P. R. Blum, Bawiąc się
Transkrypt
P. R. Blum, Bawiąc się
Ewolucjonizm czy kreacjonizm Paul Richard Blum Loyola College, Maryland Bawiąc się w Boga: antropocentryczny zwrot renesansu 1 900 lat temu Król Salomon powołał i ustanowił stowarzyszenie, które nazywamy Domem Salomona. To najszlachetniejszy twór, jaki kiedykolwiek pojawił się na ziemi. To światło przewodnie królestwa Salomona. Jest ono poświęcone studiowaniu dzieł i stworzeń Boga. Owo stowarzyszenie jest niekiedy zwane Kolegium Sześciu Dni Stworzenia. Cieszę się, że nasz wspaniały król dowiedział się od Hebrajczyków, że Bóg, w ciągu sześciu dni, stworzył świat i wszystko co się w nim znajduje. Wskutek tego została powołana do życia instytucja, której celem jest odkrycie natury wszystkich rzeczy, by przysporzyć chwały Bogu przez jego stworzenie a człowiekowi więcej pożytku z ich wykorzystania. Stąd też wzięła się nazwa stowarzyszenia”. W tych słowach Franciszek Bacon zarysował projekt nowożytności – naukę jako naśladowanie stworzenia przez Boga. Warto przyjrzeć się filozoficznym implikacjom, które sprawiły, iż projekt Bacona był możliwy do zrealizowania. Gdy ostatnio analizowałem ze studentami Nową Atlantydę Bacona, byli oni – ku mojemu zaskoczeniu – zaniepokojeni konsekwencjami wspaniałej instytucji Salomona. Nie mieli co prawda zastrzeżeń do jej całościowego zadania: „celem naszej instytucji jest wiedza o przyczynach i ukrytych poruszeniach rzeczy; oraz poszerzenie granic ludzkiego 123 Paul Richard Blum imperium, aż do uzyskania wpływu na wszystkie możliwe obiekty(sprawy)”. Brzmiało to rozsądnie i jak dotąd projekt Bacona wyglądał obiecująco. Moment krytycznej refleksji przyszedł wraz z opisem niektórych wydziałów Akademii: naukowcy mieli budować sztuczne studnie z „rajską wodą”, która miała służyć zdrowiu i przedłużeniu życia. W ogrodach tworzyli rośliny, które miały pojawić się wcześniej lub później niż wyznaczona im właściwa pora i dojrzewać szybciej lub później niż dojrzałyby naturalną koleją rzeczy. Mieli także klinikę zwierząt, w której przeprowadzano doświadczenia i sekcje, m.in. przez podawanie trucizn i innych medykamentów służących odkryciu tego, co może być szkodliwe dla ludzkiego ciała. W toku dyskusji studenci oskarżyli naukowców, że „majstrując” przy naturze, bawią się w Boga. I nagle ta wspaniała instytucja, niemal religijny zakon prowadzący badania naukowe okazał się być nie kościołem uwielbienia poświęconym najwyższej chwale Boga, ale raczej miejscem, gdzie Boże dzieło jest bezwstydnie imitowane i wypierane przez pomysłowość członków jego zakonu. Kolegium Sześciu Dni Stworzenia okazuje się mieć na celu odkrycie prawdziwej natury rzeczy, tak jakby Bóg zazdrośnie ukrył działające mechanizmy i jak gdyby miał satysfakcję z tego, że jego stworzenie odkrywa jego triki. Teoretyczna sytuacja jest więc następująca: albo przyjmiemy, że badanie naukowe jest niczym innym jak bezbożną ciekawością i pychą, albo radykalnie odetniemy Baconowski projekt od jego religijnych motywacji. Pierwsza alternatywa sprowadza się do tego, co praktykują niektóre ruchy religijne: konsekwentne odrzucenie chirurgii, samochodów czy samolotów. Druga alternatywa jest rzeczywistością we współczesnym świecie: czasem latamy samolotami dla przyjemności, czasem dla większej chwały Boga, ale nie wierzymy, że Bóg byłby specjalnie zadowolony z naszych eksperymentów w medycynie czy z wynajdywania bomb. 124 Bawiąc się w Boga: antropocentryczny zwrot renesansu Sensowne wobec tego byłoby zbadanie, jak możliwe