Czy mam powiedzieć lekarzowi, jak źle mnie potraktował?

Transkrypt

Czy mam powiedzieć lekarzowi, jak źle mnie potraktował?
14
WSPÓŁORGANIZATOR
AKCJI
Czwartek 3 grudnia 2009 Gazeta Wyborcza www.wyborcza.pl
+
+
LECZYĆ PO LUDZKU
PARTNERZY
MEDIALNI
Akcja społeczna „Gazety” oraz Instytutu
Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej
Słuchaj dziś w Radiu TOK FM
W Popołudniu Radia TOK FM gościem
Grzegorza Chlasty będzie profesor
nauk medycznych Piotr Zaborowski
Listy | Poczułam się jak przypadek medyczny, „żylak”, przedmiot
Czy mam powiedzieć lekarzowi,
jak źle mnie potraktował?
EWA
am 33 lata, jestem właśnie
po operacji żylaków, dobrze ją zniosłam i szybko
dochodzę do siebie. Z lekarzem chirurgiem i pielęgniarkami mam dobry kontakt,
choć oczywiście chciałabym, by poświęcali mi trochę więcej czasu. Ale
może skoro mało się mną zajmują,
to znaczy, że jest ze mną dobrze? Najlepiej było na sali pooperacyjnej,
przemiłe osoby doglądały nas bardzo serdecznie i troskliwie. Jednak
przed operacją byłam mocno zestresowana i właśnie wtedy doświadczyłam czegoś przykrego, co
chcę opisać.
Poniedziałkowy poranek. Wiem
już, że dziś idę na operację, za jakąś
godzinę, zaraz mają podłączyć mi kroplówki, czytam „Gazetę”, a w niej o rozpoczynającej się dziś akcji „Leczyć po
M
informacja o zdrowiu mojego synka
jest w tej chwili bezcenna?!
Na drzwiach pokoju wisi bezduszna kartka: „Wszelkich informacji o stanie zdrowia dziecka udziela ordynator w godzinach 12-13 w dni robocze
w gabinecie nr...”. Muszę więc czekać
24 godziny. Przytulam Słoneczko, on
jeden wie, że tu jestem.
Poniedziałek. Obchód z ordynatorem. Wciąż go badają, szepty między
sobą, ja nic nie słyszę. Pytam i dostaję odpowiedź: „Wszelkich informacji
o stanie zdrowia dziecka...”. Punktualnie o godz. 12 stawiam się u ordynatora w gabinecie. Dowiaduję się: mały ma grypę żołądkową i zapalenie płuc.
Wyleczą go, ale będziemy musieli zostać w szpitalu dwa tygodnie. Mogę zostać z dzieckiem, ale nie dostanę zwolnienia z pracy z tytułu opieki, bo – według przepisów – dziecko opiekę w szpitalu już ma. Na szczęście mam urlop...
Dwa tygodnie później. Jestem szczęśliwa, bo Słoneczko wyzdrowiało i biega po mieszkaniu radośnie. Jest dobrze.
Czyżby? Na zwolnionym przez nas łóżeczku szpitalnym leży teraz inne choreSłoneczko, aprzy nim umierająca ze
strachu matka – niewidzialna. W szpitalu
byłam niewidzialna
Paulina
Sobotni wieczór: Słoneczko
wymiotuje, jest słabe. Szybko, na
pogotowie. Odwodnienie. Do szpitala – oddział niemowlęcy. OK, mogę
w nim zostać, ale... zero warunków.
Tylko krzesło i podłoga. Postanawiam, że nie zostawię dziecka, będę
spała na ziemi albo wcale. Kroplówka, mały śpi, a ja... wystraszona siedzę na krześle w ciemnej sali.
Godz. 2 w nocy. Spoko, wytrzymam, najważniejszy jest ON.
Godz. 4.30. Nie wytrzymuję, biorę koc i rozkładam na podłodze. Zimno, ale wytrzymam. Leżę i myślę:
– Dwa fakultety, dwa języki obce,
uczciwa praca, regularnie opłacane
składki na ubezpieczenie zdrowotne i co w zamian? Krzesło i podłoga.
Niedziela. Nie ma poprawy, będziemy musieli zostać tu dłużej. Poranny obchód: lekarz bada dziecko,
coś zapisuje, odchodzi. Mnie nie widzi, nic nie powie. Czyżbym była niewidzialna? Ja, dla której jakakolwiek
ludzku”. Boli mnie głowa, boję się. Do
pokoju wpada jakiś lekarz i woła: „Proszę szybciutko za mną”.
