Jesiań, Wszitke Śłante ji Zaduszki
Transkrypt
Jesiań, Wszitke Śłante ji Zaduszki
Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego. Dofinansowano ze środków Miasta Gdańska W NUMERZE: 3 Jesiań, Wszitke Śłante ji Zaduszki Zyta Wejer W4 NUMERZE: Tradycję przełożyć na współczesność Z Grzegorzem Szlangą rozmawiała Malijewska 3 Halina Opowieść o losach Polski 6 Krzysztof Warkòwnie, przezérk i Scena 138 Korda Halina Malijewskô, tłómacził DM Od konnych omnibusów do Pesa Duo 85Remùs òdczëtóny bez Téater Snieniów SławomirLewandowski – w dwùch spòdlich 8 FTeatr elicjôSzekspirowski Baska-Bòrzëszkòwskô, Danutana gwiazdy z widokiem Stanulewicz, tłóm. N. Kłopòtk-Główczewskô GrażynaAntoniewicz 10 Sopocka muza dla profesora Jubilatka Politechnika 10 Aleksander Gosk MartaSzagżdowicz 10 Gratulujemy! 11 Red. Kaszëbizna w stolëcë 11 Czëtóné w maszinopisach kg Stanisłôw Janka 12 ZKaszubi w Gdańsku. 13 wiele strón rzéczi Gdańsk stolicą Kaszub? – raz jeszcze! Bògùmiła Cërockô JózefBorzyszkowski 16 Z Atlantydy do sklepu z demokracją 17 Jacek DziałoBorkowicz się w Gdańsku 18 Idea polskiego kolonializmu na wybranych TeresaJuńska-Subocz przykładach prasy międzywojennej (cz. 1) Pòmión skòwrónka – Renata Gleinert 18 Piotr Schmandt 21 TómkFópka Opowiastka o samotności czyli „Nora” wychodzi w morze Salińskiego (cz. 1) Ożywiają przeszłość 20 Paulina Kalbarczyk 23 MarekAdamkowicz Pomorskie rewitalizacje 22 Sławomir Lewandowski Brzôd kònkùrsu Drzéżdżona 24 Z Kociewia. Uczby nigdy nie za wiele StanisłôwJanke Maria Pająkowska-Kensik 23 Kuźnia Na zdrowié wejrowsczich szewców 25 pomorskiej inteligencji rd Kazimierz Jaruszewski 28 u Méstra Jón Trepczik 24 Zéńdzenia Tacewnô pòzwa „GrifJana. ”. Wòjcech Czedrowsczi w ùbecczich do 1956 papiorach zôpiskach bezpieczi (dz. 2) r. (dz. 6) Słôwk Fòrmella SłôwkFòrmella 30 Od Gdańska do Złotej Pragi? Zapachy mieszane, czyli o Coco Chanel 26 Stanisław Salmonowicz StanisławSalmonowicz 32 Kaszëbsczi dlô wszëtczich. Ùczba 48 28 Róman Drzéżdżón, Danuta starosta Pioch Młodokaszuba, żołnierz, (cz. 1) 34 Górny Wrzeszcz MarianHirsz Marta Szagżdowicz 30 Na kùńc Eùropë i jesz dali… ZTomaszãPlichtãgôdôDarkMajkòwsczi NAJÔ ÙCZBA I–VIII 32 Kaszubi Ùczba 37.naKaszëbsczi króm 35 Pomorzu Zachodnim RómanDrzéżdżón,DanutaPioch na przestrzeni wieków (cz. 4) Szultka 34 Zygmunt Terpy stworzyły Fryzów JacekBorkowicz 37 Listy 38 Pomysł województwa koszalińskiego wiecznie żywy? Łukasz Grzędzicki 40 Remùs na chójce I–VIII Najô Ùczba Z lesnym Zdobisławã Czarnowsczim gôdkã Tomôsz Fópka 35 prowadzył Jô jem kòmédiantã ZeZbigniewãJankòwsczimgôdôStanisłôwJanke 42 Chcemë dac lëdzóm wzór i zdrzódło Ze Sławòmirã Bronkã gôdôł Dariusz Majkòwsczi 39 Dzień Edukacji, czyli po naszamu Uczby 44 Zrozumieć Mazury. Pranie MariaPająkowska-Kensik Waldemar Mierzwa 39 Góra Mirosława Möller Łajminga 46 Włodzimierza Szkoła Małgorzata Dorna 48 Z południa. Szkoło, gdy cię wspominam 40 „Gdynia” w Holandii Kazimierz Ostrowski AndrzejBusler 48 Z pôłniégò. Szkòło, czej ce wspòminóm 42 Tłóm. Kłopòtk-Główczewskô Żyją wNataliô niewygasłej pamięci KazimierzOstrowski 50 Swiat Kaszëbsczi w Szëmôłdze DM 42 Żëją w niewëgasłi pamiãcë 50 Cassubia spiéwô Tłóm.DanutaPioch P.D. 44 Lektury Biég za zdrowim 51 56 BògumiłaCërockô Konieczne wojaże trenerów 46 Janusz Kowalski Wiérztą żëcé pisóné 57 Nowi nôdgróbk dlô mjr. Kòwalsczégò MayaGielniak,tłóm.BòżenaÙgòwskô Red. 48 Kaszëbka ZrozumiećwMazury. 58 AIESEC Pobożność WaldemarMierzwa Pioter Léssnawa 58 basręki 50 Diôbli Z drugiej rd 51 Szwadróna Listy 59 „Kaszuby” 53 Red. Lektury 60 Mac, mac, mac Pamiętajmy o Żeromskim – piewcy morza 57 P.D. JerzyNacel 61 Klëka 66 się w Kanadzie Gdańsku 59 Działo Pusta noc Teresa Juńska-Subocz AleksandraKurowska-Susdorf 67 Programòwanié KlëkaFópka 62 Tómk 68 66 Bania X Konkurs „Moja pomorska rodzina” Rómk Drzéżdżónk KrzysztofKowalkowski 67 Po czim pòznac artistã Òbkłôdka III Mòje serakòjsczé miesące TómkFópka Jarosłôw Kroplewsczi 68 Pëlckòwsczi meloman RómkDrzéżdżónk POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 POMERANIA LËSTOPADNIK 2014 Od redaktora Listopad to czas zadumy, refleksji, wspominania tych, co odeszli. Nastrój, który często towarzyszy nam w tym miesiącu, trafnie oddaje jedna z jego kaszubskich nazw: „smùtan”. W środowisku kaszubsko-pomorskim taki „smùtan” przeżywaliśmy prawie przez cały ten rok. W ciągu minionych kilkudziesięciu lat również żegnaliśmy wiele ważnych dla naszego ruchu osób. Śmierć każdej z nich zostawiła pustkę nie tylko w sercach, ale i na różnych „frontach walki” o naszą małą ojczyznę. Tym razem jednak tak wielu spośród tych największych odeszło niemal jednocześnie. W styczniu żegnaliśmy prof. Edmunda Wnuk-Lipińskiego. Potem w ciągu dwóch miesięcy umarło trzech innych profesorów, którzy większość swego życia oddali Pomorzu: Marek Latoszek, Jerzy Samp i Jerzy Treder. Czy są wśród nas ludzie, którzy mogliby ich, choćby częściowo, zastąpić? Czy doczekamy się następców Stanisława Pestki, znakomitego poety, pisarza i publicysty (obok wielu innych zasług zawdzięczamy mu też nazwę przeglądu kaszubskich teatrów „Zdrzadniô Tespisa”, który obszernie w tym numerze relacjonujemy)? Prawie w tym samym czasie musieliśmy pożegnać także Güntera Grassa, który wprowadził Kaszuby w krąg światowej literatury. Latem odszedł Eugeniusz Gutfrański, legenda kajakowych spływów Śladami Remusa... Czas zazwyczaj pomaga ukoić ból nawet po tak wielkiej stracie, ale chętnych i zdolnych do przejęcia ich zadań będziemy zapewne szukać latami. I dlatego nasz „smùtan” może trwać jeszcze długo. Dariusz Majkowski PRENUMERATA Pomerania z dostawą do domu! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: red.pomerania@ wp.pl • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. 2 ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: [email protected] REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Piotr Machola (redaktor techniczny) Marika Jocz (Najô Ùczba) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Ewa Górska Stanisław Janke Wiktor Pepliński Bogdan Wiśniewski Tomasz Żuroch-Piechowski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Natalia Kłopotek-Główczewska Dariusz Majkowski PROJEKT OKŁADKI Maciej Stanke Fot. Depositphotos.com/Drukarnia Chroma WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 DRUK Wydawnictwo Bernardinum Sp. z o.o. ul. Bpa Dominika 11 83-130 Pelplin Nakład 1200 egz. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. POMERANIA LISTOPAD 2015 GADKI RÓZALIJI Jesiań, Wszitke Śłante ji Zaduszki Z Y TA W E J E R Mnimozami jesiań sia zaczina, Złotawa, krucha ji mniyła... – psisał J. Tuwin! Zaś jinszi mówma zez naszych bajarzów śpsiywał: Chrizantemi złociste Wew kriształowim wazónie Stojó na fortepianie... Ale niy jano na fortepianie, bo kele Wszitkych Śłantych je jych fol na smantarzach. Ks. Janusz Pasierb tak psisał, stojąc zapewno chdzieś na smantarzu łotulónim wiandnócimi liściami, nad chtórnim słichać było klangor łodlatujócych żurawjów: Ze wszitkygo wew żiciu może najbardzi sia bojisz chwiylów łostatniych że zabrakuje ci Nikodema abo Józefa zez Arimateji ji nie bandzie mniał chto zdjóć cie zez krzyża ale tedi może niy bandziesz potrzebował ludziów ji tak zajantych własnym łumniyraniam Może łoderwje ciebie łod drzewa ji zez ranców powijmiwa gożdzie Chtoś jinni naprawda żiwi Wszitke żam só przeznaczóne do nieśmiyrtelności. Kościół-Matka Nasza łuczi nas, że łón sia dzieli na trijumfujóci, ciyrpjóci, modłóci sia ji pjelgrzimujóci. Ty pjelgrzimujóce to żam só mi, chtórne idzim do Naszygo Dobrego Mniyłosiernygo Łojca. Kedi sia snujim mniandzi grobami, żiwe pośrodku łumertych, sómi łobrazam jedni zez ważnych prawdów naszi wjari: „Śłantych łobcowanie”. Dobri Bóg wichodzi nóm naprzeciw! Łón zawdy nas oczekuje jak Dobri Łojciec Sina Marnotrawnygo. C.K. Norwid poetycko wiraża to timi słowi: Musiał to bić cud – cud to był, że chwyciłem się belki spróchniałej... (a góżdz wew ni tkwił, jak wew ramionach k r z y ż a!...) – uszedłem całi! A łoddóm eszcze głos J. Twardowskamu. Nó to czujta: Chtórniś sia modlił bo było Ci za ciasno wew paciyrzu chtórniś rozgrzyszał Magdalena nie słuchająci jeji grzychów jano łzów chtórniś nie tłumaczył do końca cierpienia chtórni wigadanim kaznodziejóm kładziesz do ustów gąbka ciszi (...) Prosza Cia ło krijówka wew ciankim kąnciku Twojych ludzkach ranców przed zgrajó formuł Modlitwa, jeji istota – obecność Boga, mniyłość Boga, powjitanie bez Boga swojego dziecka (nas) – to je richtich niebo. Eliot przepowjadał: Żam sia stanyli ziamnió jałowó. Modlijma sia tedi, a sia przekónómi, że to nie je wołanie wew pustka, ano że to je pulsujóci znak żicia, tak Boga, jak ji człeka. Wiznajma tedi, że wjerzim wew Śłantych Łobcowanie, Ciała Zmartwychwstanie ji Żywot wjeczni! Grobi pełne chrizantemów ji lampków mnigajócych nad każdó mogiłó, to znak naszi wjari, że nasi blisci doszli łuż do chwałi wjeczni, choc durch jejych dusze polycómi łasce nieba. Rózalija Tekst napisany w gwarze kociewskiej, cytowane utwory lub ich fragmenty zostały przełożone na kociewski przez autorkę Cmentarz we Wielu. Fot. Joymaster. Wikimedia Commons TEATR – TEMAT MIESIĄCA Tradycję przełożyć na współczesność Z Grzegorzem Szlangą, założycielem Chojnickiego Studia Rapsodycznego, absolwentem PWST we Wrocławiu, aktorem i reżyserem, rozmawiała Halina Malijewska. Jest pan przykładem twórcy teatralnego, który swoją amatorską pasję przekuł w profesjonalizm. Jak to wszystko się zaczęło? Zawsze interesowałem się teatrem, ale nigdy mnie nikt nie prowadził „profesjonalnie”. Miałem takie podejrzenia, że jestem wrażliwy i mógłbym to robić, nie wiedziałem jednak, jak dojść, tak jak pani wspomniała, do pewnego profesjonalizmu. Przypadkiem znalazłem Centrum Kultury Zamek w Poznaniu, tam poznałem pana Henryka Dąbrowskiego i był on pierwszą osobą, która potrafiła mi powiedzieć, co robię źle – uważam to za niezwykle ważne. Potem wygrałem kilka konkursów i zauważyła mnie dyrektor teatru Stajnia Pegaza Ewa Ignaczak. Tam też trafiłem i to na tej scenie zaczęła się moja zawodowa praca. Nauczyłem się tam wszystkiego, co wiem o teatrze i w ogóle o aktorstwie. Zagrałem może 800 spektakli w życiu. Na każdym przedstawieniu Ewa Ignaczak dawała mi zadanie do wykonania, żebym sprawdził sobie jakiś aspekt aktorstwa. Tak budowałem swoją wiedzę, którą wykorzystuję teraz. Bardzo dobrze rozumiem, czym jest amatorstwo. Grał pan w Stajni Pegaza w Sopocie, jednak wrócił pan do Chojnic. Nie było żalu, że zostawia pan za sobą granie w zawodowym teatrze? Chciałem łączyć dwie rzeczy. Z wykształcenia jestem pedagogiem. Pomyślałem, że będę robił to, co lubię, czyli uczył angielskiego, a przy tym hobbystycznie będę się zajmował teatrem. Ale aby osiągnąć pewien poziom, który widziałem już w teatrze, musiałem 4 poświęcić temu więcej czasu, dlatego zrezygnowałem z pracy nauczyciela. I jakoś się udało dojść, tak myślę, do satysfakcjonującego poziomu, choć wciąż jest wiele rzeczy do odkrycia. Powiem szczerze, że podziwiam ludzi, którzy biorą udział w przeglądzie teatrów kaszubskich. Wiem, jak trudno jest łączyć pracę zawodową z pasją. Jestem tu trzeci rok z rzędu i obserwuję, widzę, z czym mają problem. Pod tym kątem przygotowałem też dla nich swoje warsztaty. Co więc pana zdaniem jest największym problemem, jeśli chodzi o pracę amatorskich teatrów na Kaszubach? Brak materiałów, z których mogą czerpać, czy może brak miejsca, w którym można by się spotykać? No na szczęście jest Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, które próbuje scalić te teatry, co uważam za bardzo cenne. Ich rozwój jest możliwy, tak myślę, poprzez wzajemną obserwację. Głównym problemem chyba jest czas, ale i tak uważam, że nie radzą sobie te teatry źle. Przykładem Teatr Amatorski z Chojnic, który co roku ma jakiś nowy spektakl. Problemem nie jest brak materiału, bo tego jest dużo. Znalazłem nawet tekst, który sam chciałbym zrobić, a który odnosi się do kultury kaszubskiej. Dramat Marka Gajdzińskiego „Matka jest jedna”. Mam w planach jego realizację na przyszły rok. To już trzecia edycja Przeglądu Teatrów Kaszubskich „Zdrzadniô Tespisa”. Widzi pan w tym roku jakieś zmiany? Zdjęcie ze spektaklu G. Szlangi na podstawie „Władcy Much” W. Goldinga. Fot. Daniel Frymark POMERANIA LISTOPAD 2015 TEATR – TEMAT MIESIĄCA nowe środki wyrazu. Z prof. Danielem Kalinowskim przy pierwszym przeglądzie w podsumowaniu zwróciliśmy uwagę na to, że każdy spektakl miał w scenografii stół i że w zamyśle tych twórców z Kaszub wszystko powinno się dziać przy stole. W następnym roku po naszej uwadze już nikt go nie miał. Ale przecież nie o to nam chodziło. To, co tu mówimy, okazało się opiniotwórcze, dlatego potrzebne jest konstruktywne krytykowanie tych twórców. W swojej działalności teatralnej sięgał pan po teksty m.in. Williama Goldinga, Érica-Emmanuela Schmitta, Vladimira Nabokova... Nad czym pan teraz pracuje? Teraz robię spektakl na podstawie Leszka Kołakowskiego „Wielkiego kazania księdza Bernarda” z Rozmów z diabłem. Jestem tym bardzo przejęty, to najtrudniejsza rzecz, którą się kiedykolwiek zajmowałem. Tak głęboki tekst, tak łatwo to zepsuć. To spektakl o istocie dobra i zła. To bardzo trudne zadanie. G. Szlanga. Fot. Daniel Frymark Tak, przede wszystkim pierwszy przegląd miał więcej przedstawień, zgromadził grupy z różnych rejonów Kaszub, to było dobre, bo był cały przekrój, miało się wrażenie pewnej pełni. To było moim zdaniem naprawdę istotne. Ważne jest, aby stworzyć warunki, żeby ci ludzie z różnych stron Kaszub mogli się spotykać w jednym miejscu i uczyć się od siebie, obserwować, inspirować. Spotykanie ludzi o tej samej pasji naprawdę pomaga w doskonaleniu się. W zeszłym roku w Trójmieście można było oglądać spektakl „Puste noce – Pieśni, które już się kończą” przygotowany przez Laboratorium Pieśni. Co POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 pan myśli o takich eksperymentach czerpiących z tradycji? Absolutnie stoję po stronie racjonalnej współczesności, przy poszanowaniu i nieprzeinaczaniu tradycji. Po prostu szkoda czasu na odtwarzanie czegoś. Sztuka jest wyrażaniem, ale i ciągłym poszukiwaniem. Co prawda nie widziałem tego spektaklu, więc nie mogę się wypowiadać obszernie, ale mimo wszystko jestem za tego typu eksperymentami. Oczywiście, jeśli jest to mądre i o coś w tym chodzi. Jeśli chodzi o kulturę i tradycję kaszubską – ona przecież trwa, ona powinna się rozwijać, m.in. poprzez takie bazowanie na dziedzictwie, dialog z przeszłością. To się nie może skończyć. Po prostu pojawiają się Ma pan dla nas jakieś wskazówki dotyczące przeglądu „Zdrzadniô Tespisa”? Byłoby świetnie, gdyby się udało przyciągnąć do przeglądu więcej ludzi, bo on ma sens. W Polsce jest multum grup teatralnych, większość się rozpada po 2–3 latach. Nie brak im zapału, ale kiedy ci ludzie jeżdżą na przeglądy, nie dostają nagród, zostają skrytykowani – po jakimś czasie rezygnują. A przecież nie o to chodzi. Widzę, czego tu brakuje aktorom i reżyserom. Moja wskazówka jest taka, aby podejmowali ryzyko, stosowali różne rozwiązania formalne, bo trzeba być pomysłowym. Ich spektakle cechuje klasycznie podawane słowo, prezentacja rzeczywistości „jeden na jeden”. Niech poeksperymentują. Ja już trochę więcej wiem o tych teatrach i wiem, że mógłbym im pomóc. Może są potrzebni ludzie, którzy w tym siedzą, którzy pokażą im takie rzeczy, do jakich nie mają na co dzień dostępu? Byłoby też świetnie, gdyby twórcy z Kaszub sięgali po współczesne rzeczy. Wszystko bazuje na tradycji, ale może czasem trąci myszką? Wiemy, że kiedyś było tak, ale co to znaczy teraz? Warto próbować tematykę tradycji przełożyć na współczesność. 5 TÉATER – TÉMA MIESĄCA „Idąc do... czyli Historia Małego Księcia” Téatrowégò Karna 138. Òdj. S. Mùl Warkòwnie, przezérk i Scena 138 3 rujana téatrowi ùtwórcowie-amatorzë z Kaszub znôù pòtkelë sã w Chònicach. Trzecô edicjô Przezérkù Kaszëbsczich Téatrów „Zdrzadniô Tespisa” to inicjatiwa Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Ji célã je prezentacjô widzawiszczów pò kaszëbskù, ale przede wszëtczim stwòrzenié leżnoscë do pòtkaniô i do wëmianë doswiôdczeniów dlô lubòtników dokazów na binã. 6 POMERANIA LISTOPAD 2015 TÉATER – TÉMA MIESĄCA Wôżnym dzélã „Zdrzadni” są wiedno warkòwnie, òbczas jaczich ùczãstnicë mògą trenérowac zachòwania na scenie. Latos Małgòrzata Òracz, aktorka Téatru Wybrzeże ze Gduńska, ùczëła jich improwizacje, a zajimniãca z emisje głosu prowadzył wókalny trenéra Pioter Witkòwsczi, wëstãpiwający na ti sami gduńsczi binie. Grégór Szlanga z Chònicczégò Rapsodicznégò Studia rôcził wszëtczich na zajmë pòd titlã „Dialogòwanié midzë partnérama”. Pò warkòwniach, póznym pòpôł nim, rëgnął przezérk. Na zôczątk dzecny szpetôczel „Legenda ò Jurace” w wë kònanim karna Wicherki ze Szlachecczi Kamiéńcë. Môłé dzôtczi pòd òkã Terézë Wejer przërëchtowelë przedstôwk, jaczi widzôł sã òbzérôczóm m.jin z pòzdrzatkù na bëlną plasticzną dekòracjã. „Tuwim na stacji Brusy” Òbrzã dowégò Téatru Zaboracy z Czëczków béł próbą inscenizacje dokazów pòétë w scenografii, jakô miała przëbôcziwac banowiszcze. Chcôł jem pòchwôlëc aktora, chtëren grôł rolã kònduktora. Zagwësniwóm waju, że na wszelejaczich téatrowëch festiwalach jegò pòstacjô òstałabë achtnionô przez jury za pòjugã na binie i za to, że nie próbùje przeslecac sã wzérôczóm – gôdôł G. Szlanga ò aktorze, chtëren zaczął całé widzawiszcze, rozdôwającë bilietë i wòłającë do ùczãstników, żebë wchôdelë do banë. Aktorzë Chònicczégò Amatorsczégò Téatru bëlë ù se i to sã dało czëc. Kòmediô „Bë pòznac swòjégò ògardnika” na spòdlim tekstu Miłosza Kùczkòwsczégò w jich wëkonanim widzała sã nié leno tim, co znają kaszëbsczi jãzëk. Przezérk zakùńczëło „Wesele kaszubskie” Regionalnégò Dram at i cznégò Téatru z Lëzëna. Òbzérôcze bëlë òczar zony przédno zbiérnyma scenama przërëchtowónyma z prô wdzëwim rozkòlibã (na binie grało równoczasno przez trzëdzescë aktorów) i mùzycznym òbrobienim Beniamina Reclafa. Ten szpetôczel miôł w se szlachetnosc. Béł pòkôzkã tradicje, ale taczi aùtenticzny. Widzôł jem próbã dwagôdczi z dzysdniowòscą – òtaksowôł Szlanga pò prezentacje. Na kùńc rozegracje pòjawilë sã na binie gòsce z Trzëgardu. Widzawiszcze „Idąc do... czyli Historia Małego Księcia” Téatrowégò Karna Scena 138 (z Centrum Kùlturë w Gdini) w reżiserie Tomasza Pòdsadłégò [pòl. Podsiadły] dożdôł sã w Chònicach stolemnëch brawów. Chcemë jesz dodac, że całą imprezã prowadzëła Bòżena Labùda. Deją niekònkùrsowi „Zdrzadni Tespisa” je sparłãczenié, zintegrowanié òkrãżégò amatorsczich téatrów, zachãta do wëmianë doswiôdczeniów i inspiracjów a téż zaczãcé regùlarnëch zéńdzeniów aktorów, reżiserów i scenarzistów, chtërny twòrzą w kaszëbsczim jãzëkù. Tekst i òdjimczi na s. 7 Halina Malijewskô, tłómacził DM POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 7 TÉATER – TÉMA MIESĄCA Remùs òdczëtóny bez Téater Snieniów – w dwùch spòdlich W sobòtã 15 zélnika 2015 rokù do Łubianë, a dzéń pózni do Brusów przëjachôł Téater Snieniów (pòl. Teatr Snów) z przedstôwkã „Wanodżi Remùsa”1. Dwa wëzdrzatczi – lesny ë miastowi – bëłë bëlnym spòdlim (zdrzadniowizną) dlô pòkôzków. FE L ICJ Ô BAS KAB Ò RZ Ë S Z KÒW SKÔ DAN U TA STA NUL EW ICZ Téatru Snieniów nie je nót przedstawiac, tej chcemë blós przëbaczëc, że założëlë gò Zdzysłôw Górsczi ë Alicjô Mòjkò w 1983 rokù, a w skłôd téatralnégò jãzëka wësztôłconégò bez reżisérã ë aktorów wchôdają nié leno ruch, mùzyka ë ritm, ale téż plastika ë ùżëcé szkùdłów2. Na swòji internetowi starnie Téater Snieniów deklarëje: „Wiôlgą wôgã më przëkłôdómë do dokładno skómpònowónëch òbrazów ë w kùńcu do jich móntowaniô. Żebë twòrzëłë pòézjã pasowną blós do téatru”3. Téater Snieniów wëbrôł z romana Majkòwsczégò wôżné wëjimczi ë pòstacje, westrzód jaczich przëzérôcz mógł rozpòznac Remùsa, Królewiónkã, Klémãtinã, Trąbã, Trąbiną, Czernika, trzë ùkôzczi, Julkã ë Smierc. Òbzérnicë, chtërny znalë dokôz, bez tôklów – ë z redotą – rozpòznôwalë herojów ë wëdarzenia z romana Majkòwsczégò. Niechtërny z nich pitalë, dlôcze òstało wëbrónëch leno tëli pòstacjów ë prawie te wëdarzenia, dlôcze niechtërny herojowie òstalë sparłãczony z jinszima, a ò jesz jinszich reżisérowie zabëlë. Nen wëbiér reżisérë mô równak swoje spòdlé – w ògrańczonym czasã przedstôwkù, jaczi òstôł zrëchtowóny téż dlô tëch òbzérników, chtërny nie czëtalë ksążczi, wicy pòstacjów ë sytuacjów zrobiłobë niepòrządk, tim barżi, że w zwãkòwim dzélu przedstôwkù nie òstałë wëzwëskóné słowa, blós mùzyka, 8 jakô pòdsztrichiwô dramã ë lirizm wëdarzeniów. Do òbaczeniô widzawiszczów za chãcywôł przińdnëch przëzérôczów plakat, jaczi infòrmòwôł, że „Remùs dowiedzôł sã, że je z familie miticznëch Stolëmów ë mùszi skùńczëc wôżné zadanié. Òn mô ùretac zapadłi zómk, to je wëbùdzëc kùlturową juwernotã Kaszëbów”4. Òbzérnicë, chtërny ksążczi nie czëtalë, czej dostalë taką wiédzã, pòznalë historiã Remùsa, jaczi mùszôł dac so radã z wiôldżima mòcama, ùretac swòjich lëdzy ë miec szansã na krótczé czas szczescégò kòl Klémãtinë. Pòkôzk gwës zachãcył to karno lëdzy do przeczëtaniô bëlnégò romana Majkòwsczégò. W swòjich szpetôczlach Téater Snieniów wëzwëskiwô bòkadną me tafòrikã. Téż w przedstôwkù, jaczi pòkazywô wëbróné wëdarzenia z dokazu Majkòwsczégò, reżiséra dobrze pòsługiwô sã òrientacjową metafòrą, w chtërny wôżnô rola je przëpisónô òpòzycje góra – dół. Na szkùdłach z dżi bkòscą chòdzy niedosygłô dlô Remùsa Królewiónka, trzë lëché Ùkôzczi z górë kòntrolëją lëdzy, a dobiwającô Smierc dosygô nëkającégò przed nią Trąbã. Remùs chce ùretac Królewiónkã ë zapadłi zómk, równak wësoczé, nié do przejscégò sécë jemù w tim przeszkôdzają. Aktorowie klôr twòrzą herojów ùsô dzka Majkòwsczégò. W Remùsu Zdzysłôw Górsczi z wëzdrzatkã stwòrzonym POMERANIA LISTOPAD 2015 TÉATER – TÉMA MIESĄCA do graniô ti pòstacje – wësoczi, z szadima włosama, pòkazywô samòtnosc, niemòc ë pòddanié, ale téż ambicjã do wëbùdzeniô dëcha swòjégò lëdu. Trąba, drëch Remùsa, òdgriwóny bez Ludwika Mariana Lubieńsczégò (z Téatru Maszoperiô z Gdinie), pòkazywô sã jakò dobri człowiek, jaczi lubi sobie wëpic, a jegò białce Trąbinie, chtërną graje Ana Maja Miller (téż z Téatru Maszoperiô), zanôlégô blós na zarobionëch bez niegò dëtkach. Ana Maja Miller òdgriwô téż w tim przedstôwkù Czernika, rëchlëwégò ë falszëwégò, chtëren pòkazywô sã blós za tim, cobë znikwic szczescé Remùsa. Królewiónka ë Klémãtina, dërch fùl teskniączczi – w òbëdwùch rolach Mónika Rogùszczôk – òczarziwają òbzérników ùwôżnotą ë liricznotą. Julka, ùdôwónô bez Roksanã Wëczk, z żôlã tracy w biôtce ze Smãtkã, a Smierc – Marcelina Szczuraszk – dżibkò chòdzy na szkùdłach za Trąbą, jaczi nëkô. Piãkné ë fùl dinamiczi grëpòwé zdrzadnie (m.jin. jôrmark, na chtërnym Remùs przedôwô ksążczi, a téż scynanié kanie ë tuńc lëdzy, chtërnëch Smãtk przërzesził sécą, jaczi mòże sã parłãczëc z tuńcã chòchòła z „Wieselégò” Wëspiańsczégò) na długò òstóną w pamiãcë wzérôczów. Łubiańsczé òkòlé – plac kòl Wë pòczinkòwégò Òstrzódka „Worzałówka” – bëło bëlnym spòdlim dlô wanogów Remùsa pò Kaszëbach, jegò szczescégò z Klémãtiną na Glónkù, a téż dlô lëchëch wëdarzeniów òb swiãtojańską noc. Wëbranié do tego Łubianë je nié bez znaczeniô, bò to w tim òkòlim Majkòwsczi òpisôł pierszi dzél dokazu: prawie tuwò Remùs sã wëchòwiwôł na Pùstkòwim, pòtkôł Królewiónkã ë biôtkòwôł sã z Gòliatã. Do tegò parkplac kòl Ùrzãdu Miasta w Brusach béł dobrim òkòlim dlô jôrmarkù, òb czas jaczégò roztańcowóné przedôwôczczi bédowałë swòje warë òbzérnikóm, a Remùs ksążczi ze swòji karë. Co czekawé, te ksążczi przeniosłë òbzérnika w dzysdniowé czasë – Remùs przedôwô brawãdã O słupskich kraśniętach i rowokolskiej księżniczce Frãcëszka Fenikòwsczégò, jako òsta wëdónô pòd kùńc XX stalatégò5, a téż antologiã kaszëbsczi pòézje Dzëczé gãsë, jakô sã pòkôzała na zôczątkù XXI stalatégò6. Z redotą mòże òdnotérowac bëtnosc na òbù szpetôczlach specjalnégò gòsca – Blanche Krbechek ze Sztëców (USA), wëspółdolmaczérczi „Żëcégò ë przigòdów Remùsa” na jãzëk anielsczi7. Krbechek òstała przedstawionô aktoróm ë òbzérnikóm w Łubianie bez Felicjã Baskã-Bòrzëszkòwską, chtër na równoczasno rzekła słowa pòdzãkòwaniô reżisérowi ë aktoróm òd sebie ë òd szôłtësa wsë Môrcëna Żurka za przëjãcé bédënkù wëstôwieniô pòstãpny rôz tegò widzawiszcza (chcemë przëpòmnąc, że jego premiera bëła w 2009 rokù). Òna téż dała pòzdrawiac Samòrządzënã Pòmòrsczégò Wòjewództwa, jakô wëspółfinancowała projekt „Wanodżi Remùsa” (szło ò wëstawienié przed stôwkù czile razów), czekawi ë baro brëkòwny dlô reg ionalny edukacje. Òna téż dała ekzemplar drëdżégò dzélu ùczbòwnika Jô w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w swiece8 dlô Zdzysława Górsczégò. W tim ùczbòwnikù aùtorowie wstawilë òdjimczi z przedstôwkù „Remùs” Téatru Snieniów sprzed czile lat, jakò ilustracje wëjimków romana Majkòwsczégò ò scynanim kanie òb noc swiãtojańską ë ò przegróny Remùsa ë Julczi w biôtce ze Smãtkã (òb. s. 237, a téż s. 169). Mómë nôdzejã, że Téater Snieniów zawitô z „Wanogama Remùsa” téż do jinszich môlów na Kaszëbach ë bãdze mógł znôwù òczarzëc òbzérników metafòrama ë sugestiwnyma, fùl krëjamnotë zdrzadniama z wanogów Remùsa pò Kaszëbach – tą razą może kòl jezora, na rënkù môłégò gardu abò wëstrzód chmùrników wikszégò miasta. Tłómaczëła Nataliô Kłopòtk-Główczewskô Òdjimczi ze zbiérów D.S. 1 Pierszi przedstôwk, chtërnégò më ni mómë widzóné, béł 8 zélnika w Sominach, w òstrzódkù „Uroczysko”, gdze Téater Snieniów mô swòjã prôcowniã. 2 Teatr Snów, Gedanopedia, http://www.gedanopedia.pl/gdansk/?title=TEATR_SN%C3%93W. 3 http://teatr.websitestyle.53.ibc.pl/ 4 M. Żurek, „REMUS w Łubianie”, http://solectwolubiana.pl/index.php/item/1267-remus-w-lubianie 5 F. Fenikowski, O słupskich kraśniętach i rowokolskiej księżniczce, Gdańsk 1990 (Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Oddział Miejski w Gdańsku). 6 Dzëczé gãsë. Antologiô kaszëbsczi pòezji (do 1990 r.), red. R. Drzeżdżon, G.J. Schramke, Gdynia 2004 (Wydawnictwo Region). 7 A. Majkowski, Life and Adventures of Remus, przekł. B. Krbechek, K. Gawlik-Luiken, Gdańsk 2008. Ksążkã wëdôł Kaszëbsczi Institut. 8 F. Baska-Borzyszkowska, W. Myszk, Jô w Kaszëbsczi, Kaszëbskô w swiece. Ùczbòwnik do kaszëbsczégo jãzëka dlô IV etapù sztôłceniô, cz. II, Gdańsk 2014. Wëdôwcą ùczbòwnika je Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié. POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 9 NAGRODY I WYRÓŻNIENIA Sopocka muza dla profesora W szesnastej edycji dorocznej nagrody prezydenta Sopotu „Sopocka Muza” w dziedzinie nauki kapituła doceniła zasługi dla humanistyki polskiej wybitnego językoznawcy profesora Edwarda Brezy. Kandydaturę Profesora zgłosił sopocki oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Wśród głównych nurtów zainteresowań naukowych prof. Brezy są onomastyka, historia języka polskiego, zwłaszcza na Pomorzu, współczesna polszczyzna z kulturą języka, dialektologia z kaszubistyką, wpływ łaciny na język polski, metodyka nauczania języka polskiego i kaszubskiego. Onomastyka, czyli nauka o nazwach geograficznych i osobowych, to obszar szczególnych zainteresowań Profesora, co na łamach „Pomeranii” uzasadniał w taki sposób: (...) dlaczego się zająłem onomastyką (...)? Moje credo badawcze (...) jest zamieszczone w opisie sześciu dni stworzenia, gdzie w drugim rozdziale mamy taki sielski obraz – Pan Bóg przyprowadza do człowieka, do Adama, wszystko, co stworzył (...), i człowiek, Adam, nadaje temu imiona, a więc człowiek jest dopuszczony do twórczości Bożej, ma prawo nazywać to, co nas otacza. Magia nazw, nazwisk, imion, dialektów, genealogia ujawniająca meandry pomorskich i kaszubskich losów, dzięki którym odtwarzać można dzieje tej ziemi, jej obyczajowości, kultury stały się treścią badawczej pasji prof. Brezy. Urodził się 24 września 1932 r. w Kaliszu pod Kościerzyną. Maturę złożył w Poznaniu, studia filozoficzno-teologiczne odbył w Krakowie. Tutaj jednym z mistrzów Profesora był ksiądz Karol Wojtyła. Podziwiałem Jego precyzję, logikę wywodu, dyscyplinę. Podczas wykładów nie robiłem notatek, nie chcąc uronić ani słowa z przekazu. Po zajęciach robiłem szczegółowy skrypt sumujący treść zajęć – mówi dzisiaj. W efekcie ocena bardzo dobra z katolickiej etyki społecznej z bezcennym podpisem Karola Wojtyły w indeksie. Po studiach wrócił na Kaszuby i poświęcił się pracy dydaktycznej. W szkołach kościerskich uczył polskiego, rosyjskiego, niemieckiego oraz religii. Marzył o łacinie, która urzekła Go logiką, specyficzną melodyką i znaczeniem w historii europejskiej kultury. Podjął studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Gdańsku – zdobywał kolejne tytuły naukowe po godność profesora zwyczajnego w 1993 r. Toponimia powiatu kościerskiego, Pochodzenie przydomków szlachty Pomorza Gdańskiego, Nazwiska Pomorzan – to tylko niektóre z fundamentalnych prac Profesora. Badania nad językiem kaszubskim, współautorstwo z prof. Jerzym Trederem Gramatyki Języka Kaszubskiego, działalność w Radzie Języka Kaszubskiego, tworzenie zasad literackiej kaszubszczyzny, mnogość funkcji, wykładów, referatów, autorstwo ok. 2000 publikacji naukowych i popularnonaukowych. „Sopocką Muzę” z rąk prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego i Przewodniczącego Rady Miasta Wieczesława Augustyniaka profesor Breza odebrał podczas uroczystej gali w Państwowej Galerii Sztuki. Zrewanżował się, ofiarowując egzemplarze swego najnowszego dzieła Słowo Pańskie trwa na wieki – to plon wieloletnich studiów nad słownictwem religijnym i obyczajowym. Prof. Edward Breza to od 44 lat obywatel Sopotu. Aleksander Gosk Fot. DM Gratulujemy! Były sekretarz redakcji„Pomeranii” (2005–2008) i jej obecny współpracownik Marek Adamkowicz został zwycięzcą Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Józefa Ignacego Kraszewskiego. Otrzymał pierwszą nagrodę w kategorii proza za opowiadanie „Ostatni towarzysz”, którego tematem jest kwestia rozliczeń po powstaniu styczniowym. M. Adamkowicz jest dzisiaj redaktorem „Polski. Dziennika Bałtyckiego” i miesięcznika „Nasza Historia”. To dwukrotny laureat Ogólnopolskiego Konkursu Prozatorskiego im. Jana Drzeżdżona i stypendysta Funduszu im. Izabelli Trojanowskiej dla młodych dziennikarzy zajmujących się tematyką regionalną. Jest autorem m.in. powieści Oblężenie (wywiad z autorem na temat tej książki opublikowaliśmy w „Pomeranii” nr 1/2015). Czuję ogromną satysfakcję. To dla mnie potwierdzenie tej drogi literackiej, którą obrałem – powiedział „Pomeranii” M. Adamkowicz. Celem konkursu literackiego im. Józefa Ignacego Kraszewskiego jest m.in. upowszechnianie beletrystyki, a także wiedzy na temat życia i twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego. Red. 10 POMERANIA LISTOPAD 2015 LËTERATURA Pierszi plac dlô „Nyrë” Znajemë dobiwców XVI Òglowòpòlsczégò Prozatorsczégò Kònkursu m. Jana Drzéżdżona. Jurorzë nôlepi mają òtaksowóné dokôz Kristinë Lewnë. K. Lewna dobëła pierszą nôdgrodã w kategórie: òpòwiôdanié abò esej w kaszëbsczim jãzëkù za tekst zatitlowóny „Nyra”. Drëdżi plac ùdostôł Róman Drzéżdżón („Gebùrstag”), a trzecy Sławòmir Fòrmella („Pamiątka po mòrdarzu”). Wëprzédnienia dostelë Grégór Schramke („W smrokù”) i Wòjcech Mëszk („Swiat dobëcô”). Latos pierszi rôz w kònkùrsu pòjawiła sã téż kategóriô: pòéticczi dokôz w kaszëbsczim jãzëkù. Tuwò òbsãdzëcelowie mają nôdgrodzoné dwa dokazë: Dariusza Majkòwsczégò „Dobrogùst i Miłosława: (3. plac) a téż Felicje Basczi-Bòrzëszkòwsczi „Òb drogã” (wëprzédnienié). Na kònkùrs òstało przësłónëch 12 prôc. Ùroczësté zakùńczenié òdbëło sã 27 séwnika w Stôromiesczi Radnicë we Gduńskù. Òrganizatorã bëło wejrowsczé Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi. W zestôwk jury weszlë: Bògùmiła Cërockô, Stanisłôw Janka, Tadéùsz Linkner (przédnik). Kònkùrs òstôł ùdëtkòwiony przez Minysterstwò Administracje i Cyfrizacje. Red. Czëtóné w maszinopisach Jakò nôleżnik jury XVI Òglowòpolsczégò Prozatorsczégò Kònkùrsu miona Jana Drzéżdżona jô dostôł do przeczëtaniô dwanôsce lëteracczich dokazów – sztërë pòématë i òsmë pòwiôstków. Pò przeczëtanim kòżdégò ùsôdzka jô robił notatczi, zapisywôł mòje refleksje. Hewòle to są mòje zôpisczi. S TA N I S Ł Ô W J A N K A Pòématë Gòdło: Rugijka „Réza na zôpôd”, dokôz òpisënkòwi, ò wiele barżi pòwiôstka niż pòémat, chòc tam-sam są metafòrë i rzecz je pisónô biôłim wiérztã. Je to réza do dzysdniowégò i historicznégò słowiańsczégò zôpadu, na Pòmòrską i përznã dali, czekawô jakò turisticznô refleksjô, ale równak je to pòémat prawie bez pòézji. Gòdło: Heyka (Dariusz Majkòwsczi, III plac) „Dobrogùst i Miłosława”. I gòdło, i nôdpis pòématu są przewrotné. Rzecz je pisónô w stilistice pòématu, rimòwónô. Z pòczątkù szlachùje to za paszkwilã na dzysdniowé rządë w Pòlsce, na pòlsczé państwò. Ale dali to ju jidze jak hùmòristiczny (chòc pò prôwdze smiészny nie je) pastisz pòématu Léóna Heyczi „Dobrogòst i Miłosława” – je tam bezpieka, są agencë, szpijonë, POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 midzënôrodné wątczi (Nordowô Kòrejô). Bòhaterama są Gùst od Dobrogùsta i Miłka, to je Miłosława. Gòdło: Józk z Pùstk „Mònolog mô łégò ksyżëca”. Pòémat pisóny biôłim wiérztã, môlama erotik. Nie felëje w nim metafòrów, je lirika. Czëtińc naléze w nim òdniesenié do swiatowi lëteraturë, do wątków i ùniwersalny symbóliczi „Môłégò Ksyżëca”, fran cësczégò pòétë i pisarza, co sã zwie Antoine de Saint-Exupéry. W tim dokazu widzec je lëteracką pòjużnotã. Gòdło: Marta (Felicjô Baska-Bò rzeszkòwskô, wëprzédnienié) „Òb drogã”. Barżi proza pòétickô niżle pòémat. Môlama są nëpczi akcji, jak w epicczim dokazu. W całoscë w ti rzeczë jidze ò lëteracczé naprocëmstawienié midzë pòwiôstkòwą Dąbrową Jana Drzéżdżona a rodną wsą Léóna Heyczi Cérznią. Jawernota miészô sã z klimatã òpòwiedniów. Widzec je dosc szëkòwną lëteracką warkòwniã. Proza Gòdło: Nocny Mark „Noc w Pòdjazach”. Esej-wspòmink ò lëdzach Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô – w tim profesorach Brunonie Synakù i Jerzim Trédrze – z rozmiszlaniama ò przemijanim, eschatologii, religii. Wszëtkò z perspektiwë nocnégò wëpòcziwaniô nad kaszëbsczim jezorã. Tuwò refleksje òd nieskùńczonoscë kòsmòsu, z òdnieseniama do znóny lëteraturë, téż swiatowi, parłączą sã z tim, co baro swójsczé, blisczé, lokalné. W całoscë widzec je starã ùsôdzcë ò przińdnosc kaszëbiznë, szczeré wëznanié ò słabi kòndicji kaszëbsczégò jãzëka, òsoblëwie westrzód inteligencji. Wedle mie to je przikłôd tak pòzwóny lëteraturë faktu. Gòdło: Contra abò procëm (Wòjcech Mëszk, wëprzédnienié) „Swiat dobëcô” Pòétickô, metafòricznô proza. Dokôz pisóny jãzëkã symbóliczi ùniwersalny, a nad wszëtkò naszi kaszëbsczi. Przewòłiwóné są tuwò pòstace z kaszëbsczi mitologii, 11 LËTERATURA z òpòwiedniów. Proza prawie bez akcji, bez wëraznégò szpùru dzejaniégò sã. Jaczé je pò prôwdze przesłanié ti pòwiôstczi, mòżemë sã leno docygac. W skrócënkù są to prawie frazë nôdpisu: „Swiat dobëcô”. A jesz głãbi – zdanié z kùńcowi starnë pòwiôstczi: „Tam, gdze we widze słuńca swiécy sã starka gnôt”. To òznôczô trzimanié sã tradicji, spôdkòwiznë, pòtrzeba òpiarcô sã ò przeszłosc i bëlnota wezdrzeniô w przińdnosc. Gòdło: Sajnognym (Grégór Jarosłôw Schramke, wëprzédnienié) „W smrokù”. Czej na pòczątkù czëtô sã tã pòwiôstkã, to mô sã wrażenié, że je to dokôz ò ambicjach kriminalnégò romana, ùsadzony w kònstrukcji mòzajiczi. Są krëjamné smierce, je nieznóny przëbélc, są szandarowie. Całô rzecz dzeje sã na gwës na Kaszëbach, na co wskôzywają rozmajité realia. Trzeba pòwiedzec, że chòc akcjô jidze dosc niepòspiéwno, to równak rozmieje wcygnąc czëtińca. Pòd kùńc pòwiôstczi òkazywô sã, że równak nie je to kriminôł, le hòrror. Dlôcze? Nie bãdã tegò zdrôdzôł, leno rzeknã, że wszëtkò cygnie sã jak nôbarżi pòwôżno, bez chòcbë môłégò ùsmiéwkù ùtwórcë-òpòwiôdôcza. Jãzëk dokazu je wëszmakòwóny, z cechami lëteracczi kaszëbiznë, chòc niejedne słowa wskôzywają, że aùtor pòchòdzy z pôłnia Kaszëbsczi. W całoscë je widzec méstersczi kùńszt ùsôdzcë z pisarsczim doswiôdczenim. Gòdło: Pomorzanka (Kristina Lewna, I plac) „Nyra”. To, co w ti pòwiôstce przed wszëtczim nôbarżi przëcygô, to ji jãzëk, bëlacczi, w stilistice Jana Drzéżdżona, ale nawetka jesz barżi krwisti i żëwi niżle samégò méstra Jana. Jakbë niepòstrzéżnie céchùje sã wiôldżi dramat, a pòd kùńc nawetka greckô tragediô midzë òjcã a synã. Jich spòdlim je kònfrontacjô midzë wieską swójszczëzną, tradicją, a anonimòwą mieskòscą, nowòczasnoscą. Są téż wątczi surrealisticzné z pòstacama Nienawiscë i Chcëwòtë. Całô pòwiôstka je z ôrtu nôlepszi lëteracczi próbë. Gòdło: Jan Ptôch „Widzałô fejra Kaszëbów”. Science fiction, fantasy pò kaszëbskù i ò Kaszëbach, cziledzesąt lat pózdze. Ùsôdzca stwòrził taką hewò le wizjã: Kaszëbizna i Kaszëbi są zgardzony przez pòlsczi rząd i parlament. 