Znaczenie złości w grupie
Transkrypt
Znaczenie złości w grupie
T R E N E R Barbara BIESIADA Agata PIASECKA Znaczenie złości w pracy grupy Potoczne powiedzenie „bać się własnego cienia” dotyczy osób ekstremalnie płochliwych. Jednak uważne przyjrzenie się ludziom i grupom pozwala twierdzić, że lęk przed własnym cieniem jest udziałem wielu z nich. Cień człowieka i cień grupy Cień to zjawisko, które w kręgu kultury zachodniej od dawna było metaforą przybliżającą rozumienie natury świata i człowieka. Platon wskazuje na cień jako jedyny dostępny ludziom pozór rzeczywistości, na podstawie którego mogą sobie stworzyć obraz rzeczywistych idei. Jung nazywa cieniem wyparte aspekty osobowości, które jawią się jako niedopuszczalne i nieakceptowane przez społeczeństwo. Człowiek w procesie rozwoju poznawczego przechodzi przez etapy, które ostatecznie prowadzą go do zintegrowania w sobie koncepcji, że cień jest konsekwencją pojawienia się przedmiotu w zasięgu światła (Stoichita, 2011). Wcześniej dziecko definiuje cień jako zjawisko powstające niezależnie od obiektu (cień pochodzi z kąta pokoju). Dopiero w następnym etapie cień rozumiany jest jako część obiektu - to obiekt emituje cień. W naszym artykule korzystamy z metafory cienia, uważając, że obrazowo oddaje ona pewną równoległość zdarzeń zachodzących w grupie. Cień grupy będzie zatem rozumiany jako coś, co pozostaje w ukryciu, ponieważ z jakichś powodów taka wersja zdarzeń wydaje się wszystkim bezpieczniejsza. Zjawiska spychane przez grupę i trenera do strefy cienia tylko pozornie przestają być widoczne i znaczące. Co więcej, choć postrzegane jako niebezpieczne (i dlatego wymagające ukrycia), w rzeczywistości mogą dawać grupie i trenerowi kreatywną siłę do działania. Jednym z tych zjawisk jest złość. Celem naszego artykułu jest oświetlenie złości, opisanie kontekstu jej pojawiania się i narastania oraz próba zrozumienia. Prezentujemy sytuacje, w których usilne próby pominięcia cienia kończyły się jego wyolbrzymieniem. Zwracamy uwagę na fakt, że cień, który - wbrew intencjom uczestników lub prowadzącego - staje się dominującym elementem zajęć, domaga się interwencji trenera w proces grupowy na poziomie głębokim. Wskazujemy i wyjaśniamy, dlaczego interwencja na poziomie treści pozostaje w takich sytuacjach nieskuteczna. 14 knowhow Grupa jako całość Rozumienie grup ludzkich (przedsiębiorstw, instytucji, rodziny) jako jednego organizmu staje się coraz bardziej popularne. Co właściwie kryje się pod tą metaforą i jakie ma ona implikacje do pracy z grupą szkoleniową? Tak jak organizm stanowi biologiczną jedność, tak w kontekście grupy możemy mówić o jedności psychologicznej. Wkład każdej jednostki w grupę powinien być rozumiany i analizowany w odniesieniu do dynamiki grupowej. Kontekst zewnętrzny - naciski, sytuacja polityczna, środowisko, w ramach którego zawiązuje się dany warsztat czy szkolenie – jest dla grupy wspólnym doświadczeniem. Podobnie jest z kontekstem wewnętrznym - wszyscy uczestnicy mają za sobą podobna drogę rozwojową, zmagali się z podobnymi dylematami na drodze od totalnej zależności jako niemowlęta do autonomii i samodzielności w dorosłym życiu. Zamknięty krąg, który tworzą uczestnicy danej grupy, siedząc ramię w ramię, jest jak skóra, oddzielająca organizm od zewnętrznego środowiska. Pines i Hearst (1993) stosują metaforę leksykalną do opisania tego zjawiska - członkowie grupy to słowa, same w sobie nie niosące komunikatu. Wyłania się on dopiero przy połączeniu słów w zdanie. Można powiedzieć, że każdy uczestnik grupy jest elementem grupowego doświadczenia, postrzegającym je ze swojej subiektywnej perspektywy. Przychodzimy na świat do życia w grupach – pierwszą z nich jest rodzina, następnie proces socjalizacji zatacza coraz szersze kręgi, kształtując naszą tożsamość w relacjach z różnorodnymi zbiorowościami. Zbiór jednostek tworzących grupę ma za sobą podobną drogę rozwojową. Owszem, rozwojowe dylematy każdy rozwiązuje na swój sposób, same w sobie są one jednak identyczne dla każdego z nas. Owe dylematy i sposoby radzenia sobie z nimi ze zwielokrotnioną siłą ujawniają się właśnie w procesie grupowym. numer 8/2012 Znaczenie złości w pracy grupy nie ma mowy o uniknięciu fazy złoszczenia się, zagniewania czy rozczarowania. Złość w grupie Jednym z trudnych, ale i podstawowych dylematów jednostki jest przeżywanie złości czy szerzej - emocji agresywnych wobec opiekunów. Grupa, podobnie jak dziecko, przechodzi przez