MOJE MAGNIFICAT

Transkrypt

MOJE MAGNIFICAT
Ks. Mirosław Benedykt Strożka
MOJE MAGNIFICAT
WSPOMNIENIA
2009
© Mirosław Benedykt Strożka
Wydawca:
IMGRAFIA, ul. Nowa 29/31, 90-030 Łódź
ISBN 978-83-929226-0-5
Opracowanie graficzne i przygotowanie do druku:
Marian Krzysztof Iwanicki
Fotografie ze zbiorów autora
Korekta:
Ewa Latosińska
Druk: IBI GRAF, ul. Konstytucji 3 Maja 44, 97-200 Tomaszów Maz.
AD VERBUM
Chciałbym podziękować… tak rozpoczyna się znana kompozycja
zespołu Gen Rosso dedykowana matce:
„Czasem moje serce mi mówi:
dzięki mamo za miłość twą.
Jutro lub za chwilę
nie będziemy razem już,
pozostanie miłość,
światło w głębi naszych dusz.”
Potrzebę okazania wdzięczności nosi w sobie każdy z nas. Przede
wszystkim dziękujemy Bogu za wszystko, bo wszystko jest Jego darem
i wszystko jest Jego łaską. Ale Bóg okazuje swoją łaskawość
w miłości do nas przez ludzi, których stawia na naszej drodze, którzy
często wpisują się w nasze życie. Nie zawsze mamy okazję, żeby
im podziękować, żeby im coś wyjaśnić, żeby się wytłumaczyć.
A przecież życie jest takie krótkie i ludzie tak szybko odchodzą.
Chciałbym wskazać na te ślady, które pozostały po nich w moim życiu.
Chciałbym podziękować przez żywe wspomnienia w słowie i w obrazie,
zgodnie z zasadą „scripta manent”. Niech ta moja wypowiedź pogłębia
i buduje jedność między nami również w przyszłości.
Mam poczucie i przekonanie, że Bóg bardzo mnie obdarował, że
uczynił mnie szczęśliwym na bardzo różnych drogach mojego życia,
dlatego chcę mu wyśpiewać swoje MAGNIFICAT.
Dziękczynienie Bogu i ludziom, których postawił na mojej drodze,
wpisał w przygodę mojego życia, składam w 45 roku kapłaństwa,
w 20 roku pracy duszpasterskiej w kościele farnym św. Katarzyny
w Zgierzu, w ogłoszonym 19 VI 2009 r. przez Ojca św. Benedykta XVI
Roku Kapłańskim.
Urodziłem się w Łodzi 21 marca 1938 roku jako pierworodny syn
małżonków Heleny Zającówny i Franciszka Strożka, których rodziny
od trzeciego, czwartego pokolenia mieszkały w Łodzi, w domach
obok siebie, ciesząc się pomyślnością i materialnym dostatkiem.
Wszystkie plany pokrzyżowała II wojna światowa a później trudny
okres władzy komunistycznej. Z czasów wojny pamiętam
bombardowania, częste ucieczki do schronów, mundury gestapo
i nieustanny lęk rodziców przed groźbą wysiedlenia, a później już
tylko żołnierzy sowieckich i ciała zabitych Niemców leżące na ulicy.
Naukę w Szkole Podstawowej nr 7 rozpocząłem w roku 1945.
Wspomnienia o nauczycielach mam bardzo pozytywne. Pamiętam
że w każdą niedzielę chodziliśmy klasami ze sztandarem szkolnym
do kościoła Najświętszego Zbawiciela, który był moim kościołem
parafialnym. Pani Janiak, nauczycielka języka polskiego, często
wyznaczała mnie do recytacji i wystąpień w czasie szkolnych
akademii.
W Szkole Ogólnokształcącej nr XV, do której następnie
uczęszczałem, czułem się bardzo dobrze, również moi rodzice żyli
sprawami tej szkoły, a ojciec przez 4 lata należał do komitetu
rodzicielskiego. Uczyłem się chętnie, z zapałem i dobrym skutkiem.
Wspominam z dużą wdzięcznością swoich profesorów biologii,
matematyki, fizyki, chemii, łaciny, geografii, języka rosyjskiego. Ale
szczególnie byłem zauroczony biologią, może dzięki niezwykłej
osobowości pani profesor Olgi Kołodyńskiej. Przez 3 lata pełniłem
funkcję przewodniczącego koła biologicznego w szkole i należałem
do Zarządu Łódzkiego Kół Biologicznych. Bardzo wiele dawał mi
osobisty kontakt z panią profesor Kołodyńską, która wcześniej
pracowała na Uniwersytecie Łódzkim. Miała bogatą wiedzę, bardzo
ciekawie prowadziła zajęcia i wszechstronnie pozwalała nam
korzystać z zajęć kółka biologicznego. Była człowiekiem głęboko
wierzącym, tercjarką karmelitańską. Codziennie przed zajęciami
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
5
szkolnymi uczestniczyła we mszy świętej. Pozostałem z nią
w kontakcie prawie do końca jej życia i mogłem bliżej poznać jej
rodzinę.
Liceum ukończyłem z wyróżnieniem i mogłem bez egzaminów
rozpocząć studia na każdej wyższej uczelni. Wybrałem wydział
lekarski Akademii Medycznej w Łodzi. Był to piękny okres mojego
życia. W czasie studiów medycznych poznałem bardzo wiele
koleżanek i kolegów, z którymi się serdecznie zaprzyjaźniłem i ta
przyjaźń trwa aż dotąd.
Zaraz na początku studiów trafiłem do Duszpasterstwa Akademickiego Ojców Jezuitów w Łodzi przy ul. Sienkiewicza 60 i można
bez przesady powiedzieć, że było to wydarzenie przełomowe w moim
życiu. Duszpasterzami akademickimi byli wtedy o. Zbigniew
Frączkowski i o. Hubert Czuma. Msze święte akademickie, dni
modlitwy, konferencje, rekolekcje akademickie, biblioteka i czytelnia,
wieczory rozrywkowe i przede wszystkim wakacyjne obozy
duszpasterskie. To wszystko tak mnie zafascynowało, że myślałem
o wstąpieniu do Jezuitów, chciałem wyjechać na jakiś wakacyjny
wypoczynek z klerykami jezuickimi, ale to się nie udało. Szczególnie
doświadczenia życia we wspólnocie akademickiej przygotowały
mnie do podjęcia po trzech latach ostatecznej życiowej decyzji.
Obozy duszpasterskie z o. Hubertem w Bieszczadach, w spartańskich warunkach, w cudownej atmosferze, w zupełnie dzikim
rejonie pomagały w szybkim duchowym dorastaniu. Również
przyjaźnie, które wtedy się zrodziły, przetrwały próbę czasu.
Obozy te nie tylko formowały nas religijnie, ale również
wychowywały patriotycznie. Mówiliśmy i dyskutowaliśmy o wszystkim w sposób wolny, nieskrępowany cenzurą. Doświadczenia,
jakie wtedy zdobyłem, starałem się wykorzystywać w pracy
w Duszpasterstwie Akademickim w Pabianicach, w parafii
Opatrzności Bożej w Łodzi i przez prawie 17 lat „Pod Piątką”.
Wspomnienia tych lat są wciąż żywe, a spotkania po latach wciąż
piękne i sentymentalne.
Na ostateczną decyzję o wstąpieniu do Seminarium Duchownego
miało wpływ doświadczenie akademickiej wspólnoty i ewangeliczne
świadectwo duszpasterzy i wielu koleżanek, kolegów i ich rodzin:
Ewa, Jacek i ich rodziny, Marysia, Kinga, Ewa i ich rodzina, Stefan,
Marek, Ewa, Jadzia i Andrzej, Hania, Zosia, również Hania i Jurek,
6
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
którzy już odeszli do Pana i wielu, wielu innych. Oni wszyscy
wpisali się na zawsze w moje życie. Bardzo wiele zawdzięczam
duszpasterzom akademickim o. Hubertowi i o. Zbigniewowi, który
zresztą napisał mi później opinię do Seminarium. Znaczący wpływ
wywarła na mnie również postawa innych księży. W mojej rodzinnej
parafii uczestniczyłem w spotkaniach organizowanych przez
ks. Papisa i ks. Dratwę. Szczególnie ten pierwszy odwiedzał moich
rodziców i w czasie jednego ze spotkań powiedział: „jeżeli ktoś jest
zakochany w Panu Bogu, to nie czeka, tylko od razu podejmuje
decyzję”. Po ostatecznej rozmowie z księdzem proboszczem
Franciszkiem Jelińskim zdecydowałem o wstąpieniu do Wyższego
Seminarium Duchownego w Łodzi.
 
Seminarium Duchowne to zupełnie nowa karta w moim życiu.
Wstąpiłem do Seminarium pod koniec listopada. Ks. Rektor Antoni
Woroniecki polecił mi przyjść na furtę o godz. 18.00. Na furcie
czekał dziekan kleryków, którym był wtedy diakon Piotr Rycerski.
Przywitał mnie serdecznie i zupełnie zdezorientowanego wprowadził
do refektarza seminaryjnego i posadził przy stole diakonów. Dopiero
później zdałem sobie sprawę z tego, że było to wejście niezwykłe.
Pobyt w Seminarium wspominam bardzo serdecznie i bardzo
dobrze. Pomimo trzymiesięcznego opóźnienia w studiach seminaryjnych, pierwszy rok zaliczyłem bez żadnych problemów a już na
drugim roku otrzymałem szczególne zadanie - pracę w szpitaliku
seminaryjnym. Lekarzem był wtedy dr Antoni Malenda. Pomagała
mu s. Helena służebniczka, która niestety bardzo ciężko chorowała
i wkrótce musiałem ją zastąpić. Praca w tym szpitaliku,
wykonywanie różnych zabiegów medycznych bardzo zbliżyły mnie
do profesorów Seminarium i do kolegów. Cieszyłem się zaufaniem
i uznaniem. Praca infirmiarza zajmowała mi wiele czasu, ale dawała
też bardzo dużo satysfakcji i pozwalała zdobywać wciąż nowe
sprawności medyczne. Z dr Malendą rozumieliśmy się bardzo
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
7
dobrze, darzył mnie pełnym zaufaniem, często tylko telefonicznie
zlecając wykonywanie różnych zabiegów. Byłem też w stałym
kontakcie ze szpitalem Świętej Rodziny. Szczególnie s. Walentyna
i s. Łucja okazywały mi wiele pomocy w przeprowadzaniu różnych
badań profesorów i kleryków.
