Fragmenty z zapisków z „Dziennika” generalnego gubernatora

Transkrypt

Fragmenty z zapisków z „Dziennika” generalnego gubernatora
Fragmenty z zapisków z „Dziennika” generalnego gubernatora Hansa Franka i protokołów posiedzeń
rządu Generalnego Gubernatorstwa ilustrujące stosunek władz GG do „problemu żydowskiego”.
12 września 1940 roku:
[...] Jeśli chodzi o traktowanie Żydów, postanowiłem, że getto w Warszawie zostanie zamknięte, przede
wszystkim bowiem stwierdzono, że niebezpieczeństwo powodowane przez 500 000 Żydów jest tak wielkie, iż
należy usunąć możliwość ich wałęsania się.
12 lipca 1940 roku:
[...] Bardzo ważne jest także rozstrzygnięcie Führera, które zapadło na wniosek dr Franka, że nie odbywają
się więcej transporty Żydów do Generalnego Gubernatorstwa. [...] Planuje się przetransportowanie całego
plemienia żydowskiego [...] w możliwie najkrótszym czasie po zawarciu pokoju do jakiejś afrykańskiej lub
amerykańskiej kolonii. Myśli się o Madagaskarze, który dla tego celu będzie musiała odstąpić Francja;
dosyć tu będzie przestrzeni na 500 000 km2 dla paru milionów Żydów. Starałem się, ażeby i Żydzi z
Generalnego Gubernatorstwa mogli uczestniczyć w przywileju odbudowania sobie nowego życia na nowej
ziemi [...].
19 grudnia 1940 roku:
Frank do żołnierzy Wehrmachtu: Ta godzina Wehrmachtu napawa mnie szczęściem, gdyż łączy nas
wszystkich. Jeden z nas ma w domu matkę, rodziców; inny żonę, narzeczoną, brata, dzieci. Będą oni przez te
wszystkie tygodnie o was myśleć i mówić sobie: „Mój Boże, siedzi on teraz tam w Polsce, gdzie jest tyle wszy
i Żydów, może głoduje i marznie, może nie ośmiela się pisać” [...] Oczywiście, w ciągu roku nie zdołałem
usunąć ani wszystkich wszy, ani wszystkich Żydów (wesołość). Ale z biegiem czasu i przede wszystkim gdy mi
pomożecie – da się to osiągnąć. [...]
9 września 1941 roku:
Z Żydami – to chcę wam powiedzieć zupełnie otwarcie – musi być tak czy inaczej zrobiony koniec. Führer
wypowiedział pewnego razu taką opinię: „Jeżeli zjednoczonemu Żydostwu uda się rozpętać nową wojnę
światową, wówczas nie tylko narody poszczute do wojny poniosą krwawą ofiarę, ale i Żyd w Europie
zakończy swe istnienie.” Wiem, że w Rzeszy krytykuje się wiele zarządzeń przeciw Żydom [...]. Świadomie –
wynika to z raportów o nastrojach – usiłuje się ciągle mówić o okrucieństwie, surowości itd. Chciałbym
panów prosić: zgódźcie się ze mną najpierw na formułę – współczucie chcemy mieć zasadniczo tylko dla
narodu niemieckiego, poza tym dla nikogo na świecie. Inni nie mieli także dla nas współczucia. Jako stary
narodowy socjalista muszę dodać: gdyby plemię żydowskie miało wojnę w Europie przeżyć, a my
poświęcilibyśmy dla utrzymania Europy najlepszą naszą krew, to ta wojna byłaby tylko częściowo sukcesem.
