Minister Boni przedstawił raport, na jaki nie zdobył się żaden
Transkrypt
Minister Boni przedstawił raport, na jaki nie zdobył się żaden
Od Sierpnia do Unii ROCZNICA Nr 13 sierpień 2008 egzemplarz bezpłatny ISSN: 1897-936X OGÓLNOPOLSKA GAZETA PLATFORMY OBYWATELSKIEJ PO Na ringu, Mont Blanc i Wiejskiej ZNANI LUDZIE W PLATFORMIE B N ez Polski i Polaków nie byłoby dzisiejszej silnej Europy, inaczej wyglądałaby mapa naszego regionu, nie byłoby integracji opartej o wartości. A silna pozycja Polski w silnej Europie to polityczna ekstraliga światowa. Miejsce, które możemy twórczo rozwinąć w realizację wizji wielkiej, bratniej, pokojowej koegzystencji setek narodów, których ojczyzną jest nasz kontynent – dowodzi Andrzej Halicki, poseł PO. ajmocniejsza kobieta Sejmu, posłanka PO Iwona Guzowska dopiero na Wiejskiej przekonała się, że politycy nie są darmozjadami, za jakich się ich uważa, choć czasami sama czuje się nieprzydatna, bo jest tyle bicia piany, bo z góry wiadomo, co kto powie. Na szczęście są i takie dni, kiedy może wspinać się na Mont Blanc z 26 innymi kobietami z krajów UE. Kobieta może zdobyć każdy szczyt – mówi mistrzyni kick-boxingu. Czytaj na str. 8-9 Czytaj na str. 14 Kapitalny raport Minister Boni przedstawił raport, na jaki nie zdobył się żaden poprzedni rząd ANALIZA Punkt odbicia Platforma Obywatelska, której w ostatnich wyborach zaufali Polacy, stawia na rozwój kapitału intelektualnego, na odbudowę zaufania między ludźmi i między obywatelem a instytucjami państwa. Alternatywą rozwoju kapitału intelektualnego jest inwestowanie we wcześniejsze emerytury, zagrzebywanie się w przeszłości, zwiększony wysiłek coraz mniejszej grupy pracujących obywateli. Wybór należy do nas samych i do polityków, którym zechcemy ufać. Raport Michała Boniego jest próbą wyobrażenia sobie tego, co może być ważne dla przyszłości, ma postawić pytania, zdiagnozować sytuacje i przeorientować nasze myślenie. str. 4-5 Pamięć świata DOROBEK Kiedy pisaliśmy na wielkich tablicach ze sklejki postulat utworzenia wolnych związków zawodowych, z radia dobiegał stanowczy głos I sekretarza PZPR, Edwarda Gierka. Zapewniał, że klasa robotnicza dogada się z władzą, ale o żadnych wolnych związkach nie może być mowy. W moim zespole pracują młodzi ludzie, którzy myślą kategoriami przyszłości swoich dzieci Z PRASY REFLEKSJA Wyborcza lekcja z Podkarpacia Podczas wyborów uzupełniających do Senatu na Podkarpaciu zarysowała się taktyka, którą PiS będzie stosował w wyborach do Parlamentu Europejskiego wiosną 2009. Jej podstawowe elementy to: dywanowe naloty posłów na region, naciski na wyborców wywierane poprzez ludzi nominowanych przez poprzedni rząd oraz wpływ na lokalne media publiczne. – Jeśli do wyborów, europejskich, nie zrobimy w tych sprawach nic, to możemy je przegrać – podsumowuje swoją analizę tych wyborów kandydat PO, dr Maciej Lewicki. str. 12 FOTO EN Syn o Ojcu TRADYCJA Mój ojciec kiedyś mi powiedział coś i to noszę w sercu do dnia dzisiejszego: „Słuchaj, ja właściwie nie miałem nic w życiu, oprócz dwóch rzeczy – wiary w Boga i wiary w to, co robię. Ty masz trochę więcej ode mnie, ale wcale nie trzeba dużo więcej, żeby osiągnąć sukces”. Wystarczą takie fundamenty i nie trzeba dużo więcej. Jarosław Wałęsa, onet.pl, 1.07.2008 Rdzenni mieszkańcy Wąchocka „grombki” to ci wąchocczanie, których przodkowie zamieszkiwali tu jeszcze przed powstaniem 1863 r. Nowi to „ptoki”. Tylko „grombki” mają prawo do serwitutu ustanowionego jeszcze przez Kazimierza Jagiellończyka. Wolność była dla mnie wtedy marzeniem, nie przypuszczałem, że tworzę obiekt, który stanie się jednym z symboli wolności. Dziś wiem, że będzie on najcenniejszym zabytkiem tworzącego się Europejskiego Centrum Solidarności, które przyciągnie do Gdańska miliony turystów z całego świata – wspomina Arkadiusz Rybicki, dziś poseł Platformy Obywatelskiej. str.10 O Wąchocku bez żartów Burmistrz Jarosław Samela z obywatelami swojej gminy postępuje trochę jak z uczniami, jest w końcu nauczycielem fizyki. Wie, kiedy ustąpić, kiedy wystarczy pouczenie, kiedy zaś trzeba wysłuchać żalów bądź udzielić życiowej rady. str.6-7 2 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej sierpień 2008 Z PRASY Janusz Palikot się nie boi G dybym się bał, to takiej roli bym nie grał, tylko się nałykał powietrza, wypiął duży brzuch i duże policzki i cedził coś o tym, jak ważne są takie, a nie inne sprawy. W tym samym tygodniu kilkakrotnie występowałem na mównicy sejmowej, prezentując kolejne projekty Przyjaznego Państwa, w tej chwili skierowaliśmy do marszałka 95 projektów, ale chociaż wydają się one ważne i znaczące, to siła ich funkcjonowania jest dużo mniejsza niż takiej improwizacji. Taki jest ten świat: nikogo nie ciekawi 95. propozycja nowelizacji przepisów, ale zagranie na nosie Jarosławowi Kaczyńskiemu, pokazanie, że nie jest taki nietykalny, to jest ciekawe. Dziennik, 14.07.2008 w rozmowie z Anną Masłoń Polityka antyspołeczna J eśli nie uda się dokonać zmiany tej polityki społecznej, będziemy mieć nadal najwyższy w Europie odsetek ludności wiejskiej, najniższy wskaźnik pracujących, najmłodszych emerytów i najzdrowszych rencistów, a jednocześnie najgorsze drogi, najwolniejsze i najczęściej się spóźniające pociągi, najniższy wskaźnik dostępu do szerokopasmowego internetu, a w rezultacie najgorszy poziom jakości życia. Wszystko to zaś w wyniku polityki mającej rzekomo zapewniać jego poprawę. Janusz A. Majcherek, Rzeczpospolita 30.06.2008 N Zastanówmy się o co cały ten raban Panie Bronku! Panie Bronku, kurczę, niepotrzebnie pan przyspieszył, bo strasznie pan nam jest… bo strasznie nam pan był potrzebny. Lech Wałęsa , Gazeta Wyborcza, 15.07.2008 FOTO EN Drożejące paliwa to nie wina rządu G ospodarka światowa musi zmierzyć się – nie po raz pierwszy zresztą – z sytuacją trwałego wzrostu popytu. (…) Rząd wybiera bardziej sensowne, mniej szkodliwe rozwiązanie nieinterweniowania przeciwko trendowi. I chwała mu za to. Alternatywą jest polityka populistyczna. Zrobić coś spektakularnego, popularnego w oczach mniej przyzwyczajonej do myślenia części społeczeństwa, byle tylko wykazać się, że rząd robi coś w palącej sprawie. Na tym pomyśle opiera się zgiełk czyniony przez PiS wokół obniżki akcyzy i w ogóle krytyka rządu za to, że nie walczy z drożyzną. Jan Winiecki, Dziennik finansowy, 1.07.2008 Z Je, kto nie pracuje... US obecnie wypłaca świadczenia ok. 8 milionom osób. Efektywny wiek emerytalny dla kobiet wynosi średnio 56 lat, w UE 60,4, dla mężczyzn w Polsce jest to średnio 57,9, w Unii – 61,4. Plan finansowy ZUS na lata 2008-2012 przewiduje 93,8-183,5 mld zł deficytu. W UE pracuje 43 proc. osób zdolnych do pracy będących w przedziale 55-64 lata, w Polsce zaledwie 28 proc. Chodzi o to, by ci ludzie wrócili na rynek pracy. Janusz Jankowiak, Dziennik finansowy, 28-29 czerwca 2008 A niech dzwonią! Moja polityka jest drogą, która ma doprowadzić do tego, by numer telefonu polskiego prezydenta czy premiera był często używany przez polityków z Berlina, Paryża czy Londynu lub innych stolic. Prezydent Lech Kaczyński w wywiadzie dla Dziennika, 1.07.2008 asza psychika słabo reaguje na oznaki poprawy jakości życia, natomiast bardzo silnie na sygnały o pogorszeniu statusu materialnego. Innymi słowy, jeżeli ktoś w maju otrzymał pensję o 4 procent wyższą niż miesiąc wcześniej, to specjalnie na to nie zareaguje. Ale gdy pójdzie do sklepu i stwierdzi, że zakupy, które robi, są o 4 procent droższe niż przed miesiącem, to odczuje to bardzo mocno. Dlatego ogromna większość Polaków oczekuje debaty na temat drożyzny, licząc na to, że po takiej dyskusji rząd dokona cudu i standard życia społeczeństwa będzie rósł. W ciągu ostatnich dwóch lat dochody statystycznej polskiej rodziny wzrosły o 25 procent. W tym roku prawdopodobnie zwiększą się o dalsze 14-15 procent. To jest wręcz galopada płac. Janusz Czapiński, Rzeczpospolita, 28-29 czerwca 2008 Dość zarządzania rodem z PRL-u Z tego właśnie powodu mamy dziś w Polsce cały czas do czynienia ze zdecentralizowanym ustrojem wprowadzonym w 1998 roku, ale nadal istnieją scentralizowane mechanizmy zarządzania. Pochodzą one jeszcze z czasów PRL-u. I dlatego jest potrzebna kolejna reforma, której projekt właśnie poznaliśmy. Zakłada on modyfikację sposobu zarządzania sprawami publicznymi, co będzie odpowiadało zdecentralizowanemu ustrojowi państwa. Jest kilka wskaźników miary dobrobytu. Jeden mówi o liczbie kupowanych mieszkań i ich wyposażeniu, liczby samochodów. Inny dotyczy realnej pracy i konsumpcji. I wszystkie pokazują, że od ostatnich trzech lat żyje nam się znacznie lepiej. Dla ekonomistów hasło „drożyzna” jest uzasadnione tylko wtedy, gdy podwyżki wahają się w granicach 10-50 proc. Ale same ceny to tylko jedna strona medalu, bo jednocześnie mamy znaczący przyrost płac, średnio o 10-12 proc., i zatrudnienia. Dochody gospodarstw domowych wzrosły więc dużo bardziej niż ceny żywności czy energii. Nie mówiąc o tym, że średnie ceny dóbr konsumpcyjnych wzrosły tylko o 4-5 proc. A np. w przypadku odzieży i obuwia mamy wręcz spadek cen w porównaniu z poprzednim rokiem. To samo dotyczy telewizorów, komputerów. Prof. Stanisław Gomułka, portal Onet Nikt nikogo nie połknie D la Tuska ludowcy są cennym partnerem. Z prostego powodu. PO ma nikłą bazę społeczną na wsi. PSL jako sojusznik jest naturalnym przedłużeniem wpływów PO na tereny wiejskie. A to oswaja tereny wiejskie z PO, która – według opozycji – jest klubem liberałów i nie troszczy się o zwykłego człowieka. Reasumując powiem tak: gdyby obie formacje miały się połykać, cierpiałyby potem na niestrawność. Prof. Edmund Wnuk-Lipiński, Super Express, 31.05-1.06.2008 Michał Kulesza, Super Express, 31.05- 1.06 .2008 Prezydent (Sudanu) słusznie się zdenerwował DOBRE WIADOMOŚCI GRZEGORZA LINDENBERGA J eden z moich ulubionych polityków, Omar al-Bashir z Sudanu, miał niestety kiepski tydzień. Zdenerwował się okropnie na prokuratora generalnego Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze, który wystąpił do sędziów Trybunału o wydanie nakazu aresztowania prezydenta za ludobójstwo w Darfurze. Wraz z prezydentem al-Bashirem zdenerwował się parlament Sudanu, który potępił zamach na nieskazitelną opinię, jaką prezydent al-Bashir cieszy się na świecie. Niezadowolenie wyraziła też Unia Afrykańska, która nie lubi, kiedy przypomina się, że niektórzy z grona szacownych afrykańskich mężów stanu to zbrodniarze. Prezydent al-Bashir został moim ulubieńcem, kiedy kilka lat temu postanowił w twórczy sposób zaprowadzić radykalny porządek w Darfurze, gdzie doszło do ataków murzyńskich rebe- liantów. Prezydent postanowił, że oczyszczenie Darfuru wykonają siły pospolitego arabskiego ruszenia, tzw. dżandżawid, wyposażone w broń przez wojsko sudańskie. Pomysł prezydenta, zresztą generała, przyniósł spektakularne sukcesy: udało się zabić ponad 300 tys.osób, ponad 2 miliony wygnać za granicę, następne dwa wsadzić do obozów w Sudanie i jeszcze z milion zgwałcić. W praktyce udało się niemal opróżnić Darfur z Murzynów-rolników, żeby mogli go zająć Arabowiekoczownicy. Oczywiście, prezydent al-Bashir nic wspólnego z tym ludobójstwem nie miał i o niczym nie wiedział, ale chociaż nie wiedział, to bardzo się martwił i potępiał. Dlatego tak zabolał go wniosek prokuratora z Hagi, a wraz z prezydentem ból odczuł cały (miłujący pokój i Darfurczyków) naród sudański. Prezydent al-Bashir ze smutkiem stwierdził, że w odpowiedzi na to niesłychane prokuratorskie oszczerstwo naród sudański wprost może nie utrzymać nerwów na wodzy. Tutaj dochodzimy do momentu interesującego nas, Polaków. Otóż w ramach sił Wspólnoty Europejskiej rozmieszczanych w Czadzie do ochrony obozów uchodźców z Darfuru działa kontyngent polski. Prezydent al-Bashir może rzeczywiście doprowadzić do ataków na obozy uchodźców i strzegących je żołnierzy dla wywarcia presji na Radę Bezpieczeństwa. Sprawa wygląda bowiem tak, że chociaż Sudan nie przystąpił do umowy o powołaniu Międzynarodowego Trybunału Karnego, to Rada Bezpieczeństwa ONZ, której Trybunał podlega, kazała Trybunałowi zająć się zbrodniami w Darfurze. Teraz oczywiście Rada może wydać rezolucję, która zakazywać będzie Trybunałowi ściga- nia prezydenta al-Bashira, albo w ogóle sudańskich oficjeli (Trybunał był już tak bezczelny, że ostatnio wystawił nakazy aresztowania m.in. wobec sudańskiego ministra spraw humanitarnych). O taką rezolucję Sudan teraz się stara, mobilizując sojuszników w Afryce, krajach muzułmańskich i Chinach, które kupują dwie trzecie jego ropy naftowej. Czy pokazanie palcem na prezydenta al-Bashira i powiedzenie: „Oto zbrodniarz” pomoże czy zaszkodzi Darfurczykom? Realiści twierdzą, że zaszkodzi, bo jako zbrodniarz będzie się mścił. Jako nieuleczalny optymista sądzę, że pomoże – bo jako zbrodniarz ze strachu przed procesem i więzieniem będzie bardziej skłonny do zaprowadzenia w Darfurze pokoju. A dobra wiadomość jest taka, że zbrodniarz nie może już udawać męża Grzegorz Lindenberg stanu. PO OGÓLNOPOLSKA GAZETA PLATFORMY OBYWATELSKIEJ Biuletyn przeznaczony do użytku wewnętrznego, kolportowany bezpłatnie. Wydawca: Platforma Obywatelska RP ul. Andersa 21, 00-159 Warszawa Redakcja: Elżbieta Misiak-Bremer (redaktor naczelna) Adam Wiewiorowski (dystrybucja) Projekt i opracowanie graficzne: Jacek Gałązka, exPress www.ex-press.com.pl Adres do korespondencji: ul. Marszałkowska 87 m. 85 00-683 Warszawa e-mail: [email protected] sierpień 2008 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej Teraz trzeba nam debaty 3 Michał Boni, autor raportu o kapitale intelektualnym Polaków: Z Michałem Bonim, sekretarzem stanu w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i szefem Zespołu Doradców Strategicznych