el1113_236_Korporacja_B

Transkrypt

el1113_236_Korporacja_B
ellekariera
BIUROWieC
to za mało
Myślą: walnąć pięścią w blat biurka,
wyjść i nie wrócić. Nazajutrz wracają.
Trzyma je niewidzialna smycz. Kredyt,
pieniądze? Też, ale nie tylko. Ewa
pracuje w firmie farmaceutycznej,
Zuza w domu mediowym, Maria
w banku. Chcą robić karierę i mieć
CV, które otworzą wszystkie drzwi.
To może dać im tylko korporacja.
tekst Agnieszka sztyler-turovsky
P
amiętasz „Malcziki”? – Zuza nuci: „Płomienne zorze budzą mnie ze snu… Moi koledzy ścigają
ze mną się… Trzydzieste piętro w biurowcu szklanych drzwi!”. – Odtwarzałam ją w kółko w samochodzie. To był mój hymn! – śmieje się Zuza. Ma 35 lat,
jest szefową dużego działu w domu mediowym. – Gdy
pierwszy raz przekraczałam próg biurowca, by podpisać
umowę w kadrach, czułam niemal religijne uniesienie
– wspomina Ewa. Pracuje w zagranicznej firmie farmaceutycznej. – Na studiach świt zastawał mnie nad podręcznikiem anatomii. W tym czasie koleżanki z dawnego
liceum w Wyszkowie imprezowały. Gdy miałam kryzysy, rozglądałam się po panieńskim pokoiku: klitka, osiem
metrów. Mówiłam sobie: „Ewka, do trzydziestki będziesz
miała własne mieszkanie”. Udało się, zdążyłam miesiąc
przed urodzinami – wspomina. – Pierwszy raz w życiu
nie patrzyłam na ceny! Kupiłam torebkę za dwa tysiące,
tyle wynosiła pensja mojej mamy. Byłam królową życia
– tak 33-letnia Maria wspomina dzień, gdy na konto wpłynęła pierwsza wypłata z banku. Naprawdę zaszumiało jej
w głowie trzy lata później. W samolocie, gdy piła zmrożone prosecco. – To nie ono uderzyło mi do głowy, ale
fakt, że leciałam do Waszyngtonu na konferencję Banku
Światowego! Czułam, że jestem kimś – mówi. Dziś jest
specjalistką od kontaktów z kluczowymi klientami. Marzy,
że dzieci skończą dobre szkoły w Stanach. – Niestety, nie
mam czasu, by je urodzić – mówi.
JAPONKI W WINDZIE
– Dzień dobry, dzwonię z Banku! – na początku uwielbiałam wymieniać jego nazwę. Otwierała każde drzwi
w finansowym światku – wspomina Maria. Zanim tu
trafiła, pracowała w firmie księgowej. Zadymiony pokój,
przy biurku obok pani, która pracowała tu piętnasty rok
i parzyła kawę po turecku. – Gdy dzwoniłam z ofertą,
większość firm mnie lekceważyła – wspomina. Wszystko
się zmieniło w jeden dzień. „Zapomniała pani zdjąć identyfikator” – ktoś zagadnął ją w metrze, gdy wracała z pracy. Z nowej pracy. – Może to brzmi głupio, ale w pierwszych miesiącach smycz z logo banku nosiłam na szyi jak
talizman czy medal olimpijski. Niby przypadkiem po pracy wychodziłam z identyfikatorem na ulicę.
– Gdy trafiłam do domu mediowego, obserwowałam
w migawce CNN, jaką marynarkę ma Hillary Clinton,
choć w firmie wszyscy ubierali się nonszalancko.
Kupiłam pięć garsonek, chciałam wyglądać jak profesjonalistka – śmieje się Zuza.
Dress code w firmie farmaceutycznej, do której trafiła Ewa, nakazywał zakrywać palce u stóp, w upał
ewentualnie odkryć pięty. – W windzie spotkałam szefową oddziału, miała sandałki z odkrytymi palcami.
Uznałam, że zasady nie są sztywne – wspomina Ewa.
Nazajutrz przyszła do pracy w eleganckich… japonkach. Dostała reprymendę. – Podobno szefowa miała
problem z popękanymi piętami, dlatego wolała odkrywać palce – śmieje się Ewa. Do dziś przypomina sobie
tamto zdarzenie, gdy widzi na plaży grupkę facetów,
którzy piją piwo i mają na sobie garnitury. Wie, że właśnie trafili do korporacji i pojechali na jedno z pierwszych szkoleń. – Tylko nie przyszło im do głowy, by eksperymentować z dress code’em – śmieje się.
