Szczęście między krokami
Transkrypt
Szczęście między krokami
Aleksandra Padewska, kl. 6 S.S.P. nr 96 im. Św. Rodziny w Otwocku Szczęście między krokami Długo szłam przez życie, natrafiając tylko na pojedyncze ślady szczęścia. Był czas, kiedy sądziłam, że wiem, gdzie jestem. Był czas, kiedy się zgubiłam. Był czas, kiedy stopniowo zaczęłam odnajdywać drogę. A teraz jest czas, kiedy widzę szczęście na każdym kroku. A zaczęło się tak: leżałam w sobotni ranek na swoim łóżku, w gniazdku uwitym przeze mnie z koców, poduszek i z wszystkiego innego, co wygodne i miękkie. Z dołu słyszałam niespieszną krzątaninę: szum wody, rozmowy, granie telewizora, stukot garnków i łoskot talerzy. Moi rodzice niedługo mieli pojechać z moją siostrą Laurą na zawody biegowe. Całą nasza rodzina lubiła się ruszać. Co prawda, mama pracowała jako lekarz, ale również żywiła gorące uczucia do wysiłku fizycznego. Natomiast tata był zawodowym sportowcem i to on zaraził mamę tym zamiłowaniem. Rodzina od strony mojego ojca kochała sport – wszyscy pradziadkowie, dziadkowie, ciocie i wujkowie. Ogólnie cała nasza rodzina biegała – jak niezawodowo, to dla przyjemności. A, nie. Przepraszam, nie wzięłam pod uwagę jednej osoby. Zapomniałam o sobie. Czyli jednak nie wszyscy moi bliscy kochali biegać. Ja nie. Dla rodziców byłam czarną owcą w rodzinie. Posiadałam talent do rysowania, a na koncie miałam już całkiem sporo wyróżnień, a i miejsc na podium też by się znalazło. W zeszłym roku zajęłam drugie miejsce w konkursie malarskim i byłam z siebie naprawdę zadowolona. A moi rodzice? No, niby też byli ze mnie dumni, poszliśmy do restauracji świętować, ale oni nie potrafili udawać. Przecież widziałam, jak cieszyli się z sukcesów sportowych Laury i woleliby, żebym ja też miała osiągnięcia w tym kierunku. Naprawdę, nie przeżyłabym. Nie przeżyłabym, gdyby nie Laura. Moja dwunastoletnia siostrzyczka zawsze umiała wywołać uśmiech na mojej twarzy. I również potrafiła mnie docenić! Laura jako jedyna nie czepiała się mnie o to okropne bieganie. Nie było dnia, żebyśmy nie rozmawiały, nie było dnia, żebyśmy nie robiły razem czegokolwiek. Dawałam radę jeszcze tylko dzięki niej. Kochałam ją. Zawsze, kiedy coś się działo, moja siostra wiedziała o tym pierwsza. Prawda, była młodsza, i to aż o cztery lata, ale rozumiałyśmy się bez słów. Nie miałyśmy przed sobą żadnych tajemnic. Zawsze się nawzajem wspierałyśmy. Ale wracając do tematu: leżałam na łóżku i rysowałam, kiedy kątem oka dostrzegłam, moją siostrę. Była już w stroju do biegania z kucykiem na czubku głowy. Laura uśmiechnęła się i podeszła do mnie na paluszkach. Myślała, że jej nie zauważyłam. Więc kiedy się zbliżyła, żeby zakryć mi oczy, ja gwałtownie odrzuciłam szkicownik i rzuciłam się na dwunastolatkę. Zaczęłam ją łaskotać, a ona śmiała się głośno, śmiechem podobnym do dzwonienia srebrnych dzwoneczków. Przy tym całym zamieszaniu koce, poduszki i wszystko, co miękkie i wygodne spadło na podłogę. Laura, chcąc się bronić, wyciągnęła ręce i też zaczęła mnie łaskotać. Teraz to ona rzuciła się na mnie, jednak trochę zbyt gwałtownie, przez co obydwie, śmiejąc się i krzycząc, wylądowałyśmy na podłodze, pośród koców i poduszek. Moja siostra leżała na mnie i zanosiłyśmy się śmiechem. Chyba narobiłyśmy dużego hałasu, bo zobaczyłam, jak rodzice weszli do pokoju ze zdziwionymi