Życzmy sobie właściwych nazw!

Transkrypt

Życzmy sobie właściwych nazw!
Bramafan i Stan Miłości i Zaufania w Dujerze
Romantycznej miłości nie ma
W
yjątkowo rzadko goszczą w naszym mieście formacje współtworzące polską scenę reagge.
Bodajże ostatni raz popląsać do tej bujającej muzyki można było prawie trzy lata
temu przy okazji występu stołecznego
zespołu Tabula Rasa, stąd też wyjątkową gratką był piątkowy występ pochodzącego również z Warszawy zespołu
Bramafan. Pisząc w skrócie rzec by można: publiczność dopisała i się dobrze bawiła, zespoły zagrały dobre koncerty, no
ale wdajmy się w szczegóły. Jako pierwszy tego wieczora wystąpił Stan miłości
i zaufania grający studenckiego rocka,
czyli trochę, soft trochę hard no i trochę
reagge. Wokalista swym aksamitnym głosem śpiewał melancholijne piosenki o życiu. W sumie sympatyczna muzyka, choć
trochę nazbyt przewidywalna i umiarkowana jak dla mnie. Stanowi udało się wytworzyć ruch na salce, który wzmógł się
wraz z pojawieniem się przy instrumentach regałowców z Bramafan. Chłopaki
brzmieli wyjątkowo soczyście i klarownie
MIESIĘCZNIK (?)
Życzmy sobie właściwych nazw!
Zespół Bramafan (źródło www.bramafan.art.pl)
jak na „dujerowe” warunki, a rasowo
zachrypnięty głos Wawrzyńca dodawał
całości mocy. Płynęły songi jeden za drugim, częściowo śpiewane przez publiczność, raz wolniej raz szybciej. Szczególnie fajnie zabrzmiał numer zatytułowany
„Romantycznej miłości nie ma” i klasycz-
na ballada „Jedwab”. Jako iż nie tańczyłem, to po pewnym czasie zaczęły mnie
nużyć i zlewać się w jedno poszczególne
piosenki, ale ci, co dali się ponieść dobrej wibracji bawili się wyśmienicie, bo
Bramafan to dobra koncertowa kapela !
Zmywak
Po kontrowersyjnym koncercie w Siedlcach...
Stare Panny do więzienia?
To była nietypowa impreza. W końcu rzadko się zdarza, żeby przed koncertem strażnicy zabierali dowody
i telefony komórkowe. I to w dodatku
muzykom. Sala też jest dziwna. Nie ma
przyćmionych świateł, neonów. Są za
to nieszczelne okna, lastriko na podłodze i światło jarzeniówek...
Na ustawionych w rzędy ławkach
siada kilkudziesięciu krótko obciętych
mężczyzn. W większości starszych,
takich co w więzieniu spędzili większą
część życia. Jest też kilku bardzo młodych – aż trudno uwierzyć, że już kilka
razy weszli w konflikt z prawem.
Za chwile specjalnie dla nich wystąpią mińskie „Stare Panny”, które
odpowiedziały na zaproszenie kurator Grażyny Krupskiej i 7 marca dały
swój pierwszy więzienny koncert.
Dziewczyny zaśpiewały cały materiał
ze swej pierwszej płyty „Rzeczy niepokój” oraz kilka nowych z najnowszej
„Tryptyk Miński”. Hip-hopowe brzmienie zespołu trafiło do serc tych nietypowych słuchaczy, a cała sala jeszcze
długo po koncercie rozbrzmiewała
gromkimi brawami. Jakie wrażenia
pozostawił na „Starych Pannach” więzienny występ?
8
GAZETKA BEZPŁATNA NR 2/2007
– Wbrew wszelkim obawom i ostrzeżeniom płynących z różnych stron nie było
tak strasznie i źle. Wręcz przeciwnie było
bardzo miło wystąpić przed chłopakami, zwłaszcza że wyczuwało się, że oni
autentycznie słuchają i przeżywają to
o czym śpiewamy. Poza tym obyło się
bez jakichś głupich komentarzy, których
chyba najbardziej się obawiałam jako
dziewczyna postawiona przed ponad
setką więźniów. - powiedziała po koncercie Justyna „Dżastin” Uchrońska. Druga
część duetu „Starych Panien” Agnieszka
„Brzydula” dodaje -Okazało się, że na na-
szym koncercie znaleźli się też krajanie
znad Srebrnej, czym sobie zyskałyśmy
tym większą sympatię chłopaków. To było
dla nas zupełnie nowe doświadczenie,
myślę, że jeszcze tam wrócimy, z nowym
materiałem i na pewno już bez żadnych
obaw - podkreśla „Brzydula”.
„Stare Panny” nie były pierwszymi
mińskim zespołem, który przez muzykę
pomaga w resocjalizacji skazanych. Tak
nietypowe koncertowe szlaki przetarły
między innymi mińskie zespoły „Los Alamos” i „Przystań Zagubionych Marzeń”.
fot i tekst - Adam Zawadzki, Nowy Dzwon
Drodzy Czytelnicy, jak zapewne zdążyliście zauważyć, zmieniliśmy nazwę
naszego informatora kulturalnego z „nocNIKa” na „głośNIK”. Nazwa „nocNIK”
miała swoich zwolenNIKów i przeciwNIKów. W kuluarach stowarzyszeniowych toczyły się burzliwe dyskusje, podpierane rozmaitymi argumentami, przeprowadzono
szereg konkursów na nową nazwę, ale do konsensusu NIKt nie mógł dojść…
„NocNIK” w gruncie rzeczy nie był taki zły; jego zwolennicy
kojarzyli go z nocą, gwiazdami w postaci muzyków itp…
Opozycja miała jednak swoje racje. 98% respondentów,
którzy wzięli udział w naszej tele-sondzie, przeprowadzanej
oczywiście ze służbowych telefonów za pieniądze podatników, jednomyślnie skojarzyła tę nazwę z odpadowymi
produktami procesu trawienia czyli potoczną „kupą”
oraz z uryną, płynem wytwarzanym w nerkach i wydalanym z organizmu nazywanym powszechnie „moczem”.
W związku z wynikami przeprowadzonych przez nas badań, nasunęła się jedna zasadnicza refleksja: czy nazwa
„nocNIK” nie razi Was Czytelnicy i tych, o których
piszemy. W tak zwanym międzyczasie wyklarowało
się nawet hasło reklamowe naszego pisma: „nocNIK
– kupa informacji i mocz wrażeń”, podpierane sloganami typu: „obudź się z ręką w nocNIK-u”.
Dziś oddajemy w Wasze ręce „głośNIK”. I jest w porządku, prawda?
A z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych…
Życzenia świąteczne czy to bożonarodzeniowe czy
wielkanocne są takie nudne, a już najgorsze są sms-owe wierszyki i rymowanki
(„Skacze zajączek po lesie i życzenia Tobie niesie” albo „Złociutkich kaczuszek,
jajeczek dzbanuszek, słodziutkich baranków, słonecznych poranków” – krew człowieka zalewa…). Dlatego też załoga „głośNIKa” i całe Stowarzyszenie Niezależna Inicjatywa Kulturalna życzy Wam mądrych i prawdziwych życzeń.
(A wiecie, że nocnik wynaleziono dzięki francuskiemu katolickiemu księdzu
Louisowi Bourdaloue, który wygłaszał długie kazania i arystokratki dyskretnie oddawały mocz do nocnika, co pozwalało im na dłuższe kontemplowanie kazania…
to był dopiero hardcore…)
Agnieszka Piekut
REDAKCJA
Nowe bity, nowe słowa, ale
stara szkoła – s. 2
Kolejna mińska produkcja hip
hopowa, tym razem reprezentująca studio K8. Studio nowopowstałe, ale nowością nie jest nawijka
Adama CIHego, który z mińską
sceną kojarzony jest od wielu lat.
Po długiej wydawniczej przerwie,
w końcu ukazał się nielegal Adasia zatytułowany „Stara szkoła”...
Kulturalnie o „Kulturalnej
Przystani” – s. 5
Studiują w Warszawie, Siedlcach, uczą się w liceach ogólnokształcących w Mińsku Mazowieckim. Ich największym marzeniem
jest zorganizowanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego w Cegłowie.
Stowarzyszenie Rozwoju Kultury
„Kulturalna Przystań”, bo o nich
mowa, to młodzi ludzie, którzy potrafią swój czas dzielić pomiędzy
drugiego człowieka...
Stare Panny do więzienia? – s. 8
To była nietypowa impreza.
W końcu rzadko się zdarza, żeby
przed koncertem strażnicy zabierali
dowody i telefony komórkowe. I to
w dodatku muzykom. Sala też jest
dziwna. Nie ma przyćmionych świateł, neonów. Są za to nieszczelne
okna, lastriko na podłodze i światło
jarzeniówek...
Jam session do rana – s. 4
Już po raz kolejny mińska publiczność tłumnie zgromadziła się w
Karczmie Staropolskiej, a na ulicach
miasta panował spokój i błoga cisza. Nic dziwnego, bowiem w sobotni wieczór 17.03.2007 działo się
naprawdę dużo. Zapowiadało się
całkiem niewinnie – koncert zespołu
WTF i Buckleys ...
Redaktor naczelny – Agnieszka Piekut ([email protected]), Redaktor techniczny – Paweł Kalinowski ([email protected])
Współpraca –Magda Erhardt ([email protected]), Justyna Uchrońska ([email protected]),
Niezależna Inicjatywa Kulturalna ul. Siennicka 9/37 05-300 Mińsk Mazowiecki
KRS: 0000259662, NIP: 8222203446, REGON: 140649261, PKO BP 91 1020 4476 0000 8102 0126 7178,
[email protected], (+48) 609353669
sNIK poleca: Adam CIHy „Stara szkoła”
z Marcinem ‘Makaronem’ Biernatem:
Nowe bity, nowe słowa, ale stara szkoła… Rozmowa
Trzeba robić swoje…
K
olejna mińska produkcja hip hopowa, tym razem
reprezentująca studio K8. Studio nowopowstałe,
ale nowością nie jest nawijka Adama CIHego, który
z mińską sceną kojarzony jest od wielu lat. Po długiej wydawniczej przerwie, w końcu ukazał się nielegal Adasia
zatytułowany „Stara szkoła”.
