Życzmy sobie właściwych nazw!
Transkrypt
Życzmy sobie właściwych nazw!
Bramafan i Stan Miłości i Zaufania w Dujerze Romantycznej miłości nie ma W yjątkowo rzadko goszczą w naszym mieście formacje współtworzące polską scenę reagge. Bodajże ostatni raz popląsać do tej bujającej muzyki można było prawie trzy lata temu przy okazji występu stołecznego zespołu Tabula Rasa, stąd też wyjątkową gratką był piątkowy występ pochodzącego również z Warszawy zespołu Bramafan. Pisząc w skrócie rzec by można: publiczność dopisała i się dobrze bawiła, zespoły zagrały dobre koncerty, no ale wdajmy się w szczegóły. Jako pierwszy tego wieczora wystąpił Stan miłości i zaufania grający studenckiego rocka, czyli trochę, soft trochę hard no i trochę reagge. Wokalista swym aksamitnym głosem śpiewał melancholijne piosenki o życiu. W sumie sympatyczna muzyka, choć trochę nazbyt przewidywalna i umiarkowana jak dla mnie. Stanowi udało się wytworzyć ruch na salce, który wzmógł się wraz z pojawieniem się przy instrumentach regałowców z Bramafan. Chłopaki brzmieli wyjątkowo soczyście i klarownie MIESIĘCZNIK (?) Życzmy sobie właściwych nazw! Zespół Bramafan (źródło www.bramafan.art.pl) jak na „dujerowe” warunki, a rasowo zachrypnięty głos Wawrzyńca dodawał całości mocy. Płynęły songi jeden za drugim, częściowo śpiewane przez publiczność, raz wolniej raz szybciej. Szczególnie fajnie zabrzmiał numer zatytułowany „Romantycznej miłości nie ma” i klasycz- na ballada „Jedwab”. Jako iż nie tańczyłem, to po pewnym czasie zaczęły mnie nużyć i zlewać się w jedno poszczególne piosenki, ale ci, co dali się ponieść dobrej wibracji bawili się wyśmienicie, bo Bramafan to dobra koncertowa kapela ! Zmywak Po kontrowersyjnym koncercie w Siedlcach... Stare Panny do więzienia? To była nietypowa impreza. W końcu rzadko się zdarza, żeby przed koncertem strażnicy zabierali dowody i telefony komórkowe. I to w dodatku muzykom. Sala też jest dziwna. Nie ma przyćmionych świateł, neonów. Są za to nieszczelne okna, lastriko na podłodze i światło jarzeniówek... Na ustawionych w rzędy ławkach siada kilkudziesięciu krótko obciętych mężczyzn. W większości starszych, takich co w więzieniu spędzili większą część życia. Jest też kilku bardzo młodych – aż trudno uwierzyć, że już kilka razy weszli w konflikt z prawem. Za chwile specjalnie dla nich wystąpią mińskie „Stare Panny”, które odpowiedziały na zaproszenie kurator Grażyny Krupskiej i 7 marca dały swój pierwszy więzienny koncert. Dziewczyny zaśpiewały cały materiał ze swej pierwszej płyty „Rzeczy niepokój” oraz kilka nowych z najnowszej „Tryptyk Miński”. Hip-hopowe brzmienie zespołu trafiło do serc tych nietypowych słuchaczy, a cała sala jeszcze długo po koncercie rozbrzmiewała gromkimi brawami. Jakie wrażenia pozostawił na „Starych Pannach” więzienny występ? 8 GAZETKA BEZPŁATNA NR 2/2007 – Wbrew wszelkim obawom i ostrzeżeniom płynących z różnych stron nie było tak strasznie i źle. Wręcz przeciwnie było bardzo miło wystąpić przed chłopakami, zwłaszcza że wyczuwało się, że oni autentycznie słuchają i przeżywają to o czym śpiewamy. Poza tym obyło się bez jakichś głupich komentarzy, których chyba najbardziej się obawiałam jako dziewczyna postawiona przed ponad setką więźniów. - powiedziała po koncercie Justyna „Dżastin” Uchrońska. Druga część duetu „Starych Panien” Agnieszka „Brzydula” dodaje -Okazało się, że na na- szym koncercie znaleźli się też krajanie znad Srebrnej, czym sobie zyskałyśmy tym większą sympatię chłopaków. To było dla nas zupełnie nowe doświadczenie, myślę, że jeszcze tam wrócimy, z nowym materiałem i na pewno już bez żadnych obaw - podkreśla „Brzydula”. „Stare Panny” nie były pierwszymi mińskim zespołem, który przez muzykę pomaga w resocjalizacji skazanych. Tak nietypowe koncertowe szlaki przetarły między innymi mińskie zespoły „Los Alamos” i „Przystań Zagubionych Marzeń”. fot i tekst - Adam Zawadzki, Nowy Dzwon Drodzy Czytelnicy, jak zapewne zdążyliście zauważyć, zmieniliśmy nazwę naszego informatora kulturalnego z „nocNIKa” na „głośNIK”. Nazwa „nocNIK” miała swoich zwolenNIKów i przeciwNIKów. W kuluarach stowarzyszeniowych toczyły się burzliwe dyskusje, podpierane rozmaitymi argumentami, przeprowadzono szereg konkursów na nową nazwę, ale do konsensusu NIKt nie mógł dojść… „NocNIK” w gruncie rzeczy nie był taki zły; jego zwolennicy kojarzyli go z nocą, gwiazdami w postaci muzyków itp… Opozycja miała jednak swoje racje. 98% respondentów, którzy wzięli udział w naszej tele-sondzie, przeprowadzanej oczywiście ze służbowych telefonów za pieniądze podatników, jednomyślnie skojarzyła tę nazwę z odpadowymi produktami procesu trawienia czyli potoczną „kupą” oraz z uryną, płynem wytwarzanym w nerkach i wydalanym z organizmu nazywanym powszechnie „moczem”. W związku z wynikami przeprowadzonych przez nas badań, nasunęła się jedna zasadnicza refleksja: czy nazwa „nocNIK” nie razi Was Czytelnicy i tych, o których piszemy. W tak zwanym międzyczasie wyklarowało się nawet hasło reklamowe naszego pisma: „nocNIK – kupa informacji i mocz wrażeń”, podpierane sloganami typu: „obudź się z ręką w nocNIK-u”. Dziś oddajemy w Wasze ręce „głośNIK”. I jest w porządku, prawda? A z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych… Życzenia świąteczne czy to bożonarodzeniowe czy wielkanocne są takie nudne, a już najgorsze są sms-owe wierszyki i rymowanki („Skacze zajączek po lesie i życzenia Tobie niesie” albo „Złociutkich kaczuszek, jajeczek dzbanuszek, słodziutkich baranków, słonecznych poranków” – krew człowieka zalewa…). Dlatego też załoga „głośNIKa” i całe Stowarzyszenie Niezależna Inicjatywa Kulturalna życzy Wam mądrych i prawdziwych życzeń. (A wiecie, że nocnik wynaleziono dzięki francuskiemu katolickiemu księdzu Louisowi Bourdaloue, który wygłaszał długie kazania i arystokratki dyskretnie oddawały mocz do nocnika, co pozwalało im na dłuższe kontemplowanie kazania… to był dopiero hardcore…) Agnieszka Piekut REDAKCJA Nowe bity, nowe słowa, ale stara szkoła – s. 2 Kolejna mińska produkcja hip hopowa, tym razem reprezentująca studio K8. Studio nowopowstałe, ale nowością nie jest nawijka Adama CIHego, który z mińską sceną kojarzony jest od wielu lat. Po długiej wydawniczej przerwie, w końcu ukazał się nielegal Adasia zatytułowany „Stara szkoła”... Kulturalnie o „Kulturalnej Przystani” – s. 5 Studiują w Warszawie, Siedlcach, uczą się w liceach ogólnokształcących w Mińsku Mazowieckim. Ich największym marzeniem jest zorganizowanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego w Cegłowie. Stowarzyszenie Rozwoju Kultury „Kulturalna Przystań”, bo o nich mowa, to młodzi ludzie, którzy potrafią swój czas dzielić pomiędzy drugiego człowieka... Stare Panny do więzienia? – s. 8 To była nietypowa impreza. W końcu rzadko się zdarza, żeby przed koncertem strażnicy zabierali dowody i telefony komórkowe. I to w dodatku muzykom. Sala też jest dziwna. Nie ma przyćmionych świateł, neonów. Są za to nieszczelne okna, lastriko na podłodze i światło jarzeniówek... Jam session do rana – s. 4 Już po raz kolejny mińska publiczność tłumnie zgromadziła się w Karczmie Staropolskiej, a na ulicach miasta panował spokój i błoga cisza. Nic dziwnego, bowiem w sobotni wieczór 17.03.2007 działo się naprawdę dużo. Zapowiadało się całkiem niewinnie – koncert zespołu WTF i Buckleys ... Redaktor naczelny – Agnieszka Piekut ([email protected]), Redaktor techniczny – Paweł Kalinowski ([email protected]) Współpraca –Magda Erhardt ([email protected]), Justyna Uchrońska ([email protected]), Niezależna Inicjatywa Kulturalna ul. Siennicka 9/37 05-300 Mińsk Mazowiecki KRS: 0000259662, NIP: 8222203446, REGON: 140649261, PKO BP 91 1020 4476 0000 8102 0126 7178, [email protected], (+48) 609353669 sNIK poleca: Adam CIHy „Stara szkoła” z Marcinem ‘Makaronem’ Biernatem: Nowe bity, nowe słowa, ale stara szkoła… Rozmowa Trzeba robić swoje… K olejna mińska produkcja hip hopowa, tym razem reprezentująca studio K8. Studio nowopowstałe, ale nowością nie jest nawijka Adama CIHego, który z mińską sceną kojarzony jest od wielu lat. Po długiej wydawniczej przerwie, w końcu ukazał się nielegal Adasia zatytułowany „Stara szkoła”. Już w pierwszym, otwierającym krążek kawałku, Adaś daje do