Sztuka zrywania
Transkrypt
Sztuka zrywania
Justyna Milczarek Jak zerwać, aby nie oberwać… od losu? Przedmiotem moich rozważań jest dość kontrowersyjny, aczkolwiek powszechny problem. Otóż, w jaki sposób zakończyć związek pozbawiony szans na powodzenie? Jednakże wcale nie chodzi tu wyłącznie o samo zerwanie znajomości z daną osobą, lecz o to, aby zakończenie związku, które samo w sobie rodzi ogromne cierpienie, nie potęgowało tego traumatycznego przeżycia. Nie chciałabym jednak, ażeby mój artykuł był odczytany jako swego rodzaju instruktaż zrywania; raczej wolałabym, aby skłonił on do głębszej refleksji nad ogromną odpowiedzialnością nie tylko za siebie, ale przede wszystkim za osobę – mimo wszystko – pozostawioną. Jest bowiem zasadnicza różnica między pozostawieniem a porzuceniem. Świadomie zrezygnowałam w tym artykule z opierania swoich wywodów na cudzych poglądach, bowiem zamierzeniem moim było możliwie własne opracowanie zagadnienia. Jeśli artykuł ten skłoni Czytelnika do dyskusji, to znak, że spełnił on swoje zadanie. Uważam, że sytuacja zerwania odznacza się pewnego rodzaju sprzecznością. Niestety, przez wielu młodych ludzi, ale nie tylko młodych, sprzeczność ta nie jest dostrzegana, a jeśli nawet bywa zauważona, to jednak zbyt często bagatelizowana. Takie zachowanie obarcza człowieka winą moralną. Jeżeli przez okres trwania związku daliśmy drugiej osobie chociaż maleńkie ziarenko nadziei na to, że będziemy ze sobą w nieskończoność, jeżeli druga osoba usłyszała od nas słowa „kocham cię”, to zerwanie bez zranienia tej osoby jest wręcz niemożliwe. Nie jest ważne, czy związek ten trwał miesiąc, rok czy może dziesięć lat. Efekt jest zawsze ten sam. Łamiemy serce, odbieramy komuś szczęście. Zamiast uszczęśliwiać, unieszczęśliwiamy. To musi przytłaczać. Przytłacza tym bardziej, im bardziej błahy jest powód zerwania, a właśnie takie nieistotne powody najczęściej skłaniają nas do zerwania. Wiele z nich to powody po prostu infantylne, np. fryzura, figura, sposób mówienia itd. Oczywiście, istnieją także powody poważniejsze, np. alkoholizm, agresja, zdrada. Ponadto jestem także skłonna zgodzić się z ludźmi, którzy jako poważny powód wskażą też na brak szczęścia w związku. Jeżeli – jak powiedzą – szczęście w ogóle istnieje, to znak, że w tym związku na pewno nie było miłości. Nic więc dziwnego, że związek się rozpadł. Prawdopodobnie był on oparty na zauroczeniu, zakochaniu. Są to pierwsze fazy miłości, ale jeszcze jej nie gwarantują. Ludzie mają radykalnie odmienne poglądy i nie we wszystkim muszą się zgadzać. Nie jest to jednak typowe dla okresu zakochania. W tym czasie zgadzamy się we wszystkim i – co gorsza – zbyt często zgadzamy się na wszystko. Gdy okres zakochania, w którym nie widzimy wad drugiego człowieka, przeminie związek taki nie przetrwa, gdyż pozorna zgoda nie jest wynikiem dialogu, lecz kompromisu, i to właśnie kompromisu na zło ukryte, którego jeszcze nie poznaliśmy, gdyż zbyt krótko z sobą jesteśmy. Natomiast gdy zakochanie zaczyna przekształcać się w miłość, to dwoje ludzi prawdopodobnie będą z sobą szczęśliwi. Prawdopodobnie, ponieważ, jak wiadomo, życie nie jest bajką i różnie może się jeszcze ono potoczyć. Szczęście to będzie efektem dialogu dusz i ciał, w którym nie ma miejsca na zgodę na zło. Dwoje kochających się ludzi stworzą specjalną przestrzeń międzyosobową, w której zawsze będą się czuli dobrze ze sobą. W tej dialogicznej przestrzeni wspólnie odkrywają oni istotę miłości, którą jest ofiarowywanie siebie. Wspólnie odkryją, że miłość jest bezwarunkowa. Niestety, płomień zakochania jest intensywny, gorący i dlatego szybko gaśnie. Zaś płomyk miłości jest delikatny, daje ciepło, ale nie parzy, a pielęgnowany w związku płonie nieprzerwanie przybierając na sile. Można go jednak zgasić jednym nieostrożnym ruchem. Często ten właśnie ruch wykonujemy. Nikt na świecie nie wymyślił doskonałego