12 Latosy dobiwcowie (z kwiatama abò diplomama) na binie Jaczis krëjamny aùtokracë zakôzywają gadac i pisac pò kaszëbsku. Jaż dochôdô do kriticznégò cządu – nôbarżi wiérny Kaszëbi sã bùńtëją, robią rewòlucjã. Zaczinô sã czas òdrodë. Je w ti pòwiôstce wiele didakticzi i pùblicysticzi kriticzny wedle dzysdniowi jawernotë na Kaszëbach. W kùńcu ùtopiô sã zjiscywô... Gòdło: Papa „Bawidlo”. Jak ju sóm nôdpis wskôzëje, rzecz je pisónô bëlacką kaszëbizną i w grańcach zemi Bëlôków colemało dzeje sã akcjô ti pòwiôstczi: w rozmajitëch czasach i ò rozmajitëch bòhaterach, co ale mają jedno miono: Jan. To, co zwrôcô ùwôgã, to je seksualny temperameńt, pòbùdlëwòsc fizycznô bòhaterów, co daje ùsôdzcë leżnosc do ùkôzaniô plasticznëch scenów eroticzno-pòrnograficznëch. Jaczi òne w ti pòwiôstce mają cwëk? Jô to widzã jakò zbiérną pòstac kaszëbsczégò casanowë. Widzec je bògatą wiédzã historiczną i dzysdniową ò nordowëch Kaszëbach ùsôdzcë. Rzecz je pisóno sztôłtnym, gładczim jãzëkã. Czëc je rãkã doswiôdczonégò ùsôdzcë. Gòdło: Jirczin (Róman Drzéżdżón, II plac) „Gebùrstag”. Pòwiôstka je ò nôdpisowëch ùrodzënach. W całoscë w tim dokazu przewôżô rozmòwa, dialog, jaczi sã na ti roczëznie òdbiwô. Rozmòwa przëbôcziwô czasama barżi pludrë, plestanié, jak to „u cioci na imieninach”, jak gôdiwają Pòlôszë. Wiele je w tëch dialogach wëszwiektónëch frazów, ale ò to prawie ùsôdzcë jidze, bò midzë nima są ùtaconé mòcné słowa, pòwôżné faktë, chtërne bùdëją dramat rodzëznë – òd zdradë małżeńsczi pò zdradã kònspiracyjną z czasów drëdżi swiatowi wòjnë. Czekawô konstrukcjô, jãdrzny, miãsësti jãzëk, dokôz òd pierszégò zdania zachãcywô do czëtaniô. Gòdło: Klaftownik (Sławòmir Fòr mella, III plac) „Pamiątka pò mòrdarzu”. Klasyczny kriminôł. Akcjô sã dzeje dëcht pò drëdżi swiatowi wòjnie w wëmëszlonëch môlach. Z jedny stronë ùsôdzca pisze, że niedalek Charwatëni (to je wies kòle Lëzëna), a z drëdżi, że sledztwò prowadzy milicjô i prokùratura z Kartuz. Òfiarą je dzéwczã zabité w lese. Sledztwò prowadzy młodi szandara Ali Pétka. Pòdezdrzónyma są bandice (jak jich pòzwała lëdowô władza) abò sóm kòmendant milicje, chtëren niespòdzajno òdsuwô Alégò òd sledztwa. Dokôz trzimô w napiãcym. W całoscë jak na naszą rodną lë teraturã dokazów nie je tak mało i są na dosc wësoczi artisticzny rówiznie. Niewëszwiektónô je słowizna i stilistika dokazów. Pòza pôrã wëjątkama całosc zasłëgiwô na nalézenié sã w ksążce. Òdj. P. Léssnawa POMERANIA LISTOPAD 2015 WIÔLDŻÉ PÒMÒRZÉ Z wiele strón rzéczi Barabónë – to je cos, co człowiek mòże miec w głowie, nié môl na zemi – dërno zakrziknął chtos z kinowi zalë, czedë jeden z ùtwórców prawie pòkôzónégò filmù „Ogród po drugiej stronie rzeki / Der Garten jenseits des Flusses” ceplëchno pòzwôł swòjã môłą tatczëznã nad Òdrą „barabónama”. Rozmòwnicë gôdelë pò pòlskù, a słowò, jaczé wzbùdzëło tak wiôldżi górz jednégò z òbzérników, brzëmiało „prowincja”. W pòlaszëznie to słowò mô dwa znaczenia: región (dzél państwa) i barabónë (zapadłé stronë, krôjna dalek òd centrum). Bëlë jesmë w Grifinie, gardze, jaczi dostôł miesczé prawa w 1254 rokù – „wcześniej niż Poznań, Kraków i Warszawa!”, jak czëtómë na starnie grifińsczégò ùrzãdu miasta i gminë – òd ksãca Barnima I, chtëren krótkò przed tą datą dôł sã zrobic sztãpel z nôdpisã „Sigillum Barnym ilustris ducis Slauorum et Cassubie” (pieczãc/céch Barnima ksążëca Słowianów i Kaszëbsczi). B Ò G Ù M I Ł A C Ë R O C KÔ „Bëlë jesmë” – to „më” òznôczô karno gazétników zarôczonëch do ùdzélu w projekce „Pomorze w mediach. Pomorscy dziennikarze w poszukiwaniu wspólnej odpowiedzialności za region / Pommern medial. Deutsche und polnische Journalisten auf der Suche nach der gemeinsamen Verantwortung für ihre Region”. Nigle më przëjachelë do Grifina (pòl. Gryfino, niem. Greifenhagen), òdwiedzëlë më jesz jiny gard z grifã i w pòzwie, i w céchù: POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 Greifswald (kasz. Grifiô) z pòwstałim w XV stalatim ùniwersytetã, w jaczim w latach 1900/1901 sztudérowôł Aleksander Majkòwsczi. Dwa pòmòrsczé gardë, chtërnyma miesczé prawa delë wnet 800 lat temù ksążãta z Grifitów (òtrokòwie Bògùsława I). Môlëznë pò dwùch starnach rzéczi Òdrë/Oder, jedna w pòlsczim państwie, drëgô w Niemcach, ale òd czedë jesmë w Eùropejsczi Ùnie i mómë òtemkłë grańce z Zôpadã, pòmòrsczé zemie są jakbë krodzy sebie. W pierszich trzech dniach naji gazétniczi rézë bëlë më w dwùch regionach, nibë nôpierwi w Mecklenburg-Vorpommern (pòl. Meklemburgia-Pomorze Przednie), pòtemù na Zôpadnym Pòmòrzim (pòl. Pomorze Zachodnie), ale czile razy, cobë jak nôbarżi skrodzëc so drogã, np. midzë Chòjną a Szczecënã, przejéżdżiwelë më grańcã midzë państwama, tak, jak robią to dzéń w dzéń mieszkańcowie tëch strón. Bëtnikama badérny wanodżi „Pomorze w mediach / Pommern medial” bëlë gazétnicë téż z òbù strón rzéczi: Niemcë, Pòlôszë, Kaszëbi. Tak to so ùdbëlë òrganizatorowie. Mòże dlôte, żebë i midzë nama skrodzëc drogã? 13 WIÔLDŻÉ PÒMÒRZÉ Kawa, nôdzeja i krëchta Czas wrócëc do Grifina. Przëjachelë më do stolëcë grifińsczégò krézu za wczas. Przëszëkòwóny dlô naji seans w kinie Gryf, na chtërnégò internetowi starnie nalazła jem (pòtemù) taczé zagwësnienié: „Wierzymy w to, że kino jest materią, która potrafi nas zmieniać, uwrażliwiać i uczyć”, miôł sã zacząc za gòdzënã. Szukającë za espresso, trafiła jem do kawnicë w pòdwòrzim przë sz. Szczecyńsczi, czësto krótkò dodomù kùlturë, w jaczim dzejô Gryf. Lokal béł nibë zamkłi, szëkòwelë gò na jakąs roczëznã, ale sóm jegò miéwca pòczestno wëniósł mie bùten kôwkã, i to jak dobrą! Przë sąsadnym bùtnowim stole sedzałë szterë niedzelno òblokłé białczi, z jich kôrbiónczi dozna jem sã, że żdają na jaczés pòtkanié w dodomie kùlturë. To mie ùceszëło, pòmëslała jem, że òbczas diskùsje pò filmie, chtërna mia bëc dlô naji przédnym pónktã programù i leżnoscą do zbieraniô materiału do artiklów, mdze z kim gadac ò môlowëch, przëgrańcznëch sprawach. Timczasã rëgnała jem „w miasto”, cobë òbôczëc grifińsczé stôrodôwnotë: strzédnowieczną swiãtnicã pw. Narodzeniô NMP (wczasni: sw. Mikòłaja) i Bańską Bramã, jak kòscół zbùdowóną gdzes kòl kùńca XIII stalata, a mdącą czedës wôżnym dzélã òbronnëch mùrów. Widzałą, kamianno-ceglaną swiãtnicã nalazła jem czësto letkò. Z bùtna piãkny przikłôd gòticczi architekturë (XIII-stalatny kòscół béł przebùdowiwóny nié pózni niż w XV stalatim), benë – prawie dérowało jaczés zéńdzenié probòszcza z wiérnyma, na jaczich ksądz dobrodzéj béł mòckò rozgòrzony, tej żebë i mie sã nie dostało, chùtkò jem ùcekła z krëchtë. I ju bëło nót nëkac nazôd na Szczecyńską. Film i diskùsjô na grifińsczi ôrt Spòzdzëła jem sã... W kinowi zalë bëło fùl lëdzy! Nalazła jem plac w nôslédniészi rédze, kòl zwãkówca ze stolëmną masziną. Gazétniczé karenkò, dlô jaczégò place bëłë wëznaczoné gdzes w pòłowie jizbë, dżinãło w ùrmie pòswiãtno òbùtëch grifinianów, westrzód nich dozdrza jem białczi pòtkóné w kawnicë. Na pòczątkù ùroczëstoscë (jo, jo, to bëła prôwdzëwô ùroczëzna) przëwitanié môlowëch VIP-ów, jak wszãdze, i chiba pôrã słów ò nas i naji pòmòrsczi réze (nie jem gwës, 14 W kinie Gryf òbczas kôrbiónczi pò filmie. mòże ò tim bëło pò filmie). Pòtemù cos drësznégò rzekł zastąpiôrz tamtészégò bùrméstra, a pò nim prowadzącô zarôczëła na binã grifińsczégò ùczałégò, profesora Bògdana Matławsczégò, chtëren wëgłosył mòwã, jak mëszlã, ò dzejach Grifina. I tedë zaczął sã film „Ogród po drugiej stronie rzeki / Der Garten jenseits des Flusses”, jaczégò ùdbòdôwcą i przédnym aktorã béł Mark Brzezyńsczi, jedińczny mòże terczasny mieszkańc Grifina, jaczégò familiô mieszkała w tëch stronach ju przed II wòjną. Film zrobilë bracynowie Michôł Kùlik i Paweł Kùlik (razã napiselë scenariusz, Paweł béł reżisérą i zmóntowôł dokôz, a czerowôł produkcją jegò bracczi). Ùsôdzk tikô sã przëgrańcznëch, nieletczich sprawów, mòże nôlepi bãdze, jak zacytëjã to, co ò nim napiselë ùtwórcowie na starnie, na jaczi jidze ten film òbôczëc (https://vimeo.com/126316626): „Polacy przywykli do tego, że to Niemcy szukają śladów miejsc urodzenia swoich przodków na wschód od Odry. Zaskakujący jest przypadek Marka Brzezińskiego, który szuka miejsc związanych ze swoją rodziną po zachodniej stronie Odry. Odkrywając historię swojej rodziny w prowincjonalnych miejscach, również odkrywa tę wielką historię. Film pobudza do dyskusji na temat wspólnego polsko-niemieckiego dziedzictwa”. Dokôz Brzezyńsczégò i Kùlików wëwòłiwô mòcné wseczëca, rozmajité, i dobré, i lëché, ò czim jem sã dozna òbczas òbgôdczi filmù z drëchama-gazétnikama, równak nie jidze gò òbzerac òbòjãtno, mòże dlôte, że są w nim pòkôzóné prôwdzëwé lëdzczé historie. Niechc ò nim wiãcy pisac, zachãcywóm do òbezdrzeniô, wedle mie pò prôwdze wôrt to zrobic. Pò projekcje, jak napiselë òrga nizatorowie zéńdzeniô na grifińsczi òficjalny starnie, òdbéł sã „panel dyskusyjny”. Wëzdrzało to tak: na binie sedzelë Mark Brzezyńsczi, aktorka Marta Szuster (jedna z herojków filmù), Michôł Kùlik, prof. Eckhard Maronn (chtëren do 1945 mieszkôł w tedë niemiecczich Pòlëcach, a òd 10 lat żëje w dôwniészim Staffelde, dzys pòlsczim Kamieńcu) i jesz nasza mòderatorka Katarzëna Błaszczik, chtërnym prowadzącô ùroczëstosc zadôwała pitania, przédno ò film, na jaczé gwës baro dobrze znała òdpòwiescë, bò nié pierszi rôz pewno z nima gôda. Pòtemù jesz „òddała głos zalë”: jedno czë dwa pitania pòstawilë lëdze z przédnëch régów, chtërny òstelë zarôczony do gôdaniô nigle, jak mie sã zdôwô, rãkã pòdnieslë. Tedë kònferansjerka rzekła, że ju je kùńc pòtkaniô, bò... czas „na dyskusję” minął. Tak tej òstelë më, gazétnicë, w cénim, niejedny jak mëszlã, z krzëwą mùnią i pitaniama w głowie. POMERANIA LISTOPAD 2015 WIÔLDŻÉ PÒMÒRZÉ Szmakało za wiãcy A pòtemù, ju w gòscyńcu, gdze më mielë nocną léżã, czekała na nas arcy bòkadnô wieczerza, takô, ò jaczi chce sã rzec: „to szmakało za wiãcy”, za chtërną zapłacëła môlowô samòrządzëna. Nawetk béł tam z nama włodôrz Grifina (ju pòznóny w kinie Paweł Nikitińsczi), ùdbòdôwca filmù i prowadzącô zetkanié. Chto wié, wiele òni ùczëlë z tegò, co gazétnicë midzë sobą gôdelë ò filmie, w jaczim widzelë wiãcy felów niż dobrëch strón, i ò niezrozmiałim np. dlô mieszkańców tak wiôldżégò gardu, jak Szczecëno, sztilu prowadzeniô „diskùsyjnégò panelu”, nigle mòji drëszë sã pòstrzeglë, chto jich słëchô... Prôwdac, nie czëła jem, żebë chto z najégò karna ùżił słowa „prowincja” czë „prowincjonalny”, ale czë z wëszczërgą wërzekłé òkreslenié „typowa małomiasteczkowa uroczystość” to nie je prawie to? Leno że w tim jôdnym, darmò wim dzélu „môłogardkòwi ùroczëznë” wszëtcë rézownicë chãtno ùczãstniczëlë, a niechtërny téż rôd prawilë z gòscama-gòspòdarzama. Tak tej mòże jô sã zmilãła? Mòże pòlsczé słowa „małomiasteczkowy” czë „prowincjonalny” i jich kaszëbsczé, rzeczmë, òdpòwiedniczi: „parafialny, barabónowi” ni mają ùjemnégò znaczeniô? Móm jesz jeden wiôldżi jiwer pò ti rézë – wcyg rozmiszlóm ò tim, gdze je to centrum, òd jaczégò mùszi bëc dalek, cobë sã nalezc na barabónach. W stôrim gardze je téż nowi kùńszt... Fot. A. Łazowski KuKuKa (artista-fòtografik, z jaczim jem sã pòzna òbczas òpisóny wanodżi). Strzédnowieczné mùrë na terôczasnym spòdlim. Òficjalnyma òrganizatorama projektu „Pomorze w mediach. Pomorscy dziennikarze w poszukiwaniu wspólnej odpowiedzialności za region / Pommern medial. Deutsche und polnische Journalisten auf der Suche nach der gemeinsamen Verantwortung für ihre Region” bëlë Pommersches Landesmuseum z Greifswaldu i Stowarzyszenie Historyczno-Kulturalne „Terra Incognita” z Chòjnë. Ùdëtkòwilë gò Fundacja Współpracy Polsko-Niemieckiej i Pełnomocniczka Rządu Federalnego Niemiec ds. Kultury i Mediów. Ùdbòdôwcą i jednym z przédnëch òrganizatorów edukacyjny rézë pò Pòmòrzim béł Andris Hòja (w wespółrobòce z Agatą Abramowicz), chtëren robił téż za kòòrdinatora, drëgą kòòrdinatorką (z greifswaldzczégò mùzeùm) bëła Magdaléna Gebala. Mielë më téż swòjã mòderatorkã, òsta nią Szlązôczka Katarzëna Błaszczik. Spisënk mediów, jaczich przedstôwcë w gromadze pòznôwelë Pòmòrzé: Czwórka Polskie Radio, Deutschlandradio/Kulturradio RBB, „Dziennik Bałtycki”, Funkhaus Europa, „Głos Szczeciński”, Märkische Oderzeitung, NDR Fernesehen, NDR Rundfunk, Nordkurier, „Płyń Pod Prąd”, „Pomerania”, Radio Kaszëbë, Radio Szczecin, „Rzeczpospolita”, Stowarzyszenie „Czas, Przestrzeń, Tożsamość”/Verein „Zeit, Raum, Identität”, TRANSODRA online/„Kurier Szczeciński” „Przez Granice”, „Więź”. POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 15 WIELKIE POMORZE? Z Atlantydy do sklepu z demokracją J A C E K B O R KO W I C Z Naszą wycieczkę zaczęliśmy od Gryfii. Co to za miasto? Polacy, idąc za Niemcami, potocznie nazywają je Greifswaldem. Nazwa „Gryfia”, przywołująca wieki chwalebnej przeszłości uniwersyteckiego grodu, funkcjonuje tylko na kartach polskich książek. I może jeszcze w głowach kilku specjalistów od historii. Dyrektor Pomorskiego Muzeum Krajowego (Pommersches Landesmuseum) oprowadza nas po swoim przybytku. Z dyskretnym uśmiechem, jakby od niechcenia, pokazuje salę po sali. Tapiseria Croya, mapa Lubinusa – dla fascynata dziejów Pomorza są cenne niczym Sfinks i piramidy w oczach egiptologa. Tutaj mają nawet pchłę, która rozniosła zabójczą dla regionu zarazę dżumy w 1709 roku. Patrzę, podziwiam i trochę zazdroszczę. Ale w tym podziwie czuję się osamotniony: nie ma co ukrywać, jestem jednym z tych mamutów, dla których Greifswald zawsze pozostanie Gryfią. Dla większości koleżanek i kolegów, dziennikarzy z północno-wschodnich Niemiec i północnej Polski, to ciekawa, ale jednak egzotyka. Pomorze obecne na ekspozycji gryfijskiego muzeum to Atlantyda, kraj, którego już nie ma. W swoją opowieść dyrektor Uwe Schröder wplata kilka zdań w języku Plattdeutsch. Dzisiaj to muzealna ciekawostka, lokalny żargon, martwy jak zadżumiona pchła, trzymana pod grubym szkłem muzealnej gabloty. A przecież kiedyś językiem tym mówiono nie tylko w Gryfii, lecz także w Szczecinie i Gdańsku – wszędzie tam, skąd pochodzą uczestnicy wycieczki. Ten jedyny łącznik z dawną, wspólną wielką kulturą już nie funkcjonuje. Pomorski Plattdeutsch wymierał już przed wojną, pogardzany przez Niemców z dużych miast jako prostacka mowa wieśniaków. Bez niej niewiele już łączy niemieckie Pomorze Przednie (Vorpommern) z polskim Pomorzem Zachodnim, a jeszcze mniej z Pomorzem Gdańskim. Tego ostatniego zresztą Niemcy nigdy nie kojarzyli z historycznym Pomorzem (Pommern), opatrując je osobną nazwą Pommerellen. Z kolei dla większości Polaków pomorska wspólnota Gdańska i Szczecina kończyła się na lekcjach o Bolesławie Krzywoustym. Dziś, gdy historię wycofuje się ze szkół, nie mamy nawet i tego. To, co żywe na gdańskim zapleczu – to Uczestnicy podróży studyjnej w Pommersches Landesmuseum, pierwszy z prawej dyr. Uwe Schröder. 16 już nie „Pomorze”, lecz Kaszuby. Dalej na zachód rozciąga się nowa ziemia, terra nullius, zagospodarowywana od zera w 1945 roku. Mieszkają tam nowi ludzie, żyjący własnym życiem, w którym historyczna perspektywa pomorska, przynajmniej na razie, odgrywa znikomą rolę. Mieszkańcom Szczecina bliżej dziś do Berlina niż do Gdańska, nie mówiąc już o Warszawie. Dziś zatem, gdy mówimy „Pomorze”, rozumiemy zupełnie co innego – w zależności od tego, czy mieszkamy po lewej, po prawej stronie Odry, czy też nad dolną Wisłą. Pozostał jeszcze symbol Gryfa: na tarczach herbowych urzędów wojewódzkich, w miejscowych nazwach. Greifswald, Greifenhagen, Greifenberg, Gryfino, Gryfice – te miejscowości odwiedzamy lub mijamy podczas naszego objazdu. Ale to za mało. „Pomorscy dziennikarze w poszukiwaniu wspólnej odpowiedzialności za region” – ambitny postulat, sformułowany przez organizatorów naszej wycieczki, będzie trudny do spełnienia. Trudność ta objawiła się nam już niedaleko od Gryfii, w Anklam. Odwiedziliśmy tam działaczy „sklepu z demokracją” (Demokratieladen), walczących z miejscową NPD. Narodowodemokratyczna Partia Niemiec nie jest dobrze widziana w głównym nurcie niemieckiej polityki z powodu głoszonej przez nią ksenofobii i gloryfikowania Trzeciej Rzeszy. Jest wszakże legalna, choć w skali ogólnokrajowej jej wpływy są minimalne. Inaczej wygląda to z perspektywy kraju Meklemburgia-Pomorze Przednie (Mecklenburg-Vorpommern), gdzie na NPD głosuje średnio jeden na piętnastu obywateli. W 71-osobowym Landtagu, krajowym parlamencie, partia ta liczy sobie pięciu deputowanych. Nadal nie jest to dużo. Problem w tym, że połowa głosów oddanych na neonazistów – jak POMERANIA LISTOPAD 2015 WIELKIE POMORZE? powszechnie nazywani są enpedowcy – pochodzi z jednego powiatu Vorpommern-Greifswald, konkretnie z jego wschodniej połowy. W wielu gminach elektorat NPD stanowi jedną trzecią ogółu ludności. To ewenement w skali niemieckiej, porównywalny może tylko z niektórymi regionami w Saksonii. Brunatna pomorska plama wyraźnie odcina się na wyborczej mapie. A w samym jej środku leży Anklam. „Znajdujecie się w gnieździe bestii” – przywitał nas jeden z działaczy akcji toczonej pod hasłem „Pomorze Przednie: otwarte, demokratyczne, kolorowe”. Polscy dziennikarze próbują się dowiedzieć, jakie mechanizmy powodują, że właśnie tutaj „bestia” zdobyła taki procent poparcia. I w ogóle: dlaczego jest bestią? Co właściwie sprawia, że legalna partia w demokratycznym państwie przez większość obywateli ustawiana jest poza granicą tolerancji? Akty przemocy wobec obcokrajowców? O ile wiem, dotąd nikt nie złapał za rękę enpedowca próbującego podpalić dom dla azylantów. Nasi rozmówcy wykręcają się, że temat jest zbyt skomplikowany, by kalać go krótkimi odpowiedziami. Im bardziej drążymy, tym szczelniej się przed nami zamykają, poprzestając na formułkach, które może brzmią wychowawczo, lecz niewiele wnoszą zrozumienia. Czego w takim razie spodziewali się po wizycie dziennikarzy? Jakość towaru wyłożonego w „sklepie z demokracją” okazała się niemożliwa do sprawdzenia z powodu nalepek ściśle zasłaniających zawartość. Z braku lepszej wiedzy trzeba szukać odpowiedzi samemu. Może brunatny odcień aury, jaka unosi się nad Anklam, to reakcja na polskie sąsiedztwo? Nie, w gminach przylegających do granicy od strony Szczecina, gdzie osiedliło się wielu Polaków, NPD wcale nie jest najpopularniejsza. A może to resentyment dawnych wypędzonych? Po 1945 r. osiedlono ich tutaj niemało. Ale nieco dalej, pod Rostockiem, jest ich – a raczej ich potomków – jeszcze więcej, a tam przecież na NPD nie głosują. Zresztą działacze tej partii to ludzie młodzi, wojny nie pamiętający. Z kolei wielu spośród starszych już wiekiem wygnańców ze wschodu otwarcie sprzeciwia się neonazistom. Dopiero w domu porównałem mapę poparcia dla NPD z mapą wyludniających się gmin. Kontury na obu właściwie się pokrywały. To oczywiście nie stanowi odpowiedzi, ale skłania do myślenia. Enpedowcy pojawiają się tam, gdzie panuje społeczny zastój. Za NRD, panie dzieju, mieliśmy tutaj klub, a teraz? – szczecinianin Andrzej Kotula, jak się wydaje dobrze znający teren po drugiej stronie, objaśnia mi meandry mentalności typowej dla zaniedbanych rejonów północno-wschodnich Niemiec. W takim to miejscu pojawia się młody, energiczny człowiek, który „bezinteresownie” pomaga sędziwym rencistom, opuszczonym przez dzieci, które wyjechały do miasta. Przy okazji tłumaczy im powody ich osamotnienia i niedostatku: w Niemczech źle się dzieje, bo nie ma pracy dla Niemców. Praca jest tylko dla przybyszów, z reguły tych „kolorowych” – jak hasło antynazistowskiej akcji z Anklam. Zatem ludzie w gminie głosują na tych sympatycznych, schludnie wyglądających młodzieńców. Bo nikt inny do nich nie przychodzi. W ramach ogólnoniemieckiego rozdzielnika kraj Meklemburgia-Pomorze Przednie przyjmuje właśnie 17 tysięcy uchodźców oraz migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Z tej liczby ponad trzy tysiące trafia do powiatu Vorpommern-Greifswald. To poważne wyzwanie, do którego należy podejść rozważnie i bez wzbudzania niepotrzebnego napięcia. Tak objaśniam sobie powód, dla którego działacze „sklepu z demokracją” w Anklam odmówili niemieckim i polskim dziennikarzom wyrazistych odpowiedzi. To mogę zrozumieć, choć zastrzeżenia nadal pozostają. Akcja „otwarte, demokratyczne, kolorowe” – z całym szacunkiem dla jej szlachetnych celów – wygląda mi trochę na desant modelu opracowanego w Niemczech Zachodnich. A tam jednak mieszkają ludzie o zupełnie innych pokoleniowych doświadczeniach. Nie można do głębi zdiagnozować problemu poparcia dla brunatnego totalitaryzmu bez przyjęcia do wiadomości faktu, że ludzie tutaj, na Pomorzu Przednim, przez kilkadziesiąt lat poddawani byli naciskowi totalitaryzmu czerwonego. Nie przypadkiem NPD zdobywa zwolenników prawie wyłącznie na obszarach dawnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej. I nie chodzi tutaj o „zrównywanie w zbrodniczości” obu reżimów – od czego odżegnywał się w rozmowie z nami inny z działaczy „sklepu” – lecz o zwykłe dostrzeżenie proporcji. Władza Hitlera upadła 70 lat temu, mur berliński znacznie później. A wspomnienia z czasów przed jego upadkiem są jeszcze całkiem świeże. Nie chcę wyjść na mądralę przed kolegami z Niemiec. Niech mój głos poczytają za – wątły co prawda, ale jednak – przejaw „poszukiwania wspólnej odpowiedzialności za region”. Fot. A. Łazowski KuKuKa Artykuł powstał w ramach projektu „Pomorze w mediach. Pomorscy dziennikarze w poszukiwaniu wspólnej odpowiedzialności za region” (o którym więcej napisano w ramce na s. 15) sfinansowanego ze środków Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej oraz Pełnomocniczki Rządu Federalnego Niemiec ds. Kultury i Mediów. W Demokratieladen, od prawej: Gregor Kochhan, Guenther Hoffman i tłumacz Jonas Grygier. POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 17 POMORSKA POMORSKA PRASA PRASA Idea polskiego kolonializmu na wybranych przykładach prasy międzywojennej (część 1) PIOTR SCHMANDT P I OT R S C H M A N DT Ludzie Ludzie „cywilizowani” „cywilizowani” kontra kontra „dzicy” „dzicy” Na Na przestrzeni przestrzeni wieków, wieków, ale ale i w ciągu i w ciągu dziesięcioleci, dziesięcioleci, a czasem a czasem nawet nawet miesięmiesięcy cy zmieniają zmieniają się się ogólnie ogólnie przyjęte przyjęte oceny oceny tego, tego, co co wcześniej wcześniej uważane uważane było było za za dodobre, bre, złe złe lub lub choćby choćby tylko tylko neutralne. neutralne. Tak Tak rzecz rzecz się się ma ma z pojęciem z pojęciem „średniowie„średniowiewcześniej cze”, cze”, wcześniej będącym będącym synonimem synonimem wstecznictwa, wstecznictwa, zacofania zacofania i okrucieńi okrucieństwa. stwa. Dziś Dziś docenia docenia się się jego jego architektuarchitekturę, rę, sztukę, sztukę, muzykę, muzykę, literaturę, literaturę, zauważa zauważa się, się, że że wtedy wtedy właśnie właśnie powstały powstały pierwpierwsze sze uniwersytety uniwersytety i banki, i banki, a epoka a epoka wcawcale le nie nie była była krwawsza krwawsza od od następnych. następnych. Z kolei Z kolei niewolnictwo, niewolnictwo, przez przez większość większość historii człowieka traktowane historii człowieka traktowane jako jako stan stan zastany i nieunikniony, od dwóch zastały i nieunikniony, od dwóch wiewieków ków (gdzieniegdzie (gdzieniegdzie znacznie, znacznie, znacznie znacznie później później zmieniono zmieniono w tej w tej kwestii kwestii zdanie) zdanie) jest jest jednoznacznie jednoznacznie potępiane, potępiane, nawet nawet przez przez kraje kraje lub lub społeczeństwa, społeczeństwa, które które do do dziś dziś mają mają problemy problemy z przestrzeganiem z przestrzeganiem praw praw człowieka człowieka w zakresie w zakresie uzależniauzależniania słabszych warstw nia słabszych warstw od od bezwzględnej bezwzględnej dominacji dominacji silniejszych. silniejszych. Jednym Jednym z terminów, z terminów, które które przywoprzywołuje łuje się się dziś dziś w bardzo w bardzo negatywnym negatywnym kontekście, kontekście, jest jest kolonializm. kolonializm. Kiedy Kiedy pada pada to to słowo, słowo, na na myśl myśl przychodzi przychodzi hiszpańhiszpańska ska i portugalska i portugalska konkwista, konkwista, handel handel ludźmi porwanymi ludźmi porwanymi w Afryce, w Afryce, krwawe krwawe zdobywanie zdobywanie i utrzymywanie i utrzymywanie odległych odległych od metropolii od metropolii terytoriów, terytoriów, rozliczne rozliczne papacyfikacje cyfikacje i rozgrywanie i rozgrywanie zastanych zastanych konkonfliktów fliktów w Azji, w Azji, niedawne niedawne zdominowazdominowanie nie większości większości świata świata arabskiego arabskiego przez przez 18 18 białego białego człowieka. człowieka. A jeszcze A jeszcze kilkadziekilkadzielat temu, przed siąt siąt lat temu, przed IIII wojną wojną światową, światową, dostrzegano dostrzegano niemal niemal same same jasne jasne strony strony zjawiska. Kolonializm czy zjawiska. Kolonializm czy konkretnie: konkretnie: posiadanie posiadanie kolonii kolonii i czerpanie i czerpanie z nich z nich wymiernych zysków wymiernych zysków było było czymś czymś oczyoczywistym wistym dla dla wielu wielu państw państw europejskich, europejskich, zarówno zarówno tych tych posiadających posiadających terytoria terytoria zamorskie, zamorskie, jak jak i tych, i tych, które które wyłoniwwyłoniwszy szy się się z chaosu z chaosu I wojny I wojny światowej, światowej, do do posiadania kolonii aspirowały. posiadania kolonii aspirowały. Zresztą Zresztą rzeczywistość rzeczywistość kolonialna kolonialna żywa żywa była była jeszcze znacznie później. W Atlasie jeszcze znacznie później. W Atlasie geogeograficznym graficznymz roku z roku 1971, 1971, oglądając oglądając mapę mapę polityczną polityczną Afryki, Afryki, dostrzegamy dostrzegamy kolonie kolonie portugalskie: portugalskie: Angolę Angolę i Mozambik, i Mozambik, brybrytyjską hiszpańską –– Saharę tyjską –– Rodezję, Rodezję, hiszpańską Saharę 1 Hiszpańską Hiszpańską1.. Przez Przez wieki wieki narody narody europejskie europejskie i ich elity ukształtowały i ich elity ukształtowały przeświadczeprzeświadczenie, nie, że że są są elitą elitą światowej światowej społeczności. społeczności. Technologia, wynalazki, Technologia, wynalazki, osiągnięcia osiągnięcia we we wszystkich wszystkich dziedzinach dziedzinach kultury kultury i nauki i nauki dawały dawały podstawy podstawy do do dumy dumy z własnych z własnych osiągnięć. osiągnięć. W stuleciu W stuleciu XIX, XIX, kiedy kiedy kolonializm kolonializm święcił święcił największe największe triumfy, triumfy, nieprzypadkowo nieprzypadkowo powszechnie powszechnie używało używało się się określeń określeń w rodzaju w rodzaju „naro„narody dy cywilizowane”, cywilizowane”, „państwa „państwa cywilizocywilizowane” wane” czy czy „społeczeństwa „społeczeństwa kulturalne”; kulturalne”; w domyśle w domyśle lub lub wprost wprost –– w opozycji w opozycji do do społeczności społeczności „dzikich”, „dzikich”, stojących stojących na na niższym niższym szczeblu szczeblu cywilizacyjnym cywilizacyjnym lub lub wręcz rasowym, niezdolnych wręcz rasowym, niezdolnych do do samosamodzielnego dzielnego funkcjonowania funkcjonowania i skazanych i skazanych na nieustanne na nieustanne porażki, porażki, gdyby gdyby nie nie szlaszlachetna opieka białych przewodników chetna opieka białych przewodników i nauczycieli. i nauczycieli. Niall Niall Ferguson Ferguson w swoim w swoim monumentalnym monumentalnym dziele dziele poświęconym poświęconym historii historii Imperium Imperium Brytyjskiego Brytyjskiego cytuje cytuje wypowiedź wypowiedź kanadyjskiego kanadyjskiego historyka historyka George’a Wronga Georgeʼa Wronga z roku z roku 1909: 1909: Wielka Wielka Brytania Brytaniakontroluje kontrolujedziś dziślos los350 350milionów milonów samotnych samotnychjednostek, jednostek,które któresą sąniezdolne niezdolnedo do tego, by sobą rządzić, i które tego, by sobą rządzić, i które łatwo łatwo stają stają się sięofiarami ofiaramigrabieży grabieżyi niesprawiedliwości, i niesprawiedliwości, jeżeli jeżeli nie nie chroni chroni ich ich silne silne ramię. ramię. Sprawuje Sprawuje nad nad nimi nimi rządy, rządy, które które bez bez wątpienia wątpienia mają mają swoje swoje wady, wady, ale ale –– co co mógłbym mógłbym śmiało śmiało potwierdzić potwierdzić –– są są to to rządy, rządy, których których nigdy nigdy przedtem żaden okupant nie przedtem2 żaden okupant nie dał dał ludom ludom podbitym podbitym2.. Dodajmy, Dodajmy, że że ten ten swoisty swoisty paternapaternalizm, wypływający najczęściej lizm, wypływający najczęściej (choć (choć wcale wcale nie nie zawsze) zawsze) z przesłanek z przesłanek egoegoistycznych istycznych i materialnych, i materialnych, charakterycharakteryzował zował też też często często wzajemne wzajemne relacje relacje nanarodów europejskich, tych, którym rodów europejskich, tych, którym się się poszczęściło, poszczęściło, z tymi z tymi słabszymi. słabszymi. Państwo Państwona nadorobku dorobku Brak własnej Brak własnej państwowości państwowości w XIX w XIX stustuleciu leciu wpłynął, wpłynął, rzecz rzecz jasna, jasna, na na absencję absencję Polaków Polaków wśród wśród tych, tych, którzy którzy zajmowali zajmowali coraz coraz to to nowe nowe ziemie ziemie na na dalekich dalekich ląlądach. dach. Nie Nie znaczy znaczy to, to, że że nasi nasi rodacy rodacy nie nie mieli mieli na na polu polu eksploracji eksploracji geograficznej geograficznej żadnych osiągnięć. żadnych osiągnięć. Adam Adam Piotr Piotr MieroMierosławski, brat słynnego rewolucjonisty, sławski, brat słynnego rewolucjonisty, na na Oceanie Oceanie Indyjskim Indyjskim odkrył odkrył wysepkę, wysepkę, którą którą nazwał nazwał Nowym Nowym Amsterdamem Amsterdamem (inna (inna rzecz, rzecz, że że ów ów ląd ląd znany znany był był już już prawdopodobnie innym odkrywprawdopodobnie innym odkrywcom...). com...). Piotr Aleksander Wereszczyński Piotr Aleksander Wereszczyński w 1875 w roku 1875 wydał w Krakowie bror. wydał w Krakowie broszurę, w której szurę, w której rzucił myśl założenia rzucił myśl założenia Nowej Polski NieNowej Polski na wyspach podległej na Niepodległej wyspach Oceanu SpokojOceanu Spokojnego; na Pacyfik miał nego; na Pacyfik miał przeprowadzić 3 3 przeprowadzić się cały naród polski się cały naród polski . Znacznie poważ-. Znacznie poważniej przedstawia się niej przedstawia się wyprawa jednego POMERANIA POMERANIALISTOPAD LISTOPAD2015 2015 POMORSKA PRASA wyprawa jednego z najwybitniejszych polskich odkrywców, Stefana Szolc-Rogozińskiego, łącząca romantyczne porywy patriotyczne ze zmysłem polityczno-ekonomicznym, talentami organizacyjnymi i żelazną konsekwencją. Szczęśliwie zachował się barwny opis wyprawy Rogozińskiego, sporządzony przez niego samego4. Polska po odzyskaniu niepodległości nagle przestała być tym kolonizowanym. Już sam ów fakt musiał dać narodowi głęboki oddech, bezcenny i niezmiernie ważny dla przyszłego rozwoju wszelkich instytucji będących atrybutami normalnego państwa. Kilka pierwszych lat odrodzonej Rzeczypospolitej wypełniły walki z sowiecką Rosją o kształt granic na wschodzie i w ogóle o przeżycie, potyczki z Ukraińcami, perturbacje dyplomatyczne z pozostałymi sąsiadami i obecność na kongresie w Wersalu. Do tego dołożyć należy problemy z walutą, zakończone reformą (Władysława) Grabskiego i zamianą zdewaluowanej marki polskiej na stabilny złoty. Należało również, co czyniono nad podziw szybko i sprawnie, ujednolicić wiele praw i kwestii ekonomiczno-społecznych, ponieważ w dotychczasowych trzech zaborach funkcjonowały odmienne systemy cywilizacyjne. Z wolna Polska stawała się państwem, przy wszystkich zastrzeżeniach, sto sunkowo stabilnym. Do 1926 r. upadało wprawdzie, wskutek rozdrobnionego parlamentu i istnienia chwiejnych koalicji, wiele gabinetów, a po zamachu majowym mieliśmy do czynienia z permanentnym łamaniem praw obywatelskich czy wręcz konstytucji przez obóz sanacyjny, niemniej rozpędzony mechanizm odbudowy państwa i wyzwolona energia społeczna sprawiały, że Polska, na tle reszty Europy, nie wyglądała najgorzej, choć aż do końca dwudziestolecia międzywojennego była państwem na dorobku. Od mody na Bałtyk do mocarstwowych ambicji Wraz z odzyskaniem dostępu do morza, a zwłaszcza odkąd w imponującym tempie zaczęła powstawać Gdynia, miasto naprawdę „z morza i marzeń”, zainteresowanie morzem i wykorzystaniem go w celu rozwoju państwa wzrastało POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 z każdym rokiem. Bywanie nad morzem stało się modne. Przyjeżdżano „na wywczasy” do Helu, Jastarni, Orłowa i nade wszystko (o ile miało się odpowiednio gruby portfel) do snobistycznej Juraty. Ale był to tylko jeden z przejawów zwrócenia się Polaków w stronę Bałtyku. I wcale nie najważniejszy. Wraz z rozbudową gdyńskiego portu i floty Polska i jej obywatele dostrzegli bardzo