Cygańska patelnia i inne opowiadania
Transkrypt
Cygańska patelnia i inne opowiadania
Piotr Szałaśny Cygańska patelnia nt e m i l ragek.p f y t inne rmopowiadania ow zkar e Daww.b w 2011 t n e gm.pl a r f tek y w kar o rm.bez a D ww w Copyright © by Piotr Szałaśny Copyright © for the e-book edition by Bezkartek.pl Self-Publishing Warszawa 2011 2 t n e gm.pl a r f tek y w kar o rm.bez a D ww w Wydawnictwo Bezkartek.pl Self-Publishing 02-106 Warszawa, ul. Pawińskiego 5a, Budynek D tel. +48 22 219 70 68 [email protected] www.bezkartek.pl ISBN 978-83-62330-42-3 3 Cygańska patelnia Szedł ciemną ulicą. Noc sennie zaległa nad miastem. Nie znał go. Z każdą minutą na ulicy było coraz mniej ludzi. Za to multikolorowe szyldy knajp i klubów świeciły coraz bardziej wrednie i bestialsko. Gwar z każdych drzwi tych przytułków nie pozwalał zapomnieć. Zimne piwo za 6 złotych. 6 złotych za pół litra żółtego, gazowanego szczęścia. Substytutu prawdziwego szczęścia. Być może jeszcze stać na to dzieci japiszonów, choć te pewnie gustują w twardych dragach. Nieważne. To nie dla mnie. Za tę cenę w nocnym kupię jednego, przy prawdziwym szczęściu nawet dwa. Jabole. Bo mnie kurwa stać. Bo mam to, co uzbieram. Każdego dnia w innym miejscu, grając i srając, srając i grając. Nawet już nie pamiętam jak pachnie kobieta. Jak smakuje placek z patelni. Nieważne. Szedł ciemną ulicą. Noc sennie zaległa nad miastem. Nie znał go, nagle wyszedł zza rogu. Stanął przed nim typ. Bez wątpienia cygan. Chcesz mi powróżyć? Nie dzięki. – powiedział Dymek nt mepl g Nie próbuj udawać kozaka lolusiu. Dawaj .i komórkę! No już! – krzyknął rakasę k f e rt dziwnym trafem zrobił się cały cygan z nieco dziwnym akcentemwi ynaraz a o k czerwony na twarzy. rm.bez a D ww Jedyne co Ci mogę dać, to solidny w wpierdol. – odpowiedział spokojnie Dymek. Sam się o to prosiłeś! – wyrzucił z siebie cygan. Cyganie mają taką dziwną właściwość czy też zdolność, że zawsze kiedy coś się dzieje, zjawia się co najmniej połowa ich rodziny. A że zazwyczaj rodzinę mają liczną, ludzi robi się jak na trzecioligowym meczu piłkarskim. Nie inaczej było tym razem. W sekundzie za młodym i bezczelnym cyganem pojawiło się więcej bezczelnych cyganów w różnym wieku. O ich bezczelności świadczyć mogły ich ręce, a raczej to, co w nich dzierżyli. Dymek tak naprawdę nie miał komórki, nie potrzebował. Nie miał znajomych, z którymi musiałby się kontaktować. Zresztą nie miał pieniędzy. Więc naprawdę jedyne co posiadał to siła by komuś wpierdolić. Zabawa nie trwała długo, nie jest problemem dać w pysk jednemu młodemu cyganowi. Rodzina cygana też nie widzi problemu w najebaniu jakiemuś włóczędze w nocy. Padły dwa ciała. Jedno od szybkiego dźgnięcia nożem, drugie od starej, cygańskiej patelni. A potem jedno z ciał zniknęło. A drugie leżało. I leżało. I dobrze, że żadnych psów 4 nie było w pobliżu. Bo rano ciało znalazł mały chłopczyk, pewnie Adaś. Pewnie Adaś nie był dzieckiem japiszona, nie mógł też pić piwa, bo miał zaledwie 9 lat. Ale w odróżnieniu od Dymka miał komórkę. Nie żeby tam najnowsze cacko, ale