berzeviczy,
który w XVIII wieku przybył do Peru i tam ożenił się z inkaską
księżniczką. Po klęsce powstania przeciwko Hiszpanom w Peru,
w 1781 roku, Berzeviczy, Umina i jej mąż Tupac Amaru III uciekli
do Wenecji. Tam Tupac Amaru został zasztyletowany, a Berzevi‑
czy wraz z Uminą i jej synkiem Antoniem skryli się w Niedzicy.
Niestety i tam dosięgła ich mściwa ręka Hiszpanów. Umina zo‑
stała zamordowana i pochowana w srebrnej trumnie w krypcie
pod kaplicą. Antonio zaś został oddany do adopcji krewnemu,
Wacławowi Beneszowi. W 1946 roku jego prawnuk Andrzej Be‑
nesz odnalazł w archiwach kościelnych akt adopcji będący jed‑
nocześnie testamentem Inków. Kierując się zawartymi w nim
wskazówkami, wydobył z ukrycia pod schodami ołowianą tubę
zawierającą kipu. Miało ono informować o miejscu ukrycia in‑
kaskiego skarbu. Po śmierci Andrzeja Benesza, w dość zagadko‑
wych okolicznościach, nikt do tej sprawy nie wracał. Nikt też nie
wie, gdzie podziało się odnalezione przez niego kipu.
Viracocha (czyt. Wirakocza) – w mitologii Inków i Ajmarów
biały bóg, uznawany za stwórcę świata i ludzkości. Ojciec boga
Słońca Inti i bogini Księżyca mamy Quilli.
Wyspa Słońca – wyspa na Jeziorze Titicaca, święta wyspa, na
której według legendy inkaskiej narodził się biały bóg Viracocha,
9
jego syn, bóg Słońca Inti oraz pierwsi Inkowie: Manco Capac
i jego siostra, a zarazem żona, Mama Ocllo. Na wyspie zachowa‑
ły się pozostałości okresu inkaskiego, z których najsłynniejsze to:
kompleks Chincana ze świętym kamieniem i osada Pilko Kaino.
ZAGINIONA KRONIKA – PROLOG
R
ok 1552 dobiegał końca, kiedy Pedro Cieza de Leon – kon‑
kwistador i kronikarz – po wielu latach zamorskich po‑
dróży i krwawych podbojów, powrócił do swej rodzinnej
Kastylii. Przez długi czas wraz z Pedrem de Heredi, Valdillą, a tak‑
że Francisciem Pizarro i jego braćmi poszukiwał w Nowym Świe‑
cie legendarnej krainy złota – El Dorado. W efekcie nie tylko
stał się świadkiem i uczestnikiem podboju Kolumbii, Ekwadoru
i Peru, ale także napisał wspaniałą kronikę. Przedstawił w niej
zarówno wydarzenia, których był świadkiem, miejsca, w których
bywał, tajemnicze i zarazem cudowne budowle, które widział, jak
i fantastyczne opowieści, które usłyszał.
Pierwszy tom jego dzieła „De la cronica del Peru. Del seno‑
rio de los Incas” został wydany jeszcze za jego życia w 1553 roku.
Tom drugi w 1560 roku. Natomiast tom trzeci zaginął w niewy‑
jaśnionych okolicznościach.
Publikowany poniżej fragment pochodzi właśnie z tej trze‑
ciej, zaginionej części „Kroniki…” Odnaleziona została dopiero
w drugiej połowie XX wieku, w przepastnych archiwach Watyka‑
nu, przez polskiego doktora archeologii, Kornela Zielińskiego‑Ka‑
paka, znawcę nie tylko hiszpańskiego, ale również języka keczua,
którym do dziś posługują się mieszkańcy Peru i Boliwii. Choć
przetłumaczona przez niego na język polski, do dnia dzisiejsze‑
go nie ujrzała światła dziennego. Z bardzo prozaicznej przyczyny
– z braku zgody na publikację właścicieli Kroniki, czyli Kościoła.
11
Po zapoznaniu się z poniższym fragmentem, Czytelnik łatwo zro‑
zumie przyczyny takiej właśnie decyzji.
