podgląd - Beezar.pl

Transkrypt

podgląd - Beezar.pl
Jane Constans
PŁOMIEŃ POD
ZŁOTOKAPEM
Księga I
WIĘŹNIOWIE LOSU
(fragment)
Skrzydła yaoi
2016
__________________
Rozdział 1
Powietrze było wyjątkowo przyjemne, pachniało świeżą wilgocią i ciepłym
wiatrem zapowiadając kolejny piękny miesiąc wiosny. Zima skończyła się
wcześnie powodując na stepach wybuch rozkwitu kwiatów i ziół. Popołudniami
padały mniej lub bardziej obfite deszcze, zaś o porankach świeciło jasne,
przyjemne słońce.
Takaga nie przyspieszał chodu konia. Ani on, ani jego wierzchowiec nie
mieli zbyt wiele okazji, żeby opuszczać rezydencję, więc mężczyzna napawał
się każdą chwilą spędzoną w siodle. Ostatnio zbyt wiele obowiązków
przykuwało go do gabinetu, więc Takaga z tęsknotą uniósł twarz ku niebu.
Promienie słońca otuliły ją miłym ciepłem a wiatr przyjemnie zatańczył w
nietypowo jasnych jak na jego naród włosach.
Uśmiechnął się pokazując bogom stepu i nieba, że jest im wdzięczny za
okazywane dla prowincji łaski. Od ośmiu lat ziemia ta cieszyła się pokojem i
dobrobytem pozwalając odbudować się miastom i odrodzić społeczeństwu.
Takaga uznał, że i dzisiaj powinien przygotować ofiarne wino dla boskich
opiekunów prowincji.
Mężczyzna poprawił na plecach łuk, wcale nie przejęty, że ani razu nie
wyciągnął z kołczanu strzały i skłonił pasącego się konia do dalszego marszu.
Wiedział, że niebawem będzie musiał wracać, chciał jednak wykorzystać każdą
chwilę by nacieszyć się wiosną. Kto wie, kiedy nadarzy mu się ku temu
następna okazja?
Przed sobą miał niewielkie wzniesienie, które zawsze było dla niego
granicą bezpieczeństwa, gdy jako dziecko samotnie zapuszczał się w stepy. W
tamtych czasach opodal grasowali przestępcy, którzy zbiegli z sąsiedniego kraju
i osiedli w pobliskich lasach. Mały Takaga miał surowo zabronione samotnie
naruszać ich terytorium. Chociaż był dzieckiem, rozumiał konsekwencje jego
napotkania z rozbójnikami i nie mógł pozwolić na nie ani sobie, ani swojej
rodzinie. Od zawsze wychowywany w duchu odpowiedzialności Takaga wyrósł
na wyjątkowo rozsądnego mężczyznę, którego rad, pomimo młodego wieku,
słuchało wielu starszych i będących na wysokich stanowiskach mężczyzn a
decyzji nikt nie odważał się podważyć.
Takaga nigdy nie szczycił się swoją mądrością. Wiedział, że posiada
większą wiedzę niż większość, bo od dziecka pobierał intensywne nauki z
różnorodnych dziedzin od ceremoniału świątynnego poprzez medycynę na
taktyce wojskowej skończywszy, nie uważał się jednak za mądrzejszego i z
uwagą słuchał rad starszych. Nie zawsze się do nich stosował, ale poświęcał im
stosowną uwagę.
To wzgórze pozostało dla niego punktem granicznym do dzisiaj.
Przestępcy już dawno zostali wytrzebieni, w Takadze pozostał jednak sentyment
płynący z pięknych wspomnień sprawiający, że ostatnim widokiem w jego
podróży zwykle miał być horyzont widziany ze szczytu wzniesienia.
Jego koń wspiął się na wierzchołek powoli i zatrzymał na znak jeźdźca.
Takaga potoczył spokojnym spojrzeniem po okolicy ciesząc oczy panoramą, a
uszy śpiewem ptaków i bzyczeniem owadów. Roztaczał się przed nim naprawdę
piękny, spokojny kraj…
Takaga zmrużył oczy dostrzegając leżący w oddali kształt. Nie należał on
do stałej części krajobrazu więc przyciągnął jego uwagę. Mężczyzna dźgnął
konia piętą i ruszył w dół zbocza coraz bardziej nabierając przekonania, że
kształtem tym jest leżący człowiek.
Jego podejrzenia potwierdziły się szybko. W kałuży błota, twarzą do ziemi,
leżało ciało mężczyzny ubranego na sposób ludzi z północy. Jego płaszcz był
poszarpany i poplamiony błotem i krwią, wyraźnie jednak widać było, że został
uszyty z dobrej i drogiej wełny. Jego spodnie i buty również były najwyższej
jakości. Jeśli był to jakiś złodziejaszek zbiegły ze swojej ojczyzny, musiał być
dobry w swym fachu.
Ciało leżało całkowicie nieruchomo. Takaga nie widział zwróconej w
przeciwna stronę twarzy, tylko plecy mężczyzny i wyciągniętą, kurczowo
zaciśniętą w ziemię dłoń. Postanowił już wracać i znalezione zwłoki zgłosić
swojemu porucznikowi gwardii, kiedy ciało wydobyło z siebie zduszony,
bolesny jęk.