działającą. Komórkę – GPSa, żeby rodzice mogli go mieć cały czas na smyczy. Jak dziecko, jak psa. Mały pewnie Adaś zadzwonił do mamy. Bo do kogo miał zadzwonić, ta zadzwoniła na policję i zaraz poszła do pewnie Adasia. To Pani nas wezwała? - zapytał gruby, wąsaty policjant, wychodząc z wozu. W zasadzie to mój syn Adaś do mnie zadzwonił, a ja się z Wami skontaktowałam. – odpowiedziała mama Adasia. Rozumiem. W takim razie proszę przyjść jutro z dzieckiem na Komendę. Do widzenia. – odpowiedział policjant Cały wieczór Adaś pytał mamę, co się stało temu panu co leżał na ziemi. Mama nie odpowiadała. Znała twarz całującą i brudzącą bruk. Widziała go tego samego dnia, jak szedł ulicą. Widziała, bo piła piwo za 6 zł i wyszła na zewnątrz na papierosa – oczywiście slima. On przechodził obok. nt Nie wstąpił do knajpy. mepl g Dawno nie było tak zimno. Cygańska . siedziała wokół stołu z ra rodzina k f e rt pozłacanymi nogami. Jedna starsza kobieta wy kapłakała. o rm.bez – jęczała na zmianę z – Mój syn, mój a Jak oni śmią! Jak śmią na nas naskakiwać! D ww synuś kochany. w To przestało być zabawne – zagrzmiał starszy, tęgi mężczyzna – to jest nasz teren, jak nie chcą się przystosować to niech tu nie przychodzą. Cholerne polaczki. Dyskusja toczyła się do późnych godzin nocnych. Następnego dnia Adaś z mamą stawił się na komendzie policji. Po piętnastu minutach wracali do domu. Mama nie przyznała się, że widziała tego trupa jak jeszcze nie był trupem. Po co się przyznawać do tego, że się pije? Jeszcze zaczęliby wypytywać z kim jest wtedy Adaś. To nie miałoby sensu. Jeszcze by potem ktoś chciał porwać albo zabić jej dziecko, gdyby naprowadziła na ślad mordercy. O nie, nie, nie mogła ryzykować. Za to musiała się napić. Za dużo stresów ostatnimi dniami. 5 Szła ciemną ulicą. Noc sennie zaległa nad miastem. Nie znała jej. Wracała na lekkim rauszu. Nagle wyszła zza rogu. Stara cygańska patelnia przeorała powietrze trafiając prosto w głowę mamy Adasia. Za mojego synaaaa! Wrzeszczała stara cyganka bijąc patelnią w głowę nieprzytomnej kobiety. Następnego dnia Adaś szedł ulicą, zdziwiony, bo mama nie przygotowała śniadania. Ale przecież był już duży. Spotkał ją na znajomej ulicy, całą we krwi, nie dzwonił do taty. Był już duży, był doświadczony, zadzwonił na policję. Przyjechali szybciej niż poprzednio. Stracił nie tylko matkę. Stracił też dzieciństwo. Śledztwo trwało, gruby wąsaty policjant odwiedzał nawet wszystkie okoliczne domy. Natrafił też na starą cygankę, smażącą coś na starej cygańskiej patelni. Nie pytał jej o nic. Płakała. Albo się śmiała. Czysta, miła alejka nt e gm.pl a r f tBlisko Mam swoje miejsce na świecie. Wygodne. ek ubikacji i blisko okna. Co y r owspoglądać. ka Biegną w tę i we w tę. Nigdy wieczór sącząc piwo mogę na nich z m r e nawet nie spojrzą. I tak zobaczyliby Daww.b jedynie sylwetkę majaczącą w obłokach tytoniowego dymu. To jest w mój dom. Tu mnie każdy zna. A oni mają swoje mniejsze i większe problemy. Wypucowane buciczki, drogie krawaty, modne fryzury, skórzane aktówki. Cały ten smrodlawy marketingowy