MOJE MAGNIFICAT
Transkrypt
MOJE MAGNIFICAT
Ks. Mirosław Benedykt Strożka MOJE MAGNIFICAT WSPOMNIENIA 2009 © Mirosław Benedykt Strożka Wydawca: IMGRAFIA, ul. Nowa 29/31, 90-030 Łódź ISBN 978-83-929226-0-5 Opracowanie graficzne i przygotowanie do druku: Marian Krzysztof Iwanicki Fotografie ze zbiorów autora Korekta: Ewa Latosińska Druk: IBI GRAF, ul. Konstytucji 3 Maja 44, 97-200 Tomaszów Maz. AD VERBUM Chciałbym podziękować… tak rozpoczyna się znana kompozycja zespołu Gen Rosso dedykowana matce: „Czasem moje serce mi mówi: dzięki mamo za miłość twą. Jutro lub za chwilę nie będziemy razem już, pozostanie miłość, światło w głębi naszych dusz.” Potrzebę okazania wdzięczności nosi w sobie każdy z nas. Przede wszystkim dziękujemy Bogu za wszystko, bo wszystko jest Jego darem i wszystko jest Jego łaską. Ale Bóg okazuje swoją łaskawość w miłości do nas przez ludzi, których stawia na naszej drodze, którzy często wpisują się w nasze życie. Nie zawsze mamy okazję, żeby im podziękować, żeby im coś wyjaśnić, żeby się wytłumaczyć. A przecież życie jest takie krótkie i ludzie tak szybko odchodzą. Chciałbym wskazać na te ślady, które pozostały po nich w moim życiu. Chciałbym podziękować przez żywe wspomnienia w słowie i w obrazie, zgodnie z zasadą „scripta manent”. Niech ta moja wypowiedź pogłębia i buduje jedność między nami również w przyszłości. Mam poczucie i przekonanie, że Bóg bardzo mnie obdarował, że uczynił mnie szczęśliwym na bardzo różnych drogach mojego życia, dlatego chcę mu wyśpiewać swoje MAGNIFICAT. Dziękczynienie Bogu i ludziom, których postawił na mojej drodze, wpisał w przygodę mojego życia, składam w 45 roku kapłaństwa, w 20 roku pracy duszpasterskiej w kościele farnym św. Katarzyny w Zgierzu, w ogłoszonym 19 VI 2009 r. przez Ojca św. Benedykta XVI Roku Kapłańskim. Urodziłem się w Łodzi 21 marca 1938 roku jako pierworodny syn małżonków Heleny Zającówny i Franciszka Strożka, których rodziny od trzeciego, czwartego pokolenia mieszkały w Łodzi, w domach obok siebie, ciesząc się pomyślnością i materialnym dostatkiem. Wszystkie plany pokrzyżowała II wojna światowa a później trudny okres władzy komunistycznej. Z czasów wojny pamiętam bombardowania, częste ucieczki do schronów, mundury gestapo i nieustanny lęk rodziców przed groźbą wysiedlenia, a później już tylko żołnierzy sowieckich i ciała zabitych Niemców leżące na ulicy. Naukę w Szkole Podstawowej nr 7 rozpocząłem w roku 1945. Wspomnienia o nauczycielach mam bardzo pozytywne. Pamiętam że w każdą niedzielę chodziliśmy klasami ze sztandarem szkolnym do kościoła Najświętszego Zbawiciela, który był moim kościołem parafialnym. Pani Janiak, nauczycielka języka polskiego, często wyznaczała mnie do recytacji i wystąpień w czasie szkolnych akademii. W Szkole Ogólnokształcącej nr XV, do której następnie uczęszczałem, czułem się bardzo dobrze, również moi rodzice żyli sprawami tej szkoły, a ojciec przez 4 lata należał do komitetu rodzicielskiego. Uczyłem się chętnie, z zapałem i dobrym skutkiem. Wspominam z dużą wdzięcznością swoich profesorów biologii, matematyki, fizyki, chemii, łaciny, geografii, języka rosyjskiego. Ale szczególnie byłem zauroczony biologią, może dzięki niezwykłej osobowości pani profesor Olgi Kołodyńskiej. Przez 3 lata pełniłem funkcję przewodniczącego koła biologicznego w szkole i należałem do Zarządu Łódzkiego Kół Biologicznych. Bardzo wiele dawał mi osobisty kontakt z panią profesor Kołodyńską, która wcześniej pracowała na Uniwersytecie Łódzkim. Miała bogatą wiedzę, bardzo ciekawie prowadziła zajęcia i wszechstronnie pozwalała nam korzystać z zajęć kółka biologicznego. Była człowiekiem głęboko wierzącym, tercjarką karmelitańską. Codziennie przed zajęciami Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 5 szkolnymi uczestniczyła we mszy świętej. Pozostałem z nią w kontakcie prawie do końca jej życia i mogłem bliżej poznać jej rodzinę. Liceum ukończyłem z wyróżnieniem i mogłem bez egzaminów rozpocząć studia na każdej wyższej uczelni. Wybrałem wydział lekarski Akademii Medycznej w Łodzi. Był to piękny okres mojego życia. W czasie studiów medycznych poznałem bardzo wiele koleżanek i kolegów, z którymi się serdecznie zaprzyjaźniłem i ta przyjaźń trwa aż dotąd. Zaraz na początku studiów trafiłem do Duszpasterstwa Akademickiego Ojców Jezuitów w Łodzi przy ul. Sienkiewicza 60 i można bez przesady powiedzieć, że było to wydarzenie przełomowe w moim życiu. Duszpasterzami akademickimi byli wtedy o. Zbigniew Frączkowski i o. Hubert Czuma. Msze święte akademickie, dni modlitwy, konferencje, rekolekcje akademickie, biblioteka i czytelnia, wieczory rozrywkowe i przede wszystkim wakacyjne obozy duszpasterskie. To wszystko tak mnie zafascynowało, że myślałem o wstąpieniu do Jezuitów, chciałem wyjechać na jakiś wakacyjny wypoczynek z klerykami jezuickimi, ale to się nie udało. Szczególnie doświadczenia życia we wspólnocie akademickiej przygotowały mnie do podjęcia po trzech latach ostatecznej życiowej decyzji. Obozy duszpasterskie z o. Hubertem w Bieszczadach, w spartańskich warunkach, w cudownej atmosferze, w zupełnie dzikim rejonie pomagały w szybkim duchowym dorastaniu. Również przyjaźnie, które wtedy się zrodziły, przetrwały próbę czasu. Obozy te nie tylko formowały nas religijnie, ale również wychowywały patriotycznie. Mówiliśmy i dyskutowaliśmy o wszystkim w sposób wolny, nieskrępowany cenzurą. Doświadczenia, jakie wtedy zdobyłem, starałem się wykorzystywać w pracy w Duszpasterstwie Akademickim w Pabianicach, w parafii Opatrzności Bożej w Łodzi i przez prawie 17 lat „Pod Piątką”. Wspomnienia tych lat są wciąż żywe, a spotkania po latach wciąż piękne i sentymentalne. Na ostateczną decyzję o wstąpieniu do Seminarium Duchownego miało wpływ doświadczenie akademickiej wspólnoty i ewangeliczne świadectwo duszpasterzy i wielu koleżanek, kolegów i ich rodzin: Ewa, Jacek i ich rodziny, Marysia, Kinga, Ewa i ich rodzina, Stefan, Marek, Ewa, Jadzia i Andrzej, Hania, Zosia, również Hania i Jurek, 6 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. którzy już odeszli do Pana i wielu, wielu innych. Oni wszyscy wpisali się na zawsze w moje życie. Bardzo wiele zawdzięczam duszpasterzom akademickim o. Hubertowi i o. Zbigniewowi, który zresztą napisał mi później opinię do Seminarium. Znaczący wpływ wywarła na mnie również postawa innych księży. W mojej rodzinnej parafii uczestniczyłem w spotkaniach organizowanych przez ks. Papisa i ks. Dratwę. Szczególnie ten pierwszy odwiedzał moich rodziców i w czasie jednego ze spotkań powiedział: „jeżeli ktoś jest zakochany w Panu Bogu, to nie czeka, tylko od razu podejmuje decyzję”. Po ostatecznej rozmowie z księdzem proboszczem Franciszkiem Jelińskim zdecydowałem o wstąpieniu do Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi. Seminarium Duchowne to zupełnie nowa karta w moim życiu. Wstąpiłem do Seminarium pod koniec listopada. Ks. Rektor Antoni Woroniecki polecił mi przyjść na furtę o godz. 18.00. Na furcie czekał dziekan kleryków, którym był wtedy diakon Piotr Rycerski. Przywitał mnie serdecznie i zupełnie zdezorientowanego wprowadził do refektarza seminaryjnego i posadził przy stole diakonów. Dopiero później zdałem sobie sprawę z tego, że było to wejście niezwykłe. Pobyt w Seminarium wspominam bardzo serdecznie i bardzo dobrze. Pomimo trzymiesięcznego opóźnienia w studiach seminaryjnych, pierwszy rok zaliczyłem bez żadnych problemów a już na drugim roku otrzymałem szczególne zadanie - pracę w szpitaliku seminaryjnym. Lekarzem był wtedy dr Antoni Malenda. Pomagała mu s. Helena służebniczka, która niestety bardzo ciężko chorowała i wkrótce musiałem ją zastąpić. Praca w tym szpitaliku, wykonywanie różnych zabiegów medycznych bardzo zbliżyły mnie do profesorów Seminarium i do kolegów. Cieszyłem się zaufaniem i uznaniem. Praca infirmiarza zajmowała mi wiele czasu, ale dawała też bardzo dużo satysfakcji i pozwalała zdobywać wciąż nowe sprawności medyczne. Z dr Malendą rozumieliśmy się bardzo Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 7 dobrze, darzył mnie pełnym zaufaniem, często tylko telefonicznie zlecając wykonywanie różnych zabiegów. Byłem też w stałym kontakcie ze szpitalem Świętej Rodziny. Szczególnie s. Walentyna i s. Łucja okazywały mi wiele pomocy w przeprowadzaniu różnych badań profesorów i kleryków. Z profesorów seminaryjnych wspominam wciąż bardzo serdecznie ks. ks. Skowrońskiego, Rybusa, Tochowicza, Żaboklickiego, Bałczewskiego, Michalaka, Pniewskiego, Kowalczyka, Rykałę, Sikorskiego i Dziwosza. W szpitaliku pracowałem aż do 6–go roku Seminarium. W tym czasie studiowało ponad 130 kleryków, mieszkali też wychowawcy i profesorowie. Pracy