Ludziom i Ojczyźnie
Transkrypt
Ludziom i Ojczyźnie
S ocie ta s Me dic a Polono r u m WIEŚCI PTL Półrocznik Polskiego Towarzystwa Lekarskiego – wrzesień 2007 Polskie Towarzystwo Lekarskie – wiosna 2013 Od redakcji. WIEŚCI MAJĄ JUŻ 6 LAT. Dzisiejszy numer zaczynamy od relacji z wizyty w… WARSZAWIE, a konkretnie w siedzibie Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego przy ul. Raszyńskiej 54. Przedstawiamy też sylwetki wybitnych lekarzy, którym w ub. roku Kapituła przyznała nasze najwyższe odznaczenie – medal Gloria Medicinae. Dalej wspominamy postać i dzieło niedawno zmarłego prof. Hilarego Koprowskiego, a później omawiamy jeszcze kilka wartościowych książek napisanych i wydanych przez lekarzy. Zapraszamy. Ludziom i Ojczyźnie Z prezesem Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego prof. dr. Jerzym Jurkiewiczem rozmawia Andrzej Korman ANDRZEJ KORMAN: 193 lata historii! Jest o czym rozmawiać! W tamtych czasach silny akcent kładziono na doskonalenie zawodowe, rozwój naukowy, przekazywanie najnowszej wiedzy, a także na samopomoc materialną. Dziś ze skuteczną pomocą w tym zakresie przychodzi Internet i liczne inne techniczne środki wspomagające, a także systemy stypendialne, staże, literatura fachowa. Jak Pan widzi cele Towarzystwa dziś? Jerzy Jurkiewicz: Wszystkie elementy, które Pan wymienił są nadal aktualne. Ale to zaledwie mała część tego, co twórcy Towarzystwa zaprogramowali przed 193 laty. Tajemnica polega na uniwersalności przesłania, które z niewielkimi uzupełnieniami doskonale pasuje też do naszych czasów. Ale, żeby to wyjaśnić muszę nawiązać do kontekstu historycznego tamtych lat. Towarzystwo nasze powstało w r. 1820. Na wzór założonego 15 lat wcześniej wileńskiego. Przybrało też imię tego samego patrona, lekarza i filozofa Jędrzeja Śniadeckiego, wielkiego uczonego, zwolennika naturalistycznego, oświeceniowego spojrzenia na świat. Drugim ważnym czynnikiem było w tamtych latach silnie akcentowane dążenie do przywrócenia Polsce niepodległości. Mimo liberalizmu cara Aleksandra I i pewnych form autonomii Królestwa Kongresowego pamięć nie tak odległej przedrozbiorowej Polski i pragnienie przywrócenia status quo ante było tak powszechnie obecne, że znajdowało wyraz m. in. w powoływaniu rozmaitych instytucji i organizacji wspierających te dążenia. Wielkim autorytetem cieszył się u współczesnych Stanisław Staszic, ksiądz, ale i wybitny pisarz polityczny i reformator, organizator życia naukowego, a od r. 1808 także prezes Towarzystwa Przyjaciół Nauk. Jego przekonanie, że do wolności można dojść tylko przez szerzenie wiedzy, organizowanie nauki i szkolnictwa podzielało już wówczas wiele światłych umysłów, co zaowocowało powołaniem w r. 1808 Wydziału Prawa, a rok później Wydziału Akademicko-Lekarskiego (nota bene z którego 10 lat później wyłonił się Uniwersytet Warszawski). A po dwóch latach, w r. 1820, ci sami ludzie, wierni staszicowskiej idei „przez wiedzę do niepodległości”, postanowili założyć Towarzystwo Lekarskie Warszawskie. Od tego pnia od- chodziły zresztą wcześniej także inne gałęzie m.in. założone w r. 1800 Towarzystwo Przyjaciół Nauk. AK Czyli pierwsze w historii Polski towarzystwo naukowe. Niestety, nie trwało to długo. Tuż po Powstaniu Listopadowym w r. 1832, zarówno Towarzystwo Przyjaciół Nauk jak i młody Uniwersytet Warszawski zotały zlikwidowane na rozkaz „nowego” cara Mikołaja I, zajadłego wroga wszelkich ruchów postępowych i wolnościowych („Panowie, żadnych marzeń!”). JJ Ale wiele rzeczy się już wydarzyło. I tu wracam do najważniejszego hasła z programu naszego Towarzystwa sprzed prawie 200 lat, które brzmi: „Ludziom i Ojczyźnie”. Widnieje ono także na naszym dzisiejszym sztandarze. Mam też wielką satysfakcję, że wchodząc do nowego budynku warszawskiego UM mija się ogromny, granitowy głaz z tymi właśnie słowami „Ludziom i Ojczyźnie 1809-2009”. W myśl trafnej uwagi Charlesa Horace‘a Mayo, że „zaczynając studia medyczne wiedz, że nigdy ich nie zakończysz” Towarzystwo nasze postanowiło skupić się na uzupełnianiu wiedzy i umiejętności praktykujących już medyków. Oczywiście inaczej wyglądało to w latach 20. XIX wieku, a inaczej dziś w czasach Internetu i „globalnej wioski”. Wolffiana to co roku najważniejszy dzień w kalendarzu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego. 2 Wieści PTL AK Panie profesorze, ilu lekarzy działało wówczas w Warszawie? JJ Było ich wprawdzie tylko 46, ale ogromna większość (36) przystąpiła od razu do Towarzystwa. AK Nowy, niepomyślny dla polskich organizacji i instytucji rozdział otwiera się po upadku Powstania Listopadowego, w 1832 roku. Namiestnik cara, feldmarszałek Iwan Paskiewicz, zagorzały rusyfikator likwiduje prawie wszystkie atrybuty polskiej autonomii: sejm, odrębną armię, wspomniane już Tow. Przyjaciół Nauk i warszawski uniwersytet. Ale Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego n i e! Dlaczego? JJ To ciekawa historia. W Warszawie panowała wówczas epidemia cholery, szczególnie szybko rozprzestrzeniająca się w większych skupiskach ludzkich, czyli m. in. w wojsku. Wśród żołnierzy rosyjskich było bardzo dużo ofiar śmiertelnych. Lekarze warszawscy, powodowani ideą niesienia pomocy wszystkim potrzebującym, sami zadeklarowali namiestnikowi chęć pomocy chorującym. I tak też się stało. Prawdopodobnie czyn ten przesądził o utrzymaniu zgody na dalszą działalność Towarzystwa. Sytuacja powtórzyła się po Powstaniu Styczniowym, kiedy jeszcze bardziej zaostrzyły się represje wobec przejawów polskiego życia