Z profesorów seminaryjnych wspominam wciąż bardzo serdecznie
ks. ks. Skowrońskiego, Rybusa, Tochowicza, Żaboklickiego, Bałczewskiego, Michalaka, Pniewskiego, Kowalczyka, Rykałę, Sikorskiego
i Dziwosza.
W szpitaliku pracowałem aż do 6–go roku Seminarium. W tym
czasie studiowało ponad 130 kleryków, mieszkali też wychowawcy
i profesorowie. Pracy było bardzo dużo. Byłem do dyspozycji
wszystkich o każdej porze dnia i nocy.
Bp. Ordynariusz Michał Klepacz zgodził się, żebym w czasie
wakacji pracował jako wychowawca na państwowych koloniach
letnich. Po trzecim i czwartym roku studiów mogłem wyjechać na
kleryckie obozy kajakowe na Wigrach, Czarnej Hańczy, Kanale
Augustowskim i Pojezierzu Drawskim. Było to doświadczenie
szczególne, poznałem ks. Wilczyńskiego z Białegostoku, organizatora obozów, ks. Baczmagę i o. Tomasza Rostworowskiego TJ.
Zarówno z ks. Baczmagą jak i o. Tomaszem zaprzyjaźniliśmy się
bardzo serdecznie, a przyjaźń ta trwała do końca ich dni.
Urok osobisty i niezwykła historia życia o. Tomasza, jego
doświadczenia harcerskie, powstańcze i duszpasterskie pomogły mi
w zrozumieniu wielu spraw. Pozostawaliśmy w kontakcie również
po jego wyjeździe do Watykanu i w czasie ostatecznego powrotu
do Łodzi.
Ks. Rektor Antoni Woroniecki zgodził się, żebym w czasie wakacji
mógł poznać specyfikę życia duszpasterskiego parafii wiejskiej.
Prosiłem o to, ponieważ zupełnie jej nie znałem. Przez
3 lata mogłem wyjeżdżać na 2 tygodnie wakacyjne na wieś.
Dzięki temu poznałem parafię w Chabielicach, której proboszczem
był ks. Adam Bąkowicz i Krzepczów, gdzie proboszczem był
ks. Bronisław Gajda. Pełniłem tam różne funkcje: organisty,
ministranta, kościelnego, ale przede wszystkim poznawałem ludzi
i problemy duszpasterskie. Zarówno ks. Bąkowicz jak
i ks. Gajda byli dla mnie wspaniale dobrzy i pozostaliśmy bliscy
sobie do końca.
8
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
W Seminarium uczyłem się z wielką przyjemnością
i gorliwością. Przed święceniami kapłańskimi rozmawiałem
z ks. Rektorem a później z bp. Ordynariuszem, który powiedział mi,
że bardzo by chciał, żebym studiował medycynę pastoralną,
„ponieważ mam już pewne podstawy”. Taka możliwość istniała
tylko na Uniwersytecie Medycznym w Mediolanie, gdyż tylko on
posiadał
wydział
medycyny
pastoralnej.
Załatwieniem
tej sprawy zajął się ks. Kazimierz Bałczewski, który był wtedy
duszpasterzem służby zdrowia, a pomoc obiecał prof. Bukowczyk,
który pracował we Wrocławiu. Niestety, okazało się, że trudności ze
strony Resortu Spraw Wyznań są tak duże, że jest to sprawa nie do
załatwienia. Bp. Ordynariusz Michał Klepacz obiecał mi w związku
z tym, że po pierwszym roku pracy parafialnej będę mógł studiować
na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.
Inne piękne doświadczenia zdobyte w Seminarium to śpiew.
Byłem jednym z kantorów seminaryjnych, a na 6-tym roku, po
zwolnieniu z obowiązków infirmiarza, ponieważ przyszła nowa
siostra pielęgniarka, zostałem kantorem głównym. Odpowiedzialność za śpiew w kaplicy seminaryjnej i w katedrze, to było dla
mnie nowe wyzwanie. Kocham śpiew i muzykę, dlatego
wykonywałem to wszystko z radością, tym bardziej, że po studiach
rzymskich przyszedł wtedy do Seminarium ks. Bogdan Dziwosz
i został profesorem śpiewu i muzyki kościelnej. Rozumieliśmy się
dobrze i do tej pory jesteśmy dobrymi kolegami.
 
Święcenia kapłańskie otrzymałem w Katedrze Łódzkiej 20
czerwca 1965 roku. Uroczystości prymicyjne pięknie zorganizowały
w mojej parafii rodzinnej Najświętszego Zbawiciela w Łodzi,
zarówno w kościele jak i w domu rodzinnym, s.s. Karmelitanki
Dzieciątka Jezus z ul. Złocieniowej a przyjęcie prymicyjne odbyło się
na plebanii. Po święceniach przez miesiąc pozostałem na zastępstwie
w swojej rodzinnej parafii, a od września poszedłem na pierwszą
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
9
placówkę duszpasterską do Bełchatowa. Bełchatów był wtedy
niewielkim miastem (około 7 tys. mieszkańców) i miał tylko jedną
parafię, do której należało szereg wiosek. Proboszczem był ks. Antoni
Łukasik, a w zespole pracowało trzech wikariuszy. Warunki
mieszkaniowe okazały się bardzo trudne. Miałem jeden pokoik
z kaflowym piecem i sanitariat bez łazienki. Czułem się w tej parafii
bardzo dobrze. Mówi się, że pierwsza parafia to pierwsza miłość
na duszpasterskiej drodze księdza. Ludzie byli tam życzliwi
i pobożni, katechezy uczyliśmy w salkach przy kościele i w punktach
katechetycznych. Ks. Proboszcz zlecił mi prace z młodzieżą, w tym
również zorganizowanie grupy młodzieży pracującej. Początki były
trudne, młodzież spotykałem na ulicy, na przystankach autobusowych
i zapraszałem do sali katechetycznej, nazwałem to „eksperyment
ulica”. Udało się. Po około trzech miesiącach na spotkania
przychodziło od 40 do 70 osób. Tym przekonałem do siebie
ks. proboszcza Łukasika, który po pierwszym roku pracy, kiedy
otrzymałem skierowanie na studia na KUL, zrobił wszystko, żebym
tych studiów nie rozpoczął. W archiwum mam jeszcze pismo
odręczne od wikariusza generalnego ks. Jana Zdżarskiego, który
w bardzo serdecznym tonie informuje mnie o tym. I tak pozostałem
w Bełchatowie 3 lata. Wciąż wspominam bardzo serdecznie ten okres
pracy kapłańskiej. W czasie pieszych pielgrzymek z Łodzi na Jasną
Górę przechodząc przez Bełchatów, jeszcze po latach spotykałem
starych znajomych.
Następną parafią miał być Ozorków, o co prosił Ordynariusza
ks. Bałczewski, chcąc mieć we mnie pomocnika w pracy z lekarzami.
Tak się jednak złożyło, że wikariusz ozorkowski ks. Grzegorz
Kudrzycki nie wrócił z Niemiec i wobec tego poszedłem ostatecznie
na wyznaczoną dla niego parafię św. Antoniego w Tomaszowie
Mazowieckim. Środowisko tego miasta było niezwykle życzliwe dla
Kościoła i dla kapłanów. W tym czasie pracowało nas czterech
wikariuszy: ks. Kubisa, ks. Moczkowski, ks. Ciesielczyk i ja.
Współpraca układała się bardzo dobrze. W Tomaszowie
zorganizowałem prężną grupę młodzieżową z udziałem studentów.
Niektórzy z tej grupy, jak Grzegorz Małecki, odnaleźli się później
„Pod 5”. Jako bardzo wrażliwy i utalentowany człowiek Grzegorz
projektował ołtarz Bożego Ciała, a później w Łodzi papieskie
dekoracje gmachu „Piątki”.
10
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
W duszpasterskich spotkaniach młodzieży uczestniczył również
Ryszard Twardowski, który wyjechał nawet na bieszczadzki obóz
duszpasterski ze studentami z Pabianic. Wspominam go bardzo
serdecznie. Jego wstąpienie do Seminarium Duchownego w Łodzi,
a później święcenia kapłańskie, wszyscy przyjęliśmy z radością.
W Tomaszowie Mazowieckim pracowałem tylko rok, ale zawsze
z przyjemnością wracam do tego miasta nad Pilicą i tych dobrych
ludzi, którym wiele zawdzięczam.
Kolejną placówką duszpasterską była parafia św. Mateusza
w Pabianicach. Sytuacja w całej diecezji bardzo się zmieniła, odszedł
już do Pana bp. Michał Klepacz. W okresie przejściowym wikariuszem
kapitulnym był bp. Jan Kulik, a nowym ordynariuszem, który
przybył do Łodzi z królewskiego miasta Krakowa, został bp. Józef
Rozwadowski. Razem z ks. Grochowskim towarzyszyliśmy mu od
granic diecezji aż do Katedry. Ks. Grochowski przekazał mi sporo
informacji o nowym Biskupie, którego wcześniej znał. Mówił, że jest
to człowiek prosty, szlachetny i bardzo pobożny, kocha góry, narty,
turystykę, sztukę i fotografię. Liczył na to, że zrobi wiele dobrego
dla Kościoła łódzkiego, uważał za zrządzenie Opatrzności, że nowy
Ordynariusz jest spoza diecezji i że tak zawsze być powinno.
Nie spodziewałem się wtedy, że moje osobiste doświadczenia
bliskości z bp. Józefem Rozwadowskim wszystko to potwierdzą.
W Pabianicach spotkałem dwóch wspaniałych, wielkich przyjaciół
ks. Stanisława Świerczka i ks. Lucjana Jaroszkę. Ks. Lucjan Jaroszka
wrócił do Pabianic z Australii, gdzie rzuciły go wichry wojny po
obozach koncentracyjnych. Byli to kapłani bardzo pobożni
i po ludzku dobrzy. Pozostaliśmy w prawdziwej przyjaźni aż do
chwili ich odejścia do Pana. Ksiądz Stanisław Świerczek odwiedził
mnie w Zgierzu jeszcze na tydzień przed swoją nagłą śmiercią.
Jego odejście, a później również choroba i śmierć ks. Lucjana Jaroszki
były dla mnie wielkim przeżyciem. Straciłem prawdziwych
przyjaciół.
Warunki pracy katechetycznej w Pabianicach były bardzo dobre.