było bardzo dużo. Byłem do dyspozycji wszystkich o każdej porze dnia i nocy. Bp. Ordynariusz Michał Klepacz zgodził się, żebym w czasie wakacji pracował jako wychowawca na państwowych koloniach letnich. Po trzecim i czwartym roku studiów mogłem wyjechać na kleryckie obozy kajakowe na Wigrach, Czarnej Hańczy, Kanale Augustowskim i Pojezierzu Drawskim. Było to doświadczenie szczególne, poznałem ks. Wilczyńskiego z Białegostoku, organizatora obozów, ks. Baczmagę i o. Tomasza Rostworowskiego TJ. Zarówno z ks. Baczmagą jak i o. Tomaszem zaprzyjaźniliśmy się bardzo serdecznie, a przyjaźń ta trwała do końca ich dni. Urok osobisty i niezwykła historia życia o. Tomasza, jego doświadczenia harcerskie, powstańcze i duszpasterskie pomogły mi w zrozumieniu wielu spraw. Pozostawaliśmy w kontakcie również po jego wyjeździe do Watykanu i w czasie ostatecznego powrotu do Łodzi. Ks. Rektor Antoni Woroniecki zgodził się, żebym w czasie wakacji mógł poznać specyfikę życia duszpasterskiego parafii wiejskiej. Prosiłem o to, ponieważ zupełnie jej nie znałem. Przez 3 lata mogłem wyjeżdżać na 2 tygodnie wakacyjne na wieś. Dzięki temu poznałem parafię w Chabielicach, której proboszczem był ks. Adam Bąkowicz i Krzepczów, gdzie proboszczem był ks. Bronisław Gajda. Pełniłem tam różne funkcje: organisty, ministranta, kościelnego, ale przede wszystkim poznawałem ludzi i problemy duszpasterskie. Zarówno ks. Bąkowicz jak i ks. Gajda byli dla mnie wspaniale dobrzy i pozostaliśmy bliscy sobie do końca. 8 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. W Seminarium uczyłem się z wielką przyjemnością i gorliwością. Przed święceniami kapłańskimi rozmawiałem z ks. Rektorem a później z bp. Ordynariuszem, który powiedział mi, że bardzo by chciał, żebym studiował medycynę pastoralną, „ponieważ mam już pewne podstawy”. Taka możliwość istniała tylko na Uniwersytecie Medycznym w Mediolanie, gdyż tylko on posiadał wydział medycyny pastoralnej. Załatwieniem tej sprawy zajął się ks. Kazimierz Bałczewski, który był wtedy duszpasterzem służby zdrowia, a pomoc obiecał prof. Bukowczyk, który pracował we Wrocławiu. Niestety, okazało się, że trudności ze strony Resortu Spraw Wyznań są tak duże, że jest to sprawa nie do załatwienia. Bp. Ordynariusz Michał Klepacz obiecał mi w związku z tym, że po pierwszym roku pracy parafialnej będę mógł studiować na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Inne piękne doświadczenia zdobyte w Seminarium to śpiew. Byłem jednym z kantorów seminaryjnych, a na 6-tym roku, po zwolnieniu z obowiązków infirmiarza, ponieważ przyszła nowa siostra pielęgniarka, zostałem kantorem głównym. Odpowiedzialność za śpiew w kaplicy seminaryjnej i w katedrze, to było dla mnie nowe wyzwanie. Kocham śpiew i muzykę, dlatego wykonywałem to wszystko z radością, tym bardziej, że po studiach rzymskich przyszedł wtedy do Seminarium ks. Bogdan Dziwosz i został profesorem śpiewu i muzyki kościelnej. Rozumieliśmy się dobrze i do tej pory jesteśmy dobrymi kolegami. Święcenia kapłańskie otrzymałem w Katedrze Łódzkiej 20 czerwca 1965 roku. Uroczystości prymicyjne pięknie zorganizowały w mojej parafii rodzinnej Najświętszego Zbawiciela w Łodzi, zarówno w kościele jak i w domu rodzinnym, s.s. Karmelitanki Dzieciątka Jezus z ul. Złocieniowej a przyjęcie prymicyjne odbyło się na plebanii. Po święceniach przez miesiąc pozostałem na zastępstwie w swojej rodzinnej parafii, a od września poszedłem na pierwszą Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 9 placówkę duszpasterską do Bełchatowa. Bełchatów był wtedy niewielkim miastem (około 7 tys. mieszkańców) i miał tylko jedną parafię, do której należało szereg wiosek. Proboszczem był ks. Antoni Łukasik, a w zespole pracowało trzech wikariuszy. Warunki mieszkaniowe okazały się bardzo trudne. Miałem jeden pokoik z kaflowym piecem i sanitariat bez łazienki. Czułem się w tej parafii bardzo dobrze. Mówi się, że pierwsza parafia to pierwsza miłość na duszpasterskiej drodze księdza. Ludzie byli tam życzliwi i pobożni, katechezy uczyliśmy w salkach przy kościele i w punktach katechetycznych. Ks. Proboszcz zlecił mi prace z młodzieżą, w tym również zorganizowanie grupy młodzieży pracującej. Początki były trudne, młodzież spotykałem na ulicy, na przystankach autobusowych i zapraszałem do sali katechetycznej, nazwałem to „eksperyment ulica”. Udało się. Po około trzech miesiącach na spotkania przychodziło od 40 do 70 osób. Tym przekonałem do siebie ks. proboszcza Łukasika, który po pierwszym roku pracy, kiedy otrzymałem skierowanie na studia na KUL, zrobił wszystko, żebym tych studiów nie rozpoczął. W archiwum mam jeszcze pismo odręczne od wikariusza generalnego ks. Jana Zdżarskiego, który w bardzo serdecznym tonie informuje mnie o tym. I tak pozostałem w Bełchatowie 3 lata. Wciąż wspominam bardzo serdecznie ten okres pracy kapłańskiej. W czasie pieszych pielgrzymek z Łodzi na Jasną Górę przechodząc przez Bełchatów, jeszcze po latach spotykałem starych znajomych. Następną parafią miał być Ozorków, o co prosił Ordynariusza ks. Bałczewski, chcąc mieć we mnie pomocnika w pracy z lekarzami. Tak się jednak złożyło, że wikariusz ozorkowski ks. Grzegorz Kudrzycki nie wrócił z Niemiec i wobec tego poszedłem ostatecznie na wyznaczoną dla niego parafię św. Antoniego w Tomaszowie Mazowieckim. Środowisko tego miasta było niezwykle życzliwe dla Kościoła i dla kapłanów. W tym czasie pracowało nas czterech wikariuszy: ks. Kubisa, ks. Moczkowski, ks. Ciesielczyk i ja. Współpraca układała się bardzo dobrze. W Tomaszowie zorganizowałem prężną grupę młodzieżową z udziałem studentów. Niektórzy z tej grupy, jak Grzegorz Małecki, odnaleźli się później „Pod 5”. Jako bardzo wrażliwy i utalentowany człowiek Grzegorz projektował ołtarz Bożego Ciała, a później w Łodzi papieskie dekoracje gmachu „Piątki”. 10 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. W duszpasterskich spotkaniach młodzieży uczestniczył również Ryszard Twardowski, który wyjechał nawet na bieszczadzki obóz duszpasterski ze studentami z Pabianic. Wspominam go bardzo serdecznie. Jego wstąpienie do Seminarium Duchownego w Łodzi, a później święcenia kapłańskie, wszyscy przyjęliśmy z radością. W Tomaszowie Mazowieckim pracowałem tylko rok, ale zawsze z przyjemnością wracam do tego miasta nad Pilicą i tych dobrych ludzi, którym wiele zawdzięczam. Kolejną placówką duszpasterską była parafia św. Mateusza w Pabianicach. Sytuacja w całej diecezji bardzo się zmieniła, odszedł już do Pana bp. Michał Klepacz. W okresie przejściowym wikariuszem kapitulnym był bp. Jan Kulik, a nowym ordynariuszem, który przybył do Łodzi z królewskiego miasta Krakowa, został bp. Józef Rozwadowski. Razem z ks. Grochowskim towarzyszyliśmy mu od granic diecezji aż do Katedry. Ks. Grochowski przekazał mi sporo informacji o nowym Biskupie, którego wcześniej znał. Mówił, że jest to człowiek prosty, szlachetny i bardzo pobożny, kocha góry, narty, turystykę, sztukę i fotografię. Liczył na to, że zrobi wiele dobrego dla Kościoła łódzkiego, uważał za zrządzenie Opatrzności, że nowy Ordynariusz jest spoza diecezji i że tak zawsze być powinno. Nie spodziewałem się wtedy, że moje osobiste doświadczenia bliskości z bp. Józefem Rozwadowskim wszystko to potwierdzą. W Pabianicach spotkałem dwóch wspaniałych, wielkich przyjaciół ks. Stanisława Świerczka i ks. Lucjana Jaroszkę. Ks. Lucjan Jaroszka wrócił do Pabianic z Australii, gdzie rzuciły go wichry wojny po obozach koncentracyjnych. Byli to kapłani bardzo pobożni i po ludzku dobrzy. Pozostaliśmy w prawdziwej przyjaźni aż do chwili ich odejścia do Pana. Ksiądz Stanisław Świerczek odwiedził mnie w Zgierzu jeszcze na tydzień przed swoją nagłą śmiercią. Jego odejście, a później również choroba i śmierć ks. Lucjana Jaroszki były dla mnie wielkim przeżyciem. Straciłem prawdziwych przyjaciół. Warunki pracy katechetycznej w Pabianicach były bardzo dobre. Szczególnego poświęcenia wymagało Duszpasterstwo Akademickie, które w tej parafii pięknie się rozwijało, chociaż przeżyło poważny wstrząs w związku z odejściem do stanu świeckiego ks. Wieśniaka. Zorganizowaliśmy nawet jeden obóz duszpasterski w Bieszczadach, w zupełnej dziczy koło Kalnicy. Obóz był bardzo udany i pozostanie Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 11 chyba na zawsze w pamięci jego uczestników. W Pabianicach również rozpoczęły się moje doświadczenia związane z pieszymi pielgrzymkami na Jasną Górę. W pabianicki okres mojego życia pięknie wpisała się znajomość towarzyska, a później przyjaźń z rodziną Keplerów, pracujących i mieszkających w muzeum archeologicznym w Pabianicach. Od lat pracowała tam Marysia