Mont Blanc 2005

Transkrypt

Mont Blanc 2005
Wojciech Kocot, fotoreportaż strona obok
Mont Blanc 2005
Wyprawę zainspirował mój siedemnastoletni syn – Mikołaj. Sam
miałem ochotę na inną wycieczkę,
bo kilkanaście lat wcześniej byłem
już na tej górze. W końcu pomyślałem jednak – czemu nie, ostatecznie tym razem możemy pójść inną
drogą. I tak się zaczęło.
Wybrałem prowadzącą przez
lodowce drogę przez Col du Midi
(rys. 1). Na położoną tuż obok iglicę Aiguille du Midi (3842 m n.p.m.)
można dostać się z Chamonix kolejką, ale my postanowiliśmy wejść
na szczyt nie korzystając z żadnych ułatwień. Oznaczało to start
od podnóża góry i dźwiganie całego ekwipunku (oprócz czekana,
raków, lin i sprzętu asekuracyjnego
także namiotów, karimat, śpiworów, kuchenki oraz prowiantu na
pięć dni).
Optymalna ekipa do asekurowania się na lodowcu powinna liczyć cztery osoby. Dołączył więc do
nas kolega z Wydziału – Paweł Sopata oraz świeżo upieczony absolwent farmacji Radek Będkowski.
Kilkanaście godzin jazdy i 9 lipca, w sobotę, około południa dotarliśmy do Chamonix. Po nocy
spędzonej na kempingu za miastem, w niedzielę rano, wyszliśmy na szlak. Z Chamonix (około
1000 mnpm) musieliśmy dotrzeć
do położonego na wcinającej się
w lodowiec skale Refuge du Requin (2518 m). Początkowo ścieżka
prowadziła przez porośnięte lasem
zbocza, z których roztaczał się
piękny widok na leżący w dolinie
kurort. Dalej po skałach na brzeg
jęzora lodowca Mer de Glace. Tu
kończą się wszelkie znakowane
szlaki – droga wiedzie przez lodowiec, na którym trzeba szukać wydeptanych ścieżek i kierować się
intuicją. Po kilku godzinach marszu
dotarliśmy w pobliże Requin i rozbiliśmy namioty powyżej schroniska.
W poniedziałek postanowiliśmy dotrzeć na przełęcz Col du
Midi (3532 m), zataczając szeroki
łuk przez pole lodowe. Wybór drogi okazał się jednak bardzo problematyczny. Pośród seraków i szczelin trzeba było szukać w miarę
pewnych przejść. Trudno było znaleźć jakiekolwiek ścieżki (mało kto
tędy chodzi, skoro może pojechać
kolejką). Kilkakrotnie zdarzyło nam
się zabrnąć w ślepą uliczkę – wtedy wracaliśmy i szukaliśmy innej
drogi.
22
Po prawie dziesięciu godzinach
wędrówki przez lodowy labirynt dotarliśmy wreszcie na Col du Midi.
Jest to rozległa lodowa równina,
którą upodobały sobie jako pole
biwakowe rzesze alpinistów. Namioty tym razem stanęły na śniegu
w sąsiedztwie kilkunastu innych.
Ich mieszkańcy dojechali tu w niecałe pół godziny kolejką z Chamonix. Owszem, było to trochę irytujące, pocieszaliśmy się jednak myślą, że jeśli zdobędziemy szczyt,
nasza satysfakcja będzie niewspółmiernie większa.
Plany na wtorek nie były zbyt
ambitne – tylko niewiele ponad
500 m przewyższenia. Trzeba było
pokonać pokryte spękanym lodem
zbocze Mont Blanc du Tacul i założyć obóz po jego drugiej stronie –
na przełęczy Col Maudit (4035 m).
Tym razem znalezienie drogi nie
stanowiło żadnego problemu. Podąża tędy co najmniej setka osób
dziennie i tyle samo wraca. To nie
była już wąska ścieżka, lecz wydeptana autostrada. Drogi mniej, niż
poprzedniego dnia, ale zmęczenie
wcale nie mniejsze. Dawała o sobie
znać wysokość – coraz trudniej było oddychać. Na klasyczną aklimatyzację nie mieliśmy czasu.