Szczególnego poświęcenia wymagało Duszpasterstwo Akademickie,
które w tej parafii pięknie się rozwijało, chociaż przeżyło poważny
wstrząs w związku z odejściem do stanu świeckiego ks. Wieśniaka.
Zorganizowaliśmy nawet jeden obóz duszpasterski w Bieszczadach,
w zupełnej dziczy koło Kalnicy. Obóz był bardzo udany i pozostanie
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
11
chyba na zawsze w pamięci jego uczestników. W Pabianicach również
rozpoczęły się moje doświadczenia związane z pieszymi
pielgrzymkami na Jasną Górę. W pabianicki okres mojego życia
pięknie wpisała się znajomość towarzyska, a później przyjaźń
z rodziną Keplerów, pracujących i mieszkających w muzeum
archeologicznym w Pabianicach. Od lat pracowała tam Marysia
Jażdżewska. Moja znajomość z rodziną prof. Konrada Jażdżewskiego
rozpoczęła się w czasach studenckich. Byłem zauroczony tą rodziną
i prawdziwie z nią zaprzyjaźniony.
 
W czerwcu 1970 r. po rozmowie z bp. Ordynariuszem Józefem
Rozwadowskim zostałem skierowany na studia teologiczne do
Warszawy na ATK, aby specjalizować się w homiletyce i przejąć
prowadzenie wykładów w Seminarium po ks. prof. Leszku Kucu,
który będąc kierownikiem katedry homiletyki na ATK prowadził
również zajęcia w naszym Seminarium w Łodzi. Wytypowanie
na studia homiletyczne zawdzięczam głównie ks. Zbigniewowi
Żaboklickiemu, który był w Seminarium moim profesorem homiletyki
i ojcem duchownym. Doświadczyłem od niego wiele życzliwości.
Studia warszawskie to wspaniały okres w moim życiu. Mieszkałem
na warszawskich Bielanach w konwikcie dla księży. Otoczenie lasu
bielańskiego, na wiślanej skarpie, w sercu eremu kamedulskiego,
spokój i cisza pozwalały efektywnie studiować, cieszyć się przyrodą
i sportem dzięki bliskości AWF. Czas wolny mogłem poświęcać na
pomoc duszpasterską w różnych parafiach i życie kulturalne, które
w stolicy jest bardzo bogate. W okresie Wielkiego Postu prowadziłem
rekolekcje w różnych kościołach Warszawy i Żyrardowa. Szczególnie
miłe wspomnienia łączą mnie z ks. Stefanem Gwiazdowskim, który
był wówczas proboszczem kościoła bielańskiego i który nie tylko
zapraszał mnie z rekolekcjami, ale włączył do grona głoszących
kazania na niedzielnej mszy radiowej o godz. 9.00 w kościele
św. Krzyża.
12
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Miałem wyjątkowe szczęście, bo w okresie studiów spotkałem
wspaniałych profesorów i kolegów. Z profesorów wspominam
ks. Janusza Pasierba, ks. ks. Kuca, Zuberbiera, Ozorowskiego,
Grzybka, Olszańskiego, Skowronka, Wolniewicza, Grzegorskiego,
Czerwika i innych. Mieszkając w konwikcie bardzo zżyłem się
z księżmi, którzy wtedy również tam mieszkali i z tymi,
którzy przyjeżdżali tylko na dni wykładowe, tym bardziej że byłem
starostą roku. Długie wakacje studenckie pozwalały mi na wyjazdy
wakacyjne w kraju i za granicę.
Jeszcze z Pabianic w 1969 r. uczestniczyłem w Zakopanem
w I w Polsce Mariapoli Ruchu Focolari, które odbywało się w ścisłej
konspiracji. Wtedy poznałem liderów tego Ruchu z Włoch i z NRD.
Z Polski najwięcej osób pochodziło z Krakowa, Wrocławia, Poznania,
Warszawy i z Łodzi.
Poznałem środowisko krakowskie bardzo bliskie Kardynała
Wojtyły, szczególnie Zofię Stąpor i Jurka Ciesielskiego. Jurek był
kilkakrotnie w Łodzi, spotkaliśmy się w domu Ewy i Jacka
Lasocińskich, a później odwiedził mnie w Pabianicach. Zrobił na nas
wszystkich bardzo duże wrażenie i rozumieliśmy się bardzo dobrze.
Byłem na jego pogrzebie w Krakowie. Pogrzeb prowadził Kardynał
Wojtyła, który był opiekunem Ruchu Focolari w Polsce, a Jurek
jednym z pierwszych focolarinów małżonków.
Kolejne wakacje spędzałem w NRD poznając bliżej Dzieło Maryi
żyjące ideałem jedności. W 1971 r. ukończyłem Szkołę Ruchu Focolari
dla księży, w Lipsku i Berlinie. Było to środowisko prawdziwie
międzynarodowe i ekumeniczne. Poznawałem wszystkie „barwy”
tego Ruchu i ludzi żyjących jak pierwsi chrześcijanie. To było dla
mnie doświadczenie wyjątkowe, które owocuje aż dotąd. Również
w Polsce spotkania z focolarinami w Krakowie, w Nowej Hucie, we
Wrocławiu, w Warszawie w czasie kolejnych Mariapoli, spotkań
osobistych, focolaryjnych rekolekcji kapłańskich zdobywałem nowe
doświadczenia życia Ewangelią.
W czasie wakacji dzięki zrozumieniu i życzliwości bp.
Rozwadowskiego mogłem uczestniczyć w kursach językowych
w Wiedniu na Berlitz Schule, w Lienz i w Grazu. W Wiedniu
dzięki pomocy ks. Wiktora Dudzińskiego przez kilka miesięcy
zastępowałem kapelana Servitinen Schwester, korzystając
z wykładów na Uniwersytecie Wiedeńskim. W Grazu, dzięki
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
13
pośrednictwu bp. Rozwadowskiego, bp. Weber ułatwił mi pracę
duszpasterską i mieszkanie w Klasztorze Misjonarzy przy
Mariengasse. Bp. Rozwadowski był człowiekiem niezwykle ludzkim
i konkretnym, odwiedził mnie zarówno w Grazu jak i w Wiedniu
i zawsze okazywał życzliwą pomoc. W późniejszym okresie
dowiedziałem się, że od wielu lat żyje duchowością Ruchu Focolari,
który poznał we Włoszech, wyjeżdżał na spotkania biskupów
focolaryjnych i praktykował komunię dóbr do śmierci. W czasie
wspólnej podróży pociągiem do Berlina, w odwiedziny do kardynała
Bengscha, przekonałem się jak potrafi być dobry i otwarty na ludzkie
problemy. Później dowiedziałem się o tym, jak wielu osobom pomógł
w potrzebie, chorym i niepełnosprawnym, na przykład Piotrusiowi
Sekuradzkiemu z Zakopanego z zespołem Downa czy Romce
Skorupskiej z Łodzi chorej na SM.
Po skończonych studiach zostałem mianowany w 1973 roku
profesorem homiletyki i fonetyki pastoralnej w Seminarium
Duchownym w Łodzi i wikariuszem w parafii Opatrzności Bożej.
Parafię tę wspominam bardzo dobrze. Zamieszkałem jako pierwszy
z księży na nowej plebanii, którą wybudował ks. Polak. Na starej
plebanii urządziliśmy z młodzieżą lokal spotkań Duszpasterstwa
Akademickiego i Duszpasterstwa Młodzieży Pracującej. Młodzież
była umuzykalniona, dzięki współpracy z siostrami felicjankami
szczególnie z s. Józefiną, która przez pewien czas pomagała mi
również w Seminarium prowadząc zajęcia z fonetyki i foniatrii.
W tej parafii pracowałem przez rok, a po wyznaczeniu ks. Jana
Sobczaka na proboszcza na Retkini i odejściu z Katedry Łódzkiej
i „D.A. 5” zostałem w 1974 r. mianowany duszpasterzem
akademickim w Centralnym Duszpasterstwie Akademickim
„Piątka”.
 
14
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
„Pod Piątką” rozpoczyna się wielka przygoda mojego życia.
Przyszedłem w listopadzie 1974 r. na „Andrzejki” i pozostałem do
roku 1990. Wydawało mi się, że tu jest moje miejsce, że mogę się tu
realizować i jako ksiądz i jako pasjonat turystyki, muzyki, śpiewu.
Czułem bliskość (nie tylko bliskość zamieszkania), promieniowanie
życzliwości, opieki i pomocy, na którą zawsze mogłem liczyć, ze
strony bp. Rozwadowskiego. Nawet teraz po latach wracam do tego
obrazu biskupa, który jest ojcem, nie ekscelencją, który mieszka
w domu, nie w rezydencji czy w pałacu, z którym można się spotkać
niemal w każdej chwili bez audiencji, do którego można
zatelefonować, z którym można żartować i śmiać się, który daje
podarunki, rozdaje książki, któremu można się zwierzyć i powiedzieć, że się w czymś z nim nie zgadzam. Potrafił się czasem
zdenerwować, to prawda, ale później wynagradzał to stokrotnie.
Duszpasterstwo Akademickie stanowiło dla mnie doświadczenie
autentycznego, żywego Kościoła podobnego do świadectwa Dziejów
Apostolskich: „Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie,
w łamaniu chleba i w modlitwach” (Dz. Ap. 2, 42-47).
Do Duszpasterstwa Akademickiego „Piątka” trafiali studenci,
którzy chcieli przeżyć przygodę wiary, pogłębić swoją wiedzę
religijną, doświadczyć akademickiej wspólnoty. Wszystko to, co
obejmowało życie ośrodka akademickiego miało na celu umożliwienie
studentom zdobywania dojrzałości religijnej i pełnego autentycznego
udziału w życiu Kościoła.
Ośrodek „DA 5” był do dyspozycji studentów codziennie od
godziny 16.00. Lokal „Piątki” łączył się z mieszkaniem duszpasterza
i to pozwalało duszpasterzowi być zawsze do dyspozycji
studentów. Najwspanialszym doświadczeniem w tej pracy było
partnerstwo ze studentami. Starałem się o to, żeby będąc kapłanem,
celebransem, spowiednikiem, przewodnikiem duchowym, być
zawsze bratem, ojcem, przyjacielem, kimś bardzo bliskim
i drogim, komu można zaufać i na kogo można zawsze liczyć.