Po drodze na korytarzu pytam dokąd. Nie odpowiada. Z pokoju pielęgniarek zabiera jakieś opaski. Ponawiam pytanie, ale dowiaduję się tylko,
że idziemy pokazać moje żylaki. Lekarz pyta, czy dostałam już przedoperacyjny predykament. Mówię, że
nie, i proszę o wyjaśnienie, co dostanę. Słyszę, że on nie wie, co mi lekarze
podadzą. Baranieję.
Lekarz otwiera drzwi i staję oko
w oko z kilkunastoosobową grupą studentów. Mówię im: „Dzień dobry”, i gorączkowo zastanawiam się, czy przerwać to, co się dzieje, i wyjaśnić lekarzowi, że powinien zapytać mnie o zdanie i uprzedzić.
Lekarz prosi, abym pokazała nogę
z żylakami, pyta o mój wiek, od kiedy
są żylaki, zakłada opaski uciskowe powodujące, że żylaki nabrzmiewają.
Mamy
dla
Ani Otffinowskiej
z którą stworzyliśmy akcję
,,Rodzić po ludzku”
przyjaciele
z „Gazety” i Agory
ko przypadkiem medycznym? Aby
poczuł się człowiekiem?
Jeszcze nie opuściłam szpitala, aten
doktor co rano prowadzi tu zajęcia. Zastanawiam się nad rozmową z nim, tylko czy to ma sens, czy nie potraktuje
mnie jak jakiegoś dziwadła? Czy mnie
nie zbędzie? Rozmawiając z nim, może przyczyniłabym się do tego, że zmieni swoje podejście ikolejnym „żylakom,
wyrostkom, guzom” będzie łatwiej?
A może byłaby to tylko walka z wiatrakami? Nie wiem, na razie próbuję odpocząć, wkońcu dopiero od wczoraj jestem po operacji i jeszcze pod działaniem silnych środków przeciwbólowych. Na razie więc tylko piszę do
was, kochani. Doradź, co powinna zrobić Ewa.
Czy zwracając uwagę lekarzowi,
nie zaszkodzi sobie, w końcu wciąż
jest w szpitalu?
Nasz e-mail: [email protected]
Polska Lista Kolejkowa | A jak długo i na co ty czekasz?
11 miesięcy
czeka na zabieg nadgarstka Monika
Krygiel (na zdjęciu). Ma 21 lat. Pod-
czas wakacyjnej pracy w Niemczech
nabawiła się zespołu cieśni nadgarstka – ma niedowład ręki, w dłoni czuje
mrowienie i bóle. Nie pomogła jej rehabilitacja zalecona przez pierwszego ortopedę, u którego była. Kolejny
dał skierowanie na operację. W Szpitalu Wojewódzkim w Zielonej Górze
wyznaczono jej termin zabiegu na
11 października 2010 r. Lekarze kazali jej się jeszcze zgłosić do lekarza po
Nowym Roku, może wówczas się okaże, że uda się przyspieszyć operację.
Prawdopodobnie zdecyduje się na
wykonanie tego zabiegu wSzczecinie,
wklinice, która specjalizuje się wchirurgii ręki. Tam wyznaczono jej termin na 3 marca 2010 r. 250
czytelników „Gazety” wpisało się już na Polską Listę Kolejkową
Jutro opublikujemy raport, jak długo i na co czekają polscy pacjenci. Dopisz się: Wyborcza.pl/leczyc
Tu leczą po ludzku!
Serdeczne wyrazy współczucia i żalu
z powodu śmierci
Zwinnym ruchem usiłuje zarzucić połę szlafroka tak, aby odsłonić pachwinę. Przez chwilę się przepychamy – lekarz próbuje podnieść szlafrok, ja go
przytrzymuję i opuszczam. Lekarz daje w końcu za wygraną, jest poirytowany. Studenci wyglądają na rozbawionych. Przestają się uśmiechać, gdy
widzą moją minę.
Na odchodne słyszę: „To pani już
dziękujemy”. Wracam, łzy cisną mi się
do oczu, czuję się jak przedmiot.
