Czy mam powiedzieć lekarzowi, jak źle mnie potraktował?
Transkrypt
Czy mam powiedzieć lekarzowi, jak źle mnie potraktował?
14 WSPÓŁORGANIZATOR AKCJI Czwartek 3 grudnia 2009 Gazeta Wyborcza www.wyborcza.pl + + LECZYĆ PO LUDZKU PARTNERZY MEDIALNI Akcja społeczna „Gazety” oraz Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej Słuchaj dziś w Radiu TOK FM W Popołudniu Radia TOK FM gościem Grzegorza Chlasty będzie profesor nauk medycznych Piotr Zaborowski Listy | Poczułam się jak przypadek medyczny, „żylak”, przedmiot Czy mam powiedzieć lekarzowi, jak źle mnie potraktował? EWA am 33 lata, jestem właśnie po operacji żylaków, dobrze ją zniosłam i szybko dochodzę do siebie. Z lekarzem chirurgiem i pielęgniarkami mam dobry kontakt, choć oczywiście chciałabym, by poświęcali mi trochę więcej czasu. Ale może skoro mało się mną zajmują, to znaczy, że jest ze mną dobrze? Najlepiej było na sali pooperacyjnej, przemiłe osoby doglądały nas bardzo serdecznie i troskliwie. Jednak przed operacją byłam mocno zestresowana i właśnie wtedy doświadczyłam czegoś przykrego, co chcę opisać. Poniedziałkowy poranek. Wiem już, że dziś idę na operację, za jakąś godzinę, zaraz mają podłączyć mi kroplówki, czytam „Gazetę”, a w niej o rozpoczynającej się dziś akcji „Leczyć po M informacja o zdrowiu mojego synka jest w tej chwili bezcenna?! Na drzwiach pokoju wisi bezduszna kartka: „Wszelkich informacji o stanie zdrowia dziecka udziela ordynator w godzinach 12-13 w dni robocze w gabinecie nr...”. Muszę więc czekać 24 godziny. Przytulam Słoneczko, on jeden wie, że tu jestem. Poniedziałek. Obchód z ordynatorem. Wciąż go badają, szepty między sobą, ja nic nie słyszę. Pytam i dostaję odpowiedź: „Wszelkich informacji o stanie zdrowia dziecka...”. Punktualnie o godz. 12 stawiam się u ordynatora w gabinecie. Dowiaduję się: mały ma grypę żołądkową i zapalenie płuc. Wyleczą go, ale będziemy musieli zostać w szpitalu dwa tygodnie. Mogę zostać z dzieckiem, ale nie dostanę zwolnienia z pracy z tytułu opieki, bo – według przepisów – dziecko opiekę w szpitalu już ma. Na szczęście mam urlop... Dwa tygodnie później. Jestem szczęśliwa, bo Słoneczko wyzdrowiało i biega po mieszkaniu radośnie. Jest dobrze. Czyżby? Na zwolnionym przez nas łóżeczku szpitalnym leży teraz inne choreSłoneczko, aprzy nim umierająca ze strachu matka – niewidzialna. W szpitalu byłam niewidzialna Paulina Sobotni wieczór: Słoneczko wymiotuje, jest słabe. Szybko, na pogotowie. Odwodnienie. Do szpitala – oddział niemowlęcy. OK, mogę w nim zostać, ale... zero warunków. Tylko krzesło i podłoga. Postanawiam, że nie zostawię dziecka, będę spała na ziemi albo wcale. Kroplówka, mały śpi, a ja... wystraszona siedzę na krześle w ciemnej sali. Godz. 2 w nocy. Spoko, wytrzymam, najważniejszy jest ON. Godz. 4.30. Nie wytrzymuję, biorę koc i rozkładam na podłodze. Zimno, ale wytrzymam. Leżę i myślę: – Dwa fakultety, dwa języki obce, uczciwa praca, regularnie opłacane składki na ubezpieczenie zdrowotne i co w zamian? Krzesło i podłoga. Niedziela. Nie ma poprawy, będziemy musieli zostać tu dłużej. Poranny obchód: lekarz bada dziecko, coś zapisuje, odchodzi. Mnie nie widzi, nic nie powie. Czyżbym była niewidzialna? Ja, dla której jakakolwiek ludzku”. Boli mnie głowa, boję się. Do pokoju wpada jakiś