Historia wysiedlenia Polaków na Syberię: ludzie
Transkrypt
Historia wysiedlenia Polaków na Syberię: ludzie
Wszechrosyjski Konkurs Prac Historycznych Prac Uczniów Klas Starszych „Człowiek w historii. Rosja – XX wiek” Historia wysiedlenia Polaków na Syberię: ludzie, zdarzenia, losy Autor: Мichaił Masłow, uczeń XI klasy o profilu językowym MOU «Liceum nr 1» m. UsoljeSibirskoje obwodu Irkuckiego Аdres i telefon autora: 665452 obwód irkucki, m. Usolje-Sibirskoje, ul. B. Chmielnickiego 1-9, tel.: 89500855810 Аdres i telefon szkoły: 665462 obwód irkucki, m. Usolje-Sibirskoje, Komsomolskij Prospekt 51 tel: 8(39543)63665 Promotor: Nela Bubnowa, dyplomowana nauczycielka geografii MOU «Liceum nr 1» m. Usolje-Sibirskoje obwodu irkuckiego Moskwa, 2012 rok Spis treści Wstęp …………………………………………………………………........ Rozdział I Wiek szalony, wiek opłakany …………………........................ 3 7 Rozdział II Niepojęta przewaga liczebna ..……………………................. 9 Rozdział III Historia przybycia do Usolja pierwszych Polaków ………….. 11 Rozdział IV Wielka historia «Małej Polski» …............................................ 17 Rodzina Kustosów …………………………………………………............. 17 Rodzina Gricajewów …………………………………………….................. 19 Rodzina Romaszewskich ………………………............................................ 24 Rodzina Malawskich ……………………………………….......................... 28 Zakończenie .…………………………………….......................................... 29 Spis wykorzystanych lektur i źródeł ………….............................................. 31 Wstep Воспоминания так нелепы… Одни из них довольно смутные, другие абсолютно четкие, третьи слишком тягостны, и ты стараешься не думать о них, а некоторые настолько мучительны, что их не забыть никогда! Анна Мак-Партлин «Заверните мне луну» [Anna McPartlin «Pack Up The Moon» - przyp. tł] Historię ludzkości przechowują ludzie. Mijają dziesięciolecia, mijają wieki, a pożółkłe fotografie i listy ożywają w rękach ciekawskich chłopaków i dziewczyn, którzy odkryli je gdzieś na półkach. Serce zaczyna bić niespokojnie, kiedy dotykając tych «okruchów pamięci», wręcz pogrążasz się w tamtych czasach... Pamięć.… Pamięć ma zabawną cechę przechowywania wydarzeń w sposób wybiórczy: jedne - zdawałoby się - najbardziej szczęśliwe i radosne skrywa w najdalszych zakątkach świadomości; a obrazy najstraszniejszych i najbardziej wstrząsających regularnie stają przed oczami. Ponad trzysta lat temu na niewielkim skrawku syberyjskiej tajgi, wzdłuż brzegów legendarnej córy Bajkała - Angary założyli małą osadę Kozacy z oddziału Jermaka i zapoczęli energicznie wydobywać sól. Osada rosła i się rozwijała. Wydobycie soli osiagnęło skalę przemysłową. Dobrze się kiedyś Kozacy przysłużyli państwu. A później rosyjscy władcy zamienili tę przebogatą piękną syberyjską krainę w miejsce katorgi i zesłań. А usolska warzelnia soli stała się bazą przemyślanej polityki represji. Do miasta Usolje-Sibirskoje przywożono więźniów różnych kategorii. Jedną z najbardziej znaczących grup zesłanców stanowili «polityczni», wśród których było wielu Polaków. Przybywali tu z różnych przyczyn i różnymi drogami. Zainteresowało mnie zbadanie etapów przesiedlania Polaków do Usolje-Sibirskoje na przykładzie kilku rodzin, biorąc za punkt wyjścia losy ich potomków, którzy w naszym mieście żyją do dziś. Ich rodziny w różnych okresach ucierpiały wskutek represji władz rosyjskich. Postanowiłem spojrzeć na problem represji przez pryzmat tych rodzin niezwiązanych ze sobą, ale połączonych wspólnym nieszczęściem - terrorem politycznym. A zaczęło się od zwykłej lekcji historii, jakich setki czy tysiące odbywa się co dzień w całej Rosji. Nauczyciel opowiadał nam akurat o umocnieniu władzy KPZR w ZSRR w latach trzydziestych-pięćdziesiątych XX wieku, kiedy moją uwagę zwróciło jedno zdanie: «Moi krewni też ucierpieli w wyniku represji politycznych, a to przecież rodzina Aleksandra Grina, choć i daleka...». Rodzina nauczyciela historii naszego liceum Andrieja Kornijenki rzeczywiście padła ofiarą samowoli władz i przechowała w pamięci bardzo ciekawe, przejmujące opowieści o tamtych czasach. Jedna z nich, przekazywana z pokolenia na pokolenie, zaświadcza o więzach krwi ze znanym pisarzem Aleksandrem Grinem, który naprawdę nazywał się Aleksander Hryniewski (załącznik 1). [W języku rosyjskim głoska «h» nie występuje na początku wyrazu - w wyrazach pochodzenia słowiańskiego, a także w obcojęzycznych nazwach i imionach własnych zastępowana jest głoską «g» - przyp. tł.] Legenda Hryniewskich, w znacznej części nacechowana mistyką i niemająca potwierdzenia w dokumentach, jest mimo to troskliwie przechowywana w rodzinie, jako swoisty symbol następstwa pokoleń, skomplikowanego splotu ludzkich losów. Grin to jeden z moich ulubionych pisarzy, autor znanej powieści «Szkarłatne żagle», która z pewnością czytał każdy uczeń. A tu proszę - Aleksander Grin - jak się okazuje - to nie żaden Grin, tylko Hryniewski i w dodatku krewny mojego nauczyciela. A oto, co udało mi się ustalić w rozmowie z nauczycielem zaraz po lekcjach. Historia jego drzewa genealogicznego po kądzieli prowadzi do świetnego polskiego rodu Hryniewskich. Rodzice pradziadka mego nauczyciela - Edwarda Hryniewskiego - nader aktywnie uczestniczyli w polskim Powstaniu lat 1863-1864, za co zostali zesłani najpierw do europejskiej części Imperium Rosyjskiego, a potem na Syberię. Ród Hryniewskich jest bardzo liczny, a jego potomkowie żyją w europejskiej części Rosji, na Syberii i na Ukrainie. Zainteresowała mnie opowieść nauczyciela, więc zagłębiłem się w biografię Aleksandra Grina (Hryniewskiego), żeby znaleźć albo potwierdzenie, albo zaprzeczenie tej legendy. W ten sposób dowiedziałem się, że ojciec Aleksandra Grina «szlachcic rodowy powiatu disnenskiego guberni wileńskiej Północno-Zachodniego okręgu Imperium Rosyjskiego za udział w białorusko-polskim powstaniu 1863 roku został zesłany w Koływań tomskiej guberni. Potem pozwolono mu przenieść się do guberni wiatskiej, dokąd przybył w 1868 roku»1. Te interesujące fakty potwierdzają prawdziwość rodzinnej legendy o pokrewieństwie ze sławnym antenatem. Pradziadek mojego nauczyciela, Andrieja Kornijeniki - Bolesław Hryniewski przepracował 44 lata jako maszynista w mieście Niżnieudinsk. Jego synowie poszli w ślady ojca - wszyscy byli stachanowcami [przodownikami pracy socjalistycznej przyp. tł.] w parowozowni Niżnieudinsk. W miejscowej gazecie owych lat pisano o nich tak: „Rodzina Hryniewskich - to złoty skarb epoki stalinowskiej. Ojciec i matka, pięciu braci - zgrany nierozłączny wesoły kolektyw”. Głowa rodu, Bolesław, był prawdziwym patriotą. Dowodzi tego pewne wydarzenie z czasów, kiedy przez Niżnieudinsk wycofywały się oddziały białych Czechów i Białej Gwardii: żołnierze usiłowali zniszczyć wszystko, co napotkali na drodze, wysadzali w powietrze najważniejsze dla miasta budynki i instalacje. Przekaz rodzinny opowiada o odważnym czynie dziadka: „Po wysadzeniu mostu kolejowego na rzece Uda, następnym celem miała być stacja pomp wodnych. Jedenastu Czechów miało już dawno przygotowaną bombę i tylko czekali rozkazu. To właśnie wzburzyło Bolesława Hryniewskiego. Przepracował dwadzieścia pięć lat bez chwili przerwy na stacji pomp jako maszynista. Wszystko tam było bliskie mu i drogie, wszystkiego doglądał, o 1 Aleksander. S. Grin // http://www.kostyor.ru/biography wszystko dbał w pocie i znoju. W głowie tętniła myśl: za wszelką cenę uratować stację pomp! I wtedy ten