Ta biedna ziemia ciągle potrzebuje Boga
Transkrypt
Ta biedna ziemia ciągle potrzebuje Boga
Józef Kardynał Glemp Prymas Polski TA BIEDNA ZIEMIA CIĄGLE POTRZEBUJE BOGA Homilia podczas Mszy świętej w intencji beatyfikacji sługi Bożej matki Wincenty Jadwigi Jaroszewskiej, Samaria-Niegów, dom generalny Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek Samarytanek Krzyża Chrystusowego, kaplica 4 sierpnia 1996 r. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus Czcigodni Kapłani, Przewielebne Siostry zakonne Siostry i Bracia, 1. Bóg jest źródłem świętości Gdy patrzymy na postać sługi Bożej Wincenty Jadwigi Jaroszewskiej, pytamy o świętość. Co to jest świętość? We Mszy świętej słowo "święty" powtarza się wiele razy. Szczególnie po zakończeniu prefacji śpiewamy: Sanctus, Sanctus, Sanctus, to znaczy: Święty, Święty, Święty Pan Bóg zastępów. Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej! A więc trzy razy mówimy: "święty" w odniesieniu do Pana Boga, wiedząc, że tylko On jest święty i że wszystko to, co na ziemi możemy nazwać "święte", od Niego czerpie tę część świętości. On Niego pochodzi to, co może być święte w człowieku. On jest źródłem wszelkiej świętości. Gdy mówimy o świętości na ziemi i przybliżamy sobie świętość, która jest zaprzeczeniem wszelkiego zła, bo świętość to czystość, której nie dotknie grzech, gdy o takiej świętości myślimy w odniesieniu do ziemi i szukamy wzorów, to stają przed naszymi oczyma przede wszystkim postaci Syna Bożego Jezusa Chrystusa i Jego Najświętszej Matki. To są przykłady tej świętości, jaka zaistniała na ziemi z woli Boga, aby Bóg był obecny jako święty na ziemi. Ale widzimy także wielu ludzi, którzy czerpiąc z tej świętości potrafili tak przemieniać swoje życie, że ono napełniało się świętością Boga. Moglibyśmy popatrzeć na życie Apostołów, którzy byli opromienieni życiem Jezusa Chrystusa, i na wszystkich świętych: męczenników i wyznawców, doktorów Kościoła, dziewice i zakonników. Są więc postaci świętego Augustyna, świętego Ambrożego, świętego Wincentego a Paulo, świętego Franciszka z Asyżu, świętego Franciszka Salezego, a potem tych współczesnych, już nam bliższych, jakby znanych: świętego Brata Alberta, świętego Rafała Kalinowskiego, świętego Maksymiliana Kolbe, i tych błogosławionych, których tak wyprosił i zatwierdził mocą Kościoła Jan Paweł II, poczynając od błogosławionej Karoliny Kózkówny, a potem błogosławionego Michała Kozala i tylu innych. Myślimy także o tych wszystkich, którzy czekają na to, aby Kościół ogłosił ich błogosławionymi, a więc tymi, którzy cieszą się chwałą nieba, czyli oglądaniem Boga i tą niezwykłą szczęśliwością, jaką daje sam Bóg trzykroć święty. Pytamy o to, jak dojść do takiej świętości tutaj na ziemi? Możemy wyciągnąć wnioski z obserwacji życia tych świętych. Są trzy zasadnicze sposoby dochodzenia do świętości: pierwsze, to takie wczytanie się w Ewangelię i takie zrozumienie nauki Jezusa Chrystusa, że ona przenika nasze życie, wszystkie jego okoliczności. Weźmy choćby i dzisiejsze czytania liturgiczne, których wysłuchaliśmy. Najpierw prorok mówi o tym, jak Bóg może dać za darmo: bierzcie wino i mleko, bo to jest z Bożego daru (por. Iz 55,1), bierzcie, byście umieli się dzielić, ale bądźcie świadomi, że to, co otrzymujecie jest od Boga, czyli że cechą świętości Boga jest dawanie. To Bóg jest dobry, bo to On daje. Tak samo święty Paweł w swoich listach ciągle przekonuje nas o tej dobroci dającego Boga, do którego mamy zaufanie. Podobnie jest w Ewangelii świętej: pustkowie, ludzie zasłuchani w słowo Jezusa Chrystusa. Dajcie im jeść - mówi Chrystus. Mamy