szerokie perspektywy. Tak szerokie, że mogły oszołomić. Bo nie chodziło już tylko o obecność polskich statków na morzach i oceanach, o sprowadzanie egzotycznych towarów i dalekie podróże. Polska miała być mocarstwem na miarę ambicji, a nie ówczesnych możliwości. A mocarstwo w latach dwudziestych i trzydziestych posiadało zamorskie kolonie. Francja, Belgia, Holandia, Portugalia, w mniejszym już stopniu Hiszpania, ale nade wszystko Wielka Brytania – posiadały kolonie i było to wtedy coś tak oczywistego, jak dziś to, że... kolonii już niemal nie ma. Warto podkreślić, że okres po pierwszej wojnie światowej również w odniesieniu do kolonializmu przyniósł klęskę Niemcom. W wyniku postanowień wersalskich Niemcy straciły kolonie afrykańskie, w tym Niemiecką Afrykę Wschodnią, Niemiecką Afrykę Południowo-Zachodnią, Togoland czy Kamerun, a także liczne wyspy i archipelagi na dalekim Pacyfiku, m.in. Samoa Niemieckie, Karoliny, Archipelag Bismarcka, Nauru. Wymienienie właśnie dotychczasowych niemieckich kolonii jest o tyle uzasadnione, że ze strony Polski pojawiały się postulaty otrzymania części terytoriów dotąd niemieckich, skoro Polska, pod względem terytorialnym, gospodarczym oraz ludnościowym, stanowiła niemałą część dotychczasowego wilhelmińskiego cesarstwa. Najpowszechniej w polskiej świadomości historycznej funkcjonują do dzisiaj próby uzyskania wtedy od Francji Madagaskaru. Na wyspę udała się nawet komisja z Mieczysławem Lepeckim, byłym adiutantem Józefa Piłsudskiego. Przywoływano oczywiście postać Maurycego Beniowskiego, który trafił na Madagaskar w XVIII w. i został przez tubylców obwołany cesarzem Maurycym Augustem I. Skądinąd część publicystów narodowo-demokratycznych upatrywała w pozyskaniu nowego terytorium szansę na pozbycie się z Polski „nadmiaru” osób pochodzenia... niekoniecznie słowiańskiego. Francuzi, słynący ze skromności i życzliwości w stosunku do innych nacji, zareagowali hasłami prasowymi w rodzaju: Madagaskar polską kolonią? Nigdy! Nie chcemy na Madagaskarze polskich Żydów!5. W kwietniu 1924 r. powstała Liga Morska i Rzeczna, organizacja społeczna mająca na celu propagowanie idei Polski na morzu i dalekich lądach, choć także rozbudowy floty i infrastruktury rzecznej. W październiku 1930 r. zmieniono nazwę na Liga Morska i Kolonjalna (wg ówczesnej pisowni). W 1939 r. liga liczyła około miliona członków, co świadczy o jej sile i popularności. Choć nigdy nie poparta oficjalnie przez państwo polskie, miała w swoich szeregach znanych polityków i przedstawicieli wyższej generalicji (prezesem Zarządu Głównego od 1930 r. był jeden 19 POMORSKA PRASA z czołowych przedstawicieli obozu sanacyjnego gen. Gustaw Orlicz-Dreszer, zmarły tragicznie w 1936 r. w katastrofie lotniczej pod Orłowem). Liberia, „Orzeł” i działalność wydawnicza Liga Morska i Kolonjalna, oprócz popularyzacji idei Polski morskiej, przedsiębrała również konkretne działania. Do najsłynniejszych należało zakupienie w brazylijskim stanie Parana ziemi dla polskich kolonistów i założenie tam osady Morska Wola. LMiK podpisała z Liberią umowę (realizowaną później) o współpracy gospodarczej i kulturalnej (do politycznego zjednoczenia obu państw było już naprawdę blisko6), a także była inicjatorem zbiórki na Fundusz Obrony Morskiej w celu dofinansowania budowy okrętu podwodnego „Orzeł”, co jak wiadomo, uwieńczone zostało sukcesem. Jednostka weszła później (właściwie: wpłynęła) na stałe do polskiego panteonu zwycięzców i zwyciężonych. Imponująca była działalność wydawnicza ligi. Jej zasługą są liczne publikacje o treści patriotycznej, morskiej i geograficznej, jak również poszerzenie rynku prasowego o tak ważne i popularne naonczas tytuły, jak „Morze”, „Morze i Kolonie”, „Polska na Morzu” czy kwartalnik „Sprawy Morskie i Kolonialne” . Liga była także pomysłodawczynią licznych inicjatyw patriotycznych, połączonych z propagowaniem poznawania własnego kraju. Jedną z nich był kajakowy spływ gwiaździsty „Przez Polskę do morza”, podczas którego różnymi dopływami Wisły uczestnicy płynęli do królowej polskich rzek, a stamtąd do Gdańska, czego opis zawiera urokliwa relacja członka organizacji, wydana sumptem Wydawnictwa Ligi Morskiej i Kolonjalnej7. Sądząc po liczbie członków i aktywności LMiK w wymienionych obszarach, organizacja odniosła w dwudziestoleciu międzywojennym niekwestionowany sukces, a jej dokonania mogą budzić uznanie. Z jednym wyjątkiem, choć nad wyraz znaczącym – nie udało się pozyskać dla Polski kolonii... Patrząc z dzisiejszej perspektywy, zauważyć należy, że realizacja podstawowego postulatu ligi nie miała żadnych szans powodzenia, z czego raczej zdawały sobie sprawę ówczesne władze. Tym bardziej jednak docenić trzeba zapał kierownictwa ligi i jej członków, zwłaszcza tych, którzy kształtowali oblicze ideowe organizacji. Do nich zaś należy zaliczyć wydawców, redaktorów i współpracowników czasopism wydawanych przez Ligę Morską i Kolonjalną. W zbiorach Działu Prasy Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie znajdują się trzy tytuły prasowe, których wydawcą była Liga Morska i Kolonjalna (wcześniej Liga Morska i Rzeczna). Są to: „Morze. Organ Ligi Morskiej i Rzecznej”, po zmianie nazwy wydawcy „Morze. Organ Ligi Morskiej i Kolonjalnej”, „Morze i Kolonie” oraz „Polska na Morzu. Pismo Ligi Morskiej i Kolonjalnej” (tytuł ten poświęcony był sprawom Polski na Bałtyku i wewnątrzkrajowym sprawom morskim). Wymienione tytuły (będące rarytasem kolekcjonerskim) w atrakcyjnej szacie graficznej, a przede wszystkim w nowoczesny i przystępny, choć niepozbawiony ambicji literacko-naukowych sposób przybliżały czytelnikom (w tym przyszłym kolonizatorom...) szeroki wachlarz zagadnień związanych z eksploatacją morza i poznawaniem oraz zagospodarowywaniem dalekich, egzotycznych krain. Dalszy ciąg artykułu w następnym numerze Atlas geograficzny, Warszawa 1971, s. 72. Niall Ferguson, Imperium. Jak Wielka Brytania zbudowała nowoczesny świat, Kraków 2013, s. 7. 3 „Do Rzeczy. Historia” 2015, nr 7(29), lipiec, s. 6–7. 4 Stefan Szolc-Rogoziński, Żegluga wzdłuż wybrzeży zachodniej Afryki na lugrze „Łucya-Małgorzata” 1882–1883, Warszawa (b.r.w.). O wyprawie Szolca-Rogozińskiego zob. także interesujący artykuł Piotra Korczyńskiego pt. Polsko-niemiecki spór o Kamerun, „Do Rzeczy. Historia” 2015, nr 7(29), s. 20–22. 5 „Do Rzeczy. Historia” 2015, nr 7(29), s. 7. 6 Tamże, s. 7–8. Istniał już nawet dokument sporządzony po negocjacjach polsko-liberyjskich określający zasady objęcia Liberii protektoratem. Znalazł się w nim tajny aneks mówiący, że na wypadek wojny Polska może w Liberii przeprowadzić rekrutację 100 tysięcy obywateli do Wojska Polskiego. 7 Leon Getter, Ze spływem „Przez Polskę do morza”, Warszawa 1934. Na czwartej stronie okładki znajduje się tekst zwięźle opisujący zadania ligi: Liga Morska i Kolonjalna spółdziałała czynnie: w utrwalaniu panowania Rzeczypospolitej Polskiej nad Bałtykiem; w rozbudowie żeglugi morskiej, portów oraz handlu i rybactwa; w utrzymywaniu ścisłej łączności z wychodźstwem polskiem i w pozyskiwaniu terenów dla zamorskiej ekspansji ludzkiej i gospodarczej; w rozbudowie i eksploatacji dróg wodnych, śródlądowych i wychowaniu wodnem społeczeństwa, a w szczególności młodzieży. Zostań członkiem Ligi Morskiej i Kolonjalnej. 1 2 20 POMERANIA LISTOPAD 2015 KSIĄŻKI, KTÓRE WARTO PRZECZYTAĆ Opowiastka o samotności czyli „Nora” wychodzi w morze Salińskiego (część 1) Stanisław Maria Saliński, już za życia uznany za jednego z najwybitniejszych pisarzy-marynistów, to niezwykła, choć nieco zapomniana postać polskiej literatury. PA U L I N A K A L B A R C Z Y K Daleki Wschód Urodził się 13 lutego 1902 roku w Nowokijowsku. Jego ojciec – również Stanisław Maria (nadawanie tych imion najstarszemu synowi stanowiło rodową tradycję) – pełnił w tym mieście służbę jako urzędnik rosyjskiej dyplomacji, przybył do Nowokijowska zaraz po ukończeniu studiów, tam też poznał przyszłą żonę, Julię Przeborską. Odległa miejscowość Kraju Ussuryjskiego, położona u styku trzech granic: rosyjskiej, chińskiej oraz koreańskiej, stała się dla małego Stasia swoistą Arkadią. Dziecięce lata upłynęły mu pośród egzotycznych krajobrazów, bajek koreańskiej mamki, połowów ryb ze starym Chińczykiem, zabaw z przyjaciółmi i dalekich wypraw z ojcem. Bogactwo przeżyć i mozaika kultur rzeźbiły osobowość przyszłego pisarza. Od dzieciństwa towarzyszyło mu także morze, obecne w większości późniejszych utworów. Poza szkołą średnią we Władywostoku ukończył Szkołę Przysposobienia Morskiego, której uczniowie zdobywali doświadczenie podczas pracy na statkach zwożących rybę z Dalekiej Północy. Z kolei na statkach kompanii armatorskiej, gdzie pełnił rozmaite funkcje pokładowe i kuchenne, pływał po wodach Oceanu Spokojnego i Indyjskiego. Ta pięcioletnia morska przygoda stała się źródłem inspiracji, z którego czerpał przez całe życie. Już w czasach gimnazjalnych POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 pisał nowele i wiersze w języku rosyjskim, publikował je w lokalnym miesięczniku „Tworczestwo”. Na ten język tłumaczył także utwory marynistów anglosaskich. Po maturze przez rok studiował w Dalekowschodniej Szkole Żeglugi Wielkiej, przez kolejny słuchał wykładów na władywostockim Uniwersytecie Dalekiego Wschodu. Warszawa i Lubelszczyzna W 1922 roku przybył do Polski i osiedlił się w niej na stałe. Jak sam podkreślał, zadecydował o tym przypadek: Przypadek chciał, że w 1922 roku popłynąłem po raz pierwszy do Europy, jako marynarz […] i z tej Europy nad morza dalekowschodnie nie wróciłem. Wylądowałem, nieco przymusowo, w Port Saidzie. Stąd bliżej było do Polski, kraju moich ojców i dziadów1. Przyjazd do Warszawy otwierał zupełnie nowy etap jego życia. Jeszcze w 1922 roku2 rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Warszawskim, z których po trzech latach zrezygnował dla zajęć w Wyższej Szkole Dziennikarstwa. Jednocześnie został stołecznym korespondentem „Dziennika Bydgoskiego”, po studiach natomiast (w 1927 r.) etatowym pracownikiem stołecznego Domu Prasy. Z Uniwersytetem Warszawskim związane są najważniejsze wydarzenia jego młodości. Był to czas pierwszych prób prozatorskich w języku polskim, przyjaźni z debiutującymi wówczas twórcami, m.in. Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim, Stanisławem Ryszardem Dobrowolskim, Władysławem Sebyłą i Zbigniewem Uniłowskim, przynależności do „Kwadrygi” i aktywnego uczestnictwa w literackim życiu międzywojennej Warszawy. Za opowiadanie „Palmy, banany i bażanty” Saliński otrzymał w 1924 roku nagrodę Koła Polonistów UW – od tego momentu rozpoczęła się jego prawdziwa przygoda z pisarstwem. Jeden ze swoich utworów opublikował w „Tygodniku Ilustrowanym”, drugi w „Bluszczu”. I wreszcie, z myślą o konkursie organizowanym przez „Naokoło Świata” w 1926 roku, napisał nowelę „Miłość kapitana Paara”. Zwycięstwo w tym konkursie zapewniło mu rozgłos oraz spowodowało, że wydawca „Naokoło Świata” (Księgarnia Gebethnera i Wolffa) zaproponował mu opublikowanie zbioru nowel. Książkowy debiut pisarza nastąpił w 1928 roku – były to Opowieści morskie, które – entuzjastycznie przyjęte przez krytykę – przyniosły mu powszechne uznanie. Pomimo sukcesów literackich Saliński nadal chciał być marynarzem. Po budowie portu w Gdyni pojawiła się taka możliwość: dwa razy popłynął do Neapolu na s.s. „Niemen”. Były to jego ostatnie zawodowe rejsy. W 1930 roku wrócił do Warszawy i ożenił się z Marią Weppo. Przez kolejnych dziewięć lat pracował jako dziennikarz w rozmaitych pismach warszawskich („Express Poranny”, „Cyrulik Warszawski”, „Kino”, „Kultura”, „Kurier Czerwony”, „7 dni”). 21 KSIĄŻKI, KTÓRE WARTO PRZECZYTAĆ Saliński nad Odrą (Szczecin 1966). Fot. z archiwum Stanisława Marii Salińskiego w Oddziale Rękopisów Książnicy Pomorskiej w Szczecinie Po wybuchu wojny przebywał krótko w Warszawie, jednak ostrzeżony przed represjami hitlerowców (za ostre uwagi o zaborczości Niemców, które umieścił w Pod banderą Syreny), wyjechał na Lubelszczyznę, gdzie pracował w biurze fabryki marmolady. Z czasem dołączyła do niego rodzina (żona i dwaj synowie). Saliński, ciesząc się stabilnym – jak na okupacyjne warunki – życiem, mógł się oddać pisaniu. Spisał wówczas cztery tomy wspomnień z dzieciństwa i młodości. Niestety powieści zapisywane ołówkiem na szarym papierze i przechowywane na strychu, zaczęły się rozpuszczać. Jedynie część z nich udało się uratować i przepisać. Do Warszawy wrócił we wrześniu 1945 roku, jednak Hieroglify – pierwszy z wydanych po wojnie utworów – ukazały się dopiero w 1957 roku. Dwanaście powojennych lat wypełniło pisarzowi dziennikarstwo i Jerzy Seweryn – w „Expresie Wieczornym”, gdzie pracował jako sekretarz redakcji, opublikował pod tym pseudonimem sześć powieści. Ukazujące się w odcinkach (w latach 1946–1949) utwory obyczajowo-sensacyjne o bieżącym życiu Warszawy cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. Sam Saliński podkreślał, że były to utwory typowo dziennikarskie i nie lubi tego, co napisał jako Jerzy Seweryn3. Po Hieroglifach nastał złoty okres jego pisarstwa. W kolejnych latach ukazały się: La Paloma (1959), Jedenasty list Kamilli Colon (1959), Anna z Kamienia (1962), „Nora” wychodzi w morze (1962), Pożegnanie z Pacyfikiem (1963) oraz zbiory wspomnień: Ptaki powracają do snów (1964) i Long – play warszawski (1966). Większość wymienionych utworów należała do kręgu tematycznego Dalekiego Wschodu. W 1959 roku otrzymał literacką nagrodę marynistyczną im. Mariusza Zaruskiego, w 1960 natomiast – z rąk ministra żeglugi – złotą odznakę Zasłużonego Pracownika Morza. Ostatnie lata życia Salińskiego to czas społecznej działalności w środowiskach marynistycznych, przede wszystkim w Klubie Marynistów. Miał także w planach kolejne utwory. Niestety te projekty przerwała ciężka choroba i długie pobyty w szpitalu. Po miesiącach zmagań zmarł 15 października 1969 roku. Bałtyk Twórczość Salińskiego była dla krytyki marynistycznej problematyczna. Ceniono ją, jednak nie do końca wiedziano, co z nią zrobić. Wynikało to prawdopodobnie z przypadłości polskiej krytyki, czyli – jak określił to Tadeusz Skutnik – mierzenia wszystkiego skalą narodowej przydatności4. Saliński do tej skali nie pasował, ponieważ nie z polskim morzem związał swoje pisarstwo. Jednak bogactwo i egzotyka opisanych w jego książkach przygód zdumiewały i fascynowały czytelników, tym bardziej, że w latach 20. marynistyka polska dopiero raczkowała, a Polacy morza nie znali. Jego utwory zawierały też coś, co czyniło je bliskimi ludziom morza (jak międzywojenne Opowieści morskie, o których pisał Stanisław Telega, że kochali tę książkę marynarze: „na słynnym Darze Pomorza oprawili ją w skórę upolowanego w czasie rejsu rekina jako swego rodzaju unikat i relikwię marynarskich wspomnień”5) – uniwersalizm i autentyzm, stanowiące kluczowe zagadnienia twórczości Salińskiego. Obecna w niej morska prawda, czyli w uproszczeniu – realizm wynikający z bezpośredniego doświadczenia morza, z jego znajomości, wynikała oczywiście z zarysowanej już biografii autora. Jak sam wielokrotnie powtarzał, na statkach przebył przeszło 40 tysięcy mil morskich. O swoich przeżyciach z tamtego okresu opowiadał następująco: Przeżyłem chwile grozy podczas trzech pożarów statków na pełnym morzu oraz zatarcie statku w lodach na Morzu Beringa (głód o krok od ludożerstwa). Podczas moich rejsów byłem co najmniej dziesięć razy o włos od śmierci. Poznałem różnych ludzi, zawarłem różne przyjaźnie i miałem okazję stwierdzić, że świat jest ogromny, a ludzie zagadkowi6. Ciąg dalszy w następnym numerze 1 Z maszynopisu przygotowanego przez Salińskiego do audycji radiowej. Tekst pochodzi z archiwum Stanisława Marii Salińskiego w Oddziale Rękopisów Książnicy Pomorskiej w Szczecinie (niżej: archiwum Salińskiego). 2 Saliński próbował wcześniej dostać się do Szkoły Morskiej w Tczewie, nie został jednak przyjęty, ponieważ nie chciano uznać jego dalekowschodniej matury. 3 Zob. L. Prorok, Przedmowa, [w:] Stanisław Maria Saliński, Utwory wybrane, Gdańsk 1972, s. 16–18. 4 Zob. T. Skutnik, Morze i myśl, Gdańsk 1982, s. 73. 5 „Głos Szczeciński” 1959, nr 6. Artykuł pochodzi z archiwum Stanisława Marii Salińskiego. 6 „Wieczór” 1963, nr 83, s. 3. Artykuł pochodzi z archiwum Stanisława Marii Salińskiego. 22 POMERANIA LISTOPAD 2015 GOSPODARKA Pomorskie rewitalizacje Letnica. Ul. Starowiejska. Fot. S. Lewandowski SŁAWOMIR LEWANDOWSKI W każdym dużym mieście znajdziemy tereny zdegradowane. Zaniedbane i nieremontowane od lat kamienice, dziurawe chodniki oraz jezdnie czy też zniszczona zieleń utwierdzają w przekonaniu, że miejsc tych lepiej unikać. Jest to typowe myślenie o dzielnicach zdegradowanych, co utrudnia rozwój tych obszarów. Wiele pomorskich miast miało, a niektóre nadal mają problem także z degradacją centralnych miejsc – takich, jak miejskie rynki czy główne deptaki. Taki stan wynika z wieloletnich zaniedbań, które często wiążą się z brakiem funduszy na inwestycje. Przekłada się to oczywiście na komfort życia mieszkańców, którzy nie czują się dobrze w swoim mieście. Zdegradowana przestrzeń przekłada się również na atrakcyjność turystyczną danej miejscowości i może wpływać na atrakcyjność inwestycyjną (a raczej: brak atrakcyjności). W ostatnich latach kilka pomorskich miast skorzystało z unijnych pieniędzy, które przeznaczono na rewitalizację zdegradowanych obszarów miejskich. W ramach Regionalnego Programu Operacyjnego na lata 2007–2013 samorząd województwa pomorskiego, który pośredniczył w rozdysponowaniu unijnych funduszy, wsparł 8 projektów rewitalizacyjnych realizowanych w pięciu miastach naszego województwa. Łączna ich wartość to ponad 226 mln złotych. Zrealizowane projekty odmieniają dziś wizerunek zapomnianych fragmentów Gdańska (Dolne Miasto, Dolny Wrzeszcz, Letnica, Nowy Port), Słupska, Tczewa, Lęborka czy Wejherowa. W nowym RPO na lata 2014–2020 rewitalizacja miast stanowi jeden z najważniejszych obszarów, na które można uzyskać dofinansowanie w ramach funduszy europejskich. POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 Podejmowane działania muszą być jednak adekwatne do problemów, jakie występują na wybranym do rewitalizacji terenie. Efektem tych działań musi być przywrócenie do życia konkretnego obszaru tak, aby poprawiła się jakość życia jego mieszkańców. Na działania związane z rewitalizacją samorząd województwa pomorskiego przeznaczył w ramach RPO Województwa Pomorskiego na lata 2014–2020 ponad 386 mln zł. Chęć podjęcia starań o te pieniądze wyraziło dotąd 30 pomorskich miast, m.in. Gniew, Gdańsk, Gdynia, Malbork i Puck. Miasta te będą mogły liczyć na dotację w maksymalnej wysokości 300 tys. złotych. Gniewski rynek. Fot. S. Lewandowski 23 Z KOCIEWIA Uczby nigdy nie za wiele MARIA PA J Ą KO W S K A- K E N S I K Październikowy felieton zatytułowałam „Nim pójda na plachandry”. Teraz jest już „po” i chcę je dowartościować, bo to nie było takie sobie łazikowanie, szwendanie się, wyjście z domu bez celu określonego (jakiś ukryty często i tak bywa), ale Plachandry z uczbó. Muszę się pochwalić, że nazwa chwyciła, już wpisała się w Rok Kongresowy na Kociewiu. Najpierw na Plachandry z uczbó samorząd naszego powiatu zaprosił samorządowców powiatowych i gminnych, też wójtów. To od nich często zależy, czy pomysł na wydarzenie kulturalne (w tym wypadku regionalne) przegra z… dziurą w chodniku, która dla wielu zawsze jest ważniejsza, bo ją widzą, a Kociewie może poczekać, zwłaszcza jeśli niewiele o historii i kulturze regionu wiedzą, bo kiedyś ich w szkole nie uczono, a nawet ich pomorskość wyśmiewano. Wyczulona na odcienie swojskiej mowy cieszę się, gdy na Kociewiu słyszę „jo” (łączy nas to słówko nie tylko z Kaszubami, choć tam dobrze się trzyma), ale też reaguję na fonetyczne, morfologiczne, leksykalne pozostałości dawnej mowy, na stare słowa, co są jak zakruszki na babcinym kuchu, jak zaostałe kłosy, według określenia ks. Bernarda Sychty itp. Wyśmiewane przed niedouczonych (!) godne sa regionalnej skarbnicy. No, ale wróćmy na Plachandry… Bardzo się udały. Dopisali też zacni goście z Tczewa: dr Michał Kargul zreferował rolę kongresów, był też Jacek Cherek, z Kociewskiego Oddziału ZKP ze Starogardu Gdańskiego dotarli – prezes 24 Towarzystwa Miłośników Ziemi Kociewskiej Mirosław Kalkowski i Ryszard Szwoch ze świeżutkim, piątym tomem Słownika biograficznego Kociewia, który zasługuje na wielką chwalbę. Niesamowita skarbnica wiedzy. Autor mógłby mieć już pięć doktoratów, gdyby tylko o to dbał… Spotkanie odbywało się przed zabytkowym młynem w Grucznie, magicznym miejscu w Nadwiślańskim i Chełmińskim Parku Krajobrazowym. Jak chroni się tu też „krajobraz kulturowy”, przedstawił dr Jarosław Pająkowski, a chętni mogli zwiedzać chatę pomenonicką. To miejsce od lat jest świetną wizytówką całego południowego Kociewia, czyli powiatu świeckiego. U nas nawet gzuby są świeckie. Wszystkim zebranym właśnie Świeckie Gzuby (zespół z SP7 w Świeciu) podczas wspomnianych Plachandrów pokazały ciekawe przykłady folkoru. Bardzo zaangażowane w organizację V Kongresu Kociewskiego, czyli już jubileuszowego, przedstawicielki starostwa (starosta i burmistrz Świecia oczywiście też byli) zapewniły regionalne jeście przygotowane przez niezwykle pomysłowe i ambitne panie z Koła Gospodyń z Jeżewa. Smakowitą atrakcją okazały się świeżo smażone ruchanki z… Tu musiałabym długo tłumaczyć dwuznaczność nazwy „załącznika”, więc teraz zrezygnuję, bo jeszcze o Plachandrach z uczbó dla nauczycieli wspomnieć trzeba. Zebrali się zaangażowani w uczbę regionalną od przedszkola po uniwersytet. Nauczyciele muszą sami dużo o regionie wiedzieć, potem chcieć i umieć tego ciekawie uczyć. By pokazać panoramę naszej uczby, przygotowano bardzo interesujący zeszyt edukacyjny pt. Kociewskie Stecki. Ukazał się dzięki staraniom Ośrodka Oświaty i Wychowania w Świeciu z dużym zaangażowaniem powiatowego inspektora, który bardzo się napracował, by… relacje nie były zbyt obszerne. Było to prawdziwe święto uczby. Swojskie widowiska, smaczny poczęstunek dla wszystkich. Goście z kuratorium, z Ogniska Pracy Pozaszkolnej ze Starogardu Gdańskiego, no i oczywiście nasza terytorialna władza. Wesoło, kolorowo, mądrze, a wszystko to działo się w Gimnazjum nr 2. Zabrakło mi czasu, by do syta nacieszyć się przygotowanymi prezentacjami, wystawami dokonań. Już po wspomnianych Plachandrach z uczbó w Starostwie Powiatowym w Świeciu odbył się Konkurs Wiedzy o Kociewiu dla młodzieży szkół ponadgimnazjalnych zorganizowany przez Bibliotekę Pedagogiczną. Podczas tego konkursu myślałam o tym, że dużo dobrego ziarna trafiło na pomorską glebę. Widać efekty, ale trzeba siać ciągle od nowa – by dodawać blasku temu, co mogłoby zgasnąć lub zagubić się w natłoku współczesnej różnorodności kulturowej. Trzeba Bogu dziękować za tych, którym dana jest mądrość czuwania nad oswojoną przestrzenią, rozpoznanie wartości zakorzenienia. Tym razem wymienię tylko prof. Edwarda Brezę, którego syn Bogusław zorganizował wyprawę oddziału ZKP w Redzie na południe Pomorza, czyli do Świecia – Chełmna – Przysierska… kiedyś miał tu swoją misję dr Florian Ceynowa, potem ks. dr Bernard Sychta. Towarzysząc Kaszubom (do tzw. Starej Fary w Świeciu, gdzie proboszczem był ks. Marian Miotk, też dotarliśmy), wspomniałam czas, gdy z prof. E. Brezą w Komisji Oświaty ZKP troszczyliśmy się o edukację regionalną. A teraz takie żniwo… POMERANIA LISTOPAD 2015 ROCZNICE Kuźnia pomorskiej inteligencji W tym roku, dokładnie 27 listopada, przypada 200. rocznica powstania Królewskiego Katolickiego Gimnazjum w Chojnicach KAZIMIERZ JARUSZEWSKI Kolegium jezuickie Początki szkolnictwa średniego w tym mieście sięgają jednak roku 1623, kiedy utworzono tu szkołę jezuicką. Ta placówka została aktem królewskim 10 maja 1630 r. wyniesiona do godności kolegium. Szlachta katolicka nawet z odległych stron chętnie posyłała swoich synów do Chojnic, miejscowa szkoła słynęła bowiem w XVII stuleciu z programu nauczania dostosowanego do potrzeb umysłowych i wychowawczych tej warstwy społecznej. Popularność kolegium jezuickiego wiązała się ponadto z bezpłatnością kształcenia. Umożliwiały to liczne dotacje ze strony katolików. Dzięki pozyskanym środkom w XVIII w. powstał nowy budynek szkolny i przyległy do niego kościół. W gronie wychowanków kolegium był m.in. Mateusz Nataniel Wolf (1724–1784), syn chojnickiego aptekarza, a później lekarz Korpusu Kadetów w Warszawie i twórca obserwatorium astronomicznego w Gdańsku. Wskutek skomplikowanej sytuacji politycznej i przestarzałego już programu szkół jezuickich w połowie XVIII stulecia ranga i atrakcyjność chojnickiej placówki zaczęły maleć. W 1773 r., już po wcieleniu ziemi chojnickiej do państwa pruskiego, dekretem królewskim zniesiono kolegium, zmieniając je w gimnazjum. Szkoła zachowała katolicki charakter; nauka była bezpłatna dla uczniów pragnących poświęcić się stanowi duchownemu. Od początków POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 XIX w. gimnazjum zaczęło podupadać i zostało przekształcone w szkołę ludową dla dzieci katolików. W latach 1809–1815 pracował w niej tylko jeden nauczyciel. W gmachu szkoły kwaterowały wojska napoleońskie, a później rosyjskie. Katolicy, ewangelicy, żydzi Chojnicki zakład oświatowy reaktywowano 27 listopada 1815 r. jako Królewskie Katolickie Gimnazjum. Pierwszym dyrektorem szkoły był przybyły z Opola Niemiec Piehatzek. Kadrę nauczycielską stanowili początkowo Niemcy ze Śląska. Nadprezydent Prus Zachodnich Theodor von Schön uważał, że szkolnictwo średnie powinno być instrumentem postępującej germanizacji polskiej młodzieży. Zakładowi nadano oficjalnie charakter katolicki, jednak w rzeczywistości był on symultanny: przyjmowano do niego uczniów różnych wyznań (katolików, ewangelików i żydów). Dla administracji pruskiej katolicyzm był bowiem synonimem polskości Pomorza. Szkolne działania służące osłabieniu ducha polskiego okazały się dość skuteczne, o czym najlepiej świadczą słowa Ignacego Łyskowskiego, parlamentarzysty i działacza ruchu narodowego: „ […] później zapomniałem zupełnie 25 ROCZNICE polskiego języka i […] musiałem listy do rodziców pisać po niemiecku. Oto była metamorfoza: […] zepsuty człowiek z niemieckim językiem” (I. Łyskowski, „Curriculum vitae”). Początki placówki nie były łatwe; przybyła młodzież reprezentowała często niski poziom wiedzy bądź nie znała dostatecznie języka niemieckiego, ponadto rozwój szkoły hamował brak odpowiedniej liczby nauczycieli wyznania rzymskokatolickiego. Przez pierwszych 9 lat istnienia gimnazjum jego mury opuściło tylko 4 maturzystów! Tymczasem od 1818 r. warunkiem przyjęcia na studia wyższe w Prusach było ukończenie szkoły średniej. Wyjątek czyniono tylko w seminariach duchownych, do których nierzadko przyjmowano prymanerów (uczniów klas przedmaturalnych). Jedyne wówczas na Pomorzu Gdańskim gimnazjum katolickie nie mogło zaspokoić potrzeb społeczeństwa. Dopiero utworzenie takiego zakładu oświatowego w Chełmnie w 1837 r. poprawiło tę niekorzystną sytuację. Kolejne pełne gimnazjum (kończące się maturą) powstało natomiast w 1859 r. w Wejherowie. Później władze pruskie, w odpowiedzi na rosnące potrzeby edukacyjne i naciski społeczności lokalnych, wyraziły zgodę na założenie następnych szkół średnich. Mimo licznych przeszkód organizacyjnych i ograniczonych wówczas możliwości komunikacyjnych liczba uczniów w gimnazjum w pierwszej połowie XIX w. rosła jednak systematycznie: od 30 w pierwszym dniu działalności placówki, poprzez 100 w kolejnym (1816) roku, 306 w roku 1827 aż po 466 w ostatnim (1850) roku tego półwiecza. W późniejszym okresie liczba uczniów rzadko przekraczała 400, chociaż w roku szkolnym 1872/1873 odnotowano ich aż 504, w tym 225 katolików, 224 ewangelików i 55 żydów. Pod względem miejsca zamieszkania młodzież wywodziła się głównie z rejencji gdańskiej i rejencji kwidzyńskiej, szczególnie z powiatów: chojnickiego, człuchowskiego, starogardzkiego i złotowskiego. W gronie uczniów pochodzenia mieszczańskiego dominowali młodzi Niemcy z Chojnic, natomiast Polacy wywodzili się częściej ze środowiska wiejskiego (synowie zamożnych chłopów, ale też dzierżawców, 26 zarządców majątków, leśniczych, oberżystów etc.). Niewielki był odsetek młodzieży szlacheckiej. Wskazując wyznanie uczniów, należy zauważyć, że większość ich to katolicy, nieco mniej było ewangelików, ale znaczny procent stanowili też żydzi. Liczba młodzieży żydowskiej w niektórych latach szkolnych przekraczała 50, jednak wyraźnie zmalała po roku 1900, kiedy w Chojnicach doszło do nagłośnionych w prasie europejskiej wydarzeń o charakterze antysemickim (w rezultacie zabójstwa niemieckiego gimnazjalisty Ernsta Wintera). Na uwagę zasługuje fakt niewielkiej liczby maturzystów w stosunku do ogółu gimnazjalistów, np. w roku szkolnym 1864/1865 egzamin dojrzałości zdało 13 osób, a do szkoły uczęszczało 422 uczniów. Grono pedagogiczne stawiało wychowankom wysokie wymagania, dlatego wielu uczniów powtarzało klasy. Sporo młodzieży musiało zrezygnować z nauki z powodu słabych postępów, trudności finansowych czy niezadowalającej znajomości języka niemieckiego. Niektórzy uczniowie byli objęci dość sprawnie funkcjonującym systemem stypendialnym. Dotyczyło to przede wszystkim kandydatów do stanu duchownego. Dwudziestu ubogich uczniów mogło zamieszkać w konwikcie w dawnym klasztorze poaugustiańskim. Dyrekcja placówki w połowie XIX w. zaczęła się borykać z problemami lokalowymi, liczba uczniów wynosiła ok. 400, dlatego zaczęto czynić starania o powiększenie infrastruktury szkolnej. Wybudowano reprezentacyjną aulę (budzącą podziw również współcześnie), salę gimnastyczną, adoptowano też na potrzeby zakładu część gmachu po dawnych koszarach. Z rozmachem fetowano szkolne jubileusze, szczególnie w 1865 r., kiedy, jeszcze na głównym korytarzu (aulę oddano 3 lata później) obchodzono półwiecze reaktywowanego gimnazjum. Dyrektor Anton Goebel odznaczony został wtedy Orderem Czerwonego Orła. Władze oświatowe zabiegały nie tylko o sprawną organizację procesu dydaktyczno-wychowawczego, ale też o jego przejrzyste dokumentowanie. Corocznie ukazywały się drukiem sprawozdania („Jahresbericht”) przygotowane przez dyrektora placówki, stanowiące później doskonały materiał źródłowy. Ruch filomacki Piękne karty w dziejach chojnickiej oświaty i ruchu narodowego na tym terenie zapisali młodzi członkowie „związku bratniego”, jak nazywano nierzadko koła filomackie. Nie udało się dotychczas należycie naświetlić początków tajnej organizacji patriotycznej, ale POMERANIA LISTOPAD 2015 ROCZNICE historycy przypuszczają, że działała ona już przed 1840 rokiem i do jej założycieli należał Florian Ceynowa. Członkiem stowarzyszenia był też, w innym okresie jego rozwoju, Ignacy Klatecki, późniejszy dziennikarz, autor hymnu filomatów chojnickich. Niektórzy gimnazjaliści zasilili nawet szeregi powstańcze. Głośnym echem odbiła się historia Antoniego Muchowskiego, który dostał się do niewoli rosyjskiej, przebywał na zesłaniu i pieszo powrócił w rodzinne strony (później został księdzem i proboszczem na Oksywiu – w br. mija 100-lecie jego śmierci). W 1966 r. Liceum Ogólnokształcące w Chojnicach otrzymało zaszczytne imię Filomatów Chojnickich. Pośród kadry pedagogicznej znajdowali się również Polacy. W tym gronie możemy wskazać m.in. tak zasłużonych nauczycieli, jak Antoni Karliński, Stanisław Maroński, a szczególnie Leon Biskupski, Stanisław Węclewski i Julian Zieliński. Pedagodzy ci dbali nie tylko o rozwój intelektualny swoich podopiecznych, ale także pielęgnowali uczucia patriotyczne młodych Polaków. Wielu z nich wspierało działalność Towarzystwa Pomocy Naukowej, opiekowało się polską biblioteką i publikowało materiały (artykuły, sprawozdania) naukowe. Dr L. Biskupski opracował m.in. Kaszubski słownik porównawczy (wyd. w 1891 r.), za który Akademia Umiejętności przyznała mu nagrodę im. Bogumiła Lindego. Z Chojnic w świat Mury miejscowego gimnazjum opuszczali przez okres okołostuletniej jego działalności zarówno absolwenci jak i uczniowie rezygnujący z nauki bądź przenoszący się do innych szkół. W sumie w placówce tej pobierało naukę ok. ośmiu tysięcy uczniów. W gronie osób, które uczyły się w Chojnicach a uzyskały maturę w innych ośrodkach, odnajdziemy m.in. światowej sławy chirurga Ludwika Rydygiera, najwybitniejszego historyka Pomorza przełomu XIX i XX w. ks. Stanisława Kujota, kaszubskiego Homera – Hieronima Jarosza Derdowskiego czy okrytego złą sławą kata powstańców warszawskich Ericha von dem Bacha-Zelewskiego. Warto wspomnieć też rytelskiego proboszcza Antoniego Kowalkowskiego – autora POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 popularnych pieśni religijnych „Pan Jezus już się zbliża” oraz „Kiedyś, o Jezu, chodził po świecie”. Znacznie dłuższa jest lista słynnych wychowanków tej kuźni pomorskiej inteligencji. Otwiera ją bezspornie absolwent z 1841 roku – Florian Stanisław Ceynowa, którego dokonań Czytelnikom „Pomeranii” przedstawiać chyba nie trzeba. W Chojnicach przepustkę na studia uzyskali najwięksi z wielkich kaszubskich literatów i budowniczych ruchu regionalnego: Aleksander Majkowski i Jan Karnowski. Obaj zaangażowani byli w działalność filomacką. Egzamin dojrzałości w chojnickim gimnazjum złożyli także późniejszy minister i senator Leon Janta Połczyński, księża parlamentarzyści Antoni Wolszlegier, Stanisław Hoffmann, Feliks Bolt i sługa Boży Bernard Łosiński, hierarchowie Kościoła, m.in. bp Augustyn Rosentreter, historycy regionu i diecezji chełmińskiej księża Paweł Czaplewski i Romuald Frydrychowicz. Znaczne grono wychowanków stanowili ludzie będący następnie animatorami polskiego życia narodowego na Pomorzu Gdańskim: Stanisław Sikorski, Jan Riemer, Stefan Łukowicz czy słudzy Boży księża Jan Hamerski i Konstantyn Krefft. Królewskie Katolickie Gimnazjum w Chojnicach funkcjonowało do początków 1920 r. W jego miejsce polskie władze oświatowe utworzyły Państwowe Gimnazjum Klasyczne Męskie. Pierwszym dyrektorem tej placówki został Ferdynand Bieszk, a do najbardziej zasłużonych pedagogów należał jego syn Stefan Apolinary, znany później poeta, dramaturg i działacz kaszubski. Obecnie w murach dawnego gimnazjum funkcjonuje Liceum Ogólnokształcące im. Filomatów Chojnickich, nawiązujące do chlubnych tradycji szkoły z okresu zaborów i II Rzeczpospolitej. Fot. Patryk Jutrzenka Trzebiatowski 27 KASZËBI W PRL-U Zéńdzenia ù Méstra Jana. Jón Trepczik w ùbecczich zôpiskach do 1956 r. SŁÔWK FÒRMELLA* Pò skùńczenim pierszi òperacjowi rozmòwë, jaką òb lato 1955 r. òdbëlë z Méstrã Janã fónkcjonariuszowie bezpieczi, ny slédny nie bëlë jesz do kùńca gwësny, jaczé òdniesenié do nich bãdze miôł jich rozpòwiôdôcz. Wiedzelë prôwdac ò nim, że