poszczególne, wspólne wszystkim ludziom, fazy rozwoju. Tak jak jednostce dostępne jest przeżywanie całego spektrum emocji, tak i w grupie ujawnić się mogą wszelkie przeżycia, także te trudne, nieprzyjemne, o negatywnym zabarwieniu, określone we wstępie jako cień. Trenerzy kilkugodzinnych, jednorazowych warsztatów mają szansę nie natknąć się na opisywaną problematykę. Kiedy jednak mamy do czynienia z cyklem warsztatów, procesem treningowym danej grupy czy codzienną współpracą w ramach firmy czy organizacji, pismo Wszechnicy UJ Na pewnym etapie rozwoju dziecko potrzebuje odczuć, że, separując się od matki poprzez posiadanie i wyrażanie różnicy zdań, sprzeciw i bunt, a także przeżywając wściekłość, jest akceptowane. Musi dostać na te trudne uczucia przyzwolenie, by móc kontynuować proces budowania swojej niezależności od opiekunów. Podobnie organizm grupowy potrzebuje sygnału od prowadzącego, że w relacji z nim istnieje przyzwolenie na odmienne zdania, emocje, niezadowolenie czy złość. Jest to warunek konieczny do pełnego rozwoju grupowej kreatywności, poczucia bezpieczeństwa, swobody, poczucia spójności czy wpływu. Mówiąc jeszcze dobitniej, rolę matki - opiekuna w grupach odgrywa właśnie trener. Z tego powodu złość, konflikt w grupie nigdy nie dzieje się poza prowadzącym, jego osoba jest zawsze w jakiś sposób zaangażowana, jest on uczestnikiem procesu i często adresatem uczuć grupowych. Należy również podkreślić, że o ile poziom treściowy pracy grupowej jest zależny od prowadzącego (to on decyduje, jakie ćwiczenia wprowadzi, jakie cele sformułuje wraz z grupą), o tyle poziom procesu dynamiki grupowej dzieje się niezależnie od trenera. Prowadzący zajęcia nie wywołuje procesu, proces toczy się, a od trenera zależy – i to bardzo odpowiedzialna funkcja- czy go dostrzeże i jak będzie wpływał na jego przebieg. Szczególnie wyraźnie rola trenera uwidacznia się właśnie w sytuacjach, w których poziom procesu wpływa destruktywnie na poziom treści. knowhow 15 T R E N E R Zadania, cele, do których grupa dąży, nie mogą być realizowane lub też jest to znacznie utrudnione w obliczu występującej w grupie złości. Pojawia się wtedy potrzeba zrozumienia, refleksji nad sytuacją, a często także ingerencji w proces grupowy, czyli w to, co nie jest świadome dla poszczególnych uczestników szkolenia, a często i dla samego trenera Iwona Sołtysińska i Małgorzata Kossowska (2008) w bardzo użyteczny sposób porządkują możliwe formy oddziaływania trenera na proces grupowy. Może się to odbywać na czterech poziomach. Pierwszy z nich można właściwie nazwać poziomem 0: trener uważnie obserwuje zjawiska procesowe i jest ich świadomy, natomiast nie podejmuje żadnych działań zmierzających bezpośrednio do ingerencji w dynamikę grupy. Warto zaznaczyć, że poziom ten powinien być obecny w każdej pracy z grupą, a zatem każdy trener powinien być świadomy znaczenia procesu w swojej pracy i być wyczulony na jego działanie. Ponadto, na etapie projektowania szkolenia proces grupowy uwzględniany jest na wielu płaszczyznach. Jedną z nich jest kontekst, w jakim szkolenie jest realizowane, inną zakładany przy projektowaniu poszczególnych ćwiczeń wymagany poziom otwartości, bezpieczeństwa, zaufania w grupie. Drugim poziomem jest niespecyficzna ingerencja w proces grupowy. Taka ingerencja polegać będzie na spontanicznym dostosowaniu działań trenera do dominującej w danym momencie szkolenia dynamiki grupy i jej potrzeb, związanych z poziomem energii, sposobem pracy, czy jakąkolwiek inną charakterystyką momentu, która wyłania się jako wymagająca reakcji. Ingerencja na tym poziomie będzie adekwatnym przemodelowaniem ćwiczenia, układu zajęć, zaproponowaniem grupie energizera. Trener działa tutaj ad hoc, wykorzystując wnioski z bieżącej analizy sytuacji. Trzeci poziom to specyficzna ingerencja w proces grupowy, zaadresowana bezpośrednio do określonego zjawiska grupowego, które z pewnych powodów zaczęło mieć dla grupy szczególne znaczenie i destrukcyjnie wpływa na treść szkolenia. Przykładem takiej ingerencji jest odwołanie się do kontraktu w sytuacji, w której grupa nie respektuje jednej z ustalonych na początku zasad. Może to być również bezpośrednie skomentowanie jakiegoś zjawiska, które wydaje się odgrywać dużą rolę, a nie jest nazywane wprost. Czwartym poziomem ingerencji w proces jest tak zwana interwencja głęboka. Polega ona na czasowym zawieszeniu pracy nad treścią szkolenia i skoncentrowaniu uwagi uczestników na