Infekcja - Jeszcze tego nie słyszałeś
Transkrypt
Infekcja - Jeszcze tego nie słyszałeś
Jakub Gaoko • INFEKCJA Slash wrist, scarlet fever, crawled under your bathroom door Pumping arteries ooze the problem, through the gap that the razor tore You’ve got venom in your stomach, you’ve got poison in your head You should have listened to your analyst questions when you lay on his leather bed Marillion “He Knows You Know” Dla fanek seriali o lekarzach. Wszystko zaczęło się od kichnięcia. Nie wiem, czy najpierw kichnąłem, czy się obudziłem. Może jedno wywołało drugie? Nie potrafię powiedzied, naprawdę. W każdym razie po przebudzeniu czułem się okropnie. Oczy miałem załzawione, w głębi gardła czułem, jakby utkwiła mi jakaś mała piłka. Nos zawalony, że ledwo dało się oddychad, a kapało z niego wciąż, jak z niedokręconego kranu. Nie było mowy, żebym w takim stanie poszedł do pracy. W takim stanie można tylko przeleżed cały dzieo w domu i udawad dla wszystkich innych, że się przestało istnied. Ale przecież nie mogę tak po prostu nie iśd do pracy.. Żeby pozwolid sobie na ten luksus, musiałem najpierw iśd do lekarza, który potwierdziłby: „tak, jest pan chory, może pan łaskawie zostad w domu” i wystawił odpowiedni papierek, który w mojej pracy wywołałby reakcję: „och, naprawdę pan był chory, bardzo mi przykro, dobrze, że już pan wraca do zdrowia”. Niestety, tak już jest ten chory świat poustawiany, a jakby jeszcze tego było mało, poustawiany jest w taki sposób, że jak się czegoś chce, trzeba po to coś wyjśd z domu. Jak się chce jeśd, jak się chce z kimś spotkad, jak się chce zarobid, jak się chce kupid gazetę. Po wszystko trzeba wychodzid z domu. Paranoja. Ale nie jestem w stanie zmienid świata, zwłaszcza w takim stanie, więc w koocu zebrałem się z łóżka, zdołałem w jakiś sposób doprowadzid się do toaletowego porządku, a nawet się ubrałem. W ten sposób przygotowany do zderzenia z zewnętrzną rzeczywistością, wyszedłem z domu. Krok za krokiem, raz, dwa.. Psik. Jeszcze raz. Idziemy, krok, raz, dwa.. Psik. Nie ma co się poddawad, krok.. Psik. Na dole spotkałem ciecia – próbowałem mu odpowiedzied na „dzieo dobry”, ale stan mojego gardła niespecjalnie na to pozwolił. Znaczy odezwałem się do niego, ale nie wiem, czy odebrał to jako „dzieo dobry”. Walcząc z ciągle kapiącym nosem i starając się przezwyciężyd ból głowy, z którego zdałem sobie sprawę dopiero w połowie drogi, udało mi się przejśd trzy przecznice i dojśd do wymarzonego celu: przychodni. Jak to dobrze, że chociaż ta jest niedaleko. 1 www.cth.boo.pl Przychodnię mamy ładną, czystą, nowoczesną. Ściany bielusieokie, plakaty kolorowe, nawet jeszcze nie prześmiardła moczem i starymi ludźmi. Wygląda jak z tych amerykaoskich seriali prawie. Za czystym, nowoczesnym, zaokrąglonym biurkiem w recepcji, siedziała czysta, młoda blondynka w okularach. Włosy miała zagumkowane z tyłu, spod białego fartucha wydobywała się zielona bluzka z dekoltem, eksponująca imponujący biust dziewczyny. Okulary nadawały jej uroczej powagi. Wklepywała coś w komputer, nie odrywając wzroku od monitora. Dopiero gdy podszedłem bliżej, zapytała – nie odrywając się wciąż od komputera – w czym może pomóc. - Poproszę numerek. – powiedziałem. Blondynka odwróciła się od komputera i spojrzała na mnie znad okularów. W jej spojrzeniu było coś niesamowicie gorącego, co zdawał się potwierdzad diabelski uśmiech, który nagle pojawił się na jej malinowo kuszących ustach. Przyjrzała mi się chwilę, po czym wstała od biurka i rzekła: - Proszę za mną. Wcisnąłem się za biurko