zrozumienia, że mimo, że będziemy słuchać nowych rymów i bitów, mimo, że minęło sporo czasu i wiele się zmieniło, to pozostała w nim stara szkoła hip hopu. Chcąc określić styl Adasia i to, czym ów szkoła jest, ciśnie nam się na usta miano „uliczny rap”. Jest to jednak uliczny hh w konkretnym rozumieniu i nie należałoby tu mylić pojęć. Fakt powstawania, również w Mińsku, nowych składów zbuntowanych nastolatków, śpiewających o blokach, sobie i bezsensowności życia, nie oznacza, że jest to dobry uliczny hh. W żaden sposób rymowane zwrotki nie są bowiem odkrywcze, a nagrane kawałki będą nadawać się do przesłuchania dla dwóch ziomów z klatki, bo nikt inny ich nie zrozumie. Inaczej jest z twórczością Adasia, dlaczego? Bo jest w tej twórczości klasa. Niektórzy muszą do starej szkoły dążyć, inni mają ją po prostu w sobie. Nawet kawałek pt. „Polityka” – a nie znoszę politykowania w hip hopie, czym zanudził mnie ostatnio nowy krążek O.S.T.R – zrobiony jest ze stylem i bez typowej agresji i arogancji. W kawałku „MMz Rap Konkret” usłyszymy innych podopiecznych studia K8 – Pepa, Toma, Szopena, Burego, Łysego, Krawca i Sztorca. Swoją drogą ciekawie zapowiadają się produkcje innych nagrywających w K8, mińska scena hh wydaje się w końcu wyrabiać ciekawy, zróżnicowany poziom. Produkcją płyty „Stara Szkoła” zajął się sam Adaś, z wyjątkiem jednego kawałka „Wieczór piątek II”, autorstwa Mikesza. Jest to typowo funkowy utwór, z pozytywnym przesłaniem, opisującym uroki imprezowania w Mińsku. „Stara szkoła” to 12 kawałków, opowiadających o życiu w Mińsku Mazowieckim, o tutejszych miejscach, problemach. Mieszkasz w Mińsku? To musisz przesłuchać tej produkcji… Jak sam oceniasz swoją płytę? Trudno jest się samemu ocenić, czy jest to słaba produkcja, przeciętna, dobra, czy też bardzo dobra. Wiem, że jednym podejdzie do słuchania, innym nie, po prostu kwestia gustu. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć na temat tego nielegala tyle, że starałem się utrzymać go w konwencji rapu z przełomu lat 80-tych i 90-tych, wtedy kiedy ta muzyka czerpała inspiracje z muzyki jazz i funky (fascynacja De La Soul, GangStarr’em i EPMD). Większość sampli wykorzystanych przeze mnie (trąbki, pianina, gitary) pochodzi właśnie z tych dwóch rodzajów muzyki. Tematyka w tekstach jest przeróżna, od imprezek, poprzez opis miasta, kultury jaką jest hip-hop, politykę, do głębszych przemyśleń życiowych. Technicznie w rymach nigdy nie uważałem się za jakiegoś wyjadacza, ale wydaje mi się, że jakoś radzę sobie i nie mam się czego wstydzić. Niestety brak jest na tej płytce miksu i masteringu, nad czym trochę ubolewam, ponieważ mogłoby to jeszcze lepiej poprawić ogólną jakość kawałków i ich brzmienie. Jest tam nałożony jeden filtr na wokale i dodanych parę efektów, ale w żaden sposób nie nazwałbym tego miksem. 2 Jesteś gitarzystą Muzyki Końca Lata oraz liderem Maków i Chłopaków. Który zespół jest Ci bliższy? Najbliższe memu sercu jest wydobywanie dźwięków z instrumentu, tworzenie muzyki. Oprócz MKL i MiCh, mam jeszcze solowy projekt Mikey and the turbospeeds, w skrócie Matt, można go posłuchać na stronie internetowej www. myspace.com/mikeyandtheturbospeeds. W MKL skupiam się głównie na gitarze, w MiCh śpiewam, piszę teksty, komponuję. To dwie odmienne role, które dobrze się uzupełniają. Trzeci projekt powstał w 2001 roku, kiedy poszedłem do pierwszej pracy, zaczęły się studia, moi koledzy byli w podobnej sytuacji i nagle okazało się, że właściwie nie mamy czasu na granie. Zacząłem wtedy po nocach nagrywać na komputer gitarowe miniaturki, w ramach ogólnej niezgody na to, że nie starcza mi czasu na robienie rzeczy, którą kocham najbardziej. Maki i Chłopaki wydają się być jeszcze daleko, daleko za MKL… Nie jest to Twój pierwszy nielegal. Przypomnisz, jak zaczynał Adam CIHy na scenie hh? “Stara Szkoła” jest moim drugim nielegalem. Pierwszy został wypuszczony w miasto w 2001 roku i był zatytułowany “cih - projekt” (tzn. codzienność, inspiracja, hobby). Pisaniem tekstów zacząłem zajmować się pod koniec 1999 roku. Było to rymowanie tylko i wyłącznie dla samego siebie. Pierwsze kawałki nie ujrzały światła dziennego, nikt nie usłyszał ich z wyjątkiem mojej siostry i trzech kumpli. Nagrywki odbywały się w bardzo spartańskich warunkach, komputer z procesorem 486, program FastTracker, zrobiony podkład zgrywany był na kasetę, mikrofon podłączany do wieży, w jednej kieszeni był odtwarzany podkład, a na drugą kieszeń nagrywało się bit z wokalem. Jakiś czas później poznałem Mateusza Kluczka, który wraz ze swoimi ziomami zaprosił mnie do gościnnego udziału w trzech kawałkach które znalazły się na nielegalu Rzeczy Po Imieniu, pod tytułem “Nazywaj...”. Produkcja została wypuszczona w 2000 roku. Wtedy też poznałem Janka Sobolewskiego - basistę jazzującego z mińskiego składu Punkt G, który w dużym stopniu zajmował się produkcją muzyczną tej płyty. Parę bitów było też produkcji Mikesza i Mateusza. Wtedy właśnie poznałem całkiem inne metody produkcji, programy muzyczne do nagrywania, edytowania i miksowania muzyki. Niezwykłym uczuciem było zobaczenie na monitorze komputera tracku ze swoim wokalem. Poprosiłem Janka o pomoc w produkcji mojego solowego projektu. Oczywiście zgodził się i rok później w 2001 roku wyszedł mój nielegal “cih - projekt”. Większość bitów było mojej produkcji. Janek dograł mi do paru kawałków żywy bas, zrobił też podkład dogrywając żywe pianino. Zajął się zgraniem wokali i obróbką wszystkich ścieżek. Gościnnie w projekcie udział wzięli, Mateusz i Bartek z zeczy Po Imieniu, Kiko i Łysy z ASP oraz Kondziu z 2Meka (który wraz z Kostkiem tworzył Nie spotkałem jeszcze osoby, która porównywała by osiągnięcia, czy twórczość tych dwóch zespołów. MiCh właściwie dopiero zaczyna, mimo iż znamy się z chłopakami od wielu lat. MKL działa dłużej, ma więcej piosenek, no i ma płytę, ale dla bardzo wielu osób w tym kraju, oba zespoły są tak samo nieznane. Smutne jest to, że nasza muzyka nie dociera do ludzi, w takim stopniu jakim bym chciał, ale trzeba robić swoje, poddawanie się podobno nie przystoi prawdziwemu mężczyźnie. Pamiętasz pierwszy koncert MiCh? Pamiętam pierwszy koncert Mich, ale nie wspominam go za dobrze. To był WOŚP w 2006 roku, w liceum w Mrozach. Młodzież zgromadzona w sali gimnastycznej nie mogła się doczekać dyskoteki, która miała się rozpocząć po naszym występie. Jedynym plusem tego koncertu był fakt, że wystąpiliśmy liceum, do którego wszyscy kiedyś uczęszczaliśmy, na scenie, na której kilka lat wstecz, graliśmy przeróbki utworów disco polo, na pierwszy dzień wiosny. Jak wyglądała droga MiCh do chwili obecnej? MiCh działa od końca 2005 roku, w składzie: Wojtek Żurawski – perkusja, Marcin Biernat – gitara i wokal, Krzysztof Wierzbicki – bas, Krzyśka zastępuję obecnie Maciek Sadoch. Z Wojtkiem gram już od ponad 10 lat, z Krzyśkiem od lat 6. Zmieniały się składy i nazwy, podejście do grania. Przez półtora roku działalności MiCh zagraliśmy kilkanaście koncertów, nagraliśmy demo. Koncerty gramy głównie z MKL, gdyż nie mamy jeszcze dostatecznie dużo własnego materiału na samodzielny koncert, a i z organizacja występu jest łatwiej. Skończyliście właśnie wasze pierwsze demo, mógłbyś opowiedzieć o nim coś więcej? Nowa płytka, nasze pierwsze demo nosi nazwę „Kariera” i zawiera 3 utwory. Z braku funduszy ścieżki basu, gitary i perkusji, nagraliśmy w jeden dzień, w studiu Kokszoman w stolicy. Wokale dogrywałem u Zmywaka w mieszkaniu, na mikrofonie pożyczonym od Piotrka z Delacore. Materiał miksowałem w domu, pomagał mi trochę Trabant aka Piach. Zapewne słychać, że robiłem coś takiego pierwszy raz w życiu, ale mam nadzieję, że nasz przekaz będzie czytelny, mimo technicznych niedostatków. Dla mnie zawsze ważniejsza była piosenka niż jej produkcja, a i tak najbardziej podobają mi się nagrania z sali prób, utrwalone na starym kaseciaku. Demo można kupić na naszych koncertach, zamówić przez naszą stronę internetową www.makiichlopaki.xu.pl, lub odsłuchać na www.myspace.com/makiichopaki. Agnieszka Piekut 7 O Mój Słownik MMz-u statnio furorę robią publikacje skonstruowane na bazie leksykonów. Nie mówię tu oczywiście o bestsellerach takich, jak słowniczki kieszonkowe angielsko-polskie