WYSZKÓW, KRETA, LONDYN
„Spędzam z wami więcej czasu niż z żoną. Jesteście moją rodziną. Zabieram was na weekend” – szef Marii zapowiadał wyjazd do Juraty. Szkolenie połączone z integracją. – Procedury zamykania lokat walutowych to
był pretekst do zabawy. W środku nocy piliśmy wino
na wydmach. Patrzyłam na morze, myślałam, że to
symbol: wielka, nieograniczona przestrzeń przede mną
– wspomina Maria. Wkrótce do komórki i laptopa dołączył służbowy samochód. Firma w nią inwestowała.
Szkolenie z prawa międzynarodowego, obsługi strate-
gicznych klientów, z rynku walutowego. – Zostawałam
po godzinach, nie dlatego że było trzeba. Po prostu
chłonęłam wszystko. Skończyłam zarządzanie i marketing, ale pięć lat u najlepszych profesorów to było nic
w porównaniu z tym, czego uczyłam się w rok w korporacji – wspomina. Wkrótce przeszła do działu zajmującego się klientami strategicznymi. Awans. Potem
urlop. Uczyła się pływać na desce. Złamała rękę. Firma
zapłaciła za szpital w Grecji. – Poczułam się bezpieczna jak nigdy. Do prywatnej przychodni zdarzało mi się
chodzić tylko do dentysty – opowiada. – Nie było szkolenia ani pomysłu, na których realizację nie znalazłyby się pieniądze – wspomina Ewa. Przez pierwsze lata
przechodziła kolejne, m.in. z negocjacji. Wszystkie przypominały ekskluzywny obóz studentów szkoły teatralnej. W spa w Zakopanem pracownicy odgrywali scenki. – Jak nakłonić doktora X, by zapisywał nasze leki
– mówi Ewa. Była w tym dobra.
zdjęciE be&w
PIERWSZE ZGRZYTY
Ewa została sprzedawcą roku. To wtedy kupiła mieszkanie. 110 metrów na ekskluzywnym osiedlu. Przyniosła
do pracy sześć butelek szampana. Była pewna, że wszyscy będą cieszyć się jej szczęściem. – To był błąd.
Wystrzeliły korki, ale szału nie było. Ludzie zorientowali się, że dostałam kredyt na 800 tysięcy, zaczęli zazdrościć. Tego dnia lunch
jadłam sama – opowiada Ewa. Czuła
żal. Przeszedł, gdy w sobotę przyjechał y na pa r apetówkę koleż a n k i
z Wyszkowa. – Zjeżdżałyśmy windą
na basen w szlafrokach narzuconych
na bikini. Czasem w ogóle nie pływałyśmy. Sączenie
drinków przy basenie bawiło nas bardziej – śmieje się.
Cieszyło ją jeszcze coś: podziw w oczach dziewczyn.
„Hej, siedzisz pół metra ode mnie, a porozumiewasz
się ze mną e-mailem?!” – Zuzie zdarza się krzyknąć.
Wkurzają ją korporacyjne procedury. – Albo to: w palarni spotkasz informatyka, mówisz, że skrzynka e-mailowa ci nie działa, i słyszysz od gościa: „Wyślij zgłoszenie”. A twoje biurko jest na trasie z palarni do pokoju
helpdesku – opowiada Maria. A Ewa, że po jakimś czasie to, co zachwycało, zaczyna męczyć. – Choćby praca
w open space. Na początku się cieszyłam, że wokół mnóstwo młodych ludzi, że przerzucamy się pomysłami, żartami. Po jakimś czasie się okazało, że nie mogę się skupić. Nie wyrabiałam się z robotą, zostawałam
po godzinach – mówi. Podobnie z zebraniami. – W pierwszych tygodniach się nimi upajałam, dumna, że jestem
częścią zespołu – wspomina. Zaczęła prowadzić „licznik” zebrań. – Notowałam, ile czasu zajmuję się swoimi
obowiązkami, a ile przesiaduję w sali konferencyjnej,
bo szef wrócił z delegacji. Tak naprawdę chciał się pochwalić, że był na wystawie w MoMA – opowiada Maria.
„Zuza, co powiesz na tydzień w Londynie?