Już w pierwszym, otwierającym krążek kawałku, Adaś
daje do zrozumienia, że mimo, że będziemy słuchać nowych rymów i bitów, mimo, że minęło sporo czasu i wiele
się zmieniło, to pozostała w nim stara szkoła hip hopu.
Chcąc określić styl Adasia i to, czym ów szkoła jest, ciśnie nam się na usta miano „uliczny rap”. Jest to jednak
uliczny hh w konkretnym rozumieniu i nie należałoby tu
mylić pojęć. Fakt powstawania, również w Mińsku, nowych składów zbuntowanych nastolatków, śpiewających
o blokach, sobie i bezsensowności życia, nie oznacza,
że jest to dobry uliczny hh. W żaden sposób rymowane zwrotki nie są bowiem odkrywcze, a nagrane kawałki
będą nadawać się do przesłuchania dla dwóch ziomów
z klatki, bo nikt inny ich nie zrozumie. Inaczej jest z twórczością Adasia, dlaczego? Bo jest w tej twórczości klasa.
Niektórzy muszą do starej szkoły dążyć, inni mają ją po
prostu w sobie.
Nawet kawałek pt. „Polityka” – a nie znoszę politykowania w hip hopie, czym zanudził mnie ostatnio nowy
krążek O.S.T.R – zrobiony jest ze stylem i bez typowej
agresji i arogancji. W kawałku „MMz Rap Konkret” usłyszymy innych podopiecznych studia K8 – Pepa, Toma,
Szopena, Burego, Łysego, Krawca i Sztorca. Swoją
drogą ciekawie zapowiadają się produkcje innych nagrywających w K8, mińska scena hh wydaje się w końcu
wyrabiać ciekawy, zróżnicowany poziom. Produkcją płyty
„Stara Szkoła” zajął się sam Adaś, z wyjątkiem jednego
kawałka „Wieczór piątek II”, autorstwa Mikesza. Jest to
typowo funkowy utwór, z pozytywnym przesłaniem, opisującym uroki imprezowania w Mińsku. „Stara szkoła” to
12 kawałków, opowiadających o życiu w Mińsku Mazowieckim, o tutejszych miejscach, problemach. Mieszkasz
w Mińsku? To musisz przesłuchać tej produkcji…
Jak sam oceniasz swoją płytę?
Trudno jest się samemu ocenić, czy jest to słaba produkcja, przeciętna, dobra, czy też bardzo dobra. Wiem,
że jednym podejdzie do słuchania, innym nie, po prostu
kwestia gustu. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć
na temat tego nielegala tyle, że starałem się utrzymać
go w konwencji rapu z przełomu lat 80-tych i 90-tych,
wtedy kiedy ta muzyka czerpała inspiracje z muzyki jazz
i funky (fascynacja De La Soul, GangStarr’em i EPMD).
Większość sampli wykorzystanych przeze mnie (trąbki,
pianina, gitary) pochodzi właśnie z tych dwóch rodzajów
muzyki. Tematyka w tekstach jest przeróżna, od imprezek, poprzez opis miasta, kultury jaką jest hip-hop, politykę, do głębszych przemyśleń życiowych. Technicznie
w rymach nigdy nie uważałem się za jakiegoś wyjadacza, ale wydaje mi się, że jakoś radzę sobie i nie mam
się czego wstydzić. Niestety brak jest na tej płytce miksu
i masteringu, nad czym trochę ubolewam, ponieważ mogłoby to jeszcze lepiej poprawić ogólną jakość kawałków
i ich brzmienie. Jest tam nałożony jeden filtr na wokale
i dodanych parę efektów, ale w żaden sposób nie nazwałbym tego miksem.
2
Jesteś gitarzystą Muzyki Końca Lata oraz liderem Maków i Chłopaków. Który zespół jest Ci bliższy?
Najbliższe memu sercu jest wydobywanie dźwięków z instrumentu, tworzenie muzyki. Oprócz MKL i MiCh, mam
jeszcze solowy projekt Mikey and the turbospeeds, w skrócie Matt, można go posłuchać na stronie internetowej www.
myspace.com/mikeyandtheturbospeeds. W MKL skupiam
się głównie na gitarze, w MiCh śpiewam, piszę teksty, komponuję. To dwie odmienne role, które dobrze się uzupełniają. Trzeci projekt powstał w 2001 roku, kiedy poszedłem do
pierwszej pracy, zaczęły się studia, moi koledzy byli w podobnej sytuacji i nagle okazało się, że właściwie nie mamy
czasu na granie. Zacząłem wtedy po nocach nagrywać na
komputer gitarowe miniaturki, w ramach ogólnej niezgody
na to, że nie starcza mi czasu na robienie rzeczy, którą kocham najbardziej.
Maki i Chłopaki wydają się być jeszcze daleko, daleko za MKL…
Nie jest to Twój pierwszy nielegal. Przypomnisz, jak
zaczynał Adam CIHy na scenie hh?
“Stara Szkoła” jest moim drugim nielegalem. Pierwszy
został wypuszczony w miasto w 2001 roku i był zatytułowany “cih - projekt” (tzn. codzienność, inspiracja, hobby).
Pisaniem tekstów zacząłem zajmować się pod koniec
1999 roku. Było to rymowanie tylko i wyłącznie dla samego siebie. Pierwsze kawałki nie ujrzały światła dziennego,
nikt nie usłyszał ich z wyjątkiem mojej siostry i trzech kumpli. Nagrywki odbywały się w bardzo spartańskich warunkach, komputer z procesorem 486, program FastTracker,
zrobiony podkład zgrywany był na kasetę, mikrofon podłączany do wieży, w jednej kieszeni był odtwarzany podkład,
a na drugą kieszeń nagrywało się bit z wokalem.
Jakiś czas później poznałem Mateusza Kluczka,
który wraz ze swoimi ziomami zaprosił mnie do gościnnego udziału w trzech kawałkach które znalazły się na
nielegalu Rzeczy Po Imieniu, pod tytułem “Nazywaj...”.
Produkcja została wypuszczona w 2000 roku. Wtedy też
poznałem Janka Sobolewskiego - basistę jazzującego z
mińskiego składu Punkt G, który w dużym stopniu zajmował się produkcją muzyczną tej płyty. Parę bitów było też
produkcji Mikesza i Mateusza. Wtedy właśnie poznałem
całkiem inne metody produkcji, programy muzyczne do
nagrywania, edytowania i miksowania muzyki. Niezwykłym uczuciem było zobaczenie na monitorze komputera
tracku ze swoim wokalem.
Poprosiłem Janka o pomoc w produkcji mojego solowego projektu. Oczywiście zgodził się i rok później
w 2001 roku wyszedł mój nielegal “cih - projekt”. Większość bitów było mojej produkcji. Janek dograł mi do
paru kawałków żywy bas, zrobił też podkład dogrywając żywe pianino. Zajął się zgraniem wokali i obróbką
wszystkich ścieżek. Gościnnie w projekcie udział wzięli,
Mateusz i Bartek z zeczy Po Imieniu, Kiko i Łysy z ASP
oraz Kondziu z 2Meka (który wraz z Kostkiem tworzył
Nie spotkałem jeszcze osoby, która porównywała by osiągnięcia, czy twórczość tych dwóch zespołów. MiCh właściwie
dopiero zaczyna, mimo iż znamy się z chłopakami od wielu
lat. MKL działa dłużej, ma więcej piosenek, no i ma płytę,
ale dla bardzo wielu osób w tym kraju, oba zespoły są tak
samo nieznane. Smutne jest to, że nasza muzyka nie dociera do ludzi, w takim stopniu jakim bym chciał, ale trzeba
robić swoje, poddawanie się podobno nie przystoi prawdziwemu mężczyźnie.
Pamiętasz pierwszy koncert MiCh?
Pamiętam pierwszy koncert Mich, ale nie wspominam go
za dobrze. To był WOŚP w 2006 roku, w liceum w Mrozach.
Młodzież zgromadzona w sali gimnastycznej nie mogła się
doczekać dyskoteki, która miała się rozpocząć po naszym
występie.
Jedynym
plusem tego koncertu
był fakt, że wystąpiliśmy liceum, do którego wszyscy kiedyś
uczęszczaliśmy, na
scenie, na której kilka
lat wstecz, graliśmy
przeróbki utworów disco polo, na pierwszy
dzień wiosny.
Jak wyglądała droga MiCh do chwili obecnej?
MiCh działa od końca 2005 roku, w składzie: Wojtek Żurawski – perkusja, Marcin Biernat – gitara i wokal, Krzysztof
Wierzbicki – bas, Krzyśka zastępuję obecnie Maciek Sadoch. Z Wojtkiem gram już od ponad 10 lat, z Krzyśkiem
od lat 6. Zmieniały się składy i nazwy, podejście do grania.
Przez półtora roku działalności MiCh zagraliśmy kilkanaście koncertów, nagraliśmy demo. Koncerty gramy głównie
z MKL, gdyż nie mamy jeszcze dostatecznie dużo własnego materiału na samodzielny koncert, a i z organizacja występu jest łatwiej.
Skończyliście właśnie wasze pierwsze demo, mógłbyś
opowiedzieć o nim coś więcej?
Nowa płytka, nasze pierwsze demo nosi nazwę „Kariera”
i zawiera 3 utwory. Z braku funduszy ścieżki basu, gitary
i perkusji, nagraliśmy w jeden dzień, w studiu Kokszoman
w stolicy. Wokale dogrywałem u Zmywaka w mieszkaniu,
na mikrofonie pożyczonym od Piotrka z Delacore. Materiał miksowałem w domu, pomagał mi trochę Trabant aka
Piach. Zapewne słychać, że robiłem coś takiego pierwszy raz w życiu, ale mam nadzieję, że nasz przekaz będzie czytelny, mimo technicznych niedostatków. Dla mnie
zawsze ważniejsza była piosenka niż jej produkcja, a
i tak najbardziej podobają mi się nagrania z sali prób,
utrwalone na starym kaseciaku. Demo można kupić na
naszych koncertach, zamówić przez naszą stronę internetową www.makiichlopaki.xu.pl, lub odsłuchać na
www.myspace.com/makiichopaki.
Agnieszka Piekut
7
O
Mój Słownik MMz-u
statnio furorę robią publikacje
skonstruowane na bazie leksykonów. Nie mówię tu oczywiście
o bestsellerach takich, jak słowniczki
kieszonkowe angielsko-polskie i polsko-angielskie, które pobiły od otwarcia
granic Wielkiej Brytanii wszelkie rekordy popularności. Nie chodzi mi też
o encyklopedie. Chodzi o wspominki
z dawnych czasów, chociażby „Mój
słownik PRL-u” Marka Nowakowskiego, czy też „O dwóch takich... Alfabet
braci Kaczyńskich” autorstwa Michała
Karnowskiego i Piotra Zaremby.