i polsko-angielskie, które pobiły od otwarcia granic Wielkiej Brytanii wszelkie rekordy popularności. Nie chodzi mi też o encyklopedie. Chodzi o wspominki z dawnych czasów, chociażby „Mój słownik PRL-u” Marka Nowakowskiego, czy też „O dwóch takich... Alfabet braci Kaczyńskich” autorstwa Michała Karnowskiego i Piotra Zaremby. Nieskromnie wyznam, że z racji młodego wieku nie mogłabym napisać wielosetstronicowej publikacji o sobie samej, o swoich wspomnieniach. Mogłabym za to napisać felieton, co niniejszym czynię, w formie leksykonu. W ramach wstępu nadmienię jeszcze, że nie zawsze mieszkałam w Mińsku Mazowieckim – przed sprowadzeniem się do naszej zacnej miejscowości udało mi się zwiedzić i dobrze poznać kilka innych miejsc, mam więc możliwość porównania naszego Ememzetu z innymi miastami. Teoretyczną. W praktyce ciężko jest mi go porównać z jakimkolwiek znanym mi miejscem, dlatego też ograniczę się do obserwacji w oderwaniu od mojego dotychczasowego życiorysu. Autobusy – o Mińsku się mówi pogardliwie „sypialnia Warszawy” (czasem „sypialnia Siedlec”) – nie zgadzam się stanowczo z tą nomenklaturą. Uważam wręcz, że to Warszawa i Siedlce i inne miasta skupione wokół Mińska są „krowami dojnymi Ememzetu”. Codziennie rano rzesze ludzi zakładają płaszcze i buty i wychodzą na przystanek. Potem są wiezieni. Potem skądś wracają do Mińska. Dla mnie środki masowego transportu są świetnymi sypialniami, o ile jest miejsce do siedzenia. Jeśli nie ma miejsca do siedzenia, pozostaję na jawie i podziwiam krajobrazy za oknem (kiedy już wyjadę z Warszawy, bo tam jest brzydko). Grono „MMz” – jedna z pierwszych rzeczy, które zobaczyłam jako nowo upieczona Mińszczanka. Jest to dość ciekawe forum, gdzie młodzi (zazwyczaj) ludzie dyskutują na bardziej i mniej ważne tematy. Jak na każdym forum, jedni sobie słodzą, inni się kłócą, jedni się wzajemnie o czymś informują, inni dyskredytują te informacje – ludzie 6 ustawiają się na imprezy, potem o nich rozmawiają, ogłaszają, że mają stary komputer do sprzedania, lub że potrzebują roweru w niewielkiej cenie. Co by tam nie było, jest to dość cenny przekrój przez wszelkie gatunki młodych Mińszczan. Koncerty – Mińsk jest zacnym miastem, które należycie celebruje wszelkie imprezy kulturalne. Ten felieton jest subiektywny – nie napiszę o karaoke, imprezach tanecznych ani wieczorkach z poezją. Mińsk a koncerty – tu się dzieją rzeczy ciekawe. Młodzież podąża za każdym dźwiękiem wydostającym się z głośników w knajpach. Dwa główne miejsca koncertowe to pewna karczma i pewna kawiarnia, gdzie każde wydarzenie jest uświetniane przez młodszych i starszych mieszkańców. Ludzie się bawią fajnie, nikomu nie przeszkadzają, raz przedziurawili opony w samochodzie muzyków, ale to był, mam nadzieję, pojedynczy przypadek chwilowego zaniku szarych komórek. Lodowisko – z ręką na sercu przyznam, że moich stóp nigdy nie starałam się nawet zapakować w łyżwy, co dopiero iść na lodowisko. Ponieważ jak inni ludzie nie przepadam za bólem fizycznym, ani psychicznym (wyobrażam sobie to upokorzenie, kiedy padnie się na tyłek przy wszystkich ludziach), odmawiam sobie ślizgawkowej frajdy. Jednak z czułością patrzyłam, przejeżdżając autobusem, na ludzi obijających się jedni od drugich, trzymających się, czego popadnie, lub wykonujących śmiałe piruety, niczym gwiazdy. Park – prawdopodobnie gdybym niniejszy felieton pisała w zimie, nie pomyślałabym nawet o naszym pięknym parku. W zimie park jest nieprzyjazny, zimny, ciemny i straszny. W co śmielszych wyobrażeniach widzi mi się on jako miejsce wyjątkowo niebezpieczne. Jednak kiedy na naszą słodką krainę w centrum równie słodkiego kraju (tak, chodzi o Mazowsze) spłynie błogi czas wiosenny, park całkowicie zmienia swe oblicze. Zaczynają rosnąć kwiaty, drzewa pączkują, krzaczki obrastają liśćmi, słychać śpiew ptaków. Pojawiają się też ludzie – jedni tranzytem przez park zmierzają w jakieś inne miejsce, inni docelowo zmierzają do parku. Ci ostatni dzielą się na podgrupy: dzieci z rodzicami (świeże powietrze, spacerek, wesołe rodzinne chwile na placu zabaw, karmienie kaczuszek i łabędzi – obraz cudnej, polskiej sielanki z pierwszego zdarzenia), dzieci bez rodziców (młodzież spacerująca, młodzież pijąca – czyli „ach-ta-dzisiejsza”, młodzież obejmująca się na ławkach – posegregowana zgodnie z ich gustami w pary), dorośli (grupa nudniejsza niż pozostałe – wyprowadzają psy, palą papierosy, czasem też piją, ale są mniej barwni – do nich niestety zaliczam się ja, z racji wieku). Ptaki – miałam z początku wrażenie, że ptactwo – kaczki i ich kumple łabędzie – postanowiły wyprzeć rodzaj ludzki z Mińska Mazowieckiego. Kiedy wracałam po zmierzchu do domu po kładce nad Srebrną, słyszałam złowieszcze „kwa-kwa-kwa” i w mojej wyobraźni widziałam bractwo gołębi, wróbli, wron, kaczek i kawek, jak przeprowadzają bombardowanie na ulicy Piłsudskiego. Z upływem czasu jednak zaakceptowałam te jakże mi obce gatunki. Wręcz je polubiłam – nie wiem, czy wiecie, ale taka pokaźna ilość dzikich żyjątek świadczy o czystości i unikalności miasta. Od momentu, kiedy spotkałam się twarz-w-dziób z małą sówką koło wiaty śmietnikowej (gdzie, jak człowiek cywilizowany, niosłam odpadki komunalne), zrozumiałam, że dzikie ptactwo to całkiem fajna rzecz. Srebrna – nie mam wiele do powiedzenia na temat tej rzeki, jedynie to, że jest siedliskiem kaczek krzyżówek, a poza tym dostarcza także w letniej porze bardzo sympatycznego, obrośniętego trawką brzegu, gdzie można romantycznie się rozmarzyć i poślepić w odmęty naszej Mińskiej Missisipi. Co prawda mój leksykon kończy się na literze „S”, ale mam nadzieję, że chociaż troszeczkę można załapać kilka istotnych rzeczy w naszym mieście, widzianym oczami nowo przybyłej mieszkanki. Podsumowując – miasto to ludzie (i, jak widać, ptaki), a ludzi takich, jacy są w Mińsku, nie można spotkać nigdzie indziej. nn krt pierwszy skład hip-hopowy w Mińsku Mazowieckim). Zaraz po zakończeniu tego projektu zabrałem się do tworzenia nowych bitów i pisania nowych tekstów. Razem z Panem Janem siedliśmy nad nagraniem krótkiego demka, ale oczywiście biednemu zawsze wiatr w oczy, nóż w plecy i ch** w dupę. Najpierw siadła karta dźwiękowa, potem płyta główna, a na koniec siadł monitor. Ekstra, jakieś fatum. Na domiar złego, urwała się współpraca z ankiem, trudno było się z nim ustawić na jakąś nagrywkę z powodu licznych jego wyjazdów. Chłopak jest znany ze spontanicznych podróży po całym kraju iświecie (w chwili obecnej jest na dłużej w ...Papui Nowej Gwinei). Demo nie zostało nagrane, za to doszło parę nowych bitów i tekstów i z demka robił się powoli materiał na następny nielegal. Był 2003 rok. W tym momencie straciłem motywację do pisania tekstów. Chłopaki z RPI przestali nagrywać, chłopaki z ASP po wydaniu nielegala też nie mogli się jakoś zebrać, nie było miejscówki i sprzętu, gdzie można byłoby coś potworzyć. Na chacie jednak siadałem czasem przed kompem, robiłem sobie jakąś muzyczkę, pisałem jakiś tekst, ale nie dochodziło do nagrania. Bity marnowały się na dysku, teksty leżały w szufladzie… zały się za stare, beznadziejne technicznie, albo tematycznie zdeaktualizowane), zacząłem nagrywać wokale na drugi nielegal pt. “Stara Szkoła”. Większość tekstów Co zmotywowało Cię do skończenia produkcji? W 2006 roku w Mińsku wychodzą dwa nielegale (Stare Panny, Projekt Chaos), co mnie na nowo w jakiś sposób motywuje. Coś się zaczęło dziać w tym mieście, usłyszałem wtedy też, że mają powstawać niedługo inne nagrania, innych składów. W sierpniu nawiązując znajomość ze Sztorcem, Pepem i Krawcem, rozpoczęliśmy współpracę. Pod koniec stycznia 2007 roku po przygotowaniu podkładów, odkurzeniu i wybraniu tekstów (niektóre oka- powstało w wyniku obserwacji, przeżyć i przemyśleń z okresu 2002-2006. 