SAKRAMENT MAŁŻEŃSTWA

Transkrypt

SAKRAMENT MAŁŻEŃSTWA
Ks. Dariusz Kielar CSMA
SAKRAMENT MAŁŻEŃSTWA
„Kochać - jak to łatwo powiedzieć
Kochać - to nie pytać o nic
Bo miłość jest niepokojem
nie zna dnia, który da się powtórzyć”.
Tak śpiewał przed laty Piotr Szczepanik. Tymi słowami rozpoczynamy naszą comiesięczną
katechezę na temat sakramentu małżeństwa. Składać się ona będzie z trzech części. Dziś
przypomnimy sobie biblijne źródła tego sakramentu i zastanowimy się nad jednością życia
małżeńskiego.
Już na pierwszej stronie Pisma świętego otrzymujemy wspaniałą informację o samym
człowieku: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył
mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1, 27). Wcześniej, nim zrodziła się świadomość prawdziwej miłości,
miłości wiernej i pełnej oddania między mężczyzną i kobietą, Bóg ustanawia jej wzór: objawia
swoje oblicze i swoją tożsamość, która jest miłością i darem. Należy podkreślić, że w Piśmie
świętym, Bóg, mówiąc o swoim związku z Izraelem i całą ludzkością, posługuje się przenośnią o
związku małżeńskim.
Kościół od pierwszych wieków nie tylko wypracował specjalny rytuał zawierania małżeństwa,
ale podniósł małżeństwo do rangi sakramentu.
W Księdze Rodzaju czytamy: „Opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą
oboje jednym ciałem” (Rdz 2, 24).
Natomiast w tekście przysięgi małżeńskiej odnajdujemy słowa: „Ślubuję ci miłość, wierność i
uczciwość małżeńską, oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci”.
Pierwszym celem małżeństwa jest stworzenie wspólnoty dwojga osób, mężczyzny i kobiety,
budowanie życia w miłości i jedności. Jest to zadanie na całe życie. Młodzi w dniu ślubu stają na
1
początku drogi dojrzewania w miłości i jedności życia, które ma ich uczynić szczęśliwymi. O
szczęściu marzą wszyscy, Bóg chce, by byli szczęśliwi. Jednak przyjęcie sakramentu małżeństwa
nie jest automatycznym wejściem do raju. Wymaga wielu starań i zabiegów. Uczenia się, że
coraz częściej trzeba mówić "my", a nie "ja".
W czasie rozmów z narzeczonymi można usłyszeć pytanie: czy ja mogę ślubować miłość, bo
przecież nie wiem, jakie będę mieć uczucia za rok, za parę lat? Pytanie: czy ślubuje się uczucia?
One chodzą swoimi drogami jak koty i na pewno będą się zmieniać, jak pory roku.
Narzeczeństwo jest jak wiosna, gdy wszystko kwitnie, rozwija się... Jednak kwiaty szybko
opadną, przychodzi lato, potem jesień. Zaczyna się dojrzewania. Dobrze, jeśli są piękne uczucia,
można i trzeba je wzmacniać, ale istotą miłości jest troska o dobro tej drugiej osoby, to "jestem
przy tobie" w zdrowiu i w chorobie, w dobrej i złej doli, więź duchowa, szacunek i gotowość
wybaczania. Cechy prawdziwej, dojrzałej miłości wymienia św. Paweł w 1 Liście do Koryntian:
„miłość (...) jest cierpliwa, nie szuka swego, nie pamięta złego, nie unosi się pychą, nie
dopuszcza się bezwstydu (...) wszystko przetrzyma” (por. 1 Kor 13, 4-7). Piękny jest widok
młodych, zakochanych, ale jeszcze piękniejszy małżonków, którzy przeżyli razem trzydzieści,
pięćdziesiąt lat i odnoszą się do siebie w wielką delikatnością, kulturą, nie wyobrażają sobie
życia bez siebie. Są dla siebie podporą, a nie kulą u nogi.
Małżonkowie są dla siebie najważniejsi, na pierwszym miejscu. Dlatego chciałbym krótko
przypomnieć ewangeliczne wyjaśnienie samej przysięgi małżeńskiej.
"Ślubuję ci miłość" -- chodzi tu o miłość wzajemną, o której Chrystus mówił w Wieczerniku, gdy
umywał Apostołom nogi. "Ślubuję ci miłość", to znaczy gotowość umywania twoich nóg, to
znaczy gotowość przebaczenia. W tym życiu nie da się chodzić z czystymi nogami, ciągle trzeba
sobie wzajemnie przebaczać. Małżeństwo jest drogą ciągłego, wzajemnego przebaczania. To
jest ta miłość wzajemna objawiona w Wieczerniku przez Chrystusa na przykładzie umycia nóg.
"Ślubuję ci wierność", czyli wyłączność, stuprocentowe zaangażowanie w rozwój tylko tej
jednej miłości. Świadomie rezygnuję z każdego nowego spotkania.
"Ślubuję ci uczciwość", to znaczy, możesz na mnie polegać, ja cię nie zawiodę. Uczciwość jest
2
fundamentem zaufania; gdzie się pojawia nieuczciwość, czyli kłamstwo, tam znika zaufanie.
"Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci", to znaczy, możesz na mnie liczyć do końca mojego
życia.
