Gazeta Radomska

Transkrypt

Gazeta Radomska
ISSN 2082–2308
MIESIĘCZNIK REGIONU RADOMSKIEGO
STRONA 7
GAZETA BEZPŁATNA | NAKŁAD 10 000 EGZ. Nr 6 | kwiecień 2011
STRONA 2
Literacko
na wiosnę
Honorowy
obywatel Radomia
Czas płynie. Już po raz 34. Miejska
Biblioteka Publiczna w Radomiu zorganizowała Radomską Wiosnę Literacką.
Lech Kaczyński został dziewiętnastym
Honorowym Obywatelem Radomia.
To także Twoje
miejsce
na reklamę
Prosimy o kontakt e-mailowy:
[email protected]
lub tel. 605602977
fot. J. Madejski
Wielkanoc
w „Cepelii”
Ś
więta Wielkanocne poprzedzają częstsze niż
zazwyczaj wizyty w sklepach, marketach,
na targowiskach. Kupujemy półprodukty do
wypieków, dań wielkanocnych, wystroju świątecznych stołów, na których pojawiają się cukrowe
baranki, palemki, barwne pisanki i kraszanki.
Wybraliśmy się do „Cepelii”. Sklep
przyul.Niedziałkowskiegonadalcieszy
się powszechnym zainteresowaniem,
a dokonywane tu zakupy satysfakcjonują omijających bazarową bylejakość.
Przed laty Centrala Przemysłu Ludowego i Artystycznego (tak tłumaczono skrót „Cepelia”) teraz to po prostu
„Cepelia” Polska Sztuka i Rękodzieło
spółka z centralą w Warszawie przy
ul. Chmielnej.
W radomskiej „Cepelii” cieszą
wzrok różnobarwne pisanki. Ludowe
wzory wymalowano na „wydmuszkach” i drewnianych jajkach z rejonu
Krakowa, Częstochowy, Rzeszowa,
Radosnych Świąt Wielkanocnych,
wypełnionych nadzieją
budzącej się do życia wiosny.
Pogody w sercu i radości płynącej
ze Zmartwychwstania Pańskiego
oraz smacznego święconego
w gronie najbliższych
Mieszkańcom Powiatu Radomskiego
wykonane wg tradycyjnych wzorców
obowiązujących na Mazowszu, Kurpiach, Śląsku, Podhalu.
– Odwiedzają nas całe rodziny
z dziećmi – mówi Bożena Pyszczek ze
sklepu „Cepelia”. – Jedni tylko oglądają
wyroby ludowego rękodzieła, inni kupują... Goście z zagranicy tradycyjnie
już zaopatrują się w „Cepelii”. Choć
asortyment u nas droższy niż na bazarach, nadal cieszy się uznaniem. Po prostu ma wyrobioną markę przez lata.
Każdego roku starają się w „Cepelii”
na niewielkiej powierzchni zaprezentować świąteczną dekorację. Zgromadzić
najbardziej poszukiwany towar. J.M.
Mieszkańcom
Gminy Jastrzębia
życzenia wielu radosnych chwil
na święta Wielkanocne,
serdecznych spotkań rodzinnych
i smacznego jajka
składają
Wójt – Zdzisław Karaś
Przewodniczący Rady Gminy – Zygmunt Kamiński
Radni i Pracownicy Urzędu
życzą
Starosta
Mirosław Ślifirczyk
Opola, Łowicza. Piękne palmy z Lubartowa prezentowane są w osiemnastu rodzajach.
Jedenastoletnia Weronika i jej sześcioletnia siostra Hania przyszły do
„Cepelii” z mamą i babcią. Wybierały
pisanki. Na jednej z nich namalowany
był bocian, na innych kwietne wzory
– czerwone, zielone, niebieskie. Mama
dziewczynek kupiła koszyk do święconki. Ktoś inny słomianego baranka z barwionej słomy ze spółdzielni
„Wiklinianka”. Zachwycano się ozdobami na świąteczny stół z Budzowa
pod Częstochową. Nie uświadczysz
tu kiczu, wszystko ładne, estetycznie
Przewodniczący Rady Powiatu
Tadeusz Osiński
Ambasador
W radomskim
Niemiec w WSH starostwie
O stosunkach i współpracy polskoniemieckiej, stereotypach dotyczących Polaków oraz o warunkach prastr. 8
cy w Niemczech.
Z biegiem lat przyzwyczajono nas do
tego, że jeżeli czegoś nie można ulepszyć, to na pewno można to... pogorstr. 9
szyć.
2
AKTUALNOŚCI
Nr 6 • kwiecień 2011
OD REDAKCJI
Drodzy Czytelnicy
Oddajemy ten numer gazety wiosną. Święta za pasem, a wraz z nimi zwyczaje wielkanocne, o których nie mogliśmy nie wspomnieć. Radom nam pięknieje. Teraz, gdy pora kwitnienia czyni wszystko wkoło barwne i radosne, tym bardziej dostrzegamy uroki miasta.
Przekażmy tę radość odradzającego się życia w przyrodzie bliskim. Dajmy odpór ponurakom. Uśmiechajmy się do siebie.
Naszym Czytelnikom życzymy pogody ducha, wielu satysfakcji, rodzinnego ciepła przy
świątecznym stole.
Jerzy Madejski
redaktor naczelny
Z RÓŻNYCH STRON MIASTA
kal przeszedł niebywałą metamorfozę
– jego wystrój to skok w XXI wiek. Kolorystyka w brązach, beżach i pomarańczy, ekrany na menu, nowoczesne
meble i oświetlenie sprawiły, że bar jest
nie do poznania. Za to dania jak dawniej
– smaczne i tanie.
Tunelem
na własne
ryzyko
Przejście przez tory na ul.
Słowackiego jest wyjątkowo
niebezpieczne. Można przejść
nad torami wiaduktem, ale
droga jest znacznie dłuższa.
Nieco krócej tunelem pod
torami. Tylko że to przejście,
wydawać by się mogło najwłaściwsze,
wiąże się z dużym ryzykiem, także za
dnia. Niejeden stracił tu portfel, komórkę,
zdarzały się pobicia. Przejście nie tylko
jest niebezpieczne. Brudno tu i ponuro...
Dla archeologów
Konkurs – pod patronatem Kolegium
Licencjackiego UMCS w Radomiu – organizują: SCM „Arka”, ZSP im. Józefa
Brandta, ZSO nr 4 im. Polskich Olimpijczyków i ZSO nr 6 im. Jana Kochanowskiego.
Młodzieży, do piór!
Bar jak nowy
Ruszył VI Regionalny Konkurs Literacki –
w tym roku poświęcony Marii Curie– Skłodowskiej. Do 13 maja uczniowie szkół
gimnazjalnych, ponadgimnazjalnych oraz
studenci z terenu Radomia mogą nadsyłać
prace w następujących kategoriach: pojedynczy utwór prozatorski lub dramatyczny
inspirowany życiem i działalnością noblistki, pojedynczy utwór prozatorski lub dramatyczny o tematyce dowolnej (do 5 stron
formatu A4). Prace można nadsyłać pod
adresem e-mail: [email protected] wraz
z krótką informacją na temat autora (imię,
nazwisko, wiek, adres, telefon, nazwa
i adres szkoły, nazwisko opiekuna) oraz
dopisek „VI Regionalny Konkurs Literacki”.
Rozstrzygnięcie 23 maja o godz. 17 w SCM
„Arka”, przy ul. Chrobrego 7/9.
Trwający przez dziesięciolecia i znany
chyba wszystkim radomianom bar przy
ul. Moniuszki w budynku „Sezamu”
znów otwarty. W trakcie remontu lo-
Bar „Sezam” w nowej krasie
Kamienica Starościńska przy ul.
Grodzkiej 8 ożyje. Spółka Rewitalizacja otrzymała na renowację i przebudowę budynku ponad 2 mln zł z Regionalnego Programu Operacyjnego
Województwa Mazowieckiego na lata
2007–2013.
Po generalnym remoncie na piętrze
i poddaszu kamienicy znajdować się będą
pomieszczenia stacji archeologicznej Instytutu Archeologii i Etnologii Polskiej
Akademii Nauk. W piwnicach i na parterze zaplanowano utworzenie ekspozycji
pokazującej wykopaliska archeologiczne
i historię zamku radomskiego. Znajdzie
się tu również miejsce
na spotkania harcerzy
Związku Harcerstwa
Rzeczypospolitej. Wokół
budynku utworzony zostanie parking oraz dwa
skwery. Prace pochłoną
prawie 3 mln zł, z czego
2,1 mln zł pochodzić będzie właśnie z funduszy
unijnych. Zakończenie
inwestycji przewidziane
jest na czerwiec 2012
roku.
Czytelnicy piszą
List ze Lwowa
Gazetę naszą czytają także w Wiedniu, Lwowie, Londynie. Dzięki osobistym kontaktom przesyłamy kilkanaście egzemplarzy do najstarszego związku polonijnego w
Austrii „Strzecha”. Wysyłamy ją przyjaciołom pracującym od lat w Londynie, którzy nieustannie podkreślają
swoje związki z Radomiem. We Lwowie gazeta dociera do
Muzeum Historycznego Miasta Lwowa, którego wicedyrektor Taras Rudko jest z Radomiem zaprzyjaźniony od
lat poprzez kontakty z Muzeum im. Jacka Malczewskiego
i z WSH.
Lwowianin, Polak, tłumacz z języka ukraińskiego
na Polski, pan Andrzej Otko utrzymuje z redakcją stale
kontakty listowne, a my dzięki jego uprzejmości możemy informować czytelników co słychać w dawnej stolicy
Galicji. W ostatnim liście nadeszła recenzja, której fragmenty pozwalamy sobie zamieścić za zgodą autora, którego piękny styl polszczyzny potwierdza stały kontakt z
literaturą polską i ojczystym językiem.
„Szanowny Panie Redaktorze! To właśnie ślady osobistego zaangażowania Pana i zespołu redakcyjnego stanowią
gwarancję, że „Gazeta Radomska” nie będzie nigdy upodabniać się do „tabloidów” i politycznie zaangażowanych
pism (które przedstawiają wartość tylko dla działaczy
i ich kumpli). Pismo pociąga swoją otwartością, zainteresowaniem problematyką, która jest chyba bliska większości
obywateli Radomia. Wielką zaletą, moim zdaniem, jest
rzetelny patriotyzm (chyba nie tylko lokalny), przy braku
patosu i obiegowych wytartych sloganów. Dobrze prezentuje się szata graficzna, zwłaszcza połączenie współczesnych
barwnych ilustracji i dawnych motywów w odcieniu sepii.
Bez wątpienia zaletą pisma jest różnorodność tematyki.
Mnie podobają się teksty dotyczące historii i zabytków (jest
to może skutkiem tego, że nie znam realiów współczesnego
miasta, ale wolę myśleć, że wynika to z ich jakości)… Reasumując powiem, że główną zaletę „Gazety Radomskiej”
widzę w jej „osobistym” charakterze, co chyba nie jest zbyt
typowe dla prasy (chociaż zdarzało się nieraz – znane jest
np. wydawane przez kilka lat całkowicie osobiste czasopismo abbe, Prevost,a). Proszę tak trzymać!
PS Tak długo guzdrałem się z pisaniem tego listu, że
w końcu zrobiła się wiosna. Powyłaziły pierwsze kwiatki
i widziałem z naszego podwórka klucz lecących na północ
dzikich gęsi. No to już powinno być lepiej!
Raz jeszcze serdecznie pozdrawiam
Andrzej Otko
Honor
dla prezydenta
Lech Kaczyński został dziewiętnastym Honorowym
Obywatelem Radomia. Jak się można było spodziewać,
decyzja wzbudziła kontrowersje.
W dobie trwającej od kilku lat „wojny polsko-polskiej” propozycja radomskich radnych PiS, by uhonorować prezydenta Kaczyńskiego, wywołała sprzeciwy. Dyskusja przeniosła się głównie do internetu.
W uzasadnieniu do wniosku o przyznanie Lechowi Kaczyńskiemu
honorowego obywatelstwa czytamy: „Wszystko, co czynił za życia Pan
Prezydent Lech Aleksander Kaczyński, wynikało z poczucia i obowiązku
służby i miłości dla Ojczyzny i drugiego człowieka. [...] Pośmiertne nadanie tytułu Honorowego Obywatelstwa Miasta Radomia [...] jest wyrazem
Naszej wiekopomnej pamięci Pierwszemu Obywatelowi Niepodległej
Polski, który złożył ofiarę życia dla Ojczyzny i wszystkich Jej obywateli”.
Nie wszyscy się z tym zgadzają. Mateusz Tyczyński, członek radomskiej
PO i szef Młodych Demokratów rozpoczął na Facebooku dyskusję. Prezentowali się tu zwolennicy i przeciwnicy pomysłu uhonorowania Lecha
Kaczyńskiego. Liczba tych drugich zdecydowanie przeważała. Swoje negatywne stanowisko co do pomysłu radnych PiS przedstawili też na sesji
rady miejskiej Młodzi Demokraci. Stwierdzili m.in.: „Trudno doszukać
się jakichkolwiek zasług Lecha Kaczyńskiego dla Radomia. Prezydent
Kaczyński jedynie raz złożył w naszym mieście krótką wizytę i na tym jego
związki z Radomiem się kończą”.
