Strona 66-68 - RAJSKI Orient cz.1
Transkrypt
Strona 66-68 - RAJSKI Orient cz.1
66-71_Podroze EK:Layout 1 2009-02-20 17:23 Page 66 RAJSKI Orient 66-71_Podroze EK:Layout 1 2009-02-20 17:23 Page 67 podróże Elżbieta i Andrzej Lisowscy W PODRÓŻY OD ZAWSZE. NAJCHĘTNIEJ ŚCIEŻKAMI ORIENTU. ELŻBIETA – ZODIAKALNY SKORPION – ŁĄCZY PRACĘ NAUKOWĄ (ZAJMUJE SIĘ MISTYCZNYM ISLAMEM) Z DZIENNIKARSTWEM. ANDRZEJ – RYBA – DZIENNIKARZ I FOTOGRAF. PROWADZĄ W TVP INFO AUTORSKI MAGAZYN PODRÓŻNIKÓW „ŚWIATOWIEC”, PISZĄ WYDAWANE TAKŻE ZA GRANICĄ PRZEWODNIKI. SĄ CZŁONKAMI PRESTIŻOWEGO THE EXPLORERS CLUB W NOWYM JORKU I HONOROWYMI CZŁONKAMI POLISH-AMERICAN TRAVELERS CLUB, LAUREATAMI M.IN. ZŁOTEGO MEDALU STRAUSSA (WIEDEŃ) I ZŁOTEGO PIÓRA (ZAGRZEB). Rafy koralowe i buddyjskie stupy, safari na słoniach i drinki Conrada, tropikalne lasy i bajkowe wyspy, domy z drzewa tekowego i manhattańskie wieżowce, zupa z krokodyla i masaż w świątyni… I wszędzie wokół pomarańczowe szaty mnichów, zapach wonnych kadzideł i kwiatów oraz niewymuszone uśmiechy mieszkańców. Pigułka świata Orientu, egzotyki, Azji, Dalekiego Wschodu. Jesteśmy w Królestwie Tajlandii, zwanym kiedyś Syjamem. To jedno z tych miejsc na świecie, do których zawsze chętnie wracamy. Odnajdujemy tu spokój, poczucie nieskrępowanej wolności, nastroje, smaki i zapachy, które lubimy. Przywracamy w sobie proporcje zagubione w codziennej gonitwie charakterystycznej dla naszej cywilizacji. Fot. Andrzej Lisowski LANGUSTY I MORSKIE SAFARI Mieszkańcy Phuketu – największej wyspy Tajlandii – wierzą, że w Zatoce Kamala, w głębinach Morza Andamańskiego ukryte jest niezwykłe królestwo. Żyją tam ludzie piękni i szczęśliwi, a ich władca jeździ na Niebiańskim Słoniu. Podobno czasem o zachodzie słońca mityczne królestwo wynurza się z morza... Ale nawet jeśli go nie zobaczymy, i tak nie będziemy żałować wędrówki po rajskich wyspach Królestwa Tajlandii. Na turystów czekają tam pieczone na rusztach pod gołym niebem langusty, bujnie porośnięte wzgórza i przedzielone górskimi serpentynami kameralne plaże, a także niezwykła mieszanka zapachów kadzideł, kauczuku, owoców morza, tropikalnej bryzy. Już samo lądowanie na lotnisku na wyrastającej z Zatoki Tajskiej (Morze Południowo-Chińskie) wyspie Koh Samui przenosi nas w inny wymiar. Zamiast zwyczajnego terminalu widzimy rzędy chat w polinezyjskim stylu. A hala odlotów i przylotów to jeden wielki park i ogród botaniczny. Na dodatek każdy pasażer otrzymuje wianuszek storczyków. Jeszcze tylko łyk schłodzonego mleka z przeciętego tasakiem na naszych oczach kokosa i błyskawicznie ulatuje przywieziona z Europy nerwowość. Jeszcze bardziej uciekniemy od cywilizacji, wypływając z Koh Samui na całodzienną wycieczkę do Narodowego Parku Morskiego Angthong. Po drodze można zażyć kąpieli przy brzegu zupełnie bezludnych wysepek. W samym parku – położonym na dwóch malowniczych wyspach połączonych piaszczystą groblą – przejrzystość wody dochodzi do 30 metrów. Ale nie trzeba nawet rurki i maski, by podpatrywać morskie życie. Brodzącego tylko