Piątek, 9 marca 2012
Transkrypt
Piątek, 9 marca 2012
Piątek, 9 marca 2012 11.00 Otwarcie XIV Ogólnopolskie Spotkania Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów oraz Kolosy 2011 11.05-13.00 BLOK I Fotoplastykon Łukasz Kasperski, Katarzyna Morzy | Uśmiech Azjaty dla mamy i taty Mieli wielkie marzenie i niewiele planów. W Paryżu wsiedli w samolot i wylądowali w Kuala Lumpur. Od tego momentu co dzień dowiadywali się czegoś nowego o sobie. Na przykład, że ich ulubionym środkiem transportu jest manualny motocykl, że mało co na świecie wciąga ich tak jak wulkany albo że pół roku wspaniałych przygód są w stanie zmieścić w dziewięciokilogramowym plecaku. Łukasz i Katarzyna po zwiedzeniu Indonezji (to właśnie tam zachwyciły ich wulkany, kilka z nich obejrzeli z bliska) dostali się do Indochin, by podczas wyjątkowo ciężkiej w ubiegłym roku pory deszczowej przemierzyć Tajlandię (gdzie szukali „niebiańskiej plaży”), Laos, Kambodżę i Wietnam. Zwieńczeniem ich podróży było kilka tygodni na Półwyspie Malajskim. A gdzie w tym wszystkim mama i tata? O tym opowiedzą podczas prelekcji. Martyna Klukowska | Jak Europejka została Azjatką Od Korei do Kambodży, czyli autostopem przez Azję za kilka dolarów. Zakochana w taekwondo Martyna Klukowska zaczęła od treningów i uzyskania stopnia mistrzowskiego w Korei. Potem pracowała w koreańskim przedszkolu, by zarobić na dalszą podróż, a następnie pojechała przywitać nowy rok na Indonezji. Gdy po jakimś czasie wróciła do Korei, przekonała się, co znaczy seulski „matrix”. W Tajlandii walczyła z powodzią, w Malezji koncertowała z trupą ulicznych grajków, a w Tajlandii wynajęła motor i ruszyła na nim przez dżunglę do Birmy. Sporo czasu spędziła także w Japonii, gdzie m.in. wspięła się na górę Fuji, wzięła udział w szermierskich rozgrywkach kendo w Fukuoce i zasmakowała w nocnym życiu Tokio. Podróż zakończyła w Kambodży, kontemplując w buddyjskich świątyniach. Marta Sziłajtis-Obiegło | Zimą do Murmańska, czyli patent na tiramisu Co prawda jesienna żegluga z Francji do Norwegii przebiegała nadzwyczaj gładko, ale już przeprawa przez norweskie fiordy dostarczyła załodze kilku argumentów, że dalej nie będzie lekko. Po kilku zamarzniętych i połamanych linach, popękanych od mrozu bloczkach i przy niechętnie pracującym ogrzewaniu Marta Sziłajtis-Obiegło i jej załoga nabrali przekonania, że arktyczny rejs to nie przelewki: koło podbiegunowe dobrze strzeże swych tajemnic i dopuszcza do nich jedynie tych najbardziej zmotywowanych. Na szczęście zapału ekipie nie brakowało. W ciągu 91 dni wyprawy po niedźwiedzie mięso jacht dotarł do Murmańska i stamtąd wrócił. Były zachwyty nad rosyjskim kolorytem i polarnymi zorzami oraz patent na to, jak radzić sobie w najmroźniejsze dni – trzeba je wykorzystać na robienie tiramisu. Roman Werdon | Maszerska wyprawa do Laponii Temat nieczęsto prezentowany na festiwalach podróżniczych – maszer to przewodnik psiego zaprzęgu. W wyprawie w rejon ogromnego jeziora Inari (szóste pod względem wielkości jezioro w Europie) w północnej części fińskiej Laponii wzięło udział trzech ludzi (jeden zawodowy maszer i dwóch nowicjuszy) oraz 20 psów, w większości rasy alaskan husky. W miejsce rozpoczęcia ekspedycji dotarli jadąc busem z Gdańska (przez Litwę, Łotwę, Estonię i Finlandię) – część uczestników w samochodzie, część w ciągniętej za nim przyczepie. Trasa ściśle maszerskiego etapu tej podróży za koło podbiegunowe wiodła z miejscowości Inari na północny wschód, systemem jezior, potoków i dolin do miejscowości Sevettijärvi. Tam, w zatoce jeziora, uczestnicy wyprawy urządzili sobie biwak, który stał się równocześnie ich bazą wypadową do dalszych wędrówek. 13.00-13.20 PRZERWA 13.20-17.05 BLOK II Krzysztof Paul | Zimowe zajęcia dla panów po siedemdziesiątce A tak dokładnie to nawet dla panów 75+. Chodzi o to, żeby w okresie zimowym po prostu poruszać się trochę na świeżym powietrzu. A że w mieście warunki nie zawsze zachęcają, przy okazji wyjechać gdzieś w plener. Dla przykładu: w roku 2009 do Norwegii, by dokonać trzeciego polskiego przejścia płaskowyżu Hardangervidda na nartach z południa na północ (Krzysztof Paul, Lech Wedlejt i Andrzej Szuksztul), raptem 170 km. Rok później na wewnętrzne morze Estonii, Väinameri (w składzie: Krzysztof Paul i Jan Faściszewski) – warunki lodowe były dobre, więc prawie 100 km, m.in. przez puste, zamarznięte akweny, szło się naprawdę wybornie. I wreszcie w marcu 2011 (Paulowi i Faściszewskiemu towarzyszył tym razem Krzysztof Dowgiałło) – śladami Wojciecha Moskala: 190 km z Oulu w Finlandii do Lulea w Szwecji po zamarzniętej Zatoce Botnickiej. Trochę wiało. Stefan Czerniecki | Szept amazońskiego potoku Wyprawa eksploracyjna w trudnodostępny stan Amazonas na południu Wenezueli, niemal w całości pokryty lasami deszczowymi i poprzecinany gęstą siecią dopływów Orinoko. Już samo tylko otrzymanie pozwolenia na działalność w tym terenie wymaga sporej determinacji, Stefanowi Czernieckiemu udało się zaś znacznie więcej. Dzięki współpracy z lokalnymi przewodnikami po kilku dniach podróży łodzią w górę Orinoko, a następnie Rio Cunucunuma dotarł do skalnego tepui Cerro Duida, gigantycznego ostańca należącego do jednej z najstarszych formacji geologicznych na Ziemi, i wszedł na jego szczyt. Dużą dawkę emocji gwarantowała jednak nie tylko zapierająca dech przyroda (zachody słońca nad Orinoko!), ale i zła sława działających tu karteli narkotykowych, przemytników złota i cyny, obozów kolumbijskiej partyzantki oraz czyhającej gdzieś w ciemnościach anakondy. Janek Lisewski | Bałtyk na desce Prosta sprawa: 11-metrowy latawiec, 130-centymetrowa deska i ponad 100-milowy dystans do pokonania. Z Polski do Szwecji przez Morze Bałtyckie. Samotnie, bez wsparcia łodzi asekuracyjnej. Przed Jankiem Lisewskim jeszcze nikt nie próbował czegoś takiego na kiteboardzie. Przeprawa ze Świnoujścia do Kasebergi k. Ystad zajęła mu 11 godzin i wymagała zarówno świetnej sprawności fizycznej jak i ogromnej koncentracji. Pomimo wiatru wiejącego momentami z prędkością 60 km/h oraz 6-metrowych fal wyrywających