je „separatistą”, ale wëzdrzi na to, że mielë zdebło nôdzeji, że bãdze miôł chãc do wespółrobòtë z nima. Wëchôdô to wërazno z kùń cowégò dzéla wspòmnionégò w pò przédn ëch dzélach ny rédżi artiklów Służbòwégò zôpiskù z òperacjowi rozmòwë przeprowôdzony z Trepczikã Janã z Wejrowa1. Ùbówcë ùgôdelë sã z Trepczikã na pòstãpné zéńdzenié, jaczé miało òdbëc sã w Warszawie 8 zélnika 1955 r. Òkróm tegò kôzelë òni zrobic mù czile rzeczów dlô se. Ùdbë i nôdzeje ùbówców Pierszim zadanim, jaczé dostôł Méster Jón òd Ùrzãdu do sprawów Pùblicznégò Bezpiekù (ÙdsPB) bëło pòdrobno òpisac zdrzódła kaszëbsczégò separatizmù i jegò przédnëch dzejarzów. Drëgô sprawa, chtërna interesowa pòliticzną pòlicjã Lëdowi Pòlsczi, to céle ë zadania „Zrzeszë Kaszëbsczi” do 1939 r. i ji dzejnota po II swiatowi wòjnie. Trzecą rzeczą, chtërną miôł zrobic dlô „towarzëszów” z bezpieczi J. Trepczik, bëło scharakterizowac wszëtczich znónëch kaszëbsczich dzejarzów. Slédnym kùreszce zadanim bëło napisac, 28 jak wedle Trepczika przënôlégô sã òglowò ùregùlowac sprawã kaszëbiznë w całoscë. Kùńcową wëdbą ùbówców, co kôrbilë z Méstrã Janã, bëło to, żebë òdbëc jesz pôrã taczich zéńdzeniów z nim a pózni rozsądzëc, czë w[ëżi] w[spòmniónégò] przënôlégò sã werbòwac do agenturowégò rozprôcowaniô i dozéraniô znónëch mù kaszëbsczich dzejarzów, chtërny […] zgrôwają do stwòrzeniô kaszëbsczi aùtonomie i rozkòscérzają teòrie kaszëbsczégò separatizmù westrzód môlowégò lëdztwa. Widzymë tej wërazno, że przedstôwcë bezpieczi mielë ùdbã, żebë z Méstra Jana zrobic swòjégò krëjamnégò wespółrobòtnika, co bë, jistno jak donëchczas Bruno Richert, dotëgòwiwôł corôz to nowé wiadła ò kaszëbsczi rësznoce ë lëdzach, jaczi w ni dzejalë. Jeżlëbë sã zgòdzył na tak cos, ùmëslëlë so nawetka stwòrzëc mù taczé leżnoscë òficjalny robòtë, żebë swòjim ùtwórstwã [mógł] rozszlachòwac przédnëch kaszëbsczich dzejarzów, chtërny w kaszëbsczi nôród wpòjiwają dëcha kaszëbsczégò separatizmù ë aùtonomizmù. Żebë to zjiscëc, mùsz je przestawic jegò lëteracczé ùtwórstwò na mòdło socjalisticznégò realizmù i w w[ëżi] w[spòmniónym] czerënkù je wëzwëskiwac. Co z tegò wszëtczégò wëchôdô? Widzec wërazno, że ùbówcë, chtërny mielë swiądã tegò, że Méster Jón ni mòże pùblikòwac swòjich lëteracczich dokazów, ùdbelë so dac mù taką mòżlëwòtã. Nick równak nie dôwelë za darmôka. Prizã, jaczi mùszôłbë zapłacëc (dzél 6) za to J. Trepczik, bëłabë krëjamnô wespółrobòta z bezpieką sparłãczonô z ùsôdzanim rapòrtów ò kaszëbsczich dzejarzach ë twòrzenié blós taczégò lëteracczégò ùróbkù, jaczi widzôłbë sã rządzący w tim czasu w Pòlsce kòmùnysticzny partie. Jesz jednym brzadã zéńdzeniégò z J. Trepczikã bëło dlô fónkcjonariuszów ÙdsPB ùsztôłtowanié swòjégò pòzdrzatkù na témã jegò personë jakno człowieka. Pòdług tegò, co mòżemë wëczëtac w Służbòwim zôpiskù, przedstôwcowie bezpieczi mielë taką dbã ò Méstrze Janie: Trepczik nimò że je szkólnym, je na nisczi pòliticzny niwiznie. Zdanié to nôlepi scharakterizëje jegò wëpòwiésc, z chtërny wëchôdało, że „Christus mô cësk na rozwij lëdztwa”. Je [człowiekã] skrëtim ë niemòwnym. Słabò gôdô pò pòlskù – felëje mù pòlsczich słowów. Pò òperacjowi rozmòwie z fónkcjonariuszama bezpieczi Trepczik mùszôł jesz gwësno pòdpisac òbòwiązadło do tegò, że ùtrzimie w krëjamnoce to, że sã z nima pòtkôł, i że nie zdradzy nikòmù, ò czim z nima kôrbił. W Rapòrce ze służbòwi rézë òdbëti w dniach 1–7 gòdnika 56 r. do Wòje wódzczégò Ùrzãdu ds. P[ùblicznégò] B[ez piekù] w Gduńskù (pòl. Sprawozdanie z podróży służbowej odbytej w dniach 1–7 grudnia 56 r. do Wojewódzkiego Urzędu ds. B[ezpieczeństwa] P[ublicznego] w Gdańsku) zrëchtowónym 10 gòdnika 1956 r. nalezc jidze nadczidkã ò tim, że prowôdzoną òd lata 1954 r. przez wejrowską bezpieka òperacjową POMERANIA LISTOPAD 2015 KASZËBI W PRL-U sprawã, co tika sã kaszëbsczégò se paratizmù, przëjimô w 1955 r. III Wëdzél WÙdsPB we Gduńskù. W tim samim zdrzódle czëtómë, że to w tim prawie ùrzãdze 19 lëpińca 1955 r., to je blós szterë dni pò òperacjowim kôrbienim Trepczika z ùbówcama, òsta òna zaregistrowónô jakno sprawa agenturowégò sprôwdzeniô. Mùsz jesz wspòmnąc w tim môlu, że registracjô ta òdbëła sã na pòlét, jaczi przëszedł w ti sprawie z Warszawë, a tak richtich to z III Departameńtu Kòmitetu ds. Pùblicznégò Bezpiekù. Przédnym zadanim bezpieczi bëło tej òdpòwiedzec na pitanié, czë figùrancë sprawë, to je Aleksander Labùda, J. Trepczik ë Ignac Szutenberg pò prôwdze zajimają sã separatisticzną dzejnotą ë z jaczima lëdzama i strzodowiszczama są zrzeszony. I co z te wëszło 8 zélnika 1955 r. minął czas, czej miało òdbëc sã drëdżé zetkanié Méstra Jana z ùbówcama, ale Trepczik tegò dnia do Warszawë nie przëjachôł. Temù téż jeden z ùczãstników pierszi òperacjowi rozmòwë z Trepczikã ppòr. W. Potapczuk przëjachôł do Pòwiatowi Delegaturë ds. PB w Wejrowie. Do ti prawie institucje òstôł zawòłóny J. Trepczik, żebë 26 zélnika 1955 r. òdbëc swòje drëdżé kôrbienié z przedstôwcama pòliticzny pòlicje kòmùnysticzny Pòlsczi. Jakùż òno wëzdrzało?... W pierszim dzélu rozmòwë Potapczuk spitôł sã Méstra Jana, czë zrobił to wszëtkò, co òb czas pierszégò zéńdzeniô dostôł do zrobieniô dlô ÙdsPB. Trepczik òdrzekł tedë dërno swòjémù rozpòwiôdôczowi, że dëcht nick nie zrobił i ni mô niżódny chãcë tegò robic, bò nic nie wié ò kaszëbsczich dzejarzach. Òkróm te wëszczërgòwato (pòl. szyderczo) pòwiedzôł, że ni mô szëkù do pisaniégò dłudżich rapòrtów, a mòże blós przedstawic swòje pòzdrzatczi, jak wedle niegò miałëbë bëc ùrëchtowóné nawzôjné òdniesenia midzë pòlsczim rządã a kaszëbsczim lëdztwã. W załączenim przëniósł tedë fónkcjonariuszóm bezpieczi swój napisóny òdrãczno tekst, w jaczim zamkł swòjã dbã na sytuacjã Kaszëbów w Lëdowi Pòlsce2. Pòdług Potapczuka z lëpów Trepczika czëc bëło słowa separatizmù i kaszëbsczégò aùtonomizmù. Przedstôwca bezpieczi napisôł téż, że wedle Méstra Jana nie są òne wrodżim pòliticznym czerënkã, ale pewnégò zortu kùlturowim dzejanim. Fónkcjonariusz próbòwôł téż czëtanim wëjimka ze „Zrzeszë Kaszëbsczi” przekònac Trepczika, że przédny kaszëbsczi dzejarze, w tim òn sóm, prowadzëlë wrogą Pòlsce dzejnotã, nen równak dërch trzimôł sã swòji dbë i, jak to napisôł w swòjim zôpiskù ppòr. Potapczuk, „słowów prôwdë” nie przëjimôł. Temù téż ùbówc doszedł do swiądë, że nie je wôrt przekònëwac Trepczika ò separatisticznym dzejanim przédnëch kaszëbsczich dzejarzów. Pòd kùńc òperacjowégò kôrbieniô z ppòr. Potapczukã J. Trepczik pòwiedzôł jesz, że w czësto pòdobny sytuacje jak òn je Antón Bòczk (pòl. Boczek) z Chòniców, chtëren, chòc mòcno sã starôł, tej równak ani razu nie ùdało mù sã przeprowadzëc niżódny aùdicje w kaszëbsczim jãzëkù w radio w Bëdgòszczë. Człowiek nen przëjéżdżiwôł bòdôj czile razy do Méstra Jana, żebë ùdostac òd niegò prakticzną radã, co robic w taczi sytuacje. Jaczi béł brzôd zéńdzeniów Trepczika z Bòczkã, tegò nie wiémë, wôrt równak w tim môlu wspòmnąc cos wiãcy ò człowiekù nazwónym przez Méstra Jana òb czas gôdczi z Potapczukã jednym z przédnëch òrganizatorów kaszëbsczégò żëcô w òbéńdze bëdgòsczégò wòjewództwa. Wedle tegò, co wëdowiedzôł jem sã òd Kazmierza Òstrowsczégò z Chòniców (chtërnémù w tim môlu jesz rôz dzãkùjã za pòmòc), A. Bòczk pòchôdôł z Wiôlgòpòlsczi i òb czas emeriturë przëcygnął tam z Chòniców nazôd. Béł òn szkólnym, mùzykã ë kùlturowim dzejarzã. Prowadzył téż chór. Dejade na przék temù, co pòwiedzôł ò nim w zélnikù 1955 r. J. Trepczik, nie béł òn na zycher kaszëbsczim dzejarzã. Nie włącził sã w dzejanié w kaszëbsczi rësznoce ani téż nie interesowôł sã za baro kaszëbską kùlturą. Mòżlëwé je równak, że òb czas swòji warkòwi robòtë w Chònicach próbòwôł kąsk wëzwëskac kaszëbiznã w tim, co robił jakno kùlturowi dzejôrz. Wierã to i pewnô pòspólnota zainteresowaniów (òbaji bëlë szkólnyma, mùzykama, dzejalë w chórowi rësznoce) mògłë bëc przëczëną tegò, że Trepczik jaż tak baro achtnął A. Bòczka òb czas swòji wëpòwiescë. * Aùtor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczégò partu Institutu Nôrodny Pamiãcë. 1 Wszëtczé wëzwëskóné w teksce cytatë wzãté z pòlskòjãzëkòwëch zdrzódłowëch tekstów skaszëbił Słôwk Fòrmella. 2 Òstôł òn òbgôdóny w artiklu pt. „Lëdowô Pòlskô wedle zrzeszińców”, „Pomerania”, nr 7–8 (478), lipiec – sierpień 2014, 34–35. R E K L A M A POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 29 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH Od Gdańska do Złotej Pragi? STANISŁAW SALMONOWICZ Polacy i Czesi są najbliższymi sąsiadami od wieków. Czesi budowali swoje państwo wcześniej niż Polanie, wiek wcześniej przyjmowali chrześcijaństwo, choć początkowo zastanawiali się, czy trwać przy obrządku słowiańskim (tak zwano wówczas prawosławie), czy trzymać się Rzymu. Rzym ostatecznie zwyciężył i to Czechom zawdzięczaliśmy nie tylko księżniczkę Dobrawę i pośrednictwo w przyjęciu chrześcijaństwa, ale i wiele zdobyczy kulturalnych świata zachodniego docierało początkowo do Polski głównie z Czech. Wieki średnie były – jak wszędzie – okresem przymierzy zastępowanych wojnami o różne terytoria. Czechy jednak weszły wkrótce w skład cesarstwa rzymskiego narodu niemieckiego i odtąd królowie czescy, choć zachowywali samodzielność w swoich sprawach, byli jednakże w łonie wielkiego organizmu niemieckiego, co miało wiele skutków negatywnych dla narodu, kiedy Czechy stały się dziedzicznym tronem Habsburgów, i problemem od XVII w. będzie, czy Czesi się nie zgermanizują. Tak się jednak nie stało, a w XIX w. odrodziły się narodowe aspiracje i kultura czeska. W gruncie rzeczy, poza sprawą w XX w. cieszyńskiego zamieszkałego w sporej mierze przez Polaków, groźnych sporów polsko-czeskich nie było. Jeżeli więc było 30 tak dobrze (relatywnie), to dlaczego było i jest nieraz tak źle? Kiedy zwiedzałem w latach sześćdziesiątych Pragę czeską, jedno z najpiękniejszych miast Europy, wielokrotnie odczuwałem, że w Czechach Polacy są źle widziani i był to fakt na lata jeszcze przed fatalną interwencją „bratnią”, także Ludowego Wojska Polskiego, w Czechosłowacji w 1968 r. Jeżeli zaś powiemy, że i w Polsce w różnych sytuacjach nadmiaru entuzjazmu czy przyjaźni do Czechów nie widać, że często sobie z nich kpimy, warto się spytać: O co tu chodzi? Szekspir w „Zimowej powieści” nawiązał do historii Czech zdaniem niekoniecznie może ścisłym, pisząc tak: „Czechy. Pusta okolica nad morzem”. Czy miał na myśli Bałtyk? Powstaje jednak pytanie: Dlaczego Czesi masowo nie przyjeżdżają nad Bałtyk? Plaże mamy znakomite, lepsze nieraz niż najlepsze śródziemnomorskie. Może problem w tym, że tylko dla Szwedów Sopot leży na południu? Nawet w dobie demoludów, kiedy podróże na mityczny zachód także w Czechach nie były łatwe, jeździli oni raczej do słonecznej Bułgarii. Polacy natomiast do dziś nie kwapią się do podróży turystycznych do Czech. Trzeba tu zdradzić, że nieco inaczej było w epoce siermiężnego komunizmu: każdy niemal, jeżeli tylko mógł, to jechał do jakiegokolwiek kraju tak zwanej demokracji ludowej, w każdym z tych krajów bowiem można było nabyć jakieś rzeczy w danym kraju niedostępne. Także więc z tego punktu widzenia, pomijając wszelkie historyczne wspominki, panowała raczej wszędzie wobec cudzoziemców z krajów bratnich niechęć pod hasłem, że „oni nas wykupują”. W Polsce może niewiele można było kupić, choć nad Bałtykiem zawsze był bursztyn, polska wódka, może jakieś papierosy i chyba nic więcej. Do Czechosłowacji jeździło się nade wszystko po buty i jakąkolwiek konfekcję, do NRD po różne techniczne „drobiazgi”, których w PRL nie można było dostać. To tłumaczy w jakiejś mierze ten specyficzny, handlowy rodzaj ksenofobii, czyli niechęci do turystów, która nie obejmowała jednak turystów z Zachodu, ci bowiem naszego zasobu rzeczy rzadkich a drugorzędnych raczej nie uszczuplali. Na czym jednak nade wszystko polegają owe silne kwaśne animozje polsko-czeskie, dlaczego są realne przynajmniej od paru wieków? Czesi, po wojnach u progu XVII w., kiedy wyginęła między innymi rodzima arystokracja, stali się głównie narodem chłopów, a w XIX w. budowali solidne, w miarę nowoczesne społeczeństwo, typowo mieszczańskie. Ich główne niechęci kierowały się w stronę Niemców vel Austriaków, a jedynym politycznym sojusznikiem wydawał się wielki naród słowiański, czyli Rosja carska. Czesi zazwyczaj nie cierpieli arystokracji, Kościoła rzymsko-katolickiego, a Polacy byli dla nich, podobnie jak i dla Rosjan, POMERANIA LISTOPAD 2015 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH „narodem panów”, Polska zaś krajem feudalnym, zacofanym, w którym co drugi utracjusz tytułowany był hrabią. Nasze wojny czy powstania przeciw Rosji nie cieszyły się sympatią, naruszały solidarność słowiańską, w którą Czesi długo wierzyli. Generalnie z wojnami problem u Czechów specjalny: wojna narodowa Czechów przeciw Niemcom w początkach XVII w. zakończyła się klęską i od tych czasów Czesi są raczej pacyfistami, czego przewrotnym symbolem jest postać dobrego żołnierza Szwejka, który raczej na bohatera wojennego się nie nadawał. Złośliwi Polacy mówili, że Czesi niepodległość po I wojnie światowej wywalczyli, nie oddając ani jednego strzału, a jedynie przyczyniając się do klęski Austro-Węgier w ten sposób, że jako żołnierze austriaccy oddawali się bez chwili wahania do niewoli rosyjskiej. Najgorszy dla obu krajów był splot wydarzeń 1938–1939: Polacy, broniąc ludności polskiej Śląska cieszyńskiego, wzięli pośrednio udział w „rozbiorze” Czechosłowacji, zainicjowanym przez Hitlera, popartym przez Słowaków i Węgrów, przy tchórzliwym milczeniu Francji i Wielkiej Brytanii. Czesi mają do nas o tę sprawę do dziś pretensję i nie bez racji. Natomiast w Polsce nikt nie rozumiał faktu, że Czesi skapitulowali przed Niemcami dosłownie bez jednego wystrzału. Nie było tam żadnego Westerplatte ani majora Hubala. Tak rosły wiekami przeciwieństwa w mentalności obu społeczeństw. Polacy to naród niepoważnych szwoleżerów, walczą ze wszystkimi i zawsze przegrywają. Kiedy jednak Polak słyszy o bohaterskim czeskim ruchu oporu lub o powstaniu w Pradze czeskiej, zazwyczaj się uśmiecha. Niestety, jedyny godny uwagi akt oporu – zamach na namiestnika Czech Heydricha w centrum Pragi – został przygotowany przez wywiad angielski, a zrzuceni czescy komandosi zostali zlikwidowani przez Niemców nie bez współpracy wielu Czechów. Jedyna czeska wieś zniszczona przy tej okazji (Lidice) nie może konkurować z faktem, że w Polsce takich wsi było wiele. Tak więc porównania między okupacją niemiecką w Polsce a w Czechach obrazują różnice także postaw społecznych czy politycznych. W czasie II wojny rządy POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 emigracyjne – polski Sikorskiego i czeski Benesza – obiecały sobie współpracę na przyszłość. Kiedy jednak konflikt polsko-sowiecki stał się wyraźny, prezydent Benesz poszedł na współpracę ze Stalinem, a polsko-czeskie rozmowy zawisły w próżni. Postawmy jednak pytanie: Czy Czesi nie mają racji, unikając bohaterskich zrywów? Katolicy, jak wiadomo, Biblii raczej nie czytają, a w każdym razie unikają Starego Testamentu, a tam czytamy, co jest napisane bez ogródek: „Lepszy jest żywy pies aniżeli zdechły lew”. Możemy sobie mówić, że zazwyczaj nie mieliśmy wyboru, że z żadnym z dwóch wrogów porozumienie realnie nie było możliwe. Dodam nieco złośliwie, że „uczciwy kompromis” ze Stalinem Beneszowi nadmiernie na zdrowie nie wyszedł. Początki, lata 1944–1948, były znakomite: rząd koalicyjny z przewagą tylko komunistów, prezydentem nadal Benesz. W 1948 r. jednak komuniści przejęli całość władzy, prezydent Benesz w porę umarł, a minister Masaryk tak się dziwnie przechylił przez okno pałacu na Hradczanach, że wypadł z niego ze skutkiem, jak stwierdziła milicja ludowa, śmiertelnym. I wbrew pozorom, choć oporu głośnego wobec rządów komunistycznych nie było, jednak epoka stalinizmu w Czechosłowacji wedle części autorów była równie krwawa jak w Polsce, a może nawet tym szczególna, że represjonowano zdecydowanie ludzi, którzy wcale z władzą ludową nie walczyli! Tyle może przypomnienia o skomplikowanych kontaktach naszych narodów. A przecież kaszubski, serbsko-łużycki, słowacki, polski i czeski to są języki bliskich krewnych. Kiedyś, po roku 1956, zawiozłem paru przyjaciół z UJ do Złotej Pragi i oprowadzałem od rana do wieczora po jej zabytkach. Praga to miasto prawdziwie czarowne, a nawet czarodziejskie, jak uważało wielu pisarzy, a Praga miała szczęście nie tylko do autorów piszących po czesku, ale i po niemiecku. Pragą złotą tworzyli, od średniowiecza, obok Czechów i Niemcy, i Żydzi. W średniowieczu Praga i Kraków, potem Wilno to były miasta ważne właśnie dla ludności żydowskiej tej części Europy. Także po Żydach, mimo Holocaustu, pozostało w Pradze wiele interesujących pamiątek. Praga zabytków to po pierwsze wspaniały gotyk (uwieńczają go katedra i monumentalny most kamienny Karola IV). Rządzili Czechami przez wieki, po rodzimej dynastii Przemyślidów, cesarze niemieccy, głównie Habsburgowie. Krótko, niestety, Jagiellonowie. Po licznych zabytkach gotyku, głównym czarem Pragi są budowle epoki wczesnego baroku, kiedy to przez kilka lat cesarz niemiecki i król zarazem czeski Rudolf II rządził Niemcami i monarchią habsburską z ulubionej przez niego Pragi. Był postacią dziwaczną (zachorował ostatecznie na chorobę umysłową), ale ściągał do Pragi alchemików vel astronomów, muzyków czy poetów. Pozostawił po sobie w legendach praskich niezatarte ślady, które odżyły w prozie austriackiego pisarza rodem z Pragi: Leo Perutza. Kto kocha barokowe i osiemnastowieczne pałace, a zwłaszcza barokowe kościoły, może wędrować po Pradze całymi dniami. Nie brak niezwykłych zakątków, jak Mală Strană nad Wełtawą, kiedyś swego rodzaju osiedle rzemieślników niemieckich pełne uroku. Nie zamierzam tu budować przewodnika po Pradze. Zawsze cudzoziemcom z dalekich krajów, którzy chcieli podróżować do tajemniczej Europy środkowo-wschodniej, polecałem jako trasę najważniejszą taki oto szlak: Praga czeska – Kraków – Wilno – Petersburg z oczywistymi skrętami w prawo czy w lewo od tej trasy. Kiedy wybrać się chcemy do Pragi, to wspomnieć trzeba jeszcze jedną rzecz przykrą, choć oczywiście to problem gustów, o których się nie dyskutuje: dla zakochanych w kuchni śródziemnomorskiej, węgierskiej czy rosyjskiej, nie mówiąc o chińskiej, nie zalecam tradycyjnych restauracji czeskich. Knedle takie czy inne, zawsze obficie tłuszczem wspomagane, nie budzą mojej sympatii. Natomiast dla przeciwwagi wymieniam piwiarnie czeskie, najstarsze na Starym Mieście, stylowe, znakomite. Pytanie: czy Czechów dałoby się skusić częściej na podróż niespieszną przez Kraków – Toruń – Malbork lub Bory Tucholskie do Gdańska? Nie mnie to sądzić, ale jedno jest pewne, że byłoby dobrze, gdyby oba narody mniej się na siebie boczyły, równie doceniały polskich szwoleżerów, co i wojaka Szwejka. 31 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH ÙCZBA 48 Réza wkół swiata RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH Réza to pò pòlskù podróż. Wãdrówka, wanoga czë wankòwanié to wędrowanie. Wãdrowczik, wanożnik, wankôrz to wędrowiec. Cwiczënk 1 Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk. Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi. (Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski). – Cëż të tak òdnąd donąd chòdzysz i jes tak dzywno òblokłi? Mòcné bótë, grëbô kùrtka, wełniany swéter, szal, mùca… – Pòj sa blëżi, to cë rzekã. Wëbiéróm sã w rézã wkół swiata. – Co?! Dze?! – Në jo, dobrze jes czuł. Ùmëslił jem so zwãdrowac wkół swiat, zazdrzec tam-sam, póczi jesz móm mòc. Wanogã zaczinóm ju dzysô. – Lëchò cë na Kaszëbach? Tëli tu je do zwanożeniô! – Dobrze mie, ale jô bë chcôł òbezdrzec cos wicy jak naju kańtë. Chcã pòznac Eùropã, Afrikã, Nordową i Pôłniową Amerikã, Aùstraliã, Azjã, a jak mie sã ùdô, to i zańdã na Antarktidã. Jô bë chcôł zazdrzec wszãdze, w kòżdi nórt. Kò jô jesz w tëli placach ni móm bëté! – Dożdżë, dożdżë, jô widzã, że të nie jes bëlno do ti wanodżi przërëchtowóny. Z jednym rukzakã të w swiat jedzesz? – A docz brac wicy? Kùlkò to mòże człowiek wlec? A nigdë jesz ni mô wszëtczegò, co je nót. Sygną mie sztrëchólce, taszlãpa, spikmiech, kôrta swiata. Terôzka nôwôżniészi je paspòrt, në i dëtczi. – Sygnie cë dëtków, żebë całi swiat zwiedzëc? Jak to je z kasą ù ce? – Tak i òwak. Na Eùropã móm tëli òbżorgóné, a co mdze dali, to jô ùzdrzã. Tej-sej najimnã sã do jaczi robòtë, bò mëszlã na dalszą drogã zarobic. – Leno mie nie gôdôj, że të piechti jidzesz. Kądka bë mùszôł chadac, żebë swiat òbéńc nawkół? – Sztëczk drodżi piechti, czedë-òwedë baną, sztëczk aùtosztopã, pò pùstiniach pewno na kamélach pòjadã, a bez òceanë pòjadã bôtama. – A czej mdzesz mùszôł fligrã lecec? – Co to, to nié! Fligrã móm strach latac! 32 – Jaczé kraje të so ùmëslił zwiedzëc? – To sã ùzdrzi òb drogã. Nôprzód jadã do Niemców, a tej dze nodżi pòniesą. – A czedë të z ti wanodżi bãdzesz nazôt? Jak długò òna mdze warała? – Tegò swiãti pańsczi nie wiedzą. Mòże rok, mòże dwa, mòże trzë… – Tedë niech ce wszëtcë swiãti pańsczi prowadzą. Do ùzdrzeniô! – Tej do ùzdrzeniô! Mdã cë pòcztowé kôrtczi sélôł! Cwiczënk 2 Wëpiszë z gôdczi wszëtczé słowa zapisóné pò grëbioną kùrsywą. (Wypisz z dialogu wszystkie słowa zapisane pogrubioną kursywą). Bôczë, że wëpisóné przed sztótã słowa to przëczasnikòwé zamiona. Są òne nieòdmieniwné – tak, jak przëczasnik; są midzë nima pëtania przëczasnika: dze, czedë. (Zwróć uwagę, że wypisane przed chwilą słowa to zaimki przysłowne. Są one nieodmienne – tak, jak przysłówek; są też pomiędzy nimi pytania przysłówka: gdzie, kiedy). Ùłożë zdania z przëczasnikòwima zamionama (ułóż zdania z zaimkami przysłownymi): czedëòwedë, tej-sej, tam-sam, òwak, znąd, donąd. Cwiczënk 3 Wanożnik, wanoga, wanka to wędrowiec, turysta, pielgrzym, tułacz. Ùłożë z nyma słowama taczé zdania, żebë wëzwëskac kòżdé z pòdónëch pòlsczich znaczeniów. (Ułóż z tymi słowami takie zdania, aby wykorzystać każde z podanych polskich znaczeń). POMERANIA LISTOPAD 2015 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH Przełożë zdania z pòlsczégò na kaszëbsczi jãzëk (przetłumacz zdania z języka polskiego na kaszubski): Za bardzo to nie lubię chodzić pieszo do pracy. Moja matka uwielbiała podróżować. Cóż ty tak się włóczysz po tym świecie? Ten dziad tuła się tu u nas od dawna. Cwiczënk 4 Wãder, wanoga, wankòwanié to wędrówka. Czëtôj rimòwanczi ze słowã wãder (przeczytaj rymowanki ze słowem wãder): Rimòwanka: Aleksander szedł na wãder, kùpił bótë za trzë kótë, kùpił mëdła za trzë szëdła, szedł przez las, zgubił mąkã, przëszedł dodóm, dostôł pôłką. Jinszô wersjô: Aleksander szedł na wãder, kùpił bótë za trzë kótë, szedł do miasta, dostôł casta, szedł do Pùcka, dostôł mùckã, szedł do Szmëtka, dostôł dëtka, przëszedł dodóm, dostôł szpôdą. Przełożë zapisóné wëżi rimòwanczi na pòlsczi jãzëk. (Przetłumacz zapisane wyżej rymowanki na język polski). Cwiczënk 5 Wãdrowczik (w znacz. ) to człowiek, co wãdrëje òd chëczë do chëczë za chlebã. Ale czasã gôdô sã téż tak na taczégò, co lubi lóprowac (łazëc bez pòtrzebë i bez przëzwòleniô), jinszé synonimë: lóper, łazãga, łajza, swawòlnik. (Wãdrowczik [w znacz. żebrak], to człowiek, który chodzi od chaty do chaty po prośbie. Ale czasami tym słowem nazywa się też takiego, który lubi chodzić bez większego celu i potrzeby, a także bez przyzwolenia; synonimy: lóper, łazãga, łajza, swawòlnik). Przełożë zdania z kaszëbsczegò na pòlsczi (przetłumacz zdania z j. kaszubskiego na polski): Gdzeż ten nasz wãdrowczik je znôwù lazłi? Dzysô ju bëło ù nas dwùch wãdrowczików. Je ten nasz lóper doma? Łazãga nie ùsedzy długò na placu. Cwiczënk 6 Zdrzë na słowa sparłãczoné z przenôszanim sã z placa na plac (zapoznaj się ze słowami związanymi z podróżowaniem): Réza – podróż (Bëc w rézë. Wrócëc z rézë. Miec przed sobą długą rézã). Rézowac – podróżować (narézowac, pòrézowac, POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 wërézowac). Napiszë wiadło dlô rézëjącëch baną (ò jaczi réza sã zacznie, skądka nôleżi wërézowac, jak długò bãdą w rézë, czim jesz bãdą mòglë pòrézowac pò wësadniãcym z cugù, wiele mùszą jezdzëc, żebë sã do wòlë narézowac). (Napisz informację dla podróżujących pociągiem [o której rozpocznie się podróż, skąd należy wyruszyć, jak długo będą w podróży, czym będą mogli się przemieszczać po opuszczeniu pociągu, ile muszą jeździć, by się do woli najeździć]). Cwiczënk 7 Wëzwëskùjącë słowarze, przełożë wëbróné pòzwë krajów z pòlsczi gôdczi na kaszëbską (korzystając ze słowników, przetłumacz wybrane nazwy krajów z języka polskiego na kaszubski): Niemcy, Francja, Hiszpania, Włochy, Węgry, Stany Zjednoczone Ameryki, Kanada, Gwatemala, Brazylia, Argentyna, Australia, Wietnam, Kambodża, Japonia, Chiny, Mongolia, Arabia Saudyjska, Izrael, Turcja. Ò wëbronym kraju napiszë krótką notatkã. (Napisz krótką notatkę o wybranym kraju). Cwiczënk 8 Òpiszë / òpòwiédz swòjã slédną wa nogã pò cëzëch krajach. (Krótko opisz swój ostatni wyjazd za granicę). SŁOWÔRZK Zapòznôj sã z czasnikama sparłãczonyma z wanożenim (zapoznaj się z czasownikami związanymi z podróżowaniem/wędrowaniem): wãdrowac (przebywać drogę pieszo, chodzić, podróżować), wanożëc (wędrować, włóczyć się po świecie), wankòwac (tułać się). kamél – wielbłąd, kańta – strona, mùca – czapka, òblokłi – ubrany, òbżorgac – zgromadzić/załatwić, rukzak – plecak, spikmiech – śpiwór, sztrëchólce – zapałki, ùmëslëc so – postanowić, zaplanować, zańc – dotrzeć, dojść R E K L A M A UCZ SIĘ ONLINE www.skarbnicakaszubska.pl 33 GDAŃSK MNIEJ ZNANY Górny Wrzeszcz Wrzeszcz to część Gdańska, która administracyjnie dzieli się na dwie dzielnice – Wrzeszcz Dolny i Górny. Granicę stanowią tory kolejowe. Dziś poznamy zapomniane, ale i dopiero co zagospodarowane zakątki Wrzeszcza Górnego. M A RTA S Z A G Ż D O W I C Z Pani Ania Spacer rozpoczynamy u zbiegu alei Grunwaldzkiej i ulicy Waryńskiego w Gdańsku-Wrzeszczu. Miejsce to od 2014 roku nosi nazwę Skweru imienia Anny Walentynowicz, a 15 sierpnia (w dzień jej urodzin) 2015 roku został tu odsłonięty pomnik legendarnej sygnatariuszki Porozumień Sierpniowych, która zginęła 10 kwietnia 2010 roku pod Smoleńskiem. Podczas uroczystości obecny byli jej syn Janusz oraz wnuk Piotr Walentynowicz. Autorem realistycznej figury działaczki jest Stanisław Milewski. Postać Anny Walentynowicz ma około 170 cm i jest ustawiona na granitowym cokole z napisem „Nie ma wolności bez Solidarności”. Pomnik powstał z inicjatywy Stowarzyszenia „Godność”, a sfinansowany został dzięki składkom społecznym. Skwer ustanowiono w miejscu, gdzie od 1959 roku mieszkała Anna Walentynowicz. Stąd jeździła do Stoczni Gdańskiej im. Lenina, w której pracowała od 1950 roku najpierw jako spawacz, a później suwnicowa. Mieszkała w kamienicy nr 49, w mieszkaniu, które otrzymała od dyrekcji stoczni. Była jedną z założycielek Wolnych Związków Zawodowych, a jej dom stał się punktem kontaktowym opozycjonistów. Na budynku słynną mieszkankę upamiętnia tablica z cytatem z wiersza Ryszarda Krynickiego „Kogo śmierć wybierze – ten umrze zaledwie”. Święta Studzienka Skręcamy teraz z alei Grunwaldzkiej w ulicę Do Studzienki. Droga 34 prowadziła niegdyś do studni, która słynęła z wody o wyjątkowych właściwościach. Według legend przywracała wzrok, dlatego zwana była Świętą Studzienką. W XVI wieku bogaci patrycjusze przybywali tu na letni odpoczynek. Do dziś zachowały się ruiny zespołu dworsko-ogrodowego (na skrzyżowaniu z ulicą Traugutta, za budynkiem Gimnazjum nr 26). W okresie międzywojennym działała tutaj wytwórnia wody mineralnej o nazwie Heiligenbrunner Quelle, czyli Źródło Świętej Studzienki. A w latach osiemdziesiątych XX wieku produkowano tu wodę Gdańszczanka. Niestety dziś obiekty są niezagospodarowane. Idziemy w stronę ulicy Jana Matejki, gdzie zatrzymujemy się pod kościołem pw. św. Piotra i Pawła należącym do parafii cywilno-wojskowej Matki Odkupiciela. Kościół Lutra Świątynia została zbudowana w 1899 roku przez ewangelików z Wrzeszcza i nazywała się Kościołem Marcina Lutra. Szczęśliwie możemy podziwiać neogotycką architekturę, która przetrwała II wojnę światową. Do wnętrza prowadzi ozdobny portal z figurami św. Piotra i św. Pawła. Już przed wojną do Kościoła Lutra przychodzili żołnierze niemieckiego garnizonu stacjonującego przy dzisiejszej ulicy Słowackiego. Bywali tu również członkowie elitarnej cesarskiej kawalerii pruskiej. W 1945 roku obiekt został przejęty przez katolików. Dalej służył jako garnizonowy ze względu na pobliskie koszary. Zanim komuniści całkowicie zapanowali nad codziennością Polaków, żołnierze maszerowali głównymi ulicami Wrzeszcza na niedzielne Eucharystie. Skończyło się to w 1949 roku, wtedy też aresztowano pracujących przy kościele kapłanów – Władysława Żebrackiego i Mariana Prusaka. Ksiądz Prusak był tym, który wyspowiadał sanitariuszkę Danutę Siedzikównę, pseudonim „Inka”, przed jej egzekucją dokonaną w więzieniu na ul. Kurkowej w Gdańsku. Osiemnastoletnia dziewczyna mimo tortur nie złożyła zeznań dotyczących brygad wileńskich Armii Krajowej. Została skazana na śmierć, czego świadkiem był ksiądz Marian Prusak. Dzięki niemu wiemy, że przed rozstrzelaniem 28 sierpnia 1946 roku wykrzyknęła „Niech żyje Polska! Niech żyje Łupaszko!”. Fot. M.S. POMERANIA LISTOPAD 2015 HISTORIA Kaszubi na Pomorzu Zachodnim na przestrzeni wieków Część 4: Zwierzchność brandenburska nad rozdrobnionym państwem Gryfitów Z YG M U N T S Z U LT K A Kolonizacja i recepcja prawa niemieckiego stanowiły jakby podłoże szybkiego procesu niemczenia Księstwa Pomorskiego, ale nie zadecydowały jeszcze o obliczu etniczno-językowym i narodowościowym, bo imigranci mogli ulec kaszubizacji, podobnie jak polonizacji w Wielkopolsce. Na to, że tak się nie stało, wpłynęło wiele czynników, a wśród nich istotną rolę odgrywały stosunki polityczne z sąsiadami, głównie z Brandenburgią, której drogą agresji w pierwszych latach XIV stulecia udało się dotrzeć do Bałtyku aż w dwóch miejscach (Darłowo – Słupsk – Gdańsk, Stralsund). Jednak wymarcie dynastii askańskiej stworzyło przed Księstwem (-ami) Pomorskim(i) warunki zrzucenia zależności lennej i uwolnienia się od niechcianej zwierzchności. Uzyskanie statusu bezpośredniego księcia Rzeszy (1338/1348) przez książąt pomorskich poprzedziło przyłączenie do Księstwa Wołogoskiego Rugii (1325). Brandenburgia jednak, zwłaszcza od 1455 r., tj. od czasu umocnienia się w Nowej Marchii, dążyła do odzyskania swych praw i w 1466/1472 r. książęta pomorscy musieli uznać nad sobą jej zwierzchność lenną. Było to tym łatwiejsze, że jednocześnie nastąpiło pogłębienie podziałów dynastycznych Księstwa Wołogoskiego (1368/1372), utrzymujących się sto lat, w czasie których wymarła szczecińska linia Gryfitów, co dało początek wojnie brandenbursko-pomorskiej. Brandenburską zwierzchność lenną, poszerzoną o prawo do sukcesji Księstwa Pomorskiego, uznał (1479) książę POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 Bogusław X (1474–1523), od 1478 jego jedyny i samodzielny władca. Książę ten nie zrezygnował jednak z pełnej niezawisłości swego kraju, którą planował osiągnąć przy polskiej pomocy, a kiedy – z polskiej winy – zabiegi te okazały się bezowocne, zbliżył się do cesarza i w 1521 r. uzyskał status bezpośredniego księcia Rzeszy. Potwierdzenie lenna cesarskiego oraz praw sukcesyjnych Brandenburgii do Pomorza Zachodniego uzyskali jego następcy w 1529 r. Stałe zagrożenie i częste wojny z Brandenburgią odegrały stymulującą rolę w procesie kształtowania się świadomości państwowej i poczucia odrębności wobec wroga wśród przedstawicieli górnych warstw społeczeństwa pomorskiego. Ogólnie jednak rozdrobnienie feudalne Księstwa Pomorskiego i jego stosunki z sąsiadami sprzyjały umacnianiu się niemczyzny wewnątrz kraju i stymulowały proces niemczenia jego słowiańskiego społeczeństwa1. Przejęcie ziemi sławieńsko-słupskiej w 1317 r. przez ks. Warcisława IV (1309–1326) wciągnęło książąt wołogoskich, a potem w większym zakresie książąt słupskich, w orbitę polskich zainteresowań, zwłaszcza za króla Kazimierza Wielkiego (1333–1370), którego córkę Elżbietę (1326–1361) poślubił książę słupski Bogusław V (1326–1374), a ich syna Kazimierza IV (1368–1372) król polski Kazimierz Wielki w 1368 r. adoptował z myślą, że zasiądzie on na polskim tronie. Do tego nie doszło, ale wyrazem bardzo wyraźnego pogłębienia się stosunku książąt słupskich z Polską były trzy ich układy (1395, 1401, 1403) Książe pomorski Otto I zezwala miastu Gryfino na budowę wiku słowiańskiego (osady podmiejskiej). Gryfino, 10 listopada 1309. AP Szczecin, Akta miasta Gryfina – zbiór dokumentów, sygn. 13. Reprodukcja z wystawy: Z kaszubsko-słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego. © ZKP Oddział w Szczecinie 35 HISTORIA z królem Władysławem Jagiełłą (1386– –1434), a następnie przekazanie przez Kazimierza Jagiellończyka (1446–1492) księciu słupskiemu Erykowi II (1455– –1474) do „wiernych rąk” w 1455 r. ziemi lęborskiej i bytowskiej. Najbliższe jednak stosunki z Polską łączyły najwybitniejszego władcę z dynastii Gryfitów, ks. Bogusława X (1474–1523), męża córki króla Kazimierza Jagiellończyka, Anny (1476–1503), który w 1503, 1513 i 1517 prowadził rozmowy z królami Polski Aleksandrem Jagiellończykiem (1501–1506) i Zygmuntem Starym (1503–1548) w sprawie zhołdowania Pomorza Zachodniego Polsce. Za sprawą możnowładztwa małopolskiego, bardziej zainteresowanego agresją na wschodzie niż interesami Polski na zachodzie, zakończyły się one bezowocnie. Pewnym sukcesem współpracy polsko-pomorskiej był układ handlowy w Trzebiszewie (1618), który stworzył korzystne warunki wymiany rzecznej Wielkopolski ze Szczecinem2. Stosunkom politycznym poświęcono tak wiele miejsca, by podkreślić, że od początku XIV do początku XVI w. stosunki polsko-pomorskie były nieporównanie luźniejsze i słabsze oraz nie równoważyły wpływów i zależności ustrojowo-prawnych Pomorza Zachodniego z Brandenburgią i cesarstwem. Jedynie silnie związane z rynkiem gdańskim Księstwo Słupskie (czyli wschodnią część państwa Gryfitów) łączyły żywe kontakty z Polską. Za panowania ks. Bogusława X pojawiła się wielka szansa pogłębienia więzi, a nawet zmian ustrojowo-prawnych w relacjach państwa pomorskiego z Polską, a tym samym zahamowania tempa niemczenia państwa i społeczeństwa pomorskiego, której polska strona nie Herb Wielki Książąt Pomorskich. W 3. polu herb Księstwa Kaszubskiego. Wizerunek herbu pomorskiego z XVII-wiecznego rękopisu genealogii książąt Gryfitów, opracowanej w 1591 r. przez kanclerza książęcego Johanna Engelbrechta. AP Szczecin, RiS, sygn. 450. Reprodukcja z wystawy: Z kaszubsko-słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego. © ZKP Oddział w Szczecinie wykorzystała. Takie zewnętrzne stosunki polityczne rzutowały również na sprawy wewnętrzne. W omawianym okresie nastąpiło poszerzenie i utwierdzenie wpływów niemieckich na dworach książęcych i biskupim a także w organach władzy oraz administracji państwowej i kościelnej. Niemieckojęzyczne elity świeckie i kościelne uniemożliwiały wykształtowanie przez autochtoniczną ludność kaszubską i lucicką własnych elit, zdolnych zaznaczyć swoją tożsamość i odmienność kulturową. Niemieckojęzyczne duchowieństwo, łącząc chrześcijański uniwersalizm z własną niemiecką kulturą, na coraz większą skalę pogłębiało wśród społeczeństwa zasady chrześcijańskie, a wraz z nimi niemiecką kulturę, w tym język. 