Dlatego zwracając się do mnie studenci mówili po prostu
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
15
„Profesorze”. To było bardzo praktyczne, a nawet konieczne
w warunkach konspiracji: w podróżach, na rajdach akademickich,
zimowiskach i obozach duszpasterskich. Zdawaliśmy sobie sprawę
z tego, że nasze środowisko jest w sposób wyrafinowany infiltrowane
przez Służbę Bezpieczeństwa. Ten zwrot „Profesorze” kojarzył się
nam też dobrze z piosenką Filipinek. I tak pozostało.
Duszpasterz koordynował życie całej wspólnoty duszpasterskiej,
był moderatorem i animatorem. Studenci mieli możliwość rozwijać
swoją wszechstronną działalność, ubogacać całą wspólnotę.
Duszpasterstwo Akademickie nie było klubem dyskusyjnym, ale
dyskusje po prelekcjach, na konwersatoriach, na obozach, przy
różnych okazjach umożliwiały studentom lepsze zrozumienie prawd
wiary i uczyły umiejętności precyzowania i wypowiadania swoich
przekonań. Studenci sami przygotowywali liturgię mszy świętej
w kaplicy i w katedrze, w warunkach polowych, na obozach,
rajdach i zimowiskach. Praktycznie każda homilia mszalna była
homilią dialogowaną ze studentami. Comiesięczne dni modlitwy
w Szczawinie, spotkania młodzieży pierwszych lat studiów,
spotkania absolwentów, ogniska biblijne w akademikach, odwiedziny
duszpasterskie w domach akademickich tzw. kolęda akademicka,
wieczory imieninowe i urodzinowe, półmetki, spotkania z rodzicami
studentów „Pod Piątką”, rekolekcje adwentowe i wielkopostne,
pielgrzymka piesza, karnawał i ostatki, bale sylwestrowe, mikołajki,
opłatek, andrzejki, jajko wielkanocne, dyplomanci, narzeczeni,
małżeństwa „Piątkowiczów” i wreszcie młode pokolenie - to
najróżnorodniejsze formy doświadczania „Piątkowej” wspólnoty.
Ale przede wszystkim studenci byli gospodarzami Ośrodka.
To oni dbali o czystość w Ośrodku i na korytarzach, również
o paramenty liturgiczne. Sekcje pracy umożliwiały wszechstronną
aktywność każdemu: sekcja gospodarcza, sekcja liturgiczna, sekcja
bibliotekarska, sekcja kronikarska, gitarowa, kantorzy, zespół
muzyczny, sekcja fotograficzna, ministranci - których często było
ponad 40, lektorzy, sekcja sportowa, sekcja miłosierdzia, wzajemna
pomoc w nauce, sekcja kulturalna, sekcja dekoracyjna, radiowęzeł
studencki, organizacja Akademickich Przeglądów Piosenki
Religijnej, Tygodni Kultury Chrześcijańskiej itp.
Po raz pierwszy „Tydzień Kultury Chrześcijańskiej” zorganizowałem w roku 1979 i koordynowałem organizację Tygodni
16
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
do roku 1989. Odbywały się one w październiku i pięknie
korespondowały z kolejnymi rocznicami wyboru Papieża Polaka.
Październikowa pogoda sprzyjała też licznej frekwencji wiernych.
Później to niestety zmieniono. Pomoc studentów w realizacji
programów Tygodni była nieoceniona, a dzięki Duszpasterstwom
Akademickim przy parafiach (było ich w diecezji łódzkiej ok. 40),
kultura chrześcijańska trafiała „pod strzechy”. Program TKCH
w Katedrze obejmował wszystkie dni tygodnia i pozwalał poznać
ciekawych ludzi kultury i polityki, świata muzyki i teatru, i był
niejako wiodący dla innych kościołów.
Po latach pamiętamy i wspominamy rekolekcjonistów
wielkopostnych i adwentowych, takich jak: ks. prof. Józef Życiński,
o. Hubert Czuma, o. Jan Góra, o. Karol Meisner, o. Tomziński,
o. Leon Knabit, ks. prof. Józef Tischner., o. Jacek Salij i inni.
Po spotkaniach rekolekcyjnych w katedrze, dyskusja i rozmowy
„Pod 5” trwały do późnych godzin nocnych.
Prelegentami zapraszanymi „Pod 5” było bardzo wielu znanych
i odważnych ludzi. Przez kilkanaście lat konwersatorium na temat
miłości i rodziny prowadził prof. Włodzimierz Fijałkowski,
z którym byłem zaprzyjaźniony od pierwszego spotkania na
Mariapoli w Zakopanem, w roku 1969. Studenci bardzo cenili
jego prelekcje i często korzystali z konsultacji, również po
skończeniu studiów.
Stefan Niesiołowski w swoich wystąpieniach przybliżał
studentom białe plamy historii i dylematy społeczne. Moja znajomość
ze Stefanem trwa od czasu studiów. Uczestniczyliśmy w życiu
Duszpasterstwa Akademickiego o.o. Jezuitów, przy ul. Sienkiewicza
60 w Łodzi i w niezapomnianych obozach duszpasterskich
w Bieszczadach z o. Hubertem. Studenci często korzystali z jego
wiedzy społeczno - politycznej i doświadczenia.
Prelekcje na temat Ericha Fromma i Clive’a Lewisa prowadziła
Ewa Latosińska, z którą rozumiałem się świetnie od czasu
studiów i D.A. Przeżyliśmy wspólnie z całą jej rodziną wiele
niezapomnianych wakacyjnych i świątecznych wyjazdów. Dzięki
Ewie i Jackowi odkryłem Dębki, Małe Ciche, Inowłódz, Kroczyce,
Rychłocice i wiele innych uroczych miejsc. Przede wszystkim
podziwiam jej głębię i odwagę myślenia oraz ciekawość świata.
Studenci to doceniali i licznie uczestniczyli w dyskusjach.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
17
Nasz Ośrodek przez wiele lat korzystał z pomocy lekarskiej
dr Jerzego Pruszczyńskiego i dr Hanny Szukalskiej, moich dobrych
przyjaciół. Studenci zawsze mogli liczyć na ich bezinteresowną
pomoc w sprawach zdrowotnych. Dr Hanna Szukalska była dla mnie
szczególnym wsparciem w Zgierzu, dzięki bliskości Dąbrówki
Wielkiej, gdzie mieszkała i pracowała jako kierownik przychodni
lekarskiej, wprost uwielbiana przez ludzi. Zaprzyjaźniliśmy się
w czasie obozów duszpasterskich w Tatrach prowadzonych przez
o. Zbigniewa Frączkowskiego. Dużą pomoc, szczególnie studentom,
którzy mieli problemy związane z zaburzeniami osobowości,
okazywali przez wiele lat dr Baranowska i dr Krasilewicz.
Pozostawaliśmy w stałym kontakcie.
Częstymi prelegentami „Pod Piątką” byli również Andrzej
Woźnicki (konwersatoria filozoficzne), o. Stefan Miecznikowski,
ks. Antoni Just, ks. Tadeusz Sikorski, ks. Bogdan Dziwosz,
bp. Bohdan Bejze, ks. Bogdan Bakies i inni.
Piękne doświadczenia duszpasterskie wyniosłem z rekolekcji
zamkniętych dla maturzystów, które prowadziłem przez kilka lat,
w naszym Seminarium Duchownym, zgodnie z sugestią biskupa
Ordynariusza. Bp. J. Rozwadowski miał bogate doświadczenia
w tym względzie z archidiecezji krakowskiej, będąc przewodniczącym wydziału katechetycznego. Zaangażowanie młodzieży
w przygotowywanie liturgii, homilie dialogowane, dyskusje
w grupach tematycznych, których animatorami byli klerycy, śpiewy
i rozmowy indywidualne, często do późnych godzin wieczornych
były imponujące. Szczególnie jedna z grup maturzystów zapisała się
w mojej pamięci tym, że zaowocowała kilkoma powołaniami. Są to
księża: Stanisław Skobel, Waldemar Sondka, Sławomir Szczyrba
i dwóch księży zakonnych.
Wakacje przeżywałem zawsze razem ze studentami na
obozach duszpasterskich pod namiotami. To był wypoczynek
połączony z pewnymi przemyśleniami o charakterze religijnoświatopoglądowym, ale przede wszystkim wspólne życie Ewangelią
w warunkach polowych, które sprzyjały formowaniu silnych
charakterów i dojrzałych postaw życiowych. Wspólnie przeżywana
codzienność rodziła w nas przyzwolenie na dorastanie, na wspólne
zmaganie się o Boga i siebie. W lipcu przeważnie wyjeżdżaliśmy
na dwutygodniowe obozy nad morzem, w sierpniu w Bieszczady,
18
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
a we wrześniu, po sesji poprawkowej w Tatry. Nad morzem
obozowaliśmy przy ujściu Piaśnicy do Bałtyku, w Dębkach albo
w okolicy. Wspólne wycieczki często całodniowe, spacery plażą,
podziwianie wschodów i zachodów słońca, kąpiel i pływanie
w rzece i w morzu, przygotowywanie posiłków, gotowanie na
ognisku, organizacja terenu obozowego, msze św. polowe, dyskusje,
rozmowy, spotkania z ciekawymi ludźmi - to było nasze „bycie
razem”. Bliskość klasztoru Benedyktynek w Żarnowcu stanowiła
dla nas duchowe wsparcie i ubogacenie, szczególnie od kiedy
wstąpiła do tego klasztoru Renia Konopczyńska - s. Maria Victoria.
W klasztorze Panien Benedyktynek odbywały się spotkania
katolickiej inteligencji z kręgu warszawskiego KIK’u. Tu poznaliśmy
profesora Stommę, który kilkakrotnie gościł „Pod Piątką”,
ks. profesora Janusza Pasierba i wielu innych. Zarówno poprzednia
matka ksieni Edyta, jak i obecna matka Jolanta, okazywały nam
życzliwość i pomoc.
Wracaliśmy pełni wrażeń, opaleni i wypoczęci. Dla mnie miesiąc
nad morzem to była wielka frajda, bo bardzo kocham słońce,
przyrodę i wodę. Zawsze istniało niebezpieczeństwo, że wyśledzi
nas Służba Bezpieczeństwa, dlatego przestrzegaliśmy zasad
konspiracji. Udawało się to dzięki Bogu przez 17 lat.