kwestiach związanych z procesem grupowym. Ta forma ingerencji w proces traktowana jest jako ostateczność i wykorzystywana w sytuacji, gdy pozostałe sposoby pracy z procesem okazują się niewystarczające. Trener, podejmując decyzję o oderwaniu się od przedmiotu szkolenia i koncentracji na procesowym aspekcie pracy grupy, bierze pod uwagę kilka znaczących czynników. Interwencja na poziomie głębokim niesie bowiem ze sobą duże koszty i odpowiedzialność. Po pierwsze, wymaga od trenera umiejętności pracy z trudnymi emocjami, zarówno swoimi, jak i grupy. W zakres tej umiejętności wchodzi zgoda na przyjęcie i zaakceptowanie złości oraz frustracji, która pojawia się 16 knowhow w grupie (niezależnie od tego, czy to trener jest faktycznym jej adresatem). Drugim elementem, który należy rozważyć są koszty czasowe – czy skupienie na procesie i głęboka praca z emocjami wybrzmiałymi podczas szkolenia pozwoli w dalszym ciągu zrealizować ustalone cele? Jeśli nie, na jaki poziom negocjacji tych celów możemy sobie pozwolić? Kolejną sprawą jest oszacowanie kosztów emocjonalnych takiej interwencji – w gestii trenera pozostaje rozpatrzenie tego, co w danej sytuacji będzie summa summarum korzystniejsze dla uczestników i realizacji celów zajęć: przepracowanie trudności czy też kontynuowanie zajęć ze świadomością istnienia procesowej przeszkody. Podstawową kwestią, która wpływa na to, czy i jak trener jest w stanie przyjąć i przepracować złość grupy jest to, jak sam się z tą złością czuje. Przekonanie trenera dotyczące jego własnej złości to pierwsza kluczowa sprawa. Postawa, wedle której prowadzący nie ma prawa czuć się zirytowany czy zezłoszczony pojawiającymi się na drodze współpracy z grupą trudnościami, prowadzi do lęku przed własną złością na grupę i zamyka oczy na przeżycia grupowe. De facto trener, który obawia się swojej złości do grupy, gorzej się o nią troszczy, jest zahamowany i przestraszony, gdy pojawia się sytuacja trudna. Po drugie, zazwyczaj pragniemy być lubiani, potrzebujemy od innych dowodów uznania i akceptacji. Na samą myśl o tym, że druga osoba, a co dopiero cała grupa osób, jest jakimś aspektem prowadzonego przez nas szkolenia rozczarowana czy rozdrażniona, czujemy dyskomfort. W konsekwencji nie widzimy pełnego wachlarza grupowych uczuć. Opisywane pragnienie można ująć w zdanie „Chcę być ceniony, lubiany i fajny i nic mnie nie powstrzyma, żeby takim się postrzegać”, gdzie „nic” rozumieć należy jako realność emocjonalną grupy. Uczuciem, z którym łączy się przeżywanie i przyjmowanie złości, a którego ludzie szczególnie się obawiają, jest bezradność, dostrzeżenie swoich ograniczeń. Pielęgnowanie fantazji o swojej omnipotencji, o całkowitej odpowiedzialności za grupę w chwilach, kiedy odnosi ona sukces zwielokrotnia satysfakcję trenera, natomiast w chwilach trudności, porażki czy konfliktu rodzi potężny lęk, uniemożliwiający rozumienie tego, co dzieje się z grupą. Trener, owładnięty myślami „to przeze mnie, jestem beznadziejny”, nie jest w stanie analizować procesu grupowego i skutecznie go modulować. Pogłębiając własną autorefleksją nad złością, warto także zastanowić się, czy nie podzielamy bardzo częstej, niejednokrotnie podświadomej, obawy, że samo dotknięcie wprost tematyki złości, konfliktu musi doprowadzić do katastrofy. W kontekście pracy z grupą można bać się, że złość zrujnuje pracę grupową, grupa lub trener i jego poczucie kompetencji legną w gruzach. Powyższe przeżycia to niektóre z przyczyn, dla których zgodnie z przysłowiem „nie wywołuj wilka z lasu” trenerzy gimnastykują się, a wraz z nimi grupy, żeby ominąć, zaprzeczyć, uniknąć pracy ze złością. Jak się jednak okazuje, jeśli wilk zadecydował, że zamierza z lasu wyjść, wszystkie próby powstrzymania go numer 8/2012 Znaczenie złości w pracy grupy mogą tylko pogorszyć sprawę. Omijanie tematu złości w sytuacji, w której z dynamiki pracy grupy wynika, że należy się z nią skonfrontować, może sprawić, iż narastające napięcie zupełnie wymknie się spod kontroli. Warto tutaj jeszcze szerzej przyjrzeć się mechanizmom, które sprawiać mogą, że konfrontacja z trudnymi emocjami, w tym ze złością, jawi się jako coś niezwykle zagrażającego i niestosownego. Po pierwsze, wydaje się to mieć związek z kontekstem organizacyjnym, w jakim odbywa się szkolenie. Przyglądając się kulturze współczesnego miejsca pracy można zauważyć, że przekaz płynący do pracowników w organizacjach skupia się na odnoszeniu sukcesów i prezentowaniu