Piątek, 9 marca 2012

Transkrypt

Piątek, 9 marca 2012
Piątek, 9 marca 2012
11.00
Otwarcie XIV Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów oraz Kolosy
2011
11.05-13.00 BLOK I
Fotoplastykon
Łukasz Kasperski, Katarzyna Morzy | Uśmiech Azjaty dla mamy i taty
Mieli wielkie marzenie i niewiele planów. W Paryżu wsiedli w samolot i wylądowali
w Kuala Lumpur. Od tego momentu co dzień dowiadywali się czegoś nowego o sobie. Na
przykład, że ich ulubionym środkiem transportu jest manualny motocykl, że mało co na
świecie wciąga ich tak jak wulkany albo że pół roku wspaniałych przygód są w stanie
zmieścić w dziewięciokilogramowym plecaku.
Łukasz i Katarzyna po zwiedzeniu Indonezji (to właśnie tam zachwyciły ich wulkany,
kilka z nich obejrzeli z bliska) dostali się do Indochin, by podczas wyjątkowo ciężkiej w
ubiegłym roku pory deszczowej przemierzyć Tajlandię (gdzie szukali „niebiańskiej plaży”),
Laos, Kambodżę i Wietnam. Zwieńczeniem ich podróży było kilka tygodni na Półwyspie
Malajskim. A gdzie w tym wszystkim mama i tata? O tym opowiedzą podczas prelekcji.
Martyna Klukowska | Jak Europejka została Azjatką
Od Korei do Kambodży, czyli autostopem przez Azję za kilka dolarów. Zakochana w
taekwondo Martyna Klukowska zaczęła od treningów i uzyskania stopnia mistrzowskiego w
Korei. Potem pracowała w koreańskim przedszkolu, by zarobić na dalszą podróż, a następnie
pojechała przywitać nowy rok na Indonezji. Gdy po jakimś czasie wróciła do Korei,
przekonała się, co znaczy seulski „matrix”. W Tajlandii walczyła z powodzią, w Malezji
koncertowała z trupą ulicznych grajków, a w Tajlandii wynajęła motor i ruszyła na nim przez
dżunglę do Birmy.
Sporo czasu spędziła także w Japonii, gdzie m.in. wspięła się na górę Fuji, wzięła
udział w szermierskich rozgrywkach kendo w Fukuoce i zasmakowała w nocnym życiu
Tokio. Podróż zakończyła w Kambodży, kontemplując w buddyjskich świątyniach.
Marta Sziłajtis-Obiegło | Zimą do Murmańska, czyli patent na tiramisu
Co prawda jesienna żegluga z Francji do Norwegii przebiegała nadzwyczaj gładko, ale
już przeprawa przez norweskie fiordy dostarczyła załodze kilku argumentów, że dalej nie
będzie lekko. Po kilku zamarzniętych i połamanych linach, popękanych od mrozu bloczkach i
przy niechętnie pracującym ogrzewaniu Marta Sziłajtis-Obiegło i jej załoga nabrali
przekonania, że arktyczny rejs to nie przelewki: koło podbiegunowe dobrze strzeże swych
tajemnic i dopuszcza do nich jedynie tych najbardziej zmotywowanych.
Na szczęście zapału ekipie nie brakowało. W ciągu 91 dni wyprawy po niedźwiedzie
mięso jacht dotarł do Murmańska i stamtąd wrócił. Były zachwyty nad rosyjskim kolorytem i
polarnymi zorzami oraz patent na to, jak radzić sobie w najmroźniejsze dni – trzeba je
wykorzystać na robienie tiramisu.
Roman Werdon | Maszerska wyprawa do Laponii
Temat nieczęsto prezentowany na festiwalach podróżniczych – maszer to przewodnik
psiego zaprzęgu. W wyprawie w rejon ogromnego jeziora Inari (szóste pod względem
wielkości jezioro w Europie) w północnej części fińskiej Laponii wzięło udział trzech ludzi
(jeden zawodowy maszer i dwóch nowicjuszy) oraz 20 psów, w większości rasy alaskan
husky. W miejsce rozpoczęcia ekspedycji dotarli jadąc busem z Gdańska (przez Litwę,
Łotwę, Estonię i Finlandię) – część uczestników w samochodzie, część w ciągniętej za nim
przyczepie.
Trasa ściśle maszerskiego etapu tej podróży za koło podbiegunowe wiodła z
miejscowości Inari na północny wschód, systemem jezior, potoków i dolin do miejscowości
Sevettijärvi. Tam, w zatoce jeziora, uczestnicy wyprawy urządzili sobie biwak, który stał się
równocześnie ich bazą wypadową do dalszych wędrówek.
13.00-13.20 PRZERWA
13.20-17.05 BLOK II
Krzysztof Paul | Zimowe zajęcia dla panów po siedemdziesiątce
A tak dokładnie to nawet dla panów 75+. Chodzi o to, żeby w okresie zimowym po
prostu poruszać się trochę na świeżym powietrzu. A że w mieście warunki nie zawsze
zachęcają, przy okazji wyjechać gdzieś w plener. Dla przykładu: w roku 2009 do Norwegii,
by dokonać trzeciego polskiego przejścia płaskowyżu Hardangervidda na nartach z południa
na północ (Krzysztof Paul, Lech Wedlejt i Andrzej Szuksztul), raptem 170 km. Rok później
na wewnętrzne morze Estonii, Väinameri (w składzie: Krzysztof Paul i Jan Faściszewski) –
warunki lodowe były dobre, więc prawie 100 km, m.in. przez puste, zamarznięte akweny,
szło się naprawdę wybornie. I wreszcie w marcu 2011 (Paulowi i Faściszewskiemu
towarzyszył tym razem Krzysztof Dowgiałło) – śladami Wojciecha Moskala: 190 km z Oulu
w Finlandii do Lulea w Szwecji po zamarzniętej Zatoce Botnickiej. Trochę wiało.
Stefan Czerniecki | Szept amazońskiego potoku
Wyprawa eksploracyjna w trudnodostępny stan Amazonas na południu Wenezueli,
niemal w całości pokryty lasami deszczowymi i poprzecinany gęstą siecią dopływów
Orinoko. Już samo tylko otrzymanie pozwolenia na działalność w tym terenie wymaga sporej
determinacji, Stefanowi Czernieckiemu udało się zaś znacznie więcej. Dzięki współpracy z
lokalnymi przewodnikami po kilku dniach podróży łodzią w górę Orinoko, a następnie Rio
Cunucunuma dotarł do skalnego tepui Cerro Duida, gigantycznego ostańca należącego do
jednej z najstarszych formacji geologicznych na Ziemi, i wszedł na jego szczyt.
Dużą dawkę emocji gwarantowała jednak nie tylko zapierająca dech przyroda
(zachody słońca nad Orinoko!), ale i zła sława działających tu karteli narkotykowych,
przemytników złota i cyny, obozów kolumbijskiej partyzantki oraz czyhającej gdzieś w
ciemnościach anakondy.
Janek Lisewski | Bałtyk na desce
Prosta sprawa: 11-metrowy latawiec, 130-centymetrowa deska i ponad 100-milowy
dystans do pokonania. Z Polski do Szwecji przez Morze Bałtyckie. Samotnie, bez wsparcia
łodzi asekuracyjnej. Przed Jankiem Lisewskim jeszcze nikt nie próbował czegoś takiego na
kiteboardzie.
Przeprawa ze Świnoujścia do Kasebergi k. Ystad zajęła mu 11 godzin i wymagała
zarówno świetnej sprawności fizycznej jak i ogromnej koncentracji. Pomimo wiatru
wiejącego momentami z prędkością 60 km/h oraz 6-metrowych fal wyrywających deskę rejs
zakończył się wielkim sukcesem. Niestety nie obyło się też bez strat. Lisewski na morzu
zgubił klapek. Gdyby ktoś znalazł, jest proszony o kontakt. Właściciel nie ma czasu sam go
szukać – przygotowuje się do prób pokonania na kiteboardzie Morza Egejskiego,
Śródziemnego i Czerwonego.
