skrót tekstu_Nora Sternfeld
Transkrypt
skrót tekstu_Nora Sternfeld
Skrót tekstu Nory Sternfeld „Prozaiczne zadania – co może wynieść edukacja z własnych tradycji politycznych?” W artykule zatytułowanym „Turning”, w pierwszym numerze e-flux journal, Irit Rogoff zwróciła uwagę na „przełom edukacyjny w kuratorstwie”, zachodzący zarówno w samym nauczaniu, jak i w praktyce kuratorskiej. Autorka prezentuje przy tym nowoczesne podejście, ponieważ wydaje się, że edukacja oznacza dla niej nie tylko zwykłe odtwarzanie wiedzy, lecz także poszukiwanie możliwości jej kreowania. Tematem poniższego tekstu są tradycyjne zadania składające się na nauczanie oraz możliwości rozpatrywania edukacji jako środka, który przezwycięży funkcję reprodukcyjną wiedzy i będzie gotów ją wytwarzać, przez co rzuci wyzwanie tradycji. Warto, by owa forma kształcenia wymagała od uczniów zajęcia stanowiska politycznego, ale bez żadnych oczekiwań względem niego. Takie przedsięwzięcie może zapewnić dalszy wgląd w praktykę edukacyjną oraz kuratoryjną, które często bywają dość nużące i prozaiczne. 1. DIALEKTYKA POSTAW – PRZEMYŚLENIA NA TEMAT TRADYCJI EDUKACJI POLITYCZNEJ Upolitycznienie Aby uzasadnić tak dekonstrukcyjne podejście do edukacji, należy sięgnąć w przeszłość. Ruch dążący do upolitycznienia pedagogiki ma swoje początki w latach 30. XX wieku, kiedy to lewicowi artyści zajęli się dostosowywaniem technik nauczania do swych postępowych praktyk. Zjawisko to obrazuje scena lekcji ze sztuki Bertolta Brechta Die Mutter (Matka), w której robotnicy uczą nauczyciela, czym jest walka klas, a ten uczy ich czytać. Wyżej wymieniona scena ukazuje elementarną zmianę w rozumieniu kształcenia przez upolitycznienie, w której można wyróżnić cztery aspekty. Po pierwsze, Brecht kwestionuje edukację jako cel sam w sobie. Robotnicy pytają o brak powiązania między tematem lekcji a nauczaniem. Zamiast słowa „gniazdo” woleliby opanować pisownię terminu „walka klas”. Ponadto, skoro temat jest nieważny, to dlaczego nie porozmawiać właśnie o walce klas? Ich pytania pokazują granice bezstronności, typowej dla logiki przykładów pedagogicznych. Robotnicy w sztuce Brechta nie wpadają w pułapkę takiego rozumowania. Domagają się edukacji interesownej, która potraktuje ich podmiotowo. Po drugie, sytuacja przywodzi na myśl książkę Jacquesa Rancière'a Le maître ignorant (Nauczyciel ignorant), w której autor dowodzi, że powszechne metody kształcenia odtwarzają autorytarny dystans pomiędzy uczniami a nauczycielem. Ten ostatni może ów dystans wydłużać lub skracać poprzez wprowadzanie struktur władzy w porządek lekcji. Wiedza uczniów zawsze będzie gorsza w porównaniu z wiedzą nauczyciela, co jest wyrazem stosunków nadrzędności i podrzędności, które Rancière określa jako ogłupiające. Książka przywołuje prawdziwą historię Josepha Jacotota, XIX-wiecznego profesora francuskiego, który – oddelegowany do Belgii, mimo że nie znał flamandzkiego – postanowił wykorzystać własną ignorancję jako metodę nauczania. Kazał uczniom czytać teksty równolegle z ich tłumaczeniami, rezygnując tym samym z roli osoby przekazującej wiedzę. Ku jego zaskoczeniu, uczniowie zaczęli osiągać doskonałe wyniki w nauce francuskiego. Rancière prowadzi wywód na temat tej celowej ignorancji oraz równości jako podstaw procesu pedagogicznego. W przypadku Brechta jest odwrotnie – to robotnicy wiedzą, czego potrzebują, żeby nauczyć się czytać. Trzecim ważnym elementem w scenie z Die Mutter jest odwrócenie relacji aktywności i bierności. Uczniowie są równie zaangażowani w kształtowanie wzajemnego obecnie procesu nauczania co