syf od Armaniego, Gucciego czy z innej Wólczanki. Gdy czasami wyściubię nos za drzwi, patrzą się dziwnie. Nie pasuję do czystej, miłej alejki przy biurowcu. Przy pięknym, szklanym, wielkim biurowcu. Przy wielkim gównie, w którym tym sflaczałym kutasom wydaje się, że są kimś. Mam swoje miejsce na świecie. Wygodne. Blisko ubikacji i blisko okna. Na dziewiątym piętrze. Nie spotykam się tu z własnymi myślami, nie spotykam się ze sobą. Ale mam pieniądze, konto w banku dla vipów. Nie każdy sąsiad takie ma, nie każdy. Niektórzy sąsiedzi są dziwni, hodują te swoje dzieci, jak świnie w chlewie. Gorzej. Zamiast hodować, powiększać konto oni hodują dzieci. Z tego nie ma nawet mięsa. Świnia byłaby lepsza. Widok z okna też mógłby być lepszy. Jakaś obskurna kamienica, brudne okna. To nie przystoi. Ktoś powinien zrobić z tym porządek. Jak nie po dobroci to po chamsku, bo nic innego tam siedlić się nie może. 6 Daj jeszcze jedno na zeszyt, Wiesiek, nie bądź świnia. - powiedziała osoba blisko okna. Dobra, ale to już Twoje ostatnie. - odpowiedział Wiesiek. I tak nie mam gdzie iść. - odparowała osoba blisko okna Może do domu? - zapytał Wiesiek Tu jest mój dom, Wieśku, u Ciebie. - orzekła osoba blisko okna Jak nie masz innego to niedługo możesz wylądować na ulicy. - Z pewnym smutkiem w głosie odpowiedział Wiesiek Sprawozdanie z zeszłego tygodnia, szefie – powiedział urzędnik w wypucowanych butach, drogim krawacie, modnej fryzurze i ze skórzaną aktówką. Dzięki, jakie wyniki? – zapytał sennie szef, obracając długopis w ręce. Niech Pan sam zobaczy. – odpowiedział urzędnik.ent gm l .p w Twojej pracy. – rzekł Są mizerne. Idź do domu i przemyśl, co należy ra ekzmienić f rt szef, lekko poirytowany głównie o tym, musiał przestać obracać długopis w wy że a k z m ręce. ar be D ww. Tu jest mój dom, szefie. – odpowiedział z nadzieją w głosie urzędnik. w Jak nie masz innego, to niedługo możesz wylądować na ulicy – rzekł mocno już poirytowany szef. Wiesiek dwa miesiące później zwinął interes. Nikt nie wiedział dlaczego. Knajpa istniała 20 lat, dlaczego akurat teraz musiała plajtnąć? Dwa tygodnie po zamknięciu, grupa budowlana zajęła się obskurną kamienicą z brudnymi oknami. Miały na jej miejscu powstać nowe kancelarie. Nowy pomysł szefa. Nie jedyny. Urzędnik o wypucowanych butach, drogim krawacie, modnej fryzurze i ze skórzaną aktówką już nie był urzędnikiem o wypucowanych butach, drogim krawacie, modnej fryzurze i ze skórzaną aktówką. Osoba, która zwykle siedziała blisko okna nie mogła już tam dłużej siedzieć. 7 Jeden z nich skoczył z pięknego, szklanego wielkiego biurowca. Prosto na czystą, miłą alejkę. Drugi natomiast stoczył się i zamarzł nocą koło placu budowy, który był przy czystej, miłej alejce. Który był urzędnikiem, a który osobą siedzącą zwykle blisko okna? Nieważne. Mają swoje miejsce na świecie. Wygodne. Blisko siebie. Na cmentarzu. Na bogato Siedzieli w pełnym przepychu, długim salonie. Cztery grube świnie. Willa była ogrodzona solidnym, kutym płotem i wysokimi tujami. Żeby żaden plebs nie mógł cieszyć oczu jej