deskę rejs zakończył się wielkim sukcesem. Niestety nie obyło się też bez strat. Lisewski na morzu zgubił klapek. Gdyby ktoś znalazł, jest proszony o kontakt. Właściciel nie ma czasu sam go szukać – przygotowuje się do prób pokonania na kiteboardzie Morza Egejskiego, Śródziemnego i Czerwonego. Artur Labudda, Robert Pasecki | Z prądem pod prąd Oto jeszcze jeden dowód na to, że ciekawe cele wyprawowe można sobie stawiać nawet nie wyjeżdżając z Polski. Czy raczej – nie wypływając. Artur Labudda, wyróżniony na ubiegłorocznych Kolosach za przejechanie quadem wzdłuż granic Polski, tym razem ze swoim przyjacielem Robertem Paseckim przeciął kraj „po przekątnej” – z Bieszczad do Świnoujścia. Kajakiem. Trasa spływu liczyła 1300 km. Niepełnosprawny podróżnik (Labudda w młodości stracił obie nogi w wypadku) i jego towarzysz na przełomie czerwca i lipca przemierzyli kolejno San, Wisłę, Brdę, Kanał Bydgoski, Noteć, Wartę i Odrę, by zakończyć podróż u ujścia tej ostatniej rzeki do Bałtyku. Wiosłowali przez ponad miesiąc, a po drodze odwiedzili m.in. Przemyśl, Sandomierz, Warszawę, Płock, Toruń, Bydgoszcz i Szczecin. Dominik Włoch | Idzie człowiek Pomysł na tę wyprawę-pielgrzymkę był równocześnie prosty i niecodzienny: trzech mężczyzn, 27-letni Dominik Włoch, 47-letni Wojciech Jakowiec i 43-letni Roman Zięba, rusza w drogę. Jeden z Moskwy, drugi z Fatimy, trzeci z Jerozolimy. Mają się spotkać w Asyżu, by uczestniczyć w modlitwie o pokój z udziałem przedstawicieli religii całego świata. 4 miesiące marszu: bez namiotów, prawie bez pieniędzy, polegając wyłącznie na dobrym sercu spotykanych ludzi. „Na lekko”, bo bez bagażu uprzedzeń i przywiązań. Czy to już szaleństwo? „Pielgrzym nie ocenia, za wszystko dziękuje, wtedy na drodze rozchylają się najcięższe zasłony”. Dominik, Wojciech i Roman przemierzyli każdy po 3,5-4 tys. km przez pustynie, góry, lasy i stepy, wzdłuż morskich plaż i przez wielkie miasta, pokonując granice ponad dwudziestu krajów Europy i Azji. Zbliżając się do Alp, zamieniali sandały na podarowane im górskie buty. Przyjmowano ich w meczetach, synagogach, monastyrach, kościołach, w domach ludzi bogatych i biednych, mówiących różnymi językami, wierzących w Boga i niewierzących. Poznali więcej, niż mogli przypuszczać. Szymon Belka | Rowerami wokół Titicaca Titicaca to największe wysokogórskie jezioro świata. Dlaczego więc nie ma wokół niego wytyczonego szlaku rowerowego? Nie ma? Na pewno? Za sprawą Szymona Belki, Anny Kitowskiej, Marka Klimowicza, Romana Bednarka i Kacpra Kadłubiskiego coś się w tej kwestii zmieniło. Chwile słabości i zwątpienia, gdy na przełęczach zawieszonych 4000 m n.p.m. musieli walczyć z trudnym do zniesienia bólem głowy, poranki, które trwały o wiele za krótko, bo niemal wprost z ciepłego śpiwora trzeba się było przesiadać na rower, mozolne pokonywanie każdego z 830 km. Ale było watro. I to jeszcze jak! Po 13 dniach młodym Polakom udało się objechać rowerami jezioro Titicaca. Wyczyn jest tym godniejszy uwagi, że chodzi o miejsce, gdzie ludzi na rowerach (a co dopiero pięciorga gringos!) nie widuje się prawie wcale. Zbigniew Florecki | Letnia i zimowa Korona Gór Polski (na czas) Plan na tę wyprawę (a właściwie wyprawy) był bardzo konkretny: zdobyć latem i zimą najwyższe szczyty wszystkich górskich pasm w Polsce oraz ustanowić przy tym rekordy szybkości w przejściu Korony Gór Polski, w tym zimowy w czasie poniżej 200 godzin. Oczywiście samotnie i bez wsparcia z zewnątrz. Przedsięwzięcie wymagające doskonałej kondycji w równym stopniu co perfekcyjnej organizacji i samozaparcia. Szczytów jest bowiem aż 28 (suma podejść to 11620 m) i wcale nie otaczają jednej doliny. Ale Zbigniew Florecki wiedział czego chce. W czerwcu 2008 r. realizacja celu zajęła mu 133 godziny i 45 minut (niecałe 6 dni). Pobił rekord. Górskimi szlakami przemierzył 232 km, a do tego aż 1778 km pokonał siedząc za kierownicą auta, mknąc od Gór Świętokrzyskich przez Bieszczady aż po Rudawy Janowickie. Łysicę, Tarnicę, Lackową i Radziejową zdobył już pierwszego dnia rajdu. Na Koronę zimową zamierzył się na przełomie lat 2010 i 2011. Też dał radę: nowy rekord Polski to 197 godzin i 34 minuty. 17.05-17.25 PRZERWA 17.25-20.35 BLOK III Piotr Strzeżysz | Rowerem przez Kordyliery Doskonale znany publiczności Kolosów Piotr Strzeżysz nie ustaje w swoich beznadziejnych poszukiwaniach podróżniczego spełnienia. Oczywiście nie udało mu się i tym razem. „Niczego specjalnego nie odkryłem, umordowałem się tylko, by po raz kolejny stwierdzić, że żaden wyjazd nie zaspokoi potrzeby ciągłego bycia w ruchu” – podsumował swoją ostatnią podróż. A sama wyprawa, rzeczywiście – bez rewelacji. Raptem 6,5 tys. km rowerem przez Kordyliery w scenerii jesienno-zimowej. Z Anchorage na Alasce do Las Vegas. Po drodze jakieś niedźwiedzie w Jukonie, noclegi na opuszczonych stacjach benzynowych, śnieg, oblodzone drogi, ciężarówki, strzelby na przywitanie strudzonego wędrowca i przebrana za św. Mikołaja kobieta, pozdrawiająca kierowców, kręcąc przy drodze hula hop. Faktycznie, nic specjalnego. Michał Apollo, Marek Żołądek | World Tour 2010/2011 Zróżnicowane, wielowymiarowe przedsięwzięcie dwóch doktorantów z Krakowa. Realizując swój Pedagogical University World Tour 2010/2011 w ciągu niespełna półtora roku przemierzyli ponad 135 tys. km samolotami (0,35 drogi na księżyc), 32 tys. km lądem (we wszystkich strefach klimatycznych), kilkaset kilometrów pieszo - od upalnych złotych plaż po mroźne lodowce - oraz na dokładkę kilka kilometrów w pionie: w górach i skałach sześciu kontynentów. W trakcie podróży m.in. wytyczyli dwie nowe drogi wspinaczkowe w Andach, weszli zimą na Kengamine Peak, najwyższy punkt Japonii, badali sejsmiczne obszary Peru i Nowej Zelandii oraz lodowce Andów i nowozelandzkich Alp Południowych. Wygłaszali także prelekcje z zakresu glacjologii i ochrony środowiska w ambasadach Rzeczpospolitej Polskiej w Limie oraz Kuala Lumpur. Dorota i Rafał Wartaczowie | Dr Wartacz, czyli recepta na życie Dr Wartacz, czyli Dorota i Rafał Wartaczowie, młode małżeństwo z Lublina, w tę