Pan Bóg bardzo poważnie traktuje człowieka, wkładając w jego ręce odpowiedzialność za
drugiego człowieka. Słowa współmałżonka, które padają wobec Boga i Kościoła, są programem
rodzinnego szczęścia na całe życie. Nie dziwmy się, że Kościół, który stoi na straży Bożego
prawa, równie poważnie traktuje człowieka. Jeśli ktoś publicznie powiedział: "ślubuję wierność,
miłość, uczciwość oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci", wówczas to słowo coś znaczy.
Wypowiedziane przed Bogiem staje się miarą wielkości człowieka. Drugi może odejść, ale moje
słowo -- dane przed Bogiem -- musi być dochowane.
Jeśli miłość jest dojrzała, nie ma problemu z wiernością, trwałością i uczciwością życia
małżeńskiego. Małżeństwo jest normalną drogą uświęcenia i zbawienia. Małżonkowie mają iść
razem do nieba.
Stąd potrzeba wspólnej modlitwy, wspólnego udziału we Mszy św., spowiedzi i Komunii św.,
etycznych zasad życia małżeńskiego.
Sakrament małżeństwa zawierają nie aniołowie, tylko ludzie, którzy mają skrzydełka, ale też
pazury. Po ślubie wychodzą szybko wszystkie wady i braki, stąd też i kryzysy małżeńskie. Na
każdym etapie można małżeństwo uzdrawiać, ale trzeba uznać, że nie tylko on czy ona musi się
zmienić, ja także, a jednym z pierwszych środków leczniczych jest rozmowa, dialog małżeński.
Zamiast wzajemnego obwiniania, "wypominków", trzeba znaleźć spokojny czas, by
porozmawiać o tym, co w małżeństwie przeszkadza i co możemy zrobić, żeby było lepiej, żeby
lepiej się zrozumieć i wspomagać.
Dalszy ciąg refleksji nad tajemnicą sakramentu małżeństwa za miesiąc. Dziś dziękujemy za
bogactwo łask otrzymanych w naszym rodzinnym domu; każdy z nas, od poczęcia, przez serce i
ręce ojca, matki, rodzeństwa odebrał od Boga tysiące darów. Dziś dziękujemy za nie, za dary
radosne i bolesne doświadczenia, za nasz rodzinny dom. Prośmy Boga, abyśmy umieli budować
dom, obojętnie czy jesteśmy powołani do małżeństwa, czy nie. Każdy z nas winien budować
3
rodzinny dom, w którym inni czują się dobrze, bezpiecznie i wiedzą, że zostaną w nim
ubogaceni.
(2)
Jezus zabiera nas dziś na Górę Tabor, czyli Górę Przemienienia. Chce, abyśmy raz jeszcze nabrali
wiary, że to On jest Synem Bożym – Mesjaszem. W ten sposób dodaje nam odwagi do przeżycia
Jego bliskiej już męki i śmierci, ale i Zmartwychwstania. Każdy z nas ma swoją Górę Tabor – w
małżeństwie też. Przeżywacie, drodzy, wiele pięknych chwil, uniesień; potem przychodzą
momenty, kiedy trzeba zejść z góry w dolinę codzienności z zmagać się z życiem i codziennością.
Ale nie jesteście sami w tych zmaganiach. Towarzyszy wam Jezus, Jego moc i miłość. Podczas
dzisiejszej katechezy kontynuujemy nasze rozważania nad sakramentem małżeństwa. Dziś – o
nierozerwalności.
Najpierw pewne wyjaśnienie - szafarzami sakramentu małżeństwa są sami małżonkowie. Kapłan
jest tylko świadkiem i w imieniu Kościoła ma dopilnować, by sakrament małżeństwa został
zawarty ważnie i godziwie. Kapłan błogosławi już zawarte sakramentalne małżeństwo. W tej
sytuacji gdyby było trudno o kontakt z kapłanem, chrześcijanie mogą sobie udzielić sakramentu
małżeństwa. Wystarczy wtedy dwóch wiarygodnych świadków, wobec których zawiera się
ważny sakrament małżeństwa.
Jeśli chodzi o nierozerwalność małżeństwa sakramentalnego, to Chrystus mówi w Piśmie
Świętym: "Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela." Ze względu na niedojrzałość ludzi w
Starym Testamencie Mojżesz wprowadził tak zwany "list rozwodowy", czyli w pewnych
sytuacjach zgodzono się na rozwód. Chrystus uchyla ten punkt prawa Mojżeszowego. W Jego
Kościele "list rozwodowy" nie powinien istnieć. Jezus odwołuje się do decyzji Boga,
przypominając Jego zamysł wobec człowieka: "...mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i
łączy się ze swą żoną tak ścisłe, że stają się jednym ciałem".
W Nowym Testamencie dochodzi jeszcze dodatkowy argument za nierozerwalnością. Jezus w
Wieczerniku ogłasza przykazanie wzajemnej miłości i wyraźnie zaznacza: „Po tym poznają,
żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali”. Może istnieć przyjaźń pomiędzy
4
mężczyznami, kobietami, jest taka miłość, która może wykraczać poza rodzinę, ale najczęściej
spotykamy tę wzajemną miłość w małżeństwie. Jeśli w małżeństwie rzeczywiście ludzie do tej
miłości dorastają i są gotowi wzajemnie sobie przebaczać, to nie ma w zasadzie sytuacji, w
których można by było mówić o rozłamie małżeństwa.