było, że Bacon głosił, iż rozwijając badania naukowe, przyczyniamy się do większej chwały Boga. Ważnym zadaniem byłoby pokazać, że nowożytna wielostronna schizofrenia jest logicznym rezultatem tego podejścia do nauk empirycznych. Poza tym powinno zostać rozważone, czy owo zaszufladkowanie tego, co boskie jako czegoś oddzielnego od tego, co świeckie – innymi słowy: sekularyzacja – było warunkiem przetrwania religii w nowożytnym świecie. Poprzednikiem nowożytnej nauki nie była nauka średniowieczna, czy jej brak, ale renesansowy humanizm. Zanim bowiem w „duchu nauki” można odróżnić sferę Boskiej kreacji i ludzkiej powtórnej kreacji, odróżnić sacrum i profanum, i konsekwentnie wyróżnić naukowe dyscypliny, które starannie uważają, by nie wkraczać w kompetencje innych dyscyplin, musi pojawić się świadomość, która jest w stanie oddzielić siebie od swej treści. Ponieważ to właśnie się dzieje, gdy – mówiąc słowami Bacona – duch empiryzmu zapewnia sam siebie, że prowadzi pobożne dzieło, gdy zagląda Panu Bogu przez ramię. Odnosi się do siebie nie w jedności ze sobą, ale w egzystencjalnej alienacji. Nie trzeba nawet wspominać, że Kartezjańskie ego cogito jest niczym innym jak dobrowolnym i celowym terapeutycznym potwierdzeniem tego wyobcowania. Krótko mówiąc – kiedy my, dzieci, zaczęliśmy się bawić w Boga? Źródłem problemu nie była najprawdopodobniej tradycja arystotelesowsko-scholastyczna, a przynajmniej nie tomizm czy inne średniowieczne teologie. O ile wiem, nigdy nie zajmowały się one problemem świeckiej nauki, która w geście szczodrobliwości oddaje Bogu, co boskie. Jasno widziały, że awerroizm był o krok wciśnięcia się między Objawienie i filozofię, i że musiała pojawić się teoria dwóch prawd. Tyle że dwie prawdy nie powinny być utożsamiane z prawdą osiągniętą oświeconym rozumem i prawdą objawioną boskim światłem; była to kwestia Księgi Biblii i ksiąg Arystotelesa. 125 Paul Richard Blum Była to walka między rzeczywistymi, a nie metaforycznymi Księgami. W tej walce Arystoteles i jego następcy nie mogli wygrać. Gdy stało się jasne, że filozofia Arystotelesa to po prostu księga, a nie filozofia jako taka, Biblia wraz z Ojcami Kościoła utrzymała prymat. Co ważniejsze, nie było powodu wątpić, że Boski umysł jest nieporównywalnie doskonalszy niż jakikolwiek umysł ludzki, tak że nawet metaforycznie rozumiane próby naśladowania „ducha stworzenia” przez „ducha nauki” musiały się wydawać szalone. Nie było wobec tego wątpliwości, że teologia jest jedyną dyscypliną, która sensownie może się wypowiadać o stworzeniu, nawet jeżeli fizyka czy inne dyscypliny mają w tej kwestii coś do powiedzenia. To Crisostomo Javelli (1470-1538), brat dominikański, pierwszy wyraźnie oddzielił teologiczne, epistemologiczne i platońskie sposoby filozofowania. W ramach debaty nad nieśmiertelnością duszy został on poproszony przez samego Pietro Pomponazziego, by odpowiedział na jego filozoficzne tezy przeciwko śmiertelności duszy z perspektywy teologicznej. Dlatego Javelli sformułował serię kontrargumentów przeciwko tezom Pomnonazziego. Kontrargumenty te stały się częścią książki Javelliego o „pełni nie niedoskonałości duszy”1. Tym neologizmem autor sugeruje, aby położyć nacisk na metafizyczną jedność duszy, którą bada na cztery sposoby, mianowicie: według filozofii Arystotelesa i Platona (część I i II), następnie według naturalnej (część III) i chrześcijańskiej religii (III 5). Ta trzecia część wyraźnie skłania się w kierunku tez wyłożonych w książce Platonic Theology (Teologia Platońska), szczególnie w księdze 14, gdzie Javelli przedkłada argumenty za naturalnością religii. W swojej próbie uzasadnienia nieśmiertelności za pomocą różnych metod Javelli faktycznie ściśle oddzielił arystolelesowską 1 Ch. Javelli, Tractatus de animae humanae indeficientia, in Quadruplici via sive Peripatetica, Academica, Naturali, et Christana (Venice, Pincius, 1536). 