Minister Boni przedstawił raport, na jaki nie zdobył się żaden

Transkrypt

Minister Boni przedstawił raport, na jaki nie zdobył się żaden
Od Sierpnia
do Unii
ROCZNICA
Nr 13
sierpień 2008
egzemplarz
bezpłatny
ISSN: 1897-936X
OGÓLNOPOLSKA
GAZETA
PLATFORMY
OBYWATELSKIEJ
PO
Na ringu, Mont
Blanc i Wiejskiej
ZNANI LUDZIE W PLATFORMIE
B
N
ez Polski i Polaków nie byłoby
dzisiejszej silnej Europy, inaczej
wyglądałaby mapa naszego regionu, nie byłoby integracji opartej
o wartości. A silna pozycja Polski
w silnej Europie to polityczna
ekstraliga światowa. Miejsce,
które możemy twórczo rozwinąć w realizację wizji
wielkiej, bratniej, pokojowej koegzystencji setek
narodów, których ojczyzną jest nasz kontynent – dowodzi Andrzej
Halicki, poseł PO.
ajmocniejsza kobieta Sejmu, posłanka PO Iwona Guzowska dopiero
na Wiejskiej przekonała się, że politycy nie są darmozjadami, za jakich się ich
uważa, choć czasami sama czuje się
nieprzydatna, bo jest tyle bicia
piany, bo z góry wiadomo, co
kto powie. Na szczęście są
i takie dni, kiedy może wspinać się na Mont Blanc
z 26 innymi kobietami
z krajów UE. Kobieta
może zdobyć każdy
szczyt – mówi mistrzyni kick-boxingu.
Czytaj na str. 8-9
Czytaj na str. 14
Kapitalny
raport
Minister Boni przedstawił raport, na jaki
nie zdobył się żaden poprzedni rząd
ANALIZA
Punkt odbicia
Platforma Obywatelska, której w ostatnich wyborach zaufali Polacy, stawia na
rozwój kapitału intelektualnego, na
odbudowę zaufania między ludźmi
i między obywatelem a instytucjami
państwa.
Alternatywą rozwoju kapitału intelektualnego jest inwestowanie we
wcześniejsze emerytury, zagrzebywanie się w przeszłości, zwiększony wysiłek coraz mniejszej grupy
pracujących obywateli. Wybór należy
do nas samych i do polityków, którym zechcemy ufać.
Raport Michała Boniego jest próbą
wyobrażenia sobie tego, co może być
ważne dla przyszłości, ma postawić pytania, zdiagnozować sytuacje i przeorientować nasze myślenie.
str. 4-5
Pamięć
świata
DOROBEK
Kiedy pisaliśmy na wielkich tablicach ze
sklejki postulat utworzenia wolnych
związków zawodowych, z radia dobiegał stanowczy głos I sekretarza PZPR,
Edwarda Gierka. Zapewniał, że klasa robotnicza dogada się z władzą, ale o żadnych wolnych związkach nie może być
mowy.
W moim zespole pracują młodzi ludzie, którzy myślą kategoriami przyszłości swoich dzieci
Z PRASY
REFLEKSJA
Wyborcza lekcja z Podkarpacia
Podczas wyborów uzupełniających do Senatu na Podkarpaciu
zarysowała się taktyka, którą PiS
będzie stosował w wyborach do
Parlamentu Europejskiego wiosną 2009. Jej podstawowe elementy to: dywanowe naloty
posłów na region, naciski na wyborców wywierane poprzez ludzi
nominowanych przez poprzedni
rząd oraz wpływ na lokalne
media publiczne. – Jeśli do wyborów, europejskich, nie zrobimy
w tych sprawach nic, to możemy
je przegrać – podsumowuje
swoją analizę tych wyborów kandydat PO, dr Maciej Lewicki.
str. 12
FOTO EN
Syn o Ojcu
TRADYCJA
Mój ojciec kiedyś mi powiedział coś i to
noszę w sercu do dnia dzisiejszego:
„Słuchaj, ja właściwie nie miałem nic
w życiu, oprócz dwóch rzeczy – wiary
w Boga i wiary w to, co robię. Ty masz trochę więcej ode mnie, ale wcale nie trzeba
dużo więcej, żeby osiągnąć sukces”. Wystarczą takie fundamenty i nie trzeba dużo
więcej. Jarosław Wałęsa, onet.pl, 1.07.2008
Rdzenni mieszkańcy Wąchocka
„grombki” to ci wąchocczanie,
których przodkowie zamieszkiwali tu jeszcze przed powstaniem 1863 r. Nowi to „ptoki”.
Tylko „grombki” mają prawo do
serwitutu ustanowionego jeszcze przez Kazimierza Jagiellończyka.
Wolność była dla mnie wtedy
marzeniem, nie przypuszczałem, że
tworzę obiekt, który stanie się jednym
z symboli wolności. Dziś wiem, że będzie on najcenniejszym zabytkiem
tworzącego się Europejskiego Centrum Solidarności, które przyciągnie
do Gdańska miliony turystów z całego świata – wspomina Arkadiusz
Rybicki, dziś poseł Platformy Obywatelskiej.
str.10
O Wąchocku bez żartów
Burmistrz
Jarosław
Samela
z obywatelami swojej gminy postępuje trochę jak z uczniami, jest
w końcu nauczycielem fizyki. Wie,
kiedy ustąpić, kiedy wystarczy
pouczenie, kiedy zaś trzeba wysłuchać żalów bądź udzielić życiowej rady.
str.6-7
2
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
sierpień 2008
Z PRASY
Janusz Palikot
się nie boi
G
dybym się bał, to takiej roli
bym nie grał, tylko się nałykał
powietrza, wypiął duży brzuch
i duże policzki i cedził coś o tym, jak
ważne są takie, a nie inne sprawy.
W tym samym tygodniu kilkakrotnie występowałem na mównicy
sejmowej, prezentując kolejne projekty Przyjaznego Państwa, w tej
chwili skierowaliśmy do marszałka 95
projektów, ale chociaż wydają się one
ważne i znaczące, to siła ich funkcjonowania jest dużo mniejsza niż takiej
improwizacji.
Taki jest ten świat: nikogo nie ciekawi 95. propozycja nowelizacji przepisów, ale zagranie na nosie Jarosławowi Kaczyńskiemu, pokazanie, że
nie jest taki nietykalny, to jest ciekawe.
Dziennik, 14.07.2008
w rozmowie z Anną Masłoń
Polityka
antyspołeczna
J
eśli nie uda się dokonać zmiany tej
polityki społecznej, będziemy mieć
nadal najwyższy w Europie odsetek ludności wiejskiej, najniższy
wskaźnik pracujących, najmłodszych
emerytów i najzdrowszych rencistów,
a jednocześnie najgorsze drogi, najwolniejsze i najczęściej się spóźniające pociągi, najniższy wskaźnik
dostępu do szerokopasmowego internetu, a w rezultacie najgorszy poziom
jakości życia. Wszystko to zaś w wyniku polityki mającej rzekomo zapewniać jego poprawę.
Janusz A. Majcherek,
Rzeczpospolita 30.06.2008
N
Zastanówmy się o co cały ten raban
Panie Bronku!
Panie Bronku,
kurczę,
niepotrzebnie pan
przyspieszył, bo
strasznie pan nam
jest… bo strasznie
nam pan był potrzebny.
Lech Wałęsa ,
Gazeta Wyborcza, 15.07.2008
FOTO EN
Drożejące
paliwa to nie
wina rządu
G
ospodarka światowa musi
zmierzyć się – nie po raz
pierwszy zresztą – z sytuacją
trwałego wzrostu popytu. (…)
Rząd wybiera bardziej sensowne,
mniej szkodliwe rozwiązanie nieinterweniowania przeciwko trendowi.
I chwała mu za to.
Alternatywą jest polityka populistyczna. Zrobić coś spektakularnego,
popularnego w oczach mniej przyzwyczajonej do myślenia części społeczeństwa, byle tylko wykazać się, że rząd
robi coś w palącej sprawie. Na tym pomyśle opiera się zgiełk czyniony przez
PiS wokół obniżki akcyzy i w ogóle
krytyka rządu za to, że nie walczy
z drożyzną.
Jan Winiecki,
Dziennik finansowy, 1.07.2008
Z
Je, kto nie pracuje...
US obecnie wypłaca świadczenia ok. 8 milionom osób. Efektywny wiek emerytalny dla
kobiet wynosi średnio 56 lat, w UE
60,4, dla mężczyzn w Polsce jest to
średnio 57,9, w Unii – 61,4. Plan finansowy ZUS na lata 2008-2012 przewiduje 93,8-183,5 mld zł deficytu. W UE
pracuje 43 proc. osób zdolnych do
pracy będących w przedziale 55-64 lata,
w Polsce zaledwie 28 proc. Chodzi o to,
by ci ludzie wrócili na rynek pracy.
Janusz Jankowiak,
Dziennik finansowy, 28-29 czerwca 2008
A niech dzwonią!
Moja polityka jest drogą, która ma
doprowadzić do tego, by numer telefonu polskiego prezydenta czy premiera był często używany przez
polityków z Berlina, Paryża czy Londynu lub innych stolic.
Prezydent Lech Kaczyński
w wywiadzie dla Dziennika, 1.07.2008
asza psychika słabo reaguje na
oznaki poprawy jakości życia,
natomiast bardzo silnie na sygnały o pogorszeniu statusu materialnego. Innymi słowy, jeżeli ktoś w maju
otrzymał pensję o 4 procent wyższą niż
miesiąc wcześniej, to specjalnie na to
nie zareaguje. Ale gdy pójdzie do
sklepu i stwierdzi, że zakupy, które
robi, są o 4 procent droższe niż przed
miesiącem, to odczuje to bardzo
mocno. Dlatego ogromna większość
Polaków oczekuje debaty na temat
drożyzny, licząc na to, że po takiej dyskusji rząd dokona cudu i standard
życia społeczeństwa będzie rósł.
W ciągu ostatnich dwóch lat dochody statystycznej polskiej rodziny
wzrosły o 25 procent. W tym roku prawdopodobnie zwiększą się o dalsze 14-15
procent. To jest wręcz galopada płac.
Janusz Czapiński,
Rzeczpospolita, 28-29 czerwca 2008
Dość
zarządzania
rodem z PRL-u
Z
tego właśnie powodu mamy
dziś w Polsce cały czas do czynienia ze zdecentralizowanym
ustrojem wprowadzonym w 1998
roku, ale nadal istnieją scentralizowane mechanizmy zarządzania. Pochodzą one jeszcze z czasów PRL-u.
I dlatego jest potrzebna kolejna reforma, której projekt właśnie poznaliśmy. Zakłada on modyfikację
sposobu zarządzania sprawami publicznymi, co będzie odpowiadało zdecentralizowanemu ustrojowi państwa.
Jest kilka wskaźników miary dobrobytu. Jeden mówi o liczbie kupowanych mieszkań i ich wyposażeniu,
liczby samochodów. Inny dotyczy realnej pracy i konsumpcji. I wszystkie pokazują, że od ostatnich trzech lat żyje
nam się znacznie lepiej. Dla ekonomistów hasło „drożyzna” jest uzasadnione tylko wtedy, gdy podwyżki
wahają się w granicach 10-50 proc. Ale
same ceny to tylko jedna strona medalu, bo jednocześnie mamy znaczący
przyrost płac, średnio o 10-12 proc.,
i zatrudnienia. Dochody gospodarstw
domowych wzrosły więc dużo bardziej
niż ceny żywności czy energii. Nie mówiąc o tym, że średnie ceny dóbr konsumpcyjnych wzrosły tylko o 4-5 proc.
A np. w przypadku odzieży i obuwia
mamy wręcz spadek cen w porównaniu z poprzednim rokiem. To samo
dotyczy telewizorów, komputerów.
Prof. Stanisław Gomułka, portal Onet
Nikt nikogo
nie połknie
D
la Tuska ludowcy są cennym
partnerem. Z prostego powodu. PO ma nikłą bazę społeczną na wsi. PSL jako sojusznik jest
naturalnym przedłużeniem wpływów
PO na tereny wiejskie.
A to oswaja tereny wiejskie z PO,
która – według opozycji – jest klubem
liberałów i nie troszczy się o zwykłego
człowieka.
Reasumując powiem tak: gdyby
obie formacje miały się połykać, cierpiałyby potem na niestrawność.
Prof. Edmund Wnuk-Lipiński,
Super Express, 31.05-1.06.2008
Michał Kulesza, Super Express, 31.05- 1.06 .2008
Prezydent (Sudanu) słusznie się zdenerwował
DOBRE WIADOMOŚCI GRZEGORZA LINDENBERGA
J
eden z moich ulubionych polityków, Omar al-Bashir z Sudanu,
miał niestety kiepski tydzień.
Zdenerwował się okropnie na prokuratora generalnego Międzynarodowego
Trybunału Karnego w Hadze, który
wystąpił do sędziów Trybunału o wydanie nakazu aresztowania prezydenta
za ludobójstwo w Darfurze. Wraz
z prezydentem al-Bashirem zdenerwował się parlament Sudanu, który potępił zamach na nieskazitelną opinię,
jaką prezydent al-Bashir cieszy się na
świecie. Niezadowolenie wyraziła też
Unia Afrykańska, która nie lubi, kiedy
przypomina się, że niektórzy z grona
szacownych afrykańskich mężów stanu
to zbrodniarze.
Prezydent al-Bashir został moim
ulubieńcem, kiedy kilka lat temu postanowił w twórczy sposób zaprowadzić
radykalny porządek w Darfurze, gdzie
doszło do ataków murzyńskich rebe-
liantów. Prezydent postanowił, że
oczyszczenie Darfuru wykonają siły
pospolitego arabskiego ruszenia, tzw.
dżandżawid, wyposażone w broń przez
wojsko sudańskie. Pomysł prezydenta,
zresztą generała, przyniósł spektakularne sukcesy: udało się zabić ponad
300 tys.osób, ponad 2 miliony wygnać
za granicę, następne dwa wsadzić do
obozów w Sudanie i jeszcze z milion
zgwałcić. W praktyce udało się niemal
opróżnić Darfur z Murzynów-rolników, żeby mogli go zająć Arabowiekoczownicy.
Oczywiście, prezydent al-Bashir
nic wspólnego z tym ludobójstwem nie
miał i o niczym nie wiedział, ale chociaż nie wiedział, to bardzo się martwił
i potępiał. Dlatego tak zabolał go wniosek prokuratora z Hagi, a wraz z prezydentem ból odczuł cały (miłujący
pokój i Darfurczyków) naród sudański.
Prezydent al-Bashir ze smutkiem
stwierdził, że w odpowiedzi na to niesłychane prokuratorskie oszczerstwo
naród sudański wprost może nie utrzymać nerwów na wodzy.
Tutaj dochodzimy do momentu interesującego nas, Polaków. Otóż w ramach sił Wspólnoty Europejskiej
rozmieszczanych w Czadzie do ochrony obozów uchodźców z Darfuru
działa kontyngent polski. Prezydent al-Bashir może rzeczywiście doprowadzić do ataków na obozy uchodźców
i strzegących je żołnierzy dla wywarcia
presji na Radę Bezpieczeństwa.
Sprawa wygląda bowiem
tak, że chociaż Sudan nie przystąpił do
umowy o powołaniu Międzynarodowego Trybunału Karnego, to Rada
Bezpieczeństwa ONZ, której Trybunał
podlega, kazała Trybunałowi zająć się
zbrodniami w Darfurze. Teraz oczywiście Rada może wydać rezolucję, która
zakazywać będzie Trybunałowi ściga-
nia prezydenta al-Bashira, albo w
ogóle sudańskich oficjeli (Trybunał był
już tak bezczelny, że ostatnio wystawił
nakazy aresztowania m.in. wobec sudańskiego ministra spraw humanitarnych). O taką rezolucję Sudan teraz się
stara, mobilizując sojuszników w Afryce, krajach muzułmańskich i Chinach, które kupują dwie trzecie jego
ropy naftowej.
Czy pokazanie palcem na prezydenta al-Bashira i powiedzenie: „Oto
zbrodniarz” pomoże czy zaszkodzi
Darfurczykom? Realiści twierdzą, że
zaszkodzi, bo jako zbrodniarz będzie
się mścił. Jako nieuleczalny optymista
sądzę, że pomoże – bo jako zbrodniarz
ze strachu przed procesem i więzieniem
będzie bardziej skłonny do zaprowadzenia w Darfurze pokoju.
A dobra wiadomość jest taka, że
zbrodniarz nie może już udawać męża
Grzegorz Lindenberg
stanu.
PO
OGÓLNOPOLSKA
GAZETA
PLATFORMY
OBYWATELSKIEJ
Biuletyn przeznaczony do użytku
wewnętrznego, kolportowany bezpłatnie.