po pas turystę zawsze otacza ławica dużych i małych ryb we wszystkich kolorach tęczy. To tak, jakbyśmy nagle znaleźli się w egzotycznym akwarium... Na morskie safari można także wyprawiać się (tym razem na Morze Andamańskie) motorową łodzią z lądowego kurortu Krabi. Nic tak nie smakuje jak langusta czy ośmiornica podana prosto z ustawionego na dzikiej plaży grilla. Mocniejszych wrażeń dostarcza tylko oferowany niemal wszędzie – na plażach, w salonach kosmetycznych, w hotelach – tradycyjny masaż. Można z niego korzystać bez skrępowania, bo choć zapewnia niesłychany relaks i przyjemnie pobudza do aktywności, to jednak nie ma nic wspólnego z erotycznym. Popularny jest m.in. masaż lomi, który jest zarazem mocny i delikatny. Ruchy rąk masażystki naśladują fale oceanu. Znika stres i zmęczenie. Na dodatek, zamawiając masaż na plaży, możemy przez cały czas delektować się seledynowo-turkusową taflą morza. Phuket również jest dobrym miejscem wypadowym na mniejsze wysepki. Szybkimi, kolorowymi, motorowymi łodziami można dotrzeć na Ko Pha Nga, gdzie filmową karierę zaczynał James Bond. Ale po drodze wszyscy zatrzymują się w Muslim Village, w niezwykłej muzułmańskiej wiosce zbudowanej dosłownie na pomostach przyczepionych do wystającej z morza pionowej skały i wspartych dodatkowo na palach. Jeszcze wcześniej mijamy nasuwające skojarzenia z plenerami filmu „Indochiny”, pokryte soczyście zieloną roślinnością, wyrastające z morza stożki skalne. WITTCHEN 67 66-71_Podroze EK:Layout 1 2009-02-20 17:23 Page 68 podróże Na samej wyspie Phuket można odbyć m.in. safari na słoniu, a na pamiątkę kupić akwarelę namalowaną trąbą jego pociechy. Warto też wziąć udział w niezwykłym show „Fantasy of Kingdom”, w czasie którego mity Wschodu zderzają się z naszą kulturą pop, a w scenach zbiorowych można zobaczyć naraz na scenie 500 aktorów i tancerzy, ponad 20 słoni, mnóstwo ptactwa i 6 bengalskich tygrysów. Phuket warto odwiedzić zwłaszcza na przełomie września i października. Tutejsi Chińczycy celebrują wtedy przez 10 dni (od pierwszego dnia dziewiątego miesiąca księżycowego) Święto Oczyszczenia. Stosują nie tylko ścisłą dietę wegetariańską, ale i umartwiają się. W ramach pokuty m.in. chodzą po rozżarzonych węglach, a nawet przeszywają ciała żelaznymi prętami. KRÓL I RELIGIA Nie ma nic bardziej świętego i nienaruszalnego dla każdego Taja. Bhumipol Adulyadej, który zasiada na tronie jako Rama IX, już od ponad pół wieku cieszy się wśród poddanych ogromnym szacunkiem. Doceniają jego rolę w życiu religijnym i skuteczność w działalności charytatywnej. Są dumni, że ich władca nie tylko jest autorem muzyki do hymnu narodowego, ale i znakomitym saksofonistą, kompozytorem muzyki jazzowej. Królewska muzyka rozbrzmiewa w letnim pałacu władcy koło Ayuthaji, a w każdym sklepie muzycznym można dostać CD z nieco swingującymi melodiami Ramy IX. Król lubi także fotografować i chętnie w ten sposób dokumentuje oficjalne podróże po swoim kraju. Na widocznych przy drogach ogromnych rozmiarów wizerunkach królewskiej