A wystarczyło tylko, aby ów lekarz
poświęcił mi 30 sekund na wyjaśnienie, dokąd chce mnie zabrać, i zapytał
o moją zgodę. Zgodziłabym się, w końcu mam pokazać tylko nogę, w końcu
jestem w szpitalu uniwersytetu medycznego. Byłoby miło, gdyby na początku zajęć z moim udziałem powiedział coś takiego: „Przyszła do nas pacjentka, dziękuję, że się zgodziła”.
Czy to naprawdę za dużo te kilka
słów, aby pacjent czuł, że nie jest tyl-
SEBASTIAN RZEPIEL
Lekarz otwiera drzwi
i staję oko w oko
z kilkunastoosobową
grupą studentów.
Mówię im: „Dzień
dobry”, i gorączkowo
zastanawiam się, czy
przerwać to, co się
dzieje, i powiedzieć
lekarzowi, że
powinien najpierw
zapytać mnie o zdanie
i uprzedzić?
M.R.
Półtora miesiąca temu byłam
pacjentką oddziału laryngologii Szpitala Barlickiego w Łodzi. Jakież było
moje zdziwienie, gdy wrejestracji szpitala otrzymałam „Kartę praw pacjenta”, „Obowiązki pacjenta” oraz „Przewodnik dla pacjenta”, a także informację „Ból po Pana/Pani zabiegu chirurgicznym. Co Pan/Pani powinien/powinna wiedzieć?”. W ciągu
ostatnich lat byłam kilkakrotnie hospitalizowana, lecz NIGDY nie spotkałam
się z taką informacją dla pacjenta.
Podczas badań przed zabiegiem
ZA KAŻDYM RAZEM pytano mnie,
czy mogą mnie zbadać studenci.
Zostałam szczegółowo poinformowana, na czym polega mój zabieg.
Lekarze wytłumaczyli mi i innym
pacjentom, jakie lekarstwa będziemy dostawali i „na co są”.
Pozostaję pod wrażeniem tego,
jak na tym oddziale przestrzega się
praw pacjenta.
Wiem, że jako pacjenci mamy powody do wielu zastrzeżeń do służby
zdrowia, do sposobu, wjaki się nas traktuje. Lekarze skarżą się, że na większość rzeczy nie ma pieniędzy. Myślę
jednak, że bardzo dużo zależy od ludzi. Od ich kompetencji, ale także kultury osobistej i stosunku do pacjentów.
Innym chorym życzę, by trafili na
takich lekarzy i pielęgniarki jak ja. Lekarz anioł
Ewa
Jestem mamą 8-letniego Adama
zzespołem Aspergera. Chcę powiedzieć
owspaniałej dr Jolancie Surmacz, neurolog z Centrum Zdrowia Dziecka
w Katowicach-Ligocie. Pani doktor to
człowiek anioł. Dziękuję Bogu, że znalazłam ją na swej trudnej drodze wtrakcie ustalania, co jest mojemu dziecku.
Chodziliśmy od lekarza do lekarza,
wymyślali nam różne choroby i pamiętam do dziś, jak przed świętami
2004 r. (mój syn miał wtedy trzy latka)
wCentrum pani endokrynolog powie-
działa: zespół Pradera-Willego. Ot, tak
sobie powiedziała. Nie wyjaśniła, nie
pocieszyła, nigdzie nie skierowała. Pozostawiła mnie imęża samym sobie. Płakałam przez dwa tygodnie.
Na szczęście w styczniu 2005 r. trafiliśmy do doktor Surmacz. Widziała
naszą bezradność i stertę różnych opinii lekarskich. Zaopiekowała się nami,
mówiła, co i gdzie mamy zrobić. Skierowała do takiego szpitala, w którym
najszybciej – by zminimalizować stres
dziecka – zrobiono mu niezbędne badania. I doprowadziła do postawienia
oczekiwanej od lat diagnozy.
Wszystko nam skrupulatnie wyjaśnia, odpowiada na pytania, ajej wiedza
nie ogranicza się tylko do neurologii,
można z nią porozmawiać nawet o butach ortopedycznych. Podpowie, dokąd
iść po pomoc – czy do MOPS, czy do
PFRON itd. Wie, gdzie się rehabilituje
dzieci, podaje adresy. NIGDY WŻYCIU
nie byłam w taki sposób potraktowana
przez lekarza! A ciebie potraktowano po ludzku czy
jak przedmiot: [email protected]
1
Leczyć po ludzku 15
PARTNERZY
AKCJI INFORMACYJNEJ
O PRAWACH PACJENTA
720
www.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Czwartek 3 grudnia 2009
+
historii i głosów w dyskusji już nam nadesłali czytelnicy „Gazety”
Za wszystkie listy, e-maile i głosy na internetowym forum dziękujemy.
