Powołanie do świętości życia

Transkrypt

Powołanie do świętości życia
Powołanie do świętości życia
Świętość. Cóż to takiego? Używamy tego słowa w bardzo wielu znaczeniach.
Mówimy o Mszy świętej, sakramentach świętych, Kościele świętym. Apostoł Paweł
zwraca się do uczniów Chrystusa, do chrześcijan, jako świętych. W języku potocznym
używamy czasem słowa święty ironicznie, z przekąsem lub z podziwem o kimś wyjątkowo cierpliwie znoszącym jakieś cierpienie.
Cóż to jest świętość? I cóż to jest świętość człowieka? Używamy tego słowa w
odniesieniu do sakramentów świętych, dnia świętego, święta. To świętość w tym znaczeniu, że coś jest przeznaczone dla Boga albo do Niego należy. Kościół jest poświęcony, woda jest święcona – to jest coś, co przeznaczyliśmy na rzecz kultu, dla Boga, ale to
coś innego niż święty człowiek. W odniesieniu do chrześcijan apostołowie mówili, że
są oni świętymi. I każdy chrześcijanin jest święty ze względu na chrzest dlatego, że został przeznaczony dla Chrystusa, że został włączony w Jego tajemnicę, w Jego życie.
Tutaj jednak chcę mówić o świętości życia. Tutaj święty będzie oznaczał, kogoś
uświęconego przez Boga, już przemienionego. W ostatnim wersie kazania na górze czytamy: „Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski” (Mt 5,48).
Bycie doskonałym wiąże się z praktykowaniem cnót moralnych. Chodzi tu o doskonałe
ich praktykowanie, zdobywanie umiejętności moralnych w stopniu najwyższym. Chodzi o to, żeby doskonale kochać bliźniego, doskonale kochać Boga, mieć doskonałą
nadzieję, mieć doskonałą wiarę. Powinna jednak nas zastanowić druga część zdania:
doskonali jak Ojciec niebieski. Tu już musimy dojść do wniosku, że to niemożliwe. Być
doskonałym jak Bóg? Czyżby Pan Jezus chce od nas czegoś niemożliwego? Jak to rozumieć? Jak to możliwe, żeby człowiek był doskonały jak Bóg? I tutaj właśnie przychodzi z pomocą idea zjednoczenia: człowiek może być doskonały jak Bóg, kiedy nie
on żyje, ale w nim żyje Chrystus. „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Gal
2,20) – mówi św. Paweł. Życie człowieka zostaje podporządkowane, wchłonięte przez
życie, działanie samego Boga. Już nie działa człowiek, ale Bóg działa w nim, przez
Niego. Tylko tak można zrozumieć ten wers z Ewangelii. Bo nie jest możliwe, żeby
człowiek był doskonały jak Bóg.
Otrzymaliśmy nowego świętego – świętego Stanisława Kazimierczyka, który
został kanonizowany. Tak w jego przypadku, jak w wielu przypadkach wcześniejszych,
Kościół w czasie procesu beatyfikacyjnego – teraz to jest już od razu proces kanonizacyjny – zaczyna od badania heroiczności cnót. Świętość jest rozumiana jako heroiczny
stopień praktykowania cnót teologicznych i kardynalnych. Życie wewnętrzne człowieka
jest związane z cnotami teologicznymi: wiarą, nadzieją i miłością. Tak to ujmuje teologia. Do tego dochodzą cnoty moralne, które rządzą całym moralnym życiem człowieka,
nazywane cnotami kardynalnymi: roztropność, sprawiedliwość, męstwo, umiarkowanie.
Roztropność mówi, że praktykowane życie moralne ma być rozumne. Sprawiedliwość,
że mamy żyć w zgodzie z pewnymi przykazaniami. Męstwo – tego nie trzeba tłumaczyć
– że trzeba odważnie praktykować cnoty moralne, podejmować wyzwania. Umiarkowanie jest bardzo ważną cnotą, ponieważ wszelkie dobro w nadmiarze może być złem,
a także jego niedobór może być złem. I świętość jest rozumiana, na pożytek procesu
beatyfikacyjnego czy kanonizacyjnego, jako heroiczny stopień praktykowania cnót teologicznych i kardynalnych, czyli wiary, nadziei i miłości oraz roztropności, sprawiedliwości, męstwa i umiarkowania. I to jest pierwsze podstawowe badanie, jakie Kościół
przeprowadza w procesie beatyfikacyjnym, czyli kanonizacyjnym, które prowadzi do
dekretu o heroiczności cnót.