„[…] Roku Pańskiego 1532, w miesiącu lipcu, wylądowaliśmy
z garstką ludzi pod wodzą walecznego Francisco Pizarra u wybrzeży Nowego Świata, w Tumbes. Przez kilka dni posuwaliśmy
się w kierunku wschodnim, znosząc uporczywe deszcze, wilgoć
i chmary zajadłych komarów, które wciskały się do oczu, nosa
i gardła. Ich nieznośne brzęczenie dniem i nocą wywoływało
w nas panikę, a ukąszenia przynosiły ból i choroby. Jakby tego
było mało, zostaliśmy zaatakowani przez dzikie i krwiożercze
plemię indiańskie Puna. Dopiero po kilku godzinach wyczerpującej walki szlachetny Hernando de Soto zdołał przybyć nam
z odsieczą. W przeciwnym razie byłoby nam sądzone zginąć
od strzał, dzid i toporków tych strasznych, bezbożnych bestii.
Po tym wspaniałym zwycięstwie droga do krainy Eldorado
stanęła przed nami otworem. (Nie będę teraz rozpisywał się
na jej temat, bo to już uczyniłem w części pierwszej mojej kroniki). Przyszło nam wspinać się stromo pod górę, przez gęste,
podmokłe lasy i bagienne puszcze. Z każdym odcinkiem drogi
pokonanym z ogromnym trudem, z każdą godziną tego morderczego marszu, noce coraz bardziej kąsały nas chłodem, a dni
upałem przypominały piekło. Na domiar złego, nie było dnia,
aby jakiś krwiożerczy kajman nie wyskoczył z podmokłych zarośli i nie wciągnął w głębinę konia wraz z jeźdźcem. Po drodze
niejednokrotnie mijaliśmy wyludnione miasta, gdzie na ulicach
zalegały stosy trupów ich mieszkańców – albo poginęli w bratobójczej walce, albo pomarli na ospę. Fetor rozkładających się
ciał roznosił się po całej okolicy. Życie nasze stało się nieznośne
– kto nie cierpiał na uporczywą dyzenterię, to wyniszczała go
wysoka gorączką. I tak dzień za dniem, tydzień za tygodniem.
12
Nawet nie mieliśmy sił i męskich możliwości na miłosne igraszki
z miejscowymi pięknościami, choć one były więcej niż chętne.
Ku naszemu zdziwieniu w niektórych prowincjach było nie tylko dozwolone, ale nawet mile widziane, aby panny prowadziły
się nieskromnie. Rozpusta, którą w naszym Starym Kraju uważa
się za grzech, tutaj dawała duże szanse na zamążpójście. Dziewczęta skromne uważano za leniwe, a żona powinna być robotna.
Po pięciu miesiącach morderczej wędrówki, dnia 15 listopada
Roku Pańskiego 1532 ujrzeliśmy przed sobą piękną dolinę Cajamarca. Rozłożyliśmy się obozem, bo był to akurat czas popołudniowej modlitwy. Pogoda nam nie sprzyjała. Padał rzęsisty
deszcz, a chwilami grad, tak wielki jak gołębie jaja.
Nasi wywiadowcy donieśli, że król Inków, Atahualpa, przebywał w pobliżu, zażywając kąpieli w ciepłych źródłach. Francisco Pizarro – nasz genialny wódz i wojownik – wysłał posła
w osobie walecznego kapitana Hernando de Soto z informacją,
że w dniu jutrzejszym staniemy na placu w Cajamarca i będziemy oczekiwać na spotkanie z królem.
Podczas wizyty u Atahualpy, kapitan de Soto zaprezentował
Inkom umiejętności jazdy konnej. Jak już wspominałem w części pierwszej swej kroniki, ludność zamieszkująca Nowy Świat
w ogóle nie znała tego zwierzęcia i wzbudzało ono wśród nich
paniczny lęk. Kapitan poganiał wierzchowca ostrogami i pędzącego wstrzymał raptownie, tuż przed Inką, lecz ten nie uląkł się.
Wręcz odwrotnie. Wyraz jego twarzy, pełen wzgardy i nienawiści, poraził samego de Soto i jego towarzyszy.
I tak Roku Pańskiego 1532, 16 listopada, w dniu Świętej Margerity, nasi żołnierze weszli do miasteczka Cajamarca i ukryli
się za murami oraz w budynkach otaczających plac. Oczekiwaliśmy przez bardzo długi czas na przybycie Atahualpy. Nastąpiło
to dopiero w godzinach popołudniowych.