16 marca 2007 roku pierwsi posiadacze tej płytki mogli posłuchać nowych utworów… rozmawiała Agnieszka Piekut Startują nowe projekty sNIK Czekamy na zgłoszenia kapel z MMz ! S towarzyszenie Niezależna Inicjatywa Kulturalna w wyniku otwartego konkursu, ogłoszonego przez Starostwo Powiatowe oraz Urząd Miasta, na realizację zadań publicznych w 2007 roku pozyskało środki pieniężne między innymi na dofinansowanie wyjazdów zespołów muzycznych z terenu Mińska i okolic na różnego typu festiwale, konkursy i przeglądy oraz na wydanie płyty-składanki lokalnych zespołów. Wyjazdy mińskich kapel na festiwale Imprezy te odbywają się w całej Polsce, niejednokrotnie kilkadziesiąt a nawet kilkaset kilometrów za Mińskiem. Koszty dojazdu zespołu wraz ze sprzętem często przekraczają więc możliwości finansowe naszych lokalnych zespołów. Stanowi to dużą przeszkodę w rozwoju ich twórczości oraz jest często barierą, uniemożliwiającą im zaprezentowanie się szerszej publiczności, a tym samym reprezentowania powiatu, z którego pochodzą, na arenie ogólnopolskiej. Zachęcamy wszystkie zespoły z Mińska i okolic do zgłaszania się do konkursów i festiwali, odbywających się na terenie całego kraju. Jeśli zespół z terenu powiatu mińskiego dostanie się na taką imprezę, prosimy o kontakt ze Stowarzyszeniem NIK - możliwe, że dofinansujemy Wam wyjazd. Pieniędzy jest mało więc nie czekajcie, kto pierwszy ten lepszy. Płyta: „Mińskie Zagłębie Muzyczne” Na terenie powiatu mińskiego działa kilkanaście zespołów muzycznych. Dorobek tej młodzieżowej sceny muzycznej niewątpliwie zasługuje na większą uwagę. Potwierdzeniem tej tezy jest zarówno wysoka frekwencja na koncertach tych zespołów, jak i liczne pozytywne recenzje pojawiające się w prasie lokalnej i prasie o zasięgu ogólnopolskim. Stowarzyszenie Niezależna Inicjatywa Kulturalna oraz wiele osób śledzących rozwój tej sfery twórczości na terenie powiatu mińskiego, dostrzega potrzebę archiwizacji dotychczasowego dorobku artystycznego powiatowej sceny muzycznej. Dlatego też sNIK planuje wydać w tym roku promocyjną płytę mińskich zespołów muzycznych. Tego typu wydawnictwo niewątpliwie będzie stanowić także ciekawy element promocji powiatu mińskiego. Ma to być w pełni profesjonalnie wydana płyta, zawierająca twórczość naszych zespołów. Zakładamy, że na płycie CD, znajdą się nagrania 816 zespołów (w zależności od ilości chętnych) z powiatu mińskiego, a płyta zawierać będzie łącznie około 14-18 utworów. Przewidujemy, że w ramach przedstawianego tu projektu możliwość nagrania w studio będą miały zespoły nie posiadające profesjonalnych nagrań. Prosimy wszystkie zespoły muzyczne z Mińska i okolic, które chcą znaleźć się na płycie o kontakt: Kamil Kaźmierczak tel. 605600072 lub mail: rybadlc@o2. 3 Buckleys i WTF w Karczmie Staropolskiej Jam session do rana... J uż po raz kolejny mińska publiczność tłumnie zgromadziła się w Karczmie Staropolskiej, a na ulicach miasta panował spokój i błoga cisza. Nic dziwnego, bowiem w sobotni wieczór 17.03.2007 działo się naprawdę dużo. Zapowiadało się całkiem niewinnie – koncert zespołu WTF i Buckleys, a skończyło na narodzinach nowej gwiazdy sceny rockowej i prawdziwym jam session. Koncert rozpoczęła debiutująca grupa WFT, czyli „grający hardrocka i powoli zmierzający w kierunku bluesa zespół, złożony w połowie z muzyków z Mińska Mazowieckiego i Warszawy”. We wrześniu 2006 postanowili założyć kapelę, która, jak sami mówią - „po drobnych przetasowaniach” – gra do dziś w składzie: Wojciech „Drechu” Bąk (perkusja), Marek „Styko” Styk (bas), Joachim „Johny” Budny(gitara) i Adam „Tulus” Szczukocki (wokal). I choć na razie na swoim koncie nie mają własnych utworów, w zupełności nie przeszkodziło to chłopcom w tym, by już po pierwszym koncercie mieć tłumy fanów, a niewątpliwie tak też się stało. Może wszystko za przyczyną prezentowanych utworów, no bo jak nie zakochać się na przykład w „Harlem mój” Dżemu, „Hey Joe” Jimmiego Hendriksa, czy „Oni zaraz przyjdą tu” Tadeusza Nalepy?! Warte wspomnienia jest, iż ten ostatni kawałek poświęcony był pamięci zmarłego niedawno ojca polskiego bluesa, jak zwykł o nim mówić muzyczny świat. Na bis WTF też przygotowało same najlepsze numery – „Another brick in the wall” Pink Floyd, „Help” The Beatles i legendarne „Smoke on the water” Deep Purple. Kiedy z wielkim trudem udało się im zejść ze sceny, miejsce nowo narodzonej gwiazdy zajął zespół Buckleys, kapela dobrze znana mińskiej publiczności. Po oficjalnej części koncertowej przyszedł czas na prawdziwe jam session, gdzie zarówno WFT, jak i Buckleys zagrało same największe standardy bluesa. Fragment rozmowy z Markiem „Styko” Stykiem, basistą WTF: Jak na razie gramy dopiero od września i chcemy najpierw porządnie zaistnieć na scenie. Uważamy, że przede wszystkim nadszedł już najwyższy czas, żeby się pokazać. Chcieliśmy sprawdzić jak sobie radzimy na scenie i celowo zaczęliśmy od jam session, żeby była luźniejsza atmosfera i większa tolerancja dla ewentualnych wpadek. Skromnie młody człowiek dodaje: Jak się okazało, pierwszy nasz występ został przyjęty znakomicie, przekraczając nasze najśmielsze Felieton wiosenny Wiosna, wiosna, wiosna ach to Ty … Śnieg dawno już stopniał, choć jeszcze dziś, kiedy piszę te słowa, nieśmiało spróbował kolejny raz zabielić chodniki i ulice naszego miasta. Na szczęście wystawił do boju zbyt słabe siły i szybko poddał się podmuchom ciepłego powietrza. Również dziś niebo po raz pierwszy roziskrzyło się błyskawicami, dało się kilka razy słyszeć coś podobnego do grzmotu. Jakby tego było mało, na drzewach powoli pojawiają się pąki, temperatura nie spada już poniżej zera [chyba, że w nocy, ale skąd miałbym o tym wiedzieć?]. Każdego dnia słońce coraz później chyli się za horyzont, żegnając kolejny dzień. Ten krótki wywód meteorologiczny nieomylnie wskazuje na jedno: NADCHODZI WIOSNA! Nie da się zaprzeczyć, nadchodzi, wraz ze wszystkimi swoimi nieodłącznymi objawami. Oprócz symptomów ściśle powiązanych z pogodą, są też i te, na które aura ma wpływ jedynie pośredni. Młodzież stopniowo zamienia ciepłe miejscówki w knajpach na parkowe ławki, rzesze ekshibicjonistek [to znaczy dziewcząt, które wcześnie wyczuły zbliżające się nieuchronnie ocieplenie] prezentują swoje wdzięki, uczniowie młodszych klas nabierają ochoty na wagary [ci z klas starszych wagarowaliby nawet mieszkając na Syberii], wszystkich zaś uczniów [poza skrajnymi wyjątkami, które zamiast w szkole powinny siedzieć w izolatkach] opuszcza ochota do nauki, by na przełomie kwietnia i maja przeżyć totalny kryzys osobowości, graniczący niemal z schizofrenią, oscylujący wokół tragicznego dylematu każdego ucznia, którego kwintesencję w uogólnionej formie przedstawiał sam Szekspir, mianowicie „UCZYĆ SIĘ, CZY SIĘ NIE UCZYĆ? – OTO JEST PYTANIE!” Pytanie, które choć od wieków pozostaje bez oficjalnej odpowiedzi, zdaje się samym swym istnieniem dyktować jedyną właściwą odpowiedź. Szczególnie, gdy za oknem słońce przyjemnie grzeje, koledzy już rozgrzewają się przed kolejnym meczem a koleżanki gromadami przemierzają sklepy w poszukiwaniu „czegoś wiosennego”. Owo „coś wiosennego” również owiane jest swoistą legendą, gdyż nigdy nie wiadomo, czym dokładnie jest ten niezwykły przedmiot, którego większość W byciu szalonym jest taka uciecha, której nie zazna nikt, oprócz szaleńca oczekiwania. Spotkaliśmy się z miłym przyjęciem, ludzie dali nam kredyt zaufania i z zainteresowaniem śledzili nasze postępy. Chcieliśmy podziękować Tomkowi Gryciukowi, Właścicielom Karczmy Staropolskiej, Elvisowi i Buckleys’om za wsparcie na samym początku. Warto podkreślić, że naprawdę zależało mi na tym, żeby pierwszy koncert był w Karczmie Staropolskiej, ponieważ kilka razy z Tulusem graliśmy tam na jam session. O sobie samym i muzyce, którą wykonuje, „Styko” mówi tak: Przede wszystkim nie jestem żadną wyrocznią ani mentorem. Myślę, że rock to głównie świetna muzyka rozrywkowa, choć czasem wychodzi poza te ramy i staje się bardziej wyszukany (rock progresywny). Rockowe teksty to dobre ujście dla emocji i uczuć, a jeśli ktoś uzna, że to, co czuje, znajduje odbicie w naszych tekstach, to znaczy, że muzyka do niego trafiła i może się z nią utożsamiać, a takimi tekstami na pewno łatwiej zdobyć wrażliwą publikę… Wszystkim fanom WTF-u przypominamy, iż kolejny koncert kapeli będzie miał miejsce 31.03.2007 w Dujerze. Magda Serdeczne podziękowania dla Marka Styka, basisty WTF, który pomimo skromności, zgodził się na udzielenie wywiadu.. żeńskiej populacji zaczyna szukać już od połowy marca. Co do mnie, uważam, iż jest to szczypior, ewentualnie rzodkiewka. Inni, bardziej romantyczni, uważają, iż przebiśnieg, zaś