na pierwszy rzut oka nieszkodliwy starzec pod samym nosem żołnierzy przecina im przewód telefoniczny łączący ze sztabem. W ten sposób Czechom nie udało się wysadzić stacji pomp. A zaraz potem do miasta wkroczyły oddziały Armii Czerwonej i ocaliły zarówno stację pomp, jak i maszynistę przed rozstrzelaniem (załącznik 2). Dziadek mego nauczyciela, Edward Hryniewski, urodził się w 1911 roku, całe życie przepracował na kolei - w parowozowni miasta Niżnieudinsk. Jego brat Mieczysław był nauczycielem w miejscowej szkole. Represjonowany przed Wielką Wojną Ojczyźnianą, w 1942 roku zginął w łagrze. Okoliczności jego śmierci są nieznane (ze wspomnień matki Andrieja Kornijeniki — Albiny Hryniewskiej, urodzonej w r. 1937). Ta krótka ale treściwa opowieść nauczyciela sprawiła, że zainteresowałem się problemem przesiedleń Polaków na Syberię. To, co wydawało mi się odległą przeszłością, w rzeczywistości okazało się znacznie bliższe w czasie, niż myślałem... A w październiku 2011 roku poszczęściło mi się wziąć udział w rosyjskopolskim seminarium młodzieżowym w Warszawie, poświęconym problematyce współdziałania ludności obu krajów. Podczas zajęć i ćwiczeń w ramach tego seminarium mogliśmy zapoznać się dokładniej z historią skomplikowanych relacji między Rosją a Polską, a przede wszystkim poszukać sposobów i dróg ich uregulowania. Sądzę, że każdy ze słuchaczy tego seminarium wyjeżdżał z nadzieją na pozytywne rozwiązanie rosyjsko-polskich sprzeczności w możliwie najkrótszym czasie. I każde z nas chciałoby wnieść swój wkład w regulację stosunków dwóch spokrewnionych narodów. Przeprowadziłem badania losów polskich rodzin zamieszkałych w UsoljeSibirskoje. Chcę w tym miejscu podkreślić, że rozmowy z nimi przyniosły wiele interesujących, «żywych» informacji, których nie sposób znaleźć w «beznamiętnych» podręcznikach szkolnych. Cel moich badań - prześledzić historię przesiedlenia Polaków do Usolje na przykładzie konkretnych losów miejscowych rodzin narodowości polskiej. Aktualność tematu nie ulega kwestii. W Rosji, państwie wielu narodów, dzieje pojedynczych nacji i stosunków między nimi są bardzo interesujące. Krąg polskich mieszkańców naszego miasta to nie tylko określona część ludności, ale i znaczący ośrodek kulturowo-historyczny, przechowujący starannie w pamięci historię i tradycje swego narodu i przekazujący je swym potomkom oraz otoczeniu. Na przykładzie konkretnych losów można prześledzić autentyczne dzieje represyjnej polityki rosyjskich władz w perspektywie historycznej; czyli wyjaśnić i ocenić jej przyczyny, istotę, efekty i następstwa. W tym celu musiałem przeczytać i zanalizować obszerny zestaw literatury oraz źródeł dotyczących tego tematu. Znaczną część źródeł stanowią wywiady z Polakami, których krewni byli represjonowani przez aparat państwowy Rosji w różnych okresach historycznych. Ponadto sięgnąłem do źródeł o innym charakterze. Były to: materiały z Muzeum Krajoznawczego miasta Usolje-Sibirskoje; zbiory Archiwum Samorządu Miejskiego w Usolje-Sibirskoje; materiały Urzędu Statystycznego okręgu irkuckiego dotyczące miasta Usolje-Sibirskoje i obwodu usolskiego; fotografie archiwalne i wideonagrania wywiadów z respondentami; roczniki gazety «Ленинский путь», przechowywane w Centralnej Bibliotece Miejskiej w Usolje-Sibirskoje, a także materiały z Internetu. W toku poszukiwań udało mi się zebrać wiele zasługujących na uwagę informacji o naszych miejscowych Polakach. Niewątpliwie pozostawili wyrazisty ślad w dziejach naszego miasta. Zesłanie do Usolje-Sibirskoje ponad setki Polaków - uczestników powstania 1863-1864 - było jednym z najbardziej znaczących wydarzeń w historii zarówno miasta, jak i miejscowych rodzin pochodzenia polskiego. W latach 1863-1864 wybuchło w Królestwie Polskim narodowowyzwoleńcze powstanie, mające na celu wyswobodzenia się z jarzma caratu. Armia rosyjska brutalnie zdławiła powstanie, a setki «pragnących niepodległości Polaków» zesłano do najdalszych guberni Rosji, w tym także na Syberię. Jednak polscy powstańcy to nie jedyni Polacy, którzy trafili na Syberię wbrew własnej woli. W XX wieku ich szeregi powiększyły nowe ofiary terroru władz. Rozdział I. Wiek szalony, wiek opłakany... Wiek XX zaznaczył się w annałach jako epoka nieustannych zmian - to niebywałych wzlotów, to znów błyskawicznych upadków, dyktatur i trybunałów, konfrontacji i hołdów, katastrof narodowych i jednoczenia Europy. .Tak gwałtownie, a zarazem wręcz niezrozumiale rozkręcało się tornado zdarzeń, których kulminacja wprawiła w przerażenie miliony ludzi. Represje polityczne to jedna z najkoszmarniejszych, a jednocześnie najbardziej owianych tajemnicą kart historii świata w ogóle, a ZSRR w szczególności. Miliony niewinnych ludzi, zamęczonych w lochach albo łagrach z rozkazu «Trójek», pośmiertnie zrehabilitowanych w Rosji demokratycznej - to według ideologów stalinizmu cena utrzymania «spokoju społecznego», stabilności reżimu i pomyślności państwowej ZSRR. Zgodnie z niepisaną tradycją przywództwa ZSRR, chyba każdy «plan pięcioletni», jeśli nie każdy rok w historii ZSRR okrywała mrokiem nowa fala terroru. Najbardziej znamienny w tym względzie był rok 1937. Dyktaturze komunistycznej - zarówno przed 1937 rokiem, jak i po nim represje polityczne towarzyszyły niezmiennie. Dlaczego więc właśnie Trzydziesty Siódmy dla potomków Związku Sowieckiego stał się złowieszczym symbolem systemu masowych morderstw, organizowanych i realizowanych przez władze państwowe? Zapewne stało się tak dlatego, że «Wielki Terror» odznaczał się pewnymi szczególnymi, wręcz niespotykanymi cechami, które przesądziły o jego wyjątkowym miejscu w historii oraz ogromnym wpływie, który wywarł i nadal wywiera na losy naszego kraju i pojedynczych rodzin. Rok 1937 to «czystka» na niewyobrażalną wcześniej skalę, która ogarnęła wszystkie regiony i wszystkie bez wyjątku warstwy społeczne - od najwyższych władz państwowych mieszkańców wsi. po całkowicie odległych od polityki, zaharowanych Był to rok zmasowanego terroru. W okresie 1937-1938 aresztowano na podstawie oskarżeń o charakterze politycznym ponad 1,7 mln ludzi. A jeśli dodać do tego ofiary deportacji i skazanych z paragrafu «element społecznie szkodliwy», łączna liczba represjonowanych przekracza dwa miliony. »Niesłychana surowość wyroków: stracono 700 tysięcy osób. To efekt bezprecedensowa planowości terrorystycznych «operacji specjalnych»2. Cała kampania została wcześniej szczegółowo ustalona przez najwyższe władze polityczne ZSRR i przebiegała pod ich stałym nadzorem. W tajnych rozkazach NKWD zawczasu określano terminy przeprowadzenia kolejnych operacji, grupy i kategorie ludności objęte «czystką», a także «limity» - planowane liczby aresztowań i egzekucji w każdym regionie. Każdą zmianę, każdą «inicjatywę oddolną» należało omówić z Moskwą i każdorazowo uzyskać jej zgodę... Trzydziesty Siódmy to ostateczna dewaluacja wartości ludzkiego życia i wolności w powszechnej świadomości narodu. To kult «czekizmu», mitologizacja przemocy, ubóstwienie bożka państwa... Wreszcie, to «fantastyczne połączenie bachanalii terroru z niepohamowaną kampanią propagandową...»3 Wspomnienia o tamtych czasach odzywają się bolesnym echem w duszach ludzi, którzy doświadczyli represji, w sercach ich potomków. Nawet dziś, po obchodach dwudziestolecia «Wolnej Rosji», wielu mieszkańców naszego kraju niechętnie i z lękiem opowiada o swojej sowieckiej przeszłości, a wielu innych po prostu nie mówi nic. Czym uzasadniają