Eutanazja emocji, czyli do czego służy miłość
Transkrypt
Eutanazja emocji, czyli do czego służy miłość
nr 2 (8) | 19 sierpnia 2016 LITERACKA Eutanazja emocji, czyli do czego służy miłość W ubiegłym roku o książce Żywopłot Dorit Rabinyan dyskutował niemal cały Izrael. Trzecia powieść Rabinyan znalazła się w centrum skandalu po tym, jak politycy wyrazili swoje zaniepokojenie tematyką dzieła. O czym zatem opowiada? Autorka nie podjęła kontrowersyjnego tematu wojny, polityki, nie apelowała o pokój na Bliskim Wschodzie. Napisała o najpotężniejszej z sił – miłości. Miłosna hucpa Gdy dyrektorzy liceów zgłaszali Żywopłot do listy lektur szkolnych, z pewnością nie spodziewali się, że ich prośba spotka się z tak radykalnym sprzeciwem. Odpowiedź z ministerstwa była jednoznaczna – książka promująca małżeństwa mieszane oraz asymilację nie może być polecana młodym czytelnikom. Fala krytyki, która spadła na przeciwników książki, spowodowała wycofanie się polityków ze swojej decyzji. Jednak debata społeczna wokół niej jeszcze długo nie ucichła. W konsekwencji o książce Dorit Rabinyan dowiedzieli się wszyscy. I wszyscy zapragnęli ją przeczytać. Tak oto, proszę Państwa, w Izraelu powstają bestsellery. Dorit Rabinyan fot. Yanai Yechiel Najsilniejsza jest subtelność – Siła powieści nie leży w prowokacyjnym przesłaniu czy radykalnych wartościach. Przeciwnie, jej siłą jest subtelność. I dlatego nie przypisuję sobie autorstwa skandalu, jaki wywołała książka – wyjaśnia autorka. Obecnie w twórczości wielu artystów pojawia się tematyka związków między Żydami a Arabami, jednak ta historia wyjątkowo przykuła uwagę Izraelczyków. Jakby kontrowersji było mało, pisarka otwarcie przyznaje, że w Żywopłocie pojawiają się wątki autobiograficzne. – W mojej powieści chciałam uwiecznić młodego palestyńskiego artystę, którego poznałam w Nowym Jorku zimą 2002 roku – opowiada Rabinyan. – Nazywał się Hassan Hourani, a postać Hilmiego była nim inspirowana. Oczywiście i Liat, i Hilmi są zmyśleni. Sześć lat zajęło mi stworzenie tych postaci i przez ten czas bohaterowie książki oddalali się od Hassana i mnie. Biblijna śmierć Osią historii w powieści Rabinyan jest uczucie łączące Liat – Izraelkę i Hilmiego – Palestyńczyka, którzy tymczasowo mieszkają w Nowym Jorku. Związek dwojga rozkwita w wyrozumiałej i kosmopolitycznej metropolii. Jednak dzień, w którym Liat ma powrócić do Izraela, nieubłaganie się zbliża. Kochankowie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że ich związek jest skazany na niepowodzenie ze względu na odwieczny konflikt dzielący oba narody. Bohaterka powieści bez cienia wątpliwości wyznaje, jak na wieść o związku z Hilmim zareagowaliby jej rodzice: „powiesiliby mnie na najwyższym drzewie w Tel Awiwie”. Nie jest to bynajmniej nastoletnia egzaltacja. Gdyby tylko prawda wyszła na jaw, Liat spotkałaby kara za rażący i hańbiący rodzinę występek, jakim jest związek z wrogiem, w tym wypadku Palestyńczykiem. Burzenie muru bezpieczeństwa Nietrudno odnieść wrażenie, że w historii o zakochanych w sobie do nieprzytomności bohaterach, to nie miłość jest najważniejsza. Wręcz przeciwnie, na pierwszy plan wybija się dojmujący obraz obojętności. Romantyczne ideały szybko się wyczerpują, gdy zostają zderzone z brutalną rzeczywistością dwóch prowadzących ze sobą wojnę narodów. – W książce przedstawiam obraz Palestyńczyka nie mniej ludzkiego niż Izraelczyk, równego mu i dającego się kochać. Co ważne, przedstawiam