Bogaty wybór korespondencji publikujemy na Wyborcza.pl/leczyc
+
Nasza strona w internecie: Wyborcza.pl/leczyc
Nasz e-mail: [email protected]. Pisz też na: „Leczyć po ludzku”,
„Gazeta Wyborcza” ul. Czerska 8-10, 00-732 Warszawa
Opowiem wam to w tajemnicy
prof. Kazimierzem
Szewczykiem*
bioetykiem
KAZIMIERZ SZEWCZYK: Na wstępie
chcę powiedzieć, że dziś z tajemnicą
lekarską nie jest źle. Jeszcze paręnaście lat temu niewiele się nią przejmowano. Nieraz słyszałem, że żona
znanego męża gdzieś pod Łodzią ciążę usunęła. Takie ploteczki wczasach,
kiedy aborcja była dozwolona, były
bardzo popularne. Ten, co plotkował,
stawał się gwiazdą przyjęć. Bo miał
znanych pacjentów i jeszcze mógł sobie z nich pożartować. Na szczęście
teraz to już coraz rzadsze.
A DAM C ZERWIŃSKI : Lekarka przy
otwartych drzwiach bada pacjenta
per rectum. Przy dwóch obcych kobietach klepie go w tyłek i mówi:
„Młodzieńcza prostata”.
– To z „Dnia świra”. To nie jest do
końca wymyślone, niestety. Parę razy widziałem podobne sytuacje. Nie
zapomnę sceny z poradni dla 13-, 14-letnich chłopców, którzy przestają
rosnąć. Jedno zbadań polega na zmierzeniu wielkości jąder. Dla nastolatka trauma. Strach pomyśleć, co poczuł chłopak, gdy lekarka otworzyła
drzwi ikrzyknęła do pielęgniarki: „Nie
wiesz, gdzie mój jajomierz?!”.
Dlaczego lekarka to zrobiła?
– Rutyna. Oni tak nazywają ten
przyrząd.
To jeszcze dorzucę przykład z internetowego forum. „Do gabinetu
wszedł pacjent. Za parę minut wybiega pielęgniarka i scenicznym szeptem mówi do recepcjonistki: – Zadzwoń po doktora, pilnie potrzebny
esperal”.
– Ewidentny brak kindersztuby.
Ludzie opowiadają mi takie historie
i pytają, czego uczymy z tej etyki na
Uniwersytecie Medycznym. No, ale
przecież kindersztuby to my nie nauczymy. Tak samo jak nie będziemy
uczyć na studiach jedzenia nożem
i widelcem. Poza tym jest jeszcze etyka przekazywana przez profesurę
podczas praktycznych zajęć ze studentami – u nas bardzo tradycyjna.
Wciąż przekazuje się wzorce sięgające początku ubiegłego wieku. Wtedy na wykłady przyprowadzano pacjentów, zazwyczaj z nizin społecznych, i mówiono o nich po imieniu
i nazwisku.
Problem jest nie tylko z tajemnicą, ale także z podawaniem niepomyślnych informacji rodzinie, a nie
bezpośrednio zainteresowanemu pacjentowi. Tą tradycją młodzi studenci przesiąkają w klinikach. Z badań
wynika, że etyczność studenta medycyny maleje na wyższych latach
studiów. I nie jest to, niestety, zjawisko wyłącznie polskie. Na stażu podyplomowym mamy już samych wielkich doktorów. Tylko że wszyscy mają trudności ze szczerą rozmową z pacjentem, bo ich tego na studiach nie
MARCIN STĘPIEŃ
ROZMOWA Z
Prof. KAZIMIERZ SZEWCZYK:
Kiedyś na obchodzie w szpitalu
lekarze rozmawiali po łacinie
i nikt ich nie rozumiał.