Również poseł PO Radosław Witkowski na swoim blogu napisał m.in.:
„To bardzo zły pomysł, który wprowadzi do radomskiego samorządu
atmosferę awantury, jaką doskonale znam z sali sejmowej. Honorowe
obywatelstwo nadaje się za szczególne zasługi dla miasta. A co zrobił dla
Radomia Lech Kaczyński?
Na to wszystko odpowiadał radny PiS Jakub Kowalski na – a jakże – Facebooku: „Honorowe obywatelstwo to nie tylko wyróżnienie za zasługi
dla miasta. To wyróżnienie za całokształt, postawę i godne zapisanie się
w historii. To także wyraz szacunku dla danej osoby”.
W sobotę 9 kwietnia, w przeddzień rocznicy katastrofy smoleńskiej,
odbyła się nadzwyczajna sesja Rady Miejskiej. Oprócz radnych byli na niej
obecni m.in. posłowie, księża, w tym biskup senior Edward Materski i Jacek Sasin, współpracownik Lecha Kaczyńskiego w kancelarii prezydenta.
To on właśnie w imieniu rodziny, współpracowników i przyjaciół śp. prezydenta podziękował radomianom za inicjatywę jego uczczenia.
W głosowaniu za nadaniem honorowego obywatelstwa Lechowi Kaczyńskiemu było 14 radnych PiS i Włodzimierz Bojarski z PSL, przeciw
6 radnych z PO i niezależny Piotr Szprendałowicz. Wniosek przeszedł.
Dodajmy, że radni SLD nie wzięli udział w głosowaniu na znak protestu
– wcześniej radni PiS odrzucili ich kandydaturę Józefa Grzecznarowskiego na Honorowego Obywatela Radomia.
Sesja zakończyła się odczytaniem przez historyka Dariusza Żytnickiego deklaracji powołania społecznego komitetu budowy pomnika śp. Lecha Kaczyńskiego.
AKA
Honorowi Obywatele Radomia:
Antoni Czortek, Ignacy Daszyński, Maria Fołtyn, Mirosław Hermaszewski,
Jan Paweł II, Lech Kaczyński, Piotr Klimuk, Leszek Kołakowski, Bolesław
Limanowski, Edward Materski, Michaił Orłow, Kazimierz Paździor, Józef
Piłsudski, Edward Śmigły-Rydz, Włodzimierz Sedlak, Tadeusz Sołtyk, Andrzej Wajda, Lech Wałęsa, Zygmunt Zimowski.
Redaktor naczelny:
Jerzy Madejski
Wydawca: Wyższa Szkoła Handlowa w Radomiu
ul. Traugutta 61, 26-600 Radom,
tel (48) 363 22 90, e-mail: [email protected]
Opracowanie graficzne i skład:
Mariusz Zając
Wszystkie prawa zastrzeżone.
3
MIASTO
Sukces gimnazjalistów z Jastrzębi
Forum pismaków
Każdy specjalizuje się w czymś innym. Dawid Kwaśniewski robi filmy, Dominik Głuchowski animacje
komputerowe. Sandra Maniak pomaga kolegom
w tych poczynaniach. Niektórzy na stronach internetu
zamieszczają swoje wiersze.
Nad wszystkim czuwa pani Małgorzata Grabowska, opiekunka internautów z I i II klasy Gimnazjum im.
Biskupa Chrapka w Jastrzębi. Jedynego gimnazjum w gminie. Jednego
z niewielu w Polsce, które może poszczycić się wyjątkowym sukcesem.
Zdobyciem Tytułu Mistrza Internetu,
dzięki zajęciu I miejsca w konkursie
na stronę internetową gimnazjum...
„Forum Pismaków” to najstarszy
ogólnopolski konkurs gazetek szkolnych, organizowany w Wałbrzychu
od 1996 roku. W br. odbyła się 16.
edycja konkursu w znacznie poszerzonej formule. Obecnie to konkurs
dla młodych dziennikarzy, nie tylko
prasowych. Uroczystą galę w dniu
1 kwietnia poprzedziły dwudniowe
warsztaty dla nagrodzonych uczniów
i opiekunów szkolnych redakcji. Od
czternastu edycji Forum współorganizuje Fundacja Nowe Media. Po raz
kolejny patronat objęło Ministerstwo
Edukacji Narodowej. „Forum Pismaków” wyróżniając gazetki promuje
jednocześnie samodzielność myślenia. Premiowane są takie wartości,
jak umiejętność dialogu i argumentowania, obiektywizm, szacunek dla
oponentów. Punktacji podlega różnorodność tematyki i form wypowiedzi
dziennikarskiej, oraz estetyka gaze-
tek, choć profesjonalizm wydania (kolor, lepszy papier) nie ma wpływu na
ocenę. Jury docenia odwagę autorów,
przejawiającą się w podejmowaniu
istotnych dla społeczności uczniowskiej problemów, oraz obiektywizm w
ich prezentowaniu. Cechą najbardziej
poszukiwaną jest oryginalność. Forum wyróżnia te gatunki, które tworzą nową jakość w świecie szkolnych
mediów – bez kopiowania z innych
środków przekazu, oraz wykraczające zainteresowaniami i aktywnością
poza utarte ścieżki.
mad
Podczas Radomskiego Spotkania Podróżników o lataniu opowiadał Sebastian Kawa, z zawodu lekarz, z zamiłowania żeglarz i przede wszystkim multimedalista mistrzostw Świata i Europy w lotach szybowcowych.
3
Igor Marszałkiewicz, który po ostatnich wyborach wszedł do sejmiku
Mazowsza z listy PiS, zrzekł się mandatu radnego – wybrał funkcję
zastępcy prezydenta Radomia. W miejsce Marszałkiewicza do sejmiku
wszedł Jan Rejczak.
A w Mazowieckim Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia” wernisaż
wystawy Hanny Wojdały-Markowskiej „Malarstwo i tkanina”.
4
Dominika Kozakiewicz i Aneta Kuraś, uczennice Zespołu Szkół Zawodowych im. Jana Kilińskiego w Radomiu, zdobyły złoty medal na Międzynarodowych Targach Poznańskich za projekt dwufunkcyjnej torby młodzieżowej.
To piąty złoty medal, jaki zdobyli uczniowie szkoły na poznańskich targach.
Z kolei Dominika Siedlecka i Jolanta Kopeć, studentki wzornictwa na Politechnice Radomskiej przywiozły z Międzynarodowych Targów Poznańskich dwa złote medale: Dominika za kolekcję wzorów obuwia męskiego
inspirowaną twórczością Jeana-Michela Basquiata, a Jolanta za projekty
obuwia ortopedycznego.
Justyna Kozdryk, zawodniczka Kraski Jasieniec i Radomskiego Stowarzyszenia Sportu i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych „Start”
została rekordzistką świata. Podczas Igrzysk Światowych Sportów Siłowych w USA w konkurencji wyciskania sztangi leżąc w kategorii wagowej
47 kg podniosła ciężar 120 kg.
7
– Najwięcej jesteśmy w stanie nauczyć się podczas zajęć
praktycznych. Tym chętniej
się uczymy, gdy sprawia nam
to radość – powiedział E. Zieliński Każdy miał okazję wcielić się w rolę prawdziwego fotografa bądź modela. Pomimo
że profesjonalny sprzęt do
lekkich nie należy, nawet najmłodszy uczestnik warsztatów
7-letni Szymon z pomocą
Edwina poradził sobie z nim
perfekcyjnie.
Warsztaty uświetnił pokaz
sztuczek magicznych w wykonaniu Maćka z WSH.
Sobotnie popołudnie minęło bardzo szybko. Wolontariusze zapewnili, że to nie
była ich ostatnia wizyta w
hospicjum.
Milena Kurowska
Wolontariusze z WSH
zorganizowali zajęcia dla
podopiecznych Hospicjum Królowej Apostołów
w Radomiu. Studenci, jak
sami przyznają, wiosnę
mają w sobie i chcą się
nią dzielić. Zajęcia odbyły
się 9 kwietnia.
Wolontariusze zorganizowali warsztaty fotograficzne dla
dzieci i młodzieży – podopiecznych Hospicjum Królowej
Apostołów. Zajęcia z fotografii
poprowadził młody radomski
fotografik – Edwin Zieliński.
Po wprowadzeniu wszystkich w
świat fotografii, jedna z sal hospicjum zamieniła się w prawdziwe studio fotograficzne.
Kinematografia bez tajemnic
Podczas spotkania z cyklu „Co
każdy kinomaniak wiedzieć powinien?” studenci zadawali pytania
o tematyce filmowej, np.: „Jak uzy-
Ustanowiony w tym roku Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Przedstawiciele organizacji kombatanckich i władz Radomia
złożyli wiązanki kwiatów pod pomnikiem Żołnierzy Zrzeszenia Wolność
i Niezawisłość. Dzień wcześniej prezydent Andrzej Kosztowniak wręczył
19 uczestnikom II Konspiracji Antykomunistycznej medale herbowe miasta
Radomia i pamiątkowe albumy.
1
5
Uśmiech proszę!
Studencki Klub Filmowy
„CINEMAnia” przy WSH
gościł dyrektora kina
„HELIOS” Roberta Kaczora.
Wydarzyło się
w marcu
skać zgodę na publiczną projekcję
filmów?”, „Jakie filmy najlepiej się
sprzedają?”, „Które filmy w Radomiu miały największą oglądalność?”,
„Jak dobierać repertuar?” itd. itp. W
Radomiu zainteresowaniem cieszą
się filmy polskie. Film „Sala samobójców” okazała się hitem kinowym
w marcu. Z aplauzem publiczności
spotkał się film – „Och Karol 2”.
Zainteresowani dowiedzieli się jak
funkcjonuje kino oraz jakie są jego
struktury organizacyjne. Informacje
poszerzyły wiedzę słuchaczy na temat kinematografii.
Spotkania tego typu odbywać się
będą co miesiąc, może w nich uczestniczyć każdy zainteresowany. Kontakt pod adresem e-mail: cinemania.
[email protected].
ETT.
Odbyły się kolejne Kusaki czyli plenerowy obrzęd ludowy „Ścięcie Śmierci”
w Jedlińsku. Jak zwykle przybyły tłumy. I tak już ponoć od XVI wieku.
A tymczasem w Radomskim Klubie Środowisk Twórczych i Galeria „Łaźnia”
otwarcie wystawy fotografii Mirosława Dygały, zasłużonego członka Radomskiego Towarzystwa Fotograficznego i Fotoklubu Rzeczypospolitej Polskiej.
8
W „Łaźni” wystawa „Mirosław Kołsut i przyjaciele”. Obok twórczości znanego i cenionego artysty plastyka i rzeźbiarza prezentowane
są prace osób z nim związanych, m.in. Andrzeja Brzegowego, Adama Gugały, Leszka Kwiatkowskiego, Sylwestra Zakrzewskiego.
11
W pierwszy, czyli wstępny poniedziałek Wielkiego Postu
Wstępy czyli Skaryszewski Jarmark Koński – jedna z największych imprez tego typu w Europie. Około 1500 koni, ponad 10 tysięcy
gości, liczni wystawcy, kupcy z całej Europy. Czegóż chcieć więcej?
14-15
VIII Ogólnopolskie Targi Szkół Wyższych Radom 2011. Swoje oferty zaprezentowało prawie 30 uczelni, m.in. Uniwersytet Łódzki,
Wojskowa Akademia Techniczna, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej
w Lublinie, Wyższa Szkoła Handlowa w Radomiu.
15
Komenda miejska i komenda wojewódzka w Radomiu dostały po alfie romeo 159, zaopatrzonej w fotoradary i wideorejestratory. Samochody rozpędzają się do setki w mniej niż 7 sekund i mogą osiągnąć 235 km/h. Drżyjcie piraci!
18
Szkolne targi, ale tym razem dla gimnazjalistów. Przez
dwa dni w hali MOSiR-u prezentowały się szkoły zawodowe, artystyczne i licea.
21-22
W Resursie Obywatelskiej wernisaż wystawy fotografii Teresy, Arkadiusza, Jana, Jerzego i Piotra Kutkowskich „Z drogi”. Czyli rodzina pokazuje, jak fotografuje się świat.
24
Klub Historyczny im. gen. Stefana Roweckiego „Grota” tym razem
zaprosił na spotkanie filmowe poświęcone Żołnierzom Wyklętym.
Można było obejrzeć filmy dokumentalne „Orlik” – o majorze Marianie Bernaciaku, dowódcy powojennej partyzantki AK-WiN oraz „Żubryd” dotyczący działalności kapitana Antoniego Żubryda „Zucha”.
25
27
28
W radomskim teatrze premiera – „Brat naszego Boga” Karola Wojtyły, w reżyserii Andrzeja Rozhina.