narodowego. I znów nasze Towarzystwo ocalało! Być może dlatego, że naczelny lekarz Powstania Władysław Stankiewicz wydał instrukcję, by rannych żołnierzy nieprzyjaciela (mimo okrucieńswa wojska rosyjskiego nie tylko wobec przeciwników, ale też ludności cywilnej) traktować jak swoich: opatrzyć i dostarczyć do najbliższego lazaretu. Lekarze zaś nieśli pomoc niezależnie od rodzaju munduru. Wprawdzie opis okrutnej bitwy pod Solferino (1859) z tysiącami konających w burzy i w błocie, pozbawionych wszelkiej pomocy żołnierzy obu stron zdążył już obiec łamy prasy europejskiej i wywałać powszechny wstrząs, ale idea „czerwonokrzyskiej” pomocy rannym ponad granicami nie była jeszcze w pełni ukształtowana. Dokonał tego nieco później (1864) Szwajcar Henri Dunant, powołując Międzynarodowy Czerwony Krzyż. Możemy mieć satysfakcję, że polscy lekarze stosowali ją już wcześniej, podczas bitew i potyczek Powstania Styczniowego. To trwanie TLW przez dzisięciolecia 19 w. miało nie tylko znaczenie korporacyjne, ale dało też dobry przykład lekarzom z innych stron Polski i niewątpliwie wspomogło burzliwy rozkwit medycznych towarzystw regionalnych w II połowie XIX w. Członkowie naszego Towarzystwa czynnie uczestniczyli we wszystkich kolejnych zrywach narodowych, a szczególnie piękny rozdział zapisali podczas okupacji (organizując tajne nauczanie medyczne) i w Powstaniu Warszawskim. Stojący tu sztandar nie powstał na nasz własny „obstalunek”, lecz otrzymaliśmy go z rąk powstańców warszawskich w uznaniu wkładu TLW w krzewienie idei niepodległościowych i patriotycznych. Jesteśmy z tego bardzo dumni. AK Po wojnie większość regionalnych towarzystw lekarskich zaczęła się uaktywniać na nowo. Ale na początku lat 50. ówczesne władze, chcąc zapewnić sobie większy wpływ na środowisko lekarskie, po prostu rozwiązały je uzasadniając to brutalne posunięcie istnieniem związku zawodowego pracowników służby zdrowia. Dopiero interwencja kilku autorytetów lekarskich doprowadziła do pewnego kompromisu. Towarzystw regionalnych, podobnie jak izb lekarskich wprawdzie nie przywrócono, ale powołano jednak ogólnokrajową organizację lekarską czyli PTL… JJ …w którym od razu pojawili się też działacze rozwiązanych towarzystw. Zresztą w Warszawie jest tak do dziś – bardzo wielu kolegów jest czynnych w obu towarzystwach; w zarządach, sekcjach tematycznych, sądach koleżeńskich. Przez wiele lat obie organizacje przenikały się nawzajem, a sprzyjała temu m. in. wspólnota lokalowa. Oddział warszawski i Zarząd Główny PTL miały przez 30 lat ten sam adres. Nawet jeszcze po r. 1979, kiedy to starania ówczesnego prezesa Oddziału Warszawskiego, prof. Woy-Wojciechowskiego o powrót do tradycyjnej nazwy uwieńczone zostały sukcesem. Od tego roku mieliśmy znów TLW. Dziś szacuję liczbę naszych członków na ok. 800. AK Rozmawiamy cały czas o wielkiej i pięknej tradycji, na którą złożyły się działania wielu pokoleń warszawskich lekarzy. Chciałbym się jednak dowiedzieć, co robi się dziś, AD 2013, aby zapisane na sztandarze hasło „Ludziom i Ojczyźnie” nie pozostało jedynie patetycznym zwrotem retorycznym. JJ Jestem przekonany, że nie stanie się tak, jeśli będziemy pokazywać i upowszechniać dobre wzory. A więc konkretnych ludzi, ich dzieło i dorobek. I teraz jest dobry moment, aby powiedzieć jak to robimy. Przede wszystkim więc w r. 1996 (po 60-letniej przerwie) wznowiliśmy wydawanie naszego rocznika „Pamiętnik TLW”. Opisujemy w nim wszystko, co dotyczy środowiska medycznego Warszawy i innych miast naszego województwa. Mamy tu zarówno historię, sylwetki ważniejszych postaci, jak też bieżącą tematykę naszych dni. Bazując na „Pamiętniku” postanowiliśmy zebrać dosłownie wszystko, co dotyczy służby sanitarnej Powstania Warszawskiego i tajnego nauczania medycyny w okupowanej Warszawie. Bardzo tego brakowało. I tak w latach 2002-2011 wydaliśmy 8 tomów opracowań poświęconych tym zagadnieniom. W sumie ponad 2 tys. stron. AK Mogę Panu tylko pogratulować. Jestem stałym czytelnikiem „Pamiętnika” i jego suplementów. Nie raz znalazłem w nich ciekawe, rzetelnie opracowane materiały, których próżno by szukać gdzie indziej jak np. świetne monografie warszawskich szpitali. JJ No właśnie. Więc tak staramy się nawiązywać do idei zawartych w pierwszym statucie i do hasła na naszym sztandarze. Ale to nie wszystko. 13 lat temu złożyło mi wizytę trzech starszych panów. Okazało się, że są to lekarze-powstańcy, którzy chcieliby założyć u nas swoje koło. Uznałem tę propozycję za zaszczyt. I proszę sobie wyobrazić, że na pierwsze spotkanie przyszło jeszcze kilkudziesięciu uczestników Powstania, lekarzy, sanitariuszek, a także grupa studentów zainteresowana tą tematyką. Wiele z tych osób obiecało opisać swoje okupacyjne przeżycia. Poza tym zorganizowaliśmu trzy wystawy poświęcone medycynie powstańczej, a w kościele Garnizonowym ufundowaliśmy odpowiedniej treści płytę pamiątkową. Jest jeszcze nasz „medyczny” obelisk ustawiony przy Muzeum Powstania. W porozumieniu zaś ze stowarzyszeniami weteranów 10 lat temu postanowiliśmy wszystkim żyjącym żołnierzom służby medycznej Powstania przyznać medal „Godnemu Chwały”. Wzruszające było wręczenie tych odznaczeń na Zamku Królewskim. Ostatecznie udało nam się zebrać ok. 260 osób. Myślę, że takie działania dobrze wpisują się w tradycję TLW, choć dzieją się przecież „tu i teraz”. AK Ilu lekarzy brało udział w Powstaniu? JJ Doliczyliśmy się 906 lekarzy, z których poległo 62. AK Panie profesorze – kolejny temat: Wolffiana. JJ Jest to obchodzony co roku na