go jako osobę, z którą Izraelczycy mogą się utożsamiać i prowadzić dialog. Myślę, że to było największym problemem dla Ministerstwa Edukacji – nie miłość, jaka połączyła dwoje młodych mieszkańców Bliskiego Wschodu, lecz szacunek, jakim się obdarzali – tłumaczy Dorit Rabinyan. Bohaterowie powieści, chcąc poznać siebie, poznają w istocie produkty trwającego od dekad konfliktu bliskowschodniego. Czas, który Liat i Hilmi ze sobą spędzają, w większości wypełniony jest dialogiem dotyczącym różnic w wychowaniu, języku, umiejętnościach, doświadczeniach i warunkach życia. Zderzenie tych dwóch światów obnaża problematykę władzy i dominacji, a rozmowa kochanków staje się niemal antropologicznym wyzwaniem, które towarzyszy poznaniu Innego. www.literackisopot.pl 1 Z Werony do Hebronu Uczucie łączące zakochanych w końcu zaczyna być nawiedzane przez złowrogie duchy wszystkich izraelskich Capuletich i palestyńskich Montecchich, powodując obawy i wątpliwości. Ich rozterki działają jak samospełniająca się przepowiednia, która każdego dnia zdaje się potwierdzać fakt, że związek Liat i Hilmiego skazany jest na porażkę. Bohaterka sama przed sobą przyznaje, że „naszych punktów nie łączy linia prosta, lecz biegnie między nimi kręta droga – długa i wyboista dla mnie, a dla niego wręcz nieprzejezdna (...). Blokady drogowe czekające na nas w Izraelu istnieją już tutaj między nami”. Ta konstatacja rezonuje w niezwykły sposób z przekonaniami Hilmiego, który twierdzi, że rzeczywistość naśladuje jego wyobraźnię, a „mówienie może nadać bieg rzeczom”. Czy problemem rzeczywiście jest fakt, że Hilmi jest Arabem, czy może jego największą i nieuleczalną przewiną jest po prostu to, że nie jest Żydem? Niezależnie od odpowiedzi, bezsilni bohaterowie zdają się dawać za wygraną. Nie walczą o to, co ich łączy, ponieważ doskonale wiedzą, że dzieli ich znacznie więcej. » Spotkanie z Dorit Rabinyan odbędzie się w piątek 19 sierpnia o godz. 17.00 w Państwowej Galerii Sztuki. Ula Rybicka Porozmawiajmy o człowieczeństwie Mocnym punktem kolejnych edycji Literackiego Sopotu są debaty. W tym roku bohaterkami pierwszej będą trzy wybitne intelektualistki – Hannah Arendt, Edith Stein i Simone Weil. Podczas drugiej specjaliści porozmawiają o Emigracji '68. Tytuł pierwszej z debat – Rozum i wiara w mrocznych czasach – przywołuje na myśl pytania o istotę człowieczeństwa poddanego próbie w czasach, gdy zakwestionowano podstawowe wartości i idee. Czy coś łączy nas dziś z bohaterkami debaty – Hanną Arendt, Edytą Stein i Simone Weil? Wszystkie trzy były wybitnymi intelektualistkami żydowskiego pochodzenia. Żyły w czasach, gdy pojęcie człowieczeństwa i humanizmu zostało przewartościowane, stając się świadkami rozwoju nazistowskiej ideologii. Ideologii, która doprowadziła w końcu do krwawej wojny i Holocaustu. Edith Stein zginęła w obozie zagłady w Auschwitz, Simone Weil umarła w wieku zaledwie 34 lat poświęciwszy życie pracy na rzecz ruchu antyhitlerowskiego, Hannah Arendt obserwowała wojnę zza oceanu. W 1961 r. przyleciała do Izraela, by obserwować proces Adolfa Eichmanna, jednego z głównych architektów Zagłady. Efektem była książka Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła, która stała się odważną próbą wyjaśnienia psychologii postępowania zbrodniarza. Czego możemy nauczyć się od Stein, Weil i Arendt dziś, gdy Europę zalewa fala nacjonalizmu, ksenofobii i fanatyzmu? Czy ich tezy wciąż się bronią?O tym porozmawiają