lekarz i woła: „Proszę szybciutko za mną”. Po drodze na korytarzu pytam dokąd. Nie odpowiada. Z pokoju pielęgniarek zabiera jakieś opaski. Ponawiam pytanie, ale dowiaduję się tylko, że idziemy pokazać moje żylaki. Lekarz pyta, czy dostałam już przedoperacyjny predykament. Mówię, że nie, i proszę o wyjaśnienie, co dostanę. Słyszę, że on nie wie, co mi lekarze podadzą. Baranieję. Lekarz otwiera drzwi i staję oko w oko z kilkunastoosobową grupą studentów. Mówię im: „Dzień dobry”, i gorączkowo zastanawiam się, czy przerwać to, co się dzieje, i wyjaśnić lekarzowi, że powinien zapytać mnie o zdanie i uprzedzić. Lekarz prosi, abym pokazała nogę z żylakami, pyta o mój wiek, od kiedy są żylaki, zakłada opaski uciskowe powodujące, że żylaki nabrzmiewają. Mamy dla Ani Otffinowskiej z którą stworzyliśmy akcję ,,Rodzić po ludzku” przyjaciele z „Gazety” i Agory ko przypadkiem medycznym? Aby poczuł się człowiekiem? Jeszcze nie opuściłam szpitala, aten doktor co rano prowadzi tu zajęcia. Zastanawiam się nad rozmową z nim, tylko czy to ma sens, czy nie potraktuje mnie jak jakiegoś dziwadła? Czy mnie nie zbędzie? Rozmawiając z nim, może przyczyniłabym się do tego, że zmieni swoje podejście ikolejnym „żylakom, wyrostkom, guzom” będzie łatwiej? A może byłaby to tylko walka z wiatrakami? Nie wiem, na razie próbuję odpocząć, wkońcu dopiero od wczoraj jestem po operacji i jeszcze pod działaniem silnych środków przeciwbólowych. Na razie więc tylko piszę do was, kochani. Doradź, co powinna zrobić Ewa. Czy zwracając uwagę lekarzowi, nie zaszkodzi sobie, w końcu wciąż jest w szpitalu? Nasz e-mail: [email protected] Polska Lista Kolejkowa | A jak długo i na co ty czekasz? 11 miesięcy czeka na zabieg nadgarstka Monika Krygiel (na zdjęciu). Ma 21 lat. Pod- czas wakacyjnej pracy w Niemczech nabawiła się zespołu cieśni nadgarstka – ma niedowład ręki, w dłoni czuje mrowienie i bóle. Nie pomogła jej rehabilitacja zalecona przez pierwszego ortopedę, u którego była. Kolejny dał skierowanie na operację. W Szpitalu Wojewódzkim w Zielonej Górze wyznaczono jej termin zabiegu na 11 października 2010 r. Lekarze kazali jej się jeszcze zgłosić do lekarza po Nowym Roku, może wówczas się okaże, że uda się przyspieszyć operację. Prawdopodobnie zdecyduje się na wykonanie tego zabiegu wSzczecinie, wklinice, która specjalizuje się wchirurgii ręki. Tam wyznaczono jej termin na 3 marca 2010 r. 250 czytelników „Gazety” wpisało się już na Polską Listę Kolejkową Jutro opublikujemy raport, jak długo i na co czekają polscy pacjenci. Dopisz się: Wyborcza.pl/leczyc Tu leczą po ludzku! Serdeczne wyrazy współczucia i żalu z powodu śmierci Zwinnym ruchem usiłuje zarzucić połę szlafroka tak, aby odsłonić pachwinę. Przez chwilę się przepychamy – lekarz próbuje podnieść szlafrok, ja go przytrzymuję i opuszczam. Lekarz daje w końcu za wygraną, jest poirytowany. Studenci wyglądają na rozbawionych. Przestają się uśmiechać, gdy widzą moją minę. Na odchodne słyszę: „To pani już dziękujemy”. Wracam, łzy cisną mi się do oczu, czuję się jak przedmiot. A wystarczyło tylko, aby ów lekarz poświęcił mi 30 sekund na wyjaśnienie, dokąd chce mnie zabrać, i zapytał o moją zgodę. Zgodziłabym się, w końcu mam pokazać tylko nogę, w końcu jestem w szpitalu uniwersytetu medycznego. Byłoby