materialiści są zdania, iż może być to kolejny cienki pasek materiału imitujący sukienkę, którego jednak głównym zadaniem jest nie zakrywanie, a coś dokładnie przeciwnego. Po tej krótkiej dygresji na temat przedmiotu równie legendarnego, jak Święty Graal, powracamy do dręczącego kolejne pokolenia uczniów pytania. Warto zwrócić uwagę na jego dwoistą naturę. Jak już zostało powiedziane, zdaje się ono samo sugerować właściwą odpowiedź. Owa odpowiedź zależna jest jednak od punktu widzenia. Normalny, zdrowy uczeń, odpowie oczywiście „nie uczyć się”. Jednak niemal każdy znany nauce nauczyciel [obawiam się, że słowo „zdrowy” nie będzie tutaj wskazane] niewątpliwie udzieli odwrotnej odpowiedzi. Skąd bierze się ta rozbieżność? Cóż, jest ona zakorzeniona w ludzkich umysłach tak głęboko, jak potrzeba snu czy też jedzenia. Z tym, że tak, jak każdy uczeń ma niemal wrodzoną niechęć do Kulturalnie o „Kulturalnej Przystani” S tudiują w Warszawie, Siedlcach, uczą się w liceach ogólnokształcących w Mińsku Mazowieckim. Ich największym marzeniem jest zorganizowanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego w Cegłowie. Stowarzyszenie Rozwoju Kultury „Kulturalna Przystań”, bo o nich mowa, to młodzi ludzie, którzy potrafią swój czas dzielić pomiędzy drugiego człowieka. Pochodzą z Cegłowa, połączyła ich muzyka rockowa i, jak mówią, „skłonność do pozytywnego szaleństwa”. Pierwotnie działali jako nieformalna grupa i już od samego początku rzucili się na głęboką wodę kultury. W 2000 roku zorganizowali pierwszy Letni Festiwal Rockowy, który doczekał się piątej swojej edycji, a nawet własnego „potomka” – RockWinterFest, przygotowanego na zimę 2006. Największym osiągnięciem, jako nieformalnie działającej grupy, było powołanie i woluntarystyczne prowadzenie mini – domu kultury dla cegłowskiej młodzieży, gdzie odbyło się wiele imprez kulturalno – artystycznych dla lokalnej społeczności. Od września 2006 roku mówi się o nich, jako o Stowarzyszeniu Rozwoju Kultury „Kulturalna Przystań”. Za główny cel postawili sobie propagowanie szeroko pojmowanej kultury, poczynając od rozwoju tradycyjnych i innowacyjnych form, poprzez dbanie i poszerzanie dorobku artystycznego regionu, kończąc wreszcie na pracy z młodzieżą, która dzięki różnego rodzaju warsztatom edukacyjnym, rozwija swoje umiejętności i zainteresowania. Jak mówią o sobie samych – „Osiągamy te cele m.in. poprzez organizowanie własnych projektów i programów edukacyjno – kulturalnych oraz organizowanie wydarzeń kulturalno – artystycznych (…) „Kulturalna Przystań” – tak nazwaliśmy nasz dom kultury, został otwarty dzięki dotacji przyznanej przez Polską Fundację Dzieci i Młodzieży i Fundację J&S Pro Bono Poloniae w ramach programu „Dobre Pomysły”. W swojej skromności nie zapominają o tych, dzięki pomocy którym mogą istnieć. Szczególne podziękowania kierują w stronę wójta gminy, Krzysztofa Miklaszewskiego – „To dzięki niemu, w głównej mierze, udaje nam się realizować cele projektu. Wspiera nas mentalnie i finansowo, zarówno szczerym uznaniem jak i zapewnieniem, że Dom Kultury, będący inicjatywą oddolną, będzie istniał dalej, dzięki pieniądzom z budżetu gminy” – mówi Prezes „Kulturalnej Przystani”, Tomasz Szczęśniak. Dzielą swój czas pomiędzy studia, pracę zawodową, własne życie, wspólne wycieczki na Mazury, nie przeszkadza im to jednak w tym, by pomagać innym. W cegłowskim Domu Kultury siedemnastu wolontariuszy prowadzi warsztaty muzyczne, plastyczne, fotograficzne, teatralne, turystyczne, komputerowe i gier stolikowych, skierowane do młodszych kolegów. Wartym wspomnienia jest również fakt, iż Stowarzyszenie Rozwoju Kultury „Kulturalna Przystań”, było organizatorem, wspólnie z Mińskim Towarzystwem Muzycznym, Urzędem Gminy i Parafią Rzymskokatolicką w Cegłowie, Mszy C – dur KV 258 Wolfganga Amadeusza Mozarta, która odbyła się 26.11.2006 roku w Kościele Rzymskokatolickim p.w. św. Jana Chrzciciela w Cegłowie. Wydarzeniem,wktóre,jaksamitwierdzą, włożyli najwięcej wysiłku, było samodzielne zorganizowanie wystawy fotograficznej „Cegłów dawniej i dziś”, mającej na celu ukazanie historii i współczesnego oblicza własnej miejscowości. Przedsięwzięcie to szerokim echem odbiło się w mediach, bowiem o „Kulturalnej Przystani” głośno nie było tylko w najbliższym otoczeniu, ale również w prasie, radiu i telewizji. Do dnia dzisiejszego ekspozycję z wystawy można oglądać w Bibliotece Publicznej w Cegłowie. Obecnie „Kulturalna Przystań” bierze udział w ogólnopolskim programie „Równać Szanse”, dzięki któremu i poprzez który pragnie ograniczać małomiasteczkowość Cegłowa, pokazując miejscowość z innej strony, tej kulturalnej. Ma przy tym nadzieję, że przyczyni się to do poszerzenia zasięgu działalności Stowarzyszenia na cały powiat, czego serdecznie „Kulturalnej Przystani” życzymy. Podziękowania przy powstawaniu tego artykuły kieruję w stronę Prezesa „Kulturalnej Przystani”, Jakuba Bakuły i Magdaleny Przybińskiej. Magda nauki, tak nauczyciele w swym skrajnym braku humanitaryzmu i nieposzanowaniu konwencji genewskich tkwią wytrwale w przekonaniu, iż nauka ma służyć naszemu, uczniowskiemu dobru i przysłuży się w przyszłości nam, naszym ewentualnym mężom, żonom i potomstwu, a także całemu narodowi. Niestety sami zdążyli już dawno zapomnieć, czym są kwasy karboksylowe, polimeraza DNA, funkcje trygonometryczne czy też bilanse cieplne, stąd też bierze się przekonanie o zbawiennym wpływie nauki na młodych ludzi. Dlatego nam, biednym uczniom, pozostaje jedynie rzucić podręczniki w kąt wraz z pierwszymi ciepłymi, wiosennymi dniami i poświęcić się w pełni temu, co naprawdę lubimy w życiu robić. Powiedzmy sobie zatem wszyscy dwa najpiękniejsze słowa „CARPE DIEM” i pozwólmy sobie cieszyć się wiosną. Stykó O Mój Słownik MMz-u statnio furorę robią publikacje skonstruowane na bazie leksykonów. Nie mówię tu oczywiście o bestsellerach takich, jak słowniczki kieszonkowe angielsko-polskie i polsko-angielskie, które pobiły od otwarcia granic Wielkiej Brytanii wszelkie rekordy popularności. Nie chodzi mi też o encyklopedie. Chodzi o wspominki z dawnych czasów, chociażby „Mój słownik PRL-u” Marka Nowakowskiego, czy też „O dwóch takich... Alfabet braci Kaczyńskich” autorstwa Michała Karnowskiego i Piotra Zaremby. Nieskromnie wyznam, że z racji młodego wieku nie mogłabym napisać wielosetstronicowej publikacji o sobie samej, o swoich wspomnieniach. Mogłabym za to napisać felieton, co niniejszym czynię, w formie leksykonu. W ramach wstępu nadmienię jeszcze, że nie zawsze mieszkałam w Mińsku Mazowieckim – przed sprowadzeniem się do naszej zacnej miejscowości udało mi się zwiedzić i dobrze poznać kilka innych miejsc, mam więc możliwość porównania naszego Ememzetu z innymi miastami. Teoretyczną. W praktyce ciężko jest mi go porównać z jakimkolwiek znanym mi miejscem, dlatego też ograniczę się do obserwacji w oderwaniu od mojego dotychczasowego życiorysu. Autobusy – o Mińsku się mówi pogardliwie „sypialnia Warszawy” (czasem „sypialnia Siedlec”) – nie zgadzam się stanowczo z tą nomenklaturą. Uważam wręcz, że to Warszawa i Siedlce i inne miasta skupione wokół Mińska są „krowami dojnymi Ememzetu”. Codziennie rano rzesze ludzi zakładają płaszcze i buty i wychodzą na przystanek. Potem są wiezieni. Potem skądś wracają do Mińska. Dla mnie środki masowego transportu są świetnymi sypialniami, o ile jest miejsce do siedzenia. Jeśli nie ma miejsca do siedzenia, pozostaję na jawie i podziwiam krajobrazy za oknem (kiedy już wyjadę z Warszawy, bo tam jest brzydko). Grono „MMz” – jedna z pierwszych rzeczy, które zobaczyłam jako nowo upieczona Mińszczanka. Jest to dość ciekawe forum, gdzie młodzi (zazwyczaj) ludzie dyskutują na bardziej i mniej ważne tematy. Jak na każdym forum, jedni sobie słodzą, inni się kłócą, jedni się wzajemnie o czymś informują, inni dyskredytują te informacje – ludzie 6 ustawiają się na imprezy, potem o nich rozmawiają, ogłaszają, że mają stary komputer do sprzedania, lub że potrzebują roweru w niewielkiej cenie. Co by tam nie było, jest to dość cenny przekrój przez wszelkie gatunki młodych Mińszczan. Koncerty – Mińsk jest zacnym miastem, które należycie celebruje wszelkie imprezy kulturalne. Ten felieton jest subiektywny – nie