Trochę inny charakter miały obozy duszpasterskie w Bieszczadach. Warunki życia obozowego były często trudne a obozy
bardzo liczne, nawet do 50 - 60 osób. Obozowaliśmy głównie
w okolicy Ustrzyk Górnych na terenie zaprzyjaźnionego leśnika wspaniała polana położona nad czystym potokiem i cywilizacyjne
oparcie w leśniczówce. W organizowaniu obozów bieszczadzkich
korzystałem z doświadczeń obozów studenckich z o. Hubertem
i tych, które wcześniej prowadziłem ze studentami z „DA” przy
Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Wielogodzinne wycieczki
bieszczadzkimi połoninami, cisza i dzikość przyrody wpisały się na
zawsze chyba nie tylko w moje wspomnienia. Program tych obozów
był podobny do programu obozów nad morzem. W Bieszczadach
dawały nam się we znaki zimne bieszczadzkie noce, dlatego przy
ognisku siedzieliśmy często do późnych godzin nocnych. Musieliśmy
zawsze bardzo uważać na żmije, a surowica była w pogotowiu.
Również tutaj wszystko robiliśmy w ścisłej konspiracji.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
19
W organizacji obozów duszpasterskich konkretną pomoc
materialną okazywał nam zawsze bp. Rozwadowski. Niejednokrotnie przysyłał kartki z pozdrowieniami i uczestniczył
w spotkaniach poobozowych. Pozwalał, żeby kierowcy seminaryjni
ułatwiali transport namiotów i żywności. Siostry pracujące
w kuchni seminaryjnej, szczególnie s. Mieczysława i pani Władzia,
pomagały nam w przygotowywaniu artykułów spożywczych.
W tamtych czasach to była cenna pomoc.
Dzięki studentom, którzy byli wspaniałymi fotografami,
z każdego obozu mieliśmy dziesiątki pamiątkowych zdjęć do
albumów, do kroniki „DA 5” i dla siebie osobiście. Wracaliśmy po 15
sierpnia, żeby rozpocząć przygotowania do pieszej pielgrzymki na
Jasną Górę. W pieszej pielgrzymce na Jasną Górę stanowiliśmy grupę
akademicką biało-czerwoną. Grupa ta miała swoją specyfikę.
Prowadzenie śpiewów pielgrzymkowych, rozważań i modlitw,
organizowanie wspólnych posiłków i noclegów, przygotowywanie
liturgii rodziło nowe doświadczenia. Również spotkania w Częstochowie z tymi, którzy dojeżdżali pociągiem i mieszkającymi
w tym mieście „Piątkowiczami”, takimi jak Danusia i Andrzej
Adamczykowie, Ewa i Andrzej Berowie, pozwalały szybko
zapomnieć o zmęczeniu.
Żeby urozmaicić doświadczenia pielgrzymkowe wracaliśmy
z Częstochowy przez Jurę Krakowsko-Częstochowską, już turystycznie z plecakami, do Krakowa. Zwiedzaniem Krakowa z noclegiem
u sióstr Norbertanek na Zwierzyńcu, a więc u Grobu Błogosławionej
Bronisławy, w przeddzień jej liturgicznego wspomnienia, kończyliśmy
pielgrzymkę. Bardzo pokochaliśmy Jurę Krakowsko-Częstochowską:
Mirów, Bobolice, Złoty Potok, Ogrodzieniec, Kroczyce, Podlesice,
Klucze, Pustynię Błędowską. Poznaliśmy wielu dobrych, bardzo
gościnnych ludzi np. rodzinę Welonów, również wielu gościnnych
i przyjaznych księży proboszczów np. w Złotym Potoku i w Kluczach.
W drugiej połowie września wyjeżdżaliśmy w wysokie Tatry.
Mieszkaliśmy przeważnie w Zakopanem u Barbary i Andrzeja
Sekuradzkich. Serdecznie zaprzyjaźniliśmy się również z siostrami
Albertynkami na Kalatówkach, szczególnie z s. Teresą Wilhelm, którą
znaliśmy z Łodzi, bo pracowała w domu opieki przy ul. Wróblewskiego.
Znała świetnie język niemiecki i służyła pomocą wielu studentom.
Wszyscy wciąż słyszymy w uszach ten powiew i echo Tatr.
20
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Tatry, to również nasze zimowiska. Mieszkaliśmy w Małem Cichem
koło Poronina, przeważnie u gazdów Franka i Antoniny Pawlikowskich.
Spaliśmy w izbach na słomie. Całe dni jeździliśmy na nartach na
pobliskim stoku, albo wychodziliśmy na całodniowe wycieczki
w góry. Znajdowaliśmy jednak czas na codzienną mszę św., na
dyskusję, rozrywkę i pogodne wieczory. Zarówno na obozach
wakacyjnych, jak i na zimowiskach wyznaczaliśmy konkretną lekturę
- książkę, którą każdy starał się przeczytać i która stanowiła podstawę
naszych dyskusji i rozmów. Zimowiska niejednokrotnie były bardzo
liczne nawet do 40 - 60 osób. Podobnie jak na obozach, posiłki robiliśmy
sami. Doświadczenie organizacyjne procentowało sprawnością.
Pokochaliśmy góry i narty i wielu z nas do tej pory nie wyobraża
sobie zimy bez nart, już nie tylko w Tatrach, bo możliwości są obecnie
nieporównywalne, ale bardzo przydały się nasze szkółki narciarskie
w czasie zimowisk duszpasterskich.
Turystyka duszpasterska obejmowała również rajdy organizowane w różnych porach roku i w różnych stronach Polski,
były to rajdy 3-5 dniowe. Czasem udawało się je łączyć
z uczestnictwem w ślubach, i oczywiście weselach „Piątkowiczów”.
Pamiętamy wesela Danusi i Andrzeja Adamczyków, Ewy i Andrzeja
Berów, Gosi i Sławka Nogalów i wiele innych.
Poznawaliśmy w ten sposób piękno naszego kraju i ciekawych
ludzi. Teraz pozostały nam wspomnienia, bardzo wiele zdjęć,
piękne albumy i oczywiście przyjaźnie. Te wszystkie formy życia
„Pod Piątką” kształtowały naszą ludzką i chrześcijańską tożsamość,
budowały naszą osobowość. Dzięki temu jesteśmy takimi, jakimi
jesteśmy.
 
Bardzo trudnym doświadczeniem były, tak jak dla całej naszej
Ojczyzny, również dla „DA 5” przeżycia okresu stanu wojennego
i strajków studenckich. W niedziele 13 grudnia 1981 roku już
o godzinie siódmej rano wychodząc na śniadanie do Seminarium
Duchownego, gdzie się stołowałem, a więc praktycznie na drugą
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
21
stronę ulicy, zostałem zatrzymany przez funkcjonariuszy SB, którzy
czekali na mnie przy drzwiach mojego mieszkania. Polecili
zabrać rzeczy osobiste i przewieźli mnie na komisariat MO przy
ulicy Kopernika. Nie godząc się na przesłuchania pod groźbą
internowania, domagałem się kontaktu z bp. Ordynariuszem
J. Rozwadowskim.
Te mediacje poskutkowały i po kilku godzinach zostałem
zwolniony. Byłem chyba jedynym księdzem w diecezji łódzkiej
zatrzymanym i aresztowanym w okresie stanu wojennego.
To świadczy najlepiej o tym, jak bardzo środowisko akademickie
było inwigilowane przez SB i jak bardzo komuniści bali się
katolickiej inteligencji. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mój
telefon był na podsłuchu, a w moim otoczeniu zwerbowano wielu
konfidentów. Wiele razy, przede wszystkim Grzegorz Piotrowski,
przez telefony i wezwania nękał mnie i zastraszał w sposób
wyrafinowany. Próbował nawet wpływać na mnie przez moich
rodziców, którym obiecywał specjalne leczenie i rehabilitację
w szpitalu MSW. Dwa, czy trzy razy odbyłem z nim rozmowę
w gmachu Kurii Biskupiej za wiedzą bp. Ordynariusza
J. Rozwadowskiego. Stopniowo nauczyłem się domniemywać,
kto z przychodzących do „DA 5” mógł być konfidentem.
Wiem również, że konfidenci z grona studentów próbowali
wpływać na mnie i Duszpasterstwo, nawet poprzez donosy do
bp. Ordynariusza. W tych trudnych czasach komunizmu żyliśmy
jednak w tej przestrzeni wolności, którą sami tworzyliśmy.
Wolność była w nas, a Duszpasterstwa Akademickie były
prawdziwymi „wyspami wolności”.
Dnia 29 maja 2006 roku na podstawie decyzji Instytutu Pamięci
Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi
Polskiemu, zostałem uznany pokrzywdzonym w rozumieniu
Ustawy z dnia 18.12.1998 r. i otrzymałem wgląd do dokumentów
zgromadzonych w zasobie archiwalnym IPN. Wszystkie moje
dotychczasowe podejrzenia nie tylko się sprawdziły, ale przerosły
moje oczekiwania. Okazało się, że byłem po prostu opleciony
pajęczyną SB, której udało się zwerbować wielu studentów.
Były też przykłady wspaniałej odwagi i determinacji ze strony
studentów, którzy nie ulegli. O nich wszystkich pamiętam
ze szczególną wdzięcznością. Stało się jeszcze coś niezwykłego
22
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
i to już w wolnej Polsce, otóż we wrześniu 1996 roku przed
wejściem do kancelarii parafii św. Katarzyny w Zgierzu spotkałem
Grzegorza Piotrowskiego. Powiadomiłem o tym natychmiast
bp. Ordynariusza W. Ziółka. Rodzi się pytanie, czyżby te służby
działały jeszcze po roku 1989, i miały nadal swoje wpływy, również
na moje losy?
W okresie stanu wojennego zajęcia duszpasterskie odbywały się
normalnie. Współpracowaliśmy z o. Miecznikowskim i Komitetem
Obrony Internowanych i Szykanowanych w stanie wojennym, np.
przy współpracy bp. Rozwadowskiego, na prośbę pielęgniarek ze
Szpitala Pirogowa, włączyliśmy się w akcję uwolnienia z internowania
dr. Marka Edelmana. W czasie strajków studenckich codziennie
odwiedzałem studentów okupujących Uczelnie a na Politechnice
Łódzkiej i Uniwersytecie były odprawiane msze święte. Zdała egzamin
koordynacja pracy i informacji między duszpasterzami i Duszpasterstwami, nie tylko w Łodzi.
Rekapitulacją naszej duszpasterskiej dynamiki była organizacja
spotkania z Ojcem Świętym Janem Pawłem II w Łódzkiej Katedrze
13 czerwca 1987 roku. Służba Bezpieczeństwa robiła wszystko
co możliwe, żeby to spotkanie ograniczyć. Do końca nie było
pewności, czy rektorzy wyższych uczelni będą mogli uczestniczyć
w katedralnym spotkaniu. Z rektorami spotykałem się wiele razy,
często w nocy. Omawialiśmy różne warianty, ale ostatecznie mogli
w Katedrze wystąpić nie ubrani w togi, przechodząc z pałacyku
Rektoratu Politechniki bocznym wejściem do Katedry.
