M. Trzciński, K. Zeidler Wykład prawa dla archeologów, Warszawa
Transkrypt
M. Trzciński, K. Zeidler Wykład prawa dla archeologów, Warszawa
Kwartalnik Akademicki Nr 4/2009 ISSN 1899-0495 M. Trzciński, K. Zeidler Wykład prawa dla archeologów, Warszawa 2009 Ptolemais Z dziejów systemów obronnych miast antycznych Słonie bojowe pod Rafią Malarstwo pompejańskie i z Domus Aurea w sztuce XVIII i XIX w. O trzech dziełach z Muzeum Narodowego w Warszawie Villa di Papa Giulio (Museo Nazionale Etrusco) Petersburg - miasto kontrastów Uniwersyteckie Wyprawy Azjatyckie (75 i 78) SPIS TREŚCI Gesta et Homines : Tegoroczna mroźna zima, jak za czasów mojego dzieciństwa z obfitym lodem i śniegiem, zmieniła radykalnie zachowania codzienne studentów, jak i profesorów. Pogoda ograniczyła wyjazdy w teren i radykalnie zmniejszyła frekwencje na naukowych sympozjach. Kilka z nich nawet odwołano. Jeszcze raz Natura pokazała, że z góry przyjęte założenie o nagłym ocieplaniu się klimatu musi być weryfikowane przez badaczy, a nie przez międzynarodowych hochsztaplerów. Za pieniądze podatników powstały przecież pseudonaukowe ekspertyzy o natychmiastowym topnieniu lodów w Himalajach! Może warto przypomnieć losy zapomnianych teorii stalinowskich: biologii wedle towarzysza Miczurina czy eksperymentów z klimatem w ZSRR. Niestety byli też w PRL-u gorący zwolennicy tych idiotyzmów ideologicznych, a dzisiaj nawet nie pamiętamy ,,sławnych i uznanych’’ nazwisk pseudouczonych sprzed 60 laty! Szerokie horyzonty badawcze zaprezentowane przez autorów w Kwartalniku Akademickim „AD REM” powinny inspirować młodych do odważnych poszukiwań, sumiennej kwerendy i uczciwych przemyśleń. Tego najserdeczniej w Nowym Roku 2010 życzę wszystkim czytelnikom pisma, a także moim uczniom i samemu sobie! M. Trzciński, K. Zeidler, Wykład prawa dla archeologów, Warszawa 2009 Prof. Juliusz A. Chrościcki Mirabilia Mundi : Barbara Godlewska-Bujok Archeologia : Ptolemais. Z dziejów systemów obronnych miast antycznych 4 Dawid Iwaniec Historia : 8 Słonie bojowe pod Rafią Tomasz Kowal Artes : Malarstwo pompejańskie i z Domus Aurea w sztuce XVIII i XIX w. O trzech dziełach z Muzeum Narodowego w Warszawie 12 Villa di Papa Giulio (Museo Nazionale Etrusco) 17 prof. Jerzy Miziołek Ewa Korpysz Petersburg - miasto kontrastów 20 Uniwersyteckie Wyprawy Azjatyckie (75 i 78) prof. Iwona Modrzewska-Pianetti, 22 Patronat honorowy: 3 Paulina Zielińska Iwona Derlatka, Tomasz Herbich Kwartalnik Akademicki AD REM nr 4/2009 Wydawca: Ośrodek Badań nad Antykiem Europy Południowo-Wschodniej UW ul. Krakowskie Przedmieście 32 00-927 Warszawa e-mail: [email protected] Cennik reklam i ogłoszeń: 1/3 str. (58 mm x 258 mm) - 650 zł II lub III str. okładki (kolor) - 2000 zł Rada Naukowa: Prof. Zbigniew Bania Prof. Andrzej Buko Prof. Juliusz A. Chrościcki Prof. Witold Dobrowolski Prof. Piotr Dyczek Prof. Iwona Modrzewska-Pianetti Prof. Ewa Wipszycka-Bravo Zespół redakcyjny: Redaktor Naczelny – Piotr Sypczuk Redaktorzy Działów: Gesta et Homines – Eliza Hetkowska Archeologia – Piotr Sypczuk Historia – Błażej Popławski Artes – Piotr Lasek Mirabilia Mundi – Patrycja Kubiak 1/2 str. (180 mm x 128 mm) - 900 zł IV str. okładki (kolor) - 2500 zł Skład: Magdalena Lubańska Druk: Autograf-Druk Redakcja nie zwraca materiałów nie zamówionych oraz zastrzega sobie prawo do redagowania nadesłanych artykułów. Kopiowanie i rozpowszechnianie publikowanych artykułów wymaga zgody redaktora naczelnego i autora tekstu. Wydanie publikacji dofinansowała Fundacja Uniwersytetu Warszawskiego cała str. (180 mm x 260 mm) - 1500 zł Zdjęcie na okładce: Jan Rustem, Portret Marii Mirskiej, Barbary Szumskiej i Adama Napoleona Mirskiego, ok. 1808 2 AD REM 4/2009 GESTA ET HOMINes M. Trzciński, K. Zeidler, Wykład prawa dla archeologów, Warszawa 2009 Barbara Godlewska-Bujok Niedawno na rynku wydawniczym ukazała się książka autorstwa Kamila Zeidlera i Macieja Trzcińskiego pod tytułem Wykład prawa dla archeologów. Kamil Zeidler jest prawnikiem, autorem wielu publikacji w zakresie prawa ochrony dziedzictwa kultury, teorii i filozofii prawa, prawa międzynarodowego oraz europejskiego (m.in. Prawo ochrony dziedzictwa kultury, Wydawnictwo Wolters Kluwer Polska, Warszawa 2007). Dwukrotnie był stypendystą Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na pracę naukowo-badawczą w zakresie ochrony dóbr kultury. Maciej Trzciński jest prawnikiem i archeologiem, autorem kilkudziesięciu publikacji dotyczących zagadnień związanych z prawną ochroną dziedzictwa kultury, przede wszystkim przestępczości skierowanej przeciwko zabytkom, ze szczególnym uwzględnieniem zabytków archeologicznych. Zainteresowania naukowe i zawodowe autorów zaowocowały publikacją o przepisach prawnych mających zastosowanie w pracy archeologa. Kompendium obejmuje nie tylko zagadnienia z zakresu prawa ochrony zabytków, muzealnictwa archeologicznego, ale także z zakresu gospodarki nieruchomościami, gruntów rolnych i leśnych, geodezji i kartografii, planowania i zagospodarowania przestrzennego, prawa budowlanego, budowy dróg i autostrad, ochrony środowiska i przyrody, prawa geologicznego i górniczego, gospodarki morskiej, broni i amunicji - w takim zakresie, w jakim regulacje te dotyczą ochrony zabytków. Autorzy przedstawiają również najważniejsze akty prawa międzynarodowego. Ostatni rozdział dotyczy zagadnień związanych ze społecznym odbiorem archeologii (edukacja archeologiczna i popularyzacja) oraz wykonywaniem zawodu archeologa i etyką zawodu. Autorzy przedstawiają stan prawny wraz z krótkim komentarzem, co z pewnością ułatwia przyswojenie i zrozumienie obowiązujących przepisów. Sygnalizują problemy związane z nieprecyzyjnymi definicjami (definicja zabytku archeologicznego, obrotu handlowego i inne), choć nie AD REM 4/2009 zawsze wskazują dogodne rozwiązania lub wnioski de lege ferenda. Może to jednak usprawiedliwiać cel powstania książki, a więc praktyczne przeznaczenie kompendium. Publikację można by uznać za niemal wyczerpującą temat, choć z pewnością nie od rzeczy byłoby również rozszerzenie części dotyczącej wykonywania zawodu i form zatrudnienia archeologów, odpowiedzialności oraz badań powierzchniowych. Książkę należy przyjąć z uznaniem i wdzięcznością dla Autorów za zebranie niełatwej przecież materii, tak istotnej dla osób wykonujących zawód archeologa. Walorem tej książki jest również możliwość wykorzystania jej w edukacji archeologicznej. Niewątpliwie tego rodzaju publikacja byłaby przydatna także w innych dziedzinach, m.in. historii sztuki. (fot. K. Trela) 3 archeologia Ptolemais z dziejów systemów obronnych miast antycznych Dawid Iwaniec Obiekty architektury obronnej od setek lat wzbudzały ogromny podziw i zainteresowanie badaczy, podróżników oraz turystów. Najwięksi artyści czerpali inspirację oraz wychwalali je w swoich dziełach. Wystarczy wspomnieć Homera – piewcę niezdobytych murów Troi. Nic dziwnego, to przecież na ich barkach spoczywał ciężar ochrony życia i dobytku mieszkańców miast. Ciężar, który wpisany jest w życie człowieka w takim niemal stopniu jak konieczność oddychania, czy pozyskiwania pokarmu. Ptolemais, miasto leżące w centralnej części antycznej Cyrenajki, będące w starożytności jednym z najważniejszych ośrodków miejskich wschodniej części basenu Morza Śródziemnego, pozwala na uchwycenie istotnych przeobrażeń jakie dokonywały się w sztuce obronnej na przestrzeni kilkuset lat – od początków ośrodka w okresie hellenistycznym, aż do momentu zdobycia miasta przez plemiona arabskie w połowie VII w. n.e. Pomimo przyzwoitego stanu zachowania antycznych fortyfikacji Ptolemais oraz przeprowadzonych w XX w. badań archeologicznych (misji włoskiej w latach 1935-1942 oraz amerykańskiej, obejmującej okres 1955-1962), obronność tego miasta stanowi wciąż niezbadany obszar wiedzy. W 2001 r. na terenie Ptolemais rozpoczęła działalność Misja Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego pod kierunkiem prof. Tomasza Mikockiego. W chwili obecnej jednym z kluczowych punktów programu badawczego misji polskiej (obok prowadzonych prac wykopaliskowych w słynnej hellenistycznorzymskiej „Willi z widokiem”), jest sporządzenie dokładnego planu miasta, który pozwoli na pełną inwentaryzację zabytków architektonicznych, w tym również fortyfikacji. Okres hellenistyczny Bezpieczeństwo miasta w okresie hellenistycznym, w którym Ptolemais zostało założone, gwarantować miały mury obronne wyposażone w bramy i baszty oraz fort, znajdujący się w obrębie cytadeli górującej nad ośrodkiem od strony południowej. Niestety postępująca erozja brzegów wadi (kory4 ta rzeki wypełnianego w porze deszczowej rwącą wodą z gór), graniczącego z miastem od wschodu oraz podniesienie się poziomu morza sprawiły, iż zarówno od strony wschodniej jak i północnej konstrukcje obronne Ptolemais pozostają poza zasięgiem badawczym. Po zachodniej stronie nadmorskiego plateau oraz na zboczach cytadeli architektura obronna szczęśliwie oparła się niszczycielskiej działalności człowieka oraz sił natury. Mur obronny miasta wykonany był w niezwykle popularnej w okresie hellenistycznym technice zwanej z języka greckiego enplekton, bardzo trwałej i wytrzymującej napór przeciwnika. Ściana w tej technice skonstruowana była z dwóch równoległych rzędów ciosów kamiennych ograniczających wypełnione gruzem wnętrze. Niewykluczone jednak, iż ciosy kamienne stanowiły jedynie najniższą partię muru zaś jego nadbudowa wykonana była z suszonej cegły. Dodatkowe wzmocnienie konstrukcji zapewniały nieregularnie rozmieszczone poprzeczne ciosy łączące zewnętrzne lica. Tak wykonany mur miał wysokość szacowaną na 5-7 m i szerokość wynoszącą ok. 2,6 m. Ptolemais najprawdopodobniej posiadało siedem bram. Znane są pozostałości jedynie trzech z nich. Wszystkie znajdują się po zachodniej stronie miasta i noszą obecnie nazwy zaczerpnięte od miast lub obiektów, do których prowadziły biegnące przez