nauczyciel. Na koniec, w ramach czwartego punktu omówienia, warto zwrócić uwagę na konflikt pomiędzy niepolitycznymi a upolitycznionymi metodami nauczania. Na jaw wychodzą wymiar społeczny oraz stosunki władzy kryjące się za pozornie bezstronną edukacją burżuazyjną, a konflikt i różnica zdań stają się motorem kształcenia. W Republice Weimarskiej zarówno punkty styczne edukacji i kwestii społecznych, jak i wysiłki zmierzające ku zatarciu różnic między wytwarzaniem wiedzy a jej pasywnym odbiorem stanowiły centralne punkty debaty nad krytyczną, rewolucyjną pedagogiką. W 1929 roku teoretyk marksizmu i działacz komunistyczny Edwin Hoernle opublikował podręcznik pedagogiki rewolucyjnej, w którym obwieścił jedność polityki, gospodarki i edukacji, a także stwierdził, iż nauczanie jest ważnym krokiem na drodze do transformacji społeczeństwa. Zajmowanie stanowiska jako działanie złożone Na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat teoretycy pedagogiki krytycznej, w tym Peter McLaren, Henry A. Giroux, Ira Shor oraz bell hooks, często odnosili się do debat z początków lat 30., by w kontekście modelu historycznego omówić upolitycznienie edukacji we współczesnych neoliberalnych, postkolonialnych i zglobalizowanych migrujących społeczeństwach. Innym ważnym myślicielem jest brazylijski pedagog, teolog wyzwolenia i teoretyk edukacji Paulo Freire. Jest on twórcą „pedagogiki uciśnionych”, w której na pierwszym miejscu jest walka o sprawiedliwość i równość. Według Freire konieczność zajęcia stanowiska czy też wprowadzenia pewnego systemu przekonań pojawia się przy okazji każdego projektu. Neutralna, apolityczna edukacja nie istnieje. Peter Mayo podsumowuje te rozważania za pomocą prostego pytania: „Po której stronie jesteśmy, gdy chodzi o edukację i nauczanie?”. Powyższe pytanie rodzi dalsze problemy. Skąd wiemy, że jesteśmy po stronie uciśnionych? Czy zawsze tak jest? Czy zawsze chcemy z nimi trzymać? Kim jesteśmy w procesie zajmowania stanowiska? Kto jest wykluczony z tego procesu? I najbardziej klasyczne pytanie: Jak można dokonać radykalnej zmiany okoliczności od wewnątrz? Aby wystąpił taki poziom złożoności zadania, należy wcześniej podjąć decyzję. Dopiero wtedy do głosu dochodzą liczne sprzeczności, które stają się przez to produktywne, gdyż nawet jeśli nie da się przewidzieć, czym mogłaby być edukacja w teorii i w ramach systemu, rozbieżność między tymi obrazami może stworzyć pole do działania. Niezależnie od dziedziny, w której funkcjonują, krytyczne podejścia pedagogiczne mają na celu wspólne przeciwstawienie się kanonowi. Według nich wiedza jest bronią, a edukacja – formą organizacji i uwłasnowolnienia. Obecnie takie ujęcia tematu są interpretowane na nowo i poddawane krytyce. Stanowcze „być może” Niektóre z podstawowych zasad emancypacyjnej myśli pedagogicznej trafiły na warsztat teorii poststrukturalizmu, według której pusty jest nawet taki koncept, jak być po „dobrej stronie” w debacie czy walce. Współcześni teoretycy pedagogiki próbują włączyć poststrukturalne idee w procesy kształcenia. Dzięki temu „niemożliwe” staje się równie ważną oraz czynną kategorią jak „możliwe” i uzupełnia dyskurs o refleksje, które wynoszą go poza pragmatyczną, funkcjonalistyczną realizację idei lub programu. Edukacja zawsze zawiera w sobie pewien element nieprzewidywalny, którego nie da się zaplanować, i staje się szczególnie trudna w sytuacji zaangażowania w zmianę społeczną. Taka perspektywa może prowadzić do akceptacji utraty kontroli i ryzyka porażki. Dla Jacquesa Derridy niemożliwe jest warunkiem dla zaistnienia możliwości