Ewelina Ura - Moja opowieść o życiu miasta

Transkrypt

Ewelina Ura - Moja opowieść o życiu miasta
Moja opowieść o życiu miasta
Mijały kolejne dni wypełnione dźwiękami ciszy. Pogoda za oknem naprawdę
zachwycała. Kolejna piękna, polska złota jesień. Liście tańczyły na wietrze pokazując swoje
barwy z najlepszych stron. Jeden przed drugim pchał się, by spaść zaszczytnie pod nogi.
Wieczorna mgła zakradała się do starych okiennic. Szmer Grodzkiej na długo zapisywał się w
pamięci. Latarnie lekko tliły w sobie życie. Otulone zmierzchem wpatrywały się w schylone
głowy kapeluszników. Gabriela codziennie po skończonych zajęciach oddawała się namiętnie
największej z pasji. Fotografia była dla niej całym światem. Marzenia o lepszym życiu
zamykała w paru klatkach dobrego filmu. Swój pierwszy aparat dostała od dziadka. Stary,
radziecki Zenit służył jej bardzo długo. To dzięki niemu nauczyła się kraść chwile w
najmniejszej sekundzie istnienia.
Te małe złodziejskie poczynania dawały jej namiastkę zrealizowanych pragnień.
Często zakradała się w zaułki starych lubelskich kamienic tylko po to, żeby przyglądać się
oddechowi miasta tętniącego emocjami. Zachwycały ją niewielkie animozje, zmiany i
przeobrażenia roślin schowanych głęboko w murach rozsypujących się mieszkań. Na gruzach
historii powstawało nowe życie, przypominające kadr z niemego filmu. Pustka i pełnia. Dwie
antynomie łączące w sobie wyraz zachwytu nad stworzeniem. Ona wiedziała ile trzeba si ły i
poświęcenia, by wzbudzić w sobie te skrajne formy. Nigdy nie by ło jej lekko z w łasnym
odbiciem w lustrze. Spoglądała na siebie z dziwnym politowaniem. Myślała – Przecież nic nie
może urosnąć w tej pustej głowie ponad stan tego, co już mam. – Myliła się. Każdego dnia
wychodziła z domu z własnym zakłamaniem na ramieniu. Na początku nie dawało jej to
spokoju, szukała, błądziła, aż w końcu przyzwyczaiła się do własnego nieprzeciętnego „ja”.
Takiego odbicia trochę nieporadnego, ale może to była tylko gra?
Gra, z którą walczyła codziennie przechadzając się zupełnie niepozornie przez
przesycone historią uliczki. Miasto nad wyraz dla innych nadęte, dla niej osnute wokó ł
wspomnień wyśnionych, zamarzonych i jeszcze niezrealizowanych. Z czarną puszką
zatrzymującą te upragnione chwile wędrowała w swojej ciszy. Nogi zawsze zaprowadza ły ją
w jedno miejsce… Niewielki skwer obok Teatru Andersena wydawał się by ć dla niej
pustelnią, a przecież tak nie było. Zakochani wpatrujący się w dal swoich oczu powinni ją co
najmniej irytować, jednak było zupełnie odwrotnie. W tym właśnie miejscu stawała się
kolejna historia tego miasta. Osnuta wokół nich samych…intymny związek oscylujący
między zatraceniem, a stworzeniem… ten mały skwer budował i niszczył w niej na zmianę
poczucie idealnego sensu i aby do niego dotrzeć Gabriela musia ła oddychać tym miejscem i
czerpać z niego wszystko, co może jej zaofiarować…
Ewelina Ura

Podobne dokumenty