Artur Labudda, Robert Pasecki | Z prądem pod prąd
Oto jeszcze jeden dowód na to, że ciekawe cele wyprawowe można sobie stawiać
nawet nie wyjeżdżając z Polski. Czy raczej – nie wypływając. Artur Labudda, wyróżniony na
ubiegłorocznych Kolosach za przejechanie quadem wzdłuż granic Polski, tym razem ze
swoim przyjacielem Robertem Paseckim przeciął kraj „po przekątnej” – z Bieszczad do
Świnoujścia. Kajakiem.
Trasa spływu liczyła 1300 km. Niepełnosprawny podróżnik (Labudda w młodości
stracił obie nogi w wypadku) i jego towarzysz na przełomie czerwca i lipca przemierzyli
kolejno San, Wisłę, Brdę, Kanał Bydgoski, Noteć, Wartę i Odrę, by zakończyć podróż u
ujścia tej ostatniej rzeki do Bałtyku. Wiosłowali przez ponad miesiąc, a po drodze odwiedzili
m.in. Przemyśl, Sandomierz, Warszawę, Płock, Toruń, Bydgoszcz i Szczecin.
Dominik Włoch | Idzie człowiek
Pomysł na tę wyprawę-pielgrzymkę był równocześnie prosty i niecodzienny: trzech
mężczyzn, 27-letni Dominik Włoch, 47-letni Wojciech Jakowiec i 43-letni Roman Zięba,
rusza w drogę. Jeden z Moskwy, drugi z Fatimy, trzeci z Jerozolimy. Mają się spotkać w
Asyżu, by uczestniczyć w modlitwie o pokój z udziałem przedstawicieli religii całego świata.
4 miesiące marszu: bez namiotów, prawie bez pieniędzy, polegając wyłącznie na dobrym
sercu spotykanych ludzi. „Na lekko”, bo bez bagażu uprzedzeń i przywiązań. Czy to już
szaleństwo?
„Pielgrzym nie ocenia, za wszystko dziękuje, wtedy na drodze rozchylają się
najcięższe zasłony”.
Dominik, Wojciech i Roman przemierzyli każdy po 3,5-4 tys. km przez pustynie,
góry, lasy i stepy, wzdłuż morskich plaż i przez wielkie miasta, pokonując granice ponad
dwudziestu krajów Europy i Azji. Zbliżając się do Alp, zamieniali sandały na podarowane im
górskie buty. Przyjmowano ich w meczetach, synagogach, monastyrach, kościołach, w
domach ludzi bogatych i biednych, mówiących różnymi językami, wierzących w Boga i
niewierzących. Poznali więcej, niż mogli przypuszczać.
Szymon Belka | Rowerami wokół Titicaca
Titicaca to największe wysokogórskie jezioro świata. Dlaczego więc nie ma wokół
niego wytyczonego szlaku rowerowego? Nie ma? Na pewno? Za sprawą Szymona Belki,
Anny Kitowskiej, Marka Klimowicza, Romana Bednarka i Kacpra Kadłubiskiego coś się w
tej kwestii zmieniło.
Chwile słabości i zwątpienia, gdy na przełęczach zawieszonych 4000 m n.p.m. musieli
walczyć z trudnym do zniesienia bólem głowy, poranki, które trwały o wiele za krótko, bo
niemal wprost z ciepłego śpiwora trzeba się było przesiadać na rower, mozolne pokonywanie
każdego z 830 km. Ale było watro. I to jeszcze jak! Po 13 dniach młodym Polakom udało się
objechać rowerami jezioro Titicaca. Wyczyn jest tym godniejszy uwagi, że chodzi o miejsce,
gdzie ludzi na rowerach (a co dopiero pięciorga gringos!) nie widuje się prawie wcale.
Zbigniew Florecki | Letnia i zimowa Korona Gór Polski (na czas)
Plan na tę wyprawę (a właściwie wyprawy) był bardzo konkretny: zdobyć latem i
zimą najwyższe szczyty wszystkich górskich pasm w Polsce oraz ustanowić przy tym rekordy
szybkości w przejściu Korony Gór Polski, w tym zimowy w czasie poniżej 200 godzin.
Oczywiście samotnie i bez wsparcia z zewnątrz. Przedsięwzięcie wymagające doskonałej
kondycji w równym stopniu co perfekcyjnej organizacji i samozaparcia. Szczytów jest
bowiem aż 28 (suma podejść to 11620 m) i wcale nie otaczają jednej doliny. Ale Zbigniew
Florecki wiedział czego chce.
W czerwcu 2008 r. realizacja celu zajęła mu 133 godziny i 45 minut (niecałe 6 dni).
Pobił rekord. Górskimi szlakami przemierzył 232 km, a do tego aż 1778 km pokonał siedząc
za kierownicą auta, mknąc od Gór Świętokrzyskich przez Bieszczady aż po Rudawy
Janowickie. Łysicę, Tarnicę, Lackową i Radziejową zdobył już pierwszego dnia rajdu.
Na Koronę zimową zamierzył się na przełomie lat 2010 i 2011. Też dał radę: nowy
rekord Polski to 197 godzin i 34 minuty.
17.05-17.25 PRZERWA
17.25-20.35 BLOK III
Piotr Strzeżysz | Rowerem przez Kordyliery
Doskonale znany publiczności Kolosów Piotr Strzeżysz nie ustaje w swoich
beznadziejnych poszukiwaniach podróżniczego spełnienia. Oczywiście nie udało mu się i tym
razem. „Niczego specjalnego nie odkryłem, umordowałem się tylko, by po raz kolejny
stwierdzić, że żaden wyjazd nie zaspokoi potrzeby ciągłego bycia w ruchu” – podsumował
swoją ostatnią podróż.
A sama wyprawa, rzeczywiście – bez rewelacji. Raptem 6,5 tys. km rowerem przez
Kordyliery w scenerii jesienno-zimowej. Z Anchorage na Alasce do Las Vegas. Po drodze
jakieś niedźwiedzie w Jukonie, noclegi na opuszczonych stacjach benzynowych, śnieg,
oblodzone drogi, ciężarówki, strzelby na przywitanie strudzonego wędrowca i przebrana za
św. Mikołaja kobieta, pozdrawiająca kierowców, kręcąc przy drodze hula hop. Faktycznie,
nic specjalnego.
Michał Apollo, Marek Żołądek | World Tour 2010/2011
Zróżnicowane, wielowymiarowe przedsięwzięcie dwóch doktorantów z Krakowa.
Realizując swój Pedagogical University World Tour 2010/2011 w ciągu niespełna półtora
roku przemierzyli ponad 135 tys. km samolotami (0,35 drogi na księżyc), 32 tys. km lądem
(we wszystkich strefach klimatycznych), kilkaset kilometrów pieszo - od upalnych złotych
plaż po mroźne lodowce - oraz na dokładkę kilka kilometrów w pionie: w górach i skałach
sześciu kontynentów.
W trakcie podróży m.in. wytyczyli dwie nowe drogi wspinaczkowe w Andach, weszli
zimą na Kengamine Peak, najwyższy punkt Japonii, badali sejsmiczne obszary Peru i Nowej
Zelandii oraz lodowce Andów i nowozelandzkich Alp Południowych. Wygłaszali także
prelekcje z zakresu glacjologii i ochrony środowiska w ambasadach Rzeczpospolitej Polskiej
w Limie oraz Kuala Lumpur.