minami. - Dziewczynki, co wy wyprawiacie? – zapytał zaniepokojony tata. - Boję się, że nie ma na to lekarstwa – powiedziała mama z uśmiechem. W końcu i rodzice zaczęli się śmiać. Kiedy wreszcie się uspokoiliśmy, tata powiedział: - Jesteście naprawdę niemożliwe. Ale następnym razem, jak będziecie miały zamiar doszczętnie zdemolować pokój Rachelle, uprzedźcie wcześniej nas i sąsiadów, żebyśmy mogli przenieść się w bezpieczne miejsce. Kiedy wyszli z pokoju, powoli podniosłam się z podłogi. Po upadku z łóżka piekł mnie łokieć, ale jeszcze bardziej bolał brzuch po tej kaskadzie śmiechu. Laura też wstała. Jej kucyk został kompletnie zniszczony i miała teraz zabawną fryzurę. Ale ja pewnie nie wyglądałam lepiej. Spojrzałam w lustro. W srebrnej tafli zobaczyłam dziewczynę o bardzo bladej cerze, z ciemnobrązowymi włosami. Moje odbicie miało błękitne oczy, w których teraz jaśniały roześmiane iskierki. Natomiast z mojego warkocza prawie nic nie zostało – teraz każdy włos sterczał w inną stronę. Laura podeszła do mnie i przytuliła się, a ja objęłam ją rękoma. Ona też spojrzała w lustro. Dziewczynka naprzeciw mojej siostry miała jasne, blond włosy, które w tej chwili były w uroczym nieładzie. Cerę miała ciemniejszą i wyraźnie kontrastującą z moją. Odbicie Laury miało duże, brązowe oczy, w których też kryły się zawadiackie ogniki, jednak raz po raz na mnie spoglądały. Nie byłyśmy do siebie ani trochę podobne. Łączyły nas jedynie podobne sylwetki: obie smukłe i niezbyt wysokiego wzrostu, jak na swój wiek. Podobno między innymi dlatego Laura była taka dobra w biegach. Wzięłam szczotkę ze swojego biurka i zaczęłam powoli rozplątywać i czesać włosy. Zrobiłam siostrze na nowo kucyka i spojrzałam na jej odbicie. Dopiero teraz było widać, że jest zdenerwowana. - Hej, dasz sobie radę. Jesteś najlepsza, no nie? Przecież kochasz biegać, a jak człowiek robi to, co kocha, to powinien być szczęśliwy bez względu na wszystko. Laura spojrzała na mnie i uśmiechnęła się swoim najpiękniejszym uśmiechem. - Rachelle, a ty na pewno nie możesz z nami pojechać? Wiem, że tego nie lubisz, ale… - Tak, nie lubię, ale doskonale wiesz, że nie jadę tylko i wyłącznie dlatego, że mam w tym tygodniu sprawdzian z biologii. Gdybym mogła, to przecież bym z tobą pojechała. I nawet nie próbuj nalegać. Moja siostra spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek, ale wiedziałam, że dała się przekonać. - Laura, idziemy! No chodź, bo się spóźnimy!– zawołała mama. - Już idę! – odkrzyknęła moja siostra. Przyklęknęłam przed nią i przez chwilę tylko na siebie patrzyłyśmy. Jednak po pewnym czasie przyciągnęłam Laurę do siebie i wyszeptałam: - Poradzisz sobie, tak? Wierzę, że tak. Na pewno. Po czym delikatnie odsunęłam ją od siebie, jednak moja siostra nie wydawała się przekonana, więc powiedziałam: - Jak tylko wrócisz, obiecuję, że zrobię twój ulubiony deser lodowy i obejrzymy jakąś komedię. Lody i śmieszny film to taka nasza mała tradycja. Tylko Laury i moja. tym razem z uśmiechem pokiwała głową, ale i tak jeszcze zapytała: - A zrobisz do tego gorącą czekoladę? Proooszę! Moja siostra spojrzała na mnie błagalnie. Nie potrafiłam jej niczego odmówić. - No, niech ci będzie. Ale musisz już iść, bo zaraz faktycznie się spóźnicie. I już po chwili stałam na balkonie, machając odjeżdżającemu samochodowi. *** Starałam się właśnie zapamiętać coś