nie drogi. Są to: Brama Barki, Brama Tokry oraz Brama przy Kamieniołomie. Przypuszczalnie główną bramą Ptolemais była górująca w terenie brama na drodze do Tokry. Odznacza się ona stojącą na bardzo wysokim poziomie kamieniarką oraz skomplikowanym planem, na który składa się kilka odrębnych, choć połączonych w masywną całość konstrukcji. Stan zachowania pozostałych dwóch bram jest o wiele gorszy i pozwolił jedynie na sporządzenie orientacyjnego planu. Wynika z niego, iż były to zdecydowanie mniejsze budowle, które oprócz zadań obronnych nie pełniły funkcji reprezentacyjnej, co z powodzeniem przypisać można bramie, przez którą odbywała się komunikacja pomiędzy Ptolemais a Tokrą. Doskonałym AD REM 4/2009 archeologia wzmocnieniem walorów obronnych murów i bram były baszty. Miały one zazwyczaj prostokątny plan o bokach nie przekraczających kilku metrów i postać piętrowej platformy, do której dostęp umożliwiały schody znajdujące się na parterze. Założenie urbanistyczne obejmujące wspomnianą wyżej, wznoszącą się nad miastem cytadelę, obejmuje z jednej strony mur obronny, z drugiej zaś fort znajdujący się na szczycie płaskowyżu. Widoczne dzisiaj w terenie pozostałości murów stanowią duże, nieregularne i nieco niedbale obrobione bloki wapienne, zestawione w dwa równoległe rzędy, z trzecim ustawionym na nich. W wyższych partiach wzgórza zauważalna jest odmienna technika konstrukcji murów odznaczającą się obecnością odłamków i bloków kamiennych o dużych rozmiarach ułożonych w bardzo swobodny sposób. Mury te, podobnie jak w przypadku nadmorskiego plateau, wzmocnione były basztami o identycznym niemal planie. Sam trójkątny płaskowyż na szczycie cytadeli, wyposażony został w instalacje obronne dwojakiego rodzaju – pierwszą stanowi głęboka fosa wykuta w skale, drugą zaś fort, którego dokładny plan, w związku z brakiem badań wykopaliskowych na tym obszarze, pozostać musi póki co zagadką. Na terenie cytadeli udało się Plan Ptolemais sporządzony przez Polską Misję Archeologiczną z zaznaczonymi dziełami architektury obronnej (wyk. W. Małkowski, opr. D. Iwaniec) AD REM 4/2009 5 archeologia także zlokalizować przynajmniej kilka cystern zapewniających stacjonującemu tu garnizonowi niezbędny zapas wody. Okres rzymski Aneksja Cyrenajki przez Imperium Rzymskie w I w. p.n.e. nie oznaczała oczywiście podjęcia przez nową administrację natychmiastowych kroków zmierzających do zmiany strategii obronnej jej miast. Z czasem jednak, ze względu na zmieniającą się sytuację wewnętrzną regionu, a także z uwagi na politykę kolejnych władców, konieczne stały się zmiany w systemach fortyfikacyjnych poszczególnych ośrodków. Przekształcenia sprowadzały się w pierwszej kolejności do przeprowadzania niezbędnych napraw w obrębie funkcjonujących dzieł obronnych, w następnej zaś do wznoszenia nieznanych wcześniej fortów, które zaczęły pojawiać się masowo około połowy III w. n.e. Hellenistyczne mury Ptolemais w zasadzie nie stały się przedmiotem radykalnych przemian w okresie rzymskim; najpoważniejszą zmianą było wykluczenie z obwodu obronnego miasta Bramy Barki. Początek nieodwracalnego procesu degradacji hellenistycznych murów miasta wyznacza trzęsienie ziemi, które nawiedziło Cyrenajkę w 365 r. n.e. Jego niszczycielska moc doprowadziła do definitywnej ruiny liczne budowle większości ośrodków miejskich w tym rejonie. Lawinowo rosnące w okresie późnorzymskim zagrożenie ze strony koczowniczych plemion z południa kraju, a także ostateczne przyjęcie strategii obronnej polegającej na strefowej obronie miasta poprzez system fortów, ukoronowały dzieło zniszczenia murów Ptolemais. Całkowicie nowym typem budowli obronnej, który pojawił się w Cyrenajce w okresie rzymskim był fort. W krajobrazie Cyrenajki forty obecne były już od pierwszych lat panowania rzymskiego, kiedy to broniły zewnętrznych granic prowincji, zaś prawdziwy ich „wysyp” zapoczątkowany został najprawdopodobniej w związku z nową polityką obronną wcieloną w życie w III w. n.e. Polegać ona miała właśnie na budowie sieci fortów broniących zarówno granic, jak i najważniejszych obszarów strategicznych (m.in. dróg). Forty rzymskie, dziś niestety szczątkowo zachowane, miały postać niewielkich, zazwyczaj kwadratowych w planie budowli, wyposażonych w baszty oraz inne konstrukcje obronne, z których najpopularniejszymi były fosy. Z czasem, przede wszystkim ze względu na brak konieczności angażowania dużej liczby ludzi do ich obrony, zyskiwały one coraz większą popularność, której apogeum przypada na okres bizantyński. Okres bizantyński W okresie tym nastąpiło ostateczne przestawienie się mieszkańców Ptolemais na system obrony strefowej opartej na sieci fortów. Materiał służący do ich budowy bez wątpienia był pozyskiwany z demontowanych sukcesywnie murów miejskich. Brama na drodze prowadzącej do Tokry. Widok od strony zachodniej (fot. D. Frankowska-Delman) 6 AD REM 4/2009 archeologia Zmianę tą uznać należy za punkt zwrotny w architektonicznych dziejach ośrodka, wówczas krajobraz Ptolemais uległ ogromnemu przeobrażeniu, którego efekty jako pierwsze rzucają się w oczy odwiedzającym dziś miasto turystom. Niestety wciąż bardzo mało wiadomo o obiektach obronnych w czasach bizantyńskich, żaden z nich nie został dotychczas przebadany. Wśród budowli z tego okresu zdecydowanie wyróżniają się trzy. Dwie z nich leżą we wschodniej, jedna zaś w zachodniej części miasta. Budowla znana pod nazwą Kwatery Wodza (Duxa), uchodzi za najważniejsze dzieło obronne na obszarze bizantyńskiego Ptolemais. Forteca ma wymiary 75 x 45 m, wewnątrz obiektu wyróżnić można część północną i południową, oddzielone od siebie za pomocą ściany działowej. Podstawowym elementem planu obu zdaje się być dziedziniec wewnętrzny, wokół którego rozmieszczono pozostałe pomieszczenia. W północno-zachodnim narożniku wyraźnie rysują się pozostałości założenia, które najprawdopodobniej pełniło funkcję baszty. Przypuszcza się, iż budowla posiadała także drugą kondygnację. Datowanie „Kwatery Wodza” nie jest pewne; jej powstanie miało zapewne miejsce w 1. poł. V w. n.e. Forteca Wschodnia położona jest w najbliższym sąsiedztwie rezydencji dowódcy wojskowego. Posiadała ona dwa wejścia, z których główne znajdowało się po stronie zachodniej. W ścianie północnej funkcjonowało natomiast drugie, znacznie skromniejsze wejście, być może o przeznaczeniu gospodarczym. Wnętrze zabarykadowane zwalonymi blokami kamiennymi, zdradza standardowe jak się wydaje rozplanowanie, którego podstawę stanowi wewnętrzny dziedziniec. Nieodłącznym elementem planu jest położona w południowowschodnim narożniku budowli baszta. Forteca Zachodnia znajduje się po drugiej stronie miasta, w części, która w momencie jej powstania musiała leżeć w gruzach, gdyż budynek zablokował istniejące niegdyś ciągi komunikacyjne. Niestety zagruzowanie wnętrza skutecznie uniemożliwia rekonstrukcję planu założenia, choć na zasadzie analogii zakładać można, iż także i ta budowla posiadała dziedziniec oraz baszty. Duża ilość gruzu ponownie daje solidne podstawy, aby wnioskować o obecności drugiego piętra. AD REM 4/2009 Oprócz fortec o dużych rozmiarach na terenie miasta powstało w okresie późnego antyku także kilka mniejszych budowli obronnych. Charakteryzuje je wzajemne podobieństwo, przejawiające się w sposobie organizacji wnętrza, którego podstawą, podobnie jak w przypadku dużych fortów, jest obecność wewnętrznego dziedzińca, a także pozostałości konstrukcji, które zapewne należy interpretować jako baszty. Datowane na okres bizantyński konstrukcje obronne Ptolemais stanowią ostatnie ogniwo łańcucha ewolucyjnego strategii defensywnej miasta. W 2. poł. V w. n.e. ośrodek utracił na korzyść Apollonii uprzywilejowany status stolicy prowincji Libya Superior, który posiadał od końca III w. W okresie rządów Justyniana część miast Cyrenajki objętych zostało programem naprawy dzieł architektury, zwłaszcza budowli o charakterze obronnym. Ptolemais nie została zaliczona do tej grupy, co świadczyć może o utracie dawnego znaczenia miasta. Taki stan rzeczy utrzymał się aż do podboju arabskiego w 643 r. Dzieje fortyfikacji Ptolemais liczą sobie niemal dziewięć stuleci. Przez ten czas obserwować można stopniową ewolucję koncepcji obrony miasta; ewolucję, której kolejne etapy były logicznym następstwem różnorodnych czynników, wśród których najważniejsze stanowią: zmienne prosperity miasta, preferencje obronne danych cesarzy oraz kataklizmy naturalne. Ich wypadkowa decydowała o odpowiednim dla danego okresu modelu defensywnym. Obiektywnie przyznać należy, iż zazwyczaj był to właściwy i skuteczny model. Miasto zdołało bowiem przetrwać niejeden trudny okres w historii. Nawet wówczas, gdy straciło już swój uprzywilejowany status, mimo wszystko dotrzymywało kroku tym ośrodkom, które przeżywały okres świetności i dopiero razem z nimi uległo wyznawcom Allacha. Nie można jednak zapomnieć o jeszcze jednym, chyba najważniejszym i podstawowym elemencie strategii obronnej, dla archeologów niestety nieuchwytnym – mianowicie o samych obrońcach miasta. Nawet bowiem najdoskonalszy plan obrony wspierany znakomitą infrastrukturą i najnowocześniejszą techniką okazać się może bezużyteczny, jeśli przy jego realizacji zabraknie determinacji i odwagi obrońców. 