Ruszył nabór do przedszkoli. Dla trzy– i czterolatków przygotowano
w mieście prawie 4200 miejsc.
4
D AW N Y C H W S P O M N I E Ń C Z A R
Verba volant,
scripta manent
W kolejnym odcinku wspomnień
przenosimy się w czasy gazet i czasopism, które, jak np. „Dookoła
Świata” pisały o odległych konty-
nentach, poruszały tematy pełne
czaru i egzotyki. Były to także czasy
radia. Telewizja skromnie dawała
o sobie znać. Muzyka rozrywko-
Nr 6 • kwiecień 2011
wa rozpowszechniała się m.in.
dzięki pionkowskiej wytwórni
„Pronit” produkującej czarne
krążki.
Słońce za pazuchą
serem. Pomidory, jabłka i ogórki
stanowiły uzupełnienie posiłku w
witaminy. Papryka była w tym czasie warzywem w Polsce nieznanym,
o bananach niewielu słyszało, a pomarańcze były rarytasem dodawanym do świątecznych paczek na imprezach choinkowych w zakładach
pracy rodziców.
Do rzadkości należały radiowe
odbiorniki tranzystorowe. Jeśli
ktoś miał na kocu takie radio np.
marki „Szarotka” skupiali się wokół niego znajomi płci obojga, by
słuchać „Koncertu życzeń” czy
„Muzyki i aktualności”.
Prasa, radio
i inne rozrywki
W kioskach RSW Prasa Książka
„Ruch” można było kupić, oprócz
kilku gatunków, papierosów, z których wśród młodzieży największą
popularnością cieszyły się „Mewy”,
także gazety, regionalne, dzienniki
„Życie Radomskie” (mutacja „Życia Warszawy”) i „Słowo Ludu” (
redakcja naczelna mieściła się w
Kielcach, w Radomiu był oddział)
oraz centralnie wydawaną „Trybunę Ludu”, „Sztandar Młodych”…
Ukazywały się też tygodniki: „Polityka”, „Przyjaciółka”, „Kobieta
i Życie” (z dodatkiem „Wykroje
i wzory”), „Świat”, „Przekrój”,
„Film”. Także miesięcznik naukowy „Problemy”. Kiedy zaczęto
wydawać ilustrowany tygodnik
„Dookoła Świata”, który w pewnym okresie wyparł nawet popularny „Przekrój”, trzeba było nie
lada znajomości, by skompletować
wszystkie numery. Roczniki można było oprawić u introligatora. W
ten sposób zbierałem pokaźnych
rozmiarów księgi „Dookoła…”, „
Przekroju”, „ Filmu”, później „Magazynu filmowego”, „Wiadomości
filmowych”. Z czasem kompletowałem w ten sam sposób pierwszy
polski komiks „Relax”. Miałem
znajomą kioskarkę w kiosku na
rogu ul. Traugutta i pl. Małgorzatki. Tygodniki odkładała mi do teczki, a właściwie nie tyle mnie, ile mojemu ojcu. On kupował i płacił, a ja
zbierałem i składałem kompletując
roczniki. Zdarzało się, że nakład
któregoś z ilustrowanych tygodników był mniejszy i wtedy nie dla
wszystkich wystarczało czasopism.
Pani z kiosku stosowała wtedy
sprzedaż wiązaną – „Dookoła Świata”, ale tylko razem z „Polityką”,
która nie miała w latach 50. zbytu,
czasami dodawała jeszcze „Trybunę”. Za wszystkie gazety, także i te
dodatkowe, czasami ze zwrotów
z dnia poprzedniego, trzeba było
płacić normalną cenę. W kioskach
były nie tylko gazety i czasopisma,
także przybory do palenia tj. cygarniczki i
szklane lufki, tabaka i papierosy.
Tabaki zażywało
niewielu. My robiliśmy z jej użyciem przeróżne
żarty. Ot, wsypywaliśmy komuś ją
do kieszeni, bądź
pocieraliśmy ręką
pełną tabaki nos
delikwenta. Papierosów było bez
liku i to wyłącznie
niemal polskich,
najwięcej – radomskich.
W radomskiej „tytoniówce” produkowano „Sporty”, „Ekstra Mocne”, „Płaskie”, „Damskie”, później
„Carmeny”. Z innych fabryk m.in.
z krakowskich Czyżyn dostarczano „Wawele”, „Belwedery”, „Dukaty”, „Wczasowe”, „Rarytasy”,
„Caro”. Pewnie pominąłem kilka
marek, łatwiej byłoby spamiętać
wódki kolorowe z tamtych czasów, bo oprócz likieru miętowego
była jeszcze chyba „żołądkówka” i
„żołądkówka gorzka” oraz „pomarańczówka”. Wszyscy namiętnie
pijący zaopatrywali się wyłącznie
w czystą z czerwoną kartką. Była
jeszcze z białą i niebieską. Najdroższa z białą, bo dobrze filtrowana.
Gorzały nie brakowało i mówiono,
że nigdy nie zabraknie. Półlitrowa
butelka przez kilka lat kosztowała
18 zł 50 gr. Później podrożała i pomimo że podwyżek płac nie było,
albo były niewielkie, kosztowała aż
do dewaluacji złotówki 44,50. Jako
dziecko nie znałem smaku wódki
ale znałem jej zapach i cenę. Oprócz
mamy pozostali członkowie rodziny bliższej i dalszej tj. babka, stryjowie i stryjenki „nie wylewali za
kołnierz”, a mnie często posyłano
po wódkę, gdy tylko wyrosłem na
tyle, by móc wchodzić do kina na
filmy od lat 16.
Na basenie „Broni”, o którym
wspominałem w poprzednim odcinku wspomnień, nie spotykało się
pijanych i pijących. Można ich było
spotkać w niedzielę poza miastem.
Bogatsi latem jeździli do Jedlni-Letnisko i Garbatki-Letnisko – pociągiem. Ci gorzej sytuowani udawali
się autobusem linii nr 5 do Kosowa.
Nad stawami w lesie biwakowały
tłumy: matek z dziećmi, sztubaków,
statecznych ojców i nieodpowiedzialnych lowelasów. W tym rojowisku ocierających się
o siebie półnagusów
bez koszul w spodniach z podwiniętymi
nogawkami, w sporządzonych naprędce
nakryciach głowy z
chustek z zawiązanymi rogami, brylowały
świadome swej urody
kobiety. Nie spotykało się samotnych.
Jeśli nie towarzyszyli
im mężczyźni, łączyły się w stada z chichotającymi radośnie koleżankami. Nie
był to jeszcze czas grillów,
fast foodów i rozbudowanej gastronomii. Na leśnych ścieżkach i nad
wodą sprzedawano lody „pingwiny”, jedyny wówczas gatunek mrożonych specjałów, oraz oranżadę.
Saturatory z wodą sodową, zwaną
złośliwie „gruźliczanką”, pojawiły się znacznie później w pobliżu
sklepu spożywczego na końcowym
przystanku „piątki”. Po prostu potrzebne było zasilanie elektryczne
do wózków saturatorowych.
Na
niedzielnych
festynach pojawiał się też pan z
watą na patyku i
kobiety z obwarzankami. Stali
bywalcy zabierali
ze sobą kanapki
i napoje sporządzane w domu.
Wędliny były drogie, dlatego pajdy
chleba smarowało
się smalcem, przygotowywano je też
z masłem i żółtym
Na falach eteru
Pierwsze telewizory pojawiły
się w Radomiu w połowie lat 50.,
jeszcze nie na masową skalę. Kto
miał takie „radio z lufcikiem” (tak
nazwał telewizor felietonista „Ekspresu Wieczornego” Stefan Wie-
checki „Wiech”)
zapraszał sąsiadów, albo sąsiedzi
sami się do niego wpraszali, by
oglądać „Dziennik” czy transmisje
„na żywo” Teatru Telewizji, prezentującego np. teatr sensacji „Kobra” . Telewizja, najpierw z jednym
programem, dwa razy w tygodniu,
później z dwoma programami,
przebijała się wolno, wypierając
radioodbiorniki. Póki co, słuchaliśmy radia…
Sobota była jeszcze dniem pracy.
Wolne soboty, o czym nie wszyscy
już pamiętają, przyszły razem z „Solidarnością”. Wieczorem w sobotę
po pracy rodzina zasiadała przed
radioodbiornikiem, by wysłuchać
program rozrywkowy „Przy sobocie po robocie”, albo firmowaną
przez Wacława Przybylskiego i
Andrzeja Rokitę „Zgaduj-Zgadulę”. Z programów rozrywkowych
był jeszcze „Teatr Eterek” (tu teatr
uniwersalny eterek, mamy zaszczyt
przedstawić profesora Penduszkę
– tak się to zaczynało). Ciekawa,
szczególnie od strony muzycznej
(5)
była „Muzyka i aktualności”. Z
rana zaspanych radiosłuchaczy budził rześki głos spikera zapowiadając „Gimnastykę poranną”. Leniwi
wykonywali przysiady podczas
golenia. Ja w oczekiwaniu na ślady
pierwszego zarostu żyletek używałem do temperówki (tych, którzy
nie pamiętają informuję, że temperówka, albo strugaczka służyła
do ostrzenia ołówków, które zbyt
często się łamały). W zeszytach pisaliśmy piórem składającym się ze
stalówki i obsadki . Stalówkę zanurzało się w kałamarzu z atramentem. W szkołach o uzupełnianie
kałamarzy dbała woźna (mężczyźni w tej branży pojawili się dopiero w liceach i wzbudzali większy
autorytet). Czego tam nie było w
tych kałamarzach: wrzucano muchy, kawałki kredy, resztki gumek
do wycierania i innych śmieci…
To ułatwiało stawianie kleksów. By
atrament nie rozmazywał się na całej kartce zeszytu, nieodzowna była
bibuła, dodawano ją
do każdego szesnastokartkowego
zeszytu. Do szkolnych przyborów
należała jeszcze
ryga, podkładało
się ją pod kartkę
w zeszycie z „czystymi „stronami.
Wyraźne linijki
prześwitywały na
drugą stronę kartki i łatwiej było
zapisywać na niej
treści, czy podpisy
pod rysunkami np.
z biologii. Ławki z otworami na
kałamarze służyły jako boiska do
cymbergaja (popularna gra przypominająca mecz piłkarski jeden
na jednego – potrzebne były dwie
duże monety i jedna mała oraz
kostka z plastiku, zastępowana
czasami grzebieniem). Grzebień
nosił ze sobą każdy, podobnie jak
prostokątne lusterko ze zdjęciem
jakiejś aktorki, np. Brigitte Bardot,
bądź Giny Lollobrigidy. Dziewczęta miały okrągłe lusterka z Gerardem Philipem na odwrocie (innych
idoli małolatek nie pamiętam, ale
nie byli to jeszcze piosenkarze, bo
polscy nie cieszyli się popularnością (Janusz Gniadkowski, Zbigniew
Kurtycz), a ci z Zachodu byli prawie nieznani, chyba że ktoś słuchał
„Radia Luksemburg” (to dopiero
były przeboje!). Era przebojów nastała z chwilą wprowadzenia elektrycznych gramofonów typu „Bambino”. Z czasem winylowe płyty
zastąpiły magnetofonowe taśmy, a
adaptery – magnetofony…
Jerzy Madejski
REKLAMA
5
6
HISTORIA
Nr 6 • kwiecień 2011
Hubal jakiego nie znamy
Znamy majora Hubala z filmu Bohdana Poręby. Znamy
go również z „Hubalczyków” Melchiora Wańkowicza.
Czy znamy go naprawdę? Przez wiele lat przypisywano
mu wszystkie najgorsze cechy stanu szlacheckiego.
Emigracyjny historyk Władysław
Pobóg-Malinowski napisał: „Był on
połączeniem gorącego patriotyzmu,
szaleńczego bohaterstwa, ułańskiej
fantazji i zbrodniczego warcholstwa”.
Utrwalano w naszej świadomości przezwisko „Szalonego majora”,
przez jednych odczytywane jako szalona odwaga w obliczu wroga, przez
drugich wprost jako szaleństwo.
W 1948 roku Juliusz Mieroszewski, od najmłodszych lat związany z
Henrykiem Dobrzańskim, czyli majorem Hubalem, napisał: „(...) ci, co
po nas przyjdą, znać go będą takim,
jakim odtworzył go Wańkowicz”.
Nie pomylił się. Opinia na temat
majora Hubala kształtowana była i
jest nie na podstawie opracowań naukowych, ale na podstawie książki
„Hubalczycy” i filmu „Hubal”. Jest to
obraz nie dość że niepełny, to jeszcze
pokazujący nam Hubala w ekstremalnych warunkach pierwszych miesięcy okupacji, kiedy trudno mierzyć
człowieka naszą miarą i oceniać jego
postępowanie według „pokojowych”
norm.
Jaki był major Henryk Dobrzański
w czasie nim rozpętała się zawierucha wojenna?