Poobserwujesz czytelników tabloidów. Lotniska, stacje
metra, galerie, kto kupuje »The Sun«, kto »Daily Mail«”
Nosiłam na szyi smycz z logo banku.
Nie zdejmowałam nawet w metrze. Tak
byłam dumna, że jestem w korporacji.
ellekariera
dek sali wtargnął Tomek, jeden z analityków. – Chwycił
mikrofon i udowadniał, słusznie zresztą, że to, o czym
mówi nasz gość, jest niewykonalne. W tym momencie
zapikała mu komórka. Na wyświetlaczu pojawił się SMS
o treści: „Wynocha!”. To była wiadomość od naszej szefowej. Była na sali i bezskutecznie próbowała zgromić go
wzrokiem – Maria tłumaczy, że w korporacji lepiej brać
na przeczekanie. – Bo firma nie dzieli się na działy: marketingu, finansowy i kadrowy, ale na: lizusów, czyli świtę szefa, tych, którzy wolą się w nic nie mieszać, i tych
od czarnej roboty – dodaje Ewa. Wciąż pamięta, jak szef
zapowiedział, że będą „dożynki”, czyli zwolnienia. I zniknął. Wziął urlop i pojechał na narty. Zatrudnił firmę zewnętrzną, by zrobiła za niego te czystki! Po dwóch
tygodniach wrócił opalony i jak gdyby nigdy nic poprowadził zebranie.
RODZINA, ALE MAFIJNA
„Sprzedasz 15 tysięcy tego badziewia albo możesz zwijać manatki” – Ewa usłyszała to od dyrektora sprzedaży. Chodziło o popularny lek. – Bąknęłam, że wątpię,
by w tym regionie było tylu chorych. Dyrektor wrzasnął:
„To go, k…, sprzedaj zdrowym!”. – Zrozumiałam,
że w korporacji luzacka atmosfera to złudzenie. Jest fajnie, gdy sprzedaż idzie do góry – mówi. – Ten sam szef,
który mówił, że jesteśmy jego rodziną, wynajął faceta,
który udawał klienta. Tak mnie inwigilował – dodaje
Maria. A Ewa mówi: – Najgorsze, jak twój kolega albo
i szef to ambitny szczur z prowincji, który postawi wszystko na jedną kartę, żeby awansować. Potrafi przetrwać
na słoikach tydzień, nocować w pracy. I donosić. Maria
nauczyła się, że nie ma sensu podważać żadnych, nawet
absurdalnych, decyzji szefa. Opowiada, jak na szkoleniu,
którego częścią była prezentacja kogoś z centrali, na śro-
Wiele osób nie wytrzymuje.
Tempa, presji. Ci, co przetrwają,
zyskują bezcenne doświadczenie.
NIE DLA SŁABYCH
– To, jak zwalniają albo czy jest mobbing, to kwestia kultury szefa, więc nie ma sensu obrażać się ani mówić,
że cała korporacje jest „be” – twierdzi Zuza. – Zdarzyło
się, że szef przedstawił mój projekt jako swój i jeszcze
zgłosił do Polskiego Konkursu Reklamy! – wspomina.
Nie wytrzymała, powiedziała: „Wykorzystałeś mój pomysł!”. On się roześmiał: „Pomysł był twój, ale ja go
z ciebie wygenerowałem”. – Nie zastanawiałam się, czy
on jest słoikiem, czy szczurem. Uznałam, że jest palantem i przeszłam do konkurencji. Na wyższe stanowisko,
za lepsze pieniądze – mówi. Pracuje tam do dziś.
Urodziła dziecko. Nie mówi: „Praca zabrała mi życie”.
W przeciwieństwie do Ewy. – Ostatnie kilka lat życia
poświęciłam tylko pracy. Mam to cholerne mieszkanie
na kredyt, mieszkam w nim sama. Nie mam dziecka,
nie mam faceta. Pewnie sprzedam je i zamienię na mniejsze. Może przestanę się tak bać – mówi. Boi się, że straci pracę. Od czasu, gdy radykalnie zmniejszono liczbę
leków refundowanych, firmy farmaceutyczne zaczęły redukować liczbę sprzedawców. Ewa żałuje, że nie została lekarką. – Nie ma co gadać, ratowanie zdrowia daje
większą satysfakcję niż bicie rekordów sprzedaży.
Znajomi z roku są już po specjalizacjach. Dorabiają
w prywatnych klinikach, dostają granty na badania.