premiera Donalda Tuska rozmawia Elżbieta Misiak-Bremer - Rozmawiamy w gabinecie, pod oknami którego toczy się kolejna manifestacja. Podobno grozi nam wybuch społecznego niezadowolenia. - W telewizyjnym przekazie z manifestacji widać napięcie, konflikt, złość, negatywną energię. Tutaj, w gabinecie, dokąd zapraszamy manifestantów, tego już nie widać. Podczas rozmów bywa raczej spokojnie i bardzo rzeczowo. Nie ma objawów sytuacji z 1991 roku, kiedy to przez 50 dni codziennie był inny strajk, głodówka, manifestacje itd. Od wielu już lat różne formy manifestacji są formą demokracji pracowniczej, która nie grozi stratami firmie. Są wyrazem pewnych emocji społecznych, naturalnym sposobem pokazania strony konfliktu, są wyraziste, zwiększają teatralność życia publicznego – dla mediów to fantastyczne. Ale z punktu widzenia procesu negocjacyjnego są bez znaczenia. Powstały już nawet komercyjne firmy, które oferują obsługę manifestacji: transport, samochody z nagłośnieniem, ochronę, trasę przejścia, załatwienie zgody władz samorządowych, przygotowanie postulatów. – Zna Pan taką firmę? – Nie pamiętam nazwy. Podczas ostatniej manifestacji organizowanej przez Sierpień 80, kiedy palili opony i było bardzo głośno, gdy manifestujący weszli do środka rozmawialiśmy grzecznie i rzeczowo, a na koniec spotkania zapytali: „Panie ministrze czy możemy sobie z Panem zdjęcie zrobić?” Jeśli konflikt jest prawdziwy i głęboko uzasadniony, to tego typu relacje nie wchodzą w grę. Jeśli nastoje są trochę steatralizowane, to się robi zdjęcie i nikt na nim nie ma wyciągniętych noży. To był dla mnie taki barometr stanu i poziomu konfliktów społecznych. Po poprzednim rządzie został obyczaj, że manifestanci przy wejściu do gmachu na stojaka składali papiery. Ja zapraszam ich do osobnego pomieszczenia, siadamy i rozmawiamy. - Ale ja nie chciałam rozmawiać o manifestacjach, tylko o kapitale intelektualnym Polaków. O przygotowanym przez Pana zespół raporcie. Pierwszy raz w wolnej Polsce mówi się tak precyzyjnie o tym, co nas czeka i jak musimy być na to przygotowani. – Moim zdaniem transformacja w Polsce skończyła się. Możemy mówić o dorobku niepodległej Polski, jako o wielkim osiągnięciu. Ale oczywiście są i słabe punkty. Mam na myśli niedostrzeganie przyszłych sił rozwojowych w obszarze kapitału intelektualnego. Wszystko to, co wiąże się z inwestowaniem w człowieka, w jego umiejętności zdobywane w systemie szkolnym i w ciągu całego życia. Ta sfera jest zaniedbana w sensie pełnej przemyślanej interwencji państwa. Polskie transfery społeczne w ponad 60 proc. skierowane są na starsze pokolenie. Najmłodszym dajemy tylko kilka procent. FOTO EN Wielki boom edukacyjny stworzyli młodzi ludzie właściwie bez udziału państwa. Dla nich edukacja stała się biletem do lepszej przyszłości, do lepszej pozycji na rynku pracy. Z drugiej strony jak popatrzymy na rozwój Polski w minionym dwudziestoleciu i na wzrost gospodarczy, to okazuje się, że nie pasujemy do żadnych teorii, które mówią, że im mniejszy deficyt budżetowy tym wyższe tempo wzrostu gospodarczego. Od 1989 roku nie ma takiej prawidłowości. Rozwijamy się skokami, widać olbrzymią energię przedsiębiorców, widać różne starania państwa, ale te starania nie układają się w przemyślaną wiązkę. Początek transformacji określały dwa proste pojęcia: reguły wolnego rynku i normalne reguły demokracji. Później, kiedy mechanizmy rynkowe zaczęły się ugruntowywać, zaczęło przyby- “ Patriotyzm dzisiaj to założenie małego przedszkola, przedsiębiorstwa, by sprawdzić, czy idę w stronę, w którą zmierza świat wać różnego rodzaju przepisów ograniczających. W 2002 – 2003 trochę tych przepisów ubyło, ale później znowu wróciły. Państwo z jednej strony chce, żeby kraj i gospodarka się rozwijały, a z drugiej strony funduje prawo, którego podstawą jest brak zaufania, założenie, że nie można robić tego, co jest niezdefiniowane w prawie. W związku z tym definiuje się wszystko i zamiast ustaw kilkustronicowyh, które tworzą ramy do wolnego działania w różnych dziedzinach życia, tworzymy ustawy kilkudziesięciostronicowe, które dokładnie opisują, co i w jakich warunkach można zrobić. I oczywiście po kilku latach pojawiają się zupełnie nowe zjawiska, nieopisane w tych ustawach i nikt nie wie, jak na nie zareagować. Stąd trzydzieści kilka nowelizacji ustaw, co prowadzi do absurdu. Mamy zbyt wiele nadregulacji. Do tego doszła polityka, która straszyła złodziejami, w związku z tym prawo stawało się coraz bardziej zamknięte. Przestrzegano przed tymi, którzy są za bardzo wykształceni – wykształciuchami. Z trzeciej strony brnięto w politykę społeczną nie do końca przemyślaną, ale dającą efekt wyborczy. Polskie transfery społeczne to sześćdziesiąt kilka procent nakierowane na pokolenie najstarsze, a na pokolenie najmłodsze – tylko kilka procent. Teraz chodzi o wyrównywanie szans, o otworzenie warunków rozwojowych także dla najmłodszych, o wyjście ze swoistego dryfu, w którym – moim zdaniem – jesteśmy. Taki był impuls do przygotowania raportu o kapitale intelektualnym Polaków. Kiedy w 1989 roku budowaliśmy wolny rynek, punktem odniesienia były 4 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej Nie możemy skupiać się tylko na stoczniach i autostradach 20% Dostrzeżmy 90% potencjał 4mln rozumu sierpień 2008 TYLKO osób w wieku 55-64 lata korzysta z Internetu AŻ ludzi po 50. nie uczestniczy w żadnych działaniach społecznych, sportowych czy kulturalnych PONAD ludzi z bogatym doświadczeniem, z dojrzałą mądrością życiową nie jest wykorzystywanych przez społeczeństwo puste sklepowe półki, patrzyliśmy wstecz. Teraz powinniśmy obrócić głowę i spojrzeć w przód, budować coś dla przyszłości. Ten raport o kapitale intelektualnym jest próbą wyobrażenia sobie tego, co może być ważne dla przyszłości, jakie będą elementy konkurencyjności, ma postawić pytania, zdiagnozować sytuacje i przeorientować nasze myślenie. – Co wynika z raportu dla członków PO, jak oni to mogą wykorzystać? – To może być świetny impuls, żeby zadawać sobie lokalnie pytania. Z szerszym udziałem różnych struktur będziemy na jesień przygotowywali raporty, dotyczące regionów. To może być wzór myślenia o przyszłości, punkt wyjścia do rozmów ze studentami, z młodymi ludźmi uczniami, do debaty publicznej. – Miałam na myśli bardziej praktyczne działania dla platformianych samorządów. Na przykład kwestia małych przedszkoli wiejskich. – To jest inspiracja do tego, żeby budować program, który będzie programem konkretnym, a zarazem będzie wybiegać w przyszłość. W świecie polityki mówi się, że jeśli chcesz wygrać wybory, musisz ułożyć bieżące klocki. Ale Polska jest w okresie ważnych przemian cywilizacyjnych i ta część młodego pokolenia, która dała kredyt zaufania PO, oczekuje nie tego, co wiąże się z relacjami między premierem a prezydentem, z problemem Ziobry, stoczniami. Myślę, że ta część polskiego społeczeństwa oczekuje odpowiedzi na pytania, w jakim kraju będziemy żyć. Ono jest głodne wartości, ale ma swoje aspiracje związane z poprawą jakości życia we wszystkich wymiarach – od dochodu po jakość spędzania czasu wolnego. Patriotyzm dzisiaj to założenie małego przedszkola, to założenie małego przedsiębiorstwa i odpowiedzenie sobie, czy ja idę w tę stronę, w jaką zmierza świat. Nie dlatego, że czuję się gorszy i muszę nadążać. Nie dlatego, że czuję się lepszy i muszę wyprzedzać, ale po prostu, żeby być współodczuwającym, współrozumiejącym i współdziałającym. Świat współczesny opiera się na możliwości współdziałania. Globalizacja nowej generacji także dzięki nowym technikom jest o wiele bardzo otwarta na współdziałanie, niż to było wcześniej. Kapitalny raport o Mamy najniższe wskaźniki wczesnej edukacji FOTO EN W porównaniu z szesnastoma krajami - To raport skierowany do ludzi, którzy mają podjąć pewne działania, do administracji państwowej, a ta administracja jest w znacznej mierze ukształtowana jeszcze w minionej epoce. Usłyszałam takie zdanie: stocznie padają, a oni bredzą o jakimś kapitale intelektualnym. – Polska jest w takim momencie rozwojowym, że jeśli skupi energię tylko na stoczniach albo tylko na autostradach, to za 4 lata zobaczymy, że Czesi poszli daleko do przodu, inni też gdzieś pędzą, a my ciągle kręcimy się w kółko wokół tego samego i dlatego w tym samym czasie trzeba oczywiście myśleć o rozwoju kapitału intelektualnego. - Czy Pana przeszłość ma wpływ na odbiór Pana działań? - Nie mam takiego wrażenia. - Ale to był powód, dla którego Pan nie chciał, czy też nie mógł być ministrem? - To było bardzo trudne. Donald Tusk bardzo chciał, żebym przygotowywał i realizował program. Był to więc dobry moment, żeby uczciwie spojrzeć samemu sobie w twarz, uczciwie spojrzeć jemu w oczy, a przy okazji i opinii publicznej. Obaj nie wiedzieliśmy, co będzie dalej. Nie było jasne, jakie będą konsekwencje mojego publicznego wyznania, że kiedyś, pod wpływem szantażu, podpisałem deklarację współpracy z SB. Współpracy wprawdzie nie było, ale teczka z moim podpisem jest. Wiedziałem, że muszę to zrobić. Ta „spowiedź” miała ludzki wymiar, polityka odeszła na dalszy plan. Każde oczyszczenie wzmacnia. Przejście czegoś trudnego, cierpienia, zmierzenie się z własnymi słabościami, z grzechem – wzmacnia. Osłabia nieumiejętność dania sobie rady. W sensie satysfakcji intelektualnej jestem teraz na lepszej pozycji niż minister. Mam pewną liczbę godzin w tygodniu, które spędzam na rozmowach z ekspertami. Gdybym był ministrem, to bym mógł czytać tylko krótkie notatki. To, co przeżyłem, oceniam, jako dobro, które mnie spotkało, bo z jednej strony był proces mojego wewnętrznego dojrzewania, a z drugiej strony darowane mi zaufanie. Rozmawiała Elżbieta Misiak-Bremer Co pokazuje raport o kapitale intelektualnym Polaków i co to za kapitał, który tym bardziej przyrasta, im więcej się z niego korzysta? Kapitał intelektualny, na który składa się kapitał ludzki, strukturalny, społeczny i relacyjny to po prostu ogół niematerialnych aktywów, to wiedza, umiejętności, doświadczenie i postawy ludzi (kapitał ludzki). To system edukacji i innowacji, placówki naukowe i badawcze, teleinformacja i własność intelektualna (kapitał strukturalny). To normy postępowania, zaufanie, zaangażowanie (kapitał społeczny). To relacje międzyludzkie, międzyinstytucjonalne, to wizerunek Polski na zewnątrz, to integracja Polski z gospodarką globalną, to atrakcyjność Polski dla partnerów handlowych, inwestorów, turystów (kapitał relacyjny). Im lepsze wykorzystanie kapitału intelektualnego, tym lepsze warunki rozwoju – takie swoiste perpetuum mobile. Tymczasem to, co pokazuje raport, optymizmem nie napawa. Choć sam fakt, że w drugie dwudziestolecie niepodległości wchodzimy jako kraj, w którym debaty mogą toczyć się nie tylko wokół przeszłości i w którym ważniejsze niż szukanie winnych staje się stawianie mądrych pytań – optymizmem napawa. Postawiona przez ekspertów diagnoza pokazuje dystans, jaki dzieli nasz kraj od bardziej rozwiniętych krajów europejskich. Kapitał intelektualny Polaków w trzech kategoriach generacyjnych (dzieci i młodzież, studenci, dorośli) plasuje nas w końcówce, a w pokoleniu se- Rekomendacje wynikające z raportu Spoiwem dla działań związanych z aktywizacją i rozwojem potencjału Polaków powinien być kapitał społeczny. Państwo może stymulować rozwój kapitału społecznego poprzez budowanie zaufania do instytucji oraz kształtowanie odpowiednich norm wzajemnego postępowania. niorów - na ostatnim miejscu wśród 16 badanych państw europejskich. A nie mamy już wszak przewagi konkurencyjnej wynikającej z taniej siły roboczej i dużego rynku położonego w centrum Europy. Fundamentem gospodarki opartej na wiedzy jest kapitał intelektualny – jego poziom i wykorzystanie. Dziewiętnaście lat temu w bardzo trudnych warunkach udało się przestawić polską gospodarkę z socjalistycznej niemocy na tory gospodarki rynkowej. Nawet najbardziej zajadli krytycy III RP nie mogą nie zauważyć pozytywnych skutków tej transformacji. Ale już wtedy dawał się zauważyć niedostatek reform społecznych. Jak mawiał Lech Wałęsa: „Nie objawił się drugi Balcerowicz”. Wyzwanie, jakie dzisiaj staje przed naszym krajem równa się swoją wagą z planem profesora Leszka Balcerowicza. Inne są jednak uwarunkowania zewnętrzne. Plan Balcerowicza można było poniekąd Polakom narzucić. Inwestowanie w kapitał intelektualny, wykorzystanie tkwiącego w nim potencjału, wymaga natomiast inicjatywy i zaangażowania wszystkich, ponad wszelkimi podziałami. A to chyba najtrudniejsze wobec generalnego braku zaufania, jaki wykazują Polacy wobec siebie, jak i instytucji państwowych i obywatelskich. Jak pokazuje raport, ten poziom zaufania mamy najniższy ze wszystkich badanych krajów. Odbudowa zaufania staje się pierwszoplanowym problemem w zbiorowości tworzącej dobrą przyszłość. To zaufanie buduje otwartość, dobre stosunki z innymi ludźmi, chęć poznawania odmiennych ludzi i kul- tur, umiejętność wykorzystania wiedzy i doświadczeń innych ludzi. Nieustannie zarzuca się rządowi, że nic nie robi. Czytaj: nie przedkłada Sejmowi codziennie nowego projektu kolejnej wielkiej reformy. Największej reformy wymaga jednak to, czego żadną ustawą się nie ureguluje i nie wprowadzi odgórnie. Obowiązku obdarzania zaufaniem nie da się bowiem nikomu narzucić. Można tylko przyjmować rozwiązania, które służą odbudowie tego zaufania w stosunkach między ludźmi nawzajem i wobec państwa, można tworzyć prawo, które nie traktuje obywatela jako potencjalnego oszusta, któremu skomplikowaną legislacją trzeba te oszustwa uniemożliwić. Prawo może dawać wiarę oświadczeniu obywatela i takie prawo należy tworzyć. 