przełomie maja i czerwca Dzień TLW, któremu patronuje nasz pierwszy prezes dr August Ferdynand Wolff. Wybrali go 6 grudnia 1820 roku znakomici członkowie-założyciele, profesorowie Wydziału Akademicko-Lekarskiego: Czekierski, Brandt, Woyde, Roemer i lekarze Kuehnel i Theiner. Wolff, mimo że sam słabo mówił po polsku był jednak wielkim patriotą przywiązanym do polskiego losu i tradycji, co wielokrotnie udowodnił. AK W tamtym czasie język często jeszcze nie przesądzał o przynależności do takiej lub innej grupy etnicznej. Tak zwany pierwiastek narodowy dopiero się kształtował. W statucie z r. 1820 znajduję np. punkt zezwalający na używanie podczas spotkań języka polskiego, łaciny, francuskiego lub niemieckiego. Jak kto wolał. JJ Ale ten sam statut nakazywał pisanie już tylko po polsku. Wracając jednak do Wolffianów, oprócz kwiatów pod tablicą naszego patrona, spotkania i koncertu okolicznościowego, przyznajemy w tym dniu nasze najwyższe odznaczenie – medal Wolffa. Jego tradycja sięga 19 wieku, ale wtedy wybito go i przyznano zaledwie kilkanaście razy. Dopiero wiele lat później, już za mojej kadencji, w roku 1997 podjęliśmy próbę odtworzenia tej tradycji. Dziś nasze Towarzystwo przyznaje zaledwie dwa-trzy medale rocznie. Kapitułę stanowi prezydium Zarządu TLW. AK Ale 2-3 medale to nie jest grad odznaczeń w wielotysięcznym warszawskim środowisku lekarskim. JJ To prawda, ale mamy też inne odznaczenia. Mamy np. Medal Prezesa, który przyznaję już ja sam przede wszystkim przyjaciołom Towarzystwa z okazji różnych rocznic. Tych medali przyznałem w ostatnich latach nie więcej niż 30. Ale wcale nie medale są punktem kulminacyjnym Wolffianów, tylko zawsze prezentacja nowego tomu „Pamiętnika TLW”. AK Na koniec zostawiłem pytanie o kondycję materialną TLW. Większość towarzystw ma bowiem olbrzymie kłopoty finansowe. TLW ma wspaniałą siedzibę, no i prowadzi działalność, która przecież też kosztuje. Jak Pan sobie radzi z tymi problemami? JJ Dajemy sobie z trudem radę. Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży „odziedziczonej” po dawnym Towarzystwie działki kupiliśmy obecną siedzibę, wyremontowaliśmy ją i wyposażyli. Ale wszystko to działo się 11 lat temu. Liczyliśmy, że nowy nasz klub będzie przynosić dochody pozwalające podjąć różne inne inicjatywy, ale tak się nie stało. Nie wdając się w szczegóły; po przekazaniu parteru i kuchni w ajencję – spodziewamy się w tym roku niewielkiego dochodu, który, oczywiście, przeznaczymy na cele statutowe. Ot, i cała tajemnica! AK Dziękuję za spotkanie. Prof. dr hab. Jerzy Jurkiewicz (ur. 1939) jest wybitnym neurochirurgiem, a od roku 1995 nieprzerwanie przewodniczy Towarzystwu Lekarskiemu Warszawskiemu. Wieści PTL Gloria Medicinae za rok 2012 Uroczyste wręczenie odznaczeń nastąpi w piątek, 8 listopada 2013 roku o godz. 14, w sali balowej Zamku Królewskiego w Warszawie Laureatami tego najwyższego odznaczenia PTL przyznawanego od 23 lat zostają lekarze o wybitnych osiągnięciach naukowych i praktycznych, ale też i ci, którzy w skromniejszej skali swoją wieloletnią, zaangażowaną pracą i postawą życiową budowali szacunek dla zawodu lekarskiego i przyczyniali się do rozwoju naszego Towarzystwa. Prof. dr hab. Alicja Chybicka (1951) od ukończenia studiów (1975) związana jest z Katedrą i Kliniką Transplantologii wrocławskiej AM, od r.2000 pełniąc funkcję kierownika katedry i kliniki. Główne zainteresowania naukowe skupiły się m. in. wokół problemów onkologii i hematologii dziecięcej oraz immunologii i paliatywnej opieki dziecięcej. Senator RP bieżącej kadencji, z-ca przewodniczącego senackiej Komisji Zdrowia. Prezes Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego. Członek rad naukowych i komisji w różnych instytucjach medycznych. Kawaler Orderu Uśmiechu, a także medali i wysokich odznaczeń Polski i Norwegii. Troje dzieci i dwoje wnuków. Dr Jerzy Goliszewski (1937) studia odbył w warszawskiej AM (1968). Główne zainteresowania zawodowe to chirurgia ogólna i urazowo-ortopedyczna. W warszawskim szpitalu urazowym św. Anny przeszedł kolejne szczeble kariery aż do piastowanego do dziś stanowiska z-cy ordynatora Oddziału Chirurgii. Poza swoją główną dziedziną działania jest też wykładowcą anatomii w Zakładzie Anatomii Prawidłowej WUM i członkiem towarzystw: Anatomicznego, Chirurgów Polskich i Flebologicznego. Wnioskodawcy podkreślali w swoich uzasadnieniach jego niezwykłą ofiarność, oddanie chorym i potrzebującym pomocy. Członek zarządu Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego. Odznaczony medalem Bene Meritus. Prof. dr hab. Janusz Limon (1946) absolwent gdańskiej AM, specjalista genetyki klinicznej o dużym dorobku naukowym (ponad 300 artykułów drukowanych w większości w fachowych periodykach zagranicznych), organizacyjnym (m.in. od 1982 r. kierownik Katedry Biologii i Genetyki AM w Gdańsku, od 2008 r. stoi też na czele Laboratorium Genetyki Klinicznej ACML UCK) i pedagogicznym (kierownik studiów doktoranckich, promotor ponad 20 przewodów doktorskich). Członek korespondent PAN, PAU, licznych rad naukowych i kolegiów redakcyjnych. Odznaczony Krzyżem Kawalerskim OOP i medalem PTL Bene Meritus. Zainteresowania to historia genetyki, w szczególności zaś rozpoznawanie chorób uwarunkowanych genetycznie w dziełach sztuki i w literaturze. Prof. dr hab. Witold Mazurowski (1926) absolwent warszawskiej AM (1952), neurochirurg wyspecjalizowany w problematyce chirugicznego leczenia chorób naczyniowych mózgu, nowotworów układu nerwowego i następstw urazów