i weszliśmy do pokoju na tyłach. Dziewczyna przekręciła klucz pod klamką. Sięgnęła za tył głowy i rozpuściła swoje ciemnoblondowe włosy. Następnie rozpięła fartuch i cisnęła nim o białą szafkę. - Co do.. – zacząłem. - Rżnij mnie. – wyznała blondynka, po czym rzuciła mnie na stojącą po środku pokoju kozetkę. Następnie usiadła na mnie i zaczęła mnie całowad. Przerwało jej moje kichnięcie. - Jesteś chory? – spytała z grymasem na twarzy. - A myślisz, że po co innego przychodziłbym do lekarza? - Przyszedłeś do lekarza? – zadała kolejne pytanie, a grymas jeszcze mocniej wygiął jej twarz. - No przecież.. - Przecież prosiłeś o numerek? To dużo wyjaśniło. Na szczęście po krótkim wytłumaczeniu, blondynka zdecydowała się wypisad mi numerek na skrawku kartki wyrwanej z zeszytu. Własną szminką to uczyniła. Z tak zdobytym artefaktem, udałem się pod gabinet nr 3 i usiadłem na krześle, tuż obok jakiejś starszej pani. Pani, niestety, dośd szybko odnotowała moją obecnośd i postanowiła, że do mnie zagada: - Ale ja to dzisiaj miałam dzieo, mówię panu.. No po prostu skaranie boskie.. Przez następne piętnaście minut ów kobieta opowiadała mi, jak to ją obudził z samego rana dzwonek do drzwi. Przyszedł do niej sąsiad z dołu i wszczął awanturę na całą klatkę schodową. Otóż okazało się, że pani, która siedziała obok mnie, zalała mieszkanie tego sąsiada. Oczywiście zrobiła to nieumyślnie i tak naprawdę winna była za to jej pralka, którą planowała już od kilku lat wymienid, lecz z małej renty ciężko wyżyd, a co dopiero inwestowad w nowy sprzęt AGD. Za każdym razem, gdy wydawało mi się, że ta historia już zmierza ku koocowi, pani dopowiadała kolejną jej obszerną częśd. W koocu postanowiłem przerwad i zapytad: - Przepraszam, a pani do którego gabinetu czeka? - Ja? Och, nie.. Ja tu sobie tak przychodzę po prostu czas pozabijad, z ludźmi porozmawiad.. Pan wie, jak to jest, tak siedzied całymi dniami w domu samemu. Nie wiedziałem. Ale na szczęście chwilę potem z gabinetu wyszedł oczekiwany przeze mnie lekarz. Zaprowadził swojego pacjenta do blondynki z recepcji, coś jej polecił, a następnie spytał o następnego pacjenta. Blondynka wskazała mnie i podała doktorowi białą teczkę. Następnie nachyliła się do niego i, sądząc, że nie słyszę, powiedziała mu: 2 www.cth.boo.pl - Choroba weneryczna. Lekarz spojrzał na nią z powagą i kiwnął głową. Ja spojrzałem na nią ze zdziwieniem, a ona się do mnie serdecznie uśmiechnęła. Gdy doktor przechodził obok mnie, odparł cichym głosem: - Zapraszam pana do gabinetu. I chwilę potem obaj wylądowaliśmy w białym pokoju z kozetką, szklaną szafką wypełnioną rozmaitymi medykamentami, a także biurkiem, za którym on zasiadł. Ja usiadłem po drugiej stronie. Kichnąłem na dzieo dobry. - Rozumiem, że ma pan wstydliwy problem. – rozpoczął lekarz. Bardziej niż na rozmowie ze mną wydawał się byd skupiony na wypełnianiu jakichś papierów. - Nie, ja tylko.. – na potwierdzenie swojej tezy kichnąłem. - Naprawdę nie interesuje mnie pana życie prywatne. Skoro pan do mnie przyszedł, znaczy się: jest problem. Jako lekarz postaram się ten problem rozwiązad. Taki mam zawód. Naprawdę muszę to panu tłumaczyd? - Nie, ale tamta kobieta w recepcji.. - Pan ją zna? – lekarz nachylił. – Chyba ten problem nie ma z nią żadnego związku? - Nie.. - No to tym bardziej, jej się pan nie wstydził powiedzied, a mnie już tak? Lekarz odłożył papiery i skupił się na mojej osobie. - No już, spodnie w dół. - Ja mam po prostu przeziębienie! – udało mi się w koocu dokooczyd zdanie. – Jakiś wirus, infekcja