1 2 Bardziej kompleksowa i efektywna polityka rodzinna Podniesienie jakości nauczania “ Obecne wyzwanie równa się swoją wagą z planem profesora Leszka Balcerowicza Zapewnienie wysokiej jakości kapitału ludzkiego sierpień 2008 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 5 naszym kapitale intelektualnym Kapitał intelektualny dorosłych plasuje Polskę na 14. miejscu na 16 badanych krajów FOTO EN Edukacja słabo wyrównuje szanse FOTO EN Europy jesteśmy w końcówce albo i na końcu Diagnoza dotycząca stanu kapitału intelektualnego została przedstawiona w odniesieniu do czterech grup generacyjnych: dzieci, studentów, dorosłych i seniorów. motywacyjny i przyczynia się do negatywnej selekcji do zawodu. Konieczna jest taka jego reforma, by był on ściśle związany z wynikami nauczania. Najniższe w Europie wynagrodzenie mają w Polsce nauczyciele początkujący, ale już nauczyciele z 15-letnim stażem dobijają do średniej europejskiej. Tyle, że wzrost ich wynagrodzenia nie jest powiązany z wynikami pracy. Przyciągnięcie do zawodu nauczyciela właściwych osób, ich selekcja i droga awansu są kluczowe dla poprawy jakości edukacji. W Singapurze tylko co piąty kandydat jest przyjmowany na studia pedagogiczne. Ale za to 90 proc. przyjętych kończy studia i pracuje jako nauczyciele. Rozwijanie talentów uczniów nie zależy od wielkości klas, jak się powszechnie uważa. Natomiast jeden model szkoły, jeden program dla wszystkich powoduje, że szkoła nie jest dobra dla nikogo. W systemie „urawniłowki” talenty nie rozkwitają. Model szkoły z epoki rewolucji przemysłowej, kiedy trzeba było jednolicie przygotować duże grupy młodzieży pod potrzeby fabryk, kompletnie nie odpowiada potrzebom gospodarki wiedzy. Jakie są warunki życia dzieci i czy mają one odpowiednie warunki rozwoju? Nie ma zadowalającej odpowiedzi na tak postawione pytanie. Mamy najwyższe w Europie zagrożenie biedą, najniższe wskaźniki wczesnej edukacji decydującej o rozwoju dziecka, system podatkowy, który prowadzi do osłabienia ekonomicznej pozycji rodzin wielodzietnych. W dalszej perspektywie rodzice wielu dzieci będą mieli niższe emerytury niż ci, którzy zamiast posiadania i wychowania dzieci wybrali drogę kariery zawodowej. Na wybór drogi edukacji dzieci ogromny wpływ mają nie tyle indywidualne zdolności dziecka, ile środowisko, z którego ono pochodzi. Obecny system edukacji mało sprzyja wyrównywaniu szans dzieci „źle urodzonych”. Poprawa dostępności i jakości wczesnej edukacji to klucz do ograniczenia nierówności społecznych – stwierdzają autorzy raportu. Ba, inwestycje we wczesną edukację najbardziej opłacalne są nie tylko dla samych dzieci, ale i dla całego społeczeństwa, co udowodnił ekonomiczny noblista, James Heckmmann. Jakość edukacji szkolnej najbardziej zależy od jakości nauczycieli. Tymczasem, jak podaje raport, system wynagradzania nauczycieli jest anty- Indeks kapitału intelektualnego studentów plasuje Polskę na 13. miejscu wśród 16 krajów europejskich objętych badaniem. Przyrost liczby studentów z 394 tys. w roku akademickim 1990/91 do dzisiejszych 2 mln nie przekłada się, niestety, na jakość kształcenia, a w dodatku struktura ich kształcenia jest słabo dopasowana do potrzeb rynku pracy. Pomiędzy nauką a gospodarką istnieje przepaść. 3 Ukierunkowanie szkolnictwa na potrzeby rynku pracy Dzieci i młodzież W stosunku do swojego potencjału Polska jest jednym z najmniej innowacyjnych krajów świata. Indeks kapitału intelektualnego dorosłych plasuje Polskę na 14. miejscu. Niewielu z nas pracuje przy średnich i wysoko zaawansowanych technologiach. Niski jest poziom umiejętności komputerowych, niska liczba wniosków patentowych w przeliczeniu na milion mieszkańców. Polacy niechętnie zmieniają pracę, niepokojąco niewielu dorosłych bierze udział w kształceniu ustawicznym. A przecież za 10-20 lat trzeba będzie podejmować pracę w sektorach, których dzisiaj jeszcze w ogóle nie ma. Mamy najniższy poziom aktywności zawodowej w wieku 15-64 lata. A jednocześnie Polacy pracują tygodniowo o 2,5 godziny dłużej niż przeciętny Europejczyk, muszą bowiem podtrzymać rozwój gospodarki i utrzymać rzeszę niepracujących. Trudno się dziwić, że są najmniej usatysfakcjonowani z równowagi pomiędzy czasem poświęconym na pracę i na inne zajęcia. Wysoki odsetek osób dorosłych cierpi na choroby przewlekłe lub dysfunkcje, a mały odsetek z nich jest aktywnych ruchowo. Niski jest nasz udział w kulturze, choć korzystanie z dóbr kultury służy innowacyjności i inspiruje. Dorośli “ PO stawia na odbudowę zaufania między ludźmi i wobec instytucji państwa jest trudna do zrozumienia i wykorzystania. Od nas i tylko od nas, od naszych wysiłków osobistych, a także działań małych i większych społeczności, od naszych działań społecznych i politycznych zależy, czy dla naszego kraju spełni się scenariusz optymistyczny, czy pesymistyczny. Czy Polska stanie się najbiedniejszym krajem Europy, z którego uciekają najzdolniejsi, a firmy przenoszą stąd swoje siedziby? Czy też będzie to kraj, w którym tętni życie w społecznościach lokalnych, którego uczelnie zajmują czołowe miejsca w rankingach światowych, najmłodsi obywatele w nowoczesnych przedszkolach otrzymują wczesną edukację, a wielodzietne rodziny sprawnie godzą życie rodzinne i zawodowe? Czy w tym kraju dzięki większej aktywności zawodowej kobiet i seniorów rosną wpływy do budżetu, dzięki czemu są środki na infrastrukturę, edukację i naukę? Czy lepiej wykształceni ludzie tworzą w nim lepsze instytucje, lepsze prawo, lepiej wykorzystują możliwości, jakie stwarza postęp gospodarki opartej na wiedzy? Ten raport świadczy, że Platforma Obywatelska, której w ostatnich wyborach zaufali Polacy, stawia na rozwój kapitału intelektualnego, na odbudowę zaufania między ludźmi i wobec instytucji państwa. Alternatywą jest inwestowanie we wcześniejsze emerytury, zagrzebywanie się w przeszłości, zwiększony wysiłek coraz mniejszej grupy pracujących obywateli. Wybór należy do nas samych i do polityków, którym zechcemy ufać. Kapitał intelektualny polskich seniorów jest najniższy w Europie, siedmiokrotnie niższy niż seniorów szwedzkich. Polski senior najwcześniej staje się starym, nieaktywnym za- wodowo, nieaktywnym fizycznie, nieuczestniczącym w życiu kulturalnym, schorowanym człowiekiem. Ponad 4 mln ludzi z bogatym doświadczeniem, z dojrzałą mądrością życiową, nie jest wykorzystywanych przez społeczeństwo. Tylko 20 proc. osób w grupie wiekowej 55-64 lata korzysta z internetu. Blisko 90 proc. ludzi powyżej 50. roku życia nie uczestniczy w żadnych działaniach społecznych, sportowych czy kulturalnych, nie angażuje się w wolontariat. Bez zwiększenia aktywności seniorów, bez stworzenia paktu społecznego na rzecz ich aktywizacji Polska nie utrzyma obecnego tempa rozwoju gospodarczego i będzie systematycznie tracić znaczenie w Europie. Mimo że samo określenie „kapitał intelektualny” brzmi niezbyt swojsko, to wiedza zawarta w tym raporcie nie 4 5 6 7 Aktywizacja seniorów Synergia światów nauki, biznesu i kultury. Rozwój miejsc pracy o wysokiej wartości dodanej Podniesienie jakości prawa, procedur i infrastruktury dla biznesu Regularne mierzenie wskaźników kapitału intelektualnego Studenci Seniorzy opracowała Elżbieta Misiak-Bremer Stworzenie możliwości wykorzystania kapitału ludzkiego do budowy przewagi konkurencyjnej i rozwoju dobrostanu 6 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej sierpień 2008 Jedyne miasto, które do dziś zachowało przywileje To nie dowcip! W Wąchocku Zmianę pogody w Wąchocku zapowiada wizyta pani Madzi u burmistrza. Pani Madzia wie, że nadchodząca wichura na pewno przewróci na jej dom wielką lipę. Przedtem miała się przewracać topola, ale topolę wycięto. Wprawdzie lipa rośnie w odległości jakichś 150 metrów od domu pani Madzi, ale ona wie, że na pewno uszkodzi jej dom. Do burmistrza przed zmianą pogody zachodzi też właścicielka stojącego na skarpie domu, która podkopuje się pod dom swojej sąsiadki, posadowiony nieco wyżej. Bywalcem jest też pan Józek. Kiedyś domagał się umorzenia podatku w wysokości 20 złotych. Po kolejnej wizycie burmistrz wyciągnął z kieszeni banknot, dał panu Józkowi i kazał zanieść do kasy gminnej: policzył, że mniejszym problemem będzie takie rozwiązanie, niż wypełnianie papierów, angażowanie licznych urzędników i rozstrzyganie, czy panu Józkowi taki przywilej się należy, czy nie. Burmistrz Jarosław Samela z obywatelami swojej gminy, a zwłaszcza samego Wąchocka, postępuje trochę jak z uczniami. Jest w końcu nauczycielem fizyki, przed wyborami kierował wąchockim gimnazjum i do swoich interesantów – obywateli Wąchocka – ma podejście pedagoga. Wie, kiedy ustąpić, kiedy wystarczy pouczenie, kiedy zaś trzeba wysłuchać żalów bądź udzielić życiowej rady. Pierwsza wzmianka o późniejszym miasteczku pochodzi z 1179 roku, kiedy to biskup krakowski Gedko ufundował klasztor Cystersów. Zakonnicy przybyli do Wąchocka z francuskiego opactwa Morimond. W XIII w. klasztor został samodzielnym opactwem, a dzięki darowiznom władców, rycerstwa i szlachty stał się w późniejszych wiekach jednym z bogatszych klasztorów na ziemiach polskich. Cystersi z Wąchocka, podobnie jak inne klasztory oparte na regule benedyktyńskiej, przyczynili się do rozwoju przemysłu nad Kamienną. Zakładali kopalnie i zakłady metalowe w Bzinie, Mostkach, Parszowie, Wąchocku i Starachowicach. Klasztor został skasowany w roku 1819, a budynki i pozostałe dobra przeszły na własność państwa. Zakonnicy wrócili do klasztoru w 1951 roku. W styczniu 1863 r. gen. Marian Langiewicz przeprowadził w mieście koncentrację powstańców, którzy mieli iść na Warszawę. 1400 ludzi założyło tutaj obóz warowny. W latach 1943–45 w czasie okupacji niemieckiej w okolicy miasta działało Zgrupowanie Partyzanckie Armii Krajowej „Ponury” pod dowództwem najpierw słynnego majora Jana Piwnika, a po jego przeniesieniu przez Komendę Główną AK w rejon Nowogródczyzny – przez majora Eugeniusza Gedymina Kaszyńskiego „Nurta”. Utracone po powstaniu styczniowym prawa miejskie Wąchock odzyskał dopiero w 1994 roku. Miasto cystersów i „Ponurego” Rdzenni mieszkańcy Wąchocka to „grombkowie” lub „grąbkowie” Grumbki i ptoki (mówi się: „grumbki”), chociaż pierwsza wersja jest podobno dużo starsza. Są to ci wąchocczanie, których przodkowie zamieszkiwali miasteczko jeszcze przed powstaniem styczniowym. Grąbkowie mówią niekiedy o sobie, że są „krzokami”. Nowi przybysze to „ptoki”. Ale „ptokiem” można pozostawać jeszcze i w drugim pokoleniu. Wszystko zależy od niepisanych reguł, którymi rządzi się społeczność Wąchocka. Tylko „grumbki” mają prawo do serwitutu. Wąchock to jedyne miasto, które do dziś zachowało przywileje serwitutowe ustanowione jeszcze przez Kazimierza Jagiellończyka dla 195 rodowitych wąchocczan (tyle było wtedy dymów w Wąchocku). Każdy z nich ma prawo do corocznego 1,3 metra sześciennego drewna budulcowego z lasu i jednego kubika drewna opałowego raz na trzy lata. O ten przywilej wąchocczanie sądzili się z samym carem, który w odwecie za udział mieszkańców w powstaniu listopadowym zniósł przywilej, i proces wygrali! Car nie tylko musiał przywrócić prawo, ale także wyrównać za lata, kiedy serwituty były wstrzymane. Po czymś takim przywileju serwitutowego nie miała odwagi zakwestionować nawet władza PRL: został potwierdzony w drodze ustawy. Ale dzielenie serwitutowego drewna jest coraz poważniejszym i skomplikowanym problemem, bo teraz dziedziczone są ułamki serwitutów. Stara się o to pan Krzysztof Sarzyński, woźny w wąchockim gimnazjum, który już drugą kadencję jest przewodniczącym Komitetu Serwitutowego. Siedzą albo kucają w grupie przed sklepem monopolowym. I czekają. Dawniej prosił taki jeden Jarka Samelę o 50 groszy. Kiedy dyrektor gimnazjum został burmistrzem, stawka wzrosła do 5 zł. Wtedy nowy włodarz Wąchocka zatrudnił go do prac interwencyjnych, wyposażył w pomarańczową kamizelkę, służbowe buty, rękawice i zlecił sprzątanie ulicy Kościelnej. Od tego czasu – sprawdziliśmy to starannie – na chodnikach i na jezdni z trudem wypatrzyć można peta. Jest czysto i to innych zniechęca – sądzi burmistrz – do śmiecenia. Burmistrz Samela obiecuje ławeczkę pod sklepem, jeśli wywieszą tabliczkę z napisem „Wilkowyje”. Śmieją się z dowcipu i żartują, że najpierw muszą napić się „mamrota”. Na ulicy Krótkiej – może 50 m długości – trotuary z kostki brukowej ułożyli zatrudnieni w ramach prac interwencyjnych miłośnicy „mamrota”. Uważają teraz, że ulica jest „baaardzo ładna”, bo ułożyli chodniki „w artystyczny wzorek”. Burmistrz Samela chciałby przenieść centrum Wąchocka w inne miejsce, na tzw. Ogrody. Przez rynek przechodzi ruchliwa szosa nr 42 ze Skarżyska do Ostrowca Świętokrzyskiego i dalej, do Rzeszowa. Obwodnica, która powstanie w najbliższych latach, odciąży rynek, ale nadal pozostanie on trudny do zagospodarowa- Jarosław Samela (46 lat), burmistrz miasta i gminy Wąchock. Nauczyciel fizyki, b. dyrektor gimnazjum w Wąchocku. Członek PO. W wyborach 2006 roku otrzymał 1483 głosy w I turze (44 proc.), w drugiej – 2104 (62 proc.). Jest jedynym burmistrzem ze Świętokrzyskiego w zarządzie Unii Miasteczek Polskich. FOTO ARCHIWUM Na wąchockim rynku Kapliczka na Wykusie nielegalna od 1957 roku FOTO AR Sołtys strzeże posterunku policji FOTO AR Klasztor Cystersów ufundoFOTO AR wany w XII wieku Defiladę w rocznicę śmierci „Ponurego” – przed wojną policjanta – otwiera orkiestra WojewódzFOTO AR kiej Komendy Policji z Kielc sierpień 2008 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej serwitutowe ze średniowiecza idą zmiany nia. Wąchock wciąż nie ma planu zagospodarowania, jest wiele działek, których zapisani właściciele nie żyją od kilkudziesięciu lat, a prawnuki jeszcze się nie pogodziły, co do podziału spadku. Nad rzeką Kamienną stoją ruiny dawnego zakładu metalowego z pierwszej