postawy wolnej od narzekania czy wyrażania trudnych emocji. Nie jest popularne i mile widziane przyznanie, że coś stanowi kłopot, problem, czy też przytłacza swoim ciężarem. Tekst piosenki śpiewanej przez Andrzeja Grabowskiego może zostać potraktowany jako ironiczna ilustracja sytuacji, w której o sukcesie mówi osoba, od której się tego oczekuje, podczas gdy w głowie ma tak naprawdę zupełnie inny przekaz: „Ja wam mówię jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze, ale nie najgorzej jest”. Po drugie, wpływ na stosunek do wyrażania trudnych emocji ma obraz trenera i oczekiwania wobec niego oraz wobec szkolenia, które przeprowadza. Często mamy do czynienia z obustronnym przekonaniem, wedle którego szkolenie jest przestrzenią, którą trener potrafi zarządzić tak, aby było radośnie, a jednocześnie pracowicie i użytecznie. Szkolenie powinno być doświadczeniem bezbolesnym. Można czasem odnieść wrażenie, że podstawowym zadaniem, jakie stawia przed sobą trener jest zaspokojenie i wprawienie w dobry nastrój uczestników warsztatu. Za tak postawionym celem może kryć się nieświadome podążanie za oczekiwaniem grupy dotyczącym pełnej zależności od trenera w kwestii efektów procesu edukacyjnego. Uczestnicy, przekazując trenerowi odpowiedzialność za proces uczenia się, mówią mu (w sposób najczęściej niedosłowny): „zajmij się nami, naucz nas, ale tak, żeby było miło”. Można postawić hipotezę, że u podłoża powyższych przekonań stoi nieświadomy mechanizm, który Melanie Klein (Klein 2007) określa jako rozszczepienie. Jest to proces związany z niemożnością zniesienia idei, że jeden obiekt może być jednocześnie dobry i zły. Że trener, organizacja, szkolenie, dzień z życia pracownika mogą pomieścić w sobie dobre emocje, produktywność, satysfakcję, a równocześnie dostarczać takich przeżyć jak frustracja, porażka, złość i niezadowolenie. Świat rozszczepiony dzieli się na obiekty całkowicie dobre i całkowicie złe. Obiekt pretendujący do miana dobrego będzie zatem skonfrontowany z niemożliwym do spełnienia oczekiwaniem: „kiedy się z tobą stykam, obiekcie, wierzę, że wszystko będzie cudownie”. Jeśli w miejsce słowa „obiekt” wstawimy „trener”, łatwo będzie można odnieść ten mechanizm do doświadczeń, które stawały się udziałem autorek, a także znanych im trenerów. Osoby prowadzące zajęcia często czują się odpowiedzialne za całkowite zaspokojenie grupy, zmagają się z tym, pismo Wszechnicy UJ aby uszczęśliwić uczestników, zleceniodawców, szefów firmy szkoleniowej. Przyczyną może być identyfikowanie się z oczekiwaniami, które w sposób nieświadomy zostały na nie nałożone. Śmiemy twierdzić, że biznes szkoleniowy w dużej mierze wspiera wywieranie takiej właśnie presji na trenerze. Przykładem systemowego wsparcia tego mechanizmu mogą być umowy na świadczenie usług szkoleniowych, które zawierają zapisy o ponoszeniu przez trenera finansowej odpowiedzialności za szkolenie, które w ewaluacji otrzyma oceny poniżej określonego pułapu. Tym, co pragniemy tutaj najmocniej podkreślić, jest potencjał, jaki kryje się w zaakceptowaniu różnorodności uczuć i doświadczeń związanych z procesem szkoleniowym. Dzięki zgodzie i gotowości na uznanie zarówno sukcesów, jak i porażek, zarówno przyjemnych, jak i nieprzyjemnych emocji, grupa ma szansę zintegrować swoje doświadczenie i uwolnić zasoby energetyczne, które traciła na to, aby trzymać trudniejsze emocje pod powierzchnią swojego funkcjonowania. Zaoszczędzoną energię uczestnicy mają szansę wykorzystać w sposób kreatywny, aktywnie uczestnicząc we właściwej części zajęć, pozwalając sobie na eksperyment, refleksję i wymianę myśli. Tak rozumiana integracja zakłada zatem, że w trudnych emocjach, w tym w złości, tkwi niewykorzystany potencjał. Mechanizmy nieświadome w sytuacji pojawienia się złości w grupie Mechanizmy nieświadome są zjawiskiem szczególnym, ponieważ trudno namacalnym. O ich istnieniu wnioskujemy na podstawie wiedzy, obserwacji oraz rozumienia własnych uczuć, które zauważamy u siebie w danym momencie pracy z grupą. Emocjonalny charakter podskórnego życia grupy sprawia, że o oddziaływaniu mechanizmów nieświadomych możemy stawiać hipotezy, służące nam do zrozumienia danego zjawiska i podjęcia działań adekwatnych do zaistniałej sytuacji. Istotną, wskazywaną już przez nas, kwestią jest fakt emocjonalnego „uwikłania” trenera w życie grupy. Trener, aby zrozumieć zjawiska dziejące się w procesowym fragmencie grupowej rzeczywistości, potrzebuje kontaktu