napiszę o karaoke, imprezach tanecznych ani wieczorkach z poezją. Mińsk a koncerty – tu się dzieją rzeczy ciekawe. Młodzież podąża za każdym dźwiękiem wydostającym się z głośników w knajpach. Dwa główne miejsca koncertowe to pewna karczma i pewna kawiarnia, gdzie każde wydarzenie jest uświetniane przez młodszych i starszych mieszkańców. Ludzie się bawią fajnie, nikomu nie przeszkadzają, raz przedziurawili opony w samochodzie muzyków, ale to był, mam nadzieję, pojedynczy przypadek chwilowego zaniku szarych komórek. Lodowisko – z ręką na sercu przyznam, że moich stóp nigdy nie starałam się nawet zapakować w łyżwy, co dopiero iść na lodowisko. Ponieważ jak inni ludzie nie przepadam za bólem fizycznym, ani psychicznym (wyobrażam sobie to upokorzenie, kiedy padnie się na tyłek przy wszystkich ludziach), odmawiam sobie ślizgawkowej frajdy. Jednak z czułością patrzyłam, przejeżdżając autobusem, na ludzi obijających się jedni od drugich, trzymających się, czego popadnie, lub wykonujących śmiałe piruety, niczym gwiazdy. Park – prawdopodobnie gdybym niniejszy felieton pisała w zimie, nie pomyślałabym nawet o naszym pięknym parku. W zimie park jest nieprzyjazny, zimny, ciemny i straszny. W co śmielszych wyobrażeniach widzi mi się on jako miejsce wyjątkowo niebezpieczne. Jednak kiedy na naszą słodką krainę w centrum równie słodkiego kraju (tak, chodzi o Mazowsze) spłynie błogi czas wiosenny, park całkowicie zmienia swe oblicze. Zaczynają rosnąć kwiaty, drzewa pączkują, krzaczki obrastają liśćmi, słychać śpiew ptaków. Pojawiają się też ludzie – jedni tranzytem przez park zmierzają w jakieś inne miejsce, inni docelowo zmierzają do parku. Ci ostatni dzielą się na podgrupy: dzieci z rodzicami (świeże powietrze, spacerek, wesołe rodzinne chwile na placu zabaw, karmienie kaczuszek i łabędzi – obraz cudnej, polskiej sielanki z pierwszego zdarzenia), dzieci bez rodziców (młodzież spacerująca, młodzież pijąca – czyli „ach-ta-dzisiejsza”, młodzież obejmująca się na ławkach – posegregowana zgodnie z ich gustami w pary), dorośli (grupa nudniejsza niż pozostałe – wyprowadzają psy, palą papierosy, czasem też piją, ale są mniej barwni – do nich niestety zaliczam się ja, z racji wieku). Ptaki – miałam z początku wrażenie, że ptactwo – kaczki i ich kumple łabędzie – postanowiły wyprzeć rodzaj ludzki z Mińska Mazowieckiego. Kiedy wracałam po zmierzchu do domu po kładce nad Srebrną, słyszałam złowieszcze „kwa-kwa-kwa” i w mojej wyobraźni widziałam bractwo gołębi, wróbli, wron, kaczek i kawek, jak przeprowadzają bombardowanie na ulicy Piłsudskiego. Z upływem czasu jednak zaakceptowałam te jakże mi obce gatunki. Wręcz je polubiłam – nie wiem, czy wiecie, ale taka pokaźna ilość dzikich żyjątek świadczy o czystości i unikalności miasta. Od momentu, kiedy spotkałam się twarz-w-dziób z małą sówką koło wiaty śmietnikowej (gdzie, jak człowiek cywilizowany, niosłam odpadki komunalne), zrozumiałam, że dzikie ptactwo to całkiem fajna rzecz. Srebrna – nie mam wiele do powiedzenia na temat tej rzeki, jedynie to, że jest siedliskiem kaczek krzyżówek, a poza tym dostarcza także w letniej porze bardzo sympatycznego, obrośniętego trawką brzegu, gdzie można romantycznie się rozmarzyć i poślepić w odmęty naszej Mińskiej Missisipi. Co prawda mój leksykon kończy się na literze „S”, ale mam nadzieję, że chociaż troszeczkę można załapać kilka istotnych rzeczy w naszym mieście, widzianym oczami nowo przybyłej mieszkanki. Podsumowując – miasto to ludzie (i, jak widać, ptaki), a ludzi takich, jacy są w Mińsku, nie można spotkać nigdzie indziej. nn krt pierwszy skład hip-hopowy w Mińsku Mazowieckim). Zaraz po zakończeniu tego projektu zabrałem się do tworzenia nowych bitów i pisania nowych tekstów. Razem z Panem Janem siedliśmy nad nagraniem krótkiego demka, ale oczywiście biednemu zawsze wiatr w oczy, nóż w plecy i ch** w dupę. Najpierw siadła karta dźwiękowa, potem płyta główna, a na koniec siadł monitor. Ekstra, jakieś fatum. Na domiar złego, urwała się współpraca z ankiem, trudno było się z nim ustawić na jakąś nagrywkę z powodu licznych jego wyjazdów. Chłopak jest znany ze spontanicznych podróży po całym kraju iświecie (w chwili obecnej jest na dłużej w ...Papui Nowej Gwinei). Demo nie zostało nagrane, za to doszło parę nowych bitów i tekstów i z demka robił się powoli materiał na następny nielegal. Był 2003 rok. W tym momencie straciłem motywację do pisania tekstów. Chłopaki z RPI przestali nagrywać, chłopaki z ASP po wydaniu nielegala też nie mogli się jakoś zebrać, nie było miejscówki i sprzętu, gdzie można byłoby coś potworzyć. Na chacie jednak siadałem czasem przed kompem, robiłem sobie jakąś muzyczkę, pisałem jakiś tekst, ale nie dochodziło do nagrania. Bity marnowały się na dysku, teksty leżały w szufladzie… zały się za stare, beznadziejne technicznie, albo tematycznie zdeaktualizowane), zacząłem nagrywać wokale na drugi nielegal pt. “Stara Szkoła”. Większość tekstów Co zmotywowało Cię do skończenia produkcji? W 2006 roku w Mińsku wychodzą dwa nielegale (Stare Panny, Projekt Chaos), co mnie na nowo w jakiś sposób motywuje. Coś się zaczęło dziać w tym mieście, usłyszałem wtedy też, że mają powstawać niedługo inne nagrania, innych składów. W sierpniu nawiązując znajomość ze Sztorcem, Pepem i Krawcem, rozpoczęliśmy współpracę. Pod koniec stycznia 2007 roku po przygotowaniu podkładów, odkurzeniu i wybraniu tekstów (niektóre oka- powstało w wyniku obserwacji, przeżyć i przemyśleń z okresu 2002-2006. 16 marca 2007 roku pierwsi posiadacze tej płytki mogli posłuchać nowych utworów… rozmawiała Agnieszka Piekut Startują nowe projekty sNIK Czekamy na zgłoszenia kapel z MMz ! S towarzyszenie Niezależna Inicjatywa Kulturalna w wyniku otwartego konkursu, ogłoszonego przez Starostwo Powiatowe oraz Urząd Miasta, na realizację zadań publicznych w 2007 roku pozyskało środki pieniężne między innymi na dofinansowanie wyjazdów zespołów muzycznych z terenu Mińska i okolic na różnego typu festiwale, konkursy i przeglądy oraz na wydanie płyty-składanki lokalnych zespołów. Wyjazdy mińskich kapel na festiwale Imprezy te odbywają się w całej Polsce, niejednokrotnie kilkadziesiąt a nawet kilkaset kilometrów za Mińskiem. Koszty dojazdu zespołu wraz ze sprzętem często przekraczają więc możliwości finansowe naszych lokalnych zespołów. Stanowi to dużą przeszkodę w rozwoju ich twórczości oraz jest często barierą, uniemożliwiającą im zaprezentowanie się szerszej publiczności, a tym samym reprezentowania powiatu, z którego pochodzą, na arenie ogólnopolskiej. Zachęcamy wszystkie zespoły z Mińska i okolic do zgłaszania się do konkursów i festiwali, odbywających się na terenie całego kraju. Jeśli zespół z terenu powiatu mińskiego dostanie się na taką imprezę, prosimy o kontakt ze Stowarzyszeniem NIK - możliwe, że dofinansujemy Wam wyjazd. Pieniędzy jest mało więc nie czekajcie, kto pierwszy ten lepszy. Płyta: „Mińskie Zagłębie Muzyczne” Na terenie powiatu mińskiego działa kilkanaście zespołów muzycznych. Dorobek tej młodzieżowej sceny muzycznej niewątpliwie zasługuje na większą uwagę. Potwierdzeniem tej tezy jest zarówno wysoka frekwencja na koncertach tych zespołów, jak i liczne pozytywne recenzje pojawiające się w prasie lokalnej i prasie o zasięgu ogólnopolskim. Stowarzyszenie Niezależna Inicjatywa Kulturalna oraz wiele osób śledzących rozwój tej sfery twórczości na terenie powiatu mińskiego, dostrzega potrzebę archiwizacji dotychczasowego dorobku artystycznego powiatowej sceny muzycznej. Dlatego też sNIK planuje wydać w tym roku promocyjną płytę mińskich zespołów muzycznych. Tego typu wydawnictwo niewątpliwie będzie stanowić także ciekawy element promocji powiatu mińskiego. Ma to być w pełni profesjonalnie wydana płyta, zawierająca twórczość naszych zespołów. Zakładamy, że na płycie CD, znajdą się nagrania 816 zespołów (w zależności od ilości chętnych) z powiatu mińskiego, a płyta zawierać będzie łącznie około 14-18 utworów. Przewidujemy, że w ramach przedstawianego tu projektu możliwość nagrania w studio będą miały zespoły nie posiadające profesjonalnych nagrań. Prosimy wszystkie zespoły muzyczne z Mińska i okolic, które chcą znaleźć się na płycie o kontakt: Kamil Kaźmierczak tel. 605600072 lub mail: rybadlc@o2. 