poł. XIX w., z budynkiem mieszkalno-administracyjnym zwanym pałacem Schoenbergów, hale fabryczne i pozostałości dawnego ujęcia wody na rzece Kamiennej. Nowy, prywatny właściciel pałacu planuje uruchomić tu hotel, którego tak brakuje w okolicy. Budżet to kręgosłup, na którym opiera się całe życie gminy. Pieniądze pochodzą z kilku źródeł, z dotacji na zadania zlecone, czyli oświatę i pomoc społeczną (jest na to około 9 mln złotych), trochę z CIT-u, zaś z PIT-u Wąchock dostaje około 2 mln złotych. Burmistrz obserwuje stały wzrost wpływów z podatku od dochodów osobistych. Jest to pewnie efekt spadku bezrobocia w Starachowicach, gdzie większość mieszkańców Wąchocka znalazła jakąś pracę. Powiat starachowicki do niedawna miał najwyższe w regionie świętokrzyskim 20-procentowe bezrobocie. W tym roku spadło poniżej 10 proc.! A wiadomo, że PIT idzie za mieszkańcem. Ponadto coraz więcej ludzi z miasta, czyli Starachowic, przenosi się do tańszego Wąchocka. Mogłoby tu ich zamieszkać jeszcze więcej, ale Wąchock nie ma własnych terenów pod inwestycje mieszkaniowe i przemysłowe. Największa parcela miejska to pięć hektarów starego wyrobiska po kopalni piasku, które do niczego się nie nadaje. Przybysze budują się więc na kupionych prywatnie bądź odziedziczonych działkach. Poważne skutki dla sytuacji demograficznej (i budżetowej) Wąchocka będzie mieć migracja: z miasteczka wyjeżdża dużo ludzi. Wskazuje na to spadek liczby klas w szkole podstawowej z 11 oddziałów do 8. Są także dowody na emigrację zarobkową za granicę: co roku przed wakacjami do gminy zgłaszają się mieszkanki (choć są też przypadki mężczyzn) po zaświadczenie, że są „gosposiami domowymi”. Burmistrz dobrze wie, że na podstawie takiego dokumentu można dostać legalną pracę w Niemczech. Inwestycje są na szczęście finansowane nie tylko ze środków własnych, ale także z pieniędzy unijnych. Dzięki dotacji z Regionalnego Planu Operacyjnego powstanie hala sportowa i wyremontowane będą drogi. Są też możliwości kredytowe, które gmina wykorzysta, choć, jak mówi burmistrz, nawet idąc po bandzie nie wolno mu przekroczyć granicy 50 – 55 proc. wskaźnika zadłużenia w stosunku do budżetu gminy. Pieniądze Ponoć historia wąchockich dowcipów sięga XV wieku, kiedy to rodowici mieszkańcy Wąchocka Dowcipy o Wąchocku otrzymali przywileje (ziemia, serwituty), których pozbawieni byli ludzie przybyli później. Antagonizm pomiędzy „grumbkami” a „przybłędami” doprowadził do powstania często bardzo złośliwych kawałów, których ofiarą stawał się sołtys – jako przedstawiciel władzy. Swoje trzy grosze być może dołożyli mieszkańcy pobliskich Starachowic, dokąd wąchocczanie przenosili się w poszukiwaniu pracy. Z inicjatywy powstałego w 1986 roku Towarzystwa Przyjaciół Wąchocka co roku w czerwcu organizowane były Dni Wąchocka z zawodami strażackimi, koncertami kapel podwórkowych, konkursem piosenki dziecięcej. Kiermasze, giełdy i wystawy – to tylko część bogatego programu obchodów, od tego roku przeniesionych na wrzesień. Od pięciu lat w Wąchocku stoi pomnik Sołtysa Polskiego. Odlany z brązu, przedstawia sołtysa siedzącego na skrzynce. Z jednej strony ma swoje biuro, czyli teczkę, a z drugiej koło od wozu. Bo, jak głosi słynny dowcip, sołtysem zostaje ten, w czyją chałupę trafi puszczone ze wzniesienia koło. Na postumencie widnieje napis: „Sołtys na zagrodzie równy wojewodzie – w hołdzie polskim sołtysom”. W czerwcu odbywa się Zjazd Sołtysów Ziemi Kieleckiej połączony z Ogólnopolskim Turniejem Sołtysów, na który zjeżdżają sołtysi z całej Polski. Oprócz okolicznościowych sesji odbywa się turniej sołtysów rywalizujących w rzucie beretem, zakładaniu koła do wozu czy przełażeniu przez płot. W części teoretycznej jest dyktando i egzamin ze znajomości struktur samorządowych. W samym Wąchocku mieszka Honorowy Sołtys, właściciel delikatesów przy Rynku. Możliwe, że to w jego dom trafiło koło z dowcipu. Poza dowcipami, poważną sławę miasteczku przynosi klasztor Cystersów, po którym oprowadza gości furtian, brat Albert. Pokazuje nie tylko zabytkowe krużganki i 800letni refektarz, ale także miejsce, gdzie przed dwudziestu laty spoczęły prochy majora „Ponurego”, świętokrzyskiej legendy, który zginął 15 czerwca 1944 roku na Nowogródczyznie w ataku na niemieckie umocnienia. Co roku w czerwcu na wzgórzu Wykus, wokół kapliczki postawionej w 1957 roku przez byłych partyzantów, gromadzą się tysiące ludzi. Przyjeżdżają nie tylko coraz mniej liczni kombatanci Armii Krajowej i ich rodziny, lecz przede wszystkim młodzież szkolna, harcerze i coraz liczniejsi politycy, szukający w ten sposób – co tu dużo gadać – możliwości zaprezentowania swojego najszczerszego patriotyzmu. Mszę na Wykusie odprawia zazwyczaj biskup radomski, ostatnio – biskup Zygmunt Zimowski. Władze miasta i gminy Wąchock zawsze uczestniczą w uroczystościach: z reguły wieniec składają burmistrz i przewodniczący Rady. Wprawdzie Wykus leży już na terenie sąsiedniej gminy Bodzentyn, jednak to właśnie w Wąchocku pochowano „Ponurego”, a na terenie klasztoru mieści się Panteon Państwa Podziemnego – wmurowane w klasztorny mur płyty, na których opisana jest historia polskiego Państwa Podziemnego oraz tablice upamiętniające dowódców Armii Krajowej. Największe uroczystości patriotyczne, związane z historią partyzantów AK odbyły się przy okazji sprowadzenia prochów mjr. „Ponurego” do kraju i jego pogrzebu w 1988 roku – wzięło w nim udział kilkadziesiąt tysięcy ludzi, co wywołało głęboki niepokój władz komunistycznych i w pewnym stopniu, jak uważają niektórzy, mogło wpłynąć na ich postawę przed Okrągłym Stołem. Wpływ wojennej działalności partyzantów na dzisiejsze życie Wąchocka i okolicznych wsi nadal jest bardzo silny, a wyraża się nie tylko w obecności na kombatanckich uroczystościach, lecz także w tym, że młodzież szkolna – nieprzymuszana – zgłasza propozycje nazwania swoich szkół imionami dowódców partyzanckich. Na co dzień jednak życiem miasta i gminy rządzą czynniki prozaiczne. Trzeba rozstrzygnąć na przykład, czy gminę stać na współfinansowanie remontów dróg powiatowych. Starosta chciałby, by gmina poniosła połowę kosztów. Codzienne kłopoty to także stosy przepisów, z którymi burmistrz musi się zmagać. Jego marzeniem jest, by komisja Palikota jak najszybciej zakończyła pracę i by na przykład na decyzję środowiskową przy naprawie drogi gruntowej nie trzeba było czekać 4 do 6 miesięcy. Szczególnie, że sama naprawa 500 metrów takiej drogi trwa zaledwie 3 dni. I żeby uzgodnienia przy remontach niektórych ulic, przebiegających przez tereny kolejowe, można było załatwić naprawdę szybko. A najważniejsza dla burmistrza, przecież członka Platformy Obywatelskiej, jest współpraca z 15 radnymi samorządu. Jarosław Samela mówi, że w Radzie nie jest potrzebna większość o charakterze politycznym, tu do każdej sprawy trzeba konstruować większość z zainteresowanych danym rozstrzygnięciem. Co innego interesuje radnego z Parszowa, a czym innym żyje radny z Ratajów. Radni lubią wpadać do urzędu i patrzeć burmistrzowi na ręce. Dlatego swój gabinet połączył z salą konferencyjną, w której odbywają się posiedzenia Komisji Rady. A gdy trzeba – spełnia ona też rolę sali ślubów Urzędu Stanu Cywilnego, którego kierownikiem jest sam burmistrz. I jeśli w swoim gabinecie udzielić ma on ślubu, to łańcuch zakłada dopiero po sprawdzeniu, czy orzeł został dobrze na tę okazję wypolerowany. I znów proza Piotr Rachtan Nie pójdę z Fotygą na ciuchy FELIETON tarsi wiedzą co, to ciuchy, młodsi niech się dowiedzą, bo warto. Istniały w bardzo dawnych czasach, kiedy władza jeszcze o mnie dbała i nie dopuszczała, bym przeciążał sobie psychikę koniecznością wyboru: ani władzy jako takiej, ani jednej ze stu marynarek w domu handlowym. Władza była jedna, a w „salonie” odzieżowym marynarki zdarzało się cztery, ale za to identyczne. I żyło się bez stresów, jakie dzisiejszym uciemiężonym wyborcom PiS-u przynosi samodzielne życie. Jako nieuświadomiony obywatel nie doceniałem jednak troski władzy o moją wyższość moralną nad zachodnim blichtrem. Co pewien czas lekkomyślnie udawałem się więc na owe „ciuchy”, czyli na bazar, gdzie sprzedawano zachodnie używane ubrania. Tam za marynarkę w kratę sprzedawałem się demonowi konsumpcji i napędzałem forsę kapitalistycznym krwiopijcom (dziś producentom) i spekulantom (dziś handlowcom). Starałem się oczywiście, aby tej forsy napędzić im jak najmniej. Nie wynikało to wcale ze zdrowej proletariackiej nienawiści do kapitalistów, jaka zdaniem niektórych publicystów i dziś powinna przepełniać człowieka uczciwego i pobożnego, ale z niskiego skąpstwa i chciwości. Już wtedy bowiem lubiłem kupić najlepszy towar płacąc jak najmniej. Służyła do tego sztuka targowania się, niewiele różna od tego, co dziś się nazywa negocjacjami. Na ciuchy zabierało się ze sobą przyjaciela. Jego funkcja doradcza, nawet gdy mówił „Wyglądasz w tym jak małpa” była drugorzędna. Najważnieszym jego zadaniem było obrzydzanie. Odbywało się to tak: podchodziliśmy do straganu i oglądaliśmy wszystko, tylko nie tę marynarkę, którą już wcześniej sobie wypatrzyłem. Po pięciu minutach przewracania w krawatach i gaciach „czystym przypadkiem” trafiałem na wiszącą na eksponowanym miejscu marynarkę i przyglądałem się jej ze zdumieniem, jak można coś takiego w ogóle sprzedawać. S Ciuch z Fotygą – koszulka z podobizną pani minister (satyryczna szopka w teatFOTO EN rze Groteska) Wtedy przyjaciel od niechcenia rzucał: – Mogłaby ci się nadać. – Cooo ty, mam już trzy takie – odpowiadałem lekceważąco. – Zresztą... jak uważasz... – starałem się wywołać wrażenie, że chcę wyłącznie sprawić mu przyjemność i od niechcenia rzucałem do sprzedawcy: – Ile pan chcesz za ten łach? Padała kwota, odwracaliśmy się na pięcie, a za plecami padało sakramentalne: – Przymierzyć kosztuje nic. To było otwarcie negocjacji. Ja mierzyłem, sprzedawca zaklinał się, że jeszcze mi nic na plecach tak nie leżało, przyjaciel wybrzydzał, że jeden rękaw dłuższy, tu krata się nie schodzi, a tam skaza na materiale. – Jaka skaza, mucha nasrała, patrz pan.... – paluch sprzedawcy ścierał plamkę, a druga ręka nurkowała w głąb straganu. – Masz pan krawat stworzony do tej marynarki. Sprzedawca był gotów oddać go za darmo, bo szkoda, żeby takie dobro poszło na marne. I tak się targowaliśmy, aż do osiągnięcia kompromisu, gdzieś między 60 a 75 procent ceny wyjściowej, zależnie od talentu przyjaciela. Wybrzydzacze byli lepsi lub gorsi, czasem zupełnie nieudani, ale nigdy, przenigdy, nie zdarzyło mi się, żeby wybrzydzacz cichcem podszedł od tyłu do straganu i szepnął sprzedającemu: – Panie, on i tak jest zdecydowany to kupić. Dlatego nigdy nie pójdę z Fotygą na ciuchy. Z Kaczyńskim też nie. To kwestia zasad. Andrzej Kołaczkowski 7 8 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej sierpień 2008 Sierpniowa Polska stała się wielkim W przyszłym roku będziemy obchodzić dwudziestolecie upadku komunizmu. Stało się to dzięki nam – Polakom. Warto o tym mówić głośno i wielokrotnie. Bez Polski i Polaków nie byłoby dzisiejszej silnej Europy, inaczej wyglądałaby mapa naszego regionu, nie byłoby integracji opartej na wartościach. Lata ‘80: od stanu wojennego do obrad Okrągłego Stołu FOTO EN Bo prawdziwa integracja wolnych społeczeństw w blok państw stowarzyszonych w ramach silnej politycznie Unii Europejskiej to idea, którą ugruntowały przemiany w naszej części Europy. Nie byłoby zjednoczenia Europy, gdyby nie upadł komunizm, a on nie upadł na skutek rozbiórki muru berlińskiego, ale dokładnie odwrotnie – to mur berliński został rozebrany cegła po cegle rękoma polskich robotników i polskiej młodzieży. Domino, które zostało uruchomione 4 czerwca 1989 roku w Polsce stworzyło nadzieję na Europę solidarną i wolną. Szybko podchwycona przez liderów politycznych naszego kontynentu Europa solidarna ma więc za ojców chrzestnych naszych rodaków z Lechem Wałęsą na czele. Bo czyż Karta Praw Podstawowych nie jest odpowiedzią na zapomniane nieco przez nas samych wyzwanie, jakim było „Posłanie do ludzi pracy krajów Europy Środkowej i Wschodniej” wystosowane podczas I Zjazdu Solidarności w gdańskiej Oliwii we wrześniu 1981 roku? Czy ktoś wtedy mógł mieć nadzieję na spełnienie marzenia o podejmowaniu pracy bez barier, podróżowaniu bez paszportu, wolnego dostępu do informacji i nieskrępowanego wolnego wyboru… Ale Europa oparta na wartościach obywatelskich i wolności nie byłaby żywa bez wkładu największego z Polaków Jana Pawła II. Wartości obywatelskie muszą bowiem współgrać z wartościami humanitarnymi i społecznymi. Bez nich zgubić można wartość najwyższą – człowieczeństwo. W oparciu o te wartości tak silnym sztandarem stał się symbol Solidarności, a Polska, zza żelaznej kurtyny stała się wielkim eksporterem wolności opartej na tolerancji i poszanowaniu wartości jednocześnie. Przesadzam? Nie bądźmy skromni – to nasze – polskie dzieło: Unia Europejska jako stowarzyszenie gospodarcze kilku państw zaczynające od Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali uczyniła skok w kierunku hegemona na geopolitycznej mapie świata, stając się dobrowolnym stowarzyszeniem 27 wolnych państw, które w najbardziej Okrągła rocznica skłania do podsumowań. Paranoja Polski Pokażmy dorobek drugiego Za rok minie 20 lat od pamiętnej jesieni ludów 1989 roku. Jaka będzie ocena dorobku tego dwudziestolecia, porównywalnego z tym pierwszym, międzywojennym? Na naszych oczach, niespostrzeżenie ale konsekwentnie, opozycja toczy bitwę o świadomość narodową Polaków. Chce, by z dwudziestolecia 1989-2009 w zbiorowej pamięci pozostało jak najmniej dobrego. To operacja podobna do tej, którą za czasów PRL-u prowadzili komuniści. Dla nich w międzywojennym dwudziestoleciu nie liczyło się odzyskanie