1 F. Rachfahl, Der Stettiner Erbfolgestreit (1464–1472), Breslau 1896, s. 59 n., 107, 181 n.; M. Wehrmann, Geschichte von Pommern, Bd. I, s. 204 n., K. Maleczyński, Polska i Pomorze Zachodnie w walce z Niemcami w XIV i XV w., s. 90 n.; J. Mitkowski, Pomorze Zachodnie w stosunku do Polski, Poznań 1946, s. 127.; B. Wachowiak, Pomorze Zachodnie w początkach czasów nowożytnych (1464–1648). Odrodzenie się i upadek państwa pomorskiego, w: Historia Pomorza, Tom II do roku 1815, pod redakcją i ze wstępem G. Labudy, część I (1464/66–1648/57), oprac. M. Biskup, M. Bogucka, A. Mączak, B. Wachowiak, Poznań 1976, s. 762 n.; J.M. Piskorski, Epoka wielkich przemian (do 1368 r.) w: Pomorze Zachodnie poprzez wieki, s. 66–70. 2 B. Wachowiak, Zjednoczone Księstwo Pomorskie (do 1648 r.), w: Pomorze Zachodnie poprzez wieki, red. J.M. Piskorski, Wydawnictwo Zamku Książąt Pomorskich, Szczecin 1999, s. 126 n.; E. Rymar, Rodowód książąt pomorskich, t. II, Szczecin 1995, s. 21–23, 34–36, 95–109, 175–176; K. Chojnacka, Handel na Warcie i Odrze w XVI i pierwszej połowie XVII wieku, do druku przysposobił B. Wachowiak, Poznań 2007, s. 68 n.; J. Mitkowski, Pomorze Zachodnie, s. 143 n.; A. Nowakowski, Nieudana próba ustanowienia stosunku lennego między Polską a Pomorzem Zachodnim w początkach XVI stulecia, w: Miscellanea Historico-Juridica Bialostocensia, Białystok 1995, s. 47 n.; M. Wehrmann, Die Herzogin Sophie von Pommern und ihr Sohn Bogislaw X, Baltische Studien 5: 1908, s. 135 n.; G. Labuda, Historia Kaszubów w dziejach Pomorza, t. I. Czasy średniowieczne, Gdańsk 2006, s. 409 n., N. Kersken, U schyłku średniowiecza (do 1474 r.), w: Pomorze Zachodnie poprzez wieki, s. 93 n. 36 POMERANIA LISTOPAD 2015 LISTY / WAŻNE DATY W słowiańskim języku dla Słowian w Niemczech Zaczęło się w 1992 roku od rodzinnego muzykowania w ich domu w Sierakowicach, takiego dla przyjemności. Z czasem postanowili się tą radością, jaką daje wspólne granie i śpiew, podzielić z innymi. Okazją stały się spotkania rodzin muzykujących: w Kartuzach, Sierakowicach, Parchowie, Strzelnie, aż po międzynarodowe festiwale w Tczewie i Leśniowie k. Częstochowy. W 2001 roku nadali swojej kapeli nazwę BAS, a tworzą ją do dziś Teresa i Henryk Klasowie wraz z córką Lucyną i synami Leszkiem, Piotrem i Łukaszem, grający na akordeonie, skrzypcach, klarnecie, basie, burczybasie i diabelskich skrzypcach. Oprócz muzykowania śpiewają i zabawiają gadkami. W 2007 roku dorobili się własnej płyty CD. Występowali na wielu jubileuszach, festynach, jarmarkach folklorystycznych, dożynkach, na zjazdach Kaszubów, a także dla grup turystycznych krajowych i zagranicznych. Sami również wyjeżdżają za granicę. Gościli w Grecji – w Atenach, w Niemczech – we Frankfurcie nad Menem i Darmstadt oraz w Budziszynie w Muzeum Serbskim na otwarciu wystawy „Kaszuby – wczoraj i dziś”. Niedawno, bo 10 września, prezentowali kulturę kaszubską w Hamburgu podczas targów ,,Seatrade Europe 2015” na stoisku wystawienniczym Morskiego Portu Gdańsk. Od 2 do 4 października przebywali na Dolnych Łużycach w Cottbus i Drehnow, gdzie pokazywali stroje i różne wyroby kaszubskie, prezentowali muzykę i pieśni oraz ludowe instrumenty używane na Kaszubach. Serbołużyczan uczyli śpiewać kaszubskie nuty po niemiecku (były dla nich ciekawostką) oraz grać na burczybasie i diabelskich skrzypcach. Organizatorka tego spotkania z muzyką oraz pieśnią łużycką i kaszubską Maria Elikowska-Winkler ze Szkoły Kultury i Języka Łużyczan w Cottbus napisała w kronice kapeli: „Serdecznie dziękujemy za wspaniałą prezentację kultury kaszubskiej i pieśni ludowych, tradycji i tożsamości Kaszëb. Łużyczanie i Kaszëbi są sobie bardzo bliscy i powinni nadal się wspierać w pielęgnacji i zachowaniu dorobku swoich narodów”. A jeden z uczestników spotkania, Polak, dopisał: „Przepiękny program w słowiańskim języku dla Słowian w Niemczech”. esz Podczas koncertu w Drehnow do kapeli dołączył jeden z jego uczestników. Fot. archiwum BAS POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 DZIAŁO SIĘ w listopadzie • 1 XI 1885 – do Kościerzyny od strony Skarszew dotarł pierwszy pociąg. Linia kolejowa istnieje do chwili obecnej, ale od wielu lat pociągi już na niej nie kursują. • 13 XI 1845 – w Kiełpinie k. Tucholi urodził się ks. Stanisław Leopold Kujot, prof. Collegium Marianum w Pelplinie, następnie proboszcz w Grzybnie (pow. chełmiński). Jeden z najwybitniejszych historyków pomorskich XIX w., twórca pelplińskiej szkoły historycznej, autor licznych dzieł naukowych i utworów literackich, współwychowawca wielu zasłużonych kapłanów. W latach 1897–1914 był prezesem Towarzystwa Naukowego w Toruniu i redaktorem jego wydawnictw. Zmarł 5 grudnia 1914 w Grzybnie i pochowany został na miejscowym cmentarzu. • 20 XI 1965 – kościół Mariacki w Gdańsku otrzymał tytuł Bazyliki Mniejszej. • 23 XI 1985 – w Raciążu k. Tucholi nastąpiło złożenie do grobowca rodzinnego trumien z prochami Marii i Leona Janta-Połczyńskich, pochowanych dotąd na Cmentarzu Górczyńskim w Poznaniu. Reprezentowali starą kaszubską rodzinę szlachecko-ziemiańską, mocno osadzoną korzeniami w dziejach Kaszub i Pomorza. • 26 XI 1765 – w Gdańsku zmarł Jan Gotfryd Anthony, jeden z najwybitniejszych gdańskich ludwisarzy, twórca wielu dzwonów odlanych dla kościołów diecezji chełmińskiej, m.in. w Żukowie, Wejherowie, Luzinie, Pelplinie, Oliwie, Kościerzynie i Gdańsku (kościół św. Mikołaja). W warsztacie Anthonego odlewano także armaty. Urodził się 23 sierpnia 1697 w Lipsku. • 29 XI 1835 – w Łężycach urodził się ks. dr Juliusz Pobłocki, nauczyciel Collegium Marianum w Pelplinie, działacz społeczny, publicysta, współzałożyciel „Pielgrzyma”, proboszcz i dziekan w Chełmnie. Jest autorem wspomnień Na Kaszubach przed 100 laty. Władze pruskie uważały go za agitatora polskości i nie wyraziły zgody, aby został następcą bpa chełmińskiego Jana Marwicza. Zmarł 9 lutego 1915 w Chełmnie i tam został pochowany. • 29 XI 1875 – w Potęgowie urodził się Otton Karszny, działacz i pisarz kaszubski, autor drobnych utworów scenicznych oraz wierszy okolicznościowych, współpracownik „Gazety Kartuskiej”, zajmował się również historią Kaszub i książąt gdańskich. Zmarł 27 stycznia 1938 i pochowany został na cmentarzu parafialnym w Sierakowicach Źródło: Feliks Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie 37 NASZE SPRAWY Pomysł województwa koszalińskiego wiecznie żywy? ŁU K AS Z G R Z Ę DZ I C K I Na konwencji wyborczej Prawa i Sprawiedliwości w Koszalinie (27 września) lokalni liderzy tego ugrupowania przypomnieli pomysł utworzenia województwa koszalińskiego, do którego tak odniósł się Jarosław Kaczyński: „My na pewno nie będziemy go [projektu nowego województwa] nikomu narzucać, to będzie po konsultacjach, to być może będzie po referendum, ale trzeba taką propozycję przedstawić”. Ta sprawa wywołała duże emocje i rezonans w mediach, który starali się podsycać i wykorzystać w walce wyborczej konkurenci polityczni. Przy okazji część mediów, jak to bywa, zniekształcała wypowiedzi polityków. Ten znów przypomniany w kampanii wyborczej projekt (i niech tylko projektem zostanie) wywołał ożywioną dyskusję. My jako Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie od dawna mamy swoje zdanie na temat propozycji zmian granic województw na Pomorzu – przypomnieliśmy je w Komunikacie Zarządu Głównego ZKP z dnia 3 października (i publikujemy je na str. 39). Na kanwie kolejnego wypłynięcia pomysłu utworzenia województwa środkowopomorskiego chciałbym, niejako post scriptum, wyrazić osobistą refleksję. Od wprowadzenia w Polsce samorządów gminnych minęło 25 lat, a od utworzenia samorządów regionalnych – 17. Lokalne i regionalne wspólnoty obywateli dostały możliwość rozwiązywania swoich problemów na 38 własną odpowiedzialność i własne ryzyko, stały się podmiotem i kowalem własnego losu, a nie przedmiotem paternalistycznej troski warszawskiej centrali. Zawiązały się, wykuły i umocniły więzy w lokalnych i regionalnych społecznościach, tak potrzebne do prawidłowego funkcjonowania państwa, a których niedobór osłabia Polskę. W tym czasie też wyrosło i weszło w dorosłe życie całe pokolenie – moje pokolenie. Przyjeżdżającym do nas od lat w ramach różnych projektów młodym ludziom z Ukrainy czy Mołdawii żmudnie tłumaczymy, że samorząd terytorialny to przede wszystkim wspólnota ludzi zamieszkujących na danym obszarze, którzy za siebie odpowiadają, wspólnota, która wybiera swoich liderów, która ich wspiera w działaniu dla dobra wspólnego i demokratycznymi metodami kontroluje, wspólnota, która ponosi konsekwencje swoich działań i zaniechań. Trudno młodym ze Wschodu zrozumieć, że w sprawach lokalnych więcej do powiedzenia ma wójt, a regionalnych marszałek niż prezydent państwa urzędujący w ważnej, ale dalekiej stolicy. Niestety ostatnio toczona dyskusja o województwie środkowopomorskim (czy podnoszony przez SLD w minionym roku pomysł utworzenia 49 województw) uświadamia mi, że wciąż na postrzeganie roli „województwa” rzuca cień PRL. Tymczasem trzeba przypomnieć, że w PRL-u nie istniały samorządy regionalne, a 17 województw (w tym koszalińskie) z lat 1950–1974 i 49 województw z okresu 1975–1998 to były struktury administracji rządowej w terenie. Struktury funkcjonujące w realiach gospodarki nakazowej, gdzie rząd kontrolował produkcję, dystrybucję i ceny, a prywatna własność i inicjatywa nie były mile widziane. Wiemy, jak się to dla gospodarki skończyło, i na pewno jako kraj do tego modelu nie chcemy wracać. Nie ma zresztą do czego wracać i im szybciej każdy to sobie uzmysłowi, tym lepiej będzie dla Polski. Przeciwnicy nowego województwa, z kolei, widzą w nim na ogół tylko najsprawniejszy kanał operacyjnego wydawania środków na rozwój regionów. A przecież za kilka lat nie będzie środków unijnych i wówczas tym bardziej potrzebne będą właśnie samorządowe województwa rozumiane jako wspólnoty regionalne oparte na granicach zgodnych z podłożem kulturowym i działające na rzecz zrównoważonego rozwoju. Po kilkunastu latach funkcjonowania samorządowych regionów i możliwości obserwowania życia społeczno-gospodarczego łatwo na przykładzie Kaszub zauważyć, jak zakorzenienie popycha ludzi do aktywizacji i uczestnictwa w różnych sferach życia, co sprawia, że czują się odpowiedzialni za los Pomorza. Nie można takich uwarunkowań kulturowych lekceważyć i wytyczać granic administracyjnych bez uwzględniania takich cech. Tworząc przed laty samorządowe województwo pomorskie i zachodniopomorskie, niejako zasiano ziarno – przypilnujmy, aby pozwolono mu spokojnie wzrastać. POMERANIA LISTOPAD 2015 NASZE SPRAWY Uchwała Zarządu Głównego ZKP z dnia 10 stycznia 2004 w sprawie inicjatywy utworzenia województwa środkowopomorskiego Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, jako reprezentant największej organizacji etniczno-regionalnej w północnej Polsce, z wielkim niepokojem obserwuje inicjatywy mające doprowadzić do podziału naszego regionu. Stanowczo sprzeciwiamy się oderwaniu od województwa pomorskiego jego zachodnich powiatów i wcieleniu ich do mającego powstać województwa środkowopomorskiego. Wiele wysiłków Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie kierowało zawsze na upowszechnianie, później na realizację takiego modelu ustrojowego, który oznaczał decentralizację uprawnień władzy. Sprowadzał się on do tworzenia większych terytorialnie jednostek, które wyposażone w szerokie samorządowe kompetencje, umożliwiałyby społecznościom lokalnym bardziej efektywny rozwój. Dla Zrzeszenia kwestia ta – wielokrotnie podnoszona w najważniejszych dokumentach zjazdowych – miała znaczenie kluczowe. Takie rozwiązanie dyktował polityczny realizm, oparty także na argumentach historycznych i odwołujący się do racji ekonomicznych, do potencjału tkwiącego w małych ojczyznach. Niestety, wbrew nadziejom i logice argumentacji w rezultacie reformy przeprowadzonej w 1998 r. nie powstały duże, silne i samodzielne finansowo regiony. Konstruowanie nowych województw wymagało realizmu i sporej wyobraźni. Było jej u decydentów na szczęście tyle, by uznać, że społeczność kaszubska, dotąd rozdzielona granicami administracyjnymi, znalazła się w granicach jednego województwa. Kaszubi przyjęli ten fakt z satysfakcją. Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie zdecydowanie sprzeciwia się oderwaniu od województwa pomorskiego powiatu bytowskiego, lęborskiego, słupskiego ziemskiego i Słupska. W konsekwencji działania te doprowadziłyby do podziału obszarów zamieszkałych od wieków przez Kaszubów, połączonych silnymi więzami etnicznymi, językowymi, kulturowymi, historycznymi i gospodarczymi. Przeprowadzenie nowych podziałów administracyjnych na tym obszarze spowodowałoby powrót do sytuacji anormalnej, nie do zaakceptowania przez społeczność kaszubską. Brunon Synak, Prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 3 października 2015 r. Zarząd Główny ZKP jednomyślnie potwierdził obowiązywanie ww. uchwały. W wypadku zgłoszenia projektu inicjatywy ustawodawczej zmierzającej do utworzenia kolejnego województwa na Pomorzu będziemy domagali się szerokich konsultacji z mieszkańcami poszczególnych gmin, bo nie do przyjęcia jest sytuacja, w której wbrew woli lokalnych społeczności byłyby one przyłączone do nowego województwa. Fundusz Stypendialny im. Izabelli Trojanowskiej Skry Ormuzdowe 2015! Do końca listopada 2015 roku będą przyjmowane wnioski o przyznanie Stypendium im. Izabelli Trojanowskiej na rok 2016 dla młodych osób podejmujących pracę w zawodzie dziennikarskim, pochodzących z Kaszub i szczerze zaangażowanych w działania na rzecz rozwoju swojej małej ojczyzny. Wnioski można składać osobiście w redakcji miesięcznika „Pomerania” lub w biurze Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Gdańsku przy ul. Straganiarskiej 20–23, przysyłać pocztą (na adres: Redakcja „Pomeranii”, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk) lub e-mailem (na adres: [email protected]). Prosimy o dołączenie do wniosku materiałów dokumentujących dotychczasową pracę dziennikarską. O stypendium mogą się ubiegać osoby zajmujące się tematyką regionalną i mające pewien dorobek dziennikarski. Do końca listopada można zgłaszać kandydatów do tegorocznej Skry Ormuzdowej. Nagroda ta jest przyznawana od 1985 roku przez Kolegium Redakcyjne i zespół redakcyjny „Pomeranii” – za szerzenie wartości zasługujących na publiczne uznanie, pasje twórcze, propagowanie kultury kaszubskiej i innej pomorskiej, działania bez rozgłosu, przezwyciężanie trudnych środowiskowych warunków, społeczne inicjatywy w dziedzinie kultury. Kandydatów do Skry Ormuzdowej 2015 (z krótkim uzasadnieniem dokonanego wyboru) można zgłaszać osobiście w redakcji „Pomeranii” znajdującej się w siedzibie Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, przy ul. Straganiarskiej 20–23 w Gdańsku, oraz mailowo – nasz adres to: [email protected]. POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 39 NAJE KÔRBIÓNCZI Remùs na chójce 10 rujana fejrowóny béł Swiatowi Dzéń Drzewa. Latos przédną ùdbą je czëtanié drzéwiã toma. Chcemë tej czëtac... – tak zachãcywô lesny w Nadlesyństwie Kòscérzna, Zdobisłôw Czarnowsczi. I czëtô drzéwiãcu, i z drzewny wëżawë... Żëcé i przigòdë Remùsa Aleksandra Majkòwsczégò. „Pomerania”: Jaczi to je zort drzewa, z chtërnégò wietwie wasta bédëje kaszëbską epòpejã? Zdobisłôw Czarnowsczi: To je nasza prostô chójka. Nié z tëch wësoczich a gònnëch, a niskô, wietwistô, rosnącô na grańcë pòla i lasu. Filmk z wastë czëtanim Remùsa òbczas 2 dniów dostôł 2025 internetowëch wëswietleniów. Dô to sã czëc brzemiã pòpùlarnoscë? W robòce, pòstrzód znajómków... Niééé, sława nie doprzëszła na mòje pùstczi. W żëcym bëm nie pòmëslôł, że sedzenié na chójce tak sã mdze widzało. Niech wasta rzeknie co wicy ò se. Jaczi dzél mô kaszëbizna w codniowim żëcym lesnégò? Lesnym w Pòdrąbiony jem 10 lat. Móm białkã i dwa dzewùsë. Starszô mô taczé samò miono, jak córka doktora Majkòwsczégò – Damroka (czemù leno jô w familii móm miec „dzywné” miono?). Na co dzéń mòże nie gôdómë pò kaszëbskù, ale dosc tëli słów, np. stréfle, bùksë, pùlczi, wanożëc, ùżiwómë wiedno. Wicy sã mówi pò kaszëbskù w mòjim rodzynnym dodomie w Dzemiónach. Òbie mòje córczi ùczą sã kaszëbsczégò w szkòle. Białka nie je „czëstą” Kaszëbką, ji to „szyszci do grapy bez komin lecą”, znaczi, że pòchòdzy z Bòrowiôków. Lesnymù, co robi na Zôbòrach, przëdôwô sã znajemnota kaszëbiznë. Nasz jãzëk jidze jesz ùczëc òd starszich mieszkańców, i to téż le w dzélu. Colemało są to pòjedinczné słowa abò krótczé zwrotë, jak: réżczi, chójka, torfkùla, sôren, bania, hòjdë-bòjdë. Czemù Remùs? Czemù pò kaszëbskù? Czemù Remùs? Pewno temù, że „ùstëgùje” na mie òd wczasnégò dzectwa. Ùczbã jem zaczinôł w Spòdleczny Szkòle m. Aleksandra Majkòwsczégò w Nowi Karczmie. Piersnica doktora, titułowé starnë romana Żëcé i przigòdë Remùsa w gablotach, graficzi kaszëbsczich pisôrzów wëkònóné przez Wawrzińca Sampa bëłë ze mną jesz chùtni. Òjc béł direktorã ti szkòłë, temù téż czãsto jem tam przebiwôł. Tamùj pòtkôł jem sã jakno bówka z Janã Piepką, le tedë wiedzôł jem leno, że to je pón, co je pisôrzã. A czemù w òriginale? A czemù nié!? Prowadzącë profil mòjégò nadlesyństwa na Facebooku, móm starã jak sã dô szmùglowac trescë zrzeszoné z naszim regionã. Czë to w pòstacji jãzëkòwi, czë historiczny. Òstatno wspòminôł jem ò Francëszkù Peplińsczim, co w 1905 rokù zamieszkôł w cyrkòwim wòzu, bò prësczé władze zabróniłë mù zbùdowac chëcz (pòdobno zrobił szerzi znóny Michôł Drzëmała). 40 POMERANIA LISTOPAD 2015 NAJE KÔRBIÓNCZI Na szczescé terô, czej kaszëbsczi jãzëk pòjawił sã w szkòle, mëszlã, że to sã zmieni. Jak wëzdrzi dzéń robòtë lesnégò. Są Kaszëbi òsoblëwie zdatny do tegò warkù? Je to familiowi wark, co òjc sënowi dôwô w spôdkù? Ni ma stałégò dzénnégò harmònogramù robòtë. Je wiedzec, że zymk to w całoscë òdnowienia zrãbów, pòpularno zwóné zalaseniama. Jeséń, zëma to wnetka leno robòtë zrzeszoné ze zwëskiwanim drewna. Do tegò dochòdzą robòtë przë dozéranim lasu, z òpasowanim na szkòdniczi (mònitoringã), z jachtarstwã. Prowadzymë téż dozér priwatnëch lasów. Lesny to je dosc òsoblëwi wark. Czasã robòta sã rząszczi pòmału w jednym môlu, ale są dnie, że czejbëm béł zdatny do bilokacje, to i tak bë bëło za mało. Czë jakno Kaszëbi mómë specjalny szëk do bëcô lesnym? Pewno nié, kò lesnyma są i Kaszëbi, i Mazurowie, i górôle, i Szlązôcë. Jem pierszim lesnym w swòji familie. Jednak czãsto je tak, że sënowie bierzą w spòsobie wark pò òjcach. W niechtërnëch lesyństwach to samò nôzwëskò pòjôwiô sã przez dwa, a nawetkã trzë pòkòlenia. Przińdze to czasã wasce pòkôrbic ze zwierzãtama, z roscënama, drzewama? Jak to je z mówienim zwierzãt òbczas wilijny nocë? Gôdają pò kaszëbskù? Czasã mie przińdze, ale leno z mòjim fludinã, to je sëka pòlsczégò gòńczégò psa, i ji sënã z mezaliansu. Tej sej mie sã wëdôwô, że jima nie je pòtrzébnô wilijnô noc, cobë sã ze mną pòrozmiôc. A co do sami wilijny nocë, to niesteti nigdë nie ùdało mie sã pòdsłëchac, cobë zwierzãta co kôrbiłë. Mòże to i dobrze... mòże bëłëbë to niechwalné ò lëdzach wëpòwiedzë. Jaczé rodné zwëczi sã dozérô w òkò lim? Znô wasta jaką kaszëbską bôjkã, brawãdã, òpòwiésc ò lese, drzewach? Niechle òpòwié... „Dzëczi gón” abò „dzëkô jachta” – to je czas, ga cemné mòce wërëgniwają na jachtã. Czej je czëc pòkrzëkiwania jachtôrzów, jazgòlenié psów, tãpòt kòniów. Na szczescé nigdë tegò jem nie pòtkôł, bò pòdobno człowiekòwi tej bë lëchò szło. POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 Në i przëpòwiôstka ò Diôbelsczim Kamie z Ówsniców z òbéńdë mòjégò nadlesyństwa. Kam ten miôł niosłé diô béł, cobë zniszczëc klôsztór cystersów w Òliwie. Jakno że w òkòlim Òliwë ni mógł nalezc pasownégò, długò szukôł, jaż nalôzł taczi kòl Gòstomiô. Kam béł cãżczi i niepòrãczny, tak że diôbéł nie zdążił przez jedną noc doniesc gò do Òliwë. Mùszôł pò pianim kùra wëlądowac i zatacëc sã pòd òksëp przed słuńcã. Òbôcził to tameczny gbùr i czej leno diô béł wszedł pòd kamiéń – pòstawił na nim krucyfiks. To ùniemòżniło pùrtkòwi wińscé spòd niegò i pòdobno sedzy pòd òksëpã jaż pò dzys dzéń. Jak sã zmieniwają kaszëbsczé lasë? Mòże tegò òd razu ni ma widzec, ale robią sã starszé. Zmieniwają sã téż zortë. W môlach, gdze wëstãpiwałë chójkòwé mònokùlturë, ëżlë sedlëskòwé warënczi na to pòzwòliwają, wprowôdzómë lëscaté gatënczi, w całoscë bùczi. Nôtërë równak nie przerobimë i nié wszãdze na naszich kaszëbsczich piôskach wëroscą dąbrowë i bùkòwinë. Sóm w swòjim lesyństwie móm môle, gdze lesny czilenôsce lat temù wprowadzëlë bùczi. I one roscą, ale cobë je nalezc, mùszi sã dobrze naslépcowac. Smiejã sã, że te drzéwiątka mają tëli centimétrów, co lat. I co nôwôżniészé, lasów nie ùbiwô, a je czësto procëm. Co rokù są zalasywóné òtłodżi. W karnach rządzëcelów Pòlsczi na wrôcô ùsadzënkòwô dba, co dô mòżnosc sprzedôwaniô państwòwëch lasów. Jak reagùją na to kaszëbsczi lesny? Pò prôwdze nick jem ò takczims nie czuł. Prawie przék, wszëtczé pòliticzné karna z prawi i lewi starnë deklarëją, że lasë mają òstac nierëszoné. Na szczescé mómë téż, póczi co, szeroczé pòpiarcé pòsélców. Lëdze mają dobri pòmëszlënk ò nas i pewno nie zgòdzëlëbë sã na jaczé „ùprôwianié”. Wasta szukô pòsobnëch, pò Maj kòwsczim, regionalnëch aùtorów, co piselë (piszą) ò lasu. Kògò prozã, wiérztë ùczëjemë pòsobicą? Bądze wasta dotegòwiwôł do wespółczëtaniô na kaszëbsczi wietwie kòlegów, kòleżanczi? Midzë Bògã a prôwdą jem jesz wcyg òd se, że taczi filmùlk tak sã lëdzoma widzôł. Miała to bëc jednorazowô akcjô, ale skòrno pòtkała sã z tak szeroczim pòzytiwnym òdzwãkã, czemù te nie cygnąc dali? A co do dobiéru lëteraturë. Sóm Remus mô jesz dosc tëli „lasowëch” dzélów: noclég na grobach stolemów, smierc Trąbë pòd chójką i jiné. Gwësno pòjawi sã ùtwórstwò Anë Łajming. Nie béł jem parôt na długòczasné dzejanié, tej mùszã przezdrzec swòjã kaszëbską bibloteczkã. Mëszlã, że niémôłim zdrzódłã mdą wiérztë kaszëbsczich pòétów. Żlë jidze ò ùdzél jinëch lesnëch – je to czësto mòżebné. Mòże téż przë pòsobnëch „òdczëtach” rëszimë sã z môla. Czejbë tak mógł dze dostac drzéwianą karã, taką, jaką miôł Remùs... A czedë zafelô ùdbów, jesz wcyg je „kaszëbskô biblëjô”, jak jã zwiã – Bedeker Kaszubski wastnëch Trojanowsczi i Òstrowsczi. Tam jidze nalezc dbów skòpicą. Mómë aùdiobùczi z Remùsã, akcje czëtaniô w Bòrzestowie i Kòscérznie. Dokôz je w ùczbòwëch programach kaszëbsczégò jãzëka w szkòłach... Czë pò wastë na gałązë czëtanim na nas Kaszëbów przińdze stolëmnô lëgòta czëtaniô nôwikszégò naszégò romana w jinëch, òsoblëwëch môlach i dôwaniô do òglôwi wiédzë w internece filmków, co dokùmentëją takcos? To bë bëła prima ùdba. Sóm przëchòdzã nazôt do Remùsa i Trąbë co jaczis czas. To je wierã nasz nôpierszi lëteracczi dokôz. Bëlno bë bëło, czejbë ta ksążka trafia do szerszégò karna òdbiérców. Taczé móm brzątwienié, cobë czedës ùzdrzec nen roman dostóny na wiôldżi ekran. Je w nim tëli wątków fantasy, że mógłbë pòwstac film nié gòrszi òd ekranizacje Tolkiena... në mòże jak nasz krajowi „Wiedźmin”. Chcemë sã rozestac Remùsową rze klëną. Co wasta bédëje? Jednym z mòjich ùlubionëch je pò wiedzenié Michała z Lëpińsczich Pùstk: „Kòmù namienioné, tegò nie minie”. Pòzdrôwióm czëtińców „Pòmeranie”. Do ùzdrzeniô. Gôdkã prowadzył Tomôsz Fópka Ten tekst w pòlsczim jãzëkù nalézeta na starnie www.miesiecznikpomerania.pl 41 KASZËBSCZÉ TRADICJE Chcemë dac lëdzóm wzór i zdrzódło Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié mô starã retac zwëk pùsti nocë i chce zapisac sparłãczoné z nim spiéwë dlô przińdnëch pòkòleniów. Ò pòmòc pòprosëło m.jin. dra Sławòmira Bronka, chùrméstra, wókalistã i wëkładowcã na gduńsczi Mùzyczny Akademie, chtëren wespółrobi z badérą pògrzebòwëch zwëków na Kaszëbach ks. prof. Janã Perszonã. „Pomerania”: Na czim zanôlégô projekt retaniô zwëkù pùsti nocë? Sławòmir Bronk: Je òn dosc szeroczi. M.jin. mô bëc wëdóny pùstonocny spiéw nik z nótowim zapisënkã òpiartim na Melodyach skómpònowónëch przez ks. Józefa Mazurowsczégò do Zbioru pieśni nabożnych katolickich do użytku kościelnego i domowego przëszëkòwònégò w 1871 r. przez ks. Szczepana Kellera (pòzwónégò spiéwnikã pelplińsczim, bò prawie w Pelplënie sã ùkôzôł). Nasz spiéwnik bãdze dofùlowóny repertuarã wëkònëwónëch przez kaszëbsczich spiéwôków pùstonocnëch piesniów, jaczich ni ma ù ks. Mazurowsczégò. Òkróm wëdaniô spiéwnika, przërëch tëjemë téż kòncert, nagrómë i wëdómë platkã. Òstóną téż zòrganizowóné warkòwnie – szkòlenié dlô lëdzy, co mògą pòmòc w ùchòwanim tegò zwëkù. Skądka są karna, jaczé jesta nagrelë razã z ks. Perszonã? Donëchczôs ùdało sã nama trafic do 11 karnów z rozmajitëch placów: Gòwidlëna, Lëni, Lëpùsza, Lëzëna, Klëkòwi Hëtë, Serakòjc, Stajszewa, Strzelna, Szëmôłda, Warzna, Załkòwa. Ale to jesz nie je kùńc, bò ks. Perszón mô nalazłé pôrã jinëch. Nagróny materiôł jem spisywôł, ùdało sã zebrac kòl 100 piesni. Pòw szechno znóné spiéwë, jak „Kto się w opiekę” abò „Serdeczna Matko” jesmë pòminãlë w nagraniach, ale w spiéwnikù téż bãdze dlô nich môl. Nagróny materiôł pòkôzôł, czegò jesmë sã spòdzéwelë, że niechtërne piesnie 42 mają rozmajité wariantë, jeżlë jidze ò melodikã (czegò przëmiôr je widzec na s. 43). A słowa są wszãdze jistné? Jo, bò spiéwôcë kòrzistają ze wspò mniónégò spiéwnika pelplińsczégò ks. Kellera abò wëdôwiznów na nim òpiartëch. Są tam pòdóné leno słowa, ale ni ma zapisu nótowégò. I prawie temù melodiczné wariantë są baro rozmajité. Niechtërne grëpë spiéwałë tã samą piesniã z „wëzwãkã” mòllowim, a niejedné durowim. I jesmë mielë problem, co zrobic z tim spiéwnikã, bò doch òn mô miec wôrtosc ùżëtkòwą. Ni mòżemë w nim pòdac 7–8 melodiów, bò to mô jic do lëdzy i òni mają z tegò kòrzëstac. I co jesta zdecydowelë? Jesmë przëjimnãlë, że jeżlë piesnie, jaczé pòjôwiałë sã òbczas „terenowëch” wëkònaniów, są téż w òprôcowaniach ks. Mazurowsczégò, to w najim spié wnikù nalézą sã te z jegò Melodyj. A jeżlë jidze ò piesnie, jaczich ni ma w Mazurowsczim, to dómë ne melodiczné wariantë, co sã pòwtôrzałë w czile karnach i bez niżódnëch òzdobników dodôwónëch przez spiéwôków. W najim spiéwnikù bãdzemë mielë leno jeden, nôwëżi dwa wariantë. A co z jinyma wariantama? Żôl bë bëło dac jima zadżinąc. Zebranié i spisanié tegò materiału kòsz tało wiele robòtë i dobrze bë bëło tegò nie stracëc. Je plan, żebë w przińdnoce òbrobic to nôùkòwò i wëdac ksążkã, gdze bãdą pòdóné te wszëtczé wariantë. Jak jes ju rzekł, jednym z pónktów projektu retaniô pùstonocnëch zwëków je kòncert, òbczas jaczégò òstóną zaprezentowóné zebróné przez was spié wë. Kògò jesta rôczëlë do spiéwaniô? Przede wszëtczim bãdą to sztudérowie z Katédrë Mùzyczi Kòscelny na Mùzyczny Akademie we Gduńskù, gdze jem wëkładowcą. Òni zaspiéwają dokazë òbrobioné na sztërëgłosowi mieszóny chùr przez ks. Mazurowsczégò. Móm nôdzejã, że dzãka temù kòncertowi ti młodi lëdze, czej ju skùńczą sztudia i wrócą do swòjich parafiów, bãdą mielë starã ò to, żebë zwëk pùsti nocë warôł dali. Òbczas kòncertu chcemë równak pòkazac téż niejedne melodie zebróné òd lëdzy, te wariantë i te spiéwë, jaczich ù Mazurowsczégò ni ma. To zaspiéwô chłopsczi dzél chùru Discantus z Gòwidlëna. Dlôcze leno chłopi? Kò w karnach pùstonocnëch spiéwôków pòjôwiają sã téż białczi. W tëch karnach, co sã nama ùdało nagrac, blós w trzech bëłë jaczés białczi. Òglowò wërazno wiãkszosc to chłopi. A jak wëzdrzi lëczba spiéwôków w karnach i jich wiek? Żelë jidze ò liczebnosc, je to dosc rozmajice: òd 3 – tak je w Darzlëbim – do pôrãnôsce. Trôfiają sã czasã lëdze młodszi, ale liderama są równak ti starszi. Ti, co bãda nagriwelë i spiéwelë òbczas kòncertu, mùszą wiele trenérowac? To drãdżé do zaspiéwaniô dokazë? POMERANIA LISTOPAD 2015 KASZËBSCZÉ TRADICJE Naùczenié sztudérów òprôcowaniów Mazurowsczégò nie bëło niżódnym problemã. Ùczba knôpów z Discantusa jedengłosowëch piesniów téż pùdze baro chùtkò. Nié wszëtcë spiéwôcë, jaczi spiéwają na pùstëch nocach, znają nótë. M.jin. dlô nich bãdze przërëchtowónô platka. Jo. Ti, co nie rozmieją czëtac nótów, mògą pòsłëchac platczi. Bãdą dwie wersje: jedna w fòrmie barżi artisticzny, a drëgô stricte kònstrukcyjnô, gdze mô bëc nagróné to, co je w spiéwnikù. Wszëtczé piesnie. Na artisticzny nié wszëtkò sã zmiescy. Czedë sã zaczãło zbieranié materiałów? Tak pò prôwdze òd zôczątkù rokù. Gdzes w strëmiannikù dostôł jem pierszé nagrania òd ks. Perszona. Swòje nagrania robił jem w łżëkwiace. Pózni zaczãła sã cãżkô robòta ze spisywanim. Trôfiało sã, że w karnie kòżdi cygnął w swòjã stronã i trzeba bëło sã mòcno wsłëchac i nalezc lidera. Na pòczątkù jem spisywôł za régą pòdług wsów, pózni systematizowôł jem spisóny materiôł z pòzdrzatkù na kònkretné spiéwë i szëkòwôł notacjã na jeden ôrt, np. dôwającë jima jistną tonalną wësokòsc. Jesta nagriwelë spiéwôków na ùmó wionëch pòtkaniach czë na prôwdzë wëch pùstëch nocach? Wszëtkò na specjalnëch zéńdzeniach. Przë leżnoscë chcã pòdzãkòwac òrga nizatoróm „pùsti nocë” w Załkòwie za ùroczëstą wieczerzã. Tej nie wiész, jakô dzysô je stojizna zwëkù pùsti nocë? Mògã le cos rzeknąc na spòdlim mòjich òbserwacji i gôdków ze spiéwôkama. Jak jô béł dzeckã, starszi mie brelë na pùsté noce. Pamiãtóm, że te spiéwë tedë bëłë i dérowałë wnetka całą noc, ale terô spiéwôce gôdają, że corôz rzadzy zwëk je praktikòwóny. Niebòszczik je trzimóny w kaplëcach przë kòscele i rzôdkò sã zdôrzô, żebë familiô zmarłégò rôczëła lëdzy dodóm. Tak je przënômni ù mie w Gòwidlënie. Problem zanôlégô na tim, że nie je to przekazywóné dali. Jak jem ju rzekł, w wikszoscë karnów spiéwôkama są wnetka sami starszi lëdze. POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 Tej tak pò prôwdze chceta zapisac to, co mùszi òdéńc, czë równak próbùjeta jesz retac ten zwëk? Na szczescé pùsté noce jesz żëją. Równak mùszą bëc spisóné, jeżlë mają żëc dali. Chcemë dac lëdzóm wzór, zdrzódło, i mómë nôdzejã, że dzãka temù te spiéwë bãdą warac. Na pòczątkù spiéwnika mô bëc meritoriczny wstãp i etnograficzny òpisënk zwëkù pùsti nocë... Zajimô sã tim przede wszëtczim ks. J. Perszón, chtëren napisze ò stronie teòlogiczny, ò zwëkach itd. Jô òmówiã metodë spisywaniô i òprôcowaniô spiéwów a téż, w jaczi spòsób są òne wëkònëwóné. I jesz warkòwnie – chto weznie w nich ùdzél i czegò ùczãstnicë bãdą sã ùczëc? Warkòwnie bãdą òtemkłé. Kòżdi mòże wzyc w nich ùdzél. Na zôczątkù wëkłôd wëgłosy ks. prof. Perszón, a pózni bãdzemë ùczëlë lëdzy pùstonocnëch piesniów. Rôczoné bãdą karna spiéwôków, nié leno te, jaczé jesmë nagriwelë, ale chcemë, żebë pòjawilë sã téż kòscelny òrganiscë i wszëtcë chãtny [rôczbã na te warkòwnie nalézëta na s. 55]. Co tobie dôł ten projekt? Dlô mie to bëła kąsk wanoga w dzecné lata. Jak jem béł dzeckã, pùsté noce mie przerażałë – trup i smùtné, pòwôżné piesnie. Terô je to dlô mie mòżlëwòsc pòznaniô zdrzódła z pòzdrzatkù mù zyka. Czedë słëchóm nagraniów, czej sóm nagriwóm, mògã pòznac, jak lëdze tim żëją, jak je to dlô nich wôżné. Jem rôd, że bãdze to rozpòwszechnioné. Wiele mie dało òsoblëwie nagriwanié, pòtkanié ze spiéwôkama z Gòwidlëna i Załkòwa (jinëch nagriwôł ks. Perszón). Czekawé, że grëpë sã ùzupełniwałë, chòc bëłë i taczé spiéwë, jaczé pòjôwiałë sã le w jedny miejscowòscë. Czej jem jachôł na nagrania, tej miôł jem ju lëstã tëch spiéwów i na kùńc jô sã pitôł: – A zna jeta jesz to? – Jo, le nie wiémë, jak to zacząc. Tej jem zapùszczôł jima z di ktafònu i czuł: – Jo, tak to bëło, chòc më spiéwómë kąsk jinaczi. Jaczé są pùstonocné spiéwë? Są colemało prosté, ale nawetka z tëch prostëch melodiów w niejednëch wsach są w sztãdze zrobic czekawi dokôz. A żelë jidze ò tekstë, to je grëpa piesniów ò eschatologiczny tematice: ò dëszë, ò tim, co sã dzeje z człowiekã pò smiercë, są spiéwë do swiãtëch: òsoblëwie do sw. Józefa, sw. Barbarë, są téż piesnie ò tematice pòkùtny, prosbë ò zmiłowanié Bòga nad grzésznikã. Gôdôł Dariusz Majkòwsczi Projekt „Odtworzenie zwyczaju Pustej Nocy na Kaszubach i jego digitalizacja w celu utrwalenia dla przyszłych pokoleń” òstôł ùdëtkòwiony przez Minysterstwò Kùlturë i Nôrodny Spôdkòwiznë. Ach, mój smutku, ma żałości Darzlubie Gowidlino 43 ZROZUMIEĆ MAZURY Pranie WA L D E M A R M I E R Z WA Mazurski mit Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego zaczął się w Warszawie od spotkania żony poety z tłumaczem literatury rosyjskiej Ziemowitem Fedeckim wiosną 1950 r. Natalia Gałczyńska szukała miejsca na letni wypoczynek rodziny, zafascynowany już Mazurami Fedecki podsunął jej adres znajomego leśniczego, Stanisława Popowskiego z Prania (do 1945 r. Seehorst) w Nadleśnictwie Maskulińskim w Puszczy Piskiej. W połowie lipca Gałczyńscy przyjechali pociągiem do Rucianego. Łódką przypłynął po nich sam leśniczy. Prańska leśniczówka stanie się miejscem wypoczynku rodziny, ale i pracy poety przez kilka następnych wakacji. Przez kolejne cztery lata poeta będzie gościć w niej prawie 12 miesięcy, raz Gałczyńscy spędzą tu z Popowskimi (leśniczy mieszka z matką Zofią) Sylwestra. Po raz ostatni przebywali w Praniu od sierpnia do listopada 1953 r., 6 grudnia poeta zmarł w Warszawie. Gałczyński, który Mazur nie znał, ale i nie miał potrzeby zapoznania się z dziejami tej krainy, dobrze się czuł w głuszy nad Jeziorem Nidzkim. Poprawę zdrowia zawdzięczał przede wszystkim spokojowi Puszczy, życiu bez gorączkowości, bliskości ludzi, którzy niczego (może poza abstynencją) od niego nie oczekiwali. Pisał tu dużo, ale prawie nic o Mazurach. Gdyby Fedecki był wówczas oczarowany Bieszczadami, mielibyśmy dziś do czynienia z bieszczadzkim mitem poety. Mamy z mazurskim. Trochę dętym, przyniesionym z Warszawy, tak często powtarzanym, że w końcu większość nas w ten mit uwierzyła. A przecież nie powinna, bo to nie mieszkańcy 44 Mazur wzięli Gałczyńskiego za „swego” poetę, lecz został on Mazurom niejako przypisany. Nieznajdujący udokumentowania w twórczości poety, mazurski mit Gałczyńskiego ukształtowały działania wielu osób, m.in. Jerzego Putramenta, Andrzeja Drawicza i córki poety, wsparte przez peerelowskie władze centralne i działaczy, a także ludzi kultury szczebla wojewódzkiego. Mit ten opiera się na wielu fantasmagoriach, ale i co najmniej jednym fundamentalnym