Zuzanna Kalinowska
Transkrypt
Zuzanna Kalinowska
Zuzanna Kalinowska Nagroda specjalna „Pióro Czarnego Kruka” Z nadmiaru wyobraźni Tętent kopyt dudnił mi w uszach, gdy szybkim krokiem przemierzałam ledwie widoczną w lesie ścieżkę. Co chwila potykałam się o jakiś korzeń i lewa noga powoli odmawiała mi posłuszeństwa. Uspokój się, czytałaś o tym, to wszystko spowodowane jest nadmiernym spożyciem aspartamu. Zachciało ci się uzależniać od gumy do życia, to teraz masz. Odwróciłam głowę, ścieżka była pusta. Spojrzałam przed siebie, tętent nasilił się. „Poza tym, jak wpadłaś na idiotyczny pomysł, że zaatakuje cię stado saren? Otarłam krew z nadszarpniętej przez ciernie powieki. Ok, racja, to naprawdę głupie. A ja przecież wcale nie uciekam, tylko spieszę się do domu, bo zbiera się na deszcz... „Widzi się rzeczy, których nie ma i nie widzi się tych, które są” Wiktor Hugo wspomniał, że intensywna lektura romansów wpływa destrukcyjnie na kobiecą psychikę. Ze swojej strony pragnę nadmienić, że nie tylko romansów, nie tylko kobiecą i nie tyle destrukcyjnie, co rozwijająco. Do tego stopnia, że widzi się rzeczy, których nie ma i nie widzi się tych, które są, jak na przykład ciernie zagrażające pochylonemu nad książką nosowi. Na własnej skórze sprawdziłam, że czytanie książek podczas chodzenia może i wygląda romantycznie, ale jest szalenie niepraktyczne. Mam na imię Zuza i od pięciu lat jestem książkoholiczką. I, jeśli się nie pospieszę, będę kompletnie przemoczoną książkoholiczką. Ciemny granat nieba rozjaśniany błyskami piorunów. Grzmoty wstrząsające ziemią i sięgające głębi duszy. Zanosiło się na największą burzę tego lata. Puste ulice pozbawionego blasku elektryczności miasta same prosiły się o przypisanie im jakiejś mrocznej historii. Zanim do głowy przyszło mi coś głupiego, pobiegłam w kierunku domu, błądząc wzrokiem w poszukiwaniu ogników św. Elma, taki sobie nawyk z czasów zafascynowania Grahamem Mastertonem. Przebłyski wspomnień 1 Kiedy w końcu w przepastnej torbie znalazłam klucze, woda w butach chlupotała sobie w najlepsze. Drzwi zaskrzypiały zachęcająco. Nie siląc się nawet na szukanie latarki, pognałam do mojego pokoju na piętrze, po drodze pozbywając się mokrych ubrań. Zawinęłam się w ukochaną flanelową koszulę, zakopałam we wszystkich możliwych kocach i czekałam, aż zęby przestaną mi szczękać z zimna. Zapatrzyłam się na przeciwległą ścianę. Dziesiątki zdjęć, rysunków, cytatów, które miały zatrzymać dla mnie czas, a tylko przypominają o tym, co było i już się nie zdarzy. Przebłyski wspomnień i niedokończone historie. Zdjęcia ludzi, których już nie spotkam, miejsc, które już nie istnieją. Głos gitarzysty zaklęty w połowie zwrotki, zapach bzów ukryty gdzieś pod papierem, ciepły dotyk słońca na opalonym ramieniu. Uśmiechając się do wspomnień, złapałam magnetyczne spojrzenie Ramina Karimloo, mojej wielkiej zeszłorocznej miłości i najcudowniejszego Upiora West Endu. Jego portret dołączył do Mistrza Piotra z Katedry Maryi Panny... i Fauna z Labityntu w mojej galerii honorowej. Dlaczego skupiłam się na tym wszystkim? Starałam się przez to nie zwracać uwagi na skrzypienie i stukanie dochodzące z dołu. To stary dom, ze swoimi historiami o wisielcach i skrzypiącą podłogą, która niesłychanie się ożywia, kiedy zgaśnie światło. Wychowana na historiach o duchach, wariuję wtedy w samotności i co chwila sprawdzam, czy nikt się aby nie włamał. Żeby kompletnie nie stracić zmysłów, rozsiadam się wtedy na parapecie i, wpatrując się w strugi deszczu, wymyślam sobie opowieść... Cass Cass przychodził tu co wieczór. Skrywał się tuż za linią granicznego Muru i czekał. Minęły dopiero trzy lata odkąd mieszkańcy miasteczka porzucili swoje domy i uciekli za Mur, szukając schronienia przed najeźdźcą. Ruiny Geal-baile lśniły w blasku księżyca. Jest! Cień poruszający się prawie niezauważalnie, drobna dziewczynka z szarym warkoczem. Ukradzione Dziecko. Najstarsze ludzkie legendy opowiadały o dzieciach porywanych z elfickich siedzib. Miały przynosić dobrobyt i chronić przed atakami Cichego Ludku. Mieszkańcy Geal-baile, Białego Miasta nie wiedzieli jednak, jaką cenę przyjdzie im zapłacić za zniewolenie elfickiego dziecka. Zdawało im się, że mogą oszukać elfy, kalecząc uszy dziewczynki i odbierając jej głos. Karą za ich postępek była śmierć setek ludzi, którzy nie zdążyli schronić się za oddzielającym światy Murem i upadek jednego z najpiękniejszych miast królestwa. Dziewczynka, porzucona