3 sNIK poleca: Adam CIHy „Stara szkoła” z Marcinem ‘Makaronem’ Biernatem: Nowe bity, nowe słowa, ale stara szkoła… Rozmowa Trzeba robić swoje… K olejna mińska produkcja hip hopowa, tym razem reprezentująca studio K8. Studio nowopowstałe, ale nowością nie jest nawijka Adama CIHego, który z mińską sceną kojarzony jest od wielu lat. Po długiej wydawniczej przerwie, w końcu ukazał się nielegal Adasia zatytułowany „Stara szkoła”. Już w pierwszym, otwierającym krążek kawałku, Adaś daje do zrozumienia, że mimo, że będziemy słuchać nowych rymów i bitów, mimo, że minęło sporo czasu i wiele się zmieniło, to pozostała w nim stara szkoła hip hopu. Chcąc określić styl Adasia i to, czym ów szkoła jest, ciśnie nam się na usta miano „uliczny rap”. Jest to jednak uliczny hh w konkretnym rozumieniu i nie należałoby tu mylić pojęć. Fakt powstawania, również w Mińsku, nowych składów zbuntowanych nastolatków, śpiewających o blokach, sobie i bezsensowności życia, nie oznacza, że jest to dobry uliczny hh. W żaden sposób rymowane zwrotki nie są bowiem odkrywcze, a nagrane kawałki będą nadawać się do przesłuchania dla dwóch ziomów z klatki, bo nikt inny ich nie zrozumie. Inaczej jest z twórczością Adasia, dlaczego? Bo jest w tej twórczości klasa. Niektórzy muszą do starej szkoły dążyć, inni mają ją po prostu w sobie. Nawet kawałek pt. „Polityka” – a nie znoszę politykowania w hip hopie, czym zanudził mnie ostatnio nowy krążek O.S.T.R – zrobiony jest ze stylem i bez typowej agresji i arogancji. W kawałku „MMz Rap Konkret” usłyszymy innych podopiecznych studia K8 – Pepa, Toma, Szopena, Burego, Łysego, Krawca i Sztorca. Swoją drogą ciekawie zapowiadają się produkcje innych nagrywających w K8, mińska scena hh wydaje się w końcu wyrabiać ciekawy, zróżnicowany poziom. Produkcją płyty „Stara Szkoła” zajął się sam Adaś, z wyjątkiem jednego kawałka „Wieczór piątek II”, autorstwa Mikesza. Jest to typowo funkowy utwór, z pozytywnym przesłaniem, opisującym uroki imprezowania w Mińsku. „Stara szkoła” to 12 kawałków, opowiadających o życiu w Mińsku Mazowieckim, o tutejszych miejscach, problemach. Mieszkasz w Mińsku? To musisz przesłuchać tej produkcji… Jak sam oceniasz swoją płytę? Trudno jest się samemu ocenić, czy jest to słaba produkcja, przeciętna, dobra, czy też bardzo dobra. Wiem, że jednym podejdzie do słuchania, innym nie, po prostu kwestia gustu. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć na temat tego nielegala tyle, że starałem się utrzymać go w konwencji rapu z przełomu lat 80-tych i 90-tych, wtedy kiedy ta muzyka czerpała inspiracje z muzyki jazz i funky (fascynacja De La Soul, GangStarr’em i EPMD). Większość sampli wykorzystanych przeze mnie (trąbki, pianina, gitary) pochodzi właśnie z tych dwóch rodzajów muzyki. Tematyka w tekstach jest przeróżna, od imprezek, poprzez opis miasta, kultury jaką jest hip-hop, politykę, do głębszych przemyśleń życiowych. Technicznie w rymach nigdy nie uważałem się za jakiegoś wyjadacza, ale wydaje mi się, że jakoś radzę sobie i nie mam się czego wstydzić. Niestety brak jest na tej płytce miksu i masteringu, nad czym trochę ubolewam, ponieważ mogłoby to jeszcze lepiej poprawić ogólną jakość kawałków i ich brzmienie. Jest tam nałożony jeden filtr na wokale i dodanych parę efektów, ale w żaden sposób nie nazwałbym tego miksem. 2 Jesteś gitarzystą Muzyki Końca Lata oraz liderem Maków i Chłopaków. Który zespół jest Ci bliższy? Najbliższe memu sercu jest wydobywanie dźwięków z instrumentu, tworzenie muzyki. Oprócz MKL i MiCh, mam jeszcze solowy projekt Mikey and the turbospeeds, w skrócie Matt, można go posłuchać na stronie internetowej www. myspace.com/mikeyandtheturbospeeds. W MKL skupiam się głównie na gitarze, w MiCh śpiewam, piszę teksty, komponuję. To dwie odmienne role, które dobrze się uzupełniają. Trzeci projekt powstał w 2001 roku, kiedy poszedłem do pierwszej pracy, zaczęły się studia, moi koledzy byli w podobnej sytuacji i nagle okazało się, że właściwie nie mamy czasu na granie. Zacząłem wtedy po nocach nagrywać na komputer gitarowe miniaturki, w ramach ogólnej niezgody na to, że nie starcza mi czasu na robienie rzeczy, którą kocham najbardziej. Maki i Chłopaki wydają się być jeszcze daleko, daleko za MKL… Nie jest to Twój pierwszy nielegal. Przypomnisz, jak zaczynał Adam CIHy na scenie hh? “Stara Szkoła” jest moim drugim nielegalem. Pierwszy został wypuszczony w miasto w 2001 roku i był zatytułowany “cih - projekt” (tzn. codzienność, inspiracja, hobby). Pisaniem tekstów zacząłem zajmować się pod koniec 1999 roku. Było to rymowanie tylko i wyłącznie dla samego siebie. Pierwsze kawałki nie ujrzały światła dziennego, nikt nie usłyszał ich z wyjątkiem mojej siostry i trzech kumpli. Nagrywki odbywały się w bardzo spartańskich warunkach, komputer z procesorem 486, program FastTracker, zrobiony podkład zgrywany był na kasetę, mikrofon podłączany do wieży, w jednej kieszeni był odtwarzany podkład, a na drugą kieszeń nagrywało się bit z wokalem. Jakiś czas później poznałem Mateusza Kluczka, który wraz ze swoimi ziomami zaprosił mnie do gościnnego udziału w trzech kawałkach które znalazły się na nielegalu Rzeczy Po Imieniu, pod tytułem “Nazywaj...”. Produkcja została wypuszczona w 2000 roku. Wtedy też poznałem Janka Sobolewskiego - basistę jazzującego z mińskiego składu Punkt G, który w dużym stopniu zajmował się produkcją muzyczną tej płyty. Parę bitów było też produkcji Mikesza i Mateusza. Wtedy właśnie poznałem całkiem inne metody produkcji, programy muzyczne do nagrywania, edytowania i miksowania muzyki. Niezwykłym uczuciem było zobaczenie na monitorze komputera tracku ze swoim wokalem. Poprosiłem Janka o pomoc w produkcji mojego solowego projektu. Oczywiście zgodził się i rok później w 2001 roku wyszedł mój nielegal “cih - projekt”. Większość bitów było mojej produkcji. Janek dograł mi do paru kawałków żywy bas, zrobił też podkład dogrywając żywe pianino. Zajął się zgraniem wokali i obróbką wszystkich ścieżek. Gościnnie w projekcie udział wzięli, Mateusz i Bartek z zeczy Po Imieniu, Kiko i Łysy z ASP oraz Kondziu z 2Meka (który wraz z Kostkiem tworzył Nie spotkałem jeszcze osoby, która porównywała by osiągnięcia, czy twórczość tych dwóch zespołów. MiCh właściwie dopiero zaczyna, mimo iż znamy się z chłopakami od wielu lat. MKL działa dłużej, ma więcej piosenek, no i ma płytę, ale dla bardzo wielu osób w tym kraju, oba zespoły są tak samo nieznane. Smutne jest to, że nasza muzyka nie dociera do ludzi, w takim stopniu jakim bym chciał, ale trzeba robić swoje, poddawanie się podobno nie przystoi prawdziwemu mężczyźnie. Pamiętasz pierwszy koncert MiCh? Pamiętam pierwszy koncert Mich, ale nie wspominam go za dobrze. To był WOŚP w 2006 roku, w liceum w Mrozach. Młodzież zgromadzona w sali gimnastycznej nie mogła się doczekać dyskoteki, która miała się rozpocząć po naszym występie. Jedynym plusem tego koncertu był fakt, że wystąpiliśmy liceum, do którego wszyscy kiedyś uczęszczaliśmy, na scenie, na której kilka lat wstecz, graliśmy przeróbki utworów disco polo, na pierwszy dzień wiosny. Jak wyglądała droga MiCh do chwili obecnej? MiCh działa od końca 2005 roku, w składzie: Wojtek Żurawski – perkusja, Marcin Biernat – gitara i wokal, Krzysztof Wierzbicki – bas, Krzyśka zastępuję obecnie Maciek Sadoch. Z Wojtkiem gram już od ponad 10 lat, z Krzyśkiem od lat 6. Zmieniały się składy i nazwy, podejście do grania. Przez półtora roku działalności MiCh zagraliśmy kilkanaście koncertów, nagraliśmy demo. Koncerty gramy głównie z MKL, gdyż nie mamy jeszcze dostatecznie dużo własnego materiału na samodzielny koncert, a i z organizacja występu jest łatwiej. Skończyliście właśnie wasze pierwsze demo, mógłbyś opowiedzieć o nim coś więcej? Nowa płytka, nasze pierwsze demo nosi nazwę „Kariera” i zawiera 3 utwory. Z braku funduszy ścieżki basu, gitary i perkusji, nagraliśmy w jeden dzień, w studiu Kokszoman w stolicy. Wokale dogrywałem u Zmywaka w mieszkaniu, na mikrofonie pożyczonym od Piotrka z Delacore. Materiał miksowałem w domu, pomagał mi trochę Trabant aka Piach. Zapewne słychać, że robiłem coś takiego pierwszy raz w życiu, ale mam nadzieję, że nasz przekaz będzie czytelny, mimo technicznych