Pobierz pdf - Prószyński i S-ka

Transkrypt

Pobierz pdf - Prószyński i S-ka
1914
rok końca Świata
Pa u l h a m
1914
rok końca Świata
Przełożył
Adam Tuz
Tytuł oryginału
1914
THE YEAR THE WORLD ENDED
Copyright © Paul Ham 2013
First published by Random House Australia Pty Ltd, Sydney, Australia
This editions published by arrangement with Random House Australia Pty Ltd.
All rights reserved
Projekt okładki
Prószyński Media
Zdjęcia na okładce
Fot. The Art Archive/Indigo Images
Redaktor prowadzący
Adrian Markowski
Redakcja
Piotr Chojnacki
Korekta
Maciej Korbasiński
Łamanie
Ewa Wójcik
ISBN 978-83-7961-208-6
Warszawa 2015
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
Druk i oprawa
Białostockie Zakłady Graficzne SA
15-111 Białystok, Al. 1000-lecia P.P. nr 2
Wstęp
Długi cień lata
1914 roku
L
ato 1914 roku było w Europie cieplejsze i suchsze niż zwykle.
Przedstawiciele klas uprzywilejowanych raczyli się herbatą na werandach domów, pływali łodziami po rzekach i bawili się na zwyczajowych balach oraz przyjęciach. „Jeździło się bez celu osłoniętymi
płótnem dwukółkami (…) Oddawało się lekturze na świeżym powietrzu, chadzało się na pikniki, popijało się herbatę przy białych,
wiklinowych stolikach rozstawionych pod drzewami”, pisał krytyk
Paul Fussell nie bez owej zadziwiającej, amerykańskiej admiracji dla
towarzyskich rytuałów brytyjskich wyższych sfer1. Ubodzy usługiwali
bogaczom, trudzili się w polu, kopalniach i warsztatach albo żebrali.
Nie opuszczali miejsc, które im przypadały zwykłą koleją rzeczy.
„Złoty wiek” stale powraca nawet w XXI stuleciu w popularnych
scenariuszach, powieściach i filmach. Pierwsze odcinki telewizyjnych seriali Downton Abbey oraz Koniec defilady przyciągały
do ekranów miliony widzów oczarowanych arystokratycznym,
przedwojennym światem „Oxbridge”* oraz noszonymi przy kolacji
strojami wieczorowymi, zdobionymi kołnierzykami koszul o załamanych rogach. Wydawało się, że w owych spokojnych czasach każdy umie
popisać się znajomością jakiegoś klasycznego cytatu. Może angielski
oficer faktycznie był najbardziej wykształconym młodym mężczyzną, jakiemu kiedykolwiek przyszło przywdziać mundur? Niejeden
* Oxbridge – słowo powstałe z połączenia nazw czołowych brytyjskich uczelni: Oksfordu
i Cambridge (przyp. tłum.).
24
1914. Rok końca świata
w okopach czytywał Szekspira, poetów romantycznych oraz Biblię.
Wielu pisywało wiersze, ośmielając się – jak to ujął francuski powieściopisarz Louis-Ferdinand Céline – „układać czterowiersze wśród
rzezi”2. Literatura dominowała w tej wojnie od początku do końca,
twierdzi Fussell3.
Wspomnienia z tamtego lipca często popadają w „ckliwy i rzewny”
sentymentalizm rozpływający się nad „osłonecznioną, pełną kultury cywilizacją”, przestrzega historyk Hew Strachan4. Niewątpliwie
współczesne filmy i powieści przeważnie czerpią z doświadczeń paru
światłych osobistości tamtej utraconej epoki albo ludzi podobnego
im pokroju. Na przykład stale przywołuje się wspaniałego, młodego
poetę Siegfrieda Sassoona, absolwenta Marlborough College oraz
Cambridge. Przed oczami staje nam jego postać, gdy tamtego lata
wprost z polowania na lisy rusza do gry w wykwintnego krykieta
– „miłe”, bezrefleksyjne życie dobrze urodzonego młodzieńca, „sportowca i marzyciela”5 – i nie możemy w nim rozpoznać złamanego
człowieka z czasów późniejszych zaledwie o trzy lata, przedwcześnie
postarzałego, dręczonego nerwicą frontową, wypowiadającego „chwalebną wojnę wojnie”6. A oto kolega Sassoona z korpusu oficerskiego,
Wilfred Owen, który przed wojną uczył angielskiego francuskich,
wiejskich chłopców z okolic Bordeaux i tworzył (zanim sam polegnie
na froncie zachodnim) piękne wiersze tchnące niepokojem i udręką
wzburzonego żołnierza, między innymi Hymn dla skazanej na śmierć
młodzieży. Kolejnym jest pisarz Robert Graves, tak samo młody i błys­
kotliwy, jakże niepodobny do zgorzkniałego, postarzałego zrzędy
obrzucającego (w autobiografii Wszystkiemu do widzenia!) kamiennymi
słowami swojej prozy polityków, którzy jego pokoleniu złożyli w darze
pierwszy dzień bitwy nad Sommą.