z własnym emocjonalnym przeżyciem konkretnej sytuacji. Kto się ogranicza do spostrzeżeń zmysłowych, jest jak więzień jaskini, który by nigdy nie mógł głowy odwrócić i patrzeć (Platon). Aby zatem skutecznie móc pracować ze złością grupy, trener integruje to, co widzi i słyszy (czyli zjawiska zmysłowe) z tym, co czuje w danej sytuacji. Podkreślamy tę triadę, ponieważ traktujemy ją jako klucz do pogłębionego rozumienia grupy (Stapley, 2006) oraz jako jedyny znany nam sposób na zobaczenie istoty rzeczy, a nie tylko artefaktów prowadzących trenera do nieskutecznych i frustrujących interwencji. Natura mechanizmów procesowych powoduje, że wnioskujemy o nich pośrednio, nie mamy możliwości wskazania ich w sposób dosłowny, analogiczny do tego, w jaki opisujemy zaobserwowany przed chwilą ruch ręką czy grymas na twarzy. Dotknąć mechanizmu procesowego to ująć sytuację w całej jej złożoności i zrozumieć, o jaką emocję przede wszystkim w niej chodzi. knowhow 17 T R E N E R Wiedza, którą aplikujemy w tym przypadku do rozumienia grup to podejście psychoanalityczne. Poniżej przedstawiamy kilka przykładów, które jawią się jako szczególny sposób radzenia sobie grupy ze zjawiskiem złości. Reprezentują one zarazem mechanizmy opisane na gruncie psychoanalizy stosowanej w kontekście grupy. W głównej mierze korzystamy tu z prac Wilfreda Biona. Istotną heurystyką w rozważaniu nieświadomych mechanizmów, ujawniających się w postaci złości grupy, jest poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o to, co obserwowana czy doświadczana złość może oznaczać, jak również, czego może być reprezentacją. Okazuje się bowiem, że sama złość bywa nierzadko oznaką innych uczuć, takich jak na przykład lęk związany z trudnością uznania autorytetu lidera, rozczarowanie owym liderem lub faktyczna rywalizacja z liderem o władzę czy kompetencje. Mechanizmy projekcyjne Przedstawiłyśmy powyżej rozumowanie, które uprawomocnia nas do tego, aby traktować grupę jako całość, jako jakość, która jest czymś innym niż sumą tworzących ją indywidualności. Z tej perspektywy możemy dostrzec mechanizmy, powodujące, że jakieś uczucie, dynamika, myśl przewodnia jest dla grupy jako całości wyjątkowo ważna lub szczególnie niepokojąca. Grupa jako całość (group as a whole) w tym rozumieniu będzie w sposób nieświadomy wykorzystywać podatność jej poszczególnych uczestników na odczuwanie określonych emocji i na podejmowanie pewnych tematów w imieniu pozostałych uczestników. W takiej sytuacji będziemy mieli do czynienia z mechanizmami projekcji, służącymi do radzenia sobie z treściami emocjonalnymi, za które poszczególne osoby nie są gotowe wziąć odpowiedzialności i lokują tę odpowiedzialność w innych osobach. Najprościej mówiąc, projekcja to wyeksportowanie niechcianych uczuć do innego członka grupy lub do osoby prowadzącej zajęcia. Osoba, na którą projektowane są grupowe uczucia, najczęściej łatwo na nie rezonuje z powodu własnych cech osobowości. Przyjmuje i uznaje za swoje emocje, które należą również do innych uczestników spotkania. Taka osoba może być wtedy postrzegana jako reprezentant grupy, wyraziciel emocji, które są udziałem większej części uczestników. Przykładem tych zjawisk może być „zadziorny uczestnik”. Przywołajmy pewną sytuację: szkolenie dla terapeutów, dotyczące wprowadzenia w zagadnienie psychodramy. Grupa ma po raz pierwszy styczność z trenerem prowadzącym zajęcia. Okazuje się, że jeden z uczestników przy każdej nadarzającej się okazji wyraża w sposób rozbudowany swoje wątpliwości dotyczące ćwiczeń i ich omówienia. Uczestnik zadaje „podchwytliwe” pytania, samodzielnie na nie odpowiadając. Bogato ilustruje swoje wypowiedzi przykładami stojącymi w kontrze do wyjaśnień podawanych przez trenera. W opisywanej sytuacji osoba ta stopniowo coraz bardziej dosłownie wyrażała swój sprzeciw wobec oferowanych przez trenera treści i widoczne stawało się narastanie 18 knowhow jej złości. Część pozostałych uczestników werbalnie i niewerbalnie wyrażała niezadowolenie związane z postawą opisywanej osoby. Inni pomijali tę okoliczność w swoim sposobie uczestniczenia w spotkaniu. Sytuacja dla trenera stawała się coraz trudniejsza, a co ważniejsze, zaczął on odczuwać wyraźną złość na uczestnika, który podważa sensowność jego działań. W wyniku analizy sekwencji opisanych wydarzeń, ale też skontaktowania się trenera z własnymi emocjami, nasunąć się mogły następujące hipotezy na temat dynamiki dziejącego się procesu: Zadziorny