Jażdżewska. Moja znajomość z rodziną prof. Konrada Jażdżewskiego rozpoczęła się w czasach studenckich. Byłem zauroczony tą rodziną i prawdziwie z nią zaprzyjaźniony. W czerwcu 1970 r. po rozmowie z bp. Ordynariuszem Józefem Rozwadowskim zostałem skierowany na studia teologiczne do Warszawy na ATK, aby specjalizować się w homiletyce i przejąć prowadzenie wykładów w Seminarium po ks. prof. Leszku Kucu, który będąc kierownikiem katedry homiletyki na ATK prowadził również zajęcia w naszym Seminarium w Łodzi. Wytypowanie na studia homiletyczne zawdzięczam głównie ks. Zbigniewowi Żaboklickiemu, który był w Seminarium moim profesorem homiletyki i ojcem duchownym. Doświadczyłem od niego wiele życzliwości. Studia warszawskie to wspaniały okres w moim życiu. Mieszkałem na warszawskich Bielanach w konwikcie dla księży. Otoczenie lasu bielańskiego, na wiślanej skarpie, w sercu eremu kamedulskiego, spokój i cisza pozwalały efektywnie studiować, cieszyć się przyrodą i sportem dzięki bliskości AWF. Czas wolny mogłem poświęcać na pomoc duszpasterską w różnych parafiach i życie kulturalne, które w stolicy jest bardzo bogate. W okresie Wielkiego Postu prowadziłem rekolekcje w różnych kościołach Warszawy i Żyrardowa. Szczególnie miłe wspomnienia łączą mnie z ks. Stefanem Gwiazdowskim, który był wówczas proboszczem kościoła bielańskiego i który nie tylko zapraszał mnie z rekolekcjami, ale włączył do grona głoszących kazania na niedzielnej mszy radiowej o godz. 9.00 w kościele św. Krzyża. 12 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Miałem wyjątkowe szczęście, bo w okresie studiów spotkałem wspaniałych profesorów i kolegów. Z profesorów wspominam ks. Janusza Pasierba, ks. ks. Kuca, Zuberbiera, Ozorowskiego, Grzybka, Olszańskiego, Skowronka, Wolniewicza, Grzegorskiego, Czerwika i innych. Mieszkając w konwikcie bardzo zżyłem się z księżmi, którzy wtedy również tam mieszkali i z tymi, którzy przyjeżdżali tylko na dni wykładowe, tym bardziej że byłem starostą roku. Długie wakacje studenckie pozwalały mi na wyjazdy wakacyjne w kraju i za granicę. Jeszcze z Pabianic w 1969 r. uczestniczyłem w Zakopanem w I w Polsce Mariapoli Ruchu Focolari, które odbywało się w ścisłej konspiracji. Wtedy poznałem liderów tego Ruchu z Włoch i z NRD. Z Polski najwięcej osób pochodziło z Krakowa, Wrocławia, Poznania, Warszawy i z Łodzi. Poznałem środowisko krakowskie bardzo bliskie Kardynała Wojtyły, szczególnie Zofię Stąpor i Jurka Ciesielskiego. Jurek był kilkakrotnie w Łodzi, spotkaliśmy się w domu Ewy i Jacka Lasocińskich, a później odwiedził mnie w Pabianicach. Zrobił na nas wszystkich bardzo duże wrażenie i rozumieliśmy się bardzo dobrze. Byłem na jego pogrzebie w Krakowie. Pogrzeb prowadził Kardynał Wojtyła, który był opiekunem Ruchu Focolari w Polsce, a Jurek jednym z pierwszych focolarinów małżonków. Kolejne wakacje spędzałem w NRD poznając bliżej Dzieło Maryi żyjące ideałem jedności. W 1971 r. ukończyłem Szkołę Ruchu Focolari dla księży, w Lipsku i Berlinie. Było to środowisko prawdziwie międzynarodowe i ekumeniczne. Poznawałem wszystkie „barwy” tego Ruchu i ludzi żyjących jak pierwsi chrześcijanie. To było dla mnie doświadczenie wyjątkowe, które owocuje aż dotąd. Również w Polsce spotkania z focolarinami w Krakowie, w Nowej Hucie, we Wrocławiu, w Warszawie w czasie kolejnych Mariapoli, spotkań osobistych, focolaryjnych rekolekcji kapłańskich zdobywałem nowe doświadczenia życia Ewangelią. W czasie wakacji dzięki zrozumieniu i życzliwości bp. Rozwadowskiego mogłem uczestniczyć w kursach językowych w Wiedniu na Berlitz Schule, w Lienz i w Grazu. W Wiedniu dzięki pomocy ks. Wiktora Dudzińskiego przez kilka miesięcy zastępowałem kapelana Servitinen Schwester, korzystając z wykładów na Uniwersytecie Wiedeńskim. W Grazu, dzięki Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 13 pośrednictwu bp. Rozwadowskiego, bp. Weber ułatwił mi pracę duszpasterską i mieszkanie w Klasztorze Misjonarzy przy Mariengasse. Bp. Rozwadowski był człowiekiem niezwykle ludzkim i konkretnym, odwiedził mnie zarówno w Grazu jak i w Wiedniu i zawsze okazywał życzliwą pomoc. W późniejszym okresie dowiedziałem się, że od wielu lat żyje duchowością Ruchu Focolari, który poznał we Włoszech, wyjeżdżał na spotkania biskupów focolaryjnych i praktykował komunię dóbr do śmierci. W czasie wspólnej podróży pociągiem do Berlina, w odwiedziny do kardynała Bengscha, przekonałem się jak potrafi być dobry i otwarty na ludzkie problemy. Później dowiedziałem się o tym, jak wielu osobom pomógł w potrzebie, chorym i niepełnosprawnym, na przykład Piotrusiowi Sekuradzkiemu z Zakopanego z zespołem Downa czy Romce Skorupskiej z Łodzi chorej na SM. Po skończonych studiach zostałem mianowany w 1973 roku profesorem homiletyki i fonetyki pastoralnej w Seminarium Duchownym w Łodzi i wikariuszem w parafii Opatrzności Bożej. Parafię tę wspominam bardzo dobrze. Zamieszkałem jako pierwszy z księży na nowej plebanii, którą wybudował ks. Polak. Na starej plebanii urządziliśmy z młodzieżą lokal spotkań Duszpasterstwa Akademickiego i Duszpasterstwa Młodzieży Pracującej. Młodzież była umuzykalniona, dzięki współpracy z siostrami felicjankami szczególnie z s. Józefiną, która przez pewien czas pomagała mi również w Seminarium prowadząc zajęcia z fonetyki i foniatrii. W tej parafii pracowałem przez rok, a po wyznaczeniu ks. Jana Sobczaka na proboszcza na Retkini i odejściu z Katedry Łódzkiej i „D.A. 5” zostałem w 1974 r. mianowany duszpasterzem akademickim w Centralnym Duszpasterstwie Akademickim „Piątka”. 14 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. „Pod Piątką” rozpoczyna się wielka przygoda mojego życia. Przyszedłem w listopadzie 1974 r. na „Andrzejki” i pozostałem do roku 1990. Wydawało mi się, że tu jest moje miejsce, że mogę się tu realizować i jako ksiądz i jako pasjonat turystyki, muzyki, śpiewu. Czułem bliskość (nie tylko bliskość zamieszkania), promieniowanie życzliwości, opieki i pomocy, na którą zawsze mogłem liczyć, ze strony bp. Rozwadowskiego. Nawet teraz po latach wracam do tego obrazu biskupa, który jest ojcem, nie ekscelencją, który mieszka w domu, nie w rezydencji czy w pałacu, z którym można się spotkać niemal w każdej chwili bez audiencji, do którego można zatelefonować, z którym można żartować i śmiać się, który daje podarunki, rozdaje książki, któremu można się zwierzyć i powiedzieć, że się w czymś z nim nie zgadzam. Potrafił się czasem zdenerwować, to prawda, ale później wynagradzał to stokrotnie. Duszpasterstwo Akademickie stanowiło dla mnie doświadczenie autentycznego, żywego Kościoła podobnego do świadectwa Dziejów Apostolskich: „Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwach” (Dz. Ap. 2, 42-47). Do Duszpasterstwa Akademickiego „Piątka” trafiali studenci, którzy chcieli przeżyć przygodę wiary, pogłębić swoją wiedzę religijną, doświadczyć akademickiej wspólnoty. Wszystko to, co obejmowało życie ośrodka akademickiego miało na celu umożliwienie studentom zdobywania dojrzałości religijnej i pełnego autentycznego udziału w życiu Kościoła. Ośrodek „DA 5” był do dyspozycji studentów codziennie od godziny 16.00. Lokal „Piątki” łączył się z mieszkaniem duszpasterza i to pozwalało duszpasterzowi być zawsze do dyspozycji studentów. Najwspanialszym doświadczeniem w tej pracy było partnerstwo ze studentami. Starałem się o to, żeby będąc kapłanem, celebransem, spowiednikiem, przewodnikiem duchowym, być zawsze bratem, ojcem, przyjacielem, kimś bardzo bliskim i drogim, komu można zaufać i na kogo można zawsze liczyć. Dlatego zwracając się do mnie studenci mówili po prostu Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 15 „Profesorze”. To było bardzo praktyczne, a nawet konieczne w warunkach konspiracji: w podróżach, na rajdach akademickich, zimowiskach i obozach duszpasterskich. