scenariusz przedstawienia z okazji jubileuszu 40

Transkrypt

scenariusz przedstawienia z okazji jubileuszu 40
Urszula Sipa
Olga Kuśmierczyk
Agnieszka Pechta
SCENARIUSZ PRZEDSTAWIENIA Z OKAZJI JUBILEUSZU
40-LECIA SZKOŁY PODSTAWOWEJ
W KRZEMIENIEWICACH
Spiker:
Tu prywatna telewizja Krzemieniewice. Witamy w niedzielę 20 czerwca 2004r. i zapraszamy
do oglądania naszych propozycji. Dziś będzie i na poważnie, i na wesoło, śpiewnie, melancholijnie, patriotycznie, po prostu ciekawie! Zacznijmy więc od piosenki, która wprowadzi
nas w wyśmienity nastrój. Dedykujemy ją wszystkim zgromadzonym! Przed państwem Andrzej Rosiewicz w piosence pt. „Czterdzieści lat minęło...”
Piosenka
Spiker:
A teraz nadamy specjalny program poświęcony historii Szkoły Podstawowej
w Krzemieniewicach. Zajrzyjmy z wizytą do domu pani Eugenii, która zna naszą szkołę od
początku jej istnienia. Zapraszamy!!!
Babcia i wnuczek
W.: Babciu, czy ty chodziłaś do szkoły, jak byłaś mała?
B.: Tak wnusiu, tak, wszystkie dzieci muszą chodzić do szkoły.
W.: Babciu, opowiedz mi o tym.
B.: To są bardzo odległe czasy... Około stu lat temu moja mama chodziła do Jednoklasowej
Początkowej Szkoły Gminnej w Krzemieniewicach, która mieściła się w budynku dworskim.
Po kilku latach szkołę przeniesiono do drewnianego budynku, w którym były tylko dwie
izby. W tym samym budynku mieszkali także nauczyciele.
W.: Babciu, a ty gdzie się uczyłaś?
B.: Za moich czasów lekcje odbywały się w remizie strażackiej. Uczyliśmy się czytania, pisania, rachunków.
W.: A mieliście w szkole dyskoteki?
B.: Wtedy były to potańcówki. Nasze tańce bardzo różniły się od współczesnych. Zobacz
sam!
Śpiew:
Dziewczynki:
Do Krzemieniewic jechał wóz,
Malowane panny wiózł.
Wszystkieśmy są wystrojone,
Patrzcie tutaj w naszą stronę!
Chłopcy:
Po coście tu przyjechały?
Dziewczynki:
My będziemy tańcowały!
Taniec – Krakowiak
B.: Ach, to były piękne czasy, ale skończyły się, kiedy wybuchła II wojna. Szkoła była wtedy czynna bez większych przerw. Nie mieliśmy podręczników, ale pilnie uczyliśmy się czy-
tania, pisania i liczenia. W tym czasie świadectwa pisane były w języku niemieckim. Po
1945 roku nauczanie odbywało się już w klasach I- VII. Do szkoły uczęszczały dzieci
z Krzemieniewic, Kotkowa, Krosna i Marianku. Uczniów było coraz więcej.
W.: Babciu, a kiedy wybudowano nową szkołę?
B.: Kiedy w szkole zrobiło się bardzo ciasno, pojawiła się myśl budowy nowego budynku
szkolnego. Na zebraniu wiejskim wybrano Komitet Budowy Szkoły w Krzemieniewicach.
Podjęto uchwałę zobowiązującą wszystkich rolników do opodatkowania się na rzecz budowy
szkoły. 9 maja 1963 r. położono kamień węgielny i wmurowano akt erekcyjny. Budowa
trwała jeden rok, a 22 lipca 1964 r odbyła się uroczystość przekazania szkoły społeczeństwu.Nauka odbywała się w ośmiu klasach.
W.: A kto był wtedy dyrektorem?
B.: Dziecinko, wtedy nie było dyrektora, tylko kierownik szkoły. Pierwszym był pan Marian
Krauze, po nim pan Józef Wypart, później Piotr Łyp. Najdłużej, bo aż 25 lat, szkołą kierował
pan Jan Woźniak.
W.: Kiedy ja byłem w pierwszej klasie, dyrektorem szkoły była pani Maria Anna Dędek,
a obecnie jest pani Elżbieta Włodarczyk.
B.: Wnusiu, a dzieci teraz lubią chodzić do szkoły?
W.: Pewnie! Mamy różne kółka zainteresowań, zajęcia sportowe, lekcje z komputerem.
Wiesz, babciu, mamy pracownię komputerową!!
