MUZEUM HISTORII FOTOGRAFII

Transkrypt

MUZEUM HISTORII FOTOGRAFII
MUZEUM HISTORII FOTOGRAFII
Marta Miskowiec
Świat
Dziecinny dokument dla dorosłych
Pewnego lata dzieciakom ze wsi Jasionka i Krzywa w Beskidzie Niskim zafundowano zabawę w fotografię. Dostały aparaty i mnóstwo filmów, odbyły krótki
kurs elementarnej wiedzy o pstrykaniu zdjęć, który uczynił je zdolnymi do patrzenia poprzez kadr fotografii. Dzieci rozbiegły się po okolicy, fotografowały to,
co jest dla nich ważne. Ważne w ich świecie. Dzięki tej akcji powstał dokument
dziecka o dzieciństwie i karpackiej wsi.
Fotografia dokumentalna ma dwa złe duchy – estetykę i światopogląd autora.
Dzieci za mało się jeszcze nauczyły i nie są tak uzależnione od wszelkiego rodzaju form i zasad jak dorośli. Nie zastanawiają się nad dramaturgią obrazu
uzyskiwaną przez środki formalne: kompozycję, zbliżenia, natężenie światła,
iluzję ruchu. Tego rodzaju efekty, jeśli widać je na fotografiach, są raczej przypadkowe, zrobione nieświadomie. Dzieci wolne też są od wyobrażeń na temat
małych miejscowości leżących na obrzeżach kraju i świata. Fotografia dorosłych
uwikłana jest tu w dwa wyraźnie zaznaczające się stereotypy. Pierwszy, zazwyczaj w kolorach, obrazujący wieś piękną, anielską, pełną kwiecia i dobrych ludzi.
Drugi, raczej w tonacji czarno-białej, obnażający wybrane prawdy o pijaństwie,
biedzie, ciężkiej pracy ojców i długiej drodze do szkoły dzieci.
“Świat” jest inny, nasza nieufność ogranicza się jedynie do wyboru zdjęć. W końcu dokonali go dorośli. Reszta jest poza podejrzeniami, wierzymy tym obrazom.
W końcu zrobiły je dzieci.
Dziewczyna i chłopak w pokoju. Chłopak w skórzanej kurtce ujawniającej, sądząc po napisach, przynależność do społeczności heavy metalowej. Dziewczyna
ubrana w dżinsy i koszulkę na ramiączkach. Jest chyba gorąco. Siedzą na krzesłach i gapią się w telewizor. Pokój. Na ścianach obrazy, Jezus Chrystus i Matka
Boska z gorejącym sercem, makatka z jeleniem na tle śnieżnych szczytów,
meble, łóżko ze stertą poduszek, serwetki, obrusy, asparagusy, horror vacui.
Wydawałoby się, że sfotografowane osoby i ten pokój nie mają ze sobą nic
wspólnego, że noszący się na czarno chłopcy unikają soczystości barw, ludowo-religijnego kiczu i charakterystycznego ciepełka wiejskich wnętrz. Okazuje się,
że tamtejsza ekumena daje poczucie symbiozy takim zgrzytom kulturowym.
Stara kobieta, zsuwająca się z głowy chustka, patrzy prosto w obiektyw. To
spojrzenie jest dla wnuczki, żaden fotograf by go nie zarejestrował. Jeszcze
jedna fotografia tej samej autorki. Pocałunek maleńkiego dziecka. Nie widać
dokładnie twarzy, tylko stykające się dwa policzki. Ten gest i znak miłości został uchwycony w ciasnym kadrze, silne zbliżenie i brak innych szczegółów daje
wrażenie sensualności i współuczestnictwa fotografującej dziewczynki w tym
pocałunku. Spontaniczna decyzja o pstryknięciu takiego zdjęcia jest godna refleksu fotografów spod znaku “złap odpowiedni moment”. Można jeszcze nie
umieć robić dobrych zdjęć, ale umiejętność wychwytania ważnych momentów
albo się ma, albo nie.
Fotografia
Adoracja pluszowego misia w zielonych liściach paprotki doniczkowej. Gdzie
by mu było najlepiej? Gdzie byłby najpiękniejszy? Można sobie wyobrazić te
gorączkowe poszukiwania miejsca godnego dla ukochanej zabawki i znaczącą
decyzję pod dyktando chwili i obrazu fotograficznego.
Jest też misio siedzący na oparciu fotela. Dwie bezkształtne plamy, jaśniejsza
ściany i ciemna fotela, na ich horyzoncie, w samym środku promienieje w swym
majestacie pluszowy niedźwiadek. Wyobraźnia dziecka ożywia tanie pluszowe
misie, my mamy fatalne technicznie zdjęcie.
Dzieci obserwują dorosłych. Dwóch pijanych “wujków” leży splątanych ze sobą
na granicy drogi i rowu. Dzieci widzą, jacy śmieszni są dorośli, i bywają złośliwe. Trzeba się strzec i nie rozkładać swych pijanych ciał na ich ścieżkach. Na
innej fotografii widok z okna. Kobieta krząta się w okrągłym skalnym ogródku,
starannie wyplewionym z miejscowych traw i chwastów, aby nie pochłonęły
“skalniaka”, modnego przybysza z zagranicy. Mały protest przeciw prowincjonalnej codzienności, zaczerpnięty z jakiejś warszawskiej gazety.
Długo by opowiadać. Wszystkie zdjęcia przykuwają uwagę, uruchamiają wyobraźnię, dają poczucie obcowania z mieszkańcami Jasionki i Krzywej. Nie jestem stamtąd, jestem kimś obcym, trudno by mi było wkraść się w ich prywatność. Te fotografie to hojny dar.
Zdjecia są zjawiskowe z jeszcze jednego powodu i tu chylę czoło przed jej pomysłodawcami i organizatorami Piotrem Janowskim, Moniką Sznajderman oraz
Stowarzyszeniu Rozwoju Sołectwa Krzywa. Dzieci dostały od nich aparaty i tym
razem nie narobiły zdjęć zabytków i historycznych pomników, jak to zwykle się
odbywa przy podobnych okazjach. Nie zostały wpuszczone w tryby wąsko pojętej edukacji, w imię uprzedmiotowiającego modelu kształcenia, wyjaławiającego poczucie własnego znaczenia w historii, która przecież jest z nas. Ważniejsze
jest to, jacy jesteśmy my i nasi bliscy, niż to kim każą nam stawać się księża,
nauczyciele i książkowi bohaterowie.
Wszędobylska beznadziejność drąży popegeerowskie wsie. Andrzej Stasiuk, autor tekstu zamieszczonego w albumie, obserwuje ten zdychający świat, czeka
na moment jego całkowitego zgnicia, unicestwienia. Jakby nie widział już dla
niego możliwości. Może te dzieci znajdą trochę wiary w siebie, która uwolni te
zapomniane krainy od niemocy. Przynajmniej chciało im się zrobić te zdjęcia.
2

Podobne dokumenty