pary często widzimy władcę z aparatem fotograficznym. Nie mniej ważna jest oczywiście religia, czyli dominujący tutaj buddyzm. Jej przybytkiem jest świątynia, która jednak sakralną rolę zaczyna pełnić dopiero po otrzymaniu od króla świętego kamienia. Sanktuaria są miejscem modlitwy, lecz jednocześnie pełnią rolę edukacyjną. To na ich terenie działają szkoły podstawowe. Tutaj składa się też ofiary mające pomóc w osiągnięciu konkretnych celów. Nasza przewodniczka, zanim zdobyła tę intratną pracę, złożyła w ofierze w swojej świątyni m.in. kilkadziesiąt jaj. Najczęściej jednak formą ofiary i modlitwy jest zapalenie trzech kadzideł (symbolizujących hołd złożony Buddzie, jego naukom i mnichom), przyniesienie lotosu (oznacza respekt) i zapalenie świeczki (symbol oświecenia). W Tajlandii jest około 32 tysięcy klasztorów i żyje ponad 200 tysięcy mnichów. Wyznają buddyzm theravada, który przywędrował w te strony w XIII wieku z Cejlonu. Zaprzecza on istnieniu indywidualnego „ja”. Przywiązanie do własnej „osobowości” jest iluzją, źródłem bólu i cierpienia. Realnie istnieją tylko tzw. dharmy – najprostsze formy rzeczywistości (w zależności od szkół jest ich 75 lub 82). Uwolnienie od „ja” osobowego pozwala osiągnąć po śmierci całkowitą nirwanę – „wygaszenie” elementów osobowości, które są przyczyną nieustannego odradzania się w kołowrocie wcieleń. Tak pojęta duchowość jest atrakcyjną ofertą także dla Europejczyków i Amerykanów, którzy chętnie przyjeżdżają do Tajlandii na medytacje i naukę w klasztorach. 68 WITTCHEN Świątynie i klasztory spotykamy na każdym kroku, ale ich największe nagromadzenie znajdziemy w uznawanym za święte mieście Ajutthaja, które przez 417 lat było stolicą dzisiejszej Tajlandii. Czas jego świetności zapoczątkowali jeszcze Khmerowie, a do upadku przyczynili się Birmańczycy. Panowały tu 33 syjamskie dynastie. Dziś samo miasto wydaje się szare i bardzo zwyczajne, ale w XV stuleciu przewyższało wielkością Londyn i Paryż. Wiekowe kompleksy świątynne przetrwały do naszych czasów i dzięki temu Phra Nakhon Si Ajutthaja (Święte Miasto Ajutthaja) jest turystyczną perłą Tajlandii i całej Azji. Z Bangkoku można się tutaj dostać pociągiem jadącym do Czang Mai lub statkiem (rzeka Chau Phraja). Przybysza zadziwia ogrom i skala całego kompleksu. Mimo upału, rażącego słońca i najbardziej tu dokuczliwej wilgotności powietrza przemierzamy z aparatem kolejne ścieżki, fotografując stupy i odkrywając dla siebie zniszczone, kilkusetletnie detale. Jak choćby obrosłą korzeniami drzewa ogromną głowę Buddy. Fenomen Ajutthai polega na tym, że stanowi ona świat licznych, coraz to nowszych, otwierających się dla wiernych i turystów watów. Symbolicznie można je nazwać „miasteczkami” mnichów. Bo wat to kompleks obejmujący świątynie i klasztory. Należały do niego także szkoły, szpitale, miejsca masażu, a nawet sauny. Największa świątynia Ajutthai w kompleksie Wat Phra Si Sanphet służyła królom Syjamu. Zbudowano ją w XIV wieku. Stała się kwintesencją stylu Ajutthai i w ogóle stylu tajskiego.