B.: Za moich czasów nie było komputerów, ale mieliśmy drużyny harcerskie. Ja należałam
do Słonecznych Dziewcząt, Czerwonych Beretów. Jeździliśmy na obozy i zwiedzaliśmy Polskę od Bałtyku aż po szczyty Tatr. Chodź, mam zdjęcia z tych wycieczek, to ci je pokażę.
(Babcia i wnuczek wychodzą)
Spiker:
Historia szkoły była poważna i melancholijna, więc zmieńmy nastrój. Zapraszamy na występ
zespołu tańca współczesnego. Dedykujemy go osobom, które czują się blisko związane ze
szkołą w Krzemieniewicach. Przed Państwem dziewczyny z naszej szkoły!
Taniec
Spiker:
A teraz przejdźmy do meritum. Zapraszamy Wójta Gminy Gorzkowice pana Jana Gielca
i prosimy o odczytanie uchwały.
Odczyt uchwały Rady Gminy o nadaniu szkole imienia
Spiker:
Powitajmy gościa honorowego, patrona naszej szkoły, panią Marię Konopnicką. Prosimy
o brawa!!!
Dziennikarz i M. Konopnicka
Dz.: Dzień dobry Pani. Niedawno wybraliśmy Panią na patrona naszej szkoły. Czy zechciałaby Pani opowiedzieć nam coś o sobie i swojej twórczości? Bardzo lubimy Pani wiersze,
a baśń „O Krasnoludkach i o sierotce Marysi” jest nawet obowiązkową lekturą
w klasie IV.
M.K.: Miło mi to słyszeć, że nawet w XXI wieku dzieci chętnie czytają moje książki
i wiersze. Zacznę od swego rodu. Pewnie już teraz nie wymienia się swych dziadków
i pradziadków, ale za moich czasów było to bardzo ważne. Otóż ród matki mojej i ojca mego
jest ziemiański i przeważnie dotychczas trzyma się roli. Ród mój ojczysty, Wasiłowskich,
z dawna osiadły był nad Bugiem. Ostatnio mieli dziadowie moi wieś Rynek, a oprócz tego,
że dzieci była gromadka, dzierżawili Rzyśnik, Gwizdały i inne ziemie z dóbr Zamoyskich.
Córki powychodziły za ziemian.
Dz.: Co było najsmutniejsze w Pani dzieciństwie?
M.K.: Śmierć matki. Niestety, nie mam nawet jej portretu.
Dz.: Kto się zajął Pani wychowaniem po jej śmierci?
M.K.: Ojciec, który opowiadał nam o Polsce, o jej zwycięstwach i klęskach. Nie było przecież wtedy telewizji, radia.
Dz.: Rozumiem, że na tym edukacja Pani się nie zakończyła?
M.K.: Jak przystało pannie z dobrego domu dalsza nauka odbywała się na pensji u sióstr
sakramentek.
Dz.: Czy nauka i rozkład zajęć przypominały dzisiejszą szkołę?
M.K.: Na pewno było zupełnie inaczej. O siódmej rano służące głośnym wołaniem budziły
nas ze snu. O ósmej ubrane zbiegałyśmy się na odgłos dzwonka do dużej kaplicy, gdzie jedna z nauczycielek odmawiała głośne, niedługie pacierze, któreśmy za nią powtarzały. Po
drugim dzwonku szłyśmy na śniadanie, a po trzecim o godzinie dziewiątej, rozpoczynały się
lekcje, które trwały do pierwszej. Potem był obiad, dwie godziny rekreacji, dwie znowu lekcje, podwieczorek, uczenie się lekcji jutrzejszych, wieczerza, zabawa, o dziewiątej dzwonek
wzywający do sypialni, tam znowu pacierze, a o jedenastej gaszono wszystkie światła.
Uczono nas języka francuskiego, niemieckiego, historii powszechnej, literatury polskiej,
geografii, arytmetyki, muzyki, rysunków i tańca. O jakichkolwiek naukach przyrodniczych
mowy nie było.
Dz.: Na pensji poznała Pani koleżankę Elizę Pawłowską, późniejszą pisarkę Elizę Orzeszkową.
M.K.: Tak, nasza znajomość przemieniła się w dozgonną przyjaźń. Zwierzałyśmy się sobie
ze swych spraw drobnych i wielkich, domowych, rodzinnych, z planów twórczych. Tak, Eliza była prawdziwą, wierną przyjaciółką.
Dz.: Czy pozwoli Pani zacytować fragment listu Elizy Orzeszkowej do swego znajomego,
w którym wypowiada się na Pani temat?
M.K.: Ależ oczywiście, bardzom ciekawa.