zwykła.. Doktor przez chwilę wpatrywał się we mnie w milczeniu. - Proszę mi się tu nie wymądrzad i nie wyjeżdżad z żadnymi infekcjami. To ja tutaj jestem doktorem, infekcje to moja działka. Na razie widzę, że ma pan problem z mówieniem wprost i ukrywa własne problemy. Był pan kiedyś u psychologa? - Nie. - Niedobrze.. W takim razie choroba może byd już w takim stadium, że na psychologa za późno. Trzeba będzie od razu do psychiatry iśd. Proszę podciągnąd nogawkę. Lekarz wyciągnął z szuflady swojego biurka nieduży młotek i usiadł na kozetce naprzeciwko mnie. Posłusznie podciągnąłem nogawkę, a on uderzył mnie młotkiem w kolano. Moja noga uniosła się. - Co pan robi, do cholery? - Sprawdzam, czy to nie jest neurologiczny problem. Powiedział pan swojej partnerce, żeby też się przebadała? - Jakiej partne.. Proszę pana, mój problem tkwi tu! – wskazałem na swój nos. – Niech mi pan tylko wystawi zwolnienie po prostu, bo nie wyrobię w takim stanie w pracy.. - Pana problem jest o wiele bardziej złożony, niż się panu wydaje. Siedzenie w domu nic tutaj nie pomoże, może pogorszyd jedynie. Dlatego musimy poznad pana lepiej. Pan się musi poznad. Musi się panem zająd specjalista. - Nie idę do żadnego psychiatry! Jestem prze-zię-bio-ny, nie rozumie pan?! - Wie pan.. Objawy są zdradliwe, to się może w tej chwili wydawad przeziębienie, ale co z tego później wyniknie? - W jaki sposób przeziębienie może się wiązad z psychiką?! - A pewnie nie słyszał pan.. Była taka historia w Norwegii. Kobieta kichnęła tak mocno, że doznała wstrząsu mózgu. Bardzo poważnego. Więc widzi pan, jakie to poważne? I jak ważne, żeby spotkał się pan ze specjalistą? 3 www.cth.boo.pl Pod wpływem właśnie usłyszanej informacji, kichnąłem. - Idę do innego lekarza.. – odparłem zrezygnowany. - Inny lekarz powie panu to samo! Trzeba się poznad lepiej, żeby móc poznad problem. Miałem dośd. Kichnąłem na pożegnanie, po czym wyszedłem z tej niepoważnej przychodni. Jeszcze wychodząc rzuciłem niemiłe spojrzenie blondynce z recepcji. Teraz, gdzie tu najbliższa inna przychodnia.. Zauważyłem, że na przystanku przed placówką siedzi kobieta, którą spotkałem na korytarzu. Za nic w świecie nie chciałem zaczynad z nią kolejnej rozmowy, ale pomyślałem, że może byd nieźle zorientowana w lekarzach, więc postanowiłem zapytad: - Przepraszam, nie orientuje się pani, gdzie tu jest jakaś porządna przychodnia niedaleko? - A co? W tej nie pomogli panu? - No tak jakby.. - Wie pan, no mogłabym polecid panu coś.. Ale to będzie długo trwad przecież. Zanim panu kartę założą, lekarza przydzielą, wie pan, te wszystkie formalności.. Może jednak lepiej posłuchad tutejszego lekarza? Wcześniej o tym nie pomyślałem. Kobieta miała rację. Na pewno nie udałoby mi się dzisiaj załatwid zwolnienia w innej przychodni. Postanowiłem więc, że spróbuję jeszcze raz pogadad z tym typkiem tutaj – a nuż uda mi się go jakoś przekonad.. Blondyna wpatrywała się w drzwi, gdy przechodziłem przez nie z powrotem, zupełnie, jakby na mnie czekała. Jej malinowe usta wykrzywił złośliwy uśmiech, naznaczony też jakąś pewnością siebie. Zignorowałem ją i poszedłem prosto do gabinetu lekarza, od którego przed chwilą tak wybiegłem. Ten znów siedział w jakichś papierzyskach. Usiadłem przy jego biurku, łaskawie nawet spojrzał na mnie. - Proszę.. – zacząłem skruszonym głosem, który ledwo dało się zrozumied. – To jest tylko zwykłe przeziębienie.. Niech mi pan wypisze ten cholerny papierek i będziemy obaj zadowoleni. Lekarz przyglądał mi się badawczo przez chwilę, jakby oceniał, czy wart