swoje milczenie? Niepewnością jutra. Ludzie do tego stopnia przywykli, że decyzje naszych przywódców bywały często nagłe i nieuzasadnione, że nie tylko obawiają się powtórki, ale zupełnie poważnie boją się o swoje życie i o losy swoich dzieci i wnuków. Młodzież natomiast na swój sposób interpretuje realia historyczne: każde z nas po swojemu rozumie pojęcie «represje», kładąc akcent na wybrane fakty z historii. Jednak najważniejsze, co dziś powinniśmy zrobić, to nie dopuścić, by koszmar wydarzeń XX wieku został zapomniany; musimy ocalić dla potomków Prawdę, żeby 2 Rok 1937 – rok «Wielkiego Terroru» // http://www.memorial.krsk.ru/public/00/2007062.htm Rok 1937 a Rosja współczesna. Тezy «Мemoriału» // Мoлодая Европа. М. 2007, nr 14, str.. 2-4 3 nic podobnego nigdy się w Rosji nie powtórzyło; a także zwracać wciąż uwagę społeczeństwa i elit politycznych na potrzeby i problemy ofiar represji politycznych. Rozdział II. Niepojęta przewaga liczebna Temat represji stosowanych wobec narodów Europy Wschodniej - a w szczególności wobec Polaków - nabrał dziś wyjątkowej aktualności. Świadczy o tym skala represji, które wywarły decydujący wpływ na los tysięcy ludzi. A także i fakt, że wielu represjonowanych żyje do dziś i dokłada starań, by ocalić pamięć o zesłaniach i deportacjach, jakie stały się udziałem ich narodu. Polacy to druga co do liczebności - po Żydach - grupa ofiar masowych represji politycznych w ZSRR. Należy wliczyć do tej grupy także i obywateli polskich innych narodowości, zamieszkałych w granicach przedwojennej Rzeczypospolitej. To jeden z powodów, dla których należy dokładnie zbadać represje wobec Polaków i obywateli polskich, włączając tych, których wywieziono ze swej historycznej ojczyzny na zesłanie. Te badania prowadzone sa i w Polsce, i w Rosji. Okres represji i deportacji obywateli polskich wymaga szczegółowej analizy, ustalenia odmienności regionalnych (kto, skąd i dokąd) losu deportowanych, zarówno w czasie pobytu w osiedlach specjalnego znaczenia, jak i po odzyskaniu wolności. W myśl Ustawy RFSRR «O rehabilitacji ofiar represji politycznych» z 18 października 1991 roku: »Represje polityczne to różne metody przymusu, stosowane przez państwo z pobudek politycznych pod postacią pozbawienia życia lub wolności, poddania przymusowemu leczeniu w klinikach psychiatrycznych, wypędzenia z kraju i pozbawienia obywatelstwa, grupowego wysiedlenia ludności z miejsca stałego pobytu, kierowania na zesłanie, na przesiedlenie i do osiedli o charakterze specjalnym, narzucenia pracy przymusowej w warunkach ograniczenia wolności, a także inne pozbawienie lub ograniczenie praw i swobód osób, uznanych za szczególnie niebezpieczne dla państwa albo ustroju politycznego, realizowane na podstawie decyzji sądów i innych organów, wyposażonych w funkcje sądownicze, albo na podstawie decyji administracyjnych organów władzy wykonawczej, urzędów i organizacji społecznych lub ich organów, posiadających uprawnienia administracyjne». Państwo sowieckie w latach trzydziestych i czterdziestych XX wieku stosowało cały szereg masowych represji — czyli operacji, których ofiarą padli Polacy różnego obywatelstwa i polscy obywatele innych narodowości, jak Ukraińcy, Białorusini, Żydzi. Jeszcze w latach 1936-1939 zesłano pod administracyjny nadzór NKWD do Kazachstanu 36 tysięcy Polaków. Cała ta «operacja polska» była w tamtych latach elementem Wielkiego Terroru. Kolejną falę represji na ogromną skalę spowodował tajny spisek Stalina-Hitlera i Mołotowa-Ribbentropa, który Niemcom miał ułatwić bandycki najazd na Polskę, a ZSRR - zagarnięcie wschodnich terenów Polski. «Symbolem cynizmu i okrucieństwa polityki ZSRR wobec Polski stało się w kwietniu-maju 1940 roku rozstrzelanie 15 tysięcy «polskich jeńców wojennych», przetrzymywanych w «obozach dla oficerów» w Katyniu, Charkowie i Kalininie, oraz przetrzymywanych w więzieniach na zachodnich krańcach Ukrainy i Białorusi. (Według polskich źródeł oddziały specjalne NKWD rozstrzelały w 1940 roku 21 857 Polaków). A około 320 tysięcy obywateli przedwojennej Polski zostało w tym czasie deportowanych w północne i wschodnie rejony ZSRR» 4. Nowa fala terroru ogarnęła Polaków po wkroczeniu do Polski 17 września 1944 roku «wyzwolicieli» z Armii Czerwonej. Dziesiątki tysięcy represjonowanych ucierpiało z rąk tych «wyzwolicieli» nie za jakieś wrogie akcje, a w zasadzie tylko dlatego, że byli Polakami. Większość zatrzymanych wysłano w głąb Rosji do obozów jenieckich i tam internowano. A na początku 1945 r. dołączyli do nich zatrzymani przez organa NKWD mieszkańcy powtórnie «wyzwolonych» przez Armię Czerwoną ziem polskich. Dziesiątki tysięcy internowanych Polaków i obywateli polskich więziono długie miesiące albo i lata w łagrach ZSRR bez jakiegokolwiek wyroku. 4 W. Oskockij Zbiory historyczne “Меmoriału”. Wydanie pierwsze. Represje wobec Polaków i obywateli polskich // Новый мир. – М. 1998, nr 7 Jak to celnie określili N. Pietrow i A. Roginskij: Skala aresztowań - oto «co wyróżnia polską operację spośród wszystkich operacji narodowych... Ta polska była nie tylko pierwsza, ale i największa co do liczby ofiar»5. Wymienione wyżej specyficzne cechy represji politycznych wobec obywateli polskich wywołują wciąż rosnące zainteresowanie tym tematem. Rozdział III. Historia przybycia pierwszych Polaków do Usolje Odwiedziłem dział krajoznawczy Centralnej Biblioteki Miejskiej w UsoljeSibirskoje, by porozmawiać z kierowniczką działu - Żanną Własienko, która opowiedziała mi wiele ciekawych rzeczy o pierwszych Polakach w naszym mieście. Jak się okazuje, Polacy w istotny sposób zaznaczyli się w jego historii. Zesłanie tutaj ponad setki Polaków - uczestników powstania lat 1863-1864 - nie jest tylko zwykłym epizodem historycznym. To radykalny, przechowywany w pamięci pokoleń zwrot w dziejach rodzin polskich miasta Usolje-Sibirskoje. W latach 1863-19864 ziemie Królestwa Polskiego, dzisiejszej Litwy, Białorusi i prawobrzeżnej Ukrainy ogarnęło wielkie powstanie narodowowyzwoleńcze, w którym uczestniczyli także Litwini, Ukraińcy i Białorusini. Za udział w powstaniu stracono 128 osób; 12 500 zesłano - m.in na Syberię (część z nich wznieciła później Krugobajkalskie powstanie 1866 roku); 800 powstańców skazano na ciężkie roboty [czyli katorgę - przyp. tł]. Przyjmując, że jak wykazało śledztwo, w powstaniu wzięło udział około 77 000 osób, stwierdzić należy, że ukarano mniej niż jedną piątą powstańców. „Jednym z pierwszych Polaków zesłanych do Usolje na katorgę był Piotr Wysocki. Za organizację i aktywny udział w powstaniu polskich oficerów Szkoły Podchorążych w Warszawie, które następnie przerodziło się w ogólnopolskie powstanie lat 1830-1831, Wysocki został skazany na karę śmierci, zamienioną na 20 5 N. Pietrow, A. Roginskij. «Operacja polska» NKWD 1937–1938 OBYWATELI POLSKICH / М. - «Звенья» 1997, nr 1 // REPRESJE WOBEC POLAKÓW I lat katorgi. Do Usolje przybył w 1833 roku. Na krótko. W 1835 r. został przeniesiony do gorzelni Aleksandrowskiej. Tam Wysocki wraz z innymi katorżnikami ułożyli plan ucieczki przez Syberię, Góry Sajańskie, Dżungarię i Turkiestan do Indii. Stamtąd na angielskich statkach zamierzali popłynąć do Europy. Zbiegom udało się dotrzeć tylko do Usolje, gdzie ich aresztowano, surowo ukarano i wysłano do kopalni Akatujskiej. Tam Wysocki spotkał dekabrystę M. Łunina, z którym przyszło mu dzielić gorzki los zesłańca”6 (załącznik 3). Następna grupa Polaków w Usolje to tzw. Konarowcy – członkowie tajnej organizacji rewolucyjnej Szymona Konarskiego, wykrytej przez władze w 1838 roku. Sam Konarski został stracony, a członkowie jego organizacji skazani na katorgę. Z miastem Usolje wiążą się losy takich konarowców, jak: J. Ruciński, L. Niemirowski, A. Roszkowski, R. Grabowski, P. Borowski, W. Umiński, F. Michalski, J. Sabiński czy W. Szałkowski. Część z nich wysłano później do kopalni Nerczynskiej, innych dyrektor warzelni zatrudnił jako wychowawców i nauczycieli swoich dzieci (załącznik 4). Na ziemiach polskich, znajdujących się pod panowaniem Austrii, Prus i Rosji, w latach pięćdziesiątych XIX wieku zaszły głebokie przemiany społecznogospodarcze. Odrodził sie ruch narodowowyzwoleńczy. Walka narodu polskiego o odzyskanie niepodległego państwa polskiego doprowadziła w 1863 roku do wybuchu powstania zbrojnego. Dwudziestego drugiego stycznia 1863 roku Centralny Komitet Narodowy ogłosił powstanie i opublikował jego manifest programowy. Siłę napędową powstania stanowiły szlachta i drobna burżuazja, rzemieślnicy i robotnicy, uczniowie i studenci, inteligencja i chłopi. Ogromnym wysiłkiem rząd Rosji powstanie w Polsce zdławił. Sięgnięto do okrutnych represji, egzekucji, zesłań powstańców w różne zakątki Rosji. Według źródeł historycznych, po powstaniu 1863 roku liczba zesłańców politycznych w Polsce, na Litwie i Białorusi wyniosła 18 600 osób. Jak obliczył S. Kowaliow, liczba katorżników i zesłańców przekroczyła 22 000 osób. 6 Ż. A. Własienko Z nich ponad 20 000 osób zesłał rząd carski na katorgę i przymusowe osiedlenie na Syberii. Ponad setka Polaków trafiła do warzelni w Usolje i odcisnęła swój ślad w dziejach naszego miasta. Przed przybyciem do Usolje powstańców z lat 1863-64 w mieście pozostawało jeszcze niespełna sto osób z poprzedniej fali zsyłek, w latach 1864-65 przybyło dwieście, następnie w 1866 roku za udział w powstaniu Krugobajkalskim do Usolje zesłano jeszcze ponad sto osób. Tak więc łączna liczba polskich zesłańców i katorżników w latach 1864-67 wynosiło 450 osób. Byli to przeważnie ludzie zamożni - lekarze, poeci, malarze, nauczyciele, uczeni7. W 1965 roku odkryto w archiwach Warszawy kopertę zawierającą 33 rysunki w tuszu. To polscy malarze Stanisław Katerla i Aleksander Sochaczewski na papierze listowym uwiecznili te miejsca w Usolje, gdzie byli na katorżniczych robotach. Jeden z rysunków przedstawia panoramę fabryki położonej na wyspie pośrodku rzeki. Na rysunku jest napis „Angara” i strzałka wskazująca kierunek prądu (załącznik 5). Na odwrocie drugiego rysunku - fragment listu w języku polskim: «Wysyłam na początku listu widok naszej wyspy ze strony Usolje, szkic: na samym środku długi budynek - to nasze koszary, gdzie mam miejsce miedzy trzecim a czwartym oknem, obok z lewej strony piekarnia dla robotników...»8. Te rysunki wykorzystywali w swojej korespondencji nie tylko malarze, ale i ich towarzysze niedoli. Wydział trzeci carskiej ochrany uważał za niedopuszczalne, by rysunki miejsc zesłania i katorgi trafiały do wolnego świata, więc wycinano je z listów i gromadzono w archiwum wydziału. Obecnie znajdują się w Moskwie - w Centralnym Archiwum Państwowym. Polscy powstańcy wnieśli wielki wkład w rozwój ekonomiczny i kulturalny Usolje. Wśród Polaków było 17 lekarzy. W zakładzie przetwórstwa soli założyli oni «Stowarzyszenie lekarzy Usolje», które organizowało dyskusje na temat metod walki z chorobami, a którego członkowie pracowali w szpitalu zakładowym. Polscy lekarze 7 8 W.F. Szamanskij, Usolje-Sibirskoje W.F. Szamanskij, Usolje-Sibirskoje / Irkuck 1994, str. 13-25 / Irkuck 1994, str. 23 zasłynęli na całą Syberię, kiedy wypowiedzieli wojnę tyfusowi i go pokonali. Chorzy zjeżdżali do Usolje z Irkucka i wielu innych miejsc. Wielu Polaków zajmowało się rzemiosłem: szyli ubrania i buty, trudnili się winiarstwem itp., a także hodowali w sadach różne warzywa. Szczególna sławą cieszył się kalafior, w który ogrodnicy zaopatrywali nawet bazar w Irkucku. Część Polaków zajęła się badaniami naukowymi. Bardzo ważne dla organizacji bytu materialnego i duchowego polskich zesłańców stało się powołanie przez nich koła wzajemnej pomocy. Początkowo chodziło o zbieranie składek w wysokości 10% zarobków i pieniędzy otrzymywanych od krewnych, żeby utworzyć kasę pomocy najuboższym. Następnie kasa stała się wspólnym źródłem finansowania życia zesłańców. Wybrano organa zarządzające - na ich czele stanęły trzy osoby o uprawnieniach przewodniczących: A. Oskierko, R. Bniński i Jakub Gieysztor. Za finanse odpowiadał G. Wohl, kasjerem został A. Iwański. Opracowano i przyjęto „Statut usolskich zesłańców”, który obowiązywał do końca pobytu Polaków w Usolje (czyli do początku lat 70.) Statut zakładał utworzenie biblioteki społecznej z bibliotekarzem na czele, obranie sekretarza i sądu w dwunastoosobowym składzie. W statucie sprecyzowano zasady działania kasy pomocy wzajemnej i kasy pożyczkowej, a także podstawy życia duchowego: organizowanie wykładów na różne tematy; czytanie książek; imprezy rozrywkowe i kulturalne. Tak więc wkrótce po zatwierdzeniu statutu B. Świda wygłosił referat o filozofii Kanta, a W. Lasocki - o fizjologii. Stowarzyszenie zajmowało się także korespondencją katorżników. W tym przypadku przesyłaniem listów zajmowały się kobiety, które wspierały zesłańców materialnie, pracowały w piekarni i kuchni, obsługiwały stołówkę (załącznik 6). «Profesor J. Kędrzycki, piszący wiersze, w trakcie powstawania usolskiego stowarzyszenia zesłańców odpowiedział poematem humorystycznym na zatwierdzenie jego „Statutu”, będąc notabene sekretarzem komisji, ów dokument opracowującej. Oto fragmenty tego „poematu”: Ото пишется устав Для усолян братьев И выбраны по закону Умные делегаты. Сессия первая дала в прибыль коммуналов богаче О серьезном положении В каторжной работе»9. Tenże Kędrzycki wraz z innymi Polakami, włączając lekarzy, na rzecz kasy uczestniczyli w inicjowaniu różnych rzemiosł, zajmowali się sadownictwem (jak Mieżycki, hodujący kalafior, wysyłany nawet do Irkucka), byli krawcami (najbardziej znany z nich to J. Kiejsiewicz) itd. N. Hartunga i A. Czekanowskiego pasjonowały wyprawy oraz badania naukowe, Jan Hryniewiecki wynalazł metodę dokładnego ważenia soli, a J. Żurakowski - mistrz winiarstwa - został przeniesiony do gorzelni Telmińskiej. To oni stworzyli podwaliny wielu późniejszych rzemiosł w Usolje, ale imiona tych pionierów w zbiorowej pamięci nie przetrwały. Jak dziwnie splatają się losy obecnych i minionych pokoleń. Weźmy na przykład wychowanie w duchu internacjonalizmu. Dlaczego mamy ulice imienia dalekich i w żaden sposób niezwiązanych z naszą ziemią cudzoziemców: Róży Luksemburg, Karola Liebknechta, Karola Marksa? A tych Polaków się nie pamięta, chociaż oni przecież walczyli z uciskiem rządu imperialnego, byli u nas, zostawili tu ślad swojej kultury. To właśnie ich rysunki rzetelnie i prawdziwie pokazują nam, jak wyglądało nasze miasto 139 lat temu. Poza tym, jak wynika z archiwaliów Muzeum Krajoznawczego miasta UsoljeSibirskoje, potomkowie wielu dziewiętnastowiecznych zesłańców to ludzie powszechnie znani i szanowani, którzy wiele uczynili dla swojej małej syberyjskiej ojczyzny. Ojczyzny którą uznali za swoją i pokochali. Nie wszyscy Polacy po zakończeniu kary wyjechali do swego kraju. Wielu zostało na zawsze w Usolje, założyli tu rodziny. W naszym mieście spotyka się obecnie ludzi o polskich nazwiskach - potomków polskich zesłańców. Starsze pokolenie mieszkańców