z tej niezrozumiałej biologii, gdy nagle zadzwonił telefon. Szybko podbiegłam do słuchawki i zobaczyłam na wyświetlaczu nieznajomy numer. - Halo? – zapytałam niepewnie. Odpowiedział mi łagodny głos. Jednak z każdym następnym wypowiedzianym słowem, mój świat walił się coraz bardziej. *** Potem już nie wiedziałam, co się dzieje. Przez parę dni(dni, tygodni, a może nawet miesięcy?) chodziłam, jak we śnie. Mało co do mnie docierało. Dopiero kiedy ciocia powiedziała, że ma zamiar umówić mnie do psychologa, zaczęłam normalnie funkcjonować. Normalnie. Chociaż… co to znaczy „normalnie”? Tak, jak powinno być? Typowo? Klasycznie? Właściwie? U mnie było „tak, jak powinno być, typowo, klasycznie i właściwie”, ale tylko z pozoru. Wszystko robiłam mechanicznie. Ciocia zapisała mnie do nowej szkoły i już niedługo miałam mieć „mój cudowny pierwszy dzień!”. Bo do tej pory zostawiono mnie w spokoju i mogłam uczyć się w domu, ale (niestety!) tylko chwilowo. Podobno potrzebuję „spotkań z rówieśnikami”– to nie moje słowa, tylko cioci. Ale wróćmy do „dzisiaj” i „teraz”. Zjadłam obiad w samotności i poszłam umyć talerze. Woda kapała złowieszczo, a przerażająca cisza zdawała się dudnić w uszach. Od kiedy zamieszkałam z ciocią codziennie siedziałam sama w domu aż do wieczora, bo Adela pracowała. Właśnie. Kolejna nowość to, że miałam mówić cioci po imieniu, chociaż była siostrą mojej mamy, i to młodszą tylko o rok. Ale co robić? Włożyłam czyste talerze do szafki i wspięłam się po schodach do mojego pokoju. Weszłam do pomieszczenia i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Ustawiłam przed sobą płótno, na szafeczce położyłam farby, nalałam do kubeczka wody i stanęłam przed sztalugą. Od tamtego zdarzenia nie tknęłam ołówka ani pędzla. I teraz, kiedy już wyciągnęłam rękę, żeby zrobić pierwszą kreskę, nagle moje narzędzie wypadło mi z ręki. Nie, to znaczy ja je upuściłam, ale dopiero po chwili to do mnie dotarło. Opadłam na podłogę i oparłam się o drzwi, chowając twarz w dłoniach. Po raz pierwszy od tamtej pory pozwoliłam sobie na łzy. Za każdym razem, gdy sięgałam po ołówek, widziałam chwilę, która miała nigdy nie nastąpić: mnie i Laurę, oglądające komedię, śmiejące się z lodami i gorącą czekoladą w rękach. Nagle poczułam, że ten pokój jest za ciasny i za mały. Otworzyłam drzwi na balkon i spojrzałam w dół. Wcale nie było tak wysoko lub przynajmniej tak mi się wydawało. Po chwili już byłam na ziemi. Dopiero teraz dotarło do mnie, że na niebie wiszą szare chmury, drobny deszczyk przecina powietrze, zamiast ziemi widać tylko błoto, a ja jestem ubrana w zwykłe legginsy, t-shirt i trampki. Ale nie zwróciłam na to uwagi. Musiałam stąd uciec. Puściłam się przed siebie biegiem, tam, gdzie rozciągało się pole. Zamknęłam oczy. Wiatr we włosach. Powietrze smagające mnie po twarzy. To uczucie towarzyszące przy każdym kroku. Przyspieszenie. Brak kontroli. I najważniejsze ucieczka. Ucieczka od wszystkiego. To dlatego nie mogłam malować, bo tylko rozdrapywałam i tak jeszcze nie zagojone rany. Poczułam w nogach rwący ból, złapała mnie kolka, brakowało oddechu, ale pomimo tego biegłam dalej. Po raz pierwszy od tamtego czasu mogłam zapomnieć. Nagle przystanęłam, uświadamiając sobie, jak daleko byłam od domu cioci. Zawróciłam i ze zdwojoną szybkością pobiegłam z powrotem. Znalazłszy się pod tarasem, musiałam