jestem jego pomocy. Nie, udowodnił, że jest totalnie szurnięty, bo powiedział mi z pełną powagą: - Wyślę pana do grafologa. - CO?! - Wie pan, gdzie tu grafolog jest? O tu, niedaleko, dwie przecznice stąd. Na dole bloku urzęduje, pan się zgłosi z tą kartką.. – doktor sięgnął po coś do biurka i zaczął na tym wypisywad. – Pan się zgłosi z tym, to będzie taniej. Siedziałem jak wryty i teraz ja się w niego wpatrywałem przez chwilę, ale jak na debila. - Nie chcę grafologa.. Chcę pomocy, niech mi pan wypisze.. – mówiłem wolnym, zrezygnowanym tonem i dlatego pewnie lekarz przerwał mi: - Pójdzie pan do grafologa, dowiemy się więcej o pana problemie i wtedy panu pomogę. Milczałem. No dobra, pójdę do tego jego grafologa, skoro to gdzieś niedaleko. Skoro później autentycznie mi pomoże.. Wziąłem z biurka kartkę. Była to firmowa kartka jakiejś firmy farmaceutycznej, na której doktor nabazgrał czarnym długopisem trzy słowa, których zupełnie nie potrafiłem rozczytad. W rogu znajdowała się pieczątka przychodni. Schowałem kartkę do kieszeni i poszedłem te dwie przecznice dalej.. Laboratorium Grafologiczne, jak głosił oficjalny szyld, mieścił się na parterze jednego z nowszych bloków tego osiedla. Wszedłem do pomalowanego na brązowo pomieszczenia i 4 www.cth.boo.pl podszedłem do brunetki za biurkiem. Ta była bardzo elegancka, zupełne przeciwieostwo tej flądry z przychodni. - Dzieo dobry. – uśmiechnęła się do mnie od razu. - Dzieo dobry.. Ja chciałem zrobid.. – tutaj się zawahałem. – W sumie nie wiem, co chciałem zrobid.. Przysłał mnie tu lekarz. Może ta kartka pani coś powie? Wyjąłem z kieszeni kartkę od doktora i podałem kobiecie. Ta znów się uśmiechnęła. - Chciał pan zrobid analizę pisma. - Nie wiem, jak pani to odczytała z tej bazgraniny, ale na to wychodzi. Znów się uśmiechnęła. Ładny uśmiech. - Proszę wypełnid kartę grafologiczną. – kobieta podała mi formularz z kupki leżącej na biurku. Wziąłem go od niej i usiadłem po drugiej stronie pomieszczenia, gdzie stało kilka krzeseł dla interesantów. Położyłem kartkę na stoliku i zapoznałem się z jej treścią. Imię, nazwisko, wiek, zawód, wykształcenie.. Zainteresowania i pasje? Co ja mam tutaj wpisad.. Napisałem, że lubię dobre kino, tenisa i spotkania ze znajomymi. Niżej znajdowało się siedem kwadracików w trzech rzędach. Każdy z nich wypełniała jakaś figura, tylko ostatni był pusty – według instrukcji miałem w każdym coś dorysowad, a w pustym coś narysowad. No dobra. W pierwszym znajdował się duży plus – przeciąłem go na pół ukośną linią. W następnym kółko – dorysowałem wewnątrz niego kilka mniejszych kółek. Dwa odwrócone do siebie tyłem nawiasy – skojarzyły mi się z kobiecą talią, więc dorysował w ich górnej części dwa kółka. Kolejny rząd rozpoczynał się od dwóch równoległych, poziomych linii – dorysowałem dwie kolejne, prostopadłe do nich. W środkowym kwadraciku była tylko kropka – obudowałem ją okręgiem. Przedostatnią rubrykę przecinała na pół ukośna linia – dorobiłem drugą, w przeciwną stronę. Teraz najbardziej kreatywne zadanie: pusty kwadracik. Akurat kapnęło mi z nosa w jego wnętrze.. Narysowałem więc kilka falistych linii tam, gdzie kartka była sucha. Wypełniony w ten sposób formularz, zwróciłem kobiecie przy biurku. Ponownie się uśmiechnęła. - Dziękuję. Paoską analizę prześlemy lekarzowi za jakieś pół godziny. - Lekarzowi? A to nie może mi pani tego jakoś od razu, na miejscu..? - Nie ufa pan swojemu lekarzowi? – spytała żartobliwym tonem kobieta. – Nie, to nie ja w ogóle dokonuję tej analizy. Teraz przefaksuję paoski formularz specjaliście, a on dopiero wyśle go do paoskiego lekarza. - No dobra.. – przytaknąłem, bo przecież mi osobiście i tak w ogóle nie zależało na tej całej analizie. Podziękowałem kobiecie, pożegnałem się i wyszedłem z budynku. Gdy wracałem do przychodni, zatrzymałem się przy lokalu z kebabem. Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie wkroczyd – w koocu miałem jeszcze trochę czasu, a i zgłodniałem nieco, ale w moim stanie, z tym wciąż cieknącym nosem, nie byłby to zbyt komfortowy posiłek. Ominąłem więc kebab i wróciłem do przychodni. Recepcja była pusta. Zastanawiałem się, gdzie poszła blondyna, ale szybko dostałem odpowiedź na swoje pytanie. Zza niedomkniętych drzwi do pomieszczenia, w którym wcześniej chciała mnie zmolestowad, usłyszałem głośne: „No nie zasypiaj teraz, chuju!”. Nie podejrzewałem wcześniej, że ta przychodnia jest taka ciekawa. Usiadłem sobie na chwilę przy gabinecie. Minęło dopiero 10 minut, odkąd opuściłem grafologa, więc postanowiłem tu odpocząd. Dopiero gdy spocząłem na krześle, poczułem, że cały jestem zgrzany. Pewnie miałem gorączkę, w sumie tak się czułem z tym bólem głowy.. Chciałem już, żeby jak najszybciej ta głupia analiza doszła do tego lekarza, żeby wypisał mi w koocu zwolnienie i żebym mógł wrócid do ciepłego łóżka, gdzie planowałem spędzid resztę 5 www.cth.boo.pl tygodnia, aż to paskudztwo mi przejdzie. Siedziałem tak przez parę minut, w międzyczasie usłyszałem trzask drzwi – chyba blondyna wróciła do recepcji, ale nie chciało mi się wstawad, żeby sprawdzid, a tym bardziej w ogóle ją oglądad. Potem usłyszałem drugi trzask drzwi – tym razem obok mnie. Doktor gdzieś wychodził z gabinetu. - O, widzę już pan czeka. – odparł na mój widok. – Za chwilę pana przyjmę, mam już wyniki analizy grafologicznej. Lekarz poszedł do blondyny, słyszałem jak chwilę z nią gadał, a potem wrócił do mnie i zaprosił do gabinetu. - No więc. – rozpoczął swoją wypowiedź, gdy już siedzieliśmy naprzeciwko siebie. – Pisze pan strasznie dziwne „a” i trochę koślawo stawia niektóre znaki, ale ogółem analiza wypadła pomyślnie. - To znaczy, że da mi pan teraz zwolnienie? – zapytałem z nadzieją w głosie. - Nie, to nie takie proste. – moją nadzieję właśnie rozstrzelał szwadron hitlerowców, potłukła się na miliony malutkich części. – W dalszym ciągu nie wiemy, co panu dolega. Na razie możemy wykluczyd podłoże psychologiczne. Stawiałbym więc, że pana problem jest natury neurologicznej. Wyślę pana do szpitala, tam zbada pana neurolog. I co ja mogłem zrobid w takiej sytuacji? Kichnąłem, tak, ale nie przyniosło mi to żadnego ratunku. Wziąłem posłusznie skierowanie od lekarza i poszedłem na przystanek pod przychodnią. Autobus przyjechał bardzo szybko. To był jeden z jego pierwszych przystanków, więc nawet nie był zatłoczony, ledwie kilka osób. Zająłem miejsce przy oknie. Dwa przystanki dalej dosiadł się do mnie strasznie gruby facet z przetłuszczonymi włosami i wielką siatką. Czud było na kilometr, że zużył na sobie całą flachę perfum – niestety, tych wysokoprocentowych. Niby grzecznie się zapytał, zanim usiadł „czy można?”, no ale co ja miałem mu odpowiedzied? „Nie, bo pan śmierdzisz”? Kiwnąłem więc głową i oddałem się kontemplacji widoków za oknem autobusu. Facet zaczął grzebad w torbie. Jego gruba noga stykała się z moją – wcisnąłem się bardziej do okna, ale to niewiele dało. Niestety, zgodnie z moim najczarniejszym scenariuszem, facetowi szybko znudziło się grzebanie w torbie i postanowił, że do mnie zagada. - Hehe. A pan dokąd jedzie? Cudownie. - Do