miło, gdyby na początku zajęć z moim udziałem powiedział coś takiego: „Przyszła do nas pacjentka, dziękuję, że się zgodziła”. Czy to naprawdę za dużo te kilka słów, aby pacjent czuł, że nie jest tyl- SEBASTIAN RZEPIEL Lekarz otwiera drzwi i staję oko w oko z kilkunastoosobową grupą studentów. Mówię im: „Dzień dobry”, i gorączkowo zastanawiam się, czy przerwać to, co się dzieje, i powiedzieć lekarzowi, że powinien najpierw zapytać mnie o zdanie i uprzedzić? M.R. Półtora miesiąca temu byłam pacjentką oddziału laryngologii Szpitala Barlickiego w Łodzi. Jakież było moje zdziwienie, gdy wrejestracji szpitala otrzymałam „Kartę praw pacjenta”, „Obowiązki pacjenta” oraz „Przewodnik dla pacjenta”, a także informację „Ból po Pana/Pani zabiegu chirurgicznym. Co Pan/Pani powinien/powinna wiedzieć?”. W ciągu ostatnich lat byłam kilkakrotnie hospitalizowana, lecz NIGDY nie spotkałam się z taką informacją dla pacjenta. Podczas badań przed zabiegiem ZA KAŻDYM RAZEM pytano mnie, czy mogą mnie zbadać studenci. Zostałam szczegółowo poinformowana, na czym polega mój zabieg. Lekarze wytłumaczyli mi i innym pacjentom, jakie lekarstwa będziemy dostawali i „na co są”. Pozostaję pod wrażeniem tego, jak na tym oddziale przestrzega się praw pacjenta. Wiem, że jako pacjenci mamy powody do wielu zastrzeżeń do służby zdrowia, do sposobu, wjaki się nas traktuje. Lekarze skarżą się, że na większość rzeczy nie ma pieniędzy. Myślę jednak, że bardzo dużo zależy od ludzi. Od ich kompetencji, ale także kultury osobistej i stosunku do pacjentów. Innym chorym życzę, by trafili na takich lekarzy i pielęgniarki jak ja. Lekarz anioł Ewa Jestem mamą 8-letniego Adama zzespołem Aspergera. Chcę powiedzieć owspaniałej dr Jolancie Surmacz, neurolog z Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach-Ligocie. Pani doktor to człowiek anioł. Dziękuję Bogu, że znalazłam ją na swej trudnej drodze wtrakcie ustalania, co jest mojemu dziecku. Chodziliśmy od lekarza do lekarza, wymyślali nam różne choroby i pamiętam do dziś, jak przed świętami 2004 r. (mój syn miał wtedy trzy latka) wCentrum pani endokrynolog powie- działa: zespół Pradera-Willego. Ot, tak sobie powiedziała. Nie wyjaśniła, nie pocieszyła, nigdzie nie skierowała. Pozostawiła mnie imęża samym sobie. Płakałam przez dwa tygodnie. Na szczęście w styczniu 2005 r. trafiliśmy do doktor Surmacz. Widziała naszą bezradność i stertę różnych opinii lekarskich. Zaopiekowała się nami, mówiła, co i gdzie mamy zrobić. Skierowała do takiego szpitala, w którym najszybciej – by zminimalizować stres dziecka – zrobiono mu niezbędne badania. I doprowadziła do postawienia oczekiwanej od lat diagnozy. Wszystko nam skrupulatnie wyjaśnia, odpowiada na pytania, ajej wiedza nie ogranicza się tylko do neurologii, można z nią porozmawiać nawet o butach ortopedycznych. Podpowie, dokąd iść po pomoc – czy do MOPS, czy do PFRON itd. Wie, gdzie się rehabilituje dzieci, podaje adresy. NIGDY WŻYCIU nie byłam w taki sposób potraktowana przez lekarza! A ciebie potraktowano po ludzku czy jak przedmiot: [email protected] 1 Leczyć po ludzku 15 PARTNERZY AKCJI INFORMACYJNEJ O PRAWACH PACJENTA 720 www.