13
Najpierw naszym oczom ukazali się zamiatacze, którzy
przy pomocy mioteł czyścili drogę z pyłu i wszelakiego brudu
przed kroczącym orszakiem. Na jego przedzie, w skocznych
pląsach, w rytm muzyki granej na fletach – zwanych tutaj
quena – szli tancerze i muzycy. Za nimi, dostojnie i powoli,
jakby sunęli w powietrzu, maszerowały oddziały wojowników, ubranych w krótkie, czerwone tuniki przewiązane złotymi pasami. Każdy z nich w mocarnych dłoniach dzierżył
dzidę i toporek. Ich hełmy ze szczerego złota lśniły słonecznym blaskiem. I dopiero za nimi na plac weszli dostojnicy,
stąpając godnie, z dumą malującą się na twarzach. Było ich
chyba kilka tysięcy, a każdy odziany bogato i strojnie. Szaty
w kolorze indygo i purpury mieli lamowane złotem. Wszyscy jak jeden mąż, w przedziwnych nakryciach głowy. Pochód zamykali tragarze niosący w złotej lektyce, z powagą
i czcią należną Bogu, króla Inków, Atahualpę. Przystrojony
w bajecznie kolorowe pióra i szlachetne kamienie, sprawiał
imponujące wrażenie.
Na ten widok wielu naszych ludzi – a było nas tylko 168 –
zmoczyło pludry ze strachu, nawet tego nie czując. I tkwili tak
bez ruchu, w kałużach cuchnącej uryny, wybałuszając gały na
widok mrowia bogato przystrojonych dzikusów.
Kiedy postawili na środku placu lektykę, król bacznie rozejrzał się w poszukiwaniu kogoś spośród nas, z kim mógłby
porozmawiać. Wówczas podszedł do niego ojciec Vincente de
Veverde, dominikanin, i zaczął przemawiać. Opowiadał Atahualpie o Bogu, który nas przysłał na tę ziemię, aby uratować ich
dusze przed ogniem piekielnym. Prawił o Papieżu, który dał
prawo królom Hiszpanii zająć ziemie Inków, aby zaprowadzili
na niej boską wolę, o Jezusie Chrystusie i jego męce na krzyżu.
Spytany, skąd o tym wszystkim wie, wręczył Atahualpie Biblię.
14
A ten bezbożnik obejrzał ją bezrozumnie, a nawet z lekceważeniem. I po chwili, z pogardą, cisnął świętą księgę w piach.
Tego było już za wiele dla naszych ubogich, lecz bogobojnych
żołnierzy. Wypadli z ukrycia i otworzyli ogień do dzikusów.
Przerażeni dostojnicy próbowali ratować się ucieczką. Tumult
zrobił się tak okrutny, że wielu z nich zatratowało własnych
wojowników i swoich towarzyszy na śmierć. Reszty dokonały
nasze arkebuzy.
Atahualpa zachował co prawda życie, lecz dostał się do naszej niewoli. W zamian za uwolnienie, złożył obietnicę wypełnienia sali, w której był przetrzymywany, złotem, a dwóch
innych srebrem. Pod sam sufit. Nieprzerwanie, dniem i nocą,
gońcy królewscy znosili w koszach wyroby z cennego kruszcu
i składali je w wyznaczonych miejscach.
Ja, ciekaw co ma do powiedzenia władca tak bogatego kraju, razu pewnego zaszedłem do jego komnaty. Siedział dumnie
wyprostowany. Zerknął na mnie zimnym wzrokiem, pełnym
pychy i wzgardy. Jego głowę ozdabiało coś na kształt korony
– szczerozłota, szeroka obręcz, za którą wetknięto przepiękne pióra nieznanych mi ptaków. Długie czarne włosy, lśniące
i gładkie, spływały mu na plecy. Odziany był w tunikę wykonaną z delikatnej tkaniny, nazywanej przez nich alpaką, przetykanej złotem. Na jego szyi i piersiach wisiały sznury korali
z drogocennych kamieni, oprawnych w złoto. Na ramiona, dla
ochrony przed chłodem, narzucił opończę ze skóry leoparda.