Pisano o nim, że był kontrowersyjny, że sprawiał przełożonym kłopoty,
dlatego przesuwano go z jednostki do
jednostki. Będąc, na przykład, kwatermistrzem 4. Pułku Ułanów w Wilnie,
podważył zasadność zakupu mleka w
gospodarstwie należącym do dowódcy Okręgu Korpusu Grodno. Mleko
dostarczane z tego gospodarstwa było
o wiele droższe od cywilnego dostawcy. Dobrzańskiego przeniesiono do
innej jednostki, a proceder nadużycia
kwitł dalej. Za Dobrzańskim poszła
jednak fama, że jest człowiekiem niewygodnym, a więc kontrowersyjnym.
Taką też opinię przekazywano o Dobrzańskim po wojnie, nie wnikając w
szczegóły, chcąc zdyskredytować jego
okupacyjną działalność.
Żołnierze mieli jednak o swoim
dowódcy zupełnie inne zdanie. Jeden z jego byłych podwładnych, chor.
Leopold Gadzina z 2. Pułku SzwoleList do matki
Mojej
najukochańszej
Matce – z prośbą byś wiedziała, że jesteś wzorem
najlepszej matki na świecie. Dla takiego szczęśliwego wybrańca losu jak ja,
niczym są kataklizmy, bo
zawsze żyję myślą, że mogę
się taką matką poszczycić.
Pamiętaj, że zawsze żyję
z myślą, byś nie żałowała
trudu, który włożyłaś wychowując mnie na porządnego człowieka.
(Dedykacja dla matki
– H. Dobrzański, 1938 rok
żerów Rokitniańskich, wystawił Dobrzańskiemu następującą opinię:
„Był to człowiek kulturalny, pełen
szacunku i powagi (...)– pisał chor.
Leopold Gadzina. – Był średniego
wzrostu, krępy i powolny. W rozmowie przyjemny, zrównoważony
i sympatyczny, lubił wypytywać się
żołnierzy o pochodzenie i wykształcenie. Na taki to temat kilka razy rozmawiał ze mną”.
Dobrzański był doskonałym jeźdźcem i instruktorem jazdy. Swoim
kolegom udzielał nieraz niepodręcznikowych, aczkolwiek skutecznych
rad. Oto jedna z nich:
– Wieczorem przy kieliszku, posypały się „sportowe wspominki” – pisał Roman Rogowski – Postawny por.
Dąmbski opowiedział jak w 1927 roku,
w Poznaniu, na torze w Ławicy, odbywały się zawody o mistrzostwo „Militari”. Między innymi do pokonania
była trudna przeszkoda – (żywopłot,
a za nim rów z wodą, tzw. skok trybunowy) – wtedy Dobrzański dał mu taką
radę: „Gdy będziesz najeżdżał na przeszkodę weź cugle w jedną rękę, zamknij
oczy, a koniowi przylej mocno batem”.
Posłuchałem się tej rady – mówił por.
Dąmbski – koń tak dobrze skoczył, że
wylądował dwa metry za rowem.
Panie twierdziły, że major Dobrzański był mężczyzną sympatycznym, o doskonałych manierach
i świetnym tancerzem. Zacytujmy
wspomnienia jednej z nich:
– Do Wołkowyska Dobrzański trafił w 1938 roku – wspominała Irena
Bączkowska – dowodził szwadronem
zapasowym 4. pułku ułanów, a mój
mąż, Jan Bączkowski, był w 13. pułku ułanów. Tam zaprzyjaźniliśmy się
i serdecznie polubiliśmy tego bardzo
Przypomnienie historii
Maszerują Strzelcy
Po rocznej przerwie Kozienickie Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznych
przygotowuje dla mieszkańców powiatu kozienickiego
i wszystkich pasjonatów
historii, barwy i oręża Wojska Polskiego, rekonstrukcję
historyczną walk na terenie
powiatu kozienickiego.
Rekonstrukcja nawiązywać będzie
do wydarzeń z 10–15 września 1939 r.,
od chwili zniszczenia mostu na przedmościu maciejowickim. Obrazowo
ukazywać będzie przeprawę przez
Wisłę Wileńskiej Brygady Kawalerii i
13 Dywizji Piechoty, a także heroiczne
zmagania, przedzierającego się w stronę Wisły 31. Pułku Piechoty Strzelców
Kaniowskich z Sieradza.
Oprócz samej rekonstrukcji organizatorzy planują również wiele
wydarzeń towarzyszących, m.in.
projekcję filmu „Korespondent Bry-
an” – ukazujący niespotykane, unikatowe zdjęcia i relacje z oblężonej
Warszawy, utrwalone we wrześniu
1939 r. przez naocznego świadka –
Amerykanina Juliena Bryana, w formie fabularnego reportażu. Ponadto
prezentowane będą zdjęcia ukazujące wojnę i okupację na Ziemi Kozie-
nickiej m.in. ze zbiorów twórcy
strony www.kozienice39.pl.
Patronat nad uroczystościami
objęli m.in. gen. bryg. Jerzy Matusik – zastępca szefa BOR, Janusz
Stąpór – starosta kozienicki, Tomasz Śmietanka – burmistrz Kozienic.
J.L.
Córeczko moja ukochana! (...) Tatuś zawsze
o swojej najukochańszej
Jedynaczce myślał bardzo
i z całych swoich sił kocha
i kochać będzie. Może Bozia da, że jeszcze danym mi
będzie Córeczkę osobiście
ucałować, uściskać i do serca przytulić.
(List do córki Krystyny
– H. Dobrzański 1.10.1939)
niecodziennego człowieka, o wielkim
uroku osobistym i ciekawym spojrzeniu na świat. Henryk Dobrzański interesował się wszystkim, co się działo
na świecie, kochał i rozumiał przyrodę. (...) zawsze był pełen wdzięku,
zajmujący w rozmowie, interesujący
się wszystkim na świecie. Był przy tym
staroświeckim moralistą. Okropnie
judził mego męża przeciw mnie, że
jestem ówczesną „liberated”, kobietą
i pracuję zawodowo. A mnie prawił
zupełnie poważne kazania, że powinnam siedzieć w domu, w Wołkowysku, kisić rydze, smażyć borówki
na słodko i na kwaśno, hodować psy i
dzieci i najwyżej mogłabym trenować
moją „steeplerkę” Primadonnę (...)
Jakże Henio kochał przyrodę, rzekę,
las... Jak lubił wyrwać się na kajak, na
Roś. Nigdy też nie zapomnę ostatniego
galopu, polnymi i leśnymi dróżkami,
gdzieś koło Izabelina. Ostatniego galopu przed wojną... Jechaliśmy w parę
koni. Było już blisko zachodu słońca.
Pola – tylko co zżęte – po wspaniałych, jak mówili ludzie „na wojnę”,
żniwach. Oficerowie nie mieli już
czasu trenować koni do konkursów.
Była tylko kancelaria, były magazyny
i „moby” (mobilizacja – przyp. J.W.). I
w ten uroczy, późny letni wieczór wyrwali się z koła twardych obowiązków,
żeby ten poświst letniego wiatru i tętnienie kopyt końskich i barwy światła
zostały z nimi na zawsze.
30 kwietnia minie 71. rocznica
śmierci majora Hubala, bohatera, patrioty, prawdziwego Polaka.
J. Woroniecki
Major Dobrzański ze swoją ukochaną córką Krystyną (fot. ze zbiorów K. SobierajskiejDobrzańskiej)
Molendy –
rocznica bitwy
W niedzielę, 10 kwietnia br., w kościele parafialnym w Garbatce odbyła
się msza św. koncelebrowana przez J.E.
ks. biskupa Stefana Siczka, poświęcona 1. rocznicy katastrofy pod Smoleńskiem, w której zginęło 96 osób, w tym
prezydent RP Lech Kaczyński i ostatni prezydent na uchodźstwie Ryszard
Kaczorowski.
W tych dniach przypadała również
67. rocznica bitwy pod Molendami: 7
kwietnia 1944 roku.
Dziś w miejscu tej walki, na leśnej
polanie, stoi pomnik upamiętniający
śmierć 18 poległych w niej partyzantów oraz ofiar pacyfikacji wsi w dniu
22 lipca 1943 roku.
W minioną niedzielę odbyła się tu
uroczystość rocznicowa, na którą licznie przybyli kombatanci ze Światowego Związku Żołnierzy AK, Związku
Byłych Więźniów Politycznych i Osób
Represjonowanych. Przybyli również
uczniowie Zespołu Szkół Samorządowych i Technikum Leśnego w Garbatce oraz Zespołu Szkół Zawodowych
im. Hubala w Radomiu. Wśród gości
składali kwiaty m.in. poseł na Sejm
Wójt Robert Kowalczyk żywo interesuje
się kawalerią polską. Na zdjęciu w rozmowie z dowódcą 22. Pułku Ułanów Podkarpackich z Garbatki, Pawłem Kibilem
Czesław Czechyra i radny sejmiku
mazowieckiego Zbigniew Gołąbek.
Wartę przy pomniku wystawili członkowie Kozienickiej Grupy Rekonstrukcji Historycznej. Asystowali im
konno ułani ze Stowarzyszenia Kawaleryjskiego im. 22. Pułku Ułanów
Podkarpackich z Garbatki oraz Szwadron Ziemi Radomskiej im. 11. Pułku
Ułanów im. Marszałka Edwarda Śmigłego Rydza z Radomia.
Organizatorem uroczystości był
Urząd Gminy i wójt gminy Garbatka,
Robert Kowalczyk. J. Woroniecki
7
SPOŁECZEŃSTWO
Literacko na wiosnę
Czas płynie. Już po raz 34. Miejska Biblioteka
Publiczna w Radomiu zorganizowała
Radomską Wiosnę Literacką.
Impreza trwała cztery dni, od 5
do 8 kwietnia i trzeba przyznać, że
były to dni bardzo intensywne. W
głównej siedzibie biblioteki i jej filiach odbyło się ponad 20 spotkań
autorskich, promocji, wykładów i
koncertów. Wymienić tu trzeba na
pewno „Lwów cudowny” – spotkanie ze znanym reżyserem Januszem
Majewskim, połączone z koncertem
lwowskich przebojów w wykonaniu
Wojciecha Habeli. Majewski, twórca
tak znakomitych filmów jak „Zaklęte
rewiry” czy „C.K. Dezerterzy” jest z
pochodzenia lwowianinem i autorem wspomnieniowej książki „Mała
matura”. W tym roku do Radomia
zawitali też m.in. Agata Tuszyńska
– uznana reportażystka, prozaiczna
i poetka, Łukasz Dębski – scenarzysta, autor wielu lubianych książek
dla dzieci, czy Zbigniew Masternak,
prozaik, dramaturg, autor scenariuszy filmowych. Wszystkich wymienić
nie sposób.
Niewątpliwie literacką gwiazdą
tegorocznej Wiosny był Wojciech
Kuczok, laureat Nagrody Literackiej Nike i Paszportu Polityki za
powieść „Gnój”. Kuczok to nie tylko
prozaik, również poeta, scenarzysta i – z zamiłowania – krytyk filmowy. W Radomiu czytał fragment
swojej najnowszej powieści „Spiski.
Przygody tatrzańskie”. Spotkanie
mocno się przedłużyło, bo pytań z
sali było sporo. Pisarz opowiadał o
metodach pracy, negował polskich
krytyków za instynkt stadny i wyznał, że jego marzeniem jest ucieczka od świata w leśną głuszę. Na
koniec zaserwował radomianom
fragmenty swojego opowiadania
– mocno prześmiewczego i erotycznego, rojącego się od sformułowań
typu „cichodajka i cichobiorca”,
„przewlekle niepokalana panienka”, „kładka wzwodzona”.
Jak przez lata zmieniała się radomska literacka impreza? Czy w dobie
spadku czytelnictwa nie straciła na
znaczeniu?
– Wręcz przeciwnie! – uważa Anna
Skubisz, dyrektor MBP. – Od 1993 r.
osobiście jestem zaangażowana w
organizację Wiosny i jestem prze-
konana, że owszem zmienia się, ale
na lepsze. Każdego roku udaje nam
się zaprosić do Radomia literackie
gwiazdy. Co roku radomianom prezentują się też inni i różnorodni twórcy. A kiedyś na Wiośnie regularnie
pojawiała się grupa tych samych prozaików i poetów, co musiało być dość
nużące. Publiczność mamy wierną,
radomianie przychodzą na spotkania z własnych chęci, przygotowani,
znają utwory poszczególnych gości.
Widać, że przychodzą „na swojego
pisarza”.
AKA
Ceglane metamorfozy
Czasy się zmieniają,
a wraz z nimi również...
budowle. Czego przykładem mogą być losy dwóch
najbardziej charakterystycznych obiektów na
radomskich Glinicach:
wieży ciśnień i dawnego
kina „Odeon”.
Wieża przeżywa właśnie swoją
drugą młodość. Prace remontowe
są już mocno zaawansowane. Małe
świetliki zamieniły się niedawno w
kilkanaście dużych okien. Dziś wokół stoją rusztowania – odnawiana
jest zszarzała przez dziesięciolecia
elewacja. W zabytkowym budynku
powstaną pomieszczenia biurowe.