Małżeństwo jest ze swej natury nierozerwalne. I to nie tylko dla katolików. Często niektóre
media rozprzestrzeniają fałszywy pogląd, że wymogi małżeństwa, na przykład wierność lub
otwartość na życie, dotyczą jedynie katolików. Spora część społeczeństwa zachodniego przyjęła
ten pogląd, lekceważąc fakt, ze te cechy są uniwersalne, ponieważ pochodzą z samej natury
miłości i małżeństwa. Bł. Jan Paweł II powiedział, że małżeństwo jest "związkiem wymagającym
największej odwagi". To tam narzeczeni przyrzekają podarowanie drugiemu człowiekowi całego
siebie i wszystkiego, co posiadają. Ta obietnica tworzy więź, która łączy z drugą osobą na całe
życie.
A jeśli ktoś się „odkocha”? W telewizji często widzimy, że gwiazdy się rozstają, ponieważ miłość
minęła. Gdy mówimy, że miłość minęła, ma to podobny wydźwięk jak następujące stwierdzenie:
"Co mogę poradzić na to, że minęła mi gorączka, bo pojawił się ktoś inny?" Mamy do czynienia z
pomieszaniem pojęć "zauroczenia" i "miłości". To, że namiętność i zauroczenie wyparowały, nie
jest żadnym powodem do rozstania. To tak, jakby lekarz odwiesił fartuch, bo minął mu
zawodowy entuzjazm.
Nikt nie zobowiązuje się w umowie o pracę, że będzie przejawiać entuzjazm wobec firmy.
Tłumaczy to bardzo dobrze angielski pisarz C. S. Lewis w książce "Chrześcijaństwo po prostu":
"Obietnica powinna dotyczyć rzeczy, które mogę wykonać, powinna dotyczyć czynów - nikt nie
jest w stanie przyrzec niezmienności uczuć. To jak obiecać, że już nigdy nie zaboli mnie głowa."
Ponadto przyrzeczenie miłości rozwija się z biegiem lat. Dlatego nie ma sensu pośpiesznie
zrywać owocu i nie dać miłości czasu, by dojrzała. Miłość nie od razu staje się nieruchomą
fotografią; jest ona raczej filmem, którego akcja rozwija się wraz z kolejnymi etapami życia młodość, dojrzałość, podeszły wiek. I dlatego potrzebna jest cierpliwość. W miłości pośpiech
jest złym doradcą a związek małżeński przypomina raczej bigos gotowany przez tydzień, a nie
5
fast food.
W Kościele rozwód nie istnieje, istnieją natomiast sytuacje, w których z punktu widzenia prawa
można stwierdzić, że dane małżeństwo od samego początku było nieważne, to znaczy, że nie
było sakramentu małżeństwa. Na przykład: młodzi zawierają w kościele sakramentalny związek,
na weselu obecnych jest dwustu gości, a za tydzień okazuje się, że on przedstawił fałszywe
dokumenty. W rzeczywistości ma żonę, już dawno zawarł małżeństwo sakramentalne, na co są
dowody. To drugie małżeństwo nie jest wówczas ważne, nigdy nie było ważne, mimo, że przy
ołtarzu odbyła się ceremonia, mimo że złożono przysięgę. Ktoś inny potrafi udowodnić, że został
przez szantaż zmuszony do zawarcia małżeństwa, jego małżeństwo nie jest ważne.
Kościół dopuszcza również separację. Ważne jest, abyśmy odróżnili ją od rozwodu. Rozwód
niczego nie naprawia, podczas, gdy separacja może rozjaśnić pewne sprawy i stać się pierwszym
krokiem do rozwiązania problemu.
Separacja nie jest rozstaniem na zawsze, tylko zawieszaniem współżycia małżeńskiego na
pewien czas. Podlega jednak pewnym warunkom.
Otóż powinno uciekać się do niej tylko w sytuacjach ciężkich i ekstremalnych. Nie w problemach
i kryzysach typowych dla każdego związku, do których należy podchodzić z cierpliwością i
wyrozumiałością.
Do sytuacji ekstremalnych zalicza się m. in.: cudzołóstwo - przypadek uprawniający do separacji
zgodnie z prawem kanonicznym, ponieważ oznacza naruszenie układu małżeńskiego. Kościół
zaleca niewinnemu małżonkowi lub małżonce wybaczenie grzechu i próbę podjęcia od nowa
wspólnego życia, jednak czasem kontynuowanie współżycia może przynieść odwrotny efekt.
Dlatego wskazane jest oddalenie się na pewien czas, przede wszystkim po to, by winny
małżonek lub małżonka mogli zastanowić się nad sobą i zacząć żałować. W tym sensie separacja
radykalnie różni się od rozwodu.
Innym przypadkiem jest odejście jednego z małżonków, gdy drugi stanowi zagrożenie duchowe
lub cielesne dla niego lub dla dzieci, albo kiedy życie z nim jest szczególnie ciężkie. Problemy
takie jak: alkoholizm, narkotyki, złe traktowanie, przemoc fizyczna, perwersja, występowanie
6
zaburzeń psychicznych, upoważniają niewinnego małżonka lub małżonkę do wystąpienia o
czasową separację na okres trwania przyczyny problemu.
Zwróćmy uwagę: na okres trwania przyczyny problemu. W separacji wszystko ma charakter
tymczasowy, nie definitywny. Separacja powinna być lekarstwem, środkiem zaradczym, podjętą
w celu zażegnania kryzysu i uleczenia sytuacji. A jeśli przyczyna separacji jest nieodwracalna,
drugi małżonek lub małżonka powinni żyć uważając się za żonatego lub zamężną, ponieważ ich
małżeństwo wciąż trwa.