Będę zatem zasadniczo oczekiwał, że Żydzi znikną. Muszą wynieść się. [...] Moi panowie, muszę was prosić o
uzbrojenie się przeciw wszelkim rozważaniom, dyktowanym przez współczucie. Musimy Żydów zniszczyć,
gdzie tylko ich napotkamy, ażeby podtrzymać tutaj ogólne spoidła Rzeszy. Oczywiście odbędzie się to za
pomocą innych metod, o których mówił szef urzędu dr Hummel. Również sędziów sądów specjalnych nie
można czynić odpowiedzialnymi, gdyż leży to w ramach procedury prawnej. Nie można przenosić
dotychczasowych poglądów na takie gigantyczne, jednorazowe wydarzenia. W każdym razie musimy znaleźć
drogę, która prowadzi do celu, i ja zastanawiam się nad tym. Żydzi są także i dla nas nadzwyczaj
szkodliwymi żarłokami. W Generalym Gubernatorstwie mamy mniej więcej 2,5 miliona Żydów, a razem ze
wszystkimi spokrewnionymi i związanymi z Żydami, obecnie – 3,5 miliona. Tych 2,5 miliona nie możemy
zastrzelić, nie możemy otruć, będziemy jednak musieli przedsięwziąć zabiegi, które w jakiś sposób
doprowadzą do zniszczenia (Vernichtungserfolg) i to w związku z zarządzeniami wielkiej miary, które mają
być omówione według wskazówek Rzeszy. Generalne Gubernatorstwo musi być uwolnione od Żydów, tak
samo jak jest uwolniona Rzesza. O tym, jak i gdzie to się stanie, zdecydują instytucje, które musimy tu
stworzyć i zainstalować i których zakres działania podam panom do wiadomości.
7 marca 1944 roku:
[...] Jeśli dziś gdzieniegdzie jakiś żałobnik ze łzami w oczach biada nad Żydami i mówi: czyż nie jest
przerażające to, co zrobiono z Żydami – trzeba go zapytać, czy jest tego samego zdania dzisiaj. Jeżeli byśmy
obecnie mieli te 2 miliony Żydów z całą ich aktywnością, a po drugiej stronie tych nielicznych Niemców –
nie bylibyśmy już panami położenia. Żydzi są rasą, która musi być unicestwiona. Gdziekolwiek byśmy złapali
chociażby jednego, zrobi się z nim koniec.
Źródło: Biuletyn GKBZHwP, t. II, s. 36-40.
Fragmenty memoriału Wetzla i Hechta z 25 listopada 1939 roku dotyczące traktowania Żydów na
okupowanych terenach polskich:
[...] Niezależnie od postawionego na wstępie pytania, czy Żydzi mają być traktowani inaczej niż Polacy, a
mianowicie, czy mają dla nich zostać wprowadzone pewne ulgi, będzie to musiało być zadaniem niemieckiej
administracji, ażeby Polaków i Żydów przeciwko sobie wygrać. [...]
Żydowska mowa może być dopuszczona w życiu potocznym, niedopuszczalne jest jednak pismo hebrajskie w
życiu publicznym.
Ażeby Żydom utrudnić możliwość maskowania się, są oni zobowiązani – w wypadku gdy nie posiadają
typowego żydowskiego imienia – używać imion: Izrael i Sara. Nazwiska rodowe, które są typowo niemieckie,
albo też uchodzą za czysto niemieckie, powinny być zastąpione przez typowo żydowskie nazwiska.
Żydzi nie mogą mieć, także na pozostałym obszarze (w G.G.), żadnych posiadłości rolnych i leśnych.
Dotychczasowa własność ma być wywłaszczona. [...]
Zdrowotny los Żydów może nam być obojętny. Także i do Żydów odnosi się zasada, że ich rozmnażanie się
musi być ograniczone wszelkimi możliwymi środkami. Także i wśród nich spędzanie płodu jest niekaralne,
także i oni mogą sprzedawać i używać środki ochronne, służące do spędzania płodu. [...]
Niemiecka administracja musi dążyć do utrzymania rozdziału między Polakami a Żydami w całej
rozciągłości. Masowy chrzest Żydów, jak również małżeństwa między Polakami a Żydami – nie leżą –
przynajmniej obecnie w naszym interesie. [...]
Źródło: Biuletyn GKBZHwP, t. IV, s. 170-171.