Dorota i Rafał Wartaczowie | Dr Wartacz, czyli recepta na życie
Dr Wartacz, czyli Dorota i Rafał Wartaczowie, młode małżeństwo z Lublina, w tę
podróż chciał się wybrać od dawna. W końcu, w styczniu 2010 r., zapadła decyzja, że nie ma
co dłużej czekać. Tym bardziej, że przecież co najmniej sześć miesięcy przed wyjazdem
obowiązkowo trzeba było przeznaczyć na naukę hiszpańskiego, no i do tego zrobić wreszcie
to prawo jazdy.
Wyprawa rozpoczęła się we wrześniu 2010 r. Wartaczowie kupili w Mexico City
motocykl enduro i ruszyli na południe, by poznawać mieszkańców Ameryki i ich kulturę. Po
przejechaniu prawie 9 tys. km przez Meksyk, Gwatemalę, Salwador, Honduras, Nikaraguę,
Kostarykę i Panamę przeprawili się jachtem do Kolumbii (z krótkim postojem na wyspach
San Blas) i dalej znów po drogach oraz bezdrożach Ekwadoru, Peru, Boliwii i Chile, dotarli
aż do Argentyny. Na liczniku mieli kolejne 10 tys.
Anna i Jakub Urbańscy | Korowai Batu. Ostatni kontakt
Laureaci Kolosa 2007 od wielu lat wytrwale dokumentujący odchodzący w niebyt
świat rdzennych mieszkańców Papui tym razem dotarli na tereny Korowai Batu - ludzi
zamieszkujących dorzecze rzeki Einlanden, których nie odwiedzili dotąd żadni przybysze z
zewnątrz. By się tam znaleźć, przedzierali się przez zalaną wodą dżunglę.
Na miejscu zebrali liczącą kilkaset eksponatów kolekcję broni, biżuterii i ozdób oraz
przedmiotów codziennego użytku, wykonanych tradycyjnymi metodami, bez użycia
stalowych narzędzi. Podziwiali też domy zbudowane w koronach drzew i kosztowali pieczone
na kamieniach czerwie, siedząc z ludźmi, którzy zjadają wiedźmy. A gdy uczestniczyli w
ceremonialnej uczcie, ta nagle została brutalnie przerwana wybuchem klanowego konfliktu.
Urbańscy zobaczyli wtedy więcej niż powinni.
Piotr Chmieliński | Amazonka ćwierć wieku później
Jego akurat nikomu nie trzeba przedstawiać: członek Kapituły Kolosów oraz pierwszy
- i jak dotąd jedyny - człowiek, który w całości przepłynął największą rzekę świata. Z okazji
jubileuszu 25-lecia zakończenia tej niezwykłej ekspedycji bohater doskonałej książki Joe
Kane'a „Z nurtem Amazonki” jeszcze raz opowie o swojej sześciomiesięcznej podróży, która
zajmuje jedno z najważniejszych miejsc w historii światowej eksploracji.
Od źródeł Amazonki w Andach, poprzez rwące górskie bystrza oraz skaliste otchłanie
i dalej, amazońską dżunglą, aż do ujścia potężnej rzeki do Atlantyku - prawie 7 tys. km
zmagań z żywiołem oraz własnymi ograniczeniami, w trakcie których Chmieliński potrafił
zachować niezłomną wolę w dążeniu do niezwykle ambitnego celu.
20.35-20.55 PRZERWA
20.55-23.10 BLOK IV
Barbara Gostyńska, Adam Kamrowski | Afrykański patrol
Trwająca rok samochodowa wyprawa przez Afrykę z północy na południe i z
powrotem. Najpierw przez Bałkany i Bliski Wschód do Kairu i dalej aż do Kapsztadu
drogami i bezdrożami wschodniej części kontynentu. Potem stroną zachodnią – przez
Namibię, Angolę, DR Konga, gabońską dżunglę, „drogą łez” do Nigerii, przez Benin, Togo,
Burkina Faso, Mali, Mauretanię i Saharę Zachodnią do Maroka. 72 tys. km terenowym autem,
które, choć czasem odmawiało posłuszeństwa, przez czas podróży było dla Basi i Adama
domem.
Tysiące wrażeń, niezwykłych doświadczeń i setki wysłuchanych ludzkich historii. Do
tego nieustanne zmagania z przyrodą, zmieniającymi się strefami klimatycznymi, afrykańską
biurokracją i zbiegami okoliczności, które potrafiły sprawić, że małżeństwo z miejscowości
Gniew na Pomorzu trafiło do Nowego Jeruzalem w Demokratycznej Republice Konga,
siedziby sekty kimbanginistów.
Anna Grebieniow, Xenia Starzyńska | Lody Bajkału
„Widzę, że Xenia też otwiera oczy. Łuuup... i zaraz seria kolejnych trzasków, tak
głośnych, że odnoszę wrażenie, iż czeluść rozwiera się pod naszym namiotem. Czyżby akurat
powstawała wielka szczelina? Akurat tu?”.
Dwie kobiety, najgłębsze jezioro świata, tafla lodu. Anna Grebieniow i Xenia
Starzyńska przez dwa tygodnie wędrowały w poprzek zamarzniętego Bajkału. Bez GPS-a.
Spały na lodzie, przytwierdzając namiot do podłoża lodowymi śrubami, a bagaż ciągnęły ze
sobą na plastikowych sankach. Przemierzyły łącznie 250 km (z brzegu zachodniego na
wschodni i z powrotem), niemal wyłącznie pieszo. Niemal, bo jeden raz, ewakuując się przed
burzą, skorzystały z transportu samochodowego. Nie mają jednak powodu, by tego żałować:
złapać stopa na środku jeziora? Taka okazja nie zdarza się często!
Piotr Blama | Nowy Świat 2007-2011
Jeśli jednym z pierwszych rozdziałów historii jest zakup motocykla na kanadyjskiej
rejestracji od Australijczyka na granicy argentyńsko-chilijskiej, to nie może być ona banalna.
Piotr Blama zamierzał spędzić w Ameryce 6 miesięcy, ale zrobiło się z tego 3,5 roku.
Ta podróż całkowicie zmieniła jego życie. Najpierw zasmakował karnawału w Rio, a potem
jednocylindrowym kawasaki KLR 650 przemierzył 38 tys. km po bezdrożach Ameryki
Południowej, robiąc sobie jeszcze w pewnym momencie przerwę na rejs po Morzu
Karaibskim (przeżeglował 1800 mil morskich). Prawdziwie „cygańska” włóczęga – bez
uprzedzeń i bez ograniczeń, za to z mnóstwem przygód i nieoczekiwanych zwrotów sytuacji.
Michał Frąckowiak | Ekspedycja Michał
Fascynująca wyprawa życia. Pięć lat tułaczki po świecie w zgodzie z maksymą:
„przygoda zaczyna się dopiero tam, gdzie zaczyna się walka o przetrwanie”. Michał
Frąckowiak w swoją podróż wyruszył w roku 2006. W jej pierwszym etapie z kilkorgiem
znajomych dotarł przez Azję Środkową i Południowo-Wschodnią aż na Nową Zelandię. Tam
ekspedycja na pewien czas wyhamowała, ale ileż można zarabiać na dalszą drogę?
Z antypodów Michał poleciał do Ameryki Północnej, by popełnić największy błąd w
czasie swojej wyprawy: kupić w Meksyku 20-letni samochód terenowy. Przejechał nim
następnie aż do Argentyny, ale ile nerwów go to kosztowało, wie tylko on sam. Ostatnim
etapem wędrówki miała być Afryka, jednak już z Kapsztadu, z przyczyn rodzinnych,
Frąckowiak musiał wracać do Polski.
W ciągu pięciu lat spędzonych w drodze m.in. ukrywał się przed rosyjską mafią w
Stambule, w Singapurze zapłacił mandat za jedzenie owocu w metrze, spotkał polskiego
szamana w Hondurasie i bawił się do upadłego podczas karnawału w Kolumbii. Teraz
spróbuje o tym wszystkim opowiedzieć.