Prace przeprowadza we własnym
zakresie właściciel nieruchomości
– radomska firma Interfach, której
szefowie mają nadzieję, że wyjątkowy budynek będzie przyciągał chętnych najemców.
Pracy jest sporo, przede wszystkim we wnętrzu. Wieża to po prostu
pusty walec z cegły – trzeba więc
zbudować piętra i ściany. Z zewnątrz
– oprócz powiększenia okien – dużo
się nie zmieni. Wojewódzki konserwator zabytków zastrzegł, że wieża
musi zachować swój charakter.
Wieża przy ul. Słowackiego powstała w 1926 roku. Po latach – wraz
z rozbudową miasta i sieci wodociągowej – budynek przestał spełniać
swoją funkcję i stał się bezużyteczny.
W 2001 roku Wodociągi Miejskie
przekazały nieruchomość związkowi zawodowemu kolejarzy, a od niego wieżę przejął Interfach. Ostatnimi
laty pojawiało się sporo pomysłów na
wykorzystanie obiektu. Mówiło się o
restauracji, ośrodku kultury, a nawet
obserwatorium astronomicznym.
Powstaną biura.
Początkowo nosiła nazwę „Radomska Wiosna Poetycka”. Pierwsze wiosenne
tchnienie pod nowym szyldem „Radomskiej Wiosny Literackiej” nastąpiło w
1978 roku. Poszerzona została oferta programowa. W ramach nowej formuły odbywały się spotkania z poetami, prozaikami, wykładowcami wyższych
uczelni, dziennikarzami, aktorami. Imprezie towarzyszą konkursy poetyckie,
sesje naukowe, koncerty, wystawy, kiermasze książek. Wszystkie odbywają
się w Miejskiej Bibliotece Publicznej oraz bibliotekach publicznych powiatu
radomskiego, ale czasami w szkołach, księgarniach, domach kultury. W Radomiu gościliśmy, m.in. Ernesta Brylla, Wandę Chotomską, Józefa Hena, Ryszarda Kapuścińskiego,, Andrzeja Szczypiorskiego, Olgę Tokarczuk, Ninę Andrycz,
Daniela Olbrychskiego, Wojciecha Siemiona, Krzysztofa Zanussiego.
Kilka przecznic dalej, przy ul.
Zagłoby, niszczeje potężny budynek
dawnego kina „Odeon”. Dla tej posesji też nastały nowe czasy – po latach
starań wieloletniemu właścicielowi,
krakowskiej spółce Apollo Film,
udało się wreszcie sprzedać nieruchomość. Spółka od dawna nosiła
się z zamiarem zbycia „Odeonu”,
jednak przeszkadzało w tym m.in.
obciążenie hipoteki. Po zamknięciu
kina budynek był wynajmowany i
pełnił różnie funkcje – był tu m.in.
sklep komputerowy i skład ceramiki. Jednak od kilku lat „Odeon” stał
pusty i niszczał. Wreszcie, w marcu
tego roku, znalazł się kupiec. Dziś
właścicielem nieruchomości jest firma Gortex z Nowego Sącza – jeden
z największych polskich importerów mrożonych mięs i elementów
z drobiu. Oprócz handlu mięsem
firma zajmuje się też transportem
międzynarodowym. Co zamierza
robić w Radomiu? – to na razie trzymane jest w tajemnicy. Równie możliwe jest, że dawne kino zostanie
wyremontowane, jak i wyburzone.
Prawdopodobnym jest powstanie
w jego miejsce budynku biurowego
lub hali.
AKA
8
WSH
fot. Jerzy Madejski
Nr 6 • kwiecień 2011
Ambasador
Niemiec w WSH
O stosunkach i współpracy polsko-niemieckiej, stereotypach dotyczących
Polaków oraz o warunkach pracy w Niemczech dla polskich studentów rozmawiamy z ambasadorem Rudigerem Freiherrem von Fritschem.
Jak pańskim zdaniem będą wyglądać w przyszłości relacje i współpraca Polski i Niemiec?
– Relacje te z historycznego punktu widzenia od zawsze były skomplikowane. Przez ostatnie 20 lat udało
nam się jednak pokonać wiele problemów, które niegdyś nas dzieliły.
Porównując Polskę z lat 80. z dzisiejszą, widzę jak wiele się zmieniło na
lepsze. Okazuje się, iż łączy nas nie
tylko to, że jesteśmy sąsiadami, ale
także podobna mentalność, tradycja
i podejście do organizacji państwa i
ekonomii. Myślę więc, że powinniśmy skupić się na współpracy, gdyż
jedyna przyszłość jaka nas czeka, to
przyszłość w zintegrowanej Europie, gdzie razem możemy stworzyć
ekonomiczną potęgę oraz walczyć z
negatywnymi skutkami globalizacji.
Czy niemiecki rynek pracy jest otwarty na studentów, którzy chcieliby latem podjąć ciekawą pracę?
– Oczywiście. Przewidując ewentualność pojawienia się takiego pytania, poprosiłem moich współpracowników o przygotowanie informacji na
ten temat, po czym otrzymałem kilka
adresów stron internetowych organizacji takich jak np. „Eures” czy „German Labour Agency”, gdzie polscy
studenci mogą znaleźć interesujące
oferty. Dla ciekawostki dodam, że
niemieccy studenci również poszukują pracy w waszym kraju, czego
leciłbym Berlin. To bardzo aktywne
miasto, jest tu wielu młodych ludzi,
ciekawe kluby i wyjątkowa atmosfera. Berlin, podobnie jak Warszawa,
ulega ciągłej transformacji, co czyni
go jeszcze bardziej interesującym
miejscem. Z bardziej tradycyjnych
miejsc zachęciłbym do zwiedzenia
miast studenckich takich jak Heidelberg czy Gottingen.
przykładem jest mój syn, który dwa
lata temu pracował latem w Polsce.
Jakie korzyści dla Polski może,
pańskim zdaniem, przynieść zmiana waluty na Euro?
– Myślę, że byłoby to dla Polski
ogromnym sukcesem. Ułatwiłoby relacje handlowe z Europą Zachodnią,
w tym z Niemcami. Mając tę samą
walutę, co reszta Europy, zwiększylibyście tym samym korzyści płynące z
eksportu, gdyż jako kraj jesteście dużym eksporterem dla Europy.
Jakie miejsca w Niemczech mógłby
pan polecić do zwiedzenia polskim
studentom?
– Jednym z takich miejsc z pewnością byłoby moje rodzinne miasto,
Siegen, jednak przede wszystkim po-
Co Niemcy sądzą o polskich fachowcach pracujących w ich kraju?
– Z pewnością ich potrzebujemy.
Polacy są doskonałymi fachowcami, czego potwierdzeniem może być
fakt, że jeśli ktoś w Niemczech ma
problem z urządzeniami domowego
użytku, to natychmiast pyta o numer do polskiego specjalisty. Są oni
jednymi z najbardziej precyzyjnych
i wyuczonych fachowców w Europie,
dlatego tak bardzo ich cenimy.
Czy na temat Polaków funkcjonują obecnie w Niemczech jakieś
stereotypy, czy to już raczej relikt
przeszłości?
– Stereotypy funkcjonują w każdym kraju na temat innego i są najczęściej związane z porównywaniem
narodów. Był taki okres, że można
było usłyszeć w Niemczech różne
dowcipy na temat Polaków, podobnie
jak w Polsce na temat Niemców, ale te
lata mamy już za sobą.
Dziękujemy za rozmowę.
Propozycje WSH w nowym roku akademickim
Satysfakcja i możliwości
zatrudnienia
Studenci, którzy kształcą się na
kierunkach administracyjnych w
Wyższej Szkole Handlowej mają do
wyboru studia I stopnia na kierunkach licencjackich i II stopnia uzyskując tytuł magistra.
O przygotowaniu do pracy w jednostkach administracji rządowej i
samorządowej najlepiej świadczy
fakt, że studenci WSH, którzy studiowali na kierunkach administracyjnych pracują m.in. w ministerstwach, urzędach wojewódzkich i
innych jednostkach administracji
państwowej.
WSH w Radomiu jest członkiem elitarnego Stowarzyszenia
Edukacji Administracji Publicznej
(SEAP). Członkowstwo w tej organizacji potwierdza wysoką jakość
kształcenia poprzez wdrażanie
nowoczesnego programu studiów
oraz prowadzenie badań naukowych w tym zakresie.
Rzetelność nauczania i wysokie
oceny z przebiegu studiów zazwyczaj
przekładają się na perspektywy zawodowe i możliwość podjęcia pracy
zgodnej z kierunkiem studiów. By
jednak stworzyć większe możliwości
zatrudnienia, Wydział Nauk Prawnych podjął współpracę z potencjalnymi pracodawcami.
– Współpraca ta dotyczy zakresu
dostosowania planów i kierunków
do wymogów rynku pracy – wyjaśnia dziekan wydziału dr Ewa Jasiuk.
– Nawiązaliśmy kontakt w tej sprawie z prezydentem Radomia, starostą
radomskim, burmistrzami Kozienic,
Przysuchy, Skaryszewa. Efekty są
już widoczne. Dobrą współpracę
potwierdziła konferencja naukowa z
udziałem zainteresowanych.
Era inżyniera
Wyższa Szkoła Handlowa w Radomiu przedstawiła w Ministerstwie
Nauki i Szkolnictwa Wyższego projekt pod nazwą „Era inżyniera”. Jako
jedyna uczelnia w regionie radomskim oferuje studentom na kierunku
informatyki dofinansowanie na stypendia, kursy wyrównawcze na I roku
studiów, staże oraz specjalistyczne
szkolenia przez cały okres trwania
studiów, kończące się przyznaniem
certyfikatów informatycznych. Najlepsi studenci otrzymają stypendia w
wysokości 1000 zł miesięcznie. Wszyscy objęci zostaną płatnymi stażami
w firmach informatycznych. Wezmą
udział w certyfikowanych szkoleniach
z zakresu sieci i grafiki komputerowej,
które objęte są programem studiów.
Dla każdego absolwenta znajdzie
się miejsce pracy w firmie informatycznej, administracji, fabryce lub
biurze projektowym
Firmy czekają na specjalistów,
koordynatorów procesów informatyzacji.
(mad)
W WSH o jakości administracji publicznej
Klient,
czy petent?
O podniesieniu jakości administracji publicznej,
w trosce o przeciętnego obywatela, dyskutowano
podczas ogólnopolskiej konferencji naukowej,
temu zagadnieniu poświęconej.
Temat konferencji „Jakość administracji publicznej a jakość życia – aspekty prawne i społeczne”
przekładał się na codzienne kontakty w urzędach i instytucjach,
które nie zawsze mają charakter
przyjazny wobec obywatela ze
strony urzędników. Interesant
załatwiający sprawy w urzędzie
powinien być traktowany bardziej jak klient, któremu urzędnik
państwowy poświęca stosowną
uwagę i czas. Zdarza się jednak, i
nie należy to do rzadkości, że interesantów traktuje się jak petentów
zabiegających o pomoc, choć w
słusznej sprawie, to jednak postrzeganych zza urzędniczego
biurka jako natrętów. Społeczeństwo polskie po transformacji
ustrojowej ma rozbudzone nadzieje na lepszą jakość administracji publicznej i odczuwa poważny niedosyt w tym zakresie...
W konferencji wzięli udział
burmistrzowie ościennych miast
i gmin, starosta powiatu radomskiego, urzędnicy różnych
szczebli administracji. Wiedzę na
temat relacji urzędnik – obywatel
prezentowali teoretycy z cenzusem naukowym, co nie znaczy, że
pozbawieni kontaktów z „machiną urzędniczą”. Reprezentowali
ważne ośrodki naukowe w kraju,
są autorami wielu publikacji. We
wprowadzającym wykładzie prof.
Andrzeja Piekary padło pytanie
– czym mierzyć jakość administracji? Przede wszystkim wiedzą,
kulturą i kompetencją ludzi, którzy ją reprezentują. To człowiek
decyduje o różnych aspektach życia. Poza tymi decyzjami stoi prawo. Ale są też takie drogi, którymi
chadza administracja. Jest to pole
uznania administracyjnego. Nie
wszystko jest centralnie regulowane przez ustawodawcę, czasami
trzeba pozostawić decyzje urzędnikowi niższego szczebla, dając
tylko ogólne ramy rozstrzygnięć.
W takim przypadku raz mamy do
czynienia z trafną oceną, innym
Wykład inaugurujący wygłosił prof. Andrzej
Piekara z Wyższej Szkoły Handlowej
w Radomiu
razem mniej trafną, albo całkowicie
nietrafioną. Jest wiele spraw w powiecie, gminie, które trzeba objąć
własnym oglądem, np. kwestie infrastruktury. Wymagana jest specjalistyczna wiedza techniczna. Jednak
nawet gdy wójt czy burmistrz takiej
wiedzy nie posiada, powinien wiedzieć gdzie szukać wsparcia, u jakich
ekspertów zasięgać porad.