Wydawca:
Platforma Obywatelska RP
ul. Andersa 21, 00-159 Warszawa
Redakcja:
Elżbieta Misiak-Bremer (redaktor naczelna)
Adam Wiewiorowski (dystrybucja)
Projekt i opracowanie graficzne:
Jacek Gałązka, exPress
www.ex-press.com.pl
Adres do korespondencji:
ul. Marszałkowska 87 m. 85
00-683 Warszawa
e-mail: [email protected]
sierpień 2008
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
Teraz trzeba nam debaty
3
Michał Boni, autor raportu o kapitale intelektualnym Polaków:
Z Michałem Bonim, sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i szefem
Zespołu Doradców Strategicznych premiera Donalda
Tuska rozmawia Elżbieta Misiak-Bremer
- Rozmawiamy w gabinecie, pod oknami którego toczy się kolejna manifestacja. Podobno grozi nam wybuch społecznego
niezadowolenia.
- W telewizyjnym przekazie z manifestacji widać napięcie, konflikt,
złość, negatywną energię. Tutaj, w gabinecie, dokąd zapraszamy manifestantów, tego już nie widać. Podczas
rozmów bywa raczej spokojnie i bardzo rzeczowo. Nie ma objawów sytuacji z 1991 roku, kiedy to przez
50 dni codziennie był inny strajk, głodówka, manifestacje itd.
Od wielu już lat różne formy manifestacji są formą demokracji pracowniczej, która nie grozi stratami
firmie. Są wyrazem pewnych emocji
społecznych, naturalnym sposobem
pokazania strony konfliktu, są wyraziste, zwiększają teatralność życia
publicznego – dla mediów to fantastyczne. Ale z punktu widzenia procesu negocjacyjnego są bez znaczenia.
Powstały już nawet komercyjne firmy,
które oferują obsługę manifestacji:
transport, samochody z nagłośnieniem, ochronę, trasę przejścia, załatwienie zgody władz samorządowych,
przygotowanie postulatów.
– Zna Pan taką firmę?
– Nie pamiętam nazwy. Podczas
ostatniej manifestacji organizowanej
przez Sierpień 80, kiedy palili opony
i było bardzo głośno, gdy manifestujący weszli do środka rozmawialiśmy
grzecznie i rzeczowo, a na koniec
spotkania zapytali: „Panie ministrze
czy możemy sobie z Panem zdjęcie
zrobić?” Jeśli konflikt jest prawdziwy
i głęboko uzasadniony, to tego typu
relacje nie wchodzą w grę. Jeśli nastoje są trochę steatralizowane, to się
robi zdjęcie i nikt na nim nie ma wyciągniętych noży. To był dla mnie taki
barometr stanu i poziomu konfliktów
społecznych.
Po poprzednim rządzie został
obyczaj, że manifestanci przy wejściu
do gmachu na stojaka składali papiery.
Ja zapraszam ich do osobnego pomieszczenia, siadamy i rozmawiamy.
- Ale ja nie chciałam rozmawiać o manifestacjach, tylko o kapitale intelektualnym Polaków. O przygotowanym przez Pana
zespół raporcie. Pierwszy raz w wolnej
Polsce mówi się tak precyzyjnie o tym, co
nas czeka i jak musimy być na to przygotowani.
– Moim zdaniem transformacja
w Polsce skończyła się. Możemy
mówić o dorobku niepodległej Polski,
jako o wielkim osiągnięciu. Ale oczywiście są i słabe punkty.
Mam na myśli niedostrzeganie
przyszłych sił rozwojowych w obszarze
kapitału
intelektualnego.
Wszystko to, co wiąże się z inwestowaniem w człowieka, w jego umiejętności zdobywane w systemie
szkolnym i w ciągu całego życia. Ta
sfera jest zaniedbana w sensie pełnej
przemyślanej interwencji państwa.
Polskie transfery społeczne w ponad 60 proc. skierowane są na starsze pokolenie. Najmłodszym dajemy tylko kilka procent. FOTO EN
Wielki boom edukacyjny stworzyli młodzi ludzie właściwie bez
udziału państwa. Dla nich edukacja
stała się biletem do lepszej przyszłości, do lepszej pozycji na rynku pracy.
Z drugiej strony jak popatrzymy
na rozwój Polski w minionym dwudziestoleciu i na wzrost gospodarczy,
to okazuje się, że nie pasujemy do żadnych teorii, które mówią, że im
mniejszy deficyt budżetowy tym wyższe tempo wzrostu gospodarczego.
Od 1989 roku nie ma takiej prawidłowości. Rozwijamy się skokami,
widać olbrzymią energię przedsiębiorców, widać różne starania państwa, ale te starania nie układają się
w przemyślaną wiązkę. Początek
transformacji określały dwa proste
pojęcia: reguły wolnego rynku i normalne reguły demokracji. Później,
kiedy mechanizmy rynkowe zaczęły
się ugruntowywać, zaczęło przyby-
“
Patriotyzm
dzisiaj to
założenie małego
przedszkola,
przedsiębiorstwa,
by sprawdzić,
czy idę w stronę,
w którą
zmierza świat
wać różnego rodzaju przepisów ograniczających.
W 2002 – 2003 trochę tych
przepisów ubyło, ale później znowu
wróciły. Państwo z jednej strony
chce, żeby kraj i gospodarka się
rozwijały, a z drugiej strony funduje
prawo, którego podstawą jest brak
zaufania, założenie, że nie można
robić tego, co jest niezdefiniowane
w prawie.
W związku z tym definiuje się
wszystko i zamiast ustaw kilkustronicowyh, które tworzą ramy do wolnego działania w różnych dziedzinach
życia, tworzymy ustawy kilkudziesięciostronicowe, które dokładnie opisują, co i w jakich warunkach można
zrobić. I oczywiście po kilku latach
pojawiają się zupełnie nowe zjawiska,
nieopisane w tych ustawach i nikt nie
wie, jak na nie zareagować. Stąd trzydzieści kilka nowelizacji ustaw, co
prowadzi do absurdu. Mamy zbyt
wiele nadregulacji.
Do tego doszła polityka, która straszyła złodziejami, w związku z tym
prawo stawało się coraz bardziej zamknięte. Przestrzegano przed tymi, którzy są za bardzo wykształceni
– wykształciuchami. Z trzeciej strony
brnięto w politykę społeczną nie do
końca przemyślaną, ale dającą efekt wyborczy. Polskie transfery społeczne to
sześćdziesiąt kilka procent nakierowane
na pokolenie najstarsze, a na pokolenie
najmłodsze – tylko kilka procent.
Teraz chodzi o wyrównywanie
szans, o otworzenie warunków rozwojowych także dla najmłodszych,
o wyjście ze swoistego dryfu, w którym – moim zdaniem – jesteśmy.
Taki był impuls do przygotowania
raportu o kapitale intelektualnym Polaków. Kiedy w 1989 roku budowaliśmy
wolny rynek, punktem odniesienia były
4
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
Nie możemy skupiać
się tylko na stoczniach i autostradach
20%
Dostrzeżmy 90%
potencjał 4mln
rozumu
sierpień 2008
TYLKO
osób w wieku 55-64 lata
korzysta z Internetu
AŻ
ludzi po 50. nie uczestniczy w żadnych
działaniach społecznych,
sportowych czy kulturalnych
PONAD
ludzi z bogatym doświadczeniem, z dojrzałą mądrością życiową nie jest wykorzystywanych przez społeczeństwo
puste sklepowe półki, patrzyliśmy
wstecz. Teraz powinniśmy obrócić
głowę i spojrzeć w przód, budować
coś dla przyszłości. Ten raport o kapitale intelektualnym jest próbą wyobrażenia sobie tego, co może być
ważne dla przyszłości, jakie będą elementy konkurencyjności, ma postawić pytania, zdiagnozować sytuacje
i przeorientować nasze myślenie.
– Co wynika z raportu dla członków PO, jak
oni to mogą wykorzystać?
– To może być świetny impuls,
żeby zadawać sobie lokalnie pytania.
Z szerszym udziałem różnych struktur będziemy na jesień przygotowywali raporty, dotyczące regionów.
To może być wzór myślenia o przyszłości, punkt wyjścia do rozmów ze
studentami, z młodymi ludźmi
uczniami, do debaty publicznej.
– Miałam na myśli bardziej praktyczne działania dla platformianych samorządów.
Na przykład kwestia małych przedszkoli wiejskich.
– To jest inspiracja do tego, żeby
budować program, który będzie programem konkretnym, a zarazem będzie wybiegać w przyszłość.
W świecie polityki mówi się, że jeśli
chcesz wygrać wybory, musisz ułożyć
bieżące klocki. Ale Polska jest
w okresie ważnych przemian cywilizacyjnych i ta część młodego pokolenia, która dała kredyt zaufania PO,
oczekuje nie tego, co wiąże się z relacjami między premierem a prezydentem, z problemem Ziobry, stoczniami. Myślę, że ta część polskiego
społeczeństwa oczekuje odpowiedzi
na pytania, w jakim kraju będziemy
żyć. Ono jest głodne wartości, ale ma
swoje aspiracje związane z poprawą
jakości życia we wszystkich wymiarach – od dochodu po jakość spędzania czasu wolnego.
Patriotyzm dzisiaj to założenie
małego przedszkola, to założenie
małego przedsiębiorstwa i odpowiedzenie sobie, czy ja idę w tę stronę,
w jaką zmierza świat. Nie dlatego,
że czuję się gorszy i muszę nadążać.
Nie dlatego, że czuję się lepszy
i muszę wyprzedzać, ale po prostu,
żeby być współodczuwającym,
współrozumiejącym i współdziałającym. Świat współczesny opiera się
na możliwości współdziałania. Globalizacja nowej generacji także
dzięki nowym technikom jest
o wiele bardzo otwarta na współdziałanie, niż to było wcześniej.
Kapitalny raport o
Mamy najniższe wskaźniki wczesnej edukacji
FOTO EN
W porównaniu z szesnastoma krajami
- To raport skierowany do ludzi, którzy mają
podjąć pewne działania, do administracji państwowej, a ta administracja
jest w znacznej mierze ukształtowana
jeszcze w minionej epoce. Usłyszałam
takie zdanie: stocznie padają, a oni bredzą o jakimś kapitale intelektualnym.
– Polska jest w takim momencie rozwojowym, że jeśli skupi
energię tylko na stoczniach albo
tylko na autostradach, to za 4 lata
zobaczymy, że Czesi poszli daleko
do przodu, inni też gdzieś pędzą,
a my ciągle kręcimy się w kółko
wokół tego samego i dlatego w tym
samym czasie trzeba oczywiście
myśleć o rozwoju kapitału intelektualnego.
- Czy Pana przeszłość ma wpływ na odbiór
Pana działań?
- Nie mam takiego wrażenia.
- Ale to był powód, dla którego Pan nie
chciał, czy też nie mógł być ministrem?
- To było bardzo trudne. Donald
Tusk bardzo chciał, żebym przygotowywał i realizował program. Był
to więc dobry moment, żeby uczciwie spojrzeć samemu sobie w twarz,
uczciwie spojrzeć jemu w oczy,
a przy okazji i opinii publicznej.
Obaj nie wiedzieliśmy, co będzie
dalej.
Nie było jasne, jakie będą konsekwencje mojego publicznego wyznania, że kiedyś, pod wpływem
szantażu, podpisałem deklarację
współpracy z SB. Współpracy
wprawdzie nie było, ale teczka
z moim podpisem jest.
Wiedziałem, że muszę to zrobić.
Ta „spowiedź” miała ludzki wymiar,
polityka odeszła na dalszy plan.
Każde oczyszczenie wzmacnia.
Przejście czegoś trudnego, cierpienia,
zmierzenie się z własnymi słabościami,
z grzechem – wzmacnia. Osłabia nieumiejętność dania sobie rady.
W sensie satysfakcji intelektualnej jestem teraz na lepszej pozycji
niż minister. Mam pewną liczbę godzin w tygodniu, które spędzam na
rozmowach z ekspertami. Gdybym
był ministrem, to bym mógł czytać
tylko krótkie notatki.
To, co przeżyłem, oceniam, jako
dobro, które mnie spotkało, bo
z jednej strony był proces mojego
wewnętrznego dojrzewania, a z drugiej strony darowane mi zaufanie.
Rozmawiała
Elżbieta Misiak-Bremer
Co pokazuje raport o kapitale intelektualnym Polaków i co to za kapitał,
który tym bardziej przyrasta, im więcej
się z niego korzysta?
Kapitał intelektualny, na który
składa się kapitał ludzki, strukturalny,
społeczny i relacyjny to po prostu ogół
niematerialnych aktywów, to wiedza,
umiejętności, doświadczenie i postawy ludzi (kapitał ludzki). To system edukacji i innowacji, placówki
naukowe i badawcze, teleinformacja
i własność intelektualna (kapitał
strukturalny). To normy postępowania, zaufanie, zaangażowanie (kapitał
społeczny). To relacje międzyludzkie,
międzyinstytucjonalne, to wizerunek
Polski na zewnątrz, to integracja Polski z gospodarką globalną, to atrakcyjność Polski dla partnerów
handlowych, inwestorów, turystów
(kapitał relacyjny).
Im lepsze wykorzystanie kapitału
intelektualnego, tym lepsze warunki
rozwoju – takie swoiste perpetuum
mobile. Tymczasem to, co pokazuje
raport, optymizmem nie napawa.
Choć sam fakt, że w drugie dwudziestolecie niepodległości wchodzimy
jako kraj, w którym debaty mogą toczyć się nie tylko wokół przeszłości
i w którym ważniejsze niż szukanie
winnych staje się stawianie mądrych
pytań – optymizmem napawa.
Postawiona przez ekspertów
diagnoza pokazuje dystans, jaki
dzieli nasz kraj od bardziej rozwiniętych krajów europejskich. Kapitał intelektualny Polaków w trzech
kategoriach generacyjnych (dzieci
i młodzież, studenci, dorośli) plasuje
nas w końcówce, a w pokoleniu se-
Rekomendacje
wynikające z raportu
Spoiwem dla działań związanych z aktywizacją i rozwojem potencjału Polaków powinien być kapitał społeczny.
Państwo może stymulować rozwój kapitału społecznego poprzez budowanie zaufania do instytucji oraz
kształtowanie odpowiednich norm
wzajemnego postępowania.
niorów - na ostatnim miejscu wśród
16 badanych państw europejskich.
A nie mamy już wszak przewagi konkurencyjnej wynikającej z taniej siły
roboczej i dużego rynku położonego
w centrum Europy. Fundamentem
gospodarki opartej na wiedzy jest kapitał intelektualny – jego poziom
i wykorzystanie.
Dziewiętnaście lat temu w bardzo
trudnych warunkach udało się przestawić polską gospodarkę z socjalistycznej niemocy na tory gospodarki
rynkowej. Nawet najbardziej zajadli
krytycy III RP nie mogą nie zauważyć
pozytywnych skutków tej transformacji. Ale już wtedy dawał się zauważyć
niedostatek reform społecznych. Jak
mawiał Lech Wałęsa: „Nie objawił się
drugi Balcerowicz”.
Wyzwanie, jakie dzisiaj staje przed
naszym krajem równa się swoją wagą
z planem profesora Leszka Balcerowicza. Inne są jednak uwarunkowania
zewnętrzne. Plan Balcerowicza można
było poniekąd Polakom narzucić. Inwestowanie w kapitał intelektualny,
wykorzystanie tkwiącego w nim potencjału, wymaga natomiast inicjatywy
i zaangażowania wszystkich, ponad
wszelkimi podziałami. A to chyba najtrudniejsze wobec generalnego braku
zaufania, jaki wykazują Polacy wobec
siebie, jak i instytucji państwowych
i obywatelskich. Jak pokazuje raport,
ten poziom zaufania mamy najniższy
ze wszystkich badanych krajów.
Odbudowa zaufania staje się
pierwszoplanowym
problemem
w zbiorowości tworzącej dobrą przyszłość. To zaufanie buduje otwartość,
dobre stosunki z innymi ludźmi, chęć
poznawania odmiennych ludzi i kul-
tur, umiejętność wykorzystania wiedzy i doświadczeń innych ludzi.
Nieustannie zarzuca się rządowi,
że nic nie robi. Czytaj: nie przedkłada
Sejmowi codziennie nowego projektu
kolejnej wielkiej reformy. Największej
reformy wymaga jednak to, czego
żadną ustawą się nie ureguluje i nie
wprowadzi odgórnie. Obowiązku obdarzania zaufaniem nie da się bowiem
nikomu narzucić. Można tylko przyjmować rozwiązania, które służą odbudowie tego zaufania w stosunkach
między ludźmi nawzajem i wobec
państwa, można tworzyć prawo, które
nie traktuje obywatela jako potencjalnego oszusta, któremu skomplikowaną legislacją trzeba te oszustwa
uniemożliwić. Prawo może dawać
wiarę oświadczeniu obywatela i takie
prawo należy tworzyć.
