McDonald`s na starówce – pdf do pobrania

Transkrypt

McDonald`s na starówce – pdf do pobrania
22
idee życia społecznego. To miało być miasto socjalistyczne – bez kościołów, garaży i parkingów.
Z czasem się okazało, że pewne nowe rozwiązania
są jednak niezbędne, bo mieszkańcy się ich domagają. Na szczęście plan starej części Nowej Huty
był na tyle dobry, że przyjął wszystko to, co było
potrzebne.
Zresztą żaden architekt nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego, co się wydarzy i co wkrótce będzie niezbędne. Miasta nie projektuje się na pięć, tylko na setki lat, a życie niesie różne zmiany i nowości.
Kiedyś nie było w ogóle kolei żelaznej czy tramwaju.
To wszystko musiała przyjąć tkanka urbanistyczna
pochodząca często jeszcze ze średniowiecza. Jakość miasta ocenia się właśnie tym, na ile jest ono
w stanie zaspokoić rosnące potrzeby mieszkańców
bez naruszania swojej pierwotnej substancji.
Przykładów dobrych rozwiązań nie trzeba szukać daleko. Na krakowskim Rynku można rozłożyć
kiermasz, zorganizować manifestację albo mszę
polową – na wszystko znajdzie się miejsce. A przecież projektanci Rynku o takich jego zastosowaniach
z pewnością nie myśleli.
db: Plan architektów Nowej Huty chyba się powiódł, niektórym się tam rzeczywiście dobrze
mieszka.
ab: Na pewno w tej najstarszej części, w blokach wokół placu Centralnego, tak. Natomiast stojące w szczerym polu bloki nowych osiedli onieśmielają
mieszkańców, ludzie się tam gubią.
db: Na tych nowszych osiedlach bloki są często
malowane na różne kolory. Jeden na malinowo,
inny na pistacjowo.
ab: Maluje się identyczne budynki, by czymś
je od siebie odróżnić. Na osiedlach złożonych
z podobnych bloków problemy z orientacją miewali
nawet sami mieszkańcy. Na dowolne kolory są także
często malowane wnętrza loggii. Trudno wymagać,
żeby każdy pomalował sobie balkon na ten sam
kolor, musi być przecież jakiś margines swobody.
Tu jest pole do popisu dla wspólnot mieszkańców.
Trzeba się po prostu dogadać, na co mieszkańcy
mogą sobie pozwolić.
Ściany bloków czy domów bywają też wykorzystywane jako miejsce na reklamy, co często ratuje budżet spółdzielni. Za pieniądze w ten sposób
zarobione można ocieplić budynek lub poprawić
instalację. Oczywiście nie zawsze to ładnie wygląda, ale na pocieszenie mogę powiedzieć, że takie
wywiad z aleksandrem boehmem
mcdonald’s
na starówce
o złotówkach i dobrym stylu
wszystkie fot. w artykule: łukasz baksik
dominika buczak: Co sprawia, że niektóre ulice
szczególnie lubimy?
aleksander boehm: Najczęściej to te, którymi
często chodzimy. Niezależnie od tego, czy są ładne,
czy brzydkie, lubimy je, bo kojarzą się z konkretnymi
przeżyciami lub myślami. Uznanie zyskują także ulice, które są wyjątkowo piękne. Jeśli takie urokliwe
miejsca znajdują się w obcym mieście, bardzo
chętnie do nich wracamy, nawet po latach.
db: Czy już na poziomie projektowania da się
wymyślić taką ulicę, która potem, w przyszłości,
będzie lubiana?
ab: W dużym stopniu tak, bo piękne ulice mają
pewne wspólne cechy. Najważniejsze jest zachowanie proporcji – niedobre są zarówno wąskie kaniony,
jak i szerokie pola. Istotne jest także to, czy odcinek
drogi jest prosty, czy na łuku.
db: A lepiej, żeby był prosty, czy na łuku?
