"Sercem Polak" - opowieść o życiu Chopina (6) Delfina i "szara

Transkrypt

"Sercem Polak" - opowieść o życiu Chopina (6) Delfina i "szara
www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=106582
2010-08-03
"Sercem Polak" - opowieść o życiu Chopina (6) Delfina i "szara godzina"
Na balu paryskim jedna z czołowych plotkarek francuskiej arystokracji, przykładając lorgnon do krzywego
nosa, zapytała, patrząc na wirujące w walcu pary: - A któż to jest ten mały rudy? I usłyszała w odpowiedzi: Ach, to nowa plotka o Delfinie Potockiej...
Jest to dziwna istota (...), której duszę żywą i silną, i prawdziwie wszystkimi dary, którymi Bóg Polki
obdarzył, do najwyższego stopnia obrzuconą, przepsuł Paryż i Londyn (...). Nieznośna to kapryśnica (...),
podobna znarowionemu dziecku, źle wychowanej dziewczynce lub Don Juanowi w spódnicy, który
wszystkiego doznał i teraz krzyczy: Dajcie mi księżyc, chcę skosztować, czy z księżyca dobry marcypan, bo
na ziemi już nic nie ma! (...). Czy poznasz z tych rysów panią Delfinę Potocką? - pytał złośliwie przyjaciela
Zygmunt Krasiński w dniu Nowego Roku 1839. Ten Don Juan w spódnicy stał się największą życiową
miłością autora Nie-Boskiej komedii . Będzie pisał do Delfiny: Jam Twój i z Tobą na wieki (...). Ty albo
zginąć! Twoje słowa, Twój śpiew, Twoje rysy, Twoje szlachetne uniesienie duszy - o przybądź, przybądź, Ty
Beattrice moja. Dałaś mi szczęście. O gdybym mógł dać Ci nieśmiertelność! .
Dał jej nieśmiertelność. Pani Delfina Potocka żyje jako adresatka tysięcy listów Zygmunta Krasińskiego, z
których część się szczęśliwie zachowała. A jakie są losy korespondencji z tym małym rudym - Fryderykiem
Chopinem? W liście Fryderyka z 18 listopada 1831 roku znajdujemy zwięzłą informację: Wczoraj byłem na
obiedzie u pani Potockiej, owej ładnej żony Mieczysława .
Była zjawiskowo piękna, co potwierdzają dziesiątki jej wizerunków. Smukła blondynka o subtelnych rysach
i ciemnych oczach, wiodła za sobą cały orszak wielbicieli jak jeden z owych szali, którymi lubiła się otulać podobno, by ukryć jedyną rzecz niedoskonałą w swojej urodzie - brzydkie dłonie. Wydana jako
osiemnastolatka za Mieczysława Potockiego, syna zhańbionego w oczach rodaków współtwórcy targowicy zdrady Narodu, nieszczęśliwa w mariażu z brutalem i okrutnikiem, uzyskawszy unieważnienie małżeństwa,
do grona swych nieplatonicznych wielbicieli wpisywała hrabiów, książąt i artystów.
Eugeniusz Delacroix, wspaniały malarz, należał do wielbicieli platonicznych. Gdy cały wielki paryski świat
zbierał się u łoża ciężko chorego Chopina w roku 1849, zapisał w Dzienniku : Widziałem wczoraj
wieczorem u Chopina czarującą panią Potocką. Słyszałem ją dwa razy, nie spotkałem jeszcze nic
doskonalszego . I w kilka dni potem: Widziałem znów panią Potocką u Chopina. Ten sam efekt cudowny .
