Za rok będzie wino

Transkrypt

Za rok będzie wino
Za rok będzie wino
Agnieszka Kołodyńska
2008 -10 -30, ostatnia aktualizacja 2008 -11 -06 17:22
Głuche wystrzały przerywają ciszę w winnicy. Zbierający winogrona nie przerywają pracy, nie podnoszą nawet
głów. Przywykli. - Od początku sierpnia straszymy szpaki - tłumaczy Grzegorz Nowakowski z Winnic Jaworek w
podwrocławskiej Miękini. - Inaczej wszystko by zjadły i nie byłoby z czego wina robić. Jest o co walczyć z
ptakami - wino z tegorocznych zbiorów za rok po raz pierwszy trafi do sprzedaży
Między rzędami winorośli schylają się zbieracze. Małymi nożykami odcinają
całe grona. Delikatnie układają je w plastikowych skrzynkach, które ułożą na
pace pick-upa.
- Uwijamy się, bo zaskoczył nas pierwszy w tym roku przymrozek - tłumaczy
Piotr Stopczyński, winemaker, czyli enolog, z kalifornijskim doświadczeniem,
który właśnie dołączył do zespołu Winnic Jaworek.
Fot. Krzysztof Gutkowski / AG
Po raz pierwszy legalnie
Niektóre krzaczki nie mają liści - Oberwaliśmy je, żeby winogrona mogły
jeszcze dojrzeć. Cały czas łapią aromaty - dodaje. - Proszę spojrzeć: pestka
jeszcze nie zbrązowiała, ale niewiele jej już trzeba. Same zbiory to nie
wszystko, jeśli uda nam się fermentacja i leżakowanie, to będzie się czym
chwalić.
Tegoroczne zbiory są dla właścicieli polskich winnic przełomowe. To właśnie z
zebranych tej jesieni winogron zrobią wino, które po raz pierwszy w historii
będą mogli legalnie sprzedawać. Pozwala na to ustawa przyjęta przez Sejm w
lipcu tego roku. Winiarze, by sprzedawać swoje wyroby, nie muszą już
spełniać tych samych warunków co ogromne wytwórnie alkoholi. Nie muszą
prowadzić laboratoriów i składów podatkowych.
- Oczywiście ustawa nie jest bez wad - mówi Nowakowski. - Określone w niej
parametry, które musi spełniać wino, nie uwzględniają możliwych odstępstw
związanych z technologią produkcji, specyfiką regionu, klimatu. Jesteśmy
pionierami, są nimi też urzędnicy, którzy nas kontrolują. Wszystkiego dopiero
się uczymy.
Fot. Krzysztof Gutkowski / AG
Jakie może mieć problemy właściciel małej winnicy? Przede wszystkim może
utonąć pod lawiną dokumentów, które musi przedstawiać odpowiednim
urzędom, a jest ich wiele: Agencja Rynku Rolnego, Inspekcja Jakości
Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, Państwowa Inspekcja Ochrony
Roślin i Nasiennictwa, Izba Celna, sanepid, a nawet straż pożarna.
Vitis vinifera
Fot. Krzysztof Gutkowski / AG
Winnicę w Miękini Lech Jaworek założył osiem lat temu. Dla swojej firmy,
specjalizującej się w produkcji pomp i agregatów, potrzebował hal, w których
mógł rozwijać produkcję. Kupił zrujnowany PGR i ziemię wokół niego - 120
hektarów. Nie zasadził tam jednak kapusty ani kukurydzy, ale założył
największą w Polsce winnicę. Od początku postawił na winorośl szlachetną,
czyli vitis vinifera, a nie popularne u nas krzyżówki. Dziś na 24 hektarach
uginają się od owoców rzędy winorośli. Każdy oznaczony tabliczką z cyframi dolna to numer rzędu, górna oznacza odmianę. Kolor tabliczki oznacza rodzaj
podkładki, czyli fragmenty innych szczepów, które łączy się z winoroślą
właściwą, żeby uodpornić ją na choroby. W Winnicach Jaworek uprawia się
m.in. białe Chardonnay, Pinot Gris, Gewurztraminer, czerwone Pinot Noir,
Acolon, Cabernet Sauvignon, Syrah.
Zaglądamy do winiarni - błyszcząca od soku podłoga pachnie mocno
winogronami. Stopczyński pokazuje kadź fermentacyjną. Miesza w niej
specjalnym ubijakiem: - Proszę zobaczyć, jak bąbelkuje.
Fot. Krzysztof Gutkowski / AG
Z tego naprawdę będzie czerwone
wino, przekonuje Piotr Stoparczyk
Fot. Krzysztof Gutkowski / AG
Kiście, z których powstanie białe wino, trafiają najpierw do odszypułkowarki,
potem wyciska się z nich sok, miazga wlewana jest do stalowych kadzi. Białe
wino wychodzi ze zbiorników fermentacyjnych po pięciu miesiącach. - Pierwsze
młode wino, jak słynne Beaujolais Nouveau, jest już gotowe w listopadzie.
Specjalnie przyspiesza się proces jego fermentacji - wyjaśnia Stopczyński.
Czerwone wino robi się z całych owoców. - Zwracamy uwagę, by grona były
jak najmniej poobijane i pogniecione, bo wtedy z pestek wydzielają się taniny i
gorzkie oleje, a to błąd w sztuce winiarskiej - zdradza enolog. Grona fermentują
w kadziach, później dodawane są do nich szlachetne drożdże. Czerwone wino
trafia do dębowych beczek, a później leżakuje w butelkach. - Chcę udowodnić,
że w Polsce da się hodować winorośl i robić z niej dobre wino - mówi
Stopczyński.
Właściciel po prostu lubi wino
Fot. Krzysztof Gutkowski / AG
Lech Jaworek bada reflektometrem
zawartość cukru w gronach
- Dolny Śląsk i Lubuskie to pod względem klimatycznym miejsca, gdzie można
poważniej myśleć o nasadzeniach winorośli - mówi Maciej Sierpiński, właściciel
przydomowej winnicy w Piławie Górnej i wiceprezes Stowarzyszenia Winiarzy i
Miodosytników Polskich. - Nie będziemy wprawdzie nigdy Szampanią ani
Alzacją, ale możemy robić wina porównywalne z tymi, które powstają w rejonie
Drezna. Większości dolnośląskich winnic nie zakłada się dla zysku. To
najczęściej hobby. Nawet największa dolnośląska winnica powstała, bo jej
właściciel po prostu lubi wino. Teraz nagle wszyscy o winnicach zaczęli mówić.
Moimi sąsiadami, którzy mają 300 hektarów ziemniaków, nikt się nie interesuje
- śmieje się. - A do moich 12 arów przyjeżdżają dziennikarze, nawet czeska
telewizja była.
- Oficjalnie z Dolnego Śląska zarejestrowało się pięć winnic, które będą
prowadzić sprzedaż wina. W Polsce będzie to robić 40 winnic o powierzchni
ok. 31 hektarów. To na razie mało, bo w kraju mamy już ok. 400 hektarów
winnic - mówi Rafał Wesołowski, prezes Stowarzyszenia Winiarzy i
Miodosytników Polskich. Sam też prowadzi winnicę w Węgrowie. - Ale to
młode winnice, tak jak moja, więc pewnie będą rejestrować produkcję w
kolejnych latach.
Pierwsze wino do sprzedaży trafi za rok. Wszystkich winiarzy czeka
najważniejsze kontrola, którą przeprowadzą zwykli miłośnicy wina.
Fot. Krzysztof Gutkowski / AG
Wina domowej roboty

Podobne dokumenty