czaszkowo-mózgowych. Dorobek naukowy zamyka się liczbą 140 artykułów oraz opracowaniem poszczególnych rozdziałów w pracach pisanych zbiorowo. Warta odnotowania jest również wieloletnia praca konsultanta-neurochirurga w licznych szpitalach warszawskich i w pogotowiu, a także kierowanie kursami neurochirurgii w ramach CMKP. Uczestnik rad naukowych Centrum Zdrowia Dziecka oraz Centrum Polskiego Towarzystwa Medycyny Doświadczalnej PAN. Jest członkiem-założycielem Polskiego Towarzystwa Neurochirurgów. Kawaler Krzyży Oficerskiego i Kawalerskiego OOP oraz Krzyża Armii Krajowej (za dwuletnie walki w AK na lubelszczyźnie). Wiceprezes Towarzystwa Lekarskiego Warszawskiego. Prof. Witold Mazurowski przeszedł na emeryturę w r. 1996. Dr Henryk Potyrcha (1945) jest absolwentem Śląskiej AM (1970). Doświadczony internista i organizator, od dyplomu związany z chorzowską służbą zdrowia. W r. 1990 objął stanowisko ordynatora Oddziału Chorób Wewnętrznych w szpitalu im. Mielęckiego, które piastował przez 20 działający w Krakowie, a później na Śląsku w Katowicach i Zabrzu. W latach 80. uzyskuje specjalizację II stopnia w zakresie chirurgii dziecięcej i kardiochirurgii, a następnie w Zabrzu, w Górnośląskim Ośrodku Kardiologii – wszystkie stopnie naukowe, w tym w r. 2001 tytuł profesora nauk medycznych. Jest prodziekanem Wydziału Lekarskiego SAM/SUM w Katowicach, ordynatorem Oddziału Kardiochirurgii w Zabrzu, dyrektorem i kierownikiem Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej polsko-amerykańskiego IP UJ CM. Laureat wielu nagród i odznaczeń m.in. Orderu Uśmiechu, medali: Zacnego Uczynku, Kropla Życia, tytułu „Miłosiernego Samarytanina”. Otrzymał też dyplom i nagrodę miesięcznika „Newsweek” za zwycięstwo w konkursie na najlepszy w Polsce oddział kardiochirurgii dziecięcej (2010). Członek wielu towarzystw medycznych krajowych i zagranicznych. lat, aż do przejścia na emeryturę. Swój oddział sprofilował w kierunku kardiologicznym organizując nowoczesne stanowiska intensywnego nadzoru (EKG, EKG wysiłkowe, całodobowe monitorowanie holterowskie i ciśnienia krwi, UKG, badania elektrofizjologiczne). W tamtych latach na tym terenie były to działania pionierskie, umożliwiające ratowanie życia wielu ludzi. Później oddział ten przekształcił się w specjalistyczną placówkę kardiologiczną, w której dr Potyrcha przeprowadził specjalizaje internistyczne kilkunastu lekarzy. Od chwili uzyskania dyplomu jest członkiem PTL, a od 5 kadencji pełni funkcję przewodniczącego koła PTL w Chorzowie, jest też wiceprezesem Oddziału PTL w Katowicach i członkiem zarządu PTL. Jest również przedstawicielem chorzowskiego środowiska lekarskiego w Śląskiej Izbie Lekarskiej. Prof. dr hab. Leszek Romanowski (1955) absolwent poznańskiej AM (1980). Bez wątpienia wpływ na wybór jego drogi życiowej miał przykład ojca, dr. Wiesława Romanowskiego, wybitnego reumatologa, twórcy i wieloletniego dyrektora Ośrodka Reumatologicznego w Śremie. Wprawdzie to młodszy syn, Wojciech, kontynuuje dzieło ojca kierując Poznańskim Ośrodkiem Reumatologicznym w Śremie, ale i starszy syn Leszek pozostał wierny medycynie. Wybrał jednak ortopedię. Być może miały na to wpływ jego uzdolnienia manualne i zainteresowanie techniką. Dziś prof. Romanowski jest światowej sławy ortopedą, naukowcem, społecznikiem, kierownikiem Katedry i Kliniki Traumatologii, Ortopedii i Chirurgii Ręki paznańskiego UM. Podkreśla przy tym, że wiele zawdzięcza swemu mentorowi, wybitnemu autorytetowi w dziedzinie chirurgii ręki prof. Władysławowi Manikowskiemu. Dziś sam jest wybitnym specjalistą cenionym w kraju i na świecie. Jest zapraszany na wiele szkoleń, sesji naukowych i kongresów. Cztery lata temu był organizatorem Europejskiego Kongresu Towarzystw Chirurgii Ręki, w którym wzięło udział 1500 uczestników z całego świata. Pełni funkcję wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Ortopedycznego i Traumatologicznego, przez dwie kadencje stał na czele Towarzystwa Chirurgii Ręki. Wśród licznych odznaczeń wymieńmy medal Bene Meritus przyznawany przez PTL. Prof. dr hab. Janusz Skalski (1951), absolwent krakowskiej AM (1975), kardiochirurg dziecięcy, do r. 1990 Prof. dr hab. Małgorzata Szczerbo-Trojanowska, radiolog, (dyplom w r. 1970) pracuje w lubelskim Zakładzie Radiologii Zabiegowej i Neuroradiologii od r. 1972, czyli niemal od jego powstania. Kieruje nim natomiast od r. 1995. Zakład był pierwszą w świecie tego typu samodzielną placówką i przez 35 lat – jedyną w Polsce. Kariera zawodowa przebiegła błyskotliwie; w krótkim czasie uzyskuje specjalizację z radiologii, tytuł doktora i habilitację. Niedługo później – godność profesora.Od r. 1999 kieruje także Zakładem Radiologii AM w Lublinie. Ma na koncie ponad 200 artykułów w czasopismach naukowych, 9 monografii oraz rozdziały książek i podręczników medycznych. Zakład, którym kieruje specjalizuje się m. in. w leczeniu tętniaków wewnątrzczaszkowych, stentowania tętnicy szyjnej, angioplastyce tętnic goleni i niedrożnych przetok dializacyjnych czy wreszcie leczeniu tętniaków aorty brzusznej przy użyciu stentgraftów. Przewodniczy lub jest we władzach m. in. Polskiego Towarzystwa Radiologicznego, Polskiego Towarzystwa Rezonansu Magnetycznego, Komitetu Radiologii PAN, Europejskiego Towarzystwa Radiologicznego. Prof. dr hab. Anatol Święcicki (ur.w r. 1948 w Żytomierzu), gastroenterolog i reumatolog, absolwent Uniwersytetu Medycznego w Kijowie (1975). Od 1995 r. profesor tej uczelni. Odbył staże w instytutach reumatologicznych w Moskwie i w Warszawie, a