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Czwartek 3 grudnia 2009 + historii i głosów w dyskusji już nam nadesłali czytelnicy „Gazety” Za wszystkie listy, e-maile i głosy na internetowym forum dziękujemy. Bogaty wybór korespondencji publikujemy na Wyborcza.pl/leczyc + Nasza strona w internecie: Wyborcza.pl/leczyc Nasz e-mail: [email protected]. Pisz też na: „Leczyć po ludzku”, „Gazeta Wyborcza” ul. Czerska 8-10, 00-732 Warszawa Opowiem wam to w tajemnicy prof. Kazimierzem Szewczykiem* bioetykiem KAZIMIERZ SZEWCZYK: Na wstępie chcę powiedzieć, że dziś z tajemnicą lekarską nie jest źle. Jeszcze paręnaście lat temu niewiele się nią przejmowano. Nieraz słyszałem, że żona znanego męża gdzieś pod Łodzią ciążę usunęła. Takie ploteczki wczasach, kiedy aborcja była dozwolona, były bardzo popularne. Ten, co plotkował, stawał się gwiazdą przyjęć. Bo miał znanych pacjentów i jeszcze mógł sobie z nich pożartować. Na szczęście teraz to już coraz rzadsze. A DAM C ZERWIŃSKI : Lekarka przy otwartych drzwiach bada pacjenta per rectum. Przy dwóch obcych kobietach klepie go w tyłek i mówi: „Młodzieńcza prostata”. – To z „Dnia świra”. To nie jest do końca wymyślone, niestety. Parę razy widziałem podobne sytuacje. Nie zapomnę sceny z poradni dla 13-, 14-letnich chłopców, którzy przestają rosnąć. Jedno zbadań polega na zmierzeniu wielkości jąder. Dla nastolatka trauma. Strach pomyśleć, co poczuł chłopak, gdy lekarka otworzyła drzwi ikrzyknęła do pielęgniarki: „Nie wiesz, gdzie mój jajomierz?!”. Dlaczego lekarka to zrobiła? – Rutyna. Oni tak nazywają ten przyrząd. To jeszcze dorzucę przykład z internetowego forum. „Do gabinetu wszedł pacjent. Za parę minut wybiega pielęgniarka i scenicznym szeptem mówi do recepcjonistki: – Zadzwoń po doktora, pilnie potrzebny esperal”. – Ewidentny brak kindersztuby. Ludzie opowiadają mi takie historie i pytają, czego uczymy z tej etyki na Uniwersytecie Medycznym. No, ale przecież kindersztuby to my nie nauczymy. Tak samo jak nie będziemy uczyć na studiach jedzenia nożem i widelcem. Poza tym jest jeszcze etyka przekazywana przez profesurę podczas praktycznych zajęć ze studentami – u nas bardzo tradycyjna. Wciąż przekazuje się wzorce sięgające początku ubiegłego wieku. Wtedy na wykłady przyprowadzano pacjentów, zazwyczaj z nizin społecznych, i mówiono o nich po imieniu i nazwisku. Problem jest nie tylko z tajemnicą, ale także z podawaniem niepomyślnych informacji rodzinie, a nie bezpośrednio zainteresowanemu pacjentowi. Tą tradycją młodzi studenci przesiąkają w klinikach. Z badań wynika, że etyczność studenta medycyny maleje na wyższych latach studiów. I nie jest to, niestety, zjawisko wyłącznie polskie. Na stażu podyplomowym mamy już samych wielkich doktorów. Tylko że wszyscy mają trudności ze szczerą rozmową z pacjentem, bo ich tego na studiach nie MARCIN STĘPIEŃ ROZMOWA Z Prof. KAZIMIERZ SZEWCZYK: Kiedyś na obchodzie w szpitalu lekarze rozmawiali po łacinie i nikt ich nie rozumiał. Dziś każde słówko można sprawdzić w internecie i już wiadomo, na co jest chory sąsiad z łóżka obok *PROF. KAZIMIERZ SZEWCZYK szef Zakładu Bioetyki Uniwersytetu Medycznego w Łodzi. Autor dwutomowego podręcznika „Bioetyka” wydanego właśnie przez PWN nauczyli. Ujawniła to wasza akcja „Umierać po ludzku”. Za to są rozmowy przy pacjencie na obchodach. – Środowisko prowadzi bardzo poważną dyskusję, co można powiedzieć na obchodzie. Kiedyś