Przepaść finansowa między nimi a mną się zmniejszyła – dodaje.
– Czasem boję się o pracę, o to, że usłyszę: „Nie jesteś warta tej kasy, którą dostałaś” – mówi Maria. – No
i co z tego? To można usłyszeć i w budżetówce. Jest kryzys i tyle. Nie skupiam się na tym. Cieszę się, że ominęły mnie zwolnienia grupowe. Wciąż mam przed oczami widok koleżanki, która w karton pakuje kubek
z Audrey Hepburn i ramkę ze zdjęciem męża – mówi.
Cieszy się, że nie zadręcza się drożejącą benzyną, że wciąż stać ją na gosposię i że nie musi, jak koleżanki, które mają umowy o dzieło, chwytać każdego zlecenia, byle przetrwać. – Tak, chodzi o wygodę, ale
zdjęciE be&w
– zapytał szef. – Byłam dumna. Rynek prasowy w Polsce
właśnie intensywnie się zmieniał. „A ja w tym uczestniczę” – myślałam. Tuż przed wylotem doszły do niej informacje, że leci, bo ma układy. – Plotki rozchodzą się
w korporacji w prędkością światła – mówi Zuza. Ma zasadę: nie zwierzać się w pracy. Dziś. Bo na początku ją
łamała. – Na służbowym bankiecie zwierzyłam się koleżance, że mąż się wścieka, że spędzam za dużo czasu
w pracy. Dwa dni później w biurowej toalecie, usłyszałam, jak ktoś mówił: „Mąż ją zdradza” – wspomina.
– O mnie mówiono, że mam romans z szefem – opowiada Ewa. – Chciałam zobaczyć jego tatuaż, a on lekko
odchylił pasek spodni, bo obrazek ciągnął się przez plecy i sięgał dwa centymetry poniżej talii.
ellekariera
najcenniejsze jest to, że mogę się rozwijać w mocnej międzynarodowej firmie, że mam samodzielne, fajne stanowisko. Niedawno pokłóciła się z koleżanką, która odeszła z korporacji. – Mówiła, że w korporacjach pracują
ludzie bez polotu, tchórze, konformiści. Powiedziałam
jej, że sama się oszukuje. Była za słaba na korporację,
więc zamieszkała w wiejskim domu teściów pod pretekstem prowadzenia gospodarstwa agroturystycznego –
opowiada. Zuza mówi, że rzeczywiście wiele osób nie
wytrzymuje. Tempa, presji, tego, że z roku na rok pracują coraz ciężej, bez podwyżek. Zakres obowiązków
Zuzy też już niewiele ma wspólnego z tym, co gwarantuje zapis w umowie. Robi cztery razy więcej za te same
pieniądze, ale wie, że musi i że chce to przetrwać. – Zbyt
wiele zainwestowałam, by wycofać się w pół drogi – mówi. Za rok wyjedzie do Stanów. Taki jest plan. Założy
tam międzynarodową firmę PR-ową. Ma już pomysł,
zauważyła niszę. Szuka inwestora, który zaryzykuje.
Sztuka przetrwania w korporacji
W korporacji nie ma miejsca na przyjaźń. W kryzysowej sytuacji większość osób chroni siebie.
O tym, jak odnaleźć się w wielkiej firmie, pytamy Krzysztofa Kalutę, psychologa i coacha.
przede wszystkim organizacja nastawiona na zysk. Nawet gdy głosi
idealistyczne hasła. Zażąda ogromnego zaangażowania sił, czasu.
ELLE I kreatywności?
K.K. Realizuje strategię narzuconą
z góry. Nie ma wielkiego zapotrzebowania na kreatywność, wyskakiwanie co chwilę z pomysłami.
ELLE Trzeba się dopasować?
K.K. Tak. Do zasad. Znać reguły
gry. Oficjalne i niepisane. Idąc
do firmy, dowiedz się, jaka jest kultura pracy. Wolisz rywalizować czy
współpracować? Są korporacje, które wyciskają z ludzi ostatnie soki.
Inne stawiają na dobre relacje.
ELLE Korporacja niczym paczka
przyjaciół?
K.K. No niezupełnie. Oczekiwanie
bliskich, szczerych relacji to nieporozumienie. Ludzie mają się dobrze
czuć, by efektywniej pracować.
ELLE Hasło ,,Jesteśmy rodziną”
to ściema?