ab: To zależy. Jeżeli na końcu ulicy jest coś,
co przyciąga wzrok, np. wieża kościelna, lepiej,
żeby ulica była prosta, bo wtedy idąc, możemy cały
czas patrzeć na tę budowlę. Ale z kolei, nie możemy
iść zbyt długo prostą ulicą, bo się znudzimy. Jeśli jest
łukowata, to patrząc przed siebie cały czas widzimy
coś nowego. Takich właśnie małych sztuczek uczy
się studentów architektury...
db: ...którzy kończą studia i projektują same
piękne ulice?
ab: Nie zawsze to się oczywiście udaje.
Również dlatego, że ulica wróciła do łask zupełnie
niedawno. Przez kilkadziesiąt lat po wojnie nie budowano klasycznych miast ani dzielnic, a wyłącznie
osiedla. Na osiedlach nie było ulic tylko jezdnie, przy
których umieszczano pojedyncze bloki i tzw. ciągi
pieszych. Na szczęście dziś od tego się odchodzi,
a obowiązujący trend, nowy urbanizm, nawiązuje
do starożytnych doświadczeń Egiptu, jeśli chodzi
o ulicę, a w kwestii placu – do Grecji.
db: Są miasta, które powstawały według z góry określonego planu i nie ma w nich miejsca
na żadne przypadkowe budowle. Taką dzielnicą,
w której miało się znaleźć wszystko to, co ludziom potrzebne do życia, jest Nowa Huta. Jak
bada się potrzeby ludzi?
ab: Jeżeli chodzi na przykład o wytyczanie ulic,
to czeka się na pierwszy śnieg i podpatruje, gdzie
ludzie sami wydeptują sobie ścieżkę. Nowa Huta
miała swoim rozplanowaniem, swoją architekturą,
ulicami i placami wcielać oraz przekazywać nowe
reklamy nie są zjawiskiem nowym. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia Krakowa z okresu przedwojennego.
Widać na nich, że Floriańska, Sławkowska, Szpitalna
były od dachów do chodnika obwieszone reklamami
składów fortepianów czy sklepów z futrami.
db: Teraz takie zdjęcia wydają nam się urokliwe.
ab: Bo są czarno-białe, a wiec jednolite kolorystycznie. Dzisiejsze reklamy są o wiele bardziej
agresywne, ale na szczęście możliwość ich instalowania regulują przepisy. Wielkie bannery nie mogą
zawisnąć bezkarnie w dowolnym miejscu.
db: Dowolność działań właścicieli sklepów,
knajpek i restauracji w zabytkowych uliczkach
jest drażliwym tematem.
ab: Ale wszystko może być przeprowadzane
także w dobrym stylu. Na przykład na ryneczku
w Heidelbergu jest restauracja McDonald’s (samo
umieszczenie jej w takim miejscu to kontrowersyjny
pomysł), ale reklama z charakterystycznym „M”
znajduje się na mosiężnej chorągiewce w średniowiecznym stylu. Pocieszające, że bezczelny zwykle
w swojej ekspansji McDonald’s został spacyfikowany
i musiał się dostosować do charakteru miasta.
db: Mieszkanie w miejscu szczególnie często
zwiedzanym przez turystów może być męczące.
ab: Kiedy jakieś miejsce, na przykład kamienica,
inwestowane w rozsądny sposób. Odnawiane kamienice są dostosowywane do ich pierwotnego wyglądu,
często z ogromną pieczołowitością.
db: Nie zawsze. Bywa i tak, że nowe budynki
wyglądem zupełnie odbiegają od tego, jak
Kazimierz wyglądał pierwotnie.
ab: Istnieją instrumenty prawne, by temu zapobiegać. Kazimierz jest wpisany do rejestru zabytków
i konserwator powinien dbać o to, aby takie sytuacje
nie miały miejsca.
db: A kto dba w mieście o takie drobiazgi, jak
ławki, krawężniki czy lampy? Przecież współtworzą one przestrzeń ulicy.
ab: Jeśli projektowana jest nowa dzielnica,
najpierw się myśli oczywiście o założeniach ogólnych. Czasami pieczę nad całością trzyma jeden
człowiek, ale bywa i tak, że role są podzielone. Kto
inny robi plan urbanistyczny, kto inny dba o tzw. małą
architekturę, czyli „umeblowanie ulicy”: nawierzchnię,
zieleń, ławki, kosze, przystanki.