Znane przysłowie mówi, że lepiej zapobiegać, niż leczyć. Powstaje pytanie, jak zatem uniknąć
błędów i co warto zmienić, by związek małżeński przetrwał trudne chwile? O tym powiemy
sobie za miesiąc.
Panie Jezu z Góry Przemienienia, przemieniaj swoją miłością nasze wspólnoty, małżeństwa i
rodziny. Przemieniaj nasze serca! Amen.
(3)
Jak bardzo irytowało Piotra to dopytywanie się Chrystusa o jego miłość! Zadane trzy razy
pytanie: „Czy kochasz Mnie?” powodowało coraz większe zniecierpliwienie ucznia Jezusowego.
Czyżby Mistrz nie dowierzał, że jest kochany nad wszystko? Trudno do końca pojąć ten
przedziwny dialog. Jest on niezrozumiały dla tych, którzy nie uświadamiają sobie, czym jest
miłość. Współczesny filozof Martin Buber napisał kiedyś, że „uczucia się ma, miłość natomiast
jest faktem, który się tworzy”. Chrystus doskonale wiedział, że łatwo powiedzieć: „kocham”, ale
trudniej udowodnić to czynem.
W wierszu pt. „Miłość” nasz poeta Jerzy Liebert napisał:
„ Daj, Panie, (…),
Bym żar chłodem owinął, chłód przepalił żarem,
Pojął miłość, co skrzydłem mi jest i ciężarem.”
Jak bardzo mocno korespondują słowa dzisiejszej Ewangelii i tego wiersza z tematem kolejnej
katechezy o sakramencie małżeństwa. Ostatnio zadaliśmy sobie pytanie: jak uniknąć błędów i
co warto zmienić, aby związek przetrwał trudne chwile? Dziś chcemy dać na nie odpowiedź.
7
Tym razem skorzystam z literatury i doświadczenia osób świeckich, małżonków z długoletnim
stażem, by w ten sposób nasze rozważania były wiarygodne i oparte nie na teorii, ale na
doświadczeniu.
Czy jest jakaś recepta na udane małżeństwo? Co powoduje, że rodzina nie rozpada się? Podczas
analizy świadectw i wypowiedzi małżonków wyodrębniłem siedem punktów, które mogą być
taką receptą.
Punkt pierwszy: najważniejsza jest miłość.
Bez miłości nie ma małżeństwa i rodziny. To ona jest źródłem i podstawą związku kobiety i
mężczyzny, bo taki był plan Boży. Trzeba na serio potraktować przysięgę małżeńską a obrączki
uważać za widzialny znak związku zawartego przed Bogiem. Złamanie przysięgi małżeńskiej jest
niedotrzymaniem słowa danego drugiej stronie w obecności Boga. Jeśli chcemy wszystko
załatwić bez Niego, kiedy zbyt wierzymy tylko we własne siły, łatwo upadamy. Jeśli naprawdę
kochamy, zrobimy wszystko, by ukochana osoba była szczęśliwa. Wtedy jesteśmy zdolni do
wybaczenia, ale i do pokonania własnego egoizmu.
Punkt drugi: wspólna modlitwa.
Posłuchajmy świadectwa żony: „W nasz związek na samym początku zaprosiliśmy Boga. Z Jego
błogosławieństwem rozpoczęliśmy wspólne życie. (…) Od piętnastu lat w każdą niedzielę
odmawiamy razem różaniec rodzinny – każda osoba prowadzi jedną część (…). Przez wiele lat
chodziliśmy także wspólnie na niedzielne Msze św. To bardzo ważne, zwłaszcza, gdy dzieci są
małe.
Punkt trzeci: wspólne świętowanie i spędzanie wolnego czasu.
Kolejne świadectwo: „Pamiętamy o imieninach oraz urodzinach wszystkich członków rodziny.
(…) Staramy się wręczać sobie upominki z okazji świąt. Nie muszą być drogie, bo przecież nie o
to chodzi. Liczy się pamięć i włożone serce. Nieraz są to własnoręcznie robione rzeczy. (…)
Wspólne świętowanie i spędzanie wolnego czasu jest bardzo ważne, bo cementuje rodzinę. (…)
Jeśli to możliwe, spożywamy posiłki razem, bo stół także łączy.
Punkt czwarty: szczerość i chętne darowanie winy.
8
Z pewnością ważne jest, by nigdy nie pielęgnować w sobie żalów, zranień i od razu, jeśli dojdzie
do jakiegoś nieporozumienia, umieć sobie powiedzieć prawdę prosto w oczy, nie wciągając w
spór osoby trzeciej. Oczywiście, trzeba umieć przyznać się do błędu i przeprosić. Duszenie w
sobie złości, próba „odegrania się” czy postawienia na swoim prowadzi donikąd, a gromadzone
przez lata negatywne emocje z pewnością rozbijają jedność rodziny. Lepiej powiedzieć coś
prosto w oczy, by wszystko było jasne.
Powinniśmy nauczyć się przebaczać. Czy nie odmawiamy codziennie Modlitwy Pańskiej, w
której są słowa: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”? Tylko
wtedy dajemy współmałżonkowi możliwość obrony jego stanowiska i wyjaśnienia
nieporozumienia.