- A niech to – mruknął z rezygnacją – żyje.
Zsiadł z konia, podszedł do mężczyzny i obrócił go na plecy.
Twarz, którą zobaczył pod zlepionymi krwią i błotem włosami była młoda
i wyjątkowo piękna. Takaga zastanawiał się, czy pod tymi ranami i męskim
strojem nie skrywa się kobieta, co byłoby dla niego jeszcze bardziej kłopotliwe.
Naprawdę przykro było ratować kogoś, kogo trzeba później oddać mężowi,
opiekunowi bądź rodzicom albo narażać się na incydent dla zupełnie obcej
idiotki, która nie potrafiła nawet porządnie uciec z domu. Pierś osoby przed nim
była płaska, ale to nic nie znaczyło.
Takaga sprawdził oddech i puls poranionej osoby i oszacował jej rany.
Znalazł kilka sińców, a przez pierś i na głowie biegły dwa poważnie
wyglądające cięcia. Leżenie w błocie przez nieznany okres czasu nie wpływało
pozytywnie na ich gojenie i Takaga wiedział, że powinien jak najszybciej rany
oczyścić i zaaplikować lekarstwo przeciw zakażeniom. Mógł to prowizorycznie
zrobić tutaj, ale wolał nie otwierać strupów w szczerym polu i zabrać ranną
osobę do swojego domu. Przerzucił ją przez konia ruszył w powrotną drogę.
Takaga osobiście oczyścił i opatrzył rany znalezionego przez siebie
mężczyzny. Co prawda w willi znajdował się wykwalifikowany lekarz, Takaga
nie chciał go jednak odciągać od codziennych obowiązków w doglądaniu
chorych. Sam posiadał wystarczającą wiedzę i doświadczenie w leczeniu
różnych obrażeń i miał pewność w swoje umiejętności.
Rany same w sobie nie były poważne. Zagrożeniem dla życia mogła być
infekcja, ale tę Takadze udało się zażegnać bardzo skuteczną mieszanką ziół.
Mężczyzna leżał spokojnie pogrążony w uzdrawiającym śnie i Takaga
wiedział, że nie ma już niebezpieczeństwa. Zapewne ocalił nieznajomemu życie,
ale nie czerpał z tego powodu satysfakcji. Jeśli okaże się być przestępcą, Takaga
nie zamierzał dawać mu schronienia – mężczyzna zostanie wydany i
odpowiednio osądzony. Starania Takagi by zachować go przy życiu mogły
przedłużyć je zaledwie o kilka dni.
A szkoda, pomyślał Takaga. Umyty i opatrzony mężczyzna spał spokojnie
i Takaga mógł mu się dokładnie przyjrzeć.
Był młody, mógł mieć około dwudziestu lat, nawet mniej. Wysportowany i
smukły, wręcz drobny jak na mężczyznę, chociaż węzły na jego ramionach
wskazywały, że nie była mu obca sztuka szermierki. Miał brunatne, zadbane
włosy i twarz, której mogła mu pozazdrościć niejedna kobieta. Chłopiec
wyglądał na syna jednego ze szlacheckich rodów, co wcale nie znaczyło, że nie
zbrukał swoich rąk zbrodnią zmuszającą go do ucieczki ze swojej ojczyzny.
Naprawdę szkoda, że ktoś tak piękny i młody wplątał się w sprawy, które mogą
zakończyć się dla niego tragicznie.
Im jednak dłużej Takaga patrzył na tę urodziwą twarz o szlachetnym
rysunku, na smukłą szyję z prawie niewyraźnym jabłkiem Adama, gładki kark i
sprężyste ręce, tym bardziej było mu żal oddawać chłopca władzom.
Jakakolwiek nie była jego wina, może warto byłoby dać mu drugą szansę?
Człowiek rzadko wybiera zbrodnię dlatego, że chce. Zwykle robi to pod
wpływem impulsu bądź konieczności.
Czasami decyzje zostają podjęte za niego.
Takaga zmrużył oczy. Kilka tygodni temu słyszał o dziwnym poruszeniu za
granicą. Wieść niosła o planowanym zamachu na władcę krainy, Dumowoya,
którego organizator został pokarany przez bogów – co ocaliło mu życie – i
wypędzony z kraju. Przystojny młodzieniec z wysokiego rodu i o wątpliwej
reputacji, o którym plotkowano tak bardzo, że nikt przy zdrowych zmysłach nie
uwierzyłby nawet w połowę. Mówiono, że w sztylecie i mieczu nie ma sobie
równych, że na jednej z uczt zabił w pojedynku męża kobiety, któremu nie
podobało się, że z nią rozmawia, że wychował się w puszczy zrodzony z dzikiej
matki o nieziemskiej urodzie i że paktował z wiedźmami. Podobno był
szpiegiem dla obcych plemion, inni twierdzili, że ich księciem. Miał sypiać to z
Dumowoyem, to z jego córką, a byli też tacy, co twierdzili, że z obojgiem
jednocześnie. Swojego pana chciał zabić z ambicji, z zazdrości, albo też z
jakiejś zemsty za krzywdy wyrządzone rodowi. Jedno tylko w tych plotkach
powtarzało się zawsze – był niebezpieczny i piękny.