lekarze rozmawiali po łacinie i nikt ich nie rozumiał. Dziś każdy może łacińskie słówko sprawdzić w internecie i już wiadomo, na co jest chory sąsiad z łóżka obok. Nie trzeba podsłuchiwać, przecież na łóżkach szpitalnych wiszą karty gorączkowe z rozpoznaniami. – Karta gorączkowa na łóżku chorego jest naruszeniem tajemnicy lekarskiej. Personel i tak ma całą doku- 7 praw pacjenta | Dziś szerzej o dokumentacji i poufności Mam prawo do tego, by zostać | potraktowany godnie i z szacun1kiem dla mojej intymności. Mam prawo wiedzieć, na co 2 | choruję, jakie jest proponowane leczenie i rokowanie, a jeśli mam wątpliwości, mam prawo poprosić o inną opinię lub o zwołanie konsylium lekarskiego. Mam prawo dostępu do dokumedycznej dotyczą3 | mentacji cej mojej choroby i mam prawo wymagać, by chroniono moje dane przed osobami przeze mnie nieupoważnionymi. To prawo jest ściśle związane z prawem do informacji. O swoim stanie zdrowia mogę dowiedzieć się ustnie od lekarza czy pielęgniarki, ale mogę też poznać informacje zapisane w papierowej lub elektronicznej dokumentacji medycznej przechowywanej w gabinecie, przychodni czy szpitalu. Na podstawie zebranych tam informacji można ustalić moją tożsamość, mogę zatem żądać, by dane te były należycie chronione – szafka z dokumentami w rejestracji ma być zamknięta na klucz; tak samo drzwi R E do pokoju rejestracji – tak, by uniemożliwić dostęp osobom nieupoważnionym. Podobnie powinien być chroniony zeszyt zabiegów w szpitalu. Jeżeli widzę, że dotycząca mnie dokumentacja jest „rzucana” w przypadkowych miejscach, mam prawo zwrócić uwagę personelowi, a jeśli to nie poskutkuje, mam prawo zwrócić się do kierownika placówki, który odpowiada zgodnie z ustawą o ochronie danych osobowych za poszanowanie prawa do poufności. Wiem, że nie jestem wyłącznym dysponentem informacji zebranych omnie w dokumentacji medycznej – szpital czy przechodnia muszą niekiedy przekazywać informacje omnie innym podmiotom –innemu szpitalowi, wktórym kontynuuję leczenie, izbom lekarskim w czasie kontroli czy NFZ. Zakładom ubezpieczeń te informacje mogą być przekazywane tylko za moją zgodą. W razie przypuszczenia, że doszło do naruszenia mojego prawa do ochrony danych, mogę zwrócić się do Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Po zakończonym leczeniu szpitalnym mam prawo otrzymać kartę informacyjną, która zawiera: rozpoznaK nie choroby w języku polskim; wyniki badań; zastosowane leczenie, datę wykonania zabiegu; dalsze wskazania; orzeczony przy wypisie okres czasowej niezdolności do pracy, a czasem ocenę zdolności do pracy; adnotacje o produktach leczniczych i wyrobach medycznych zapisanych mi na receptach; terminy planowanych konsultacji. Szpital musi przechowywać kopię tej karty. Mam prawo wglądu w dokumentację medyczną na miejscu w szpitalu lub przychodni czy w prywatnej praktyce, nie muszę podawać powodu. Mam prawo sporządzić wyciągi, odpisy lub kopie – wykonuje je placówka, która przechowuje dokumentację. Muszę się jednak liczyć z opłatą, i to wtedy, kiedy chcę otrzymać informacje w formie papierowej, na płycie CD czy pendrivie. Wysokość opłat za te czynności musi być podana oficjalnie. W moim imieniu dostęp do dokumentacji ma osoba, którą upoważnię. Muszę zaznaczyć, czy dokumentacja może być