Nieskromnie wyznam, że z racji
młodego wieku nie mogłabym napisać
wielosetstronicowej publikacji o sobie
samej, o swoich wspomnieniach. Mogłabym za to napisać felieton, co niniejszym czynię, w formie leksykonu.
W ramach wstępu nadmienię jeszcze,
że nie zawsze mieszkałam w Mińsku
Mazowieckim – przed sprowadzeniem
się do naszej zacnej miejscowości
udało mi się zwiedzić i dobrze poznać
kilka innych miejsc, mam więc możliwość porównania naszego Ememzetu z innymi miastami. Teoretyczną.
W praktyce ciężko jest mi go porównać
z jakimkolwiek znanym mi miejscem,
dlatego też ograniczę się do obserwacji
w oderwaniu od mojego dotychczasowego życiorysu.
Autobusy – o Mińsku się mówi pogardliwie „sypialnia Warszawy” (czasem
„sypialnia Siedlec”) – nie zgadzam się
stanowczo z tą nomenklaturą. Uważam
wręcz, że to Warszawa i Siedlce i inne
miasta skupione wokół Mińska są „krowami dojnymi Ememzetu”. Codziennie
rano rzesze ludzi zakładają płaszcze
i buty i wychodzą na przystanek. Potem są wiezieni. Potem skądś wracają
do Mińska. Dla mnie środki masowego
transportu są świetnymi sypialniami,
o ile jest miejsce do siedzenia. Jeśli nie
ma miejsca do siedzenia, pozostaję na
jawie i podziwiam krajobrazy za oknem
(kiedy już wyjadę z Warszawy, bo tam
jest brzydko).
Grono „MMz” – jedna z pierwszych
rzeczy, które zobaczyłam jako nowo
upieczona Mińszczanka. Jest to dość
ciekawe forum, gdzie młodzi (zazwyczaj) ludzie dyskutują na bardziej
i mniej ważne tematy. Jak na każdym
forum, jedni sobie słodzą, inni się kłócą,
jedni się wzajemnie o czymś informują,
inni dyskredytują te informacje – ludzie
6
ustawiają się na imprezy, potem o nich
rozmawiają, ogłaszają, że mają stary
komputer do sprzedania, lub że potrzebują roweru w niewielkiej cenie. Co by
tam nie było, jest to dość cenny przekrój przez wszelkie gatunki młodych
Mińszczan.
Koncerty – Mińsk jest zacnym miastem, które należycie celebruje wszelkie imprezy kulturalne. Ten felieton jest
subiektywny – nie napiszę o karaoke,
imprezach tanecznych ani wieczorkach
z poezją. Mińsk a koncerty – tu się dzieją rzeczy ciekawe. Młodzież podąża za
każdym dźwiękiem wydostającym się
z głośników w knajpach. Dwa główne
miejsca koncertowe to pewna karczma
i pewna kawiarnia, gdzie każde wydarzenie jest uświetniane przez młodszych i starszych mieszkańców. Ludzie
się bawią fajnie, nikomu nie przeszkadzają, raz przedziurawili opony w samochodzie muzyków, ale to był, mam
nadzieję, pojedynczy przypadek chwilowego zaniku szarych komórek.
Lodowisko – z ręką na sercu przyznam, że moich stóp nigdy nie starałam się nawet zapakować w łyżwy, co
dopiero iść na lodowisko. Ponieważ
jak inni ludzie nie przepadam za bólem
fizycznym, ani psychicznym (wyobrażam sobie to upokorzenie, kiedy padnie
się na tyłek przy wszystkich ludziach),
odmawiam sobie ślizgawkowej frajdy.
Jednak z czułością patrzyłam, przejeżdżając autobusem, na ludzi obijających
się jedni od drugich, trzymających się,
czego popadnie, lub wykonujących
śmiałe piruety, niczym gwiazdy.
Park – prawdopodobnie gdybym niniejszy felieton pisała w zimie, nie pomyślałabym nawet o naszym pięknym
parku. W zimie park jest nieprzyjazny,
zimny, ciemny i straszny. W co śmielszych wyobrażeniach widzi mi się on
jako miejsce wyjątkowo niebezpieczne.
Jednak kiedy na naszą słodką krainę
w centrum równie słodkiego kraju (tak,
chodzi o Mazowsze) spłynie błogi czas
wiosenny, park całkowicie zmienia swe
oblicze. Zaczynają rosnąć kwiaty, drzewa pączkują, krzaczki obrastają liśćmi, słychać śpiew ptaków. Pojawiają
się też ludzie – jedni tranzytem przez
park zmierzają w jakieś inne miejsce,
inni docelowo zmierzają do parku. Ci
ostatni dzielą się na podgrupy: dzieci
z rodzicami (świeże powietrze, spacerek, wesołe rodzinne chwile na placu
zabaw, karmienie kaczuszek i łabędzi – obraz cudnej, polskiej sielanki
z pierwszego zdarzenia), dzieci bez
rodziców (młodzież spacerująca, młodzież pijąca – czyli „ach-ta-dzisiejsza”,
młodzież obejmująca się na ławkach
– posegregowana zgodnie z ich gustami w pary), dorośli (grupa nudniejsza
niż pozostałe – wyprowadzają psy, palą
papierosy, czasem też piją, ale są mniej
barwni – do nich niestety zaliczam się
ja, z racji wieku).
Ptaki – miałam z początku wrażenie, że
ptactwo – kaczki i ich kumple łabędzie
– postanowiły wyprzeć rodzaj ludzki z
Mińska Mazowieckiego. Kiedy wracałam po zmierzchu do domu po kładce
nad Srebrną, słyszałam złowieszcze
„kwa-kwa-kwa” i w mojej wyobraźni
widziałam bractwo gołębi, wróbli, wron,
kaczek i kawek, jak przeprowadzają
bombardowanie na ulicy Piłsudskiego.
Z upływem czasu jednak zaakceptowałam te jakże mi obce gatunki. Wręcz
je polubiłam – nie wiem, czy wiecie,
ale taka pokaźna ilość dzikich żyjątek
świadczy o czystości i unikalności miasta. Od momentu, kiedy spotkałam się
twarz-w-dziób z małą sówką koło wiaty
śmietnikowej (gdzie, jak człowiek cywilizowany, niosłam odpadki komunalne),
zrozumiałam, że dzikie ptactwo to całkiem fajna rzecz.
Srebrna – nie mam wiele do powiedzenia na temat tej rzeki, jedynie to, że jest
siedliskiem kaczek krzyżówek, a poza
tym dostarcza także w letniej porze
bardzo sympatycznego, obrośniętego
trawką brzegu, gdzie można romantycznie się rozmarzyć i poślepić w odmęty naszej Mińskiej Missisipi.
Co prawda mój leksykon kończy
się na literze „S”, ale mam nadzieję,
że chociaż troszeczkę można załapać
kilka istotnych rzeczy w naszym mieście, widzianym oczami nowo przybyłej
mieszkanki. Podsumowując – miasto to
ludzie (i, jak widać, ptaki), a ludzi takich,
jacy są w Mińsku, nie można spotkać
nigdzie indziej.
nn krt
pierwszy skład hip-hopowy w Mińsku Mazowieckim).
Zaraz po zakończeniu tego projektu zabrałem się do
tworzenia nowych bitów i pisania nowych tekstów. Razem z Panem Janem siedliśmy nad nagraniem krótkiego
demka, ale oczywiście biednemu zawsze wiatr w oczy,
nóż w plecy i ch** w dupę. Najpierw siadła karta dźwiękowa, potem płyta główna, a na koniec siadł monitor.
Ekstra, jakieś fatum. Na domiar złego, urwała się współpraca z ankiem, trudno było się z nim ustawić na jakąś
nagrywkę z powodu licznych jego wyjazdów. Chłopak
jest znany ze spontanicznych podróży po całym kraju
iświecie (w chwili obecnej jest na dłużej w ...Papui Nowej
Gwinei). Demo nie zostało nagrane, za to doszło parę
nowych bitów i tekstów i z demka robił się powoli materiał na następny nielegal. Był 2003 rok. W tym momencie
straciłem motywację do pisania tekstów. Chłopaki z RPI
przestali nagrywać, chłopaki z ASP po wydaniu nielegala też nie mogli się jakoś zebrać, nie było miejscówki
i sprzętu, gdzie można byłoby coś potworzyć. Na chacie
jednak siadałem czasem przed kompem, robiłem sobie
jakąś muzyczkę, pisałem jakiś tekst, ale nie dochodziło
do nagrania. Bity marnowały się na dysku, teksty leżały
w szufladzie…
zały się za stare, beznadziejne technicznie, albo tematycznie zdeaktualizowane), zacząłem nagrywać wokale
na drugi nielegal pt. “Stara Szkoła”. Większość tekstów
Co zmotywowało Cię do skończenia produkcji?
W 2006 roku w Mińsku wychodzą dwa nielegale (Stare
Panny, Projekt Chaos), co mnie na nowo w jakiś sposób
motywuje. Coś się zaczęło dziać w tym mieście, usłyszałem wtedy też, że mają powstawać niedługo inne nagrania, innych składów. W sierpniu nawiązując znajomość
ze Sztorcem, Pepem i Krawcem, rozpoczęliśmy współpracę. Pod koniec stycznia 2007 roku po przygotowaniu
podkładów, odkurzeniu i wybraniu tekstów (niektóre oka-
powstało w wyniku obserwacji, przeżyć i przemyśleń
z okresu 2002-2006. 16 marca 2007 roku pierwsi posiadacze tej płytki mogli posłuchać nowych utworów…
rozmawiała Agnieszka Piekut
Startują nowe projekty sNIK
Czekamy na zgłoszenia kapel z MMz !
S
towarzyszenie Niezależna Inicjatywa Kulturalna w wyniku
otwartego konkursu, ogłoszonego przez Starostwo Powiatowe oraz Urząd Miasta, na realizację zadań publicznych w
2007 roku pozyskało środki pieniężne między innymi na dofinansowanie wyjazdów zespołów muzycznych z terenu Mińska
i okolic na różnego typu festiwale, konkursy i przeglądy oraz na
wydanie płyty-składanki lokalnych zespołów.