7 historia Słonie bojowe pod Rafią Tomasz Kowal W czasie gdy Rzym i Kartagina toczyły ze sobą tzw. II wojnę punicką (218-201 p.n.e.), której stawką było panowanie w zachodniej części basenu Morza Śródziemnego, w południowej Palestynie dwaj hellenistyczni władcy wiedli swoje armie do boju, aby rozstrzygnąć spór o Celesyrię. Operacje wojskowe i wielkie bitwy, które rozegrały się podczas II wojny punickiej są doskonale znane. Mało kto natomiast wie, że w południowej Palestynie rozegrała się w tym czasie nie mniej zacięta i krwawa bitwa z użyciem tzw. słoni bojowych. Bitwa pod Rafią rozegrała się 22 czerwca 217 r. p.n.e., dzień po tym jak znakomity wódz Hannibal wciągnął w zasadzkę i zadał potężne straty armii rzymskiej nad Jeziorem Trazymeńskim. Starcie pod Rafią zakończyło tzw. IV wojnę syryjską toczącą się w latach 221-217 p.n.e. Antioch III Wielki z dynastii Seleukidów (242187 p.n.e.), władca monarchii na Bliskim Wschodzie przyprowadził pod Rafię 68 000 wojska. Jego adwersarz Ptolemeusz IV Filopator (ok. 244-205/4 p.n.e.), król Egiptu zgromadził 75 000 żołnierzy. Armia Antiocha liczyła 35 000 falangitów, 27 000 piechoty półciężkiej i lekkozbrojnych oraz 6 000 kawalerzystów. Siły te uzupełniały 102 słonie bojowe. Ptolemeusz IV wystawił do boju 60 000 falangitów w tym 20 000 rodzimych Egipcjan, 10 000 piechoty półciężkiej i lekkozbrojnych oraz 5 000 kawalerii. Armię króla egipskiego wzmacniały 73 słonie bojowe. Wyjątkowość bitwy pod Rafią polegała na tym, że była ona pierwszą bitwą, w której naprzeciwko siebie stanęły słonie bojowe odmiennych gatunków. Seleukida wystawił pod Rafią wielkie słonie indyjskie, podczas gdy w armii Lagidy były to mniejsze słonie afrykańskie. Przewaga liczebna i gatunkowa była po stronie Antiocha III. Choć starcie pomiędzy zwierzętami rozstrzygnęły na swoją korzyść ssaki Antiocha, to władca Seleukidów schodził pokonany z placu boju. Od czasu bitwy Aleksandra III Wielkiego (356323 p.n.e.) z indyjskim władcą Porosem nad rzeką Hydaspes w 326 r. p.n.e. słonie bojowe stanowiły ważny element każdej hellenistycznej armii. Te 8 potężne ssaki wykorzystywali wybitni królowie i wodzowie tacy jak np. Pyrrus (318-272 p.n.e.) władca Epiru, Antioch III (242-187 p.n.e.) - król Seleukidów, czy Hannibal (247-183 p.n.e.) - wódz kartagiński. Użycie w boju słoni niejednokrotnie przechylało szalę zwycięstwa, starożytni znali ich wartość wojskową, świadectwem tego są liczne opisy źródłowe pisarzy antycznych. W celu złapania słoni do późniejszego oswojenia stosowano różne metody. Zwierzęta oswajają się bardzo łatwo. Mistrzami w łowieniu słoni byli i są Hindusi. Zawód ten przechodził z ojca na syna. Specjalistami od chwytania słoni są także Afrykanie. Hindusi i Afrykanie mają nieco inne metody chwytania i oswajania słoni. W Indiach proceder polowania ściśle wiązał się z podziałami społecznymi. Najlepszy opis polowania na słonie pozostawili Arrian, Diodor i Strabon. W tym miejscu warto przywołać opis Strabona (Geografia XV, I; 41-42.): „Miejsce pozbawione roślinności opasują głębokim wykopem wielkości czterech lub pięciu stadiów [1 stadion = ok. 180-200 m – T.K.]. Budują dojście w formie bardzo wąskiego mostu. Następnie Srebrna moneta Seleukosa I (ok. 300 r. p.n.e.). Słoń bojowy stał się drugim, obok kotwicy, godłem dynastii Seleukidów AD REM 4/2009 historia wpuszczają trzy lub cztery samice jak najbardziej oswojone, sami zaś w chatkach ukrytych chowają się, przygotowując zasadzkę. W dzień dzikie słonie nie zbliżają się, w nocy zaś wchodzą pojedynczo. Gdy wejdą, ludzie ukradkiem zamykają wejście. Następnie, wpuszczają najdzielniejsze z oswojonych, wytresowanych słoni, walczą przeciw dzikim. Jednocześnie ujarzmiają je głodem. Gdy one już się zmęczą, najodważniejsi z kornaków ukradkiem schodzą z własnych wierzchowców i kryją się pod ich brzuchami. Wyskakując stamtąd, nurkują pod brzuchami dzikich słoni i wiążą im nogi. Gdy tego dokonają, rozkazują oswojonym słoniom bić spętane, póki one nie upadną na ziemię. A gdy upadną, przywiązują ich szyje do szyj oswojonych zrobionymi z surowej wołowej skóry rzemieniem. Aby otrząsając się nie zrzuciły z siebie usiłujących wejść na nie ludzi, robią nacięcia wokół ich karków i przewlekają przez nie rzemienie tak, że z powodu bólu słonie ulegają więzom i są spokojne. Spośród schwytanych słoni wydzielają zbyt stare lub zbyt młode, by mogły przynieść korzyść, pozostałe odprowadzają do stajni. Tam, spętawszy im wzajemnie nogi, przywiązują za szyję do mocno wbitego słupa i zniewalają głodem. Następnie zjednują je, karmiąc zielonymi częściami trzcin i traw. Potem uczą słuchać rozkazów, oczarowując jedne słowem, drugie pieśnią jakąś i biciem w bębny. Rzadko, który słoń nie da się oswoić z natury, bowiem są to zwierzęta łagodne i zdatne do oswojenia tak, że bliskie są istocie myślącej. One wykrwawionych woźniców, którzy w boju z nich spadli, podnoszą i ratują z bitwy, a kryjących się między ich przednimi nogami bronią i ocalają od zguby. Jeśli któregoś z tych, co przyniosą im paszę, lub z nauczycieli zabiją w gniewie, tak tęsknią potem za nim, że ze zgryzoty odmawiają jedzenia i bywa, że zagłodzą się na śmierć”. Drugim obszarem, z którego dostarczano słonie do armii była Afryka. Zagrożeni przez Seleukidów królowie z dynastii Ptolemeuszów nie mieli możliwości sprowadzania zwierząt z Indii, więc zmuszeni byli do pozyskiwania ich z innych terenów. Potrzeba ta stała się szczególnie paląca, gdy w latach 80.III w. p.n.e. padły ostatnie słonie przejęte w spadku po Aleksandrze Wielkim. Wtedy to Ptolemeusze rozpoczęli sprowadzanie zwierząt z Etiopii. Inspiratorem wypraw był Ptolomeusz II Filadelfos (282-246 p.n.e.). AD REM 4/2009 Słoniem bojowym kierował kornak (woźnica), zazwyczaj długoletni opiekun zwierzęcia, często pochodzący z Indii, gdzie szkoła tresury słoni ma wielowiekową tradycję. Opłacało się sprowadzić z Indii kornaków, gdyż zajmowali się oni tym zawodowo, będąc jedną z kast społeczeństwa indyjskiego. Dodatkowo na grzbiecie słonia bojowego mogli znajdować się zbrojni, którzy byli umiejscowieni w specjalnej wieżyczce (koszu). W przypadku słoni należących do gatunków Elephas maximus i Loxodonta africana, czyli tych które brały udział w bitwie pod Rafią, stosowano wieżyczki bojowe. Kosz jest najbardziej charakterystycznym elementem uzbrojenia słonia, a z racji, że w wieżyczce zasiadali zbrojni, którzy miotali zeń swoje pociski, była to także część najważniejsza. W koszu zasiadało do trzech ludzi: łuczników lub żołnierzy uzbrojonych w sarissy, tj. sześciometrowe włócznie. Dodatkowym elementem wyposażenia słonia bojowego był pancerz. Na przedniej części głowy zwierzęcia znajdowała się specjalna metalowa maska (osłona) chroniąca głowę słonia od nasady trąby aż po czoło. W osłonie znajdują się wycięcia na oczy. Dodatkowo do maski montowano grzywiaste kity, które miały budzić strach wśród żołnierzy i zwierząt przeciwnika. Na grzbiecie i po bokach słonia mocowano również osłony łuskowe. By wzmocnić siłę uderzenia bestii, nakładano im kolczaste napierśniki. Jednym z elementów mających jeszcze bardziej zwiększyć skuteczność były metalowe ostrza na ciosach – o czym donosi Arrian - przez co były one znacznie ostrzejsze oraz mniej narażone na pęknięcie. Jak się wydaje ostrza wmontowane słoniom na ciosy służyły do rozdzierania schwytanych trąbami ludzi. Słonie były bronią wzbudzającą w przeciwniku grozę samym swym wyglądem. Kolosy te przybierano przed bitwą w specjalny strój mający budzić strach. Przed rozpoczęciem bitwy słonie malowano jaskrawymi barwami, które przerażały przeciwnika. Dodatkowo przed bitwą te „czołgi antycznego świata” pojone były winem, by wpadały w szał i bezlitośnie miażdżyły nieprzyjaciół. Zwierzęta do boju nigdy nie szły same. Potrzebna im była osłona. Oddziałem chroniącym bestie były poczty około 40–50 żołnierzy. Były to zazwyczaj oddziały lekkozbrojnych, którzy mieli za zadanie ochronę tyłu i boków zwierzęcia, części ciała szczególnie wrażliwych. Żołnierze ci mieli także czuwać by wróg 9 historia nie zranił wrażliwej trąby. Pojawienie się trąbowców na polu bitwy, wzbudzało popłoch wśród wojsk przeciwnika, w przypadku, gdy nigdy wcześniej nie zetknął się z tymi bestiami. Panikę jaką wywoływały można przyrównać do zastosowania czołgów w czasie I wojny światowej. Słonie bojowe w starciu z piechotą były szczególnie niebezpieczną bronią. W porównaniu z jazdą, manewrowanie nimi było o wiele trudniejsze. Słonie bojowe najlepiej sprawdzały się podczas walki z nieruchomym przeciwnikiem, takim jak falanga macedońska. Ssaki były także doskonałą bronią w starciu z jazdą wroga, której konie nie mogły znieść zapachu tych bestii. Były one bez wątpienia jedną z groźniejszych, ale też nieprzewidywalnych broni. Zranione w bitwie słonie mogły wpaść w panikę, zawrócić i stratować własne oddziały. Takie przypadki zdarzały się często, niejednokrotnie doprowadzając do przegranej. Z biegiem czasu zaczęto przeciwstawiać się słoniom bojowym. W toku prowadzonych walk na przestrzeni IV i II w. p.n.e. nauczono się nie tylko unikać starć z gruboskórcami, lecz także z nimi wojować. Do walki ze słoniami można było użyć innych zwierząt, można było zastosować machiny wojenne, można też było przystosować w zależności od potrzeb warunki terenowe, tak aby uniemożliwić skuteczne wykorzystanie bestii. Wydaje się, że posiadanie własnych oddziałów słoni bojowych, stanowi najlepszą odpowiedź na zagrożenie przez zwierzęta przeciwnika. Problematykę tą należy rozpatrywać w różnych aspektach. Po pierwsze, jeżeli w obu armiach występowały ssaki w zbliżonej liczbie, wynik walki mógł być niepewny i zależał w dużej mierze od wodza, który umiejętnie potrafił ustawić zwierzęta do bitwy. Jeśli natomiast strona przeciwna, zapewniła sobie znaczną przewagę w liczbie zwierząt, to miała większe szanse na przechylenie szali zwycięstwa na swoją stronę. Po drugie, duże znaczenie odgrywał gatunek trąbowców, które występowały w szeregach przeciwnych armii. Słonie indyjskie (Elephas maximus) były większe od swych afrykańskich krewnych (Loxodonta africana). Słonie azjatyckie były górą, nie tylko ze względu na swoją wagę, ale i dlatego, że wyższą pozycję mieli łucznicy usadowieni na ich grzbietach, tak jak to miało miejsce w bitwie pod Rafią. Podstawowy przekaz źródłowy dotyczący bitwy 10 pod Rafią stanowi tekst greckiego historyka Polibiusza (200-118 p.n.e.). Wojska przeciwników starły się ze sobą na drodze z Peluzjon do Rafii, w przełęczy ograniczonej z obu stron piaskowymi wydmami lub pagórkami. Ptolemeusz przyjął