Opis zagłady Żydów dokonywanej w komorach gazowych KL Auschwitz:
Zagłada w Oświęcimiu wyglądała następująco. Przeznaczonych na zagładę Żydów, mężczyzn i kobiety
oddzielnie, prowadzono możliwie spokojnie do krematoriów. W rozbieralni zatrudnieni tam więźniowie z
Sonderkommando mówili Żydom w ich ojczystym języku, że poszli tylko do kąpieli i odwszenia, że mają
porządnie poukładać swoje rzeczy, a przede wszystkim zapamiętać miejsce, aby po odwszeniu mogli je
szybko znaleźć. Więźniowie z Sonderkommando byli sami jak najbardziej zainteresowani w tym, aby
wszystko przebiegało szybko, spokojnie i sprawnie. Po rozebraniu się Żydzi wchodzili do komory gazowej,
zaopatrzonej w natryski i rury wodociągowe, sprawiającej wrażenie łaźni. Najpierw wchodziły kobiety z
dziećmi, następnie mężczyźni, których zawsze było mniej. Odbywało się to prawie zawsze spokojnie,
ponieważ trwożliwych lub też przeczuwających nieszczęście uspokajali więźniowie z Sonderkommando. Poza
tym zarówno ci więźniowie, jak i jeden z SS-manów pozostawali do ostatniej chwili w komorze. Następnie
szybko zaśrubowywano drzwi, a oczekujący dezynfektorzy natychmiast wrzucali przez otwory w suficie gaz,
który specjalnymi przewodami opadał aż do podłogi. To powodowało natychmiastowe rozchodzenie się gazu.
Przez wziernik w drzwiach można było widzieć, że osoby stojące najbliżej przewodów wrzutowych
natychmiast padały martwe. Można powiedzieć, że około jednej trzeciej ofiar umierało natychmiast.
Pozostali zaczynali się zataczać, krzyczeć i chwytać powietrze. Krzyk jednak przechodził wkrótce w rzężenie,
a po kilku minutach leżeli wszyscy. Najdalej po upływie 20 minut nikt już się nie poruszał. W zależności od
pogody, czy było mokro, czy też sucho, zimno czy ciepło, poza tym zależnie od jakości gazu, który nie zawsze
był jednakowy, wreszcie zależnie od składu transportu, czy było w nim dużo zdrowych, starych, czy chorych
lub też dzieci, skutek działania gazu występował po 5-10 minutach. Utrata przytomności następowała już po
kilku minutach, w zależności od odległości do szybów wrzutowych. Krzyczący, starsi, słabi i dzieci padali
szybciej niż zdrowi i młodzi. W pół godziny po wrzuceniu gazu otwierano drzwi i włączano wentylatory.
Natychmiast przystępowano do wyciągania zwłok. Nie wykazywały one żadnych zmian cielesnych, nie widać
było ani skurczów, ani też zmian zabarwienia. Dopiero po dłuższym leżeniu, a więc po kilku godzinach,
występowały zwykłe pośmiertne plamy opadowe. Także zanieczyszczenie kałem należało do rzadkości. Nie
stwierdzono żadnych okaleczeń. [...] Sonderkommando wyrywało zwłokom złote zęby, kobietom zaś obcinano
włosy. Następnie przewożono zwłoki windami na górę do już rozpalonych pieców. W zależności od budowy
ciała do jednej komory piecowej wchodziło do trzech zwłok. Od właściwości zwłok zależny był również czas
spalania, który wynosił przeciętnie 20 minut.
Jak już wyżej wspomniałem, krematorium I i II mogły łącznie spalić w ciągu 24 godzin ok. 2000 zwłok.
Spalanie większej liczby nie było możliwe bez powodowania uszkodzeń. Krematoria III i IV miały spalać
1500 zwłok w ciągu 24 godzin, o ile mi jednak wiadomo, liczby tej nigdy tam nie osiągnięto. W czasie
trwającego bez przerwy spalania popioły spadały na ruszty i były bieżąco usuwane oraz rozdrabniane.
Rozdrobnione popioły wywożono samochodami ciężarowymi do Wisły i tam wrzucano łopatami do wody, z
którą natychmiast odpływały i rozpuszczały się. Podobnie postępowano z popiołami z dołów przy bunkrze II
i krematorium IV, w których spalano zwłoki. Proces zagłady w bunkrze I i II przebiegał tak samo jak w
krematoriach, bardziej odczuwało się tam jednak wpływy warunków atmosferycznych.