profesor filozofii Robert Piłat, Anna Grzegorczyk (dyrektor Centrum Badań im. Edyty Stein) oraz doktor Karolina Wigura-Kuisz (szefowa działu politycznego Kultury Liberalnej). Hannah Arendt, Edith Stein, Simone Weil. Rozum i wiara w mrocznych czasach – 19 sierpnia, godz. 13.00, Państwowa Galeria Sztuki. Na kolejną debatę zapraszamy w niedzielę o godz. 13.00. W Państwowej Galerii Sztuki spotkają się Piotr Osęka, Michał Sobelman i Maciej Zaremba Bielawski, którzy porozmawiają o Emigracji '68, największym exodusie polskiej społeczności żydowskiej po drugiej wojnie światowej. W 1968 r. po komunistycznej nagonce, wielu Polaków żydowskiego pochodzenia otrzymało bilet w jedną stronę i nakaz wyjazdu z kraju. Dyskusja dotyczyć będzie reperkusji ówczesnych wydarzeń oraz ich wpływu na relacje izraelsko-polskie. Debatę poprowadzi Jacek Żakowski. Julia Kapała 2 Justyna Kopińska fot. Jakub Pleśniarski Kowboyka polskiego reportażu Tych, których skrzywdzono, Justyna Kopińska portretuje z czułością, ale o samej krzywdzie pisze surowo i bezwzględnie. Jej reportaże szukają odpowiedzi na uniwersalne pytania etyczne: o źródła zła i sposób, w jaki można je wykorzenić. Widok cudzego cierpienia, który roztacza przed czytelnikiem w swoich tekstach, jest trudny do zniesienia i nigdy nie znieczula. „Opowiem ci o sierocińcu, o siostrach, które przyszły do nas z piekła, o próbach samobójczych i przywiązywaniu do słupa” – mówi dziewczynka, która w zabrzańskim ośrodku prowadzonym przez siostry boromeuszki spędziła młode lata życia. Ma na imię Zosia. Żeby mogła to wyznać i znaleźć cierpliwego słuchacza, musiał zginąć młody człowiek. Dopiero wtedy świat dowiedział się, co działo się za zamkniętymi drzwiami domu dla sierot na Śląsku. Ów młody człowiek padł ofiarą byłego wychowanka instytucji, która przynajmniej od lat 70. była sceną nieustającej przemocy. W Zabrzu siostry zakonne biły swoich wychowanków do krwi. Jeśli brakło im sił, wyręczały się starszymi podopiecznymi. Nie umiały zapobiec molestowaniu i gwałtom, które wydarzały się tam na co dzień. Wrażliwą słuchaczką, którą znalazła Zosia, była Justyna Kopińska. Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie? to reportaż, w którym wielokrotnie nagradzana dziennikarka „Dużego Formatu” rekapituluje przebieg i wyniki prokuratorskiego śledztwa dotyczącego przestępstw w zabrzańskim ośrodku, a przy okazji przeprowadza własne dochodzenie ujawniające niemoc prawa i wiodący do zguby, bo pełen niezdrowego respektu i uniżoności, stosunek instytucji państwa do Kościoła katolickiego. To nie pierwszy, choć nadal wyjątkowy głos w polskiej literaturze: obok niesłusznie uznanej za napisaną na komunistyczne zamówienie autobiograficznej powieści Drewniany różaniec Natalii Rolleczek i świetnego reportażu Zakonnice odchodzą po cichu Marty Abramowicz, które uzupełniają reportaż Kopińskiej o ciekawe konteksty. Rolleczek opowiedziała swoją historię po traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa spędzonego u sióstr felicjanek w Zakopanem. Abramowicz dotarła do kobiet, które zrzuciły habit i opowiedziały o pozbawianiu prywatności, poniżaniu i odzieraniu z godności w żeńskich zakonach. Obie pokazały, jak działa instytucja totalna. Kopińska, tak samo jak Rolleczek i Abramowicz, pisze wprost i nie chodzi na kompromis z tymi, którzy wybielają i przeinaczają rzeczywistość. Jeśli jej reportaże są rzeczywiście udane, to właśnie dlatego, że zadają pytania, które wcale nie należą do najłatwiejszych. Jak to jest, że w świecie istnieje zło? Gdzie ma swój początek i czy da się je wykorzenić? W dorobku autorki właściwie nie ma tekstu, który ostatecznie nie odwoływałby się do tych fundamentalnych problemów. Pytanie, które bezwzględnym tonem zadaje Kopińska, słychać już w jej debiutanckiej książce. Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie? rozpoczyna się od historii Mateusza zabitego przez mężczyznę, którego postępowanie wynikało z doświadczeń wyniesionych z ośrodka w Zabrzu. Kończy się z kolei zwięzłymi portretami psychologicznymi ludzi, którzy kiedyś byli maltretowani przez siostrę Bernadettę i jej podwładne, a dziś próbują poukładać swoje życie na nowo, ale nie zawsze im się to udaje. Kopińska pyta, ale na samych pytaniach nie poprzestaje. Zło – zdaje się mówić między wierszami swoich reportaży – jest dziedziczne i mutuje w coraz to nowe formy. Ludzie, którzy je czynią, mogą być zwykli i banalni, ale ono samo, raz uobecnione, staje się skrajne i radykalne (podobnie myśli Stanisław Obirek wprowadzający znaczącą poprawkę do słynnej koncepcji Hanny Arendt). Druga książka Kopińskiej Polska odwraca oczy ponawia i ugruntowuje to rozpoznanie. W świecie opisywanym przez autorkę ludzkie cierpienie nie bierze się znikąd: krzywda zadana synowi przez ojca, a żonie przez męża doprowadzi w przyszłości do nowego aktu przemocy; ten zaś będzie źródłem kolejnej potwornej niegodziwości. Zbiór Polska odwraca oczy stanowi zresztą świadectwo dziennikarskiej dojrzałości Kopińskiej. Nie pojawiają się tu tak często wyimaginowane dialogi między bohaterami, które wtrącone były w główny tok debiutanckiej książki Kopińskiej, chwilami brzmiały pretensjonalnie i na pewno nie podobały się zachowawczym miłośnikom literatury faktu. Teraz jej język nabiera więcej wprawy, a ona sama stara się być jeszcze bliżej opisywanych bohaterów. Pragnąc wiedzieć jak najwięcej i wytworzyć bliską relację z ludźmi, których skrzywdzono, jednocześnie nie traci sprzed oczu celu, który zamierzyła sobie na samym początku dziennikarskiej drogi. Tym celem jest zniszczenie świętych murów wzniesionych przez wielkich prawodawców, którzy nie znoszą sprzeciwu i na każdą próbę strącenia ich z cokołów odpowiadają siłą: nagą lub symboliczną. Święte mury niestrudzenie strzegą ich nieskazitelnego wizerunku. W Polsce prawodawców jest dwóch: to państwo i Kościół. Prawodawcy nie reagowali, kiedy w zabrzańskim ośrodku prowadzonym przez siostry boromeuszki dzieciom przez lata działa się krzywda. Nie reagowali, gdy psychiatra Anna M. uczyniła szpital w Starogardzie Gdańskim, w którym pracowała na stanowisku ordynatora, piekłem. Milczeli, gdy prezydent Zduńskiej Woli ciągnął haracze od swoich podwładnych, by ci mogli utrzymać się na swoim miejscu pracy. Czuli się wolni od odpowiedzialności, gdy prześladowano więźniów w Płocku i kazano im rozprowadzać narkotyki pod groźbą pobicia i złego traktowania. O tym wszystkim pisała Kopińska w dwóch swoich książkach. Święte mury wcale niełatwo jest rozszczelnić. Justyna Kopińska z odwagą je kruszy, a później uważnie rejestruje dobiegające ze środka dźwięki. Zdecydowała, że będzie pisać o Polsce i nie zostanie turystką, która kolekcjonuje dzikie widoki i egzotyczne doświadczenia, by sycić nimi imperialne oko Zachodu (jak czynią niektórzy, choć na szczęście nie wszyscy pielgrzymi do krajów Trzeciego Świata). Wybrała drogę reportażu radykalnie zaangażowanego, dzięki