Sobota, 10 marca 2012
10.00-12.45 BLOK V
Dobrochna Nowak | Krnąbrny „Aquaholic” na Atlantyku
Czteroosobowa załoga – dwoje Polaków, Włoch oraz nieposiadająca żadnego
żeglarskiego doświadczenia Serbka – wiosną 2011 r. przeprowadziła 15-metrowy jacht
„Aquaholic” z Morza Karaibskiego do Polski. Niby nic nadzwyczajnego, ale z powodu tego,
że żeglarze wcześniej nie tylko się nie znali, ale też w ogóle nic o sobie nie wiedzieli, było
ciekawie.
Problemów nie brakowało: wyciek słodkiej wody za burtę i związane z nim embargo
na resztę zapasów, awarie urządzenia sterowego, autopilota i silnika, kapryśny akumulator i
wreszcie sztorm, który tak wystraszył Svetlanę, że na kilka dni została wyłączona z
jachtowego życia. Miłe, wakacyjne żeglowanie nagle zmieniło się w kataklizm. A mimo to
wszystko się udało i jacht po 48 dniach od wyruszenia z Sint Maarten i pokonaniu 5543 mil
morskich dotarł na czas do Gdyni.
Filip Sułkowski, Aleksander Hanusz | „Flotylla Śledziowa”, czyli na dingi do
Skanii
„Trinidad” i „Black Betty” to dwie dumne odkrytopokładowe sklejkowe szalupki o
długości prawie 5 m każda. Ich armatorzy postanowili przepłynąć Bałtyk. Komodorem
„Flotylli Śledziowej”, która pod koniec lipca 2011 r. opuściła port w Mrzeżynie, kierując się
na Bornholm, został Aleksander Hanusz. Oprócz niego w rejsie wzięli udział Filip Sułkowski
(budowniczy „Trinidad”), Maryna Natowska i Piotr Stokłosa.
W ciągu 12 dni załogi dwóch dingi przemierzyły 270 mil morskich, dotarły do
szwedzkiej Skanii i wróciły do Mrzeżyna, odwiedzając po drodze trzy kraje, dwie wyspy i
jedną rzekę. Żeglarze przepłynęli dwa razy jezioro Healge i tyle samo morze Bałtyk. Gościli
w siedmiu portach i przystaniach, na jednej plaży i w jednym ogródku piwnym. Wyprawa
udała się więc w stu procentach.
Monika Witkowska | Polka, Szwed i Czukotka
Trzymiesięczny rejs polskiej żeglarki i podróżniczki oraz „spolszczonego” Szweda
Börje Ivarssona na małym, 10,5-metrowym jachcie „Anna” po trudnych do żeglugi akwenach
arktycznych (4800 mil od ujścia rzeki Mackenzie, przez Morze Beauforta, Czukockie,
Wschodnio-Syberyjskie i Beringa). Płynąc pod dwiema banderami (polską i szwedzką),
żeglarze dotarli m.in. na mało znaną Wyspę Wrangla i dziewiczą północną Czukotkę,
pokonując tę trasę jako pierwsi w świecie.
Paradoksalnie (lub nie) to jednak nie lody, zimno, sztormy i liczne spotkania z
niedźwiedziami polarnymi okazały się największym problemem podczas tej wyprawy, ale
rosyjskie przepisy, które sprawiły, że po dotarciu na Czukotkę załoga została dwukrotnie
aresztowana i postawiona przed rosyjskim sądem.
Joanna Pajkowska, Aleksander Nebelski | Prawie dookoła świata
To cóż, że nie wkoło? Tym bardziej, że na takiej łódce – na tym samym jachcie,
mantra „Asia”, na którym trzy lata temu kpt. Joanna Pajkowska samotnie okrążyła kulę
ziemską (najszybszy taki rejs w historii polskiego żeglarstwa) teraz wybrała się w podróż z
Aleksandrem Nebelskim. Przez rok i cztery miesiące dwuosobowa załoga przepłynęła 22 tys.
mil morskich, żeglując po wodach trzech oceanów, odwiedzając 23 kraje i zatrzymując się w
ponad stu miejscach, głównie kotwicowiskach.
Pętli dookoła świata nie domknęli, ale tym razem nie to było najważniejsze.
Wystartowali z Florydy, by następnie przez Kanał Panamski i Pacyfik dotrzeć do Australii,
dalej zaś żeglowali wzdłuż wybrzeży Azji i przez Morze Czerwone do Europy. Rejs
zakończyli we Włoszech. Zdecydowanie najbardziej stresującym jego fragmentem była
przeprawa przez wody, gdzie postrach sieją somalijscy piraci. Nocna żegluga bez świateł i w
konwoju: Asi i Alkowi się udało, załogi innych jachtów miały mniej szczęścia.
Bronisław Radliński | Morskim szlakiem Polonii
502 dni trwał rejs bydgoskiego jachtu „Solanus”, który zakończył się pierwszym
polskim opłynięciem obydwu Ameryk przez Przejście Północno-Zachodnie i wokół Hornu.
Inne liczby związane z tym przedsięwzięciem są nie mniej imponujące: 3-osobowa stała
załoga (Bronisław Radliński, Roman Nowak, Witold Kantak) licząca łącznie 194 lata, 33
kolejnych żeglarzy na poszczególnych etapach rejsu, 20 odwiedzonych krajów, 59 portów,
29 786 mil morskich, 5107 godzin na żaglach i 713 godzin sztormów.
Załoga „Solanusa” rozpoczęła rejs 16 maja 2010 r. w Górkach Zachodnich, a
następnie przez Szetlandy, Wyspy Owcze i Islandię dotarła do Grenlandii. Potem były już
zwarte pola lodowe Northwest Passage, zaś po ich pokonaniu – Pacyfik. Płynąc wzdłuż
zachodnich wybrzeży Ameryki, żeglarze odwiedzali skupiska amerykańskiej Polonii. 29
marca 2011 r. lewą burtą minęli Horn, a 1 października przybili z powrotem do Górek
Zachodnich.
12.45-13.15 PRZERWA
13.15-16.05 BLOK VI
Sebastian Królikiewicz | No Experience Expedition
Czterech przyjaciół postanowiło przemierzyć Azję na motocyklach. Nie zrażało ich to,
że żaden z nich nie miał prawa jazdy, doświadczenia ani sprzętu. Pomyśleli po prostu, że
fajnie byłoby znaleźć się nad Pacyfikiem. Sebastian Królikiewicz, Paweł Pietrzyński, Artur
Niewiadomy i Paweł Baszanowski wyruszyli z Polski w lipcu 2010 r. Dwaj pierwsi pozostali
w drodze aż przez 13 miesięcy.
Trasa ich podróży wiodła przez 26 państw i liczyła ponad 40 tys. km. Jechali przez
Kaukaz, stepy środkowej Azji, słynny Korytarz Wachański, Ałtaj oraz Mongolię. We
Władywostoku oddali motory w depozyt i na kilka miesięcy zamienili rosyjską zimę na rafy
koralowe Timoru Wschodniego. Byli oskarżeni o szpiegostwo, ale niczego nie żałują. A tak
poza tym i przy okazji odkryli jeszcze uniwersalny sposób na radzenie sobie z problemami
technicznymi z motocyklem.
Sebastian Małyszczyk, Bożena Majewska | Latynoski melanż
Już sama nazwa tej wyprawy mówi sporo. Dwoje absolwentów geografii przez
dziesięć miesięcy włóczyło się po Ameryce Łacińskiej – od Patagonii i Ziemi Ognistej po
Kubę – nie planując niczego, tak by każdy dzień autentycznie był nowym wyzwaniem.
Przemierzyli w ten sposób ponad 30 tys. km.