możliwego. W kontekście edukacji może to sugerować obecność wymiaru działania właśnie w braku kontroli. Derrida wprowadza zatem do swego dyskursu filozoficznego „być może”, bez którego nie da się mówić o przyszłości. Konieczność zajęcia stanowiska politycznego oraz towarzyszący jej brak sposobności dowiedzenia się, czy w kategorii intelektualnej trzymamy dobrą stronę, stwarzają rodzaj braku możliwości, który rzuca wyzwanie edukacji za pomocą kwalifikacyjnego „być może”, tymczasowego zawieszenia, będącego istotną składową aktu podejmowania decyzji. Dla kogo przełom? W przypadku obecnych osiągnięć na polu kuratorskim pytania pozostają takie same: jak tworzyć procesy edukacyjne, które odnoszą się do działania, gdy ani nie wiadomo, ani też nie ma chęci udawania, że wiadomo, co jest słuszne, i jakie będą konsekwencje takiego przedsięwzięcia? Na podstawie powyższego sformułowano kolejne pytania, m.in.: Jaki jest potencjał krytyczny i jakie są utrudnienia oraz pułapki praktyk edukacyjnych w ramach istniejących stosunków władzy? Na przestrzeni ostatnich lat podobne kwestie rozpatrywały rozmaite środowiska związane z nauczaniem. Nierzadko przyjmowały one postawę przeciwko dominującym „prawdom”, choć ostatecznie ich działania zostały zmarginalizowane. W opisie konferencji „Kulturen des Kuratorischen” Beatrice von Bismarck definiuje kuratorstwo jako „praktykę kulturalną, która stanowczo wykracza poza organizację wystaw” i która posługuje się „oryginalną metodą tworzenia, przekazywania i odzwierciedlania doświadczenia oraz wiedzy”. Tym samym następuje połączenie dwóch obszarów – kuratorstwa i edukacji. Zgodnie z tą ideą, wystawy zmieniają się w przestrzeń działań kuratorskich, które zakładają możliwość niezwykłych spotkań i dyskursów. To, co niespodziewane, wydaje się ważniejsze niż, dajmy na to, dokładny program wydarzenia i plan ekspozycji. Jak do tego doszło? W latach 90. XX wieku rozpoczął się „przewrót refleksyjny” w teorii organizacji wystaw. Stał się on powodem do licznych rozważań, analiz oraz działań samokrytycznych, a w niektórych przypadkach doprowadził do odkrycia wspólnej płaszczyzny nauczania i kuratorstwa. Badanie warunków tego procesu wiedzie do jednoznacznego stwierdzenia, że ów „przełom edukacyjny w kuratorstwie” dotyczy wyłącznie kuratorów. Edukacja jest bowiem traktowana instrumentalnie, jak szereg protokołów i z pominięciem złożonej wewnętrznej walki wobec zagadnienia możliwości czy transformacji. Marginalizowany od lat dyskurs jest dziś popularnym tematem konferencji oraz publikacji. Wciąż jednak pozostaje pytanie: Kto ostatecznie skorzysta na tej dyskusji? Czy powinna ona obejmować feminizację środowiska edukatorów, a także wiedzę szkolną, instytucje wystawiennicze, grupy młodzieżowe i inne elementy? Czy powyższe grupy mają w zamian dostęp do kapitału symbolicznego? Rozważania na temat nierównej dystrybucji kapitału symbolicznego między kuratorami a edukatorami mogą być prowadzone podobnie do feministycznych. Należy zatem zadać ostateczne pytanie o to, jak skończyć z ogromnymi różnicami w wytwarzaniu i reprodukcji wiedzy? Wygląda na to, że koncepcja kuratorstwa może wyjść poza te problemy ze względu na jej pojmowanie edukacji jako część kuratorskiego procesu wytwarzania wiedzy. Z jednej strony jest to osiągnięcie, ale należy także rozpatrzeć jego ewentualne braki. 