któremu nigdy nie stanie się ,,kolejną cegłą w murze” zbudowanym przez potężnych prawodawców. Kiedy Tadeusz Żeleński – który znalazł godną kontynuatorkę w osobie Kopińskiej – uprawiał rzetelną publicystykę (przypomnianą polskiemu czytelnikowi w Naszych okupantach wydanych nakładem Krytyki Politycznej) demaskującą totalne pragnienia polskiego Kościoła dwudziestolecia międzywojennego, w jednej z podrzędnych gazet napisano, że ,,tylko nienawiść do Kościoła mogła podyktować p. Boyowi złośliwą anegdotkę o siostrach zakonnych, posługujących chorym po szpitalach”. O Kopińskiej niektóre środowiska prawdopodobnie myślały i mówiły podobnie. Jak przez Boya, tak przez Kopińską nigdy nie przemawiała nienawiść, a przeciwnie – miłość do tych, których skrzywdzono i którym w życiu wiedzie się źle. Opowiadane przez autorkę historie nigdy zaś nie były i nie będą anegdotami, lecz trudną do przyjęcia prawdą, która wszystkim oprócz najbardziej wytrzymałych naprawdę każe odwrócić wzrok. » Spotkanie z Justyną Kopińską odbędzie się w piątek, 19 sierpnia, o godz. 14.30 na Kulturalnej Plaży Trójki. Poprowadzi je Michał Nogaś. Filip Fierek Uparta i utalentowana Rachela Auerbach była kronikarką życia w getcie i współpracowniczką Emanuela Ringelbluma. O twórczości tej niezwykłej i niesłusznie zapomnianej pisarki przypomniała Karolina Szymaniak. Nieco pomijana dotychczas w Polsce Auerbach, została przypomniana i na powrót doceniona, dzięki tomowi Pisma z getta warszawskiego, stanowiącego zbiór jej tekstów. Składają się na niego: Dzienniki (pisane od 4 sierpnia 1941 do 26 lipca 1942 roku), Monografia kuchni ludowej (studium o głodzie w getcie), List do bratanka Mundka, Testament oraz Jizkor (poemat żałobny napisany w 1943 roku). Za opracowaniem i tłumaczeniem stoi Karolina Szymaniak, literaturoznawczyni pracująca w Katedrze Studiów Żydowskich Uniwersytetu Wrocławskiego oraz w Żydowskim Instytucie Historycznym. Szymaniak nie kryje fascynacji bohaterką swoich studiów. We Wstępie pisze: „Tak, bez wątpienia ta wciąż niedostatecznie znana pisarka, krytyczka i dziennikarka, tworząca po polsku i w jidysz, uparta i utalentowana, niezwykle zdeterminowana, często zapewne szorstka, swoją bezkompromisowością nie zawsze jednała sobie ludzi. Miała jednak poczucie misji i odpowiedzialności wobec zamordowanych”. Poczucia powinności nie można także odmówić samej badaczce, która dzięki ogromnemu nakładowi pracy, a także sumienności, stworzyła publikację upamiętniającą postać Racheli Auerbach. Pisma z getta warszawskiego stały się szansą na przypomnienie i lepsze poznanie życiorysu oraz twórczości tej wyjątkowej żydowskiej pisarki. W momencie wybuchu II wojny światowej Auerbach skończyła 40 lat, posiadała ogromny bagaż doświadczeń, który z jednej strony umożliwił jej przetrwanie tego dramatycznego okresu, a z drugiej strony – jest tak widoczny w jej pisarstwie. Karolina Szymaniak wskazuje, iż to właśnie wykształcenie filozoficzno-psychologiczne wpłynęło na to, w jaki sposób pisarka postrzegała zjawiska społeczne, dobierała tematy oraz to, w jaki sposób o nich pisała. Z kolei jej przedwojenny warsztat dziennikarski umożliwił napisanie wybitnego dzieła, jednego z najważniejszych świadectw okresu Zagłady. Musiało minąć 40 lat od śmierci Racheli Auerbach, aby po raz pierwszy w Polsce ukazało się tak pełne opracowanie jej Pism z getta warszawskiego. Praca Karoliny Szymaniak została słusznie doceniona. Za swoją publikację