uczestnik reprezentuje głos grupy, który na poziomie treści wyraża wątpliwość dotyczącą sensowności proponowanych zagadnień. Komunikat płynący od uczestnika przesycony jest złością, która może oznaczać grupowy niepokój związany z trudnością dotyczącą aplikacji nowych treści do pracy nad sobą, z lękiem związanym z odsłanianiem się przed grupą i eksperymentowaniem z psychodramatyczną formą przepracowywania określonych treści. W tej sytuacji grupowy komunikat do prowadzącego to „boimy się zaangażować w proponowane aktywności, ale też i w relacje z trenerem.” Praktyczne implikacje mogą być następujące: Weryfikacja poziomu bezpieczeństwa w grupie i gotowości do pracy psychodramatycznej. Interwencja na pozimie II, polegająca na zmianie programu i wprowadzeniu ćwiczenia dążącego do zwiększenia poziomu bezpieczeństwa/otwartości. Wsparcie grupy w zrozumieniu tego, co dzieje się pod powierzchnią treści i próba „zdjęcia” z zadziornego uczestnika odpowiedzialności za uczucia innych. Interwencja na poziomie III, polegająca na zaadresowaniu, nazwaniu tematu złości. Przepracowanie zagadnienia związanego z możliwością pracy psychodramatycznej. Ingerencja w proces z poziomu IV, pogłębiona dyskusja na temat motywacji do udziału w zajęciach, szerszego kontekstu zagadnienia i emocji mających miejsce w grupie tu i teraz. Na podobnym, nieświadomym mechanizmie opiera się aktywność grupy, prowadząca do wyłonienia się kozła ofiarnego. Grupa nie będąc w stanie wyrazić wprost uczuć agresywnych do lidera lub rozczarowana swoim funkcjonowaniem czy porażką przypisuje te cechy bądź przeżycia jednej osobie, w niej lokując całą problematykę. Komunikat płynący do „kozła ofiarnego” brzmi: „gdyby nie ty, bylibyśmy świetną, zarządzaną przez dobrego i kompetentnego lidera grupą”. Kozioł ofiarny jest zły i dlatego wykluczony, dzięki czemu grupa staje się wyłącznie dobra. Podobnie jak powyżej - interwencja w takiej sytuacji może odbywać się na kilku poziomach. Jej skuteczność zależy tu przede wszystkim od gotowości trenera do ujawnienia mechanizmu grupowego. I znów - trener obawiający się oceny, złości grupowej może wejść w nieświadome porozumienie z grupą, gdzie przemieszczenie złości z niego na „kozła ofiarnego” okazuje się być po myśli prowadzącego. numer 8/2012 Znaczenie złości w pracy grupy Podstawowe założenie o walce Mechanizmy projekcyjne mogą w szczególny sposób wpłynąć na trenera i jego relację z określoną grupą. Będzie to miało wyjątkowy charakter w sytuacji, w której trener podda się tym mechanizmom – powiemy wtedy o wystąpieniu identyfikacji projekcyjnej. Może się tak stać w sytuacji, w której grupa przełączy się z działania zorientowanego na kreatywność i pracę w służbie celów szkolenia na działanie zgodnie z jednym z tak zwanych podstawowych założeń. Wilfred Bion opisał je, wskazując, że zdarzają się sytuacje w życiu grupy, w których zaczyna postępować tak, jakby jej główne zadanie polegało na przetrwaniu. Mamy tu na myśli przetrwanie w bardzo podstawowej formie, przejawiające się w działaniach, które swoją siłą pokazują, że chodzi o kwestie bazowe, dotyczące „życia lub śmierci”. W służbie temu celowi grupa może zaadoptować założenie o walce. Zachowuje się wtedy tak, jakby zwalczenie wspólnego wroga było koniecznością pozwalającą zachować grupę w takiej formie, w jakiej się ona jawi. Wspólnym nieprzyjacielem stać się może właśnie trener, który zaczyna sam siebie przeżywać zgodnie z emocjami grupy, umiejscawia się w roli prześladowcy, czuje się zbyt surowy lub odpowiedzialny za dyskomfort grupy, a nawet wrogi wobec niej. Trener identyfikuje się z emocjami, które zostały na niego wyprojektowane. Przykładem takiej sytuacji może być doświadczenie szkolenia dla trenerów, w którym prowadzący stał się obiektem agresywnych ataków ze strony grupy. Sytuacja ta trwała stosunkowo długo (była figurą przez cały pierwszy dzień szkolenia) i osiągnęła poziom autentycznej walki, między innymi za sprawą identyfikacji projekcyjnej. Trener włączył się w działanie podstawowego założenia i podjął batalię z grupą, jako broń wykorzystując treść zajęć. Treść zresztą stała się tutaj głównym zarzewiem konfliktu. Trener, przedstawiając określoną metodologię pracy, spotkał się z eskalacją krytyki wymierzoną przeciw tej metodologii, następnie przeciw trenerowi i przeciw całej formule zajęć. Poziom napięcia wśród uczestników i u prowadzącego zajęcia sprawił, że każdy kolejny element dotyczący treści szkolenia