podróż chciał się wybrać od dawna. W końcu, w styczniu 2010 r., zapadła decyzja, że nie ma co dłużej czekać. Tym bardziej, że przecież co najmniej sześć miesięcy przed wyjazdem obowiązkowo trzeba było przeznaczyć na naukę hiszpańskiego, no i do tego zrobić wreszcie to prawo jazdy. Wyprawa rozpoczęła się we wrześniu 2010 r. Wartaczowie kupili w Mexico City motocykl enduro i ruszyli na południe, by poznawać mieszkańców Ameryki i ich kulturę. Po przejechaniu prawie 9 tys. km przez Meksyk, Gwatemalę, Salwador, Honduras, Nikaraguę, Kostarykę i Panamę przeprawili się jachtem do Kolumbii (z krótkim postojem na wyspach San Blas) i dalej znów po drogach oraz bezdrożach Ekwadoru, Peru, Boliwii i Chile, dotarli aż do Argentyny. Na liczniku mieli kolejne 10 tys. Anna i Jakub Urbańscy | Korowai Batu. Ostatni kontakt Laureaci Kolosa 2007 od wielu lat wytrwale dokumentujący odchodzący w niebyt świat rdzennych mieszkańców Papui tym razem dotarli na tereny Korowai Batu - ludzi zamieszkujących dorzecze rzeki Einlanden, których nie odwiedzili dotąd żadni przybysze z zewnątrz. By się tam znaleźć, przedzierali się przez zalaną wodą dżunglę. Na miejscu zebrali liczącą kilkaset eksponatów kolekcję broni, biżuterii i ozdób oraz przedmiotów codziennego użytku, wykonanych tradycyjnymi metodami, bez użycia stalowych narzędzi. Podziwiali też domy zbudowane w koronach drzew i kosztowali pieczone na kamieniach czerwie, siedząc z ludźmi, którzy zjadają wiedźmy. A gdy uczestniczyli w ceremonialnej uczcie, ta nagle została brutalnie przerwana wybuchem klanowego konfliktu. Urbańscy zobaczyli wtedy więcej niż powinni. Piotr Chmieliński | Amazonka ćwierć wieku później Jego akurat nikomu nie trzeba przedstawiać: członek Kapituły Kolosów oraz pierwszy - i jak dotąd jedyny - człowiek, który w całości przepłynął największą rzekę świata. Z okazji jubileuszu 25-lecia zakończenia tej niezwykłej ekspedycji bohater doskonałej książki Joe Kane'a „Z nurtem Amazonki” jeszcze raz opowie o swojej sześciomiesięcznej podróży, która zajmuje jedno z najważniejszych miejsc w historii światowej eksploracji. Od źródeł Amazonki w Andach, poprzez rwące górskie bystrza oraz skaliste otchłanie i dalej, amazońską dżunglą, aż do ujścia potężnej rzeki do Atlantyku - prawie 7 tys. km zmagań z żywiołem oraz własnymi ograniczeniami, w trakcie których Chmieliński potrafił zachować niezłomną wolę w dążeniu do niezwykle ambitnego celu. 20.35-20.55 PRZERWA 20.55-23.10 BLOK IV Barbara Gostyńska, Adam Kamrowski | Afrykański patrol Trwająca rok samochodowa wyprawa przez Afrykę z północy na południe i z powrotem. Najpierw przez Bałkany i Bliski Wschód do Kairu i dalej aż do Kapsztadu drogami i bezdrożami wschodniej części kontynentu. Potem stroną zachodnią – przez Namibię, Angolę, DR Konga, gabońską dżunglę, „drogą łez” do Nigerii, przez Benin, Togo, Burkina Faso, Mali, Mauretanię i Saharę Zachodnią do Maroka. 72 tys. km terenowym autem, które, choć czasem odmawiało posłuszeństwa, przez czas podróży było dla Basi i Adama domem. Tysiące wrażeń, niezwykłych doświadczeń i setki wysłuchanych ludzkich historii. Do tego nieustanne zmagania z przyrodą, zmieniającymi się strefami klimatycznymi, afrykańską biurokracją i zbiegami okoliczności, które potrafiły sprawić, że małżeństwo z miejscowości Gniew na Pomorzu trafiło do Nowego Jeruzalem w Demokratycznej Republice Konga, siedziby sekty kimbanginistów. Anna Grebieniow, Xenia Starzyńska | Lody Bajkału „Widzę, że Xenia też otwiera oczy. Łuuup... i zaraz seria kolejnych trzasków, tak głośnych, że odnoszę wrażenie, iż czeluść rozwiera się pod naszym namiotem. Czyżby akurat powstawała wielka szczelina? Akurat tu?”. Dwie kobiety, najgłębsze jezioro świata, tafla lodu. Anna Grebieniow i Xenia Starzyńska przez dwa tygodnie wędrowały w poprzek zamarzniętego Bajkału. Bez GPS-a. Spały na lodzie, przytwierdzając namiot do podłoża lodowymi śrubami, a bagaż ciągnęły ze sobą na plastikowych sankach. Przemierzyły łącznie 250 km (z brzegu zachodniego na wschodni i z powrotem), niemal wyłącznie pieszo. Niemal, bo jeden raz, ewakuując się przed burzą, skorzystały z transportu samochodowego. Nie mają jednak powodu, by tego żałować: złapać stopa na środku jeziora? Taka okazja nie zdarza się często! Piotr Blama | Nowy Świat 2007-2011 Jeśli jednym z pierwszych rozdziałów historii jest zakup motocykla na kanadyjskiej rejestracji od Australijczyka na granicy argentyńsko-chilijskiej, to nie może być ona banalna. Piotr Blama zamierzał spędzić w Ameryce 6 miesięcy, ale zrobiło się z tego 3,5 roku. Ta podróż całkowicie zmieniła jego życie. Najpierw zasmakował karnawału w Rio, a potem jednocylindrowym kawasaki KLR 650 przemierzył 38 tys. km po bezdrożach Ameryki Południowej, robiąc sobie jeszcze w pewnym momencie przerwę na rejs po Morzu Karaibskim (przeżeglował 1800 mil morskich). Prawdziwie „cygańska” włóczęga – bez uprzedzeń i bez ograniczeń, za to z mnóstwem przygód i nieoczekiwanych zwrotów sytuacji. Michał Frąckowiak | Ekspedycja Michał Fascynująca wyprawa życia. Pięć lat tułaczki po świecie w zgodzie z maksymą: „przygoda zaczyna się dopiero tam, gdzie zaczyna się walka o przetrwanie”. Michał Frąckowiak w swoją podróż wyruszył w roku 2006. W jej pierwszym etapie z kilkorgiem znajomych dotarł przez Azję Środkową i Południowo-Wschodnią aż na Nową Zelandię. Tam ekspedycja na pewien czas wyhamowała, ale ileż można zarabiać na dalszą drogę? Z antypodów Michał poleciał do Ameryki Północnej, by popełnić największy błąd w czasie swojej wyprawy: kupić w Meksyku 20-letni samochód terenowy. Przejechał nim następnie aż do Argentyny, ale ile nerwów go to kosztowało, wie tylko on sam. Ostatnim etapem wędrówki miała być Afryka, jednak już z Kapsztadu, z przyczyn rodzinnych, Frąckowiak musiał wracać do Polski. W ciągu pięciu lat spędzonych w drodze m.in. ukrywał się przed rosyjską mafią w Stambule, w Singapurze zapłacił mandat za jedzenie owocu w metrze, spotkał polskiego szamana w Hondurasie i bawił się do upadłego podczas karnawału w Kolumbii. Teraz spróbuje o tym wszystkim opowiedzieć. Sobota, 10 