Usolje doskonale pamięta grę najlepszych 9 Z.A. Własienko piłkarzy miasta z lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku - Nikołaja i Jewgienija Dudinskich. Ich dziadek - szlachcic Bonifacy Dudziński - był jednym z aktywnych uczestników powstania. Wielką sławą cieszy się w Usolje imię Honorowego Obywatela Miasta, nieżyjącego już weterana sportu - Konstantego Krasiłowskiego, którego dziadek także był polskim powstańcem. Znane jest też powszechnie nazwisko byłego dyrektora sowchozu „Maltijskij” - B. Wojciechowskiego, jak i zasłużonego członka klubu krajoznawczego „Priangrarje” W. Karpińskiego i innych potomków polskich powstańców. Jednak polscy powstańcy nie są jedynymi Polakami, którzy przybyli na Syberię wbrew swojej woli. W XX wieku ich szeregi zasiliły następne ofiary rozpasania władzy. Rozdział IV. Wielka historia «Małej Polski» Rodzina Kustosów Z dokumentów archiwalnych wynika, że 56 delegatów miasta UsoljeSibirskoje i trzech wysłanników z Zagłębia Dombrowskiego wyjechało w 1910 r. do Irkucka na poszukiwanie nowych terenów do zasiedlenia10. Był wśród nich dziadek Walerija Kustosa - Franciszek Kustos - jeden z założycieli osady na brzegu Idy, nazwanej potem «Wierszyna». To pierwszy w mieście przedstawiciel znanej w Usolje-Sibirskoje rodziny Kustosów. Największą sławą wśród nich cieszą się: Walerij Kustos - członek Rady Miejskiej, Jewgienij Kustos - mer miasta Usolje-Sibirskoje (1998-2006) oraz szef administracji miasta (2010-2011) (załącznik 7). Potomkowie Franciszka wiele dobrego uczynili dla swej małej ojczyzny Wierszyny i dla Rosji w ogóle. Pierwsza młockarnia wodna, tak potrzebna kołchoźnikom z Wierszyny, została skonstruowana przy wydatnym udziale dziadka Jewgienija i Walerija Kustosów - nazwiskiem Kacper Soja (dziadek po kądzieli W. Kustosa). Co charakterystyczne, nawet takich patriotów nie oszczędził stalinowski 10 W.I. Pietrzyk, Mała Polska w syberyjskiej tajdze: Zbiór / Norilsk 2008, str. 120 terror. Szóstego lipca 1938 r. z rozkazu Trojki przy UNKWD obwodu irkuckiego Kacper Soja (ur. 1880) został skazany z artykułów 58-1/a oraz 58-2 i rozstrzelany. W Kodeksie karnym RSFRR artykuł 58 brzmi: «Zbrodnie wobec państwa i działalność kontrrewolucyjna». Składał się z kilku punktów i zakładał stopniowanie kar. Artykuł 58-1/a: «Zdrada stanu, tzn. działania obywateli Związku SRR na szkodę potencjału wojskowego Związku SRR, jego niepodległości państwowej lub nienaruszalności jego granic, jak to - szpiegostwo, przekazanie tajemnicy wojskowej lub państwowej, przejście na stronę wroga, ucieczka lądem lub powietrzem za granicę - skutkuje najwyższym wymiarem kary, czyli rozstrzelaniem z konfiskatą całego majątku, a w przypadku zaistnienia okoliczności łagodzących - pozbawieniem wolności na okres 10 lat z konfiskatą całego majątku». (20 lipca 1934 r.). Artykuł 58-2: «Powstanie zbrojne lub wtargnięcie w celach kontrrewolucyjnych na terytorium sowieckie uzbrojonych band, przejęcie władzy w centrum lub na prowincji w tym samym celu i, w szczególności, w celu oddzielenia siłą od Związku Sowieckiego i pojedynczej republiki związkowej jakiejś części terytorium lub zerwanie umów zawartych przez Związek SRR z obcymi państwami pociagają za sobą - najwyższy środek obrony społecznej - rozstrzelanie albo uznanie za wroga ludu pracującego z konfiskatą majątku i z pozbawieniem obywatelstwa republiki związkowej, a znaczy, i obywatelstwa Związku SRR oraz wygnanie ze Związku SRR na zawsze, z dopuszczeniem w przypadku zaistnienia okoliczności łagodzących obniżenia wymiaru kary do pozbawienia wolności na okres nie krótszy niż trzy lata, z pełną lub częściową konfiskatą majątku».11 Udało mi się odszukać pewien ciekawy dokument: «Zaświadczenie o rehabilitacji» z 25.02.1995 r., wystawione przez Obwodowy Wydział Federalnej Służby Kontrywiadu w Irkucku. Zaświadczenie stwierdza: «Soja Kacper syn Jakuba urodził się w 1880 r. i zamieszkiwał we wsi Winiary guberni kieleckiej Polska».To znaczy, że dziadek Walerija był narodowości polskiej i dany dokument to potwierdza. Żył we wsi Wierszyna okręgu bochańskiego, pracował w kołchozie «Czerwonna 11 Kodeks karny RSFRR. Część wydzielona // http://www.dar-integrationswerk.de/ru/geschichte/ukaseregierungsbeschlusse-dokumente/126-statja58.html Wierszyna» i został skazany 6.01.1938 roku. W rodzinie Kustosów zachował się tylko jeden dokument: «Zaświadczenie o rehabilitacji». Za życia rodziców pomijano to milczeniem. Matka i ojciec nigdy o tamtych wydarzeniach nie wspominali. Dopiero w 1957 r. potomkom udało się doprowadzić do pośmiertnego zrehabilitowania Kacpra Soi. Czego dowodzi zaświadczenie o rehabilitacji w związku z «nieudowadnialnością znamion przestępstwa». Decyzję o rehabilitacji podjęło kolegium do spraw kryminalnych Sądu Najwyższego RSFRR 25.11.1957 r. (załącznik 8). Tak oto po prostu rozstrzelali człowieka, rodzinę zostawili bez żywiciela. Dopiero dziś zaczynasz rozumieć, że życie ludzkie nie miało wtedy żadnej wartości. Nikomu nie wyjaśniano, za co i dlaczego. A ludziom żyło się ciężko, ale zawsze starali się pracować. Dziadek Walerija i Jewgienija Kustosów - Franc - w latach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej służył na stacji Biełaja i pracował w zakładzie produkcji podkładów kolejowych. Mieszkańcy Wierszyny, pełniący służbę na tyłach, pracowali w nieludzkich warunkach i wnieśli swój wkład w wielkie dzieło zwycięstwa. Ojciec braci - Stanisław - w 1942 r. dostal przydział frontowy do wojsk inżynieryjnych i doszedł aż na Ukrainę: do wsi Makiejewka w obwodzie donieckim. W roku 1946 został zdemobilizowany i skierowany do jednostki wojskowej na stacji Biełaja, gdzie podjął pracę. Wśród bohaterów pracy socjalistycznej pełniących służbę na tyłach są babcie, siostry i inni krewni Jewgienija i Walerija: Franciszka Kustos, Zinaida Kustos, Sabina Kustos. Każdy członek rodziny ma własny pogląd na wydarzenia historyczne. W drugiej połowie XX wieku większość Kustosów wyjechała z Wierszyny, w osadzie zostało tylko kilka przedstawicielek rodu po kądzieli. Wszyscy oni wspominają jednak ciepło i z miłością swoją «małą polską ojczyznę». Rodzina Kustosów znalazła się na syberyjskiej ziemi z woli carskiego rządu. Udało im się nie tylko przetrwać w tej surowej krainie, ale i zachować szacunek wobec swojej historycznej ojczyzny - Polski. Rodzina Kustosów utrzymuje bliskie związki z polskim konsulatem, z ich udziałem powstała polska organizacja społeczna «Caritas», otwarto i odrestaurowano polski kościół, w którym co niedzielę ksiądz celebruje mszę. Spotykają się tam potomkowie wielu rodzin o polskich korzeniach. Rodzina Gricajewów Tysiące straconych istnień... Zatopione w niebycie losy rodzin. Większość z nich do końca życia nie mogła pojąć, za co cierpieli. Minęły całe dziesięciolecia, nim opamiętały się władze państwowe i postanowiły przywrócić im dobre imię, tyle że nie wszystkim dane było doczekać tej chwili. Dziś w naszym mieście żyje 618 zrehabilitowanych, a jeszcze 222 osoby mieszkają na terenie okręgu Usolskiego. Z tych, którzy osobiście doświadczyli represji politycznych, pozostało przy życiu 13 osób w Usolje i 31 na wsi. I każde z nich do najdrobniejszych szczegółów pamięta owe koszmarne lata, kiedy całe rodziny, a nawet całe wsie z korzeniami wyrywano z ojczystej ziemi i rzucano w martwą pustać. Rodziców Stanisławy Gricajewej (załącznik 9) - każde ze swoją rodziną - w latach trzydziestych wywieziono do Kazachstanu. Oboje byli