2. PROZAICZNY ASPEKT EDUKACJI W słynnym eseju „Who Claims Alterity?” Gayatri Chakravorty Spivak wyraża brak zaufania do instytucji i proponuje pracę nad prozaiczną pedagogiką sali wykładowej. Celowo porzuca kwestie reprezentacji i zmian w pozycji mówcy, by skierować się ku powolnym procesom kształcenia, w ramach których należy pracować nad tym, co można usłyszeć, nad zmienianiem tego, co można powiedzieć, zobaczyć czy zrobić. Takie podejście wydaje się oferować sposobność odniesienia się do kanonu, bez natychmiastowego odcinania się od wyników tego działania. Poniższe przykłady zostały zaczerpnięte z praktyki wiedeńskiego biura pośrednictwa i edukacji kulturalnej trafo.K. Wspólnym mianownikiem projektów było podejście prozaiczne, które można przeciwstawić dążeniu do tego, co modne i reprezentacyjne w kuratorstwie. To, co nużące Szkoła i nauka odbywają się codziennie. Zwykle nie są szczególnie interesujące. W swoich projektach, trafo.K ciągle zadaje pytanie: „Czy na pewno tak to wygląda?”, starając się zapoczątkować proces oduczania się wszystkiego, co wygląda na oczywiste. Pytania dotyczą samego trafo.K, współpracujących instytucji, a także społeczeństwa. Bywa, że prowokują publiczność lub instytucję. Nie zawsze są efektowne, a czasem trudno nawet stwierdzić, czy poskutkowały. Niemniej jednak to właśnie ten nużący aspekt edukacji wkracza w codzienne życie, gdzie toczą się bitwy o interpretację i dominację, tak samo jak na polu działań spektakularnych. To, co sprzeczne W projektach edukacyjnych odnoszących się do kwestii społecznych trafo.K reaguje na okoliczności i tworzy przestrzeń do dyskusji o rzeczach, których zwykle nie chce się słuchać. Oczywiście nie chodzi o prowokowanie nieporozumień, a o czerpanie z różnorodności poglądów, stanowisk i podejść. Czasami zdarza się, że napotykamy na przejawy rasizmu, antysemityzmu czy seksizmu, których nie akceptuje ugładzone społeczeństwo burżuazyjne, i które przerażają o wiele bardziej od głęboko zakorzenionych struktur rasistowskich, seksistowskich i antysemickich, przez pryzmat których postrzegamy samych siebie. Jak obnażyć system tych sprzeczności, gdy można wypowiadać pewne rzeczy, ale równocześnie nie są one akceptowane? W dążeniu do pogodzenia rozbieżności trafo.K musi mierzyć się z pułapkami i niepowodzeniami, takimi jak: użycie burżuazyjnego, autorytarnego prawa do wypowiedzi z pozycji władzy, tak by zapobiec wyrażaniu niechcianych poglądów; pozwolenie na zaistnienie bolesnych kwestii na forum dla dobra wypracowanej dyskusji. Można to zobrazować na przykładzie ściany wylepionej plakatami, która powstała we współpracy z praktykantami przez wejściem na wystawę „Gastarbajteri”. W pewnym momencie okazało się, że praktykanci nie zawsze podzielali poglądy organizacji. Czasami dochodziło do dyskusji, lecz w innych przypadkach takie wypowiedzi tłumiono. Zrealizowany projekt był wynikiem tego procesu i z jednej strony odnosił się do dyskursu sztuki umiejscowionej w przestrzeni publicznej i zawierającej krytyczne refleksje na temat austriackiego rasizmu oraz mediów, a z drugiej stał się świadectwem udanych negocjacji w grupie, ale także porażki w wypracowaniu akceptowanego stanowiska. Ponadto ów proces jako całość niósł ze sobą ryzyko instrumentalnego potraktowania młodych ludzi. To, co ugodowe Zarówno praca z osobami o przeciwstawnych poglądach, jak i poruszanie tematów społecznych często sprawia, że trafo.K wkracza na niepewny grunt. Nieustannie pojawiają się nowe pytania. Nużąca część pracy polega na tolerowaniu faktu, że współdzielony proces krytyczny nigdy nie doprowadzi do wniosków. W ramach Festiwalu Regionów, w 2003 roku powstał projekt Versteinerte Feindschaften (Skamieniałe Wrogości), organizowany przez trafo.K we współpracy z artystami Alexandrem Jöchlem i Hermannem Lohningerem oraz ze studentami Handelsakademie