Jednak anglojęzyczny świat łączy Wielką Wojnę najsilniejszą romantyczną więzią z nazwiskiem poety Ruperta Brooke’a. Autor sonetu
Żołnierz, sławiony przez Yeatsa jako „najprzystojniejszy młodzieniec
w Anglii” i „złoty wojownik”, uosabiał ponoć ducha Anglii7. Wykształcony – jak było do przewidzenia – w prywatnej szkole oraz w Cambridge, zaliczał się do najbardziej znanych dandysów. „Kochanie, czy
się nie przepracowujesz? – pisał Brooke do zaprzyjaźnionej z nim
Długi cień lata 1914 roku 25
aktorki. – Zeszłego wieczoru na scenie przy Drury Lane wyglądałaś jak
zmęczone dziecię. Żebyś wiedziała, jak trudno mi było powstrzymać
się, by Cię nie wziąć w ramiona na oczach wszystkich, w tym królowej
Aleksandry i George’a Bernarda Shawa”8. W oczach współczesnych
mu twórców z Grupy Bloomsbury, a także w myśl późniejszej powieści Alana Hollinghursta Obce dziecko (której główny bohater jest
wzorowany na nim), śmierć Brooke’a w 1915 roku pogrzebała ducha
całej epoki. Mniej znany jest tragizm jego zgonu: Brooke nigdy nie
ujrzał walki, zmarł bowiem wskutek infekcji od ukąszenia moskita
w drodze na półwysep Gallipoli.
Oto postacie, których archetypy tak często przywołuje się w anglojęzycznym świecie dla zobrazowania wszystkich poległych w Wielkiej
Wojnie. To bynajmniej nie ich wina, że ich zrujnowane życie ma
symbolizować „stracone pokolenie”. A jednak ów fakt wypacza cały
obraz. Miliony zwykłych, młodych ludzi, pozbawionych pretensji
literackich i wymowy cyzelowanej w prywatnych szkołach – Brytyjczyków, Francuzów, Niemców, Rosjan, Serbów, Austriaków, Węgrów,
Hindusów, Afrykanów, Australijczyków, Kanadyjczyków, Irlandczyków,
Nowozelandczyków – podobnie okaleczonych, spoczywają „gdzieś
tam, na obczyźnie”9. Nikt o nich nie pamięta albo wspominają ich
tylko bliscy, którzy w wiejskich kościołach zamawiają nabożeństwa
za ich dusze. Ich szczątki obracają się w proch w odległych grobach,
a listy pokrywają się kurzem w archiwach.
Inni przeżyli wojnę i unieśmiertelnili się w inny sposób. Odznaczony za odwagę w 1914 roku Céline (urodzony jako Louis-Ferdinand-Auguste Destouches) został powieściopisarzem, autorem Podróży do kresu nocy, uważanej za jedną z najwspanialszych powieści
XX wieku. Podczas II wojny światowej splamił się antysemityzmem,
a ponoć także kolaboracją z Niemcami, lecz odkupił swe winy błyskot­
liwością swojej prozy i troską o biednych. James Chadwick, w 1914
roku internowany w Niemczech, gdzie studiował fizykę na berlińskiej
politechnice, zdobył Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki za odkrycie
neutronu; było to osiągnięcie kluczowe dla skonstruowania bomby
atomowej, zrzuconej na Hiroszimę. Inny fizyk, Erwin Schrödinger,
który podczas wojny służył jako oficer w austriackiej artylerii fortecznej,
26
1914. Rok końca świata
dał początek teorii falowej mechaniki kwantowej i sformułował paradoksalny eksperyment myślowy, znany pod nazwą „kota Schrödingera”.
A także, oczywiście, poroniony artysta Adolf Hitler, który w 1914 roku
zgłosił się na ochotnika do służby w niemieckiej piechocie i zdobył
Krzyż Żelazny za dzielność, a trzydzieści lat później doprowadził
Niemcy do sromotnej klęski w kolejnej wojnie światowej.
***
Spokój owych czasów skrywał niesłychane zagrożenie. Nieliczni
zdawali sobie sprawę, że ministrowie Austro-Węgier na posiedzeniu
7 lipca 1914 roku faktycznie wypowiedzieli wojnę Serbii trzy tygodnie
przed wybuchem działań wojennych (patrz rozdział 25). Niektórym zaś miastom daleko było do spokoju. Olbrzymie wiece odbywały
się w Berlinie, Wiedniu i Belgradzie. Ciepła lipcowa aura i dziwne
przeczucie, że coś wisi w powietrzu, skłaniały ludzi do wyjścia z domów. W następstwie zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda
28 czerwca 1914 roku tłuszcza wyległa na ulice Wiednia i Budapesztu.