chwilę pogłówkować, jak dostać się do mojego pokoju. W końcu natrafiłam na jakieś skrzynki i już po chwili byłam u siebie. Spojrzałam w lustro. I zobaczyłam tę samą osóbkę, która stała przed swoją toaletką z siostrą w objęciach. Wtedy miałam roziskrzony wzrok i potargane włosy. Teraz wszystko było tak samo. Nie, nie tak samo, poprawiłam się w myślach. Popatrzyłam jeszcze raz w zimne zwierciadło i przesunęłam się, robiąc miejsce akurat dla jeszcze jednej osoby. Nic już nigdy nie będzie takie samo. *** Następnego dnia był mój pierwszy dzień w nowej szkole. Wszyscy byli dla mnie mili, ale to dlatego, że wiedzieli. A ja odwzajemniałam się uśmiechem i potakiwałam. A w głębi serca pragnęłam, żeby wszyscy się ode mnie odczepili i zostawili mnie w spokoju. Kiedy lekcje się już skończyły i szłam do wyjścia, zauważyłam ulotkę na ścianie. To była informacja o „kółku biegowym”. Wszyscy, którzy wezmą udział w tych zawodach, również będą mogli startować w biegach, w szkolnej olimpiadzie. - Dzień dobry. Ty pewnie jesteś nową uczennicą, prawda? – zapytała kobieta, jednak nie dała mi czasu na odpowiedź. Miała na sobie czarny dres, w ręku jakąś teczkę i gwizdek. – A więc ja jestem twoją nauczycielką od wychowania fizycznego. I również prowadzę kółko biegowe. Chciałabyś się do nas przyłączyć? Za szybko, pierwsze co mi przeszło przez myśl. Musiałam przez chwile przeanalizować to, co powiedziała nauczycielka. A nie przedstawi mi się pani? Nie zapyta mnie pani o imię? przemknęło mi szybko przez myśl. Ale zaraz potem skupiłam się na zadanym pytaniu. Czy chciałam wstąpić do kółka biegowego? No cóż… Kiedyś nienawidziłam biegać, ale teraz… I wtedy przed oczami stanął mi obraz Laury, kiedy biegała. Była taka szczęśliwa… - Tak – odpowiedziałam, zanim zdążyłam się rozmyślić. I pani Magda (dowiedziałam się imienia!) objaśniła mi dokładnie plan zajęć i całą resztę. Kiedy wracałam na piechotę do domu cioci, zastanawiałam się nad moim wyborem. Czy rodzice i Laura byliby ze mnie dumni? *** Poszłam do szatni przebrać się przed pierwszymi zajęciami. Przyszłam o parę minut później, ale i tak już nikogo nie było w przebieralni, więc szybko się uwinęłam. Przed wyjściem zamknęłam oczy i przywołałam twarz Laury. Nawet wspomnienia budziły ból. Ale kiedy w końcu otworzyłam oczy, byłam pełna energii i gotowa na wszystko. A więc do dzieła. *** Wyszłam na zewnątrz i skierowałam się do małej grupki. Starałam się przyjść niezauważona, ale pani Magda ma niezwykle bystry wzrok. Przedstawiła mnie pozostałym i rzuciła tylko hasło „rozgrzewka”, po czym wszyscy zaczęli wykonywać ćwiczenia. Każdy inne. A ja stałam pośrodku, całkowicie zdezorientowana. Na szczęście trenerka o mnie nie zapomniała. Pokazała mi ćwiczenia rozciągające i wytłumaczyła, że są potrzebne, aby nie uszkodzić żadnych mięśni podczas wysiłku. W końcu rozgrzewka się skończyła, a trenerka poprosiła jedną dziewczynę, żeby się mną zajęła. Tamta skinęła głową i do mnie podeszła, przedstawiając się jako Roxy. Była wysoką i szczupłą dziewczyną, miała rude włosy i zielone oczy. Na jej twarzy ciągle gościł uśmiech, czym chwilę późnej się zaraziłam. W tym czasie poszliśmy z panią Magdą do lasu. Powiedziała, że spotykamy się tam, gdzie zawsze i żebyśmy się nie spieszyli. I to chyba właśnie do tego potrzebna mi była Roxy – żebym nie zgubiła się w lesie. Co prawda wszyscy