następujące ustawienie: Polikrates z podległym mu oddziałem zajmował lewe skrzydło, za nim stali Kreteńczycy, Neokreteńczycy i gwardia królewska, następnie peltaści pod Sokratesem, stykający się z Libijczykami uzbrojonymi na sposób macedoński. Na czele prawego skrzydła stał Tessalczyk Echekrates z podległymi mu jeźdźcami. Obok niego ustawiono Celtów i Traków, a za nimi greckie wojska najemne pod wodzą Foksidasa stykały się z falangą. Na lewym skrzydle, na którym walczył Ptolemeusz, ulokowano 40 słoni, natomiast przed prawym skrzydłem ustawiono 33. Antioch przyjął następujące ustawienie: 60 słoni pod komendą elefantarcha Filipa ustawiono przed prawym skrzydłem, na którym zamierzał walczyć Antioch. Obok ustawił przeważającą część jazdy pod rozkazami Antypatra. W centrum znalazła się większość piechoty ciężkozbrojnej. Na lewym skrzydle Antioch umieścił 2000 jazdy i resztę piechoty – głównie lekkozbrojnej. Natomiast przed lewym skrzydłem ustawił 42 słonie, powierzywszy je Myiskosowi, jednemu z paziów królewskich. Polibiusz informuje na kartach swojego dzieła, że Antioch, podobnie jak Ptolemeusz, dowodził kawalerią, z tym że król syryjski był na prawym skrzydle, a król egipski swoim lewym. Władcy stali więc naprzeciw siebie. Seleukida rozpoczął bitwę szarżą słoni, potężnie uderzając na lewą flankę wojsk egipskich, gdzie kawaleria Ptolemeusza również była osłonięta linią słoni, ale te nie wytrzymały natarcia swoich indyjskich pobratymców. Polibiusz (Dzieje V, 84) w sposób następujący opisuje zachowanie gruboskórców podczas bitwy: „wtedy ci, którzy przeciw nim walczyli z wież, świetnie się bili, z bliska składając się sarysami i zadając sobie nawzajem ciosy; a jeszcze piękniej zachowywały się zwierzęta, które z całych sił walcząc rzucały się jedne na drugie. Sposób walki słoni jest następujący: Splatają i wsadzają jeden w drugiego swe kły i pchają z całych sił, spierając się o miejsce, aż silniejszy zwycięży i trąbę drugiego odsunie na bok. A skoro raz do zachwianego przeciwnika dobierze się z boku, zadaje mu rany kłami jak byk rogami". Afrykańskie zwierzęta najwyraźniej przelękły się AD REM 4/2009 historia ogromu swoich „braci” z Indii, ich ryku i zapachu. W szalonym popłochu zaczęły uciekać ciężkim galopem, tratując własną kawalerię. Antioch wygrał starcie na swoim prawym skrzydle bo miał wyraźną przewagę w słoniach zarówno ilościową, jak i jakościową. Podobne zachowanie zwierząt opisywał Liwiusz, który informuje, że „słonie afrykańskie nawet przy równej liczbie nie są zdolne oprzeć się indyjskim: ustępują im zarówno wielkością, bo indyjskie są o wiele większe, jak i siłą i odwagą". Powyższe opisy wskazują, że gatunek słonia używany w armii miał duże znaczenie na sposób ich ustawienia wśród własnych wojsk. Indyjskie słonie bojowe były znacznie skuteczniejsze od słoni afrykańskich, gdyż w każdym starciu zwyciężały swoich krewnych. Po szarży słoni lewe skrzydło Ptolemeusza poszło w rozsypkę. Za nimi postępowały wojska Antiocha. W centrum żadna ze stron nie uzyskała wyraźnej przewagi. Tymczasem Echekrates, dowodzący prawym skrzydłem wojsk Ptolemeusza, swoją jazdą dokonał oskrzydlenia i uderzył na kawalerię Antiocha z flanki i od tyłu. Tymczasem Antioch po wstępnym sukcesie nadal pomyślnie walczył, oddalając się od centrum walki, natomiast Ptolemeusz schronił się wśród swojej falangi i ukazał wojskom, które podjęły atak. Doborowe wojska syryjskie krótko stawiały opór, a następnie zaczęły się cofać. Antioch za późno zorientował się w sy- Ceramika kampańska (III w. p.n.e.) z przedstawieniem słonia bojowego, który na grzbiecie ma wieżyczkę z dwoma zbrojnymi AD REM 4/2009 tuacji, gdy wrócił na główne pole walki z królewskim oddziałem gwardii, jego armia już się cofała. Próbował jeszcze zebrać wycofujące się w szykach oddziały, by zająć nową pozycję, lecz szala zwycięstwa przechyliła się już na stronę wojsk Ptolemeusza i nie udało mu się skonsolidować swoich oddziałów do jeszcze jednego wysiłku. Większość wojsk Seleukidy wycofała się i schroniła w Rafii, gdzie udał się też Antioch, będąc przekonanym, że osobiście odniósł zwycięstwo, lecz wskutek tchórzostwa innych przegrał bitwę. Następnego ranka wyprowadził ocaloną część wojska do Gazy skąd wysłał do Ptolemeusza posłów w sprawie pogrzebania poległych. Otrzymawszy na to pozwolenie, oddał im ostatnią posługę. Pod Rafią poległo 10 000 antiochowych piechurów i ponad 300 jeźdźców, zaś 4 000 wojowników poszło do niewoli. Antioch stracił także 3 słonie w bitwie i 2 wskutek odniesionych ran. W wojsku Lagidy poległo 1 500 pieszych i 700 jeźdźców i zginęło 16 słoni. Dzięki zwycięstwu pod Rafią, Ptolemeusze utrzymali Celesyrię jeszcze przez kilkanaście lat. Obie strony wyszły z konfliktu mocno osłabione. Niedługo po zakończeniu wojny rodowici żołnierze egipscy wszczęli powstanie, które pogrążyło hellenistyczną monarchię w chaosie. Państwo Ptolemeuszy już nigdy nie odzyskało dawnej świetności. Antioch III wziął srogi rewanż na wojsku Ptolemeusza V Epifanesa (210-180 p.n.e.) następcy Ptolemeusza IV. Król seleukidzki zadał klęskę oddziałom egipskim pod Panion u źródeł Jordanu w 200 r. p.n.e. Cała Syria wraz z Palestyną znalazły się znowu pod władzą Antiocha. Konflikty sąsiedzkie o Celesyrię zanadto przykuły uwagę obu monarchii. Zarówno Ptolemeusze, jak i Seleukidzi nie dostrzegli w porę, że w zachodniej części basenu Morza Śródziemnego wyrosła nowa potęga – nadtybrzańska Republika. W 190 r. p.n.e. pod Magnezją Rzymianie rozgromili armię Antiocha III Wielkiego, podobnie jak wcześniej, w 197 r. p.n.e. złamali potęgę Macedończyków pod Kynoskefalaj. W armii Antiocha walczyły słonie bojowe, lecz nie odegrały one kluczowej roli, gdyż Rzymianie nauczyli się już skutecznie z nimi wojować i wygrywać. Od tego momentu rozpoczął się proces stopniowego podporządkowania królestw hellenistycznych przez Rzym, trwający aż do wchłonięcia ostatniego z nich - Egiptu, co nastąpiło po śmierci Kleopatry VII (69-30 p.n.e.). 11 artes Malarstwo pompejańskie i z Domus Aurea w sztuce XVIII i XIX w. O trzech dziełach z Muzeum Narodowego w Warszawie prof. Jerzy Miziołek Per noi, l’unica via per diventare grandi e, se possibile Inimitabili, e’ l’imitazione degli antichi Winckelmann (1755) W Muzeum Narodowym w Warszawie znajdują się trzy dzieła, które dostarczają znakomitych przykładów recepcji sztuki miast Wezuwiusza w 2. połowie XVIII i na początku XIX w. Jednym z nich jest piękny i dobrze zachowany wachlarz, drugim niewielki obraz na płótnie podzielony na siedem pól, z których pięć wypełniają przedstawienia będące adaptacjami lub wiernymi powtórzeniami kilku malowideł pompejańskich. Trzecim dziełem jest nigdy niezrealizowany projekt dekoracji tzw. Sali Redutowej Teatru Wielkiego, autorstwa Antoniego Brodowskiego, profesora malarstwa Uniwersytetu Warszawskiego w latach 1819-1830. Wachlarz (zob. Orlińska-Mianowska 2006) i projekt Brodowskiego (Sienkiewicz 1930; Sroczyńska 1985) były już publikowane, jednak autorzy nie rozpoznali wszystkich występujących w nich motywów figuralnych, natomiast obraz - będący długoterminowym depozytem warszawskiego muzeum - jest publikowany po raz pierwszy. Polacy i miasta Wezuwiusza Badania archeologiczne w Herkulanum (w 1709/10 i od 1738), Pompejach (od 1748) i Stabiach (od 1749) należą do największych wydarzeń w sferze kultury przełomu czasów nowożytnych i nowoczesnych. Odkryte w tych miastach domy, malowidła i rzeźby były w 2. połowie XVIII w. i przez całe nie- il. 1. Rycina wg obrazu A. Świeszewskiego, Widok Pompejów i Wezuwiusza, „Tygodnik Ilustrowany”, 1882 r. 12 mal następne stulecie opisywane i podziwiane na całym świecie. W Europie, a nieco później również w Ameryce, pojawiły się tzw. pokoje pompejańskie ozdobione scenami i motywami odnalezionymi w „cieniu Wezuwiusza”. Tematami rodem z Herkulanum, Pompejów i Stabiów ozdabiano pawilony parkowe, stoliki i filiżanki, a wiele dam portretowało się w „pompejańskich” pozach, jak słynna Emma Hamilton, a w Polsce m.in. Maria Mirska na obrazie Jana Rustema w Muzeum Narodowym w Warszawie (zob. okładkę). W salonach pałaców i willi malowano też często sam wulkan – sprawcę mumifikacji owych miast, a w otaczających je ogrodach konstruowano sztuczne pagórki, które z okazji rozmaitych festynów wyrzucały z siebie dym i ziały ogniem. Widok słynnego wulkanu zdobi też niekiedy wachlarze, jak ten, obecnie w zbiorach Zamku w Łańcucie. „Tyle nieszczęść dotknęło świat – napisał Goethe w 1787 r. - niewiele z nich jednak tak wiele radości przysporzyło potomnym”. Już od połowy XVIII w. liczni Polacy wyprawiali się do Zatoki Neapolitańskiej, aby podziwiać tam „zmumifikowane miasta” i odnalezione w nich skarby oraz mniejsze i większe arcydzieła. Wśród nich znaleźli się m.in. August F. Moszyński, Tadeusz Kościuszko, Julian Ursyn Niemcewicz, Stanisław Staszic, Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Cyprian K. Norwid, Józef Kremer. Z tych wypraw do Neapolu i miast Wezuwiusza zachowały się również rysunkowe szkice i obrazy malowane m.in. przez Józefa I. Kraszewskiego i Aleksandra Świeszewskiego (il. 1) oraz liczne, cenne myśli i niemal zapomniane dziś opisy. Z czasem dotarły do Warszawy również powszechnie podziwiane XVIII-wieczne erupcje Wezuwiusza malowane przez Pierre J. Volaire. Ogromnie zainteresowany odkryciami archeologicznymi w miastach Wezuwiusza był król Stanisław August, czego dowody znaleźć można w Gabinecie Rycin BUW, m.in. album akwarel opatrzony sygnaturą Zb. Król. Vol. 513, który stał się przedmiotem wystawy w Instytucie Archeologii UW, w listopadzie 2009 r. Tym tematem zafascynowany był również bratanek monarchy - Stanisław, który pozostawił interesujący opis Pompejów i Herkulanum z połowy lat 80. XVIII w. i kazał się sportretować na tle Wezuwiusza. Tragedia miast Wezuwiusza wpisana została nawet w kontekst trudnej sytuacji politycznej Rzeczypospolitej w końcu XVIII w. „Czemuż, o