szpitala. - O, nie wygląda pan na chorego. Może rodzinę odwiedzid jakąś? – spojrzał na mnie porozumiewawczo. – Dziewczynę? - Nie wyglądam na chorego? – mogłem narzekad cały dzieo na kichanie, ale wyczucie czasu miało cholerstwo doskonałe. Psik. – A mój głos nie zdaje się panu trochę.. chory? - No tak. – poprawił się grubas. – Ale to z przeziębieniem do szpitala pan jedzie? - Tak mi kazał lekarz. - A wie pan, ci lekarze.. To jest naprawdę, co oni robią, ta służba zdrowia.. – zaczęło się, moja ulubiona częśd w rozmowach z nieznajomymi: narzekanie. – Wie pan, jak to się mówi? Że są trzy białe śmierci. Cukier, sól i lekarze! Hehehe. - Ta. – uciąłem krótko. Grubas milczał przez cały następny przystanek, niewiarygodne. Na następnym już wysiadałem, więc konwersacja nie dostała szansy na rozwinięcie się. W szpitalu poszedłem od razu do izby przyjęd. Który to już raz dzisiaj widzę coś takiego? Powiedziałem, w czym problem, podałem skierowanie, kazali mi iśd pod gabinet 118 i czekad. Na drzwiach gabinetu wisiała tabliczka: NEUROLOG. Przy drzwiach siedziała brunetka, na oko po trzydziestce. Zapytałem ją: 6 www.cth.boo.pl - Przepraszam, pani do neurologa? - Nie, czekam na męża. Niedługo powinien wyjśd. Kiwnąłem głową i usiadłem naprzeciwko niej. Nie mając co ze sobą zrobid, podniosłem wzrok do góry i wpatrywałem się w sufit. Mąż faktycznie niedługo wyszedł. Kobieta od razu objęła go ramieniem, zaczęła wypytywad i zaraz odeszli od gabinetu. Ja już chciałem wejśd do środka, ale wyszedł z niego jeszcze jakiś murzyn. Nie domyśliłbym się, że to mój lekarz, gdyby nie jego biały fartuch. Błysnął przede mną śnieżnobiałym uśmiechem, pokręcił palcem i powiedział: - Sorry bracie, przerwa na papieroska. – po czym zamknął gabinet. Obserwacji sufitu ciąg dalszy. W sumie na powrót czarnego czekałem dłużej, niż na wyjście jego poprzedniego pacjenta. W koocu jednak powrócił. Cały rozradowany. Dziwny człowiek. Do tego: lekarz czarny? Ale nie miałem sił już, żeby się dziwid. Może on mi wystawi zwolnienie.. Gabinet prezentował się o wiele gorzej od tego w mojej przychodni. Stała w nim stara, biała kozetka z odpadającą farbą, kilka równie starych szafek, wypełnionych lekarstwami, a na ścianie wisiał wielki plakat mózgu z zaznaczonymi jego najważniejszymi częściami. - No to.. O co kaman? – zapytał mnie na wstępie czarnoskóry doktor. - Widzę, że jesteś spoko koleś.. - No mowa! Bracie.. – wybuchnął radośnie. Irytowała mnie ta jego radośd. - To słuchaj, sprawa jest. Mój lekarz pierwszego kontaktu jest szurnięty totalnie. - Powaga?! – zaraz mu wybiję wszystkie te białe ząbki.. - Tak, powaga.. Jestem po prostu przeziębiony. Chciałbym dostad zwolnienie lekarskie, żeby się w pracy nie czepiali. Jeśli możesz.. Wypisz mi po prostu odpowiedni kwitek, ja sobie pójdę do domu, wygrzeję się w łóżku.. Możesz to zrobid? Murzyn siedział przez chwilę ze swoim uśmiechem na pełnym rozwarciu i wpatrywał się we mnie. - Nie mogę tego zrobid, bracie. – odparł odrobinę poważniej. -… - Nie mogę, stary! Przyszedłeś tutaj do mnie, więc musi cię targad jakiś fekał. Teraz moja rola: muszę ten fekał odkryd! Patrzyłem na lekarza z niedowierzaniem. - Znaczy nie dosłownie, nie, weź.. Weź w ogóle! Po prostu muszę znaleźd ten twój problem. Wyrwę ci go prosto z głowy, przytrzymam tak po chamie za włosy, żeby mu stracha narobid. A jak on już będzie robił w portki, ja mu spojrzę prosto w oczy. – Murzyn zademonstrował mi, jak będzie patrzył w oczy mojemu problemowi. – Spojrzę mu o tak.. I zapytam: „Kto ty, kurwa, jesteś?”