To ważne elementy – jeżeli ulica ma mieć
jednolity charakter, trzeba je do siebie dostosować
i połączyć w przemyślany sposób. Dotyczy to zresztą
zarówno nowych, jak i starych dzielnic. Dzisiaj dbałość o odpowiednie „wyposażenie” ulic jest coraz
bardziej widoczna, bowiem od jakiegoś czasu nad
wyglądem ulic w miastach czuwa samorząd miejski,
który widzi w tym interes. Ekskluzywne ulice ściągają
kapitał, w końcu siedziba firmy przy warszawskim
Nowym Świecie, gdańskim Długim Targu albo przy
krakowskim Rynku świadczy o prestiżu firmy. W łowieniu zamiejscowych inwestorów jednym z wabików
– i to wcale niebagatelnym – jest atrakcyjność krajobrazu miejskiego. Zatem inwestowanie w wygląd
ulicy przekłada się po prostu na złotówki.
z jakiegoś powodu stanie się obiektem zainteresowania zbyt dużej ilości turystów, jej mieszkańcy mają
spory problem. Przykładem takiego mieszkaniamuzeum jest wiedeński dom Hudertwassera, który
ciągle ktoś ogląda i zwiedza. Mieszkańcy starówek
muszą znosić sporo niedogodności. Hałas, dziecka
nie można wypuścić na ulicę, nie da się zaparkować
samochodu przed własnym domem.
db: Po wojnie na krakowskim Kazimierzu
mieszkali w większości przedstawiciele najniższych warstw społecznych. To było zagrożenie
dla dzielnicy, bo nikt o nią nie dbał.
ab: Oczywiście, ale każdy kij ma dwa końce.
Z jednej strony wiadomo, że ci ludzie byli zagrożeniem, bo mógł wybuchnąć pożar, nikt nie przejmował
się cieknącymi rurami ani pękniętą rynną. Jednak
paradoksalnie, gdyby po wojnie zamieszkali tam
bogaci mieszkańcy i gdyby nie było odpowiednich
uwarunkowań prawnych, oni także mogliby stać się
dla Kazimierza zagrożeniem. Mogliby na przykład
wyburzać stare kamienice i budować nowe, wyższe, albo łączyć pięć budynków w jeden po to, żeby
założyć w nim dom handlowy. Jest powiedzenie,
że najlepszym konserwatorem jest bieda, bo nic
się wtedy nie dzieje, a nawet nadgryzioną zębem
czasu substancję łatwiej jest po latach naprawić niż
gdyby przyszło nam ją odtworzyć od nowa.
W tym momencie na Kazimierz trafiają pieniądze
prof. aleksander boehm – prorektor do spraw
ogólnych Politechniki Krakowskiej. Zawodowo zajmuje
się architekturą, urbanistyką, planowaniem przestrzennym i
architekturą krajobrazu. Jest autorem ponad 100 publikacji
oraz kilkudziesięciu realizacji architektonicznych i projektów urbanistycznych. Doprowadził do powstania nowego
kierunku studiów magisterskich – architektury krajobrazu.
Pełni funkcję wiceprzewodniczącego Komitetu Urbanistyki i
Architektury PAN, jest rzeczoznawcą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Pracował i wykładał za granicą. Zainteresowania pozazawodowe: zimą – góry, latem – jeziora,
poza tym muzyka klasyczna i nowości wydawnicze.
23

Podobne dokumenty