W czerwcu 1990 roku w Szczawinie obchodziliśmy uroczyście,
z udziałem bp. Ziółka XXV-lecie „CDA 5”. Byli nie tylko studenci,
ale również rodziny absolwentów różnych roczników, z dziećmi.
Później okazało się, że był to nie tylko srebrny jubileusz, ale
i ostatni akord mojej „Piątkowej” historii. „Na otarcie łez” udało się
jeszcze wyjechać na lipcowy obóz duszpasterski nad morzem
w dorzeczu Piaśnicy.
W sierpniu udałem się na wcześniej uzgodnione zastępstwo
duszpasterskie do Niemiec a 12 września wyjechałem już bliżej - do
Zgierza nad Bzurą.
 
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
23
Będąc duszpasterzem akademickim „Pod Piątką” pełniłem
równocześnie funkcje diecezjalnego duszpasterza akademickiego,
duszpasterza nauczycieli akademickich i przez trzy kadencje byłem
członkiem Komisji Episkopatu ds. Duszpasterstwa Akademickiego
(KEDA). W tych czasach Duszpasterstwa były rzeczywiście bardzo
prężne w całej Polsce, a wymiana doświadczeń między duszpasterzami z różnych miast Polski bardzo owocna. Kardynał
Gulbinowicz, który był Przewodniczącym KEDA, dzielił się z nami
swoimi doświadczeniami, był oparciem w chwilach trudnych
i wnosił wiele humoru na nasze spotkania.
Przez kilka lat pełniłem również funkcję korespondenta
diecezjalnego. Spotkania korespondentów z całej Polski, prelekcje
i konwersatoria bardzo mi pomogły w realizacji różnych form
komunikacji i informacji. To wszystko również korespondowało
z zajęciami z teorii komunikacji w ramach zajęć homiletycznych,
które prowadziłem w Wyższych Seminariach Duchownych na IV,
V i VI roku studiów.
Przygotowywanie wykładów dla kleryków, omawianie nagrywanych kazań, zajęcia fonetyczne, to wszystko było dla mnie źródłem
nieustannej mobilizacji i osobistego rozwoju, zdobywania wciąż
nowych doświadczeń. Prowadząc zajęcia w naszym Seminarium
Duchownym w Łodzi, dojeżdżałem również z wykładami do Wyższego
Seminarium Duchownego o.o. Franciszkanów w Łagiewnikach.
Dodatkowym walorem tych zajęć były spacery lasem łagiewnickim,
w ogrodzie klasztornym i poznawanie specyfiki życia i pracy
w zakonie franciszkańskim. Już po przeprowadzce do Zgierza przez
7 lat prowadziłem zajęcia homiletyczne w Wyższym Seminarium
Duchownym Księży Orionistów w Zduńskiej Woli. Uwzględniając
specyfikę każdego z tych Seminariów, praca z klerykami układała
mi się bardzo dobrze i dawała wiele osobistej satysfakcji. Profesorem
homiletyki byłem przez 25 lat.
„DA” to było moje życie, ja się z tym tak bardzo utożsamiałem,
dlatego odejście było trudne i bolesne, chociaż tak często śpiewaliśmy:
„Bando … pożegnania to nie dla nas, zawsze znów spotkamy się”.
To prawda, „ale słowa jednak, to tylko połowa”. Zresztą rozstania
24
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
ze studentami, którzy kończyli studia i przeważnie wracali do
swojego miejsca zamieszkania w różne strony Polski, też były
niełatwe. Ci, którzy zdobyli określoną formację duchowo-religijną
i mogliby być animatorami i moderatorami „Pod Piątką”,
ostatecznie włączali się w życie lokalnej wspólnoty kościelnej,
miejsca zamieszkania i pochodzenia. W domach akademickich
Politechniki mieszkali bowiem studenci z całej Polski i z zagranicy.
Ostatecznym i najtrudniejszym sprawdzianem formacji zdobytej
„Pod Piątką” jest samo życie: rodzinne, zawodowe, społeczne,
polityczne itp.
Absolwenci stanowią nadal wspólnotę Duszpasterstwa
Akademickiego, niezależnie od miejsca zamieszkania i pracy
oraz stanu cywilnego. Comiesięczne dni modlitwy w Szczawinie,
w których uczestniczyli również absolwenci, były ciągłym
pogłębianiem istniejącej przyjaźni, dalszym rozwijaniem formacji
religijno-moralnej, okazją do wymiany doświadczeń i rozwiązywania bieżących trudności. Mieszkając w innych miastach
absolwenci włączają się w życie miejscowych Duszpasterstw
Akademickich i w życie parafii w zakresie: liturgii, katechizacji,
akcji miłosierdzia, działalności misyjnej itp., również w różne ruchy
i organizacje religijne, w działalność społeczną.
Zupełnie nowa sytuacja zaistniała po moim odejściu z Łodzi, bo
jednak każdy duszpasterz ma prawo do swojej oryginalności
i własnej koncepcji duszpasterstwa. To, że spotkania absolwentów
„Piątki” z moim udziałem odbywają się nadal, przynajmniej raz
w roku, świadczy o tym, jak bardzo staliśmy się sobie bliscy
i mamy potrzebę przebywania z sobą niezależnie od miejsca
zamieszkania. Nie tylko te spotkania, ale telefony, kartki, maile
pozwalają nam być wciąż razem. Szczególną rolę odgrywają ci,
którzy mieszkają w Łodzi: Dorotka Więcławska, Ewa i Władek
Ciemniccy, ks. Józef Janiec i inni. To oni przyjmują na siebie
odpowiedzialność za stronę organizacyjną naszych spotkań.
Bardzo mnie to cieszy, bo widzę jak absolwenci są dojrzali i jak
mądrze organizują sobie życie. Te spotkania pozwalają również
dzielić się problemami, trudnościami i wspólnie szukać rozwiązań.
Niezmiernie ważna jest świadomość tego, że jesteśmy sobie bardzo
bliscy i że możemy na siebie liczyć. Naszą „Piątkową” wspólnotę
w pionie absolwentów stanowią również ci, którzy odczytali
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
25
swoje powołanie w kapłaństwie i w życiu zakonnym: s. Renata
Konopczyńska, s. Tereska Helwich, ks. Józek Janiec i ks. Sławek
Denderski. Liczymy nie tylko na ich fizyczną obecność, ale na
szczególne duchowe wsparcie.
Życie niesie z sobą wciąż nowe wyzwania i chcemy im z Bożą
pomocą sprostać. Do każdego chciałbym wysłać serdeczny list ze
słowami Apostoła „Siostry i bracia, radujcie się, dążcie do doskonałości, pokrzepiajcie się na duchu, jedno myślcie, pokój zachowujcie, a Bóg miłości i pokoju
niech będzie z wami. Pozdrówcie się nawzajem świętym pocałunkiem.
Pozdrawiają was wszyscy święci. Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość
Boga i udzielanie się Ducha Świętego niech będzie z wami wszystkimi”.
(2 Kor. 13,11-13)
 
Moja sytuacja po przejściu do Zgierza zmieniła się diametralnie,
pod każdym względem, w porównaniu z „Piątką”. W tym Mieście
nigdy w życiu nie byłem i zupełnie go nie znałem, nie miałem też
żadnych doświadczeń administrowania parafią. Przed wyjazdem na
wakacje bp. W. Ziółek wspaniałomyślnie zaproponował mi wybór
jednej z trzech parafii: św. Jakuba w Piotrkowie Trybunalskim,
Niepokalanego Poczęcia NMP w Koluszkach i św. Katarzyny
w Zgierzu.
Nie dokonałem wyboru, bo nie znałem żadnej z tych parafii.
Chodziło mi tylko o to, żeby parafia była blisko Łodzi ze względu
na żyjących rodziców, którzy mieszkali w Łodzi na Polesiu,
a byli już w podeszłym wieku. Nominacja, którą otrzymałem,
wskazała na Zgierz, parafię św. Katarzyny Aleksandryjskiej.
Mój poprzednik ks. Stanisław Socha potrzebował trochę więcej
czasu na przeprowadzkę, dlatego objąłem administrowanie parafią
dopiero 12 września, w Święto Najświętszego Imienia Maryi,
upamiętniające zwycięstwo Króla Jana Sobieskiego pod Wiedniem,
które przypisywał pośrednictwu i wspomożeniu Maryi. Nabrałem
otuchy i oddałem wszystko w ręce Bożej Opatrzności. Musiałem się
wszystkiego uczyć, poznawać sytuację duszpasterską, administracyjną
i ekonomiczną parafii, sytuację społeczną w mieście, musiałem
26
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
poznawać księży, poznawać ludzi… Tym bardziej, że na rok przed
moim przyjściem parafia św. Katarzyny po raz kolejny została
podzielona, powstała nowa parafia NMP Różańcowej większa od
parafii macierzystej. Na plebanii mieszkało trzech proboszczów
i wikariusze z dwóch parafii. Ta sytuacja została uregulowana
w ciągu roku i dopiero wtedy wszystko stopniowo wracało do
porządku, mogłem zacząć normalnie żyć i funkcjonować.
Kościół św. Katarzyny, trójnawowy, bazylikowy, w stylu
neogotyckim, zrobił na mnie duże wrażenie. W otoczeniu wiele
zieleni, chociaż bardzo blisko głównej trasy płn - płd, a plebania
w cieniu świątyni, przedwojenna, obszerna i funkcjonalna. Stopniowo
wspólnie z Radą Parafialną opracowaliśmy roczny kalendarz
inwestycyjny. Przekonałem się, że proboszcz w warunkach polskich
jest odpowiedzialny nie tylko za sprawy duszpasterskie, ale
wszystkie sprawy administracyjne, gospodarcze i właśnie one
przysparzają najwięcej trudności i kłopotów. Na ten temat mówił
Ojciec św. Benedykt XVI w archikatedrze warszawskiej. Nie można
proboszcza oceniać wyłącznie na podstawie dokonań gospodarczych
i ekonomicznych, jak to się niestety, często dzieje. Wierni oczekują
od księży przede wszystkim, by byli ludźmi dążącymi do świętości,
a nie tylko sprawnymi administratorami. Aktywność kapłana,
szczególnie proboszcza, to przecież nie rytualne menedżerstwo.
