Szef ostry jak brzytwa
Transkrypt
Szef ostry jak brzytwa
Szef ostry jak brzytwa Miał coś do załatwienia w mieście, a załatwiwszy to wrócił do księgarni – zamkniętej z powodu remanentu. Był świeżo upieczonym kierownikiem tej placówki. Jego współpracownica, zaalarmowana pukaniem w szybę, otworzyła mu, by za chwilę zająć się swoją robotą, a on z części frontowej przeszedł na zaplecze zmierzając do swego kantorka. Tam stanął oko w oko z nieznaną mu kobietą w średnim wieku, ani brzydką, ani ładną, choć pełną zalotności i przebojowości, taką, co w chwili prezentacji wygina przegub ku ustom mężczyzny. „Ku naszym przerażonym ustom”, jak pisze Boy. O przebojowości świadczył także wyrazisty makijaż i krwistoczerwony kolor sukienki. Szef był nieprzyjemnie zaskoczony i już sam widok tej twarzy, uśmiechu przymilnego a zarazem kokieteryjnie poufałego wystarczył, by się wewnętrznie najeżyć. – Kim pani jest? – zapytał udając, że nie widzi wyciągniętej ku sobie ręki. – Właśnie chcę powiedzieć – padła odpowiedź – a przede wszystkim przywitać się z panem. – Nie mam czasu na ceremonie, chciałbym usłyszeć, co pani tu robi? – Ależ pan w gorącej wodzie kąpany. Ja nie jestem z ulicy, mam tu swoją półkę i nie pierwszy raz przebywam w tym miejscu. – Bibliotekarka? – Zgadza się. Szkoła numer sześć. – No tak, ale jest jednak różnica między personelem księgarni a osobami nie zatrudnionymi. Co by pani powiedziała widząc mnie wychodzącego niespodziewanie zza regału w swojej bibliotece? Mnie, obcego faceta. – Powtarzam panu, że nie jestem obca. Jeszcze się panu nie śniło, że będzie pan tutaj pracował, kiedy ja tu przychodziłam. Niesłusznie się pan denerwuje. Ja tu dzisiaj przyszłam w jak najlepszej intencji, zapoznać się z nowym kierownikiem i na nowo zacząć współpracę z księgarnią, bo dotychczas nie układało się najlepiej, a ja wolałabym już więcej z tą placówką kotów nie drzeć. – No to źle pani zaczęła ten swój nowy etap. Byłoby lepiej, gdyby nasze zapoznanie się nastąpiło tam, w części frontowej. Pani tu się czuje jak na własnych śmieciach. Jak tak dalej pójdzie, to pewnego dnia zobaczy mnie pani w kalesonach, w trakcie przebierania się w robocze portki. Mówiąc to oddalał się w stronę kantorku, a wymówiwszy ostatnie słowa odgrodził się od kobiety zamkniętymi z trzaskiem drzwiami. Zaczęła się wojna; nie dało się uniknąć tego „darcia kotów”. Bibliotekarka wciąż wysuwała pretensje, że nie odkłada się jej wszystkich wydawniczych nowości, a on robił co mógł, by jej uprzykrzyć życie, po prostu odpłacał pięknym za nadobne. Od swojej współpracownicy dowiedział się, że ta, z którą miał na pieńku, to „autentyczna Rosjanka”. Wyszła za mąż za Polaka i tu się osiedliła. Russkaja żenszczina; gniotsa, nie łamiotsa. Dodatkowa informacja: ma ona zatargi z innymi okolicznymi sprzedawcami, wszędzie się wykłóca, wszędzie chce się nachapać, ostatnio zrobiła raban w sklepie mięsnym. Stosunki z Rosjanką pogarszały się z tygodnia na tydzień, aż doszło do nowej przykrej wymiany zdań, a było to już po otwarciu księgarni i działo się w obecności klientów. – Pan nie będzie tu robił, co się panu podoba, bo to nie pański folwark – niemalże krzyczała Rosjanka. – Ja pana zmuszę do tego, że... – Musi to na Rusi – złośliwie wtrącił szef. – A w Polsce, jak kto chce. I podniesionym głosem, tak aby w kwestii rosyjskiego pochodzenia swojej przeciwniczki uświadomić klientów, dorzucił: – Tam, w swojej ruskiej ojczyźnie można grozić i zmuszać, ale nie tu. Powyższy kawałek prozy to mieszanina zmyślenia i prawdy. Kierownik księgarni to ja. Istotnie, zrobiono mnie kimś takim. Rosjanka? Owszem, była taka jedna, kobieta tejże narodowości. Wyrosła jak spod ziemi, gdy kierowałem swe kroki na zaplecze, i stanęła naprzeciw z wyciągniętą ręką, oczekując nie tylko uścisku, ale i owego cmok-nonsensu, a następnie zajęcia się nią, odłożenia wszystkiego na bok i załatwienia z miejsca aktualnych jej spraw. To wszystko faktycznie miało miejsce, lecz dalszy ciąg łącznie z ową szermierką słowną to fikcja. Jedno, co mogę zaliczyć na swoją korzyść, to że nie okazałem się kompletnym osłem i tę dłoń, dążącą ku moim ustom, stanowczo przytrzymałem w dolnej pozycji.