marca 2012 10.00-12.45 BLOK V Dobrochna Nowak | Krnąbrny „Aquaholic” na Atlantyku Czteroosobowa załoga – dwoje Polaków, Włoch oraz nieposiadająca żadnego żeglarskiego doświadczenia Serbka – wiosną 2011 r. przeprowadziła 15-metrowy jacht „Aquaholic” z Morza Karaibskiego do Polski. Niby nic nadzwyczajnego, ale z powodu tego, że żeglarze wcześniej nie tylko się nie znali, ale też w ogóle nic o sobie nie wiedzieli, było ciekawie. Problemów nie brakowało: wyciek słodkiej wody za burtę i związane z nim embargo na resztę zapasów, awarie urządzenia sterowego, autopilota i silnika, kapryśny akumulator i wreszcie sztorm, który tak wystraszył Svetlanę, że na kilka dni została wyłączona z jachtowego życia. Miłe, wakacyjne żeglowanie nagle zmieniło się w kataklizm. A mimo to wszystko się udało i jacht po 48 dniach od wyruszenia z Sint Maarten i pokonaniu 5543 mil morskich dotarł na czas do Gdyni. Filip Sułkowski, Aleksander Hanusz | „Flotylla Śledziowa”, czyli na dingi do Skanii „Trinidad” i „Black Betty” to dwie dumne odkrytopokładowe sklejkowe szalupki o długości prawie 5 m każda. Ich armatorzy postanowili przepłynąć Bałtyk. Komodorem „Flotylli Śledziowej”, która pod koniec lipca 2011 r. opuściła port w Mrzeżynie, kierując się na Bornholm, został Aleksander Hanusz. Oprócz niego w rejsie wzięli udział Filip Sułkowski (budowniczy „Trinidad”), Maryna Natowska i Piotr Stokłosa. W ciągu 12 dni załogi dwóch dingi przemierzyły 270 mil morskich, dotarły do szwedzkiej Skanii i wróciły do Mrzeżyna, odwiedzając po drodze trzy kraje, dwie wyspy i jedną rzekę. Żeglarze przepłynęli dwa razy jezioro Healge i tyle samo morze Bałtyk. Gościli w siedmiu portach i przystaniach, na jednej plaży i w jednym ogródku piwnym. Wyprawa udała się więc w stu procentach. Monika Witkowska | Polka, Szwed i Czukotka Trzymiesięczny rejs polskiej żeglarki i podróżniczki oraz „spolszczonego” Szweda Börje Ivarssona na małym, 10,5-metrowym jachcie „Anna” po trudnych do żeglugi akwenach arktycznych (4800 mil od ujścia rzeki Mackenzie, przez Morze Beauforta, Czukockie, Wschodnio-Syberyjskie i Beringa). Płynąc pod dwiema banderami (polską i szwedzką), żeglarze dotarli m.in. na mało znaną Wyspę Wrangla i dziewiczą północną Czukotkę, pokonując tę trasę jako pierwsi w świecie. Paradoksalnie (lub nie) to jednak nie lody, zimno, sztormy i liczne spotkania z niedźwiedziami polarnymi okazały się największym problemem podczas tej wyprawy, ale rosyjskie przepisy, które sprawiły, że po dotarciu na Czukotkę załoga została dwukrotnie aresztowana i postawiona przed rosyjskim sądem. Joanna Pajkowska, Aleksander Nebelski | Prawie dookoła świata To cóż, że nie wkoło? Tym bardziej, że na takiej łódce – na tym samym jachcie, mantra „Asia”, na którym trzy lata temu kpt. Joanna Pajkowska samotnie okrążyła kulę ziemską (najszybszy taki rejs w historii polskiego żeglarstwa) teraz wybrała się w podróż z Aleksandrem Nebelskim. Przez rok i cztery miesiące dwuosobowa załoga przepłynęła 22 tys. mil morskich, żeglując po wodach trzech oceanów, odwiedzając 23 kraje i zatrzymując się w ponad stu miejscach, głównie kotwicowiskach. Pętli dookoła świata nie domknęli, ale tym razem nie to było najważniejsze. Wystartowali z Florydy, by następnie przez Kanał Panamski i Pacyfik dotrzeć do Australii, dalej zaś żeglowali wzdłuż wybrzeży Azji i przez Morze Czerwone do Europy. Rejs zakończyli we Włoszech. Zdecydowanie najbardziej stresującym jego fragmentem była przeprawa przez wody, gdzie postrach sieją somalijscy piraci. Nocna żegluga bez świateł i w konwoju: Asi i Alkowi się udało, załogi innych jachtów miały mniej szczęścia. Bronisław Radliński | Morskim szlakiem Polonii 502 dni trwał rejs bydgoskiego jachtu „Solanus”, który zakończył się pierwszym polskim opłynięciem obydwu Ameryk przez Przejście Północno-Zachodnie i wokół Hornu. Inne liczby związane z tym przedsięwzięciem są nie mniej imponujące: 3-osobowa stała załoga (Bronisław Radliński, Roman Nowak, Witold Kantak) licząca łącznie 194 lata, 33 kolejnych żeglarzy na poszczególnych etapach rejsu, 20 odwiedzonych krajów, 59 portów, 29 786 mil morskich, 5107 godzin na żaglach i 713 godzin sztormów. Załoga „Solanusa” rozpoczęła rejs 16 maja 2010 r. w Górkach Zachodnich, a następnie przez Szetlandy, Wyspy Owcze i Islandię dotarła do Grenlandii. Potem były już zwarte pola lodowe Northwest Passage, zaś po ich pokonaniu – Pacyfik. Płynąc wzdłuż zachodnich wybrzeży Ameryki, żeglarze odwiedzali skupiska amerykańskiej Polonii. 29 marca 2011 r. lewą burtą minęli Horn, a 1 października przybili z powrotem do Górek Zachodnich. 12.45-13.15 PRZERWA 13.15-16.05 BLOK VI Sebastian Królikiewicz | No Experience Expedition Czterech przyjaciół postanowiło przemierzyć Azję na motocyklach. Nie zrażało ich to, że żaden z nich nie miał prawa jazdy, doświadczenia ani sprzętu. Pomyśleli po prostu, że fajnie byłoby znaleźć się nad Pacyfikiem. Sebastian Królikiewicz, Paweł Pietrzyński, Artur Niewiadomy i Paweł Baszanowski wyruszyli z Polski w lipcu 2010 r. Dwaj pierwsi pozostali w drodze aż przez 13 miesięcy. Trasa ich podróży wiodła przez 26 państw i liczyła ponad 40 tys. km. Jechali przez Kaukaz, stepy środkowej Azji, słynny Korytarz Wachański, Ałtaj oraz Mongolię. We Władywostoku oddali motory w depozyt i na kilka miesięcy zamienili rosyjską zimę na rafy koralowe Timoru Wschodniego. Byli oskarżeni o szpiegostwo, ale niczego nie żałują. A tak poza tym i przy okazji odkryli jeszcze uniwersalny sposób na radzenie sobie z problemami technicznymi z motocyklem. Sebastian Małyszczyk, Bożena Majewska | Latynoski melanż Już sama nazwa tej wyprawy mówi sporo. Dwoje absolwentów geografii przez dziesięć miesięcy włóczyło się po Ameryce Łacińskiej – od Patagonii i Ziemi Ognistej po Kubę – nie planując niczego, tak by każdy dzień autentycznie był nowym wyzwaniem. Przemierzyli w ten sposób ponad 30 tys. km. Niesamowite historie opowiadane przez kierowców, z którymi zabierali się autostopem, kilometry słynnej Pan Americany, niezliczone trekkingi w Andach, spływy dopływami Amazonki, niegościnna dżungla