1
2
Bardziej
kompleksowa
i efektywna
polityka rodzinna
Podniesienie
jakości
nauczania
“
Obecne
wyzwanie
równa się
swoją wagą
z planem
profesora
Leszka
Balcerowicza
Zapewnienie wysokiej jakości kapitału ludzkiego
sierpień 2008
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
5
naszym kapitale intelektualnym
Kapitał intelektualny dorosłych plasuje Polskę na 14. miejscu na 16 badanych krajów
FOTO EN
Edukacja słabo wyrównuje szanse
FOTO EN
Europy jesteśmy w końcówce albo i na końcu
Diagnoza dotycząca stanu
kapitału intelektualnego została przedstawiona w odniesieniu do czterech grup
generacyjnych: dzieci, studentów, dorosłych i seniorów.
motywacyjny i przyczynia się do negatywnej selekcji do zawodu. Konieczna
jest taka jego reforma, by był on ściśle
związany z wynikami nauczania. Najniższe w Europie wynagrodzenie mają
w Polsce nauczyciele początkujący, ale
już nauczyciele z 15-letnim stażem dobijają do średniej europejskiej. Tyle, że
wzrost ich wynagrodzenia nie jest powiązany z wynikami pracy. Przyciągnięcie do zawodu nauczyciela
właściwych osób, ich selekcja i droga
awansu są kluczowe dla poprawy jakości edukacji. W Singapurze tylko co
piąty kandydat jest przyjmowany na
studia pedagogiczne. Ale za to 90 proc.
przyjętych kończy studia i pracuje jako
nauczyciele.
Rozwijanie talentów uczniów nie
zależy od wielkości klas, jak się powszechnie uważa. Natomiast jeden
model szkoły, jeden program dla
wszystkich powoduje, że szkoła nie jest
dobra dla nikogo. W systemie „urawniłowki” talenty nie rozkwitają. Model
szkoły z epoki rewolucji przemysłowej,
kiedy trzeba było jednolicie przygotować duże grupy młodzieży pod potrzeby
fabryk, kompletnie nie odpowiada potrzebom gospodarki wiedzy.
Jakie są warunki życia dzieci i czy
mają one odpowiednie warunki rozwoju?
Nie ma zadowalającej odpowiedzi
na tak postawione pytanie. Mamy
najwyższe w Europie zagrożenie
biedą, najniższe wskaźniki wczesnej
edukacji decydującej o rozwoju
dziecka, system podatkowy, który
prowadzi do osłabienia ekonomicznej
pozycji rodzin wielodzietnych. W dalszej perspektywie rodzice wielu
dzieci będą mieli niższe emerytury
niż ci, którzy zamiast posiadania
i wychowania dzieci wybrali drogę
kariery zawodowej.
Na wybór drogi edukacji dzieci
ogromny wpływ mają nie tyle indywidualne zdolności dziecka, ile środowisko, z którego ono pochodzi.
Obecny system edukacji mało sprzyja
wyrównywaniu szans dzieci „źle urodzonych”. Poprawa dostępności i jakości wczesnej edukacji to klucz do
ograniczenia nierówności społecznych – stwierdzają autorzy raportu.
Ba, inwestycje we wczesną edukację
najbardziej opłacalne są nie tylko dla
samych dzieci, ale i dla całego społeczeństwa, co udowodnił ekonomiczny
noblista, James Heckmmann.
Jakość edukacji szkolnej najbardziej zależy od jakości nauczycieli.
Tymczasem, jak podaje raport, system
wynagradzania nauczycieli jest anty-
Indeks kapitału intelektualnego
studentów plasuje Polskę na 13. miejscu wśród 16 krajów europejskich objętych badaniem. Przyrost liczby
studentów z 394 tys. w roku akademickim 1990/91 do dzisiejszych 2 mln
nie przekłada się, niestety, na jakość
kształcenia, a w dodatku struktura ich
kształcenia jest słabo dopasowana do
potrzeb rynku pracy. Pomiędzy nauką
a gospodarką istnieje przepaść.
3
Ukierunkowanie
szkolnictwa
na potrzeby
rynku pracy
Dzieci i młodzież
W stosunku do swojego potencjału
Polska jest jednym z najmniej innowacyjnych krajów świata.
Indeks kapitału intelektualnego
dorosłych plasuje Polskę na 14. miejscu. Niewielu z nas pracuje przy średnich i wysoko zaawansowanych
technologiach. Niski jest poziom
umiejętności komputerowych, niska
liczba wniosków patentowych w przeliczeniu na milion mieszkańców. Polacy niechętnie zmieniają pracę,
niepokojąco niewielu dorosłych bierze udział w kształceniu ustawicznym.
A przecież za 10-20 lat trzeba będzie
podejmować pracę w sektorach, których dzisiaj jeszcze w ogóle nie ma.
Mamy najniższy poziom aktywności zawodowej w wieku 15-64 lata.
A jednocześnie Polacy pracują tygodniowo o 2,5 godziny dłużej niż przeciętny Europejczyk, muszą bowiem
podtrzymać rozwój gospodarki
i utrzymać rzeszę niepracujących.
Trudno się dziwić, że są najmniej usatysfakcjonowani z równowagi pomiędzy czasem poświęconym na pracę
i na inne zajęcia. Wysoki odsetek
osób dorosłych cierpi na choroby
przewlekłe lub dysfunkcje, a mały odsetek z nich jest aktywnych ruchowo.
Niski jest nasz udział w kulturze, choć
korzystanie z dóbr kultury służy innowacyjności i inspiruje.
Dorośli
“
PO stawia
na odbudowę
zaufania
między ludźmi
i wobec
instytucji
państwa
jest trudna do zrozumienia i wykorzystania. Od nas i tylko od nas, od
naszych wysiłków osobistych, a także
działań małych i większych społeczności, od naszych działań społecznych i politycznych zależy, czy dla
naszego kraju spełni się scenariusz
optymistyczny, czy pesymistyczny.
Czy Polska stanie się najbiedniejszym krajem Europy, z którego uciekają najzdolniejsi, a firmy przenoszą
stąd swoje siedziby? Czy też będzie to
kraj, w którym tętni życie w społecznościach lokalnych, którego uczelnie
zajmują czołowe miejsca w rankingach światowych, najmłodsi obywatele w nowoczesnych przedszkolach
otrzymują wczesną edukację, a wielodzietne rodziny sprawnie godzą życie
rodzinne i zawodowe? Czy w tym
kraju dzięki większej aktywności zawodowej kobiet i seniorów rosną
wpływy do budżetu, dzięki czemu są
środki na infrastrukturę, edukację
i naukę? Czy lepiej wykształceni ludzie tworzą w nim lepsze instytucje,
lepsze prawo, lepiej wykorzystują
możliwości, jakie stwarza postęp gospodarki opartej na wiedzy?
Ten raport świadczy, że Platforma
Obywatelska, której w ostatnich wyborach zaufali Polacy, stawia na rozwój kapitału intelektualnego, na
odbudowę zaufania między ludźmi
i wobec instytucji państwa. Alternatywą jest inwestowanie we wcześniejsze emerytury, zagrzebywanie się
w przeszłości, zwiększony wysiłek
coraz mniejszej grupy pracujących
obywateli. Wybór należy do nas samych i do polityków, którym zechcemy ufać.
Kapitał intelektualny polskich seniorów jest najniższy w Europie, siedmiokrotnie niższy niż seniorów
szwedzkich. Polski senior najwcześniej staje się starym, nieaktywnym za-
wodowo, nieaktywnym fizycznie, nieuczestniczącym w życiu kulturalnym,
schorowanym człowiekiem. Ponad
4 mln ludzi z bogatym doświadczeniem, z dojrzałą mądrością życiową,
nie jest wykorzystywanych przez społeczeństwo. Tylko 20 proc. osób
w grupie wiekowej 55-64 lata korzysta
z internetu. Blisko 90 proc. ludzi powyżej 50. roku życia nie uczestniczy
w żadnych działaniach społecznych,
sportowych czy kulturalnych, nie angażuje się w wolontariat.
Bez zwiększenia aktywności seniorów, bez stworzenia paktu społecznego na rzecz ich aktywizacji Polska
nie utrzyma obecnego tempa rozwoju
gospodarczego i będzie systematycznie tracić znaczenie w Europie.
Mimo że samo określenie „kapitał
intelektualny” brzmi niezbyt swojsko,
to wiedza zawarta w tym raporcie nie
4
5
6
7
Aktywizacja
seniorów
Synergia światów nauki,
biznesu i kultury.
Rozwój miejsc pracy
o wysokiej wartości dodanej
Podniesienie
jakości prawa,
procedur i infrastruktury
dla biznesu
Regularne
mierzenie
wskaźników
kapitału intelektualnego
Studenci
Seniorzy
opracowała Elżbieta Misiak-Bremer
Stworzenie możliwości wykorzystania kapitału ludzkiego do budowy przewagi konkurencyjnej i rozwoju dobrostanu
6
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
sierpień 2008
Jedyne miasto, które do dziś zachowało przywileje
To nie dowcip! W Wąchocku
Zmianę pogody w Wąchocku zapowiada
wizyta pani Madzi u burmistrza. Pani
Madzia wie, że nadchodząca wichura na
pewno przewróci na jej dom wielką lipę.
Przedtem miała się przewracać topola,
ale topolę wycięto. Wprawdzie lipa rośnie w odległości jakichś 150 metrów od
domu pani Madzi, ale ona wie, że na
pewno uszkodzi jej dom.
Do burmistrza przed zmianą pogody zachodzi też właścicielka stojącego na skarpie domu, która podkopuje się pod dom swojej sąsiadki,
posadowiony nieco wyżej. Bywalcem
jest też pan Józek. Kiedyś domagał się
umorzenia podatku w wysokości 20
złotych. Po kolejnej wizycie burmistrz
wyciągnął z kieszeni banknot, dał
panu Józkowi i kazał zanieść do kasy
gminnej: policzył, że mniejszym problemem będzie takie rozwiązanie, niż
wypełnianie papierów, angażowanie
licznych urzędników i rozstrzyganie,
czy panu Józkowi taki przywilej się należy, czy nie.
Burmistrz Jarosław Samela z obywatelami swojej gminy, a zwłaszcza
samego Wąchocka, postępuje trochę
jak z uczniami. Jest w końcu nauczycielem fizyki, przed wyborami kierował wąchockim gimnazjum i do
swoich interesantów – obywateli Wąchocka – ma podejście pedagoga.
Wie, kiedy ustąpić, kiedy wystarczy
pouczenie, kiedy zaś trzeba wysłuchać
żalów bądź udzielić życiowej rady.
Pierwsza wzmianka o późniejszym miasteczku pochodzi z 1179
roku, kiedy to biskup krakowski
Gedko ufundował klasztor Cystersów.
Zakonnicy przybyli do Wąchocka
z francuskiego opactwa Morimond.
W XIII w. klasztor został samodzielnym opactwem, a dzięki darowiznom
władców, rycerstwa i szlachty stał się
w późniejszych wiekach jednym z bogatszych klasztorów na ziemiach polskich. Cystersi z Wąchocka, podobnie
jak inne klasztory oparte na regule benedyktyńskiej, przyczynili się do rozwoju przemysłu nad Kamienną.
Zakładali kopalnie i zakłady metalowe
w Bzinie, Mostkach, Parszowie, Wąchocku i Starachowicach. Klasztor
został skasowany w roku 1819, a budynki i pozostałe dobra przeszły na
własność państwa. Zakonnicy wrócili
do klasztoru w 1951 roku.
W styczniu 1863 r. gen. Marian Langiewicz przeprowadził w mieście koncentrację powstańców, którzy mieli iść
na Warszawę. 1400 ludzi założyło tutaj
obóz warowny. W latach 1943–45 w czasie okupacji niemieckiej w okolicy
miasta działało Zgrupowanie Partyzanckie Armii Krajowej „Ponury” pod dowództwem najpierw słynnego majora
Jana Piwnika, a po jego przeniesieniu
przez Komendę Główną AK w rejon Nowogródczyzny – przez majora Eugeniusza Gedymina Kaszyńskiego „Nurta”.
Utracone po powstaniu styczniowym prawa miejskie Wąchock odzyskał dopiero w 1994 roku.
Miasto cystersów i „Ponurego”
Rdzenni mieszkańcy Wąchocka
to „grombkowie” lub „grąbkowie”
Grumbki i ptoki
(mówi się: „grumbki”), chociaż
pierwsza wersja jest podobno dużo
starsza. Są to ci wąchocczanie, których przodkowie zamieszkiwali miasteczko jeszcze przed powstaniem
styczniowym. Grąbkowie mówią niekiedy o sobie, że są „krzokami”. Nowi
przybysze to „ptoki”. Ale „ptokiem”
można pozostawać jeszcze i w drugim
pokoleniu. Wszystko zależy od niepisanych reguł, którymi rządzi się społeczność Wąchocka. Tylko „grumbki”
mają prawo do serwitutu.
Wąchock to jedyne miasto, które
do dziś zachowało przywileje serwitutowe ustanowione jeszcze przez Kazimierza Jagiellończyka dla 195
rodowitych wąchocczan (tyle było
wtedy dymów w Wąchocku). Każdy z
nich ma prawo do corocznego 1,3
metra sześciennego drewna budulcowego z lasu i jednego kubika drewna
opałowego raz na trzy lata. O ten przywilej wąchocczanie sądzili się
z samym carem, który w odwecie za
udział mieszkańców w powstaniu listopadowym zniósł przywilej, i proces
wygrali! Car nie tylko musiał przywrócić prawo, ale także wyrównać za
lata, kiedy serwituty były wstrzymane.
Po czymś takim przywileju serwitutowego nie miała odwagi zakwestionować nawet władza PRL: został
potwierdzony w drodze ustawy.
Ale dzielenie serwitutowego
drewna jest coraz poważniejszym
i skomplikowanym problemem, bo
teraz dziedziczone są ułamki serwitutów. Stara się o to pan Krzysztof Sarzyński, woźny w wąchockim
gimnazjum, który już drugą kadencję
jest przewodniczącym Komitetu Serwitutowego.
Siedzą albo kucają w grupie przed
sklepem monopolowym. I czekają.
Dawniej prosił taki jeden Jarka Samelę o 50 groszy. Kiedy dyrektor gimnazjum został burmistrzem, stawka
wzrosła do 5 zł. Wtedy nowy włodarz
Wąchocka zatrudnił go do prac interwencyjnych, wyposażył w pomarańczową kamizelkę, służbowe buty,
rękawice i zlecił sprzątanie ulicy Kościelnej. Od tego czasu – sprawdziliśmy to starannie – na chodnikach
i na jezdni z trudem wypatrzyć można
peta. Jest czysto i to innych zniechęca
– sądzi burmistrz – do śmiecenia.
Burmistrz Samela obiecuje ławeczkę pod sklepem, jeśli wywieszą
tabliczkę z napisem „Wilkowyje”.
Śmieją się z dowcipu i żartują, że najpierw muszą napić się „mamrota”.
Na ulicy Krótkiej – może 50 m
długości – trotuary z kostki brukowej
ułożyli zatrudnieni w ramach prac interwencyjnych miłośnicy „mamrota”.
Uważają teraz, że ulica jest „baaardzo
ładna”, bo ułożyli chodniki „w artystyczny wzorek”.
Burmistrz Samela chciałby przenieść centrum Wąchocka w inne
miejsce, na tzw. Ogrody. Przez rynek
przechodzi ruchliwa szosa nr 42 ze
Skarżyska do Ostrowca Świętokrzyskiego i dalej, do Rzeszowa. Obwodnica, która powstanie w najbliższych
latach, odciąży rynek, ale nadal pozostanie on trudny do zagospodarowa-
Jarosław Samela (46 lat), burmistrz miasta i gminy Wąchock. Nauczyciel fizyki,
b. dyrektor gimnazjum w Wąchocku. Członek PO. W wyborach 2006 roku otrzymał 1483
głosy w I turze (44 proc.),
w drugiej – 2104 (62 proc.).
Jest jedynym burmistrzem
ze Świętokrzyskiego w zarządzie Unii Miasteczek Polskich.
FOTO ARCHIWUM
Na wąchockim rynku
Kapliczka na Wykusie nielegalna od 1957 roku
FOTO AR
Sołtys strzeże posterunku policji
FOTO AR
Klasztor Cystersów ufundoFOTO AR
wany w XII wieku
Defiladę w rocznicę śmierci „Ponurego” – przed wojną policjanta – otwiera orkiestra WojewódzFOTO AR
kiej Komendy Policji z Kielc
sierpień 2008
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
serwitutowe ze średniowiecza
idą zmiany
nia. Wąchock wciąż nie ma planu
zagospodarowania, jest wiele działek, których zapisani właściciele nie
żyją od kilkudziesięciu lat, a prawnuki jeszcze się nie pogodziły, co do
podziału spadku.