tylko dwie rybki i troszeczkę chleba, a tu tłumy ludzi - mogliby zjeść chleb z wielu piekarni. A Pan Jezus mówi: Tak trzeba im dać jeść. I to Jezus Chrystus - Bóg Człowiek bierze ten chleb, zebrany rękami ludzkimi i przez ludzi wypieczony, bierze i swoimi Boskimi dłońmi łamie, rozdaje (por. Mt 14, 15-19). I ten chleb rośnie w Jego rękach, powiększa się, pomnaża, z kawałeczka robi się drugi jeszcze większy kawał chleba. Jedzą wszyscy do syta, bo święty Bóg karmi i daje, bo odkrywa ludzkie ubóstwo, ludzką potrzebę i w swojej świętej dobroci zawsze będzie wychodził naprzeciw ludzkim potrzebom. Odkryć ludzkie potrzeby, widzieć biedę, umieć jej zaradzić. To jest także świętość Boga, którą przejmują ludzie idący ku świętości. Aby poznać biedę, trzeba mieć przenikliwy umysł i oczy, bo są różne sposoby biedowania. Pierwszy sposób biedowania to ten, gdy ktoś udaje biednego, ażeby jeszcze więcej dostać. I mamy wielu takich żebraków, którzy kłamią, udając, że nie mają na bilet, na wyjazd, i w ten sposób chcą wyłudzić, tworząc biedę pozorną. Trzeba mieć rozeznanie, bo to nie jest co prawda bieda prawdziwa, tylko pozorna, ale faktycznie jest to bieda, która siedzi w duszy, ponieważ ten człowiek kłamie. Następnie jest bieda prawdziwa, gdy człowiek nie ma skąd wziąć na jedzenie. Nieraz wynika to z sytuacji wojennych, nieszczęść, w czasie wojny, zamieszek, w czasie bezrobocia, katastrof ekonomicznych, gdy naprawdę są ludzie, którzy nie mają co wziąć do ust i cierpią biedę, naprawdę są głodni. Kto pamięta czas wojny - a ja pamiętam - ten wie, że byty to czasy, gdy człowiek był naprawdę biedny, bo nie było co jeść. I w takich wypadkach inni ludzie organizują pomoc. Pamiętamy też niedawne lata, okres stanu wojennego, kiedy naprawdę było źle. Wtedy właśnie przychodziła pomoc od ludzi nieznanych, zagranicy, którzy przywozili nam fasolę, mąkę, sery, a my potrafiliśmy poprzez parafie rozdzielać je różnym ludziom, nie pytając, czy są wierzący, czy niewierzący, ponieważ wystarczyło, że byli głodni, że potrzebowali, że mieli rodziny, dzieci. W ten sposób Bóg zaradzał przez ludzi. My więc musimy pamiętać o stanie wojennym, w czasie którego doświadczyliśmy łask Bożych, zwłaszcza tej łaski, że jeden człowiek dzielił się z drugim tym, co ma, żeby mu pomóc. To jest ten drugi stopień biedy, ale jest też trzeci stopień, gdy człowiek nie ma, bo nie chce mieć, nie potrafi mieć. Kiedy Brat Albert poszedł w Krakowie do przytuliska, to spotkał tam ludzi biednych. Leżeli w łachmanach, w tych przechowalniach czy przytuliskach, wokół nich brud, wszy, głód, a przede wszystkim klątwa, obraza Boża, nienawiść, zawiść. I wtedy Święty zrozumiał, on - artysta malarz, sam o jednej nodze, bo zamiast drugiej miał protezę, poznał, że ta bieda jest przede wszystkim osadzona w duszy człowieka, że ten człowiek nie chce zdobywać dla siebie godności ludzkiej, że on ją zabija poprzez brak Boga w swojej duszy. Dlatego tak wielki był wysiłek świętego, żeby dźwignąć ich w człowieczeństwie, a dźwignięci potrafili albo zarobić, albo przez uczciwe życie więcej zyskać ofiarności ludzi hojnych. 