wyruszyliśmy w tym samym czasie, ale moje niewyćwiczone mięśnie szybko odmówiły współpracy. Dla mojej koleżanki to było nic – żeby mi umilić bieg, opowiadała różne historyjki, a do tego nawet się nie zasapała. Jednak już po chwili śmiałam się na całego. Po raz pierwszy od tamtego czasu. Kiedy w końcu dotarłyśmy na metę, byłyśmy ostatnie, ale za to z uśmiechem na ustach. Do tego nie mogłam złapać tchu, całe ciało oblewał pot, a twarz miałam czerwoną od wysiłku. Ale byłam szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa. Po raz pierwszy od tak dawna… *** Następne dni, tygodnie i miesiące zleciały bardzo szybko. Miałam dużo nauki – to po pierwsze. Po drugie – niezwykle intensywnie ćwiczyłam. Biegałam w wolnych chwilach, zeskakując z tarasu i wracając po paru godzinach. A Roxy szybko zyskała u mnie miano najlepszej przyjaciółki. Nawet czasem miałam wrażenie, że widzę w tej ciepłej i wiecznie wesołej dziewczynie moją małą i radosną siostrzyczkę. Również powróciłam do malowania i do konkursów malarskich – z czasem, stopniowo, zaczęłam się znów odnajdywać w płótnie, kredkach i farbach, ołówkach i pędzlach. Jednak ból dawał mi się we znaki. Ten ból. Ten ból nie znikał nigdy. Nie mógłby. Czasami po prostu był bardziej stłumiony, czasami wychodził ze mnie, rozprzestrzeniając się i chowając we wszystkie zakamarki. Ale ból nie zniknie. Nie ten. To właśnie z tą myślą namalowałam na pustej ścianie moje pierwsze malowidło: dwie dziewczyny, odwrócone tyłem. Jedna o ciemnobrązowych włosach i wyższa od drugiej, blondwłosej, biegnące w stronę zachodzącego słońca na łące. Ale po wnikliwszym przyjrzeniu można było dostrzec, że ta mniejsza dziewczynka unosiła się parę centymetrów nad ziemią, a wokół niej jaśniała delikatnie złotawa poświata. Natomiast starsza dziewczyna na wysokości serca miała czarne smugi, oplatające się wokół niej niczym macki, o czymś przypominające. O czymś, co już minęło. I nigdy nie wróci. *** W końcu przestałam zostawać w tyle. Roxy nie musiała już na mnie czekać, jednak w czasie biegania wciąż ze sobą rozmawiałyśmy. Z czasem zaczęli się do nas przyłączać inni uczestnicy zajęć i teraz wszyscy biegaliśmy koło siebie równym tempem, prowadząc ożywione dyskusje. Pani Magda była zadowolona z naszej integracji i, uznając, że już jesteśmy gotowi, zaczęła nam pokazywać nowe ćwiczenia, wymagające większego wysiłku. W końcu nadszedł ten dzień. Dzisiaj miała odbyć się olimpiada szkolna, w tym biegi. Osoby z podium miały dostać szansę na zawody wojewódzkie. Nie wiedziałam, czy chciałabym wygrać. Nie wiedziałam, czego bym chciała. Wyszłam z szatni. Skierowałam się wraz z innymi na start. Tak musieli się czuć tata i Laura, przemknęło mi przez myśl. Zamknęłam oczy, żeby się uspokoić. Wszędzie mnóstwo ludzi. Upał. Pot lejący się ze mnie, chociaż jeszcze nie zaczęliśmy biec. Gwałtowne bicie serca. Wszystko docierało do mnie w zwolnionym tempie. Wreszcie sędzia powiedział: „Zająć pozycje”. Przygotowałam się i zamknęłam oczy. Parę sekund później powietrze przeciął głośny gwizd. Zanim zrobiłam pierwszy krok, w głowie pojawiła mi się myśl: „Dla Laury”. I wystartowałam. Dla Laury. *** Wcześniej pani Magda powiedziała mi, że jeżeli tylko nie poddam się w trakcie biegu, mam szansę nawet na zwycięstwo. Musiałam tylko dobiec do mety. I nie pozwolić sobie na słabość. Więc biegłam. Biegłam, ile