Punkt piąty: wspólnie podejmowane decyzje.
Ważne decyzje najlepiej podejmować wspólnie. Upór najczęściej rodzi upór, a narzucanie
własnej woli i nieliczenie się ze zdaniem drugiej strony rani współmałżonka. Mamy przecież
dążyć do tego, by był z nami szczęśliwy, a narzucanie własnej woli jest z tym sprzeczne. Bóg
także szanuje nasze decyzje, więc my nie mamy prawa czynić inaczej. Powinniśmy jednak mieć
pewną wyłączność związaną z większym doświadczeniem – i tu kolejna wypowiedź: „Nie pytam
męża o to, jaki mam kupić garnek, firanki czy proszek do prania, bo to „moja działka”. Mąż
nieraz pyta, czy może kupić jakieś urządzenie, które ułatwi mu prace remontowe czy
majsterkowanie, ale zawsze uważam, że skoro mu się przyda, to powinien to zrobić; zachęcam
go także, by inwestował w siebie, na przykład kupował literaturę fachową”.
Punkt szósty: Pierwszy/pierwsza po Bogu.
Innym warunkiem udanego małżeństwa jest zachowanie podstawowej zasady: w małżeństwie
po Bogu najważniejszą osobą jest współmałżonek. Nie rodzic, nie dziecko, lecz mąż czy żona –
jesteście przecież od momentu zawarcia małżeństwa jednym ciałem.
Błędem, który niszczy życie rodzinne, jest postawienie dzieci w uprzywilejowanej pozycji.
Zazdrosny o nie mąż czuje się „zdegradowany”, niedowartościowany i pozbawiony części miłości
małżonki, rodzi się więc specyficzna zazdrość.
9
Zdarza się też, że mąż tak bardzo ceni sobie pracę czy życie towarzyskie, że zaniedbuje żonę,
dom i dzieci. Żona zaczyna sądzić, że praca jest dla męża ważniejsza od niej i rodziny. Może mieć
podejrzenia, że ktoś inny pojawił się w jego życiu i zajął jej miejsce. Zdarza się oczywiście także
odwrotnie – zajęta karierą żona staje się tylko gościem we własnym domu. Pogoń za sukcesem,
chęć szybkiego dorobienia się, wygórowane ambicje nierzadko doprowadziły do rozkładu życia
małżeńskiego. W wielu wypadkach szczęście rodzinne niszczone jest przez różne uzależnienia.
Poszkodowane są też dzieci.
Punkt siódmy: wspólne cele, radości i smutki.
Posłuchajmy świadectwa: „W naszym wypadku chodziło o zdobycie potrzebnych produktów, o
dążenie do posiadania własnego kąta, kupienie mebli i wyposażenia. Przez następne lata ciągle
coś ważnego się działo – śmierć córeczki, moja bardzo długa i ciężka choroba, z której cudem
wyszłam, potem śmierć najmłodszego synka. I radość z tego, że najstarszy syn rośnie, rozwija się
prawidłowo, kończy kolejne etapy nauki. Wspólnie przeżywane radości i smutki zbliżają
małżonków”.
Podczas tej katechezy zwróciliśmy uwagę tylko na niektóre zagadnienia i problemy. Z pewnością
potrzeba szerszego spojrzenia, pogłębienia pewnych spraw, refleksji. Dlatego zapraszam
zainteresowanych do naszej biblioteki parafialnej, w której nie brakuje książek o tej tematyce.
Czym w oczach Kościoła jest związek cywilny? Dlaczego ślub kościelny jest tak ważny? Jakie
miejsce w Kościele mają osoby rozwiedzione, żyjące w związkach niesakramentalnych? O tym
powiemy sobie za miesiąc.
Dziś polecajmy Bogu te małżeństwa naszej parafii, które przeżywają trudności i kryzysy:
Boże Ojcze, powołując do istnienia małżeństwo, chciałeś zapewnić nam najlepszy sposób
wypełniania przykazania miłości. Prosimy Cię, ratuj wszystkie małżeństwa przeżywające
trudności i kryzysy. Prosimy, aby mogły być obdarowane cudem zamiany zła w dobro, oziębłości
w ciepło, szorstkości w delikatność, słów przykrych w czułe, oddalenia w bliskość, smutku w
radość, obojętności w pragnienie. Aby objawiła się Twoja chwała i na nowo mogli w Ciebie
uwierzyć, oni oraz ich dzieci. Amen.
10
(4)
Czym w oczach Kościoła jest związek cywilny? Dlaczego ślub kościelny jest tak ważny? Jakie
miejsce w Kościele mają osoby rozwiedzione, żyjące w związkach niesakramentalnych?
Tymi pytaniami zakończyliśmy poprzednią katechezę na temat sakramentu małżeństwa. Dziś
chcemy na nie odpowiedzieć. Największym problemem wielu współczesnych małżeństw jest
brak świadomości tego, jak wielkiego sakramentu udzielają sobie wzajemnie przed ołtarzem.
Wiele osób traktuje ten sakrament jak zwykły rytuał, symbol, który z dalszym ich życiem nie ma
nic wspólnego. To powoduje, że dzień ślubu, dzień, w którym wszystko miało się zacząć, staje
się nierzadko dniem, kiedy wszystko się kończy. Jeżeli dwie osoby traktują zawarcie małżeństwa
jak podpisanie umowy, swoistej dwustronnej transakcji, z licznymi klauzulami, warunkami, czy
nawet haczykami, nigdy nie uda im się osiągnąć tego nadprzyrodzonego wymiaru małżeństwa.