Zwracano uwagę, że rekrutacja na
kierownicze stanowiska nie powinna
być podporządkowana koteryjnym
interesom. Mówiono o deklarowanej
w Konstytucji zasadzie obiektywizmu i bezstronności – kierowaniu
się dobrem społecznym. Samorząd
terytorialny powinien być traktowany jako miernik państwa i społeczeństwa. Poruszano rolę państwa i społeczeństwa w ochronie środowiska.
O aspektach prawnych administracji mówiła dr Ewa Jasiuk, dziekan
Wydziału Nauk Prawnych WSH.
Kolejna już w Wyższej Szkole Handlowej konferencja naukowa o charakterze ogólnopolskim akcentowała
ważne zagadnienia, które wpływają
na jakość naszego życia. Materiały
przygotowane przez prelegentów
zawarte zostaną w opracowywanych
do druku publikacjach.
(mad)
9
P OW I AT
Sztuka pływania
ze związanymi rękami
W naszym powiecie powiało zgrozą. Nadszedł czas reform
w policji, pogotowiu ratunkowym i nocnej pomocy medycznej. Słowo reforma (łac. reformo) kojarzy się zazwyczaj z ulepszeniem. I tu tkwi błąd. To, zgrozą wiejące od
dłuższego czasu określenie, znaczy przekształcanie, jak się
okazuje, nie zawsze na lepsze. Z biegiem lat przyzwyczajono nas do tego, że jeżeli czegoś nie można ulepszyć, to na
pewno można to... pogorszyć.
Na konferencji prasowej starosta
radomski Mirosław Ślifirczyk przedstawił proponowane zmiany w systemie pracy placówek policji w naszym
powiecie oraz zmiany w systemie
organizacji ratownictwa medycznego, nocnej i weekendowej pomocy
medycznej. O ile z pierwszym problemem możemy jeszcze dyskutować z
pozytywnym skutkiem, o tyle pozostałe zostały narzucone do wykonania odgórnie, bez wysłuchania racji
bezpośrednio
zainteresowanych,
czyli pacjentów.
Problem pierwszy to reorganizacja placówek KMP w kilku gminach
powiatu radomskiego zgłoszona
przez komendanta Miejskiej Policji,
podinspektora Romana Jaśkiewicza.
Zmiana polegać miała na likwidacji posterunków policji w Goździe,
Jastrzębi, Kowali, Przytyku, JedlniLetnisko i Wolanowie oraz zastąpienie dotychczasowych posterunków
punktami informacyjnymi, działającymi codziennie przez 4 godziny.
Propozycja z miejsca spotkała się z
negacją radnych oraz przedstawicieli
zainteresowanych gmin.
– Z napływających do starostwa
informacji – pisał starosta Ślifirczyk
do komendanta Jaśkiewicza – wynika, że sygnalizowane zmiany budzą
niepokój mieszkańców. Wyrażają oni
niezadowolenie z powodu, ich zdaniem, zmniejszenia poczucia bezpieczeństwa. Ponadto niektóre samo-
rządy poniosły określone koszty dla
poprawy warunków funkcjonowania
policyjnych placówek, co jest warunkiem otrzymania unijnych dotacji na
ten cel. Rezultatem podjętych decyzji
będzie wstrzymanie unijnego wsparcia, jako niezgodnego z pierwotnym,
zgłoszonym w aplikacji. Rozumiemy
ekonomiczne uwarunkowania reorganizacji, tym niemniej proponujemy uwzględnienie przytoczonych
opinii oraz rozważenie możliwości
ponownego rozpatrzenia problemu
– z myślą i dla dobra bezpieczeństwa
mieszkańców.
– Nie ukrywam, że proponowane
zmiany budzą szereg emocji – powiedział komendant Jaśkiewicz. – Zmiany, jakie zamierzam przeprowadzić
w radomskiej policji wynikają z
priorytetów Komendanta Głównego
Policji tzn. poprawę jakości działania
policji oraz racjonalizację środków i
sił, które mamy do dyspozycji.
Po dyskusjach z radnymi i wójtami
zainteresowanych gmin, ostateczne
zmiany kształtować się będą następująco. Posterunek policji Jastrzębia
zostanie połączony z posterunkiem
policji w Jedlińsku. Będzie to zespół
16 policjantów, który będzie obsługiwał dwie gminy, przy czym, z uwagi
na ograniczenia lokalowe, policja
pozostanie w Jastrzębi w dotychczasowych pomieszczeniach należących
do władz samorządowych. Kolejna
zmiana to połączenie posterunku
policji w Wolanowie, z posterunkiem
w Przytyku i Zakrzewie tworząc w
ten sposób komisariat policji w Wolanowie. Następna zmiana to połączenie posterunku policji w Kowali z
komisariatem policji w Skaryszewie.
Posterunek policji w Goździe zostanie
włączony do struktury komisariatu
policji w Pionkach. Co dają te zmiany? Pozorne zamieszanie ostatecznie
może wyjść na lepsze. Na przykład rejon gmin Skaryszew i Kowala dotychczas patrolowało 10 policjantów. Po
wprowadzonych zmianach będzie ich
16. Ostatnia zmiana miała dotyczyć
likwidacji znajdującego się w opłakanym stanie posterunku w Jedlni-Letnisko. Jednak po rozmowach przeprowadzonych z władzami gminy stanęło
na tym, że wspólnym wysiłkiem stan
jakości pomieszczeń zostanie poprawiony i posterunek zostanie utrzymany, ku zadowoleniu obydwóch stron.
Likwidacja posterunków, tak jak na
przykład w Przytyku, nie oznacza
jednak, nieobecności policji na tym
terenie. Zamiast dotychczasowych
posterunków, powstaną punkty przyjęć czynne 4 godziny dziennie.
Problem drugi omówiony na konferencji przez starostę Ślifirczyka to
„Plan działania systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego dla
Województwa Mazowieckiego na
lata 2011-2014”, zatwierdzony przez
Minister Zdrowia, w dniu 9 marca
2011 r., w odniesieniu do powiatu
radomskiego. Plan ratownictwa medycznego, który będzie obowiązywał
od 1 lipca, zakłada, że rejonem operacyjnym będzie cały powiat radomski
i miasto Radom oraz nieobsługiwana
dotychczas gmina Rzeczniów. Gmina Wierzbica przejdzie natomiast do
rejonu operacyjnego w Szydłowcu.
Jest to bardzo duży obszar, ale nie to
jest w tej zmianie najgorsze. Dotychczas w powiecie radomskim działały
dwa pogotowia: w Iłży i w Pionkach,
co pokrywało się z rejonem operacyjnym. Po wprowadzonych zmianach
istnieją dwie możliwości. Pierwsza to
ta, że pogotowie w Radomiu, na zasadzie porozumienia się, zleci zadania
tym dwóm placówkom, jako podwykonawcom. Druga, i niestety bardziej
prawdopodobna wersja, to przetarg
publiczny. Grozi to wejściem jakie-
Od lewej: wicestarosta Waldemar Trelka, starosta Mirosław Ślifirczyk, komendant
Policji Roman Jaśkiewicz i rzecznik prasowy Marek Oleszczuk
Wiosna budzi nadzieję,
Niesie radość odradzającej się do życia przyrody.
Niech spokojne, ale też nie bez zadumy i refleksji
Dni Świąt Wielkanocnych upłyną w zdrowiu.
Kadrze naukowej i pedagogicznej
oraz pracownikom administracyjnym
Pogodnych Świąt
Życzą
Założyciele, Rektor i Kanclerz
Wyższej Szkoły Handlowej w Radomiu
goś innego, nawet prywatnego wykonawcy z Polski. W tym momencie
istnieje zagrożenie, że pogotowia w
Pionkach i Iłży stracą prawo bytu, a
ich pracownicy pracę.
Trzeci problem stanowi – zgodnie z komunikatem prezesa FOZ
– zmiana w nocnej i weekendowej
pomocy medycznej. Narzucona,
bo inaczej nie można tego określić
zmiana, wprowadza dwa rejony
działania: miasto Radom i powiat
radomski. O ile z Radomiem, a raczej
jego mieszkańcami nie ma problemu, o tyle powiat radomski to już
sprawa, która budzi dreszcz grozy i
– krótko mówiąc – bałagan finansowo-administracyjny. Placówką medyczną obsługującą w nocy i święta
mieszkańców powiatu ma być szpital w Pionkach. Dla mieszkańców
Pionek i najbliższej okolicy sprawa
jest raczej obojętna. Co jednak mają
powiedzieć mieszkańcy Zakrzewa,
Przytyka, Wolanowa i wielu innych
miejsc, którzy powinni – zgodnie z
nakazem administracyjnym – szukając pomocy medycznej przejeżdżać
przez Radom i kierować się do Pionek, dwadzieścia kilometrów dalej.
Praktyka pokazuje, że zatrzymają się
w Radomiu, a tu nikt nie ma prawa
odmówić im pomocy. I tu rodzi się
problem finansowy. Pomocy trzeba
udzielić, ale nikt za to nie zwróci pieniędzy, bo te znajdują się w Pionkach,
a jak na razie wprowadzona reforma
nie przewiduje rozliczania się z pacjentów obsłużonych spoza rejonu
operacyjnego.
– Ta sytuacja została nam narzucona do wykonania – powiedział wicestarosta Waldemar Trelka. – Pozwolę
sobie użyć takiego porównania, że
w tej chwili jak gdyby wiąże się ręce
samorządom i mówi się pływajcie.
Sytuacja jest trudna, ale podkreślić
pragnę, że ta sytuacja to nie jest wymysł, czy propozycja samorządowców. My po prostu musimy realizować pewne decyzje, które zapadły,
czy to w ministerstwie, czy u pana
wojewody.
Dyskusje i zabiegi o jak najłagodniejsze wyjście z narzuconej poprawy
stanu rzeczy wciąż trwają. Wprowadzone zmiany są analizowane, a ich
efekty monitowane wyżej. Z jakim
skutkiem? Zobaczymy.
J. Woroniecki
10
RADOM
Niedzielna
adopcja
RANKING LOKALI GASTRONOMICZNYCH
Greckie smaki
Cóż takiego może nas spotkać, gdy w niedzielne przedpołudnie wychodzimy z kościoła? Zapewne nic ciekawego.
Zazwyczaj pędząc na obiad nic nie zauważamy. A jednak!
Mieszkańcy Radomia 27 marca
wychodząc z radomskiej katedry
natknęli się na sporą grupę wolontariuszy wraz z pieskami ze schroniska dla bezdomnych zwierząt.
Akcja zatytułowana „Niedziela adopcyjna” cieszyła się dużym zainteresowaniem. Do czworonogów na
Placu Corazziego przed budynkiem
Urzędu Miejskiego podchodzili nie
tylko starsi ludzie, ale także dzieci.
Psy były przyjaźnie nastawione i
bezbłędnie reagowały na komendy
wolontariuszy. Organizatorzy, czyli
Stowarzyszenie Przyjaciół Zwierząt
„4 ŁAPY”, jako cel
postawili sobie nie tylko wydanie
w dobre ręce kilku psiaków, ale także zbiórkę podpisów pod projektem
ustawy o ochronie zwierząt. Wnosiłaby ona minimalizację cierpień
zwierząt oraz zmniejszyłaby ilość
zwierząt bezdomnych (więcej na ten
temat można poczytać na www.koalicja.org.pl). Na placu zakupić można
było także kartki świąteczne, z których dochód przeznaczony był dla
zwierząt ze schroniska.
R
E
Nr 6 • kwiecień 2011
Czy radomianie popierają takie
akcje? – Choć niewiele było osób
chętnych na szybką adopcję pieska,
to dużo pytało jak taka adopcja przebiega – mówi jedna z wolontariuszek.
Zauważa ona także, iż lepiej na spokojnie podjąć decyzję o adopcji psa,
niżeli później żałować i z powrotem
go odsyłać do przytułku.
Tego typu akcje mają być powtarzane co miesiąc. Być może kolejnej
niedzieli ktoś z nas znajdzie sobie
przyjaciela.
Patrycja Kontny
K
Rozpoczynamy dzisiaj ranking lokali gastronomicznych Radomia. Konkurencja na rynku barów, restauracji i kawiarni,
czasami połączonych w jeden punkt gastronomiczny, z każdym
dniem wzrasta. Będziemy się starali dotrzeć do wszystkich,
obserwować wnętrza, degustować potrawy, rozmawiać z konsumentami, rzadko – a może wcale – z restauratorami. Nasza
wizyta będzie miała charakter anonimowy, a przynajmniej
w takim będziemy się starali ją utrzymać. Radom ma wieloletnie
tradycje jeśli chodzi o kuchnię, sposób przyrządzania potraw
i ich oryginalność. Przykładem lokal Wierzbickich, w okresie
międzywojennym. Były i inne. Czasy się zmieniły, moda na
kuchnie świata wprowadziła do karty dań dotychczas nie spotykane na naszym terenie specjały...