udostępniana tylko za mojego życia, czy także po mojej śmierci. Zawsze mogę zmienić osobę upoważnioną. mentację. A karty wiszą chyba z rutyny i wygodnictwa. Kilka lat temu było głośno o nosicielu HIV, który trafił do szpitala w Giżycku. Przy łóżku zawisła informacja o jego chorobie. – Dyrektorka usprawiedliwiała podanie informacji o HIV koniecznością ochrony personelu. I przekonywała, że szpital jest jak cała opieka zdrowotna niedoinwestowany, czyli jest bida, nie ma rękawiczek. Jak wywiesi kartkę, że gość ma HIV, to personel ostrożnie będzie przechodził, a sprzątaczka, myjąc szafkę, nie zatnie się żyletkami. Nawet pacjenci będą bezpieczniejsi, mimo że HIV nie przenosi się drogą kropelkową jak grypa, mimo że musiałoby dojść do kontaktów bezpośrednich z naruszeniem ciągłości tkanek. To oczywiście wszystko bzdury, ale nie zdziwię się, jeśli podobna sytuacja się powtórzy. Ze strachu. I pan mówi, że nie jest źle. – Bo nie jest. Pacjenci i tak mają lepiej niż kilkanaście lat temu. Pamiętam: zmarły Józef Bogusz, krakowski profesor, chirurg, który zajmował się problemami etycznymi, w podręczniku dla studentów wydanym w 1985 r. pisał, jak postępować ze świadkami Jehowy. Według Bogusza, jeżeli dorosły świadek Jehowy nie zgodzi się na przetoczenie krwi, a lekarz w czasie operacji uzna, że jest taka potrzeba, to ma przetoczyć ją i ukryć to przed nim. Na szczęście o prawach pacjenta mówi się coraz więcej. Codziennie opisujemy szerzej jedno z praw. 10 grudnia opublikujemy informator w formie broszury Jeżeli nie ukończyłem 16 lat, dostęp do dokumentacji mają tylko moi rodzice, jeśli mam ukończone 16, ale nieskończone 18 lat – dostęp mam ja oraz rodzice. Najdłużej – 30 lat – przechowywana jest dokumentacja pacjenta, który zmarł na skutek uszkodzenia ciała lub zatrucia. Pozostałą dokumentację przechowuje się przez 20 lat, a dokumentację medyczną dzieci poniżej drugiego roku życia – przez 22 lata. Wyjątek stanowią zdjęcia RTG, które przechowuje się przez 10 lat. Skierowania na badania lub zlecenia lekarza można zniszczyć w sposób uniemożliwiający identyfikację pacjenta po upływie pięciu lat. W przypadku likwidacji szpitala czy przychodni dokumentacja jest przekazywana do archiwum. Informacje o takim archiwum jest w rejestrze prowadzonym przez wojewodę lub ministra zdrowia. prawo korzystać z najnow| Mam szych zdobyczy medycyny za5równo w diagnostyce, jak i leczeniu. prawo do towarzystwa bli6karza| Mam skiej osoby podczas wizyty u leczy zabiegu, a także do kontak- towania się zbliskimi ikorzystania zich opieki podczas pobytu w szpitalu. Mam prawo do opieki duszpasterskiej i umierania w godności. OPRAC. DR DOROTA KARKOWSKA INSTYTUT PRAW PACJENTA I EDUKACJI ZDROWOTNEJ 7| Gorąca linia „Gazety” Zadzwoń do prawnika! Chcesz wiedzieć, czy złamano twoje prawo pacjenta gwarantowane przez ustawy? Nie wiesz, jak dochodzić swoich praw? Dzwoń: 886 521 721 Dyżur pełni dziś w godz. 15-17 Dorota Karkowska, dr nauk prawnych, ekspert Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej prawo dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej (w tym 4| Mam diagnostyki, rehabilitacji, leków, środków medycznych, pobytu w szpitalu) finansowanych ze środków publicznych. L A M A więcej o prawach pacjenta: www.prawapacjenta.eu 1 28655923 28651371