niepodległości, scalenie ziem trzech zaborów, zwycięstwo nad Sowietami w roku 1920, opanowanie inflacji, budowa Gdyni i COP-u. Dla nich najważniejszy był zamach majowy i klęska wrześniowa, tego uczyli w szkołach, o tym trąbiła partyjna propaganda. Platforma Obywatelska nie może biernie przyglądać się tej operacji, której celem jest przedstawienie rządów premiera Olszewskiego i braci Kaczyńskich jako jedynych pozytywnych okresów dwudziestolecia 19892009. Takiej wizji Polski Bolka powinniśmy przeciwstawić osiągnięcia i dorobek Polski Lecha, tej Polski, która w oparciu o inspirowany przez Jana Pawła II ruch Solidarności pokojowo rozbiła system komunistyczny, uzdrowiła gospodarkę, zapewniła Polsce bezpieczeństwo w NATO i przyspieszyła jej rozwój w Unii Europejskiej. Można i należy robić to siłami rządu, ale należy także sięgnąć po wszystkich ludzi Platformy Obywatelskiej. Potrzebna jest aktywizacja oby- wateli, by chcieli i mogli odpowiedzieć na pytanie: jaki jest dorobek dwudziestolecia 1989-2009 w ich życiu, życiu ich rodziny i ich małej ojczyzny? Z jesieni 1989 pamiętam takie warszawskie obrazki: stragany z mięsem przed Halą Mirowską, gdzie w deszczu, przykryte plastikiem, straszyły jakieś ochłapy. Panoramę Warszawy bez wszystkich dzisiejszych wieżowców, jedynie z hotelem Forum naprzeciw stalinowskiego PKiN, a pod nim stragany, zwane wtedy szczękami. „Rzeczpospolitą”, którą dopiero co przejął Dariusz Fikus, który codziennie zwalniał jakiegoś piewcę stanu wojennego. A jak to przełomowe lato i jesień 1989 roku, po czerwcowych wyborach i wrześniowym zaprzysiężeniu rządu Tadeusza Mazowieckiego wyCo kto pamięta? glądało w Polsce lokalnej – w miasteczku, wsi, osiedlu? Rocznica dwudziestolecia jest dobrą okazją do osobistego wspomnienia, poszukania fotografii, odświeżenia pamięci, rozmowy z tymi, którzy być może pamiętają to lepiej – rodzicami, dziadkami, sąsiadami. Z inspiracji radnych Platformy Obywatelskiej lokalne samorządy mogłyby jesienią tego roku ogłosić konkursy: „(Nasza wieś, miasto) – dwadzieścia lat minęło” na przedstawienie i opisanie tych samych miejsc 20 lat temu i obecnie, na pokazanie tego, co się przez te 20 lat zmieniło. Niech to będą jednostkowe, osobiste relacje, amatorskie zdjęcia, wspomnienia, pamiętniki. Rozstrzygnięcie konkursów – wiosną, czyli już z budżetu 2009 roku, przedstawienie wyników na przykład w postaci lokalnych e-stron – jesienią, wspólnie z krajowymi obchodami dwudziestolecia, planowanymi na wrzesień 2009 roku. Trzeba to zrobić, ponieważ historia tego dwudziestolecia nie powinna być pisana wyłącznie przez historyków, szczególnie tych, którzy mylą swoją rolę z publicystami, jak jest w przypadku biografii Lecha Wałęsy napisanej przez pracowników IPN. Odzyskanie niepodległości i jej dwudziestolecie 1989-2009 pozostawiło przecież ślad na każdej polskiej rodzinie. Sporządzenie kronik rodzinnych tego okresu mogłoby być przedmiotem konkursu „Dwudziestolecie w naszym domu” dla młodzieży gimnazjalnej i licealnej, zorganizowanego przez szkoły. – Kroniki rodzinne to przykład tego, co badacze nazywają mikrohistoW naszym domu sierpień 2008 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 9 Europa eksporterem wolności demokratyczny sposób wspólnie regulują rynek pracy z ochroną socjalną, wprowadzają zupełnie wolny handel, razem dbają o własne bezpieczeństwo energetyczne, mogą mieć wspólną walutę, mają silną reprezentację polityczną, a także ochronę militarną. A więc są w pełni bezpieczne, wolne i szybko bogacące się. Ten nowy wymiar polityczny i gospodarczy został osiągnięty dzięki impulsowi z 1989 roku. Wszystko to co powyżej wydaje się oczywistością, a jednak o niej zapominamy. Wielką wadą Polaków jest przywara, która każe nam „szukać dziury w całym”, mówić źle, zamiast dobrze. Dotyczy to wielkich żyjących, których autorytet potrafimy sami dezawuować. Czy muszą aż odejść, żebyśmy się opamiętali? Jeżeli sami nie będziemy szanować siebie, to kto nas będzie szanować? Szacunek dla samych siebie wystarczy, by zajmować istotną pozycję w Europie. A silna pozycja Polski w silnej Europie to polityczna ekstraliga światowa. Miejsce, które możemy twórczo rozwinąć w realizację wizji wielkiej, bratniej, pokojowej koegzystencji setek narodów, których ojczyzną jest nasz kontynent. Ale i ta oczywista oczywistość bywa interpretowana w sposób dla Polski obraźliwy. I przez kogo? Przez nas samych! Przy okazji wielu partyjnych sporów rodzą się upiory. A wraz z emocjami absurdalne wypowiedzi, które idą w świat… Przypominam sobie na przykład posła Kurskiego, który w telewizji palnął: „Kiedyś raportowaliśmy do Moskwy, dziś będziemy raportować do Brukseli”. Albo jego szef, sam lider partii Jarosław Kaczyński: „Nie pozwolimy, by Polska stała się województwem”. Między integracją suwerennych państw opartą o pełną wolność, poszanowanie demokracji, akceptowaną przez wolnych obywateli a dyktatem i jarzmem wprowadzonym siłą, opartym na zniewoleniu, utracie suwerenności i praw obywatelskich jest tak zasadnicza różnica, że tylko zupełna ignorancja albo świadome kłamstwo i manipulacja faktami pozwalają na takie porównania. Tym manipulacjom i kłamstwom musimy stanowczo dać odpór: POLACY – pamiętajmy, że fundamenty dzisiejszej Europy wmurowali polscy robotnicy, w rytm słów Jana Pawła II: „Solidarność to jeden z drugim, nigdy jeden przeciw drugiemu”. Andrzej Halicki Poseł na Sejm RP, Warszawa Trzecia Rzeczpospolita: integracja z NATO i Unią Europejską FOTO EN Bolka musi przegrać z dorobkiem Polski Lecha dwudziestolecia rią – twierdzi Piotr Osęka, historyk z Uniwersytetu Warszawskiego. – Dają one szanse przyjrzenia się historii społeczności lokalnych, życiu zwykłych ludzi. Konkurs „Dwudziestolecie w naszym domu” byłby okazją do spisania i przedstawienia przez pokolenie wychowanej już w Polsce po 1989 roku relacji jego rodziców i dziadków o tym, jak przeżywali odzyskiwanie niepodległości Polski i jej dwudziestolecie. Najlepsze prace być publikowane na stronach internetowych szkół i lokalnych e-stronach 20-lecia. Kiedy zdarza się, że oprowadzam po Warszawie zagranicznych gości, idę z nimi na Starówkę, pokazuję im Krakowskie Przedmieście, czasami udaje mi się dojechać do Wilanowa, ale zawsze staram się, byśmy zdążyli Szlaki Niepodległości w dwa miejsca: do żoliborskiego kościoła św. Stanisława Kostki, na grób księdza Jerzego Popiełuszki oraz do Pałacu Kultury i Nauki. Ani jedno, ani drugie miejsce nie leży na żelaznym przewodnickim szlaku Warszawy, bo dla tych, którzy prezentują naszą historię Polakom i cudzoziemcom, to rok 1696 jest najważniejszą datą w dziejach miasta, bo to w nim przeniesiono stolicę do Warszawy. Dla mnie ważniejszy jest orwellowski rok 1984 i zamordowanie w nim księdza Jerzego Popiełuszki, wstrząsająco przedstawione w muzeum jego imienia pod kościołem św. Stanisława Kostki, które tą ekspozycją może konkurować nawet z Muzeum Powstania Warszawskiego na Woli. A dlaczego Pałac Kultury? No, nie cały pałac, tylko zaułek obok Sali Kongresowej, bo tam mieści się je- dyny w Europie Ośrodek Informacyjny Wolnej Republiki Iczkeri, czyli nieoficjalna ambasada Czeczenii. Jestem przekonany, że w każdym polskim mieście są podobne miejsca – oznaczone i nie, a łączące się z pamięcią o naszym dochodzeniu do niepodległości. To miejsca związane z historią stopniowego, wytrwałego jej odzyskiwania: od pierwszych pielgrzymek papieża Jana Pawła II, przez miejsca powstania, delegalizacji i odradzania się Solidarności. Na obchody dwudziestolecia za rok, jesienią 2009, warto by te miejsca opisać i oznakować, stworzyć z nich wirtualny i realny „Szlak Niepodległości”. Inicjatywa znowu należy tu do radnych Platformy Obywatelskiej, którzy działaniem własnym mogliby przekonać do tego pomysłu lokalne organizacje obywa- telskie, przewodników turystycznych, PTTK. Uroczyste obchody 20-lecia wydarzeń 1989 roku odbędą się jesienią 2009 w Gdańsku – kolebce Solidarności. Jestem przekonany, że uwzględnią one także wydarzenia w innych krajach, które doprowadziły do rozpadu obozu realnego socjalizmu. Zburzenie muru berlińskiego nie wzięło się przecież z niczego, ale – wbrew wizji zwolenników Polski Bolka – nastąpiło na skutek długiego, historycznego procesu, a nie wypełniania przez agentów instrukcji jak zniszczyć władzę Kremla przygotowanych na Kremlu. Historia demontażu obozu realnego socjalizmu w Europie Wschodniej tym bardziej przemówi do Globalnie i lokalnie wyobraźni Polaków i Europejczyków jeśli zostanie przedstawiona w atrakcyjnej, multimedialnej, wielojęzycznej formie. Może warto ogłosić konkurs na taką prezentację? Wykorzystać w niej doświadczenia autorów polskiego pawilonu na wystawie światowej w Saragossie? Włączyć do niej najciekawsze, osobiste wspomnienia Polaków z konkursów zorganizowanych przez samorządy? Niech te wszystkie działania mają miejsce na naszej platformie obywatelskiej, pisanej małymi literami w wielkiej sprawie. Tyle wspólnych przedsięwzięć już nam się udało, to też może się powieść. Polska Lecha ma swój niezaprzeczalny dorobek, dlatego trzeba go przypomnieć i przeciwstawić paranoicznej i poniżającej nas wizji Polski Bolka. Andrzej Krajewski 10 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej sierpień 2008 Wpadłem na pomysł, żeby postulaty strajkujących umieścić na wiekich tablicach ze sklejki... Pamięć Gdańska, pamięć świata Legenda Sierpnia 1980 roku, Lech Wałęsa podpisujący Porozumienia Sierpniowe swoim wielkim długopisem, sklejkowe tablice z 21 postulatami to ikony utrwalone przez kamery wszystkich telewizji świata. Prawie każdy z nas ma je przed oczyma. Czy jednak wielu współczesnych mieszkańców Pomorza – a wraz z nimi Polaków – utożsamia się z historią, której symbolem stała się Solidarność? Być może epokowe wydarzenia, których pominąć już nie może żadna encyklopedia historyczna XX wieku, są jeszcze zbyt niedawną przeszłością, aby stać się czymś w rodzaju „mitu założycielskiego”, rdzenia nowoczesnej tożsamości Gdańska, Pomorza, a po części – całej Polski. Dlatego tak ważne są symbole, które skupiają uwagę na wielkich, wspólnych przeżyciach, są nośnikami zbiorowej tożsamości i naszą pamięcią. „Pamięć świata” – tak właśnie nazywa się jeden z programów UNESCO, założonej w 1946 roku wyspecjalizowanej organizacji ONZ zajmującej się oświatą, nauką i kulturą. Należy do niej 185 państw, w tym i Polska. „Pamięć świata” polega na znajdywaniu, opracowywaniu i wpisywaniu na listę szczególnie chronionych tych dokumentów historycznych, które zmieniły bieg dziejów świata, potocznie nazywanych najważniejszymi dokumentami ludzkości. W 1996 roku Polska zgłosiła do tego programu trzy propozycje: autograf „De revolutionibus libri sex” Mikołaja Kopernika z 1520 roku, znajdujący się w Bibliotece Jagiellońskiej, autografy listów i nut Chopina przechowywane w zbiorach Towarzystwa im. Chopina w Warszawie i Bibliotece Narodowej oraz Archiwum Getta Warszawskiego, utworzone przez historyka, pedagoga i działacza społecznego Emanuela Ringelbluma. Mimo protestów francuskich (Chopin to przecież Francuz!) Komitet UNESCO obradujący w Wiedniu wpisał polskie propozycje na listę najważniejszych tekstów ludzkości. Znalazły się tam obok takich dokumentów, jak rękopis „Świętego Koranu” Mushafy z Othmanu czy też aktu końcowego Kongresu Wiedeńskiego. W 2003 roku międzynarodowa komisja UNESCO obradowała w Polsce. Nasz kraj przedstawił dwie propozycje polskich tekstów pretendujących do uznania za takie, które wpłynęły na bieg historii. Dokument Konfederacji Warszawskiej z 1573 roku, jeden z pierwszych w Europie aktów tolerancji wyznaniowej, który gwarantował opiekę państwa nad niekatolikami i ustanawiał bezwarunkowy pokój między wyznawcami różnych religii. Dopiero w 25 lat później, bo w 1598 roku, wydany został Arkadiusz Rybicki, poseł Platformy Obywatelskiej FOTO PO przez Henryka IV, króla Francji, Edykt Nantejski, który kończył wojny religijne we Francji. Gwarantował on hugenotom wolność wyznaniową i równouprawnienie polityczne. Ani polski, ani francuski dokument nie ustanowiły wiecznej tolerancji religijnej, jednak były przełomem w swojej epoce. Drugi dokument, jaki przedstawiła UNESCO strona polska, to „21 postulatów” z sierpnia 1980 roku, zapisanych na dwóch drewnianych tablicach. Tablice, znajdujące się w zbiorach Muzeum Morskiego w Gdańsku, symbolizują przełom w dziejach Polski i świata, polegający na zapoczątkowaniu powszechnego i ostatecznego buntu przeciwko komunizmowi. Symbolizują wielkość Polski i Gdańska. Gdańskie tablice powstały 18 sierpnia 1980 roku. W nocy z 16 na 17 sierpnia 1980 roku ułożonych zostało 21 postulatów, wybranych przez Komitet Strajkowy z około 300, które przywieźli do Stoczni Gdańskiej delegaci z całego Pomorza. Ten najważniejszy – dotyczący wolnych związków zawodowych – Bogdan Borusewicz umieścił na początku. Chcąc przeciwdziałać strajkowi, władza komunistyczna rozpoczęła wielką akcję propagandową. Do zbuntowanych zakładów przyjeżdżali wysłannicy PZPR i SB, którzy prośbą i groźbą namawiali do zakończenia strajku. Nie były to słowa bez pokrycia. 