Rybak znad Narwi
Transkrypt
Rybak znad Narwi
Pultusk24 Rybak znad Narwi -Jakże mógłbym wysiedzieć w domu, gdy usłyszę wołanie czajek. Patrzę na gnające chmury, rośnie we mnie jakiś niepokój, no i już mnie nie ma. Wracam tutaj na „swoją wodę”... Rybak pan Władysław Kędzierski szybko i zręcznie wypycha łódź na wodę i silnymi uderzeniami wioseł kieruje na środek rzeki. -Pokażę pani moja węgornię... Wiem, że węgornia to urządzenie dołowienia węgorzy – jest „oczkiem w głowie” i dumą rybaka. Powiedziano mi o tym jeszcze w Warszawie, w Polskim Związku Wędkarskim. Do niedawna pan Władysław łowił węgorze starym, tradycyjnym sposobem. Polegał on na tym, że na grubych palach powbijanych w dno rzeki była umocowane gałęzie jałowca. Zapachu tej rośliny ryba bardzo nie lubi. Ucieka więc przed nim i płynie z powrotem, gdzie czekają już na nią zastawione przez rybaka sieci. Teraz pan Kędzierski nauczył się nowej metody łowienia węgorzy opracowanej przez Instytut Rybołówstwa z Olsztyna. Jest to węgornia elektryczna. Ma ona te przewagę nad (tu fragment nieczytelny) i bez dużego nakładu (czego wymagała poprzednia). Dzięki nowemu urządzeniu rybak łowi teraz więcej węgorzy. Od wiosny tego roku oddał już do spółdzielni czterysta sztuk tej smakowitej ryby. W nowej węgorni krzewy jałowca zostały zastąpione specjalnym kablem elektrycznym, wmontowanym na palach na samym dnie rzeki. W kablu są umieszczone specjalnie opancerzone 100 i 200-watowe żarówki. Teraz więc rybę strona 1 / 3 Pultusk24 Rybak znad Narwi straszy nie jałowiec, a światło. -Trzeba iść z postępem! – mówi rybak Opowieść o przyjacielu Staremu, dobremu przyjacielowi pana Kędzierskiego, tez rybakowi z okolic Pułtuska, pewnego dnia powiedziano, że czas przejścia na emeryturę. Starzec nie rzekł ani słowa. Zamknął się w swojej słomianej, letniej chatce nad rzeką. Nie pokazywał się na oczy i nie chciał nikogo widzieć... Pan Władysław wiedział o tym wszystkim. Rozmyślając głęboko, kiwał tylko głową. Wreszcie wybrał się do przyjaciela i mówi: „Chodź do mnie, dam ci „kawałek” wody. Będziesz ”rybaczyć” nadal, razem ze mną!”. W rybackiej słomianej chatce drzwi od rana znów stały otworem. Rybak z niecierpliwością sposobił się do połowu. Jeszcze tego samego wieczoru, wraz ze swoim przyjacielem wypłynął na Narew, by założyć sieć. Te wzruszającą historię pan Kędzierski opowiedział mi, gdy zapytałam go, czy kiedykolwiek przeżywał takie chwile, kiedy to mówi się: „Mam już dość tej roboty”. Opowieść o jeńcach Dalej płynęliśmy środkiem rzeki. Teraz usłyszałam historię sprzed lat... W tamta pamiętną noc pan Władysław był czymś zaniepokojony. Taj jakby przeczuwał, że ma się stać coś niezwykłego... Czas w ogóle nie był najlepszy. Okupacja dla nikogo nie była przecież okresem spokoju i pewności. Rybak, nie wiadomo po raz który , sprawdził jeszcze czy drzwi są dobrze zamknięte. Ledwo jednak zgasił lampę usłyszał za ścianą dziwny szmer. -Ktoś tam jest... – mruknął, pilnie nasłuchując. Jakby na potwierdzenie, za chwile dało się słyszeć lekkie, ciche pukanie. – O to nie Niemcy! – pomyślał rybak. – Oni inaczej dobijają się do mieszkań. Może ktoś z sąsiadów? Już bez żadnych obaw, nie zapalając lampy, otworzył drzwi. W mroku nocy dojrzał dwie niewyraźne sylwetki. -Kim jesteście, czego szukacie... Nic więcej nie zdążył powiedzieć. Dwaj nieznani osobnicy błyskawicznie znaleźli się w mieszkaniu. Jeden z nich natychmiast zamknął drzwi. W blasku lampy zaświeconej drżącymi rękami rybak ujrzał również przestraszonych jak on, nie golonych chyba od strona 2 / 3 Pultusk24 Rybak znad Narwi tygodnia, mężczyzn, ubranych w podarte i przemoczone łachmany. Starszy, bardziej opanowany stał ponury i czujny. Młodszy, dygocący niewiadomo z czego bardziej – z zimna, głodu, czy ze strachu? Dwa łyki gorącej kawy. Nawet nie chcieli usiąść. Już, natychmiast, rybak musi ich przeprawić na druga stronę rzeki. Są jeńcami radzieckimi, uciekli z obozu niemieckiego. Każda minuta jest na wagę złota. Byli już w dwóch, trzech miejscach. Wszędzie im odmawiano. Wreszcie zaufany człowiek powiedział, że chyba tylko Kędzierski zgodzi się i potrafi ich przewieźć. Byle prędzej, byle już! Po drugiej stronie będą bezpieczni. Tam mają dobry kontakt. Partyzanci czekają. Rybak szybko porządkuje myśli: jeden posterunek żandarmerii, drugi... Noc gwiezdna, ale bezksiężycowa. Dobrze wie, gdzie jest miejsce możliwie bezpieczne. Tak, trzeba tylko będzie kawałkiem pchać łódź. Żeby tylko w tym czasie nie nadszedł patrol... Reflektorami też szukają... Jeszcze trochę kawy, jakieś kawałki chleba i suchego sera na drogę. Dał im jeszcze dwie stare kapoty Tej nocy rybak wyprowadził Niemców w pole. Narew, wierna i doskonale przez Kędzierskiego znana – pomogła. Potem przyszły noce podobne. Jeszcze kilkakrotnie przewoził radzieckich jeńców i polskich uciekinierów. Tu, gdzie płynie Narew Musimy wracać na brzeg. Pan Władysław spieszy się do sieci, które należy zdjąć z drągów, żeby zanadto nie wyschły... Narew, piękna, rybna i niebezpieczna rzeka, jeszcze w ubiegłym stuleciu stała się drugim domem Kędzierskich, zagarnęła ich całkiem dla siebie. Dziadek i ojciec pana Władysława tez uprawiali ten zawód, spędzili nad rzeką prawie całe swoje życie. Już dziesięcioletniego Władka ojciec zabierał z sobą do niewodów. Władek musiał wtedy zastępować dorosłego. A już jako czternastoletni chłopak potrafił wyciągać włoki pełne ryb. Dlatego tez na moje pytanie, jaką największą rybę złowił przez pięćdziesiąt kilka lat, roześmiał się głośno: -Wędkarze zawsze chwalą się wielkimi, taaakimi rybami! A ja tylko powiem, że rocznie oddaję trzy – cztery tony ryb. Więc niech pani sobie obliczy, ile kilogramów złowiłem przez całe życie! B. Skórska strona 3 / 3