przez współplemieńców, zamieszkała na zgliszczach miejsca, które runęło z jej powodu. Osamotniona, spędzała dni w oczekiwaniu na rzadkie wizyty przyjaciela przynoszącego jej jedzenie. Chłopiec czynił to bardziej z poczucia obowiązku niż z przyjaźni, bo ludzie zasiali w jego sercu ziarno nienawiści. Blyth, Wilk, tak go nazywali. Meira Meiro! Chodź tu głupia! - zgryźliwy szept rozdarł ciszę. Uśmiechnięta dziewczynka wychyliła się zza węgła domu. Podobno pod płóciennym workiem, w który była ubrana, skrywała wypisane na skórze przekleństwo ciążące nad 2 jej oprawcami. Rozpuściła srebrne włosy, wstydząc się obszarpanych uszu. - Posłuchaj, nie mogę więcej tu przychodzić. Od dziś musisz radzić sobie sama. Nie myślisz chyba, że twoje łzy coś tu zmienią. No już, pokaż, co mi tam przyniosłaś. Kiedyś popełniła błąd, z wdzięczności podarowała mu bogato zdobioną broszkę, którą znalazła w opuszczonym domu. Od tej pory domagał się od niej coraz cenniejszych fantów. Tym razem schowała w dłoni inkrustowany złotem medalion i pokręciła przecząco głową. - Chyba nie powiesz mi, że nawet tego nie potrafisz zrobić! - Rzucił jej w twarz koszykiem i odszedł szybkim krokiem. Meira zebrała rozsypany prowiant i, nie tłumiąc już łez, zagłębiła się w kręte uliczki Białego Miasta. W ślad za nią ruszył Cass, miejscowe pośmiewisko, znajda nazywana synem wróżki. O dziwo, mieszczanie przejęli się losem chłopca. Tydzień wcześniej zaginął syn jednego z kupców, a od poprzedniego dnia karczmarz nie mógł doliczyć się jednej z córek i cała sprawa zaczynała wyglądać nieco podejrzanie. Ktoś widział przecież małego Cassa przekraczającego granice Muru. - To ta wiedźma! - Ta mała elfka? Przecież to ledwie dzieciak! - Elfy się nie starzeją, zawsze taka zostanie. - Babka opowiadała mi, że mogą być nieśmiertelne, jeśli dokonają jakiejś tam ofiary. - Ofiary?! Powinniśmy pozbawić ją życia już dawno temu! Nadeszła noc, w której pomścimy śmierć naszych bliskich. - Ale kto nas poprowadzi? - Ja wiem, gdzie ją znaleźć - wtrącił się Blyth, wstając od stołu jedynej w mieście karczmy, w której zebrała się spora część miasta. - Wyruszamy o świcie. Medalion z rubinowym oczkiem W jasnej łunie brzasku zobaczył dziwne poruszenie. Nieokreślone dźwięki zmąciły ciszę martwego miasta. - Meiro, dzieje się coś dziwnego! Dziewczynka nie pierwszy raz spostrzegła obcego towarzysza, który w końcu postanowił się ujawnić. Jej słuch był bardzo przytępiony, jednak oczy zachowały nadludzką bystrość. Tęczówki koloru szkarłatu pociemniały z niepokoju na widok kotłującego się przy Murze tłumu. Chwyciła ludzkiego chłopca za rękę i zerwała się do biegu. Zatrzymali się dopiero przy szerokiej szczelinie w pękniętym Murze. W oddali słychać było krzyki: “Morderczyni! Wiedźma! Gdzie są nasze dzieci?!” Meira nie miała sił, by wepchnąć chłopca w szczelinę, jedyną dostępną drogę ratunku. - Bez ciebie nie idę!- zaparł się, łapiąc ją za ramiona. - Przecież możemy tu zostać. Sama sobie nie poradzisz, ale razem, razem uciekniemy im wszystkim. Zamieszkamy gdzieś daleko i będziemy szczęśliwi. Elfka uśmiechnęła się przez łzy i objęła go ufnie. Założyła mu na szyję złoty medalion z rubinowym oczkiem, znak rodzącej się przyjaźni. - Nie przeszkadza mi to, że zabiłaś te dzieci, by utrzymać szkarłat swych oczu – kontynuował. - Należało im się za wszystkie krzywdy, które ludzie ci wyrządzili. Odsunęła się od niego i z całej siły popchnęła w szczelinę. Jej oczy zasnute mgłą łez, ciskały pioruny. Chciała odejść, kiedy chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Jej dłoń zmieniła się w czyste srebro, gdy tylko znalazła się po drugiej stronie. Zdołała ją wyrwać i 3 uciec, lecz wpadła prosto w ręce oprawców. Podobno podłość ludzka jest lontem, który czeka tylko na odpowiednią iskrę. Człowiek ma zwyczaj demonizować to, czego nie zna. Tak stało się i tym razem. Koniec tej historii jest jeszcze smutniejszy, niż jej początek. Dość powiem, jeśli wspomnę, że największy dostojnik miasta już wkrótce mógł poszczycić się najpiękniejszą w królestwie bronią, misternej roboty srebrnym mieczem z rubinami w rękojeści... Zaklęte w czasie Błysk zapalanej świetlówki wytrącił mnie z zamyślenia. Usiadłam przy biurku i przyłożyłam ołówek do czystej kartki. Zaczęłam kreślić zarys drobnej postaci, szarej jak mgły zasnuwające Białe Miasto. W mojej galerii honorowej zawiśnie wkrótce nowy rysunek, zaklęte w czasie spojrzenie szkarłatnych oczu. 4