Nad rzeką Kamienną stoją ruiny
dawnego zakładu metalowego
z pierwszej poł. XIX w., z budynkiem mieszkalno-administracyjnym
zwanym pałacem Schoenbergów,
hale fabryczne i pozostałości dawnego ujęcia wody na rzece Kamiennej. Nowy, prywatny właściciel
pałacu planuje uruchomić tu hotel,
którego tak brakuje w okolicy.
Budżet to kręgosłup, na którym
opiera się całe życie gminy. Pieniądze pochodzą z kilku źródeł, z dotacji na zadania zlecone, czyli oświatę
i pomoc społeczną (jest na to około
9 mln złotych), trochę z CIT-u, zaś
z PIT-u Wąchock dostaje około
2 mln złotych. Burmistrz obserwuje
stały wzrost wpływów z podatku od
dochodów osobistych. Jest to pewnie efekt spadku bezrobocia w Starachowicach, gdzie większość
mieszkańców Wąchocka znalazła
jakąś pracę. Powiat starachowicki do
niedawna miał najwyższe w regionie
świętokrzyskim 20-procentowe bezrobocie. W tym roku spadło poniżej
10 proc.! A wiadomo, że PIT idzie za
mieszkańcem.
Ponadto coraz więcej ludzi
z miasta, czyli Starachowic, przenosi
się do tańszego Wąchocka. Mogłoby
tu ich zamieszkać jeszcze więcej, ale
Wąchock nie ma własnych terenów
pod inwestycje mieszkaniowe i przemysłowe. Największa parcela miejska
to pięć hektarów starego wyrobiska
po kopalni piasku, które do niczego
się nie nadaje. Przybysze budują się
więc na kupionych prywatnie bądź
odziedziczonych działkach.
Poważne skutki dla sytuacji demograficznej (i budżetowej) Wąchocka będzie mieć migracja:
z miasteczka wyjeżdża dużo ludzi.
Wskazuje na to spadek liczby klas
w szkole podstawowej z 11 oddziałów do 8. Są także dowody na emigrację zarobkową za granicę: co roku
przed wakacjami do gminy zgłaszają
się mieszkanki (choć są też przypadki mężczyzn) po zaświadczenie,
że są „gosposiami domowymi”. Burmistrz dobrze wie, że na podstawie
takiego dokumentu można dostać
legalną pracę w Niemczech.
Inwestycje są na szczęście finansowane nie tylko ze środków własnych, ale także z pieniędzy unijnych.
Dzięki dotacji z Regionalnego Planu
Operacyjnego powstanie hala sportowa i wyremontowane będą drogi.
Są też możliwości kredytowe, które
gmina wykorzysta, choć, jak mówi
burmistrz, nawet idąc po bandzie nie
wolno mu przekroczyć granicy
50 – 55 proc. wskaźnika zadłużenia
w stosunku do budżetu gminy.
Pieniądze
Ponoć historia wąchockich
dowcipów sięga XV wieku, kiedy to
rodowici mieszkańcy Wąchocka
Dowcipy o Wąchocku
otrzymali przywileje (ziemia, serwituty), których pozbawieni byli ludzie
przybyli później. Antagonizm pomiędzy „grumbkami” a „przybłędami” doprowadził do powstania
często bardzo złośliwych kawałów,
których ofiarą stawał się sołtys
– jako przedstawiciel władzy. Swoje
trzy grosze być może dołożyli mieszkańcy pobliskich Starachowic,
dokąd wąchocczanie przenosili się
w poszukiwaniu pracy.
Z inicjatywy powstałego w 1986
roku Towarzystwa Przyjaciół Wąchocka co roku w czerwcu organizowane były Dni Wąchocka
z zawodami strażackimi, koncertami
kapel podwórkowych, konkursem
piosenki dziecięcej. Kiermasze,
giełdy i wystawy – to tylko część bogatego programu obchodów, od tego
roku przeniesionych na wrzesień.
Od pięciu lat w Wąchocku stoi
pomnik Sołtysa Polskiego. Odlany
z brązu, przedstawia sołtysa siedzącego na skrzynce. Z jednej strony ma
swoje biuro, czyli teczkę, a z drugiej
koło od wozu. Bo, jak głosi słynny
dowcip, sołtysem zostaje ten,
w czyją chałupę trafi puszczone ze
wzniesienia koło. Na postumencie
widnieje napis: „Sołtys na zagrodzie
równy wojewodzie – w hołdzie polskim sołtysom”. W czerwcu odbywa
się Zjazd Sołtysów Ziemi Kieleckiej
połączony z Ogólnopolskim Turniejem Sołtysów, na który zjeżdżają sołtysi z całej Polski. Oprócz
okolicznościowych sesji odbywa się
turniej sołtysów rywalizujących
w rzucie beretem, zakładaniu koła
do wozu czy przełażeniu przez płot.
W części teoretycznej jest dyktando
i egzamin ze znajomości struktur samorządowych. W samym Wąchocku mieszka Honorowy Sołtys,
właściciel delikatesów przy Rynku.
Możliwe, że to w jego dom trafiło
koło z dowcipu.
Poza dowcipami, poważną sławę
miasteczku przynosi klasztor Cystersów, po którym oprowadza gości
furtian, brat Albert. Pokazuje nie
tylko zabytkowe krużganki i 800letni refektarz, ale także miejsce,
gdzie przed dwudziestu laty spoczęły
prochy majora „Ponurego”, świętokrzyskiej legendy, który zginął
15 czerwca 1944 roku na Nowogródczyznie w ataku na niemieckie
umocnienia. Co roku w czerwcu na
wzgórzu Wykus, wokół kapliczki
postawionej w 1957 roku przez byłych partyzantów, gromadzą się tysiące ludzi. Przyjeżdżają nie tylko
coraz mniej liczni kombatanci Armii
Krajowej i ich rodziny, lecz przede
wszystkim młodzież szkolna, harcerze i coraz liczniejsi politycy, szukający w ten sposób – co tu dużo gadać
– możliwości zaprezentowania swojego najszczerszego patriotyzmu.
Mszę na Wykusie odprawia zazwyczaj biskup radomski, ostatnio
– biskup Zygmunt Zimowski.
Władze miasta i gminy Wąchock zawsze uczestniczą w uroczystościach: z reguły wieniec
składają burmistrz i przewodniczący
Rady. Wprawdzie Wykus leży już na
terenie sąsiedniej gminy Bodzentyn,
jednak to właśnie w Wąchocku pochowano „Ponurego”, a na terenie
klasztoru mieści się Panteon Państwa Podziemnego – wmurowane
w klasztorny mur płyty, na których
opisana jest historia polskiego Państwa Podziemnego oraz tablice upamiętniające dowódców Armii
Krajowej.
Największe uroczystości patriotyczne, związane z historią partyzantów AK odbyły się przy okazji
sprowadzenia prochów mjr. „Ponurego” do kraju i jego pogrzebu
w 1988 roku – wzięło w nim udział
kilkadziesiąt tysięcy ludzi, co wywołało głęboki niepokój władz komunistycznych i w pewnym stopniu, jak
uważają niektórzy, mogło wpłynąć
na ich postawę przed Okrągłym Stołem.
Wpływ wojennej działalności
partyzantów na dzisiejsze życie Wąchocka i okolicznych wsi nadal jest
bardzo silny, a wyraża się nie tylko
w obecności na kombatanckich uroczystościach, lecz także w tym, że
młodzież szkolna – nieprzymuszana
– zgłasza propozycje nazwania swoich szkół imionami dowódców partyzanckich.
Na co dzień jednak życiem
miasta i gminy rządzą czynniki prozaiczne. Trzeba rozstrzygnąć na
przykład, czy gminę stać na współfinansowanie remontów dróg powiatowych. Starosta chciałby, by
gmina poniosła połowę kosztów.
Codzienne kłopoty to także
stosy przepisów, z którymi burmistrz musi się zmagać. Jego marzeniem jest, by komisja Palikota
jak najszybciej zakończyła pracę
i by na przykład na decyzję środowiskową przy naprawie drogi gruntowej nie trzeba było czekać 4 do 6
miesięcy. Szczególnie, że sama naprawa 500 metrów takiej drogi trwa
zaledwie 3 dni. I żeby uzgodnienia
przy remontach niektórych ulic,
przebiegających przez tereny kolejowe, można było załatwić naprawdę szybko.
A najważniejsza dla burmistrza,
przecież członka Platformy Obywatelskiej, jest współpraca z 15 radnymi samorządu. Jarosław Samela
mówi, że w Radzie nie jest potrzebna
większość o charakterze politycznym, tu do każdej sprawy trzeba
konstruować większość z zainteresowanych danym rozstrzygnięciem.
Co innego interesuje radnego z Parszowa, a czym innym żyje radny
z Ratajów. Radni lubią wpadać do
urzędu i patrzeć burmistrzowi na
ręce. Dlatego swój gabinet połączył
z salą konferencyjną, w której odbywają się posiedzenia Komisji Rady.
A gdy trzeba – spełnia ona też rolę
sali ślubów Urzędu Stanu Cywilnego, którego kierownikiem jest
sam burmistrz. I jeśli w swoim gabinecie udzielić ma on ślubu, to łańcuch
zakłada
dopiero
po
sprawdzeniu, czy orzeł został dobrze
na tę okazję wypolerowany.
I znów proza
Piotr Rachtan
Nie pójdę
z Fotygą
na ciuchy
FELIETON
tarsi wiedzą co, to ciuchy, młodsi niech się
dowiedzą, bo warto. Istniały w bardzo dawnych czasach, kiedy władza jeszcze
o mnie dbała i nie dopuszczała, bym przeciążał sobie
psychikę koniecznością wyboru: ani władzy jako takiej,
ani jednej ze stu marynarek w
domu handlowym. Władza
była jedna, a w „salonie” odzieżowym marynarki zdarzało
się cztery, ale za to identyczne. I żyło się bez stresów,
jakie dzisiejszym uciemiężonym wyborcom PiS-u przynosi samodzielne życie.
Jako
nieuświadomiony
obywatel nie doceniałem jednak troski władzy o moją wyższość moralną nad zachodnim
blichtrem. Co pewien czas lekkomyślnie udawałem się więc
na owe „ciuchy”, czyli na
bazar, gdzie sprzedawano zachodnie używane ubrania.
Tam za marynarkę w kratę
sprzedawałem się demonowi
konsumpcji i napędzałem
forsę kapitalistycznym krwiopijcom (dziś producentom)
i spekulantom (dziś handlowcom).
Starałem się oczywiście,
aby tej forsy napędzić im jak
najmniej. Nie wynikało to
wcale ze zdrowej proletariackiej nienawiści do kapitalistów, jaka zdaniem niektórych
publicystów i dziś powinna
przepełniać człowieka uczciwego i pobożnego, ale z niskiego skąpstwa i chciwości.
Już wtedy bowiem lubiłem
kupić najlepszy towar płacąc
jak najmniej. Służyła do tego
sztuka targowania się, niewiele różna od tego, co dziś
się nazywa negocjacjami.
Na ciuchy zabierało się ze
sobą przyjaciela. Jego funkcja doradcza, nawet gdy
mówił „Wyglądasz w tym jak
małpa” była drugorzędna.
Najważnieszym jego zadaniem było obrzydzanie. Odbywało się to tak: podchodziliśmy do straganu
i oglądaliśmy wszystko, tylko
nie tę marynarkę, którą już
wcześniej sobie wypatrzyłem. Po pięciu minutach przewracania w krawatach i gaciach „czystym przypadkiem”
trafiałem na wiszącą na eksponowanym miejscu marynarkę i przyglądałem się jej
ze zdumieniem, jak można
coś takiego w ogóle sprzedawać.
S
Ciuch z Fotygą – koszulka
z podobizną pani minister
(satyryczna szopka w teatFOTO EN
rze Groteska)
Wtedy przyjaciel od niechcenia rzucał: – Mogłaby ci
się nadać. – Cooo ty, mam już
trzy takie – odpowiadałem
lekceważąco. – Zresztą... jak
uważasz... – starałem się wywołać wrażenie, że chcę wyłącznie sprawić mu przyjemność i od niechcenia rzucałem do sprzedawcy: – Ile
pan chcesz za ten łach?
Padała kwota, odwracaliśmy się na pięcie, a za plecami padało sakramentalne:
– Przymierzyć kosztuje nic. To
było otwarcie negocjacji.
Ja mierzyłem, sprzedawca zaklinał się, że jeszcze
mi nic na plecach tak nie leżało, przyjaciel wybrzydzał,
że jeden rękaw dłuższy, tu
krata się nie schodzi, a tam
skaza na materiale. – Jaka
skaza, mucha nasrała, patrz
pan.... – paluch sprzedawcy
ścierał plamkę, a druga ręka
nurkowała w głąb straganu.
– Masz pan krawat stworzony
do tej marynarki. Sprzedawca
był gotów oddać go za
darmo, bo szkoda, żeby takie
dobro poszło na marne.
I tak się targowaliśmy, aż
do osiągnięcia kompromisu,
gdzieś między 60 a 75 procent ceny wyjściowej, zależnie od talentu przyjaciela.
Wybrzydzacze byli lepsi lub
gorsi, czasem zupełnie nieudani, ale nigdy, przenigdy,
nie zdarzyło mi się, żeby wybrzydzacz cichcem podszedł
od tyłu do straganu i szepnął
sprzedającemu: – Panie, on
i tak jest zdecydowany to
kupić.
Dlatego nigdy nie pójdę
z Fotygą na ciuchy. Z Kaczyńskim też nie. To kwestia
zasad.
Andrzej Kołaczkowski
7
8
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
sierpień 2008
Sierpniowa
Polska stała się wielkim
W przyszłym roku będziemy obchodzić
dwudziestolecie upadku komunizmu.
Stało się to dzięki nam – Polakom.
Warto o tym mówić głośno i wielokrotnie. Bez Polski i Polaków nie byłoby dzisiejszej silnej Europy, inaczej
wyglądałaby mapa naszego regionu,
nie byłoby integracji opartej na wartościach.
Lata ‘80: od stanu wojennego do obrad Okrągłego Stołu
FOTO EN
Bo prawdziwa integracja wolnych
społeczeństw w blok państw stowarzyszonych w ramach silnej politycznie
Unii Europejskiej to idea, którą ugruntowały przemiany w naszej części Europy. Nie byłoby zjednoczenia Europy,
gdyby nie upadł komunizm, a on nie
upadł na skutek rozbiórki muru berlińskiego, ale dokładnie odwrotnie – to
mur berliński został rozebrany cegła po
cegle rękoma polskich robotników
i polskiej młodzieży. Domino, które
zostało uruchomione 4 czerwca 1989
roku w Polsce stworzyło nadzieję na
Europę solidarną i wolną. Szybko podchwycona przez liderów politycznych
naszego kontynentu Europa solidarna
ma więc za ojców chrzestnych naszych
rodaków z Lechem Wałęsą na czele.
Bo czyż Karta Praw Podstawowych nie jest odpowiedzią na zapomniane nieco przez nas samych
wyzwanie, jakim było „Posłanie do
ludzi pracy krajów Europy Środkowej i Wschodniej” wystosowane podczas I Zjazdu Solidarności w
gdańskiej Oliwii we wrześniu 1981
roku? Czy ktoś wtedy mógł mieć nadzieję na spełnienie marzenia o podejmowaniu pracy bez barier,
podróżowaniu bez paszportu, wolnego dostępu do informacji i nieskrępowanego wolnego wyboru…
Ale Europa oparta na wartościach
obywatelskich i wolności nie byłaby
żywa bez wkładu największego z Polaków Jana Pawła II. Wartości obywatelskie muszą bowiem współgrać z
wartościami humanitarnymi i społecznymi. Bez nich zgubić można wartość najwyższą – człowieczeństwo. W
oparciu o te wartości tak silnym sztandarem stał się symbol Solidarności, a
Polska, zza żelaznej kurtyny stała się
wielkim eksporterem wolności opartej na tolerancji i poszanowaniu wartości jednocześnie.
Przesadzam? Nie bądźmy skromni
– to nasze – polskie dzieło: Unia Europejska jako stowarzyszenie gospodarcze kilku państw zaczynające od
Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali
uczyniła skok w kierunku hegemona
na geopolitycznej mapie świata, stając
się dobrowolnym stowarzyszeniem 27
wolnych państw, które w najbardziej
Okrągła rocznica skłania do podsumowań. Paranoja Polski
Pokażmy dorobek drugiego
Za rok minie 20 lat od pamiętnej jesieni
ludów 1989 roku. Jaka będzie ocena dorobku tego dwudziestolecia, porównywalnego z tym pierwszym, międzywojennym?
Na naszych oczach, niespostrzeżenie ale konsekwentnie, opozycja
toczy bitwę o świadomość narodową
Polaków. Chce, by z dwudziestolecia
1989-2009 w zbiorowej pamięci pozostało jak najmniej dobrego.
To operacja podobna do tej, którą za
czasów PRL-u prowadzili komuniści.