Jeśli był taki, gdy miała lat 42, jakiż być musiał, gdy miała 24. A to był wiek Delfiny, gdy
www.radiomaryja.pl
Strona 1/8
dwudziestojednoletni Chopin zaczął bywać w jej paryskim salonie. Franciszek Liszt pisał o Delfinie z
zachwytem: Uroda, nieopisany wdzięk i dowcip sprawiły, że stała się najbardziej podziwianą królową
salonów . Obok tych walorów miała jeszcze jeden wielki atrybut - tak ważny dla romantycznej damy - wielki
talent śpiewaczy. O pożegnalnych ariach Delfiny dla Chopina, gdy umierał, krążyć będą legendy. Ich
wzajemny stosunek frapował wielu biografów przez lat wiele. Ferdynand Hoesick w swej wielotomowej
pracy o Chopinie stwierdzał, że Chopin bardzo był zakochany, tego się pozwala domyślać wymowne w
swym poetyckim nastroju Preludium A-dur, które brzmi jak wyznanie miłosne . To preludium Chopin
dedykował Delfinie Potockiej. Ale nie tylko. Ofiarował jej także dwa inne swe utwory: walca Des-dur op. 64
nr 1, a także... Koncert f-moll - ten sam, którego świetliste Larghetto - jak sam mówił - stanęło tak
niedawno na pamiątkę Konstancji Gładkowskiej.
I mamy w korespondencji Chopina bardzo niezwykłe wyznanie. W roku 1847 napisał do rodziców: Pani
Delfina Potocka, którą wiecie, jak kocham, miała być u mnie . Te słowa Chopin podkreślił sam. I jest to
jedyny wypadek, gdy używa określenia kocham pod adresem kobiety! Ofiarował jej także wstrząsającą
pieśń, jedyną, jaką napisał do słów Zygmunta Krasińskiego:
Z gór, gdzie dźwigali ciężkich krzyżów brzemię,
Widzieli z dala obiecaną ziemię.
Widzieli światło niebieskich
promieni,
Ku którym w dole ciągnęło
ich plemię...
A sami do tych nie wejdą
przestrzeni,
Do godów życia nigdy nie zasiędą
I może nawet zapomniani będą.
Bóg Cię strzeż, kochany panie Chopin
W roku 1945, tuż po wojnie, zgłosiła się do Jarosława Iwaszkiewicza biednie odziana kobieta, przedstawiła
się jako ziemianka z Wileńszczyzny spokrewniona z rodziną Komarów (Delfina była de domo Komarówna) i
zakomunikowała wieść rewelacyjną: jest oto w posiadaniu całego ogromnego bloku listów Chopina do
Delfiny Potockiej. I tak rozpoczęła się wielka międzynarodowa afera
sensacyjno-kryminalno-farsowo-tragiczna, która zaangażowała najpoważniejsze autorytety chopinowskie w
www.radiomaryja.pl
Strona 2/8
Europie i Stanach Zjednoczonych. Odbywały się sesje, obradowały komisje i sporządzano ekspertyzy
grafologiczne kilku fotokopii, które udało się zdobyć. Nieszczęsna pani Paulina bowiem, mimo deklaracji,
nigdy nie zademonstrowała oryginałów, opowiadając fantazyjne wersje ich losów. Jedne miały być
skradzione, inne wywiezione do Francji. Oryginałów nie było. Ekspertyza przeprowadzona w Pracowni
Kryminalistyki Instytutu Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego stwierdzała, że rękopisy, których
fotokopie przedstawiono, są pisane przez Chopina. Zakład Kryminalistyki Komendy Głównej Milicji
Obywatelskiej oświadczył, że fotokopie są spreparowanym fotomontażem z autentycznych listów Chopina.