Dariénu i gorące karaibskie plaże – tak w największym skrócie wyglądała ta podróż. A na deser Bożena i Sebastian spędzili jeszcze miesiąc na Kubie zmagając się z biurokratycznymi absurdami i skutecznie omijając większość przepisów dotyczących ruchu turystycznego na wyspie. Piotr Kuryło | Biegiem dookoła świata Jest zbyt skromny, by samemu przebić się do „głównego nurtu”. Choć jak najbardziej ma się czym pochwalić. Piotr Kuryło bowiem – uwaga! – obiegł świat dookoła. Nie inaczej. Pokonanie trasy zajęło mu dokładnie rok. Wystartował z Augustowa, by przez całą Europę dotrzeć do Portugalii. W Lizbonie wsiadł w samolot i wylądował w Nowym Jorku, a następnie, niczym Forrest Gump, biegnąc, przemierzył wszerz Stany Zjednoczone – od oceanu do oceanu. Z San Francisco, znów samolotem, przemieścił się do Pekinu, skąd dotarł do Władywostoku, gdzie rozpoczął ostatni etap swojego „Biegu Dla Pokoju” – przez Syberię, Kazachstan i europejską część Rosji. Po 365 dniach zamknął wielką pętlę w Augustowie. Kuryło biegł sam. Ekwipunek ciągnął za sobą na specjalnie skonstruowanym wózku (a właściwie na kilku, bo trudy wyprawy robiły swoje), początkowo miał na nim także kajak, by łatwo pokonywać przeszkody wodne. Do Gdyni przyjedzie specjalnie z małej wioski na Podlasiu, gdzie mieszka. Przyjedzie, a nie przybiegnie, bo rodzinie obiecał, że z maratonami na razie koniec. Piotr Milaniak | Absurd Expedition 2011 – Tybet zimą Celem tej wyprawy było podjęcie jednej z pierwszych w historii prób samotnego pokonania rowerem płaskowyżu Chang Tang w północnozachodnim Tybecie, miejsca należącego do najdzikszych, nietkniętych przez człowieka obszarów na Ziemi. Mimo trzech desperackich podejść Milaniakowi nie udało się co prawda przechytrzyć chińskiej policji, ale zamierza próbować dalej. Udało mu się za to w pełni zrekompensować niepowodzenie: zamiast w Chang Tang, spędził dwa miesiące w górach prowincji Qinghai oraz w Tybecie Wschodnim. Niesamowite przestrzenie, kapitalne rowerowe wspinaczki pod kolejne przełęcze, a przede wszystkim zaskakujące spotkania z ludźmi, będące dowodem na to, że bariera językowa i kulturowa, wcale nie musi oznaczać bariery komunikacyjnej. Wspaniała podróż w zimowej scenerii. Izabela i Kamil Gamańscy | Długa droga do domu Chcieli po prostu wrócić z pracy do domu. Mieli kawałek, bo akurat tak się złożyło, że oboje pracowali w Singapurze. Zwolnili się, sprzedali mieszkanie, kupili używany motor (hondę Africa Twin) i ruszyli w drogę. Dawali sobie półtora roku. Z planów jednak niewiele wyszło: nim dotarli do Polski, jeszcze raz „wpadli” do Singapuru, z drogi do domu zrobiła się bowiem trwająca prawie cztery lata podróż dookoła świata. Bez GPS-a, doświadczenia i bez uprzedzeń przemierzyli ponad 160 tys. km, byli na pięciu kontynentach i przeżyli tysiące przygód. Po przejechaniu Azji Środkowej i Półwyspu Arabskiego, statkiem pełnym kóz przedostali się do Dżibuti. W Afryce zwiedzili ponad trzydzieści krajów, wykonali kilkusetkilometrową pętlę wokół jeziora Czad, ale nie mieli dosyć. W Maroku podjęli decyzję, że zamiast wracać do Europy, łapią transatlantycki jachtostop na Karaiby. W Kolumbii obstawiali walki kogutów, potem – już w Australii – zrobili sobie lotnicze safari, i dopiero, gdy przesłuchały ich pakistańskie służby specjalne zdecydowali się wrócić do domu. 1340 dni spędzonych w drodze może zmęczyć, ale może też sprawić, że jest się szczęśliwym. 16.05-16.35 PRZERWA 16.35-19.10 BLOK VII Marcin Kruczyk | Akuku i Trata Tata, czyli przywilej pierwszych zdobywców Jeśli komuś wydaje się, że na świecie nie ma już białych plam i nienazwanych szczytów, jest w błędzie. Choć rzeczywiście - ich liczba maleje. W Andach na przykład dwa nienazwane dotąd i niezdobyte wierzchołki noszą od lata ubiegłego roku dumne nazwy Akuku (4975 m) i Trata Tata (5156 m). A to za sprawą czteroosobowej polskiej wyprawy w jeden z najsłabiej poznanych rejonów górskich w Ameryce Południowej – w Kordylierę Apolobamba. Magdalena Tworek, Tomasz Mucha, Filip Drożdż oraz Marcin Kruczyk, nawiązując do tradycji polskich ekspedycji eksploracyjnych w Andy z l. 30. XX w., już po raz drugi wybrali się do Boliwii, by wspinać się na niezdobyte szczyty otaczające dolinę Huancasayani. Korzystając z przywileju pierwszych zdobywców wykazali się nie lada fantazją. W dodatku trzeba przyznać, że wybrane przez nich nazwy znacznie bardziej pasują do obowiązującego w okolicy języka ajmara niż niekoniecznie swojska zbitka „Hermanspitze”, którą to jeden z nieodległych szczytów ochrzciła w 1997 r. wyprawa niemiecka. Paweł Kilen | Chcieć to móc – w pięć lat przez cztery kontynenty Niesamowita pięcioletnie podróż w poszukiwaniu przygody i spełnienia marzeń. Najpierw wspólnie z dziewczyną, a potem samotnie Paweł Kilen przez pięć lat (tak jest – pięć lat!) wytrwale przemierzał świat czym popadło: autostopem, jachtostopem, piechotą, rowerem, a nawet tratwą. Pokonał ponad 220 tys. km, chociaż dokładnie nie liczył. Był na czterech kontynentach i spotkał tysiące ludzi. Gdy ruszał w drogę (kiedy to było?), miał w głowie zarys planu podróży, a w kieszeni trochę banknotów. A do tego silne przekonanie, że chcieć, to móc. Co z tego wyszło? Zazwyczaj było wspaniale, lecz nie brakowało też momentów grozy i zwątpienia. W Indiach, spływając tratwą po Gangesie, mijał unoszące się na wodzie ludzkie zwłoki. W Laosie spał w kurnych chatach i próbował, jak smakuje zupa szczurowa. Remontował dom w Australii, samotnie maszerował przez tydzień dżunglą na Borneo, a na koniec – pierwszy raz od czterech lat! – wsiadł na swój wysłużony, dziesięcioletni rower, który rodzina przysłała mu do Kapsztadu, i dojechał nim do Europy. W sam raz na Wigilię 2011 był w domu. Piotr Sudoł | Afryka Nowaka Bezprecedensowa sztafeta podróżników dla upamiętnienia i spopularyzowania dokonania Kazimierza Nowaka, polskiego reportera, który w latach 1931-1936 przemierzył Afrykę z północy na południe i z powrotem, poruszając się głównie rowerem, ale również pieszo, konno, czółnem i na wielbłądzie. Sztafeta wystartowała 4 listopada 2009 r. z Boruszyna w