Wyjazdy mińskich kapel na festiwale
Imprezy te odbywają się w całej Polsce, niejednokrotnie kilkadziesiąt a nawet kilkaset kilometrów za Mińskiem. Koszty
dojazdu zespołu wraz ze sprzętem często przekraczają więc
możliwości finansowe naszych lokalnych zespołów. Stanowi to
dużą przeszkodę w rozwoju ich twórczości oraz jest często barierą, uniemożliwiającą im zaprezentowanie się szerszej publiczności, a tym samym reprezentowania powiatu, z którego
pochodzą, na arenie ogólnopolskiej.
Zachęcamy wszystkie zespoły z Mińska i okolic do zgłaszania
się do konkursów i festiwali, odbywających się na terenie całego kraju. Jeśli zespół z terenu powiatu mińskiego dostanie się
na taką imprezę, prosimy o kontakt ze Stowarzyszeniem NIK
- możliwe, że dofinansujemy Wam wyjazd. Pieniędzy jest mało
więc nie czekajcie, kto pierwszy ten lepszy.
Płyta: „Mińskie Zagłębie Muzyczne”
Na terenie powiatu mińskiego działa kilkanaście zespołów muzycznych. Dorobek tej młodzieżowej sceny muzycznej niewątpliwie zasługuje na większą uwagę. Potwierdzeniem tej tezy
jest zarówno wysoka frekwencja na koncertach tych zespołów,
jak i liczne pozytywne recenzje pojawiające się w prasie lokalnej i prasie o zasięgu ogólnopolskim. Stowarzyszenie Niezależna Inicjatywa Kulturalna oraz wiele osób śledzących rozwój
tej sfery twórczości na terenie powiatu mińskiego, dostrzega
potrzebę archiwizacji dotychczasowego dorobku artystycznego
powiatowej sceny muzycznej. Dlatego też sNIK planuje wydać
w tym roku promocyjną płytę mińskich zespołów muzycznych.
Tego typu wydawnictwo niewątpliwie będzie stanowić także
ciekawy element promocji powiatu mińskiego. Ma to być w pełni profesjonalnie wydana płyta, zawierająca twórczość naszych
zespołów. Zakładamy, że na płycie CD, znajdą się nagrania 816 zespołów (w zależności od ilości chętnych) z powiatu mińskiego, a płyta zawierać będzie łącznie około 14-18 utworów.
Przewidujemy, że w ramach przedstawianego tu projektu możliwość nagrania w studio będą miały zespoły nie posiadające
profesjonalnych nagrań. Prosimy wszystkie zespoły muzyczne
z Mińska i okolic, które chcą znaleźć się na płycie o kontakt:
Kamil Kaźmierczak tel. 605600072 lub mail: rybadlc@o2.
3
Buckleys i WTF w Karczmie Staropolskiej
Jam session do rana...
J
uż po raz kolejny mińska publiczność
tłumnie zgromadziła się w Karczmie
Staropolskiej, a na ulicach miasta panował spokój i błoga cisza. Nic dziwnego,
bowiem w sobotni wieczór 17.03.2007
działo się naprawdę dużo. Zapowiadało
się całkiem niewinnie – koncert zespołu
WTF i Buckleys, a skończyło na narodzinach nowej gwiazdy sceny rockowej
i prawdziwym jam session.
Koncert rozpoczęła debiutująca grupa
WFT, czyli „grający hardrocka i powoli
zmierzający w kierunku bluesa zespół,
złożony w połowie z muzyków z Mińska
Mazowieckiego i Warszawy”. We wrześniu 2006 postanowili założyć kapelę,
która, jak sami mówią - „po drobnych
przetasowaniach” – gra do dziś w składzie: Wojciech „Drechu” Bąk (perkusja), Marek „Styko” Styk (bas), Joachim
„Johny” Budny(gitara) i Adam „Tulus”
Szczukocki (wokal). I choć na razie na
swoim koncie nie mają własnych utworów, w zupełności nie przeszkodziło to
chłopcom w tym, by już po pierwszym
koncercie mieć tłumy fanów, a niewątpliwie tak też się stało. Może wszystko
za przyczyną prezentowanych utworów,
no bo jak nie zakochać się na przykład w
„Harlem mój” Dżemu, „Hey Joe” Jimmiego Hendriksa, czy „Oni zaraz przyjdą tu”
Tadeusza Nalepy?! Warte wspomnienia
jest, iż ten ostatni kawałek poświęcony
był pamięci zmarłego niedawno ojca
polskiego bluesa, jak zwykł o nim mówić muzyczny świat. Na bis WTF też
przygotowało same najlepsze numery
– „Another brick in the wall” Pink Floyd,
„Help” The Beatles i legendarne „Smoke
on the water” Deep Purple.
Kiedy z wielkim trudem udało się im zejść ze
sceny, miejsce nowo narodzonej gwiazdy
zajął zespół Buckleys, kapela dobrze znana
mińskiej publiczności.
Po oficjalnej części koncertowej przyszedł
czas na prawdziwe jam session, gdzie zarówno WFT, jak i Buckleys zagrało same
największe standardy bluesa.
Fragment rozmowy z Markiem „Styko”
Stykiem, basistą WTF:
Jak na razie gramy dopiero od września
i chcemy najpierw porządnie zaistnieć
na scenie. Uważamy, że przede wszystkim nadszedł już najwyższy czas, żeby
się pokazać. Chcieliśmy sprawdzić jak
sobie radzimy na scenie i celowo zaczęliśmy od jam session, żeby była luźniejsza atmosfera i większa tolerancja dla
ewentualnych wpadek. Skromnie młody
człowiek dodaje: Jak się okazało, pierwszy nasz występ został przyjęty znakomicie, przekraczając nasze najśmielsze
Felieton wiosenny
Wiosna, wiosna, wiosna ach to Ty …
Śnieg dawno już stopniał, choć jeszcze
dziś, kiedy piszę te słowa, nieśmiało
spróbował kolejny raz zabielić chodniki i ulice naszego miasta. Na szczęście
wystawił do boju zbyt słabe siły i szybko
poddał się podmuchom ciepłego powietrza. Również dziś niebo po raz pierwszy
roziskrzyło się błyskawicami, dało się kilka
razy słyszeć coś podobnego do grzmotu.
Jakby tego było mało, na drzewach powoli
pojawiają się pąki, temperatura nie spada
już poniżej zera [chyba, że w nocy, ale
skąd miałbym o tym wiedzieć?]. Każdego
dnia słońce coraz później chyli się za horyzont, żegnając kolejny dzień.
Ten krótki wywód meteorologiczny nieomylnie wskazuje na jedno:
NADCHODZI WIOSNA!
Nie da się zaprzeczyć, nadchodzi, wraz
ze wszystkimi swoimi nieodłącznymi
objawami. Oprócz symptomów ściśle
powiązanych z pogodą, są też i te, na
które aura ma wpływ jedynie pośredni.
Młodzież stopniowo zamienia ciepłe
miejscówki w knajpach na parkowe
ławki, rzesze ekshibicjonistek [to znaczy
dziewcząt, które wcześnie wyczuły
zbliżające się nieuchronnie ocieplenie] prezentują swoje wdzięki, uczniowie młodszych klas nabierają ochoty na
wagary [ci z klas starszych wagarowaliby
nawet mieszkając na Syberii], wszystkich
zaś uczniów [poza skrajnymi wyjątkami,
które zamiast w szkole powinny siedzieć
w izolatkach] opuszcza ochota do nauki,
by na przełomie kwietnia i maja przeżyć
totalny kryzys osobowości, graniczący
niemal z schizofrenią, oscylujący wokół
tragicznego dylematu każdego ucznia,
którego kwintesencję w uogólnionej formie
przedstawiał sam Szekspir, mianowicie
„UCZYĆ SIĘ, CZY SIĘ NIE UCZYĆ?
– OTO JEST PYTANIE!”
Pytanie, które choć od wieków pozostaje
bez oficjalnej odpowiedzi, zdaje się samym swym istnieniem dyktować jedyną
właściwą odpowiedź. Szczególnie, gdy za
oknem słońce przyjemnie grzeje, koledzy
już rozgrzewają się przed kolejnym meczem a koleżanki gromadami przemierzają
sklepy w poszukiwaniu „czegoś wiosennego”. Owo „coś wiosennego” również
owiane jest swoistą legendą, gdyż nigdy
nie wiadomo, czym dokładnie jest ten
niezwykły przedmiot, którego większość
W byciu szalonym jest taka uciecha, której nie zazna nikt, oprócz szaleńca
oczekiwania. Spotkaliśmy się z miłym
przyjęciem, ludzie dali nam kredyt zaufania i z zainteresowaniem śledzili nasze
postępy. Chcieliśmy podziękować Tomkowi Gryciukowi, Właścicielom Karczmy
Staropolskiej, Elvisowi i Buckleys’om za
wsparcie na samym początku. Warto
podkreślić, że naprawdę zależało mi na
tym, żeby pierwszy koncert był w Karczmie Staropolskiej, ponieważ kilka razy
z Tulusem graliśmy tam na jam session.
O sobie samym i muzyce, którą wykonuje, „Styko” mówi tak: Przede wszystkim
nie jestem żadną wyrocznią ani mentorem. Myślę, że rock to głównie świetna
muzyka rozrywkowa, choć czasem wychodzi poza te ramy i staje się bardziej
wyszukany (rock progresywny). Rockowe
teksty to dobre ujście dla emocji i uczuć,
a jeśli ktoś uzna, że to, co czuje, znajduje
odbicie w naszych tekstach, to znaczy, że
muzyka do niego trafiła i może się z nią
utożsamiać, a takimi tekstami na pewno
łatwiej zdobyć wrażliwą publikę…
Wszystkim fanom WTF-u przypominamy, iż kolejny koncert kapeli będzie miał
miejsce 31.03.2007 w Dujerze.
Magda
Serdeczne podziękowania dla Marka Styka, basisty WTF, który pomimo skromności, zgodził się na
udzielenie wywiadu..
żeńskiej populacji zaczyna szukać już od
połowy marca. Co do mnie, uważam, iż
jest to szczypior, ewentualnie rzodkiewka. Inni, bardziej romantyczni, uważają,
iż przebiśnieg, zaś materialiści są zdania, iż może być to kolejny cienki pasek
materiału imitujący sukienkę, którego
jednak głównym zadaniem jest nie zakrywanie, a coś dokładnie przeciwnego.
