Pasje po godzinach

Transkrypt

Pasje po godzinach
MAŁE CO NIECO
16
NR 11/2013 (18-19)
13 LISTOPADA
Lek. med. Jerzy Wilgus od
20 lat jest znanym chirurgiem
plastykiem. Pracę rozpoczynał
w ośrodku chirurgii plastycznej
w Polanicy Zdroju, gdzie zdobył
drugi stopień specjalizacji. Był
także ordynatorem oddziału chirurgii plastycznej w szpitalu wojewódzkim w Sosnowcu. Oprócz
zamiłowania do medycyny, od
młodości towarzyszy mu druga
pasja – rzeźbiarstwo.
Przy wejściu do budynku kliniki w Katowicach spogląda
na mnie mężczyzna z psem, z boku każdy ruch kontroluje gąsienica z granitowych otoczaków połączonych stalowymi trzpieniami,
a w krzakach ukrywają się pająki.
Nad wszystkim czuwa św. Franciszek przywieziony z demobilu.
Wewnątrz, na półpiętrze, pacjentów witają pingwiny – jeden dumny jak paw, z podniesioną głową,
drugi pokorny, ze spuszczoną głową. Na kolejnym piętrze rządzi
z kolei Śpiąca Królewna. W takiej
scenerii, pod pełną kontrolą stworzonego przez siebie świata, pracuje Jerzy Wilgus.
– Rzeźbiarstwem w młodości
zainteresował mnie dziadek. To
on przekazał mi zestaw dłut
i od tego się zaczęło. Najpierw
rys. Michał Maj
fot. Tomasz Jodłowski
Pasje po godzinach
materiałem było tylko drewno,
ale z czasem zacząłem korzystać
także z kamienia. Później moja
pasja zaowocowała przyjaźnią
Placebo
z prof. Stanisławem Hochułem
z katowickiej ASP. Przyjaźń się
rozwijała, a rzeźbiarstwo nabierało wyrazu – wspomina Jerzy
Wilgus i dodaje, że w jego życiu
sztuka nigdy nie przegrała z medycyną, a jedynie ustąpiła jej
miejsca.
– W sztuce pewne techniki zostały opanowane, a ja chciałem
pójść dalej, używając ciała ludzkiego jako materiału rzeźbiarskiego i pomagać pacjentom,
zmieniając wygląd ich nosa, uszu
czy rekonstruując brakujące części ciała. Wtedy też postanowiłem
zdawać egzaminy na medycynę
z przeświadczeniem, że połączę
pasję z zawodem, by móc rzeźbić
w kamieniu, drewnie, ale i w materiale ludzkim.
W czasie 30-letniej kariery zawodowej Jerzy Wilgus wykonał
ponad 28 tys. operacji i stworzył
około 200 rzeźb, przedstawiających owady, ptaki, zwierzęta i ludzi. Dziś ozdabiają one klinikę,
ale także ogrody jego przyjaciół.
Sporo rzeźb nawiązuje do wykonywanego przez niego zawodu,
jak również do okresu, kiedy
w czasie ostrego dyżuru przyjmował ciężko chorych.
– Pamiętam, że przywożono
nam poszkodowanych z oderwanymi kończynami czy deformacjami twarzy. Zdarzało się, że operacja polegająca na zespoleniu tętnic, żył i ścięgien trwała kilkanaście godzin i te zapamiętane przeze mnie obrazy miały przełożenie
na sztukę. Kiedy np. rzeźbiłem
ludzkie twarze i efekt końcowy
nie był zadowalający, bo coś poszło nie tak, uświadamiałem sobie, że jest to nawiązanie do człowieka po ciężkim wypadku. Niekiedy miałem nawet ochotę nadawać tym rzeźbom rozpoznanie
medyczne, np. stan po rozszczepie
twarzy albo stan po złamaniu nosa – dodaje.
Skoro więc chirurgia plastyczna tak ściśle współpracuje z pasją,
nasuwa się pytanie, jak często te
dziedziny są dla siebie inspiracją.
– Operując pacjenta, raczej nie
myślę o rzeźbie, tylko o tym, by pomóc, bo przecież wykonywane zabiegi nie dotyczą tylko estetycznej
poprawy wyglądu, ale często związane są z usuwaniem zmian nowotworowych czy poważnymi zabiegami rekonstrukcyjnymi. Zdarza
się jednak, że operacja biustu pacjentki przynosi zaskakująco dobre efekty i, bandażując ją, myślę
sobie – ładna byłaby to rzeźba.
Moja pasja jest pomocna także
w czasie przygotowywania pacjenta do zabiegu. Jeśli rozmawiamy
np. o rekonstrukcji nosa, mogę go
naszkicować i zaprojektować,
a pacjent ma możliwość dokonania
zmian – mówi Jerzy Wilgus.
Gdy zawód wymaga poświęceń,
zwykle pasja cierpi z powodu niedowartościowania. Na szczęście
można jeszcze zagospodarować
noce i weekendy.
– Wtedy nie dzwonią telefony.
Jednak zdarza się, że nie zauważam upływu czasu, spoglądam
przez okno, a tu już ranek – dodaje Jerzy Wilgus. Jego prac nie
można kupić, gdyż każda z nich
ma dla niego wyjątkową wartość.
Z bólem serca pozbył się jedynie
„Syzyfa”, a uzyskane środki
przekazał na cele charytatywne.
Rzeźbiarstwo to pasja relaksująca, ale, jak się okazuje, niekoniecznie pod względem fizycznym, zwłaszcza gdy brakuje materiału, trzeba jechać do hurtowni i poprosić o trzy tony kamienia.
Ostatnia wystawa składała się
z kilkunastu rzeźb pływających.
Wśród eksponatów znalazła się
syrenka, ale i potwór z Loch
Ness. Wszystkie rzeźby wykonano ze styroduru oraz żywic syntetycznych i zakotwiczono do dna
jeziora. Na falach sprawiały wrażenie żywych i pływających.
■
Wojciech Skowroński
Z a c y t o w a n e"
"
Trzeba umieć biegłemu zadać naprawdę dobre pytanie, i to na wiele sposobów,
aby uzyskać od niego stwierdzenie, które może przesądzić sprawę.
Julia Stanek, prawnik, o procesach o błędy medyczne, „Polityka”
Mam wrażenie, że braki niektórych specjalistów wynikają z tego, że nagle NFZ
w kolejnych postępowaniach zwiększa wymagania. Z dnia na dzień lekarz
z pierwszym stopniem specjalizacji przestaje się nadawać do leczenia.
Dariusz Piontkowski (PiS), w czasie parlamentarnej Komisji zdrowia
Ona zaczyna: mamy niepłodność. Jego wina. Proszę spojrzeć, jakie tu są kiepskie parametry.
Prof. Krzysztof Łukaszuk, klinika leczenia niepłodności,
o rozmowach z parami przychodzącymi na terapię, „Newsweek”
Misją szpitala nie jest tylko ratowanie pacjentów na granicy życia i śmierci, ale
także udzielanie pomocy tym, którzy jej potrzebują. W Polsce szpital, który robi to,
co powinien, wpada w tarapaty.
Konstanty Radziwiłł, NRL, o szpitalnych długach, „Rzeczpospolita”
Najlepiej jednak uznać, że wszyscy polscy obywatele mieszkający w Polsce są
ubezpieczeni, i pilnować płacenia składek od każdego źródła dochodów.
Marek Balicki, były minister zdrowia, o niejasnościach wokół eWUŚ,
„Gazeta Wyborcza”

Podobne dokumenty