badaczka otrzymała Nagrodę Historyczną Polityki w kategorii wydawnictwa źródłowe. Okazją do wysłuchania Karoliny Szymaniak – jej doświadczeń związanych z pracą nad Pismami z getta warszawskiego, a także nad przyszłą biografią intelektualną Racheli Auerbach – będzie spotkanie z cyklu Książka Historyczna, które odbędzie się drugiego dnia festiwalu. » Spotkanie z Karoliną Szymaniak odbędzie się w piątek, 19 sierpnia o godz. 15.00 w Sopotece. Ojciec (nie)święty Lekkie pióro, literacka sprawność, barwne życie. Tak wiele i niewiele potrzeba, aby powstała dobra powieść. Trzy lata temu Ela Sidi oczarowała czytelników Izraelem oswojonym. Na Literackim Sopocie premierę będzie miała jej nowa książka, Czcij ojca swego. Książka opisuje PRL z dziecięcej perspektywy. Nie jest to jednak sentymentalna podróż do czasów minionej epoki. Pisarka ukazuje rzeczywistość dziewczynki wychowywanej przez ojca alkoholika, uświadamiając tragedię dziecka krzywdzonego przez najbliższą mu osobę. Tragedię, którą dziecko interpretuję na własny sposób. Jest jednak w tej powieści i akcent pozytywny – Sidi pokazuje, jak dziecięca wrażliwość i wiara potrafi przezwyciężyć zło. Czytając Czcij ojca swego można odnieść wrażenie, że Sidi sprzeciwia się idealizowaniu dzieciństwa. W jej książce dalekie jest ono od beztroski. Tak samo jak dorośli, dzieci odczuwają samotność i bezsilność. Często są także ofiarami bezmyślności swoich opiekunów. Pozostawione same sobie mierzą się z przeciwnościami losu, na które nie zostały przygotowane. Tym razem Sidi porusza zupełnie inną tematykę, niż w Izraelu oswojonym, w którym pełniła rolę przewodnika po kulturowej i społecznej mozaice swojej przybranej ojczyzny. Izrael, do którego przeprowadziła się, gdy wyszła za mąż za Izraelczyka, opisała jako państwo niezwykłych kontrastów. Udało jej się także pokazać istotę konfliktu izraelsko-arabskiego oddając jego religijny, historyczny i polityczny wymiar. Bez demonizowania i idealizacji przedstawiła racje żydowskie i arabskie. Zrezygnowała przy tym z bogatej faktografii na rzecz zmierzenia się z ludzką tragedią. W Czcij ojca swego także pokazuje konflikt, ale w innym – bardziej intymnym i osobistym wymiarze. Dotyka przy tym problemu uniwersalnego i obecnego w wielu domach, pod każdą szerokością geograficzną. Rezygnuje z egzotycznej tematyki na rzecz wstrząsającej analizy dziecięcej psychiki. Czyni to po wielu latach, z dystansem, który nadaje tej powieści wyjątkowy ton. Czcij ojca swego to rozszerzona wersja książki Biała cisza. Tak o tej powieści mówi Ela Sidi: „Powieść Biała cisza to rodzaj surowego materiału bez redakcji, tekst, który nie tylko był narracją dziecka, ale również w kwestii językowej odznaczał się specyficznym stylem, nie zawsze poprawnym, tak jakby rzeczywiście pisało go dziecko. Czcij ojca swego to tekst zredagowany, zachowujący jednak narrację dziecka, prawdę o jego świecie – również w kwestii językowej. Jednocześnie, tekst nie razi usterkami” – podsumowuje Ela Sidi. Jaki jest efekt? Czcij ojca swego to mądra i poruszająca opowieść o dzieciach, których nigdy nie opuszcza wiara w lepsze jutro. Pisarce udało się z wrażliwością przekazać prawdę o życiu w rodzinie, w której rodzic zmaga się z alkoholizmem, a dziecko z przedwczesną dorosłością. » Spotkanie z Elą Sidi odbędzie się 19 sierpnia, o godz. 19.00 w Państwowej Galerii Sztuki. Hanna Karczewska Ita Głowacka 3 Karolina Domagalska fot. Albert Zawada (Agencja