10 lat wcześniej, w grudniu 1970 roku władza zabiła 39 protestujących, a ponad 1000 raniła. W sierpniu 1980 roku główną bronią komunistów była jednak dezinformacja. W wielu miejscach ogłoszono, że płacowe postulaty zostały spełnione i strajk zakończył się. Jeśli jeszcze trwa, to dlatego, że podżegają do niego „siły antysocjalistyczne”, Komitet Obrony Robotników i Ruch Młodej Polski. Widząc skutki dezinformacji wpadłem na pomysł, żeby postulaty strajkujących umieścić na wielkich tablicach i wywiesić w takim miejscu, aby wszyscy je zobaczyli. Żeby nikt już nie mógł nic wykreślić, ani zmienić. Razem z Maciejem Grzywaczewskim namalowaliśmy tablice na dwóch wielkich arkuszach sklejki używanej w stoczni. Wieczorem 18 sierpnia 1980 roku zawisły na bramie nr 2 Stoczni Gdańskiej. Tablice przetrwały stan wojenny, ukryte i zakonserwowane przez pracowników Muzeum Morskiego w Gdańsku. Nie udało się ich znaleźć agentom SB, mimo poszukiwań. To oni pierwsi docenili rangę symbolu, który chcieli zniszczyć. Pamiętam, że kiedy mozolnie pisaliśmy na tych tablicach postulat utworzenia wolnych związków zawodowych, z głośnika dobiegał stanowczy głos I sekretarza PZPR, Edwarda Gierka. Zapewniał, że klasa robotnicza dogada się z władzą, ale o żadnych wolnych związkach nie może być mowy. Wolność była dla mnie wtedy marzeniem, nie przypuszczałem, że tworzę obiekt, który stanie się jednym z symboli wolności. Dziś wiem, że będzie on najcenniejszym zabytkiem tworzącego się Europejskiego Centrum Solidarności, które przyciągnie do Gdańska miliony turystów z całego świata. To już nie marzenie, to plan. Ale plany same się nie realizują, my musimy je wykonać. Arkadiusz Rybicki sierpień 2008 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej W życiu ściągać nie warto 11 Dopóki studia są za darmo, dopóty opłaca się oszukiwać @ Wpisy z portalu studentów SGH www.esgieha.pl Egzamin prosty, a moi znajomi chwalili się, jak to genialnie można było ściągać. Egzaminy mi się nie podobały. Szczególnie, że nie znoszę NADMIERNEGO ściągania. Rozmowa z prof. Markiem Rockim, senatorem PO, przewodniczącym Państwowej Komisji Akredytacyjnej. - Panie Senatorze, czy cytowane wpisy nie dowodzą, że w sprawie ściągania na uczelniach coś się zmienia? - Jeśli od absolwenta wymaga się realnej wiedzy, to na ściąganiu studiów się nie przejdzie. Bo co z tego, że mam dyplom, jeśli nie umiem? Miałem już takich kandydatów na studia, którzy mówili, że ich dyplom nie interesuje, oni chcą umieć. – Czy jako rektor SGH walczył Pan ze ściąganiem? - Nie, bo uważam, że tę wojnę powinni prowadzić sami studenci. Mój następca, prof. Adam Budnikowski, prowadził kampanię „Jedenaste: nie ściągaj”, ale jak widać nieskuteczną, chociaż w zarządzeniu rektora była i liczba pilnujących, i odległości między studentami. Moja opinia jest taka: póki studenci dostają naukę za darmo, póty ściągają. Gdyby płacili szanowaliby to, co kupują. Interesem studenta, który płaci za studia, jest uzyskanie jak najlepszego miejsca na rynku pracy. Jak ktoś od niego ściąga, to chce się na tym rynku znaleźć jego kosztem, więc dlaczego na to pozwalać? A jeśli student sam ściąga, to znaczy, że nie umie, więc na rynku pracy sobie nie poradzi i pracodawca to odkryje, bo sprawdzi jego umiejętności w praktyce. Tak czy inaczej – ściągać nie warto. I to studenci muszą dojść do takiego wniosku. - W Ameryce nie ma nawet odpowiedniego słowa na ściąganie. - Nie znają tam także pojęcia sesji poprawkowej. O tym, jak inaczej niż w Polsce myśli się o edukacji za Atlantykiem świadczy to, co odpowiedział mi dziekan szkoły biznesu w Chicago, kiedy spytałem go o czesne. W odpowiedzi nie podał kwoty, lecz stwierdził: zwraca się w sześć lat. Taki jest okres zwrotu inwestycji w edukację. Bo czas studiów to inwestycja w przyszłość, a nie okres trzech czy pięciu lat spędzonych w miłym towarzystwie. Oczywiście, studia mogą być także hobby, ale dlaczego obywatele mają za to płacić? - U nas publiczne studia wyższe są bezpłatne konstytucyjnie. - Nieprawda. Jest wyrok Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdza, że odpłatność za studia można wprowadzić bez zmiany konstytucji, która dopuszcza przecież „świadczenie niektórych usług edukacyjnych przez publiczne szkoły wyższe za odpłatnością” (art. 70.2). Trzeba je zatem zdefiniować. Na przykład: słuchanie wykładów – za darmo, ale już ćwiczenia, internet, zaliczenia, egzaminy, obsługa dziekanatu – odpłatne. Jeśli wykłada prof. Balcerowicz, to każdy go może posłuchać, ale uzyskanie zaliczenia już kosztuje. Mogę z dumą powiedzieć, że SGH poszła w tej sprawie najdalej z polskich uczelni. – Czyli wykształcenie musi kosztować. – Tak. To także rozwiązałoby problem tych, którzy zachowują się fatalnie w szkole, bo nie chcą do niej chodzić. Gdyby edukacja była dobrem rzadkim, za które trzeba zapłacić, toby je szanowali. – Już słyszę te głosy protestu na lewicy i prawicy… – A skąd się wzięła szkoła powszechna? Fryderyk II potrzebował wyszkolonych żołnierzy, żeby go słuchali. Czy to jest argument dla społeczeństwa obywatelskiego? – Czyli Pana zdaniem nawet szkoła podstawowa nie powinna być obowiązkowa? – … to może jest daleko idące, ale zważmy, że część ludzi jest pokrzywdzona obowiązkiem szkolnym. Są w stanie uczyć swoje dzieci w domu, ale dyrektor stosownej szkoły odmawia im tego prawa, bo to wbrew jego finansowemu interesowi. A sądy to potwierdzają, bo tak mówi ustawa. – Jako senator ma Pan szansę próbować ją zmienić. Jest Pan także szefem Państwowej Komisji Akredytacyjnej… – Tak, i czuję się niezręcznie w tej roli, bo mam pilnować norm państwowych, co do których nie jestem przekonany, że wszystkie są potrzebne. - To może będzie Pan likwidatorem swojej firmy? - Nie, bo instytucja jest potrzebna, ale nie normy. We Francji komisja akredytacyjna sprawdza czy uczelnia robi to, co obiecała. Jak obiecali dyplom za pieniądze – w porządku, to właśnie sprawdzają. Jeśli mówili: u nas uczą nobliści, sprawdzają i to. A u nas norma państwowa mówi na przykład, że by prowadzić studia na poziomie licencjatu musi być trzech profesorów. I uczelnie ten wymóg spełniają, tylko, że ci profesorowie czasami mają po 85 lat i wykładają mimo, że ostatnie publikacje mają sprzed kilkudziesięciu lat. Można powiedzieć, że w szkolnictwie wyższym rządowy program 50+ odniósł wielki sukces, najbardziej wobec profesorów po siedemdziesiątce, bo w szkołach państwowych oni już się nie liczą do minimum kadrowego, a w prywatnych – jak najbardziej. Kończą siedemdziesiątkę i są zasypywani ofertami pracy. Ale z drugiej strony dzięki tym profesorom uczy się poważna część młodzieży, która inaczej w ogóle by nie studiowała, bo w państwowych uczelniach zabrakło by dla nich miejsc. - I co na to PaKA? - Jeśli widzimy rzeczywiste zagrożenie, sięgamy po argument braku gwarancji minimum kadrowego. To się zdarza nie tylko w uczelniach najsłabszych, ale i w renomowanych, bo bywają kierunki rzadkie, gdzie trudno o trzech samodzielnych pracowników naukowych, albo takie, gdzie najlepsi są właśnie praktycy. Kolejna norma: nie więcej niż 180 studentów na jednego profesora, a my nie mamy skąd ich brać. Z Zachodu nie przyjadą, bo nie te pieniądze, więc zostaje Ukraina, ale to chyba nie jest dobre rozwiązanie. Albo brak wolności tworzenia nowego kierunku studiów. Na ministerialnej liście jest ich 118. Tylko senaty dużych uczelni mogą wystąpić o wpisanie na listę dodatkowych kierunków i takich jest jeszcze kilkanaście. A czemu nie więcej? Jako liberał tego nie rozumiem. Uważam także, że nie powinno wydawać się państwowego dyplomu na każdej wyższej uczelni, ale zostałem przegłosowany. - Gdzie? - W zespole, który zajmował się kierunkami zmian w szkolnictwie wyższym. Byli w nim licznie reprezentowani rektorzy dużych uczelni. Przegrałem, ale nie rezygnuję, bo przecież powszechnie wiadomo, że dyplomy wyższych uczelni nie są sobie równe. Jako liberał dopuszczam możliwość dyplomów państwowych, ale nieobowiązkowych. Te szkoły, które o to wystąpią, niech mają do tego prawo. - A reszta? - Widzę w Polsce trzy klasy uczelni: około dwustu to te najmłodsze, nieokrzepłe, ze szczupłą kadrą, bez państwowej akredytacji, o którą wystąpią kiedy do tego dojrzeją. Dalej około stu akredytowanych z poziomem gwarantującym, że to u nich minister nauki zamówi określone kierunki kształcenia, jeśli będzie tego potrzebował. I górna pięćdziesiątka to uczelnie tak dobre, że dyplomu państwowego już nie chcą, wolą pracować na imię własne. Rozmawiał Andrzej Krajewski FELIETON Dla polityków Prawa i Sprawiedliwości awantury są polską racją stanu łynna ponurą sławą awantura na posiedzeniu sejmowej Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich pokazała dobitnie nie tyle niedojrzałość posłów, ile dojrzałość lidera PiS. Dojrzałość do czynienia Polsce szkody tylko po to, aby móc winą obarczyć PO, a jak się nie uda PO w całości, to przynajmniej w połowie. Już teraz tytuły gazetowe nie zostawiają wątpliwości, co do wspólnej winy: „żrą się”, „bawią się, jak dzieci w piaskownicy”, zachowują się „jak na końskim targu”. Rzadko w życiu publicznym, a i prywatnym, jest tak, że winna jest tylko jedna strona. Bywają S jednak sytuacje tak bardzo nierówno rozłożonej winy, że przypominają starą anegdotę o wilku, który zjadł zająca, bo ten go prowokował, ruszając wargą. Burda na posiedzeniu komisji była starannie zaplanowana. Najpierw na to posiedzenie, bez uprzedzenia przewodniczącego, przybyło o 100 posłów więcej. Z awanturą, że wielkość sali uniemożliwia im korzystanie z ich prawa do obecności na posiedzeniu. Następnego dnia zwołano posiedzenie w większej sali w czasie posiedzenia Sejmu. Wtedy pan Ziobro, którego nieobecność dała impuls do awantury, włożył trochę wysiłku, aby dowiedzieć się o posiedzeniu komisji tak, aby formalnie się nie dowiedzieć, a następnie, już kiedy posiedzenie się zaczęło, wsiąść w samolot do Krakowa. Posłowie PiS, którzy w przeciwieństwie do pana Ziobry o posiedzeniu komisji wiedzieli formalnie, urządzili karczemną awanturę, że rozpatruje się sprawę Ziobry pod jego nieobecność. A zatem burda była wywołana z premedytacją. Burze na styku prezydent – premier też wydają się być specjalnie prowokowane. Jeszcze przed wyborami prezydent powiedział do przewodniczą- cego PO, wtedy nie premiera, że nawet, jak wygra wybory i zdobędzie władzę, to nie będzie rządził, bo prezydent każdą ustawę zawetuje. I słowa dotrzymuje. Prezydent wstrzymuje wszystko, co może wstrzymać: nominacje generalskie, sędziowskie, ambasadorskie, awanse policyjne. To prezydent pomawia ministra o agenturalność. To prezydent wręcza nominacje premierowi w przedpokoju, a ministra przesłuchuje w klatce. Czy premier zademonstrował obrażoną minę, czy odmówił spotkania, rozmowy, wspólnego wypicia wina? Czy premier nie płynął na wezwanie prezydenta do Juraty, żeby wspólnie zażegnać kryzys w związku z ratyfikacją traktatu lizbońskiego? Można uznać za wysoce niestosowne użycie słowa „cham” w odniesieniu do prezydenta, ale czy przesłuchiwanie ministra w klatce nie jest aby gorsze? Naprawdę, nie cała klasa polityczna jest kłótliwa, nie wszyscy się obrażają, bojkotują stacje telewizyjne, prawem i lewem bronią swojego kolegi przed postawieniem przed sądem – naprawdę nie wszyscy. Tylko ci są niezdolni do rozmowy i kompromisu, którzy czerpią siłę ze ślepej żądzy władzy. Elżbieta Misiak-Bremer 12 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej sierpień 2008 Maciej Lewicki wygrał w Przemyślu i w Izdebkach, gdzie powstało pierwsze boisko Orlik 2012 FOTO AK Jak Zając (PiS) wygrał z Lewickim (PO) Lekcja wyborcza z Podkarpacia Przez trzy tygodnie czerwca Podkarpacie było na topie polskiej polityki: w tutejszych Izdebkach w gminie Nozdrzec do bramki pierwszego boiska z programu Orlik 2012 strzelał premier Donald Tusk; w Jaśle, w ogródku posła Stanisława Zająca z PiS grillem zajmował się sam prezydent Lech Kaczyński, a Andrzej Lepper spacerował po przemyskim rynku rozdzielając uśmiechy tym, którzy jeszcze go tam zauważali. I choć w tym konserwatywnym okręgu wynik wyborów uzupełniających do Senatu zdawał się być przesądzony, PiS i PO potraktowały to starcie prestiżowo, rzucając na podkarpackie miasteczka i wsie swoich najbardziej znanych polityków. W niedzielę przed kościołami znani z telewizji posłowie PiS rozmawiali z ludźmi i rozdawali wyborcze ulotki swego kandydata, Stanisława Zająca. Stanisław Zając, 59-letni poseł z Jasła, jest najbardziej rozpoznawalnym politykiem Podkarpacia. Agitatorom chodziło o przekazanie wyborcom PiS-u, że 22 czerwca trzeba koniecznie pójść do urn. To się udało: frekwencja wyniosła ponad 12 procent, a więc kilka razy więcej niż dotychczas przy takich okazjach. Głosować poszedł starszy, zdyscyplinowany elektorat. Z 86 tysięcy oddanych głosów na Stanisława Zająca padło 41 tysięcy, na Macieja Lewickiego z PO – 22,5 tys. Drugi kandydat prawicy, Marek Jurek, dostał 11 tysięcy głosów, Andrzej Lepper – 3,5 tysiąca. Reszta się nie liczyła. PiS triumfował, PO tłumaczyło porażkę przemyskiego lekarza Macieja Lewickiego przyczynami obiektywnymi: wyborem niedogodnego dla PiS triumfowało elektoratu PO terminu wyborów przez prezydenta (maturzyści zajęci egzaminami na wyższe uczelnie, studenci zdający sesję); rozpoznawalnością kandydata PiS, z którą nikt z jego konkurentów nie mógł się równać, wreszcie kampanią wyborczą PIS, w której padały „bezpardonowe kłamstwa”, choćby takie, że z powodu polityki rządu PO-PSL Podkarpacie straciło szansę na rozwój. W połowie lipca, gdy opadły wyborcze emocje, doktor Maciej Lewicki, siedząc w dyżurce Oddziału Chirurgii szpitala wojewódzkiego w Przemyślu, tak formułował wnioski z tego starcia na przyszłość: – Zarysowała się taktyka, którą PiS będzie stosował w wyborach do Parlamentu Europejskiego za rok, wiosną 2009. Jej podstawowe elementy to: dywanowe naloty posłów na region, obecność znanych twarzy w najmniejszych miejscowościach, przekonywanie ludzi przez bezpośredni kontakt, wręczanie ulotek kandydata, obiecywanie „złotych gór”. Dalej – naciski na wyborców wywierane poprzez ludzi nominowanych przez poprzedni rząd. Na Podkarpaciu kierują oni nadal wieloma instytucjami, takimi jak zarządy, inspekcje, służby siłowe, służba zdrowia i dziesiątki innych. Przed wyborami opozycja przypomniała ich szefom komu zawdzięczają stanowiska, a sposobów wywierania nacisku przez