126 Bawiąc się w Boga: antropocentryczny zwrot renesansu i platońską debatę filozoficzną od argumentów teologicznych. Jednocześnie nie dostrzegł, że ostateczne racje na rzecz jedności duszy nie mają charakteru scholastyczno-logicznego, ale raczej neo-platoński. Dlatego też Javelli odróżnił filozofię Arystotelesa od filozofii jako wiedzy o prawdzie, wiedzy, która jest darem nam wrodzonym od Boga, jak to utrzymywaliby wszyscy platońscy myśliciele2. W dalszym rozwoju debaty na temat nieśmiertelności duszy jej nie niedoskonałości pełni – jak to określił Javelli, a co sprowadza się do jej perfekcji – intelekt odkrył, że jest czymś więcej niż tylko zmysłowym narzędziem poznania – jak to twierdził Pomponazzi za Aleksandrem z Aphordias – ale substancją, która poznaje świat, a przez to siebie, i dzięki temu uzyskała moc, by badać rzeczywistość, podążając za swoimi własnymi regułami. Ta właściwość, tj. posiadanie wiedzy o rzeczywistości przez to, że posiada się wiedzę o sobie, była boskim przywilejem od czasu pierwszego dnia stworzenia. Podjęta przez Kartezjusza nieudana próba udowodnienia nieśmiertelności, która okazała się niczym więcej, jak udowodnieniem odniesienia się duszy do samej siebie (cogito ergo sum), i jego nawet jeszcze większa porażka z apriorycznym dowodem na istnienie Boga (niezauważona przez Kartezjusza i większość z jego pochlebców) są ważniejsze od początkowej nowożytnej arogancji, gdy udając, że mówi się o Bogu, mówiono w rzeczywistości o Supermenie. To, co tutaj opisuję, jest źródłem sekularyzacji, która rzekomo uratowała Boga dla współczesnego świata. Sekularyzacja sprowadza się więc do niemożliwości posiadania zintegrowanego poglądu na rzeczywistość ludzką i boską. Polega na odwracaniu porządku, tego co boskie i ludzkie, dając ludzkiemu umysłowi czy doświadczeniu pierwszeństwo przed religijnym i teologicznym wglądem w istotę rzeczy. By zilustrować kwestię dwóch ksiąg, warto wspomnieć, 2 Pomponazzi, Tractatus, fol. 108 v. 127 Paul Richard Blum że odniesienia Galileusza do „dwóch ksiąg” – z której jedna jest napisana formułami matematycznymi – już podąża za zwrotem ku epistemologii za cenę teologii. Dlatego też Galileusz nie tylko przyznaje, że książka natury jest łatwiej dostępna dla człowieka niż Księga Biblii, ale że również Bóg, pisząc księgę natury, napisał ją zrozumiałymi dla człowieka literami. Najważniejszym zastosowaniem metafory Dwóch Ksiąg było to dokonane przez Raimundusa Sabundusa, którego praca pod tytułem „Księga Stworzenia” stała się znana jako Theologia naturalis. Sabundus utrzymywał, że obydwie księgi – Biblia i Świat – są zasadniczo identyczne, a więc nawet bez Biblii Boskie Objawienie było w pełni dostępne w jego stworzeniu. To stwierdzenie wzięte dosłownie brzmiało jak ogłoszenie sekularyzacji, skoro Biblia była zbędna (dlatego wstęp do Theologia naturalis znalazł się na Indeksie Ksiąg Zakazanych). Tym, co Sabundus zamierzał zrobić i co szeroko wyjaśnił w pozostałej części jego dzieła, było pokazanie, że prawo objawienia siebie człowiekowi, czy to przez Pismo Święte, czy przez świat, było działaniem Boga. Kilka wieków później Johann