nieba - zapisał w swoim dzienniku podróży Niemcewicz - AD REM 4/2009 artes nie żyłem w Pompei, nie byłem w niej zagrzebanym, nie patrzałbym na dzisiejszą zgubę ojczyzny mojej”. W wyniku ogromnego zainteresowania archeologią i sztuką miast Wezuwiusza w wielu polskich pałacach, willach i pawilonach parkowych namalowano lub wykonano w stiuku liczne motywy pompejańskie. Jednakże, pomimo fascynacji Herkulanum, Pompejami i Stabiami w dawnej Polsce tematyka recepcji odkrytych w nich dzieł sztuki nie doczekała się do dziś opracowania. Najlepszym dowodem na to jest nierozpoznanie, aż do 2006 r., w słynnej Chimerze zdobiącej Dom Arcykapłana w Arkadii pod Łowiczem wiernego powtórzenia malowidła ze Stabiów, ukazującego tzw. Panterę morską (zob. artykuł J. Miziołka w „Światowicie”, 2006). Nie było też dotąd w naszym kraju wystawy poświęconej zabytkom odkopanym we wspomnianych miastach i ich recepcji. Lata 2009 i 2010 - kolejna rocznica erupcji wulkanu w dniu 24 sierpnia lub 24 października (na tę drugą datę wskazują najnowsze badania) i 300-lecie rozpoczęcia eksploracji Herkulanum - dostarczają znakomitej okazji, aby próbować wypełniać tę lukę. Dwa z trzech omawianych w tym artykule obiektów powstały poza granicami Polski, ale zostały zamówione, a przynajmniej zakupione przez Polaków i stąd również one należą niejako do polskiej kultury artystycznej. Obraz z Endymionem, Selene i Florą ze Stabiów Środkowe, największe z siedmiu pól obrazu ukazuje pięknego, półnagiego mężczyznę pogrążonego w śnie pod niewielkim drzewem, któremu przygląda się młoda kobieta nadchodząca z prawej strony i poprzedzana przez Kupidyna (il. 2). Niemal na pierwszy rzut oka można rozpoznać, że malowidło to dość il. 3. Endymion, Selene i Amor, malowidło ścienne z Pompejów, Museo Nazionale Archeologico, Neapol wiernie powtarza kompozycję fresku ukazującego Endymiona i Selene (Dianę), odkrytego w jednym z domów pompejańskich (V 5, 10) i zreprodukowanego w trzecim tomie Le Antichità di Ercolano (il. 3). Zarówno XVIII-wieczny malarz, jak i autor sztychu trochę „udoskonalili” rozmaite detale, czyniąc z pompejańskiego fresku nieco „przesłodzoną” scenę o rokokowym wydźwięku. Także jedna z postaci z lewej strony środkowej kompozycji pochodzi z trzeciego tomu wspomnianej publikacji. Tym razem chodzi o słynną Florę lub Primaverę z Willi Ariadny w Stabiach. Autor obrazu, którego nie udało się dotąd ustalić, dokonał swobodnej adaptacji antycznego malowidła zachowując wszakże jego niezwykły czar i wdzięk. Postacie kobiece przedstawione w trzech pozostałych polach są swobodnymi adaptacjami Tancerek z tzw. Willi Cycerona. Takie eklektycz- il. 2. Autor nieznany, Obraz inspirowany malowidłami pompejańskimi, 2 poł. XVIII w., własność prywatna, depozyt w Muzeum Narodowe w Warszawie AD REM 4/2009 13 artes ne zestawianie motywów w duchu fascynacji dziełami sztuki starożytnej, typowe dla epoki wielkich odkryć archeologicznych, charakteryzuje również wachlarz. Wachlarz z motywami z Pompejów i Domus Aurea Piękny, jednostronnie malowany temperą wachlarz z koziej skóry i ze stelażem z rzeźbionej masy perłowej, pokrytej pyłkiem złota, należał niegdyś do Aleksandry z Engelhardtów Branickiej (il. 4). Choć ciągle niewiele wiadomo o jego właścicielce, to jednak znamy jej miniaturowy portret zachowany również w Muzeum Narodowym w Warszawie. Istnieje przypuszczenie, że ta urodziwa dama była córką Katarzyny II (sic!). Zauważono już słusznie, że wachlarz zdobią motywy pompejańskie, ale nie wskazano konkretnych wzorów, którymi są po raz kolejny słynne Tancerki znane ze sztychów zamieszczonych w pierwszym tomie Le Antichità di Ercolano (il. 5) i w Vol. 513 w Gabinecie Rycin BUW. Jednakże największa, środkowa scena, ukazująca siedzącą kobietę rozmawiającą czule z nagim chłopcem pochodzi z innego, słynnego w XVIII w. dzieła Vestiglia delle Terme di Tito (de facto chodzi o Domus Aurea), wydanego przez Ludovico Mirri’ego we współpracy z Franciszkiem Smuglewiczem (Polakiem działającym w Rzymie od 1763 do 1784 r.), Vincenzo Brenną i Marco Carloni’m. Reprodukujemy tu rycinę numer 50 (il. 6), pochodzącą z dzieła wydanego w 1776 r. w dwóch wersjach (czarnobiałej i kolorowanej), która obecnie znajduje się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie. Rycina ta zawiera jeszcze przedstawienie dorosłego mężczyzny, ukazanego z lewej strony. Malarz, który ozdabiał omawiany wachlarz „zaadaptował” tylko scenę przedstawiającą kobietę z chłopcem, tworząc wraz z ukazanymi po jej obydwu stronach motywami ptaków o długich szyjach (również zaczerpniętych z bordiury ryciny nr 50) niezwykle interesujące zestawienie motywów pochodzących z dwóch wielkich centrów grand tourowych - z Rzymu i miast Wezuwiusza. Projekt dekoracji Sali Redutowej Antoniego Brodowskiego Wspomnieliśmy wcześniej akwarele w Vol. 513 przechowywane w Gabinecie Rycin BUW, które są znakomitej klasy XVIII-wiecznymi kopiami najsłynniejszych malowideł odkrytych w trzech miastach Wezuwiusza – Herkulanum, Pompejach i Stabiach. Poza popularno-naukowymi publikacjami, które towarzyszyły wystawom w Instytucie Archeologii UW i w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej (zob. Miziołek 2009, w kwartalniku „Uniwersytet Warszawski” i Miziołek 2009, w „Psychologii w teatrze życia”) 14 nie były dotąd gruntownie badane. Nie ulega jednak wątpliwości, że akwarele te podziwiano i studiowano pod kątem ich oryginalności wielokrotnie, głównie w czasach pierwszego Uniwersytetu Warszawskiego, a więc w latach 1818–1832 (na następne 90 lat trafiły z całym Gabinetem Rycin BUW do Petersburga). Ten ogromy album zawiera ślady „zaczytania”, przynajmniej na okładkach ze stanisławowskich jeszcze czasów. Używał go zapewne w swoich wykładach Jan Feliks Piwarski, pierwszy kustosz uniwersyteckiego Gabinetu Rycin, i najprawdopodobniej również Antoni Brodowski, najwybitniejszy malarz warszawski czasów Królestwa Kongresowego i jednocześnie uniwersytecki profesor malarstwa; jak wiadomo na Uniwersytecie Królewsko-Warszawskim działał Oddział Sztuk Pięknych, na którym nauczano nie tylko malarstwa, ale również sztuki rzeźbienia i budowania. To właśnie studentom tego oddziału pokazywano piękne akwarelowe reprodukcje malowideł z miast Wezuwiusza. Ponadto sam Brodowski musiał być pod ich wrażeniem, albowiem wyraźnie zainspirował się Tancerkami z tzw. willi Cycerona w Pompejach, tworząc fascynujący, ale nigdy niezrealizowany projekt dekoracji Sali Redutowej w Teatrze Wielkim, wykonany w technice akwareli w 1826 r. (il. 7). Przepiękny i niezwykle dopracowany projekt Brodowskiego ma formę tryptyku ujętego po bokach pilastrami o jońskich kapitelach. Warto tu zacytować fragment opisu pióra Jerzego Sienkiewicza z 1930 r.: „W środkowej partii tego tryptyku na tle brunatnawo szarych obłoków i jasnego błękitu umieszcza parę w tanecznym pląsie. W długiej jasno-żółtej szacie, strzępionej u dołu wiatrem, oraz w narzuconym na nią il. 4. Wachlarz jednostronny z motywami z Domus Aurea i z Pompejów, 2 poł. XVIII w., Muzeum Narodowe w Warszawie AD REM 4/2009 artes białym chitonie – postać kobieca z kolorowym kwieciem wplecionem we włosy, zwrócona w prawą stronę (od widza) unosić się zdaje w powietrzu swobodnym ruchem bosych nóg w tył odrzuconych. Odchylając głowę w kierunku przeciwnym od zwrotu korpusu, trzyma ona w lewej ręce złoconą lirę wspartą o pierś (u dołu liry trzepoce się niebieski – indigo – szal), prawą zaś ręką, jakby trąca struny, w tym szkicu zresztą przez malarza nieuwydatnione. Tuż poza tą – jak przypuszczać można z charakterystyki przedstawienia – muzą tańca, Terpsychorą, wychyla się skośnie, w podskoku podobnie unoszona postać bosego młodzieńca w zielonym obnażającym pierś chitonie. Ów kędzierzawy młodzieniec, rozpościerając nad swą towarzyszką czerwony szal, przegina ku niej głowę, a że i ona do niego swoją zwróciła, łączność tej pary, komponowanej na krzyżujących się wzajem przekątnych prostokąta, zcalonej linią szali i przedłużenia rąk, a w wspólnym pląsie unoszonej – ściślej się jeszcze zwiera”. Następnie autor opisu sugeruje, że wzorem dla Brodowskiego mogło być namalowane przez Paula P. Prudhona przedstawienie Psyche z Amorem w paryskim hotelu de Bourienne. Brodowski odbył studia malarskie w Paryżu i mógł widzieć malowidło współczesnego mu malarza francuskiego, ale zarówno jego il. 5. Tańcząca menada, akwarela, kopia malowidła w Vol. 513 z tzw. Willi Cycerona w Pompejach, ok. 1785 r., Gabinet Rycin BUW AD REM 4/2009 il. 6. Lucius Papirius w okresie młodości, akwarela i gwasz na zarysie akwafortowym, Vestiglia delle Terme di Tito, Muzeum Narodowe w Warszawie dzieło, jak i Prudhona wywodzi się najprawdopodobniej z kolejnej kompozycji w Domus Aurea; przedstawia ona Dionizosa i Ariadnę jakby unoszących się w powietrzu z szarfą czy szalem nad ich głowami, który wypełniony wiatrem tworzy ulotną arkadę (zob. Vestiglia delle Terme di Tito, rycina 42). Z kolei dwie tańczące postacie ukazane po bokach centralnej części tryptyku, w których Sienkiewicz słusznie dostrzegł menady, czyli bachantki (jedna z nich przedstawiona jest z czynelami, druga z tyrsem), ale nie wskazał na konkretne wzory, są bez wątpienia inspirowane wspomnianymi już Tancerkami pompejańskimi. Nasz uniwersytecki profesor malarstwa wykazał się w tym projekcie prawdziwą inwencją. Owszem we wszystkich polach tryptyku dostrzegamy inspiracje czerpane z antycznych wzorów, m.in. takich jak bachantka w Vol. 513, ale za każdym razem widzimy jego własną ich wersję, a więc mamy do czynienia z twórczym naśladowaniem powszechnie podziwianych w jego czasach arcydzieł. Gdy się podziwia akwarele w Vol. 513 w Gabinecie Rycin BUW, relief z Panterą mariną w podłowickiej Arkadii i wstępnie omówione tu dzieła z Muzeum Narodowego w Warszawie, nieustannie powraca idea Winckelmann’a zawarta w jego Myślach o naśladowaniu dzieł sztuki greckiej (1755), która posłużyła nam za