te instytucje są dziesiątki. U sklepikarza, który powiesił w oknie mój plakat, następnego dnia był Sanepid, który jak chce, to coś zawsze znajdzie. Szef zamkniętego ośrodka zdrowotnego polecał rozdać w nim tylko ulotki kandydata PiS. Kierownik państwowej inspekcji Taktyka na 2009 wziął przed wyborami urlop i zajął się kampanią wyborczą Stanisława Zająca. Przykładów takich działań było mnóstwo, przeciwko nim nie mogliśmy zrobić nic, PiS-owcy siedzieli i się z nas śmieli. I trzecia ważna sfera oddziaływania PiS: wpływy w kościele i na lokalne media publiczne, czyli Polskie Radio i rzeszowski ośrodek TVP, a także próby wpływu na telewizje kablowe. Kiedy na spotkaniach przedwyborczych udowadnialiśmy, że oskarżenia rządu PO-PSL o rewizję unijnych programów niekorzystną dla Podkarpacia są kłamliwe, ani słowo z tego nie poszło na żadną lokalną antenę. Wyborcy dowiadywali się tylko, że straciliśmy wpierw 530 mln euro, a potem – nawet 1,2 mld, bo PiS doliczył zadania z list rezerwowych. To było powtarzane przy każdej okazji i – niestety – działało. – Mój wniosek jest taki – podsumowuje dr Lewicki. – Jeśli do następnych wyborów, czyli europejskich, nie zrobimy w tych sprawach nic, to możemy je przegrać. W jesiennych (2007) wyborach do Senatu doktor Maciej Lewicki, który także wtedy kandydował z listy PO, dostał 30 proc. głosów. Oba senatorskie mandaty na Podkarpaciu zdobyli kandydaci PiS, uzyskując 39 proc. i 33 proc głosów. Politycy PO podkreślają, że dr Lewicki podczas obecnych wyborów uzupełniających osiągnął wynik porównywalny z tym z października 2007 roku (26,5 proc. oddanych głosów), co przy tak silnym kontrkandydacie, jak Stanisław Zając, było osiągnięciem, biorąc także pod uwagę, że dobry lekarz Maciej Lewicki niekoniecznie ma talent wiecowego mówcy. Tego powtórzyć się nie da Strategia „nalotów dywanowych” PiS na określony region wyborczy, oficjalnie określana jako „Dni otwarte PiS”, będzie nie do powtórzenia w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Odbędą się one w całym kraju, a więc o koncentracji sił na jednym okręgu wyborczym nie może być mowy. Co nie przeszkadza, że opozycja, niezaangażowana w rządzenie, będzie nadal mieć większe możliwości rzucenia swoich polityków w teren i z pewnością zrobi to przed kolejnymi wyborami. – Eliminacja prób politycznego oddziaływania ludzi, którzy swoje stanowiska w strukturach państwa zawdzięczają PiS wymagałaby całkowitej wymiany kadr kierowniczych we wszystkich instytucjach – stwierdza jeden z posłów z PO z Podkarpacia. – Tymczasem nasze wysokie notowania w opinii publicznej wynikają między innymi z powstrzymywania się od takiej operacji, jaką bezwzględnie przeprowadził za swoich rządów PiS. Jest wprost przeciwnie: my tworzymy mechanizmy, takie jak konkursy, rekomendacje organizacji społecznych, powoływanie na długie kadencje, które to mechanizmy oddzielą służby państwa od wpływu polityków. I ludzie to widzą. Można jednak zastanawiać się, jak długo wyborcy będą nie tylko to widzieć, ale i doceniać. Można pytać, czy licytacja jak przy brydżowym stoliku jest na miejscu wobec pokerzysty. – A poza tym – zżyma się jeden z czołowych polityków PO w ministerialnym gabinecie w Warszawie – to nie my decydujemy o szefach różnych instytucji w terenie, tylko właśnie ten teren. Jeśli ktoś jest wyraźnie nieloZ pokerzystą w brydża? jalny wobec władzy, to nie powinien liczyć, że go ta władza będzie wspierać i bronić. Ale decyzje w tej sprawie na pewno nie zapadną w Warszawie! W sprawie mediów PiS rzeczywiście robi wszystko, by lewica wspólnie z nim była przeciw obaleniu prezydenckiego weta do ustawy, która miała przywrócić równowagę w mediach publicznych. O tym, jak bardzo potrafią być one stronnicze, świadczyła analiza treści programów informacyjnych TVP w pięciu miastach wojewódzkich w okresie wyborów lokalnych 2006 roku, przeprowadzona przez Fundację Batorego. Najważniejszy wniosek z tej obserwacji był taki: telewizja publiczna znacznie więcej czasu poświęcała władzy lokalnej niż opozycji i prezes TVP uważał to za naturalne, bo władza potrafiła pokazać więcej. Był tylko jeden warunek: ta władza musiała być w rękach PiS. Tam, gdzie rządziła Platforma albo lewica, większość czasu na lokalnej antenie należała do opozycji, czyli także do PiS. Tyle o niezależności publicznych mediów. Zdaniem polityków PiS, w wyborach uzupełniających na Podkarpaciu Platforma dostała żółtą kartkę. Politycy Platformy odrzucają tę opinię, wskazując na tradycyjny charakter podkarpackiego elektoratu, ale nie lekceważą zjawisk, jakie dostrzegli przed 22 czerwca. Wybory europejskie na wiosnę 2009 roku będą sprawdzianem dla PO już w całym kraju. I podobnie jak w wyborach uzupełniających problemem będzie frekwencja wyborcza, niższa od tej w wyborach parlamentarnych i większe zdyscyplinowanie tradycyjnego elektoratu PiS. Andrzej Krajewski Groźba czerwonej kartki sierpień 2008 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 13 Z ŻYCIA KLUBU PO Co się naprawdę działo w Jachrance Prof. Bartoszewski o sprzedaży chałupy ośrodku „Warszawianka” parlamentarzyści i eurodeputowani spotkali się z premierem i ministrami. Po kilkugodzinnych obradach parlamentarzyści na czele ze Zbigniew Zbigniewem Chle- Chlebowski bowskim zapre- FOTO PO zentowali swoje skrywane na co dzień umiejętności taneczne. Inni z pasją grali w kręgle. To było jedno z najbardziej udanych posiedzeń klubu i rządu. Niech żałują ci, którzy w pośpiechu rozjechali się do domów. odczas spotkania w Sejmie prof. Władysław Bartoszewski przedstawił parlamentarzystom PO swoje opinie na temat polskiej polityki zagranicznej. Ze swadą i poczuciem humoru opowiadał o swoich spotkaniach w Europie, a propos wizyty w Waszyngtonie szefowej Kancelarii Prezydenta Anny Fotygi, opowiedział anegdotę o mężczyźnie, który sprzedaż „chałupy w takim sobie stanie” negocjuje z potencjalnym nabywcą. Kiedy są już blisko uzgodnienia sumy, żona sprzedającego jedzie do kupujących i mówi im, że gdyby to od niej zależało, to „wszystko byłoby inaczej”. „– Przecież interes upada. To wie każdy, kto chce sprzedać chałupę. Ale ci, co sprzedają chałupę niekoniecznie są politykami” – podsumował profesor. W P po polsku po polsku po polsku PRAWNIE Nie mówmy kolokwialnie Szkółka języka Urszuli Augustyn Löcknitz W Löcknitz, niemieckiej gminie graniczącej z Polską, powstało koło środowiskowe PO. Löcknitz Zwracaliśmy ostatnio uwagę na precyzję wypowiedzi. Oprócz niej istotna jest także elegancja. To prawda, że język służy do komunikacji, ale można go używać w różnym stylu. Od polityków oczekujemy dbałości o polszczyznę, bogatego słownictwa i finezji w wyrażaniu opinii. Koło terenowe PO W Löcknitz mieszka wielu Szczecin Polaków, do niedawna szczecinian. Nowa struktura PO chce przełamywać złe stereotypy na Warszawa temat Niemców i Polaków, nieść pomoc rodakom w załatwianiu ich spraw w niemieckich urzędach i bankach. Za rok koło PO w Löcknitz planuje wystawienie kandydatów w niemieckich czego, pielęgwyborach samorządowych. Założone niarki ze Szpitala Wojjuż zostało stowarzyszenie, które wy- skowego w Szczecinie, nauczycielki stawi swoją reprezentację w tych wybo- języka polskiego, a także osób prowarach. Grupa inicjatywna PO składa się dzących działalność gospodarczą w Polz dziennikarza, pracownika Stowarzy- sce i w Niemczech. Przewodniczącym szenia Wspierania Rozwoju Gospodar- koła jest Jacek Stachyra. Panie i panowie politycy, dzieci was słuchają! FOTO EN (Re)kreacja praskiej rzeczywistości Maciej Bogucki mówi szybko, żywo gestykuluje, mocno ściska rękę na przywitanie. To zjednuje mu ludzi. W 2006 roku, w wyborach samorządowych w Warszawie, ten student Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, mając zaledwie 20 lat i nie startując z pierwszego miejsca, uzyskał drugi wynik wśród kandydatów Platformy i został najmłodszym radnym w Polsce. Maciej Bogucki Pamięta wybory z 1989 roku: jako czterolatek, siedząc na ramionach taty, wymachuje chorągiewkami Solidarności. Rodzice Maćka są ,,polityczni”. Wspierali NZS, brali udział w strajkach i demonstracjach. Polityka jest w tym domu obecna ,,od zawsze”, tak jak piłka nożna. Na pierwszy mecz warszawskiej Legii, której Maciej Bogucki jest wielkim fanem, a nawet fanatykiem, poszedł, gdy miał 3 lata i od tamtej pory nie opuścił ani jednego. Jako dziecko wpierw chciał zostać piłkarzem, a później – trenerem. To zmieniło się pod wpływem członkini zarządu Młodych Demokra- tów, która roztoczyła przed nim wizję polityki kreowanej także przez młodych ludzi. Maciek zainteresował się i dziewczyną, i polityką. Ta druga miłość okazała się trwała. Miał 18 lat, zaangażował się w Młodych Demokratów, pomagał przy kampaniach, wygrał w wyborach samorządowych w 2006 roku. Pierwszy rok minął mu na nauce, jak napisać interpelacje, do kogo z czym pójść, co jak załatwić. – W samorządzie jest się blisko ludzi, swoje działania widzi się w krótkiej perspektywie. To najfajniejsze w tej pracy – mówi. Maciej Bogucki jest aktywnym rad- FOTO PO nym, wiceprzewodniczącym komisji bezpieczeństwa, które na Pradze-Południe jest sprawą priorytetową. Pomaga stworzyć wypożyczalnię rowerów, która biedniejszym dzieciom będzie udostępniać sprzęt już za 3 złote za dzień. Z własnej inicjatywy (i kieszeni) sfinansował Praską Mapę Rowerową z najciekawszymi ścieżkami rowerowymi dzielnicy. – Rozeszła się jak świeże bułeczki – podkreśla. W grudniu 2007 dla biegu ulicznego na 10 km zdobył atest PZLA. Walczy o to, by wszystkie szkoły na Pradze posiadały boiska ze sztuczną nawierzchnią. Dla Macieja Boguckiego sport może być formą naprawiania świata i świetną szkołą życia dla młodego człowieka, który musi o siebie zawalczyć. Nieważne, czy na boisku, na podwórku, czy w polityce. – Wierzę, że sport kształtuje charakter. Polityka jest brutalna, ale ty wiesz, że gdy ktoś skopie ci nogę, to musisz rozmasować łydkę i biec dalej – mówi najmłodszy polski radny PO. Paulina Gogol Okazuje się, że odpowiadając na zapotrzebowanie mediów, używamy konstrukcji wymyślnych, często językowo karkołomnych, pełnych porównań i epitetów, naszpikowanych kolokwializmami. Tymczasem kolokwializmy nie są w naszych wypowiedziach pożądane. Są to bowiem, cytując za słownikiem, wyrazy lub wyrażenia stosowane wyłącznie w języku potocznym, zasadniczo tylko w mowie, w życiu codziennym, a jednocześnie w sytuacji, gdy nie ma wymogu dbałości o czystość literacką. Nagminne stosowanie kolokwializmów odbierane jest czasem jako niedbałe, wręcz prostackie traktowanie języka. Przykład? Bardzo proszę: „Przestępca miał lewy paszport i używał bez zezwolenia policyjnego koguta”. Cóż, nie brzmi zachwycająco. Stosowanie kolokwializmu w innej niż potoczna formie wypowiedzi jest błędem językowym. W literaturze pięknej używanie kolokwializmów ma miejsce niezbyt często, za to zawsze w sytuacjach jednoznacznych, aby autor nie został posądzony o brak warsztatu. W jednym z portali internetowych znalazłam plebiscyt na antysłowo. Proponuje się w nim wyrażenie „mówiąc kolokwialnie” – coraz częściej używane do ukrycia prostactwa i braku umiejętności wysłowienia się. Sopockie rozmowy kontrolowane FELIETON R ozmowa kontrolowana to pozostałość wojny polsko-jaruzelskiej, jeden z paskudniejszych aspektów brania narodu w karby. Były inne, bardziej groźne, ale ten głos w słuchawce „rozmowa kontrolowana” wzbudzał szczególne obrzydzenie. W epoce wolności miejsca zawodowych podsłuchiwaczy zajęli podsłuchiwacze amatorzy. Słowo „amator” ma u nas posmak dyletantyzmu. Niesłusznie, bo amator to przecież miłośnik, a wiadomo, że jak się podchodzi do czegoś z sercem, to ma się o wiele lepsze wyniki. Tym bardziej że ówczesne prymitywne radzieckie instalacje, na których pracowali fachowcy z SB, ustąpiły miejsca nowoczesnym „gwoździom Ziobry”. Prawdziwy amator z takim aparatem potrafi cuda zrobić. Można nim nagrać rozmówców przy wódeczce – jak Gudzowaty, wszystkich dookoła – jak Ziobro, ministra spraw zagranicznych – jak prezydent, albo burmistrza – jak deweloper. Dzisiejsi rozmówcy nie tylko telefoniczni, ale wszelacy, o każdej porze dnia i nocy muszą ważyć słowa i pilnować się, żeby nie powiedzieć czegoś, co może być użyte przeciwko nim. Wrogiem może okazać się najlepszy przyjaciel. Przekonał się o tym boleśnie Jacek Karnowski. Jednak wbrew radości posłów i radnych PiS-u, szanse na sformułowanie zarzutu czerpania korzyści materialnych przez prezydenta Sopotu są słabe i nawet Zbigniew Ziobro niewiele dałby rady z tego materiału wykrzesać. Ale Karnowski popełnił poważny błąd: nie oddzielił wyraźnie swojej roli prezydenta miasta od roli przyjaciela pana Julke. Już fakt, że wyraził zainteresowanie powodzeniem inwestycji pana Julke stawia go w dwuznacznym świetle. A dla urzędnika dwuznaczne światło oznacza światło negatywne. Natomiast na widok pana Julke, po krótkich owacjach, jakimi obdarzyli go politycy PiS-u, będą milkły wszystkie rozmowy. Ten pan w uczciwym biznesie już nie ma czego szukać, bo biznes opiera się na zaufaniu do partnera. W odróżnieniu od biznesu nieuczciwego, który opiera się na zaufaniu do szantażu. Andrzej Kołaczkowski 14 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej sierpień 2008 LUDZIE Szczyt na Wiejskiej Od kick-boxingu do Sejmu i na Mont Blanc Najmocniejsza kobieta Sejmu, mistrzyni świata w kick-boxingu i jeździe konnej, ma mnóstwo energii, planów i pomysłów, choć parlamentarna rzeczywistość czasami ją przytłacza: zbyt dużo bicia piany, wyrachowania i papierzysk. Nadal jednak wierzy, że tu, choć w niewielkim stopniu, pomaga wielu ludziom i przekonuje się, że politycy nie są darmozjadami, za jakich się ich powszechnie uważa. Dopiero tutaj przekonałam się, że politycy jednak nie są darmozjadami FOTO PO