Giganty i garbusy

Transkrypt

Giganty i garbusy
Giganty i garbusy
Utworzono: czwartek, 12 marca 1998
Giganty i garbusy
- Kanarki to wspaniałe hobby, szczególnie dla górnika, który po ośmiu godzinach pracy w ciemnym
wyrobisku chciałby trochę poobcować z przyrodą. Hodowla tych ptaszków łączy ludzi, tworzy
przyjaźnie - zapewnia Wojciech Kościalniak, pracownik kopalni "Bolesław Śmiały".
Hodowla kanarków ma długą i przebogatą historię. Zawsze prym wiedli tu górnicy. Wszędzie - w Niemczech, Austrii, Włoszech i w
Polsce również. Górnicy tyrolscy tak polubili te ptaki, że zabierali je na dół, aby swym śpiewem umilały pracę. Wówczas to odkryli
jeszcze jedną ich cechę - umiejętność reagowania na obecność szkodliwych gazów. Zaczęto więc zabierać kanarki pod ziemię nie
tylko dla rozrywki, lecz także dla bezpieczeństwa. Umieszczano je w niewielkich klatkach, zawieszanych tuż nad głowami
pracujących górników. Jeśli ich trele nagle ustawały, zaczynały się puszyć, ziewać i chować łebki pod skrzydła - górnicy w mig
opuszczali wyrobiska. Aż trudno uwierzyć, ale te małe, kolorowe ptaszki ocaliły niejedno życie.
Wojciech Kościalniak z Łazisk Górnych pracuje w kopalni "Bolesław Śmiały" i chętnie zabrałby któregoś ze swych ptaków na
szychtę. Obecne przepisy nie przewidują jednak takiej możliwości.
- Kanarki to wspaniałe hobby, szczególnie dla górnika, który po ośmiu godzinach pracy w ciemnym wyrobisku chciałby trochę
poobcować z przyrodą. Hodowla tych ptaszków łączy ludzi, tworzy przyjaźnie - zapewnia.
Hodowca z Łazisk lubuje się w kanarkach kształtnych. Od 1985 r. sędziuje na krajowych wystawach, a niespełna dziesięć lat temu
uzyskał uprawnienia sędziego międzynarodowego. Jeśli zatem coś ciekawego dzieje się w kanarkowej branży w Polsce lub na
świecie, Wojciech Kościelniak musi tam być obecny.
- Kanarki ocenia się podobnie jak psy lub koty. Jest wzorzec i oceniany kanarek musi mu odpowiadać, jeśli ma liczyć się w
konkurencji. Hodowcy wystawiają kanarki bardzo małe, najmniejsze, jakie zdołał wyhodować człowiek. Zaliczają się do nich
hiszpańskie miniatury, mające nieco ponad 10 cm długości. Olbrzymy, czyli giganty włoskie, przedziwnie ufryzowane, nie
przekraczają zazwyczaj 24 cm. Ulubione przez hodowców są glostery. Prześliczna rasa małych ptaszków z koronkami. Od niej
zaczyna chyba każdy początkujący hodowca - opowiada prezentując kolejne okazy z własnej kolekcji.
Czy ktoś widział kanarka garbatego? To nie żart. Te wspaniałe ptaki są również w posiadaniu łaziskiego hodowcy. Ich smukłe nogi,
nieco wykrzywiona na kształt siódemki postawa i potrójna fryzura sprawiają, że trudno oderwać od nich wzrok. Robią ogromne
wrażenie.
W grudniu ub.r. odbyły się w Czeladzi Mistrzostwa Polski hodowców kanarków. Wojciech Kościelniak wystawił na nich sześć
kolekcji po cztery kanarki każda, zgarniając wszystkie nagrody.
Teraz jego ptaki odpoczywają. Cześć mieszka w klatkach zajmujących całą ścianę jednego z pokoi niewielkiego mieszkania, część
przebywa na działce.
- Tam trzymam samice. Fachowo nazywa się to "zimowaniem". Samica musi wymarznąć, żeby na wiosnę poszła do lęgu. Tłuszcz,
który noszą na sobie, pozwala im na zniesienie nawet dziesięciostopniowego mrozu. Przy takich temperaturach mam problem z
wodą. Dwa, trzy razy dziennie trzeba ją donieść wraz z pokarmem. W najgorszej sytuacji sypię do klatek śnieg - wyjaśnia tajniki
swego hobby.
Hodowla kanarków nie jest tanim zajęciem. Ptaki trzyma się w parach. Dla przykładu - para włoskich gigantów kosztuje obecnie
1000 euro. Pokarm sprowadza się z Belgii. Podobnie jak szczepionki. Kanarek raz wystawiony w zawodach otrzymuje obrączkę i zgodnie z regulaminem - nie może już startować w następnych. Trzeba przygotować kolejne ptaki, żeby nie wypaść z obiegu.
Kiedyś Wojciechowi Kościelniakowi uciekł kanarek, który właśnie miał się pierzyć. Wszyscy sądzili, że już po nim. Tymczasem za
równy tydzień zjawił się z powrotem, niczym gołąb pocztowy. No właśnie... gołąb. Te ptaki stanowią kolejną pasję rewidenta
szybowego z "Bolesława Śmiałego". Wojciech hoduje je wespół ze swym ojcem Gerardem, emerytowanym górnikiem, który 43 lata
przepracował w tej samej kopalni. Ale to już osobna historia.
Kajetan Berezowski

Podobne dokumenty