Z całej postaci emanowała niezwykła wręcz siła i pewność
siebie. Kiedy zrozumiał w końcu, że jestem jedynie kronikarzem, a nie żołnierzem, zgodził się opowiedzieć o wydarzeniach, które uczyniły jego ród panami całej tej pięknej i rozległej
krainy.
15
Oto opowieść króla Inków, Atahaualpy:
[…] Od tego ważnego wydarzenia do p’unchaw dzisiejszego minęło
wiele lat. Słońce okrążyło ziemię wiele razy, 10 razy 10, razy 10, razy 10.
Owego dnia, z nieba, przypłynęły wampu tak szybkie jak ptaki, ale bez
żagli i sterów. Świeciły złotym blaskiem i wydawały z siebie przerażający huk i ogniste pioruny. Ziemia drżała, a po wzgórzach przetaczał
się grzmot. […] Byli to Bogowie, którzy przybyli do nas, do ludzi, żeby
nauczyć nas lepszego życia. A musicie wiedzieć, szlachetny Pedro Cieza,
że w tym czasie ludzie żyli podobnie jak ukuku [niedźwiedzie – przyp.
P.C.de Leona]. Jedli surowe mięso, nasiona i korzenie roślin, chodzili
nago i spali w jaskiniach. Nie mieli domów i narzędzi.
[…] Bogowie nauczyli nas uprawiać ziemię, dali nam nasiona sari
[kukurydzy – przyp. P.C. de Leona] i ziemniaków, pokazali jak lepić
i wypalać garnki, kazali tkać materiał i szyć z niego ubrania. Wkrótce
mogliśmy zbudować domy i zrobić narzędzia. Lecz takich, jakie mieli
Bogowie, nie umieliśmy sporządzić. Oni posiadali kamienie, w których
można było zobaczyć odległe miasta i góry, rzeki i morza, potrafili porozumiewać się na odległość. A ich wampu fruwały jak ptaki, nawet
nocą i nigdy nie pobłądziły.
[…] Bogowie wyglądali tak jak my, ludzie, tylko byli od nas wyżsi,
mieli białą skórę, czarne włosy i ciemne oczy w kształcie migdałów. Jedno co ich odróżniało, to ilość palców u rąk i nóg. Oni mieli po sześć. Spośród ludzkich kobiet przybysze pobrali sobie żony i spłodzili nowe plemię,
Inków, którzy pomagali im w sprawowaniu władzy. Ich potomkowie
byli do nich bardzo podobni, tylko mieli już po pięć palców u rąk i nóg.
Jedynie lewa stopa miała ich sześć. Pierwszy potomek został nazwany
Manco Capac i został królem. Każdy jego następca, każdy nowy król Inków wraz z objęciem władzy otrzymywał od Bogów cztery boskie cechy:
– dar nadzwyczajnej płodności i w związku z tym prawo do wielu
żon.
16
– moc władania deszczem, burzą i piorunami,
– dar przewidywania przyszłości,
– niszczycielską moc nad wrogami.
Kiedy nauczyli nas, jak wycina się ze skały bloki kamienia i buduje
z niego domy i pałace, pokazali nam jeszcze jedną dziwną rzecz. A mianowicie, na wyprawionej skórze alpaki, białej i delikatnej, nanieśli piórem kondora umoczonym w koszenili, malutkie rysunki, jeden obok
drugiego, oddzielane kreskami. Takie same namalowali na glinianym
dzbanie. Powiedzieli, że to jest pismo. Pozwoli ono zachować, niezależnie od naszej pamięci, wszystko, co się zdarzyło, gdyż quipu nie zapamiętuje wydarzeń, jedynie ilości rzeczy. Nauczyli tego pisma kapłanów,
którym kazali spisywać na skórze alpaki i na glinianych przedmiotach
zdarzenia od p’unchaw czyli dnia, kiedy oni odejdą i powrócą do swojego domu. A był on daleko, miedzy gwiazdami, i nosił nazwę Altair.
[…] Zaprowadzili kapłanów do swego podziemnego domu i nakazali ludziom tam chronić się podczas zagrożenia. Nad wejściem do niego, polecili nam zbudować miasto Tiaquanaco, w którym królem został
Manco Capac. A ja jestem jego potomkiem. [W tym momencie wysunął lewą stopę z sandała i ku mojemu przerażeniu, a także ogromnemu zdziwieniu, ujrzałem, że miała sześć palców – przyp. De Leona].