Gazeta) Nie przeproszę, że urodziłam Matka Ruth nigdy nie powi do swojej córki: „Przepraszam, że cię urodziłam”. Gdyby kiedykolwiek miała możliwość poznania dawcy podziękowałaby mu, bo bez niego nie miałaby dziecka. Tak mówi jedna z bohaterek zbioru reportaży Nie przeproszę, Palestyński dramat. Widokówka że urodziłam. Historie rodzin z in vitro (2015) Karoliny Domagalskiej. Byliście kiedyś w Ramallah? Nie jedźcie. Nie warto. Ramallah nie istnieje. Nie istnieje ani miasto, ani jego mieszkańcy. Nikt o nich nie myśli, nikt się nimi nie przejmuje. Na niektórych mapach ten punkt jest po prostu bardzo zakurzony, a na innych nieczytelny. Wyblakł od promieni pustynnego słońca. Ramallah to miejsce, które świat uważa za nieistniejące. Martwa natura Taher Najib jest palestyńskim aktorem oraz dramaturgiem, który w utworze Na odległość splunięcia bazuje na osobistych doświadczeniach z okresu Drugiej Intifady. W tekście obecne są nieliczne odniesienia określające tło polityczne („polityka poniosła klęskę, a jej miejsce zajęło szaleństwo”), jego główną siłą są zaś doświadczenia bohatera, który opowiada nam swoją historię w beztroski i jednocześnie niepokojący sposób („czemu mnie tak bardzo zajmuje to, jak i kiedy obrócę się w proch?”). Bohater-aktor zastanawia się, czy istnieje jeszcze realna granica między sztuką a rzeczywistością, skoro rzeczy złowrogie dzieją się także – a może przede wszystkim – poza teatrem. Czy jedyną różnicą jest to, że na wojenne inscenizacje z udziałem mieszkańców Ramallah nikt nie kupił biletu? Bez pozdrowień Nieruchomi i bezimienni. Mieszkańcy Ramallah tylko stoją i plują, jednak nie pluje z nimi narrator, który wyrwany z palestyńskiego marazmu, ucieka na zachód, by choć na chwilę powąchać wolność i nabrać powietrza. Jego podróż jednak wcale nie jest terapeutyczna. Bohater traci swoją tożsamość, gdy na próżno stara się wytłumaczyć celnikom fakt posiadania podwójnego obywatelstwa skłóconych ze sobą narodów. Jego status przestaje być usprawiedliwiony i oczywisty. Oczywistym nie przestaje być lęk, poczucie niesprawiedliwości graniczące z absurdem oraz stan niedopasowania uwierający jego serce. Autor śle nam widokówkę z dalekiego kraju, jednak nikt się pod nią nie podpisuje. Oprócz podpisu brakuje też treści pozdrowień, miłego słowa, chęci dialogu. Jest za to obraz, który mówi więcej niż słowa lub ich brak – nikt nas nie pozdrawia z miejsca, którego dominantą jest bierny opór mieszkańców. Wyuczona bezradność nie powoduje w czytelniku uczucia irytacji, lecz raczej głęboki smutek i współczucie. Ramallah to miejsce, które świat uważa za nieistniejące. Świat, czyli my. » Czytanie dramatu Na odległość splunięcia w reżyserii Joanny Zdrady odbędzie się w Teatrze BOTO 19 sierpnia (piątek) o godz. 21.00. Ula Rybicka 4 Młoda reporterka (rocznik 1980) podczas nauki na kierunku gender studies w Central European University zainteresowała się zagadnieniem medycyny reprodukcyjnej oraz jej wpływu na tradycyjne pojmowanie rodziny i pokrewieństwa. W wywiadzie z Martą Makowską dla portalu Onet przyznała, że w Historiach rodzin... nie chciała pisać o in vitro w kontekście sporów ideologicznych i teologicznych. Zależało jej, by Polacy „wyszli z ideologicznej lodówki i zobaczyli, jak wygląda rzeczywistość ludzi, którzy korzystają z medycyny reprodukcyjnej”. I jak wygląda ta rzeczywistość? W reportażu Solo mamy i dawceństwo poznajemy Emmę, która poddała się zabiegowi inseminacji, czyli