Kazimierz Wierzyński w swej biografii Chopina tłumaczonej na kilkanaście języków cytuje listy do Delfiny
jako autentyczne. Dociekliwy naukowiec dr Jerzy Smoter opublikował swą najrzetelniej udokumentowaną
pracę doktorską, całkowicie negując prawdziwość listów. A nad całą sprawą unosi się smutny cień
przedziwnej kobiety. Samotnej, zbiedzonej, znerwicowanej i wpędzonej w samobójczą śmierć przez tragiczny
splot osobistych udręczeń. Cień Pauliny Czernickiej - przypuszczalnej autorki niezwykłego apokryfu. W
roku 1990 Maria Gordon Smith i George R. Marek wydali w USA biografię Chopina, w której relacjonują
ocenę profesora Ordwaya Hiltona - rzeczoznawcy Amerykańskiego Stowarzyszenia Badaczy
Kwestionowanych Dokumentów. No i mamy tutaj nie lada rewelację - mianowicie profesor niektóre z
tekstów uznał za autentyczne. Oto jeden z nich, niezwykle ważny. Pisze Chopin: Mickiewicza widuję onegdaj był u mnie. Zmienił się bardzo. Tak sponurzał, że go ani piosenkami naszymi, ani Filonem jak
dawniej rozruszać nie mogę. Wiem, po co przychodzi i zaraz grać siadam, każąc wszystkich od drzwi
odprawić, że to niby mam lekcje... Ostatnio bardzo długo mu grałem, bojąc się na niego oglądnąć, a
słyszałem, że płacze. Jak wychodził, sam pomogłem mu się ubrać. Mickiewicz za głowę mię ścisnął
najczulej, a w czoło mocno pocałował, pierwsze tego wieczora wymówiwszy słowa: 'Bóg Ci zapłać,
przeniosłeś mię...' - nie dokończył, bo łzy go za gardło ścisnęły. I tak pasując się z tym płaczem, wyszedł .
Trudno się oprzeć pokusie, by nie zacytować dwóch innych listów, mimo że ich autentyzm został
zakwestionowany. A przecież są tak bardzo zbliżone do stylistyki Chopina: Kiedy do piekła trafię - pisze
Fryderyk - to może uda mi się jakiegoś diabła namówić, żeby wziął tęgi fidybus i na świat poszedłszy,
wszystkie po mnie pamiątki popalił. Nie chcę, żeby w muzeum kto moje stare portki admirował. To, co mam
najlepszego - dzieła moje - to daję, a wszystko insze nikogo interesować nie powinno .
Szczęśliwie żaden diabeł wielu pamiątek po Chopinie nie popalił, poza oczywiście diabłami moskiewskimi,
którzy podczas Powstania Styczniowego wyrzucili z mieszkania jego siostry Izabeli na Krakowskim
Przedmieściu fortepian należący do jej brata. Jak pamiętamy, stało się to inspiracją genialnego wiersza
Cypriana Kamila Norwida Fortepian Chopina . A w zespole rzekomych listów do Delfiny mamy także
Norwida! Oto, co pisze o nim Chopin w liście, który także chcielibyśmy, iżby był autentyczny: Norwid był u
mnie, kocham go i bardzo szanuję, to jeden z prawdziwych artystów i mój człowiek. Grałem mu i gadaliśmy
www.radiomaryja.pl
Strona 3/8
długo. Między innymi dowodził mi gorąco, że tak jak człowiek to i naród nigdy się nie zmienia - zawsze ma
te same wady i zalety. Niemcy - Krzyżacy - tak samo chytrzy, podli i okrutni byli, jak i Niemcy dzisiaj.
Moskale dzicy i krwiożerczy wobec podbitego narodu, płaszczą się pod knutem cara. A i my swoich wad nie
tracimy - warcholstwo, brak zgody, prywata, co nas w niewolę strąciły, jeżeli się cudem dźwigniemy, gotowe
strącić znowu. Słuchałem go jak ponurego proroka... Pociechy szukałem w naszym polskim 'lepiej kiedyś
będzie'... Potem 'Jeszcze Polska' zagrałem i popłakaliśmy się obaj .
I mamy jeden jedyny zachowany list pani Potockiej do Chopina. Pisany dość chropawą polszczyzną
(Krasiński wielokrotnie błagał Delfinę, by pisała po polsku, a nie po francusku), jest pełen melancholii,
przemijania i pożegnania: Kochany Panie Chopin! Zostać nie mogę w niewiedzy o Twoim zdrowiu. Jak Ci
jest na siłach, piersiach, dusznościach (...). Przykro mi czuć, żeś tak osamotniony w chorobie i smutku (...).
Jakoś i mnie nie poszczęściło się na świecie. Bóg Cię strzeż, kochany panie Chopin .
Strasznie, ale to strasznie kocham!