także w Hannoverze, Lublinie, Wilnie, Krakowie i Berlinie. W r. 1990 został kierownikiem Kliniki Chorób Wewnętrznych UM w Kijowie, jest prorektorem ds. kształcenia podyplomowego i jednocześnie kierownikiem Katedry Interny. Autor i współautor ponad 550 publikacji, w tym 8 podręczników. Promotor 21 prac doktorskich i 3 habilitacji. W r.1993 zorganizował Sekcję Medyczną przy Stowarzyszeniu Kulturalno-Oświatowym im. Mickiewicza, przekształconą następnie w Polskie Stowarzyszenie Medyczne zrzeszające ok. 300 lekarzy z Ukrainy, którego został prezesem. Dr med. Grażyna Zengteler (1936), absolwentka Wydziału Lekarskiego AM w Poznaniu (1960), patomorfolog, lekarz-wolontariusz, współorganizatorka akcji hospicjalnych. W swoim życiorysie pisze: „Od r. 1985 współorganizowałam działalność w Hospicjum św. Jana Kantego, gdzie posługiwałam jako lekarz wraz z zespołem u 88 chorych, towarzysząc im aż do godnej śmierci oraz wspierając rodzinę w trudnym czasie żałoby. Później byłam współzałożycielem i organizatorem 72 hospicjów przy Kościele”. Od 1992 dr Zengteler prowadzi działalność w ramach poznańskiej Przychodni Onkologicznej „Pomoc Maltańska”. Pacjenci przyjmowani są bez skierowań i bezpłatnie. Dr Zengteler jest członkiem naukowych towarzystw: onkologicznego i patomorfologicznego. Lau- 3 4 Wieści PTL Prof. Hilary Koprowski nie żyje Zmarł 11 kwietnia br. w USA w sędziwym wieku 96 lat dyktator Franco – mimo silnej presji Niemców – nie uległ mirażowi łatwego zwycięstwa i pozostał (przynajmniej oficjalnie!) neutralny. Tymczasem przecieki, jakie docierały do Ambasady uprzedzały, że Mussolini przyłączy się do Hitlera w połowie czerwca 1940 r. Zmieniałoby to radykalnie sytuację Polaków we Włoszech. Trzeba było uciekać dalej. Koprowskiemu nie po raz pierwszy pomagają koneksje muzyczne. Pani konsul Brazylii, która jest melomanką i zna młodego polskiego pianistę wystawia wizę emigracyjną do Brazylii z dnia na dzień. I tak rodzina Koprowskich kilka miesięcy po wyjeździe z Polski znalazła sie w Rio. Medycyna czy muzyka Studia medyczne ukończył w Warszawie, tuż przed wybuchem wojny w r.1939. Nie był jeszcze pewien czym będzie się zajmować w życiu, bo równolegle odebrał staranne wykształcenie muzyczne (klasa fortepianu w warszawskim Konserwatorium) i widział się równie dobrze w roli pianisty. Ale wybuchła wojna. Na jesieni r.1939 udaje mu się zdobyć włoską wizę i wraz z matką i żoną wyjeżdża do Rzymu. Był to jeszcze czas, kiedy Włochy starały się utrzymać status neutralności i pewnego dystansu wobec agresywnej polityki Hitlera. Droga wielu Polaków zdążających do powstającego we Francji wojska prowadziła więc przez Rzym. Koprowski zgłasza się do Ambasady i, jako dyplomowany lekarz, pomaga w klasyfikowaniu i rejestrowaniu ochotników. Zapisuje się też na ostatni rok studiów do słynnego rzymskiego konserwatorium di Santa Cecilia. Wszystko to jednak nie trwa długo. Mussolini, widząc brawurowe zwycięstwa Hitlera we Francji, chcąc zapewnić sobie godny udział w podziale europejskiego tortu, podejmuje decyzję o przystąpieniu Włoch do wojny po stronie Niemiec. Nota bene: hiszpański Jednak medycyna Szybko jednak uświadamia sobie, że nie są to czasy przyjazne robieniu kariery muzycznej. Jak jednak dalej pokierować życiem? Z pomocą przychodzi przypadek. Na plaży w Rio spotyka kolegę z… warszawskiego gimnazjum Reja. W rozmowie pada sugestia, aby szukający jakiegoś zaczepienia młody lekarz przyłączył się do instytutu badającego na zlecenie Fundacji Rockefellera szczepionki przeciw żółtej febrze i wirusowemu zapaleniu mózgu. Tak właśnie się stało i w ten sposób późniejszy wielki uczony wkroczył do mało jeszcze zbadanego świata wirusów i szczepionek. Początek rozdziału „polio” Epidemia poliomyelitis zaczęła się nasilać w Ameryce jeszcze długo przed wojną. Wojna, siłą rzeczy, zatrzymała na pewien czas zainteresowanie społeczne tym problemem, ale po r.1945 fala paniki powróciła. Masowo zamykano baseny i kąpieliska, upatrując w nich źródła łatwych zakażeń. Prezydent Roosevelt, który mając 23 lata zachorował na polio (co doprowadziło u niego do paraliżu dolnych partii ciała), doskonale rozumiał problem. Jeszcze w r. 1938 powołał specjalną fundację, przed którą postawił zadanie opracowania skutecznej szczepionki. W Ameryce zapadały na tę chorobę nie dzieci, ale nastolatki i ludzie młodzi. Nie bardzo umiano to wytłumaczyć tę sytuację. Sam Hieronim Koprowski w jednym z wywiadów wyjaśnia to tak: zrozumiałem to znacznie później, gdy prowadziłem badania nad polio w Kongu. Tam chorowały niemowlęta i dzieci do trzeciego roku życia. Tak wiele z nich było zarażonych bezobjawowo, że wszyscy mieszkańcy – wcześniej czy później – musieli się zetknąć z zarazkiem i właściwie każde dziecko w wieku czterech lat miało już przeciwciała. Tymczasem w Ameryce dwa czy trzy pokolenia wcześniej dokonał się przełom w poziomie higieny i w końcu W ostatnich latach prof. Koprowski zajmował się poszukiwaniem bioszczepionek. Ulotka z 1961r. zachęcająca rodziców do szczepienia dzieci przeciw polio. Po 4 latach Hilary Koprowski dostaje propozycję współpracy z amerykańską firmą farmaceutyczną LEDERLE, która z kolei ma zamówienie rządowe na szczepionkę przeciw „japońskiemu” zapaleniu mózgu przenoszonemu przez komary. Trwała jeszcze wojna i dziesiątki tysięcy amerykańskich zołnierzy walczyło w tropikach, na Pacyfiku. Kiedy jednak szczepionka była gotowa – wojna się własnie skończyła i żołnierze zaczęli masowo wracać do domów. pojawiło się pokolenie bez przeciwciał. A wirus