wstrzyknięcia wyizolowanych i przygotowanych plemników bezpośrednio do jamy macicy. Jej córka, Annika posiada piątkę nasienio-rodzeństwa w różnych częściach świata, co oznacza, że pochodzą od tego samego dawcy. W Tęczowych rodzinach przyglądamy się życiu par homoseksualnych w Izraelu. Ziv i Rafi posiadają trójkę dzieci, które urodziła surogatka. Komórki jajowe pochodzą od ich sióstr. Co ważne w Historiach rodzin z in vitro mamy dwie perspektywy. Jedna – rodziców lub rodzica – pokazuje ich motywacje, niesamowitą chęć do posiadania potomstwa, oraz zmagania psychiczne, fizyczne, społeczne i finansowe. Druga perspektywa dotyczy dzieci – jak zareagują na wieść o swoim pochodzeniu oraz jak to wpłynie na ich tożsamość. Z medycyny reprodukcyjnej korzystają samotne matki, które pragną mieć dziecko mimo braku partnera, pary homoseksualne, które chcą mieć swoje własne dzieci lub heteroseksualne, które z jakichś względów nie mogą mieć potomstwa. To nie są wszystkie przypadki. Karolina Domagalska wyszukuje coraz skrajniejsze. Nie przeproszę, że urodziłam kończy krótkim reportażem o możliwości pośmiertnego wykorzystaniu nasienia przez bliskich zmarłego. Ciążę z in vitro może donosić sama kobieta lub wynajęta do tego surogatka. W reportażu Surogatki przyglądamy się sytuacji na Ukrainie, w której macierzyństwo zastępcze jest całkowicie legalne. „To nie jest taka praca, że tylko otrzymujesz pieniądze i działasz jak automat. Zawsze dostajesz tyle wdzięczności, tyle emocji, nerwów. Masz poczucie, że robisz coś, co naprawdę jest potrzebne” – mówi Lana, 32-letnia matka dwójki dzieci i surogatka dla dwójki innych. Materiał genetyczny może pochodzić od rodziców, nieznanych dawców lub od dawców wewnątrzrodzinnych – siostry, dziadka, córki. W reportażu Dawstwo wewnątrzrodzinne reporterka opisuje polską parę Gosię i Mariusza, która skorzystała z komórek macierzystych córki z poprzedniego związku. Tak opisuje to reporterka: „Cięcie. Spróbujmy rozłożyć tę sytuację na czynniki pierwsze. Od strony biologicznej Mania jest mamą bliźniaczek, a Gosia, mama Mani, ich babcią i jednocześnie ciążową mamą, ponieważ przez dziewięć miesięcy rosły w jej macicy, a potem je urodziła. Były mąż Gosi jest dziadkiem bliźniaczek. Kasia, siostra Mani, ich biologiczną ciocią”. Domagalska dba o to, by nie oceniać i nie wartościować, obiektywnie przedstawia sytuacje różnych rodzin. Historie rodzin z in vitro to nie tylko kilka przypadków rodzin – z Polski, Skandynawii, Holandii, Wielkiej Brytanii czy Izraela – które skorzystały z in vitro. To także przegląd rozwiązań prawnych, zasad działania banków spermy oraz organizacji wspierających osoby korzystające z medycyny reprodukcyjnej. Zbiór reportaży Domagalskiej to ważna książka. Przede wszystkim pokazuje, jak bardzo wyobrażenie o in vitro kreowane przez duchownych i polityków, może różnić się od rzeczywistości. Przygląda się panującym stereotypom i uprzedzeniom. Oddaje głos bezpośrednio zaangażowanym w ten kontrowersyjny i budzący emocje temat. Tytuł debiutu reporterskiego Karoliny Domagalskiej Nie przeproszę, że urodziłam to mocne i emocjonalne stwierdzenie. Tak samo jak wniosek – prosty i oczywisty – który płynie z Historii rodzin z in vitro, rodzicem jest ten, kto kocha i wychowuje. » Spotkanie z Karoliną Domagalską odbędzie się w piątek, 19 sierpnia o godzinie 16.00 w Teatrze BOTO. Dominika Stańkowska Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego i Miasta Sopotu