Niesamowite historie opowiadane przez kierowców, z którymi zabierali się
autostopem, kilometry słynnej Pan Americany, niezliczone trekkingi w Andach, spływy
dopływami Amazonki, niegościnna dżungla Dariénu i gorące karaibskie plaże – tak w
największym skrócie wyglądała ta podróż. A na deser Bożena i Sebastian spędzili jeszcze
miesiąc na Kubie zmagając się z biurokratycznymi absurdami i skutecznie omijając
większość przepisów dotyczących ruchu turystycznego na wyspie.
Piotr Kuryło | Biegiem dookoła świata
Jest zbyt skromny, by samemu przebić się do „głównego nurtu”. Choć jak najbardziej
ma się czym pochwalić. Piotr Kuryło bowiem – uwaga! – obiegł świat dookoła. Nie inaczej.
Pokonanie trasy zajęło mu dokładnie rok.
Wystartował z Augustowa, by przez całą Europę dotrzeć do Portugalii. W Lizbonie
wsiadł w samolot i wylądował w Nowym Jorku, a następnie, niczym Forrest Gump, biegnąc,
przemierzył wszerz Stany Zjednoczone – od oceanu do oceanu. Z San Francisco, znów
samolotem, przemieścił się do Pekinu, skąd dotarł do Władywostoku, gdzie rozpoczął ostatni
etap swojego „Biegu Dla Pokoju” – przez Syberię, Kazachstan i europejską część Rosji. Po
365 dniach zamknął wielką pętlę w Augustowie.
Kuryło biegł sam. Ekwipunek ciągnął za sobą na specjalnie skonstruowanym wózku (a
właściwie na kilku, bo trudy wyprawy robiły swoje), początkowo miał na nim także kajak, by
łatwo pokonywać przeszkody wodne.
Do Gdyni przyjedzie specjalnie z małej wioski na Podlasiu, gdzie mieszka. Przyjedzie,
a nie przybiegnie, bo rodzinie obiecał, że z maratonami na razie koniec.
Piotr Milaniak | Absurd Expedition 2011 – Tybet zimą
Celem tej wyprawy było podjęcie jednej z pierwszych w historii prób samotnego
pokonania rowerem płaskowyżu Chang Tang w północnozachodnim Tybecie, miejsca
należącego do najdzikszych, nietkniętych przez człowieka obszarów na Ziemi. Mimo trzech
desperackich podejść Milaniakowi nie udało się co prawda przechytrzyć chińskiej policji, ale
zamierza próbować dalej. Udało mu się za to w pełni zrekompensować niepowodzenie:
zamiast w Chang Tang, spędził dwa miesiące w górach prowincji Qinghai oraz w Tybecie
Wschodnim.
Niesamowite przestrzenie, kapitalne rowerowe wspinaczki pod kolejne przełęcze, a
przede wszystkim zaskakujące spotkania z ludźmi, będące dowodem na to, że bariera
językowa i kulturowa, wcale nie musi oznaczać bariery komunikacyjnej. Wspaniała podróż w
zimowej scenerii.
Izabela i Kamil Gamańscy | Długa droga do domu
Chcieli po prostu wrócić z pracy do domu. Mieli kawałek, bo akurat tak się złożyło, że
oboje pracowali w Singapurze. Zwolnili się, sprzedali mieszkanie, kupili używany motor
(hondę Africa Twin) i ruszyli w drogę. Dawali sobie półtora roku. Z planów jednak niewiele
wyszło: nim dotarli do Polski, jeszcze raz „wpadli” do Singapuru, z drogi do domu zrobiła się
bowiem trwająca prawie cztery lata podróż dookoła świata.
Bez GPS-a, doświadczenia i bez uprzedzeń przemierzyli ponad 160 tys. km, byli na
pięciu kontynentach i przeżyli tysiące przygód. Po przejechaniu Azji Środkowej i Półwyspu
Arabskiego, statkiem pełnym kóz przedostali się do Dżibuti. W Afryce zwiedzili ponad
trzydzieści krajów, wykonali kilkusetkilometrową pętlę wokół jeziora Czad, ale nie mieli
dosyć. W Maroku podjęli decyzję, że zamiast wracać do Europy, łapią transatlantycki
jachtostop na Karaiby. W Kolumbii obstawiali walki kogutów, potem – już w Australii –
zrobili sobie lotnicze safari, i dopiero, gdy przesłuchały ich pakistańskie służby specjalne
zdecydowali się wrócić do domu. 1340 dni spędzonych w drodze może zmęczyć, ale może też
sprawić, że jest się szczęśliwym.
16.05-16.35 PRZERWA
16.35-19.10 BLOK VII
Marcin Kruczyk | Akuku i Trata Tata, czyli przywilej pierwszych zdobywców
Jeśli komuś wydaje się, że na świecie nie ma już białych plam i nienazwanych
szczytów, jest w błędzie. Choć rzeczywiście - ich liczba maleje. W Andach na przykład dwa
nienazwane dotąd i niezdobyte wierzchołki noszą od lata ubiegłego roku dumne nazwy
Akuku (4975 m) i Trata Tata (5156 m). A to za sprawą czteroosobowej polskiej wyprawy w
jeden z najsłabiej poznanych rejonów górskich w Ameryce Południowej – w Kordylierę
Apolobamba.
Magdalena Tworek, Tomasz Mucha, Filip Drożdż oraz Marcin Kruczyk, nawiązując
do tradycji polskich ekspedycji eksploracyjnych w Andy z l. 30. XX w., już po raz drugi
wybrali się do Boliwii, by wspinać się na niezdobyte szczyty otaczające dolinę Huancasayani.
Korzystając z przywileju pierwszych zdobywców wykazali się nie lada fantazją. W dodatku
trzeba przyznać, że wybrane przez nich nazwy znacznie bardziej pasują do obowiązującego w
okolicy języka ajmara niż niekoniecznie swojska zbitka „Hermanspitze”, którą to jeden z
nieodległych szczytów ochrzciła w 1997 r. wyprawa niemiecka.
Paweł Kilen | Chcieć to móc – w pięć lat przez cztery kontynenty
Niesamowita pięcioletnie podróż w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń.
Najpierw wspólnie z dziewczyną, a potem samotnie Paweł Kilen przez pięć lat (tak jest – pięć
lat!) wytrwale przemierzał świat czym popadło: autostopem, jachtostopem, piechotą,
rowerem, a nawet tratwą. Pokonał ponad 220 tys. km, chociaż dokładnie nie liczył. Był na
czterech kontynentach i spotkał tysiące ludzi.
Gdy ruszał w drogę (kiedy to było?), miał w głowie zarys planu podróży, a w kieszeni
trochę banknotów. A do tego silne przekonanie, że chcieć, to móc. Co z tego wyszło?
Zazwyczaj było wspaniale, lecz nie brakowało też momentów grozy i zwątpienia. W Indiach,
spływając tratwą po Gangesie, mijał unoszące się na wodzie ludzkie zwłoki. W Laosie spał w
kurnych chatach i próbował, jak smakuje zupa szczurowa. Remontował dom w Australii,
samotnie maszerował przez tydzień dżunglą na Borneo, a na koniec – pierwszy raz od
czterech lat! – wsiadł na swój wysłużony, dziesięcioletni rower, który rodzina przysłała mu
do Kapsztadu, i dojechał nim do Europy. W sam raz na Wigilię 2011 był w domu.
Piotr Sudoł | Afryka Nowaka
Bezprecedensowa sztafeta podróżników dla upamiętnienia i spopularyzowania
dokonania Kazimierza Nowaka, polskiego reportera, który w latach 1931-1936 przemierzył
Afrykę z północy na południe i z powrotem, poruszając się głównie rowerem, ale również
pieszo, konno, czółnem i na wielbłądzie.