Po tej krótkiej dygresji na temat przedmiotu równie legendarnego, jak Święty
Graal, powracamy do dręczącego kolejne
pokolenia uczniów pytania. Warto zwrócić
uwagę na jego dwoistą naturę. Jak już
zostało powiedziane, zdaje się ono samo
sugerować właściwą odpowiedź. Owa
odpowiedź zależna jest jednak od punktu widzenia. Normalny, zdrowy uczeń,
odpowie oczywiście „nie uczyć się”. Jednak niemal każdy znany nauce nauczyciel [obawiam się, że słowo „zdrowy”
nie będzie tutaj wskazane] niewątpliwie
udzieli odwrotnej odpowiedzi. Skąd bierze
się ta rozbieżność?
Cóż, jest ona zakorzeniona w ludzkich
umysłach tak głęboko, jak potrzeba snu
czy też jedzenia. Z tym, że tak, jak każdy
uczeń ma niemal wrodzoną niechęć do
Kulturalnie o „Kulturalnej Przystani”
S
tudiują w Warszawie, Siedlcach, uczą
się w liceach ogólnokształcących
w Mińsku Mazowieckim. Ich
największym marzeniem jest zorganizowanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego
w Cegłowie. Stowarzyszenie Rozwoju Kultury „Kulturalna Przystań”, bo o nich mowa,
to młodzi ludzie, którzy potrafią swój czas
dzielić pomiędzy drugiego człowieka.
Pochodzą z Cegłowa, połączyła ich muzyka rockowa i, jak mówią, „skłonność do pozytywnego szaleństwa”. Pierwotnie działali
jako nieformalna grupa i już od samego
początku rzucili się na głęboką wodę kultury. W 2000 roku zorganizowali pierwszy
Letni Festiwal Rockowy, który doczekał się
piątej swojej edycji, a nawet własnego „potomka” – RockWinterFest, przygotowanego na zimę 2006.
Największym osiągnięciem, jako nieformalnie działającej grupy, było powołanie
i woluntarystyczne prowadzenie mini
– domu kultury dla cegłowskiej młodzieży,
gdzie odbyło się wiele imprez kulturalno
– artystycznych dla lokalnej społeczności.
Od września 2006 roku mówi się o
nich, jako o Stowarzyszeniu Rozwoju Kultury „Kulturalna Przystań”. Za główny cel
postawili sobie propagowanie szeroko pojmowanej kultury, poczynając od rozwoju
tradycyjnych i innowacyjnych form, poprzez
dbanie i poszerzanie dorobku artystycznego regionu, kończąc wreszcie na pracy
z młodzieżą, która dzięki różnego rodzaju
warsztatom edukacyjnym, rozwija swoje
umiejętności i zainteresowania. Jak mówią
o sobie samych – „Osiągamy te cele m.in.
poprzez organizowanie własnych projektów i programów edukacyjno – kulturalnych
oraz organizowanie wydarzeń kulturalno
– artystycznych (…) „Kulturalna Przystań” –
tak nazwaliśmy nasz dom kultury, został otwarty dzięki dotacji przyznanej przez Polską
Fundację Dzieci i Młodzieży i Fundację J&S
Pro Bono Poloniae w ramach programu
„Dobre Pomysły”. W swojej skromności nie
zapominają o tych, dzięki pomocy którym
mogą istnieć. Szczególne podziękowania
kierują w stronę wójta gminy, Krzysztofa
Miklaszewskiego – „To dzięki niemu, w
głównej mierze, udaje nam się realizować
cele projektu. Wspiera nas mentalnie i finansowo, zarówno szczerym uznaniem
jak i zapewnieniem, że Dom Kultury,
będący inicjatywą oddolną, będzie istniał
dalej, dzięki pieniądzom z budżetu gminy”
– mówi Prezes „Kulturalnej Przystani”, Tomasz Szczęśniak.
Dzielą swój czas pomiędzy studia,
pracę zawodową, własne życie, wspólne
wycieczki na Mazury, nie przeszkadza
im to jednak w tym, by pomagać innym.
W cegłowskim Domu Kultury siedemnastu
wolontariuszy prowadzi warsztaty muzyczne, plastyczne, fotograficzne, teatralne,
turystyczne, komputerowe i gier stolikowych, skierowane do młodszych kolegów.
Wartym wspomnienia jest również fakt,
iż Stowarzyszenie Rozwoju Kultury „Kulturalna Przystań”, było organizatorem,
wspólnie z Mińskim Towarzystwem
Muzycznym, Urzędem Gminy i Parafią
Rzymskokatolicką w Cegłowie, Mszy C
– dur KV 258 Wolfganga Amadeusza
Mozarta, która odbyła się 26.11.2006 roku
w Kościele Rzymskokatolickim p.w. św.
Jana Chrzciciela w Cegłowie.
Wydarzeniem,wktóre,jaksamitwierdzą,
włożyli najwięcej wysiłku, było samodzielne
zorganizowanie wystawy fotograficznej
„Cegłów dawniej i dziś”, mającej na celu
ukazanie historii i współczesnego oblicza
własnej miejscowości. Przedsięwzięcie
to szerokim echem odbiło się w mediach,
bowiem o „Kulturalnej Przystani” głośno
nie było tylko w najbliższym otoczeniu,
ale również w prasie, radiu i telewizji. Do
dnia dzisiejszego ekspozycję z wystawy
można oglądać w Bibliotece Publicznej
w Cegłowie.
Obecnie „Kulturalna Przystań” bierze
udział w ogólnopolskim programie „Równać
Szanse”, dzięki któremu i poprzez który pragnie
ograniczać małomiasteczkowość Cegłowa,
pokazując miejscowość z innej strony, tej
kulturalnej. Ma przy tym nadzieję, że przyczyni się to do poszerzenia zasięgu działalności
Stowarzyszenia na cały powiat, czego serdecznie „Kulturalnej Przystani” życzymy.
Podziękowania przy powstawaniu tego
artykuły kieruję w stronę Prezesa „Kulturalnej Przystani”, Jakuba Bakuły i Magdaleny
Przybińskiej.
Magda
nauki, tak nauczyciele w swym skrajnym
braku humanitaryzmu i nieposzanowaniu
konwencji genewskich tkwią wytrwale
w przekonaniu, iż nauka ma służyć naszemu, uczniowskiemu dobru i przysłuży się
w przyszłości nam, naszym ewentualnym
mężom, żonom i potomstwu, a także
całemu narodowi. Niestety sami zdążyli
już dawno zapomnieć, czym są kwasy
karboksylowe, polimeraza DNA, funkcje
trygonometryczne czy też bilanse cieplne,
stąd też bierze się przekonanie o zbawiennym wpływie nauki na młodych ludzi.
Dlatego nam, biednym uczniom, pozostaje
jedynie rzucić podręczniki w kąt wraz
z pierwszymi ciepłymi, wiosennymi dniami
i poświęcić się w pełni temu, co naprawdę
lubimy w życiu robić. Powiedzmy sobie
zatem wszyscy dwa najpiękniejsze słowa
„CARPE DIEM” i pozwólmy sobie cieszyć
się wiosną.
Stykó
O
Mój Słownik MMz-u
statnio furorę robią publikacje
skonstruowane na bazie leksykonów. Nie mówię tu oczywiście
o bestsellerach takich, jak słowniczki
kieszonkowe angielsko-polskie i polsko-angielskie, które pobiły od otwarcia
granic Wielkiej Brytanii wszelkie rekordy popularności. Nie chodzi mi też
o encyklopedie. Chodzi o wspominki
z dawnych czasów, chociażby „Mój
słownik PRL-u” Marka Nowakowskiego, czy też „O dwóch takich... Alfabet
braci Kaczyńskich” autorstwa Michała
Karnowskiego i Piotra Zaremby.
Nieskromnie wyznam, że z racji
młodego wieku nie mogłabym napisać
wielosetstronicowej publikacji o sobie
samej, o swoich wspomnieniach. Mogłabym za to napisać felieton, co niniejszym czynię, w formie leksykonu.
W ramach wstępu nadmienię jeszcze,
że nie zawsze mieszkałam w Mińsku
Mazowieckim – przed sprowadzeniem
się do naszej zacnej miejscowości
udało mi się zwiedzić i dobrze poznać
kilka innych miejsc, mam więc możliwość porównania naszego Ememzetu z innymi miastami. Teoretyczną.
W praktyce ciężko jest mi go porównać
z jakimkolwiek znanym mi miejscem,
dlatego też ograniczę się do obserwacji
w oderwaniu od mojego dotychczasowego życiorysu.
Autobusy – o Mińsku się mówi pogardliwie „sypialnia Warszawy” (czasem
„sypialnia Siedlec”) – nie zgadzam się
stanowczo z tą nomenklaturą. Uważam
wręcz, że to Warszawa i Siedlce i inne
miasta skupione wokół Mińska są „krowami dojnymi Ememzetu”. Codziennie
rano rzesze ludzi zakładają płaszcze
i buty i wychodzą na przystanek. Potem są wiezieni. Potem skądś wracają
do Mińska. Dla mnie środki masowego
transportu są świetnymi sypialniami,
o ile jest miejsce do siedzenia. Jeśli nie
ma miejsca do siedzenia, pozostaję na
jawie i podziwiam krajobrazy za oknem
(kiedy już wyjadę z Warszawy, bo tam
jest brzydko).
Grono „MMz” – jedna z pierwszych
rzeczy, które zobaczyłam jako nowo
upieczona Mińszczanka. Jest to dość
ciekawe forum, gdzie młodzi (zazwyczaj) ludzie dyskutują na bardziej
i mniej ważne tematy. Jak na każdym
forum, jedni sobie słodzą, inni się kłócą,
jedni się wzajemnie o czymś informują,
inni dyskredytują te informacje – ludzie
6
ustawiają się na imprezy, potem o nich
rozmawiają, ogłaszają, że mają stary
komputer do sprzedania, lub że potrzebują roweru w niewielkiej cenie. Co by
tam nie było, jest to dość cenny przekrój przez wszelkie gatunki młodych
Mińszczan.