Lambach. Punktem wyjścia dla zmagań z nazistowską przeszłością i historią miasta Lambach w Górnej Austrii był tamtejszy pomnik wojenny. W ramach przedsięwzięcia odbyły się dyskusje, a młodzi uczestnicy stworzyli przy pomocy artystów interwencje w przestrzeni publicznej, które oferowały alternatywne spojrzenia na oficjalną wersję historii. Projekty społeczne są zawsze w pewnym stopniu umiejscowione w sytuacjach społecznych i w takim zakresie są też przez nie determinowane. Celem jest stworzenie dystansu, atak na kanon, dominującą szkołę myśli lub historię, który nigdy się do końca nie udaje, gdyż tych elementów nie da się zastąpić. To, co niepewne trafo.K zostało zaproszone do udziału w projekcie edukacyjnym wykorzystującym specyfikę miejsca, organizowanym w genewskim Centre d'Art Contemporain. Wraz z kuratorami – szwajcarską grupą microsillons – postanowiliśmy pracować z zespołem trzydziestu trzynastolatków z miejscowej szkoły niemieckiej. Projekt rozpoczął się w listopadzie 2009 roku. O ile dorosłych cechowało otwarte konceptualne podejście i chcieli oni traktować uczniów jak ekspertów od edukacji, tak aby rozwinąć ewentualne formy działania w oparciu o ich punkt widzenia, o tyle same nastolatki wolały zajmować się pracami fizycznymi. Mimo starań, wyniki nie były ani szczególnie refleksyjne, ani konceptualne. Sugerowały jednak pewne nieokreślone, nieugładzone formy zmierzenia się z krytycznymi tematami wystawy. Po ukończeniu prac okazało się, że wiele pytań o instytucje, pozycję trafo.K oraz kwestie związane z omawianymi zagadnieniami pozostało bez odpowiedzi. Teraz to one stały się kluczową częścią projektu. Z kolei później wypowiedzi na temat dzieł sztuki i własnej pracy udzielali uczniowie. To, co mniej ważne, i to, co nieatrakcyjne Projekty nie zawsze są idealnie zgodne z założeniami, gdyż do pewnego stopnia stanowią otwarte procesy. Niekiedy dostarczają one niespodziewanych wyników, które mogą okazać się produktywne, choć nie zawsze są atrakcyjne, a czasami mogą nawet wprawiać w zakłopotanie. Bywa jednak, że prowadzą do ciekawych rozważań. Innym razem nie ma wyników w ogóle. Wybrane przykłady celowo podkreślały nużące, nieatrakcyjne i wyczerpujące aspekty działalności edukacyjnej, na które napotykają osoby pośredniczące w przekazie kulturalnym oraz edukatorzy, ale które rzadko stają się przedmiotem ich dyskusji czy teorii. Należy jednak pamiętać, że nie są to cele a jedynie części składowe procesów kształcenia. Nie powinno się zatem rozumieć ich jako strategii, gdyż znacznie lepiej jest opisywać je z metodologicznego lub politycznego punktu widzenia. Oczywiście jest możliwe sformułowanie wspólnego celu dla działań edukacyjnych i kuratorskich – to rzucenie wyzwania aparatowi wartościującemu, z myślą o zmianie tego, co można zobaczyć, powiedzieć i zrobić. Sposób i czas osiągnięcia zamierzenia określają zasady danego obszaru i kwestie w nim pominięte, tradycje oraz luki, a także nieprzewidziane wypadki i metody poradzenia sobie z nimi, a jako że nie zawsze są one takie same dla kuratorstwa i edukacji, należało omówić kilka takich podejść i taktyk. Głównym przedmiotem powyższych rozważań były elementy żmudne i nużące, pułapki oraz niepowodzenia, chwile, gdy nie dzieje się nic ważnego. Parafrazując Derridę, można powiedzieć, że tylko w momencie, gdy możliwe jest, by nie działo się nic produktywnego, może stać się coś produktywnego. Być może ostatnie dyskursy kuratorskie, które zaczęły podkreślać kwestię produktywności wiedzy, mogą się czegoś nauczyć od cichych, mozolnych, nieatrakcyjnych procesów edukacyjnych.