Dziś każde słówko można
sprawdzić w internecie i już
wiadomo, na co jest chory
sąsiad z łóżka obok
*PROF. KAZIMIERZ SZEWCZYK
szef Zakładu Bioetyki Uniwersytetu
Medycznego w Łodzi. Autor
dwutomowego podręcznika „Bioetyka”
wydanego właśnie przez PWN
nauczyli. Ujawniła to wasza akcja
„Umierać po ludzku”.
Za to są rozmowy przy pacjencie na
obchodach.
– Środowisko prowadzi bardzo poważną dyskusję, co można powiedzieć
na obchodzie. Kiedyś lekarze rozmawiali po łacinie i nikt ich nie rozumiał.
Dziś każdy może łacińskie słówko
sprawdzić w internecie i już wiadomo,
na co jest chory sąsiad z łóżka obok.
Nie trzeba podsłuchiwać, przecież na
łóżkach szpitalnych wiszą karty gorączkowe z rozpoznaniami.
– Karta gorączkowa na łóżku chorego jest naruszeniem tajemnicy lekarskiej. Personel i tak ma całą doku-
7 praw pacjenta | Dziś szerzej o dokumentacji i poufności
Mam prawo do tego, by zostać
| potraktowany
godnie i z szacun1kiem
dla mojej intymności.
Mam prawo wiedzieć, na co
2 | choruję, jakie jest proponowane leczenie i rokowanie, a jeśli mam
wątpliwości, mam prawo poprosić
o inną opinię lub o zwołanie konsylium lekarskiego.
Mam prawo dostępu do dokumedycznej dotyczą3 | mentacji
cej mojej choroby i mam prawo wymagać, by chroniono moje dane
przed osobami przeze mnie nieupoważnionymi.
To prawo jest ściśle związane
z prawem do informacji. O swoim
stanie zdrowia mogę dowiedzieć się
ustnie od lekarza czy pielęgniarki,
ale mogę też poznać informacje zapisane w papierowej lub elektronicznej dokumentacji medycznej
przechowywanej w gabinecie, przychodni czy szpitalu.
Na podstawie zebranych tam informacji można ustalić moją tożsamość, mogę zatem żądać, by dane te
były należycie chronione – szafka
z dokumentami w rejestracji ma być
zamknięta na klucz; tak samo drzwi
R
E
do pokoju rejestracji – tak, by uniemożliwić dostęp osobom nieupoważnionym. Podobnie powinien być chroniony zeszyt zabiegów w szpitalu. Jeżeli widzę, że dotycząca mnie dokumentacja jest „rzucana” w przypadkowych miejscach, mam prawo zwrócić uwagę personelowi, a jeśli to nie
poskutkuje, mam prawo zwrócić się
do kierownika placówki, który odpowiada zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych za poszanowanie prawa do poufności.
Wiem, że nie jestem wyłącznym dysponentem informacji zebranych omnie
w dokumentacji medycznej – szpital
czy przechodnia muszą niekiedy przekazywać informacje omnie innym podmiotom –innemu szpitalowi, wktórym
kontynuuję leczenie, izbom lekarskim
w czasie kontroli czy NFZ.
Zakładom ubezpieczeń te informacje mogą być przekazywane tylko
za moją zgodą. W razie przypuszczenia, że doszło do naruszenia mojego
prawa do ochrony danych, mogę zwrócić się do Generalnego Inspektora
Ochrony Danych Osobowych.
Po zakończonym leczeniu szpitalnym mam prawo otrzymać kartę informacyjną, która zawiera: rozpoznaK
nie choroby w języku polskim; wyniki badań; zastosowane leczenie, datę
wykonania zabiegu; dalsze wskazania;
orzeczony przy wypisie okres czasowej niezdolności do pracy, a czasem
ocenę zdolności do pracy; adnotacje
o produktach leczniczych i wyrobach
medycznych zapisanych mi na receptach; terminy planowanych konsultacji. Szpital musi przechowywać kopię
tej karty.
Mam prawo wglądu w dokumentację medyczną na miejscu w szpitalu lub przychodni czy w prywatnej
praktyce, nie muszę podawać powodu. Mam prawo sporządzić wyciągi,
odpisy lub kopie – wykonuje je placówka, która przechowuje dokumentację. Muszę się jednak liczyć z opłatą, i to wtedy, kiedy chcę otrzymać informacje w formie papierowej, na płycie CD czy pendrivie. Wysokość opłat
za te czynności musi być podana oficjalnie.
W moim imieniu dostęp do dokumentacji ma osoba, którą upoważnię.