trwał. W ziemi, w śmieciach, w basenach, bo jest to wirus niezwykle odporny na zmiany temperatury, rozmaite odczyny chemiczne itp. Pod tym względem bardzo różni się od HIV, który jest wrażliwy na czynniki zewnętrzne i najlepiej czuje się w organiźmie człowieka. Starania szły więc w kierunku, aby znaleźć dla wirusa takiego gospodarza, który w naturze się nim nie zakaża i z którego wszczepiony wirus wychodziłby osłabiony. Okazał się nim szczur bawełniany. Zakażaliśmy go, braliśmy wycinek z jego Wieści PTL mózgu, wszczepialiśmy następnemu i tak, po kilkunastu zabiegach uznaliśmy, że mamy żywego, dostatecznie osłabionego wirusa. Czyli szczepionkę. W r.1950 nastąpiło pierwsze podanie doustnej szczepionki dr. Koprowskiego przeciw polio. Kiedy znaleziono we krwi pacjenta przeciwciała – wiadomo było, że szczepionka jest skuteczna. Polski ślad Polska nie była w tamtych latach wolna od polio. W r. 1951 zaczęto już mówic o epidemii, z którą nie wiadomo, co należało robić. Co roku odnotowywano od tysiąca do kilku tysięcy nowych zakażeń. Tak się szczęsliwie złożyło, że ówczesny dyrektor Państwowego Zakłady Higieny dr Feliks Przesmycki podczas wizyty w Ameryce pod koniec lat 50. miał okazję zwiedzić także laboratorium dr. Koprowskiego. Słysząc o problemach z polio w Polsce dr Koprowski obiecał zbadać możliwości przekazania pewnej ilości szczepionek polskiej służbie sanitarnej. Firma Wyeth podarowała polskim dzieciom ok. 9 mln. szczepionek. Akcja trwała kilka miesięcy na przełomie lat 1959 i 1960. W efekcie już trzy lata później liczba nowych zakażeń spa- dła do 30. Mimo to – tu i ówdzie – podnosiły się głosy oburzenia, że z polskich dzieci zrobiono króliki doświadczalne. Nie pomogły wyjaśnienia, że w Stanach Zjednoczonych pierwszą masową akcję szczepień przeprowadzono 5 lat wcześniej. Choć dziś trudno o tym pisać bez wstydu – tak po prostu było. DZIŚ stosuje się w Polsce kombinację trochę późniejszych szczepionek Salka i Sabrina i nie odnotowuje się nowych zachorowań. Dalsze dokonania Kolejne lata zajęły badania nad nową szczepionką przeciw wściekliźnie. Jest skuteczniejsza od starej, pasteurowskiej i przyjaźniejsza dla pacjenta, bo zamiast 14 bolesnych zastrzyków „w brzuch”, aplikuje się jedynie 4 podskórnie lub domięśniowo. Kilkanaście ostatnich lat poświęcił prof. Koprowski w Instytucie Biotechnologii Jefferson University w Filadelfii na badania nowych koncepcji szczepionek. W uproszczeniu polega to na umieszczaniu genów chorobotwórczych mikroorganizmów w roślinach i w ten najprostszy, naturalny sposób podawanie ich ludziom. Nie każda roślina się do tego nadaje, ale dzisiejsze wyniki są na tyle zachęcające, że w dającej się przewidzieć Medycyna i życie Śladem Matuzalema Żyjemy coraz dłużej – ta prawda jest powszechnie znana i nie warto byłoby się nad nią rozwodzić, gdyby nie pewna obserwacja angielskich badaczy zajmujących się problemami medycyny społecznej. Nie tylko pigułki dają zdrowie Otóż, badając statystyki demograficzne 19-wiecznej Anglii stwierdzili oni, że długość życia zaczęła gwałtownie rosnąć jeszcze przed wprowadzeniem sztandarowych odkryć medycyny takich jak antybiotyki, szczepionki, sulfamidy itp. Fakt ten powiązali z powszechnym w II poł 19 w. poprawieniem jakości wody poprzez rozbudowanie miejskich wodociągów, sieci kanalizacyjnej i asenizacyjnej, polepszeniem warunków mieszkaniowych, dostępem do lepszej żywności, wzrostem ogólnego poziomu higieny. To właśnie była ta pierwsza, głęboka orka. Wyścig do długowieczności gwałtownie przyspieszył. Człowiek epoki kamiennej żył średnio 20 lat. Kolejne tysiące lat niewiele zmieniły w tej statystyce. Jeszcze w pierwszej połowie 19 w. średnia wynosiła zaledwie 44 lata. Ospa, gruźlica, kiła, tyfus zbierały ciągle obfite plony. A dziś? Rozejrzyjmy się wśród rodziny i znajomych – na pewno nie brakuje wśród nich osiemdziesięciolatków z dobrą perspektywą na dalsze lata. Nawet ten numer WIEŚCI, oczywiście w skromnej skali, ilustruje tę tendencję. Recenzujemy w nim książki trzech 90-latków, piszemy o prof. Koprowskim, który zmarł w sędziwym (na dziś!) wieku 96 lat. A przecież nikt tego specjalnie nie dobierał. Po prostu tak jest! Oczywiście inwestycje w infrastrukturę, zwłaszcza w dużych miastach Europy, trwały wiele lat i kosz- towały masę pieniędzy. Ale opłacało się! Ile trzeba było zrobić doskonale ilustruje przykład Paryża, wóczas – stolicy Europy. Metamorfoza Paryża W r.1774, kiedy Ludwik XVI zasiadł na tronie, Paryż był już dramatycznie przeludniony. Na powierzchni równej średniej dzielnicy w dzisiejszych metropoliach gnieździło się pół mln. meszkańców, a także wielka ilość koni, trzody, drobiu itp. Skupiało się tu rzemiosło, przyjeżdżali też ludzie bez żadnych zawodowych kwalifikacji licząc na jakieś zajęcie. Duża grupa mieszkańców związana była z garbarstwem i fabiarstwem. To wyjątkowo brudne i szkodliwe zajęcie. Liczne odpadki biologiczne, nieczystości ludzkie i zwierzęce wędrowały w tamtych czasach otwartymi rynsztokami do Sekwany, która (mając do tego niezbyt wartki nurt) była wówczas jednym, wielkim ściekiem. Nieznośny fetor i brud był trudny do zniesienia, zwłaszcza w okolicach garbarskich warsztatów, w których do zmiękczania skór używano odchodów zwierzęcych oraz ludzkiego moczu. Do tego sanitarnego piekła trzeba jeszcze dodać niezdrową wodę czerpaną byle gdzie. W bogatych domach i dworach sprawy miały sie tylko trochę lepiej. Tu wszechobecny smród próbowano tłumić perfumami, brud – makijażem i pudrem, a walkę z licznymi insektami