Koncerty – Mińsk jest zacnym miastem, które należycie celebruje wszelkie imprezy kulturalne. Ten felieton jest
subiektywny – nie napiszę o karaoke,
imprezach tanecznych ani wieczorkach
z poezją. Mińsk a koncerty – tu się dzieją rzeczy ciekawe. Młodzież podąża za
każdym dźwiękiem wydostającym się
z głośników w knajpach. Dwa główne
miejsca koncertowe to pewna karczma
i pewna kawiarnia, gdzie każde wydarzenie jest uświetniane przez młodszych i starszych mieszkańców. Ludzie
się bawią fajnie, nikomu nie przeszkadzają, raz przedziurawili opony w samochodzie muzyków, ale to był, mam
nadzieję, pojedynczy przypadek chwilowego zaniku szarych komórek.
Lodowisko – z ręką na sercu przyznam, że moich stóp nigdy nie starałam się nawet zapakować w łyżwy, co
dopiero iść na lodowisko. Ponieważ
jak inni ludzie nie przepadam za bólem
fizycznym, ani psychicznym (wyobrażam sobie to upokorzenie, kiedy padnie
się na tyłek przy wszystkich ludziach),
odmawiam sobie ślizgawkowej frajdy.
Jednak z czułością patrzyłam, przejeżdżając autobusem, na ludzi obijających
się jedni od drugich, trzymających się,
czego popadnie, lub wykonujących
śmiałe piruety, niczym gwiazdy.
Park – prawdopodobnie gdybym niniejszy felieton pisała w zimie, nie pomyślałabym nawet o naszym pięknym
parku. W zimie park jest nieprzyjazny,
zimny, ciemny i straszny. W co śmielszych wyobrażeniach widzi mi się on
jako miejsce wyjątkowo niebezpieczne.
Jednak kiedy na naszą słodką krainę
w centrum równie słodkiego kraju (tak,
chodzi o Mazowsze) spłynie błogi czas
wiosenny, park całkowicie zmienia swe
oblicze. Zaczynają rosnąć kwiaty, drzewa pączkują, krzaczki obrastają liśćmi, słychać śpiew ptaków. Pojawiają
się też ludzie – jedni tranzytem przez
park zmierzają w jakieś inne miejsce,
inni docelowo zmierzają do parku. Ci
ostatni dzielą się na podgrupy: dzieci
z rodzicami (świeże powietrze, spacerek, wesołe rodzinne chwile na placu
zabaw, karmienie kaczuszek i łabędzi – obraz cudnej, polskiej sielanki
z pierwszego zdarzenia), dzieci bez
rodziców (młodzież spacerująca, młodzież pijąca – czyli „ach-ta-dzisiejsza”,
młodzież obejmująca się na ławkach
– posegregowana zgodnie z ich gustami w pary), dorośli (grupa nudniejsza
niż pozostałe – wyprowadzają psy, palą
papierosy, czasem też piją, ale są mniej
barwni – do nich niestety zaliczam się
ja, z racji wieku).
Ptaki – miałam z początku wrażenie, że
ptactwo – kaczki i ich kumple łabędzie
– postanowiły wyprzeć rodzaj ludzki z
Mińska Mazowieckiego. Kiedy wracałam po zmierzchu do domu po kładce
nad Srebrną, słyszałam złowieszcze
„kwa-kwa-kwa” i w mojej wyobraźni
widziałam bractwo gołębi, wróbli, wron,
kaczek i kawek, jak przeprowadzają
bombardowanie na ulicy Piłsudskiego.
Z upływem czasu jednak zaakceptowałam te jakże mi obce gatunki. Wręcz
je polubiłam – nie wiem, czy wiecie,
ale taka pokaźna ilość dzikich żyjątek
świadczy o czystości i unikalności miasta. Od momentu, kiedy spotkałam się
twarz-w-dziób z małą sówką koło wiaty
śmietnikowej (gdzie, jak człowiek cywilizowany, niosłam odpadki komunalne),
zrozumiałam, że dzikie ptactwo to całkiem fajna rzecz.
Srebrna – nie mam wiele do powiedzenia na temat tej rzeki, jedynie to, że jest
siedliskiem kaczek krzyżówek, a poza
tym dostarcza także w letniej porze
bardzo sympatycznego, obrośniętego
trawką brzegu, gdzie można romantycznie się rozmarzyć i poślepić w odmęty naszej Mińskiej Missisipi.
Co prawda mój leksykon kończy
się na literze „S”, ale mam nadzieję,
że chociaż troszeczkę można załapać
kilka istotnych rzeczy w naszym mieście, widzianym oczami nowo przybyłej
mieszkanki. Podsumowując – miasto to
ludzie (i, jak widać, ptaki), a ludzi takich,
jacy są w Mińsku, nie można spotkać
nigdzie indziej.
nn krt
pierwszy skład hip-hopowy w Mińsku Mazowieckim).
Zaraz po zakończeniu tego projektu zabrałem się do
tworzenia nowych bitów i pisania nowych tekstów. Razem z Panem Janem siedliśmy nad nagraniem krótkiego
demka, ale oczywiście biednemu zawsze wiatr w oczy,
nóż w plecy i ch** w dupę. Najpierw siadła karta dźwiękowa, potem płyta główna, a na koniec siadł monitor.
Ekstra, jakieś fatum. Na domiar złego, urwała się współpraca z ankiem, trudno było się z nim ustawić na jakąś
nagrywkę z powodu licznych jego wyjazdów. Chłopak
jest znany ze spontanicznych podróży po całym kraju
iświecie (w chwili obecnej jest na dłużej w ...Papui Nowej
Gwinei). Demo nie zostało nagrane, za to doszło parę
nowych bitów i tekstów i z demka robił się powoli materiał na następny nielegal. Był 2003 rok. W tym momencie
straciłem motywację do pisania tekstów. Chłopaki z RPI
przestali nagrywać, chłopaki z ASP po wydaniu nielegala też nie mogli się jakoś zebrać, nie było miejscówki
i sprzętu, gdzie można byłoby coś potworzyć. Na chacie
jednak siadałem czasem przed kompem, robiłem sobie
jakąś muzyczkę, pisałem jakiś tekst, ale nie dochodziło
do nagrania. Bity marnowały się na dysku, teksty leżały
w szufladzie…
zały się za stare, beznadziejne technicznie, albo tematycznie zdeaktualizowane), zacząłem nagrywać wokale
na drugi nielegal pt. “Stara Szkoła”. Większość tekstów
Co zmotywowało Cię do skończenia produkcji?
W 2006 roku w Mińsku wychodzą dwa nielegale (Stare
Panny, Projekt Chaos), co mnie na nowo w jakiś sposób
motywuje. Coś się zaczęło dziać w tym mieście, usłyszałem wtedy też, że mają powstawać niedługo inne nagrania, innych składów. W sierpniu nawiązując znajomość
ze Sztorcem, Pepem i Krawcem, rozpoczęliśmy współpracę. Pod koniec stycznia 2007 roku po przygotowaniu
podkładów, odkurzeniu i wybraniu tekstów (niektóre oka-
powstało w wyniku obserwacji, przeżyć i przemyśleń
z okresu 2002-2006. 16 marca 2007 roku pierwsi posiadacze tej płytki mogli posłuchać nowych utworów…
rozmawiała Agnieszka Piekut
Startują nowe projekty sNIK
Czekamy na zgłoszenia kapel z MMz !
S
towarzyszenie Niezależna Inicjatywa Kulturalna w wyniku
otwartego konkursu, ogłoszonego przez Starostwo Powiatowe oraz Urząd Miasta, na realizację zadań publicznych w
2007 roku pozyskało środki pieniężne między innymi na dofinansowanie wyjazdów zespołów muzycznych z terenu Mińska
i okolic na różnego typu festiwale, konkursy i przeglądy oraz na
wydanie płyty-składanki lokalnych zespołów.
Wyjazdy mińskich kapel na festiwale
Imprezy te odbywają się w całej Polsce, niejednokrotnie kilkadziesiąt a nawet kilkaset kilometrów za Mińskiem. Koszty
dojazdu zespołu wraz ze sprzętem często przekraczają więc
możliwości finansowe naszych lokalnych zespołów. Stanowi to
dużą przeszkodę w rozwoju ich twórczości oraz jest często barierą, uniemożliwiającą im zaprezentowanie się szerszej publiczności, a tym samym reprezentowania powiatu, z którego
pochodzą, na arenie ogólnopolskiej.
Zachęcamy wszystkie zespoły z Mińska i okolic do zgłaszania
się do konkursów i festiwali, odbywających się na terenie całego kraju. Jeśli zespół z terenu powiatu mińskiego dostanie się
na taką imprezę, prosimy o kontakt ze Stowarzyszeniem NIK
- możliwe, że dofinansujemy Wam wyjazd. Pieniędzy jest mało
więc nie czekajcie, kto pierwszy ten lepszy.
Płyta: „Mińskie Zagłębie Muzyczne”
Na terenie powiatu mińskiego działa kilkanaście zespołów muzycznych. Dorobek tej młodzieżowej sceny muzycznej niewątpliwie zasługuje na większą uwagę. Potwierdzeniem tej tezy
jest zarówno wysoka frekwencja na koncertach tych zespołów,
jak i liczne pozytywne recenzje pojawiające się w prasie lokalnej i prasie o zasięgu ogólnopolskim. Stowarzyszenie Niezależna Inicjatywa Kulturalna oraz wiele osób śledzących rozwój
tej sfery twórczości na terenie powiatu mińskiego, dostrzega
potrzebę archiwizacji dotychczasowego dorobku artystycznego
powiatowej sceny muzycznej. Dlatego też sNIK planuje wydać
w tym roku promocyjną płytę mińskich zespołów muzycznych.
Tego typu wydawnictwo niewątpliwie będzie stanowić także
ciekawy element promocji powiatu mińskiego. Ma to być w pełni profesjonalnie wydana płyta, zawierająca twórczość naszych
zespołów. Zakładamy, że na płycie CD, znajdą się nagrania 816 zespołów (w zależności od ilości chętnych) z powiatu mińskiego, a płyta zawierać będzie łącznie około 14-18 utworów.
Przewidujemy, że w ramach przedstawianego tu projektu możliwość nagrania w studio będą miały zespoły nie posiadające
profesjonalnych nagrań. Prosimy wszystkie zespoły muzyczne
z Mińska i okolic, które chcą znaleźć się na płycie o kontakt:
Kamil Kaźmierczak tel. 605600072 lub mail: rybadlc@o2.