Takaga uśmiechnął się smutno.
To mógł być ten nieszczęśnik. Z opisu by się zgadzało. Popatrzył na jego
uśpioną twarz i pomyślał, że tak naprawdę jest to nieważne. Już postanowił dać
mu drugą szansę niezależnie od tego, kim był i jakie ścigały go demony.
Nieznajomy przespał dwa dni. W tym czasie Takaga odchodził od swoich
obowiązków tak często, jak tylko mógł, żeby sprawdzić jego stan. Nie musiał
się bardzo fatygować, ponieważ dla własnej wygody umieścił go w pokoju
naprzeciwko swoich. Cienkie ściany sprawiały, że mógł słyszeć każdy
niepokojący dźwięk z tamtych pomieszczeń, a ograniczony dostęp ludzi z
zewnątrz zapewniał choremu komfortowe warunki wypoczynku. Młodzieniec
nie potrzebował jeszcze pożywienia, a pielęgnacja jego ciała nie sprawiała
Takadze kłopotu, wręcz przeciwnie, z przyjemnością witał możliwość
oderwania się od swoich codziennych obowiązków.
W ciągu dnia Takaga zaglądał do chorego mniej więcej co godzinę. Ich
pokoje dzielił tylko wąski korytarz, więc wstawał od stolika, na którym
przeglądał i wypisywał dokumenty i boso przechodził do drugiego
pomieszczenia. Podchodził do śpiącego i chwilę badał, czy nie pojawiają się
oznaki gorączki. Dwa razy na dobę zmieniał opatrunki i uważnie sprawdzał
każdą ranę, czy nie ma choćby najmniejszego śladu infekcji. Jego zioła, młody
organizm rannego i duża dawka szczęścia sprawiły, że wszystko goiło się
ładnie. Takaga był z tego powodu bardzo zadowolony.
To właśnie podczas jednej z takich wizyt zauważył, że chory już się
obudził. Właśnie przygotowywał lekarstwo więc stał odwrócony do niego
plecami, dlatego nie wiedział, jak długo oczy rannego wpatrywały się w niego.
Przyłapał je jednak na sobie, ciemne, czujne i bardzo piękne. Mężczyzna drgnął
nerwowo.
Takaga uśmiechnął się do niego.
- Spokojnie, miałeś ciężką noc – powiedział miękko. – A właściwie to
kilka ostatnich dni miałeś dość ciężkich, więc postaraj się nie forsować.
- W czyim jestem ręku? – zapytał szorstki, cichy głos człowieka, który od
dawna nie mówił.
- W niczyim. Możesz odejść, kiedy zechcesz. Jeśli dasz radę się podnieść.
Młodzieniec faktycznie usiadł, chociaż sprawiło mu to dużo problemów i
bólu. Przez chwilę oddychał ciężko wpatrzony w przykrywające go
prześcieradła i bandaże na swojej piersi. Takaga wiedział, że próbuje zebrać
myśli i zorientować się, co się dzieje, dlatego dał mu na to czas.
- Kimkolwiek jesteś, dziękuję.
- Takaga. Nazywam się Takaga – przedstawił się i nalał wody do miseczki,
w której ucierał zioła. – Wypij to, to lekarstwo – przyklęknął przy posłaniu
mężczyzny podając mu naczynie. – Jest bardzo gorzkie, ale skuteczne.
Ranny wziął czarkę i wypił jej zawartość. Jego twarz nie zmieniła wyrazu.
To zaniepokoiło Takagę.
- Nie czujesz smaku?
- Czuję. Lekarstwa, które zażywałem w dzieciństwie były bardziej gorzkie.
- Ach tak – Takaga poczuł wyraźną ulgę. Już zaczynał się niepokoić, że nie
rozpoznał jakiejś choroby i udzielił mu niepełnej opieki medycznej.
- Dziękuję – młodzieniec oddał mu naczynie.
Takaga wstał. Kimkolwiek był ten chłopiec, cokolwiek zrobił w przeszłości
i czegokolwiek doświadczył, ta krótka z nim rozmowa umocniła Takagę w
podjętym postanowieniu.
- Ktokolwiek by cię ścigał za niewinność lub zbrodnię, w tym domu i na tej
ziemi jesteś przed nimi bezpieczny – oznajmił. – Możesz tu zostać jak długo
chcesz i odejść kiedy zapragniesz.
Chłopiec patrzył na niego szeroko otwartymi oczami, w których widać było
zaskoczenie.
- Dlaczego nic o mnie nie wiedząc jesteś dla mnie taki dobry? – zapytał
cicho.
- Hm, kto wie – odpowiedział z tym samym łagodnym uśmiechem. –
Wypoczywaj, proszę. Lek ma też działanie nasenne. Miłych snów – dodał
zbliżając się do drzwi.
Wyszedł cicho zasuwając za sobą drzwi i w dwóch krokach powrócił do
swojego gabinetu.