Sztafeta wystartowała 4 listopada 2009 r. z Boruszyna w Wielkopolsce, gdzie
mieszkał Nowak, zanim wyruszył do Afryki, i trwała dokładnie 799 dni. Do stycznia 2012 r.
w przedsięwzięciu wzięło udział 117 podróżników z Polski i zagranicy. Podążając śladami
Nowaka i wykorzystując te same co on środki lokomocji, przemierzyli oni 33,5 tys. km po
drogach i bezdrożach Afryki, zamontowali kilkadziesiąt tabliczek upamiętniających
historyczną podróż sprzed blisko 80 lat, a także spotkali sześcioro osób pamiętających do dziś
brodatego podróżnika z Polski, który w niespotykany sposób przemierzał Afrykę w czasach
ich dzieciństwa.
Trasa wyprawy - z Trypolisu przez Kapsztad do Algieru - została podzielona na
prawie 30 etapów, trwających zwykle około miesiąca. W każdym brało udział od dwóch do
sześciu osób, które po dojechaniu do mety swojego odcinka przekazywały sztafetową
pałeczkę kolejnej zmianie. Najmłodszy uczestnik „Afryki Nowaka” miał siedem miesięcy,
najstarszy – 68 lat.
Krzysztof Starnawski | Rekordzista świata
283 m to od listopada 2011 r. największa głębokość, na jaką kiedykolwiek udało się
zejść człowiekowi podczas nurkowania na obiegu zamkniętym. Rekord ustanowił Krzysztof
Starnawski, laureat Kolosa 1999, a dokonał tego w Morzu Czerwonym, nieopodal egipskiego
kurortu Dahab.
Starnawski pobił dotychczasowy rekord, ustanowiony w 2004 r. przez Australijczyka
Davida Shawa, o 13 m. W trakcie nurkowania, które zajęło mu łącznie ponad dziewięć godzin
(zejście i dekompresja), Polak korzystał z prototypowego aparatu oddechowego własnej
konstrukcji. Wynik -283 m osiągnięty przez „Starnasia” w Zatoce Akaby to równocześnie
rekord Polski w nurkowaniu głębokim. Bezwzględnym rekordem świata w nurkowaniu (na
obiegu otwartym) pozostaje natomiast wynik Portugalczyka Nuno Gomesa z roku 2005: -318
m.
W zakończonej pobiciem rekordu świata dziesięciodniowej wyprawie Dualrebreather
Team na Synaj Starnawskiemu towarzyszyli Irena Stangierska, Marek Klyta i Grzegorz
Rutkowski.
19.15-19.35 PRZERWA
19.35-22.40 BLOK VIII
Ola Dzik | Kobieca wyprawa na Gaszerbrumy
W lecie 2011 r. Ola Dzik i Ukrainka Maria „Masza” Chitrikowa, czyli dwuosobowy
skład Ternua Female Team, podjęły próbę wejścia klasycznymi drogami na dwa
ośmiotysięczne szczyty z grupy Gaszerbrumów w Karakorum. 22 lipca, wspólnie z Jackiem
Telerem, z którym współpracowały podczas całej wyprawy, stanęły na wierzchołku G2 (8035
m). Dla Dzik, która w ubiegłym roku otrzymała na Kolosach wyróżnienie za
„skompletowanie” wszystkich pięciu siedmiotysięczników do „Śnieżnej Pantery”, był to
pierwszy ośmiotysięcznik i kolejny znaczący krok w świetnie rozwijającej się karierze.
Polka po tym sukcesie wróciła do kraju, zaś Ukrainka, która przedłużyła swój pobyt w
Pakistanie, dołączyła do zespołu irańskiego i 2 sierpnia stanęła także na szczycie G1.
Maciej Chmielecki | Batura Muztagh – Pakistan 2011
Czteroosobowa wyprawa Klubu Wysokogórskiego Kraków latem 2011 r. działała w
nieodwiedzanej dotąd przez ludzi dolnie lodowca Sath Marau w Karakorum Zachodnim, w
rejonie Gilgit Baltistan.
Maciej Chmielecki, Jakub Gałka, Piotr Picheta i Mikołaj Pudo w ramach aklimatyzacji
zdobyli wierzchołek Kuti Pokush (5750 m). Wspięli się na niego dziewiczą ścianą zachodnią
(trzecie wejście w ogóle). Następnie zaś podjęli dwie próby zdobycia głównego celu swojej
wyprawy, najpiękniejszego w okolicy szczytu Koti Chokk (5970 m). Nie udało się – po
przejściu znacznej części imponującej ściany wschodniej wspinaczom udało się dotrzeć na
odległość ok. 50 m od wierzchołka, ale ze względu na późną porę dnia zrezygnowali z
dalszego ataku. Wykonali za to dokładną dokumentację fotograficzną otoczenia doliny, która
pełna jest niepodejmowanych dotąd przez nikogo potencjalnych, bardzo ciekawych celów
wspinaczkowych.
Dariusz Bartoszewski | Hagengebirge 2011 – piąty rok w Ciekawej
Jaskinia Ciekawa w austriackim masywie Hagengebirge to rozległy system, którego
zwornikiem jest poziome piętro leżące ok. 180 metrów poniżej otworu. Przecinają je młodsze
geologicznie pionowe ciągi. W 2008 r. to właśnie jednym z nich, po poszerzeniu ciasnych
przełazów, polskim grotołazom udało się po raz pierwszy przedostać do głównego ciągu
jaskini.
W lipcu i sierpniu 2011 podczas jubileuszowej, dziesiątej sopocko-wrocławskiej
wyprawy eksploracyjnej w Hagengebirge speleolodzy kontynuowali swoją działalność w serii
siedmiu biwaków we wnętrzu systemu liczącego już ok. 5 km. Na końcu długiego Meandra
Zachodniego, mierzącego w linii prostej ok. 1 km, którego pokonanie zajmuje 3-4 godziny,
udało im się odkryć kilkaset metrów nowego korytarza. Świeżo wyeksplorowane partie,
skręcając pod ostrym kątem względem reszty ciągu i kierując się w stronę bazy wyprawy oraz
kilku odkrytych wcześniej jaskiń, dają nadzieję na połączenie Ciekawej z jedną z nich w
większy system.
Tomek Kowalski | O jeden Szczyt do Zwycięstwa
Ubiegłoroczny zdobywca Nagrody im. Andrzeja Zawady towarzyszący jej grant
przeznaczył na próbę wejścia na wszystkie pięć siedmiotysięczników byłego ZSRR w jednym
sezonie i uzyskanie w ten sposób tytułu „Śnieżnej Pantery” w rekordowym czasie. Do tego,
by poprawić rezultat Denisa Urubki i Siergieja Mołotowa (42 dni w 1999 r.), brakło mu
naprawdę niewiele.
W ciągu 28 dni, na przełomie lipca i sierpnia, wspiął się kolejno na Pik Lenina (7134
m), Pik Korżeniewskiej (7105 m), Pik Komunizma (7495 m) oraz Chan-Tengri (7010 m). Na
koniec zostawił sobie Pik Pobiedy, czyli Szczyt Zwycięstwa (7439 m). Niestety – ze względu
na pogodę (opady śniegu powyżej 5000 m) oraz stan lodowca Zwiedoczka po wyjątkowo
ciepłym lecie, Kowalski uznał, że ryzyko samotnego (pod koniec sierpnia w bazie nie było
już innych wspinaczy) ataku na wierzchołek jest zbyt duże i zdecydował, że próbę wejścia na
Pik Pobiedy podejmie za rok.