Gotried Herder próbował powtórzyć tę intuicję, mówiąc, że Księga Rodzaju jest boską instrukcją dla człowieka, jak czytać księgę natury. Herder określił Księgę Rodzaju jako Najstarszy Dokument Ludzkości, będący daną przez Boga Instrukcją. Brzmi to dosyć pocieszająco dla chrześcijańskiego naukowca, tyle że rzeczy się tak nie mają. Problem stanowi odkrycie, dlaczego tak jest. Jak wcześniej zaznaczyłem, to nie scholastyczny arystotelizm zagroził jedności religii i nauki. Prof. Jaroszyński w interesujący sposób podkreślał bliskość ideałów Bacona z renesansowym hermetyzmem (należał on do szerszego ruchu odrodzenia chrześcijaństwa). Prof. Jaroszyński podkreślał również, że teksty hermetyczne były czytane nie tylko jako dokumenty oddające cześć Bogu, ale również jak klucze do operatycyjnego podejścia do rzeczywistości, jako przepisy na – można tak 128 Bawiąc się w Boga: antropocentryczny zwrot renesansu powiedzieć – „ujarzmienie sił natury” (s. 140). Z tego powodu teksty hermetyków były łączone ze źródłami kabalistycznymi, astrologicznymi i magicznymi. Jedną z kluczowych osób oceniających renesansowy hermetyzm i astrologię był Marsilio Ficino (1433-1499), który pierwszy przetłumaczył Corpus Hermeticum na łacinę. Ficino i jego mecenasi, Medyceusze z Florencji, uważali platonizm i mądrość wschodu za jeden i ten sam nurt. W swojej Platońskiej Teologii Ficino przedstawia słynną alegorię jaskini z Republiki Platona. Jego przedstawienie wydaje się być bardzo podobne do oryginału; jednakże wprowadza on kilka modyfikacji: nie tylko szyje i nogi mieszkańców jaskini są związane, ale również ich ręce. Podkreśla też, że ludzie z jaskini nie postrzegają samych siebie lub też biorą za siebie samych swoje cienie. Zinterpretowawszy w innym miejscu nagłość nawrócenia jako problem niekompatybilności świata bytów i rozumienia, zaczął głosić pedagogikę stopniowego podejścia, która tłumaczy intelektualną abstrakcję jako ontologiczną (kosmologiczną) gradację. Szerokim kontekstem tej narracji jest nieśmiertelność duszy, bliższym kontekstem jest udowodnienie, że dusza jest substancją duchową, i że przedmioty rozumienia nie są materialne, lecz duchowe: „[...] jeśli przedmioty umysłu poruszają umysł w ten sam sposób, jak przedmioty podpadające pod zmysły poruszają zmysły, wtedy przedmioty umysłu muszą posiadać w sobie pewną substancję, aby były w stanie poruszyć umysł” (ibid., s. 137). To jest powód, dla którego Ficino kładzie nacisk na samoodniesienie w jaskini: rozumienie jest dowodem na duchową naturę człowieka i to właśnie przez rozumienie człowiek transcenduje świat zmysłów – nie tylko metodologicznie, ale również metafizycznie. Ponieważ Ficino w innym miejscu argumentuje, że poznanie zmysłowe jest niczym innym jak uruchomieniem znajdowania idei rzeczy w duszy, możemy stwierdzić, że jest w połowie drogi do transcendentalistycznej interpretacji Platona. 129 Paul Richard Blum Ficino głosi jednakże ścisłą paralelę pomiędzy poznaniem, kosmologią i metafizyką, co jest widoczne w ponownie opowiedzianej historii o jaskini. Pytanie, które należy zadać, jest następujące: czy kosmologiczna/metodologiczna gradacja powinna być wzięta za dobrą monetę, czy też jest to wyrażenie problemu poznania, które jest owocne, gdy istnienie i rozumienie zbiegają się? W (domniemanej) teologii chrześcijańskiej koincydencja istnienia i rozumienia zachodzi w Bogu, podczas gdy w terminach fenomenologii zachodzi w ujęciu istoty. Zanim przejdziemy do wniosków, przyjrzyjmy się dla porządku filozoficznej