widokiem. Opary dymu ntunosiły się nad pięknym, e dębowym stołem. Do połowy zrobiona flaszka gm.plJacka Danielsa stała obok a r f walały ek się po podłodze. Znaczyło to pozłacanej popielniczki. Dwie wcześniejsze t y r w a tyle, że posiedzenie trwałomojuż zkdłuższy czas. Czas przepełniony e r b przedświątecznym nastrojem. DawZaw.ogromnym oknem leciutko kołysały się w powietrzu malutkie płatki śniegu. w Sceneria wyglądała bajkowo. Wy jebane sprzedawczyki! - zagrzmiał Minister Zdrowia. Sam jesteś wyjebany! - huknął Minister Edukacji. Wyjebane dziwki bez szkoły! - przez sen wystrzelił Minister Środowiska. Cicho, wy grube jebane i wyjebane kutasy! - krzyknął Premier. Rozmowa na te i inne tematy parlamentarne trwała do późnych godzin nocnych. Mimo zimowej aury pierwsze promienie słońca chciały zacząć budzić ludzi. Jakież musiało być ich zdziwienie gdy w wypełnionym przepychem, pięknym salonie, zastały cztery świnie śpiące w alkoholowym amoku wokół pięknego, dębowego stołu. Na ich marynarkach i koszulach od najlepszych producentów widniały dziury wypalone petami i plamy po whiskey. Od żula spod mostu różnili się tylko jedną rzeczą – mieli mniej wygodne miejsce do spania. 8 W dzisiejszym wydaniu wiadomości między innymi: Zamach terrorystyczny na wieży Eiffla, rządowy projekt budżetu na kolejny rok, jak zabić karpia?, prognoza PKB na przyszły rok. Znowu będą pierdolić te swoje farmazony, co mnie to całe gówno obchodzi – powiedział do swojej kochanki Minister Zdrowia leżący w łóżku. Dziewczyna wystawiająca goły tyłek obok niego mogłaby być jego córką. Na oko miała z 18 lat. Nie brzydkie mieszkanko, z ogromnym telewizorem i jeszcze większym łóżkiem było prezentem od Ministra Zdrowia. Za zdrowe cotygodniowe ruchanie. Bynajmniej, dziewczyna była zadowolona. Na modne ciuszki kieszonkowe też dostawała. I drobne prezenciki, brylantowy pierścionek czy nowe Audi. Na tę młodą sprzedajną ale dobrze opłacaną sucz była zarejestrowana pewna firma. Rzecz jasna młoda gołodupcia nią nie zarządzała, wątpliwe, żeby znała chociaż jej dokładną nazwę. Sprzedawanie leków zawsze było opłacalnym zajęciem, szczególnie dla Ministra Zdrowia, mającego kilku odpowiednich przedstawicieli handlowych, którzy potrafią być przekonujący. Papieros Ministra Zdrowia dopalał się powoli. Palić można już jedynie we t własnym domu, i u młodych sprzedajnych ale dobrze en opłacanych sucz. gm.pl a r W tym czasie Minister Edukacjif także ekoglądał telewizję, jednakże nie t y r w ka edukował swojego przyjaciela od były to wiadomości. Dość ostrymopornolem m ez gładził go w tym czasie po różnych r stringach serca. Ów przyjaciel, w samych b a . D ww miejscach. Lewą ręką. Światłe w plany Ministra Edukacji o zmianie planów nauczania edukacji seksualnej wywołały jakiś czas temu aferę, największe problemy mieli oczywiście dostojnicy kościelni a wszystko to musiały podłapać i rozdmuchać media. Hieny, zawsze muszą się we wszystko wpierdalać. Minister Środowiska w tym czasie był na wyjeździe służbowym. Gdzieś w pobliżu jacyś idioci protestowali, nie chcieli pięknej dwupasmówki