Powiedzieli, że wrócą do nas, kiedy słońce okrąży ziemię 6 razy 10,
razy 10 i razy 10. Aby mogli trafić, kazali nam na płaskiej górze Nasca,
w tej stronie, gdzie słońce zachodzi, wykonać z usypanych kamieni tajemnicze ścieżki. […] Tylko Oni mogli je zobaczyć z wysoka, ze swoich
wampu.
Kapłani liczyli wszystkie dni, które minęły i te, które przyjdą. Według nich, nasi Bogowie powrócą, kiedy w waszym kalendarzu będzie
widniała liczba 21.12.2112. Będzie to wówczas czas Liwru Alqa czyli
czas Księgi Psa, czas ostatecznej zagłady. Wtedy was, szlachetny Pedro
Cieza, i wszystkich Hiszpanów, wypędzą z naszego kraju… […] i obejmą go we władanie.
17
Na tym zakończył swoją opowieść, odwrócił się do mnie plecami
i sięgnął do skórzanego woreczka, który wisiał u jego przetykanego złotem pasa. Wyciągnął stamtąd liść rośliny, którą miejscowi nazywają
„koka”, wsunął zielsko do ust i spokojnie zaczął przeżuwać. Ponoć jej
sok pozwalał im przetrwać głód, choroby, nadludzki wysiłek i niewolę.
Znoszone w koszach złoto i srebro, szlachetny Francisco Pizarro kazał natychmiast przetapiać, zwłaszcza sprośne figurki, i od razu dzielił
je na części. Każdy z nas dostał ponad czterdzieści kilogramów złota!
Bieda nasza nareszcie skończyła się.
W tym czasie doszły do nas wieści o niegodziwościach, których ten
ich król, Atahualpa się dopuścił. Nie tylko bezprawnie pozbawił tronu
swego brata, Huascara, ale także żył w kazirodczym grzechu ze swą siostrą, z której uczynił dla siebie żonę. Nie mówiąc już o tym, że oprócz
niej miał wiele innych małżonek. Czarę grzechów przepełniła odmowa
przyjęcia chrztu. Ten bezbożnik śmiał twierdzić, że sam jest synem boga
słońca. Czcigodny ojciec de Veverde powołał sąd, który miał rozsądzić
sprawę. Dowody były tak bezsporne, że wyrok mógł być tylko jeden. Kara
śmierci. Wykonano go dnia 26 lipca Roku Pańskiego 1533.
Miesiąc później dotarliśmy do owego miasta Tiahuanaco, o którym
tyle opowiadał Atahualpa. Z dawnych budowli pozostały już tylko ruiny, ale i one dawały wyobrażenie o potędze tych, którzy je wznieśli wysoko nad chmurami, nad brzegiem ogromnego jeziora, które miejscowi
nazywali Titicaca. Do wnętrza ruin zwanych Akapana, przez Bramę
Słońca, prowadziły monumentalne schody zbudowane z sześciu stopni.
Wykonano ją z jednego, ogromnego bloku skalnego i ozdobiono płaskorzeźbami. Przedstawiały one symbolicznie 48 wojowników w maskach
kondora. W punkcie centralnym, tej zapewne świątyni, stał wykonany
z kamienia posąg. Nasi przewodnicy oznajmili, iż przedstawia on boga
Viracocha. Były tam także inne kamienne stele, przedstawiające mężczyzn o symbolicznie zarysowanych rękach i nogach. Możliwe, że pełniły niegdyś rolę filarów podtrzymujących dach.
18
Ruiny te przypominały inne, znane mi miasto tych Indian – Qusco,
które zdobyliśmy pod wodzą bohaterskiego Francisco Pizarro zaledwie
kilka tygodni wcześniej. Indianie nazywali je Pępek Świata. W jego
środkowej części wytyczono plac o bokach pięćset na dwieście pięćdziesiąt metrów, nie bacząc, a może właśnie dlatego, że przepływała
w tym miejscu rzeka Quatanay. Z potężnych bloków skalnych Inkowie
wznieśli dla swego władcy pałac. Tuż obok znajdował się klasztor dla
dziewic słońca, zwany przez miejscowych Acllahausi. Jak nam opowiadano, przyjmowano tam dziewczynki od dziesiątego roku życia,
wybrane według specjalnych zasad, co do urody, kształtu i mądrości.