Dla nich w międzywojennym dwudziestoleciu nie liczyło się odzyskanie niepodległości, scalenie ziem
trzech zaborów, zwycięstwo nad Sowietami w roku 1920, opanowanie inflacji, budowa Gdyni i COP-u. Dla
nich najważniejszy był zamach majowy i klęska wrześniowa, tego uczyli
w szkołach, o tym trąbiła partyjna
propaganda.
Platforma Obywatelska nie może
biernie przyglądać się tej operacji,
której celem jest przedstawienie rządów premiera Olszewskiego i braci
Kaczyńskich jako jedynych pozytywnych okresów dwudziestolecia 19892009. Takiej wizji Polski Bolka
powinniśmy przeciwstawić osiągnięcia i dorobek Polski Lecha, tej Polski,
która w oparciu o inspirowany przez
Jana Pawła II ruch Solidarności pokojowo rozbiła system komunistyczny,
uzdrowiła gospodarkę, zapewniła Polsce bezpieczeństwo w NATO i przyspieszyła jej rozwój w Unii Europejskiej.
Można i należy robić to siłami
rządu, ale należy także sięgnąć po
wszystkich ludzi Platformy Obywatelskiej. Potrzebna jest aktywizacja oby-
wateli, by chcieli i mogli odpowiedzieć
na pytanie: jaki jest dorobek dwudziestolecia 1989-2009 w ich życiu,
życiu ich rodziny i ich małej ojczyzny?
Z jesieni 1989 pamiętam takie warszawskie obrazki: stragany z mięsem
przed Halą Mirowską, gdzie w deszczu,
przykryte plastikiem, straszyły jakieś
ochłapy. Panoramę Warszawy bez
wszystkich dzisiejszych wieżowców,
jedynie z hotelem Forum naprzeciw
stalinowskiego PKiN, a pod nim stragany, zwane wtedy szczękami. „Rzeczpospolitą”, którą dopiero co przejął
Dariusz Fikus, który codziennie zwalniał jakiegoś piewcę stanu wojennego.
A jak to przełomowe lato i jesień
1989 roku, po czerwcowych wyborach i wrześniowym zaprzysiężeniu
rządu Tadeusza Mazowieckiego wyCo kto pamięta?
glądało w Polsce lokalnej – w miasteczku, wsi, osiedlu? Rocznica dwudziestolecia jest dobrą okazją do
osobistego wspomnienia, poszukania
fotografii, odświeżenia pamięci, rozmowy z tymi, którzy być może pamiętają to lepiej – rodzicami, dziadkami,
sąsiadami.
Z inspiracji radnych Platformy
Obywatelskiej lokalne samorządy
mogłyby jesienią tego roku ogłosić
konkursy: „(Nasza wieś, miasto)
– dwadzieścia lat minęło” na przedstawienie i opisanie tych samych miejsc
20 lat temu i obecnie, na pokazanie
tego, co się przez te 20 lat zmieniło.
Niech to będą jednostkowe, osobiste
relacje, amatorskie zdjęcia, wspomnienia, pamiętniki. Rozstrzygnięcie konkursów – wiosną, czyli już z budżetu
2009 roku, przedstawienie wyników na
przykład w postaci lokalnych e-stron
– jesienią, wspólnie z krajowymi obchodami dwudziestolecia, planowanymi na wrzesień 2009 roku.
Trzeba to zrobić, ponieważ historia tego dwudziestolecia nie powinna
być pisana wyłącznie przez historyków,
szczególnie tych, którzy mylą swoją
rolę z publicystami, jak jest w przypadku biografii Lecha Wałęsy napisanej przez pracowników IPN.
Odzyskanie niepodległości i jej dwudziestolecie 1989-2009 pozostawiło
przecież ślad na każdej polskiej rodzinie. Sporządzenie kronik rodzinnych
tego okresu mogłoby być przedmiotem
konkursu „Dwudziestolecie w naszym
domu” dla młodzieży gimnazjalnej i licealnej, zorganizowanego przez szkoły.
– Kroniki rodzinne to przykład
tego, co badacze nazywają mikrohistoW naszym domu
sierpień 2008
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
9
Europa
eksporterem wolności
demokratyczny sposób wspólnie regulują rynek pracy z ochroną socjalną,
wprowadzają zupełnie wolny handel,
razem dbają o własne bezpieczeństwo
energetyczne, mogą mieć wspólną walutę, mają silną reprezentację polityczną, a także ochronę militarną.
A więc są w pełni bezpieczne, wolne
i szybko bogacące się. Ten nowy wymiar polityczny i gospodarczy został
osiągnięty dzięki impulsowi z 1989
roku.
Wszystko to co powyżej wydaje
się oczywistością, a jednak o niej zapominamy. Wielką wadą Polaków jest
przywara, która każe nam „szukać
dziury w całym”, mówić źle, zamiast
dobrze. Dotyczy to wielkich żyjących,
których autorytet potrafimy sami dezawuować. Czy muszą aż odejść, żebyśmy się opamiętali? Jeżeli sami nie
będziemy szanować siebie, to kto nas
będzie szanować? Szacunek dla samych siebie wystarczy, by zajmować
istotną pozycję w Europie. A silna pozycja Polski w silnej Europie to polityczna ekstraliga światowa. Miejsce,
które możemy twórczo rozwinąć
w realizację wizji wielkiej, bratniej,
pokojowej koegzystencji setek narodów, których ojczyzną jest nasz kontynent. Ale i ta oczywista oczywistość
bywa interpretowana w sposób dla
Polski obraźliwy. I przez kogo? Przez
nas samych! Przy okazji wielu partyjnych sporów rodzą się upiory. A wraz
z emocjami absurdalne wypowiedzi,
które idą w świat… Przypominam
sobie na przykład posła Kurskiego,
który w telewizji palnął: „Kiedyś raportowaliśmy do Moskwy, dziś będziemy raportować do Brukseli”. Albo
jego szef, sam lider partii Jarosław Kaczyński: „Nie pozwolimy, by Polska
stała się województwem”.
Między integracją suwerennych
państw opartą o pełną wolność, poszanowanie demokracji, akceptowaną
przez wolnych obywateli a dyktatem i
jarzmem wprowadzonym siłą, opartym na zniewoleniu, utracie suwerenności i praw obywatelskich jest tak
zasadnicza różnica, że tylko zupełna
ignorancja albo świadome kłamstwo
i manipulacja faktami pozwalają na
takie porównania.
Tym manipulacjom i kłamstwom
musimy stanowczo dać odpór: POLACY – pamiętajmy, że fundamenty
dzisiejszej Europy wmurowali polscy
robotnicy, w rytm słów Jana Pawła II:
„Solidarność to jeden z drugim, nigdy
jeden przeciw drugiemu”.
Andrzej Halicki
Poseł na Sejm RP, Warszawa
Trzecia Rzeczpospolita: integracja z NATO i Unią Europejską
FOTO EN
Bolka musi przegrać z dorobkiem Polski Lecha
dwudziestolecia
rią – twierdzi Piotr Osęka, historyk
z Uniwersytetu Warszawskiego. – Dają
one szanse przyjrzenia się historii społeczności lokalnych, życiu zwykłych
ludzi. Konkurs „Dwudziestolecie w naszym domu” byłby okazją do spisania
i przedstawienia przez pokolenie wychowanej już w Polsce po 1989 roku
relacji jego rodziców i dziadków o tym,
jak przeżywali odzyskiwanie niepodległości Polski i jej dwudziestolecie. Najlepsze prace być publikowane na
stronach internetowych szkół i lokalnych e-stronach 20-lecia.
Kiedy zdarza się, że oprowadzam
po Warszawie zagranicznych gości,
idę z nimi na Starówkę, pokazuję im
Krakowskie Przedmieście, czasami
udaje mi się dojechać do Wilanowa,
ale zawsze staram się, byśmy zdążyli
Szlaki Niepodległości
w dwa miejsca: do żoliborskiego kościoła św. Stanisława Kostki, na grób
księdza Jerzego Popiełuszki oraz do
Pałacu Kultury i Nauki. Ani jedno, ani
drugie miejsce nie leży na żelaznym
przewodnickim szlaku Warszawy, bo
dla tych, którzy prezentują naszą historię Polakom i cudzoziemcom, to rok
1696 jest najważniejszą datą w dziejach
miasta, bo to w nim przeniesiono stolicę do Warszawy.
Dla mnie ważniejszy jest orwellowski rok 1984 i zamordowanie
w nim księdza Jerzego Popiełuszki,
wstrząsająco przedstawione w muzeum jego imienia pod kościołem św.
Stanisława Kostki, które tą ekspozycją może konkurować nawet z Muzeum Powstania Warszawskiego na
Woli. A dlaczego Pałac Kultury? No,
nie cały pałac, tylko zaułek obok Sali
Kongresowej, bo tam mieści się je-
dyny w Europie Ośrodek Informacyjny Wolnej Republiki Iczkeri, czyli
nieoficjalna ambasada Czeczenii.
Jestem przekonany, że w każdym
polskim mieście są podobne miejsca
– oznaczone i nie, a łączące się z pamięcią o naszym dochodzeniu do niepodległości. To miejsca związane z
historią stopniowego, wytrwałego jej
odzyskiwania: od pierwszych pielgrzymek papieża Jana Pawła II, przez
miejsca powstania, delegalizacji i odradzania się Solidarności.
Na obchody dwudziestolecia za
rok, jesienią 2009, warto by te
miejsca opisać i oznakować, stworzyć z nich wirtualny i realny „Szlak
Niepodległości”. Inicjatywa znowu
należy tu do radnych Platformy Obywatelskiej, którzy działaniem własnym mogliby przekonać do tego
pomysłu lokalne organizacje obywa-
telskie, przewodników turystycznych, PTTK.
Uroczyste obchody 20-lecia wydarzeń 1989 roku odbędą się jesienią
2009 w Gdańsku – kolebce Solidarności. Jestem przekonany, że
uwzględnią one także wydarzenia w
innych krajach, które doprowadziły
do rozpadu obozu realnego socjalizmu. Zburzenie muru berlińskiego
nie wzięło się przecież z niczego, ale
– wbrew wizji zwolenników Polski
Bolka – nastąpiło na skutek długiego,
historycznego procesu, a nie wypełniania przez agentów instrukcji jak
zniszczyć władzę Kremla przygotowanych na Kremlu.
Historia demontażu obozu realnego socjalizmu w Europie Wschodniej tym bardziej przemówi do
Globalnie i lokalnie
wyobraźni Polaków i Europejczyków
jeśli zostanie przedstawiona w atrakcyjnej, multimedialnej, wielojęzycznej
formie. Może warto ogłosić konkurs
na taką prezentację? Wykorzystać w
niej doświadczenia autorów polskiego
pawilonu na wystawie światowej
w Saragossie? Włączyć do niej najciekawsze, osobiste wspomnienia Polaków z konkursów zorganizowanych
przez samorządy?
Niech te wszystkie działania mają
miejsce na naszej platformie obywatelskiej, pisanej małymi literami w
wielkiej sprawie. Tyle wspólnych
przedsięwzięć już nam się udało, to
też może się powieść. Polska Lecha
ma swój niezaprzeczalny dorobek,
dlatego trzeba go przypomnieć i przeciwstawić paranoicznej i poniżającej
nas wizji Polski Bolka.
Andrzej Krajewski
10
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
sierpień 2008
Wpadłem na pomysł, żeby postulaty strajkujących
umieścić na wiekich tablicach ze sklejki...
Pamięć Gdańska, pamięć świata
Legenda Sierpnia 1980 roku, Lech Wałęsa podpisujący Porozumienia Sierpniowe swoim wielkim długopisem,
sklejkowe tablice z 21 postulatami to
ikony utrwalone przez kamery wszystkich telewizji świata. Prawie każdy z nas
ma je przed oczyma. Czy jednak wielu
współczesnych mieszkańców Pomorza
– a wraz z nimi Polaków – utożsamia się
z historią, której symbolem stała się Solidarność? Być może epokowe wydarzenia, których pominąć już nie może żadna
encyklopedia historyczna XX wieku, są
jeszcze zbyt niedawną przeszłością, aby
stać się czymś w rodzaju „mitu założycielskiego”, rdzenia nowoczesnej tożsamości Gdańska, Pomorza, a po części
– całej Polski.
Dlatego tak ważne są symbole,
które skupiają uwagę na wielkich,
wspólnych przeżyciach, są nośnikami
zbiorowej tożsamości i naszą pamięcią.
„Pamięć świata” – tak właśnie nazywa
się jeden z programów UNESCO, założonej w 1946 roku wyspecjalizowanej organizacji ONZ zajmującej się
oświatą, nauką i kulturą. Należy do niej
185 państw, w tym i Polska. „Pamięć
świata” polega na znajdywaniu, opracowywaniu i wpisywaniu na listę
szczególnie chronionych tych dokumentów historycznych, które zmieniły
bieg dziejów świata, potocznie nazywanych najważniejszymi dokumentami ludzkości.
W 1996 roku Polska zgłosiła do
tego programu trzy propozycje: autograf „De revolutionibus libri sex” Mikołaja Kopernika z 1520 roku,
znajdujący się w Bibliotece Jagiellońskiej, autografy listów i nut Chopina
przechowywane w zbiorach Towarzystwa im. Chopina w Warszawie
i Bibliotece Narodowej oraz Archiwum Getta Warszawskiego, utworzone przez historyka, pedagoga
i działacza społecznego Emanuela
Ringelbluma. Mimo protestów francuskich (Chopin to przecież Francuz!) Komitet UNESCO obradujący
w Wiedniu wpisał polskie propozycje na listę najważniejszych tekstów
ludzkości. Znalazły się tam obok takich dokumentów, jak rękopis
„Świętego
Koranu”
Mushafy
z Othmanu czy też aktu końcowego
Kongresu Wiedeńskiego.
W 2003 roku międzynarodowa
komisja UNESCO obradowała w
Polsce. Nasz kraj przedstawił dwie
propozycje polskich tekstów pretendujących do uznania za takie, które
wpłynęły na bieg historii. Dokument
Konfederacji Warszawskiej z 1573
roku, jeden z pierwszych w Europie
aktów tolerancji wyznaniowej, który
gwarantował opiekę państwa nad
niekatolikami i ustanawiał bezwarunkowy pokój między wyznawcami
różnych religii. Dopiero w 25 lat później, bo w 1598 roku, wydany został
Arkadiusz Rybicki, poseł Platformy Obywatelskiej
FOTO PO
przez Henryka IV, króla Francji,
Edykt Nantejski, który kończył
wojny religijne we Francji. Gwarantował on hugenotom wolność wyznaniową i równouprawnienie polityczne. Ani polski, ani francuski
dokument nie ustanowiły wiecznej
tolerancji religijnej, jednak były przełomem w swojej epoce.
Drugi dokument, jaki przedstawiła UNESCO strona polska, to „21
postulatów” z sierpnia 1980 roku, zapisanych na dwóch drewnianych tablicach. Tablice, znajdujące się
w zbiorach Muzeum Morskiego
w Gdańsku, symbolizują przełom
w dziejach Polski i świata, polegający
na zapoczątkowaniu powszechnego
i ostatecznego buntu przeciwko komunizmowi. Symbolizują wielkość
Polski i Gdańska.
Gdańskie tablice powstały 18
sierpnia 1980 roku. W nocy z 16 na 17
sierpnia 1980 roku ułożonych zostało
21 postulatów, wybranych przez Komitet Strajkowy z około 300, które
przywieźli do Stoczni Gdańskiej delegaci z całego Pomorza. Ten najważniejszy – dotyczący wolnych
związków zawodowych – Bogdan Borusewicz umieścił na początku. Chcąc
przeciwdziałać strajkowi, władza komunistyczna rozpoczęła wielką akcję
propagandową. Do zbuntowanych zakładów przyjeżdżali wysłannicy PZPR
i SB, którzy prośbą i groźbą namawiali do zakończenia strajku. Nie były
to słowa bez pokrycia. 10 lat wcześniej, w grudniu 1970 roku władza zabiła 39 protestujących, a ponad 1000
raniła. W sierpniu 1980 roku główną
bronią komunistów była jednak dezinformacja. W wielu miejscach ogłoszono, że płacowe postulaty zostały
spełnione i strajk zakończył się. Jeśli
jeszcze trwa, to dlatego, że podżegają
do niego „siły antysocjalistyczne”,
Komitet Obrony Robotników i Ruch
Młodej Polski.
Widząc skutki dezinformacji
wpadłem na pomysł, żeby postulaty
strajkujących umieścić na wielkich
tablicach i wywiesić w takim miejscu,
aby wszyscy je zobaczyli. Żeby nikt już
nie mógł nic wykreślić, ani zmienić.
Razem z Maciejem Grzywaczewskim
namalowaliśmy tablice na dwóch
wielkich arkuszach sklejki używanej
w stoczni. Wieczorem 18 sierpnia
1980 roku zawisły na bramie nr 2
Stoczni Gdańskiej.