polskiego pochodzenia. Mama Frania żyła z rodzicami na Ukrainie - w wiosce o śmiesznej nazwie Zawalijka, obwódu Kamieniec Podolski. „Ojciec miał pasiekę i w gospodarstwie trzy krowy. Cały domek liczył 20-25 metrów kwadratowych, większą część zajmował ogromny piec, na którym sypiała cała dzieciarnia”. Uprzedzając fakty dodam, że w 1966 roku nasza bohaterka wybrała się na Ukrainę i na własne oczy zobaczyła ten dom, tę mizerotę, niewartą dobrego słowa. I aż się rozpłakała z poczucia krzywdy i niesprawiedliwości. Jak można było uznać jego mieszkańców za ludzi majętnych? za kułaków? A najwidoczniej za to właśnie „niezmierzone bogactwo” postanowiono rodzinę rozkułaczyć. I nikt nie zważał, że z tego gospodarstwa trzeba było nakarmić dwanaścioro dzieciaków – co jeden, to mniejszy (przy życiu pozostało ich tylko ośmioro). Frania nie miała jeszcze piętnastu lat, kiedy w 1934 roku zabrano ich i wywieziono w goły kazachski step, gdzie musieli radzić sobie sami. Wykopali ziemiankę i żyli w niej, jak się dało. Później zbudowali samanowy domek - mieszali glinę ze słomą, wkładali do foremek i suszyli, żeby powstało coś w rodzaju cegły. W piecu palili krowimi plackami zmieszanymi ze słomą. Sadzili kartofle, potem pojawiły się krowa i prosię... Tu Frania poznała przyszłego męża, Michała Zabołotnego, też przesiedleńca. Nędza była taka, że pannę młodą ubierała calutka wioska. Ale bez względu na trudności, życie biegło dalej. Na świat przyszły dzieci. Starsza córka, Stanisława, urodziła się w roku 1940. I doskonale pamięta, jak im się wtedy żyło. «Wkoło - jak okiem sięgnąć, tylko trawa ostnica. Jedna wieś odległa od drugiej o jakieś dziesięć kilometrów, a kolej o dobre sto. Kogo tylko tam nie było Ukraińcy, Białorusini, Niemcy, Czesi. Rosjanie, Polacy, Czeczeni. I wszyscy żyli w zgodzie. Bardzo długo byłam przekonana, że wszyscy ludzie umierają tylko własną śmiercią i pojęcia nie miałam, że można zabijać. Do X klasy nie wiedziałam, co to takiego pieniądze - myśmy ich po prostu nie mieli. I gdyby ktoś mnie spytał, jakie one bywają - nie potrafiłabym odpowiedzieć. Za pracę rodzicom zaliczano dniówkę obrachunkową, czasem wydzielano trochę żyta albo pszenicy. W domu nawet portmonetki nie było. Jeśli nawet pojawiały się jakieś pieniądze, to wyłącznie bilon kopiejki. Mama uzbiera dziesięć jaj, sprzeda za 55 kopiejek, a my za to do kina pójdziemy - bilet kosztował pięć albo dziesięć kopiejek. Tak samo trzeba było uzbierać na jakieś łaszki. Jak się miało jedną sukienkę - to już była radość. Kreton w tamtych czasach uważany by za luksus. Żona dyrektora szkoły miała niebiańsko piękną suknię z krepdeszynu i sama układała sobie fryzurę. Kiedy we dwoje z mężem przychodzili do klubu, wszyscy byli zachwyceni. A tańczyli - i młodzi, i starzy wszyscy. Przecież z rozrywek mieliśmy jedynie kino i tańce». Kiedy Stasia poszła do pierwszej klasy, w rodzinie zdarzyło się kolejne nieszczęście. Ojciec, który pracował w polu na traktorze, wymyślił, że uzbiera na zimę trochę pszenicy - tak z pół worka. Ale znalazł się „życzliwy”, który zameldował o tym, gdzie trzeba. Ojca aresztowali i dali dziesięć lat. Po jakimś czasie go zwolnili i zamienili wyrok na przesiedlenie, w wyniku czego ojciec założył nową rodzinę. A wychowanie Stasi, jej młodszego braciszka i młodszej siostrzyczki spadło na barki mamy i babci. «Oczywiście, było ciężko. Ale nie mogę powiedzieć, żebyśmy głodowali. Swoje mleko było zawsze, ja za nim przepadałam. A największym smakołykiem były dla mnie konfitury - kiedy szliśmy w gości, myślałam tylko o tym, żeby tam konfitury podali. U nas przecież nie rosły żadne owoce. Tak tylko, psianki się uzbiera i poziomek to tu, to tam - z tego się robiło konfitury. A my, dzieciaki, rosłyśmy zdrowe, silne, śmigałyśmy niezmordowanie po całej wiosce. Step, powietrze - wszystko było nasze. To już później zaczęliśmy sami sadzić drzewa i krzewy: klony, topole, akację. Dorośli nie wybierali sobie zajęcia: trzeba było na fermie za cielętami i prosiakami chodzić albo robić w polu. Zasiewało się całe plantacje rośliny kok-sagyz [mniszek gumodajny - przyp. tł.], z której się wyrabiało gumę. Roślina miała kwiatki podobne do dmuchawca. Chodziło się z woreczkami po polu i je zrywało, a potem oddawało do punktu». Żeby pojechać do sąsiedniej wsi albo do okręgu, trzeba było koniecznie mieć specjalne zezwolenie. W domu mówiło się tylko po ukraińsku, a w szkole trzeba było się uczyć rosyjskiego. Do pierwszej klasy poszło od razu siedemdziesięcioro, z nich tylko trzy osoby zdobyły wyższe wykształcenie. Stasia przysięgła sobie w duchu, że będzie się dobrze uczyć. Szkoła we wsi miała siedem klas, więc potem trzeba było jeździć 25 kilometrów do sąsiedniej wioski, liczącej około dziesięciu tysięcy mieszkańców. Zbierało się wszystkie dzieciaki i na arbie woziło raz na dwa tygodnie. Uczniowie mieszkali tam na kwaterze u miejscowych. Pewnej zimy w drodze zaskoczyła ich zamieć, konie zabłądziły i zgubiły drogę. Uczniowie poodmrażali sobie ręce-nogi i potem przez dobrych dziesięć lat Stasia miała ręce barwy fioletowej. Po ukończeniu szkoły dziewczyna zdążyła wyuczyć się na krawcową (proponowano jej nawet kontynuowanie nauki w Ałma-Acie na modniarkę, ale Stanisława odmówiła) i popracować w sąsiedniej wsi, składającej się z jednej długachnej ulicy, jako nauczycielka szkolna. Od razu przydzielono jej czwartą klasę, w której prowadziła wszystkie przedmioty. Nie wychodziło jej tylko rysowanie - daru takiego nie miała i nic nie poradzisz. W ciągu tego roku dziewczyna twardo postanowiła, że zostanie nauczycielką. Próbowała pracy na elewatorze zbożowym, ale po czterech miesiącach zrozumiała, że do ciężkiej pracy fizycznej się nie nadaje. Była wprawdzie zdrowa, ale niedość silna fizycznie. A i mama zaczęła ją przekonywać, że powinna się uczyć dalej. Bardzo mądrą była kobietą, chociaż skończyła tylko siedem klas. „W 1958 roku przeprowadziliśmy się na stację Taincza, dużą - jakieś 50 tysięcy mieszkańców. Wtedy już pozwalali wyjeżdżać swobodnie. Najpierw pojechał tam wujek, a potem i nas zabrał do siebie. Zamieszkaliśmy w takim samym samanowym domku z tapczanami i materacami ze słomy, na których spaliśmy. Całe umeblowanie to stół i taborety własnej roboty. Babcia początkowo w ogóle nie dostawała emerytury, a potem jej przyznali niecałe cztery ruble. Wciąż powtarzała: „Teraz przynajmniej na cukier wystarczy”. Mama miała jeszcze na wychowaniu dwójkę młodszych dzieci. Ale mimo to postanowiono, że powinnam się dalej uczyć. I wstąpiłam do Irkuckiego Instytutu Języków Obcych im. Ho Szi Mina na hiszpański fakultet wydziału romanistyki. Utrzymywałam się ze stypendium, najpierw płacili 20 rubli, potem 22. Na urodziny z domu przysyłali mi dziesięć rubli, a raz do roku, kiedy zarzynali prosiaka - paczkę ze słoniną. Urządziliśmy sobie w pokoju prawdziwą komunę - zamieszkaliśmy w osiem osób, ustawiliśmy piętrowe łóżka, za wszystkie stypendia kupowaliśmy żywność i liczyliśmy każdą kopiejkę, żeby wystarczyło na miesiąc. Patelnię kartofli nasmażymy i dzielimy na osiem osób, chociaż każde w pojedynkę mogłoby zjeść całą. No a potem, już z koleżanką, zaczęłyśmy łapać prace różne, to się jeszcze ze dwadzieścia rubli z tego uzbierało. Tak się żyło, każdy z głodu był zielony. Ale kiedy jechałam do domu w odwiedziny, obowiązkowo wiozłam jakieś małe gościńce, chociaż mama krzyczała na mnie za to, bo wiedziała, że głoduję. Ale wzajemna troska, uważność, chęć sprawienia choćby malutkiej