Twoja siostra tyle była grzeczna, że mi swoją kompozycję przysłała. Ucieszyło mnie to niewymownie i
zaraz tego samego wieczoru improwizowałem w jednym z tutejszych salonów na ładniuchny temat owej
Maryni (...), z którą się to w (...) domu za dawnych czasów po pokojach goniło... A dziś! Pozwalam sobie
przesłać mojej cenionej koleżance pannie Marii walca, który niedawno wydałem (...). Ukłoń się bardzo
elegancko i z uszanowaniem, zadziw się i powiedz po cichu: Mój Boże! Jak to urosło! - pisał Fryderyk
Chopin 18 lipca 1834 roku do Feliksa Wodzińskiego, wysyłając list do Genewy. Kim była ta ładniuchna
Marynia? Maria Anna Józefa i w dodatku Nepomucena Wodzińska miała wówczas lat piętnaście. Urodziła
się w zamożnej rodzinie szlachty na Kujawach, była córką pani Teresy i Wincentego Wodzińskich, a
wnuczką Włoszki z pochodzenia Kassyldy Orsetti, po której podobno odziedziczyła temperament i upór.
Trzej bracia panny Maryni byli pensjonariuszami w domostwie Justyny i Mikołaja Chopinów. Obie rodziny
łączyła znajomość, wszakże dość daleka od więzów przyjaźni. Należy bowiem pamiętać, że pan Wincenty
Wodziński miał prawo do hrabiowskiego tytułu i rad się odwoływał do swoich praprzodków, którzy pono
przybyli do Polski ze świtą królowej Bony...
Panna Maria odznaczała się talentami charakterystycznymi dla panienek tamtych czasów - próbowała
komponować i jeden ze swych utworów odważyła się właśnie posłać za pośrednictwem brata Chopinowi.
Malowała i śpiewała...
I stała się wielką miłością Juliusza Słowackiego, adresatką i bohaterką jednego z najwspanialszych
poematów miłości, jakim są strofy W Szwajcarii ...
www.radiomaryja.pl
Strona 4/8
Pójdziemy razem na śniegu korony!
Pójdziemy razem nad sosnowe bory...
Pójdziemy razem, gdzie
trzód jęczą dzwony,
Gdzie się w tęczowe ubiera kolory
Jungfrau i słońce złote ma pod sobą.
O moja luba! Tam pójdziemy z tobą!
Słowacki urzeczony był panną Marynią, ale złośliwie i trzeźwo oceniał jej romantyczną egzaltację: Panna
Maria W. (...) zapłynęła w kraj ideału - i marzy o pustelniczym domku - nad rzeczką - o czarnej sukience, o
lekarstwach dla chłopów, o topolach szumiących nad pustelnią - i nareszcie o spowiedzi, którą ma odbyć
przed pewnym mnichem...
Tym mnichem-kartuzem mam być en personne ja! - nie kto inny. Dowodzę jej jednak, że jakiś pan
podkomorzyc w krainie Lachów, dobrze opatrzony w szlachecką układność, talenta, wąsy, podkówki i
ostrogi, wybije z głowy pustelniczy domek, a ja nie będę mógł (...) zdobyć lilijowej duszy dla aniołów... . To
żartobliwe proroctwo sprawdzi się w przyszłości co do joty.
Wiosną roku 1838 Słowacki donosił matce: Mówią, że się Chopin z Marią Wodzińską, a niegdyś moją
Marią, ożenił - może poszła za niego trochę z przyjaźni dla mnie, bo mówią ludzie, że Chopin do mnie jak
dwie krople wody podobny... .
Nie bardzo możemy sobie wyobrazić, by jasnowłosy Chopin przypominał kruczoczarnego bruneta, jakim był
autor Kordiana . Wiemy natomiast doskonale, skąd wzięła się wieść o ożenku Fryderyka z Marią. W sierpniu
1835 roku Fryderyk Chopin spotkał się po pięciu latach rozstania z ukochanymi rodzicami w Karlsbadzie
(dzisiejszych Karlovych Varach) - o czym opowiadaliśmy w pierwszym odcinku. Pełen jeszcze wzruszeń i
wspomnień rodzinnego szczęścia, wracając przez Drezno, spotkał się z rodziną państwa Wodzińskich, którzy
powitali go bardzo serdecznie. Znalazł w ich domu namiastkę tej aury miłości, pogody i polskości, której tak
mu będzie zawsze w Paryżu brakowało.