teologii Ficino. Ficino, komentując Jednię Plotyna, próbuje myśleć o tym, co nad-istotowe, o Bycie, który nie jest bytem (w sensie Heideggera). Historycznie rzecz biorąc, Ficino spierał się z Giovanni Pico, który utrzymywał, że platoński Parmenides (który jest w tle u Plotyna i Ficino) nie jest niczym więcej niż ćwiczeniem logicznym, ponieważ – jak to widział – na poziomie tego co boskie musi zachodzić koincydencja wszystkich transcendentaliów. Pico zgadza się z Ficino, że boski byt nie jest „kolejnym bytem”, ale wnioski, które z tego wyciągnął, były przeciwne do tych wysnutych przez Ficina: była to pobożność przedreformacyjna, która w ostateczności prowadzi nas do pogardy dla metafizyki Uważam, że mamy tu wskazówkę, w jaki sposób świadomość mogła oddzielić się od swojej treści. Walka Ficino o odzyskanie Jedni, która jest Bogiem, idzie w parze z odkryciem, że człowiek nie widzi siebie samego, ale tylko swój własny cień. Nieznacznie modyfikując sytuację w jaskini, Ficino daje nam przedsmak tego, czym będzie egzystencjalna i transcendentalna filozofia. Opisuje on właśnie alienację ludzkiego umysłu, która sprawiła, że badania empiryczne i racjonalizm kartezjański stały się możliwe i konieczne. W konsekwencji ośmielam się twierdzić, że debata pomiędzy racjonalistami i empirykami jest tylko powierzchownym zjawiskiem głębszej krytyki, którą nazywam oddzieleniem ludzkiego umysłu 130 Bawiąc się w Boga: antropocentryczny zwrot renesansu od jego zawartości. Spór Ficino – Pico był innym powierzchownym zjawiskiem, takim jak spór pomiędzy pobożnością protestancką a wczesną metafizyką nowożytną. W tym momencie musimy oprzeć się pokusie prześledzenia tego kryzysu jeszcze bardziej wstecz, aż do jego początków. Ograniczę się tu do pokazania, że renesansowy humanizm, we wszystkich swoich kwestiach, był albo symptomatyczny dla tego nowożytnego rozdziału, który powoduje, że czcimy projekt Bacona i drżymy na myśl o jego konsekwencjach we współczesnej nauce i technice, albo był jego przyczyną sprawczą. Kiedy mówimy o humanizmie, musimy zacząć od Petrarki i jego spełniającego wiele zadań opowiadania o jego wejściu na Mont Vento. Petrarka, który żył w południowej Francji, pewnego dnia zdecydował się wspiąć się na niedaleko położoną górę. Do towarzystwa wziął ze sobą brata, ewidentnie jego alter ego. Podczas gdy jego brat wspinał się prostą drogą, Petrarka przekonał się na własnej skórze, że unikanie problemów powoduje jeszcze gorsze kłopoty. Kiedy weszli na szczyt, zdarzyły się dwie sytuacje, jedna po drugiej: Petrarka rozejrzał się i zaczął tęsknić za Alpami i Włochami, i myślał, że „to co dobre zawsze jest daleko, skoro jestem tutaj”3. Przypomina sobie wtedy, że ma w kieszeni Wyznania św. Augustyna. I przypadkowo, stojąc na świeżym powietrzu na szczycie góry, odzyskując siły po wspinaczce i odpierając chęć, by podążać dalej, otwiera książkę w tym miejscu, gdzie św. Augustyn drwi z tych, którzy przemierzają świat, a zapominają o swych własnych duszach. Pierwszy wniosek, jaki z tego wynika: natura oddziela człowieka od niego samego na wiele sposobów. Ogłuszony przez tę intuicję, Petrarka zbiega z góry, najwidoczniej odzyskawszy energię, dobiega do swojego schronienia i pisze list, z którego znamy tę historię. List był adresowany do księdza, który pewnego razu podarował Petrarce 3 „Schön ist es auch anderswo, und hier bin ich sowieso“. Wilhelm Busch. 