Wielkopolsce, gdzie mieszkał Nowak, zanim wyruszył do Afryki, i trwała dokładnie 799 dni. Do stycznia 2012 r. w przedsięwzięciu wzięło udział 117 podróżników z Polski i zagranicy. Podążając śladami Nowaka i wykorzystując te same co on środki lokomocji, przemierzyli oni 33,5 tys. km po drogach i bezdrożach Afryki, zamontowali kilkadziesiąt tabliczek upamiętniających historyczną podróż sprzed blisko 80 lat, a także spotkali sześcioro osób pamiętających do dziś brodatego podróżnika z Polski, który w niespotykany sposób przemierzał Afrykę w czasach ich dzieciństwa. Trasa wyprawy - z Trypolisu przez Kapsztad do Algieru - została podzielona na prawie 30 etapów, trwających zwykle około miesiąca. W każdym brało udział od dwóch do sześciu osób, które po dojechaniu do mety swojego odcinka przekazywały sztafetową pałeczkę kolejnej zmianie. Najmłodszy uczestnik „Afryki Nowaka” miał siedem miesięcy, najstarszy – 68 lat. Krzysztof Starnawski | Rekordzista świata 283 m to od listopada 2011 r. największa głębokość, na jaką kiedykolwiek udało się zejść człowiekowi podczas nurkowania na obiegu zamkniętym. Rekord ustanowił Krzysztof Starnawski, laureat Kolosa 1999, a dokonał tego w Morzu Czerwonym, nieopodal egipskiego kurortu Dahab. Starnawski pobił dotychczasowy rekord, ustanowiony w 2004 r. przez Australijczyka Davida Shawa, o 13 m. W trakcie nurkowania, które zajęło mu łącznie ponad dziewięć godzin (zejście i dekompresja), Polak korzystał z prototypowego aparatu oddechowego własnej konstrukcji. Wynik -283 m osiągnięty przez „Starnasia” w Zatoce Akaby to równocześnie rekord Polski w nurkowaniu głębokim. Bezwzględnym rekordem świata w nurkowaniu (na obiegu otwartym) pozostaje natomiast wynik Portugalczyka Nuno Gomesa z roku 2005: -318 m. W zakończonej pobiciem rekordu świata dziesięciodniowej wyprawie Dualrebreather Team na Synaj Starnawskiemu towarzyszyli Irena Stangierska, Marek Klyta i Grzegorz Rutkowski. 19.15-19.35 PRZERWA 19.35-22.40 BLOK VIII Ola Dzik | Kobieca wyprawa na Gaszerbrumy W lecie 2011 r. Ola Dzik i Ukrainka Maria „Masza” Chitrikowa, czyli dwuosobowy skład Ternua Female Team, podjęły próbę wejścia klasycznymi drogami na dwa ośmiotysięczne szczyty z grupy Gaszerbrumów w Karakorum. 22 lipca, wspólnie z Jackiem Telerem, z którym współpracowały podczas całej wyprawy, stanęły na wierzchołku G2 (8035 m). Dla Dzik, która w ubiegłym roku otrzymała na Kolosach wyróżnienie za „skompletowanie” wszystkich pięciu siedmiotysięczników do „Śnieżnej Pantery”, był to pierwszy ośmiotysięcznik i kolejny znaczący krok w świetnie rozwijającej się karierze. Polka po tym sukcesie wróciła do kraju, zaś Ukrainka, która przedłużyła swój pobyt w Pakistanie, dołączyła do zespołu irańskiego i 2 sierpnia stanęła także na szczycie G1. Maciej Chmielecki | Batura Muztagh – Pakistan 2011 Czteroosobowa wyprawa Klubu Wysokogórskiego Kraków latem 2011 r. działała w nieodwiedzanej dotąd przez ludzi dolnie lodowca Sath Marau w Karakorum Zachodnim, w rejonie Gilgit Baltistan. Maciej Chmielecki, Jakub Gałka, Piotr Picheta i Mikołaj Pudo w ramach aklimatyzacji zdobyli wierzchołek Kuti Pokush (5750 m). Wspięli się na niego dziewiczą ścianą zachodnią (trzecie wejście w ogóle). Następnie zaś podjęli dwie próby zdobycia głównego celu swojej wyprawy, najpiękniejszego w okolicy szczytu Koti Chokk (5970 m). Nie udało się – po przejściu znacznej części imponującej ściany wschodniej wspinaczom udało się dotrzeć na odległość ok. 50 m od wierzchołka, ale ze względu na późną porę dnia zrezygnowali z dalszego ataku. Wykonali za to dokładną dokumentację fotograficzną otoczenia doliny, która pełna jest niepodejmowanych dotąd przez nikogo potencjalnych, bardzo ciekawych celów wspinaczkowych. Dariusz Bartoszewski | Hagengebirge 2011 – piąty rok w Ciekawej Jaskinia Ciekawa w austriackim masywie Hagengebirge to rozległy system, którego zwornikiem jest poziome piętro leżące ok. 180 metrów poniżej otworu. Przecinają je młodsze geologicznie pionowe ciągi. W 2008 r. to właśnie jednym z nich, po poszerzeniu ciasnych przełazów, polskim grotołazom udało się po raz pierwszy przedostać do głównego ciągu jaskini. W lipcu i sierpniu 2011 podczas jubileuszowej, dziesiątej sopocko-wrocławskiej wyprawy eksploracyjnej w Hagengebirge speleolodzy kontynuowali swoją działalność w serii siedmiu biwaków we wnętrzu systemu liczącego już ok. 5 km. Na końcu długiego Meandra Zachodniego, mierzącego w linii prostej ok. 1 km, którego pokonanie zajmuje 3-4 godziny, udało im się odkryć kilkaset metrów nowego korytarza. Świeżo wyeksplorowane partie, skręcając pod ostrym kątem względem reszty ciągu i kierując się w stronę bazy wyprawy oraz kilku odkrytych wcześniej jaskiń, dają nadzieję na połączenie Ciekawej z jedną z nich w większy system. Tomek Kowalski | O jeden Szczyt do Zwycięstwa Ubiegłoroczny zdobywca Nagrody im. Andrzeja Zawady towarzyszący jej grant przeznaczył na próbę wejścia na wszystkie pięć siedmiotysięczników byłego ZSRR w jednym sezonie i uzyskanie w ten sposób tytułu „Śnieżnej Pantery” w rekordowym czasie. Do tego, by poprawić rezultat Denisa Urubki i Siergieja Mołotowa (42 dni w 1999 r.), brakło mu naprawdę niewiele. W ciągu 28 dni, na przełomie lipca i sierpnia, wspiął się kolejno na Pik Lenina (7134 m), Pik Korżeniewskiej (7105 m), Pik Komunizma (7495 m) oraz Chan-Tengri (7010 m). Na koniec zostawił sobie Pik Pobiedy, czyli Szczyt Zwycięstwa (7439 m). Niestety – ze względu na pogodę (opady śniegu powyżej 5000 m) oraz stan lodowca Zwiedoczka po wyjątkowo ciepłym lecie, Kowalski uznał, że ryzyko samotnego (pod koniec sierpnia w bazie nie było już innych wspinaczy) ataku na wierzchołek jest zbyt duże i zdecydował, że próbę wejścia na Pik Pobiedy podejmie za rok. Wojciech Paczos, Krzysztof Mularski | Powrót na dach Afganistanu – Noszak 2011 Afgański Hindukusz i jego najwyższy szczyt, Noszak (7492 m), to miejsca kluczowe dla rozwoju polskiego himalaizmu. To właśnie tam w 1960 r. działała pierwsza powojenna polska wyprawa w góry wysokie. Trzynaście lat później zaś od wejścia Andrzeja Zawady i Tadeusza Piotrowskiego na Noszak – pierwszy w historii siedmiotysięczny szczyt zdobyty zimą – rozpoczął się nowy rozdział w dziejach światowej eksploracji: wspinaczka zimowa w górach wysokich. 