Wyzwaniem dla pasterzy jest ewangelizacja. Musiałem się wiele
uczyć, przekonałem się jak trudno jest znaleźć tych, którym można
by powierzyć odpowiedzialne zadania do realizacji. Pierwsze
miesiące były bardzo trudne.
Dnia 13 stycznia 1991 r. umiera mi nagle i zupełnie niespodziewanie w wieku 88 lat matka, którą kochałem ponad wszystko
i z którą rozumiałem się zawsze bez słów. To był dla mnie taki
szok, że jeszcze teraz, po 19 latach, przeżywam boleśnie to rozstanie.
Przez kilka miesięcy byłem zupełnie wytrącony z równowagi
i nie mogłem funkcjonować normalnie. Niektórzy, łącznie
z bp Ordynariuszem, mogli to odczytać opacznie i były nawet
konsekwencje tego. Te bolesne doświadczenia często paraliżowały
moją otwartość na ludzi, chęć spotkań i kontaktów przez kilka lat.
Potrzebowałem czasu.
Dobrze te moje przeżycia oddają słowa „Elegii” Gabriela
Karskiego:
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
27
„Choć tyle lat minęło - już prawie ćwierć wieku,
choć wkrótce sam wyruszę w niepowrotną drogę
coraz mnie nawiedzają - rozwadze na przekór chwile, gdy się z Twą śmiercią pogodzić nie mogę
Kalendarz wtedy milczy, czas trwa nieruchomo,
wskrzesza żal, co tkwić będzie we mnie do ostatka,
głuchy protest, głoszony przez gorzką świadomość:
śmierć zawsze jest przedwczesna, gdy umiera matka”
Niezastąpioną pomoc, szczególnie w sprawach organizacyjnych,
administracyjnych i gospodarczych okazuje mi cały czas mój jedyny
brat Kazimierz ze swoją żoną Alicją. Jestem przekonany, że mogę
liczyć na ich bezinteresowną pomoc, zrozumienie i współpracę.
Sprawy gospodarcze i ekonomiczne parafii bardzo absorbują
proboszcza i od dobrej organizacji pracy zależy ich owocność.
W Zgierzu spotkałem wielu dobrych, życzliwych, gotowych do
pomocy parafian. Wśród nich: Anna i Jan Kurzawa, Jadwiga
Pabijańczyk, Zenobia Karasińska, Leokadia Górniak, Irena
Libiszewska, Feliks Badyna, Ewa Kubasiewicz, Krystyna i Józef
Wasiakowie, Tadeusz Solnicki, Elżbieta Gier, Małgorzata Najman,
Paweł Królewiak, Jolanta Kubiak, Anna Dumin, Maria Pietruszewska,
Jan Sobczak, Helena Mrozowa, Zofia Przybysz, Mirosława
Królikowska, Aurelia i Józef Milczarkowie, Marian Urbański, Celina
Ławniczek, Tadeusz Iwaniuk, Danuta Kubera, wiele pań z naszej
Parafialnej Rodziny Różańcowej: Maria Stańczyk, Krystyna Kowalska,
Krystyna Żurek, Teresa Augustyniak, Marianna Ozimek, również
Włodzimierz Elert i wielu innych. O wszystkich pamiętam i każdemu,
kto okazuje mi jakąkolwiek życzliwą pomoc jestem wdzięczny.
W różnych sprawach gospodarczych i porządkowych, zarówno
na plebanii jak i w kościele pomaga mi od początku proboszczowania Tomek Ciesielski, który jako student trafił „Pod 5”,
następnie odbył służbę wojskową i ostatecznie ukończył studia
w Częstochowie, a mieszka w Rozprzy.
Niektórzy na początku mojej przygody ze Zgierzem ostrzegali
mnie, że jest to środowisko trudne. Po 19 latach byłbym jednak
ostrożny w ocenie i charakterystyce tego miasta, bo musi ona być
z konieczności wieloaspektowa i bardzo wyważona. Przede
wszystkim trzeba naprawdę kochać tych ludzi, żeby móc
28
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
powiedzieć im również słowa przykre i trudne, dotykając w nich
Boga. Każdy sprzeciw i krytyka powinny być konstruktywne.
Staram się dostrzegać ludzi i nie traktować ich jak dzieci, ale jak
poważne osoby, patrzeć na nich nie tylko z perspektywy obyczajów,
tradycji i konwenansów, ale z perspektywy potrzeb i bolączek.
Zgierz jest miastem ciekawym, mającym tradycje ośmiu wieków
historii i dlatego nie może dziwić pewna duma, zbytnia pewność
siebie tych starych zgierskich obywateli tzw. „łyków”, którzy często
są święcie przekonani, że Zgierz to najpiękniejsze średniowieczne
miasto w Europie, a oni są właścicielami tego miasta. Więzy,
pokrewieństwa i powinowactwa są wśród tych ludzi bardzo silne.
To ma swoje dobre i złe strony, może rodzić układy, prowadzić do
korupcji i kumoterstwa, do prywaty i egoizmu, ale może też być
przykładem lokalnego patriotyzmu. „Koń jaki jest każdy widzi”,
trzeba mieć otwarte oczy i uszy. Zgierz obejmuje 5 parafii
i współpraca między nimi nie jest łatwa, może prowadzić do
niezdrowej rywalizacji, szczególnie, gdy proboszczowie pozwolą się
zbytnio opanować politykom. Nie usprawiedliwia tego absolutnie
materialne dobro parafii, gra jest nie warta świeczki a przede
wszystkim nieuczciwa i nie ewangeliczna.
Bardzo się staram, żeby duszpasterstwo w parafii św. Katarzyny
odpowiadało postulatom Soboru Watykańskiego II, żeby formowało
religijność i pobożność wiernych prowadząc do wiary dojrzałej
i świadomej, otwartej na dialog ze światem. Pobożność infantylna,
tzw. kapliczkowa nie może dominować w życiu parafii. Niejednokrotnie potrzebny jest jakościowy skok w jej funkcjonowaniu.
Kościół musi bowiem porywać siłą świadectwa i temu będą musiały
służyć w najbliższej przyszłości struktury kościelne. Kościół nie może
jawić się ludziom jako rzeczywistość obca i archaiczna. Przyszłość
duszpasterstwa zależeć będzie od jego duchowej głębi.
Dlatego staram się aktywizować religijnie i społecznie środowisko
parafialne. Wprowadziłem homilie na mszach świętych w dni
powszednie, również z komentarzami liturgicznymi, rekolekcje
problemowe, z tematem wiodącym i tematami konferencji, zarówno
dla dzieci, dla młodzieży jak i dla ogółu wiernych, rekolekcje dla
inteligencji, dla poszukujących, dla wdów i wdowców, kazania
autorskie zamieszczane na bieżąco w internecie, w okresie wakacji
w dni powszednie Wakacyjną Szkołę Wiary na podstawie
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
29
Katechizmu Kościoła Katolickiego, Wakacyjne Warsztaty Biblijne itp.
Parafialny Klub Dyskusyjny pozwala na organizację spotkań
z ciekawymi ludźmi. Rozpoczęliśmy reorganizację biblioteki
parafialnej, do której postanowiłem włączyć około 2000 pozycji ze
swojego prywatnego księgozbioru. Parafianie mieliby również
możliwość korzystania z czytelni parafialnej.
Nasz kiosk parafialny stara się o szeroką ofertę wydawniczą
nie tylko dla parafian. Są to: tygodniki „Niedziela”, „Gość
Niedzielny”, „Tygodnik Powszechny”, tygodniki dla dzieci i młodzieży, miesięczniki „L’Osservatore Romano”, „List”, „Głos Ojca
Pio”, „Połaniec N.S.J.”, „W Drodze” i pozycje książkowe oraz
dewocjonalia.
Od 2005 roku funkcjonuje nasz parafialny serwis internetowy.
Jego opracowanie spotkało się z uznaniem nie tylko parafian. Jest to,
mimo postępu, pionierska praca w życiu duszpasterskim parafii
polskich, wiele z nich nie korzysta z internetu jako narzędzia
informacji i ewangelizacji. Nasze inicjatywy duszpasterskie znajdują
pozytywny rezonans w życiu duszpasterskim innych zgierskich
parafii, np. specjalna msza św. dla dzieci przed pierwszą komunią
św., którą odprawiamy od 19 lat, została wprowadzona również
w innych parafiach. Podobnie skorzystano z naszych doświadczeń
w organizacji rekolekcji dla dzieci i młodzieży itp.
Od grudnia 2007 roku wydajemy „Parafialny Biuletyn Informacyjny”, który przybliża parafianom i sympatykom zgierskiej fary
ważne wydarzenia miesiąca, kalendarz liturgiczny, historię
i zabytki kościoła. Ciekawa oprawa graficzna i barwne fotografie
stanowią zachętę dla młodzieży i dorosłych. Biuletyn ukazuje się
w nakładzie 1000 egz. Również kalendarz parafialny ciekawie
opracowywany daje pełną informację o życiu Kościoła i parafii
w ciągu całego roku. Wiem, że inne parafie, nie tylko w naszej
diecezji, korzystają z tych doświadczeń.
Aktywizacja wiernych w duchu soborowym nie przynosi
natychmiastowych owoców. Funkcjonują wciąż stare modele
zachowań, dlatego potrzeba wielkiej cierpliwości i wyrozumiałości,
tym bardziej, że Parafia św. Katarzyny obejmuje zgierską starówkę.
Tu mieszka wielu ludzi starszych a nawet w bardzo podeszłym
wieku. Niejednokrotnie nie są oni w stanie przychodzić do kościoła
na mszę św. nawet w niedzielę. Dlatego nowe środki komunikacji
30
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
i odwiedziny chorych pozwalają im funkcjonować w wymiarze
wspólnoty parafialnej. Comiesięczne dni chorych są świadectwem
troski parafii o emerytów, rencistów, ludzi dotkniętych chorobą.
W święta kościelne przypadające w dni robocze odprawiane są
dodatkowe msze święte o godzinie 9.00 dla nich wszystkich. Akcja
miłosierdzia obejmując najbardziej potrzebujących, daje nam
orientację, jaka jest rzeczywista sytuacja ludzi samotnych, chorych,
rodzin wielodzietnych, matek samotnie wychowujących dzieci.