kłamstwie, jakoby poeta wyjechał na Mazury zrozpaczony zakazem druku wydanym przez władze w czerwcu 1950 r., co miało być konsekwencją socrealistycznego ataku Adama Ważyka na poetę podczas V Zjazdu Związku Literatów Polskich („Słuszniej by było, gdyby Gałczyński ukręcił łeb temu rozwydrzonemu kanarkowi, który zagnieździł się w jego wierszach”). Córka poety Kira napisze później o tym okresie (do grudnia 1951) jako czasie „szczelnie zamkniętych drzwi niemal wszystkich redakcji”, podkreślając, że Gałczyńskiego „ugodzono w sposób najbardziej dotkliwy, zabierając mu czytelnika”. Napisze nieprawdę, bo Polska Bibliografia Literacka za lata 1950–1951 odnotowuje kilkadziesiąt publikacji autorstwa poety! Gałczyński, o czym, jeśli w ogóle się mówi, to najczęściej w sposób wstydliwy, był, czy tego chcemy czy nie, poetą reżimu, biorącym czynny udział w życiu kraju i oddającym stalinowskiej władzy swój kunszt i umiejętności. Weźmie udział w Kongresie Pokoju, kiedy trzeba, złoży konieczną samokrytykę, potępi wroga Miłosza („Poemat dla zdrajcy”), a gdy umrze Stalin, ogłosi światu pełen rozpaczy wiersz, który Aleksander Wat okrzyknie „jednym z najczystszych wzorów poezji opłakującej”. Konstatuję fakty, nie oceniam. Czasy były straszne, naprawdę nieliczni nie ulegli, milczeć się jednak dzisiaj o tym nie powinno. W puszczańskiej leśniczówce powstały m.in. „Niobe”, „Wit Stwosz”, „Kronika olsztyńska” i „Pieśni”, a także poemat „Chryzostoma Bulwiecia podróż do Ciemnogrodu”. Żaden z tych utworów nie jest mazurski, najbliższa geograficznie, dzięki tytułowi (choć sam Olsztyn leży na Warmii), jest oczywiście „Kronika”, ale i ta za mazurską może być uznana właściwie jedynie dlatego, że na Mazurach została napisana. Zbigniew Chojnowski słusznie zauważa w pracy Od biografii do recepcji. Ernst Wiechert, Konstanty I. Gałczyński, Zbigniew Herbert na Warmii i Mazurach, że powoływanie się w przypadku Gałczyńskiego na „»geograficzną« genezę utworu (…) przynosi zazwyczaj mierny skutek interpretacyjny; potwierdza hipotezę, że »mazurskość« jego wierszy ma charakter zewnętrzny i jako taka przyzwala na snucie nadinterpretacji”. Edward Martuszewski, wydawca antologii Warmia i Mazury w oczach poetów, stwierdził zaś, że Gałczyński skupiał się jedynie na krajobrazie, postrzegając Mazury w „sposób wczasowy”. Chojnowski nazwie to „postawą dziecka na wakacjach”. Pierwszym, który dostrzegł „mazurskość” w twórczości poety, był Andrzej Drawicz (Gałczyński na Mazurach, 1971), uznając, że pojęcie to uzasadnia sam fakt „wierności wybranym realiom odnoszącym się do leśniczówki Pranie, a także niektórych osób, zwierząt, roślin i krajobrazów napotkanych nad Jeziorem Nidzkim”. POMERANIA LISTOPAD 2015 ZROZUMIEĆ MAZURY Mam graniczące z pewnością przekonanie, że poecie obojętna była terytorialna przynależność przyrody, w której otoczeniu odpoczywał i tworzył. Gałczyński, mistrz słowa, bawiący się nim często dla samej zabawy, po 1945 r. coraz rzadziej przypisywał w swej twórczości znaczenie konkretnemu miejscu czy postaci. Świadomość, że żyć musi z tego, co mu opublikują, zmuszała go w powojennej rzeczywistości do ucieczki w niekonkretne krainy uniwersalnych bohaterów. W pewnym sensie był rzeczywiście poetą aspołecznym, do natchnienia nie potrzebował spotkań z ludźmi i ich historii. Księżyc, kanarek, pelargonia, pies, dorożka, pajęczyna, balonik, trzcina – zdaje się, że to wszystko rozumiał lepiej niż ludzi. Takie podejście dało zresztą ponadczasową siłę jego poezji. Nadal chętnie po nią sięgamy, śmiejemy się, wzruszamy, z łatwością zapamiętujemy całe zwrotki, a nawet utwory, nie musimy sięgać po słowniki, by zrozumieć przesłanie. Główną rolę w stworzeniu mazurskiej legendy poety odegrała jego córka Kira (ur. 1936), kustosz otwartego w 1980 r. w leśniczówce muzeum upamiętniającego jej ojca. Aby objąć puszczańską placówkę, porzuciła synekurę, czyli pracę w „Trybunie Ludu” (organ KC PZPR). Gałczyńska, pamiętajmy jednak, że na własne życzenie, znalazła się w trudnej sytuacji, bo przyszło jej otwierać muzeum właściwie bez eksponatów. Leśniczówka została przebudowana, nie zachowały się żadne sprzęty z czasów pobytów rodziny u Popowskich, sam leśniczy od lat mieszkał w Warszawie, a sosna, zwana Gałczyńskiego, „czczy wymysł jednego z leśniczych”, zaczęła usychać. Anegdota głosi, że już w 1957 r. nikt z mieszkańców pobliskich miejscowości nie pamiętał o pobytach poety-letnika z Warszawy, a na pytanie o Gałczyńskiego pracownik Nadleśnictwa miał odpowiedzieć, że „na liście leśniczych na pewno nie ma takiego nazwiska”. Im zresztą więcej czasu mijało od ostatniego pobytu poety w Praniu, tym bardziej jakby go pamiętano, najlepiej zaś ci, którzy nie widywali go wcale lub widywali rzadko, jak choćby następca Popowskiego na stanowisku leśniczego Kazimierz Śmigielski. POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 Leśniczówka w Praniu. Fot. Mieczysław Wieliczko W Mazurskich szlakach Gałczyńskiego (1986), książce niestety demaskującej nieznajomość Mazur przez autorkę, przystąpiła Gałczyńska do utrwalania mazurskiego mitu poety. Twierdzi np. że latem 1953 r. ojciec napisał w Praniu „sporo uroczych drobiazgów o mazurskich sprawach – o jeleniu, który chciał sprzedać swe rogi, o śnie psa, o świecach kupionych w sklepiku w Rucianem, które nie chciały się palić”. Chojnowski, irytując się nazywaniem tego „mazurskimi sprawami”, słusznie nazwie to „snuciem legendy”, a poecie zarzuci brak jakiegokolwiek zaangażowania w mazurskie sprawy. Chojnowski, sam poeta, wymagałby od Gałczyńskiego głębszej społecznej refleksji. Nie wiem skąd te oczekiwania wobec człowieka, który wolał wędrować w głąb puszczy niż do pobliskiej wsi, o Mazurach chyba niczego nie przeczytał, a każdy warszawski ślad, list czy odwiedziny (Borejsza, Putrament, Broniewscy, Koźniewski), sprawiał mu długo rozpamiętywaną radość, utwierdzając w przekonaniu że „w Warszawie o nim pamiętają”. Byłem w muzeum w Praniu w 1988 r. Zrobiło na mnie fatalne wrażenie. Wyczuwało się, że szefująca mu córka poety nie ma serca do tej placówki, mówiło się, że nie dała sobie rady z problemem bytności w dwóch miejscach naraz: w Warszawie, gdzie chciałaby być, i w Puszczy, gdzie bywać jednak czasami musiała, że rozczarowały ją miejscowe władze, że nienależycie doceniano jej wysiłki. Gałczyńska odejdzie z Prania dopiero w 1997 r., na emeryturę, do tego obrażona, i sama zacznie demontować mazurski mit poety: w trzy lata później zasugeruje, że Mazury były dla jej ojca jedynie „skrótem myślowym, obejmującym wszystko, co zostało nad Nidzkim napisane”. Po latach, w wywiadzie dla sopockiego „Toposu” (nr 4, 2015), powróci jednak do mitu, któremu z powodzeniem przez lata matkowała. Znowu wspomni o wyimaginowanym zakazie druku i Praniu będącym wybawieniem zaszczutego poety z depresyjnego stanu. Następcą Gałczyńskiej na stanowisku kustosza został sopocki poeta, czy też raczej poeta z Sopotu, Wojciech Kass. Nie podjął on walki z mazurskim mitem Gałczyńskiego, słusznie zakładając, że zakończyłaby ona żywot muzeum. Przedsięwziął za to udane starania celem zwrócenia uwagi na poezję i poetów w ogóle. Letnie imprezy artystyczne z udziałem wybitnych aktorów i muzyków ściągają licznych wielbicieli pięknego słowa i dobrej muzyki. O poetyckie laury ubiegają się tu poeci. Dla nich prańska leśniczówka stała się miejscem pielgrzymowania, a sama już tylko znajomość z kustoszem powodem do nie tylko środowiskowej dumy. Nie zmienia to faktu, że systematycznie spada liczba gości odwiedzających muzeum. Dorastają kolejne pokolenia, którym nazwisko Gałczyńskiego nie mówi nic lub prawie nic. Bohdan Czeszko zauważył w Nostalgiach mazurskich, że „rychło umiera pisarz wraz z tym, co wymyślił i zapisał (…). Ostają się geniusze albo dziwacy”. Gałczyński wielkim poetą był. Okazuje się, że to może być za mało. 45 SZTUKA Góra Włodzimierza Łajminga M A Ł G O R Z ATA D O R N A Pracuję w wąskiej gamie kolorów. Gram na półtonach. Mówię szeptem i ciszą. Staram się szukać ciepłych i chłodnych szarości. Czasami intryguje mnie krzyk, ale ja maluję ciągle ten sam obraz i pewnie nie chciałbym krzyczeć – mówił w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia Włodzimierz Łajming, wtedy jeszcze profesor Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Pięknych w Gdańsku, pracujący wówczas na Wydziale Malarstwa i Grafiki. Siedzieliśmy w jego gdańskiej pracowni, wśród białych ścian, ustawionych „cyklami” obrazów, wśród nielicznych niezbędnych przedmiotów i trudno było się oprzeć przekonaniu, że to, co poza, przestaje istnieć. Nad filiżanką parującej kawy odnalazłam ten dziwny, ascetyczny świat, znany z jego kompozycji olejnych, martwych natur, rysunków, pejzaży. Tutaj obowiązywał porządek, wewnętrzny ład i harmonia, więc może właśnie dlatego czas zdawał się płynąć inaczej, jakby łagodniej i wolniej, w opozycji do ulicznego gwaru i ruchu, owej feerii barw i chaosu starego, odwiedzanego tłumnie przez turystów, hanzeatyckiego miasta. Miałam pisać o kompozycjach olejnych autorstwa profesora, o jego kaszubskich pejzażach, stanowiących rodzaj syntezy zapamiętanych sekwencji obrazów z okolic Chmielna, w istocie pejzażach „wewnętrznych”, abstrakcyjnych, w których dominującymi barwami okazywały się dobrane precyzyjnie błękity i biele, nasycone delikatnym, pozbawionym konkretnego źródła światłem. Rozmowa jednak potoczyła się inaczej. Łajming zaczął opowiadać o swych artystycznych przyjaźniach, o początkach teatrzyków studenckich, o potrzebie 46 eksperymentowania z odmiennymi niż malarstwo sztalugowe formami artystycznej wypowiedzi, o legendarnym teatrze Co To, z którego sceny pojawiają się w filmie Janusza Morgensterna „Do widzenia, do jutra”. Wszystko zaczęło się w Sopocie. Mieszkaliśmy wtedy w akademiku przy ulicy Pułaskiego 19. Cieszyłem się, że Romek Frejer poprosił mnie o współpracę. Teatrzyk rąk stał się dla mnie polem eksperymentu. Do malarstwa podchodziłem tradycyjnie, a tu mogłem się wyżyć. Tworzyliśmy rozmaite scenki i nie zdawaliśmy sobie zupełnie sprawy z tego, że jest to takie odkrywcze. Scenki oparte na skojarzeniach... Rzadko się zdarzało, żeby ktoś występował sam, a ja wystąpiłem! Do muzyki Bacha, w Świetliku. W ciemności pojawiają się ręce, punktowo oświetlone i taka mała srebrzysta kuleczka – Łajming nieświadomie zaczyna spektakl. Zdecydowane w rysunku, duże dłonie wznoszą się nad wyimaginowanym parawanem. W teatrze Co To (1956–1969) nie było bowiem tradycyjnej scenografii, nie było sceny, nie widziało się twarzy aktorów, wszystkie emocje, niekiedy bardzo dramatyczne przeżycia człowieka pokazywano za pomocą gestów, ruchów dłoni i palców. Warunkiem zaistnienia teatru jest publiczność. Jeden aktor naprzeciw jednego widza – i nagle tworzy się charakterystyczne spięcie burzące spokój schludnej, uporządkowanej pracowni. Profesor pokazuje mi fragment spektaklu owego teatru wyobraźni. Dla studentów gdańskiej PWSSP, owego powojennego, mocno okaleczonego pokolenia, możliwość uczestnictwa w poszukiwaniach teatralnych zainicjowanych przez Romualda Frejera, rzeźbiarza i ceramika – okazywała się szansą na wyrażenie własnej osobowości, na swoistą ucieczkę od oficjalnie akceptowanego nurtu pełniącej funkcje służebne plastyki, nurtu podporządkowanego propagandzie, zgodnego ze znienawidzoną ideologią. (...) Zatem wszystko zaczęło się w Sopocie... Zdobyliśmy jakiś parawan. Przedtem jeszcze w Zbrojowni Romek Frejer pokazywał „kukiełki” nad parawanem, za którym rozbierała się modelka. Nie zawsze była fabuła, niekiedy wirujące lustra i tylko kolory na scenie. Pamiętam ogromny, podświetlony słój wypełniony wodą. Kręciliśmy tym słojem, a z góry wlewało się kolorowe tusze. Osiągało się prawdziwe malarskie efekty. Kolory przenikały się, grały różnymi formami, kleksami, przechodziły w smugi i chmury. Inaczej niż w malarstwie profesora, które utrzymane w niemal ascetycznym stylu, operuje gamą stonowanych błękitów, dobranych z wyjątkowym wyczuciem, wyrafinowanych, w malarstwie, w którym cała dramaturgia treści skondensowana jest na linii horyzontu, na styku wody i nieba. W malarstwie starałem się osiągać zupełnie co innego… – wspominał w czasie naszej rozmowy artysta. Malowałem martwe natury i nagle w tych moich „martwych” zabrakło mi przestrzeni. Profesor Juliusz Studnicki zaprowadził nas na plener do Chmielna. Szliśmy od strony Garcza i zrobiliśmy sobie odpoczynek na górze. Ta góra była wspaniała, pozwalała na syntetyczne spojrzenie w pejzaż. Na dole mroczne jezioro, ogromna przestrzeń, lasy W 1962 r. Włodzimierz Łajming rozpoczął pracę na Wydziale Malarstwa gdańskiej PWSSP jako asystent Krystyny Łady-Studnickiej, jednej ze współzałożycielek legendarnej Szkoły Sopockiej. W latach 1975–1979 był prodziekanem Wydziału Malarstwa, Rzeźby i Grafiki, a od roku 1980 do 1984 pełnił funkcję dziekana gdańskiej uczelni. Od 1984 do 2003 roku prowadził pracownię malarstwa na Wydziale Malarstwa i Grafiki. W latach 1984–1988 pełnił funkcję prorektora, a w okresie 1988–1991 był kierownikiem Katedry Malarstwa i Rysunku. POMERANIA LISTOPAD 2015 SZTUKA Pierwszy z lewej Włodzimierz Łajming. Fot. ze zbiorów Miejskiej Biblioteki Publicznej w Tczewie i cała ta melodia kaszubskich pagórków, wzniesień. Studnicki wtedy powiedział: – Nie malujcie tego, co widzicie, ale to, co dzieje się między niebem a ziemią. Odkrył nam pejzaż z Chmielna, ale to coś więcej. Miał „gwardię”. Ja ciągle jeszcze jestem bardziej kandydatem niż „gwardzistą”. Jak mówił o malarstwie , to się czuło, że jest poruszony. Najważniejsze rzeczy mówił szeptem i wykonywał taki charakterystyczny gest palcem, jakby dotykał materii, zmysłowo odczuwał kolor. Nawet w bardzo złych pracach poszukiwał miejsc dobrych, ciekawych i kiedy robił korektę, o nich właśnie mówił. Starał się wyczuć kolor, dotykał płótna. Dla Włodzimierza Łajminga martwa natura – to ślad człowieka w przestrzeni. Jego prace emanują spokojem. Na pierwszym planie pojawiają się zawsze te same elementy: kawałek bramy, portalu, muru, fragment masywnego lustra, przedmioty tworzące prosty, syntetyczny konstrukt. W tle wielka, monumentalna, tajemnicza i niezbyt wysoka, szeroka u nasady góra, symbol spokoju i trwania, owej Tajemnicy Stworzenia. Niebo musi być absolutnie gładkie, oko nie może skakać. A góra? Widzę ją z balkonu mojego domu w Chmielnie. Na wystawie indywidualnej, kiedy prace wisiały w rzędzie – naprawdę się przeraziłem. Ta góra szła przez całą salę tak płynnie, jak sinusoida. Raz ją zobaczyłem z takim blikiem. To moja góra – pomyślałem. Nigdy POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 nie widziałem jej z bliska. Nigdy na nią nie wchodziłem. Bo ona jest tajemnicza i tak powinno pozostać. Nie interesuje mnie to, co na szczycie. Może coś pozorne, zdeptane. Nie muszę tego oglądać. Na pierwszym planie staram się zawsze zestawić najciemniejsze z najjaśniejszym, białe i czarne, czasami trochę intensywnego koloru. Brama i lustro... To nie jest dosłownie lustro. Chodzi o spięcie koloru. Więc spinam biele i czernie, żeby zagrały. Człowiek jest szczęśliwy, gdy sam dla siebie może być ministrem spraw wewnętrznych. Ja jestem. Profesor Łajming ma swoje ulubione sopockie ścieżki: jako malarz i jako minister spraw własnych, nieodgadnionych, okazuje się powściągliwy, krytyczny. Lubi chodzić po jesiennym parku, spoglądać na morze i w niebo, które mimo zapewnień, że stonowane i gładkie, pęka niekiedy na płótnach, porasta zgrubieniami kładzionej farby. Ma także swoje ścieżki zapisane w pagórkowatym, urozmaiconym pejzażu okolic Chmielna. To tutaj odnajduje inspirację i natchnienie, tutaj nad brzegiem rozległego jeziora, w którego tafli odbijają się chmury i szarości październikowego, opromienionego bladymi refleksami, chłodnego, niemal matowego nieba – dokonuje się spotkanie człowieka z monumentalną, trwającą niewzruszenie, legendarną już dzisiaj za sprawą jego malarstwa, jego artystycznych wizji – górą, nazywaną coraz częściej po prostu „Górą Włodzimierza Łajminga”. Górą na użytek prywatny, utrwaloną na dziesiątkach płócien, górą pokazywaną w różnych porach roku, w różnych układach kompozycyjnych, konfiguracjach. I wydaje się już nie mieć większego znaczenia fakt, że właśnie na płaskim wierzchołku tej góry ktoś pobudował w 2012 roku dom, dom niekoniecznie dobrze komponujący się z pejzażem zarośniętych zielskiem, pachnących macierzanką i miętą łąk. Rozmowa z Włodzimierzem Łajmingiem, prowadzona jesienią 1996 roku w jego pracowni na gdańskiej ASP (jej fragmenty wykorzystałam w tym tekście), utwierdziła mnie bowiem w przekonaniu, że każdy malarz ma swoją górę, swoją Tajemnicę i swoje lustro, w którym niechętnie przegląda się znany z reklam, wielobarwny, popkulturowy świat. Górę milczącą, będącą centrum osobnego, nieodgadnionego świata, i lustro, które wizerunek tej góry powtarza… Lustro, którego tafla pozostaje nietknięta i czysta, niezarysowana skazą czasu, przemijania, które jak biała płaszczyzna zagruntowanego płótna w oczekiwaniu na dotknięcie pędzla – cierpliwie czeka, trwa. Tytuł artykułu pochodzi od redakcji 47 Z POŁUDNIA Szkoło, gdy cię wspominam KAZIMIERZ OSTROWSKI 27 listopada 1815 roku w gmachu dawnego kolegium Czas wypiera z pamięci zdarzenia przykre, niedostatki i skazy, a pozostawia obraz dobrej szkoły, obraz nierzeczywisty, malo- jezuickiego została otwarta szkoła nowego typu – Królewwany tęsknotą za utraconą młodością. Także i ja nie bronię się skie Katolickie Gimnazjum w Chojnicach. Była to wówczas przed grzechem wybiórczej pamięci, która podpowiada mi, że jedyna szkoła średnia na Pomorzu, a wśród uczniów rozpomoja szkoła była wyjątkowa, z wiekową tradycją, opromienio- czynających naukę przeważali Polacy. I właśnie dlatego wysoki urzędnik administracji szkolnej z Berlina wypowiedział na sławą wybitnych wychowanków. w dniu inauguracji znamienLO im. Filomatów Chojnicne słowa: „Nauka w języku kich obchodzi dwusetną roczniIm bardziej oddalone polskim [jako wykładowym] cę utworzenia gimnazjum. Hijest tutaj nie do przyjęcia”. storia placówki liczy jednak nie w czasie, z tym W planach zaborcy chojnickie dwa, lecz cztery wieki, poczynając od szkoły założonej w 1623 większym sentymentem gimnazjum miało być nie tylzakładem kształcenia interoku przez jezuitów, przybyłych wspominamy szkolne ko ligencji, lecz także ogniskiem do Chojnic z misją przeciwdziałania reformacji oraz nauczania lata i darzymy germanizacji. Autorzy tych planów nie przewidzieli jedmłodzieży, a przy tym i szerzeprzywiązaniem swoją nak oporu młodzieży polskiej. nia kultury polskiej. Czynili to tak skutecznie, że elektor branszkołę. W tajnych organizacjach typu filomackiego uczniowie – Podenburski w 1687 roku zakamorzanie, Kaszubi – drogą zał swym poddanym wysyłać synów do chojnickiego kolegium. Po kasacie Towarzystwa samokształcenia zgłębiali wiedzę o historii, literaturze, kulJezusowego (1773 r.), już pod panowaniem pruskim, kolegium turze polskiej oraz kształtowali swoje uczucia narodowe. zostało przekształcone w państwowe gimnazjum. Ta szkoła Przygotowywali się do roli przywódców społeczeństwa polskiego w walce przeciw wynarodowieniu, a w chwili jednak w latach napoleońskich mocno podupadła. Szkòło, czej ce wspòminóm Jim barżi są to ùszłé czasë, tim z wikszim sentimentã më wspòminómë szkòłowé lata ë czëjemë sã barżi sparłãczony ze swòją szkòłą. Czas zezwòliwô nama zabëc ò lëchëch wëdarzeniach, felënkach ë szramach, òstôwiô wëzdrzatk dobri szkòłë, wëzdrzatk nieprôwdzëwi, malowóny teskniączką za straconą młodoscą. Jô téż nie ùcékóm òd grzéchù selektiwny pamiãcë, chtërna pòdpòwiôdô mie, że mòja szkòła bëła jinszô, z wielelatną tradicją, że wëchòwała wiele znónëch lëdzy. Òglowòsztôłcącé Liceùm miona Chònicczich Filomatów fejrëje dwasta lat òd ùtwòrzeniô gimnazjum. Historiô môlu sygô równak nié dwùch, le sztërzech stalatów, zaczinającë òd szkòłë, jakô òsta założonô w 1623 rokù przez jezuitów, chtërny przëszlë z Chòniców z misją procëmdzejaniô refòrmacje ë ùczeniô młodzëznë, a prze tim rozkòscérzaniô pòlsczi kùlturë. Tak to dobrze jima szło, że brandenbùrsczi elektór w 1687 rokù zakôzôł swòjim pòddónym wësyłaniô sënów do chònicczégò kòlegium. Pò likwidacje Jezësowégò Towarzëstwa (1773), ju za prësczich rządów, kòlegium òstało zmienioné w państwòwé gimnazjum. Równak ti szkòle w napòléóńsczich czasach ju wiele gòrzi szło. 48 27 smùtana 1815 rokù w bùdinkù ùszłégò jezuicczégò kòlegium òstała òtëmkłô szkòła czësto nowégò ôrtu – Królewsczé Katolëcczé Gimnazjum w Chònicach. Tedë to bëła jedurnô strzédnô szkòła na Pòmòrzim, a wëstrzód ùczniów, chtërny zaczinalë tam sã ùczëc, nôwicy bëło Pòlôchów. Prawie dlôte wësoczi państwòwi ùrzãdnik szkòłowi administracje z Berlëna rzekł w dniu inaùgùracje te wôżné słowa: „Nôùka w pòlsczim jãzëkù [jakno wëkładowim] je tuwò nié do przëjãcégò”. W planach niemiecczich wëszëznów chònicczé gimnazjum miało bëc nié blós òstrzódkã do sztôłceniô inteligencje, le téż ògniszczã germanizacje. Ùdbòdôwcowie tëch planów nie przewidzelë równak niechãcë pòlsczi młodzëznë. W krëjamnëch òrganizacjach filomacczégò ôrtu ùczniowie – Pòmòrzanowie, Kaszëbi – stegną samòsztôłceniô zdobiwalë wiédzã ò pòlsczi historie, lëteraturze, kùlturze ë sztôłtowalë swòje nôrodné wseczëca. Rëchtowalë sã do bëcégò prowadnikama pòlsczi spòlëznë w biôtce procëm wënôrodowieniu, a w lëchim sztóce z barnią w rãkù biôtkòwalë sã w lëstopadnikòwim ë stëcznikòwim pòwstanim. POMERANIA LISTOPAD 2015 Z PÔŁNIÉGÒ krytycznej z bronią w ręku walczyli w powstaniach listopadowym i styczniowym. Poczet otwiera Florian Ceynowa, który już w latach 30. XIX wieku należał do tajnej organizacji młodzieżowej w Chojnicach. Z filomackich kręgów chojnickich wyszli ks. Antoni Muchowski, powstaniec, który z zesłania na Sybir powrócił pieszo po pięciu latach (zdołał jeszcze założyć koło filomatów w Wejherowie); historyk ks. Romuald Frydrychowicz; twórcy ruchu kaszubskiego Aleksander Majkowski i Jan Karnowski; prezes Towarzystwa Młodokaszubów ks. Ignacy Cyra; wybitny działacz narodowy ks. Antoni Wolszlegier; historyk, prezes TN w Toruniu ks. Paweł Czaplewski; prekursor harcerstwa na Pomorzu Stefan Łukowicz i wielu, wielu innych, którzy dobrze zasłużyli się Polsce i Kaszubom. Nie brakowało wybitnych postaci wśród nauczycieli gimnazjum poświęcających się pracy naukowej, jak bibliograf i wydawca Stanisław Węclewski oraz autor nagrodzonego przez Akademię Umiejętności w Krakowie dzieła Słownik kaszubski porównawczy Leon Biskupski. W odrodzonej Polsce zaś do znakomitych wychowawców należeli m.in. pierwszy dyrektor gimnazjum humanistycznego Ferdynand Bieszk i jego syn Stefan – kaszubski poeta. Aż dziewięcioro spośród przedwojennych nauczycieli straciło życie za przyczyną niemieckich okupantów. Czyż nie wystarcza powodów do dumy ze swojej „budy”? Jednakże w odległych latach mojej nauki historia szkoły nie była szczególnie pielęgnowana, może po prostu nie pasowała do założeń socjalistycznej oświaty. Nikt nam, licealistom, nie mówił o jezuitach, o kuźni pomorskiej (niemieckiej i polskiej) inteligencji, o filomatach i powstańcach, o absolwentach biskupach i uczonych, o związkach z regionalizmem kaszubskim… O tych rzeczach dowiadywaliśmy się nader Na zôczątkù stojôł Florión Cenôwa, chtëren ju w 30. latach XX stalatégò béł nôleżnikã krëjamny młodzëznowi òrganizacje w Chònicach. Z filomacczich chònicczich karnów wëszlë ksądz Antón Mùchòwsczi, pòwstańc, chtëren z wësłaniégò na Sybir wrócył piechti pò piãc latach (dôł jesz radã założëc karno filomatów w Wejrowie); historik ks. Rómùald Fridrichòwicz; ùsôdzcowie kaszëbsczi rësznotë Aleksander Majkòwsczi ë Jón Karnowsczi, przédnik Towarzëstwa Młodokaszëbów ks. Ignac Cëra; znóny nôrodny dzejôrz ksądz Antón Wòlszlégier; historik, przédnik TN w Torniu ks. Paùel Czaplewsczi, załóżca harcerstwa na Pòmòrzim Sztefón Łukòwicz ë wiele, wiele jinszich, chtërny wiele dobrégò zrobilë dlô Pòlsczi ë Kaszëb. Nie felało wiôldżich lëdzy wëstrzód szkólnëch gimnazjum, jaczi òddalë sã nôùkòwi robòce, jak bibliografa ë wëdôwca Stanisłôw Wãclewsczi ë aùtór nôdgrodzonégò bez Akademiã Ùmiejãtnosce w Krakòwie dokazu Słownik kaszubski porównawczy Léón Biskùpsczi. W òdnowiony Pòlsce bëlnyma wëchòwiwôczama bëlë m.jin. pierszi direktor hùmanysticznégò gimnazjum Ferdinard Biészk ë jego syn Sztefón – kaszëbsczi pòéta. Jaż dziewiãc z przedwòjnowëch szkólnëch zdżinãło z rãków niemiecczich òkùpantów. POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 skąpo. Lecz w XVIII-wiecznych murach kolegium i przyległego doń kościoła gimnazjalnego, w zwyczajach przeniesionych z międzywojnia, a nawet w staroświeckich relacjach uczniów i profesorów wyczuwalne było tchnienie przeszłości. To były te same sklepione korytarze i klasy, w których Hieronim Derdowski płatał figle nauczycielom, a czas odmierzał ciągle ten sam, od dwustu lat stojący w tym miejscu, zegar szafkowy, któremu niekiedy (z dobroci serca woźnego) zdarzało się o parę minut skrócić lekcję. Dziś stary „stary ogólniak”, któremu patronują filomaci, obficie czerpie z tradycji i czyni ją ważnym składnikiem procesu wychowawczego. Oby przyniósł jak najpiękniejsze owoce. R E K L A M A Tej czë nie sygnie przëczënów do bëcégò bùsznym ze swòji „bùdë”? Równak w dôwnëch latach mòji nôùczi historie szkòłë nicht wiele nie dozérôł, mòże prosto nie pasowa òna do założënków socjalisticzny pòùczënë. Nicht nama, licealistóm, nie gôdôł ò jezuitach, ò kùznie pòmòrsczi (niemiecczi ë pòlsczi) inteligencje, ò filomatach ë pòwstańcach, ò absolwentach biskùpach ë ùczałëch, ò związkach z kaszëbsczim regionalizmã… ò tëch rzeczach më jesmë sã mało co wëwiedzelë. Le w mùrach kòlegium z XVIII stalatégò ë sparłãczonégò z nim gimnazjalnégò kòscoła, w zwëkach, jaczé pòchôdają z midzëwòjnia, a nawetka w stôromódnëch relacjach ùczniów ë profesorów bëło czëc dëcha ùszłoscë. To bëłë jistné kòridorë ë klasë, w chtërnëch Heronim Derdowsczi wëstwôrzôł szkólnym, a czas mierził wcyg nen sóm zédżer, co stojôł òd dwasta latów w tim samim placu, jaczémù czasã (z dobrocë serca wòznégò) zdôrzało sã ò czile minutów skrócëc ùczbã. Dzysô stôri „stôri ògólniôk”, chtërnégò patrónã są filomatowie, wiele bierze z tradicje ë zmieniwô jã w wôżny dzél wëchòwawczégò dzejaniô. Żebë òn dôł jak nôsnéżniészi brzôd. Tłómaczëła Nataliô Kłopòtk-Główczewskô 49 ROK KS. LÉÓNA HEYCZI / MÙZYKA Swiat Kaszëbsczi w Szëmôłdze Bëła torta, wiele gòscy, darënczi, a na kùńcu przemówił solenizant – roczëznik. Chtos mógłbë rzeknąc, że to nick dzywnégò na gebùrstagù. Równak czej dodómë, że 130. roczëznã swiãtowôł ks. Léón Heyka, sprawa wëzdrzi përznã jinaczi. Latosé ùrodzënë przërëchtowała patronowi rokù (i téż swòjémù) Pùblicznô Biblioteka Gminë Szëmôłd wespół z tamecznym partã Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Ùroczëzna zaczãła sã mszą w môlowim kòscele w intencji ks. Heyczi. Pózni gòsce zeszlë sã w sedzbie Biblioteczi. A bëlë westrzód nich kaszëbsczi parlamentarziscë: pòsélcka Teréza Hoppe i senatora Kazmiérz Kleina, przedstôwcowie samòrządu z wójtã Szëmôłda Riszardã Kalkòwsczim, ùczałi, kaszëbsczi dzejôrze, szkólny i mieszkańcowie gminë. Jednym z nôwôżniészich gòscy bëła ksążka Swiat Kaszëbsczi. Òstałë w ni zebróné wiérztë i pòdania ks. Léóna Heyczi. Dokazë zebrôł Róman Drzéżdżón, chtëren przërëchtowôł je w dzysdniowim pisënkù. Ksążkã wëda szëmôłdzkô Biblioteka w wespółrobòce z Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi w Wejrowie i wëdôwizną Region. Czile słów ò nowi pùblikacje rzeknął prof. Daniél Kalinowsczi, chtëren swòje wëstąpienié – jistno jak wstãp do zbiéru ùsôdzków latoségò patrona – zatitlowôł Gryf w obłokach. Na gebùrstag przëjachelë téż aùtorowie dwùch ksążków ò Heyce: przez 90-latny Bòlesłôw Bòrk i wiele młodszi Stanisłôw Janka. Wôrt jesz wspòmnąc, że naju kaszëbskô pòsélcka rozdała ùczãstnikóm zéńdzeniô „Gdińską Klëkã”, gdze je ji tekst na témã dëszpastursczi robòtë ks. Heyczi, a senatora wrãcził direktorce Biblioteczi w Szëmôłdze medal Senatu RP dlô prowadzonégò przez niã môla. T. Hoppe gôdała m.jin. ò dëszpastursczi robòce ks. Heyczi. Òdj. DM Na kùńc przemówił sóm patrón rokù, chtëren prôwdac zdżinął zabiti przez hitlerówców w Szpãgawsczim Lasu, ale do dzysô gôdô do naju przez swòje dokazë. Cytowelë je Wanda Czedrowskô i – na zakùńczenié ùroczëznë – wójt Szëmôłda. Ùczãstnicë mòglë téż òbezdrzec wëstôwk „Człowiek ò dwùch pòwòłaniach” na wdôr ks. Léóna Heyczi. Przëszëkòwelë gò robòtnicë wejrowsczégò Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi. DM Wiãcy òdjimków z ùroczëznë na starnie kaszubi.pl Cassubia spiéwô Mòcné trąbë z wòkalã Grzegòrza Wańtocha Rekòwsczégò dobëłë na latosym Cassubia Cantat. Nen bëtowsczi festiwal ju 6. rôz wrôcô stôré kaszëbsczé mùzyczné témë terôczasnoscë. Karna na spòdlim tegò, co na Kaszëbach w latach 40. a 50. XX stalata pòzebralë òd lëdzy mùzykòlodzë, ùsadzëłë pò 3 sztëczczi. 24 rujana jesmë jich słëchelë w salë Bëtowsczégò Ceńtrum Kùlturë. Jury nôbarżi ùwidzało sobie karno Ò co jidze, jaczégò przédnikã je Grzegórz Wańtoch Rekòwsczi. Karno graje pop, mô mòcny trąbòwi dzél i òsoblëwi, mòcny głos swòjégò frońtmena. Na Cassubii dobëło ju drëdżi rôz (pierszi w 2013 r.). Tą razą za „energeticzné i profesjonalné wëstąpienié a téż za zgranié i brzëmienié”. Jak wiedno niedługò bãdzemë mòglë pòsłëchac wszëtczich dokazów na specjalny mùzyczny wëdôwiznie Zôpadnokaszëbsczégò Mùzeùm w Bëtowie. 50 Karno Ò co jidze na binie Cassubia Cantat 2015. Òdj. P. Dzekanowsczi Zdobą festiwalu béł kòńcert gduńsczich Mòrealless, jaczi prawie wëdają platkã z ùsôdzkama rëchtowónyma na Cassubiã w przeszłëch latach. „Psy szczekają”, jich CD mô prawie taką pòzwã, to miszung puncka a reggae. P.D. POMERANIA LISTOPAD 2015 Kultura i dzieje Kaszub Szkoda by było, gdyby Bibliografia Kaszub, a właściwie dwa jej dotychczasowe tomy, tj. t. 1: 1945–1956 (wyd. w 2012 r.) i t. 2: 1957–1970 (wyd. w 2015 r.), przeszły w środowisku Czytelników „Pomeranii” bez echa. Moim zdaniem otrzymaliśmy bowiem publikację, której wartość dla poznania kulturowej specyfiki naszego regionu po 1945 r., jego historii i przekształceń cywilizacyjnych trudno przecenić. Gdyby omawiana książka ukazała się wcześniej, na pewno łatwiej i pełniej autorzy różnych monografii regionalnych, biogramów najwybitniejszych działaczy i twórców przygotowaliby swoje opracowanie. Teraz, gdy jest dostępna, nikt nie powinien mówić na przykład o tym, że nie zachowały się informacje o powstaniu i działalności oddziałów Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w danych miejscowościach. Prezentowana pozycja podaje bowiem, w jakich numerach czasopism w podanym przedziale czasowym ukazały się artykuły o kaszubskiej tematyce. Budzi uznanie zarówno liczba tytułów pism wydawanych na terytorium Polski, do których dotarły osoby opracowujące Bibliografię Kaszub, jak i liczba oraz zakres tematyczny poszczególnych artykułów. Dotyczą one spraw gospodarki, oświaty, historii, kultury i literatury kaszubskiej. Jak zaznaczono we wstępie, ich nawet powierzchowna analiza ujawnia, że powstałe w 1956 r. Zrzeszenie Kaszubskie (od 1964 r. Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie) znacząco wpłynęło na rozwój kulturalny i społeczny regionu. Potwierdzają to też zawarte w książce krótkie wzmianki o informacjach prasowych z większości ówczesnych oddziałów naszej organizacji. Dzięki niej łatwiej będzie się zorientować chociażby w publicznej aktywności luminarzy szeroko pojętej POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 kultury Kaszub starszego pokolenia, którzy rozpoczęli swoją działalność jeszcze przed II wojną światową, jak Aleksandra Labudy i Jana Trepczyka czy Jana Rompskiego i Pawła Szefki. Będzie też ona nieoceniona przy poznawaniu początków twórczej drogi ich powojennych następców. Przyciągają uwagę między innymi pierwsze, rozproszone w różnych czasopismach, literackie publikacje nieżyjących już Alojzego Nagla, Jana Piepki, artykuły Jana Drzeżdżona i Jerzego Tredera, jak i żyjących Mariana Selina, Józefa Borzyszkowskiego oraz wielu innych. Ciekawi droga, jaką przeszli znani dzisiaj twórcy w pracy nad ich największymi, pomnikowymi dziełami, zanim te ujrzały światło dzienne. W tym kontekście na przykład warto wymienić artykuły ks. Bernarda Sychty, w których wykorzystywał zbierane materiały bądź bezpośrednio nawiązywał do powstającego wtedy pomnikowego Słownika gwar kaszubskich na tle kultury ludowej, oraz publikacje fragmentów przyszłych powieści Lecha Bądkowskiego. Zdziwiłbym się, gdyby ktoś zainteresowany jakimś zagadnieniem z powojennej kultury, dziejów i gospodarki Kaszub nie znalazł w Bibliografii Kaszub czegoś ciekawego dla siebie. Książka ta jest fachowo przygotowanym spisem tematycznie i terytorialnie powiązanych artykułów, opartym na ściśle określonych zasadach. Dotyczy to również zastosowanego w niej podziału rzeczowego: artykuły ogólne, krajoznawstwo, turystyka, środowisko przyrodnicze, ludność, demografia, antropologia, historia, etnografia, zagadnienia społeczne, polityczne i gospodarcze, szkolnictwo, oświata, nauka, kultura, językoznawstwo, literatura piękna, sztuka, religia, biblioteki, czasopiśmiennictwo, ruch wydawniczy. Całość kończy nieodzowny w tego typu pracach indeks autorski i przedmiotowy. Można więc powiedzieć, że pod niektórymi względami jest to bardzo specjalistyczna pozycja, do której sięgną nieliczni. Tym bardziej trzeba zaznaczyć, że stanowi ona pewien fenomen, bo nawet nie czytając jej od deski do deski, a wędrując po wzbudzających ciekawość nazwiskach, datach, miejscach, przegląda się ją z wypiekami na twarzy. Jest tylko jeden warunek: minimum wiedzy o Kaszubach i chęci ich poznania! Na okładce książki zastrzeżono, co oczywiście ma swoje uzasadnienie, że korzystając z zawartej w niej bibliografii, należy pamiętać, iż w latach, których dotyczy, dominowała oficjalna propaganda, cenzura i była ograniczona swoboda dyskusji. Warto jednak zauważyć, że stanowi to jej walor. Pokazuje bowiem, na co ówczesna cenzura i inne niedogodności pozwalały, a na co nie, jak je omijano i przede wszystkim, że mimo niekorzystnych uwarunkowań życie toczyło się naprzód, następował postęp cywilizacyjny oraz wzbogacenie kaszubskiej nauki i kultury. Co równie ważne, także lata 1945–1970 stanowią potwierdzenie, że wszystkie, coraz bardziej urozmaicone, dzisiejsze przejawy kaszubskiego życia społecznego (i kulturalnego) nie są wynikiem wyłącznie pracy twórczej obecnego pokolenia, lecz są także rezultatem wysiłków naszych poprzedników. Życzę twórcom omawianej książki, by wzbudziła ona możliwie duże zainteresowanie, dyskusję o zastosowanym przez nich opisie bibliograficznym, podziale rzeczowym itp. Niech przyniesie ona także uzupełnienia, bo na pewno ujęte w niej pozycje nie są wszystkimi artykułami z założonego zakresu. Wypada mi też ostrzec Czytelników, że indeks przedmiotowy nie obejmuje wszystkich tematów ujętych w tytułach artykułów, warto więc 51 LEKTURY samodzielnie zaznaczać co ciekawsze pozycje, by nie szukać ich po raz drugi. Zastanawia też, dlaczego przy niektórych artykułach krótko przybliżono ich zawartość, przy innych nie. Szkoda, bo takie omówienia dodatkowo podnoszą wartość wydawnictwa. Niestety, od publikacji odstrasza stosunkowo wysoka cena, przekraczająca możliwości przeciętnego miłośnika książek. Na pewno nie jest to sposób na przyciągnięcie do nich młodego pokolenia, czego konieczność tak często podnosi się publicznie. Oby kolejny tom opisywanej publikacji ukazał się jak najszybciej. Wtedy będzie szansa z jednej strony na to, że autorzy ujętych w niej pozycji i jednocześnie uczestnicy różnych wydarzeń z pewnej czasowej perspektywy będą mogli spojrzeć na siebie, z drugiej zaś łatwiej będzie o żywą reakcję Czytelników, ich uwagi z autopsji i opinie. Bogusław Breza Bibliografia Kaszub. Artykuły z czasopism. Tom 1: 1945–1956, oprac. Agnieszka Chełchowska, Grzegorz Grzenkowicz, Iwona Joć-Adamkowicz, Monika Kunda, Danuta Rozpierska, Małgorzata Szemelfejnik, Aniela Wikanowicz-Głuszko, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Josepha Conrada Korzeniewskiego w Gdańsku, Gdańsk 2012. Bibliografia Kaszub. Artykuły z czasopism. Tom II: 1957–1970, oprac. Agnieszka Chełchowska, Grzegorz Grzenkowicz, Iwona Joć-Adamkowicz, Monika Kunda, Danuta Rozpierska, Małgorzata Szemelfejnik, Aniela Wikanowicz-Głuszko, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna im. Josepha Conrada Korzeniewskiego w Gdańsku, Gdańsk 2015. W cieniu stylu Piaśnica to w tradycji Pomorza i Kaszub symbol ogromu zła, które wyrządzono na początku II wojny światowej. Metodyczność i bezwzględność aparatu przemocy nazistów oraz liczba ludzi, którzy zginęli w podwejherowskich lasach, obezwładniają. Las piaśnicki z masowymi grobami stał się od lat czterdziestych miejscem bolesnej pamięci, która stanowi jeden z najsilniejszych elementów współczesnego poczucia 52 patriotyzmu. W świadomości ludzi z Pomorza Wschodniego Piaśnica to oczywisty w swym tragicznym wymiarze punkt odniesienia dla oceny roku 1939 oraz czasu niemieckiej okupacji. Z tą świadomością jest zdecydowanie gorzej w przypadku ludności z innych części Polski, która niestety raczej nie słyszała o kilkunastu tysiącach wymordowanych ludzi w pierwszych tygodniach II wojny światowej… Pojawienie się powieści Eugenii Drawz W cieniu Piaśnicy mogło być artystycznym aktem przywrócenia szerszemu kręgowi odbiorców pamięci o pomorskim miejscu zagłady. Ta powieść mogła sugestywnie ukazać przyczyny wydarzeń i opisać konsekwencje rozstrzelania pomorskiej i polskiej inteligencji, pacjentów niemieckich szpitali psychicznych, a także zwykłych ludzi, którzy dla triumfującego wówczas hitleryzmu byli po prostu niewygodni. Jednakże efektu artystycznego, który polega na wykorzystaniu warsztatu literackiego, umiejętności budowania głębi psychologicznej, ciekawej fabuły czy stworzenia pasjonującego języka, stworzyć się nie udało. Atrakcyjna wizualnie okładka powieści, sprawdzone pod względem edytorskim Wydawnictwo Region, a nawet pozytywna opinia Stanisława Jankego na tylnej okładce książki nie są w stanie przesłonić faktu, że trudny temat i wielkie emocje, jakie ze sobą niesie, nie został opisany z powodzeniem. Warto zapytać, dlaczego się tak stało? Można zacząć od tego, czy rzeczywiście W cieniu Piaśnicy to „pierwsza powieść w Polsce poświęcona Piaśnicy”. Jest to tylko częściowo trafne określenie, ponieważ już wcześniej, w epice Lecha Bądkowskiego, Jana Piepki, Augustyna Necla czy Franciszka Fenikowskiego, kilkakrotnie pojawiały się motywy z obrazami zbrodni w Piaśnicy. Na innej zasadzie, ale jakże sugestywnie, Piaśnica stała się tematem liryków napisanych po polsku i kaszubsku, w utworach m.in. Józefa Ceynowy, Franciszka Fenikowskiego, Jana Rompskiego, Alojzego Nagla, Jana Zbrzycy czy Staszków Jana. Szkoda, że nie widać lektur tychże utworów (zarówno prozatorskich jak i poetyckich) w prozie Eugenii Drawz, gdyż pozwoliłoby to uniknąć wielu potknięć stylu i wielu słabych fragmentów prozy, która przecież stworzona została dla tak zasadniczych i serio traktowanych celów. Nietrafność zdania o „pierwszej powieści w Polsce o Piaśnicy” polega również i na tym, że w istocie to utwór nie o Piaśnicy, lecz o polskiej bohaterce utworu, która ma bardzo mgliste wspomnienia z dzieciństwa o swoim ojcu i za sprawą wydarzeń codziennego życia, niemal przypadkowo, powraca emocjami do dawnych wydarzeń i czasów. W istocie zatem niewiele się dowiemy o samej Piaśnicy, atmosferze aresztowań, realiach uwięzienia, rozstrzeliwaniach, zacieraniu śladów zbrodni i powojennych trudnościach w utrzymaniu pamięci o mordzie hitlerowców. Co zatem się na 200 stronach proponuje? Otóż serwuje się w utworze opowiastkę o Marii, mającej męża, dzieci i wnuki, która dorabiając do nie najlepszych zarobków w Polsce, znajduje intratną pracę w Niemczech u dystyngowanego Niemca, Paula Reinharda. Czysto usługowa relacja pomiędzy polską opiekunką a niemieckim staruszkiem zmienia się wraz z rozmowami bohaterów, którzy odkrywają, że w szczególnie dramatyczny sposób łączy ich dawne Wejherowo. Wspomnienia są wszakże zgoła odmienne, dla Marii wiąże się to ze śmiercią jej ojca rozstrzelanego w lasach piaśnickich za to, że pracował dla odrodzonej POMERANIA LISTOPAD 2015 LEKTURY po I wojnie światowej Polski, dla Paula ze wspomnieniami, przez które nie może spokojnie spać, czy wręcz zwyczajnie funkcjonować. Wreszcie Niemiec, pod wpływem wyrzutów sumienia, przyznaje się, że przed II wojną był faszystowskim działaczem, członkiem policji i jednostki SS, pośrednio stając się odpowiedzialny za śmierć wielu Polaków, a w tym także ojca Marii. U schyłku życia prosi zatem o zrozumienie i wybaczenie. Kobieta początkowo nie chce tego przyjąć do wiadomości, mając pretensję do mężczyzny, że był aż tak bardzo zaślepionym działaczem nazizmu. Z czasem jednak, już po śmierci Reinharda, rozumie skomplikowanie przedwojennej sytuacji polityczno-społecznej i z pewnymi oporami przyjmuje w swym świecie duchowym akt skruchy starego mężczyzny oraz jego pośmiertny datek dla jej chorego wnuczka i wymagającego kosztownej terapii. Motyw Piaśnicy pojawia się w powieści Drawz kilkakrotnie, lecz bardzo powierzchownie. Poznajemy co prawda podstawowe fakty o akcji Niemców wyeliminowania polskiej inteligencji, pada nawet kilka nazwisk i funkcji społecznych straconych wówczas ludzi, lecz wszystkie te wzmianki są krótkimi fragmentami, które wyodrębniają się z ciągu skojarzeń głównej bohaterki. Taki zabieg wprowadza jedynie pewien porządek w kilku wspomnieniach z najwcześniejszego dzieciństwa bohaterki, ale na pewno nie odwzorowuje grozy wojennych wydarzeń. Poza tym owe ułamki najdawniejszych uczuć strachu i smutku, a także powody niechęci do powracania w tak bolesne rejony wspomnień przedstawione zostały blado i bez głębszej psychologicznej motywacji. Nawet przedstawianie bohaterki, kiedy ze swoją rodziną odwiedza współczesne miejsce pamięci w lesie koło Piaśnicy i uczestniczy w patriotyczno-religijnych aktach kultywowania dawnych wartości kulturowych, niewiele wzbogaca portret kobiety, gdyż jej świat wewnętrzny sprowadza się do kilku ogólnie brzmiących wyznań. Maria stale również wraca do pytania, jaką rolę odgrywał w mordzie piaśnickim Paul Reinhard i czy może mu wybaczyć jego winy. Ostatnie akordy powieści zdają się potwierdzać atmosferę POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 zrozumienia wojennych wydarzeń, tym bardziej, że realizuje się ona nie na linii ofiara – oprawca, lecz w relacjach późniejszych pokoleń. Tak zarysowana treść powieści może nasunąć myśl, że mamy tutaj do czynienia z tradycyjnym utworem realistycznym, w którym wszystko dzieje się według procesu przyczynowo-skutkowego, dzięki jasno zarysowanej przestrzeni, czasowi i umotywowanym bohaterom. Choć powyżej wymienione czynniki znajdują się w powieści Drawz, to jednak trudno ją uznać za udany przykład realizmu, gdyż brakuje w niej rzeczy najważniejszej – przekonującego języka opisu. Cóż bowiem z logicznej akcji utworu, owych ekonomią umotywowanych wyjazdów do Niemiec, trosk domowych czy relacji rodzinnych, skoro język, jakimi mówią do siebie polskie i niemieckie postacie powieści, jest wyraźnie sztuczny i wymyślony. Przypomina on wypowiedzi gazetowe, czasami wręcz serialowe, sprowadzając poruszane w powieści zagadnienia do znamion błahej pogawędki. Cóż z omdleń dawnego faszysty czy wzburzenia polskiej bohaterki, skoro partie narratorskie mające to odwzorować, napisane są stylem pełnym słownych wytrychów, powiedzonek i deklaracji, które choć zapowiadają wielkie uczucia, jednak są w znaczeniowym rezultacie puste? Powieść Eugenii Drawz jest przykładem wielkiej trudności estetycznej, jaka staje przed ludźmi kultury żyjącymi w sytuacji dziesiątek lat po wojnie. Przeczytaliśmy o II wojnie wiele autentycznych wspomnień i fikcjonalnych utworów. Są wśród nich surowe relacje operujące faktami i liczbami, są i takie, które w artystycznej profuzji gromadzą opisy zła i rozpaczy lub odwrotnie: heroizmu i wiary. Te biegunowo odmienne sposoby przedstawiania wojennego okropieństwa wyrażają najważniejszą kwestię: Jak opisać bezmiar cierpienia, jak wyrazić coś, wobec czego się milczy lub krzyczy? I teraz, wobec tak wielokrotnie powtarzanego pytania o decorum opisu wojny, pojawia się Piaśnica… Czy cokolwiek z tego wydarzenia zostało przez literaturę uchwycone? Czy poznaliśmy wrażliwość i życie wewnętrzne którejkolwiek z ofiar? Czy wreszcie ujawniło się głębokie podłoże wojennych doświadczeń dzisiejszego człowieka? To pytania, które powinien postawić sobie każdy piszący i każdy czytelnik opowieści o wojnie. Jeśli tego nie uczyni, to zmarnieje bez słońca emocji, bez wiatru myśli, w cieniu przeciętnego stylu. Daniel Kalinowski Eugenia Drawz, W cieniu Piaśnicy, Muzeum Piśmiennictwa Kaszubsko-Pomorskiego i Wydawnictwo Region, Gdynia 2015. Wiedza i ostrzeżenie Książka Sylwii Grochowiny Polityka kulturalna niemieckich władz okupacyjnych w Okręgu Rzeszy Gdańsk – Prusy Zachodnie, w Okręgu Kraj Warty i w Rejencji Katowickiej w latach 1939–1945 stanowi solidną monografię naukową, mogącą zainteresować nie tylko wąskie grono naukowców, ale także inne osoby zajmujące się szeroko pojętą kulturą i dziejami regionu, także Pomorzem i Kaszubami, bo obejmuje ona między innymi naszą małą ojczyznę. Jej wartość podnosi wykorzystanie sporej ilości przechowywanych w Polsce i Niemczech archiwaliów, prasy i bogatej literatury oraz znaczna wiedza autorki o realiach okupacyjnych na ziemiach wcielonych do III Rzeszy, co wcześniej udowodniła w pionierskim opracowaniu dziejów szkolnictwa na Pomorzu w latach II wojny (Szkolnictwo niemieckie w Okręgu Rzeszy Gdańsk – Prusy Zachodnie w l. 1939 – 1945, Toruń 2008). Autorka słusznie zauważa, że w dotychczasowej polskiej literaturze dotyczącej problematyki okupacyjnej bardzo mało miejsca poświęcano staraniom okupanta, by na zaanektowanych ziemiach polskich, także na Kaszubach, ożywić niemieckie życie kulturalne, a ograniczano się prawie wyłącznie do szerokiego przedstawiania niszczycielskiej działalności nazistów w stosunku do wszystkich przejawów polskiej kultury. Niestety, umknęły jej uwadze publikacje historyczne o naszym regionie, w których podjęto próbę przedstawienia aktywności hitlerowskich władz w dziedzinie niemieckiej kultury, jak w monografii Kościerzyna i powiat kościerski w latach II wojny światowej 53 LEKTURY 1939–1945, pod red. Andrzeja Gąsiorowskiego (Kościerzyna 2009) i Historia Rumi, pod red. Błażeja Śliwińskiego (Gdynia 2012). Książka została podzielona na cztery przedmiotowo-chronologiczne rozdziały, w których po kolei omówiono politykę kulturalną nazistów w latach 1933–1939 i działalność kulturalną mniejszości niemieckiej w zachodniej i północnej Polsce do 1939 r., kulturę niemiecką w systemie okupacyjnym na ziemiach polskich wcielonych do Trzeciej Rzeszy, niemieckie instytucje kulturalne na Pomorzu Gdańskim, w Wielkopolsce i na Górnym Śląsku w latach 1939–1945 i niemieckie środowiska artystyczne na tych obszarach w tym samym czasie. Ponadto w aneksie krótko przedstawiono biogramy znaczących przedstawicieli okupacyjnego niemieckiego życia kulturalnego. Całość kończą indeksy, osobowy i nazw geograficznych, nieodzowne przy dokładniejszej analizie wydawnictwa i bardziej szczegółowym wykorzystywaniu jego zawartości. Tak więc otrzymaliśmy opracowanie, które nie tylko systematyzuje dotychczasową wiedzę na przedstawiany temat i ją znacząco pogłębia, ale też budzi nadzieję, że wydatnie ułatwi badanie niemieckiej aktywności kulturalnej podczas hitlerowskiej okupacji w mniejszych jednostkach administracyjnych, na terenie kaszubskich 54 powiatów, gmin i poszczególnych miejscowości. Tym bardziej, że autorka bardzo solidnie przedstawiła kulturalną strukturę administracyjną okupanta do jej najniższego szczebla. W książce znajdziemy także wzmianki, na pewno warte rozwinięcia, o stosunku okupanta do Kaszubów i ich oceny z nazistowskiej perspektywy, o funkcjonowaniu okupacyjnego, niemieckiego teatru w Chojnicach, o założonym w listopadzie 1942 r. niemieckim Męskim Chórze w Wejherowie itp. Omawiana praca posiada niewątpliwe wartości poznawcze, ale też stanowi swoiste ostrzeżenie. Wynika ono z podejścia niemieckich faszystów do sfery kultury. Zaprzeczyli oni, co ujawnia także S. Grochowina, że inter arma silent musae (w czasie wojny milczą muzy). Kultura dla hitlerowskiego najeźdźcy była tak ważna, że jeszcze jesienią 1939 r. otwarto kilkanaście teatrów i innych instytucji kulturalnych, przydzielono im odpowiednie środki, siedziby i kadry. Inwestycje kulturalne były realizowane do początków 1945 r., kiedy Armia Czerwona szybkimi krokami zbliżała się do ziem zachodniej Polski. Niemal do ostatniej chwili były też organizowane rozmaite przedsięwzięcia kulturalne. Można odnieść wrażenie, jakby działalność kulturalna była jednym z rodzajów broni mającej powstrzymać nieodległą katastrofę militarną. Bo też podejście nazistów do kultury było specyficzne. Stanowiło przedłużenie polityki. Kultura miała umacniać faszystowską władzę, być na służbie popieranej przez nią ideologii: Nazistowska „rewolucja kulturalna” została całkowicie podporządkowana wszechobecnej ideologii i miała charakter polityczny. W państwie totalitarnym kultura stała się jednym z głównych filarów władzy i zarazem środkiem stymulującym świadomość niemieckiego społeczeństwa. Warto tutaj przytoczyć jeszcze jedno wymowne zdanie: Wydarzenia w Niemczech z lat 1933–1939 pokazały, jak łatwo wyeliminować z życia publicznego niezależną kulturę i poddać jej twórców ścisłemu nadzorowi administracyjnemu i ideologicznemu. Już to stanowi pewne ponadczasowe ostrzeżenie, a należy je wzmocnić spostrzeżeniem, że nazistowskiej kultury, także z terenów okupowanych, nie wolno przedstawiać wyłącznie w czarnych barwach. Było w niej też sporo pozytywnych elementów. Każdy, kto docenia wartości tkwiące w małych ojczyznach, potwierdzi, że ważnym elementem kultury są regionalne muzea, a tych hitlerowski okupant utworzył wiele. Nieodzownym wyznacznikiem jego ideologii było też przywiązanie do ziemi rodzinnej. Nie wolno też jednostronnie patrzeć na wszystkich ówczesnych ludzi kultury. W omawianej książce znajdziemy tego co najmniej trzy przykłady. Okupacyjny kierownik biblioteki miejskiej w Toruniu, Otto Freymuth, ocalił przed zniszczeniem cenne polskie wydawnictwa. To samo zawdzięczamy dyrektorowi muzeum w Bydgoszczy, Konradowi Kothemu, dzięki któremu przetrwały dzieła polskich malarzy zgromadzone w tej instytucji przed wojną. Z kolei niemiecki dyrektor muzeum w Gdańsku, Willi Drost, pomagał tuż po wojnie polskim naukowcom w dotarciu do wywiezionych muzealiów. Niestety, autorka poza swoimi rozważaniami zostawiła dwa znaczące nośniki kultury, kino i prasę. Szkoda, bo ich odbiór społeczny był sporym stymulatorem ówczesnego życia kulturalnego. Zgromadzony materiał, jak należy przypuszczać, nie pozwolił jej na przekazanie informacji o wrażeniach uczestników z wydarzeń kulturalnych tamtego czasu, nie powołała się nawet na żadną recenzję spektaklu teatralnego, opinię o muzealnej wystawie, wspomnienie z jej zwiedzania itp. Ponadto jedynie zasygnalizowano problem uczestnictwa osób narodowości polskiej w niemieckim, okupacyjnym życiu kulturalnym, co dla Czytelnika mogłoby być szczególnie intrygujące. Niewątpliwie lektura omawianej książki może być bardzo pouczająca i uzasadnia konieczność wielowymiarowego spojrzenia na okupacyjne dzieje także naszego regionu. Bogusław Breza Sylwia Grochowina, Polityka kulturalna niemieckich władz okupacyjnych w Okręgu Rzeszy Gdańsk – Prusy Zachodnie, w Okręgu Kraj Warty i w Rejencji Katowickiej w latach 1939–1945, Fundacja Generał Elżbiety Zawackiej, Toruń 2013. POMERANIA LISTOPAD 2015 LEKTURY Na jachce w Kartuzach Aleksander Janta-Pòłczińsczi béł za wòłónym pisarzã, znónym nié le w Pòlsce, ale i w swiece. Pòchòdzący z tegò samégò rodu Władisłôw, téż pisôrz, je dëcht czësto nieznóny. Jegò żëcopis i roman Święty Eustachy niedôwno przëbôcził czëtińcóm „Pomeranie” (nr 1/2015) prof. Tadéùsz Linkner. Władisłôw ùrodzył sã w 1854 rokù w Wiôldżi Kòmòrzi kòl Tëchòlë, w familijnym gniôzdze Janta-Pòłczińsczich. Jegò starszi bracyna Róman béł pòsélcã w berlińsczim parlamence i reprezentowôł tamò krézë kaszëbsczé: kartësczi i wejrowsczi. Znôwù Władisłôw skùńcził gimnazjum w Pòznanim, òżenił sã z Różą Biberstein-Paruszewską i òstôł gwôscëcelã Redgòszczi. Pò smiercë białczi òżenił sã w 1916 rokù z Niemką Ludwiką Spencer. Dzãka ni przeżił II swiatową wòjnã. Zarô pò wòjnie wëjachôł do Miemców i tamò ùmarł w 1946 rokù. Na tôflë pòmnika Władisława Janta-Pòłczińsczégò je napisóné, że béł Wiôldżim Jachtarzã Rzeczpòspòliti Pòlsczi, zemianinã i lëteratã. Jachtarstwò miôł tak òblubioné, że wszëtczé jegò romanë bëłë ò tim òbrëmim. Roman Święty Eustachy (wëdóny w 1928 r.) rozgriwô sã dëcht przed I swiatową wòjną w Kartuzach. Głównym bòhaterã ti ksążczi je Eùstachi Drożdżińsczi. Czej zgłôszô sã pò szkòle lesnëch w Ebeswaldze do nôdlesnégò w Kartuzach, ten jakò Miemc nie je rôd z jegò pòlsczégò nôzwëska, chtërnégò nawetka ni mòże wëmówic. Równak Eùstachi w kùńcu dostôwô robòtã w nadlesnictwie jakò sekretéra tegò ùrzãdu. Òpòwiôdôcz, jaczim je sóm Eùstachi, je zadzëwòwóny snôżą nôtërą kartësczich lasów, z wiôlgą pòczestnotą òdnôszô sã do prôwdzëwëch gòspòdarzi ti zemi – Kaszëbów, jich mòwë i kùlturë. Jakò bëniel pòdkòchiwô sã w dwùch dzéwczãtach – Miemce, co sã zwie Resa (Tréza) Dewitz, i Kaszëbce Marii Derdowsczi. Nie bãdã òpòwiôdôł całi zapëzglony akcji tegò romana, ale w kùńcu przëchôdô do tegò, że Eùstachi òdkriwô, że równak jegò przeznaczenim nie je Miemka, le panna POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 ZAPROSZENIE Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie zaprasza wszystkich chętnych do udziału w warsztatach „Obrzęd Pustej Nocy na Kaszubach” Podczas warsztatów uczestnicy zapoznają się z treścią, przesłaniem i tajemnicą tego obrzędu. Poznają jego wielowiekową tradycję, przyswoją sobie praktykę obrzędu oraz nauczą się pustonocnych pieśni. Derdowskô. Taczé rozwiązanié sprawë mòżemë òdczëtiwac jakò alegòriã – pòchwałã swójsczëznë, kaszëbiznë jakò ùprocëmnienié do zdradlëwi miemczëznë. Baro wôżną rolã w tim romanie òdgriwô rodzëznowi, przekazywóny z pòkòléństwa na pòkòléństwò òbrôzk z pòstacą swiãtégò Eùstachégò, patrona jachtarzi, jistno jak sw. Hùbert. Òbrôzk ten, òcalałi òd ògnia i zagùbieniô, miôł cëdowną mòc i béł baro szczestlëwi dlô rodzëznë Drożdżińsczich. W romanie nalézemë niejedne dialodżi napisóné w stilizowóny kaszëbiznie i dosc tëlé kartësczich realiów. W całoscë tã ksążkã baro bëlno sã czëtô i przez niã mòżemë pòznac mało znóné òbrôzczi z kaszëbsczi jawernotë z pòczątkù XX stalata. Zachãcywóm do czëtaniô. Stanisłôw Janka Władysław Janta-Połczyński, Święty Eustachy, Bernardinum, Pelplin 2015. Szkolenie poprowadzą: – ks. prof. Jan Perszon – wybitny polski badacz obrzędów pogrzebowych na Kaszubach. Jest jednym z organizatorów kaszubskich pielgrzymek na Jasną Górę. Podejmuje działalność społeczną związaną z popularyzacją języka i kultury kaszubskiej. Wygłasza kazania w języku kaszubskim. Został uhonorowany Medalem Stolema oraz Tabakierą Abrahama. – dr Sławomir Bronk – założyciel, dyrygent i kierownik artystyczny Chóru Kameralnego Discantus, pracownik naukowy Akademii Muzycznej w Gdańsku. Ma na swoim koncie odtworzenie zrekonstruowanych po trzystu latach utworów Andrzeja Siewińskiego. Warsztaty odbędą się 21 listopada br. w godz. 10–16 w Szymbarku. Liczba miejsc jest ograniczona. Zgłoszenia prosimy kierować pod nr tel. 58 301 27 31, e-mail [email protected]. W uzupełnieniu do recenzji zbioru utworów Augustyna Dominika pt. Domienikòwé pòwiôstczi, która ukazała się w październikowej „Pomeranii” (tekst prof. Daniela Kalinowskiego „Letkô nordowô briża”, s. 51), pragniemy poinformować, że inicjatorem jego wydania był oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Krokowej. Dziękujemy tamtejszym zrzeszeńcom, bo bez ich pracy i zaangażowania niemożliwe byłoby wydanie tej ważnej książki. 55 SPORT – PIŁKA NOŻNA Konieczne wojaże trenerów Gdy się zestawi wykresy pokazujące wędrowanie kaszubskich drużyn po tabeli rozgrywek 1. ligi („Pomerania”, 1 i 7–8/2015), to rzuca się w oczy rozedrganie linii obrazujących te wędrówki w początkowej 1/3 rozgrywek w sezonie 2014–2015 w porównaniu do spokojnych linii w 2. połowie tego sezonu. J A N U S Z KO WA L S K I Tajne tło Podczas 7. i 9. kolejki meczów Chojniczanka i Bytovia skoczyły z 18. na 10. pozycję. Także Arka miała podobne wzloty i spadki, ale niższe, bo tylko o 4 i 5 miejsc. W drugiej połowie sezonu było znacznie spokojniej, a na dole tabeli – wręcz nudno. Przyczyn tych różnic szukam w pracy trenerów. Szkoleniowiec rozpoznaje cechy fizyczne i psychiczne każdego ze swoich podopiecznych: siłę wykopu, celność podań bliskich i dalekich, dolnych i górnych, siłę i celność wyrzutów piłki z autu itp. działania na boisku zaliczane do stałych fragmentów gry. Trener po tych wstępnych rozpoznaniach stara się wzmocnić walory zawodników w ww. zakresach. Drugą domeną pracy trenera jest zmierzanie do zgrania drużyny. Chłopcy, jak się mówi o zawodnikach, powinni podczas meczu rozumieć się bez słów. Zawodnik w danym momencie „wolny”, tj. nie pilnowany przez przeciwnika, powinien wcześniej niż inni zawodnicy wiedzieć (bez słów), że jemu właśnie zostanie podana piłka. To tylko przykład. Innym, co powinno cechować relacje trener – zawodnicy, są wiadomości o ich życiu prywatnym. Trener musi wiedzieć, czy w rodzinie danego zawodnika, a szerzej w jego środowisku, akceptuje się jego sposób życia. Bywają próby 56 tworzenia czegoś w rodzaju wielkiej rodziny drużyny. Zarząd klubu zaprasza w okresie świąteczno-noworocznym rodziców, dorosłe rodzeństwo oraz żony czy partnerki zawodników na wspólne spotkanie. Te próby, zarówno udane, jak i nie, mają tajne tło polegające na zbieraniu przez trenera i notowaniu, kiedy są uroczystości rodzinne, np. imieniny, urodziny, rocznice ślubu lub inne ważne zdarzenia w rodzinie i wśród kolegów zawodnika. Jeżeli nazajutrz jest mecz, to trener posadzi zbyt zmęczonego (nawet jeżeli na takiego nie wygląda) zawodnika na ławce rezerwowych. Gdy trener zapracuje sobie na status lubianego starszego brata zawodników, to korzystanie przez niego co pewien czas z alkomatu będzie mu wybaczone. Zawodnicy zrozumieją, że to dla dobra drużyny. To, co napisałem, mieści się w pojęciu wywiad wewnętrzny. Wywiad zewnętrzny Równie ważny w życiu drużyny jest wywiad zewnętrzny. Trener przy każdej okazji powinien obserwować (najlepiej incognito) mecze drużyn, z którymi jego chłopcy wkrótce mają się spotkać na murawie. I notować te obserwacje, a następnie wykorzystywać je przy instruowaniu całej drużyny i podczas indywidualnych rozmów z poszczególnymi zawodnikami. Niestety, powyższe zalecenia są nieraz jedynie nierealistycznymi życzeniami. Zestawy drużyn wszystkich lig i klas we wszystkich sportach zespołowych co roku poważnie się zmieniają. W wyniku ligowych rozgrywek po ich sezonie zwykle dwie drużyny awansują do wyższej ligi, a ich miejsce zajmują dwaj spadkowicze. To samo, zwykle w większym wymiarze, dotyczy dołu tabeli. Ponadto, oprócz zmian zestawów drużyn, przez cały rok, ze znacznym nasileniem podczas przerw w rozgrywkach: letniej i zimowej, mają miejsce transfery. Jedni zawodnicy odchodzą lub są wypożyczani, inni przychodzą na ich miejsce. Drugim, co zmienia drużyny, jest wewnętrzny ruch kadrowy. Rezerwa wchodzi do wyjściowej jedenastki. Także dorastający juniorzy zastępują niektórych seniorów. Innymi ruchami wewnątrz drużyn są zmiany trenerów, lub nawet bez zmian personalnych, zmienianie preferowanej przez trenera taktyki gry, np. z ofensywnej na defensywną albo z grania głównie skrzydłami w zmierzanie do prowadzenia gry głównie po osi boiska. Z pierwszego zdania tego artykułu wypływa pytanie, dlaczego mecze na początku sezonu są inne (rozedrgany obraz ich wykresowego zapisu) niż podczas rundy rewanżowej rozgrywek. Bo obydwie walczące ze sobą drużyny i ich trenerzy na początku rozgrywek mało POMERANIA LISTOPAD 2015 SPORT – PIŁKA NOŻNA o sobie nawzajem wiedzą. A z niewiedzy rodzą się przypadkowe wyniki starć nieodpowiadające rzeczywistym wartościom rywalizujących z sobą drużyn. *** To, co dalej napiszę, będzie syntezą moich obserwacji kryzysów (niektórych sprzed lat) na liniach: drużyna (zawodnicy) – trener – zarząd klubu (szerzej jego działacze) – sponsor lub właściciel klubu. Jak na syntezę przystało, nie będzie rzeczywistych nazw i nazwisk, ale takie dramatis personae: syntetyczny klub X, jego zawodnicy (drużyna X) i zarząd, trenerzy I, II, III, i ewentualni obserwatorzy (kibice) syntetycznego kryzysu. Sponsor – powiedzmy od razu, że hojny – zapragnął wiedzieć na co, konkretnie, wydawane są pieniądze, które przekazuje klubowi X. Ze spisu tych wydatków zainteresowały go koszty podróży na mecze wyjazdowe. Obejmowały one wynajęcie autokaru dla drużyny i jej otoczki (sztab szkoleniowy i zespół medyczny) oraz dla działaczy klubu. W przypadku gdy mecz miał być daleko, wyjazd następował poprzedniego dnia, a jego koszt dodatkowo obejmował noclegi, np. z piątku na sobotę (dzień meczu) i posiłki. Oprócz tego oddzielnie była rozliczana delegacja służbowa trenera I, który jechał swoim samochodem. Dlaczego nie autokarem razem z innymi osobami? Trener wyjaśnił, że w piątek (ta kolejka meczów trwała przez trzy dni) w pobliskiej miejscowości był mecz dwu drużyn, które wkrótce będą przeciwnikami drużyny X. Był tam (dołączył do rozliczenia delegacji bilet wstępu na mecz) incognito, nie jako kibic jednej z walczących ekip, ale służbowo – aby obserwować grę. Rozmowa była burzliwa, padły ostre słowa. Trener odszedł. Nastał trener II. Drużyna X zaczęła dołować. Wśród kibiców mówiło się, że trener I był jak kochany brat zawodników. Teraz oni przegrywają na złość tym, którzy wywalili trenera I. Sytuacja stała się poważna. Chciano przywrócić trenera I do pracy z drużyną X, ale on już pracował z innymi piłkarzami. Cokolwiek polepszono sytuację, zastępując trenera II nowym trenerem III, którego praca i szybka komitywa z zawodnikami tuż przed końcem rozgrywek wyrwała drużynę X ze strefy spadkowej. Wniosek: Trzeba przewidywać w planach pracy trenerów ich wyjazdy na mecze przyszłych przeciwników ich drużyn. Nowi nôdgróbk dlô mjr. Kòwalsczégò Na Witomińsczim Smãtôrzu w Gdini 17 rujana òsta ùtczonô 96. roczëzna pòwstaniô 66. Kaszëbsczégò Piechtnégò Półkù m. marszôłka Józefa Piłsudsczégò. Ùroczëzna bëła sparłãczonô z òdkrëcym nowégò nôdgrobka pierszégò wódcë Półkù – mjr. Léóna Kòwalsczégò. Westrzód ùczãstników bëlë m.jin. wnuk majora Róman Rozwadowsczi, pòsélcka Teréza Hoppe, Marión Hirsz i przédnik gdińsczégò Zrzeszeniô Andrzéj Bùsler. Nie felowało téż staniców z rozmajitëch partów KPZ i Związkù Piłsudczików Kaszëbsczégò Òkrãgù. Hònornym gòscã béł jeden z dôwnëch żôłniérzów 66. Półkù Maksymilión Kasprzak. Nôdgróbk mógł òstac òdnowiony dzãka strzódkóm i wespółrobòce wiele lëdzy i institucji: familie Rozwadowsczich, familie Hirszów, pòsélcczi Terézë Hoppe i gdińsczégò partu Zrzeszeniô. Ùroczëzna skùńczëła sã pòspólną mòdlëtwą i złożenim kwiatów. Red. (na spòdlim tekstu na starnie kaszubi.pl/o/gdynia) Òdj. E. Hoppe POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 57 LËDZE / ZACHË ZE STÔRI SZAFË Kaszëbka w AIESEC Kaszëbi mają swòjégò ambasadora przë AIESEC. Katarzëna Kùchnowskô z Pùcka dzejô w sztrukturach ti jedny z nôwikszich sztudérsczich òrganizacjów na swiece òd 2010 rokù, czëde zaczãła sztudérowac na Warszawsczim Ùniwersytece. P I O T E R L É S S N AWA Gwës nie je òna jedurną Kaszëbką, jakô je zaangażowónô w robòtã dlô AIESEC, ale jesmë dbë, że drëdżi persónë, co mô taczé doswiôdczenié, jak Katarzëna Kùchnowskô, nie nalézemë. Nôprzód zajima sã wëmianą sztudérów na Warszawsczim Ùniwersytece. Pòtemù wnet jistną fónkcjã mia w Nôrodnym Kòmitece AIESEC w USA. Pózni wëjachała jesz robic dlô ti òrganizacji w Dar es Salaam w Tanzanie. Wrócëła do Pòlsczi, ale blós na rok. Ju w lëpińcu 2013 rokù bëła w Meksykù, dze zajima sã biznesowima praktikama dlô sztudérów, a rok pózni òsta wëbrónô na pòstãpny rok krajewim prezydentã AIESEC. Latos K. Kùchnowskô wrócëła do Eùropë i robi dlô òlendersczégò partu AIESEC w Rotterdamie. Bez te wszëtczé lata Kaszëbka z Pùcka zajima sã téż wòlontariatã w pòlsczim parce AIESEC. Jak gôdo Katarzëna, nigdë nie stracëła kaszëbsczi swiądë, chòc òbczas slédnëch trzech lat na Kaszëbach bëła le pôrã tidzeniów. Ale prawie tu chce téż wrócëc pò skùńczenim robòtë dlô AIESEC i dzelëc sã swòjim doswiôdczenim ë téż wiédzą dobëtą na sztudiach – na taczich czerënkach, jak gazétnictwò ë spòlëznowô kòmùnikacjô, wiéchrzëznowi gòspòdarzënk ë samòrządzëna i regionalnô pòlitika. To prawie w pòlsczi samòrządzënie K. Kùchnowskô widzy wiele brëkòwnotów – taczich jak felënk innowacjów czë słabé wësztôłcenié kadrów i niechãc w dopùszcziwanim do głosu młodëch lëdzy. Żëczimë ji w ti robòce wiele dobëców Òdj. ze zbiérów K. Kùchnowsczi AIESEC w Pòlsce i na swiece Stowôra pòwstała w 1948 rokù jakno Association Internationale des Étudiants en Sciences Économiques et Commerciales (Midzënôrodné Zrzeszenié Sztudérów Nôùk ò Gòspòdarzenim i Hańdlu; ze skrócënkù ti nazwë sã wzã terczasnô pòzwa òrganizacje), a w Pòlsce dzejô òd 1971. Parłãczno mô na całim swiece kòle 90 tësąców nôleżników, zrzeszô kòl 2400 ùniwersytetów i dzejô w 126 krajach ë regionach – téż w Gduńskù. AIESEC je prowadzony bez sztudérów a téż absolwentów wëższich szkòłów, jaczich interesérëją jiwrë dzysdniowégò swiata. Kòżdi, jaczi dołącziwô do ti stowôrë, mô mòżlëwòtã rozwiju swòjich ùmiejãtnosców i nabiwaniô wiédzë w 124 krajach swiata. AIESEC sztôłcy westrzód swòjich nôleżników kòmùnikacjowé spòsobnoscë i pòdjimnotã. Jak czëtómë na internetowëch starnach òrganizacji – misją AIESEC je rozwij przińdnëch liderów, jaczi mdą dzejac dlô swòjich môlowëch strzodowiszczów. Diôbli bas Pewno wszëtcë Kaszëbi bëlno znają instrumeńt, jaczi zwie sã diôbelsczé skrzëpce (skrzëpice). Mają gò w instrumeńtarium kaszëbsczé a kòcewsczé kapele. Nié wszëtcë równak wiedzą, że w ùszłëch stalatach nie béł to instrumeńt ùżiwóny bez grôjków, leno w zadëszną noc grało sã na nim diôbelską mùzykã. Knôpi przezeblôkalë sã za dëchë, czarownice a demónë ë robilë wiôldżi jamer, stojącë pò smãtôrzach. Zwëk nen òpisôł Paweł Szefka w ksążce pt. Narzędzia i instrumenty muzyczne z Kaszub i Kociewia (Wejherowo 1982). Nie ùchòwôł sã òriginał negò dôwnégò òbrzãdowégò instrumeńtu pòzéwónégò téż diôblim basã. Jegò rekònstrukcjã mòże nalezc w wejrowsczim mùzeùm – wëkònôł jã w latach 80. ùszłégò stalata bracyna Pawła, Walerian Szefka, na spòdlim òpòwiescy lëdzy ze Strzebielëna, Domôtówka i Lëzëna. rd 58 POMERANIA LISTOPAD 2015 WËDARZENIA Szwadróna „Kaszuby” 17 rujana òbczas Hùbertusa w Kòlanie pòd Wieżëcą òdbëła sã – òkróm tradicyjnégò nëkaniô za lësã – prezentacjô szwadrónë „Kaszuby”. Hùbertus, to je swiãto patrona jachtarzów i ridowników, bëło leżnoscą do zéńdzeniô lubòtników kòniów z òkòlégò Wieżëcë. Òsoblëwim dzélã tegò wëdarzeniô bëła inaùgùracjô dzejaniégò szwadrónë „Kaszuby”, jakô mô bëc zamôlowim partã II Półkù Roczitniańsczich Szwoleżérów. To prawie żôłniérze z tegò półkù w stëcznikù i gromicznikù 1920 r. brelë ùdzél w przejimanim Kaszub òd Niemców dlô Pòlsczi. Pierszô szwadróna tegò òddzélu stacjonowa w Wiôldżim Klinczu (pôrãnôsce kilométrów òd Wieżëcë). Part „Kaszuby” czerowóny przez Areka Kùppra zaprezentowôł paradną mùsztrã, jakô bëła pòkôzkã wiôldżich mòżlëwòtów młodëch ridowników z najégò regionu. Szwadróna „Kaszuby” bãdze miała swòjã sedzbã w Kòlanie pòd Wieżëcą. Red. Òdj. A. Kòstuch (szwajcaria-kaszubska.pl) POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 59 LËDZE Mac, mac, mac Nié, nie jidze ò kómpùtrową firmã, co mô jabkò za merk Tu je nôbl ëż i n i eb a n a c a łë c h Kaszëbach. W jednym placu jaż całé 329 métrów wëżi bôłtowégò sztrądu. Dô to gdze cos tak?! A jakô céniô! Cësnionô parmieniama słuńca na òkòlé Wieżëcë i ji niższé szimbarsczé sostrë, òsoblëwie dlô turisticzi zdô sã błogòsławioną. CEPR z chëczą, co za fuńdameńtë mô dak, wësokô wieża do zdrzeniô na samim topie wësoczi górë, Kòszałkòwò z nartama abò Kùprowie z kòniama i jesz pôrã jinëch wërosło na prôwdzëwé stolemë. W gòscë cygną do nich ùrmë lëdztwa. Kò òkróm nëch turisticzny szimbarsczi biotop twòrzą wiele, wiele mniészé òrganizmë. Prawie taczim je Léón Zmùda. Kąsk przëkãsno ò se gôdô „menedżer òd kòzów”, kò le kąsk, tec kòzë mô i sã na nich znaje jak mało chto. Sygnie dobré wiodro i sezon na wtrekiwanié sã, a Léóna spòtkôta kòl stegnë, co prowadzy na wieżëcową wieżã. Stoji krótkò parkingù. Òblokłi w kaszëbsczé fòlkloristiczné ruchna i z kòzą, biôłą jak ji mlékò. Na placu mòżna to sprôwdzëc, bò mô téż budlã z tim kòzowim mlékã mët. Wedle niegò taczé pitkù je lepszé jak òrãżada abò jakô pepsokòla. Wedle zdrowòtnoscë i szmakù. Razã z kòzą robią tu za turisticzną atrakcjã. Cos jak góral przëzebùti za miedwiedza na zakòpiańsczich Krupówkach. Ale Léón je nasz, kaszëbsczi. Temù nié le òdjimczi dô sobie zrobic, ale i rzecze co w rodny mòwie, a dzecóm dozwòli pòmaklac kòzy chrzebt. Gzubë jaż piszczą! Mòżeta gò téż wząc ze sobą dodóm na specjalny widokówce. 60 Miestny mają gò za apartnika. Za młodëch lat wëcygnął do Trzëgardu. Wiôldżé miasto równak nie bëło mù żëczné. Chłop wrócył do rodny wsë i kaszëbiznë. Snowadłã jegò nowégò żëcô stała sã òsoblëwie nôtëra. Wiele czëtô ò rozmajitëch zelach, sóm téż je zbiérô a rozmieje co z nima robic. 