Tysiące ludzi domagało się wojny przeciwko uważanym za wrogów
Słowianom, Teutonom, ludom romańskim lub Anglosasom, albowiem
„rasa” odegrała w wojnie znacznie większą rolę, niż przypuszczamy. Po
wypowiedzeniu wojny na początku sierpnia wybuchła jawna euforia
ze szlochem, obejmowaniem się i ściskaniem sobie rąk. Adolf Hitler
padł na kolana: „Z głębi serca dziękowałem niebiosom, że udzieliły
mi łaski życia w takiej chwili”10. Twierdzi się nawet, że owe pogodne
dni przyśpieszyły decyzję rządzących o wypowiedzeniu wojny, gdyż
umożliwiły organizowanie pod gołym niebem masowych manifestacji
na rzecz działań wojennych11.
Czy przywódcy państw europejskich byli aż tak podatni na wpływy? Czy ludzie i prasa – wszechwładna w Wielkiej Brytanii „opinia
publiczna” – naprawdę chcieli wojny? Czy to pod naciskiem opinii
publicznej rządy Niemiec, Francji, Rosji i Wielkiej Brytanii wypowiedziały wojnę? Wydaje się to mało prawdopodobne. Za sprawą
kilku tysięcy skrajnych nacjonalistów, szowinistycznie nastawionej
mniejszości oraz współwinnych całej sytuacji mediów powstał wielki
tumult, lecz owe kręgi bynajmniej nie wyrażały głównego nurtu opinii.
Długi cień lata 1914 roku 27
Publiczne podżeganie do wojny w Berlinie, Belgradzie, Wiedniu
i Paryżu nie odzwierciedlało powszechnych nastrojów w Europie.
Większość Francuzów, Brytyjczyków, Rosjan i Niemców nie chciała
wojny, lecz nie miała siły, by ją powstrzymać. „Militaryzmowi było
daleko do zdominowania europejskiej polityki w przededniu Wielkiej
Wojny – konkluduje Niall Ferguson. – Przeciwnie, stał on u progu
politycznego upadku. (…) Dowody są jednoznaczne: Europejczycy
nie dążyli do wojny, odwracali się plecami do militaryzmu”12. Lipcowe
manifestacje nie wyrażały uczuć milionów spokojnych matek i ojców,
żon i sióstr, których nie pytano o zdanie. Ich wszystkich przerażała
zaś myśl o utracie synów, braci i mężów w nadchodzącej pożodze.
***
Władcy i przywódcy polityczni Europy wiedzieli coś, o czym większość ich narodów nie miała pojęcia: nadciąga wojna. Kilku potężnych,
wiekowych przedstawicieli arystokratycznych rodów, pozbawionych
kontroli ze strony dysponującego pełnią praw politycznych społeczeństwa lub nieocenzurowanej prasy, sprowadziło na świat wojnę za zamkniętymi drzwiami. Później twierdzili, że czuli się nią „zaszokowani”
i nie zdołali jej zapobiec. Jednakże trzy tygodnie przed najazdem
Niemiec na Francję niemiecki kanclerz Theobald von Beth­mann-Hollweg mógł stwierdzić, że „spodziewa się, iż wojna – bez względu
na jej wynik – wykorzeni wszystko, co obecnie istnieje”13. On sam
odegrał kluczową rolę w powstaniu owego wyniku wojennych zmagań,
a mimo to później utrzymywał (podobnie jak inni przywódcy), że był
bezradny i nie mógł ich powstrzymać. Jednak podobne przeczucia
nadciągającej apokalipsy wypełniały umysły władców Europy na wiele
lat przed rokiem 1914.
Większość zwykłych ludzi owe przeczucia zaczęły nawiedzać kilka
tygodni przed wypowiedzeniem wojny, w lipcu 1914 roku. Po latach
mieli oni spojrzeć na tamte letnie dni przez pryzmat globalnego konfliktu, który przyniósł niewysłowione okropności, straty i zniszczenia.
Kontrast, jaki dostrzegali, trudno było znieść spokojnie. To zrozumiałe,
że tęsknili do błogiego pokoju, zachowanego w ich wspomnieniach jako
dni skąpane w ciepłym, słonecznym blasku, jak gdyby idealizowanie
28
1914. Rok końca świata
letniej aury mogło utrwalić „wyjątkowo sielankowy”, przedwojenny
świat, skoro nie da się go odzyskać14.
Sto lat później ośmielamy się nazywać takie rozumowanie naiwnością. Z perspektywy naszej przerażającej wiedzy ważymy się nawet
nazywać je szaleństwem lub bezduszną obojętnością, gdy w tym samym czasie najpotężniejsze machiny wojenne i najliczniejsze armie
lądowe mobilizowały się, by unicestwić ich świat. Jednak to oznacza
projekcję zrywających się nawałnic najkrwawszego stulecia wstecz,
w osobliwszą, prostszą epokę, nim na zawsze rozwiał ją w sierpniu
huk dział. Prawda wygląda po prostu tak, że większość ludzi – jak
zawsze – nie wiedziała, co przyniosą nadchodzące dni.