Wojciech Paczos, Krzysztof Mularski | Powrót na dach Afganistanu – Noszak
2011
Afgański Hindukusz i jego najwyższy szczyt, Noszak (7492 m), to miejsca kluczowe
dla rozwoju polskiego himalaizmu. To właśnie tam w 1960 r. działała pierwsza powojenna
polska wyprawa w góry wysokie. Trzynaście lat później zaś od wejścia Andrzeja Zawady i
Tadeusza Piotrowskiego na Noszak – pierwszy w historii siedmiotysięczny szczyt zdobyty
zimą – rozpoczął się nowy rozdział w dziejach światowej eksploracji: wspinaczka zimowa w
górach wysokich.
34 lata po tamtej przełomowej wyprawie z 1973 r. na najwyższym szczycie
Afganistanu znów stanęli Polacy: Krzysztof Mularski i ks. Krzysztof Gardyna. Wspięli się na
niego drogą austriacką. Członkowie siedmioosobowej wyprawy opowiedzą w Gdyni o swoich
zmaganiach z górą oraz z legendą.
Marcin Pruc, Amadeusz Lisiecki | Hoher Göll 2011
Wyjątkowo mocny, 22-osobwy skład udało się zebrać w ubiegłym roku na wyprawę
Wielkopolskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego w Salzburskie Alpy Wapienne.
Zaowocowało to odkryciem 500 m nowych korytarzy w Hochschartehöhlensystem i
dotarciem do syfonu w jaskini Unvollendeterschacht.
Polskie wyprawy w Hoher Göll mają bardzo długą tradycję – odbywają się od lat 60.
XX w. To właśnie tam znajduje się najgłębsza jaskinia odkryta w całości przez Polaków. Od
kilku lat głównym celem speleologów jest system jaskiniowy Hochscharte. W lipcu 2011 r., z
uwagi na znaczną głębokość, na jakiej prowadzona była działalność, eksploracja odbywała się
wyłącznie w oparciu o punkty biwakowe w jaskiniach (baza znajdowała się natomiast na
przełęczy, na wysokości 1900 m). W Unvollendeterschacht, gdzie grotołazi poruszali się
okazałym meandrem na dnie jaskini, udało im się dotrzeć do poziomu -1264 m względem
otworu.
Niedziela, 11 marca 2012
DZIEŃ FOTOPLASTYKONU I KOLOSÓW
10.00-12.35 BLOK IX FOTOPLASTYKON
Michał Jasieński | Spitsbergen – pierwsze starcie
Celem wyprawy czwórki młodych Polaków, Michała Jasieńskiego, jego brata
Szymona oraz Marka Pencarskiego i Piotra Wilbika było przejście na nartach skiturowych
przez skute lodem fiordy i doliny Spitsbergenu. W kwietniu 2010 r. wystartowali z
Longyearbyen (nazywanego też tu i ówdzie Longierowem), kierując się do Polskiej Stacji
Polarnej Hornsund nad Zatoką Białych Niedźwiedzi. Zmagali się z 30-stopniowym mrozem,
ciężarem (120 kg) bagażu ciągniętego na sankach, za to cały czas świeciło im słońce (trwał
dzień polarny).
Maszerowali nierzadko po 12 godzin na dobę, podziwiając wspaniały, surowy
krajobraz w ścisłym rezerwacie przyrody (na przebywanie w nim musieli uzyskać pozwolenie
gubernatora wyspy) i przyglądając się z bliska reniferom. Z zaplanowanych 380 km trasy
(licząc w obie strony) udało im się pokonać 160 km – ze względu na kontuzję jednego z
członków wyprawy musieli zawrócić. Ale to nie znaczy, że się poddają: w marcu 2012
podejmą kolejną próbę.
Maciej, Ewa, Jan i Marianna Mężyńscy | Jadą, jadą dzieci drogą
Wielomiesięczna rowerowa wyprawa po Europie. Rodzice, Maciej i Ewa, zrobili sobie
przerwę w życiu zawodowym, by w pełni zasmakować życia rodzinnego. Zabrali w podróż
swoje dzieci, 6-letniego Janka oraz 3-letnią Mariannę, i pokazali im, że można cieszyć się
sobą przez 24 godziny na dobę, bez telewizora, komputera i regału zabawek, mając do
dyspozycji tylko 4 m2 namiotu i otwierając się na to, co przyniesie droga.
Objechali dookoła Francję, przemierzyli szlak wzdłuż Dunaju od źródła rzeki aż do
Wiednia, oraz pokonali niesamowicie malowniczy, biegnący nad Łabą szlak rowerowy z
Pragi do Wittenbergi. W sumie, wliczając w to także powrót do Polski, przejechali 5 tys. km.
Marianna głównie w przyczepce, ale już Janek samodzielnie wykręcił na trasie 1,5 tys. km.
Robert Machel | Grenlandzcy kowboje
To się nazywa rozmach. Już samo latanie motoparalotniami nad południowym
lądolodem Grenlandii wydaje się dość atrakcyjne, ale uczestnicy tej wyprawy mieli cel o
wiele ambitniejszy: przy okazji sprawdzali przydatność paralotni przy spędzie reniferów i
uczyli latać islandzkich i inuickich poganiaczy reniferów na odludnej grenlandzkiej farmie
Isortoq.
Przy wspaniałej pogodzie i w dziewiczej scenerii wylatali ponad 1 t benzyny. Często
bez łączności i asekuracji wykonywali niebezpieczne przeloty nad szerokimi fiordami.
Fruwając z orłami, wypatrywali kłusowników (fotografując i przeganiając ich łodzie) i przez
2 tygodnie obozowali z Inuitami. Jedli surowy tłuszcz wieloryba, suszone mięso renifera i
łowili łososie. Fantastyczna, oryginalna przygoda.
Błażej Giermakowski, Aleksander Wertman | Władysław Wagner – polski
Magellan
W tej opowieści jest wszystko, co trzeba: młodość, ambicja, determinacja, przygoda i
uwikłanie w historię. Pierwszy Polak, który opłynął świat jachtem żaglowym, wyruszył w
rejs, mając zaledwie 20 lat. Z Gdyni. Jak on - młodej, pełnej energii, żywotnej. Gdy wyruszał
w roku 1932 na podbój świata, by zrealizować swoje wielkie marzenie, nie mógł
przypuszczać, że chociaż uda mu się okrążyć Ziemię, nie uda mu się już nigdy za życia
wrócić do macierzystego portu.
Władysław Wagner dokonał rzeczy niezwykłej, ale przez lata był zapomniany. Warto
to zmienić. W 80. rocznicę rozpoczęcia przez niego rejsu dookoła świata na jachcie „Zjawa”,
w 100. rocznicę jego urodzin oraz w 20. rocznicę śmierci o wspaniałym dokonaniu i
niezwykłym człowieku z pionierskiego okresu polskiego żeglarstwa opowiedzą Błażej
Giermakowski i Aleksander Wertman.
Michał Witkiewicz | Śladami Simóna Bolívara
Na początku XIX w. Kolumbia, Ekwador oraz Wenezuela, zjednoczone przez Simóna
Bolívara, utworzyły jedno państwo - Gran Colombię. Zamierzchła historia, ale na początku
XXI w. Michał Witkiewicz, przez miesiąc wędrując śladami południowoamerykańskiego
wyzwoliciela, mimo wszystko starał się sprawdzić, co dzisiaj łączy te państwa. I co dzieli. Bo
właśnie kontrasty są tym, co zapadło mu w pamięć najlepiej.
Miasta z nowoczesnymi dzielnicami i wielkimi wieżowcami położone obok ubogich i
niezorganizowanych przedmieść. Ludzie bardzo bogaci żyjący obok bardzo biednych.
Dżungle położone między dwoma oceanami, wysokie góry a nieopodal nich równiny, pokryte
cały rok śniegiem wulkany i pustynie, na które nigdy nie spadła kropla deszczu. A do tego
barwna i żywa kultura: wieczory w rytmach salsy i rumby oraz tradycyjne tańce podczas
świąt ludowych.