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że nasze środowisko jest w sposób wyrafinowany infiltrowane przez Służbę Bezpieczeństwa. Ten zwrot „Profesorze” kojarzył się nam też dobrze z piosenką Filipinek. I tak pozostało. Duszpasterz koordynował życie całej wspólnoty duszpasterskiej, był moderatorem i animatorem. Studenci mieli możliwość rozwijać swoją wszechstronną działalność, ubogacać całą wspólnotę. Duszpasterstwo Akademickie nie było klubem dyskusyjnym, ale dyskusje po prelekcjach, na konwersatoriach, na obozach, przy różnych okazjach umożliwiały studentom lepsze zrozumienie prawd wiary i uczyły umiejętności precyzowania i wypowiadania swoich przekonań. Studenci sami przygotowywali liturgię mszy świętej w kaplicy i w katedrze, w warunkach polowych, na obozach, rajdach i zimowiskach. Praktycznie każda homilia mszalna była homilią dialogowaną ze studentami. Comiesięczne dni modlitwy w Szczawinie, spotkania młodzieży pierwszych lat studiów, spotkania absolwentów, ogniska biblijne w akademikach, odwiedziny duszpasterskie w domach akademickich tzw. kolęda akademicka, wieczory imieninowe i urodzinowe, półmetki, spotkania z rodzicami studentów „Pod Piątką”, rekolekcje adwentowe i wielkopostne, pielgrzymka piesza, karnawał i ostatki, bale sylwestrowe, mikołajki, opłatek, andrzejki, jajko wielkanocne, dyplomanci, narzeczeni, małżeństwa „Piątkowiczów” i wreszcie młode pokolenie - to najróżnorodniejsze formy doświadczania „Piątkowej” wspólnoty. Ale przede wszystkim studenci byli gospodarzami Ośrodka. To oni dbali o czystość w Ośrodku i na korytarzach, również o paramenty liturgiczne. Sekcje pracy umożliwiały wszechstronną aktywność każdemu: sekcja gospodarcza, sekcja liturgiczna, sekcja bibliotekarska, sekcja kronikarska, gitarowa, kantorzy, zespół muzyczny, sekcja fotograficzna, ministranci - których często było ponad 40, lektorzy, sekcja sportowa, sekcja miłosierdzia, wzajemna pomoc w nauce, sekcja kulturalna, sekcja dekoracyjna, radiowęzeł studencki, organizacja Akademickich Przeglądów Piosenki Religijnej, Tygodni Kultury Chrześcijańskiej itp. Po raz pierwszy „Tydzień Kultury Chrześcijańskiej” zorganizowałem w roku 1979 i koordynowałem organizację Tygodni 16 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. do roku 1989. Odbywały się one w październiku i pięknie korespondowały z kolejnymi rocznicami wyboru Papieża Polaka. Październikowa pogoda sprzyjała też licznej frekwencji wiernych. Później to niestety zmieniono. Pomoc studentów w realizacji programów Tygodni była nieoceniona, a dzięki Duszpasterstwom Akademickim przy parafiach (było ich w diecezji łódzkiej ok. 40), kultura chrześcijańska trafiała „pod strzechy”. Program TKCH w Katedrze obejmował wszystkie dni tygodnia i pozwalał poznać ciekawych ludzi kultury i polityki, świata muzyki i teatru, i był niejako wiodący dla innych kościołów. Po latach pamiętamy i wspominamy rekolekcjonistów wielkopostnych i adwentowych, takich jak: ks. prof. Józef Życiński, o. Hubert Czuma, o. Jan Góra, o. Karol Meisner, o. Tomziński, o. Leon Knabit, ks. prof. Józef Tischner., o. Jacek Salij i inni. Po spotkaniach rekolekcyjnych w katedrze, dyskusja i rozmowy „Pod 5” trwały do późnych godzin nocnych. Prelegentami zapraszanymi „Pod 5” było bardzo wielu znanych i odważnych ludzi. Przez kilkanaście lat konwersatorium na temat miłości i rodziny prowadził prof. Włodzimierz Fijałkowski, z którym byłem zaprzyjaźniony od pierwszego spotkania na Mariapoli w Zakopanem, w roku 1969. Studenci bardzo cenili jego prelekcje i często korzystali z konsultacji, również po skończeniu studiów. Stefan Niesiołowski w swoich wystąpieniach przybliżał studentom białe plamy historii i dylematy społeczne. Moja znajomość ze Stefanem trwa od czasu studiów. Uczestniczyliśmy w życiu Duszpasterstwa Akademickiego o.o. Jezuitów, przy ul. Sienkiewicza 60 w Łodzi i w niezapomnianych obozach duszpasterskich w Bieszczadach z o. Hubertem. Studenci często korzystali z jego wiedzy społeczno - politycznej i doświadczenia. Prelekcje na temat Ericha Fromma i Clive’a Lewisa prowadziła Ewa Latosińska, z którą rozumiałem się świetnie od czasu studiów i D.A. Przeżyliśmy wspólnie z całą jej rodziną wiele niezapomnianych wakacyjnych i świątecznych wyjazdów. Dzięki Ewie i Jackowi odkryłem Dębki, Małe Ciche, Inowłódz, Kroczyce, Rychłocice i wiele innych uroczych miejsc. Przede wszystkim podziwiam jej głębię i odwagę myślenia oraz ciekawość świata. Studenci to doceniali i licznie uczestniczyli w dyskusjach. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 17 Nasz Ośrodek przez wiele lat korzystał z pomocy lekarskiej dr Jerzego Pruszczyńskiego i dr Hanny Szukalskiej, moich dobrych przyjaciół. Studenci zawsze mogli liczyć na ich bezinteresowną pomoc w sprawach zdrowotnych. Dr Hanna Szukalska była dla mnie szczególnym wsparciem w Zgierzu, dzięki bliskości Dąbrówki Wielkiej, gdzie mieszkała i pracowała jako kierownik przychodni lekarskiej, wprost uwielbiana przez ludzi. Zaprzyjaźniliśmy się w czasie obozów duszpasterskich w Tatrach prowadzonych przez o. Zbigniewa Frączkowskiego. Dużą pomoc, szczególnie studentom, którzy mieli problemy związane z zaburzeniami osobowości, okazywali przez wiele lat dr Baranowska i dr Krasilewicz. Pozostawaliśmy w stałym kontakcie. Częstymi prelegentami „Pod Piątką” byli również Andrzej Woźnicki (konwersatoria filozoficzne), o. Stefan Miecznikowski, ks. Antoni Just, ks. Tadeusz Sikorski, ks. Bogdan Dziwosz, bp. Bohdan Bejze, ks. Bogdan Bakies i inni. Piękne doświadczenia duszpasterskie wyniosłem z rekolekcji zamkniętych dla maturzystów, które prowadziłem przez kilka lat, w naszym Seminarium Duchownym, zgodnie z sugestią biskupa Ordynariusza. Bp. J. Rozwadowski miał bogate doświadczenia w tym względzie z archidiecezji krakowskiej, będąc przewodniczącym wydziału katechetycznego. Zaangażowanie młodzieży w przygotowywanie liturgii, homilie dialogowane, dyskusje w grupach tematycznych, których animatorami byli klerycy, śpiewy i rozmowy indywidualne, często do późnych godzin wieczornych były imponujące. Szczególnie jedna z grup maturzystów zapisała się w mojej pamięci tym, że zaowocowała kilkoma powołaniami. Są to księża: Stanisław Skobel, Waldemar Sondka, Sławomir Szczyrba i dwóch księży zakonnych. Wakacje przeżywałem zawsze razem ze studentami na obozach duszpasterskich pod namiotami. To był wypoczynek połączony z pewnymi przemyśleniami o charakterze religijnoświatopoglądowym, ale przede wszystkim wspólne życie Ewangelią w warunkach polowych, które sprzyjały formowaniu silnych charakterów i dojrzałych postaw życiowych. Wspólnie przeżywana codzienność rodziła w nas przyzwolenie na dorastanie, na wspólne zmaganie się o Boga i siebie. W lipcu przeważnie wyjeżdżaliśmy na dwutygodniowe obozy nad morzem, w sierpniu w Bieszczady, 18 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. a we wrześniu, po sesji poprawkowej w Tatry. Nad morzem obozowaliśmy przy ujściu Piaśnicy do Bałtyku, w Dębkach albo w okolicy. Wspólne wycieczki często całodniowe, spacery plażą, podziwianie wschodów i zachodów słońca, kąpiel i pływanie w rzece i w morzu, przygotowywanie posiłków, gotowanie na ognisku, organizacja terenu obozowego, msze św. polowe, dyskusje, rozmowy, spotkania z ciekawymi ludźmi - to było nasze „bycie razem”. Bliskość klasztoru Benedyktynek w Żarnowcu stanowiła dla nas duchowe wsparcie i ubogacenie, szczególnie od kiedy wstąpiła do tego klasztoru Renia Konopczyńska - s. Maria Victoria. W klasztorze Panien Benedyktynek odbywały się spotkania katolickiej inteligencji z kręgu warszawskiego KIK’u. Tu poznaliśmy profesora Stommę, który kilkakrotnie gościł „Pod Piątką”, ks. profesora Janusza Pasierba i wielu innych. Zarówno poprzednia matka ksieni Edyta, jak i obecna matka Jolanta, okazywały nam życzliwość i pomoc. Wracaliśmy pełni wrażeń, opaleni i wypoczęci. Dla mnie miesiąc nad morzem to była wielka frajda, bo bardzo kocham słońce, przyrodę i wodę. Zawsze istniało niebezpieczeństwo, że wyśledzi nas Służba Bezpieczeństwa, dlatego przestrzegaliśmy zasad konspiracji. Udawało się to dzięki Bogu przez 17 lat. Trochę inny charakter miały obozy duszpasterskie w Bieszczadach. Warunki życia obozowego były często trudne a obozy bardzo liczne, nawet do 50 - 60 osób. Obozowaliśmy głównie w okolicy Ustrzyk Górnych na terenie zaprzyjaźnionego leśnika wspaniała polana położona nad czystym potokiem i cywilizacyjne oparcie w leśniczówce. W organizowaniu obozów bieszczadzkich korzystałem z doświadczeń obozów studenckich z o. Hubertem i tych, które wcześniej prowadziłem ze studentami z „DA” przy Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Wielogodzinne wycieczki bieszczadzkimi połoninami, cisza i dzikość przyrody wpisały się na zawsze chyba nie tylko w moje wspomnienia. Program tych obozów był podobny do programu obozów nad morzem. W Bieszczadach dawały nam się we znaki zimne bieszczadzkie noce, dlatego przy ognisku siedzieliśmy często do późnych godzin nocnych. Musieliśmy zawsze bardzo uważać na żmije, a surowica była w pogotowiu. Również tutaj wszystko robiliśmy w ścisłej konspiracji. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 19 W organizacji obozów duszpasterskich konkretną pomoc materialną okazywał nam zawsze bp. Rozwadowski. Niejednokrotnie przysyłał kartki z pozdrowieniami i uczestniczył w spotkaniach poobozowych. Pozwalał, żeby kierowcy seminaryjni ułatwiali transport namiotów i żywności. Siostry pracujące w kuchni seminaryjnej, szczególnie s. Mieczysława i pani Władzia, pomagały nam w przygotowywaniu artykułów spożywczych. W tamtych czasach to była cenna pomoc. Dzięki studentom, którzy byli wspaniałymi fotografami, z każdego obozu mieliśmy dziesiątki pamiątkowych zdjęć do albumów, do kroniki „DA 5” i dla siebie osobiście. Wracaliśmy po 15 sierpnia, żeby rozpocząć przygotowania do pieszej pielgrzymki na Jasną Górę. W pieszej pielgrzymce na Jasną Górę stanowiliśmy grupę akademicką biało-czerwoną. Grupa ta miała swoją specyfikę. Prowadzenie śpiewów pielgrzymkowych, rozważań i modlitw, organizowanie wspólnych posiłków i noclegów, przygotowywanie liturgii rodziło nowe doświadczenia. Również spotkania w Częstochowie z tymi, którzy dojeżdżali pociągiem i mieszkającymi w tym mieście „Piątkowiczami”, takimi jak Danusia i Andrzej Adamczykowie, Ewa i Andrzej Berowie, pozwalały szybko zapomnieć o zmęczeniu. Żeby urozmaicić doświadczenia pielgrzymkowe wracaliśmy z Częstochowy przez Jurę Krakowsko-Częstochowską, już turystycznie z plecakami, do Krakowa. Zwiedzaniem Krakowa z noclegiem u sióstr Norbertanek na Zwierzyńcu, a więc u Grobu Błogosławionej Bronisławy, w przeddzień jej liturgicznego wspomnienia, kończyliśmy pielgrzymkę. Bardzo pokochaliśmy Jurę Krakowsko-Częstochowską: Mirów, Bobolice, Złoty Potok, Ogrodzieniec, Kroczyce, Podlesice, Klucze, Pustynię Błędowską. Poznaliśmy wielu dobrych, bardzo gościnnych ludzi np. rodzinę Welonów, również wielu gościnnych i przyjaznych księży proboszczów np. w Złotym Potoku i w Kluczach. W drugiej połowie września wyjeżdżaliśmy w wysokie Tatry. Mieszkaliśmy przeważnie w Zakopanem u Barbary i Andrzeja Sekuradzkich. Serdecznie zaprzyjaźniliśmy się również z siostrami Albertynkami na Kalatówkach, szczególnie z s. Teresą Wilhelm, którą znaliśmy z Łodzi, bo pracowała w domu opieki przy ul. Wróblewskiego. Znała świetnie język niemiecki i służyła pomocą wielu studentom. Wszyscy wciąż słyszymy w uszach ten powiew i echo Tatr. 20 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Tatry, to również nasze zimowiska. Mieszkaliśmy w Małem Cichem koło Poronina, przeważnie u gazdów Franka i Antoniny Pawlikowskich. Spaliśmy w izbach na słomie. Całe dni jeździliśmy na nartach na pobliskim stoku, albo wychodziliśmy na całodniowe wycieczki w góry. Znajdowaliśmy jednak czas na codzienną mszę św., na dyskusję, rozrywkę i pogodne wieczory. Zarówno na obozach wakacyjnych, jak i na zimowiskach wyznaczaliśmy konkretną lekturę - książkę, którą każdy starał się przeczytać i która stanowiła podstawę naszych dyskusji i rozmów. Zimowiska niejednokrotnie były bardzo liczne nawet do 40 - 60 osób. Podobnie jak na obozach, posiłki robiliśmy sami. Doświadczenie organizacyjne procentowało sprawnością. Pokochaliśmy góry i narty i wielu z nas do tej pory nie wyobraża sobie zimy bez nart, już nie tylko w Tatrach, bo możliwości są obecnie nieporównywalne, ale bardzo przydały się nasze szkółki narciarskie w czasie zimowisk duszpasterskich. Turystyka duszpasterska obejmowała również rajdy organizowane w różnych porach roku i w różnych stronach Polski, były to rajdy 3-5 dniowe. Czasem udawało się je łączyć z uczestnictwem w ślubach, i oczywiście weselach „Piątkowiczów”. Pamiętamy wesela Danusi i Andrzeja Adamczyków, Ewy i Andrzeja Berów, Gosi i Sławka Nogalów i wiele innych. Poznawaliśmy w ten sposób piękno naszego kraju i ciekawych ludzi. Teraz pozostały nam wspomnienia, bardzo wiele zdjęć, piękne albumy i oczywiście przyjaźnie. Te wszystkie formy życia „Pod Piątką” kształtowały naszą ludzką i chrześcijańską tożsamość, budowały naszą osobowość. Dzięki temu jesteśmy takimi, jakimi jesteśmy. Bardzo trudnym doświadczeniem były, tak jak dla całej naszej Ojczyzny, również dla „DA 5” przeżycia okresu stanu wojennego i strajków studenckich. W niedziele 13 grudnia 1981 roku już o godzinie siódmej rano wychodząc na śniadanie do Seminarium Duchownego, gdzie się stołowałem, a więc praktycznie na drugą Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 21 stronę ulicy, zostałem zatrzymany przez funkcjonariuszy SB, którzy czekali na mnie przy drzwiach mojego mieszkania. Polecili zabrać rzeczy osobiste i przewieźli mnie na komisariat MO przy ulicy Kopernika. Nie godząc się na przesłuchania pod groźbą internowania, domagałem się kontaktu z bp. Ordynariuszem J. Rozwadowskim. Te mediacje poskutkowały i po kilku godzinach zostałem zwolniony. Byłem chyba jedynym księdzem w diecezji łódzkiej zatrzymanym i aresztowanym w okresie stanu wojennego. To świadczy najlepiej o tym, jak bardzo środowisko akademickie było inwigilowane przez SB i jak bardzo komuniści bali się katolickiej inteligencji. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mój telefon był na podsłuchu, a w moim otoczeniu zwerbowano wielu konfidentów. Wiele razy, przede wszystkim Grzegorz Piotrowski, przez telefony i wezwania nękał mnie i zastraszał w sposób wyrafinowany. Próbował nawet wpływać na mnie przez moich rodziców, którym obiecywał specjalne leczenie i rehabilitację w szpitalu MSW. Dwa, czy trzy razy odbyłem z nim rozmowę w gmachu Kurii Biskupiej za wiedzą bp. Ordynariusza J. Rozwadowskiego. Stopniowo nauczyłem się domniemywać, kto z przychodzących do „DA 5” mógł być konfidentem. Wiem również, że konfidenci z grona studentów próbowali wpływać na mnie i Duszpasterstwo, nawet poprzez donosy do bp. Ordynariusza. W tych trudnych czasach komunizmu żyliśmy jednak w tej przestrzeni wolności, którą sami tworzyliśmy. Wolność była w nas, a Duszpasterstwa Akademickie były prawdziwymi „wyspami wolności”. Dnia 29 maja 2006 roku na podstawie decyzji Instytutu Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, zostałem uznany pokrzywdzonym w rozumieniu Ustawy z dnia 18.12.1998 r. i otrzymałem wgląd do dokumentów zgromadzonych w zasobie archiwalnym IPN. Wszystkie moje dotychczasowe podejrzenia nie tylko się sprawdziły, ale przerosły moje oczekiwania. Okazało się, że byłem po prostu opleciony pajęczyną SB, której udało się zwerbować wielu studentów. Były też przykłady wspaniałej odwagi i determinacji ze strony studentów, którzy nie ulegli. O nich wszystkich pamiętam ze szczególną wdzięcznością. Stało się jeszcze coś niezwykłego 22 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. i to już w wolnej Polsce, otóż we wrześniu 1996 roku przed wejściem do kancelarii parafii św. Katarzyny w Zgierzu spotkałem Grzegorza Piotrowskiego. Powiadomiłem o tym natychmiast bp. Ordynariusza W. Ziółka. Rodzi się pytanie, czyżby te służby działały jeszcze po roku 1989, i miały nadal swoje wpływy, również na moje losy? W okresie stanu wojennego zajęcia duszpasterskie odbywały się normalnie. Współpracowaliśmy z o. Miecznikowskim i Komitetem Obrony Internowanych i Szykanowanych w stanie wojennym, np. przy współpracy bp. Rozwadowskiego, na prośbę pielęgniarek ze Szpitala Pirogowa, włączyliśmy się w akcję uwolnienia z internowania dr. Marka Edelmana. W czasie strajków studenckich codziennie odwiedzałem studentów okupujących Uczelnie a na Politechnice Łódzkiej i Uniwersytecie były odprawiane msze święte. Zdała egzamin koordynacja pracy i informacji między duszpasterzami i Duszpasterstwami, nie tylko w Łodzi. Rekapitulacją naszej duszpasterskiej dynamiki była organizacja spotkania z Ojcem Świętym Janem Pawłem II w Łódzkiej Katedrze 13 czerwca 1987 roku. Służba Bezpieczeństwa robiła wszystko co możliwe, żeby to spotkanie ograniczyć. Do końca nie było pewności, czy rektorzy wyższych uczelni będą mogli uczestniczyć w katedralnym spotkaniu. Z rektorami spotykałem się wiele razy, często w nocy. Omawialiśmy różne warianty, ale ostatecznie mogli w Katedrze wystąpić nie ubrani w togi, przechodząc z pałacyku Rektoratu Politechniki bocznym wejściem do Katedry. W czerwcu 1990 roku w Szczawinie obchodziliśmy uroczyście, z udziałem bp. Ziółka XXV-lecie „CDA 5”. Byli nie tylko studenci, ale również rodziny absolwentów różnych roczników, z dziećmi. Później okazało się, że był to nie tylko srebrny jubileusz, ale i ostatni akord mojej „Piątkowej” historii. „Na otarcie łez” udało się jeszcze wyjechać na lipcowy obóz duszpasterski nad morzem w dorzeczu Piaśnicy. W sierpniu udałem się na wcześniej uzgodnione zastępstwo duszpasterskie do Niemiec a 12 września wyjechałem już bliżej - do Zgierza nad Bzurą. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 23 Będąc duszpasterzem akademickim „Pod Piątką” pełniłem równocześnie funkcje diecezjalnego duszpasterza akademickiego, duszpasterza nauczycieli akademickich i przez trzy kadencje byłem członkiem Komisji Episkopatu ds. Duszpasterstwa Akademickiego (KEDA). W tych czasach Duszpasterstwa były rzeczywiście bardzo prężne w całej Polsce, a wymiana doświadczeń między duszpasterzami z różnych miast Polski bardzo owocna. Kardynał Gulbinowicz, który był Przewodniczącym KEDA, dzielił się z nami swoimi doświadczeniami, był oparciem w chwilach trudnych i wnosił wiele humoru na nasze spotkania. Przez kilka lat pełniłem również funkcję korespondenta diecezjalnego. Spotkania korespondentów z całej Polski, prelekcje i konwersatoria bardzo mi pomogły w realizacji różnych form komunikacji i informacji. To wszystko również korespondowało z zajęciami z teorii komunikacji w ramach zajęć homiletycznych, które prowadziłem w Wyższych Seminariach Duchownych na IV, V i VI roku studiów. Przygotowywanie wykładów dla kleryków, omawianie nagrywanych kazań, zajęcia fonetyczne, to wszystko było dla mnie źródłem nieustannej mobilizacji i osobistego rozwoju, zdobywania wciąż nowych doświadczeń. Prowadząc zajęcia w naszym Seminarium Duchownym w Łodzi, dojeżdżałem również z wykładami do Wyższego Seminarium Duchownego o.o. Franciszkanów w Łagiewnikach. Dodatkowym walorem tych zajęć były spacery lasem łagiewnickim, w ogrodzie klasztornym i poznawanie specyfiki życia i pracy w zakonie franciszkańskim. Już po przeprowadzce do Zgierza przez 7 lat prowadziłem zajęcia homiletyczne w Wyższym Seminarium Duchownym Księży Orionistów w Zduńskiej Woli. Uwzględniając specyfikę każdego z tych Seminariów, praca z klerykami układała mi się bardzo dobrze i dawała wiele osobistej satysfakcji. Profesorem homiletyki byłem przez 25 lat. „DA” to było moje życie, ja się z tym tak bardzo utożsamiałem, dlatego odejście było trudne i bolesne, chociaż tak często śpiewaliśmy: „Bando … pożegnania to nie dla nas, zawsze znów spotkamy się”. To prawda, „ale słowa jednak, to tylko połowa”. Zresztą rozstania 24 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. ze studentami, którzy kończyli studia i przeważnie wracali do swojego miejsca zamieszkania w różne strony Polski, też były niełatwe. Ci, którzy zdobyli określoną formację duchowo-religijną i mogliby być animatorami i moderatorami „Pod Piątką”, ostatecznie włączali się w życie lokalnej wspólnoty kościelnej, miejsca zamieszkania i pochodzenia. W domach akademickich Politechniki mieszkali bowiem studenci z całej Polski i z zagranicy. Ostatecznym i najtrudniejszym sprawdzianem formacji zdobytej „Pod Piątką” jest samo życie: rodzinne, zawodowe, społeczne, polityczne itp. Absolwenci stanowią nadal wspólnotę Duszpasterstwa Akademickiego, niezależnie od miejsca zamieszkania i pracy oraz stanu cywilnego. Comiesięczne dni modlitwy w Szczawinie, w których uczestniczyli również absolwenci, były ciągłym pogłębianiem istniejącej przyjaźni, dalszym rozwijaniem formacji religijno-moralnej, okazją do wymiany doświadczeń i rozwiązywania bieżących trudności. Mieszkając w innych miastach absolwenci włączają się w życie miejscowych Duszpasterstw Akademickich i w życie parafii w zakresie: liturgii, katechizacji, akcji miłosierdzia, działalności misyjnej itp., również w różne ruchy i organizacje religijne, w działalność społeczną. Zupełnie nowa sytuacja zaistniała po moim odejściu z Łodzi, bo jednak każdy duszpasterz ma prawo do swojej oryginalności i własnej koncepcji duszpasterstwa. To, że spotkania absolwentów „Piątki” z moim udziałem odbywają się nadal, przynajmniej raz w roku, świadczy o tym, jak bardzo staliśmy się sobie bliscy i mamy potrzebę przebywania z sobą niezależnie od miejsca zamieszkania. Nie tylko te spotkania, ale telefony, kartki, maile pozwalają nam być wciąż razem. Szczególną rolę odgrywają ci, którzy mieszkają w Łodzi: Dorotka Więcławska, Ewa i Władek Ciemniccy, ks. Józef Janiec i inni. To oni przyjmują na siebie odpowiedzialność za stronę organizacyjną naszych spotkań. Bardzo mnie to cieszy, bo widzę jak absolwenci są dojrzali i jak mądrze organizują sobie życie. Te spotkania pozwalają również dzielić się problemami, trudnościami i wspólnie szukać rozwiązań. Niezmiernie ważna jest świadomość tego, że jesteśmy sobie bardzo bliscy i że możemy na siebie liczyć. Naszą „Piątkową” wspólnotę w pionie absolwentów stanowią również ci, którzy odczytali Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 25 swoje powołanie w kapłaństwie i w życiu zakonnym: s. Renata Konopczyńska, s. Tereska Helwich, ks. Józek Janiec i ks. Sławek Denderski. Liczymy nie tylko na ich fizyczną obecność, ale na szczególne duchowe wsparcie. Życie niesie z sobą wciąż nowe wyzwania i chcemy im z Bożą pomocą sprostać. Do każdego chciałbym wysłać serdeczny list ze słowami Apostoła „Siostry i bracia, radujcie się, dążcie do doskonałości, pokrzepiajcie się na duchu, jedno myślcie, pokój zachowujcie, a Bóg miłości i pokoju niech będzie z wami. Pozdrówcie się nawzajem świętym pocałunkiem. Pozdrawiają was wszyscy święci. Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i udzielanie się Ducha Świętego niech będzie z wami wszystkimi”. (2 Kor. 13,11-13) Moja sytuacja po przejściu do Zgierza zmieniła się diametralnie, pod każdym względem, w porównaniu z „Piątką”. W tym Mieście nigdy w życiu nie byłem i zupełnie go nie znałem, nie miałem też żadnych doświadczeń administrowania parafią. Przed wyjazdem na wakacje bp. W. Ziółek wspaniałomyślnie zaproponował mi wybór jednej z trzech parafii: św. Jakuba w Piotrkowie Trybunalskim, Niepokalanego Poczęcia NMP w Koluszkach i św. Katarzyny w Zgierzu. Nie dokonałem wyboru, bo nie znałem żadnej z tych parafii. Chodziło mi tylko o to, żeby parafia była blisko Łodzi ze względu na żyjących rodziców, którzy mieszkali w Łodzi na Polesiu, a byli już w podeszłym wieku. Nominacja, którą otrzymałem, wskazała na Zgierz, parafię św. Katarzyny Aleksandryjskiej. Mój poprzednik ks. Stanisław Socha potrzebował trochę więcej czasu na przeprowadzkę, dlatego objąłem administrowanie parafią dopiero 12 września, w Święto Najświętszego Imienia Maryi, upamiętniające zwycięstwo Króla Jana Sobieskiego pod Wiedniem, które przypisywał pośrednictwu i wspomożeniu Maryi. Nabrałem otuchy i oddałem wszystko w ręce Bożej Opatrzności. Musiałem się wszystkiego uczyć, poznawać sytuację duszpasterską, administracyjną i ekonomiczną parafii, sytuację społeczną w mieście, musiałem 26 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. poznawać księży, poznawać ludzi… Tym bardziej, że na rok przed moim przyjściem parafia św. Katarzyny po raz kolejny została podzielona, powstała nowa parafia NMP Różańcowej większa od parafii macierzystej. Na plebanii mieszkało trzech proboszczów i wikariusze z dwóch parafii. Ta sytuacja została uregulowana w ciągu roku i dopiero wtedy wszystko stopniowo wracało do porządku, mogłem zacząć normalnie żyć i funkcjonować. Kościół św. Katarzyny, trójnawowy, bazylikowy, w stylu neogotyckim, zrobił na mnie duże wrażenie. W otoczeniu wiele zieleni, chociaż bardzo blisko głównej trasy płn - płd, a plebania w cieniu świątyni, przedwojenna, obszerna i funkcjonalna. Stopniowo wspólnie z Radą Parafialną opracowaliśmy roczny kalendarz inwestycyjny. Przekonałem się, że proboszcz w warunkach polskich jest odpowiedzialny nie tylko za sprawy duszpasterskie, ale wszystkie sprawy administracyjne, gospodarcze i właśnie one przysparzają najwięcej trudności i kłopotów. Na ten temat mówił Ojciec św. Benedykt XVI w archikatedrze warszawskiej. Nie można proboszcza oceniać wyłącznie na podstawie dokonań gospodarczych i ekonomicznych, jak to się niestety, często dzieje. Wierni oczekują od księży przede wszystkim, by byli ludźmi dążącymi do świętości, a nie tylko sprawnymi administratorami. Aktywność kapłana, szczególnie proboszcza, to przecież nie rytualne menedżerstwo. Wyzwaniem dla pasterzy jest ewangelizacja. Musiałem się wiele uczyć, przekonałem się jak trudno jest znaleźć tych, którym można by powierzyć odpowiedzialne zadania do realizacji. Pierwsze miesiące były bardzo trudne. Dnia 13 stycznia 1991 r. umiera mi nagle i zupełnie niespodziewanie w wieku 88 lat matka, którą kochałem ponad wszystko i z którą rozumiałem się zawsze bez słów. To był dla mnie taki szok, że jeszcze teraz, po 19 latach, przeżywam boleśnie to rozstanie. Przez kilka miesięcy byłem zupełnie wytrącony z równowagi i nie mogłem funkcjonować normalnie. Niektórzy, łącznie z bp Ordynariuszem, mogli to odczytać opacznie i były nawet konsekwencje tego. Te bolesne doświadczenia często paraliżowały moją otwartość na ludzi, chęć spotkań i kontaktów przez kilka lat. Potrzebowałem czasu. Dobrze te moje przeżycia oddają słowa „Elegii” Gabriela Karskiego: Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 27 „Choć tyle lat minęło - już prawie ćwierć wieku, choć wkrótce sam wyruszę w niepowrotną drogę coraz mnie nawiedzają - rozwadze na przekór chwile, gdy się