W momencie, kiedy narzeczeni stają przed ołtarzem, wyrażają wolę włączenia w swój związek
Kogoś Trzeciego. Między narzeczonymi, w tym najważniejszym punkcie udzielania sobie
sakramentu powstaje wyjątkowa przestrzeń, gotowa do przyjęcia samego Boga, by z nimi
zamieszkał i prowadził przez niełatwe życie. I uświadomienie sobie tego faktu jest najważniejsze
dla docenienia wagi i roli tego sakramentu. Niestety, czasem tej świadomości brakuje i to
wydaje się pewnym paradoksem, ponieważ po to bierzemy ślub w kościele, aby zaprosić do
naszych serc samego Ducha Świętego, a nie dlatego, że tak wypada, bo tradycja, bo nastrój, bo
rodzina.
W pewnym małżeństwie zaczęło dziać się źle. Mąż wyjechał do pracy za granicę. Kiedy w końcu
przyjechał, po długiej nieobecności, na urlop, powiedział żonie, że zakochał się w innej i więcej
do niej nie wróci. Załamana kobieta skarżyła się przyjaciółce, która cierpliwie jej wysłuchała i na
koniec poradziła odmawianie codziennie dziesiątki różańca w tej intencji. Po kilku miesiącach w
drzwiach domu stanął mąż, niepewny, jak zostanie przyjęty. Pijąc herbatę w kuchni, przyznał, że
zrobił błąd i prosił o przebaczenie. Zaczęli wszystko jeszcze raz. Nie było łatwo, ale ta kobieta
wiedziała, że potrzeba czasu, żeby rana się zagoiła.
W tym miejscu, niejako dla równowagi, warto wspomnieć o Słudze Bożym Jerzym Ciesielskim.
11
To postać wyjątkowa. Był człowiekiem spełnionym zawodowo, wykształconym, ale nade
wszystko przykładnym mężem. Jego wyjątkowość wynikała z otwartej postawy wobec żony.
Codziennie zadawał sobie pytanie: co mogę dziś zrobić dla mojej żony, by uczynić ją jeszcze
szczęśliwszą? Studiując biografie takich ludzi, automatycznie zaczynamy się zastanawiać: skąd
brali siłę, dzięki której pokonywali samych siebie i całkowicie ofiarowali się swojemu
współmałżonkowi? Przecież wszystko musi mieć swoje źródło, swoją przyczynę - ich postawa
także!
I na tym polega waga, siła i tajemnica sakramentu małżeństwa. Ten sakrament daje siłę do walki
o to, żeby dochować wierności tej jednej, konkretnej, wybranej i poślubionej osobie. A kiedy już
tej siły zabraknie, wtedy istnieje jeszcze Siła Wyższa - Bóg!
Drodzy bracia i siostry, proszę, nie zrozumcie mnie źle. Wcale nie twierdzę, że związki
małżeńskie tworzone przez ludzi wierzących są najlepsze na świecie, bez wad, bólu, cierpień.
Jednak miłość, jak wszystko inne, musi mieć swoje źródło, a raczej punkt odniesienia. Trzeba
zaufać Jezusowi - nie będzie łatwiej, ale będzie lepiej, bo to Jezus jest wyraźnym punktem
odniesienia dla miłości małżeńskiej. I tutaj odnajdujemy odpowiedź na pytanie: dlaczego ślub
kościelny jest taki ważny.
Kolejne pytanie, na które chcemy znaleźć odpowiedź brzmi: Jakie miejsce w Kościele mają
osoby rozwiedzione, lub żyjące w związkach niesakramentalnych?
Najpierw trzeba rozpocząć od wyjaśnienia słów i pojęć. Dlatego sięgamy do adhortacji
apostolskiej "Familiaris consortio" - dokumentu poświęconego rodzinie, wydanego przez bł.
Jana Pawła II w 1981 r. Otóż w podrozdziale zatytułowanym "Oddziaływanie duszpasterskie
wobec niektórych sytuacji nieprawidłowych" Ojciec Święty wymienia cztery takie sytuacje:
małżeństwo na próbę, rzeczywiste wolne związki, katolicy złączeni tylko ślubem cywilnym,
żyjący w separacji i rozwiedzeni, którzy nie zawarli wolnego związku i rozwiedzeni, którzy
zawarli nowy związek.