sił w nogach. Wiatr smagał mnie po twarzy. Czułam każdy mięsień, jak pracował, jak się męczył. Po chwili straciłam poczucie czasu, drogę wyznaczały mi jedynie kolorowe wstążki. Wszystko było, jak w przyspieszonym tempie. To, co czułam… Nie do opisania. Wreszcie zobaczyłam dwa zakręty: jeden przystrojony wielobarwnymi kokardami, drugi – skrót do mety. Wystarczyło skręcić w lewo i byłabym do przodu o połowę drogi. Przysięgam, wahałam się tylko przez sekundę. Ale po tej sekundzie powrócił mi zdrowy rozsądek i skręciłam w drogę z kolorowymi wstążkami. Jednak zanim obrałam właściwą ścieżkę, zauważyłam jakąś postać, która skręciła w lewo… Przeżyłam szok, o mało się nie przewróciłam. Zawodnik, który postanowił iść na skróty – a raczej zawodniczka – to nikt inny jak Roxy. Moja przyjaciółka. Nie. Pokręciłam głową, żeby o tym nie myśleć. I wtedy napotkałam spojrzenie zielonych oczu, w których pojawiło się… Zawstydzenie? Odwróciłam głowę i popędziłam przed siebie. Nagle do moich uszu dotarły jakieś dźwięki… dopingowanie. W oddali zamajaczyła mi meta przystrojona na czerwono. To ile czasu minęło od startu? W następnej chwili, nie wiedząc jak, znalazłam się na finiszu. Czyżbym była pierwsza? Nie. Na najwyższym podium stała Roxy. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, zaledwie na pół sekundy. Ale tyle wystarczyło. Widziałam w jej szmaragdowych oczach wstyd, skruchę. Ale ja patrzyłam na nią w zamyśleniu. Dlaczego? Dlaczego to zrobiła? Nie zdążyłam się zastanowić, gdyż w jednej chwili zaatakował mnie tłum. Było tyle ludzi, że nie rozróżniałam twarzy. Co chwilę przez gwar przebijały się znajome głosy. W końcu jakoś dostałam się na podium, schodek niżej od Roxy, schodek wyżej od trzeciego miejsca. Dyrektor szkoły podszedł do nas i kiedy miał zawiesić na szyi Roxy złoto, pomyślałam, że nikomu nie powiem o jej wybryku. Widocznie miała jakiś powód. A nawet jeśli nie… No cóż. To nie było moje sumienie. Nagle Roxy cofnęła się i zeszła z podium. Wszyscy patrzyli na nią jak na wariatkę. Spojrzała na mnie spanikowanym wzrokiem. Ale ja tylko skinęłam głową. To jej wystarczyło. Powiedziała wszystkim, że to ja powinnam zająć pierwsze miejsce. Że zachowała się nie fair. Na koniec tego nieskładnego monologu, zwiesiła głowę i stanęła z boku. Wtedy pan dyrektor oznajmił, że Roxy zostaje zdyskwalifikowana. Moja przyjaciółka przyjęła to z zamkniętymi oczami. Podeszła do mnie, zarzuciła mi ręce na szyję i wyszeptała mi do ucha: - Proszę, nie myśl teraz o mnie jak o oszustce. Nie chcę się usprawiedliwiać, ale zrobiłam to, bo chciałam, żeby rodzice byli ze mnie dumni. Choć raz. Och, jak dobrze ją rozumiałam! Kiedyś też bym dała wszystko za pochwałę od rodziców. Odsunęłyśmy się od siebie. Uśmiechnęła się do mnie blado, a ja ponownie weszłam na podium. Tym razem byłam najwyżej. Dyrektor zawiesił mi na szyi złoty medal. Wtedy zeszłam z podwyższenia i dotarłam do Roxy. Popatrzyłam na nią i przystroiłam ją krążkiem w kolorze słońca. Mnie nie było potrzebne zwycięstwo. Ale jej tak. Uśmiechnęłam się do niej i ją przytuliłam. Kiedy wreszcie się rozłączyłyśmy, czekał na nas tłum z gratulacjami. Byłam w samym środku tego zamieszania. Jednak spojrzałam w niebo i, tak, jakbym była sama, powiedziałam w górę, ku błękitowi: - Bieganie daje szczęście i zbliża ludzi. Już wiem, dlaczego kochaliście biegać.