Co to znaczy – heroiczność cnót? Trzeba to dobrze rozumieć. Nie znaczy to, że
ktoś jest podobny do bohatera Związku Radzieckiego dokonującego nadludzkich czy43
nów, ale znaczy tyle, że Kościół stwierdza, że bez szczególnego działania Bożego nie
byłoby możliwe praktykowanie tych cnót, że w życiu tego człowieka ujawniło się
szczególne Boże działanie, szczególna współpraca z łaską. Tyle oznacza heroiczność
cnót. To nie ten człowiek, nie kandydat na świętego jest wielki, ale Kościół stwierdza,
że w tym człowieku Bóg jest wielki. Objawia swoją moc, potęgę, siłę. I tak jest w każdym procesie kanonizacyjnym. Zatem Kościół mówi nam, że istotą świętości nie jest
sama doskonałość moralna – ponieważ ona jest skutkiem – istotą jest szczególne działanie Boże, szczególne związanie człowieka z Bogiem, a nie doskonałość. Doskonałość
jest skutkiem zjednoczenia z Bogiem.
Najlepiej drogę do świętości przedstawili karmelitańscy doktorzy Kościoła: św.
Teresa Wielka i św. Jan od Krzyża. I gdybyśmy, posługując się ich nauką, narysowali
na wykresie w postaci krzywej, jak się kształtuje widzenie własnej doskonałości na poszczególnych etapach w drodze do świętości, to zobaczylibyśmy krzywą, która na początku lekko się wznosi, dochodzi do pewnego szczytu i opada na samo dno. Tak człowiek postrzega własną doskonałość w drodze do świętości. Na początku człowiek odkrywa swoją osobistą relację do Pana Boga, Pan Bóg staje się dla niego żywy, staje się
osobą. Ten człowiek, który wcześniej szukał w życiu dobra, który kultywował praktyki
religijne, chodził do spowiedzi, starał się unikać grzechu, starał się czynić dobro, odkrywać Boga w swoim życiu, teraz chce swoje praktyki czynić doskonale. Dąży do doskonałości życia, walczy ze sobą. Ta walka jest pełna wzlotów i upadków. Jest pełna
zmagania. Ten człowiek jeszcze bardzo liczy na siebie, jeszcze mało docenia, że uświęcenie jest dziełem Boga, działaniem łaski Bożej. Można w ten sposób dążyć do doskonałości, choć zawsze jest ona pozorna. Człowiek w ten sposób dochodzi z wielkim trudem do pewnego szczytu swoich możliwości, pokonuje w pewnym stopniu swoje słabości. Wtedy Pan Bóg widząc, że ten człowiek zmaga się ze sobą, że zależy mu na Nim,
że jest w nim pragnienie Boga, zaczyna oczyszczać jego wysiłek. I człowiek poznaje, że
to, co zdobył, niewiele znaczy, że są obszary słabości, nędzy, zła w nim samym, które
pozostały zupełnie nietknięte. Odkrywa jak bardzo przywiązany jest ciągle do wielu
dóbr tego świata. Pan Bóg stopniowo zaczyna pokazywać temu człowiekowi, że praktycznie nic nie zdobył. Wielu ludzi się wtedy załamuje, popadają w zwątpienie i zniechęcenie. Niektórzy chwytają się jednak Pana Boga i odkrywają, że to On jest ich skarbem, a nie cokolwiek innego, co mogliby zdobyć. I ta krzywa doskonałości opada stopniowo do samego dołu. Człowiek widzi, że nie zdobył żadnej doskonałości w zakresie
przywiązania do dóbr tego świata. Dostrzega to stopniowo i wtedy dopiero pogłębia się
proces jego związania z Bogiem, z Jego łaską. Człowiek odkrywa jak bardzo potrzebuje
Boga, jak bardzo On jest mu niezbędny. Niezbędny nie tylko by mu pomagać, ale by
pokierować całym konstruowaniem jego życia. Potem odkrywa jeszcze, że nie tylko
potrzebuje, aby Bóg pokierował całą budowlą, jaką jest świętość jego duszy, ale żeby
Bóg Sam ją budował. Na końcu zaś dochodzi do wniosku, że on sam jest tym, który
najbardziej przeszkadza Bogu w tym budowaniu. Musi się bardzo modlić, aby Bogu nie
przeszkadzać, żeby nie wpychać się ze swoim działaniem tam, gdzie On działa.