zadomowionymi w misternych perukach prowadzono przy pomocy złotych młoteczków i kowadełek. Rodzaj „niezbędnika” ówczesnego eleganta. przyszłości pojawią się zapewne rośliny, które jadamy bez obróbki cieplnej np. sałata czy szpinak i które będą nośnikami nie tylko szczepionek, ale i innych biopreparatów. Taniość produkcji da gwarancję, że będą powszechnie dostępne ze wszystkimi tego dobroczynnymi skutkami. M. in. tymi problemami zajmuje się w Polsce poznańska Fundacja Koprowskich. (a.k.) Polio – dwa łyki statystyki • w USA, w r.1916, spośród kilkudziesięciu tysięcy przypadków polio, aż 6 tys. zakończyło się śmiercią, a 27 tys. – paraliżem. • w 1938 r. prezydent Roosevelt zainicjawał zbiórkę „March of Dime” na cele badań nad polio • w r. 1947 Koprowski podejmuje pracę nad szczepionką • w latach 50. odnotowywano corocznie ponad 2o tys. zachorowań • w r. 1950 – pierwsze podanie nowej szczepionki • 1952 – powstaje szczepionka Salka (injekcja) • 1955 – pierwsza kampania szczepień w USA • 1961 – Albert Sabin opracowuje swoją szczepionkę doustną • 1994 – ogłoszono wyeliminowanie polio w Ameryce • 2002 – ogłoszono wyeliminowanie polio w Europie Sam Wersal podziwiany dla swojej niezwykłej urody i rozległości (700 pokoi, 2000 okien, olbrzymie lustra, freski, obrazy i rzeźby) od strony sanitarnej przedstawiał się żałośnie. Dla ponad 2 tys.osób, które w pałacu pracowały i mieszkały, a także dla licznych petentów codziennie się tu pojawiających przewidziano tylko kilka toalet. Ówczesny kronikarz z drobiazgowym realizmem opisuje korytarze i zakamarki pałacu pełne kałuż moczu i stojącej wody, w których nierzadko brodził żywy inwentarz. Nieco lepiej sytuacja wyglądała w prywatnej części pałacu; tu królowa miała do dyspozycji wannę i nawet – nowy angielski wynalazek – sedes. Ale schyłek 18 w. to już epoka stawiania pytań i formułowania problemów. Zaczęto nieśmiało kojarzyć fatalne warunki sanitarne z chorobami i śmiercią. Tylko co z tego, skoro królewska szkatuła wyczerpana wojnami świeciła pustką. Kiedy z powodu wybuchu wulkanu na Islandii zbiory okazały się mizerne, gwałtownie podrożał chleb i wielu rodzinom zagroził głód – wybuch był nieunikniony. Był to już rok 1789!!! Mijały lata, zmieniały się ustroje, władcy i właściwie każdy z nich pozostawił po sobie w Paryżu coś pozytywnego. Ale na prawdziwą rewolucję urbanistyczną miasto musiało czekać jeszcze prawie pół wieku, do czasów Napoleona III i jego architekta-wizjonera Georgesa-Eugene Haussmanna. Ten w ciągu kilkunastu lat swoich rządów zrównał z ziemią całe dzielnice o średniowiecznej jeszcze proweniencji, wybudował szerokie ulice i bulwary, a pod nimi sprawnie działającą sieć kanałów. Doprowadził też wodę pitną do każdego domu, założył skwery i parki. Niebawem zaowocowało to wyraźnym podniesienie poziomu higieny i zdrowotności. Można już było iść tylko do przodu. Droga do szerokiego zastostosowania wielkich odkryć medycyny 19 i 20 w. była otwarta. Andrzej Korman 5 6 Wieści PTL Nowe książki… nowe książki… Elżbieta Dominiak otrzymała w ub. roku tytuł „Zasłużonemu – Polskie Towarzystwo Lekarskie”. Ma wprawdzie inżynierskie wykształcenie (Wydział Budownictwa Lądowego Politechniki Poznańskiej), ale jej zainteresowania daleko wykraczają poza wyuczoną specjalność. Jest fotografikiem kochającym przyrodę i rejestrującym tysiące ulotnych chwil, do których, dzięki jej pracy mamy możliwość powracać. Jest też wiernym kronikarzem PTL-owskich imprez, co w „WIEŚCIACH” godzi się szczególnie pokreślić. Właśnie ukazał się jej piękny album z pejzażami polskimi, w które wplecione są nastrojowe wiersze Niny SZMYT. (Elżbieta Dominiak, Nina Szmyt „Moja droga”, wydawnictwo Domena) Rok temu, w siedzibie Towarzystwa Lekarskiego Krakowskiego, odbyła się uroczysta sesja dla uczczenia 90-lecia prof. Henryka Gaertnera. Materiały związane z tym wydarzeniem ukazały się niedawno w postaci książki nakładem wydawnictwa WAM. Przytoczona laudacja, okolicznościowe listy, adresy i wspomnienia rysują sylwetkę nie tylko wybitnego lekarza, naukowca, pedagoga, ale też człowieka aktywnego na wielu innych polach. Jest bowiem prof. Gaertner w pełni wykształconym pianistą, muzykologiem (m.inn. prace poświęcone grze skrzypcowej, „Postawie zasadniczej pianisty” czy „O skurczu u instrumentalistów”), a także wielkim propagatorem wspaniałych idei Alberta Schweitzera. I jeszcze jedna książka, która wyszła spod pióra znakomitego 90-latka, wybitnego chirurga prof. Jerzego Dybickiego. Są to wspomnienia zatyt. „Chirurgia, moja miłość” wydane przez gdańską oficynę SEFER. Ten tom obejmuje lata 1970-1994. Prof. dr Roman Kaliszan, b. rektor AM w Gdańsku, podnosi w słowie wstępnym wielki format autora wspomnień, znakomitego uczonego, wielkiego lekarza, wybitnego erudyty, autentycznego patrioty i... wzruszająco romantycznego humanisty, a także jego talent i pisarską biegłość. Jest w nich wiele osobistych opinii, często wymagających cywilnej odwagi, ale zawsze taktownie sformułowanych. Piękna, wartościowa literatura.