Jednakowoż najwspanialszą była świątynia boga Słońca. Do jej wnętrza prowadziły tylko jedne drzwi, a ściany wyłożono złotymi płytkami. Na środku pysznił się wykonany ze szczerego złota słoneczny dysk.
Szlachetny Pizzaro nakazał go przetransportować na nasz okręt i zawieźć w darze Papieżowi.
Niestety, zgromadzonych tam ponoć skarbów, nie odnaleźliśmy. Jedynie jakieś nędzne resztki. Tyle, co nic. Wzięci na tortury urzędnicy
ich króla, Manco Inki, opowiadali o zbudowanym wokół tej świątyni
ogrodzie zwanym Coricancha, czyli Złota Zagroda. Cała roślinność tego
ogrodu została wykonana ze złota i srebra, także zwierzęta naturalnej
wielkości: króliki, szczury, lisy, koty, motyle i ptaki na drzewach. Nawet daniele, lwy i tygrysy. Ci, którzy te skarby ukryli, już nie żyli. Sami,
ponoć z ochotą, rzucali się w przepaść, aby tylko nie zdradzić nikomu
miejsca, gdzie spoczął ten bajeczny skarb.
Przez wiele tygodni, płynąc na statku Santo Antonio do Kastylii i pisząc trzecią część swojej kroniki, rozmyślałem o słowach króla Inków,
Atahualpy. Przy pomocy kapitana statku, Miguela Alarcona obliczyliśmy czas, kiedy to – jakoby – Bogowie owi przybyli do krainy Indian.
Wyszło nam, że było to ponad dziesięć tysięcy lat temu! A więc na długo, bardzo długo przed narodzeniem Jezusa Chrystusa, Pana Naszego…
Przecież nawet Biblia, według uczonych teologów, powstała pięć tysięcy
19
lat przed Chrystusem! Uznaliśmy zatem opowieści Atahualpy za bajdurzenia. Pewno zbyt dużo liści koki spożył owego dnia. Przecież cały
czas miał u swego boku woreczek z tą tajemniczą rośliną.
Jako kronikarz miałem jednak obowiązek spisać zasłyszane słowa,
co niniejszym uczyniłem, a wielebny Carlos Luiz Fernandez Benitez,
biskup Kastylii otrzyma w dniu Świętego Jana, czyli jutro, rzeczony rękopis, aby mógł zadecydować o jego dalszych losach. […]”
Jak można łatwo przewidzieć, wielebny biskup Carlos Luis Fer‑
nandez Benitez po obfitym śniadaniu spożytym w jadalni wspa‑
niałego pałacu w Salamance, czytając opisane rewelacje, dostał
wypieków na swojej okrągłej niczym księżyc i rumianej jak jabłusz‑
ko twarzy, a jego niskie czoło pokryły drobne kropelki potu. I dzień
był gorący, i przeczytana treść niosła dużą dawkę emocji. Z furią
i obrzydzeniem, jakby to były notatki sporządzone pazurem same‑
go Belzebuba, cisnął zapiski do najgłębszej szuflady w komodzie
stojącej w jego sypialni i sięgnął do szafeczki po butelkę wyborne‑
go, czerwonego wina, aby ukoić wzburzone nerwy. Wszelkie proś‑
by kronikarza dotyczące zgody na wydrukowanie trzeciej części
kroniki, zbywał półsłówkami, obietnicami, a w końcu groźbami.
Dwa lata później, czyli po śmierci Pedra Ciezo de Leona, bi‑
skup Benitez przekazał rękopis podejrzanej kroniki jego świąto‑
bliwości Pawłowi IV. Być może jej losy potoczyłyby się zupełnie
inaczej, gdyby nie fakt, że Giovanni Pietro Carafa, zanim został
Papieżem, pełnił funkcję Generalnego Inkwizytora. Święta In‑
kwizycja, którą kierował, miała za zadanie strzec czystości wia‑
ry, głównie poprzez ograniczenie wolności słowa. Dlatego też,
po przeczytaniu kroniki, nakazał swojemu sekretarzowi wpisać
dzieło na tworzoną właśnie listę ksiąg zakazanych, a rękopis scho‑
wać pomiędzy inne, uznane za bezbożne i jako takie, skazane na
zapomnienie.
20

Podobne dokumenty