Można też drogę do świętości widzieć jako drogę spotkania z Bogiem. Przy
pierwszym spotkaniu z Bogiem, człowiek odkrywa, że Bóg jest osobą, że słucha, ale i
mówi do nas cały czas; widzi, że możliwy jest dialog. I to jest pierwsze spotkanie. I w
tym spotkaniu, jak w każdym spotkaniu, następuje przenikanie się światów: świata tego
człowieka i świata Bożego – tego, którym żyje Bóg. I to powoduje przemianę świata
ludzkiego. On się przemienia na miarę tego, na ile Bóg ma dostęp do tego świata, na ile
jest on Mu poddany, dostępny, na ile może go przeniknąć. Potem te spotkania się pogłębiają, obejmując coraz szersze obszary naszego przeżywania. I na samym końcu dochodzi do tego, że człowiek całkowicie oddaje się Bogu. Cały obszar jego świata, jego
44
serca, tego, czym żyje, czym jest, co posiada, znajduje się we wnętrzu świata Bożego.
Oddaje siebie Bogu.
Świętość w tym języku byłaby pełnym spotkaniem z Bogiem, kiedy już nie ma
w nas nic, co z Bogiem się nie spotyka. I wtedy Bóg działa w ten sposób, że upodabnia
człowieka do siebie. Św. Jan od Krzyża świętość nazywa zjednoczeniem upodabniającym11 w miłości. Bo miłość jest tym, co sprawia, że Bóg chce człowieka uświęcić, włączyć człowieka w Jego świat całkowicie. A ze strony człowieka jest przyjęcie tej miłości. Miłością jest też poddanie się oczyszczającemu działaniu Bożemu, które czasem
jest bolesne, bo usuwa przeszkody.
Każde spotkanie z Bogiem ma element przemiany człowieka. Jeżeli to spotkanie
jest płytkie, jeżeli ten świat ludzki jest tylko płytko przeniknięty Bożym światem, to ta
przemiana jest niewielka. Jeżeli jest głębszy, to jest większa. Droga do świętości to jest
droga narastającego zaufania, że Boga mogę wpuścić wszędzie, we wszystko. Wszystko
Jemu poddać, że Jego wola jest lepsza od mojej woli, że mogę w pełnej wolności z własnej woli rezygnować poddając się woli Boga. To jest najwyższy wyraz miłości, kiedy
człowiek poddaje swoją wolę woli Boga, kiedy człowiek pozwala ukrzyżować swój
własny egoizm.
Widzimy więc, że świętość niewiele ma wspólnego z doskonałością. Owszem,
jeżeli nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus, to przejawi się w moim życiu doskonałość
Chrystusa, ale świętość nie jest doskonałością człowieka – jest doskonałością Boga,
która przejawia się w życiu człowieka. Często protestanci zarzucają katolikom: „U was
w Kościele jest kult świętych, a to jest bałwochwalstwo. Oddajecie cześć ludziom.”
Mówią tak, bo nie rozumieją, że świętość człowieka polega na tym, że właściwie w
sensie moralnym jest tak jakby go nie było. Jakby nie ma tego człowieka, bo jest całkowicie zdominowany przez działanie Boże. Jego życie jest objawieniem się Boga. Na
tym polega świętość. I trzeba, żebyśmy tego pragnęli. Drogę do tego można pojmować
jako drogę spotkania z Nim przez wiarę. Drogę spotkań. Oby nasze spotkania na Adoracji były takimi, podczas których Bóg może objąć coraz więcej z naszego świata, przeniknąć go sobą. Aby coraz mniej było tam zastrzeżone dla nas samych, abyśmy coraz
bardziej tracili siebie w tych godzinach adoracji, byśmy gubili siebie na rzecz Boga. To
też dotyczy całego życia, każdego naszego wyboru, gdy będziemy szukać w każdym
wydarzeniu Jego, Jego woli, choćby krzyżowała Ona nasz egoizm. Będziemy wdzięczni
za wszelkie upokorzenia – przecież to jest to, co krzyżuje naszą autonomiczną wobec
Boga wolę. Niech wzór świętych zachęci nas do tego, by wychodzić Bogu na spotkanie.
By On mógł prowadzić nas do świętości życia, by bardziej On w nas żył niż my sami.
11
Por. Św. Jan od Krzyża, Droga na Górę Karmel, II,5,3.
45

Podobne dokumenty