z Twą śmiercią pogodzić nie mogę Kalendarz wtedy milczy, czas trwa nieruchomo, wskrzesza żal, co tkwić będzie we mnie do ostatka, głuchy protest, głoszony przez gorzką świadomość: śmierć zawsze jest przedwczesna, gdy umiera matka” Niezastąpioną pomoc, szczególnie w sprawach organizacyjnych, administracyjnych i gospodarczych okazuje mi cały czas mój jedyny brat Kazimierz ze swoją żoną Alicją. Jestem przekonany, że mogę liczyć na ich bezinteresowną pomoc, zrozumienie i współpracę. Sprawy gospodarcze i ekonomiczne parafii bardzo absorbują proboszcza i od dobrej organizacji pracy zależy ich owocność. W Zgierzu spotkałem wielu dobrych, życzliwych, gotowych do pomocy parafian. Wśród nich: Anna i Jan Kurzawa, Jadwiga Pabijańczyk, Zenobia Karasińska, Leokadia Górniak, Irena Libiszewska, Feliks Badyna, Ewa Kubasiewicz, Krystyna i Józef Wasiakowie, Tadeusz Solnicki, Elżbieta Gier, Małgorzata Najman, Paweł Królewiak, Jolanta Kubiak, Anna Dumin, Maria Pietruszewska, Jan Sobczak, Helena Mrozowa, Zofia Przybysz, Mirosława Królikowska, Aurelia i Józef Milczarkowie, Marian Urbański, Celina Ławniczek, Tadeusz Iwaniuk, Danuta Kubera, wiele pań z naszej Parafialnej Rodziny Różańcowej: Maria Stańczyk, Krystyna Kowalska, Krystyna Żurek, Teresa Augustyniak, Marianna Ozimek, również Włodzimierz Elert i wielu innych. O wszystkich pamiętam i każdemu, kto okazuje mi jakąkolwiek życzliwą pomoc jestem wdzięczny. W różnych sprawach gospodarczych i porządkowych, zarówno na plebanii jak i w kościele pomaga mi od początku proboszczowania Tomek Ciesielski, który jako student trafił „Pod 5”, następnie odbył służbę wojskową i ostatecznie ukończył studia w Częstochowie, a mieszka w Rozprzy. Niektórzy na początku mojej przygody ze Zgierzem ostrzegali mnie, że jest to środowisko trudne. Po 19 latach byłbym jednak ostrożny w ocenie i charakterystyce tego miasta, bo musi ona być z konieczności wieloaspektowa i bardzo wyważona. Przede wszystkim trzeba naprawdę kochać tych ludzi, żeby móc 28 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. powiedzieć im również słowa przykre i trudne, dotykając w nich Boga. Każdy sprzeciw i krytyka powinny być konstruktywne. Staram się dostrzegać ludzi i nie traktować ich jak dzieci, ale jak poważne osoby, patrzeć na nich nie tylko z perspektywy obyczajów, tradycji i konwenansów, ale z perspektywy potrzeb i bolączek. Zgierz jest miastem ciekawym, mającym tradycje ośmiu wieków historii i dlatego nie może dziwić pewna duma, zbytnia pewność siebie tych starych zgierskich obywateli tzw. „łyków”, którzy często są święcie przekonani, że Zgierz to najpiękniejsze średniowieczne miasto w Europie, a oni są właścicielami tego miasta. Więzy, pokrewieństwa i powinowactwa są wśród tych ludzi bardzo silne. To ma swoje dobre i złe strony, może rodzić układy, prowadzić do korupcji i kumoterstwa, do prywaty i egoizmu, ale może też być przykładem lokalnego patriotyzmu. „Koń jaki jest każdy widzi”, trzeba mieć otwarte oczy i uszy. Zgierz obejmuje 5 parafii i współpraca między nimi nie jest łatwa, może prowadzić do niezdrowej rywalizacji, szczególnie, gdy proboszczowie pozwolą się zbytnio opanować politykom. Nie usprawiedliwia tego absolutnie materialne dobro parafii, gra jest nie warta świeczki a przede wszystkim nieuczciwa i nie ewangeliczna. Bardzo się staram, żeby duszpasterstwo w parafii św. Katarzyny odpowiadało postulatom Soboru Watykańskiego II, żeby formowało religijność i pobożność wiernych prowadząc do wiary dojrzałej i świadomej, otwartej na dialog ze światem. Pobożność infantylna, tzw. kapliczkowa nie może dominować w życiu parafii. Niejednokrotnie potrzebny jest jakościowy skok w jej funkcjonowaniu. Kościół musi bowiem porywać siłą świadectwa i temu będą musiały służyć w najbliższej przyszłości struktury kościelne. Kościół nie może jawić się ludziom jako rzeczywistość obca i archaiczna. Przyszłość duszpasterstwa zależeć będzie od jego duchowej głębi. Dlatego staram się aktywizować religijnie i społecznie środowisko parafialne. Wprowadziłem homilie na mszach świętych w dni powszednie, również z komentarzami liturgicznymi, rekolekcje problemowe, z tematem wiodącym i tematami konferencji, zarówno dla dzieci, dla młodzieży jak i dla ogółu wiernych, rekolekcje dla inteligencji, dla poszukujących, dla wdów i wdowców, kazania autorskie zamieszczane na bieżąco w internecie, w okresie wakacji w dni powszednie Wakacyjną Szkołę Wiary na podstawie Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 29 Katechizmu Kościoła Katolickiego, Wakacyjne Warsztaty Biblijne itp. Parafialny Klub Dyskusyjny pozwala na organizację spotkań z ciekawymi ludźmi. Rozpoczęliśmy reorganizację biblioteki parafialnej, do której postanowiłem włączyć około 2000 pozycji ze swojego prywatnego księgozbioru. Parafianie mieliby również możliwość korzystania z czytelni parafialnej. Nasz kiosk parafialny stara się o szeroką ofertę wydawniczą nie tylko dla parafian. Są to: tygodniki „Niedziela”, „Gość Niedzielny”, „Tygodnik Powszechny”, tygodniki dla dzieci i młodzieży, miesięczniki „L’Osservatore Romano”, „List”, „Głos Ojca Pio”, „Połaniec N.S.J.”, „W Drodze” i pozycje książkowe oraz dewocjonalia. Od 2005 roku funkcjonuje nasz parafialny serwis internetowy. Jego opracowanie spotkało się z uznaniem nie tylko parafian. Jest to, mimo postępu, pionierska praca w życiu duszpasterskim parafii polskich, wiele z nich nie korzysta z internetu jako narzędzia informacji i ewangelizacji. Nasze inicjatywy duszpasterskie znajdują pozytywny rezonans w życiu duszpasterskim innych zgierskich parafii, np. specjalna msza św. dla dzieci przed pierwszą komunią św., którą odprawiamy od 19 lat, została wprowadzona również w innych parafiach. Podobnie skorzystano z naszych doświadczeń w organizacji rekolekcji dla dzieci i młodzieży itp. Od grudnia 2007 roku wydajemy „Parafialny Biuletyn Informacyjny”, który przybliża parafianom i sympatykom zgierskiej fary ważne wydarzenia miesiąca, kalendarz liturgiczny, historię i zabytki kościoła. Ciekawa oprawa graficzna i barwne fotografie stanowią zachętę dla młodzieży i dorosłych. Biuletyn ukazuje się w nakładzie 1000 egz. Również kalendarz parafialny ciekawie opracowywany daje pełną informację o życiu Kościoła i parafii w ciągu całego roku. Wiem, że inne parafie, nie tylko w naszej diecezji, korzystają z tych doświadczeń. Aktywizacja wiernych w duchu soborowym nie przynosi natychmiastowych owoców. Funkcjonują wciąż stare modele zachowań, dlatego potrzeba wielkiej cierpliwości i wyrozumiałości, tym bardziej, że Parafia św. Katarzyny obejmuje zgierską starówkę. Tu mieszka wielu ludzi starszych a nawet w bardzo podeszłym wieku. Niejednokrotnie nie są oni w stanie przychodzić do kościoła na mszę św. nawet w niedzielę. Dlatego nowe środki komunikacji 30 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. i odwiedziny chorych pozwalają im funkcjonować w wymiarze wspólnoty parafialnej. Comiesięczne dni chorych są świadectwem troski parafii o emerytów, rencistów, ludzi dotkniętych chorobą. W święta kościelne przypadające w dni robocze odprawiane są dodatkowe msze święte o godzinie 9.00 dla nich wszystkich. Akcja miłosierdzia obejmując najbardziej potrzebujących, daje nam orientację, jaka jest rzeczywista sytuacja ludzi samotnych, chorych, rodzin wielodzietnych, matek samotnie wychowujących dzieci. Na niedzielnych mszach świętych o godzinie 9.00 pamiętamy o tych parafianach, którzy chorują, czekają na operację, przeżywają urodziny, imieniny, jubileusze małżeństwa itp., żeby podkreślić, że parafia jest jedną rodziną, jest wspólnotą. Kazania głoszone na mszy św. o godz. 9.00 są na bieżąco zamieszczane w internecie. Zapraszamy wszystkich do dialogu, realnego i wirtualnego. Staram się mówić normalnym językiem bez pustej kościelnej nowomowy i żargonu teologiczno - pobożnościowego. Wspólnotę parafialną stanowią nie tylko mieszkający na terenie naszej parafii, ale również ci, którzy z osobistego wyboru związali się z naszym kościołem niezależnie od miejsca zamieszkania i przynależności parafialnej. Ich wybór cenimy i czujemy się za nich odpowiedzialni. Niektórzy teologowie pastoraliści proponują nawet uelastycznienie granic terytorialnych parafii, by wytworzyć wspólnotę eucharystyczną obejmującą wszystkich obecnych na mszach świętych, szczególnie niedzielnych, niezależnie od tego, skąd pochodzą. Taka polaryzacja mogłaby sprzyjać powstawaniu zwartych wspólnot eucharystycznych. Migracje międzyparafialne stwarzają ważne problemy duszpasterskie, zwłaszcza związane z kształtowaniem się ośrodka kultu integrującego wspólnotę parafialną. Staram się w tym duchu kształtować świadomość