15 lat temù kùpił pierszą kòzã. Terô trzimô jich môłé karno. Òn mô ò nie starã, a òne dôwają mù mlékò, z jaczégò spòsobi szmaczny twôróg. Jak bãdzeta na szimbarsczim parkingù, kònieczno do niegò zazdrzijta! P.D. Òdj. PD Tekst je brzadã czerwińcowëch pòtkaniów dlô pi szącëch pò kaszëbskù w Wieżëcë-Kòlanie, jaczé òstałë ùdëtkòwioné przez Minystra Administracje i Cyfrizacje. POMERANIA LISTOPAD 2015 KLËKA BÓLSZEWÒ. LÉÓN HEYKA W NOWI PÙBLIKACJI W filie nr 1 Pùbliczny Biblioteczi Gminë Wejrowò w Bólszewie 29 séwnika òdbëła sã promòcjô ksążczi Tadéùsza Linknera Z lirycznej i epickiej twórczości Leona Heykego. Ksążka òstała wëdónô w serie „Biblioteczka Gminy Wejherowo” przez Bibliotekã w Bólszewie w wespółrobòce z gminą Wejrowò. Ò promòwóny pùblikacje òpò wiedzôł sóm aùtor. Chãtny mòglë téż kùpic ksążkã z dedikacją prof. Linknera. Przë leżnoscë promòcji òdbéł sã wernisaż malarsczich dokazów Alinë Żëwicczi i Bògùsławë Bach „W obrazach uczuć świat cały”. Red. Òdj. ze zbiérów Pùbliczny Biblioteczi Gminë Wejrowò TËCHÓMIE. ÒDKRIWELË GÔCHË VII Pòmòrsczé Fòrum Pòùczënë Ùstnëch (pòl. Pomorskie Forum Oświaty Dorosłych), òrganizowóné przez Kaszëbsczi Lëdowi Ùniwersytet, òdbëło sã 26 i 27 séwnika pòd zéwiszczã „Regionalnô edukacjô a wielekùlturowòsc Pòmòrzô – Gôchë”. Fòrum zaczãło sã w Centrum Midzënôrodnëch Pòtkaniów w Të chómiu. Meritoriczné wprowôdzenié do latosy rézë przërëchtowôł Pioter Dzekanowsczi. Direktor Gminowégò Òstrzódka Kùlturë w Tëchómiu Ludwik Szreder òprowadzył ùczãstników pò nôczekawszich òbiektach regionu. Òdwiedzëlë Glësno, Bòrzëszkòwë, Łączé, Brzézno Szlachecczé, Bòrowi Młin i Hamer Młin. Bëlë téż w tëchómsczich kòscołach i tamecznym stôrim młinie. Pòtkelë sã z przedstôwcama rekònstrukcyjnégò karna Kaszëbsczi Regimeńt, chtërny zaprezentowelë swòje dzejanié. Z Tëchómia karno rëgnãło do Trzebiôtkòwi, gdze je smãtôrz pòmòrsczégò lëdztwa z IV w. p.n.e. W Piôsznie òdwiedzëlë Górã Lemana. Ji miéwca Klémãs Leman zbùdowôł tu wioskã Gòtów. W Mòdrzejewie ùczãstnicë rézë òbezdrzelë Regionalną Jizbã prowadzoną przez Cezarégò Materka. Baro czekawim pónktã niedzelnégò programù bëła wizyta w galerie i doma ù Tadéùsza Drozdowsczégò – artistë malarza, chtëren òd lat mieszkô i twòrzi we wsë Masłojce w gminie Tëchómie. Red. Òdj. ze zbiérów Kaszëbsczégò Lëdowégò Ùniwersytetu (www.facebook. com/Kaszubski.Uniwersytet.Ludowy) GDINIÔ. NOWÔ GRA DLÔ ÙCZĄCËCH SÃ KASZËBSCZÉGÒ Swiat kaszëbsczi rodë – to titel nowégò mùltimedialnégò nôrzãdza przistãpnégò w internece na starnie www.swiatkaszubskiejprzyrody.pl. Realizatorã je gdińsczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Jãzëkòwą pòprawnotã zacwierdzëła Radzëzna Kaszëbsczégò Jãzëka. Grający pòznôwają kaszëbsczé pò zwë roscënów i zwierzãtów. Projekt je sczerowóny do ùczącëch sã kaszëb POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 sczégò jãzëka, dzecy z klas I–III abò dlô szkólnëch jakno didakticznô pòmòc. Je to téż czekawi bédënk zabawë przed kómpùtrã dlô całëch familiów. Red. 61 KLËKA RËMIÔ. KASZËBSCZI SÉWNIK Dzewiąti miesąc tegò rokù zaczął sã baro dobrze dlô kaszëbiznë w Rëmi. Jaż kòl 50 ùczniów Spòdleczny Szkòłë nr 9 w Rëmi-Janowie pierszi rôz zaczãło sã ùczëc kaszëbsczégò jazëka (w dwùch jinëch – SS nr 1 i SS nr 6 – kontinuëje taką nôùkã razã 34 òsób). Ùczëc rodny mòwë pòdjã sã Edita JankòwskôGiermek, chtërna nie je Kaszëbką z ùrodzeniô (pòchòdzy z Kwidzëniô), ale na pewno sobie pòradzy. Tegò Wastnie ze serca wszëscë tu żëczimë! Je òna czilekrotną laùreatką Kaszëbsczégò Diktanda, bëła ju w latach 2008–2010 szkólną òd kaszëbsczégò jãzëka, a terô wespółdzejô i z „Pòmeranią”, i z wejrowsczim Mùzeùm Pismieniznë i Mùzyczi Kaszëbskò-Pòmòrsczi, i z Kaszëbskò-Pòmòrsczim Zrzeszenim (Kaszëbsczé Bajanié). Sobòta i niedzela 12 i 13 séwnika to bëłë Eùropejsczé Dni Dzedzëctwa, i Park Łówców Foków z V tësąclecô p.n.e. w Rzucewie (Park béł òdemkłi w 2013 r.) rôczôł do se. Karno przënôleżników rëmsczégò partu KPZ skòrzëstało z rôczbë – zwiedzëlë mùzeùm i jiné zrekonstruòwóné obiektë przë mùzyce kaszëbsczi kapelë, a pózni przë ògniszczu ùpieklë so i zjedlë kôłbasczi. W sobòtã 26 séwnika wikszé karno przënôleżników partu i sympatików pòd przédnictwã Ludwika Bacha wëbrało sã na aùtokarową rézã na pôłnie Kaszëb. Zwiedzëlë kamianné krãdżi i kùrhanë w Òdrach, drzewiany kòscół w Lesnie i drëgą na Kaszëbach kalwariã we Wielu. Chto miôł chãc, mógł na „swiãtëch górkach” nazbierac so téż piãknëch grzëbów. We wtórk 29 séwnika w Miesczim Dodomie Kùlturë òdbëło sã òglowé zéńdzenié rëmsczégò partu. Òkróm òrganizacyjnëch informacjów przédnika partu, L. Bacha, nasz gòsc, prof. Cezari Òbracht-Prondzynsczi, òpòwiedzôł zebrónym wiele czekawëch rzeczi ò Kaszëbsczim Instituce. Przëwiózł téż ze sobą do kùpieniô nowé ksążczi wëdóné przez Institut. Chãtnëch do kùpieniô bëło dosc tëli. To béł brzadny dlô kaszëbiznë miesąc w Rëmi. Jerzi Hoppe, Òdj. Tadéùsz Dominik Tekst w pisënkù aùtora WEJROWÒ. IZABELLË TROJANOWSCZI PRO MEMORIA Mù zeù m K a szëbskò -Pòmòr sc z i Pismieniznë i Mùzyczi w Wejrowie wespół z Kaszëbsczim Institutã mają wëdóné ksążkã Pro memoria Izabella Trojanowska (1929–1995) pòd redakcją prof. Józefa Bòrzëszkòwsczégò. Promòcjô ti pùblikacje òdbëła sã 23 séwnika w wejrowsczim Mùzeùm. Béł to jeden z pónktów Dni Kùlturë Wejrowsczégò Pòwiatu. Òbczas zéń dzeniô, jaczé prowadzył prof. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi, praw ilë wespółaùtorzë i drëszë I. Trojanowsczi. Ùczãstnicë promòcji mòglë téż pòsłëchac nadzwëkòwégò kòncertu – szczecyńsczé karno Sextet Solid Blue zagrało dokazë inspirowóné kaszëbską mùzyką i jazzowé standardë. Red. Òdj. DM BÒRZESTOWÒ. GÔDKA Ò PARAFIE NA WIGÒDZE 1 rujana pòtkelë sã nôleżnicë stowôrë Remùsowi Krąg. Tim razã òrganizatorzë pòtkaniô rôczëlë na swòje zéńdzenié Andrzeja Klasã z Kaszëbsczi Stowôrë Wërôbiôrzów Malënów. Znóny je òn téż jakno aùtor czile pùblikacjów na regionalné témë, m.jin. Krzyże i kapliczki Parafii Wygoda abò wëdónô latos ksążka Parafia Wygoda – w 100-lecie budowy kościoła. Rujanowé zéńdzenié bëło 62 leżnoscą do prezentacje ti nônowszi ksążczi A. Klasë. Wôrt jesz nadczidnąc, że Remùsowi Krąg mô swòje zéńdzenia w kòżdi pierszi czwiôrtk miesąca. Rôczimë najich czëtińców na pòsobné pòtkania ti stowôrë do szkòłë w Bòrzëstowie. Przińc mòże kòżdi chãtny. Red. Òdj. ze zbiérów Remùsowégò Krãgù POMERANIA LISTOPAD 2015 KLËKA GDUŃSK. NOWÉ WËSZËZNË W PÒMÒRANIE Nôleżnicë Klubù Sztudérów Pòmòraniô wëbrelë nowi zarząd. Òd tegò rokù przédnikã je Matéùsz Łącczi, wiceprzédniczką Alicjô Haftka, a skôrbniczką òstała Pia Šlogar. Fónkcjã sekretérë bãdą trzëmac: Dąbrówka Pindera i Andrzéj Roda. Wôżną rolã w klubie Pòmòraniô mają téż gòspòdëni i gòspòdôrz Chëczë w Łączińczi Hëce, jakô òsta latos òdnowionô i ùroczësto zôs dónô sztudéróm do ùżiwaniô. Òd terô mdą za nią òdpòwiôdelë: Katarzëna Raczëńskô i Karól Pazda. Red. Òdj. ze zbiérów KSP (www.facebook.com/klubstudencki.pomorania) KÒSCÉRZNA. SWIÃTO SZKÒŁË I PATRONA Spòdlecznô Szkòła nr 2 miona ks. dra Léóna Heyczi w Kòscérznie 9 rujana swiãtowała 70-lecé pòwstaniô i 50. roczëznã daniégò miona patrona, chtërnégò Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié mô téż wëbróné patronã latoségò rokù. Na swiãto szkòłë òstelë rôczony przedstôwcowie môlowëch wëszëznów, òsoblëwie ti, co swòje pierszé edukacyjné kroczi stôwielë prawie w kòscersczi „dwójce”. Na ùroczëznie pòjawilë sã téż dôwny direktorowie i szkólny z ti szkòłë. Jich wspòminczi nalazłë sã na filmie specjalno przërëchtowónym z leżnoscë òbchòdów. Òkróm te ùczãstnicë òbezdrzelë archiwalné nagrania sprzed 50 lat z ùroczëznë nadaniégò szkòle miona a téż z òdkrëcô pamiątkòwi tôflë na tczã patrona. Bëła téż leżnosc do lepszégò pòznaniô ks. Heyczi dzãka wëstôwkòwi, jaczi przërëchtowało Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi w Wejrowie. Red. Òdj. JB LËZËNO/BÓLSZEWÒ. PAMIÃC Ò PROF. LABÙDZE W 5. ROCZËZNÃ SMIERCË Ùroczëzna na tczã Gerata Labùdë òdbëła sã 2 rujana w Lëzënie i Bólszewie. Zaczãła sã òd mszë w lëzyńsczim kòscele òdprôwiony za sp. Profesora. Pózni ùczãstnicë pòszlë na smãtôrz, gdze òstałë złożoné kwiatë na grobie bëlnégò kaszëbsczégò ùczałégò. Drëdżi dzél wëdarzeniô béł ju swiã towóny w Pùbliczny Bibliotece Gminë POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 Wejrowò – Filie nr 1 w Bólszewie. Młodzëzna z Lëteracczégò Kòła Krzosańc przërëchtowała lëteracczi program „Òpòwiésc ò Gerace Labùdze”. Wójt gminë Lëzëno Jarosłôw Wejer i direktor Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòr sczi Pismieniznë i Mùzyczi w Wejrowie Tomôsz Fópka rzeklë ò planach sparłãczonëch z ògłoszenim przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié prziń dnégò rokù rokã Gerata Labùdë. Mariô Krosnickô, wespółaùtorka ksążczi Gerard Labuda. Żeglarz na oceanie nauki wëgłosëła referat prawie pòd taczim titlã. Ùroczëznie towarzëłë trzë wës tôwczi: „Wspomnienie o wybitnym historyku mediewiście ë bëlnym Kaszëbie profesorze Gerardzie Labudzie” aùtorstwa Édmùnda Kamińsczégò, „Portrety Gerarda Labudy” zrobioné przez artistów ze Stowôrë Òbëwatelsczich Inicjatiwów Pro Bono w Lëzënie a téż wëstôwk òbrazów, jaczé pòwstałë òbczas malarsczégò pleneru w szkòle w Lëni (òdbiwôł są òd 3 do 10 zélnika). Na zakùńczenié òsta wrãczonô sztaturkã „Aniół Kùlturë 2015”. Latos dostôł jã Édmùnd Kamińsczi za 20 lat wespółrobòtë z Pùbliczną Biblioteką Gminë Wejrowò. Brzadã tegò wespółdzejaniô bëłë rozmajité wëstôwczi i referatë. Z pòzdrzatkù na stón zdrowiégò wasta Édmùnd ni mógł sóm òdebrac nôdgrodë, tej w jegò miono dostôł jã syn Radosłôw Kamińsczi. Wójt gminë Wejrowò Henrik Skwarło òstôł wëprzédniony sztaturką „Super Aniół Kùlturë 2015”. To nôdgroda za wspiarcé dlô bùdowë nowi sedzbë biblioteczi w Bólszewie. Red. na spòdlim tekstu J. Bòrchmann Òdj. ze zbiérów Pùbliczny Biblioteczi Gminë Wejrowò 63 KLËKA BRUSË. PROMÒCJÔ DOKAZU ANË ŁAJMING „YOUTH/MŁODOŚĆ” Zainteresowóny dzejama i kùlturą Kaszëbów na całim swiece mògą prze czëtac pòstãpny dzél wspòminków nôbëlniészi pisarczi Kaszub – Anë Łajming (1904–2003). Je to II tom pòd titlã Młodość, w jaczim są ji wspòminczi z wnetka całégò cządu midzëwòjnowégò dwadzescelecô. Dzãka tłómaczeniémù Blanche Krbechek i Stanisława Frimarka ksążka je przistãpnô téż dlô anielskòjãzëkòwëch czëtińców. Ji promòcjô òdbëła sã m.jin. w Ka szëbsczim Òglowòsztôłcącym Liceùm w Brusach, 30 séwnika. Pòtk an ié zòrganizowała absolwentka KÒL Ka tarzëna Główczewskô wespół z Felicją Baską-Bòrzëszkòwską. Gòscama bëlë aùtorzë dolmaczënkù. Ùczniowie Li ceùm, przëszëkòwóny przez F. Baskã-Bòrzëszkòwską i Marinã Milkòwską, zaprezentowelë dzélëczi ksążczi Anë Łajming w kaszëbsczim i anielsczim jãzëkù. Red. Òdj. ze zbiérów KÒL w Brusach (www.facebook.com/lo.brusy) PRAGA. Ò BIBLËJI PÒ KASZËBSKÙ W dniach 15 i 16 rujana 2015 rokù òdbëła sã kònferencjô na témã słowiańsczich tłómaczeniów Biblëji. Jeden z referatów tikôł kaszëbsczich przełożënków biblijnëch tekstów. Wëgłosył gò znóny dolmaczéra ò. prof. Adóm Riszard Sykòra. Gôdôł òn ò historie tłómaczeniów Swiãtëch Pismionów na naji jãzëk i dzysdniowi stojiznie w tim òbrëmienim. Swòje wëstąpienié dedikòwôł sp. prof. Jerzémù Trédrowi, z chtërnym wespółrobił òb dłudżé lata. Òkróm ò. prof. Sykòrë w kònferencje brelë ùdzél ùczałi z Pòlsczi (m.jin. z Ùniwersytetu Adama Mickewicza, Łódzczégò Ùniwersytetu i Katolëcczégò Lubelsczégò Ùniwersytetu), Rusji i Czech. Całowny program jidze nalezc na starnie http://www.flu.cas.cz/images/akce/konference_workshopy/2015/ History_of_Bible_Translation.pdf Red. Òdj. ze zbiérów ò. A.R. Sykòrë GDYNIA. WIĘKSZY LOKAL, BOGATSZA OFERTA W przyszłym roku Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie Oddział w Gdyni otrzyma lokal zwolniony przez filię nr 15 gdyńskiej Miejskiej Biblioteki Publicznej. W całości będzie on wykorzystywany na potrzeby Ośrodka Kultury Kaszubsko-Pomorskiej (OKKP). Ośrodek w pełni będzie realizować funkcję miejsca otwartego na mieszkańców. 64 Młodzi gdynianie otwierają się na przeszłość miejsca, w którym żyją, a Ośrodek będzie spinać wszystkie działania w tym zakresie – powiedział prezydent miasta Wojciech Szczurek na konferencji prasowej zorganizowanej 16 października właśnie w gdyńskim OKKP. Miejska Biblioteka Publiczna, wyprowadzając się z lokalu przy al. Marszałka Piłsudskiego 18, zabierze ze sobą część zbiorów, które zostaną przekazane filii nr 10 oraz innym placówkom. Publikacje dotyczące regionu (w tym Gdyni) pozostaną w lokalu do dyspozycji ZKP i będą w dalszym ciągu udostępniane mieszkańcom. Gdy zaczynaliśmy w 2003 roku, Ośrodek Kultury Kaszubsko-Pomorskiej dysponował 500 woluminami, teraz zbiór ten liczy 5 tysięcy pozycji i będzie wciąż poszerzany – podkreśla wieloletnia prezeska gdyńskiego ZKP Teresa Hoppe. Dysponujący większą powierzchnią Ośrodek Kultury Kaszubsko-Pomorskiej zajmie się szerzej utrwalaniem i krzewieniem kultury Kaszub i Pomorza. W nowej odsłonie do jego oferty dołączy również edukacja, w tym w zakresie gospodarki. Do współpracy zostali zaproszeni nowi partnerzy: Uniwersytet Gdański, Instytut Kaszubski, Zarząd Główny ZKP, Akademia Kształcenia Zawodowego, Fundacja „FLY”, Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej, miesięcznik „Pomerania”, Młodzieżowa Drużyna Pożarnicza im. ks. Antoniego Muchowskiego, Zespół Pieśni i Tańca „Gdynia” oraz Rada Dzielnicy Kamienna Góra. Red. Fot. Piotr Lessnau POMERANIA LISTOPAD 2015 KLËKA HÉL. JESÉNNÔ BIESADA Nôleżnicë hélsczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô przër ëch tow elë gòscënã z czestą w plenerze. Pòtkanié òdbëło sã 18 séwnika. Kòżdi z ùczãstników mógł pòszmakac grochòwi zupë i wôrztë z ògniszcza. Bëła téż mùzyka i tuńce, jak sã słëchô na prôwdzëwi rozegracje. Ò mùzyczną stronã miôł starã Janusz Dubacczi. Biesada bëła leżnoscą do zéń dzeniégò i integracje nié leno dlô nôleżników hélsczégò partu, ale téż jich familiów i drëchów. Òbczas pòtkaniô nowi zrzeszeńcowie dostelë legitimacje. Red. Òdj. ze zbiérów KPZ p. Hél KRAKÓW. SKÙŃCZONÔ RENOWACJÔ Ùdało sã ùnowic nôdgróbk Stefana Ramùłta, ùczałégò, aùtora ksążczi wôż- ny nié le dlô Kaszëbów: Słownik języka pomorskiego czyli kaszubskiego. Je òn pòchòwóny wespół z białką Marią na Rakòwicczim Smãtôrzu w Krakòwie. W lëstopadnikù 2013 rokù pòwstôł Spòlëznowi Kòmitet Renowacje Nôdgróbka Stefana Ramùłta. Jegò nôleżnikama òstelë: sp. prof. Jerzi Tréder, prof. Cezari Òbracht-Prondzyńsczi, dr Miłosława Bòrzëszkòwskô-Szewczik, Artur Jabłońsczi, Witóld Bòbrowsczi, Stanisłôw Janka, Mónika Lidzbarskô i Adóm Hébel. Sedzbą Kòmitetu je Mùzeùm Kaszëbskò- -Pòmòrsczi Pismieniznë i Mùzyczi w Wej rowie. W projekt włączëło sã téż Ka szëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié, Pòlskô Akademiô Ùmiejãtnoscë w Krakòwie i Kaszëbsczi Institut. Òb lato 2015 rokù ùdało sã skùńczëc renowacjã, jakô kòszta 14 tës. zł. 8 rujana w wejrowsczim Mùzeùm òdbëło sã pòdrechòwanié projektu i prasowô kònferencjô z ti leżnoscë. Red. Òdj. ze zbiérów Spòlëznowégò Kòmitetu Renowacje Nôdgróbka Stefana Ramùłta GDUŃSK. GRASSOMANIA SÓDMI RÔZ Festiwal Grassomania òrganizowóny przez Gduńską Galeriã Güntera Grassa zaczął sã latos 7 rujana i warôł do 16 rujana. Jak kòżdégò rokù pòkazowôł terôczasny kùńszt w rozmajitëch òbrëmieniach miasta. Latos prowadną POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 témą béł film i òbchòdë 10-lecô adaptacje romana Grassa Unkenrufe – Zeit der Versöhnung do kinów (pòl. tłóm. ksążczi ùkôzało sã pt. Wróżby kumaka, jistny titel mô ekranizacjô). Gduńskô Galeriô kòl sz. Szeroczi prezentowa mùltimedialną instalacjã fińsczégò artistë Leevi Lehtinena „Mortal Sin”. Wernisaż òdbéł sã 7 rujana. W kinie Warta w Dodómie Harcerza szło òbezdrzec film „Wróżby kumaka” w reż. Roberta Glińsczégò (w tim prawie kinie wëbróné scenë z tegò filmù bëłë krãconé 10 lat temù). Ùczãstnicë festiwalu mòglë téż pòtkac sã z bëlnym ùtwórcą krótczich animòwónëch filmów Piotrã Dumałą i òbezdrzec filmë: „Sanatorium pòd klepsydrą” i „Institut Benjamenta”. 11 rujana òrganizatorzë przëszë kòwelë filmòwą szpacérã szlachama ekranizacje romanów Güntera Grassa, a 16 rujana sztatura pisarza òsta pòstawionô na Placu Wëbicczégò we Gduńskù-Wrzeszczu. Tegò dnia w Tawernie Mestwin béł jesz gróny szpetôczel „Pùstô jizba. Téater warzeniégò pòdług Güntera Grassa. In memoriam” (pòl. Pusty pokój. Teatr gotowania według Güntera Grassa). Aktorama w tim przedstôwkù sparłãczonym z warzenim bëlë Jerzi Kiszkis, Macéj Kraińsczi, Florión Staniewsczi i Mikòłôj Trzaska. Nen slédny przërëchtowôł mùzyczną stronã, òpiartą m.jin. na kaszëbsczich pùstonocnëch spiéwach. Red. Òdj. DM 65 WIEŚCI Z GDAŃSKIEGO ODDZIAŁU ZKP Drodzy bracia i siostry Kaszubi! Strzeżcie tych wartości i tego dziedzictwa, które stanowią o waszej tożsamości. Jan Paweł II Mòja pierszô Bibliô. Stôri Testament w òbrôzkach Popularna odsłona historii w dwóch językach napisana przez wybitnego historyka, prof. Józefa Borzyszkowskiego Knéga Zôczątków Księga Rodzaju 30 zł Vademecum kaszubskie t. 1 Historia Kaszubów 25 zł 35 zł www.KaszubskaKsiazka.pl www.KaszubskaKsiazka.pl Zamówienia telefoniczne pod numerem 607 904 846 [email protected] Zamówienia telefoniczne pod numerem 607 904 846 [email protected] DZIAŁO SIĘ w Gdańsku • 16 września – na Wydziale Filologii UG Kamila Cempa obroniła pracę doktorską pt. „Tłumaczenie kultur na podstawie angielskiego przekładu powieści Aleksandra Majkowskiego Życie i przygody Remusa. K. Cempa jest prawnuczką Heweltów i Stubów z Warzna – czynnych członków ZKP. Komisja egzaminacyjna wysoko oceniła wartość pracy doktorskiej, przede wszystkim podkreślano, że autorka wybrała temat niełatwy i oryginalny. Recenzenci podkreślali, że podjęła niezwykle pożyteczne, ze społecznego punktu widzenia, badania nad zagrożonym językiem przyczyniające się do wzrostu prestiżu języka i kultury Kaszub oraz służące rozwojowi komunikacji międzykulturowej. Wśród honorowych gości byli tłumacze epopei Majkowskiego na język angielski: Blanche Krbechek i Katarzyna Gawlik-Luiken oraz Stanisław Frymark. • 17 września – w 76. rocznicę agresji sowieckiej na Polskę obchodzono w Gdańsku i Szymbarku Światowy Dzień Sybiraka. Uroczystości rozpoczęły się na Cmentarzu Łostowickim przy pomniku Golgoty Wschodu z udziałem m.in. wojewody Ryszarda Stachurskiego, prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza i prezesa Związku Sybiraków Kordiana Borecko. Modlitwę za zmar- 66 łych odmówił ks. kanonik Henryk Kilaczyński. Wśród oddających hołd pomordowanym byli także przedstawiciele ZKP Oddział w Gdańsku, którzy złożyli wiązankę kwiatów i zapalili znicze. • 30 września – koncelebrowaną mszą św. w przykatedralnym kościele pw. św. Jakuba w Gdańsku-Oliwie rozpoczęto II sesję konferencji naukowej zorganizowanej przez Katolickie Stowarzyszenie „Civitas Christiana” oraz parafię archikatedralną w Oliwie. Uczestnicy pomodlili się i złożyli kwiaty przy sarkofagu Książąt Pomorskich, zwiedzili Muzeum Diecezjalne oraz wysłuchali dwóch wykładów: ks. Jażdżewskiego o integracyjnej roli Kościoła na Kaszubach i ks. Sławomira Skoblika o ważnych postaciach gdańskiego duchowieństwa z XIX i XX wieku. Spotkanie zakończyło się promocją II tomu Dziejów Kościoła katolickiego na obecnym obszarze archidiecezji gdańskiej. NOWOŻYTNOŚĆ autorstwa ks. dr. Leszka Jażdżewskiego. Wprowadzenia dokonał ks. prałat Marian Szczepiński, a laudację wygłosił ks. prof. Wojciech Cichosz. • 1 października – w Filii Gdańskiej Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gdańsku (przy ul. Mariackiej) odbyła się promocja książki Bibliografia Kaszub. Artykuły z czasopism. Tom 2 (1957–1970). Prof. Cezary Obracht-Prondzyński omówił publikację, w której można znaleźć prawie 7000 haseł – adresów bibliograficznych artykułów o kaszubskiej tematyce z lat wymienionych w tytule. Ponadto o pracy nad książką opowiadała jedna z jej redaktorek Iwona Joć-Adamkowicz. • 3 października – w Studiu Koncertowym Radia Gdańsk im. Janusza Hajduna, z okazji 70. urodzin Radia Gdańsk oraz w ramach X Muzycznych Wędrówek Łosia i Basiora, wystąpił Paweł Ruszkowski, rodem z Kościerzyny, z zespołem (w składzie: Tomasz Klepczyński – saksofon sopranowy, klarnet, klarnet basowy, Mikołaj Basiukiewicz – fortepian, Michał Bąk – kontrabas, chórki). Repertuar muzyczny i słowny koncertu zatytułowanego „Kamiszczi” oparty był na kompozycjach własnych Ruszkowskiego oraz dziełach twórców kaszubskich, m.in. Jana Piepki, Jana Rompskiego, Renaty Gleinert, Witosławy Frankowskiej i Jerzego Stachurskiego. Wykonawca dedykował koncert swojej nauczycielce języka kaszubskiego Wandzie Kiedrowskiej, Witosławie Frankowskiej – za opiekę muzyczną, oraz rodzinie i przyjaciołom. Teresa Juńska-Subocz POMERANIA LISTOPAD 2015 SËCHIM PÃKÃ ÙSZŁÉ Programòwanié TÓMK FÓPKA Më jesmë nôpierszi z nôpierszich a nôprzédniészi z nôprzédniészich! Nasze deje są nôlepszé i barżi dlô lëdzy jak ùdbë procëmników! Dómë Wama wiãcy! Më kòchómë barżi naszą Tatczëznã, bò leno më jesmë ti prôwdzëwi! mają zãberwajowi paczét na kòżdëchny żelôzny ząbùlk! Pële na zmiartosc dlô kòżdégò! Wszëtcë mają prawò do bëcô 20+! Bądze dekret, że kòżdô białka je piãkno, a kòżdi chłop pòstawny a rozëmny! Deszcz mdze padac leno w wëznaczonëch zonach, cepłosc słuńca bądze mógł sobie ùprôwiac! Bdze zaTo nie je wëjimk z filmù „Dzéń dołemóna”. Taczé cos kôzóné w radio a telewizje gôdanié bez felów w wëmòwie przëòbiecywają nama rozmajité partie, co to do wëcéraniô a rozmajitëch feflo-skażënków! Kòżdi mdze miôł kònstitucjowé gãbów chãtno ùżiwają słowa prawò do wëspaniô sã! Na „patria” – to je „òjczëzna” pò Internet stónie sã wòjnach nie mdze biôtków, leno łacëznie. dogôdënczi! jawernotą. Jednota bezùstónkòwé Co sztót mómë jaczés weDëtczi mdą zamienioné w słolacje. Samòrządzënowé, prezyzrzeszenim. Czôrné wa! Bankòwé kònta w słowôrze. dencczé, ùniowé a parlamentoKòżdi człowiek bãdze przebiôłim a żôłto-czôrné. sélôł mëslë na òdległosc, do wé. Nômòcniészé mùsczi robią nad tim, cobë przërëchtowac Grifë mdą za fligrë kògò chce. Miłosc kùreszce nie taczé zôchãcbë do wëbraniô mdze znała grańców: kòmpùter robiwac. z piéckã, tapéta ze scaną, białprawie tegò, a nié jinégò czë jiny. Czë je mòżnosc ùsadzeniô ka z białką, chłop z chłopã, Sojednégò a bëlnégò programù? Taczégò, cobë wszëtczima pa- doma z Gòmòrą. Wszëtcë lëdze mdą bracynama tam, gdze sowôł a sã widzôł? Wierã nié, tec lëdzëska są różny a różnisti Twój przemówi głos! I nastąpi długò wëżdôwóné globalné i co jinégò do jich docérô. Są taczi, co brëkùją wspòmóżczi, òceplenié! Żódnëch lodów, mrozów, pùrgawiców! Cwiardo bò są chòri, mają mùzealné pesele abò tak jakòs wëszło, że kroczëc mdzemë stegną, jaką nama dzyrskò wëdepce nasz ni ma kòmù sã nima zajimnąc. Są ti, co znôwù nie lëdają, Przédnik, nasz Òjc, nasz Król! Gùl, gùl, gùl! Sznapsu tëli, kùli jak jima państwò z bótama w żëcé wlôżô i nie chcą, cobë je nót! Co le chto chce wëpic, nosã wcygnąc czë do żëłë co jima pòmagac, a proszą, żebë le jima nie przeszkadzac. wtromòlëc – proszã baro! Nie mdze sôdzów, leno kwiatné Czej sã w spòlëznie robi wicy tëch pòtrzebùjącëch jak tëch łączi! Jak chto co przeskùrzi – mdze mùszôł wdichac kwiado robòtë – tej państwò sobie scygô cëzyńców do robòtë tową wònią! Recydiwiscë mdą mlécze żgwac! W kòscołach abò... przëchôdają cëzy a ùprôwiają jich sobie pò swòjémù. mdą miãtczé klëczniczi, òrganiscë mdą czësto spiewac Tak biwało, je i bãdze, czej rządzą taczi, co wiãcy wëdôwają i żódny łacëznë! Zwònë mdą zwòniłë leno temù, co trzeba! z państwòwi kasë, jak przënôszają wzątkù. Kò taczich so- Spòwiednice bądą rozbùdowóné ò leżanczi do analizów bie wëbiérómë, bò jak rzekł jeden pòliticzny mańteltréger: a stoliczi do òbczasspòwiedzowégò przëgrizaniô a pòpijaniô. cëmny lud to kùpi. A czejbë Wa miała przëòbiecac co temù Aùtołë same mdą jezdzëłë. Internet stónie sã jawernotą. Jedlëdowi, co kùpiwô – jakbë to szło? Taczi idealny, welowny nota zrzeszenim. Czôrné biôłim a żôłto-czôrné. Grifë mdą program. Cos na nen ôrt? za fligrë robiwac. Lëdze mdą żëlë jaż do sami smiercë i nie ùpadną niżi zemi. Na pùstëch nocach, kaszëbsczich mszach Kòżdémù dac tëli, co brëkùje, a robic, co je w sztãdze! Emeriturë i kaszëbsczich pielgrzimkach mdze spiéwóné pò kaszëbskù! zarô pò zaczãcym robòtë! Kòlejczi – jo, ale bez czekaniô w nich! Kòżdi mòże wszëtkò! Dochtór dlô kòżdégò za darmò a jesz pacjentowi je płaconé To prawie zrëchtëje Wama naszô partia. Naszi lëdze za wizytë! Dójné krowë mają słëchac Bacha, kònie pòlków- dopilëją, cobë wszëtkò szło tak, jak sã słëchô, a mómë jich galopków, a gãsë blós pòlsczich sztëczków, cobë wiedzałë, skòpicą do òbsadzeniô. Dôlëbóg jo! Nijak nie mdze lëchò! że swój jãzëk mają! W aptéce żódnëch receptów, wszëtkò za Bądze w nôlepszim pòrządkù! Leno nas wëbierzta! Bò mòc je darmò, a aptékôrz przëdô klientowi kawã abò harbatã za prziń- z nama! Aman, aman! scé! Direchtorzë institucëjów kùlturë mają grabic lësce, a grable POMERANIA LËSTOPADNIK 2015 67 Z BÙTNA Bania RÓMK DRZÉŻDŻÓNK Zarôzka pò welacjach do krajewégò parlameńtë brifka sã przeńdzë pò Pëlckòwie a wezdrzi na krómë, gòspòdë do mie przënëkôł a, mie nic, tobie nic, zawrzeszczôł jak a chëcze. Wlézë w naju szkòłë a òbezdrzi so, jaczé tã amerikańsczé pògaństwò królëje. òdzëwiałi: – Pòmalë, pòmalë, òbdôj so chłopie, bò cë lëftu zafelëje. – Jô bë tim najim głupim lëdzóm w co trzecy chëczi, jo, dobrze gôdajã, w co trzecy, nômili ne głupé banie roztrza- Jesz mie tuwò na placu padniesz – chwôcył jem drëcha za remiona a pòtrzisł nim dosc mòckò. Czej ju òprzestôł drëżec, skôł! To nie je do wzéraniô nó to, co sã w Pëlckòwie dzeje! – Nie bądzë taczi radikalny – próbòwôł jem gò kąsk pòprosył jem jegò, żebë mie spòkójno wëdolmacził, cëż mù ùspòkòjic. – Jak so lëdze wëbrelë, tak mdą mielë… Wedle sã znôwù w najim Pëlckòwie nie widzy. – Banie, wërznioné banie, swiécącé banie, prôwdzëwé mie to nie je nick strasznégò. a plastikòwé – wzdichnął brifka a cãżkò sôdł na ławã stojąBrifka wezdrzôł nó miã niedowiérno a rikôł dali: – Jô mëslôł, że të jes mądrzészi… Głupi lëdze, głupi… cą kòle mòji chëczi. – Terô jô jem doma – sôdł jem kòle niegò. – Mie sã ne Jakùż tak móże! A nôgòrszi są ti szkólny… Tu jem mù przerwôł, bò slédnym czasã cos za wiele do amerikańsczé zwëczi téż nie widzą, ale co më zó to móżemë? – Wez so pòmëszlë, jidã nëch biédnëch szkólnëch naju szaséją bez naju Pëlckòwò brifka mô. Jô tam nie wiém, a w co trzecym dodomie wë – Cëż të zôs môsz do co ti szkólny dzecóm rznioną baniã, a to w òknie, szkólnëch? w łepë ladrëją, ale pewno a to w ògrodze, a to na trapach – Bò të nie wiész, co ti za głëpòtë najim dzecóm pòliticznô propagańda widã stojącą. Pò gòspòdach w łepë ladrëją, to doch nie je je w szkòlé zabrónionô… a w krómach baniowi òbstrój zrëchtowóné. Tam-sam do pòmësleniô. To móże jima Przënômni móm taką mają rôczą na halołinowé zabawë. gadac a sra… Tłómaczëc, nôdzejã. W jednym krómie hańdlëją tołmaczëc, dolmaczëc a klastrasznyma larwama a przerowac, a to i tak nick nie zebleczeniama dlô dzecy. A w naju szkòle ògłoszëlë kònkùrs pòmôgô. – Jô tam nie wiém, co ti szkólny dzecóm w łepë ladrëją, na nôstraszniészą baniã. Mój nômłodszi mie żëc nie dôwô, le ale pewno pòliticznô propagańda je w szkòlé zabrónionô… wcyg gniece, tata, dôj mie tã nôwikszą baniã, jô chcã szóstkã Przënômni móm taką nôdzejã. Chòc, chto wié, móże òd czasu dostac. Rzeczë mie, mają ti naju lëdze rozëm? – Më ju są Amerikanë, më są panë… – zanócył jem piesniã kòmùnë, czedë jem chòdzył do szkòłë, w tëch sprawach za klasyka pòlsczi mùzyczi rockòwi. wiele sã w szkòłach nie zmieniło. – A ten zôs mùszi ò pòlitice… – wzdrignął sã z òbrzë – Jakô propagańda? – zmôrlił łësënã brifka a wezdrzôł nó dzenim brifka, sedzôł sztócëk môłczącë a tej nôgle spitôł: miã zadzëwionyma slépiama. – Ni môsz të co do zjedzeniô, kò jô jem òd tegò mëszleniô ò – Pòliticznô… kò më terôzka ò pòlitice gôdómë. baniach fëst wëgłodniałi. – Jaczi pòlitice? – Mògã cë zrobic sztëk chleba z miodã abò szmùltã. Móm – Nie gôdôł të, że chcesz lëdzóm banie roztrzaskac? Jô jesz zupã, ale gwës nie mdzesz ji chcôł òszmakac… mëslôł, że të gôdôsz ò tëch, jaczi welowalë na PiS. – Zupã jô bë rôd zjôdł – òblizôł sã brifka. – Jaką môsz? – A cëż mie welacje interesëją! Są wôżniészé sprawë jak – Zupã z bani – rzekł jem cëchò a flot zwiornął w chëcze, na twòja przechlasłô pòlitika! Të pò prôwdze nie widzysz, cëż sã z nama dzeje? – rikôł brifka a całi drëżôł. – Wezże kò miôł jem strach ò swòjã baniã. R E K L A M A OFICJALNY PORTAL ZRZESZENIA KASZUBSKO-POMORSKIEGO AKTUALNOŚCI 68 WYDARZENIA KOMUNIKATY MEDIA FOTORELACJE POMERANIA LISTOPAD 2015 Jarosłôw Kroplewsczi Mòje serakòjsczé miesące Smùtan Niebò smãtno malowóné, W rowach fùl lëstów i czapë, Ani rutczi, ani mléczów, Nad tim le wróble i gapë. Ale, ale, czemù zarô! Skòrno Môrcën na biôłim kòniu z wôłtarza zeskòcził, Z kòscoła wëparził, pò łączëszczach ë pòlach pònëkôł I trôwë, i zelonosc zëmòwégò séwù na biôło zaskrził. Że zeskòcził i wëparził, Nicht tegò nie zaùważił, Ale òtrząs swiat òd smùtnotë, Nim gòdnik przińdze a z nim smiotë. Podpis do zdjęcia: Òdj. © ilarialapreziosa – Fotolia.com Le sã zamknąc w szopie na ten smùtny czas I zymkù czekac… Dyrektor Naczelny prof. Roman Perucki Dyrektor Artystyczny Orkiestry PFB Ernst van Tiel L I S T O P A D 21 2 0 1 5 PATRONAT HONOROWY: 21/11 SOBOTA 19:00 KONCERTY PFB ZA GRANICĄ SALA KAMERALNA 3X3 FESTIVAL. ARTE DEI SUONATORI & DJ LENAR 22 22/11 NIEDZIELA 17:00 SALA KAMERALNA KONCERT FINAŁOWY I FESTIWALU MUZYKI WSPÓŁCZESNEJ „NOWE FALE” Tadeusz Dixa dyrygent Orkiestra Sinfonietta Pomerania DZIADEK, KĘDZIORA, KORNOWICZ, MEYER Tadeusz Wojciechowski 27 27/11 PIĄTEK 19:00 04/11 ŚRODA 18:00 SOBÓR CHRYSTUSA ZBAWICIELA W KALININGRADZIE 70. JUBILEUSZOWY SEZON 2015/2016 SALA KONCERTOWA KONCERT ORKIESTRY PFB W KATEDRZE W KALININGRADZIE XXV UROCZYSTY WIECZÓR KONCERTOWY. LIONS CLUB GDAŃSK NEPTUN KONCERT ORKIESTRY PFB W FILHARMONII MOSKIEWSKIEJ WSPÓŁPRACA: LIONS CLUB GDAŃSK Tadeusz Wojciechowski dyrygent Laureaci XVII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina (Warszawa 2015) Orkiestra Symfoniczna PFB KURPIŃSKI, CHOPIN SALA KAMERALNA 28/11 SOBOTA 18:00 15/11 NIEDZIELA 17:00 SALA KONCERTOWA Adam Wiśniewski puzon Adam Stachowiak trąbka Katarzyna Pańczyk fortepian BLACHER, ARUTIUNIAN, WAGENSEIL, TURRIN, LEGRAND, VIVALDI, KOETSIER PIERWSZY SIWY WŁOS… KONCERT ANDRZEJKOWY Koncert symfoniczny z okazji 100. rocznicy urodzin gdańskiego kompozytora H.H. Jabłońskiego Massimiliano Caldi dyrygent Maciej Miecznikowski wokal Orkiestra Symfoniczna PFB Krzysztof Dąbrowski prowadzenie JABŁOŃSKI, BEETHOVEN 19/11 CZWARTEK 18:00 Adam Wiśniewski puzon Adam Stachowiak trąbka Maciej Parchem puzon Marek Sikora puzon Mariusz Stawski puzon basowy Zenon Gileta tuba OD BACHA DO SWINGU 30 29/11 NIEDZIELA 17:00 30/11 PONIEDZIAŁEK 9:00, 11:15 oraz Motion Trio w składzie: Paweł Baranek akordeon Janusz Wojtarowicz akordeon Marcin Gałażyn akordeon STOLZ, KALMAN, LOEWE, PUCCINI, NYMAN, BARANEK, WOJTAROWICZ, MOTION TRIO, KILAR 05/11 CZWARTEK 19:00 SALA CZAJKOWSKIEGO W FILHARMONII MOSKIEWSKIEJ Maciej Miecznikowski Największe przeboje Henryka Hubertusa JABŁOŃSKIEGO m.in. Pierwszy siwy włos oraz Zachodni wiatr zorkiestrowane przez Tadeusza Kassaka. Massimiliano Caldi dyrygent Aleksandra Stokłosa sopran Renata Dobosz mezzosopran Maciej Komandera tenor Wiesław Ochman tenor Orkiestra Symfoniczna PFB Tadeusz Wojciechowski dyrygent Laureaci XVII Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina (Warszawa 2015) Orkiestra Symfoniczna PFB CZAJKOWSKI, CHOPIN 28 Massimiliano Caldi FILHARMONICY GDAŃSCY NA SWÓJ JUBILEUSZ 01/12 WTOREK 9:00, 11:15 SALA KONCERTOWA Jarosław Wyrzykowski obój, obój d’amore Natalia Kasperczyk wiolonczela Carlos Roberto Peña Montoya harfa SAINT-SAËNS, LALLIET, FAURÉ, PLATTI MIKOŁAJKOWA REWIA Kolorowa rewia z udziałem Świętego Mikołaja! Zwariowane rytmy oraz muzyczny kulig z udziałem akordeonu, organów i fletów. GDAŃSKA JESIEŃ PIANISTYCZNA 06 RECITALE FORTEPIANOWE Orkiestra Symfoniczna PFB fot. P. Klein SALA KAMERALNA 06/11 PIĄTEK 19:00 07/11 SOBOTA 19:00 VIVA ARGENTINA – DUO GRANAT SALA KONCERTOWA GOŚCINNIE NA JUBILEUSZ Piotr Sułkowski dyrygent FILHARMONIA WARMIŃSKO MAZURSKA IM. FELIKSA NOWOWIEJSKIEGO W OLSZTYNIE NOWOWIEJSKI, MAKLAKIEWICZ, DVOŘÁK 05/11 CZWARTEK 19:00 EDYTA BARTOSIEWICZ – ACOUSTIC TRIO Tamara Granat & Adrian Kreda PIAZZOLLA, MILHAUD, GUASTAVINO 10 08/11 NIEDZIELA 19:30 ARTUR ROJEK AUTUMN 2015 TOUR 08/11 NIEDZIELA 17:00 MARCO SCHIAVO & SERGIO MARCHEGIANI 10/11 WTOREK 19:00 SALA KONCERTOWA GOŚCINNIE NA JUBILEUSZ Ingolf Wunder fot. O. Świątecka BRAHMS, SCHUBERT, BRAHMS, ROSSINI Igor Lerman dyrygent Pavel Milyukov skrzypce LERMAN CHAMBER ORCHESTRA CZAJKOWSKI, SAINT-SAËNS, CHAUSSON, RAVEL 13/11 PIĄTEK 19:00 JANUSZ OLEJNICZAK 12 CHOPIN, SCHUBERT (w transkrypcjach LISZTA), WAGNER (w transkrypcjach LISZTA), DEBUSSY 12/11 CZWARTEK 19:00 14/11 SOBOTA 19:00 LEONARD SCHLÜTER SALA KONCERTOWA HISTORIE ZNAD LOARY HAYDN, SCHUBERT, RAVEL, CHOPIN Maurice Clerc organy Bernard Metz puzon GERVAISE, MOURET, MARCELLO, HÄNDEL, BACH, LANGLAIS, SAINT-SAËNS, VIERNE, COCHEREAU, GUILMANT 20/11 PIĄTEK 19:00 NADZWYCZAJNY KONCERT SYMFONICZNY NA ZAKOŃCZENIE FESTIWALU 21 21/11 SOBOTA 19:00 16/11 PONIEDZIAŁEK 19:00 JEZIORO ŁABĘDZIE – ROYAL RUSSIAN BALLET 19/11 CZWARTEK 19:00 LADY DAY-BILLIE HOLIDAY 25/11 ŚRODA 19:00 TEATR NARODOWY OPERETKI KIJOWSKIEJ 26/11 CZWARTEK 19:00 STRAUSS GALA 29/11 NIEDZIELA 18:00 ANDRZEJ PIASECZNY „KALEJDOSKOP” Z ORKIESTRĄ Antoni Wit dyrygent Ingolf Wunder fortepian Orkiestra Symfoniczna PFB Konrad Mielnik prowadzenie CHOPIN, LISZT, BEETHOVEN SALA KONCERTOWA XXI KOMEDA JAZZ FESTIVAL YELLOW JACKETS w składzie: Russell Ferrante, Bob Mintzer, Will Kennedy, Dane Alderson DOFINANSOWANO ZE ŚRODKÓW MIASTA GDAŃSKA ORGANIZATOR: STOWARZYSZENIE IM. KRZYSZTOFA KOMEDY WWW.FILHARMONIA.GDA.PL WYDARZENIA IMPRESARYJNE [email protected] TEL . 58 320 62 62 • TEL . 58 323 83 62 WWW.FACEBOOK.COM/FILHARMONIA KUP BILET www.bilety24.pl i wydrukuj na domowej drukarce, w kasach biletowych PFB Gdańsk, Ołowianka 1, w Biurze Podróży „Barkost” Gdynia, Świętojańska 100 GŁÓWNY SPONSOR PFB MECENAS KULTURY SPONSOR PATRONI MEDIALNI SEZONU ARTYSTYCZNEGO 2015/2016 WSPÓŁPRACA SPONSOR STRATEGICZNY PFB
Podobne dokumenty
prof. Jerzy Samp (1951–2015)
nazwami w języku kaszubskim i uchwałę o ustaleniu dodatkowych nazw miejscowości. Po ponad roku, bo dopiero 17
Bardziej szczegółowoGrudzień 2013
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...
Bardziej szczegółowoLipiec-Sierpień 2013
ul. Arciszewskiego 22 a, 76-200 Słupsk Tel. (59) 84 05 326, 507 518 993, E-mail: [email protected]
Bardziej szczegółowo