(Wchodzi uczennica i czyta):
„...Oprócz talentu tej siły i wartości posiada charakter skromny, prosty, szczerze i głęboko
dobry. Jest całkiem a całkiem kobietą niepospolitą, dość zresztą nieszczęśliwą, jakkolwiek
cierpień jej osobistych, które przebywała i przebywa, nie znać ani w jej utworach, ani
w rozmowie, ani w powierzchowności. Charakterystycznymi cechami jej są: prostota
i spokój...”
M.K.: O, to bardzo miłe, jestem nawet zaskoczona.
Dz.: Czy będzie to bardzo niedyskretne, gdy zapytam, co miała Eliza Orzeszkowa na myśli,
nazywając Panią „nieszczęśliwą”?
M.K.: Oczywiście, że nie. Biografowie i tak dotarli do najbardziej sekretnych szczegółów
mojego życia. Chodzi tu o mojego męża, który okazał się człowiekiem niezaradnym, uwikłanym w liczne procesy. Nie potrafił mnie zrozumieć i w niczym pomóc. Przeniosłam się do
Warszawy z sześciorgiem dzieci. Byłam zdana sama na siebie.
Dz.: Jak Pani sobie radziła, przecież były to trudne czasy dla kobiet, szczególnie samotnych.
M.K.: Byłam nauczycielką w bogatych domach, zaczęłam też pisać. Właśnie debiut był jednym z najważniejszych wydarzeń w moim życiu. Miałam wtedy trzydzieści cztery lata.
Dz.: Gdzie Pani zadebiutowała i jakim utworem?
M.K.: Zadebiutowałam na łamach „Tygodnika Ilustrowanego” wierszem pt. „W górach”.
Muszę powiedzieć, że pierwsza recenzja Henryka Sienkiewicza wprowadziła mnie
w osłupienie i szczęście graniczące z przerażeniem. Czytałam ją z bijącym sercem i łzami.
Dz.: Przypomnijmy tę chwilę.
Henryk Sienkiewicz:
„Co za śliczny wiersz w numerze 29 „Tygodnika” zatytułowany „W górach”! Zacząłem go
czytać z lekceważeniem, jak wszystkie takie ulotne poezyjki, a skończyłem zachwycony...
Ma własną dziwną nutę, w której słychać szmer świerków górskich, kosodrzewu – i odgłosy
ligawek pastuszych.
Dz.: Skąd Pani czerpała pomysły do swych utworów?
M.K.: Z obserwacji życia, ludzi, ich trosk, smutków i z rozmów. Zresztą, zobaczcie sami.
Inscenizacja wiersza pt. „Na zasadzce”
(Wchodzą trzej chłopcy z rekwizytami, np. szable, tarcze)
Chłopczyk 1:
Chłopcom zawsze bójka w głowie.
Zeszli się gdzieś raz w parowie:
Janek z trąbką i szabelką (wskazując na siebie).
Chłopczyk 2:
Mały Kazik z pałką wielką (wskazując na siebie).
Chłopczyk 3:
I Zygmuntek wystrojony
W piękny hełm z lejka zrobiony (wskazując na siebie).
Chłopczyk 1:
Wnet zaczęła się narada:
- Jak bić wroga? Jak mu szkodzić?
Sprawa tajna: nie wypada
Zbytnio o niej się rozwodzić!
Lecz w tym była trudność cała,
Której przyczyn nie dochodzę,
Że tak, jak ich trójka stała, (wskazując na wszystkich)
Wszyscy byli – sami wodze.
A żołnierze?... Co żołnierze!
Niech żołnierzy licho bierze!
Chłopczyk 2:
- Ja tam będę pułkownikiem!
Nie ustąpię się przed nikim!
Chłopczyk 3:
- A ja będę generałem,
Bom najmniejszy w wojsku całym!
Chłopczyk 1:
- A ja będę oficerem,
Bom wykleił hełm papierem!
Ogień w oczach, płomień w twarzy,
Nikt nie umknie i pół kroku.
Aż tu nagle się Tatarzy
Podkradają chyłkiem z boku.
- Za mną, wiara! – Janek woła.
Chłopczyk 2:
- Dalej, naprzód! Dalej, hura!
Ale nikt nie idzie zgoła.
Chłopczyk 3:
„Cóż to? Czy ja podły ciura –
Myśli sobie jeden, drugi –
Żebym leciał na wysługi,
Jak tam kto zawoła byle?
Jestem sobie wódź i tyle!
Chłopczyk 2:
- Co? Ty wodzem? Jeszcze czego!
Chłopczyk 3:
- Co, ja miałbym słuchać ciebie?
Sam potrafię mój kolego,
Feldmarszałkiem być w potrzebie!
Chłopczyk 1:
Jeszcze sporów nie skończyli,
Jeszcze wiodą kłótnię głupią,
Gdy Tatarzy w jednej chwili
Wpadli na nich i ... już łupią!