(…) Fascynujące są opisy najciekawszych przypadków klinicznych. Bardzo ciekawe i niestandardowe są wrażenia Profesora jako pacjenta w stanie zagrożenie życia. Wieści PTL Nowe książki… nowe książki… Kolejna książka , o której piszemy wyszła również spod pióra (prawie) dziewięćdziesięciolatka, bo „okrągła” rocznica przypadnie za rok. Są to wspomnienia „Bric-a-brac pamięci” prof. Janusza Szajewskiego, wybitnego toksykologa, wydane przez poznańską oficynę o nazwie „Coś pięknego”. Te historie wybrane z „lamusa pamięci” są raczej gawędami opowiadanymi z wielką swadą. Nie ma w nich ani krzty napuszenia czy męczącej kronikarskiej drobiazgowości. Opisany jest w nich niespokojny, choć barwny świat, w którym żył autor i ciekawi ludzie, z którymi przyszło mu się stykać. W Polsce i poza nią. Gdzieś, na zapleczu, przewija się też realna historia Polski tamtych lat, choć młodszemu czytelnikowi, być może, trudniej będzie ją odczytać. Dr Beata Zawadowicz, prezes Towarzystwa Lekarskiego Częstochowskiego swoimi znakomitymi, organizowanymi od wielu lat sesjami naukowymi zdobyła już sobie zasłużoną renomę. Podejmuje w nich ważne tematy (choroby układu krążenia, onkologiczne), zaprasza najznakomitszych wykładowców i jednocześnie daje do dyspozycji uczestników nowoczesne środki techniczne (transmisje „na żywo” niektórych zabiegów). Konferencje w latach 2009 i 2010 dr Zawadowicz poświęciła przede wszystki (choć nie wyłącznie) dwóm niezwykłym tematom historycznym: dziejom słynnych naszych szkół medycznych w Wilnie i Lwowie. Dorobek naukowy tych spotkań ukazał się w formie atrakcyjnej, pięknie wydanej w półalbumowym formacie i bogato ilustrowanej książki zatytułowanej „Szkoły – lwowska i wileńska i ich wpływ na rozwój medycyny polskiej”. Zmarły niedawno prof. Andrzej Szczeklik, w swoim wprowadzeniu nie krył entuzjazmu: Cóż to za znakomity pomysł i świetne jego wykonanie! Zebrać w jednym tomie historię dwu wielkich polskich szkół we Lwowie i w Wilnie, przedstawić – bogato ilustrowane – ich dzieje, wielkie osiągnięcia i tragiczne losy. Książka przybliża nam postacie wybitnych lekarzy i naukowców związanych z Uniwersytetami Jana Kazimierz i Stefana Batorego. Wartość publikacji dla historii zarówno medycyny jak i nauki polskiej nie budzi wątpliwości. Ale to dzieło mówi nam ponadto – w sposób zajmujący i często źródłowy – o naszej narodowej kulturze, o tym jakie wartości niesie w sobie praca dla kraju, zrodzona z pobudek patriotycznych. Autorom należą się podziękowania i gratulacje. Dodajmy, że książka wydana jest z dużym smakiem i na wysokim poziomie poligraficznym, co sprawia, że nie tylko czyta się ją z zainteresowaniem, ale też z przyjemnością bierze do ręki. Zamówić ją można w Tow. Lek. Częstochowskim, 42-200 Częstochowa, ul. Jana III Sobieskiego 7a tel. 34 324 18 00 7 8 Wieści PTL Zainteresowanie medycyną estetyczną od wielu już lat wyraźnie wzrasta - i to zarówno wśród pacjentów jak i lekarzy. Prowadzona od dziesięciu lat przez Sekcję Medycyny Estetycznej PTL (dziś – Polskie Towarzystwo Medycyny Estetycznej) szkoła podyplomowa dla lekarzy chcących się specjalizować w tej tematyce – cieszy się niezmiennie dużym powodzeniem. Nic dziwnego, że także pażdziernikowy Kongres, z bardzo rozbudowanym programem, z atrakcyjną listą wykładów i wykładowców, a także z elementami warsztatowymi wzbudził duże zainteresowanie. To zarazem dobra okazja do oceny dzisiejszej sytuacji. Dr Andrzej Ignaciuk, przewodniczący PTME i główny organizator Kongresu uważa, że zwiększony popyt na tego ro- Wysokie odznaczenie papieskie dzaju usługi medyczne przynosi jednak zarówno dobre jak i złe rezultaty. Dobre, bo jest naprawdę duże zapotrzebowanie wśród lekarzy na rzetelną wiedzę w tej dziedzinie, w czym właśnie staramy się pomócrokiem, jako Polskie Towarzystwo MePrzed w kościele Wizytek w Warszawie, prof. dr hab. Jerzy Jurkiewicz, neurodycyny Estetycznej. Ale jestLekarskiego też druga Warszawskiego, otrzymał z rąk metropolity chirurg, prezes Towarzystwa strona; to swoisty „wysyp” rozmaitych warszawsko-praskiego abp. Henryka Hosera przyznany przez papieża Benedykta XVI Order św. Sylwestra. „gabinetów” i „salonów”, oferujących terapie i zabiegi, których nie są w stanie prawidłowo wykonać. Dlatego staramy się doprowadzić do finału projekt dobrej jakości usług medycznych w naszej Order Rycerski św. Sylwestra – Rycerski Zakon Świętego Papieża Sylwestra został ustaspecjalności, miejmyXVI nadzieję, nowiony przez co, Grzegorza w 1841lepiej r. dla uczczenia papieża Sylwestra I. Jego przyjęcie zorientuje pacjentów gdzie i na coSylwestra mogą i łączy się z przyznaniem szlachectwa i tytułu oznacza przystąpienie do Zakonu św. liczyć. Order otrzymują osoby świeckie za wybitne zasługi na rzecz pontyfikatu, a także za rycerza. osiągnięcia w dziedzinach nauki i sztuki •••Uśmiechnij sie˛••• W izbie przyjęć znalazła się pięcioletnia dziewczynka. – Jak się nazywasz, dziecinko? – Nie wiem. – A może wiesz jak się nazywa twoja mamusia? – Nie wiem. – A tatuś? – Też nie wiem. – To adresu też pewno nie znasz? – Adres znam: [email protected] Do gastrologa zgłasza się pacjent; – Panie doktorze, czy ma pan coś na wiatry? – Tak, latawce! O piątej nad ranem dr. Nowaka budzi telefon. – Klinika? – Nie – pada odpowiedź, ale za chwilę telefon się powtarza: – Klinika? – Mówiłem, że nie! – Ale Karol, nie odkładaj słuchawki. Mówi Janek. Dzwonię tylko zapytać, czy nie wypiłbyś klinika? Pani Pelagia wyjeżdża do sanatorium. Na dworcu żegnają ją mąż z synkiem – Dbaj o siebie i kuruj się – prosi małżonek – I szybko do nas wracaj! – dodaje synek – Milcz smarkaczu, nie wtrącaj się w sprawy medyczne – reaguje tatuś •••rysunki z kalendarza lekarskiego••• rys. Henryk Sawka, rys. Henryk Sawka, Wydaje Polskie Towarzystwo Lekarskie, 00-478 Warszawa, Al. Ujazdowskie 22, tel. 022 628 86 99, e-mail: [email protected], www.ptl.org.pl Opracowanie całości i redakcja: Andrzej Korman, opracowanie graficzne i przygotowanie do druku: Andrzej Mazur KA JAK STUDIO, zdjęcia: Andrzej Korman i archiwum.