K.K. Konwencja. Nie oznacza rela-
cji zarezerwowanych dla rodziny,
przyjaciół. Jeśli zdarzy ci się z kimś
zaprzyjaźnić, to dodatkowy bonus.
Szukając bliskości w pracy, możesz
się rozczarować jak bohaterka reportażu, której koledzy nie cieszyli
się z jej tytułu sprzedawcy roku.
Wiele osób w pracy przejawia ludzkie odruchy, bywa pomocna. Ale
w sytuacjach kryzysowych więk-
szość chroni siebie.
K.K. Jeśli w tym momencie drogi za-
ELLE To po co imprezy integracyjne?
K.K. By na powierzchownym pozio-
wodowej nie mamy alternatywy,
warto ustalić, ile chcemy tam być.
I skupić się na tym, co nam daje ta
praca. Wtedy łatwiej wytrzymać.
mie nas zintegrować, ułatwić komunikację. Wspólna zabawa to wentyl
bezpieczeństwa. Ale alkoholizowanie
się na takich imprezach – już nie. Ani
sposób na bliskość.
ELLE Ktoś, kto przegadał z kimś
przy winie pół nocy, myśli inaczej.
K.K. Zwykle to złudzenie. Myślenie,
że skoro szef poszedł z podwładnymi na piwo, nie znaczy, że nazajutrz
w biurze jest naszym kumplem.
ELLE Jakie jeszcze błędy popełniamy,
pracując w korporacji?
K.K. Wkręcamy się w plotki, kon-
flikty. W korporacji są tacy, którzy
uwielbiają żyć rozdmuchiwaniem
afer, niczym prasa brukowa.
ELLE Gdy słyszymy plotkę,
nie komentujmy jej?
K.K. Zasada dotycząca nie tylko plo-
ELLE Jak jeszcze możemy sobie
­pomóc, by podołać?
K.K. Zadbać o ciało i psychikę.
Wysiłek pracującego w korporacji,
jest porównywany z wysiłkiem sportowca wyczynowego. Organizm
poddawany jest działaniom hormonów stresu: zebranie, przykry e-mail sprawiają, że do krwi wydzielają
się adrenalina i kortyzol. Są skutkiem pierwotnej reakcji na stres:
„Walcz albo uciekaj”. A nie walczymy ani nie uciekamy. Siedzimy przy
biurku, w samochodzie. Nie rozładowujemy napięcia. Pomocny jest wysiłek fizyczny i świadomy oddech.
ELLE Co jeszcze?
K.K. Poczucie, że nie jesteśmy zdani
tek, ale w ogóle funkcjonowania
w korporacji jest taka: lepiej słuchać
i obserwować, niż wygłaszać swoje
opinie, jeśli nie ma ku temu wyraźnego powodu. Jeśli musimy wyrazić
emocje, róbmy to adekwatnie do sytuacji, a nie, by sobie ulżyć. Ważna
jest sztuka dyplomacji.
na korporację i mamy alternatywę.
Może byłaś nauczycielką angielskiego? Albo to, czego się nauczyłaś
w korporacji, możesz wykorzystać,
by założyć firmę, gdy zostaniesz
zwolniona?
ELLE A co z asertywnością?
K.K. Jeśli szef zarzuca nas pracą po-
frustracja narasta rok, dwa i nie dostrzegasz już nic pozytywnego, może czas odejść. W ogóle z korporacji
albo tylko z tej, w której jesteś.
nad nasze siły, musimy podjąć decyzję: odmówić, ryzykując, że nas
zwolni, albo bez szemrania wykonywać polecenia. Jeśli decydujemy się
na to drugie, powiedzmy sobie: „To
moja decyzja”. I nie narzekajmy.
ELLE Zacisnąć zęby? Na jak długo?
ELLE Albo sama odejdziesz?
K.K. Każdy ma kryzysy. Jeśli jednak
ROZMAWIAŁA AGNIESZKA SZTYLER-TUROVSKY
Krzysztof Kaluta jest psychologiem,
konsultantem, coachem, współpracował
z polskimi i międzynarodowymi korporacjami,
m.in. z Coca-Colą i Lukas Bankiem.
zdjęciE archiwum prywatne
ELLE Młoda kobieta marzy o pracy
w korporacji. O czym powinna
­wiedzieć, zanim tam trafi?
KRZYSZTOF KALUTA Korporacja to

Podobne dokumenty