Wielki post to czas, w którym w naszych parafiach przeżywamy

Transkrypt

Wielki post to czas, w którym w naszych parafiach przeżywamy
Wielki post to czas, w którym w naszych parafiach
przeżywamy rekolekcje. Przychodzi Wielki Post i w kościele
słyszymy stare jak świat ogłoszenie: „w takich, a takich dniach,
w naszej parafii odbędą się rekolekcje wielkopostne”.
Reagujemy dość spokojnie, wiedząc, że rekolekcje w Wielkim
Poście to coś normalnego. Problem jednak polega na tym, czy
wziąć w nich udział. Niektórzy uważają, że rekolekcje to
zwykła praktyka wielkopostna, na którą zwołuje się ludzi po
to, by im przemówić do rozumu. Inni znów widzą w nich,
ciągnące się w nieskończoność nauki, w których powtarza się
w kółko to samo. Są wreszcie i tacy, którzy nie dadzą się
nabrać na groźbę piekła, czy wiecznego potępienia, którymi
zwykło się straszyć uczestników rekolekcji. Myślę również, że
niektórzy ludzie swój udział w rekolekcjach uzależniają także
od własnego nastroju, sytuacji życiowej, poziomu religijności,
jaki reprezentują oraz z tzw.: „potrzeby serca”. Wielu z nas
jednak zanim podejmie decyzję pójścia do kościoła na
rekolekcje wielkopostne, powinno zadać sobie pytanie: „Po co
one właściwie są?”.
Na początek trochę katechizmowo. Kanon 770 Kodeksu Prawa
Kanonicznego stanowi: „Proboszczowie powinni w pewnych
okresach organizować to przepowiadanie, które nazywa się
rekolekcjami i świętymi misjami. Misje powinny odbywać się
w każdej parafii przynajmniej raz na 10 lat, a rekolekcje
(przynajmniej trzydniowe) - corocznie w okresie Adwentu i
Wielkiego Postu”. Etymologicznie słowo rekolekcje wzięło się
z języka łacińskiego, od słów „re-colligo”, oznaczających
„znowu zbierać, przyjmować, odzyskać”. Chodzi, więc
o powrót do czegoś, powtórne rozważenie, zajęcie się czymś
jeszcze raz. A czym
mamy się zająć?
Naszym życiem
przede wszystkim,
które mamy od Boga
i które jest tylko
jedno. Trzeba, więc je
przeżyć jak najlepiej,
na chwałę Pana.
Teraz chciałbym określić, czym na pewno nie są rekolekcje
wielkopostne. To bowiem pomoże nam lepiej zrozumieć sens
i praktykowanie rekolekcji świętych w Kościele.
Rekolekcje na pewno nie są tzw.: „praniem mózgu”, gdzie
próbuje się wiele treści na raz wpoić słuchaczom do głowy.
Nie można też o nich mówić, że są sposobem wyciągania na
wierzch wszelkich, „ludzkich brudów", po to tylko, aby nas
poniżyć i ośmieszyć. W rekolekcjach też nie można upatrywać
chęci wyżywania się kaznodziei na słuchających go wiernych,
lub też formy tzw.: „głaskania ich”, aby chętniej na nie
przychodzili. Rekolekcje nie są również po to, abyśmy mogli
spełnić swój chrześcijański obowiązek i wziąć udział
w praktyce, którą Kościół nakazuje wypełnić. Nie powinno się
na nie uczęszczać tylko dlatego, że będzie okazja posłuchać
kogoś innego, lub oczekiwać, że rekolekcjonista w swoich
naukach powie coś interesującego i oryginalnego. Podobnie
jest z motywacją, jaka powinna nam towarzyszyć w pójściu do
Kościoła na rekolekcje. Otóż na rekolekcje nie możemy
przychodzić z ciekawości, w poszukiwaniu sensacji lub też
w chęci upojenia się pięknem wymowy i kunsztem oratorskim
kaznodziei. Nie wolno nam również traktować ich czysto
zewnętrznie. Sama obecność, słuchanie nauk i przystąpienie do
sakramentu pokuty nie wystarczą, choć stanowią pewne
minimum.