przyjemności - tacy byliśmy od dziecka. Widzieliśmy to wkoło, więc sami też nie mogliśmy inaczej”. Po ukończeniu instytutu Stanisława zamierzała jechać z nakazu pracy do Briańska, ale siostra mieszkała u koleżanki w Usolje, więc postanowiły razem zostać w tym mieście. Tak to w 1967 roku absolwentka Instytutu Języków Obcych zaczęła pracować w szkole nr 15. Nie minęły trzy miesiące, jak poznała przyszłego męża, poślubiła go i urodziła syna. I nim jeszcze skończył jej się urlop macierzyński, poszła do pracy w dopiero co otwartej szkole nr 13 i przepracowała w niej 29 lat - od 1971 do 2000 roku. Stanisława Gricajewa wychowała trzech synów, dziś ma trzy wnuczki, a niebawem pojawią się może i prawnuki. W międzyczasie pojechała zobaczyć tę chałupkę, z której w latach trzydziestych wysiedlono jej babcię z dziadkiem i chmarą dzieci. Niedawno odwiedziła też Taicz - dom, w którym mieszkała z mama i babcią, bratem i siostrą. Ale w żaden sposób nie potrafi odpowiedzieć na jedno-jedyne pytanie: „Dlaczego przed wielu, wielu laty ktoś zniszczył ich życie, zaliczając rodzinę, w której największym bogactwem były dzieci, do kułaków?”. „Po prawdzie, nic dobrego w swoim życiu nie widziałam. Sama nędza wkoło. Ziemia nam się trafiła – ugór i kamienie. Jak zacznie padać, błocko takie, że dojść się nie dało nigdzie. Aleśmy przeżyli. Szczęściem, mama się wtedy uparła, żebym nie wracała. Choć i tam mogłabym pracować w szkole. Jak po latach przyjeżdżałam do mamy w gości, patrzyłam na swoje dawne koleżanki z klasy, na przyjaciółki i z przerażeniem myślałam, że one wyglądają teraz jak stare kobiety i nic w ich życiu się nie zmieniło”. W latach terroru miliony ludzi wyrwano z korzeniami ze swoich miejsc i rzucono tam, gdzie faktycznie nikt nigdy nie żył. Przyszło im niezorane ziemie zmieniać w żyzne, żyć dalej i wychowywać swoje dzieci, zapuszczać korzenie w nowym miejscu. Musiały minąć dziesięciolecia, zanim państwo uświadomiło sobie swój błąd, przeprosiło ich i postanowiło uczynioną im krzywdę wynagrodzić, przyznając ulgi. Ale wątpię, czy ci, którzy doświadczyli na własnej skórze, co znaczy karanie za niewinność, mogą uznać że te ulgi to wystarczająca rekompensata za to, że ich życie stało się nędzną wegetacją. Rodzina Romaszewskich W ciągu różnych stuleci i dekad ziemia usolska przyjaźnie i życzliwie przyjmowała przedstawicieli narodu polskiego, którzy znaleźli się w surowej syberyjskiej krainie nie z własnej woli. Dla niektórych pobyt w Usolje stanowił zaledwie życiowy epizod. Ale dla wielu nasze miasto stało się prawdziwą Małą Ojczyzną i miejscem ostatniego spoczynku... W Usolje-Sibirskoje mieszka Maria Kriwokrysowa (z domu Romaszewska), urodzona 6 grudnia 1954 r. Polka z pochodzenia (załącznik 10). W domu przechowuje interesujący dokument - Świadectwo urodzenia, które głosi, że przyszła na świat we wsi Krasnaja Polana, okręg kellerowski obwodu kokczetawskiego republiki Kazachstan. Zwróciłem uwagę na rubrykę, w której wymieniono rodziców: Romaszewski Adam - Polak i Jabłońska Feliksa - Polka. Polacy w Kazachstanie? Co za los? Matka Marii Romaszewskiej, Feliksa Jabłońska, urodziła się 5 sierpnia 1928 roku we wsi Korytnice - okręg jarumski obwodu żytomierskiego. Razem z rodzicami - Hanną i Pawłem Jabłońskimi - w 1936 roku została ze względu na narodowość zesłana w trybie administracyjnym do Kazachstanu — okręg kokczetawski obwodu kellerowskiego. Tam rodzice Feliksy zginęli. Feliksa miała zaledwie osiem lat, kiedy ją zesłano do Kazachstanu, czego dowodzi archiwalne zaświadczenie z Prokuratury Generalnej Republiki Kazachstan: «Jabłonskaja F. 1928 roku urodzenia bezprawnie przesiedlona w 1936 r. razem z rodzicami w trybie administracyjnym. Figurowała w ewidencji MSW od r. 1944 do 1956». W wieku lat dwunastu Feliksa została sierotą na wychowaniu starszej siostry Leontyny Jankowskiej (z d. Jabłońskiej). Razem z Feliksą i jej rodzicami zesłano także trzech jej starszych braci: Rafała, Antoniego i Ludwika. Dwaj z nich, jak na tamte czasy, zaszli wysoko. Rafał został dyrektorem szkoły, Antoni przewodniczącym rady gromadzkiej w Kazachstanie. Ale i to nie uchroniło ich przed powtórnymi represjami, w rezultacie których Rafała rozstrzelano w Pietropawłowsku (obwód północnokaukaski), a Antoni po zwolnieniu z więzienia i powrocie do domu zmarł wskutek obrażeń, odniesionych w toku czynności represyjno-śledczych (załącznik 11). Feliksa zaś ukończyła w Kazachstanie ośmioletnią szkołę, wyuczyła się na laborantkę i została kierowniczką laboratorium na elewatorze. Tam przepracowała całe życie. Tam też spotkała swoje przeznaczenie — ojca Marii — Adama Romaszewskiego, z którym żyła do końca swoich dni. Ojciec Marii, Adam Romaszewski, urodził się 26 grudnia 1928 rok we wsi Bolszaja Klitna - okręg krasiłowski obwodu chmielnickiego, zmarł 15 czerwca 1974 roku we wsi Obuchowka - jak stwierdza świadectwo zgonu wydane przez USC wsi Dragomirowka - okręg kellerowski obwodu kokczetawskiego Kazachskiej SRR. W 1937 roku wraz ze starszymi braćmi i rodzicami — Bronisławem Romaszewskim (1896-11.11.1957) i Malwiną z domu Cichocką (24.12.1902-13.12.1994) został zesłany na osiedlenie do kazachskiej wsi Obuchowka - okręg kellerowski obwodu kokczetawskiego. Fakt ten potwierdza «Zaświadczenie o rehabilitacji ofiar represji politycznych» wydane przez prokuraturę obwodu północnokazachskiego nr 13/4272000 z 03.05.2000 r., w którym czytamy, że «Kriwokrysowa (z d. Romaszewska) Maria córka Adama... wspólnie z rodzicami, wysłanymi na specjalne osiedlenie do Kazachstanu z przyczyn politycznych, od 1954 r. do 1956 r. zamieszkiwała na warunkach specjalnego osiedlenia w obwodzie Kokczetawskim i uznana została za poszkodowaną wskutek represji politycznych» (załączniki 12, 13, 14). Rodzina Adama Romaszewskiego — męża Feliksy — także padła ofiarą represji. Zaświadczenie archiwalne, wydane 30.09.1999 roku Marii Krywokrysowej z d. Romaszewskiej przez Państwowe Archiwum Miejskie w Kokszetau stwiedza: «W zasobach archiwalnych Wołodarskiej rady gromadzkiej okręgu Wołodarskiego obwodu Kokczetawskiego księgi meldunkowe z lat 1955-1957 zawierają informacje na temat rodziny Romaszewskich: - Romaszewski Adam s. Bronisława — głowa rodziny, ur. 1928, Polak - Romaszewska Feliksa c. Pawła — żona, ur. 1928, Polka - Romaszewska Maria c. Adama — córka, ur. 1954, Polka Rodzinne dokumenty archiwalne, a takze wywiad z panią Marią świadczą, że w skład rodziny Romaszewskich wchodzili także następujący krewni: - Romaszewski Bronisłąw s. Fryderyka — ojciec, ur. 1895, Polak - Romaszewska Malwina c. Tymoteusza — matka, ur. 1902, Polka - Romaszewska Halina c. Adama — córka, ur. 1953, Polka - Romaszewski Mikołaj s. Adama — syn, ur. 1957, Polak - Cichocka Maria c. Franca — relacje z głową rodziny nieznane, ur. 1937, Polka. . Starszy brat Adama — Rafał Romaszewski — został w 1941 roku zmobilizowany i wysłany z Kazachstanu na front, gdzie zaginął. Dopiero po wielu latach - w 2004 roku - krewnym udało się wyjaśnić, że poległ bohatersko podczas obrony miasta Briańska, za co wdzięczni potomkowie wznieśli mu pomnik. Drugi brat, Mikołaj Romaszewski, zmarł w Kazachstanie w wieku 42 lat. Co ciekawe, ojciec Malwiny Romaszewskiej (z d. Cichockiej) - babci Marii Tymoteusz Cichocki (pradziadek Marii) jeszcze przed rewolucją 1917 r. wyjechał wraz ze swymi braćmi do Nowego Jorku i żył tam do śmierci. W latach 60. XX wieku rodzice Marii zaczęli otrzymywać paczki z Ameryki z prezentami. W ten sposób wykonawca