3
sNIK poleca: Adam CIHy „Stara szkoła”
z Marcinem ‘Makaronem’ Biernatem:
Nowe bity, nowe słowa, ale stara szkoła… Rozmowa
Trzeba robić swoje…
K
olejna mińska produkcja hip hopowa, tym razem
reprezentująca studio K8. Studio nowopowstałe,
ale nowością nie jest nawijka Adama CIHego, który
z mińską sceną kojarzony jest od wielu lat. Po długiej wydawniczej przerwie, w końcu ukazał się nielegal Adasia
zatytułowany „Stara szkoła”.
Już w pierwszym, otwierającym krążek kawałku, Adaś
daje do zrozumienia, że mimo, że będziemy słuchać nowych rymów i bitów, mimo, że minęło sporo czasu i wiele
się zmieniło, to pozostała w nim stara szkoła hip hopu.
Chcąc określić styl Adasia i to, czym ów szkoła jest, ciśnie nam się na usta miano „uliczny rap”. Jest to jednak
uliczny hh w konkretnym rozumieniu i nie należałoby tu
mylić pojęć. Fakt powstawania, również w Mińsku, nowych składów zbuntowanych nastolatków, śpiewających
o blokach, sobie i bezsensowności życia, nie oznacza,
że jest to dobry uliczny hh. W żaden sposób rymowane zwrotki nie są bowiem odkrywcze, a nagrane kawałki
będą nadawać się do przesłuchania dla dwóch ziomów
z klatki, bo nikt inny ich nie zrozumie. Inaczej jest z twórczością Adasia, dlaczego? Bo jest w tej twórczości klasa.
Niektórzy muszą do starej szkoły dążyć, inni mają ją po
prostu w sobie.
Nawet kawałek pt. „Polityka” – a nie znoszę politykowania w hip hopie, czym zanudził mnie ostatnio nowy
krążek O.S.T.R – zrobiony jest ze stylem i bez typowej
agresji i arogancji. W kawałku „MMz Rap Konkret” usłyszymy innych podopiecznych studia K8 – Pepa, Toma,
Szopena, Burego, Łysego, Krawca i Sztorca. Swoją
drogą ciekawie zapowiadają się produkcje innych nagrywających w K8, mińska scena hh wydaje się w końcu
wyrabiać ciekawy, zróżnicowany poziom. Produkcją płyty
„Stara Szkoła” zajął się sam Adaś, z wyjątkiem jednego
kawałka „Wieczór piątek II”, autorstwa Mikesza. Jest to
typowo funkowy utwór, z pozytywnym przesłaniem, opisującym uroki imprezowania w Mińsku. „Stara szkoła” to
12 kawałków, opowiadających o życiu w Mińsku Mazowieckim, o tutejszych miejscach, problemach. Mieszkasz
w Mińsku? To musisz przesłuchać tej produkcji…
Jak sam oceniasz swoją płytę?
Trudno jest się samemu ocenić, czy jest to słaba produkcja, przeciętna, dobra, czy też bardzo dobra. Wiem,
że jednym podejdzie do słuchania, innym nie, po prostu
kwestia gustu. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć
na temat tego nielegala tyle, że starałem się utrzymać
go w konwencji rapu z przełomu lat 80-tych i 90-tych,
wtedy kiedy ta muzyka czerpała inspiracje z muzyki jazz
i funky (fascynacja De La Soul, GangStarr’em i EPMD).
Większość sampli wykorzystanych przeze mnie (trąbki,
pianina, gitary) pochodzi właśnie z tych dwóch rodzajów
muzyki. Tematyka w tekstach jest przeróżna, od imprezek, poprzez opis miasta, kultury jaką jest hip-hop, politykę, do głębszych przemyśleń życiowych. Technicznie
w rymach nigdy nie uważałem się za jakiegoś wyjadacza, ale wydaje mi się, że jakoś radzę sobie i nie mam
się czego wstydzić. Niestety brak jest na tej płytce miksu
i masteringu, nad czym trochę ubolewam, ponieważ mogłoby to jeszcze lepiej poprawić ogólną jakość kawałków
i ich brzmienie. Jest tam nałożony jeden filtr na wokale
i dodanych parę efektów, ale w żaden sposób nie nazwałbym tego miksem.
2
Jesteś gitarzystą Muzyki Końca Lata oraz liderem Maków i Chłopaków. Który zespół jest Ci bliższy?
Najbliższe memu sercu jest wydobywanie dźwięków z instrumentu, tworzenie muzyki. Oprócz MKL i MiCh, mam
jeszcze solowy projekt Mikey and the turbospeeds, w skrócie Matt, można go posłuchać na stronie internetowej www.
myspace.com/mikeyandtheturbospeeds. W MKL skupiam
się głównie na gitarze, w MiCh śpiewam, piszę teksty, komponuję. To dwie odmienne role, które dobrze się uzupełniają. Trzeci projekt powstał w 2001 roku, kiedy poszedłem do
pierwszej pracy, zaczęły się studia, moi koledzy byli w podobnej sytuacji i nagle okazało się, że właściwie nie mamy
czasu na granie. Zacząłem wtedy po nocach nagrywać na
komputer gitarowe miniaturki, w ramach ogólnej niezgody
na to, że nie starcza mi czasu na robienie rzeczy, którą kocham najbardziej.
Maki i Chłopaki wydają się być jeszcze daleko, daleko za MKL…
Nie jest to Twój pierwszy nielegal. Przypomnisz, jak
zaczynał Adam CIHy na scenie hh?
“Stara Szkoła” jest moim drugim nielegalem. Pierwszy
został wypuszczony w miasto w 2001 roku i był zatytułowany “cih - projekt” (tzn. codzienność, inspiracja, hobby).
Pisaniem tekstów zacząłem zajmować się pod koniec
1999 roku. Było to rymowanie tylko i wyłącznie dla samego siebie. Pierwsze kawałki nie ujrzały światła dziennego,
nikt nie usłyszał ich z wyjątkiem mojej siostry i trzech kumpli. Nagrywki odbywały się w bardzo spartańskich warunkach, komputer z procesorem 486, program FastTracker,
zrobiony podkład zgrywany był na kasetę, mikrofon podłączany do wieży, w jednej kieszeni był odtwarzany podkład,
a na drugą kieszeń nagrywało się bit z wokalem.
Jakiś czas później poznałem Mateusza Kluczka,
który wraz ze swoimi ziomami zaprosił mnie do gościnnego udziału w trzech kawałkach które znalazły się na
nielegalu Rzeczy Po Imieniu, pod tytułem “Nazywaj...”.
Produkcja została wypuszczona w 2000 roku. Wtedy też
poznałem Janka Sobolewskiego - basistę jazzującego z
mińskiego składu Punkt G, który w dużym stopniu zajmował się produkcją muzyczną tej płyty. Parę bitów było też
produkcji Mikesza i Mateusza. Wtedy właśnie poznałem
całkiem inne metody produkcji, programy muzyczne do
nagrywania, edytowania i miksowania muzyki. Niezwykłym uczuciem było zobaczenie na monitorze komputera
tracku ze swoim wokalem.
Poprosiłem Janka o pomoc w produkcji mojego solowego projektu. Oczywiście zgodził się i rok później
w 2001 roku wyszedł mój nielegal “cih - projekt”. Większość bitów było mojej produkcji. Janek dograł mi do
paru kawałków żywy bas, zrobił też podkład dogrywając żywe pianino. Zajął się zgraniem wokali i obróbką
wszystkich ścieżek. Gościnnie w projekcie udział wzięli,
Mateusz i Bartek z zeczy Po Imieniu, Kiko i Łysy z ASP
oraz Kondziu z 2Meka (który wraz z Kostkiem tworzył
Nie spotkałem jeszcze osoby, która porównywała by osiągnięcia, czy twórczość tych dwóch zespołów. MiCh właściwie
dopiero zaczyna, mimo iż znamy się z chłopakami od wielu
lat. MKL działa dłużej, ma więcej piosenek, no i ma płytę,
ale dla bardzo wielu osób w tym kraju, oba zespoły są tak
samo nieznane. Smutne jest to, że nasza muzyka nie dociera do ludzi, w takim stopniu jakim bym chciał, ale trzeba
robić swoje, poddawanie się podobno nie przystoi prawdziwemu mężczyźnie.
Pamiętasz pierwszy koncert MiCh?
Pamiętam pierwszy koncert Mich, ale nie wspominam go
za dobrze. To był WOŚP w 2006 roku, w liceum w Mrozach.
Młodzież zgromadzona w sali gimnastycznej nie mogła się
doczekać dyskoteki, która miała się rozpocząć po naszym
występie.
Jedynym
plusem tego koncertu
był fakt, że wystąpiliśmy liceum, do którego wszyscy kiedyś
uczęszczaliśmy, na
scenie, na której kilka
lat wstecz, graliśmy
przeróbki utworów disco polo, na pierwszy
dzień wiosny.
Jak wyglądała droga MiCh do chwili obecnej?
MiCh działa od końca 2005 roku, w składzie: Wojtek Żurawski – perkusja, Marcin Biernat – gitara i wokal, Krzysztof
Wierzbicki – bas, Krzyśka zastępuję obecnie Maciek Sadoch. Z Wojtkiem gram już od ponad 10 lat, z Krzyśkiem
od lat 6. Zmieniały się składy i nazwy, podejście do grania.
Przez półtora roku działalności MiCh zagraliśmy kilkanaście koncertów, nagraliśmy demo. Koncerty gramy głównie
z MKL, gdyż nie mamy jeszcze dostatecznie dużo własnego materiału na samodzielny koncert, a i z organizacja występu jest łatwiej.
Skończyliście właśnie wasze pierwsze demo, mógłbyś
opowiedzieć o nim coś więcej?
Nowa płytka, nasze pierwsze demo nosi nazwę „Kariera”
i zawiera 3 utwory. Z braku funduszy ścieżki basu, gitary
i perkusji, nagraliśmy w jeden dzień, w studiu Kokszoman
w stolicy. Wokale dogrywałem u Zmywaka w mieszkaniu,
na mikrofonie pożyczonym od Piotrka z Delacore. Materiał miksowałem w domu, pomagał mi trochę Trabant aka
Piach. Zapewne słychać, że robiłem coś takiego pierwszy raz w życiu, ale mam nadzieję, że nasz przekaz będzie czytelny, mimo technicznych niedostatków. Dla mnie
zawsze ważniejsza była piosenka niż jej produkcja, a
i tak najbardziej podobają mi się nagrania z sali prób,
utrwalone na starym kaseciaku. Demo można kupić na
naszych koncertach, zamówić przez naszą stronę internetową www.makiichlopaki.xu.pl, lub odsłuchać na
www.myspace.com/makiichopaki.