. Ale full spokój, rozumiesz. Większe wrażenie. Jak już poznamy się z twoim problemem, ja zajrzę do swojej wielkiej książki. - Nie widzę tu żadnych książek.. – przerwałem mu znudzony. - Dobra, masz mnie. – uśmiechnął się szerzej. – Wpiszę twój problem w Google, a potem.. Potem go.. – tutaj nachylił się w moją stronę i prawie wyszeptał: - Wyeliminujemy. Czaisz? - Nie zrozumiałeś mnie.. Jestem przeziębiony po prostu.. - Człowieku, kto by cię przysłał do neurologa z przeziębieniem? Zaraz ci zamówię jazdę na tomografię mózgu. Murzyn chwycił za słuchawkę telefonu. - Wiesz, co sorry.. Nie żebym był jakimś rasistą, ale.. Czy nie ma w Polsce miejsca dla polskich lekarzy już? 7 www.cth.boo.pl - O staary.. – lekarz zaczął poważniejszym tonem. – Nie podoba mi się twój ton. – uśmiech jednak na twarzy mu pozostał. – Polacy wyjechali pracowad gdzie indziej, bracie! Wiesz, jak tu kiepsko z płacą w tej Polsce waszej? Ale spoko, ja nie narzekam. Nie mam dużych wymagao, czaisz, minimalistyczny tryb życia mam. Praca.. Wiesz. A znam się na swojej pracy, jak lalunie kocham. Murzyn wrócił do słuchawki telefonu, wcisnął jakiś przycisk, po czym odezwał się: - No cześd, bejb! Słuchaj, skarbelku, potrzebuję TK za pięd minut. Och, możesz to dla mnie zrobid. Dawaj, postaraj się dla tatusia. No, pa, słodziutka. Odłożył słuchawkę, zwrócił się do mnie: - Noo. Masz farta, że dziś moja bicza obsługuje. Za dziesięd minut masz byd pod salą do TK. To na drugim piętrze. Możesz iśd się odlad w tym czasie, ja idę na papieroska. No, cze, bracie. Opuściłem gabinet. Nie bardzo wiedziałem, co mam zrobid. Szczerze powiedziawszy, już mi zupełnie nie zależało na tym zwolnieniu. Chciałem już tylko wyrwad się z tego szaleostwa, wrócid do domu i odpocząd. Ledwo już stałem na nogach i chod kichanie ustępowało, narastał ból głowy. Gdy tak stałem na środku korytarza i trzymałem się za czoło, podeszła do mnie pielęgniarka z wózkiem. - Pan na tomografię? - Nie.. – wymamrotałem. - Oj, chyba tak. – orzekła pielęgniarka, spoglądając jak trzymam się za głowę. – Pan siada, ja zawiozę. Źle się czułem, więc już usiadłem na tym wózku. Jechaliśmy do głównego hollu, przed wejściem do szpitala. Minęło nas czterech rozradowanych lekarzy, wszyscy biali, jeden opowiadał z uśmiechem pozostałym: „Mówię wam, jak gwizdnę erkę na dziś wieczór, to nie tylko go ochujam, ale w ogóle pobiję rekord na trasie!”. Dojechaliśmy pod windę. Chyba była najnowocześniejszym sprzętem w całym szpitalu. Pielęgniarka przestała pchad wózek i poczekaliśmy, aż zjedzie na dół. Gdy w koocu osiągnęła parter, wysypali się z niej pacjenci i lekarze. O dziwo, teraz chętni na przejażdżkę byliśmy tylko my. Winda zatrzymała się na drugim piętrze. Pielęgniarka wyjechała ze mną na zewnątrz i znów przemierzaliśmy korytarze. Koniec kooców wylądowałem w wielkiej sali, na środku której stało wielkie, białe.. dziadostwo, nie wiem, jak to nazwad inaczej. Na nieszczęście, gdy pielęgniarka mnie w tej sali zostawiła, zaraz pojawił się z powrotem czarnoskóry doktor chichot. - Trafiłeś, brachu! – ucieszył się na mój widok. – Jeszcze żeś pielęgniareczkę sobie wyrwał, no proszę.. Podoba ci się nasz tomograf? Wygląda jak z Gwiezdnych Wojen! Ma już swoje lata, ale spoko loko, badanie ci zrobi należycie. No to wstawaj z wózka, kładź się na tym. Zdejmuj swoje manele, przebierz się w ten szmelc. Może nie jest to ostatni krzyk mody, ale wiesz, badanie tego wymaga. Ja będę tam za szybą. Faktycznie, sala zamiast jednej ze ścian miała szybę, za którą znajdował się pokój z jakąś aparaturą. Przebrałem