wydawał się potwierdzać wątpliwości uczestników. Trener utracił poczucie kompetencji, a także panowanie nad takimi aspektami sytuacji jak czas i struktura szkolenia (robiąc nagłe przerwy, trwające bliżej nieokreśloną ilość czasu, myląc przerwę obiadową z innymi, gubiąc proporcje pomiędzy czasem poświęcanym na poszczególne wątki). Możliwe w duchu psychoanalizy zinterpretowanie tej sytuacji: Grupa skoncentrowała całe swoje siły na walce z prowadzącym zajęcia, ponieważ z jakiegoś powodu narosło poczucie zagrożenia, a prowadzący został zidentyfikowany jako oprawca. Odbierany był przez grupę jako reprezentant bardziej ogólnego zagrożenia. Ponieważ czuł się zupełnie pozbawiony poczucia kompetencji, bezradny i bezsilny, a uczucia te były przytłaczające, o potężnym nasileniu, mogą one być uczuciami należącymi do grupy. Uczestnicy mogą się tak czuć ze względu na obecny podskórnie temat rywalizacji o kompetencje i posiadanie „patentu pismo Wszechnicy UJ na wiedzę” z zakresu danego zagadnienia. Złość na prowadzącego może być reprezentacją lęku przed byciem niewystarczająco kompetentnym trenerem i wyrazem niewypowiadanej wprost rywalizacji pomiędzy uczestnikami. Praktyczna implikacja takiego rozumowania wydaje się w opisywanej sytuacji prowadzić do interwencji na poziomie IV, polegającej na identyfikacji tematów powodujących poczucie zagrożenia i bezradności u uczestników, a w pierwszej kolejności na próbie skonfrontowania uczestników z powstałymi emocjami. Poszukiwanie mistrza – podstawowe założenie o zależności Innym podstawowym założeniem opisanym przez Biona, które może wiązać się z wyrażaniem przez grupę złości, jest założenie o zależności. W tym przypadku grupa zachowuje się tak, jakby istniał ktoś, od kogo jest całkowicie zależna i kto jest w stanie spełnić wszystkie jej potrzeby (Pawlik 2007, Bion 1961). Grupa w tej sytuacji lokuje w danej osobie niemożliwe do spełnienia oczekiwania, traktując ją początkowo jako zbawiciela, mesjasza. Gdy jednak okazuje się, że oczekiwania te nie zostają spełnione, niedoszły zbawiciel musi liczyć się ze złością i buntem przeciwko niemu. Opisywana sytuacja może bezpośrednio dotyczyć trenera, w którym zostają ulokowane wszelkie nadzieje związane z otrzymaniem pakietu wiedzy i kompetencji potrzebnych uczestnikom po zakończeniu szkolenia. Przykład, który można tutaj przytoczyć, to szkolenie prowadzone dla grupy trenerów, dotyczące nota bene zagadnienia procesu grupowego. Zagadnienie to traktowane było przez grupę niczym złoty cielec, a przy wstępnym omawianiu go odczuć można było atmosferę powagi, napięcia i dążenia do zdobycia pełnej wiedzy na ten temat. Jednocześnie dało się zauważyć pewną rezerwę i podejrzliwość. Prowadzący zajęcia został przez grupę bardzo szybko postawiony w roli „mistrza”, posiadającego ostateczną wiedzę na temat procesu grupowego i potrafiącego sprawić, że mądrość dotycząca procesu spłynie na uczestników. Przejawiało się to zadawaniem trenerowi wielu złożonych pytań, niechęcią do wspólnego poszukiwania odpowiedzi, oczekiwaniem jednoznacznych i ostatecznych rozwiązań pojawiających się dylematów. Kiedy grupa stopniowo orientowała się, że takie rozwiązania nie istnieją, a przy najmniej nie otrzyma ich podczas tego szkolenia, stopniowo zaczęła ujawniać rozczarowanie i poddawać agresywnej krytyce przebieg całości zajęć oraz sposób ich prowadzenia. Możliwa interpretacja zdarzeń mogłaby zasadzać się na hipotezie, że grupa oczekując zbawiciela, który nareszcie oświeci ją w zakresie zagadnienia procesów grupowych, doświadczyła ogromnego rozczarowania. Trudne emocje i złość wiązały się z faktem, że nauka o procesie w proponowanym przez trenera nurcie wymaga od uczestników wzięcia indywidualnej odpowiedzialności za uczenie się i doświadczania tegoż właśnie procesu. Podstawowe założenie o zależności wyklucza wzięcie osobistej odpo- knowhow 19 T R E N E R wiedzialności za działania i sposób uczenia się, ponieważ ta zdaje się być zbyt niepokojąca. Grupa, zamiast konfrontować się ze swoim poczuciem niewiedzy i zmagać z procesem edukacyjnym, woli ulokować w trenerze przekonanie, że całe zadanie należy do niego. Implikacje praktyczne mogą obejmować pracę na trzech poziomach procesu: Na poziomie II obejmowałyby one uproszczenie zagadnień i sformułowanie poszczególnych ćwiczeń tak, aby wymagały samodzielnego wyciągania wniosków przez uczestników (praca nad wnioskami w podgrupach). Na poziomie specyficznej ingerencji trener mógłby