Myślę, że nie
zobaczymy na
rekolekcjach
również i tych,
którzy do spraw
wiary podchodzą
obojętnie
i lekceważąco, twierdzą, że nie mają grzechów, nie potrzebują
nawrócenia i nie trzeba ich pouczać, jak mają żyć. Nie
zobaczymy też na nich ludzi zbuntowanych, obrażonych na
cały świat, wiecznie niezadowolonych, mających o sobie
wielkie mniemanie i pełnych pogardy dla innych. Słowem,
rekolekcje nie pociągną do kościoła, ani wielkich tego świata,
którzy opływają w dostatek, ani nędzarzy, którzy nie mają nic.
Nie znajdą się tu również ludzie przeciętni, dla których życie
religijne jest jedynie dodatkiem do smutnej rzeczywistości
życia.
Komu więc są potrzebne rekolekcje i po co je odprawiać, jeśli
tak dużo jest ludzi, którzy na nie i tak nie przyjdą?
Współczesność to coraz szybsze tempo życia. Wynalazki, które
miały zapewnić nam więcej wolnego czasu, stały się
„złodziejami czasu”. Okazało się bowiem, że owszem, dzięki
współczesnej technice człowiek może zrobić więcej w
krótszym czasie, ale wcale nie spieszy się do tego, by ten czas
wykorzystać na odpoczynek i „pozbieranie się”. Wręcz
przeciwnie - jest coraz bardziej rozbity wewnętrznie, gdyż albo
stwierdza, że „zdąży jeszcze więcej zrobić” i nie odpoczywa,
albo poświęca czas na bezwartościowe rozrywki - coś, co go
„rozrywa”, rozbija wewnętrznie. Rekolekcje to dobry czas, by
w tym całym zabieganiu „pozbierać się” (re-colligo!), a może
też „ochłonąć, opamiętać się” (recoligere).
Nie zastanawiając się
głębiej nad prawdami
naszej wiary i
przyjmując je
mechanicznie „bo
wszyscy tak wierzą i
wszyscy tak robią”,
ryzykujemy, że w
momencie próby nie
będziemy w stanie
swojej wiary obronić.
Mówiąc obrazowo: z naszą religijnością jest tak, jak z meblami
- z czasem pokrywają się coraz grubszą warstwą kurzu. Jeśli
tego kurzu nie będziemy przynajmniej raz na jakiś czas ścierać,
z czasem nie będziemy mogli rozpoznać nie tylko koloru, ale
nawet kształtu naszych stylowych „Ludwików”. Tak samo jest
z wiarą - jeśli nie będzie co jakiś czas „odkurzana”, po
pewnym czasie stanie się szara i bezkształtna.
W tym kontekście warto sobie odpowiedzieć na pytanie,
dlaczego wielu nie bierze udziału w rekolekcjach świętych? Co
powoduje, że nie czują w ogóle takiej potrzeby?
Myślę, że główną przyczyną jest zanikanie życia religijnego
w polskich rodzinach. Coraz częściej zauważa się, że u wielu
ludzi sprawy religii i wiary schodzą na dalszy plan życia. Nie
mówi się o nich, nie rozmawia, traktuje jako drażliwy temat
i chowa gdzieś w zakamarkach ludzkiego serca. Tak samo jest
z rekolekcjami. Czyż można oczekiwać, że przyjdzie na nie
człowiek, który żyje z dala od Boga i Jego spraw? Czy
rzeczywiście mają one jakieś znaczenie dla tych, którzy
wiecznie nie mają czasu, są zabiegani i mają zawsze tysiące
spraw na głowie? Czy rekolekcje przyprowadzą do kościoła
ludzi pochłoniętych tylko i wyłącznie gromadzeniem dóbr
doczesnych, dorabiających się bogactw i pomnażających swoje
majątki za wszelką cenę; ludzi wykorzystujących swój status
społeczny, żerujących na krzywdzie ludzkiej i żyjących
w sprzeczności z prawem Bożym?