motto, a także słowa Goethe’go odnośnie do tragedii miast Wezuwiusza, odnalezionych w nich dzieł i ich oddziaływaniu. Zamiast zakończenia Setki tysięcy turystów zwiedzają co roku Herkulanum i Pompeje (w 2008 r. w samych Pompejach było ich przeszło dwa miliony). Co roku publikuje się setki artykułów i książek o odkrytych w nich domach, willach, 15 artes dziełach malarstwa i rzeźby oraz o ich recepcji. Bardzo wiele pozostaje jeszcze do odkrycia lub do odsłonięcia tego co już odkryto przeszło 250 lat temu, m.in. teatr i Villa dei Papiri w Herkulanum. Nawet te ciągle ukryte pod lawą arcydzieła architektury nie przestają oddziaływać. W sercu Warszawy, w letniej rezydencji króla Stanisława Augusta w Łazienkach, wzniesiono około 1790 r. teatr, którego powstanie zainspirowało odkrycie teatru w Herkulanum. Antyczny zabytek szybko poznała cała Europa dzięki słynnym rycinom autorstwa Giovanbattisty i Francesco Piranesi’ch, które posiadał także nasz monarcha. Zachwyt i podziw dla dzieł z miast Wezuwiusza trwał w Polsce także w XIX i XX w., czego dowodem jest nie tylko piękny projekt Brodowskiego, ale również m.in. obrazy Józefa I. Kraszewskiego, Henryka H. Siemiradzkiego (autora obrazu Siesta patrycjusza i Noc w Pompejach; w pierwszym z nich pojawia się jeden ze słynnych tripodów pompejańskich) i Jerzego Nowosielskiego - autora interesującego obrazu La Villa dei Misteri. W ostatnich latach po tematy wezuwiańskie i pompejańskie sięgnął słynny nie tylko w Italii Igor Mitoraj, uczeń Tadeusza Kantora, od lat tworzący we Włoszech, głównie w Pietrasanta. Jego Vulcano, Pompeiani II i Pompeiani III, pokazywane na jesieni ubiegłego roku w Warszawie, są arcydziełami, które na progu III tysiąclecia pięknie wizualizują i rozpamiętują ten niezwykły fenomen jakimi są miasta Wezuwiusza i odkryte w nich arcydzieła. Bibliografia: Le Antichità di Ercolano esposte, t.1-8, Napoli 1757-1792; Antiquity Recovered. The Legacy of Pompeii and Herculaneum, red. V. C. Gardner, J. L. Seydl, Los Angeles 2007; A. Bernatowicz, „Herculanum i Pompeje do wszystkiego dawały wzory i modele”. O kilku neopom- pejańskich dekoracjach w Polsce, [w:] Polska i Europa wdobienowożytnej.PracenaukowededykowaneProfesorowi JuliuszowiA. Chrościckiemu, Warszawa 2009, s. 241-49; M. L. Bernhard, Wycieczka na Wezuwiusz Stanisława Kostki Potockiego, „Meander”, VII, 1952, s. 465-477; J. Miziołek, In the pure taste of Trajan's century. Preliminary observations on Pliny the Younger's Laurentina as imagined by Count Stanisław Kostka Potocki, Światowit VI, 2006, s. 2543; J. Miziołek, Muzy i bachantki spod Wezuwiusza, czyli o żywiołach - apollińskim i dionizyjskim, „Psychologia w teatrze życia”, wrzesień/październik 2009, s. 1-11; J. Miziołek, Skarby Uniwersytetu Warszawskiego: Apollo i Muzy, czyli o arcydziełach z „miast Wezuwiusza”, „Uniwersytet Warszawski”, 5 (44), grudzień 2009-s. 32-35; J. Miziołek, Złoty Dom Nerona. Wystawa w 200-lecie śmierci Franciszka Smuglewicza, BHS LXXX, 2008, nr 3/4, s. 567-76; E. Orlińska-Mianowska, Modny świat XVIII i początku XIX wieku/Fashion World of the 18th and Early 19th Century, Olszanica 2006; A. Pieńkos, Wulkaniczne spektakle natury w sztuce nowoczesnej, “Konteksty”, LV, 2001, s. 536-43; Rosso pompeiano. La decorazione pittorica nelle collezioni del Museo di Napoli e a Pompei, a cura di M. L. Nava, R. Paris, R. Friggeri, (katalog wystawy), Roma, Museo Nazionale Romano, Palazzo Massimo alle Terme, 20 dicembre 2007-31 marzo 2008, Milano 2007; J. Sienkiewicz, Projektowane dekoracje ścienne Teatru Narodowego, “Studja do Dziejów Sztuki w Polsce”, vol. 2, 1930, s. 65-80; K. Sroczyńska, Antoni Brodowski 17841832, życie i dzieło, Warszawa 1985; J. J. Winckelmann, Il bello nell’arte. Scritti sull’arte antica, a cura di F. Pfister, Torino 1973; J. J. Winckelmann, Le scoperte di Ercolano. Nota introduttiva e Appendice di Franco Strazzullo, Napoli 1981; Złoty Dom Nerona. Wystawa w 200-lecie śmierci Franciszka Smuglewicza, red. J. Guze, Warszawa 2008. il. 7. Antoni Brodowski, Projekt dekoracji Sali Redutowej Teatru Wielkiego w Warszawie, akwarela, papier, 1826 r., Muzeum Narodowe w Warszawie 16 AD REM 4/2009 artes Villa di Papa Giulio (Museo Nazionale Etrusco) Ewa Korpysz Od czasów starożytnych ulubioną formą wypoczynku Rzymian był pobyt w zaciszu wiejskiego domostwa - swoista ucieczka od zgiełku i problemów wielkiego miasta, szczególnie nieprzyjaznego upalnym latem. Takie pragnienie spokoju i poszukiwanie ustronia odnajdujemy już w listach Pliniusza Młodszego. Znajdowało ono wyraz w powstawaniu w okolicach Rzymu wielu willi wiejskich wznoszonych tuż za murami miasta. Budowie tego typu rezydencji odpowiadały szczególnie czasy renesansu i ówczesna filozofia życia w kontakcie z naturą, sprzyjająca poznawaniu otaczającego świata. Wiele z willi, powstałych w XV i XVI wieku wyróżniało się wyszukaną elegancją. Te niezwykłe, często niewielkich rozmiarów budowle były nie tylko otoczone, ale też integralnie związane ze wspaniałymi ogrodami, kryjącymi romantyczne pawilony, świątynie, groty, fontanny, malownicze kaskady. W okresie manieryzmu takie założenia obfitowały w zaskakujące efekty scenograficzne, uzyskiwane dzięki umiejętnemu wykorzystaniu rzeźby terenu i kompozycjom złożonym z ciągów osiowo skomponowanych dziedzińców, łączonych schodami oraz kolumnad, loggi, tarasów, wśród których umieszczano antyczne i współczesne posągi czy wazy. W ogrodach tych w sposób mistrzowski łączono naturalną, pierwotną przyrodę z uporządkowana, architektoniczną oprawą. Ogród manierystyczny w antykizujących i pastoralnych formach odnawiał pradawny mit złotego wieku, przypominał o arkadii, a także przywodził średniowieczny raj. Taka sceneria była wymarzona dla rozmyślań, dysput, poezji i muzyki. Stanowiła też wspaniałą dekorację dla uroczystości i przedstawień dworskich. Villa suburbana była często przeznaczona na krótkotrwałe pobyty, i niekiedy nie miała nawet sypialni, służyła bowiem jedynie kilkugodzinnemu odpoczynkowi i zabawie w sąsiedztwie bujnej przyrody. Najwspanialsze wille należały do kardynałów pochodzących ze znamienitych rodów włoskich. Niejednokrotnie dziś nadal są one w posiadaniu spadkobierców. Jedną z najciekawszych jest Villa di Papa Giulio, dziś znajdująca się w obrębie Rzymu, w jego północnej części. Powstała z polecenia GiovannieAD REM 4/2009 go Marii Giocchi Del Monte - papieża Juliusza III, wielkiego miłośnika i mecenasa sztuki, w czasie jego pontyfikatu w latach 1550-1555. Willa pomyślana jako rezydencja wiejska, została usytuowana na stoku wzgórz Parioli, na obrzeżach Rzymu, już poza murami Aureliańskimi, w pobliżu Tybru. Bliskość rzeki miała tu duże znaczenie praktyczne: papież nie musiał dojeżdżać w upale do swej posiadłości, lecz przypływał do niej łodzią. Nie zamieszkiwał jednak w willi, a jedynie tu wypoczywał, stąd też niewielkie rozmiary samego pałacu, wystarczające dla potrzeb krótkotrwałego wytchnienia od codziennych obowiązków. Willa stanowiła jeden z trzech kompleksów wcześniejszego wielkiego założenia parkowego rozłożonego przy starożytnej Via Flaminia, na które składały się: tzw. stara winnica (vigna vecchia), vigna del porto i vigna di papa Giulio. W tej ostatniej znajdowała się najważniejsza część założenia. Willa została urządzona z zastosowaniem wszystkich środków monumentalnej scenerii i stanowiła decydujący zwrot w dziedzinie architektury pałacowo-parkowej. Przy budowie, dekoracji i urządzaniu byli zatrudnieni najwybitniejsi artyści okresu manieryzmu: architekt Jacopo Barozzi da Vignola - rzeźbiarz i architekt z Florencji, Bartolommeo Ammannati, malarz, a także architekt i krytyk Giorgio Vasari oraz malarze Federico i Taddeo Zuccari. Główny budynek willi został zbudowany między rokiem 1551 i 1553 według rysunku samego papieża i korekt Michała Anioła. Budowla Elewacja willi od strony dziedzińca (fot. E. Korpysz) 17 artes uzyskała formę dwupiętrowego pałacu o powściągliwej, surowej fasadzie głównej, rozczłonkowanej dużymi otworami w dolnej kondygnacji i mniejszymi w górnej. Wyraźnie zaakcentowano oś środkową poprzez spiętrzenie dwóch loggi naśladujących łuki triumfalne. Dolna z nich, ujmująca wejście, sprawia wrażenie potężnej, ciężkiej, surowej bramy broniącej dostępu do wnętrza. Efekt ten został uzyskany dzięki masywnej rustyce wykorzystanej do konstrukcji pilastrów i półkolumn. Również naroża dolnej kondygnacji i ościeża okien ujmują obramienia rustykalne. Główna fasada jest prawie w całości dziełem Vignoli. Elewacja ogrodowa jest lżejsza, tworzy półkolistą w planie eksedrę z cienistym portykiem kolumno- Polichromia sklepienia galerii (fot. E. Korpysz) wym w przyziemiu. Kolumny dźwigają proste belkowanie, którego forma została prawdopodobnie przejęta z pałaców kapitolińskich Michała Anioła. Ściany powyżej portyku uzyskały formę gładkich płycin. Biegnącą po łuku galerię zasklepia kolebka, na której wymalowano prześwietlone promieniami słońca pergole obrośnięte pnączami, wśród których igrają putta i uwijają się ptaki. Ściany galerii pokrywają malowidła pompejańskie. Umieszczona na osi budynku brama przybierająca, podobnie jak w elewacji głównej, formę łuku triumfalnego, otwiera się całą szerokością na dziedziniec, bardziej łącząc, niż oddzielając cieniste wnętrze paradnej, obszernej sieni i prześwietlony słońcem wielki dziedziniec. W rozplanowaniu całego założenia jest doskonale widoczne manierystyczne zamiłowanie do takiego formowania 18 przestrzeni, w której organicznie przenika się strefa architektury ze strefą bujnej zieleni, natury, przyrody. Założenie ogrodowe zostało ukształtowane wzdłuż osi, która łączy następujące po sobie trzy dziedzińce i otaczające je elementy architektoniczne. Pierwszy dziedziniec, ozdobiony roślinnymi parterami, jest ograniczony po obu stronach ścianami, których powierzchnie rozczłonkowują jońskie kolumny i łuki. Jest to największy z dziedzińców całego