Muszę zaznaczyć, czy dokumentacja
może być udostępniana tylko za mojego życia, czy także po mojej śmierci. Zawsze mogę zmienić osobę upoważnioną.
mentację. A karty wiszą chyba z rutyny i wygodnictwa.
Kilka lat temu było głośno o nosicielu HIV, który trafił do szpitala w Giżycku. Przy łóżku zawisła informacja
o jego chorobie.
– Dyrektorka usprawiedliwiała podanie informacji o HIV koniecznością
ochrony personelu. I przekonywała,
że szpital jest jak cała opieka zdrowotna
niedoinwestowany, czyli jest bida, nie
ma rękawiczek. Jak wywiesi kartkę,
że gość ma HIV, to personel ostrożnie
będzie przechodził, a sprzątaczka, myjąc szafkę, nie zatnie się żyletkami. Nawet pacjenci będą bezpieczniejsi, mimo że HIV nie przenosi się drogą kropelkową jak grypa, mimo że musiałoby dojść do kontaktów bezpośrednich
z naruszeniem ciągłości tkanek. To
oczywiście wszystko bzdury, ale nie
zdziwię się, jeśli podobna sytuacja się
powtórzy. Ze strachu.
I pan mówi, że nie jest źle.
– Bo nie jest. Pacjenci i tak mają lepiej niż kilkanaście lat temu. Pamiętam: zmarły Józef Bogusz, krakowski
profesor, chirurg, który zajmował się
problemami etycznymi, w podręczniku dla studentów wydanym w 1985 r.
pisał, jak postępować ze świadkami
Jehowy. Według Bogusza, jeżeli dorosły świadek Jehowy nie zgodzi się
na przetoczenie krwi, a lekarz w czasie operacji uzna, że jest taka potrzeba, to ma przetoczyć ją i ukryć to przed
nim. Na szczęście o prawach pacjenta mówi się coraz więcej. Codziennie opisujemy szerzej jedno z praw.
10 grudnia opublikujemy informator w formie broszury
Jeżeli nie ukończyłem 16 lat, dostęp
do dokumentacji mają tylko moi rodzice, jeśli mam ukończone 16, ale nieskończone 18 lat – dostęp mam ja oraz
rodzice.
Najdłużej – 30 lat – przechowywana jest dokumentacja pacjenta, który
zmarł na skutek uszkodzenia ciała lub
zatrucia. Pozostałą dokumentację przechowuje się przez 20 lat, a dokumentację medyczną dzieci poniżej drugiego roku życia – przez 22 lata. Wyjątek stanowią zdjęcia RTG, które przechowuje się przez 10 lat. Skierowania
na badania lub zlecenia lekarza można zniszczyć w sposób uniemożliwiający identyfikację pacjenta po upływie pięciu lat.
W przypadku likwidacji szpitala
czy przychodni dokumentacja jest
przekazywana do archiwum. Informacje o takim archiwum jest w rejestrze prowadzonym przez wojewodę
lub ministra zdrowia.
prawo korzystać z najnow| Mam
szych zdobyczy medycyny za5równo
w diagnostyce, jak i leczeniu.
prawo do towarzystwa bli6karza| Mam
skiej osoby podczas wizyty u leczy zabiegu, a także do kontak-
towania się zbliskimi ikorzystania zich
opieki podczas pobytu w szpitalu.
Mam prawo do opieki duszpasterskiej i umierania w godności.
OPRAC. DR DOROTA KARKOWSKA
INSTYTUT PRAW PACJENTA I EDUKACJI ZDROWOTNEJ
7|
Gorąca linia „Gazety”
Zadzwoń do prawnika!
Chcesz wiedzieć, czy złamano twoje
prawo pacjenta gwarantowane
przez ustawy? Nie wiesz, jak dochodzić
swoich praw? Dzwoń:
886 521 721
Dyżur pełni dziś
w godz. 15-17
Dorota Karkowska,
dr nauk prawnych,
ekspert Instytutu Praw
Pacjenta i Edukacji
Zdrowotnej
prawo dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej (w tym
4| Mam
diagnostyki, rehabilitacji, leków, środków medycznych, pobytu w szpitalu)
finansowanych ze środków publicznych.
L
A
M
A
więcej o prawach pacjenta:
www.prawapacjenta.eu
1
28655923
28651371