Siostra Marii - Józefa z Wodzińskich Kościelska, zostawiła obszerne wspomnienia. Opisuje w nich
melancholijny dzień, gdy żegnali Chopina, a on ofiarował wówczas Marii walca, który nazwała
pożegnalnym . Panna Maria wyjęła z bukietu róż stojących na fortepianie najpiękniejszą i podała
Fryderykowi. Zaraz też pobiegł do Paryża jej list: Kiedy nas pan opuścił, wszyscy chodziliśmy smutni, z
oczami pełnymi łez, po tym salonie, gdzie kilka minut temu należał Pan jeszcze do naszego grona (...). Matka
ze łzami przypominała nam co chwilę jakiś szczegół z pobytu 'swego czwartego syna, Fryderyka' (...). Nikt
nie jadł obiadu: ciągle spoglądaliśmy na Pana zwykłe miejsce przy stole, a potem również na kącik Frycka
www.radiomaryja.pl
Strona 5/8
(...) . I w post scriptum panna Marynia dodaje, że ołóweczek, który Chopin zapomniał na fortepianie,
chowamy, z uszanowaniem, jak relikwię .
Jeden z czterech braci panny Marii - Antoni, którym Chopin będzie się z oddaniem opiekował, pisał w
październiku 1835 roku z Paryża, że Fryderyk, dowiedziawszy się, iż pisze list do rodziny, wstaje od
fortepianu i mówi: 'Powiedz tam, że ich wszystkich strasznie, ale to strasznie kocham!' .
W rok potem, latem 1836 roku Chopin wyjechał do uzdrowiska Marienbad, by spotkać się z paniami
Wodzińskimi.
Panna Maria namalowała w Marienbadzie portret Fryderyka - udany. I szczęśliwie ocalony - mogą go
Państwo podziwiać w Muzeum Narodowym w Warszawie. Namalowany został z myślą, że Maria ofiaruje go
rodzicom Fryderyka, co też uczyniła. A państwo Justyna i Mikołaj Chopinowie uznali go za ogromnie
podobny. Ci, którzy podziwiali ten portret, a znali Chopina, komentowali go: Tak, to on, istna mimoza .
Panna Maria portretowała go pędzlem, a on ją tonami. Podobno Etiuda f-moll op. 25 nr 2 ma być właśnie
muzycznym wizerunkiem panny Marii. A jak wyglądała naprawdę? Ferdynand Hoesick w swoim
wielotomowym dziele o Chopinie stwierdza: Ci, co ją znali, wyrażają się zgodnie, że piękną nie będąc nigdy,
zdawała się więcej niż piękną, bo jej postać otaczał niepojęty czar. Brunetka, o matowej cerze Włoszki, o
prześlicznych czarnych oczach, które pełne ognia i życia, o wydatnych rysach twarzy (nos był trochę za duży)
i ustach zmysłowych... . Bratanek panny Marii - Antoni Wodziński, który popełnił dzieło Les trois romans
de FrÝderic Chopin , opisując trzy romanse Fryderyka, kreśli wizerunek urzekającej piękności: Oczy czarne,
płonące ogniem południa. Włosy krucze, jedwabnymi zwojami do samych stóp spadające. W uśmiechu czar
kwiatu i powab motyla. Lica podobne do alabastru... . A imienniczka naszej bohaterki, pani Maria z
Przezdzieckich Walewska, która świetnie znała pannę Wodzińską, przekazała nam zgoła odmienny portret:
Maria żadnym blaskiem nigdy nie świeciła. Szpetną była. Cera żółta, ospowata, oczy małe, rysy rozlane,
małomówna... . I bądźże tu człeku mądry! Mamy autoportret panny Marii, dokładnie z roku Chopinowskiego
1835, ukazujący pyzate dziewczątko z przyklepanymi i prawie przyklejonymi do policzków włosami.