wiernych. Realizowanie zamierzeń społecznych jest możliwe przy uwzględnieniu specyfiki miasta i działalności władz samorządowych. Nie zawsze ta współpraca z władzami miasta jest możliwa, ale staram się inspirować inicjatywy, które służyłyby naprawdę dobru społeczności, życzliwie wskazywać na niekonsekwencje. Tym bardziej, że kościół św. Katarzyny jest kościołem patronalnym miasta Zgierza i właśnie tutaj odbywają się uroczystości narodowopatriotyczne. Przykładem owocnej współpracy władz miasta Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 31 i Kościoła były na przykład Uroczystości Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 połączone z 70 Rocznicą konsekracji tego kościoła: celebracja w kościele z udziałem bp. Ordynariusza, kilkudziesięciu kapłanów i przedstawicieli władz miasta i powiatu, organizacji i stowarzyszeń, a później uroczyste przyjęcie w Pałacu Ślubów. Było to możliwe dzięki osobistemu zaangażowaniu i życzliwości prezydenta Zbigniewa Zaparta. Działania Stowarzyszenia na Rzecz Oświetlania Zespołu Architektonicznego Kościoła Farnego św. Katarzyny w Zgierzu doprowadziły do iluminacji, która pozwala podziwiać piękno architektury kościoła również wieczorem i w nocy. Przyzwolenie prezydenta Karola Maślińskiego i działania władz miasta zaowocowały instalacją nowego, ekologicznego systemu ogrzewania kościoła. Przed obecnymi władzami samorządowymi stoją bardzo trudne wyzwania, którym można sprostać tylko w atmosferze współpracy i solidarności. Bardzo na to liczę. Oczekiwania zgierzan to nie tylko obwodnica miasta, parkingi i sanitariaty, infrastruktura wielu ulic, Placu Jana Pawła II, ale również pomoc w modernizacji głównej wieży kościoła farnego z platformą widokową, która mogłaby być niezwykłą atrakcją miasta. Liczę na to, że ta inicjatywa zostanie podjęta szczególnie przez tych, którym zależy naprawdę na tym, żeby można było „polubić Zgierz”, żeby to było miasto przyjazne ludziom. Podobnie generalny remont starej plebanii (dworek mazowiecki z 1840 r.), która stałaby się filią muzeum zgierskiego z ekspozycją sakralną i modelowym ogrodem, to zadanie na najbliższe lata. Nasze dziedzictwo kulturowe, o które mamy obowiązek zadbać w Zgierzu, to nie tylko domy tkaczy. Chodzi o to wszystko, co stanowi naszą historię i zgierską tożsamość. Wierzę w cud dialogu. Wspólnie możemy zrobić wiele dobrego dla naszego miasta i jego mieszkańców. Świadczą o tym chociażby zrealizowane inwestycje parafialne. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy mi w tym pomogli. Jako proboszcz jestem życzliwie otwarty na współpracę z każdym, niezależnie od wyznawanej religii i przyjętej opcji politycznej. Liczy się człowiek, jego prawość, szczerość, uczciwość i kompetencja. Chciałbym zawsze budować jedność ponad 32 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. sztucznymi podziałami i chyba w jakimś stopniu to się udaje. Taką mentalność i postawy kształtują zarówno głoszone kazania jak i w konsekwencji, podejmowane działania. Staram się nie ulegać żadnej presji społecznej i politycznej, bo uważam, że interesowność polityczna księdza jest zawsze naganna. Ksiądz nie powinien być nigdy przez nikogo traktowany instrumentalnie i wykorzystywany do celów pozareligijnych. Chodzi o to, żeby religia była obecna w życiu publicznym, ale nie upolityczniona. Politycy pamiętają o nas przeważnie tylko przed wyborami. Rozmawiając o tym z księżmi wikariuszami i analizując zaistniałe sytuacje, staramy się zajmować taką samą postawę. Wikariusze się zmieniają, ale dla mnie jest to o tyle ciekawe doświadczenie, że często znam ich z okresu kleryckiego, z Seminarium i teraz przekonuję się, jak weryfikuje się w praktyce parafialnej formacja seminaryjna. Muszę przyznać, że moje spostrzeżenia są niejednokrotnie krytyczne. Wydaje mi się, że Kościół, szczególnie dziś, bardzo potrzebuje księży ponadprzeciętnych, o szerokich horyzontach myślowych, którym nie brakuje serca, otwartych na świat i ludzi, charyzmatycznych, nie nastawionych głównie na godności, karierę kościelną i stanowiska. Tylko tacy mogą przezwyciężać religijne prostactwo, infantylizm religijny i otwierać przed wiernymi horyzonty wiary pogłębionej i dojrzałej, prawdziwie ewangelicznej, która zwycięża świat. Jeżeli kocham Kościół i żyję sprawami Kościoła, to jestem krytyczny i wymagający od siebie i od innych. Autentyczny dialog wewnątrzkościelny jest nam wszystkim bardzo potrzebny i trzeba ubolewać, jeżeli go brakuje. Jestem święcie przekonany, że zawsze musi być miejsce na wolność słowa i myśli w Kościele, który nie wymaga od nas dworskiej układności. Wierni oczekują od Kościoła ewangelicznej prostoty. Przejawów silnej woli i niezależności nie można traktować jako zagrożeń cnoty posłuszeństwa kapłanów. Lojalność nie powinna wypierać kompetencji. Nie można bać się żyć odważnie. Kapłan powinien być człowiekiem wielkiej intuicji i wiary. Przewodzenie wspólnocie wymaga robotników a nie celebransów. Chodzi o aktywność, o bycie na pierwszej linii, jednak nie przez zajmowanie pierwszych miejsc, ozdobne szaty, przesadną tytulaturę, a przez służbę. Kapłani nie mogą pretensjonalnie Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 33 celebrować swojego kapłaństwa, bo Kościół to jedno niepodzielne braterstwo. Patrzę z optymizmem w przyszłość Kościoła i świata, nie zapominając, że wiara to jest dar i zadanie. Przesłanie Apostoła Narodów odnosi się do każdego z nas: „Najmilszy: Zabiegaj o sprawiedliwość, wiarę, miłość, pokój - wraz z tymi, którzy wzywają Pana czystym sercem. Unikaj natomiast głupich i niedouczonych dociekań, wiedząc, że rodzą one kłótnie. A sługa Pana nie powinien się wdawać w kłótnie, ale ma być łagodnym względem wszystkich, skorym do nauczania, zrównoważonym. Powinien z łagodnością pouczać wrogo usposobionych, bo może Bóg da im kiedyś nawrócenie dla poznania prawdy i może oprzytomnieją i wyrwą się z sideł diabła…” (2 Tm 2, 22b-26) Tylko Bóg jeden wie co nas jeszcze czeka w przyszłości, my planujemy, ale On wszystkim kieruje. Każdy dzień wakacyjnych obozów duszpasterskich kończyliśmy kręgiem, przeważnie przy ognisku, trzymając się mocno za ręce i śpiewaliśmy: „Na zachód dzień się chyli Słońce nisko już, O Tobie Jezu myślę, Na swe dziecko spójrz Ref.: I wiem przyjdzie dzień szczęśliwy Ty przygarniesz mnie Przenika wiara ciemność, Niby światło gwiazd O Jezu, Ty bądź ze mną, Niech nic nie dzieli nas…” Niech trwają te pozytywne wibracje w naszych sercach, a więcej niech dopowiedzą zdjęcia. Upływa szybko życie, to prawda, mijają kadencje i lata, również ku zachodowi chyli się nasze życie, dlatego trzeba się spieszyć, nie marnować czasu. Avanti ! WSZYSTKO NA WIĘKSZĄ CHWAŁĘ BOŻĄ ! 34 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 35 36 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 37 38 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 39 40 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 41 42 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 43 44 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 45 46 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 47 48 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 49 50 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 51 52 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 53 54 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 55 56 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 57 58 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 59 60 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 61 62 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 63 64 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 65 66 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 67 68 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 69 70 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 71 72 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 73 74 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 75 76 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 77 78 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT. 79 Od dawna myślałem o napisaniu „Wspomnień”. Były to jednak plany bliżej niesprecyzowane. Przerażał mnie ogrom pracy związany z przygotowaniem zarówno tekstu jak i zdjęć. Mógł mi w tym pomóc tylko ktoś z „Piątkowej wspólnoty”. Po jednej rozmowie podjął się tego Krzysztof Iwanicki. Wykonał wielką pracę. Sam materiał zdjęciowy obejmował około 1400 zdjęć. Jestem Mu bardzo wdzięczny za benedyktyńską cierpliwość i profesjonalizm. Mam nadzieję, że może uda nam się wydać w przyszłości „Magnificat Piątkowiczów”. Byłoby wspaniale. 80 Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.