założenia. Od strony przeciwnej niż willa zamyka go ściana z kolumnową loggią w części środkowej. Po obu stronach tejże kolumnady umieszczono antyczne reliefy o tematyce mitologicznej. Loggia jest podwyższona w stosunku do poziomu dziedzińca i dostępna szerokimi schodami. Z jej cienistego, pokrytego szczątkowo dziś zachowanymi malowidłami wnętrza, wychodzi się na taras ujęty dwubiegową, półkolistą klatką schodową. Łuk schodów jest w planie powtórzeniem w mniejszej skali - planu fasady ogrodowej głównego budynku willi. Taras i ćwierćkola schodów wyprowadzają na niewielki, mocno zagłębiony dziedzińczyk, którego głównym akcentem jest nymphaeum. Tworzy je sztuczna grota z płytkim basenem i kanałami wodnymi obrośniętymi bujną roślinnością. Podobne nymphaea stanowiły ulubiony motyw kształtowania ogrodowych zakątków i organizowania przestrzeni, w której elementy wody, zieleni, skał i antycznych ruin z posągami odgrywały istotną rolę. Grotę obrastał mech i rośliny, ze sklepienia zwieszały się stalaktyty, zaś powierzchnia ścian urozmaicona była naciekami i oryginalnymi muszlami oraz zielenią. Malowniczy efekt potęgowały naturalne zwietrzenia kamienia. Zewsząd spływały strużki wody wydając przyjemny dla ucha szmer, szczególnie miły w upalne, letnie dni. Wszystkie te elementy pojawiły się też w Villi Giulia. Grota została tu poprzedzona cienistym portykiem z balkonem wspartym na kariatydach. W głębi znajdowała się Fontana di Aqua Vergine. Sadzawkę, której dno zdobiła figuralna mozaika z przedstawieniem Trytona, obrastały wodne rośliny. Do nymphaeum dochodziły też kanały i tajemnicze korytarze, ociekające wilgocią, cieniste, nieco zarośnięte. Obecne nieczynne, dawniej wyprowadzały poza główną część ogrodu, w miejsca odosobnione, ukryte. Nymphaeum było zasilane wodą ze specjalnego Aquedotto Vergine, stąd nazwa głównej fontanny. Całość przypominała romantyczny zakątek starożytnej arkadii i jest dziś określana jako Primo Teatro d’Aque di Roma. Twórcą loggi i nymphaeum był Bartolommeo Ammannati, AD REM 4/2009 artes Loggia Ammannatiego (fot. E. Korpsz) którego sygnatura jest widoczna do dziś na czwartej kolumnie loggi po prawej stronie (patrząc od strony wielkiego dziedzińca). Ostatni, najbardziej oddalony od willi fragment założenia stanowi dziedziniec z ogrodem z parterami, oddzielony od wcześniejszych budowli kurtynowymi ścianami. Również kurtynowe, dość wysokie mury odgradzają główną część ogrodu od miejsc położonych po bokach. Założono tam trawniki z alejami i parterami oraz większymi drzewami. Po stronie południowej, bardziej rozległej, wznosi się etruska świątynia. Nie stanowiła ona jednak pierwotnego wyposażenia ogrodu i wchodzi w skład utworzonego tu w XIX wieku muzeum sztuki etruskiej. Świetność tego, doskonałego w planie i w wykonaniu założenia nie trwała długo. Po śmierci brata i jednocześnie spadkobiercy Juliusza III, Baldovina Del Monte, papież Paweł IV w 1557 roku przejął posiadłość i uczynił ją własnością Watykanu. Traktowano ją jeszcze niekiedy jako miejsce o walorach zdrowotnych oraz okazjonalny przystanek w drodze dla osobistości zdążających do Watykanu. Willa zaczęła podupadać. Dzieła zniszczenia dopełnił wiek XIX, kiedy budynek zmieniono na magazyn i szpital wojskowy. Sytuacja zmieniła się dopiero w 1889 roku, kiedy cały kompleks przekazano na siedzibę Museo d’Arte Etrusca e di Antichità Preromane. Dziś muzeum, znane jako Museo Nazionale Etrusco di Villa Giulia należy do najważniejszych w świecie kolekcji sztuki etruskiej i przedrzymskiej. Podstawę zbiorów stanowią eksponaty pochodzące z miast i nekropoli z terenów między Tybrem i Morzem Tyrreńskim (Alto Lazio) odpowiadającym dawnej Etrurii, m.in. z Vulci, Cerveteri, Veio. W salach zajmujących AD REM 4/2009 obie kondygnacje willi i budynki dodatkowe zgromadzono kilka tysięcy różnorodnych eksponatów z dziedziny rzeźby, rzemiosła artystycznego, przedmiotów użytkowych, ceramiki, militariów, monet i biżuterii. Wśród najbardziej znanych dzieł znajduje się wspaniały terakotowy sarkofag pary małżeńskiej z VI w. p.n.e. pochodzący z Cerveteri, polichromowany posąg Apollina z Veio z tego samego stulecia, krater Aurory z V w. p.n.e. oraz Cista Ficoroni z jedną z najstarszych inskrypcji łacińskich (IV w. p.n.e.). Wystawę uzupełniają słynne kolekcje. Są to m. in. należące do rodu Castellanich zbiory złotnictwa artystycznego, brązów i ceramiki z eksponatami od czasów starożytnych po XIX stulecie, oraz kolekcja z Museo Kircheriano di Roma. Zrekonstruowana w 1891 roku w ogrodach willi świątynia etruska z Alatri, zawdzięcza swoje istnienie księciu Adolfo Cozza, który wykorzystał odkryte w trakcie wykopalisk ceramiczne detale, a do budowy całości posłużył się opisami Witruwiusza. Nymphaeum (fot. E. Korpysz) 19 mirabilia mundi Petersburg - miasto kontrastów Paulina Zielińska Rosja to siedemnaście milionów kilometrów kwadratowych, które dla wielu pozostają zagadką. Kraj kontrastów, przeciętnemu Polakowi, do którego docierają głownie wiadomości o polityce, kojarzy się w pierwszej kolejności z twarzami jego (obecnych lub byłych) przywódców, które przewijają się w mediach przy okazji obchodów kolejnych rocznic ważnych wydarzeń. Wszystko inne znajduje się poza obszarem zainteresowań. Życie przeciętnego Rosjanina jest nam tak samo bliskie jak przeciętnego Chińczyka, a jedynym co może nas łączyć, to wspólna przeszłość, naznaczona przez komunistyczny reżim. Z tego okresu pozostała wizja Rosji szarej i biednej, którą chętnie posługuje się wielu współczesnych publicystów. Taki wizerunek naszego sąsiada jest szczególnie wygodny, gdy chcemy podkreślić własne osiągnięcia ostatnich dwudziestu lat. Jesteśmy dumni z naszej wolności, postępu jaki się dokonał w wielu dziedzinach życia, które to pięknie odbijają się na tle ciemiężonego narodu rosyjskiego, zamieszkującego na wpółdziki kraj. Nowoczesne państwo rosyjskie pozostaje nam nieznane, a w świadomości wielu po prostu nie istnieje. Przyznajemy wprawdzie, że Rosja dała światu w darze wiele wybitnych jednostek, ale pozostaje to kwestią raczej głębokiej przeszłości i została ona zamknięta wraz ze śmiercią Dostojewskiego. Chociaż potencjał Spas na Krowi (fot. K. Mączewska) 20 w narodzie istnieje, to wciąż się nie ujawnia, a Rosja przybiera wielkomocarstwową pozę, nieadekwatną do jej rzeczywistej pozycji. Chcąc się ustosunkować do wyżej wymienionych opinii, trzeba częściowo się z nimi zgodzić, bo nie powstały one w próżni. W dużej mierze u ich podstaw leży rosyjska codzienność, której ciężar umyka przeciętnemu turyście, zwiedzającemu tylko centra miast. Z drugiej jednak strony wszelkie uogólnienia, szukanie przyczyn dzisiejszego stanu rzeczy (a głównie klucza do wyjaśnienia rosyjskiej mentalności) w historii, sięgają najczęściej do czasów Iwana Groźnego. Stał się on w świadomości wielu uosobieniem rosyjskiego władcy-tyrana, odpowiedzialnego zdawać by się mogło za cały szereg nieszczęść swojego narodu. Nałożył nań jarzmo, którego obywatele nie mogą zdjąć do dziś. Sądy te wydają się przesadzone i krzywdzące. Jednym ze świadectw ogromnych możliwości tkwiących w narodzie mogą być chociażby największe rosyjskie miasta. Są to nie tylko centra historyczne, polityczne oraz kulturowe, ale nowoczesne metropolie, z pełnymi przepychu dzielnicami i biednymi obrzeżami. Do najważniejszych, oprócz Moskwy, zaliczyć można Petersburg. Zdawać by się mogło, że tak daleko jest znad Zatoki Fińskiej nad Morze Śródziemne - tak daleko Petersburgowi do Wenecji, którą przywodzi na myśl sieć malowniczych miejskich kanałów. Pomysł Piotra I, aby na malarycznych bagnach Zatoki Fińskiej stworzyć nowy Amsterdam czy Wenecję - miasto dorównujące skalą i rozmachem największym ówczesnym zachodnioeuropejskim metropoliom wydaje się szaleńczy. Jednak wielkie pragnienie cara urzeczywistniło się. Miasto powstało, liczy 6 milionów mieszkańców, a jego powierzchnia wynosi 1439 km². Pozostała jednak pewna sztuczność, odczuwalna w całości założenia, a wynikająca z niezrozumienia (bądź innej interpretacji) zachodnioeuropejskich wzorców, szczególnie w dziedzinie architektury. To, co na Zachodzie powstało jako wytwór tamtejszej kultury, a więc w sposób naturalny wynik pewnej ewolucji, zostało przeszczepione na grunt zupełnie innej tradycji, mając ją wkrótce prawie całkowicie zastąpić. Jedno słowo - rozmach. To, co budzi duże emocje to rozmiary założenia. Śladami Piotra I udali się bowiem jego następcy. Stojąc na samym początku Newskie- AD REM 4/2009 mirabilia mundi go Prospektu można odczuć zadziwienie i częściowo zaniepokojenie. Brak „ludzkiej skali” da się odczuć wszędzie, nie tylko w szerokości ulic i powierzchni reprezentacyjnych placów, ale przede wszystkim w architekturze. Przykładem mogą służyć reprezentacyjne cerkwie, które urastają do symbolu miasta - sobór Izaakiewski, Spas na Krowi, Kazański. Pierwszy z nich nawiązuje swoją formą do najlepszych dzieł klasycyzmu, interpretacja budzi jednak pewne wątpliwości, i to wydaje się, że nie tylko u osób obeznanych z architekturą zachodnioeuropejską. Wchodząc do wnętrza widać przede wszystkim jedno - budowniczowie stawiali sobie za główny cel stworzenie dzieła, które oddziaływałoby swoim ogromem oraz bogactwem wnętrza – w tym celu zapewniono mu nie tylko odpowiednią ilość złoceń, ale także sprowadzono kilkadziesiąt rodzajów różnobarwnego marmuru. Drugi sobór jest świadectwem sposobu pojmowania rosyjskiej, narodowej kultury przez samych Rosjan u schyłku XIX w. Jest to bodajże najczęściej fotografowany obiekt miasta, położony malowniczo nad kanałem, w którego wodzie odbija się feeria barwnych mozaik fasady, łuki i arkady przeplatają się nawzajem, a kolorowe kopuły odcinają się na tle szarego nieba. Sobór stał się wizytówką miasta – a raczej tym, co postrzegane jest na Zachodzie jako prawdziwie rosyjskie - złożoność form i wschodni przepych wnętrza, ozdobionego ogromną liczbą mozaik. Trzecia