Tablice przetrwały stan wojenny,
ukryte i zakonserwowane przez pracowników Muzeum Morskiego
w Gdańsku. Nie udało się ich znaleźć
agentom SB, mimo poszukiwań. To
oni pierwsi docenili rangę symbolu,
który chcieli zniszczyć.
Pamiętam, że kiedy mozolnie pisaliśmy na tych tablicach postulat
utworzenia wolnych związków zawodowych, z głośnika dobiegał stanowczy głos I sekretarza PZPR,
Edwarda Gierka. Zapewniał, że klasa
robotnicza dogada się z władzą, ale o
żadnych wolnych związkach nie
może być mowy. Wolność była dla
mnie wtedy marzeniem, nie przypuszczałem, że tworzę obiekt, który
stanie się jednym z symboli wolności. Dziś wiem, że będzie on najcenniejszym zabytkiem tworzącego się
Europejskiego Centrum Solidarności, które przyciągnie do Gdańska
miliony turystów z całego świata. To
już nie marzenie, to plan. Ale plany
same się nie realizują, my musimy je
wykonać.
Arkadiusz Rybicki
sierpień 2008
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
W życiu ściągać nie warto
11
Dopóki studia są za darmo, dopóty opłaca się oszukiwać
@
Wpisy z portalu
studentów SGH
www.esgieha.pl
Egzamin prosty, a moi znajomi chwalili się, jak to genialnie można było ściągać.
Egzaminy mi się nie podobały. Szczególnie, że nie znoszę
NADMIERNEGO ściągania.
Rozmowa z prof. Markiem
Rockim, senatorem PO, przewodniczącym
Państwowej
Komisji Akredytacyjnej.
- Panie Senatorze, czy cytowane wpisy nie dowodzą, że w sprawie ściągania na uczelniach coś się zmienia?
- Jeśli od absolwenta wymaga się
realnej wiedzy, to na ściąganiu studiów się nie przejdzie. Bo co z tego, że
mam dyplom, jeśli nie umiem? Miałem już takich kandydatów na studia,
którzy mówili, że ich dyplom nie interesuje, oni chcą umieć.
– Czy jako rektor SGH walczył Pan ze ściąganiem?
- Nie, bo uważam, że tę wojnę powinni prowadzić sami studenci. Mój następca, prof. Adam Budnikowski, prowadził kampanię „Jedenaste: nie ściągaj”,
ale jak widać nieskuteczną, chociaż w zarządzeniu rektora była i liczba pilnujących, i odległości między studentami.
Moja opinia jest taka: póki studenci dostają naukę za darmo, póty
ściągają. Gdyby płacili szanowaliby to,
co kupują. Interesem studenta, który
płaci za studia, jest uzyskanie jak najlepszego miejsca na rynku pracy. Jak
ktoś od niego ściąga, to chce się na tym
rynku znaleźć jego kosztem, więc dlaczego na to pozwalać? A jeśli student
sam ściąga, to znaczy, że nie umie, więc
na rynku pracy sobie nie poradzi i pracodawca to odkryje, bo sprawdzi jego
umiejętności w praktyce. Tak czy inaczej – ściągać nie warto. I to studenci
muszą dojść do takiego wniosku.
- W Ameryce nie ma nawet odpowiedniego
słowa na ściąganie.
- Nie znają tam także pojęcia sesji
poprawkowej. O tym, jak inaczej niż
w Polsce myśli się o edukacji za Atlantykiem świadczy to, co odpowiedział mi dziekan szkoły biznesu
w Chicago, kiedy spytałem go
o czesne. W odpowiedzi nie podał
kwoty, lecz stwierdził: zwraca się w
sześć lat. Taki jest okres zwrotu inwestycji w edukację. Bo czas studiów to
inwestycja w przyszłość, a nie okres
trzech czy pięciu lat spędzonych
w miłym towarzystwie. Oczywiście,
studia mogą być także hobby, ale dlaczego obywatele mają za to płacić?
- U nas publiczne studia wyższe są bezpłatne
konstytucyjnie.
- Nieprawda. Jest wyrok Trybunału
Konstytucyjnego, który stwierdza, że
odpłatność za studia można wprowadzić bez zmiany konstytucji, która dopuszcza
przecież
„świadczenie
niektórych usług edukacyjnych przez
publiczne szkoły wyższe za odpłatnością” (art. 70.2). Trzeba je zatem zdefiniować. Na przykład: słuchanie
wykładów – za darmo, ale już ćwiczenia, internet, zaliczenia, egzaminy, obsługa dziekanatu – odpłatne. Jeśli
wykłada prof. Balcerowicz, to każdy go
może posłuchać, ale uzyskanie zaliczenia już kosztuje. Mogę z dumą powiedzieć, że SGH poszła w tej sprawie
najdalej z polskich uczelni.
– Czyli wykształcenie musi kosztować.
– Tak. To także rozwiązałoby problem tych, którzy zachowują się fatalnie
w szkole, bo nie chcą do niej chodzić.
Gdyby edukacja była dobrem rzadkim, za
które trzeba zapłacić, toby je szanowali.
– Już słyszę te głosy protestu na lewicy i prawicy…
– A skąd się wzięła szkoła powszechna? Fryderyk II potrzebował
wyszkolonych żołnierzy, żeby go słuchali. Czy to jest argument dla społeczeństwa obywatelskiego?
– Czyli Pana zdaniem nawet szkoła podstawowa nie powinna być obowiązkowa?
– … to może jest daleko idące, ale
zważmy, że część ludzi jest pokrzywdzona obowiązkiem szkolnym. Są
w stanie uczyć swoje dzieci w domu,
ale dyrektor stosownej szkoły odmawia im tego prawa, bo to wbrew jego
finansowemu interesowi. A sądy to
potwierdzają, bo tak mówi ustawa.
– Jako senator ma Pan szansę próbować ją
zmienić. Jest Pan także szefem Państwowej Komisji Akredytacyjnej…
– Tak, i czuję się niezręcznie w tej
roli, bo mam pilnować norm państwowych, co do których nie jestem przekonany, że wszystkie są potrzebne.
- To może będzie Pan likwidatorem swojej
firmy?
- Nie, bo instytucja jest potrzebna, ale nie normy. We Francji
komisja akredytacyjna sprawdza czy
uczelnia robi to, co obiecała. Jak obiecali dyplom za pieniądze – w porządku, to właśnie sprawdzają. Jeśli
mówili: u nas uczą nobliści, sprawdzają i to.
A u nas norma państwowa mówi
na przykład, że by prowadzić studia
na poziomie licencjatu musi być
trzech profesorów. I uczelnie ten
wymóg spełniają, tylko, że ci profesorowie czasami mają po 85 lat i wykładają mimo, że ostatnie publikacje
mają sprzed kilkudziesięciu lat.
Można powiedzieć, że w szkolnictwie
wyższym rządowy program 50+ odniósł wielki sukces, najbardziej
wobec profesorów po siedemdziesiątce, bo w szkołach państwowych
oni już się nie liczą do minimum
kadrowego, a w prywatnych – jak
najbardziej. Kończą siedemdziesiątkę i są zasypywani ofertami
pracy. Ale z drugiej strony dzięki tym
profesorom uczy się poważna część
młodzieży, która inaczej w ogóle by
nie studiowała, bo w państwowych
uczelniach zabrakło by dla nich
miejsc.
- I co na to PaKA?
- Jeśli widzimy rzeczywiste zagrożenie, sięgamy po argument braku
gwarancji minimum kadrowego. To
się zdarza nie tylko w uczelniach najsłabszych, ale i w renomowanych, bo
bywają kierunki rzadkie, gdzie trudno
o trzech samodzielnych pracowników
naukowych, albo takie, gdzie najlepsi
są właśnie praktycy.
Kolejna norma: nie więcej niż 180
studentów na jednego profesora, a my
nie mamy skąd ich brać. Z Zachodu
nie przyjadą, bo nie te pieniądze, więc
zostaje Ukraina, ale to chyba nie jest
dobre rozwiązanie.
Albo brak wolności tworzenia
nowego kierunku studiów. Na ministerialnej liście jest ich 118. Tylko senaty dużych uczelni mogą wystąpić
o wpisanie na listę dodatkowych kierunków i takich jest jeszcze kilkanaście. A czemu nie więcej? Jako liberał
tego nie rozumiem.
Uważam także, że nie powinno
wydawać się państwowego dyplomu
na każdej wyższej uczelni, ale zostałem przegłosowany.
- Gdzie?
- W zespole, który zajmował się
kierunkami zmian w szkolnictwie wyższym. Byli w nim licznie reprezentowani rektorzy dużych uczelni.
Przegrałem, ale nie rezygnuję, bo przecież powszechnie wiadomo, że dyplomy wyższych uczelni nie są sobie
równe. Jako liberał dopuszczam możliwość dyplomów państwowych, ale nieobowiązkowych. Te szkoły, które o to
wystąpią, niech mają do tego prawo.
- A reszta?
- Widzę w Polsce trzy klasy uczelni:
około dwustu to te najmłodsze, nieokrzepłe, ze szczupłą kadrą, bez państwowej akredytacji, o którą wystąpią
kiedy do tego dojrzeją. Dalej około stu
akredytowanych z poziomem gwarantującym, że to u nich minister nauki zamówi określone kierunki kształcenia,
jeśli będzie tego potrzebował. I górna
pięćdziesiątka to uczelnie tak dobre, że
dyplomu państwowego już nie chcą,
wolą pracować na imię własne.
Rozmawiał Andrzej Krajewski
FELIETON
Dla polityków Prawa i Sprawiedliwości awantury są polską racją stanu
łynna ponurą sławą awantura na posiedzeniu sejmowej Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich
pokazała dobitnie nie tyle niedojrzałość posłów, ile dojrzałość
lidera PiS. Dojrzałość do czynienia Polsce szkody tylko po to,
aby móc winą obarczyć PO,
a jak się nie uda PO w całości, to
przynajmniej w połowie. Już
teraz tytuły gazetowe nie zostawiają wątpliwości, co do wspólnej winy: „żrą się”, „bawią się, jak
dzieci w piaskownicy”, zachowują się „jak na końskim targu”.
Rzadko w życiu publicznym,
a i prywatnym, jest tak, że winna
jest tylko jedna strona. Bywają
S
jednak sytuacje tak bardzo nierówno rozłożonej winy, że przypominają starą anegdotę o wilku,
który zjadł zająca, bo ten go prowokował, ruszając wargą.
Burda na posiedzeniu komisji była starannie zaplanowana. Najpierw na to posiedzenie, bez uprzedzenia przewodniczącego, przybyło o 100
posłów więcej. Z awanturą, że
wielkość sali uniemożliwia im
korzystanie z ich prawa do
obecności na posiedzeniu. Następnego dnia zwołano posiedzenie w większej sali w czasie
posiedzenia Sejmu. Wtedy pan
Ziobro, którego nieobecność
dała impuls do awantury, włożył
trochę wysiłku, aby dowiedzieć
się o posiedzeniu komisji tak,
aby formalnie się nie dowiedzieć, a następnie, już kiedy posiedzenie się zaczęło, wsiąść
w samolot do Krakowa.
Posłowie PiS, którzy w przeciwieństwie do pana Ziobry
o posiedzeniu komisji wiedzieli
formalnie, urządzili karczemną
awanturę, że rozpatruje się
sprawę Ziobry pod jego nieobecność. A zatem burda była
wywołana z premedytacją.
Burze na styku prezydent
– premier też wydają się być
specjalnie prowokowane. Jeszcze przed wyborami prezydent
powiedział do przewodniczą-
cego PO, wtedy nie premiera, że
nawet, jak wygra wybory i zdobędzie władzę, to nie będzie
rządził, bo prezydent każdą
ustawę zawetuje. I słowa dotrzymuje. Prezydent wstrzymuje
wszystko, co może wstrzymać:
nominacje generalskie, sędziowskie, ambasadorskie, awanse
policyjne. To prezydent pomawia ministra o agenturalność. To
prezydent wręcza nominacje
premierowi w przedpokoju,
a ministra przesłuchuje w klatce.
Czy premier zademonstrował
obrażoną minę, czy odmówił
spotkania, rozmowy, wspólnego
wypicia wina? Czy premier nie
płynął na wezwanie prezydenta
do Juraty, żeby wspólnie zażegnać kryzys w związku z ratyfikacją traktatu lizbońskiego? Można
uznać za wysoce niestosowne
użycie słowa „cham” w odniesieniu do prezydenta, ale czy przesłuchiwanie ministra w klatce nie
jest aby gorsze?
Naprawdę, nie cała klasa polityczna jest kłótliwa, nie
wszyscy się obrażają, bojkotują
stacje telewizyjne, prawem
i lewem bronią swojego kolegi
przed postawieniem przed
sądem – naprawdę nie wszyscy.
Tylko ci są niezdolni do rozmowy i kompromisu, którzy
czerpią siłę ze ślepej żądzy władzy. Elżbieta Misiak-Bremer
12
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
sierpień 2008
Maciej Lewicki wygrał w Przemyślu i w Izdebkach, gdzie powstało pierwsze boisko Orlik 2012
FOTO AK
Jak Zając (PiS) wygrał z Lewickim (PO)
Lekcja wyborcza z Podkarpacia
Przez trzy tygodnie czerwca Podkarpacie było na topie polskiej polityki: w tutejszych Izdebkach w gminie Nozdrzec
do bramki pierwszego boiska z programu Orlik 2012 strzelał premier Donald Tusk; w Jaśle, w ogródku posła
Stanisława Zająca z PiS grillem zajmował się sam prezydent Lech Kaczyński,
a Andrzej Lepper spacerował po przemyskim rynku rozdzielając uśmiechy
tym, którzy jeszcze go tam zauważali.
I choć w tym konserwatywnym
okręgu wynik wyborów uzupełniających do Senatu zdawał się być przesądzony, PiS i PO potraktowały to
starcie prestiżowo, rzucając na podkarpackie miasteczka i wsie swoich
najbardziej znanych polityków.
W niedzielę przed kościołami znani
z telewizji posłowie PiS rozmawiali
z ludźmi i rozdawali wyborcze ulotki
swego kandydata, Stanisława Zająca.
Stanisław Zając, 59-letni poseł
z Jasła, jest najbardziej rozpoznawalnym politykiem Podkarpacia. Agitatorom chodziło o przekazanie
wyborcom PiS-u, że 22 czerwca
trzeba koniecznie pójść do urn. To się
udało: frekwencja wyniosła ponad 12
procent, a więc kilka razy więcej niż
dotychczas przy takich okazjach. Głosować poszedł starszy, zdyscyplinowany elektorat. Z 86 tysięcy oddanych
głosów na Stanisława Zająca padło 41
tysięcy, na Macieja Lewickiego z PO
– 22,5 tys. Drugi kandydat prawicy,
Marek Jurek, dostał 11 tysięcy głosów,
Andrzej Lepper – 3,5 tysiąca. Reszta
się nie liczyła.
PiS triumfował, PO tłumaczyło
porażkę przemyskiego lekarza Macieja Lewickiego przyczynami obiektywnymi: wyborem niedogodnego dla
PiS triumfowało
elektoratu PO terminu wyborów przez
prezydenta (maturzyści zajęci egzaminami na wyższe uczelnie, studenci
zdający sesję); rozpoznawalnością
kandydata PiS, z którą nikt z jego
konkurentów nie mógł się równać,
wreszcie kampanią wyborczą PIS,
w której padały „bezpardonowe kłamstwa”, choćby takie, że z powodu polityki rządu PO-PSL Podkarpacie
straciło szansę na rozwój.
W połowie lipca, gdy opadły wyborcze emocje, doktor Maciej Lewicki, siedząc w dyżurce Oddziału
Chirurgii szpitala wojewódzkiego w
Przemyślu, tak formułował wnioski
z tego starcia na przyszłość:
– Zarysowała się taktyka, którą
PiS będzie stosował w wyborach do
Parlamentu Europejskiego za rok,
wiosną 2009. Jej podstawowe elementy to: dywanowe naloty posłów
na region, obecność znanych twarzy
w najmniejszych miejscowościach,
przekonywanie ludzi przez bezpośredni kontakt, wręczanie ulotek kandydata, obiecywanie „złotych gór”.
Dalej – naciski na wyborców wywierane poprzez ludzi nominowanych
przez poprzedni rząd. Na Podkarpaciu kierują oni nadal wieloma instytucjami, takimi jak zarządy, inspekcje,
służby siłowe, służba zdrowia i dziesiątki innych. Przed wyborami opozycja przypomniała ich szefom komu
zawdzięczają stanowiska, a sposobów
wywierania nacisku przez te instytucje są dziesiątki. U sklepikarza, który
powiesił w oknie mój plakat, następnego dnia był Sanepid, który jak chce,
to coś zawsze znajdzie. Szef zamkniętego ośrodka zdrowotnego polecał
rozdać w nim tylko ulotki kandydata
PiS. Kierownik państwowej inspekcji
Taktyka na 2009
wziął przed wyborami urlop i zajął się
kampanią wyborczą Stanisława Zająca. Przykładów takich działań było
mnóstwo, przeciwko nim nie mogliśmy zrobić nic, PiS-owcy siedzieli
i się z nas śmieli.