w miejsce nikomu niepotrzebnego rezerwatu. Dzikusy. Siedząc przy stole ze swoją blond sekretarką Minister Środowiska wdupiał comber jeleni w sosie kurw... kurkowym. Od czasu do czasu uśmiechał się do niej i dolewał jej do kieliszka stare, czerwone Bordeaux, w tym samym czasie tłuszcz ściekał mu kącikiem ust. Ona nie musiała się nawet uśmiechać – i tak wiedziała, że patrzy tylko na jej pokaźny dekolt. Nie miała nic przeciwko. Śliniących się na jej widok tłustych świń przychodziło do gabinetu każdego dnia wiele. I każda patrzyła na biust. W ich oczach widać było chciwość, może zazdrość, zwierzęce fantazje. Bo czego można oczekiwać od świni? Ot, specyfika pracy, bardzo dobrze płatnej pracy, z 9 okazjonalnymi premiami za włożenie do ust i wykwintnymi obiadami. Nie miała nic przeciwko. Premier natomiast, jako druga najważniejsza osoba w państwie, był w zagranicznej delegacji. Daleko, na parzącym stopy piasku cieplutkiej wyspy, którą otaczała gorąca woda. Hotel oczywiście był dla vipów. Pięć gwiazdek musi być. I drinki z parasolką. A przede wszystkim wiele młodziutkich, najlepiej nieletnich, skośnookich dziewczynek. Skąpoubranych. Czasami nagich. Zależnie od sytuacji. Zrobiłyby wszystko za pięć banknotów. Banknotów podatników. Ponieważ wszystko podczas delegacji jest płacone przez państwo. A dziewczynki wpisze się w usługi. Bo przecież nie są niczym więcej. Po nudnych jak flaki z olejem świętach Bożonarodzeniowych, spędzonych przez nich głównie na słuchaniu narzekań starej, grubej i przygłupiej żony i durnym zachowaniu naćpanych dzieci, spotkali się znowu. Przed sylwestrem. Jacka Danielsa nie zabrakło, a wszyscy czuli się rozgoryczeni. nt e m g Co ta gruba szmata sobie myśli, nawet nie umie, karp w tym .pl ra ekgotować f y artwam, mam tego dość, kurwa dość, roku smakował jak świńskie gówno,wmówię o zk krową. Ale wybory dopiero za dwa ile można wytrzymywać z tą starą nadętą m e r .b rozwieść. A dwie ulice od mojego domu Dawwsię lata. Przed wyborami nie można mieszka moja śliczna mała w niunia, moje młodziutkie ruchadełko. - rozprawiał Minister Zdrowia Pierdol się, twoja chociaż cokolwiek ugotowała. Moja sobie zamówiła catering na wigilię. Myśli sobie, że będzie oglądać telewizję i spotykać się z koleżankami. Gdyby chociaż była ładna to bałbym się o jakiś skandal, że się puszcza. Ale żaden hydraulik by jej nawet kluczem francuskim nie tknął. W sumie mi wszystko jedno, wziąłem ją sobie tylko po to, żeby podwyższyć sobie rankingi, nie mogę na nią patrzeć. - mówił rozemocjonowany Minister Edukacji Żonę mam w dupie. Ale kurwa ten mój synek. On na pewno coś bierze. Wydedukujcie sobie, że na święta wdupił trzy karpie, potem zjadł ciasto, popił winem, zjadł parówki, kurwa w wigilię! A potem powiedział, że dalej jest głodny. Pierdolony narkoman. Boję się jak jakieś media się o tym dowiedzą. Będzie żenada. - z furią opowiadał Minister Środowiska – Już widzę pierwszą stronę w tabloidach, Syn Ministra Środowiska jest ćpunem, albo gorzej, dilerem. Pieprzone media. A Radio by mnie pewnie zaczęło ekskomuniką straszyć. 10