z wymienionych świątyń, sobór Kazański, podejmuje swojego rodzaju polemikę z klasyką architektury zachodniej. Jego forma, centralna bazylika uzupełniona o plac otoczony kolumnadą, nawiązuje do bazyliki i placu św. Piotra w Rzymie. „Zwieńczeniem” Newskiego Prospeku jest Ermitaż. Dawniej siedziba carów - dziś jednej z najbardziej znanych kolekcji na świecie. Próbując opisać to miejsce, obowiązkowo odwiedzane przez każdego turystę, nie da się nie zauważyć próby przystosowania go do zachodnich standardów. Jest to bardzo ciekawy przykład, ponieważ muzeum znajduje się właśnie w trakcie „odnawiania ekspozycji”. Z jednej strony, aż rażące świeżością, odmalowane wnętrza, ulgi dla studentów z całego świata, z drugiej zaś przyszarzałe i zabrudzone ekspozycje z czasów komunizmu. We wnętrzu muzeum panuje pewien zamęt – wydawać by się mogło, że spowodowany przede wszystkim bogactwem zbiorów. Dzieła tych samych artystów odnaleźć można bowiem nie tylko w poświęconym im „salach tematycznych”, gdzie powinny być zgromadzone wszystkie razem, ale nagle odkrywa się podobne obiekty AD REM 4/2009 w najmniej spodziewanych miejscach - chociażby błądząc na innym piętrze w poszukiwaniu właściwego wyjścia... Uwagę przyciągają zbiory sztuki zachodniej i długa lista nazwisk obecnych w podstawowych podręcznikach z zakresu historii sztuki. Niemniej cenne wydają się także te obiekty, reprezentujące sztukę całej azjatyckiej części Rosji i przypominające o badaniach prowadzonych w tej części świata (równie duże i interesujące zbiory etnograficzne znajdują się w Kunstkamerze i Muzeum Etnograficznym). Osobnym zagadnieniem pozostaje wiek XX, który odcisnął swoje piętno równie silnie na charakterze miasta. Oprócz pomnika Obrońców Leningradu, który upamiętnia tragiczną blokadę z lat 1941-44, przypominają o tym ciągle obecne pomniki Kirowa i Lenina, a także takie symbole jak sierp i młot, zdobiące fasady budynków i wnętrza wielu obiektów. Krajobraz szybko się jednak zmienia. Obok szarych blokowisk wyrastają całkiem inne osiedla - nowoczesna architektura, centra handlowe i biurowce. Petersburg jest jedną z wizytówek kraju. Swoją strukturą, tkanką miejską, poszczególnymi realizacjami architektonicznymi nawiązuje do miast zachodnich. Mimo ponad siedemdziesięciu lat komunizmu i istniejących ciągle ograniczeń rozwija się bardzo dynamicznie. Mieszkańcy szukają także swojej tożsamości, która zamknęłaby w sobie doświadczenie ponad tysiąca lat państwa - własną, prawosławną tradycję, nowoczesność z całym zachodnim dorobkiem kulturowym oraz okres komunistyczny. Wraz z nadejściem kapitalizmu otworzyły się nowe możliwości i nowe, nieznane dotąd ścieżki. Którąkolwiek by jednak drogą nie poszła Rosja, dla obserwatora z zewnątrz pozostanie ona do końca niewyjaśniona. Zawsze będzie stał z boku podziwiając zaskakującą mieszankę stylów i form, nie znajdując jednak dla nich dostatecznego wyjaśnienia. Pomnik Lenina (fot K. Mączewska) 21 mirabilia mundi Uniwersyteckie Wyprawy Azjatyckie (75 i 78) prof. Iwona Modrzewska-Pianetti, Iwona Derlatka, Tomasz Herbich Uniwersyteckie Wyprawy Azjatyckie - pod tą nazwą kryje się praca wielu młodych ludzi z lat 70. XX w., którzy chcieli wyczytane w książkach o archeologii i etnografii wiadomości skonfrontować z realiami terenowymi. UWA 75 została zorganizowana przez studentów Katedry Archeologii Śródziemnomorskiej i Katedry Etnografii Uniwersytetu Warszawskiego, pod patronatem Profesora Kazimierza Michałowskiego. Jak na ówczesne lata była to niezwykła inicjatywa, choć koła naukowe różnych kierunków organizowały już wtedy wyjazdy zwane dzisiaj objazdami naukowymi. UWA 75 była to wyprawa archeologiczno-etnograficzna przygotowywana przez ponad dwa lata. Bez wsparcia Profesora Kazimierza Michałowskiego, który swoimi podpisami i sławą otwierał nam drzwi do różnych instytucji, które jak dzisiaj to nazywamy sponsorowały nasze plany - nie byłoby to możliwe. Pisma Profesora otworzyły nam drogę do wojskowych instytucji technicznych, którym zawdzięczamy kontakt z fabryką samochodów ciężarowych w Starachowicach i Wojskowym Instytutem Technicznym w Sulejówku kierowanym przez Prof. Gen. Jerzego Modrzewskiego. Te instytucje udostępniły nam Stary 266 i na kolejną wyprawę UWA 78, Stary 244, do testowania ich możliwości terenowych na odległościach sięgających ponad 20 tyś. km (od Polski do Indii). Podróżowali z nami zawodowi kierowcy-mechanicy i inżynier Jacek Fopp, którzy byli gwarantami bezpieczeństwa podróży. Im zawdzięczamy, że na wysokości ponad 3 tyś. m n.p.m. w Afganistanie, Stary nie stoczyły się wraz z nami w przepaście. Oczywiście, jak to podkreślał w pismach Profesor Michałowski i jak będziemy to pokazywać w tekstach UWA, studenci mieli swoje zadania: zadokumentować zabytki i stworzyć archiwum przeźroczy dla przyszłych studentów archeologii i etnologii, zebrać materiały do prac magisterskich oraz artykułów, jak ten o lampach z nieistniejącego dzisiaj Anab Safina, pokrytego jeziorem Nasera. Dzisiaj część dokumentacji znajduje się w Centrum Archeologii Śródziemnomorskiej UW przekazana przez dra Z. Szafrańskiego, część ujawnimy na stronach 22 UWA i na łamach kwartalnika - część pozostała w prywatnych zbiorach uczestników wypraw. Otwarcie wystawy fotografii UWA 75 w Kordegardzie. Od lewej prof. K. Michałowski, A. Araszkiewicz, prof. gen. J. Modrzewski W trakcie UWA 75 Tomasz Herbich kręcił film między innymi w miejscu polskich wykopalisk w Nimrud, który należy odnaleźć w archiwach Telewizji Polskiej. Drugiej wyprawie towarzyszyła fachowa ekipa ówczesnego programu 2 TVP. Nakręcono filmy w Rzymie, w Corleone przy udziale Z. Januszewskiego (reżysera), Z. Napiórkowskiego (operatora) i A. Niemca (dźwiękowca). Może ówcześni uczestnicy wyprawy zechcą odnaleźć zapomniane dzisiaj materiały. Mamy też w naszych archiwach artykuły o nieistniejących posągach Buddy w Bamjanie, zniszczonych przez Talibów ostatnimi laty. Nie ma już również spiralnego minaretu w Samarze, na tle którego robiliśmy pamiątkową fotografię sprezentowaną następnie naszym sponsorom. To właśnie z inicjatywy dzisiejszych studentów archeologii powstaje strona internetowa UWA, której celowość poprała Pani Prorektor Prof. Maria Kicińska-Habior. Inicjatorami tej pożytecznej wędrówki w czasie i przestrzeni są studenci Koła Naukowego Archeologii Prowincji Rzymskich „Hispania”, działającego przy Instytucie Archeologii UW. To oni rozpoczęli prace nad tworzeniem strony, choć podczas spotkań z dawnymi członkami UWA niekiedy trudno było im uwierzyć, że wówczas można było AD REM 4/2009 mirabilia mundi tyle sił i czasu poświęcić, aby zobaczyć zabytki choćby Palmyry. Trudno uwierzyć, iż wrażenia i doświadczenia z podróży mogły się stać przedmiotem programów telewizyjnych redaktora Ryszarda Badowskiego, przedmiotem licznych artykułów, które będziemy udostępniać na stronach UWA i na łamach kwartalnika. Nie wszyscy z nas są w kraju, większość pracuje w zawodzie, niektórzy emigrowali poza granice Polski, niestety niektórzy jak archeolog Piotr Gazda, najmłodszy z członków wyprawy odszedł od nas na zawsze, co dotknęło nas, jego dawnych kolegów, bardzo boleśnie. Niech Ci z kolegów, którzy trafią na stronę UWA, powstającą z inicjatywy dzisiejszych studentów archeologii, dorzucą do naszych zbiorów swoje wspomnienia zatrzymane w kadrze czy w pamięci. Taki jest cel powstania strony UWA: aby ocalić od zapomnienia nie tylko zabytki, ale i pamięć o ludziach, którzy tworzyli Uniwersyteckie Wyprawy Azjatyckie. Lista uczestników wypraw UWA 75 i 78: Iwona Derlatka (etnograf), Alicja Czekalińska (etnograf), Krzysztof Renik (etnograf), Bogdan Żurawski (archeolog, kierownik wyprawy), Iwona Modrzewska (archeolog), Piotr Moczar (historyk), Tomasz Herbich (archeolog), Piotr Gazda (archeolog), Wojciech Jagielski (archeolog), Zbigniew Szafrański (archeolog), Przemysław Wielowiejski (archeolog), Krzysztof Misiewicz (archeolog), Niezastąpieni kierowcy ze Starachowic oraz ekipa archeologów w drodze (fot. A. Araszkiewicz) Iwona Gierłowska (archeolog), Iwona Ziemlińska (prawnik), Andrzej Leligdowicz (arabista i archeolog), Andrzej Araszkiewicz (arabista i fotograf), Kuba Dąbrowski (historyk), małżeństwo Januszewskich (redaktorzy telewizji TV program 2), Zbigniew Napiórkowski (operator TV), Adam Niemiec (operator dźwięku TV), Adam Radomyski (lekarz), Witold Olczak (kierowca), Bolesław Jabłoński (kierowca), Jacek Fopp (inżynier mechanik), Mirosław Szmigero (technik). Wszystkich czytelników serdecznie zapraszamy do odwiedzenia strony internetowej UWA, której autorką jest Małgorzata Makowska z Koła Naukowego Archeologii Prowincji Rzymskich „Hispania”: www.uniwersytecka-wyprawa-azjatycka.pl. Stary 244 i dawne środki lokomocji (fot. A. Araszkiewicz) AD REM 4/2009 23 w ramach projektu Laboratorium Badawcze Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego we Florencji ogłasza konkurs dla przedstawicieli polskich instytucji akademickich i naukowych na granty mające na celu wsparcie badań w Europejskim Instytucie Uniwersyteckim we Florencji w zakresie integracji europejskiej w dziedzinach: prawo, ekonomia, historia i cywilizacja oraz nauki polityczne i społeczne. Badania można prowadzić w okresie od 15 czerwca do 4 sierpnia 2010 r. W konkursie mogą wziąć udział pracownicy wyższych uczelni i instytucji naukowych, znający biegle język angielski lub francuski, posiadający stopień doktora, z preferencją dla osób prowadzących przewody habilitacyjne. Zgłoszenia tylko na oryginalnym formularzu wraz z załącznikami należy przesyłać pocztą i pocztą elektroniczną w terminie do 31 marca 2010 r. Adres: Centrum Europejskie Natolin, ul. Nowoursynowska 84, 02-797 Warszawa. Formularz zgłoszeniowy oraz informacje na temat warunków uczestnictwa w konkursie są dostępne w serwisie internetowym CEN: www.natolin.edu.pl Informacje można uzyskać także pod numerami telefonów: (22) 54 59 823; (22) 54 59 814