O każdej z tych nieprawidłowości papież pisze m. in.: "Pierwszą nieprawidłową sytuację stwarza
tak zwane małżeństwo 'na próbę', które wielu ludzi chciałoby usprawiedliwić, przypisując mu
12
pewne zalety. Już sam rozum ludzki podsuwa niemożliwość jego akceptacji wykazując, jak mało
jest przekonywujące 'eksperymentowanie' na osobach ludzkich (...). Ze swej strony Kościół, ze
względu na (...) wypływające z wiary zasady, nie może dopuścić do tego rodzaju związków" (FC
80). W punkcie dotyczącym związków rzeczywiście wolnych, Jan Paweł II pisze: "Chodzi tu o
związki bez żadnej uznanej publicznie więzi instytucjonalnej, ani cywilnej, ani religijnej". O
katolikach złączonych tylko ślubem cywilnym w dokumencie papieskim czytamy: "Coraz więcej
jest takich przypadków, że katolicy ze względów ideologicznych lub praktycznych wolą zawrzeć
tylko ślub cywilny, odrzucając lub przynajmniej odkładając ślub kościelny". I teraz bardzo ważne
słowa: "Sytuacji tych ludzi nie można stawiać na równi z sytuacją tych, którzy współżyją bez
żadnego związku, tu bowiem istnieje przynajmniej jakieś zobowiązanie do określonej i
prawdopodobnie trwałej sytuacji życiowej (...). Mimo to, również i ta sytuacja nie jest do
przyjęcia przez Kościół (...). Chociaż osoby te trzeba traktować z wielką miłością i zainteresować
je życiem wspólnot kościelnych, to jednak, niestety, pasterze Kościoła nie mogą ich dopuścić do
sakramentów" (FC 82). W tym punkcie mamy tym samym odpowiedź na pytanie: czy w oczach
kościoła jest ślub cywilny? Kolejny punkt dotyczy żyjących w separacji i rozwiedzionych, którzy
nie zawarli nowego związku. W "Familiaris consortio" czytamy: "Samotność i inne trudności są
często udziałem małżonka odseparowanego, zwłaszcza, gdy nie ponosi on winy. W takim
przypadku wspólnota kościelna musi (...) wspomagać go; okazywać mu szacunek, solidarność,
zrozumienie i konkretną pomoc, tak, by mógł dochować wierności także w tej trudnej sytuacji
(...). Analogiczny jest przypadek małżonka rozwiedzionego, który - zdając sobie sprawę z
nierozerwalności ważnego węzła małżeńskiego - nie zawiera nowego związku, lecz poświęca się
jedynie spełnianiu swoich obowiązków rodzinnych (...). W takim przypadku przykład jego
wierności (...) nabiera szczególnej wartości świadectwa wobec świata i Kościoła, który (...)
powinien mu okazywać swoją miłość i pomoc, nie czyniąc żadnych trudności w dopuszczeniu do
sakramentów (FC 83). Wreszcie na temat rozwiedzionych, którzy zawarli nowy związek cywilny,
papież pisze: "Codzienne doświadczenie pokazuje, niestety, że ten, kto wnosi sprawę o rozwód,
zamierza wejść w ponowny związek, oczywiście bez katolickiego ślubu kościelnego (...). Kościół
13
na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii
eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński [cywilny] (FC 84).
Kiedy ludzie zadają pytanie: dlaczego Kościół nie pozwala im się kochać, odpowiadam, że
kochać pozwala, nie może tylko nowego związku pobłogosławić. Gdyby Kościół błogosławił
ponowne związki, zrezygnowałby z pielęgnowania tak ważnego elementu nauczania Jezusa,
jakim jest nierozerwalność małżeństwa. Ale nie można powiedzieć, że Kościół nie pozwala
kochać czy wyrzuca kogokolwiek poza swój nawias. Życie bez sakramentów jest konsekwencją
ludzkich wyborów. Status osób żyjących w związkach niesakramentalnych jest inny niż
małżeństw sakramentalnych, ale nie znaczy to, że zasługują oni na potępienie czy odrzucenie.
Oni za swoje decyzje już płacą brakiem sakramentów – nie potrzeba im dalszych upokorzeń.
Nie można niesakramentalnych odsuwać od Kościoła, bo oni w Kościele mają prawo szukać.
Szukają akceptacji, zrozumienia, wybaczenia. Przecież niektórzy wchodzili w nowe związki bez
intencji grzechu, czynili to dla dobra swojego albo swoich dzieci. Wchodzili w nie, bo nie radzili
sobie w pierwszym związku, bo on okazał się zbyt trudny, bo musieli z pierwszego związku
uciekać. Stereotypy każą nam wrzucać wszystkie niesakramentalne małżeństwa do "jednego
worka". Łatwo się mówi: „żyją w grzechu”. Oczywiście bywa, że ktoś po prostu zostawia rodzinę
i odchodzi do kogoś młodszego albo bogatszego. Ale wszystkie przypadki powinno się
rozpatrywać indywidualnie, to zbyt skomplikowana materia, żeby pozwolić sobie na
uproszczenia. Wielkim grzechem jest takie właśnie upraszczanie: żyjesz w małżeństwie
niesakramentalnym, jesteś potępiony. Żyjesz w małżeństwie – choćbyś maltretował swoją żonę i
ją zdradzał, Bóg ci wybaczy.
Ludzkie historie są przedziwne i o wiele bardziej skomplikowane. Wyobraźmy sobie kobietę. Jej
mąż, bezwzględny despota, przez lata maltretował zarówno ją, jak i dzieci. W domu nie było
może wielkiej przemocy fizycznej, ale była przemoc i psychiczna, i ekonomiczna, atmosfera była
naprawdę potworna. W końcu dorastające dzieci, nie mogąc patrzeć na to, jak ona ciągle
płacze, zaczęły wręcz błagać matkę, żeby rozstała się z mężem. Ona długo nie potrafiła tego
zrobić. Nie miała dokąd pójść, nie miała mieszkania, lata psychicznego znęcenia się nad nią
14
pozbawiły ją odwagi i samodzielności, nie umiała podjąć żadnej decyzji. W końcu spotkała
mężczyznę, który zaczął interesować się jej życiem i tym, dlaczego jest taka smutna i
zaniedbana. Ona stopniowo zaczynała się przed nim otwierać. Zrodziła się między nimi najpierw
więź, potem przyjaźń. Ona zaczęła się uczyć, co to znaczy mieć w mężczyźnie oparcie. Odżyła
przy nim, wreszcie miała z kim porozmawiać, nawet o Bogu – bo z mężem nigdy na takie tematy
rozmawiać nie mogła. Wreszcie on zaproponował, żeby zostawiła męża, żeby zamieszkali razem.