Telewizor nie jest dobrym sprzymierzeńcem rekolekcji. On
tylko „rozrywa”, powoduje, że zamiast wejść w siebie i w to,
co dla mnie ważne, pozostaję na powierzchni, „zabijam czas”,
marnuję go. Lepiej więc wyłączyć go na czas rekolekcji. Nie
sprzyja też dobremu przeżywaniu rekolekcji głośna muzyka,
wypędzająca ciszę, tak bardzo potrzebną do usłyszenia tego, co
Bóg ma do powiedzenia o moim życiu.
Często narzekamy, że to życie jest ciężkie, że stawia przed
nami takie trudne dylematy, że nie potrafimy właściwie wybrać
i często żałujemy naszych wcześniejszych decyzji, mówiąc:
gdybym wtedy wiedział! Rekolekcje są dobrym czasem na to,
żeby przyjrzeć się naszym wyborom i zapytać Boga: co mam
wybrać? Jak rozwiązać trudne sytuacje w moim życiu? Co
zrobiłem źle i jak mogę to naprawić? Dlatego wielcy
chrześcijanie ważne decyzje podejmowali zawsze po
rekolekcjach. Ale żeby usłyszeć, co Bóg ma nam do
powiedzenia, trzeba wyłączyć to, co zagłusza ciszę.
Zbliża się czas wielkopostnych rekolekcji w naszej parafii.
Wykorzystajmy je dobrze, aby „ochłonąć” „pozbierać się” i
„odzyskać” to, co w codziennym zabieganiu zgubiliśmy.
Kiedyś jeden z parafian został zapytany, czy byłeś na
rekolekcjach? Ten odparł: po co mi rekolekcje? Nikogo nie
zabiłem, ni podpaliłem, modlę się, nie grzeszę – więc żyję w
porządku wobec Pana Boga. Niech ci, co grzeszą idą na
rekolekcje i do spowiedzi, ja tam nie mam z czego się
spowiadać.
Zapewne nie tylko ten jeden, ale wielu myśli podobnie. Czy
ludziom wierzącym potrzebne są rekolekcje? Na to pytanie
daje odpowiedź sam Pan Jezus i to własnym przykładem. No
bo kto jak kto, ale On na pewno nie miał żadnego grzechu i
tym bardziej nie musiał odprawiać rekolekcji. Tymczasem
Ewangelie opisują, że po chrzcie w Jordanie Jezus udał się na
pustynię i tam czterdzieści dni przebywał poszcząc i modląc
się. Tam też jakby „nabierał mocy” do przeciwstawiania się
diabłu, kiedy on zaczął Go kusić.
Oczywiście Pan Jezus
miał wystarczającą
moc, by nie ulec złemu
duchowi, a te jego
rekolekcje na pustyni mają tylko nam pokazać, że trzeba
czasem oderwać się od swoich codziennych zajęć, by na
modlitwie, poszcząc i słuchając Słowa Bożego umacniać swoją
wiarę. Znajdujemy też w Ewangeliach słowa Pana Jezusa
skierowane do Jego uczniów. Apostołowie z zapałem
opowiadali o tym, jak głosili Słowo Boże, ilu uzdrowili i ile
uczynili dobra. Chrystus wysłuchał ich i powiedział: „Pójdźcie
wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco”.
Rekolekcje są okazją do wyciszenia się oraz zastanowienia nad
sobą i swoim życiem przed Bogiem i wraz z Nim. To szansa,
by spotkać Jezusa, poznać Go, pokochać;
- doświadczyć miłości Boga i na niej budować swe życie;
- poznać siebie w świetle Słowa Bożego: swoje życiowe
zranienia, zagubienia, zakłamania - pokonać to, co odbiera
radość życia;
- skonfrontować swoją przeszłość i teraźniejszość z Bogiem
oraz pojednać się z Nim, by żyć w wolności;
- odczytać właściwie
Boży plan w
odniesieniu do swego
życia.