Pogoda w dalszym ciągu nam
sprzyjała. Czyste, intensywnie niebieskie niebo i żeglujące pod nami
niewielkie cumulusy. Nasza pogodynka (żona wysyłała z kraju sms-y
z prognozami internetowymi pro-
sto z Chamonix) jak dotąd spisywała się świetnie. Prognozy były
bardzo dobre, a do tego sprawdzały się w 100%.
W środę wstaliśmy około drugiej, czyli w środku nocy. Zostawiliśmy namioty razem z większością
ekwipunku. Trasę przed nami znaczyło kilkadziesiąt światełek. Wszyscy zmierzali w stronę przełęczy
pod Mont Maudit. Stroma lodowa
ściana tuż przed przełęczą stanowiła na tej trasie wąskie gardło.
W „korku” straciliśmy prawie dwie
godziny! Wszystko ma jednak swoje dobre strony. Czekając podziwialiśmy roztaczające się przed
nami niesamowite widoki. W rzednącym mroku widać było daleko
w dole nocne światła Chamonix.
Nieco później wschodzące słońce
oświetliło czerwonym blaskiem góry i ścielące się między nimi poranne obłoki. Wreszcie przyszła nasza
kolej i zdobyliśmy Col du Mont
Maudit, co oznaczało, że do celu
pozostało w pionie około 500 m.
Po dalszych dwóch godzinach wędrówki, zmęczeni ale zadowoleni
dotarliśmy na szczyt. Nasz GPS
pokazał 4812 mnpm. Trochę fotografii i zejście w dół, bo od południowego wschodu zaczynały nadciągać coraz gęstsze mgły. W drodze powrotnej miejscami niewiele
było widać. Zjazd wzdłuż poręczówki odbywał się prawie po
omacku. W chwilę potem mgły znikły równie szybko, jak się pojawiły.
Zasłużyliśmy na solidny posiłek, ale w menu było to, co zwykle:
zupka Knora, kuskus z sosem,
a na deser kisielek (sos i kisiel
oczywiście też z torebki). Słońce
pomogło stopić trochę śniegu
w menażkach (na tej wysokości
woda w stanie płynnym raczej nie
występuje). Marzyła nam się prawdziwa herbata, a nie to paskudztwo z proszku. Ale jak tu ją zaparzyć, gdy temperatura wrzenia wody wynosi tylko trochę ponad 80°?
Czwartek był dniem ulgowym,
w planie jedynie zejście do wcześniejszego obozu na Col du Midi.
Podczas gdy reszta odpoczywała
pojechałem tam i z powrotem kolejką do Chamonix, aby uzupełnić
zapasy.
W piątek pomaszerowaliśmy
do usytuowanego na granicy włoskiej Refuge Torino. Tu znajduje się
punkt widokowy ze wspaniałą panoramą na całą okolicę. Widać nie
tylko najbliższe szczyty, ale również tak odległe, jak Matterhorn
i Monte Rosa. Ze smutkiem patrzyliśmy na wspaniałą iglicę Dent du
Geant. Szczyt ten miał następnego
dnia paść naszym łupem, ale niestety nasza pogodynka przesłała
złe wieści: będzie lało, wiało i waliło piorunami. Dent du Geant pozostał na następny raz.
Prognoza zaczęła się sprawdzać już w nocy. Nie było na co
czekać. Zebraliśmy bety i ruszyliśmy do Chamonix, jeszcze przed
wieczorem docierając na nasz
kemping.
Zainteresowanych szerszą relacją i zdjęciami z wyprawy autor zaprasza na „slajdowisko” w Cafe
Obieżyświat (Czarnowiejska 38) –
termin zostanie ustalony przez właściciela lokalu.
BIP 151 – marzec 2006 r.
Poranny widok z Col du Mont Maudit w stronę Dent du Geant i Grani Rochefort
Trawers pola lodowego Glacier du Geant
Biwak na Col du Midi
Aiguille du Midi wyłania się z chmur
Mont Blanc zdobyty