Niezależnie od tego, czy miała cerę alabastrową czy ospowatą, musiał być w tej dziewczynie naprawdę jakiś
czar, skoro właśnie w onym Marienbadzie Fryderyk Chopin wrześniową szarą godziną zmierzchu
oświadczył się - przede wszystkim, jak to było we zwyczaju, matce - pani Teresie Wodzińskiej.
Moja bieda
Niestety, potencjalną teściową akurat srodze bolały zęby, więc też i odpowiedź, jaką dała, była dość nijaka.
14 września 1836 roku pani Teresa pisze Fryderykowi: Odżałować nie mogę, żeś odjechał (...) w dniu tym
byłam cierpiąca, nie mogłam się dość zająć szarą godziną (...). Adieu! Chodź spać o jedenastej (...), używaj
www.radiomaryja.pl
Strona 6/8
za napój l'eau de gomme (...). Bądź zdrów, kochany Frycku, błogosławię Cię z duszy jako kochająca Cię
matka! (...). PS Maria przesyła Ci pantofle. Są troszkę duże, ale dodaję, abyś wełniane nosił pończochy (...), a
wnoszę, że będziesz posłuszny, wszak żeś obiecał. Wreszcie zważ, że to jest czas próby .
Panna Maria pisze po francusku: Jesteśmy niepocieszeni po wyjeździe Pana; Ostatnie trzy dni wydawały się
nam wiekami; Czy Panu także? Czy odczuwa Pan choć trochę brak swych przyjaciół? Odpowiadam za Pana:
tak . I już po polsku: Pantofle skończone, posyłam je. Co mnie martwi, to że są za duże (...) carissimo
maestro (...) . I znowu po francusku: Doktor pociesza mnie, mówiąc, że będą dobre, gdyż powinien Pan nosić
w zimie bardzo ciepłe, wełniane pończochy (...). Do widzenia mój najdroższy mistrzu, (...) do widzenia, do
widzenia, do widzenia! Trzeba mieć nadzieję .
Niestety, ta nadzieja okazała się dość krucha, o czym mówi zirytowana reprymenda pani Teresy
Wodzińskiej: Uważałam z listu Twego, że tylko przyrzekasz święcie dopełnić rozkazów moich, kłamiąc, bo
nic, ani czyli wełniane pończochy do pantofli nosić będziesz, ani czyli przed 11-tą spać się kłaść będziesz, nie
piszesz . I datowała niedoszła teściowa znamiennie: Drezno, 2 października 1836 roku szara godzina . A
niedoszły zięć odpowiadał z powagą: Najłaskawsza Pani. Jak Panią szanuję, nie kłamię, tylko o pantoflach
myślę i gram na szarą godzinę . Już widzimy w za dużych kapciach na wełnianych pończochach
największego eleganta paryskich salonów, który takie dyspozycje zwykł przyjaciołom wydawać: Pójdź do
mojego krawca i każ mu natychmiast zrobić portki szare dla mnie. (...) Coś porządnego, gładkie. Także
czarną, skromną, aksamitną kamizelkę z malutkim, niekrzyczącym deseniem, coś bardzo skromno
eleganckiego (...), skromnie piękną .
Miałam to niezwykłe szczęście, że dane mi było poznać jeszcze znamienitego znawcę Chopinowskiego
żywota - profesora Artura Hedleya, który w Londynie powitał mnie nieskazitelną polszczyzną i pokazał
swoje skarby. Była wśród nich kamizelka Fryderyka Chopina - lekka jak puch dmuchawca i haftowana
przepięknie w nasze polskie chabry... Wiemy, że Chopin ubierał się przewytwornie. Zasłynęły jego fraki granatowe ze złotymi guzikami, spodnie barwy perłowej i rękawiczki niepokalanej białości. Naprawdę nie
było w jego żywocie miejsca na wełniane pończochy w kapciach, nawet haftowanych przez damę serca.