W naszych ocenach będziemy korzystać z porad specjalistów,
ale także zasięgać opinii czytelników, którzy stołowali się tu, czy
tam i mają w tej sprawie coś do powiedzenia.
się jak w Grecji. Jest jagnięcina po grecku, a także inne potrawy z baraniny
charakterystyczne dla tej kuchni, są
dania kuchni śródziemnomorskiej,
kalmary, ostrygi, krewetki. Są sałatki
z dodatkiem sera typu „feta” Jest oryginalne piwo greckie, że nie wspomnę
o trunkach z Peloponezu. Byliśmy w
„Greckiej” przed południem. Nastrojowa muzyka towarzyszyła degustacji.
W restauracji można organizować
wesela (odsyłamy do filmu „Moje
greckie wesele”), chrzciny, osiemnastki i inne uroczystości jubileuszowo-rodzinne. Pierwszy lokal na
trasie z Warszawy do Radomia oceniamy pozytywnie. Wprawdzie z dala
od centrum, ale dojazd możliwy także autobusami miejskimi linii 21, 4
i 12. Wystarczy wysiąść na pierwszym
przystanku za rondem.
(mad)
Na pierwszy ogień idzie restauracja „Grecka”. Wjeżdżając od
strony Warszawy „siódemką” do
Radomia, tuż przed rondem na
prawo zwraca uwagę estetyczną
fasadą budynek pod kolumnami.
Nie dochodzimy, czy to kolumny
doryckie, czy jońskie, wchodzimy
do wnętrza. Obszerny parking, wygodne schody, obszerny hol. Wewnątrz też miłe zaskoczenie – jest
estetycznie i nastrojowo. Na ścianach fotografie z Akropolu, budzące zachwyt Meteory, z klasztorami
mnichów, morze, wyspy... Karta
dań nawiązuje do greckich klimatów. Studiując treść menu, czujemy
L
A
M
A
11
SPORT
W środę 6 kwietnia pogoda nie była zła. Słońce wprawdzie
chowało się za chmury, ale deszcz nie spadł, nie zepsuł
największego święta w mieście od czasu otwarcia pierwszego radomskiego marketu – pamiętnej Billi. Tym razem
nadszedł czas na pierwszą galerię.
Galeria była w Radomiu nieodzowna, Radom na galerię czekał, wył
z tęsknoty za galerią. To ona – galeria
– przecież jest potwierdzeniem, że
dane miasto znalazło się w zasięgu
kultury europejskiej, może nawet cywilizacji w ogóle.
Są wprawdzie tacy, którzy sarkają,
że o statusie miasta świadczyć powinny opery, teatry i biblioteki, ale na
takich mędrków od dawna już czeka
złomowisko historii.
Kiedyś gdzieś być może przychodziło się na jakiś tam Malczewskich,
Łomnickich czy Swinarskich, ale dziś
zupełnie inne marki należą do dobrego
tonu. H&M, New Yorker, TK Maxx,
Reporter, Inglot, Sephora, Yves Rocher
– ot, co dziś podnieca każdego, kto chce
się znaleźć w upper class.
I proszę, mamy wielki kloc w
centrum miasta, jak monstrualny
kosmolot obcych, jak statek-matka,
okręt-widmo. Świecka świątynia
(sprzeczność? pozorna), dom kultury, agora i panopticum w jednym.
W dzień otwarcia przed szklanymi
drzwiami gromadzą się tłumy. Przed
nimi na wyciągnięcie ręki kraina
szczęścia, raj obiecany, królestwo komercji.
– Nie wiedziałam, że tylu ludzi mieszka w tym mieście – rzuca jakaś nastolatka, patrząc jak ludzie przepychają się
przez otwarte wreszcie podwoje.
Dominują sklepy z ciuchami. Buty,
botki, buciki, topy i rajstopy, sukieneczki, żakiety, spódnice, tuniki,
T-shirty... Świat kolorowych szmat
produkowanych w Chinach za bezcen i sprzedawanych w Europie po
absurdalnie wysokich cenach.
Promocje, promocje... Tłumy szukają cudownych zniżek i niebywałych okazji.
Ja szukam miejsc, gdzie da się
wejść bez przepychania się łokciami.
W księgarni, w której pomysłowo zainstalowano kawiarnię – już luźniej.
W sklepie z fajkami też nie ma tłumów. Tylko paru wyrostków, którzy
patrząc na sziszę snują marzenia o
opiumowej orgii.
Największa kolejka do Marc Polu,
po prostu nie da się wejść – no, ale tu
ćwiartka kurczaka kosztuje 3,99. Co
jeszcze rzuca się w oczy? Raczej kto.
Ach, te hostessy... dwie zaraz przy
wejściu, przebrane za uskrzydlone
elfy, pokazują piękne nogi i wodzą na
pokuszenie rozdając ulotki.
No więc doczekaliśmy się. 110 tys.
m kw. powierzchni, 120 sklepów,
restauracje i punkty usługowe, 1220
miejsc parkingowych. Radom na
mapie miast ugaleriowanych. Plusy? Choćby miejsca pracy – ponoć
w Galerii Słonecznej powstało ich
tysiąc. Po modniejszy ciuch nie trzeba już jeździć do Warszawy – trochę
może nas to kompleksów pozbawić.
Nowe kino, kilka restauracji i barków – te chwalić zawsze trzeba, bo
w nich właśnie ludzie się spotykają,
tam rozmawiają. W galerii znalazło
się też miejsce na prace studentów
i wykładowców z Wydziału Sztuki Politechniki Radomskiej. Cenny
pomysł – kto wie, może współpraca
handlowej galerii z artystami, nie tylko plastykami, to właśnie przyszłość?
Pożyjemy, zobaczymy. Póki co trzeba
życzyć radomianom, by mieli za co
robić zakupy, by mając tyle do wyboru potrafili zachować umiar i by
pamiętali – kiedy będą biegali od jednego sklepu do drugiego, co może w
Słonecznej zająć i cały dzień – że poza
galerią też istnieje życie.
Spacerowicz
Jeśli przyzwyczailiśmy
się do widoku młodych
artystów, rozstawiających sztalugi w centrum
miasta na deptaku, to...
powoli możemy się odzwyczajać.
Otóż do 15. sierpnia tego roku
Zespół Szkół Plastycznych im.
Józefa Brandta będzie przeniesiony. Nową siedzibą „Plastyka”
będzie budynek obecnego IX LO
im. Juliusza Słowackiego przy ul.
Grzecznarowskiego 13 – tak zadecydowali radni podczas sesji
4 kwietnia. Jest to konsekwencja
wcześniejszej decyzji władz Radomia o przeniesieniu IX LO do budynku Publicznego Gimnazjum
nr 1 przy ul.Staromiejskiej.
To nie jedyne roszady jeśli chodzi o radomskie szkoły. Radni PiS
wycofali się z wcześniejszego pomysłu likwidacji Zespołu Szkół Agrotechnicznych i Gospodarki Żywnościowej, ale od września zostanie on
przeniesiony z Wośników
na Wacyn. ZSAiG zajmie budynki obok Kolegium Licencjackiego
UMCS przy ul. Uniwersyteckiej, a w
przyszłości również sale samego kolegium.
Zmiany te, jak twierdzi wiceprezydent Radomia Ryszard Fałek, wynikają z przyczyn demograficznych.
Krótko mówiąc miasto nie chce
utrzymywać za kilka lat pustych budynków. Czy to oświatowe trzęsienie
ziemi w Radomiu ma podłoże ekonomiczne, czy też inne? Co będzie
się mieściło w budynkach obecnego
„Plastyka” i na terenach szkoły rolniczej? Czy inne szkoły spotka podobny
los? Na te i wiele innych pytań nie ma
jeszcze odpowiedzi. Mamy jednak
nadzieję, że niebawem je poznamy.
G. Bromberg
Historia na nowo
Tak ma wyglądać nowa Brama Krakowska
Na boisku i poza nim
Następny proszę!
Zastanawiamy się nad słabymi stronami polskiego
futbolu. Szukamy przyczyn na boisku, w doborze
drużyny, winimy trenerów. A może należy szukać
ich gdzie indziej?
25 lutego ruszyła 16. kolejka a zarazem pierwsza po zimowej przerwie w
Polskiej ekstraklasie, a już 7 marca został zwolniony pierwszy trener w wiosennych rozgrywkach, które dopiero
się rozpoczęły: Marek Bajor z Zagłębia
Lubin. Jego drużyna poniosła porażkę
z Górnikiem Zabrze 1:5.
Mamy więc pierwszego poległego
wśród trenerów w rundzie wiosennej
Anno Domini 2011. Na przykładzie
trenera Bajora widzimy, że prezesi oraz
właściciele klubów w ekstraklasie nie
mają cierpliwości jeśli chodzi o zaufanie
do pracy trenerów, gdyż od rozpoczęcia
sezonu 2010/2011 zostało zwolnionych
przed zakończeniem kontraktu 9 trenerów. Od dawna panuje taki trend wśród
prezesów oraz właścicieli, iż jak ich
drużyna nie wygra przynajmniej trzech
Szkolne
przeprowadzki
Fot. Pracownia Architektury Opaliński
Wielkie otwarcie
meczów z rzędu winny jest trener oraz
jego sztab szkoleniowy. Wiadomo nie
od dziś, iż łatwiej jest zmienić jednego
trenera niż cała kadrę piłkarzy.
Prezes „Polonii” Józef Wojciechowski od 4 września 2008 roku,
czyli od daty przejęcia sterów w klubie zwolnił dziewięciu trenerów!
Szkoda polskiej ekstraklasy, piłkarzy, trenerów, kibiców... Widać iż
właściciele klubów kierują się zasadą, że liczy się konkretny wynik a nie
długofalowe budowanie drużyny.
Ludzie związani z polskim futbolem
mówią że „polska piłka powinna zmierzać ku Zachodowi i brać z niego przykład”. Problem w tym, że nie wszyscy
stosują się do tej zasady w praktyce.
Spójrzmy choćby na ligę angielską
i rozgrywki Premier League, gdzie
1 sierpnia br. minie 25 lat odkąd trenerem Manchesteru United jest sir Alex
Ferguson. Drugim w kolejności jest
trener Arsenalu Londyn Arsene Wenger, który to już od 15 lat zasiada na
ławce trenerskiej. Najlepszym przykładem jest trener średniaka ligi angielskiej Evertonu Liverpool David Moyes,
który zasiada na ławce trenerskiej od 9
lat, przy czym w tym czasie nie zdobył
mistrzostwa ani pucharu Anglii, a jednak nadal jest trenerem ekipy Everton.
Dla przypomnienia najdłużej obecnie
pracującym trenerem w Polskiej ekstraklasie jest opiekun Jagiellonii Białystok Michał Probierz, który funkcję te
sprawuje od czerwca 2008 roku.
Czy zatem lepiej budować drużynę
długofalowo i pozwolić pracować trenerowi w spokoju, jak to robią kluby
angielskiej Premier League (uznawanej z jedną z najlepszych lig świata),
czy dążyć do konkretnego wyniku tu
i teraz po drodze zwalniając trenerów
w iście sprinterskim tempie?
Piotr Brodowski
Rozstrzygnięto konkurs
na projekt Bramy Krakowskiej wraz z otoczeniem. Na radomskiej
Starówce stanąć ma
oryginalna budowla,
łącząca tradycję z nowoczesnością.
Brama Krakowska została rozebrana nie tak dawno temu – na
początku XIX wieku. Jednak nie
zachowały się żadne jej przedstawienia, ryciny, plany czy opisy. Nie wiadomo jak wyglądała.
Został tylko fragment budowli,
przyklejony do dzisiejszego Muzeum im. J. Malczewskiego. Dlatego konkurs, jaki ogłosiło miasto, obejmował stworzenie nowej
koncepcji budynku. Termin przygotowania prac minął 25 lutego
– na czas projekty przygotowały
tylko trzy pracownie, mimo że
wcześniej chęć udziału w konkursie wyraziło 11. Po miesiącu
sąd konkursowy rozstrzygnął,
że najlepszą koncepcję zaproponowała Pracownia Architektury
Opaliński z Krakowa. Dzięki zwycięstwu krakowska firma wykona
dokumentację projektowo-kosztorysową bramy, a właściwie rewitalizacji
części Miasta Kazimierzowskiego.
Gmina przeznaczyła na nią prawie
500 tys. zł. Projekt ma być gotowy w
tym roku, więc w przyszłym powinna
rozpocząć się budowa.
Sąd konkursowy chwalił koncepcję Pracowni Architektury Opaliński za wysoką kulturę i umiejętne
łączenie historii z nowoczesną wizją.
Nowa Brama Krakowska ma stać się
wizytówką miasta.
Przypomnijmy, że według pierwotnych założeń przy ul. Wałowej
powstać miała brama i przedbramie
z mostem zwodzonym, odtworzony
miał też zostać fragment muru obronnego i fosy. W samej bramie nad przejazdem będzie miejsce na pomieszczenia muzealne. Nad przedbramiem
powstanie zaś taras widokowy. Pracownia Architektury Opaliński zrezygnowała jednak – z braku miejsca
– z projektowania mostu zwodzonego
i fosy. Sama brama ma być konstrukcją z kamienia, w części obłożona
blachą Cor-Ten, o podwyższonej odporności na warunki atmosferyczne.