Iwona Guzowska Urodzona: 07.02.1974, Gdańsk Wykształcenie: średnie ogólne Zawód: księgowa Członek Komisji Kultury Fizycznej i Sportu, Podkomisji Stałej do spraw Przygotowania Polski do organizacji UEFA EURO 2012, Komisji Polityki Społecznej i Rodziny, Podkomisji Stałej ds. Rodziny i Praw Kobiet. Biuro poselskie: ul. Kossaka 1, 80-249 Gdańsk, woj. pomorskie, tel./fax (58) 341 97 03, e-mail: [email protected] – Moja droga na Wiejską zaczęła się w 2005 roku – mówi Iwona Guzowska – od wyborczej przegranej Platformy i zagrożenia mojej osobistej wolności, jakie poczułam podczas dwóch lat rządów PiS-u. Nie chciałam tak żyć, i tak samo wychowuję swojego syna – on też ma swoje prawa. U tamtej władzy zabrakło mi zaufania do ludzi. Krew mnie zalała ze złości, wpierw postanowiłam, że nie pójdę już na żadne wybory, że odrzucam politykę, ale potem przyszła refleksja, że będę sobie w brodę pluć. W 2007 roku PO szukała kobiet na swoje listy i padło na mnie, ale wcale od razu się nie zgodziłam. Przekonał mnie dopiero argument, że na 23. miejscu na liście odbiorę trochę głosów przeciwnikom, i tyle. Kiedy bez kampanii wyborczej dostałam prawie 10 tysięcy głosów i miejsce na Wiejskiej, przeraziłam się, ale odwrotu już nie było. W Komisji Polityki Społecznej chciałam pracować dlatego, że los zsyłał mi w życiu wspaniałych ludzi. Za moje szczęście chcę odwdzięczyć się pracując dla tych, którzy mieli go mniej. Przemoc w rodzinie, ubóstwo – to mnie porusza. Domy dziecka to chore instytucje. Jest dobry projekt ustawy w tej sprawie, choć idzie w komisji jak po grudzie, ale wiem, że w tych sprawach mogę teraz zrobić o wiele więcej, niż kiedy urządzałam sportowe imprezy charytatywne. Jestem człowiekiem czynu, jak mam pracę, to czuję, że żyję, a w Sejmie czasami czuje się bezrobotna, bo jest tyle bicia piany, bo z góry wiadomo, co kto powie, i co z tego wyniknie. Lubię widzieć efekty swojej pracy, a tu się sprawy rozmywają, bo trzeba kogoś odwołać, bo coś innego jest ważniejsze. To jest masakra, choć wiem, że nie jestem legislatorem, że mądrzejsi ode mnie łamią sobie głowę nad tym, żeby prawo było konstytucyjne. Bardzo mnie ucieszyło niedawne wejście na Mont Blanc z 26 innymi kobietami z krajów Unii Europejskiej. Poznałam Manuelę Dicento z włoskiego parlamentu i wiele innych kobiet, uczestniczących w polityce. Na Mont Blanc zatknęłam małą biało-czerwoną flagę. Dowiodłyśmy, że kobieta może zdobyć każdy szczyt. Dla Iwony Guzowskiej polskie osiągnięcia po 1989 roku są niepodważalne. – Mój dziadek i wujek byli stoczniowcami, a rodzice w stanie wojennym bywali bici przez ZOMO-wców pod stocznią. W 1995 roku pojechałam na zawody do Kijowa i weszłam tam do sklepu, żeby kupić banany. Zamiast nich zobaczyłam wielkie słoiki z zapleśniałymi pomidorami i mnóstwo octu na półkach. To mnie uderzyło – zaledwie sześć lat minęło, a jaka zmiana! Bo u nas wtedy już wszystko było. Wiem, że to dopiero moje sej-W mowe początki. Jeszcze się dużo nauczę i do czegoś pożytecznego przydam. Za trzy lata chciałabym pokazać, że nie byłam tu darmozjadem, że zrobiłam coś ważnego. Fizyk i obserwator Od Solidarności do Platformy O swojej drodze politycznej od Solidarności przez AWS do Platformy Obywatelskiej poseł Lipiński mówi: – Ja się nie zmieniłem, ale zmieniały , się okoliczności. Na początku lat 90, kiedy koszty transformacji były największe i ludzie byli do niej nieprzygotowani, potrzeba im było więcej opieki i łagodzenia kosztów zmiany ustroju. Można dyskutować czy związkowi to wychodziło, ale trzeba było przynajmniej próbować to robić. W 2001 roku ten liberalny rys PO mnie, związkowcowi, już nie przeszkadzał FOTO PO Dariusz Lipiński Urodzony: 04.08.1955, Warszawa Wykształcenie: wyższe, dr nauk fizycznych, nauczyciel akademicki Poseł V kadencji Zastępca przewodniczącego Komisji do spraw Unii Europejskiej, wiceprzewodniczący Delegacji Parla- mentarnej RP do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Biuro poselskie: ul. Zwierzyniecka 13, 60-813 Poznań, woj. wielkopolskie tel.(61) 842 72 23, fax (61) 842 72 38 Dariusz Lipiński był najszczęśliwszy, kiedy po doktoracie z nauk fizycznych mógł zajmować się wyłącznie zastosowaniami teorii symetrii w fizyce, ale nie trwało to długo. Działalność społeczna ciągnęła go od początku zawodowej kariery: Solidarność na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu zakładał już drugiego dnia swojej pracy na uczelni, 16 września 1980 roku. Potem były podziemne gazetki i pół roku odsiadki za nie w połowie lat ’80. – Z aresztu wróciłem na UAM, bo był jeszcze demokratycznie wybrany rektor – wspomina poseł Lipiński – i wyleciałem rok później, bo następny, mianowany, lubił gnębić opozycjonistów, ale się wybroniłem przed NSA. Musieli z powrotem mnie przyjąć. A w roku 1988 zaczęliśmy wychodzić na powierzchnię jako Solidarność. Przejście z Solidarności do AWSu było dla niego czymś naturalnym. W roku 1997 poseł Lipiński został wiceprzewodniczącym Akcji w Wielkopolsce, a potem radnym i przewodniczącym Rady Miasta Poznania. - Kiedy w 2001 roku całą grupą samorządową przystąpiliśmy do Platformy chcieli mnie odwołać, ale na strachach się skończyło – wspomina z uśmiechem. W 2005 roku dostał się do Sejmu z listy Platformy Obywatelskiej, w 2007 został wybrany powtórnie. - W 2001 roku, kiedy powstała Platforma, sytuacja była już inna niż dziesięć lat wcześniej. Wtedy ten liberalny rys PO mnie, związkowcowi, już nie przeszkadzał. To nie były czasy, w których ludzi trzeba było prowadzić za rączkę przez transformację. Przyszły nowe roczniki, wykształcone, z inicjatywą, talentem: wystarcza dać im narzędzia i nie przeszkadzać, a poradzą sobie sami. Platforma idealnie się w to wstrzeliła. Poseł Lipiński zajmuje się sprawami zagranicznymi. Zna francuski, angielski, hiszpański, łatwo dogaduje się z parlamentarzystami z innych krajów Europy. Był obserwatorem Rady Europy na wyborach w Gruzji i Armenii i uważa, że zapraszanie obserwatorów na wybory (także nasze) powinno należeć do dobrego tonu. Przeciwnicy tej praktyki cierpią na polskie „nabzdyczanie się”, jak świetnie powiedział profesor Władysław Bartoszewski. W podpoznańskim domu posła Lipińskiego, poza pracującą w szkole żoną, pozostały tylko cztery koty i pies. Dzieci założyły już swoje gniazda: 27-letnia Klaudia, absolwentka turystyki, jest od miesiąca szczęśliwą mężatką, a rok młodszy Tomasz studiuje kolejny fakultet i dzieli z ojcem zamiłowanie do szachów. – Przynajmniej raz w roku jeździmy razem na największy europejski turniej do czeskich Pardubic, a z żoną – na wczasy do Kuźnicy, nad polskie morze – mówi poseł. Znani w PO sierpień 2008 Ogólnopolska gazeta Platformy Obywatelskiej 15 Dotychczas przedstawiliśmy: Andrzeja Czumę, Arkadiusza Rybickiego, Małgorzatę Kidawę-Błońską, Krystynę Skowrońską, Zbigniewa Chlebowskiego, Urszulę Augustyn,Marka Rockiego, Wojciecha Ziemniaka, Magdę Kochan, Andrzeja Persona, Antoniego Mężydło, Sławomira Piechotę, Joannę Muchę, Krystynę Bochenek, Włodzimierza Karpińskiego, Jerzego Fedorowicza, Krzysztofa Liska, Danutę Jazłowiecką, Jarosława Wałęsę, Elżbietę Łukacijewską, Piotra Tomańskiego, Andrzeja Biernata i Beatę Bublewicz. Mirosława Nykiel Wykształcenie: mgr pedagogiki, Uniwersytet Śląski, Wydział Pedagogiczno-Artystyczny, Studia Podyplomowe z języka polskiego, Francuski Instytut Zarządzania (staże menedżerskie), Wyższa Szkoła Europeistyki im. Tischnera (studia podyplomowe) Senator VI kadencji Członek Komisji do spraw Unii Europejskiej, Podkomisji Stałej do spraw Wykorzystania Środków Unii Europejskiej; delegat do ZP Rady Europy Biuro poselskie: ul. Wzgórze 19, 43-300 Bielsko-Biała, woj. śląskie. Tel./fax: (33) 821-39-59 Dzieci: Jarosław, żona Magda, Krzysztof z żoną Renatą i Marta, wychodzi za mąż 6 września. Wnuki Julia i Wiktor. Mąż Jerzy prowadzi działalność gospodarczą z synem Krzysztofem. Pani rzecznik uprzejmie wzywa Wyzwania polityczne okazały się mocniejsze od zapędów menedżerskich FOTO PO Dyscypliny partyjnej pilnuje miękko, ale skutecznie – Musimy dzwonić i wszystkich ściągać jeszcze dzisiaj. Zacznijcie od list obecności i listy zezwoleń na wyjazd od szefa klubu – poleca zdecydowanym głosem rzeczniczka dyscypliny Klubu Parlamentarnego PO. Po drugiej stronie słychać ciężkie westchnienia pracowników klubu. – Jutrzejsze głosowania będą obowiązkowe i trzeba na nie wracać, choćby z Ameryki, nawet jeśli miało się zgodę na wyjazd – wyjaśnia posłanka Mirosława Nykiel. To jej pierwsza kadencja w tej roli, ale jako wieloletni menedżer (w „Ruchu” przeszła drogę od szeregowego pracownika do prezesa spółki) ma doświadczenie w prowadzeniu własnej firmy i w kierowaniu ludźmi, i to się bardzo przydaje. – Byłam zaskoczona tą propozycją, bo nie jest to wdzięczna rola, dostaje się często nie za swoje winy, ale zdecydowało to, że lubię czuć się potrzebna – mówi. – Nigdy w życiu nie uchylałam się od pracy, nawet gdy nie była ona zgodna z moimi aspiracjami. – Moje korzenie polityczne sięgają roku 1980, kiedy działałam w Solidarności; przed internowaniem uchronił mnie trzeci miesiąc ciąży. A potem były Komitety Obywatelskie, próby jednoczenia prawicy, kandydowanie do Sejmu z listy Solidarności w 1993 roku, AWS-u w 1997 roku i ciekawa próba tworzenia od dołu nowej partii pod przewodem prof. Aldony Kameli-Sowińskiej, byłej minister skarbu. Ostatecznie z grupą młodych ludzi z Inicjatywy dla Polski weszłam do Platformy. – W tej partii czuję się fantastycznie dzięki temu, że tu są tak wspaniali, zróżnicowani, interesujący ludzie. Ale to powoduje także kłopoty z dyscypliną, to oczywiste. A to właśnie głosowanie jest najważniejszym momentem wyrażania woli parlamentarzysty i obecność na nim ma zasadnicze znaczenie. Dlatego zdarza się, że posłowie i senatorowie głosują mimo poważnej choroby, czasami trzeba ich przywieźć do parlamentu na tę krótką chwilę. – To nie do wszystkich od razu dociera, ale ludzie szybko się uczą – zapewnia posłanka Nykiel. – I to jest moja rola, żeby do nich dotrzeć, rozmawiać, przekonać argumentami, które pomagają. Pilnuję tej dyscypliny trochę na swój sposób – miękko, ale jestem przekonana, że na dłuższą metę to daje najlepsze efekty. Kary, w wysokości tysiąca złotych, stosujemy rzadko, tylko przy głosowaniach budżetowych, kiedy obecność posłów jest bezwzględnie wymagana. Zdarzają się też konflikty interesów, gdy partia decyduje, że głosowanie będzie przeciw, a lokalny interes nakazuje być za. Tak było w kilku przypadkach Zgodnie z regulaminem Klubu PO kara dla parlamentarzysty wynosi do 1000 złotych za jedno głosowanie. Przy głosowaniach budżetowych stosowano kary 100 zł za jedną poprawkę nieregionalną, 500 zł za poprawkę regionalną. Ponieważ poprawek, łącznie z senackimi, było około 200 3 000 zł górna granica kary wynosiła dla jednego posła. Do lipca 2008 w Klubie PO wyznaczono 136 kar, w tym 132 pieniężne; zapłaconych zostało 95. Konsekwencje wobec dłużników miały być wyciągnięte jeszcze przed wakacjami parlamentarnymi. przy przyjmowaniu budżetu na 2008 rok. Takie naruszenia dyscypliny są najtrudniejsze do perswadowania, bo ci sami posłowie w poprzedniej kadencji, jako opozycja, byli za inwestycjami w swoim regionie, a jako partia rządząca mieli głosować przeciw, z powodu oszczędności w budżecie. Wówczas tłumaczę, że jeśli sprawuje się władzę, to ma się dużo więcej możliwości do pogodzenia tych interesów. Posłanka Nykiel interesuje się ustawami z pakietu Szejnfelda i tym, co robi Janusz Palikot w komisji Przyjaznego Państwa. Jest w prezydium zespołu energetycznego, wspiera sprawy ważne dla Bielska-Białej i sąsiednich gmin. Jest aktywna w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy. W lokalnej telewizji kablowej promuje bielszczan – ludzi sukcesu. Pokazała też swoją pracę w Senacie: kamera podążała za nią przez dwa dni. – Ludzie zaczepiali mnie później na ulicy i mówili, że nie tak wyobrażali sobie pracę posła czy senatora, a ten program pozwolił im na lepsze zrozumienie roli parlamentarzysty. – W moim życiu polityczne wyzwania okazały się mocniejsze od zapędów menedżerskich. Polityka jest nieprzewidywalna i dlatego jest tak ciekawa – podsumowuje Mirosława Nykiel. Z (nie)parlamentarnego blogu Mirosławy Nykiel (www.nykiel.blog.onet.pl): 26 czerwca 2008 Mam wrażenie, że nienawiść zatruła niektórych polskich polityków tak bardzo, że nie widzą własnej hipokryzji. Nie zauważają, że opluwając innych, postępują całkowicie niezgodnie z wartościami, z którymi tak chętnie się obnoszą. Sącząc nienawiść do polskiego życia publicznego bracia Kaczyńscy i ich współpracownicy osiągną efekt odwrotny do zamierzonego. Szkoda tylko, że cenę za to zatrucie zapłacą nie tylko truciciele. 9 czerwca 2008 Ubawiłam się setnie, czytając o apelu Mirosława Orzechowskiego, który domaga się pozbawienia obywatelstwa polskiego Miroslawa Klose i Lukasa Podolskiego. Myślę, że tu konieczna byłaby konsultacja ze specjalistą, ale dla załatwienia tego problemu konieczna będzie zbiórka narodowa, bo wyraźnie jedna wizyta nie wystarczy, a fachowca trzeba wysokiej klasy. Olimpijczycy 2016 FOTO ANDRZEJ KRAJEWSKI Z boiska na igrzyska P rzez cały dzień, a nawet wieczorem trenuje młodzież na pierwszym w Polsce boisku z programu Orlik 2012 w Izdebkach na Podkarpaciu. W piłkę nożną grają także dziewczęta. A starsi mieszkańcy wsi ukradkiem sprawdzają czy trawa na boisku naprawdę jest sztuczna. Najlepiej, zdaniem Rafała Dobosza, trenera, nauczyciela WF w miejscowej szkole grają 15-latek Marek Księżek i o rok młodszy Michał Szpiech (stoją 3. i 4. od lewej). Kolejne boisko z programu Orlik 2012 zostało otwarte w Człuchowie na Pomorzu. Jako pierwsze ma także trybuny dla widzów. W całym kraju ogłoszono ponad 400 przetargów na budowę tych boisk.