Elwira Florek | Trans – w poszukiwaniu duchowości Wschodu
Dwunastominutowa filmowa opowieść o podróży w poszukiwaniu podstawowych
sensów i o tęsknocie za nieśmiertelnością. Jej autorka wędruje przez święte miasta
hinduizmu, dociera do sanktuarium sikhów oraz próbuje doświadczyć codzienności
tybetańskiego buddyzmu. A wszystko to „nie po to, by wiedzieć, lecz po to, by nie wiedzieć”.
12.35-13.00 PRZERWA
13.00-15.40 BLOK X FOTOPLASTYKON
Robert Szymczak | Broad Peak nie do wzięcia
Zrealizowana na przełomie lat 2010 i 2011 ekspedycja na Broad Peak (8047 m) była
pierwszą zimową wyprawą w ramach projektu „Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015”. Jej
celem było wejście na niezdobyty dotąd o tej porze roku wierzchołek ośmiotysięcznika
położonego w Karakorum.
W skład ekipy weszło 9 wspinaczy z Polski i 2 z Pakistanu: Artur Hajzer (kierownik
wyprawy), Robert Szymczak (lekarz), Piotr Snopczyński, Marcin Kaczkan, Krzysztof Starek,
Arkadiusz Grządziel, Robert Kazimierski, Rafał Fronia, Jarosław Gawrysiak, Ali Sadpara i
Ali Raza. Z ekstremalnymi warunkami panującymi zimą w Karakorum walczyli przez 3
miesiące. Niestety – szczyt się obronił, wspinaczom (Robertowi Szymczakowi i Aliemu
Sadparze) udało się dotrzeć maksymalnie do wysokości 7750 m. Za to wszyscy cali i zdrowi
wrócili do domów.
Krzysztof Rąglewski | Hazarowie z prowincji Ghazni
Afgańska prowincja Ghazni kojarzy się w Polsce przede wszystkim z wojną. Przede
wszystkim jednak żyją w niej ludzie – ze swoimi codziennymi problemami i radościami. Trzy
spośród 19 dystryktów Ghazni są w całości zamieszkane przez Hazarów, jedną z
najliczniejszych grup etnicznych w Afganistanie. I to m.in. ich, Hazarów z Malistanu, Jaghori
oraz Nawuru odwiedził podczas swojego pobytu w Azji Krzysztof Rąglewski.
Podróżnik i alpinista z zamiłowania przyglądał się z bliska żyjącym w górskich
warunkach społecznościom, obserwował jak wygląda ich współpraca z siłami koalicyjnymi
przy realizacji programów pomocowych oraz podziwiał zapierające dech krajobrazy.
Zygmunt Leśniak, Małgorzata Jarmułowicz | Krańce Indonezji
Wędrówka po obrzeżach ogromnego archipelagu wysp Indonezji (łącznie jest ich 17,5
tys.) w poszukiwaniu miejsc i ludzi jak najmniej związanych z masową turystyką. Parze
podróżników udało się dotrzeć tam, gdzie życie wciąż toczy się swoim rytmem, niezależnym
od globalnej gospodarki, za to na wiele różnorakich sposobów determinowanym przez wodę.
Zygmunt i Małgorzata odwiedzili suche rejony archipelagu Nusa Tenggara, gdzie
woda stanowi kruchy warunek przetrwania, i zatrzymali się na wyspie Nias, zniszczonej
falami tsunami w latach 2004 i 2005. Przyglądali się również pracy poszukiwaczy diamentów
z Kalimantanu i wielorybników z wyspy Lembata, dla których woda jest kapryśnym źródłem
utrzymania, i wreszcie podziwiali niezwykłe stworzenia zamieszkujące dziewicze rafy
koralowe i endemiczne jeziora.
Tomek Michniewicz | Tatende. Tropem kłusowników
Znany dziennikarz, podróżnik i pisarz we współpracy z zambijską policją
przeprowadził brawurową prowokację śledczą, której bezpośrednim efektem było rozbicie
międzynarodowego gangu przemytników kości słoniowej, operującego w Lusace. By to się
udało, wcześniej, wraz ze swoim towarzyszem, Łukaszem Radomyskim, podążał tropem
kłusowników przez RPA, Zimbabwe, Botswanę i Zambię, dokumentując m.in. metody
pozyskiwania nielegalnych produktów pochodzących od zagrożonych gatunków, w tym
przypadki okrucieństwa wobec ludzi i zwierząt.
Po powrocie do Polski Michniewicz zaangażował się w ratowanie czarnych
nosorożców afrykańskich, nagłaśniając problem polowań na nie dla pozyskania rogu, który
jest najdroższym czarnorynkowym towarem wywożonym z Afryki (droższym niż złoto czy
kokaina). W ramach akcji „Tatende” udało mu się z dużym sukcesem przeprowadzić
społeczną zbiórkę pieniędzy na działanie rezerwatu Imire w Zimbabwe.
Wspomnienie o tych, którzy odeszli
15.40-16.00 PRZERWA
16.00
Ceremonia wręczenia Kolosów, Nagrody im. Andrzeja Zawady oraz Nagrody
Dziennikarzy
Prowadzenie: Kinga Baranowska i Piotr Pustelnik
17.10
Ogłoszenie laureatów Nagród Publiczności
17.30
Miej odwagę! Memoriał im. Piotra Morawskiego
Finał konkursu organizowanego przez Olgę Morawską i Alpinus Expedition Team.
17.50
Aleksander Doba | Kajakiem przez życie
66-letni, mieszkający w Policach Aleksander Doba to nie tylko człowiek doskonale
znany stałym bywalcom Kolosów, ale przede wszystkim najwszechstronniejszy polski
kajakarz. W 1989 r. jako pierwszy przepłynął Polskę kajakiem „po przekątnej” z Przemyśla
do Świnoujścia (1149 km w 13 dni), dwa lata później opłynął morską granicę Polski (z Polic
do Elbląga), a w 1999 r. samotnie okrążył kajakiem Bałtyk (4227 km w 80 dni). Stopniowo
wyznaczał sobie coraz ambitniejsze zadania.
W roku 2000 wyruszył na samotną kajakową wyprawę za koło podbiegunowe.
Wiosłując aż przez 101 dni pokonał dystans 5369 km i dotarł z Polic do Narwiku. Z kolei w
roku 2009 jako pierwszy Polak opłynął składanym kajakiem jezioro Bajkał (1954 km w 41
dni). Za te dwa osiągnięcia był nagradzany na Kolosach wyróżnieniem w kategorii „Wyczyn
roku”.
Jesienią 2010 r. zrobił kolejny krok na drodze przekraczania własnych (i nie tylko)
ograniczeń: na specjalnie przygotowanym do takiego wyzwania siedmiometrowym kajaku
„Olo” rozpoczął samotny trawers Atlantyku. Na oceanie spędził dokładnie 98 dni, 23 godziny
i 42 minuty. Bez wsparcia z zewnątrz. 2 lutego 2011 r. dotarł do Acarau – miejscowości
położonej na wybrzeżu Brazylii. Wyczerpany, tak fizycznie jak i psychicznie, miał prawo
czuć się jak zwycięzca: przed nim Atlantyk kajakiem pokonały samotnie zaledwie 3 osoby,
żadna z nich jednak nie zrobiła tego, płynąc z kontynentu na kontynent, a tylko jeden śmiałek
przed Dobą nie posiłkował się przy tym napędem żaglowym.
Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że trawers Atlantyku zaspokoił jego ambicje.
Zamiast wracać z Brazylii do Polski Aleksander Doba postanowił spłynąć kajakiem
Amazonkę! Dwukrotnie napadnięty i obrabowany na rzece był zmuszony przerwać swój rejs,
nie przestał jednak marzyć o rzeczach wielkich.
Losowanie atrakcyjnych nagród rzeczowych dla osób biorących udział w
głosowaniach publiczności.

Podobne dokumenty