34 lata po tamtej przełomowej wyprawie z 1973 r. na najwyższym szczycie Afganistanu znów stanęli Polacy: Krzysztof Mularski i ks. Krzysztof Gardyna. Wspięli się na niego drogą austriacką. Członkowie siedmioosobowej wyprawy opowiedzą w Gdyni o swoich zmaganiach z górą oraz z legendą. Marcin Pruc, Amadeusz Lisiecki | Hoher Göll 2011 Wyjątkowo mocny, 22-osobwy skład udało się zebrać w ubiegłym roku na wyprawę Wielkopolskiego Klubu Taternictwa Jaskiniowego w Salzburskie Alpy Wapienne. Zaowocowało to odkryciem 500 m nowych korytarzy w Hochschartehöhlensystem i dotarciem do syfonu w jaskini Unvollendeterschacht. Polskie wyprawy w Hoher Göll mają bardzo długą tradycję – odbywają się od lat 60. XX w. To właśnie tam znajduje się najgłębsza jaskinia odkryta w całości przez Polaków. Od kilku lat głównym celem speleologów jest system jaskiniowy Hochscharte. W lipcu 2011 r., z uwagi na znaczną głębokość, na jakiej prowadzona była działalność, eksploracja odbywała się wyłącznie w oparciu o punkty biwakowe w jaskiniach (baza znajdowała się natomiast na przełęczy, na wysokości 1900 m). W Unvollendeterschacht, gdzie grotołazi poruszali się okazałym meandrem na dnie jaskini, udało im się dotrzeć do poziomu -1264 m względem otworu. Niedziela, 11 marca 2012 DZIEŃ FOTOPLASTYKONU I KOLOSÓW 10.00-12.35 BLOK IX FOTOPLASTYKON Michał Jasieński | Spitsbergen – pierwsze starcie Celem wyprawy czwórki młodych Polaków, Michała Jasieńskiego, jego brata Szymona oraz Marka Pencarskiego i Piotra Wilbika było przejście na nartach skiturowych przez skute lodem fiordy i doliny Spitsbergenu. W kwietniu 2010 r. wystartowali z Longyearbyen (nazywanego też tu i ówdzie Longierowem), kierując się do Polskiej Stacji Polarnej Hornsund nad Zatoką Białych Niedźwiedzi. Zmagali się z 30-stopniowym mrozem, ciężarem (120 kg) bagażu ciągniętego na sankach, za to cały czas świeciło im słońce (trwał dzień polarny). Maszerowali nierzadko po 12 godzin na dobę, podziwiając wspaniały, surowy krajobraz w ścisłym rezerwacie przyrody (na przebywanie w nim musieli uzyskać pozwolenie gubernatora wyspy) i przyglądając się z bliska reniferom. Z zaplanowanych 380 km trasy (licząc w obie strony) udało im się pokonać 160 km – ze względu na kontuzję jednego z członków wyprawy musieli zawrócić. Ale to nie znaczy, że się poddają: w marcu 2012 podejmą kolejną próbę. Maciej, Ewa, Jan i Marianna Mężyńscy | Jadą, jadą dzieci drogą Wielomiesięczna rowerowa wyprawa po Europie. Rodzice, Maciej i Ewa, zrobili sobie przerwę w życiu zawodowym, by w pełni zasmakować życia rodzinnego. Zabrali w podróż swoje dzieci, 6-letniego Janka oraz 3-letnią Mariannę, i pokazali im, że można cieszyć się sobą przez 24 godziny na dobę, bez telewizora, komputera i regału zabawek, mając do dyspozycji tylko 4 m2 namiotu i otwierając się na to, co przyniesie droga. Objechali dookoła Francję, przemierzyli szlak wzdłuż Dunaju od źródła rzeki aż do Wiednia, oraz pokonali niesamowicie malowniczy, biegnący nad Łabą szlak rowerowy z Pragi do Wittenbergi. W sumie, wliczając w to także powrót do Polski, przejechali 5 tys. km. Marianna głównie w przyczepce, ale już Janek samodzielnie wykręcił na trasie 1,5 tys. km. Robert Machel | Grenlandzcy kowboje To się nazywa rozmach. Już samo latanie motoparalotniami nad południowym lądolodem Grenlandii wydaje się dość atrakcyjne, ale uczestnicy tej wyprawy mieli cel o wiele ambitniejszy: przy okazji sprawdzali przydatność paralotni przy spędzie reniferów i uczyli latać islandzkich i inuickich poganiaczy reniferów na odludnej grenlandzkiej farmie Isortoq. Przy wspaniałej pogodzie i w dziewiczej scenerii wylatali ponad 1 t benzyny. Często bez łączności i asekuracji wykonywali niebezpieczne przeloty nad szerokimi fiordami. Fruwając z orłami, wypatrywali kłusowników (fotografując i przeganiając ich łodzie) i przez 2 tygodnie obozowali z Inuitami. Jedli surowy tłuszcz wieloryba, suszone mięso renifera i łowili łososie. Fantastyczna, oryginalna przygoda. Błażej Giermakowski, Aleksander Wertman | Władysław Wagner – polski Magellan W tej opowieści jest wszystko, co trzeba: młodość, ambicja, determinacja, przygoda i uwikłanie w historię. Pierwszy Polak, który opłynął świat jachtem żaglowym, wyruszył w rejs, mając zaledwie 20 lat. Z Gdyni. Jak on - młodej, pełnej energii, żywotnej. Gdy wyruszał w roku 1932 na podbój świata, by zrealizować swoje wielkie marzenie, nie mógł przypuszczać, że chociaż uda mu się okrążyć Ziemię, nie uda mu się już nigdy za życia wrócić do macierzystego portu. Władysław Wagner dokonał rzeczy niezwykłej, ale przez lata był zapomniany. Warto to zmienić. W 80. rocznicę rozpoczęcia przez niego rejsu dookoła świata na jachcie „Zjawa”, w 100. rocznicę jego urodzin oraz w 20. rocznicę śmierci o wspaniałym dokonaniu i niezwykłym człowieku z pionierskiego okresu polskiego żeglarstwa opowiedzą Błażej Giermakowski i Aleksander Wertman. Michał Witkiewicz | Śladami Simóna Bolívara Na początku XIX w. Kolumbia, Ekwador oraz Wenezuela, zjednoczone przez Simóna Bolívara, utworzyły jedno państwo - Gran Colombię. Zamierzchła historia, ale na początku XXI w. Michał Witkiewicz, przez miesiąc wędrując śladami południowoamerykańskiego wyzwoliciela, mimo wszystko starał się sprawdzić, co dzisiaj łączy te państwa. I co dzieli. Bo właśnie kontrasty są tym, co zapadło mu w pamięć najlepiej. Miasta z nowoczesnymi dzielnicami i wielkimi wieżowcami położone obok ubogich i niezorganizowanych przedmieść. Ludzie bardzo bogaci żyjący obok bardzo biednych. Dżungle położone między dwoma oceanami, wysokie góry a nieopodal nich równiny, pokryte cały rok śniegiem wulkany i pustynie, na które nigdy nie spadła kropla deszczu. A do tego barwna i żywa kultura: wieczory w rytmach salsy i rumby oraz tradycyjne tańce podczas świąt ludowych. Elwira Florek | Trans – w poszukiwaniu duchowości Wschodu Dwunastominutowa filmowa opowieść o podróży w poszukiwaniu podstawowych sensów i o tęsknocie za nieśmiertelnością. Jej autorka wędruje przez święte miasta hinduizmu, dociera do sanktuarium sikhów oraz próbuje doświadczyć codzienności tybetańskiego buddyzmu. A wszystko to „nie po to, by wiedzieć, lecz po to, by nie wiedzieć”. 