Jej rodzina odradzała ten pomysł, przekonując, że w małżeństwie trzeba wytrwać za wszelką
cenę. Ale dzieci cieszyły się, same chciały jak najszybciej zamieszkać z dala od ojca. Wreszcie
podjęła decyzję, razem z dziećmi wyprowadziła się z domu. One zaakceptowały jej nowego
mężczyznę jako ojca, a on szybko i z radością wszedł w tę rolę, w trudnym czasie dorastania stał
się dla nich autorytetem i wzorem. Czy ci ludzie, przychodząc do Kościoła, usłyszeć: zrobiliście
źle? Formalnie zrobili źle, żyją w grzechu. Ale przecież gdybym powiedział, zwłaszcza tym
dzieciom, że Bóg tego nie chciał, że postąpili wbrew woli Bożej – oni znienawidziliby Boga. Bo te
dzieci dopiero teraz, po latach upokorzeń, nie boją się wracać do domu, są spokojne i
szczęśliwe. Aby niesakramentalni mogli na powrót przystępować do sakramentów, muszą
uregulować swoją sytuację przed Bogiem. Małżeństwo sakramentalne mogą zawrzeć, kiedy
ustaną przeszkody: gdy Kościół orzeknie nieważność pierwszych związków lub gdy ich pierwsi
małżonkowie umrą. Istnieje również możliwość podjęcia decyzji o życiu w białym małżeństwie,
jak brat z siostrą.
Mówiąc o związkach niesakramentalnych, trzeba uważać, żeby życie takie nie wydało się komuś
bezproblemowym. Żeby nie uznał, że skoro Kościół znajduje dla nich miejsce, to nie trzeba mieć
oporów przed rozbijaniem sakramentalnego związku i szukaniem szczęścia gdzie indziej. Kiedy
mówimy o związkach niesakramentalnych, mówimy o trudnej, bolesnej i skomplikowanej
historii, której nikomu się nie życzy i której nikt, myśląc o małżeństwie, nie powinien brać pod
uwagę. Oczywiście, że Pan Bóg potrafi nas wyprowadzić z najtrudniejszego nawet położenia
duchowego, ale do takich dramatów w ogóle nie powinno dochodzić.
Kościół uznaje, że życie w związku niesakramentalnym jest sprzeczne z Ewangelią i nauką
15
Kościoła. Z drugiej strony małżonkowie niesakramentalni są nadal członkami Kościoła
Chrystusowego i ludu Bożego. Nie są wykluczeni ze wspólnoty Kościoła. Nie są
ekskomunikowani. Nie mogą tylko przyjmować sakramentu pokuty i Komunii świętej Jako
chrześcijanie i katolicy mają prawo i obowiązek uczestniczyć w życiu religijnym i społecznym
Kościoła w stopniu dla nich dostępnym, a ich dzieci w stopniu pełnym. Mają obowiązek
poznawać słowo Boże i żyć słowem Bożym. Winni uczęszczać na kazania, rekolekcje parafialne,
tridua. W niektórych ośrodkach duszpasterskich organizowane są dla nich nawet specjalne dni
skupienia i rekolekcje zamknięte. Oprócz słuchania słowa Bożego w Kościele winni czytać słowo
Boże z Pisma świętego i pogłębiać wiarę przez lekturę książek religijnych i prasy katolickiej w
swoich domach i rodzinach. Do życia wiary, obok słuchania i czytania słowa Bożego, konieczna
jest modlitwa. Winni dużo i ufnie modlić się indywidualnie i w rodzinie. Mają obowiązek, jak
wszyscy katolicy, uczestniczyć w niedzielnej i świątecznej Mszy świętej. Małżonkowie
niesakramentalni nie mogą być chrzestnymi i świadkami bierzmowania (kan. 874 § l n. 3 KPK).
Ale mogą spełniać różne czynności w zakresie społecznej działalności Kościoła, w akcji
charytatywnej. Nie zabrania im tego prawo kościelne (Kan. 316 KPK).
Szczególną troska należy otoczyć dzieci urodzone w związkach niesakramentalnych. Nie są one
winne sytuacji rodzinnej, w jakiej się urodziły i mają prawo do pełnego rozwoju religijnego i
moralnego. Rodzice ze związków niesakramentalnych mają obowiązek zadbać o chrzest swoich
dzieci i mają obowiązek wychować je po katolicku. Te dzieci mogą należeć do liturgicznej służby
ołtarza. Mogą być ministrantami, lektorami, kantorami. Ich włączenie do różnych zespołów
religijnych pozytywnie wpływa na całą rodzinę.
„Kościół z ufnością wierzy – kończy swój apel Jan Paweł II – że ci nawet, którzy oddalili się od
przykazania Pańskiego i do tej pory żyją w takim stanie, mogą otrzymać od Boga łaskę
nawrócenia i zbawienia, jeżeli wytrwają w modlitwie, pokucie i miłości” (FC 84). A zatem ludzie
ci nie są dla Boga straceni. Zaś słowa Chrystusa nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię (Mk 1,
15) skierowane są do nas wszystkich.
16