I trzecia ważna sfera oddziaływania PiS: wpływy w kościele i na lokalne media publiczne, czyli Polskie
Radio i rzeszowski ośrodek TVP,
a także próby wpływu na telewizje
kablowe. Kiedy na spotkaniach
przedwyborczych udowadnialiśmy, że
oskarżenia rządu PO-PSL o rewizję
unijnych programów niekorzystną dla
Podkarpacia są kłamliwe, ani słowo
z tego nie poszło na żadną lokalną antenę. Wyborcy dowiadywali się tylko,
że straciliśmy wpierw 530 mln euro,
a potem – nawet 1,2 mld, bo PiS doliczył zadania z list rezerwowych. To
było powtarzane przy każdej okazji
i – niestety – działało.
– Mój wniosek jest taki – podsumowuje dr Lewicki. – Jeśli do następnych wyborów, czyli europejskich, nie
zrobimy w tych sprawach nic, to możemy je przegrać.
W jesiennych (2007) wyborach do
Senatu doktor Maciej Lewicki, który
także wtedy kandydował z listy PO, dostał 30 proc. głosów. Oba senatorskie
mandaty na Podkarpaciu zdobyli kandydaci PiS, uzyskując 39 proc. i 33 proc
głosów. Politycy PO podkreślają, że dr
Lewicki podczas obecnych wyborów
uzupełniających osiągnął wynik porównywalny z tym z października 2007
roku (26,5 proc. oddanych głosów), co
przy tak silnym kontrkandydacie, jak
Stanisław Zając, było osiągnięciem,
biorąc także pod uwagę, że dobry lekarz Maciej Lewicki niekoniecznie ma
talent wiecowego mówcy.
Tego powtórzyć się nie da
Strategia „nalotów dywanowych”
PiS na określony region wyborczy, oficjalnie określana jako „Dni otwarte
PiS”, będzie nie do powtórzenia w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Odbędą się one w całym kraju, a więc
o koncentracji sił na jednym okręgu
wyborczym nie może być mowy. Co
nie przeszkadza, że opozycja, niezaangażowana w rządzenie, będzie nadal
mieć większe możliwości rzucenia
swoich polityków w teren i z pewnością zrobi to przed kolejnymi wyborami.
– Eliminacja prób politycznego
oddziaływania ludzi, którzy swoje stanowiska w strukturach państwa zawdzięczają
PiS
wymagałaby
całkowitej wymiany kadr kierowniczych we wszystkich instytucjach
– stwierdza jeden z posłów z PO
z Podkarpacia. – Tymczasem nasze
wysokie notowania w opinii publicznej wynikają między innymi z powstrzymywania się od takiej operacji,
jaką bezwzględnie przeprowadził za
swoich rządów PiS. Jest wprost przeciwnie: my tworzymy mechanizmy,
takie jak konkursy, rekomendacje organizacji społecznych, powoływanie
na długie kadencje, które to mechanizmy oddzielą służby państwa od
wpływu polityków. I ludzie to widzą.
Można jednak zastanawiać się, jak
długo wyborcy będą nie tylko to widzieć, ale i doceniać. Można pytać, czy
licytacja jak przy brydżowym stoliku
jest na miejscu wobec pokerzysty.
– A poza tym – zżyma się jeden z czołowych polityków PO w ministerialnym gabinecie w Warszawie – to nie
my decydujemy o szefach różnych instytucji w terenie, tylko właśnie ten
teren. Jeśli ktoś jest wyraźnie nieloZ pokerzystą w brydża?
jalny wobec władzy, to nie powinien
liczyć, że go ta władza będzie wspierać i bronić. Ale decyzje w tej sprawie
na pewno nie zapadną w Warszawie!
W sprawie mediów PiS rzeczywiście robi wszystko, by lewica wspólnie z nim była przeciw obaleniu
prezydenckiego weta do ustawy, która
miała przywrócić równowagę w mediach publicznych.
O tym, jak bardzo potrafią być one
stronnicze, świadczyła analiza treści
programów informacyjnych TVP w
pięciu miastach wojewódzkich w okresie wyborów lokalnych 2006 roku,
przeprowadzona przez Fundację Batorego. Najważniejszy wniosek z tej obserwacji był taki: telewizja publiczna
znacznie więcej czasu poświęcała władzy lokalnej niż opozycji i prezes TVP
uważał to za naturalne, bo władza potrafiła pokazać więcej. Był tylko jeden
warunek: ta władza musiała być w rękach PiS. Tam, gdzie rządziła Platforma albo lewica, większość czasu na
lokalnej antenie należała do opozycji,
czyli także do PiS. Tyle o niezależności
publicznych mediów.
Zdaniem polityków PiS, w wyborach uzupełniających na Podkarpaciu
Platforma dostała żółtą kartkę. Politycy Platformy odrzucają tę opinię,
wskazując na tradycyjny charakter
podkarpackiego elektoratu, ale nie
lekceważą zjawisk, jakie dostrzegli
przed 22 czerwca. Wybory europejskie na wiosnę 2009 roku będą sprawdzianem dla PO już w całym kraju.
I podobnie jak w wyborach uzupełniających problemem będzie frekwencja wyborcza, niższa od tej w
wyborach parlamentarnych i większe
zdyscyplinowanie tradycyjnego elektoratu PiS. Andrzej Krajewski
Groźba czerwonej kartki
sierpień 2008
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
13
Z ŻYCIA KLUBU PO
Co się naprawdę
działo w Jachrance
Prof. Bartoszewski
o sprzedaży chałupy
ośrodku
„Warszawianka”
parlamentarzyści
i eurodeputowani
spotkali się z premierem i ministrami. Po kilkugodzinnych obradach parlamentarzyści na czele ze Zbigniew
Zbigniewem Chle- Chlebowski
bowskim zapre- FOTO PO
zentowali swoje
skrywane na co dzień umiejętności
taneczne. Inni z pasją grali w kręgle.
To było jedno z najbardziej udanych posiedzeń klubu i rządu. Niech
żałują ci, którzy w pośpiechu rozjechali się do domów.
odczas spotkania w Sejmie prof.
Władysław Bartoszewski przedstawił parlamentarzystom PO
swoje opinie na temat polskiej polityki
zagranicznej. Ze swadą i poczuciem
humoru opowiadał o swoich spotkaniach w Europie, a propos wizyty
w Waszyngtonie szefowej Kancelarii
Prezydenta Anny Fotygi, opowiedział
anegdotę o mężczyźnie, który sprzedaż
„chałupy w takim sobie stanie” negocjuje z potencjalnym nabywcą. Kiedy są
już blisko uzgodnienia sumy, żona
sprzedającego jedzie do kupujących
i mówi im, że gdyby to od niej zależało,
to „wszystko byłoby inaczej”. „– Przecież interes upada. To wie każdy, kto
chce sprzedać chałupę. Ale ci, co sprzedają chałupę niekoniecznie są politykami” – podsumował profesor.
W
P
po polsku
po polsku
po polsku PRAWNIE
Nie mówmy
kolokwialnie
Szkółka języka Urszuli Augustyn
Löcknitz
W Löcknitz, niemieckiej gminie graniczącej z Polską, powstało koło środowiskowe PO.
Löcknitz
Zwracaliśmy ostatnio uwagę na precyzję
wypowiedzi. Oprócz niej istotna jest
także elegancja. To prawda, że język
służy do komunikacji, ale można go
używać w różnym stylu. Od polityków
oczekujemy dbałości o polszczyznę, bogatego słownictwa i finezji w wyrażaniu
opinii.
Koło terenowe PO
W Löcknitz mieszka wielu
Szczecin
Polaków, do niedawna szczecinian. Nowa struktura PO chce
przełamywać złe stereotypy na
Warszawa
temat Niemców i Polaków, nieść
pomoc rodakom w załatwianiu ich
spraw w niemieckich urzędach i bankach.
Za rok koło PO w Löcknitz planuje
wystawienie kandydatów w niemieckich czego, pielęgwyborach samorządowych. Założone niarki ze Szpitala Wojjuż zostało stowarzyszenie, które wy- skowego w Szczecinie, nauczycielki
stawi swoją reprezentację w tych wybo- języka polskiego, a także osób prowarach. Grupa inicjatywna PO składa się dzących działalność gospodarczą w Polz dziennikarza, pracownika Stowarzy- sce i w Niemczech. Przewodniczącym
szenia Wspierania Rozwoju Gospodar- koła jest Jacek Stachyra.
Panie i panowie politycy, dzieci
was słuchają!
FOTO EN
(Re)kreacja praskiej rzeczywistości
Maciej Bogucki mówi szybko, żywo gestykuluje, mocno ściska rękę na przywitanie. To zjednuje mu ludzi. W 2006
roku, w wyborach samorządowych
w Warszawie, ten student Wydziału
Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, mając zaledwie 20 lat i nie
startując z pierwszego miejsca, uzyskał
drugi wynik wśród kandydatów Platformy i został najmłodszym radnym
w Polsce.
Maciej Bogucki
Pamięta wybory z 1989 roku: jako
czterolatek, siedząc na ramionach taty,
wymachuje chorągiewkami Solidarności. Rodzice Maćka są ,,polityczni”.
Wspierali NZS, brali udział w strajkach i demonstracjach. Polityka jest
w tym domu obecna ,,od zawsze”, tak
jak piłka nożna. Na pierwszy mecz
warszawskiej Legii, której Maciej Bogucki jest wielkim fanem, a nawet fanatykiem, poszedł, gdy miał 3 lata i od
tamtej pory nie opuścił ani jednego.
Jako dziecko wpierw chciał zostać piłkarzem, a później – trenerem.
To zmieniło się pod wpływem
członkini zarządu Młodych Demokra-
tów, która roztoczyła przed nim wizję
polityki kreowanej także przez młodych ludzi. Maciek zainteresował się
i dziewczyną, i polityką. Ta druga miłość okazała się trwała.
Miał 18 lat, zaangażował się
w Młodych Demokratów, pomagał
przy kampaniach, wygrał w wyborach
samorządowych w 2006 roku. Pierwszy rok minął mu na nauce, jak napisać interpelacje, do kogo z czym
pójść, co jak załatwić. – W samorządzie jest się blisko ludzi, swoje działania widzi się w krótkiej perspektywie.
To najfajniejsze w tej pracy – mówi.
Maciej Bogucki jest aktywnym rad-
FOTO PO
nym, wiceprzewodniczącym komisji
bezpieczeństwa, które na Pradze-Południe jest sprawą priorytetową. Pomaga stworzyć wypożyczalnię
rowerów, która biedniejszym dzieciom będzie udostępniać sprzęt już za
3 złote za dzień.
Z własnej inicjatywy (i kieszeni)
sfinansował Praską Mapę Rowerową
z najciekawszymi ścieżkami rowerowymi dzielnicy. – Rozeszła się jak
świeże bułeczki – podkreśla. W grudniu 2007 dla biegu ulicznego na 10 km
zdobył atest PZLA. Walczy o to, by
wszystkie szkoły na Pradze posiadały
boiska ze sztuczną nawierzchnią.
Dla Macieja Boguckiego sport
może być formą naprawiania świata i
świetną szkołą życia dla młodego
człowieka, który musi o siebie zawalczyć. Nieważne, czy na boisku, na podwórku, czy w polityce. – Wierzę, że
sport kształtuje charakter. Polityka
jest brutalna, ale ty wiesz, że gdy ktoś
skopie ci nogę, to musisz rozmasować
łydkę i biec dalej – mówi najmłodszy
polski radny PO.
Paulina Gogol
Okazuje się, że odpowiadając na
zapotrzebowanie mediów, używamy
konstrukcji wymyślnych, często językowo karkołomnych, pełnych porównań i epitetów, naszpikowanych kolokwializmami.
Tymczasem kolokwializmy nie są
w naszych wypowiedziach pożądane.
Są to bowiem, cytując za słownikiem,
wyrazy lub wyrażenia stosowane wyłącznie w języku potocznym, zasadniczo tylko w mowie, w życiu
codziennym, a jednocześnie w sytuacji,
gdy nie ma wymogu dbałości o czystość literacką. Nagminne stosowanie
kolokwializmów odbierane jest czasem
jako niedbałe, wręcz prostackie traktowanie języka. Przykład? Bardzo proszę:
„Przestępca miał lewy paszport i używał bez zezwolenia policyjnego koguta”. Cóż, nie brzmi zachwycająco.
Stosowanie kolokwializmu w innej niż potoczna formie wypowiedzi
jest błędem językowym. W literaturze
pięknej używanie kolokwializmów ma
miejsce niezbyt często, za to zawsze w
sytuacjach jednoznacznych, aby autor
nie został posądzony o brak warsztatu.
W jednym z portali internetowych znalazłam plebiscyt na antysłowo. Proponuje się w nim
wyrażenie „mówiąc kolokwialnie” –
coraz częściej używane do ukrycia
prostactwa i braku umiejętności wysłowienia się.
Sopockie rozmowy kontrolowane
FELIETON
R
ozmowa kontrolowana to pozostałość wojny polsko-jaruzelskiej,
jeden z paskudniejszych aspektów brania narodu w karby. Były inne,
bardziej groźne, ale ten głos w słuchawce
„rozmowa kontrolowana” wzbudzał
szczególne obrzydzenie. W epoce wolności miejsca zawodowych podsłuchiwaczy
zajęli podsłuchiwacze amatorzy.
Słowo „amator” ma u nas posmak
dyletantyzmu. Niesłusznie, bo amator to
przecież miłośnik, a wiadomo, że jak się
podchodzi do czegoś z sercem, to ma się o
wiele lepsze wyniki. Tym bardziej że
ówczesne prymitywne radzieckie instalacje, na których pracowali fachowcy z SB,
ustąpiły miejsca nowoczesnym „gwoździom Ziobry”. Prawdziwy amator
z takim aparatem potrafi cuda zrobić.
Można nim nagrać rozmówców przy
wódeczce – jak Gudzowaty, wszystkich
dookoła – jak Ziobro, ministra spraw zagranicznych – jak prezydent, albo burmistrza – jak deweloper. Dzisiejsi
rozmówcy nie tylko telefoniczni, ale wszelacy, o każdej porze dnia i nocy muszą
ważyć słowa i pilnować się, żeby nie powiedzieć czegoś, co może być użyte przeciwko nim. Wrogiem może okazać się
najlepszy przyjaciel.
Przekonał się o tym boleśnie Jacek
Karnowski. Jednak wbrew radości posłów
i radnych PiS-u, szanse na sformułowanie
zarzutu czerpania korzyści materialnych
przez prezydenta Sopotu są słabe i nawet
Zbigniew Ziobro niewiele dałby rady z tego
materiału wykrzesać. Ale Karnowski popełnił poważny błąd: nie oddzielił wyraźnie swojej roli prezydenta miasta od roli
przyjaciela pana Julke. Już fakt, że wyraził zainteresowanie powodzeniem inwestycji pana Julke stawia go w dwuznacznym
świetle. A dla urzędnika dwuznaczne
światło oznacza światło negatywne.
Natomiast na widok pana Julke, po
krótkich owacjach, jakimi obdarzyli go politycy PiS-u, będą milkły wszystkie rozmowy.
Ten pan w uczciwym biznesie już nie ma
czego szukać, bo biznes opiera się na zaufaniu
do partnera. W odróżnieniu od biznesu nieuczciwego, który opiera się na zaufaniu do
szantażu. Andrzej Kołaczkowski
14
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
sierpień 2008
LUDZIE
Szczyt na Wiejskiej
Od kick-boxingu do Sejmu i na Mont Blanc
Najmocniejsza kobieta Sejmu, mistrzyni
świata w kick-boxingu i jeździe konnej,
ma mnóstwo energii, planów i pomysłów, choć parlamentarna rzeczywistość
czasami ją przytłacza: zbyt dużo bicia
piany, wyrachowania i papierzysk.
Nadal jednak wierzy, że tu, choć w niewielkim stopniu, pomaga wielu ludziom
i przekonuje się, że politycy nie są darmozjadami, za jakich się ich powszechnie uważa.
Dopiero tutaj przekonałam się, że politycy jednak nie są
darmozjadami
FOTO PO
Iwona Guzowska
Urodzona: 07.02.1974, Gdańsk
Wykształcenie: średnie ogólne
Zawód: księgowa
Członek Komisji Kultury Fizycznej
i Sportu, Podkomisji Stałej do
spraw Przygotowania Polski do organizacji UEFA EURO 2012, Komisji
Polityki Społecznej i Rodziny, Podkomisji Stałej ds. Rodziny i Praw
Kobiet.
