Stalam w poblizu wiezy Kosciola Mariackiego w Chojnie
Transkrypt
Stalam w poblizu wiezy Kosciola Mariackiego w Chojnie
Stałam w pobliżu wieży Kościoła Mariackiego w Chojnie. Wysoka, prawie 102 (stodwu) metrowa budowla towarzysząca temu ogromnemu gotyckiemu zabytkowi Henryka Brunsberga, rzucała przyjemny cień i dawała możliwość, by bez mrużenia oczu, podziwiać bogatą fasadę miejskiego ratusza. Wspaniałe blendy stargardzkie z rozetami wielkimi jak młyńskie koła, gomułkowe żółte szkło w oknach... Właśnie wtedy zaczęły do mnie docierać dźwięki piosenki dziecięcej z sali, która w śedniowieczu była częścią mieszkania burmistrza, a obecnie pełni funkcję sali widowiskowej miejscowego Centrum Kultury. "Ja się wychowuję wśrod jezior i lasów, na rybach i grzybach spędzam wiele czasu. Ja się wychowuję na Ziemi Chojeńskiej, tak dobrze, jak tutaj, nigdzie mi nie będzie". W jednej chwili poczułam zapach iglastego lasu wokół jeziora w Mętnie, usłyszałam wrześniowy ryk jeleni niosący się daleko, daleko po tafli jeziora Ostrów w pobliżu wioski Stoki, zobaczyłam sielawy połyskujące w jeziorze Morzycko i nurkujące po nie perkozy dwuczube. Uświadomiłam sobie, że żyję w niepowtarzalnym miejscu. Natychmiast pojawiło się w mojej głowie pytanie, skąd tu tyle jezior? Skąd wszędzie ta woda? Razem z koleżanką zrobiłyśmy sobie sobotnią wycieczkę rowerową do Morynia. Niedaleka wycieczka. Przez pasy startowe starego poradzieckiego lotniska w Chojnie i przez wioskę Godków z XIII wiecznym kościołem z kostki granitowej będzie około 10 km. Chciałyśmy zobaczyć raka, o którym opowiada tamtejsza legenda. Pogoda była piękna, widoki otaczających pagórków urzekające. Człowiek ma wrażenie, że jest w górach, a nie na nizinie. Minęłyśmy zabudowania pałacowe w Wirowie, przemknęłyśmy obok wiaduktu dawnej kolejki wąskotorowej, by wreszcie wjechać na miejski rynek. Jaki tam rynek. Mały miejski ryneczek z niewielkim ratuszykiem, bo przecież powiedzieć o tym budynku ratusz to stanowczo za wiele. Ale za to głaz na środku rynku ogromny i płynie po nim woda. A na głazie wiecie co? Rak. Właściwie nie rak, ale potężne raczysko, monstrum po prostu. Ma prawie wielkość człowieka, a przynajmniej nam tak się wydawało. Wyłazi z wody i grzeje się na tym wilgotnym, wielgachnym kamieniu, nie robiąc wcale ważenia na mijająjacych nas mieszkańcach. Dopiero w blasku slońca można było dostrzec metaliczne odbicia światła od błyszczącego gdzie niegdzie pancerza. A więc to tak? Rak okazał się elementem miejskiej fontanny. Rozczarowane, idąc wzdłuż wysokich murów miejskich otaczajacych miasteczko, udałyśmy się nad legendarne jezioro, w którym ów rak-potwór zamieszkiwał, by zamoczyć w wodzie zmęczone nogi. Minęłyśmy kolejny kamienny kościół z imponującą bramą dla karet, wzniesioną rownież z kostki granitowej. Czy wiecie, że kościoły z takiej kostki budowano tylko przez 50 lat? Potem używano kamienia polnego w całości, bo nie mieli budowniczowie czasu na tłuczenie go w kostkę. Teraz rozpoznaję bez problemów, które kościoły w okolicy są najstarsze. Wy też już je rozpoznacie? Idziemy więc brukowaną, ciasną uliczką w stronę bramy mejskiej prowadzącej nad wodę. Przechodzimy przez furtę jeziorną i nie wierzymy własnym oczom. Rak gigant to było nic. Drogę nam zastąpiła mamucica z młodym. W pierwszej chwili chciałyśmy uciekać ze strachu, że nas zaatakuje. Na szczęście wzrok skierowany miała w stronę jeziora i nas nie dostrzegła. Mały mamut rozbrykany pędził przed nią po trawniku, wymachując filuternie ogonkiem. Był tak figlarny, że chciałoby się przytulić do jego futerka, gdyby nie jego gigantyczny rozmiar. Słoń, którego widziałam w ogrodzie zoologicznym, był w porównaniu z tymi zwierzętami malutki. Skąd tu te mamuty? Udało nam się przemknąć niepostrzeżenie w pobliże tafli jeziora, a tam było jeszcze bardziej niebezpiecznie. Do wodopoju szedł tygrys szablozębny, jeleń olbrzymi, niedźwiedź jakiniowy, pradawny nosorożec, koń przewalskiego, same gwiazdy plejstocenu. Nie wiem jak to zrobiłyśmy, że za pomocą jedynie rowerów przeniosłyśmy się w czasie? Wzdłuż ścieżki pełno było śladów zwierzaków z epoki polodowcowej. Czyż byśmy weszły na plan filmu Epoka lodowcowa, nie wiem już ile? No tak. Przecież tu był lodowiec. Topił się, płynął do Baltyku i przesuwał zwały ziemi, tworząc góry i doliny moreny dennej i moren bocznych. Woda topiąc się, wypełniała zagłębienia i tworzyła małe okrągłe jeziorka oczek polodowcowych lub zalewała głębokie szczeliny długich jezior rynnowych na przykład w Jeleninie. Dlatego moja okolica jest taka piękna. Delikatnie wycofałyśmy się z powrotem na rynek. Wtedy dostrzegłam tablicę "Biuro Geoparku". Zrozumiałam, że spotkane przez nas zwierzęta to wierne kopie tych z przed milionów lat. Moje rozmyślania przerwał refren kolejnej piosenki, dobiegający z chojeńskiego ratusza : "Pójdę z mamą do lasu na grzyby, albo z tatą pojadę na ryby. Jaki rejon piękniejszy być może, niż Pomorze, Zachodnie pomorze." DoDoHa*29.09.2016*Szczecin