Agnieszka Piekut
7
Bramafan i Stan Miłości i Zaufania w Dujerze
Romantycznej miłości nie ma
W
yjątkowo rzadko goszczą w naszym mieście formacje współtworzące polską scenę reagge.
Bodajże ostatni raz popląsać do tej bujającej muzyki można było prawie trzy lata
temu przy okazji występu stołecznego
zespołu Tabula Rasa, stąd też wyjątkową gratką był piątkowy występ pochodzącego również z Warszawy zespołu
Bramafan. Pisząc w skrócie rzec by można: publiczność dopisała i się dobrze bawiła, zespoły zagrały dobre koncerty, no
ale wdajmy się w szczegóły. Jako pierwszy tego wieczora wystąpił Stan miłości
i zaufania grający studenckiego rocka,
czyli trochę, soft trochę hard no i trochę
reagge. Wokalista swym aksamitnym głosem śpiewał melancholijne piosenki o życiu. W sumie sympatyczna muzyka, choć
trochę nazbyt przewidywalna i umiarkowana jak dla mnie. Stanowi udało się wytworzyć ruch na salce, który wzmógł się
wraz z pojawieniem się przy instrumentach regałowców z Bramafan. Chłopaki
brzmieli wyjątkowo soczyście i klarownie
MIESIĘCZNIK (?)
Życzmy sobie właściwych nazw!
Zespół Bramafan (źródło www.bramafan.art.pl)
jak na „dujerowe” warunki, a rasowo
zachrypnięty głos Wawrzyńca dodawał
całości mocy. Płynęły songi jeden za drugim, częściowo śpiewane przez publiczność, raz wolniej raz szybciej. Szczególnie fajnie zabrzmiał numer zatytułowany
„Romantycznej miłości nie ma” i klasycz-
na ballada „Jedwab”. Jako iż nie tańczyłem, to po pewnym czasie zaczęły mnie
nużyć i zlewać się w jedno poszczególne
piosenki, ale ci, co dali się ponieść dobrej wibracji bawili się wyśmienicie, bo
Bramafan to dobra koncertowa kapela !
Zmywak
Po kontrowersyjnym koncercie w Siedlcach...
Stare Panny do więzienia?
To była nietypowa impreza. W końcu rzadko się zdarza, żeby przed koncertem strażnicy zabierali dowody
i telefony komórkowe. I to w dodatku
muzykom. Sala też jest dziwna. Nie ma
przyćmionych świateł, neonów. Są za
to nieszczelne okna, lastriko na podłodze i światło jarzeniówek...
Na ustawionych w rzędy ławkach
siada kilkudziesięciu krótko obciętych
mężczyzn. W większości starszych,
takich co w więzieniu spędzili większą
część życia. Jest też kilku bardzo młodych – aż trudno uwierzyć, że już kilka
razy weszli w konflikt z prawem.
Za chwile specjalnie dla nich wystąpią mińskie „Stare Panny”, które
odpowiedziały na zaproszenie kurator Grażyny Krupskiej i 7 marca dały
swój pierwszy więzienny koncert.
Dziewczyny zaśpiewały cały materiał
ze swej pierwszej płyty „Rzeczy niepokój” oraz kilka nowych z najnowszej
„Tryptyk Miński”. Hip-hopowe brzmienie zespołu trafiło do serc tych nietypowych słuchaczy, a cała sala jeszcze
długo po koncercie rozbrzmiewała
gromkimi brawami. Jakie wrażenia
pozostawił na „Starych Pannach” więzienny występ?
8
GAZETKA BEZPŁATNA NR 1/2007
– Wbrew wszelkim obawom i ostrzeżeniom płynących z różnych stron nie było
tak strasznie i źle. Wręcz przeciwnie było
bardzo miło wystąpić przed chłopakami, zwłaszcza że wyczuwało się, że oni
autentycznie słuchają i przeżywają to
o czym śpiewamy. Poza tym obyło się
bez jakichś głupich komentarzy, których
chyba najbardziej się obawiałam jako
dziewczyna postawiona przed ponad
setką więźniów. - powiedziała po koncercie Justyna „Dżastin” Uchrońska. Druga
część duetu „Starych Panien” Agnieszka
„Brzydula” dodaje -Okazało się, że na na-
szym koncercie znaleźli się też krajanie
znad Srebrnej, czym sobie zyskałyśmy
tym większą sympatię chłopaków. To było
dla nas zupełnie nowe doświadczenie,
myślę, że jeszcze tam wrócimy, z nowym
materiałem i na pewno już bez żadnych
obaw - podkreśla „Brzydula”.
„Stare Panny” nie były pierwszymi
mińskim zespołem, który przez muzykę
pomaga w resocjalizacji skazanych. Tak
nietypowe koncertowe szlaki przetarły
między innymi mińskie zespoły „Los Alamos” i „Przystań Zagubionych Marzeń”.
fot i tekst - Adam Zawadzki, Nowy Dzwon
Drodzy Czytelnicy, jak zapewne zdążyliście zauważyć, zmieniliśmy nazwę
naszego informatora kulturalnego z „nocNIKa” na „głośNIK”. Nazwa „nocNIK”
miała swoich zwolenNIKów i przeciwNIKów. W kuluarach stowarzyszeniowych toczyły się burzliwe dyskusje, podpierane rozmaitymi argumentami, przeprowadzono
szereg konkursów na nową nazwę, ale do konsensusu NIKt nie mógł dojść…
„NocNIK” w gruncie rzeczy nie był taki zły; jego zwolennicy
kojarzyli go z nocą, gwiazdami w postaci muzyków itp…
Opozycja miała jednak swoje racje. 98% respondentów,
którzy wzięli udział w naszej tele-sondzie, przeprowadzanej
oczywiście ze służbowych telefonów za pieniądze podatników, jednomyślnie skojarzyła tę nazwę z odpadowymi
produktami procesu trawienia czyli potoczną „kupą”
oraz z uryną, płynem wytwarzanym w nerkach i wydalanym z organizmu nazywanym powszechnie „moczem”.
W związku z wynikami przeprowadzonych przez nas badań, nasunęła się jedna zasadnicza refleksja: czy nazwa
„nocNIK” nie razi Was Czytelnicy i tych, o których
piszemy. W tak zwanym międzyczasie wyklarowało
się nawet hasło reklamowe naszego pisma: „nocNIK
– kupa informacji i mocz wrażeń”, podpierane sloganami typu: „obudź się z ręką w nocNIK-u”.
Dziś oddajemy w Wasze ręce „głośNIK”. I jest w porządku, prawda?
A z okazji zbliżających się Świąt Wielkanocnych…
Życzenia świąteczne czy to bożonarodzeniowe czy
wielkanocne są takie nudne, a już najgorsze są sms-owe wierszyki i rymowanki
(„Skacze zajączek po lesie i życzenia Tobie niesie” albo „Złociutkich kaczuszek,
jajeczek dzbanuszek, słodziutkich baranków, słonecznych poranków” – krew człowieka zalewa…). Dlatego też załoga „głośNIKa” i całe Stowarzyszenie Niezależna Inicjatywa Kulturalna życzy Wam mądrych i prawdziwych życzeń.
(A wiecie, że nocnik wynaleziono dzięki francuskiemu katolickiemu księdzu
Louisowi Bourdaloue, który wygłaszał długie kazania i arystokratki dyskretnie oddawały mocz do nocnika, co pozwalało im na dłuższe kontemplowanie kazania…
to był dopiero hardcore…)
Agnieszka Piekut
REDAKCJA
Nowe bity, nowe słowa, ale
stara szkoła – s. 2
Kolejna mińska produkcja hip
hopowa, tym razem reprezentująca studio K8. Studio nowopowstałe, ale nowością nie jest nawijka
Adama CIHego, który z mińską
sceną kojarzony jest od wielu lat.
Po długiej wydawniczej przerwie,
w końcu ukazał się nielegal Adasia zatytułowany „Stara szkoła”...
Kulturalnie o „Kulturalnej
Przystani” – s. 5
Studiują w Warszawie, Siedlcach, uczą się w liceach ogólnokształcących w Mińsku Mazowieckim. Ich największym marzeniem
jest zorganizowanie Dyskusyjnego Klubu Filmowego w Cegłowie.
Stowarzyszenie Rozwoju Kultury
„Kulturalna Przystań”, bo o nich
mowa, to młodzi ludzie, którzy potrafią swój czas dzielić pomiędzy
drugiego człowieka...
Stare Panny do więzienia? – s. 8
To była nietypowa impreza.
W końcu rzadko się zdarza, żeby
przed koncertem strażnicy zabierali
dowody i telefony komórkowe. I to
w dodatku muzykom. Sala też jest
dziwna. Nie ma przyćmionych świateł, neonów. Są za to nieszczelne
okna, lastriko na podłodze i światło
jarzeniówek...
Jam session do rana? – s. 4
Już po raz kolejny mińska publiczność tłumnie zgromadziła się w
Karczmie Staropolskiej, a na ulicach
miasta panował spokój i błoga cisza. Nic dziwnego, bowiem w sobotni wieczór 17.03.2007 działo się
naprawdę dużo. Zapowiadało się
całkiem niewinnie – koncert zespołu
WTF i Buckleys ...
Redaktor naczelny – Agnieszka Piekut ([email protected]), Redaktor techniczny – Paweł Kalinowski ([email protected])
Współpraca –Magda Erhardt ([email protected]), Justyna Uchrońska ([email protected]),
Niezależna Inicjatywa Kulturalna ul. Siennicka 9/37 05-300 Mińsk Mazowiecki
KRS: 0000259662, NIP: 8222203446, REGON: 140649261, PKO BP 91 1020 4476 0000 8102 0126 7178,
[email protected], (+48) 609353669

Podobne dokumenty

Powiat Gmina Miasto Mińsk Mazowiecki

Powiat Gmina Miasto Mińsk Mazowiecki „Mleczne Skrzaty” w Miejskim Domu Kultury w Mińsku Mazowieckim. Mowa oczywiście o  drugim wydaniu komiksu autorstwa Wojtka „CIHEGO” Cichonia i Artura Grzendy

Bardziej szczegółowo