Inscenizacja wiersza „Czytanie”
Mama:
No, już na dziś dość biegania!
Niech tu nisko siądzie Hania,
Julcia z lalka wyżej trochę,
Na kolana wezmę Zochę,
Bo Zosieńka jeszcze mała...
No i będę wam czytała.
O czym chcecie?
Córeczka 1:
- Ja chcę bajkę,
Jak to kotek palił fajkę!
Córeczka 2:
- A ja chcę o szklanej górze,
Gdzie to rosną złote róże!
Córeczka 3:
- A ja chcę o jędzy babie,
Co ma malowane grabie!
Córeczka 1:
A to ja chcę o tym smoku,
Co to pękł z jednego boku!
Mama:
- Ejże! Co wam przyjdzie z bajki?
Czy to koty palą fajki?
Na cóż by się zdały babie
Jakieś malowane grabie?
Czy kto widział złote róże?
Czy kto był na szklanej górze?
Wszak wam wiedzieć będzie milo,
Co się u nas wydarzyło.
Posłuchajcie...
W bok Kruszwicy
Żył Piast w cudnej okolicy...
Miał syneczka...
Córeczki:
- Wiemy! Wiemy!
Mama:
- No i chcecie?
Córeczki:
- Chcemy! Chcemy!
Mama:
To chodźcie ze mną.
(Mama wychodzi z córeczkami)
Dz.: Czy dawniej dzieci lubiły chodzić do szkoły? Czy chętnie się uczyły?
M.K.: Wysłuchajmy wspólnie wiersza pt. „W szkole”, w którym znajdziemy odpowiedź na
te pytania.
Inscenizacja wiersza
Chłopczyk 1:
Ej, ty szkoło, nudna szkoło!
Wcale w tobie niewesoło.
Tu rozmyślasz o zabawce,
A tu siedź kamieniem w ławce
I patrz w książkę z drobnym drukiem.
Głos:
Ale brzydko być nieukiem!
Chłopczyk 2:
Rozwinęły się już drzewa,
Lada wróbel sobie śpiewa,
Lada motyl sobie leci,
Gdzie mu kwiatek się zakwieci.
A ty w szkole... w zimie, w lecie!
Głos:
Ale głupim źle na świecie!
Chłopczyk 3:
Ławka twarda, niegodziwa.
Czasem aż mnie coś podrywa,
Żeby chociaż kilka chwilek
Jak ptak bujać, jak motylek.
Żeby wybiec w łąkę, w pole...
Głos:
Próżniak, kto się nudzi w szkole!
Dz.: Jednym z najważniejszych Pani utworów jest „Rota”. Jakie były okoliczności powstania
tego utworu? (podkład muzyczny)
M.K.: W kwietniu 1901 roku we Wrześni wydano zarządzenie o nauczaniu religii w języku
niemieckim. Rodzice jednak nie zakupili niemieckich katechizmów i zakazali dzieciom odpowiadać w języku niemieckim. Uczniowie podjęli strajk szkolny, który rząd pruski złamał
okrutnie. Utwór „Rota” był moim głosem przeciwko prześladowaniu polskich dzieci z Wrześni.
Dz.: Losy dzieci nie były Pani obce. Wiemy, że wiele rodzin i dzieci wiejskich wspomagała
Pani nie tylko duchowo, ale i finansowo. Uczyła Pani dzieci i płaciła za ich naukę w mieście.
M.K.: To był wtedy obowiązek numer jeden.
Dz.: Naród docenił Pani pracę oraz wysiłek i ofiarował Pani dworek z ogrodem w Żarnowcu
koło Krosna.
M.K.: Było to z okazji 25 – lecia mojej pracy pisarskiej.
Dz.: My także w dowód wdzięczności za Pani twórczość oraz za to, że zechciała Pani zostać
patronem naszej szkoły, przygotowaliśmy specjalnie dla Pani niespodziankę.
Śpiew:
Hej górol, jo ci górol,
Hej spod samiuśkich Tater,
Hej na te uroczystość
Przygónił mnie tu wiater.
Hej będzie tu zabawa
Prawdziwa, zbójnicka,
Bo w Krzemieniewicach w szkole
Jest Maria Konopnicka.
Taniec – Trojak
Patron to osoba zasłużona, darzona szczególnym szacunkiem, ciesząca się uznaniem
społeczeństwa.
Pamiętajcie!
Szanujcie swojego patrona, gdyż
przez całe swoje życie tworzył dla dzieci.
Swoją postawą udowodnił, że:
Można realizować marzenia,
Można robić jak najlepiej to, co się lubi,
Można być prawym człowiekiem.
Dlatego bierzcie z niego przykład,
A wyrośniecie
Na ludzi godnych podziwu i uznania.

Podobne dokumenty