2. Szła tam, gdzie była nędza duchowa. Daję przykład świętego Brata Alberta, bo on jest taką znaną postacią, ale podobne czyny podejmowały inne osoby. I to właśnie dotyczy Matki Wincenty Jadwigi. Ona także, w swoim bardzo młodym wieku, poznała ludzką biedę i to ten trzeci rodzaj biedy, tę nędzę upadku człowieka w swojej godności, w duchu, w wierze i w chrześcijańskim odniesieniu do wiary. Tę biedę spotkała w dziewczętach i w kobietach, chodząc po szpitalach, w tych szpitalach, od których wszyscy stronili, bo nawet pomoc świadczona takiemu człowiekowi nie wywoływała żadnej wdzięczności, przeciwnie, jeszcze nienawiść, zgorzknienie, ponieważ był zepsuty w sobie i to była największa bieda. Niechęć do pracy, niechęć do życia, brak jakichkolwiek zasad, kradzież, łatwy pieniądz, przekleństwa - oto pewien poziom, do którego może się stoczyć człowiek jak na dno największej biedy. Wtedy ludzie odchodzą, bo nawet uczciwego człowieka czasem odpycha od tej nędzy. I tu trzeba świętości, ażeby zaangażować się w pomoc tym, którzy tej pomocy nie chcą. Taką właśnie świętość możemy zauważyć u Matki założycielki, sługi Bożej Wincenty Jadwigi. Ona szła tam, gdzie była ta nędza duchowa, która potęgowała nędzę materialną. Tak było. Możemy mówić: to były czasy przedwojenne, gdy szpitale nie były tak doskonałe, gdy służba zdrowia nie była tak zorganizowana, dlatego ona, wrażliwa, młoda dziewczyna, potem zakonnica zakładająca swoje zgromadzenie, dawała natchnienie do zakładania szpitali, do tworzenia ośrodków pomocy człowiekowi. A dzisiaj - powiemy - lecznictwo jest bardziej zorganizowane, szpitale posługują się elektronicznymi przyrządami, można łatwo wykryć wszelkie choroby, opieka lekarska jest bardzo rozwinięta, trzeba jednak zapytać: czy dziś nie ma biedy? A jeśli jest bieda, to jakiego stopnia? Czy tylko taka, że komuś nie chce się pracować, czy też taka, że nic nie ma, bo nie pracy, czy też jest taka bieda, która niszczy duszę człowieka, tak, że on staje się wyrzutem społeczeństwa, bo żadne zasady go nie obowiązują. Czy jest dzisiaj taka bieda? Jakże biedni są ci, którzy napadają na innych, okradają nawet biednych, zabijają niewinnych! Ileż jest dzisiaj tej właśnie nędzy! Właśnie wzrasta skala tej nędzy moralnej, która powoduje przedziwną biedę. Tak pięknie otwarto Olimpiadę - tyle barwnych kolorów, radości i uśmiechu, muzyki, stadiony pełne roześmianych ludzi, miliony telewidzów. A chwilę przedtem katastrofa samolotu. 229 ludzi od razu pochłoniętych falami oceanu, zginęli na miejscu, razem ze swoimi nadziejami, ze swoim dobytkiem, ze łzami rodzin. Ileż nieszczęść, kiedy człowiek zaczyna grozić drugiemu człowiekowi bez powodu, tak, że powstaje nienawiść jako zjawisko samoistniejące. Także dzisiaj potrzeba świętości, ażeby nawrócić ludzi złego serca. Nie trzeba stawiać policjantów przy każdym, żeby go strzegli, ale musi być w sercu człowieka to poczucie godności, które nie przyjdzie samo z siebie, tylko musi być zaczerpnięte z tego źródła, którym jest sam dobry Bóg. Nie da się wydobyć dobroci ze świata, z człowieka, jeżeli się nie zaczerpnie z samego Boga, bo On jest źródłem i świętości, i wszelkiego dobra. Drogie Siostry! Wyście weszły na drogę waszej Matki założycielki i potrafiliście swoim wzrokiem i swoimi czynami widzieć dzisiejszą biedę i służyć, jak tylko potraficie, tymi dwoma sposobami, które są nieodłączne. Najpierw trzeba modlitwy, która pozwala nam zetknąć się z Bogiem i włączyć to nasze dobre źródełko, czasem wysychające, do tego źródła potężnie bijącego dobrocią, jakim jest Bóg. Dopiero wtedy idziecie do waszej pracy, do waszych dzieci, do waszych biednych, i wtedy potraficie świętość Boga przybliżać do tej biednej ziemi, która ciągle potrzebuje świętości, bo potrzebuje Boga. Módlmy się bardzo gorąco, aby wszyscy w całej naszej ojczyźnie, odnaleźli to źródło Boga i potrafili wprowadzić je do swojego życia, aby ono zaobfitowało wodami, które zroszą tę wielką posuchę, jak dzisiaj jest w naszej ojczyźnie, posuchę miłości, abyśmy umieli lepiej budować naszą wspólnotę wiary i przez wspólnotę wiary naszą Ojczyznę. Amen.