131 Paul Richard Blum kieszonkową wersję Wyznań. Drugi wniosek: zamęt w głowie człowieka domaga się o komunikowania z innymi. Ale list był fałszywy, gdyż adresat, jak to autor dobrze wiedział, nie żył już od jakiegoś czasu. Trzeci wniosek: nie wierz autobiografiom. Co ważniejsze, wraz z Petrarką nowożytne autobiografie zaczynają być środkami komunikowania intuicji filozoficznych. Jednocześnie korespondencja zaczyna być gatunkiem literatury filozoficznej. Jest to humanizm z punktu widzenia formy literackiej. Mówiąc filozoficznie, moja opowieść o historii Petrarki ma za zadanie pokazać, że wraz z humanizmem jesteśmy świadkami odejścia duszy od niej samej, jej błądzenia po świecie widzialnym, jej rozczarowującego powrotu do niej samej. Wykorzystując analogię z Augustynem, można stwierdzić, że to, co u Augustyna było odkryciem istotnej boskości ludzkiego ja, tutaj jest zawężone do poszukiwania ja jako takiego. To właśnie nazwałbym zwrotem antropologicznym. Możemy obserwować ten zwrot u pierwszego naśladowcy Petrarki, Coluccio Salutatiego (1331-1406). Jednym z najwcześniejszych przedmiotów pierwotnej refleksji filozoficznej w listach Salutatiego było pytanie: jakie jest znaczenie przysłowia, że „oto największa część życia upływa nam na niewłaściwym działaniu, znaczna na bezczynności, a całe życie na czynieniu czego innego, niżby należało”4? Jego rozumienie niewłaściwego działania to czynienie coraz to nowych wyborów i przez to zepsucie samego początku życia; bezczynność objawia się, gdy ktoś starzeje się, zanim nadejdzie jego czas, włączając w to kontemplację końca życia, podczas gdy „cnota zawiera się w działaniu” i „owoc wieku starszego zasadza się na pełni aktywnego życia’; w konsekwencji życie jest całkowicie stracone, jeżeli strach przed śmiercią nie pozwala żyć. 4 Novati 1, s. 63-66 (dated 1368), the quotation is from Seneca, Ad Lucilium I, 1. A more elaborate treatment, 1398, in Novati 3, s. 239-258. 132 Bawiąc się w Boga: antropocentryczny zwrot renesansu W tych rozmyślaniach Salutati wydaje się być rozdarty pomiędzy pobożnym poddaniem się i planowaniem działania. Spięcie tej rozbieżności i ocena mądrości przejętej od starożytnych będzie zadaniem jego filozofii. Salutati nie podjął wyzwań filozofii przyrody, ale ujrzał swoje powołanie w polityce i etyce. Nadrzędną kwestią było dla niego wskazywanie na paradoks wolności człowieka. Pytanie o wolę przekształciło się w pokrewne pytanie o aktywne i kontemplacyjne życie. Kontemplacja jest rozumiana jako poszukiwanie prawdy jako takiej, podczas gdy aktywne życie jest interpretowane jako walka o dobro: dobro rodziny, przyjaciół, ojczyzny, społeczności, a ostatecznie o taki rodzaj szczęśliwości, jaką sobie człowiek życzy ze swojej natury i która jest chciana dla samej siebie5. Ten ostatni rodzaj pragnień jest nie tylko wyżej w rankingu w stosunku do osiągnięć intelektualnych, ale i udowadnia, że wola musi być wolna, jeśli determinuje działania ludzi i ich zorientowanie na szczęśliwość. Gnozeologia woli jest nie tylko zakorzeniona w porządku stworzenia, ale również w naturze ludzkiej duszy, a wolność jest korzeniem osobistych i społecznych działań. Dusza i jej potencjały powinny być w centrum uwagi, nie ze względu na wiedzę teoretyczną, ale za względu na cnoty. Ulepszenie moralności i zachowania społeczności są prawdziwymi celami studiowania6. Teoretyczna i praktyczna wiedza są aktywnościami, więc kontemplacja też; różnica zasadza się na ich celu ostatecznym, który – dla kontemplacji – jest błogosławioną wizją Boga7. Salutati nie mógł przewidywać dwuznacznego użycia tych refleksji przez Franciszka Bacona. 