bardziej explicite włączyć w naukę o procesie element doświadczenia „tu i teraz” i wskazać na te zjawiska procesowe, które w danym momencie są dla grupy szczególnie ważne (skomentować trudność, polegającą na braniu odpowiedzialności za proces zdobywania nowych kompetencji, odnieść się do własnej roli zbawiciela, którego grupa chciałaby upatrywać w prowadzącym). Na poziomie IV trener, zatrzymując zaplanowany i uzgodniony bieg szkolenia, zająłby się wyłącznie emocjami panującymi w grupie, udzielając głosu na ten temat każdemu uczestnikowi, a następnie sobie. Celem tej interwencji byłoby przepracowanie emocjonalnej trudności narosłej z powodu niespełnionych oczekiwań, zaplanowanie pracy w nowy, bezpieczniejszy dla grupy sposób, nadanie zrozumienia zaistniałej sytuacji. Na zakończenie warto podkreślić, że - zgodnie z analitycznym rozumieniem procesu grupowego - próbując postrzegać grupę i jej emocjonalność z całą jej złożonością, odwołujemy się do własnych przeżyć, identyfikacji mechanizmów obronnych występujących w grupie, ale też do kontekstu funkcjonowania grupy, a także do momentu jej rozwoju. Pojawienie się nowego uczestnika, zmiana prowadzącego, rezygnacja czy też utrata któregoś z członków grupy na przykład na skutek zwolnień w firmie to elementy kontekstu, które musimy brać pod uwagę. Druga kwestia to moment rozwoju grupy: grupa „młoda”, w której dopiero kształtują się relacje z trenerem i pomiędzy uczestnikami, najczęściej wyrażać będzie złość z lęku przed tym, co może się wydarzyć, a także z powodu obaw przed zaangażowaniem się w nowe, a więc często przeżywane jako trudne, doświadczenie. Grupa pracująca już jakiś czas w stałym składzie doświadczać może rozczarowania czy frustracji wynikającej z dostrzeżenia „ludzkiej twarzy” prowadzącego, a więc faktu, że nie jest on idealnym autorytetem, nauczycielem, który poprowadzi grupę za rękę przez cały proces szkoleniowy. Tu złość wiąże się z obawą przed własną odpowiedzialnością, niepewnością, brakiem jednoznacznych odpowiedzi na zadawane pytania czy niechęcią do pracy własnej i samodzielności. Wreszcie dojrzała grupa, na etapie współpracy z trenerem nad szukaniem rozwiązań i wiedzy, 20 knowhow może krytykować, podważać kompetencje i złościć się na trenera z powodów rywalizacyjnych, pragnienia bycia zwycięzcą. I wreszcie ostatni etap - kończenie współpracy grupowej, gdzie dewaluacja szkolenia, trenerów i złość wyrażana w obszarze bilansu szkolenia może być oznaką trudności w przeżywaniu uczuć utraty, smutku i żalu, że kończy się właśnie wartościowe i potrzebne doświadczenie, do którego uczestnicy przywiązali się, podobnie, jak do trenerów i do siebie nawzajem. Złość ma więc wiele twarzy i bogatą mimikę, a trener, który odważy się spojrzeć jej prosto w oczy ma szansę na owocną współpracę z grupami oraz na autentyczny z nimi kontakt. LITERATURA CYTOWANA: Bion, W. (1961). Experiences in Groups. London: Tavistock Publications Limited. Klein, M. (2007). Miłość, poczucie winy i reparacja. Pisma, tom I. Gdańsk: GWP. Kossowska, M., Sołtysińska, I. (2008). Szkolenia pracowników a rozwój organizacji. Kraków: Oficyna Ekonomiczna. Pawlik, J (2008). Psychoterapia analityczna. Procesy i zjawiska grupowe. Warszawa: Eneteia Wydawnictwo Psychologii i Kultury. Pines M., Hearst L.E. Group analysis. W: Kaplan H.I., Sadock B.J. (red.). Comprehensive group psychotherapy. Williams and Wilkins, Baltimore 1993: 146–156. Stapley, L.F. (2006). Individuals, Groups and Organizations Beneath the Surface. An Introduction. London: Karnac. Stoichita, V.I. (2011), A Short History of the Shadow. London: Reaktion Books. Barbara Biesiada - absolwentka psychologii oraz kulturoznawstwa, psychoterapeuta. Na co dzień pracuje w Poradni Zdrowia Psychicznego oraz na Psychiatrycznym Oddziale Dziennym, gdzie prowadzi psychoterapię indywidualną oraz grupową, zajmuje się także diagnostyką psychologiczną, poradnictwem oraz psychoedukacją rodzin pacjentów. Agata Piasecka - trener i coach. Pracuje dla Analytic-Network Coaching©, pełniąc rolę menedżera operacyjnego oraz promując i rozwijając program szkolenia coachów A-Nc. W latach 2007-2011 była koordynatorem projektów i menedżerem zespołu sprzedażowego we Wszechnicy UJ. Jako trener i autor publikacji popularnonaukowych wykorzystuje rozumienie dynamiki grupowej do wspierania rozwoju świadomego uczestniczenia w relacjach społecznych, w tym zawodowych. Pasjonatka słowa pisanego, prowadzi prywatnego bloga. numer 8/2012