W środku znajdować się ma galeria, z
tyłu restauracja i hotel. Droga na taras
widokowy będzie przebiegać przez
obronny mur.
AKA
12
O S TAT N I A S T RO N A
Nr 6 • kwiecień 2011
Radom XIX-wieczny
oczyma podróżnika
Wiekowa „Kasia”
Sklep „Kasia” przy ul. Żeromskiego 4 zamknięty przed laty, zachował nie
tylko neon – relikt epoki, zatem jak każdy relikt niefunkcjonujący, ale murowaną tablicę, przypominającą iż „ …w tym domu w 1869 roku otwarto sklep
Spółdzielni Spożywców „Oszczędność”. Czekamy na powtórne otwarcie.
Pisanki
z Kołomyi
Przed świętami Wielkiej Nocy kultywowany jest zwyczaj ozdabiania
i malowania jaj. Popularnie wszystkie nazywamy pisankami, chociaż
tak naprawdę, w zależności od techniki zdobienia, w świątecznym koszyczku najczęściej znajdują się kraszanki, ale także rysowanki, skrobanki czy wyklejanki. Podstawową cechą różniącą jajka wielkanocne
jest sposób zdobienia. Kraszanki to jaja zabarwione na jeden kolor,
gładkie, bez wzorów. Z kolei jajka ozdobione najczęściej
woskowym wzorkiem i zanurzone w barwniku – to
już pisanki. Najbardziej skomplikowane wzory na
pisankach spotkać można na Huculszczyźnie i to
w bardzo oryginalnym muzeum.
Warto więc wybrać się na Huculszczyznę, do
Kołomyi. W tym malowniczym miasteczku nad
Prutem można nie tylko podziwiać, ale także
wejść do wnętrza ogromnej pisanki. Wzorzysty, kilkunastometrowy budynek w kształcie
jaja wcale nie zakłóca zabudowy starego miasta
i stanowi wielką, turystyczną atrakcję.
Według opowieści naszej ukraińskiej przewodniczki – tutejsze Muzeum Pokucia i Huculszczyzny od dawna gromadziło pisanki z różnych
regionów kraju, ale dopiero w 1987 roku na swoją
kolekcję otrzymało XVI-wieczną, drewnianą cerkiew. Nie na długo.
Ledwie ją wyremontowano i urządzono ekspozycję, nadeszła pierestrojka i cerkiew przekazano wiernym. Zaczęto więc znów szukać nowego miejsca dla zgromadzonych pisanek.
Tak się złożyło, że te poszukiwania zbiegły się z przypadającym właśnie dziesiątym zjazdem Hucułów, którzy swój jubileusz postanowili
uczcić właśnie w Kołomyi, stolicy Pokucia i centrum Huculszczyzny.
Wówczas zrodził się pomysł wzniesienia oryginalnej budowli, w której
znalazłoby pomieszczenie Muzeum Pisanki.
Prace trwały ponoć dzień i noc. W ciągu zaledwie trzech miesięcy, w
2000 roku, powstał 13,5-metrowy budynek w kształcie gigantycznego
jaja, w którym umieszczono muzealne zbiory.
We wnętrzu tego jaja, na dwóch poziomach, w gablotkach i na tablicach można oglądać i podziwiać ponad 10 tysięcy pisanek. Są tu jaja
kurze, gęsie, strusie, ale również z kamieni szlachetnych. Większość z
nich pochodzi z Huculszczyzny i chociaż wszystkie są piękne, prawdę
mówiąc, najbardziej efektowne są te, które wykonali lokalni twórcy.
Jednak można zobaczyć tutaj pisanki z różnych stron świata – Chin,
Izraela, Egiptu, Indii, Kanady, Rumunii, Francji, Stanów Zjednoczonych, Sri Lanki. Są także i polskie akcenty – pisanki z Łowicza. Przywożą je z podróży pracownicy muzeum, ale wiele z nich przysłali sami
zwiedzający, którzy zawitali do Kołomyi.
W tym oryginalnym muzeum zebrano pisanki malowane, wydrapywane, wyklejane, ozdabiane piórami i koralikami, obszywane nićmi. Są
tu motywy roślinne, zwierzęce, geometryczne, religijne a nawet scenki
rodzajowe.
Pod koniec zwiedzania, niemal każdy zatrzymuje się przy muzealnym stoisku, gdzie można kupić pocztówki, kartki, wyroby rękodzieła
huculskiego i oczywiście kolorowe pisanki.
Wiadomo, przecież trzeba coś kupić na pamiątkę pobytu w tym największym na świecie jaju.
Roman Rusinowicz
Pan Jacek Kowalczewski, którego poetyckie teksty o Radomiu zamieszczalismy już kilkakrotnie, dotarł do wyjątkowego zapisu sprzed lat, który przesłał
nam ku zastanowieniu i głębszej refleksji.
W zapiskach z podróży przez Grecję, Turcję, Rosję, Litwę, Białoruś,
Polskę, Rzeczpospolitą Krakowską i
Austrię znajdziemy taki oto podtytuł:
„Absurdalny Radom zapamiętany na
całe życie”
Następnym miastem na drodze
Stephensa był Radom . Wizyta w
tym mieście była bardzo groteskowa
i bardzo gombrowiczowska. Wjeżdżało się do Radomia przez bramę.
Stał przy niej żołnierz, który sprawdził paszport Amerykanina, a następnie wpakował się do jego powozu. Razem pojechali na rynek, gdzie
policjant zaprowadził Stephensa na
posterunek. Policjant spodziewał się
łapówki, a na posterunku na podróżnego „nie zwracano uwagi”.
Gdy Stephens zauważył, że jego
paszport – odebrany mu wcześniej
przez policjanta – leży na stole, po
prostu podniósł go, chcąc zwrócić
na siebie uwagę. I faktycznie, zwrócił. Jeden z policjantów wyrwał mu
dokument i w „impertynenckiej manierze” huknął nim o blat. Pozostali
policjanci powstali i – jak opisuje
Amerykanin – kolejno podchodzili
do paszportu, podnosili go do oczu i
również uderzali nim o blat.
Po pewnym czasie podszedł do
Amerykanina „dobrotliwy” oficer, który ciągnąc Stephensa za rękaw i wskazując na zegar, wytłumaczył, że musi
przyjść o pierwszej. Stephens wyszedł
na miasto, posiedział w (c)„kukierni”, a
gdy o pierwszej wszedł na posterunek,
kazano mu przyjść o czwartej.
Gdy wrócił o czwartej, okazało się,
że czeka na niego umundurowane
konsylium.
Tłumaczem był młodzieniec
„który trochę mówił po francusku”.
Pierwsze pytanie, które zadano Stephensowi, brzmiało: jakim to cudem
Amerykanin podróżuje po carskim
imperium z rosyjskim paszportem?
Stephens odpowiedział oficerom, że
nakazuje to ich własne prawo, a paszport został mu wydany przez rosyjskiego konsula w Konstantynopolu i
póki co całkiem nieźle się sprawdzał
w podróży po całej Rosji.
Następnie oficerowie chcieli wiedzieć, co sprowadza Amerykanina do
Polski, na co ten miał ochotę „szczerze
rzec, że jej bohaterska historia i chęć
zobaczenia na własne oczy gigantycznej stopy na karkach podbitej ludności
i że właśnie taki inkwizycyjny system
pytań jest jedną z rzeczy, którą chciał
zobaczyć”, lecz powstrzymał się: odpowiedział wymijająco, co „nie usatysfakcjonowało” konsylium.
Oficerów interesował kolor oczu
Stephensa, jego wiek, wzrost i tak dalej. Porównywano te dane z paszportem: głośno odczytywano jego zapisy, a następnie po kolei sprawdzano
zgodność z „oryginałem”.
Po jakimś czasie wszyscy na komisariacie „porzucili swoje zajęcia”
i zgromadzili się
wokół Stephensa, wspólnie porównywali go z
paszportowym
opisem i kiwali
głowami. Podczas tego badania podróżnik
zorientował się,
nie bez smutku,
że „większość
tych oficerów
była Polakami, którzy sprzedali się
Rosji za marną pracę i płacę, zdrajcy
w sercach i życiach, apostaci od każdego honorowego uczucia, i dyszący
bardziej piekielnym duchem na własny kraj, niż sami Rosjanie”.
Kazał tłumaczowi przekazać oficerom, że „zapamięta to małe miasto na całe życie”, że „podróżował
po Anglii, Francji, Włoszech, Grecji,
Turcji i Rosji”, ale nigdzie nie spotkał takiego „gburostwa i nigdzie go
tak obraźliwie nie potraktowano”,
i że „nigdzie w Europie dwudziestu
oficerów nie wyśmiewałoby podróżnego ku jego zakłopotaniu, zamiast
mu pomóc, i że pośród nich nie ma
żadnego prawdziwego Polaka”. Tłumacz przetłumaczył, oficerowie się
obrazili i kazali Stephensowi przyjść
o wpół do szóstej.
Całe miasto już wiedziało, że w
Radomiu pojawił się „Amerykanin
podróżujący z fałszywym paszportem”: Na ulicach wszyscy się na Amerykanina gapili. W jednaj „kukierni”
sprzedawczyni była „bardzo uśmiechająca się i usłużna” do tego stopnia, że Stephens poszedł do innej. W
drugiej „kukierni” rozmowy ucichły,
gdy tylko Amerykanin wszedł.
Stephens odnotowuje, że przyjazd
obcokrajowca do tak małego miasteczka zawsze powoduje sensację, tym bardziej, gdy jest on obywatelem „wolnego
kraju, takiego jak Ameryka”: od razu
władze podejrzewają, że przybył on po
to, by podjudzać Polaków do kolejnej
rewolucji”. A – konstatuje smutno podróżnik – w tak despotycznym kraju
„podejrzany znaczy winny”.
(…).
W gabinetach policyjnych prawie
nikt nie zwracał na niego uwagi, a
ci, którzy zwracali, byli wyjątkowo
niegrzeczni. Stephens wspomina, że
„było z jego strony cudem powściągliwości”, że nie przygrzmocił nikomu w twarz.
„Zapięty po szyję” komendant
wypisał jakiś rozkaz, kazał go ostemplować i wsunął w paszport Amerykanina. Żołnierz wyprowadził go z
budynku, przed którym zebrał się
spory tłumek: radomianie w pełnej
namaszczenia ponurej ciszy oczekiwali, co też władze przedsięwezmą z
amerykańskim podróżnikiem.
Ten szedł za prowadzącym go żołnierzem. Gdy mijali więzienie, więź-
niowie machali im zza krat. Stephens
odetchnął z ulgą, gdy minęli ten przybytek i poszli dalej, jednak nie przestawał wyobrażać sobie „Syberii” i
zastanawiał się, czy nie powinien napisać „do pana Wilkinsa, ambasadora w Sankt Petersburgu”. I tak się to
wszystko złożyło, że amerykańskiego
turystę przyprowadzono przed oblicze samego gubernatora.
Był to „Rosjanin koło sześćdziesiątki”, który grzecznie poprosił
Stephensa, by usiadł, o wszystkie
„niedogodności”, które go spotkały
obwinił Polaków, „którzy jak zapewnił zajmują niższe pozycje w administracji”, pouczył jednak, że „kraj
jest w tak niespokojnym stanie, że
konieczne jest badanie wszystkich
obcokrajowców”, szczególnie, że
– jak opowiadał – władze posiadają
wiedzę o kilku Francuzach wysłanych do Polski w celu podburzania
jej ludności przeciw Rosjanom.
Wytłumaczywszy, oddał Stephensowi paszport i życzył wszystkiego najlepszego. Rezolutny zazwyczaj Amerykanin nie pytał już gubernatora o nic,
tylko jak najszybciej ulotnił się z jego
siedziby. „Do tej pory nie wiem, za co
właściwie byłem zatrzymany” – skarży
się we wspomnieniach Stephens.
Roztrzęsionego
Amerykanina,
jakaś policyjna dusza zaprowadziła
do jednego z okolicznych mieszczańskich domów, żeby sobie posiedział
w czasie, gdy ona (dobra dusza), załatwi pod decyzją gubernatora podpis komendanta. Dom prowadzony
przez same kobiety.
W tym domu po raz kolejny Stephens zachwycił się „polskimi paniami”, twierdząc, że muszą znać czary,
bowiem jeszcze przed chwilą miał
„najgorsze myśli o całej ludzkości”,
a w ciągu paru minut przebywania
z młodymi polskimi mieszczankami
całe zgorzknienie uległo stopieniu”.
I to koniec amerykańskiego spojrzenia na Radom z lat 30. XIX wieku,
niedługo po upadku powstania listopadowego. Dla porządku dopowiem
tylko jeszcze, że o jedenastej w nocy
policjant przyniósł glejt komendanta, po pewnych perypetiach odnalazł
się też woźnica, a podróżny udał się
w kierunku Krakowa przez równie
małe, a może nawet mniejsze miasteczko Kielce, które przejechał bez
problemu.