przeczytaj wprowadzenie
Transkrypt
przeczytaj wprowadzenie
Wstęp „Pan miłuje tych, co zła nienawidzą” (Psalm 97,10) Zasmucona myślą, że z powodu różnicy wieku między mną a moim mężem istniał długi okres jego życia, którego z nim nie przeżyłam, poprosiłam go o napisanie autobiografii. Ze swoim zwykłym zapałem chwycił za pióro i currente calamo zabrał się za to zadanie, wyznaczone przez miłość. Pisał tylko w czasie wolnym, to znaczy wieczorem, kiedy był sam, czekając na mnie, aż wrócę z zajęć w Hunter College. Miałam zakaz uczenia w dzień, ponieważ wyrobiłam sobie złą opinię za mylenie filozofii z religią, ale uważano za dopuszczalne, bym uczyła po zachodzie słońca. Kiedy wracałam do domu, zwykł czytać mi stronice dodane tego dnia do rękopisu. Książka ta opowiada o życiu mojego męża od czasów najwcześniejszej młodości do przyjazdu do Stanów Zjednoczonych w 1940 roku. Doprowadził swój rękopis do jesieni 1937 roku, ale udało mi się go dokończyć dzięki bogactwu informacji, jakie przez lata zebrałam. Mój mąż był obdarzony fenomenalną pamięcią i po sześćdziesięciu latach potrafił podać dokładny dzień, miesiąc i rok konkretnego wydarzenia. Wygrawerował dla mnie niezmiernie szczegółową historię swojego życia, począwszy od kluczowych wydarzeń, po skromne drobiazgi, wiedząc, że wszystko to ma swoje znaczenie dla kogoś, kto kocha. Nie miał zamiaru tego rękopisu wydawać, ale przyjaciele, usłyszawszy, że mój mąż zaangażował się w to gigantyczne przedsięwzięcie, prosili go o przeczytanie fragmentów budzących powszechne zainteresowanie. Ich entuzjastyczna reakcja przekonała mnie, już wiele lat po śmierci męża, że powinnam podzielić się po części tym cennym dziełem. Niemałe zadanie stanowiła decyzja, co wybrać z tego gąszczu informacji, ręcznie spisanych po niemiecku i liczących niemal pięć tysięcy stron. Pominęłam to, co łączyło tylko nas dwoje, piękne czy smutne, ponieważ były to chwile intymne. Kardynał Newman miał wyostrzone poczucie szacunku należnego prywatności. „W dzisiejszych czasach szczególnie trzeba przestrzegać [przed niedyskrecją] — pisał — gdyż są to czasy, kiedy nie ma nic, do czego by się nie wtrącano, nie ma nic, czego by nie opublikowano, nie ma nic, czego nie przedłożono by wszystkim ludziom”1. Niektóre fragmenty pominęłam, ponieważ czas nie był stosowny. Inne, bardzo szczegółowe — skróciłam, a te, które były bardzo skondensowane — poszerzyłam. Po zredagowaniu rękopisu musiałam znaleźć jakiś tytuł. Ponieważ ta książka została napisana dla mnie, na moją prośbę, byłam skłonna zatytułować ją: Najdłuższy list, jaki kiedykolwiek napisano, ale tytuł ten nie oddawał skali i głębi życia Dietricha von Hildebranda. Trzeba było znaleźć inny tytuł. Żaden z tych, które przychodziły na myśl, ani żaden z podsuwanych mi przez przyjaciół również mnie nie zadowalał. Aż do niedawna, gdy opowiadałam moim drogim przyjaciołom, państwu Healy, o ostatnich dniach życia mojego męża. Ponieważ urodził się i wychował we Włoszech, włoski był jego językiem ojczystym, i kiedy był bliski śmierci, mówił do mnie w pięknym języku Dantego. Jego głos przeszedł w szept, ale wyraźnie usłyszałam, jak powiedział: „Zawsze byłem lwem, a teraz jestem bezsilny i mały”. Następnie wziął oddech i dodał: Ma sai, sai, la mia anima è ancora un leone („Ale wiesz, wiesz, moja dusza nadal jest lwem”). Usłyszawszy te słowa, mój przyjaciel wykrzyknął: „Oto twój tytuł! Obejmuje całość życia twojego męża”. Pomimo opuszczeń, o których wspomniałam, książka ta daje czytelnikowi możliwość poznania człowieka o duszy lwa. Dietrich von Hildebrand kochał prawdę i nienawidził nieprawości. Był wiernym i oddanym synem Kościoła katolickiego oraz nieustępliwym 1 J.H. Newman, Ignorance of Evil, w: Parochial and Plain Sermons, t. VIII, Kazanie 18, Ignatius Press, San Francisco 1997, 1716. 6 bojownikiem przeciw niesprawiedliwości. W okresie wspaniałej młodości odebrał intelektualną i kulturalną formację, którą rzeczywiście można nazwać wyjątkową. Czuwała nad nim łaska, kiedy jeszcze nie wiedział, że łaska istnieje, a jego nawrócenie w młodych latach było tak głębokie, że od roku 1914 z żarliwą gorliwością chciał poświęcić cały swój wysiłek i energię na służbę Kościołowi, który — jak często mi mówił — kochał „jak Oblubienicę”. Kiedy nazizm podniósł swój obrzydły łeb, należał do tych nielicznych osób w Niemczech, które natychmiast wyczuły zło tej filozofii. Od początku lat dwudziestych poszedł za głosem Bożym, aby walczyć przeciwko Hitlerowi i narodowemu socjalizmowi, co drogo go kosztowało. Wybrał wygnanie w Austrii i będące jego następstwem ubóstwo oraz doszczętny brak bezpieczeństwa zamiast kompromisu z nienawistnym systemem politycznym w Niemczech. W Wiedniu, działając przeciwko Hitlerowi, stał się człowiekiem napiętnowanym i tylko w cudowny sposób uszedł śmierci w momencie Anschlussu. Był uchodźcą we Francji, gdzie jego rodzinie nieustannie zagrażały niedostatek i niebezpieczeństwo, a kiedy w roku 1940 naziści dokonali inwazji, rodzina von Hildebrandów musiała się ukrywać. Tuż przed Bożym Narodzeniem tego samego roku dzięki opiece Opatrzności Hildebrandowie przybyli do Stanów Zjednoczonych. Teraz, kiedy spoczywa bezpiecznie w tajemnicy wieczności i nie może go kusić powab ludzkiej chwały, mam nadzieję, że to świadectwo zjedna Dietrichowi von Hildebrandowi uznanie, na jakie zasługuje. Walczył nie o ludzką koronę, ale o chwałę Bożą. 7