12.35-13.00 PRZERWA 13.00-15.40 BLOK X FOTOPLASTYKON Robert Szymczak | Broad Peak nie do wzięcia Zrealizowana na przełomie lat 2010 i 2011 ekspedycja na Broad Peak (8047 m) była pierwszą zimową wyprawą w ramach projektu „Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015”. Jej celem było wejście na niezdobyty dotąd o tej porze roku wierzchołek ośmiotysięcznika położonego w Karakorum. W skład ekipy weszło 9 wspinaczy z Polski i 2 z Pakistanu: Artur Hajzer (kierownik wyprawy), Robert Szymczak (lekarz), Piotr Snopczyński, Marcin Kaczkan, Krzysztof Starek, Arkadiusz Grządziel, Robert Kazimierski, Rafał Fronia, Jarosław Gawrysiak, Ali Sadpara i Ali Raza. Z ekstremalnymi warunkami panującymi zimą w Karakorum walczyli przez 3 miesiące. Niestety – szczyt się obronił, wspinaczom (Robertowi Szymczakowi i Aliemu Sadparze) udało się dotrzeć maksymalnie do wysokości 7750 m. Za to wszyscy cali i zdrowi wrócili do domów. Krzysztof Rąglewski | Hazarowie z prowincji Ghazni Afgańska prowincja Ghazni kojarzy się w Polsce przede wszystkim z wojną. Przede wszystkim jednak żyją w niej ludzie – ze swoimi codziennymi problemami i radościami. Trzy spośród 19 dystryktów Ghazni są w całości zamieszkane przez Hazarów, jedną z najliczniejszych grup etnicznych w Afganistanie. I to m.in. ich, Hazarów z Malistanu, Jaghori oraz Nawuru odwiedził podczas swojego pobytu w Azji Krzysztof Rąglewski. Podróżnik i alpinista z zamiłowania przyglądał się z bliska żyjącym w górskich warunkach społecznościom, obserwował jak wygląda ich współpraca z siłami koalicyjnymi przy realizacji programów pomocowych oraz podziwiał zapierające dech krajobrazy. Zygmunt Leśniak, Małgorzata Jarmułowicz | Krańce Indonezji Wędrówka po obrzeżach ogromnego archipelagu wysp Indonezji (łącznie jest ich 17,5 tys.) w poszukiwaniu miejsc i ludzi jak najmniej związanych z masową turystyką. Parze podróżników udało się dotrzeć tam, gdzie życie wciąż toczy się swoim rytmem, niezależnym od globalnej gospodarki, za to na wiele różnorakich sposobów determinowanym przez wodę. Zygmunt i Małgorzata odwiedzili suche rejony archipelagu Nusa Tenggara, gdzie woda stanowi kruchy warunek przetrwania, i zatrzymali się na wyspie Nias, zniszczonej falami tsunami w latach 2004 i 2005. Przyglądali się również pracy poszukiwaczy diamentów z Kalimantanu i wielorybników z wyspy Lembata, dla których woda jest kapryśnym źródłem utrzymania, i wreszcie podziwiali niezwykłe stworzenia zamieszkujące dziewicze rafy koralowe i endemiczne jeziora. Tomek Michniewicz | Tatende. Tropem kłusowników Znany dziennikarz, podróżnik i pisarz we współpracy z zambijską policją przeprowadził brawurową prowokację śledczą, której bezpośrednim efektem było rozbicie międzynarodowego gangu przemytników kości słoniowej, operującego w Lusace. By to się udało, wcześniej, wraz ze swoim towarzyszem, Łukaszem Radomyskim, podążał tropem kłusowników przez RPA, Zimbabwe, Botswanę i Zambię, dokumentując m.in. metody pozyskiwania nielegalnych produktów pochodzących od zagrożonych gatunków, w tym przypadki okrucieństwa wobec ludzi i zwierząt. Po powrocie do Polski Michniewicz zaangażował się w ratowanie czarnych nosorożców afrykańskich, nagłaśniając problem polowań na nie dla pozyskania rogu, który jest najdroższym czarnorynkowym towarem wywożonym z Afryki (droższym niż złoto czy kokaina). W ramach akcji „Tatende” udało mu się z dużym sukcesem przeprowadzić społeczną zbiórkę pieniędzy na działanie rezerwatu Imire w Zimbabwe. Wspomnienie o tych, którzy odeszli 15.40-16.00 PRZERWA 16.00 Ceremonia wręczenia Kolosów, Nagrody im. Andrzeja Zawady oraz Nagrody Dziennikarzy Prowadzenie: Kinga Baranowska i Piotr Pustelnik 17.10 Ogłoszenie laureatów Nagród Publiczności 17.30 Miej odwagę! Memoriał im. Piotra Morawskiego Finał konkursu organizowanego przez Olgę Morawską i Alpinus Expedition Team. 17.50 Aleksander Doba | Kajakiem przez życie 66-letni, mieszkający w Policach Aleksander Doba to nie tylko człowiek doskonale znany stałym bywalcom Kolosów, ale przede wszystkim najwszechstronniejszy polski kajakarz. W 1989 r. jako pierwszy przepłynął Polskę kajakiem „po przekątnej” z Przemyśla do Świnoujścia (1149 km w 13 dni), dwa lata później opłynął morską granicę Polski (z Polic do Elbląga), a w 1999 r. samotnie okrążył kajakiem Bałtyk (4227 km w 80 dni). Stopniowo wyznaczał sobie coraz ambitniejsze zadania. W roku 2000 wyruszył na samotną kajakową wyprawę za koło podbiegunowe. Wiosłując aż przez 101 dni pokonał dystans 5369 km i dotarł z Polic do Narwiku. Z kolei w roku 2009 jako pierwszy Polak opłynął składanym kajakiem jezioro Bajkał (1954 km w 41 dni). Za te dwa osiągnięcia był nagradzany na Kolosach wyróżnieniem w kategorii „Wyczyn roku”. Jesienią 2010 r. zrobił kolejny krok na drodze przekraczania własnych (i nie tylko) ograniczeń: na specjalnie przygotowanym do takiego wyzwania siedmiometrowym kajaku „Olo” rozpoczął samotny trawers Atlantyku. Na oceanie spędził dokładnie 98 dni, 23 godziny i 42 minuty. Bez wsparcia z zewnątrz. 2 lutego 2011 r. dotarł do Acarau – miejscowości położonej na wybrzeżu Brazylii. Wyczerpany, tak fizycznie jak i psychicznie, miał prawo czuć się jak zwycięzca: przed nim Atlantyk kajakiem pokonały samotnie zaledwie 3 osoby, żadna z nich jednak nie zrobiła tego, płynąc z kontynentu na kontynent, a tylko jeden śmiałek przed Dobą nie posiłkował się przy tym napędem żaglowym. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że trawers Atlantyku zaspokoił jego ambicje. Zamiast wracać z Brazylii do Polski Aleksander Doba postanowił spłynąć kajakiem Amazonkę! Dwukrotnie napadnięty i obrabowany na rzece był zmuszony przerwać swój rejs, nie przestał jednak marzyć o rzeczach wielkich. Losowanie atrakcyjnych nagród rzeczowych dla osób biorących udział w głosowaniach publiczności.