planu zrywania. Nikt też nie da nam gwarancji bezbolesnego rozstania. Zatem, w jaki sposób zdobyć się na to, nie krzywdząc przy tym drugiej osoby. Zerwanie nie boli tylko wtedy, gdy mamy serce z kamienia. Jak mówią niektórzy, „impossible is nothing” – niemożliwość jest niczym, a faktycznie Ty jesteś niczym. Nie tyle sam fakt zerwania jest bolesny, ile sposób przeprowadzenia. Załóżmy zatem: dwoje ludzi darzy się głębokim uczuciem. Sytuacja zmusiła ich do osobnego spędzenia sobotniego wieczoru. Ona siedziała w domu. On wybrał imprezę u kolegi. Wcześniej obiecał swojej dziewczynie, że nie wypije choćby kropli alkoholu. Koledzy nalegali. Ustąpił, a tym samym złamał obietnicę daną dziewczynie. Na drugi dzień przyznaje się do swego czynu, że za namową kolegów nie dotrzymał słowa. Uznaje błąd i przeprasza. Ona, delikatnie mówiąc, zdenerwowała się na niego i bez żadnych ogródek z nim zerwała, nie szczędząc mu obelg. O czym to świadczy? Z pewnością świadczy to o tym, że z jej strony była to pseudomiłość. Dziewczyna kochała chłopaka warunkowo. „Będę cię kochać, jeśli będziesz spełniał moje oczekiwania”. Nie na tym rzecz polega. Po pierwsze: owszem, powód zerwania był poważny, lecz przyczyna banalna. W tym wypadku powód nie utożsamia się z przyczyną. Problem tego typu można było zupełnie inaczej rozwiązać. Tym bardziej, że chłopak przyznał się i przeprosił za niedotrzymanie obietnicy. Po drugie: sposób, w jaki to zrobiła. Świadczy to o niedojrzałości. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z tego, czym jest prawdziwa miłość, nie wiedziała, co to znaczy kochać bezwarunkowo, nie wiedziała, czym jest ofiarowanie siebie drugiej osobie. Nie wiedziała wreszcie, czym jest wybaczenie. To jak zatem zerwać w tej sytuacji? Odpowiedź jest krótka: w ogóle. Jeśli drugi człowiek jest dla ciebie jedynie spełniaczem zachcianek, to nie wiąż się z nim. Zaoszczędzisz sobie kłopotu, a jemu cierpienia. Według mnie każdy problem jest do rozwiązania. Nie uznaję opcji rozstania w sytuacji, gdy dwoje ludzi kocha się szczerze i mimo wszystko. W każdej życiowej sytuacji potrafią oni trwać razem. Chociaż mogą od życia dostawać w kość, to jednak siła ich miłości jest tak ogromna, że nic nie może zgasić jej płomienia. W związku, w którym jest prawdziwa miłość, nie ma miejsca na kłamstwo, brak szacunku, brak poświęcenia, na zdradę. W miłości dojrzałej dwoje ludzi przetrwa wszystko. Podstawą budowania związku jest uczciwość w każdej sytuacji. Jedno kłamstwo pociąga za sobą drugie. To podważa fundamenty miłości i związek rozsypuje się jak domek z kart. Jasne jest, że każdy związek ma gorsze chwile, ale to, że „zupa była za słona” nie może być powodem do zakończenia związku. Nie zadawajmy więc sobie pytania: „Jak zerwać aby jej/jego nie zranić?”. Zadajmy sobie pytanie: „Co mogę zrobić, aby bardziej zadbać o miłość, aby wzrastała, dojrzewała?”. Poprzez rozmowę każdy problem, nawet ogromny można rozwiązać. Gdy dwoje ludzi kocha się to na sobie polegają, ufają sobie, pielęgnują miłość, nie dopuszczają do siebie myśli, że mogliby się rozstać. W szczerej rozmowie wspólnie odkrywają oni prawdę o sobie i związku, który tworzą. Jeśli nie chcemy ranić, nie chcemy zrywać, to każdego dnia starajmy się o poprawę sytuacji, jeśli coś idzie nie tak. Zerwanie to pójście na łatwiznę. Decydujmy się na związek tylko wtedy, gdy jesteśmy pewni, że ewentualne zerwanie nie chodzi w grę. Jeśli kogoś nie kochamy, to nie twórzmy z tą osobą związku. Moja recepta na udany związek? Szczere rozmowy, wzajemne wsparcie, wspieranie życiowych celów i wyborów, pomoc w podejmowaniu ważnych decyzji, wzajemne uszczęśliwianie się i ofiarowywanie siebie drugiej osobie. Pytanie tytułowe zatem proponuję rozumieć jako zerwanie z myślą o zrywaniu. Jeśli już na początku znajomości zakładamy możliwość rozstania, to można być pewnym jednego – prędzej czy później rozstanie nastąpi.