niedostatków. Dla mnie zawsze ważniejsza była piosenka niż jej produkcja, a i tak najbardziej podobają mi się nagrania z sali prób, utrwalone na starym kaseciaku. Demo można kupić na naszych koncertach, zamówić przez naszą stronę internetową www.makiichlopaki.xu.pl, lub odsłuchać na www.myspace.com/makiichopaki. Agnieszka Piekut 7 Bramafan i Stan Miłości i Zaufania w Dujerze Romantycznej miłości nie ma W yjątkowo rzadko goszczą w naszym mieście formacje współtworzące polską scenę reagge. Bodajże ostatni raz popląsać do tej bujającej muzyki można było prawie trzy lata temu przy okazji występu stołecznego zespołu Tabula Rasa, stąd też wyjątkową gratką był piątkowy występ pochodzącego również z Warszawy zespołu Bramafan. Pisząc w skrócie rzec by można: publiczność dopisała i się dobrze bawiła, zespoły zagrały dobre koncerty, no ale wdajmy się w szczegóły. Jako pierwszy tego wieczora wystąpił Stan miłości i zaufania grający studenckiego rocka, czyli trochę, soft trochę hard no i trochę reagge. Wokalista swym aksamitnym głosem śpiewał melancholijne piosenki o życiu. W sumie sympatyczna muzyka, choć trochę nazbyt przewidywalna i umiarkowana jak dla mnie. Stanowi udało się wytworzyć ruch na salce, który wzmógł się wraz z pojawieniem się przy instrumentach regałowców z Bramafan. Chłopaki brzmieli wyjątkowo soczyście i klarownie MIESIĘCZNIK (?) Życzmy sobie właściwych nazw! Zespół Bramafan (źródło www.bramafan.art.pl) jak na „dujerowe” warunki, a rasowo zachrypnięty głos Wawrzyńca dodawał całości mocy. Płynęły songi jeden za drugim, częściowo śpiewane przez publiczność, raz wolniej raz szybciej. Szczególnie fajnie zabrzmiał numer zatytułowany „Romantycznej miłości nie ma” i klasycz- na ballada „Jedwab”. Jako iż nie tańczyłem, to po pewnym czasie zaczęły mnie nużyć i zlewać się w jedno poszczególne piosenki, ale ci, co dali się ponieść dobrej wibracji bawili się wyśmienicie, bo Bramafan to dobra koncertowa kapela ! Zmywak Po kontrowersyjnym koncercie w Siedlcach... Stare Panny do więzienia? To była nietypowa impreza. W końcu rzadko się zdarza, żeby przed koncertem strażnicy zabierali dowody i telefony komórkowe. I to w dodatku muzykom. Sala też jest dziwna. Nie ma przyćmionych świateł, neonów. Są za to nieszczelne okna, lastriko na podłodze i światło jarzeniówek... Na ustawionych w rzędy ławkach siada kilkudziesięciu krótko obciętych mężczyzn. W większości starszych, takich co w więzieniu spędzili większą część życia. Jest też kilku bardzo młodych – aż trudno uwierzyć, że już kilka razy weszli w konflikt z prawem. Za chwile specjalnie dla nich wystąpią mińskie „Stare Panny”, które odpowiedziały na zaproszenie kurator Grażyny Krupskiej i 7 marca dały swój pierwszy więzienny koncert. Dziewczyny zaśpiewały cały materiał ze swej pierwszej płyty „Rzeczy niepokój” oraz kilka nowych z najnowszej „Tryptyk Miński”. Hip-hopowe brzmienie zespołu trafiło do serc tych nietypowych słuchaczy, a cała sala jeszcze długo po koncercie rozbrzmiewała gromkimi brawami. Jakie wrażenia pozostawił na „Starych Pannach” więzienny występ? 8 GAZETKA BEZPŁATNA NR 1/2007 – Wbrew wszelkim obawom i ostrzeżeniom płynących z różnych stron nie było tak strasznie i źle. Wręcz przeciwnie było bardzo miło wystąpić przed chłopakami, zwłaszcza że wyczuwało się, że oni autentycznie słuchają i przeżywają to o czym śpiewamy. Poza tym obyło się bez jakichś głupich komentarzy, których chyba najbardziej się obawiałam jako dziewczyna postawiona przed ponad setką więźniów. - powiedziała po koncercie Justyna „Dżastin” Uchrońska. Druga część duetu „Starych Panien” Agnieszka „Brzydula” dodaje -Okazało się, że na na- szym koncercie znaleźli się też krajanie znad Srebrnej, czym sobie zyskałyśmy tym większą sympatię chłopaków. To było dla nas zupełnie nowe doświadczenie, myślę, że jeszcze tam wrócimy, z nowym materiałem i na pewno już bez żadnych obaw - podkreśla „Brzydula”. „Stare Panny” nie były pierwszymi mińskim zespołem, który przez muzykę pomaga w resocjalizacji skazanych. Tak nietypowe koncertowe szlaki przetarły między innymi mińskie zespoły „Los Alamos” i „Przystań Zagubionych Marzeń”. fot i tekst - Adam Zawadzki, Nowy Dzwon Drodzy Czytelnicy, jak zapewne zdążyliście zauważyć, zmieniliśmy nazwę naszego informatora kulturalnego z „nocNIKa” na „głośNIK”. Nazwa „nocNIK” miała swoich zwolenNIKów i przeciwNIKów. W kuluarach stowarzyszeniowych toczyły się burzliwe dyskusje, podpierane rozmaitymi argumentami, przeprowadzono szereg konkursów na nową nazwę, ale do konsensusu NIKt nie mógł dojść… „NocNIK” w gruncie rzeczy nie był taki zły; jego zwolennicy kojarzyli go z nocą, gwiazdami w postaci muzyków itp… Opozycja miała jednak swoje racje. 98% respondentów, którzy wzięli udział w naszej tele-sondzie, przeprowadzanej oczywiście ze służbowych telefonów za pieniądze podatników, jednomyślnie skojarzyła tę nazwę z odpadowymi produktami procesu trawienia czyli potoczną „kupą” oraz z uryną, płynem wytwarzanym w nerkach i wydalanym z organizmu nazywanym powszechnie „moczem”. W związku z wynikami przeprowadzonych przez nas badań, nasunęła się jedna zasadnicza refleksja: czy nazwa „nocNIK” nie razi Was Czytelnicy i tych, o których piszemy. W tak zwanym międzyczasie wyklarowało się nawet hasło reklamowe naszego pisma: „nocNIK – kupa informacji i mocz wrażeń”, podpierane sloganami typu: „obudź się z ręką w nocNIK-u”. Dziś oddajemy w Wasze ręce „głośNIK”. I jest w porządku, prawda? A z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych… Życzenia świąteczne czy to bożonarodzeniowe czy wielkanocne są takie nudne, a już najgorsze są sms-owe wierszyki i rymowanki („Skacze zajączek po lesie i życzenia Tobie niesie” albo „Złociutkich kaczuszek, jajeczek dzbanuszek, słodziutkich baranków, słonecznych poranków” – krew człowieka zalewa…). Dlatego też załoga „głośNIKa” i całe Stowarzyszenie Niezależna Inicjatywa Kulturalna życzy Wam mądrych i prawdziwych życzeń. (A wiecie, że nocnik wynaleziono dzięki francuskiemu katolickiemu księdzu Louisowi Bourdaloue, który wygłaszał długie kazania i arystokratki dyskretnie oddawały mocz do nocnika, co pozwalało im na dłuższe kontemplowanie kazania… to był dopiero hardcore…) Agnieszka Piekut REDAKCJA Nowe bity, nowe słowa, ale stara szkoła – s. 2 Kolejna mińska produkcja hip hopowa, tym razem reprezentująca studio K8. Studio nowopowstałe, ale nowością nie jest nawijka Adama CIHego, który z mińską sceną kojarzony jest od wielu lat. Po długiej wydawniczej przerwie, w końcu ukazał się nielegal Adasia zatytułowany „Stara szkoła”... Kulturalnie o „Kulturalnej Przystani” – s. 5 Studiują w Warszawie, Siedlcach, uczą się w liceach ogólnokształcących w Mińsku Mazowieckim. Ich największym marzeniem jest zorganizowanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego w Cegłowie. Stowarzyszenie Rozwoju Kultury „Kulturalna Przystań”, bo o nich mowa, to młodzi ludzie, którzy potrafią swój czas dzielić pomiędzy drugiego człowieka... Stare Panny do więzienia? – s. 8 To była nietypowa impreza. W końcu rzadko się zdarza, żeby przed koncertem strażnicy zabierali dowody i telefony komórkowe. I to w dodatku muzykom. Sala też jest dziwna. Nie ma przyćmionych świateł, neonów. Są za to nieszczelne okna, lastriko na podłodze i światło jarzeniówek... Jam session do rana? – s. 4 Już po raz kolejny mińska publiczność tłumnie zgromadziła się w Karczmie Staropolskiej, a na ulicach miasta panował spokój i błoga cisza. Nic dziwnego, bowiem w sobotni wieczór 17.03.2007 działo się naprawdę dużo. Zapowiadało się całkiem niewinnie – koncert zespołu WTF i Buckleys ... Redaktor naczelny – Agnieszka Piekut ([email protected]), Redaktor techniczny – Paweł Kalinowski ([email protected]) Współpraca –Magda Erhardt ([email protected]), Justyna Uchrońska ([email protected]), Niezależna Inicjatywa Kulturalna ul. Siennicka 9/37 05-300 Mińsk Mazowiecki KRS: 0000259662, NIP: 8222203446, REGON: 140649261, PKO BP 91 1020 4476 0000 8102 0126 7178, [email protected], (+48) 609353669
Podobne dokumenty
Powiat Gmina Miasto Mińsk Mazowiecki
„Mleczne Skrzaty” w Miejskim Domu Kultury w Mińsku Mazowieckim. Mowa oczywiście o drugim wydaniu komiksu autorstwa Wojtka „CIHEGO” Cichonia i Artura Grzendy
Bardziej szczegółowo