się w szpitalne ubranie. Za chwilę zobaczyłem murzyna właśnie w tym pomieszczeniu. - Słyszysz mnie, szturmowcu? To ja, lord Vader. – powiedział do mnie przez mikrofon udawanym głosem. – Dobra, zaraz wjeżdżasz do środka. Nic się nie bój, wujek jest zaraz obok, tylko się weź nie ruszaj, bo to spierdoli całe badanie. Dobra? No to wziu, mój biały przyjacielu. Poczułem, jak kozetka, na której siedziałem, przesuwa się wewnątrz białej komory. Po chwili byłem już zupełnie uwięziony wewnątrz niej. Niestety, wciąż słyszałem w niej doktora.. - I jak się podoba, chłoptasiu? Nic się nie ruszaj, ja cię zaraz przebadam. 8 www.cth.boo.pl Czułem się niedobrze w tej komorze. Znów miałem ochotę kichad i zastanawiałem się, czy nie cierpię na klaustrofobię. Nie, nie miałem dotąd z nią problemów chyba.. Kiedy uczucie, że zaraz zwymiotuję, sięgało zenitu, usłyszałem z głośnika: - Finito, koniec programu na dziś! Wyjeżdżamy! Kozetka wyjechała znów na zewnątrz. Powietrze wewnątrz sali wydawało się takie świeże w porównaniu do tego wewnątrz komory. - Masz problem, stary! – pogorszył mi od razu humor mój czarnoskóry lekarz. – Coś się zwaliło w tomografie, zupełnie nie wiem, o co kaman. No nic, musimy ci zrobid biopsję. - Co takiego? - Biooopsję. – wyszczerzył mi przed nosem swoje białe zębiska murzyn. – Odkroimy ci kawałek głowy, zajrzymy do mózgu i zapytamy najlepiej zorientowanego, co mu dolega. No i chyba naprawdę ci wyciągnę ten problem z głowy! Hahaha! - Czekaj.. Chcesz mi powiedzied, że zamierzasz mi pokroid głowę i grzebad w mózgu? – to już przestawało byd zabawne. - Och nie.. Nie będę ci robił nic takiego. Wezwiemy neurochirurga! – odparł radośnie. – Widziałeś, jak mi się łapy trząchają? Człowieku, chciałbyś, żeby ktoś z takimi łapami ciął ci banię? Faktycznie, „łapy mu się trząchały”. Ciekawe, co on bierze.. Udawałem jeszcze przez chwilę spokojnego, po czym błyskawicznie wstałem z kozetki, pobiegłem w stronę drzwi i je otwierałem.. - Nie tak szybko, koleś! – zawołał za mną lekarz. – Moi biali bracia z ochrony zamykają zawsze te drzwi na czas badania. Czemu ty taki niespokojny jesteś, co? Zrelaksuj się, pomyśl, że jeszcze tylko jedno badanie i zaraz będziesz mógł wrócid do domu, pofiglowad sobie z jakąś fajną babeczką, zapalid gandzię.. Musimy ci tylko zrobid biopsję. - Nie chcę żadnej cholernej biopsji! – wydarłem się. – Czy wszyscy lekarze w tym mieście są szaleocami?! Zabierzcie mnie stąd! Ja chcę wyjśd! – waliłem w drzwi, krzyczałem, ale nikt nie chciał mi wcale pomóc.. EPILOG Siedziałem przywiązany do czegoś, co do złudzenia przypominało krzesło elektryczne. Sala, w której stało, wypełniona była piszczącą aparaturą i komputerami, które swój czas świetności przeżywały pewnie zaraz po upadku komuny. Nie mogłem się ruszyd, moje ręce były przywiązane skórzanymi pasami do poręczy krzesła, nogi tak samo. Kapało mi z nosa i nie miałem nawet jak tego wytrzed, więc musiałem znosid nieprzyjemne swędzenie, gdy gluty spływały mi po twarzy. Podszedł do mnie mężczyzna w niebieskim fartuchu. Był biały, ale to niczego nie zmieniało. W rękach miał małą piłę lekarską. Obroty jej ostrza wydawały nieprzyjemny pisk. Nie miałem już siły krzyczed, a wyrywanie się nic nie dawało. Nie mogłem nawet poruszyd głową, też mi ją jakoś przywiązali.. Pisk piły był coraz bliżej. Czułem już, jak przecina powietrze wokół mej głowy. I nagle poczułem ból. Ostrze przebiło się przez skórę. Właśnie brało się za przecinanie mojej czaski. Kwiecień, Lipiec 2009 LIGHTBULB TEN: INFEKCJA (308686) 9 www.cth.boo.pl