testamentu Tymoteusza postanowił «przekazać» spadek po nim Cichockiej. Organa bezpieczeństwa państwowego zainteresowały się oczywiście tymi paczkami: Adama Romaszewskiego wtrącono na trzy dni do lochu, gdzie zmuszono go do podpisania odmowy przyjęcia spadku. Po czym paczki już więcej nie przychodziły. Maria Kriwokrysowa (z d. Romaszewska) w 1975 roku w poszukiwaniu lepszych warunków życia przeprowadziła się do miasta Usolje-Sibirskoje, gdzie w tym czasie już mieszkały dwie córki Leontyny Jankowskiej (z d. Jabłońskiej) i wuj Marii - Ludwik Jabłoński. Wkrótce do Usolje przeprowadziła się też matka Marii, Feliksa Romaszewska. Feliksie przypadł w udziale ciężki los, jednak jej praca i osiągnięcia zyskały uznanie władz: została odznaczona medalem «Za ofiarną i pełną poświęceń pracę w okresie Wielkiej Wojny Ojczyźnianej» (legitymacja AX nr 354515 wystawiona 06.09.1948 r.). Poza tym otrzymywała jubileuszowe medale z okazji 40-lecia, 50- lecia i 60-lecia WWO. A za wieloletnią, pełną wyrzeczeń pracę na rzecz Ojczyzny i rodziny uhonorowano ją zaszczytnym tytułem Weterana Pracy (legitymacja H nr 514849 wystawiona 07.03.1998 r.). Zmarła w Usolje-Sibirskoje 9 listopada 2008 roku (załączniki 15 i 16). Pomimo niewyobrażalnie ciężkich przejść, jakich doświadczyła rodzina Marii w latach represji i tułaczek po kazachskich stepach, udało jej się jednak ocalić wiarę w przyszłość i pozytywny stosunek do ludzi, którzy tę rodzinę otaczali, nigdy nie dzieląc ich na «swoich» i «obcych». Wszyscy oni, włączając w to dziś także dzieci i wnuki, są głęboko religijni. Obchodzą wszystkie święta religijne i stale bywają w polskim kościele w Usolje, który jest jednym z najważniejszych ośrodków kulturalno-historycznych miasta (załącznik 17). Rodzina Malawskich Przodkowie jeszcze jednej usolczanki po kądzieli — Natalii Pietrowej (c. Iwana, ur. 1967, okręgu tajgińskiego Tuwińskiej SRR), padli ofiarą samowoli władz w latach stalinowskiego terroru. Matka Natalii — Leonida (c. Władysława, ur. 04.10.1931 r.) jest przedstawicielką polskiego rodu Malawskich. Jej rodzice: Władysław Malawski (s. Józefa, ur. 1905) i Anna (c. Bartłomieja, z d. Godowana) mieszkali na Zachodniej Ukrainie. W 1930 r. seniora rodu — Józefa Malawskiego z żoną Adelą (c. Franca, z d. Rokossowską, ur. 1867), a także z dziećmi i wnukami rozkułaczono, Józefa rozstrzelano. A rodzinę zesłano do Kasjanowki — wioski w obwodzie irkuckim. W owym czasie rodzina rzeczywiście była zamożna: miała spore gospodarstwo i bydło, ale wwszystko to zdobyto ciężką pracą i osobistym zaangażowaniem. W 1938 r. głowę rodziny — Władysława - aresztowano na podstawie donosu, po czym rozstrzelano we wsi Piwowaricha okręgu irkuckiego. Zapis w Księdze Pamięci ofiar represji politycznych obwodu irkuckiego głosi: «Malawski Władysław s. Józefa urodzony w 1905 r. w guberni Siedleckiej, wieś Stara Szejka, Polak; bezpartyjny, pracował jako buchalter kopalni nr 10/16 we wsi Kasjanowka; zamieszkiwał: obwód irkucki, okręg czeremchowski, wieś Kasjanowka. Aresztowany 25 maja 1938 r.. Skazany wyrokiem Trójki przy UNKWD obwodu irkuckiego 15 listopada 1938 r.; oskarżony z artykułu 58-1 «a» KK RSFRR. Rozstrzelany 19 listopada 1938 r. Miejsce pochówku - m. Irkuck. Zrehabilitowany 30 maja 1958 r. na podstawie postanowienia Trybunału Wojennego ZabWO» (załącznik 18). Już w drugiej połowie XX wieku potomkowie rodu Malawskich po zdjęciu z nich w 1956 r. statusu specjalnych osiedleńców rozproszyli się po obwodzie irkuckim. Część z nich, czyli Leonida z mężem i dziećmi, zamieszkali w UsoljeSibirskoje, gdzie żyją do dziś. I do dziś członkowie rodziny nie chcą mówić o tamtych czasach. To, co przeżyli, bolesnym echem rozbrzmiewa w duszy (załącznik 19). W Usolje-Sibirskoje żyją dziesiątki rodzin, które ucierpiały wskutek represyjnej polityki rządu. Rozmaicie potoczyły się ich losy, ich życie naznaczyły doświadczenia niezwykle dramatyczne, ale bywały i chwile szczęścia, a co najważniejsze, nie opuszczała ich niewzruszona wiara w przyszłość. Zakończenie Ze spisu powszechnego 2002 r. wynika, że w mieście Usolje-Sibirskoje oraz w okręgu usolskim mieszka odpowiednio 79 i 39 Polaków. Wszyscy oni starają się utrzymywać ze sobą więzi, przekazywać swoim dzieciom i wnukom tradycje i wartości moralne narodu polskiego. Znaczącym ośrodkiem zjednoczenia Polaków miasta i okręgu stał się kościół polski w Usolje. Wszyscy nasi respondenci z oddaniem uczestniczą w działalności wspólnoty polskiej wspólnoty, organizują spotkania z młodym pokoleniem, niosą pomoc potrzebującym. Tu naprawdę można mówić o «Małej Polsce na Syberyjskiej Ziemi», która dokłada wszelkich starań, by kształtować i chronić więzi z «Dużą Polską». Tak się złożyło w historii, że Polacy trafiali na Syberię przymusowo, a nie z własnej woli: uczestnicy dwóch polskich powstań i ich potomkowie, zesłańcy polityczni XIX wieku, represjonowane i rozkułaczone ofiary stalinowskiego terroru. Wydawałoby się, że ci Polacy, trafiając na Syberię z przymusu, rozłączeni z najbliższymi sercu krewnymi i przyjaciółmi, w żąden sposób nie mogliby pozytywnie traktować swej przymusowej przeprowadzki do dalekiej syberyjskiej krainy. Źródła historyczne i rozmowny ze świadkami oraz ich potomkami dowodzą jednak czegoś wprost przeciwnego. «Syberyjscy Polacy» nie tylko nie zeźlili się na otaczających ich ludzi, ale w sposób zadziwiający potrafili zarówno ocalić swój charakter narodowy i zjednoczyć się we wspólnocie, jak i nawiązać silne przyjazne stosunki z miejscową ludnością. Z pokolenia na pokolenie Polacy zamieszkujący Syberię wiernie przechowywali i przekazywali potomkom tradycje i dzieje swego narodu; wychowywali młode pokolenie w duchu miłości i szacunku wobec bliskich i otoczenia, uczyli dobroci i zrozumienia, z wyjątkową niezłomnością przeżywali wszelkie trudni i przeciwności, jakie zgotował im los! Rozmaicie potoczyły się losy «Syberyjskich Polaków»! Dla jednych surowa ziemia przemieniła się z niechcianego miejsca pobytu w drugą ojczyznę; ktoś spotkał tu swoje przeznaczenie i żył szczęśliwie do kresu dni, strzegąc spokoju rodziny i ciepła domowego; ktoś inny doświadczył ciężkich przeżyć, które wyrobiły w nim niezłomność i wytrwałość. Wszystkich ich łączy jedno: bezgraniczne, czasem niepojęte ukochanie swej ojczyzny, którą to miłość udało im się przenieść przez dziesięciolecia i wieki, a także szacunek i «szczególną» miłość do ziemi syberyjskiej, która przyjęła ich życzliwie w chwili ciężkich doświadczeń życiowych i stała się dla nich drugim domem — Małą Ojczyzną. Spis wykorzystanej literatury i źródeł 1. Rok 1937 - rok „Wielkiego Terroru” / http://www.memorial.krsk.ru/public/00/2007062.htm 2. Rok 1937 a Rosja współczesna. Tezy „Memoriału” // Молодая Европа. M. 2007 nr 14, s. 2-4. 3. Ż. A. Własienko // Wywiad 4. Aleksander Grin // http://www.kostyor.ru/biography 5. S. Gricajewa // Wywiad 6. Ustawa RSFRR „O rehabilitacji ofiar represji politycznych” z 18 października 1991 r. 7. A.W. Kornijenko // Wywiad 8. W.S. Kustos // Wywiad 9. W. Oskockij / Zbiór historyczny „Memoriału”. Wydanie pierwsze Represjonowanie Polaków i obywateli polskich // Новый Мир - M. 1998, nr 7 10. N. Pietrow, A. Roginskij „Operacja polska” NKWD 1937-1938 // REPRESJONOWANIE POLAKÓW I OBYWATELI POLSKICH / M. „Звенья” 1997, nr 1 11. W.I. Pietrzyk „Mała Polska w syberyjskiej tajdze”: zbiór / Norilsk 2008, s. 120. 12. M.A. Romaszewska // Wywiad 13. W.F. Szamanskij. Usolje-Sibirskoje / Irkuck 1994, s. 13-25.