Niby-narzeczeństwo wciąż trwa. Teresa Wodzińska ze Służewa na Kujawach, gdzie państwo Wodzińscy
mieli majątek, pisze 25 stycznia 1837 roku, tytułując familiarnie Mój poczciwy Frycku! : Pędzimy dni
samotne na zamku, a zegar mocniej niż kiedy bije . I kończy: Adieu, drogi mój Frycku - szczerze Cię
kochająca . Maria także zapewnia, polecając Chopina łasce Boskiej : Mam nadzieję, że nie trzeba powtarzać
zapewnienia o uczuciach Pańskiej wiernej sekretarki . Fryderyk jest obarczany przez niedoszłą teściową
szeregiem zleceń. Opieką nad synalkiem Antosiem, lekkoduchem i utracjuszem, który zaawanturował się w
jakieś działania bitewne w Hiszpanii. W Paryżu siedział Chopinowi na głowie i pożyczał od niego pieniądze
na wieczne nieoddanie. Ponadto musiał Fryderyk zabiegać o autografy sławnych ludzi, wysyłać nuty i
www.radiomaryja.pl
Strona 7/8
fortepian do Służewa. 18 czerwca 1837 roku wzdycha: A w Służewie, czy piękne lato, czy dużo cienia? Czy
można usiąść pod drzewami i malować? . A w Służewie sylwetka Fryderyka Chopina odchodziła w cień.
Ostatnie listy, jakie przyszły stamtąd, są już widomym znakiem pożegnania się z szarą godziną .
Ostatni list pochodzi z wiosny roku 1838. Jest już bez tytułu, bardzo konwencjonalny i zasadniczy: Daruj
dobry Fryderyku, że tak przerywam Twoje milczenie, ale potrzeba że dowiedzieć się o zdrowiu Twoim (...).
Niech Cię Bóg błogosławi... . I to już koniec.
Przyszła taka szara paryska godzina, kiedy Fryderyk Chopin wszystkie listy wraz z ususzoną drezdeńską różą
włożył do koperty, na której napisał dwa słowa: Moja bieda .
Podkomorzyc w krainie Lachów
15 lipca 1841 roku odbyło się w Służewie huczne wesele panny Marii Wodzińskiej. Poślubia ona młodszego
od niej o lat kilka Józefa Skarbka, syna tego samego hrabiego Fryderyka Skarbka, w którego domostwie w
Żelazowej Woli poznali się rodzice Fryderyka, tego samego, na cześć którego otrzymał swe imię. Ukochana
siostra Chopina - Ludwika - tak oto komentuje gorzko ten mariaż: Najdroższy Fryciu, dziwne rzeczy dzieją
się na świecie (...). Józio więc żeni się z Marynią, Marynia idzie za Józia (...). Każdy dziwi się temu
mariażowi (...). Hrabia Józio (...) ma do 400 000 tysięcy i dobra w sąsiedztwie panny (...). Niech im Bóg
szczęści i nie pamięta .
Bóg może nie pamiętał, ale też nie szczęścił. Małżeństwo okazało się bardzo nieudane i hrabina Maria z
Wodzińskich Skarbkowa doprowadziła do unieważnienia małżeństwa! Powodem było nie tylko nieszczęśliwe
pożycie z mężem, lecz także fakt, że pani hrabina po raz pierwszy w życiu zakochała się naprawdę w bardzo
przystojnym, młodym dzierżawcy - niejakim panu Władysławie Orpiszewskim. Spełniło się całkowicie
proroctwo Słowackiego - pan Władysław był typowym podkomorzycem dobrze opatrzonym w szlachecką
układność, talenta, wąsy, podkówki i ostrogi . I była z nim szczęśliwa.
Jeszcze do niedawna istniał na Kujawach, nieopodal Izbicy Kujawskiej, prześliczny stary dworek w
Zgłowiączce. To tutaj właśnie mieszkał człowiek, którego naprawdę kochała Maria. To tu rosła piękna sosna
płacząca, o której mieszkańcy mówili, że drzewo rozpacza, bo szara godzina Marii i Fryderyka okazała się
moją biedą .
Barbara Wachowicz
www.radiomaryja.pl
Strona 8/8

Podobne dokumenty