Biuro poselskie: ul. Kossaka 1,
80-249 Gdańsk, woj. pomorskie,
tel./fax (58) 341 97 03,
e-mail: [email protected]
– Moja droga na Wiejską zaczęła
się w 2005 roku – mówi Iwona Guzowska – od wyborczej przegranej
Platformy i zagrożenia mojej osobistej wolności, jakie poczułam podczas
dwóch lat rządów PiS-u. Nie chciałam
tak żyć, i tak samo wychowuję swojego syna – on też ma swoje prawa. U
tamtej władzy zabrakło mi zaufania do
ludzi. Krew mnie zalała ze złości,
wpierw postanowiłam, że nie pójdę
już na żadne wybory, że odrzucam politykę, ale potem przyszła refleksja, że
będę sobie w brodę pluć.
W 2007 roku PO szukała kobiet na
swoje listy i padło na mnie, ale wcale od
razu się nie zgodziłam. Przekonał mnie
dopiero argument, że na 23. miejscu na
liście odbiorę trochę głosów przeciwnikom, i tyle. Kiedy bez kampanii wyborczej dostałam prawie 10 tysięcy
głosów i miejsce na Wiejskiej, przeraziłam się, ale odwrotu już nie było.
W Komisji Polityki Społecznej
chciałam pracować dlatego, że los
zsyłał mi w życiu wspaniałych ludzi.
Za moje szczęście chcę odwdzięczyć
się pracując dla tych, którzy mieli go
mniej. Przemoc w rodzinie, ubóstwo
– to mnie porusza. Domy dziecka to
chore instytucje. Jest dobry projekt
ustawy w tej sprawie, choć idzie w komisji jak po grudzie, ale wiem, że
w tych sprawach mogę teraz zrobić
o wiele więcej, niż kiedy urządzałam
sportowe imprezy charytatywne.
Jestem człowiekiem czynu, jak
mam pracę, to czuję, że żyję, a w Sejmie
czasami czuje się bezrobotna, bo jest
tyle bicia piany, bo z góry wiadomo, co
kto powie, i co z tego wyniknie. Lubię
widzieć efekty swojej pracy, a tu się
sprawy rozmywają, bo trzeba kogoś
odwołać, bo coś innego jest ważniejsze.
To jest masakra, choć wiem, że nie jestem legislatorem, że mądrzejsi ode
mnie łamią sobie głowę nad tym, żeby
prawo było konstytucyjne.
Bardzo mnie ucieszyło niedawne
wejście na Mont Blanc z 26 innymi
kobietami z krajów Unii Europejskiej.
Poznałam Manuelę Dicento z włoskiego parlamentu i wiele innych kobiet, uczestniczących w polityce. Na
Mont Blanc zatknęłam małą biało-czerwoną flagę. Dowiodłyśmy, że kobieta może zdobyć każdy szczyt.
Dla Iwony Guzowskiej polskie
osiągnięcia po 1989 roku są niepodważalne. – Mój dziadek i wujek byli
stoczniowcami, a rodzice w stanie
wojennym bywali bici przez ZOMO-wców pod stocznią. W 1995 roku pojechałam na zawody do Kijowa i
weszłam tam do sklepu, żeby kupić
banany. Zamiast nich zobaczyłam
wielkie słoiki z zapleśniałymi pomidorami i mnóstwo octu na półkach.
To mnie uderzyło – zaledwie sześć lat
minęło, a jaka zmiana! Bo u nas wtedy
już wszystko było.
Wiem, że to dopiero moje sej-W
mowe początki. Jeszcze się dużo nauczę i do czegoś pożytecznego
przydam. Za trzy lata chciałabym pokazać, że nie byłam tu darmozjadem,
że zrobiłam coś ważnego.
Fizyk i obserwator
Od Solidarności do Platformy
O swojej drodze politycznej od Solidarności przez AWS do Platformy Obywatelskiej poseł Lipiński mówi: – Ja się nie
zmieniłem, ale zmieniały
, się okoliczności. Na początku lat 90, kiedy koszty
transformacji były największe i ludzie
byli do niej nieprzygotowani, potrzeba
im było więcej opieki i łagodzenia kosztów zmiany ustroju. Można dyskutować
czy związkowi to wychodziło, ale trzeba
było przynajmniej próbować to robić.
W 2001 roku ten liberalny rys PO mnie, związkowcowi, już nie
przeszkadzał
FOTO PO
Dariusz Lipiński
Urodzony: 04.08.1955, Warszawa
Wykształcenie: wyższe, dr nauk fizycznych, nauczyciel akademicki
Poseł V kadencji
Zastępca przewodniczącego Komisji
do spraw Unii Europejskiej, wiceprzewodniczący Delegacji Parla-
mentarnej RP do Zgromadzenia
Parlamentarnego Rady Europy
Biuro poselskie: ul. Zwierzyniecka 13,
60-813 Poznań, woj. wielkopolskie
tel.(61) 842 72 23,
fax (61) 842 72 38
Dariusz Lipiński był najszczęśliwszy, kiedy po doktoracie z nauk
fizycznych mógł zajmować się wyłącznie zastosowaniami teorii symetrii w fizyce, ale nie trwało to długo.
Działalność społeczna ciągnęła go od
początku zawodowej kariery: Solidarność na Uniwersytecie Adama
Mickiewicza w Poznaniu zakładał już
drugiego dnia swojej pracy na
uczelni, 16 września 1980 roku.
Potem były podziemne gazetki
i pół roku odsiadki za nie w połowie lat
’80. – Z aresztu wróciłem na UAM, bo
był jeszcze demokratycznie wybrany
rektor – wspomina poseł Lipiński –
i wyleciałem rok później, bo następny,
mianowany, lubił gnębić opozycjonistów, ale się wybroniłem przed NSA.
Musieli z powrotem mnie przyjąć.
A w roku 1988 zaczęliśmy wychodzić
na powierzchnię jako Solidarność.
Przejście z Solidarności do AWSu było dla niego czymś naturalnym.
W roku 1997 poseł Lipiński został
wiceprzewodniczącym Akcji w Wielkopolsce, a potem radnym i przewodniczącym Rady Miasta Poznania.
- Kiedy w 2001 roku całą grupą samorządową przystąpiliśmy do Platformy
chcieli mnie odwołać, ale na strachach
się skończyło – wspomina z uśmiechem. W 2005 roku dostał się do
Sejmu z listy Platformy Obywatelskiej,
w 2007 został wybrany powtórnie.
- W 2001 roku, kiedy powstała
Platforma, sytuacja była już inna niż
dziesięć lat wcześniej. Wtedy ten liberalny rys PO mnie, związkowcowi,
już nie przeszkadzał. To nie były
czasy, w których ludzi trzeba było
prowadzić za rączkę przez transformację. Przyszły nowe roczniki, wykształcone, z inicjatywą, talentem:
wystarcza dać im narzędzia i nie
przeszkadzać, a poradzą sobie sami.
Platforma idealnie się w to wstrzeliła.
Poseł Lipiński zajmuje się sprawami
zagranicznymi. Zna francuski, angielski, hiszpański, łatwo dogaduje
się z parlamentarzystami z innych
krajów Europy. Był obserwatorem
Rady Europy na wyborach w Gruzji
i Armenii i uważa, że zapraszanie obserwatorów na wybory (także nasze)
powinno należeć do dobrego tonu.
Przeciwnicy tej praktyki cierpią na
polskie „nabzdyczanie się”, jak świetnie powiedział profesor Władysław
Bartoszewski.
W podpoznańskim domu posła
Lipińskiego, poza pracującą w szkole
żoną, pozostały tylko cztery koty i
pies. Dzieci założyły już swoje
gniazda: 27-letnia Klaudia, absolwentka turystyki, jest od miesiąca szczęśliwą mężatką, a rok młodszy Tomasz
studiuje kolejny fakultet i dzieli
z ojcem zamiłowanie do szachów.
– Przynajmniej raz w roku jeździmy
razem na największy europejski turniej do czeskich Pardubic, a z żoną
– na wczasy do Kuźnicy, nad polskie
morze – mówi poseł.
Znani w PO
sierpień 2008
Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej
15
Dotychczas przedstawiliśmy:
Andrzeja Czumę, Arkadiusza Rybickiego,
Małgorzatę Kidawę-Błońską, Krystynę Skowrońską,
Zbigniewa Chlebowskiego, Urszulę Augustyn,Marka Rockiego,
Wojciecha Ziemniaka, Magdę Kochan, Andrzeja Persona,
Antoniego Mężydło, Sławomira Piechotę, Joannę Muchę,
Krystynę Bochenek, Włodzimierza Karpińskiego,
Jerzego Fedorowicza, Krzysztofa Liska, Danutę Jazłowiecką,
Jarosława Wałęsę, Elżbietę Łukacijewską, Piotra Tomańskiego,
Andrzeja Biernata i Beatę Bublewicz.
Mirosława Nykiel
Wykształcenie: mgr pedagogiki, Uniwersytet Śląski, Wydział Pedagogiczno-Artystyczny,
Studia
Podyplomowe z języka polskiego, Francuski Instytut Zarządzania (staże menedżerskie),
Wyższa Szkoła Europeistyki im.
Tischnera (studia podyplomowe)
Senator VI kadencji
Członek Komisji do spraw Unii Europejskiej, Podkomisji Stałej do spraw
Wykorzystania Środków Unii Europejskiej; delegat do ZP Rady
Europy
Biuro poselskie: ul. Wzgórze 19, 43-300
Bielsko-Biała, woj. śląskie.
Tel./fax: (33) 821-39-59
Dzieci: Jarosław, żona Magda, Krzysztof
z żoną Renatą i Marta, wychodzi
za mąż 6 września. Wnuki Julia
i Wiktor. Mąż Jerzy prowadzi
działalność gospodarczą z synem
Krzysztofem.
Pani rzecznik uprzejmie wzywa
Wyzwania polityczne okazały się mocniejsze od zapędów menedżerskich
FOTO PO
Dyscypliny partyjnej pilnuje miękko, ale skutecznie
– Musimy dzwonić i wszystkich ściągać
jeszcze dzisiaj. Zacznijcie od list obecności i listy zezwoleń na wyjazd od szefa
klubu – poleca zdecydowanym głosem
rzeczniczka dyscypliny Klubu Parlamentarnego PO. Po drugiej stronie słychać ciężkie westchnienia pracowników
klubu.
– Jutrzejsze głosowania będą
obowiązkowe i trzeba na nie wracać,
choćby z Ameryki, nawet jeśli miało
się zgodę na wyjazd – wyjaśnia posłanka Mirosława Nykiel. To jej
pierwsza kadencja w tej roli, ale jako
wieloletni menedżer (w „Ruchu”
przeszła drogę od szeregowego pracownika do prezesa spółki) ma doświadczenie w prowadzeniu własnej
firmy i w kierowaniu ludźmi, i to się
bardzo przydaje.
– Byłam zaskoczona tą propozycją, bo nie jest to wdzięczna rola, dostaje się często nie za swoje winy, ale
zdecydowało to, że lubię czuć się potrzebna – mówi. – Nigdy w życiu nie
uchylałam się od pracy, nawet gdy nie
była ona zgodna z moimi aspiracjami.
– Moje korzenie polityczne sięgają roku 1980, kiedy działałam w Solidarności; przed internowaniem
uchronił mnie trzeci miesiąc ciąży.
A potem były Komitety Obywatelskie,
próby jednoczenia prawicy, kandydowanie do Sejmu z listy Solidarności
w 1993 roku, AWS-u w 1997 roku
i ciekawa próba tworzenia od dołu
nowej partii pod przewodem prof. Aldony Kameli-Sowińskiej, byłej minister skarbu. Ostatecznie z grupą
młodych ludzi z Inicjatywy dla Polski
weszłam do Platformy.
– W tej partii czuję się fantastycznie dzięki temu, że tu są tak wspaniali,
zróżnicowani, interesujący ludzie. Ale
to powoduje także kłopoty z dyscypliną, to oczywiste. A to właśnie głosowanie
jest
najważniejszym
momentem wyrażania woli parlamentarzysty i obecność na nim ma
zasadnicze znaczenie.
Dlatego zdarza się, że posłowie
i senatorowie głosują mimo poważnej
choroby, czasami trzeba ich przywieźć
do parlamentu na tę krótką chwilę.
– To nie do wszystkich od razu dociera, ale ludzie szybko się uczą – zapewnia posłanka Nykiel. – I to jest
moja rola, żeby do nich dotrzeć, rozmawiać, przekonać argumentami,
które pomagają. Pilnuję tej dyscypliny
trochę na swój sposób – miękko, ale
jestem przekonana, że na dłuższą
metę to daje najlepsze efekty. Kary,
w wysokości tysiąca złotych, stosujemy rzadko, tylko przy głosowaniach
budżetowych, kiedy obecność posłów
jest bezwzględnie wymagana.
Zdarzają się też konflikty interesów,
gdy partia decyduje, że głosowanie będzie przeciw, a lokalny interes nakazuje
być za. Tak było w kilku przypadkach
Zgodnie z regulaminem Klubu PO
kara dla parlamentarzysty
wynosi do
1000 złotych
za jedno głosowanie.
Przy głosowaniach budżetowych stosowano kary
100 zł
za jedną poprawkę
nieregionalną,
500 zł
za poprawkę regionalną.
Ponieważ poprawek, łącznie
z senackimi, było około
200
3 000 zł
górna granica kary wynosiła
dla jednego posła.
Do lipca 2008
w Klubie PO wyznaczono
136 kar, w tym 132 pieniężne;
zapłaconych zostało 95.
Konsekwencje wobec
dłużników miały być
wyciągnięte jeszcze przed
wakacjami parlamentarnymi.
przy przyjmowaniu budżetu na 2008
rok. Takie naruszenia dyscypliny są
najtrudniejsze do perswadowania, bo ci
sami posłowie w poprzedniej kadencji,
jako opozycja, byli za inwestycjami
w swoim regionie, a jako partia rządząca
mieli głosować przeciw, z powodu
oszczędności w budżecie.
Wówczas tłumaczę, że jeśli sprawuje się władzę, to ma się dużo więcej
możliwości do pogodzenia tych interesów.
Posłanka Nykiel interesuje się
ustawami z pakietu Szejnfelda i tym,
co robi Janusz Palikot w komisji Przyjaznego Państwa. Jest w prezydium
zespołu energetycznego, wspiera
sprawy ważne dla Bielska-Białej i sąsiednich gmin. Jest aktywna w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady
Europy.
W lokalnej telewizji kablowej
promuje bielszczan – ludzi sukcesu.
Pokazała też swoją pracę w Senacie:
kamera podążała za nią przez dwa dni.
– Ludzie zaczepiali mnie później na
ulicy i mówili, że nie tak wyobrażali
sobie pracę posła czy senatora, a ten
program pozwolił im na lepsze zrozumienie roli parlamentarzysty.
– W moim życiu polityczne wyzwania okazały się mocniejsze od zapędów menedżerskich. Polityka jest
nieprzewidywalna i dlatego jest tak
ciekawa – podsumowuje Mirosława
Nykiel.
Z (nie)parlamentarnego
blogu Mirosławy Nykiel
(www.nykiel.blog.onet.pl):
26 czerwca 2008
Mam wrażenie, że nienawiść zatruła
niektórych polskich polityków tak bardzo, że nie widzą własnej hipokryzji.
Nie zauważają, że opluwając innych,
postępują całkowicie niezgodnie z wartościami, z którymi tak chętnie się obnoszą.
Sącząc nienawiść do polskiego
życia publicznego bracia Kaczyńscy
i ich współpracownicy osiągną efekt
odwrotny do zamierzonego. Szkoda
tylko, że cenę za to zatrucie zapłacą
nie tylko truciciele.
9 czerwca 2008
Ubawiłam się setnie, czytając o apelu
Mirosława Orzechowskiego, który domaga się pozbawienia obywatelstwa
polskiego Miroslawa Klose i Lukasa
Podolskiego.
Myślę, że tu konieczna byłaby
konsultacja ze specjalistą, ale dla załatwienia tego problemu konieczna będzie zbiórka narodowa, bo wyraźnie
jedna wizyta nie wystarczy, a fachowca trzeba wysokiej klasy.
Olimpijczycy 2016
FOTO ANDRZEJ KRAJEWSKI
Z boiska
na igrzyska
P
rzez cały dzień, a nawet
wieczorem trenuje młodzież na pierwszym w Polsce boisku z programu Orlik
2012 w Izdebkach na Podkarpaciu. W piłkę nożną grają także
dziewczęta.
A starsi mieszkańcy wsi
ukradkiem sprawdzają czy trawa
na boisku naprawdę jest sztuczna.
Najlepiej, zdaniem Rafała Dobosza, trenera, nauczyciela WF
w miejscowej szkole grają
15-latek Marek Księżek i o rok
młodszy Michał Szpiech (stoją 3.
i 4. od lewej).
Kolejne boisko z programu
Orlik 2012 zostało otwarte
w Człuchowie na Pomorzu. Jako
pierwsze ma także trybuny dla
widzów. W całym kraju ogłoszono ponad 400 przetargów na
budowę tych boisk.

Podobne dokumenty