5 De nobilitate legum, 22, s. 180. De nobilitate legum, 5, s. 36. 7 De nobilitate legum, 5, s. 38. Cf. De laboribus Herculis (Salutati, 1951), IV 1, 7, s. 501 sq.: ‘intellectus (…) duplex est, practicus scilicet et speculativus. Ille namque sicut ist cogitat operatur.’ 6 133 Paul Richard Blum Nawet jeśli Salutati mógł sprawiać wrażenie, że zmierza ku pobożnemu pocieszaniu się wobec niemożności pogodzenia woli i opatrzności, jest oczywiste, że miał na celu osobiste zbawienie i porządek polityczny oraz że widzi je jako zakorzenione w tej samej antropologii stworzonej wolności. Dlatego też rozróżnia słowa ‘ago’ i ‘facio’ (czynić vs. robić) przez ich sposób transcendowania: robić kończy się w czymś odczuwalnym cieleśnie, podczas gdy czynić ma niematerialne i duchowe przedmioty8. W innym miejscu Salutati wyjaśnia, że w stanie idealnym, gdy wolna wola jest idealnie uformowana, wybrałaby ona z dwóch alternatyw tę, która jest „chciana przez prawy umysł”. Czy też, jak Salutati twierdził w swoim De fato, „wola wymusza na sobie konieczność, jeśli chce podążać za rozumem i przez to chce tego co prawy umysł mówi jej żeby czynić”9. Nie ma wątpliwości, że Salutati szczerze chciał pogodzić pobożność i politykę. Jednakże jego kontemplacje nad naturą ludzką, a szczególnie dotyczące koordynacji rozumu i woli, otworzyły dla przyszłości straszliwy widok w otchłań, która rozdziela ludzki umysł i boskie prawo. Mam nadzieję, że omawiając Ficina, Petrarkę i Salutatiego, przekonałem państwa, że humanistyczny antropocentryczny zwrot leży u podstaw nowożytnej nauki. Odniesienie do Boga kreatora zmieniło się od twardej obrony wiary do upartego przekonania przeciwko dowodom na jej rzecz. Nie prowadziłem rozważań, aby wychwalać taki rozdźwięk, ale aby go zdiagnozować. Jeśli alienacja ludzkiego umysłu jest jego nowożytną dolegliwością, przyjęcie do świadomości tego faktu może być początkiem leczenia. Uznanie 8 Novati 3, s. 248. De fato, II 6, s. 55 sq.: ‘Imponit ipsa sibi tamen voluntas necessitatem si rationem sequi vult, ut illud omnino velit quod sibi ratio recta dictabit’. 9 134 Bawiąc się w Boga: antropocentryczny zwrot renesansu paradoksów jest z pewnością najlepszym lekarstwem przeciwko dogmatyzmowi i bitwom o książki, które nawet nie są dobrymi książkami. Tłum. Rafał Lizut Playing God: The Anthropocentric Turn of the Renaissance Summary The paper aims to answer the question of whether secular science can support the reverence of God and to show how modern science turned from contemplation of God’s creation to „playing God”. The elimination of God from science started from the Baconian project of Salomons’ House, where one was supposed to develop ways of correcting nature. This idea was present in many philosophical traditions inevitably reversing the order of primacy cognition: scientific cognition replaced theological cognition. The replacement of faith with reason was very well shown when Raimundus Sabundus announced, that the book of nature is equivalent to the Bible written in language more accessible to people. To refer to God the creator turned from a stronghold of human belief to a stubborn affirmation against evidence or an irrational though necessary appellative. It caused divergence of soul from itself during the Renaissance. This divergence is the anthropocentric turn of the Renaissance and it spread out on all approaches to nature. If alienation of the human mind is its modern condition, to acknowledge this fact may be the beginning of healing. 135