Na niedzielnych mszach świętych o godzinie 9.00 pamiętamy o tych
parafianach, którzy chorują, czekają na operację, przeżywają
urodziny, imieniny, jubileusze małżeństwa itp., żeby podkreślić, że
parafia jest jedną rodziną, jest wspólnotą. Kazania głoszone na mszy
św. o godz. 9.00 są na bieżąco zamieszczane w internecie. Zapraszamy
wszystkich do dialogu, realnego i wirtualnego. Staram się mówić
normalnym językiem bez pustej kościelnej nowomowy i żargonu
teologiczno - pobożnościowego.
Wspólnotę parafialną stanowią nie tylko mieszkający na
terenie naszej parafii, ale również ci, którzy z osobistego
wyboru związali się z naszym kościołem niezależnie od miejsca
zamieszkania i przynależności parafialnej. Ich wybór cenimy
i czujemy się za nich odpowiedzialni. Niektórzy teologowie
pastoraliści proponują nawet uelastycznienie granic terytorialnych
parafii, by wytworzyć wspólnotę eucharystyczną obejmującą
wszystkich obecnych na mszach świętych, szczególnie niedzielnych,
niezależnie od tego, skąd pochodzą. Taka polaryzacja mogłaby
sprzyjać powstawaniu zwartych wspólnot eucharystycznych.
Migracje międzyparafialne stwarzają ważne problemy duszpasterskie, zwłaszcza związane z kształtowaniem się ośrodka kultu
integrującego wspólnotę parafialną. Staram się w tym duchu
kształtować świadomość wiernych.
Realizowanie zamierzeń społecznych jest możliwe przy
uwzględnieniu specyfiki miasta i działalności władz samorządowych. Nie zawsze ta współpraca z władzami miasta jest możliwa,
ale staram się inspirować inicjatywy, które służyłyby naprawdę
dobru społeczności, życzliwie wskazywać na niekonsekwencje.
Tym bardziej, że kościół św. Katarzyny jest kościołem patronalnym
miasta Zgierza i właśnie tutaj odbywają się uroczystości narodowopatriotyczne. Przykładem owocnej współpracy władz miasta
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
31
i Kościoła były na przykład Uroczystości Wielkiego Jubileuszu
Roku 2000 połączone z 70 Rocznicą konsekracji tego kościoła:
celebracja w kościele z udziałem bp. Ordynariusza, kilkudziesięciu
kapłanów i przedstawicieli władz miasta i powiatu, organizacji
i stowarzyszeń, a później uroczyste przyjęcie w Pałacu Ślubów.
Było to możliwe dzięki osobistemu zaangażowaniu i życzliwości
prezydenta Zbigniewa Zaparta.
Działania Stowarzyszenia na Rzecz Oświetlania Zespołu
Architektonicznego Kościoła Farnego św. Katarzyny w Zgierzu
doprowadziły do iluminacji, która pozwala podziwiać piękno
architektury kościoła również wieczorem i w nocy.
Przyzwolenie prezydenta Karola Maślińskiego i działania władz
miasta zaowocowały instalacją nowego, ekologicznego systemu
ogrzewania kościoła.
Przed obecnymi władzami samorządowymi stoją bardzo trudne
wyzwania, którym można sprostać tylko w atmosferze współpracy
i solidarności. Bardzo na to liczę. Oczekiwania zgierzan to nie tylko
obwodnica miasta, parkingi i sanitariaty, infrastruktura wielu ulic,
Placu Jana Pawła II, ale również pomoc w modernizacji głównej
wieży kościoła farnego z platformą widokową, która mogłaby być
niezwykłą atrakcją miasta. Liczę na to, że ta inicjatywa zostanie
podjęta szczególnie przez tych, którym zależy naprawdę na tym,
żeby można było „polubić Zgierz”, żeby to było miasto przyjazne
ludziom.
Podobnie generalny remont starej plebanii (dworek mazowiecki
z 1840 r.), która stałaby się filią muzeum zgierskiego z ekspozycją
sakralną i modelowym ogrodem, to zadanie na najbliższe lata.
Nasze dziedzictwo kulturowe, o które mamy obowiązek zadbać
w Zgierzu, to nie tylko domy tkaczy. Chodzi o to wszystko,
co stanowi naszą historię i zgierską tożsamość. Wierzę w cud
dialogu. Wspólnie możemy zrobić wiele dobrego dla naszego miasta
i jego mieszkańców. Świadczą o tym chociażby zrealizowane
inwestycje parafialne. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy mi w tym
pomogli.
Jako proboszcz jestem życzliwie otwarty na współpracę
z każdym, niezależnie od wyznawanej religii i przyjętej opcji
politycznej. Liczy się człowiek, jego prawość, szczerość, uczciwość
i kompetencja. Chciałbym zawsze budować jedność ponad
32
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
sztucznymi podziałami i chyba w jakimś stopniu to się udaje.
Taką mentalność i postawy kształtują zarówno głoszone kazania
jak i w konsekwencji, podejmowane działania.
Staram się nie ulegać żadnej presji społecznej i politycznej,
bo uważam, że interesowność polityczna księdza jest zawsze
naganna. Ksiądz nie powinien być nigdy przez nikogo traktowany
instrumentalnie i wykorzystywany do celów pozareligijnych.
Chodzi o to, żeby religia była obecna w życiu publicznym, ale
nie upolityczniona. Politycy pamiętają o nas przeważnie tylko przed
wyborami.
Rozmawiając o tym z księżmi wikariuszami i analizując zaistniałe
sytuacje, staramy się zajmować taką samą postawę. Wikariusze
się zmieniają, ale dla mnie jest to o tyle ciekawe doświadczenie, że
często znam ich z okresu kleryckiego, z Seminarium i teraz
przekonuję się, jak weryfikuje się w praktyce parafialnej formacja
seminaryjna. Muszę przyznać, że moje spostrzeżenia są
niejednokrotnie krytyczne. Wydaje mi się, że Kościół, szczególnie
dziś, bardzo potrzebuje księży ponadprzeciętnych, o szerokich
horyzontach myślowych, którym nie brakuje serca, otwartych na
świat i ludzi, charyzmatycznych, nie nastawionych głównie na
godności, karierę kościelną i stanowiska. Tylko tacy mogą
przezwyciężać religijne prostactwo, infantylizm religijny i otwierać
przed wiernymi horyzonty wiary pogłębionej i dojrzałej, prawdziwie
ewangelicznej, która zwycięża świat.
Jeżeli kocham Kościół i żyję sprawami Kościoła, to jestem
krytyczny i wymagający od siebie i od innych. Autentyczny dialog
wewnątrzkościelny jest nam wszystkim bardzo potrzebny i trzeba
ubolewać, jeżeli go brakuje. Jestem święcie przekonany, że zawsze
musi być miejsce na wolność słowa i myśli w Kościele, który nie
wymaga od nas dworskiej układności. Wierni oczekują od Kościoła
ewangelicznej prostoty. Przejawów silnej woli i niezależności
nie można traktować jako zagrożeń cnoty posłuszeństwa kapłanów.
Lojalność nie powinna wypierać kompetencji. Nie można bać się żyć
odważnie. Kapłan powinien być człowiekiem wielkiej intuicji
i wiary. Przewodzenie wspólnocie wymaga robotników a nie
celebransów. Chodzi o aktywność, o bycie na pierwszej linii, jednak
nie przez zajmowanie pierwszych miejsc, ozdobne szaty, przesadną
tytulaturę, a przez służbę. Kapłani nie mogą pretensjonalnie
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
33
celebrować swojego kapłaństwa, bo Kościół to jedno niepodzielne
braterstwo.
Patrzę z optymizmem w przyszłość Kościoła i świata,
nie zapominając, że wiara to jest dar i zadanie. Przesłanie Apostoła
Narodów odnosi się do każdego z nas:
„Najmilszy:
Zabiegaj o sprawiedliwość, wiarę, miłość, pokój - wraz z tymi, którzy
wzywają Pana czystym sercem. Unikaj natomiast głupich i niedouczonych dociekań, wiedząc, że rodzą one kłótnie.
A sługa Pana nie powinien się wdawać w kłótnie, ale ma być
łagodnym względem wszystkich, skorym do nauczania, zrównoważonym.
Powinien z łagodnością pouczać wrogo usposobionych, bo może Bóg da
im kiedyś nawrócenie dla poznania prawdy i może oprzytomnieją
i wyrwą się z sideł diabła…” (2 Tm 2, 22b-26)
Tylko Bóg jeden wie co nas jeszcze czeka w przyszłości, my
planujemy, ale On wszystkim kieruje. Każdy dzień wakacyjnych
obozów duszpasterskich kończyliśmy kręgiem, przeważnie przy
ognisku, trzymając się mocno za ręce i śpiewaliśmy:
„Na zachód dzień się chyli
Słońce nisko już,
O Tobie Jezu myślę,
Na swe dziecko spójrz
Ref.: I wiem przyjdzie dzień szczęśliwy
Ty przygarniesz mnie
Przenika wiara ciemność,
Niby światło gwiazd
O Jezu, Ty bądź ze mną,
Niech nic nie dzieli nas…”
Niech trwają te pozytywne wibracje w naszych sercach,
a więcej niech dopowiedzą zdjęcia. Upływa szybko życie, to prawda,
mijają kadencje i lata, również ku zachodowi chyli się nasze życie,
dlatego trzeba się spieszyć, nie marnować czasu. Avanti !
WSZYSTKO NA WIĘKSZĄ CHWAŁĘ BOŻĄ !
34
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
35
36
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
37
38
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
39
40
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
41
42
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
43
44
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
45
46
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
47
48
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
49
50
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
51
52
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
53
54
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
55
56
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
57
58
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
59
60
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
61
62
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
63
64
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
65
66
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
67
68
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
69
70
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
71
72
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
73
74
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
75
76
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
77
78
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.
79
 
Od dawna myślałem o napisaniu „Wspomnień”. Były to jednak
plany bliżej niesprecyzowane. Przerażał mnie ogrom pracy związany
z przygotowaniem zarówno tekstu jak i zdjęć. Mógł mi w tym pomóc
tylko ktoś z „Piątkowej wspólnoty”. Po jednej rozmowie podjął się
tego Krzysztof Iwanicki. Wykonał wielką pracę. Sam materiał
zdjęciowy obejmował około 1400 zdjęć. Jestem Mu bardzo wdzięczny
za benedyktyńską cierpliwość i profesjonalizm. Mam nadzieję, że
może uda nam się wydać w przyszłości „Magnificat Piątkowiczów”.
Byłoby wspaniale.
80
Ks. Mirosław Benedykt Strożka. MOJE MAGNIFICAT.

Podobne dokumenty