Wszelkie prace związane z zagładą wykonywane były przez Żydów pracujących w Sonderkommando. Tę
straszną pracę wykonywali oni z tępą obojętnością. Jedynym ich dążeniem było, aby się z tą pracą jak
najszybciej uporać, aby móc mieć dłuższą przerwę i poszukać tytoniu oraz jedzenia w ubraniach
zagazowanych. Mimo iż byli dobrze odżywiani i dostawali obfite dodatki, często widziało się, jak jedną ręką
ciągnęli zwłoki, a w drugiej trzymali jedzenie i żuli. Nawet najbardziej okropna praca, jaką było
wykopywanie i palenie zwłok zakopanych w masowych grobach, nie przeszkadzała im w jedzeniu.
Źródło: Autobiografia Rudolfa Hössa, komendanta obozu oświęcimskiego, Warszawa 1989, s. 202-203.
Fragment znalezionej po wojnie na terenie obozu Birkenau relacji więźnia Sonderkommando (obsługa
komór gazowych i krematoriów) Lejba, opisującej przebieg uśmiercania w komorze gazowej:
[...] Wtłoczono ich tyle, ile tylko się dało. Trudno było sobie nawet wyobrazić, że w takim niewielkim
pomieszczeniu może się zmieścić tyle ludzi. Ten kto nie chciał wejść, był rozstrzeliwany za opór lub
rozszarpywany przez psy. W ciągu kilku godzin mogliby się byli udusić z braku powietrza. Potem zamykano
dokładnie wszystkie drzwi i przez małe okienko w suficie wrzucano gaz. Ludzie zamknięci wewnątrz już na to
nie mogli poradzić. Więc tylko krzyczeli gorzkimi, żałosnymi głosami. Inni skarżyli się głosami pełnymi
rozpaczy, jeszcze inni spazmatycznie łkali i podnosił się pełen rozpaczy spazmatyczny płacz. Niektórzy
odmawiali „Widduj” lub krzyczeli „szema Izrael”. Wszyscy wyrywali sobie włosy z głów, że byli tak naiwni i
pozwolili się zaprowadzić tam, pod te zamknięte drzwi. Jedynym zmysłem, który mógł się wyrwać na
zewnątrz, głosami podnoszącymi się do nieba wydawali ostatni krzyk protestu przeciwko największej
dziejowej niesprawiedliwości, którą wyrządzono ludziom zupełnie niewinnym tylko po to, by zniszczyć na raz
całe pokolenia w tak straszny sposób. Ludzie umierając – z powodu wielkiego ścisku – padali jeden na
drugiego, aż powstał stos składający się z pięciu do sześciu warstw ułożonych jedna na drugiej, wznoszący
się na wysokość jednego metra. Matki zastygły w pozycji siedzącej na ziemi, obejmując dzieci ramionami, a
mężowie i żony umarli w objęciach. Część ludzi tworzyła bezkształtną masę. Inni stali w pochylonej
postawie; dolna część tułowia znajdowała się w pozycji stojącej, zaś górna, od brzucha wzwyż, w pozycji
leżącej. Część ludzi całkowicie zsiniała pod wpływem gazu, inni natomiast wyglądali zupełnie świeżo, jakby
spali. Nie wszyscy zmieścili się do bunkra; część przetrzymano w drewnianym baraku do następnego dnia do
godziny 11-tej. Rankiem usłyszeli zrozpaczone głosy zagazowanych i od razu zorientowali się, co ich czeka.
[...] przeżywali ból najstraszniejszy, jaki jest na świecie, w ową przeklętą noc i przez pół dnia. [...] Jak się
później dowiedziałem, także moja żona i syn znaleźli się w tej grupie. Rankiem zjawiło się Sonderkommando
składające się wówczas wyłącznie z Żydów, którzy dzielili się na cztery grupy. Pierwsza grupa założywszy
maski przeciwgazowe weszła do bunkra i wyrzucała stamtąd ciała zamordowanych. Inna grupa wlokła ciała
aż do szyn, na których stały wagoniki. Następna grupa załadowywała ciała na wagoniki nazywane lorami i
popychała je...
Źródło: Wśród koszmarnej zbrodni, notatki więźniów Sonderkommando, Oświęcim 1975, s. 118-120.